MAGAZYN
Nr 1/2019 (10) BEZPŁATNY ISSN 2353-1142
www.folk24.pl www.folk24.org
NIE ZAGUBIĆ ETNICZNOŚCI Rozmowa z Karoliną Beimcik
DRUGIEJ TAKIEJ NIE MA Agata Karczewska – nowa twarz country
WYDAŁO SIĘ W ROKU MINIONYM Prezentacja płyt z 2018 r. FELIETONY
W. Ossowski, M. Świątek, R. Zieliński 1
M A RC I N KRU PA — PREZ YD E N T M I AS TA K ATOW I C E Z A PR ASZ A
31.05 — 1.06.2019 Podcienia Miasta Ogrodów Tańcz albo połóż się wygodnie na leżaku. Śpiewaj z artystami albo tylko słuchaj. Wejdź do Ogrodów Dźwięków i odkryj nowe muzyczne światy! Talisk (SCO) — Fifidroki (PL) Romperayo (COL) — Frigg (FIN) Yossi Fine (ISR) — Macumba (CY) Bilety: 10 zł / 1 wieczór, 15 zł / karnet ticketportal.pl / kupbilecik.pl
Organizator:
Patronat:
Patronat medialny:
miasto-ogrodow.eu
NA POCZĄTEK
MAMY JUBILEUSZ! Witam w kolejnym, wyjątkowym wydaniu naszego Magazynu FOLK24. Wyjątkowym, bo oto trzymacie Szanowni Czytelnicy DZIESIĄTY numer naszego tytułu. Mamy jubileusz! Patrząc na naszych drukowanych braci w folku, takie tytuły jak Pismo Folkowe, czy niemiecki Folker, angielski fRoots, bardzo skromny ten nasz jubileusz, ale z drugiej strony, mam nadzieję, że wszystko jeszcze przed nami i że nie spotka nas los tak zasłużonych dla promocji muzyki tradycyjnej i folkowej tytułów jak francuski TradMag czy amerykański SingOut, które niestety zniknęły już z rynku. Wyjątkowe to wydanie jest jeszcze z innego powodu. To pierwszy numer papierowego FOLK24, który powstawał już w redakcji we Wrocławiu – mieście dla muzyki etno, folk, world music również wyjątkowym, bo tę różnorodność kulturalną słychać tu niemal na każdym rogu. Przekonają się o tym ci, którzy już 21 i 22 czerwca dotrą do Parku Staromiejskiego na 12 edycję Festiwalu „Kalejdoskop Kultur” (będziemy tam, zapraszamy na nasze stoisko). Sam nie byłem dotąd świadom jak wiele narodów żyje we Wrocławiu i jak dużo tu tradycyjnej i folkowej muzyki. Zanim jednak trafimy na „Kalejdoskop…” przed nami inne, ważne festiwale. Młody, skromny, ale bardzo ciekawy festiwal w Katowicach „Ogrody Dźwięków” czy zasłużony już i bogaty w wydarzenia poznański „Ethno Port”. To jeszcze przed wakacjami, a na początku lipca w Krakowie oczywiście legendarne „Rozstaje/EtnoKraków” czy „Globaltica” w Gdyni. Parę słów o nich znajdziecie na łamach tego numeru oraz w naszym dziale „wydarzenia” na Folk24.pl. Wracając jednak do naszego świętowania, z okazji dziesiątego wydania postanowiliśmy zrobić sobie prezent i co nieco zmienić. Jak zauważyliście Magazyn nam urósł, jest dwa razy większy (230x300 mm) i wbrew pozorom obszerniejszy – obecne 24 strony to nieco więcej miejsca na tekst, niż przy poprzednich 48, a mam nadzieję, że z każdym kolejnym wydaniem stron będzie nam przybywać (tak jak i autorów). Dlatego jeśli macie ochotę, czujecie, że macie coś na temat folku do powiedzenia, nieustająco zapraszam na łamy, miejsca mamy dość. No i oczywiście piszcie jak Wam się taki Magazyn FOLK24 podoba, bo jesteśmy bardzo ciekawi. A co na łamach dziesiątego numeru? Obok zapowiedzi festiwalowych, to co zawsze, znane Wam rubryki ale w nich co nieco nowości. Ania Wilczyńska znów podsumowała dla nas rok 2018 pod kątem wydawnictw płytowych („Wydało się w roku minionym”). Ponad sto tytułów, z różnorodnych zakamarków folku, bo jak pisze Wojtek Ossowski w swoim felietonie „folk jest wielowymiarowy”, i tę wielowymiarowość najlepiej widać po tytułach jakie ukazały się w minionym roku. Obok Folkowego Fonogramu Roku – płyty Janusz Prusinowski Kompania „Po śladach”, mamy tu płytę, laureatkę plebiscytu „Wirtualne Gęśle” – CD Percivala „Slava III. Pieśni Słowian Zachodnich”. Te dwa tytuły pokazują o jak różnorodnych biegunach folku mówimy (obu zespołom serdecznie gratulujemy laurów!). My dorzucamy do tego piosenkę autorską (czyli po hamerykańsku songwriting), turystyczną, żeglarską, szanty, country i oczywiście folkmetal, ethno jazz, fusion o samym etno nie wspominając. A i to nie wyczerpuje tematu. Folk niejedno ma imię, a o tym co jest folkiem, a co nie, nie raz z pewnością jeszcze przyjdzie nam dyskutować (choć nie raz już w środowisku folkowym o tym dyskutowano). Kolejną próbę takiej dyskusji znajdziecie w pierwszej polemice na naszych łamach, wspomnianym już felietonie Wojtka Ossowskiego („Nie wszystko jest folkiem?”). Mamy nadzieję, że dyskusja będzie ciekawa, a i Wy się w nią włączycie. Mam i ja swoje przemyślenia, z którymi w kolejnych numerach chętnie się podzielę. Cieszy mnie, że w każdym niemal Magazynie gościmy na łamach kogoś nowego. Nie inaczej jest i teraz, witam Katarzynę Gacek-Dudę, a Was zapraszam do lektury jej artykułu o japońskim flecie sakuhachi („Jedno shaku i osiem sun”). Kasia jest wielką miłośniczką fletów wszelakich i jeśli kogoś temat wciągnie polecam jej stronę. Cieszą mnie też powroty na łamy autorów, którzy już dla nas pisali. Tym razem witam po przerwie Witolda Vargasa, a Was zapraszam do spotkania z demonem, który specjalizował się w marnowaniu dusz za pośrednictwem muzyki („Na diabelską nutę”). Jak w każdej dziedzinie, tak i w muzyce, by ta mogła się rozwijać, co jakiś czas mistrzowie ustępują miejsca uczniom. Następuje zmiana warty, naturalna kolej rzeczy, i na scenach pojawiają się młodzi. Jacy są można obserwować to na konkursach (np. na zakończonym niedawno konkursie Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja”) lub na naszych łamach. W tym numerze rozmawiamy właśnie z „młodą krwią polskiego etno i folku” – Karoliną Beimcik, o jej pasjach, muzyce, podróżach i planach („Nie utracić etniczności”). Poza tym polecam kolejną opowieść o polskiej scenie country pióra redaktora pisma „Dyliżans” Maćka Świątka („Drugiej takiej nie ma”), czy felietonu wrocławskiego dziennikarza, mojego kolegi ze sceny folku morskiego, żeglarskiego i turystycznego Rafała Zielińskiego („Na festiwale warto, bo są”). Zapraszam do lektury i do odwiedzin naszej strony Folk24.pl i wrocławskiej redakcji. Kamil Piotrowski Redaktor naczelny Wrocław, 20 maja 2019
SZANOWNI WIELCY WSPANIALI WSPIERATORZY! To wydanie Magazynu FOLK24 nie ujrzałoby światła dziennego m.in. bez Waszego wsparcia. Wielkie dzięki WAM za nie – i za życzenia urodzinowe, takie 50-tki, to można i co rok obchodzić! – wiem, że RODO i takie tam, że szanować trzeba prywatność, ale nie mogę wszystkich Was, WSPIERATORÓW, nie wymienić choć z ksywki, nika, skrótu myślowego (byMyselfDesign), światu nie powiedzieć, radością się nie podzielić, że takich super bohaterów znam. Jednocześnie ogłosić chcę, iż razem z naszymi „fspierającymi” z lat poprzednich, wciągam Was do naszego nieformalnego, super nietajnego FOLK24 Club! Dziękuję i polecam się w przyszłości: Brat z GP, Taclem, Ola Zar, YEN, Jachu, Seba co w stronę portu, Jagoda Bosska, Kasia So., Klementyna Ka, Cicik, iFonka, Alicja N., Monika De, Michał z „Elsinore”, Grześ Si., Monika Natka z Celtów, „Wrona”, Aga HeloIndygo, Kasia z Bankruta, Jurkiel, Stachu z Wyspy Zielonej, Jola ChrzestnaMatkaFolk24, Basia Czeremchy, Bea z Szeli, Ewelina z Londyna, Krzyś co z Kanady… wrócił, Wojtek Pan „no nic, aaaa”, Hana z Kantu, Michał Nit, Jaro20, Jarosław z ptakiem w herbie, Pablo z Grodu, Dorota z Trójmiasta chyba, Adam imć herbu Paszkowicz, Wojtek ze Staffu, Adrian z Kędzierzyna, IKA, Garbaty, Siudmy, Asia z Wrocka, ciocia Gosia, Gasiu, Michał Zygmunt, Edyta SuperGościówa i Kasia z Koralami. Kolejność nie ma znaczenia, WSZYSTKIM WAM NEPTUN ZAPŁAĆ!
1/2019 (10) Magazyn FOLK24
3
SPIS TREŚCI
WIEŚCI
WYWIAD
WYWIAD
5 Newsy, zapowiedzi, ogłoszenia
su. Chodzi o coś w rodzaju tworzenia tu i teraz, wyrażenie pewnej emocji. Ale to jest długi, filozoficzny wątek. Jak zatem zagrać folklor słowiański łącząc go z jazzem?
WYWIAD 6 Nie utracić etniczności W FOLKOWYM TONIE
NIE UTRACIĆ ETNICZNOŚCI
9 Na festiwale warto, bo są
Rozmowa z Karoliną Beimcik, pomysłodawczynią i współzałożycielką zespołu Babooshki, wokalistką, skrzypaczką, badaczką kultury.
Czy solowa płyta, zatytułowana „Zorya” to właśnie twoja wizja etnojazzowego grania?
Rozmawiał: Kamil Piotrowski | Zdjęcia: Sourabh Katoch
FESTIWALE TU 10 Zapowiedzi festiwali
Dawno cię nie było. Ledwie wróciłaś z Nowego Jorku i znów Cię wywiało, tym razem do Indii. Opowiedz co się działo?
niektórzy dopytywali o czym śpiewam, inni mówili, że mimo, iż nie rozumieli tekstu, bardzo przeżywali tę muzykę.
Jak już wspomniałeś byłam w Nowym Jorku, gdzie pracowałam uczyłam się, poznawałam nowych ludzi zbierałam doświadczenia.
A co głównie wykonywałaś?
Jak to się w ogóle stało, że trafiłaś do Nowego Jorku? Przez to, że moje inspiracje sięgają też muzyki jazzowej. Chciałam odwiedzić kolebkę jazzu, Nowy Jork, miasto o wielkiej kulturowej różnorodności. Dostałam się na wydział jazzu Aaron Copland School of Music. Uczyłam się tam śpiewu, kompozycji i aranżacji. Dzięki temu, że Nowy Jork daje możliwość uczestniczenia w dużej ilości koncertów każdego dnia, to zawsze twierdzę, że prawdziwą szkołę ukończyłam na ulicach Nowego Jorku i słuchając różnych artystów w klubach czy salach koncertowych.
WYDAWNICTWA 12 Recenzje płyt
Jak ta wielokulturowość wpływała na twoje studia, działalność, na Ciebie?
WYDAWNICTWA 2018 13 Wydało się w roku minionym
Nowy Jork jest miastem pełnym energii. Artyści, którzy tam mieszkają inspirują się nawzajem i to dzieje się zarówno podczas studiów, wspólnych jam sessions, jak i po prostu poprzez odwiedzanie koncertów. Fajne w tym wszystkim jest to, że możesz pozostać sobą, wnieść coś swojego do tego muzycznego miasta, współtworzyć z innymi jakąś własną wizję muzyki. Na pewno dzieje się to w wielu innych miejscach, ale Nowy Jork jest pod tym względem szczególny. Ja akurat przez te kilka lat śpiewałam tam głównie po polsku. Jak to?! Tak. Śpiewanie po polsku było tam po prostu bardzo interesujące. Dla nich polski to język egzotyczny, bardzo chętnie przychodzili na koncerty,
INSTRUMENTY
6
To bardzo indywidualna sprawa. W muzyce jazzowej, gdzie interpretacja w tak dużym stopniu zależy od muzyków, sporą rolę, poza oczywiście kwestią aranżacyjną, odgrywa dobór muzyków. Na dwóch płytach Babooshek śpiewałyśmy z Daną Vynnytską pochodzącą z Iwano-Frankivska, dwujęzycznie. Dana potrafi niezwykle interesująco operować głosem zachowując jego ludowe brzmienie, a jednocześnie odnaleźć miejsce dla tego rodzaju śpiewu w improwizacjach jazzowych. W Babooshkach współpracowałam też z Jasiem Smoczyńskim, który interesuje się polskim folklorem, a zarazem jest wspaniałym pianistą jazzowym. Dlatego zapraszanie go do moich kolejnych projektów, gdzie wracam do etnicznych inspiracji, jest konsekwencją wieloletniego „porozumienia dusz”. Z kolei Michał Jaros, znakomity polski kontrabasista również znany z Babooshek, razem z Jasiem dopełniają się w tego rodzaju muzyce i tworzą charakterystyczne brzmienie, które bardzo lubię i od razu gdzieś je słyszę gdy pojawiają się pierwsze pomysły. A jeśli chodzi o same kwestie aranżacyjne… No cóż, chyba chodzi mi o to, żeby ta muzyka po prostu brzmiała naturalnie, nawet jeżeli zaczynam operować jakimś rytmem czy bardziej skomplikowaną harmonią to łącznikiem zawsze jest tu charakterystyczna słowiańska melodyka, której frazę, metrum w muzyce ludowej często wyznaczał po prostu oddech.
Starałam się otwierać na różne gatunki, ale podczas koncertów w większości wykonywałam tradycyjne utwory naszego wschodniego pogranicza łącząc je z bardziej współczesną harmonią, eksperymentowałam z formą i rytmem. Ogólnie był to czas poszukiwań. Czy można to nazwać właśnie etnojazzem? Myślę, że chyba tak… Czy nasze pojęcie etnojazzu różni się jakoś od podejścia do takiego grania przez Amerykanów?
To projekt, który ma swoje korzenie w mitologii słowiańskiej i jest innym odczytaniem tradycyjnej muzyki pochodzącej głównie z regionów zamieszkałych przez mniejszości narodowe Łemków czy Kurpiów. Album zawiera zarówno urokliwe kołysanki, wesnianki (słowiańska odmiana kolęd śpiewanych w okresie wiosennym), leśne pieśni miłosne, jak i moje kompozycje, zainspirowane historią i kulturą Europy Środkowo-Wschodniej. Starałam się przy pracy nad tą płytą wykorzystać pomysły, które zrodziły się w Nowym Jorku, ale samą płytę nagrałam w Polsce z Jasiem Smoczyńskim, Michałem Jarosem, Rafałem Sarneckim i Michałem Miśkiewiczem. Myślę, że w dużej mierze Michał Miśkiewicz i jego przestrzenna gra na perkusji nadały temu projektowi tak różny od babooshkowego charakter. Podobnie jak charakterystyczne brzmienie gitary Rafała Sarneckiego, prywatnie mojego sąsiada z Queensu. Zmienienie nieco składu było więc zamierzonym działaniem, chciałam, żeby to tak brzmiało. Płyta ukazała się w marcu ub. r., a jej premiera miała miejsce zagranicą. Koncertowaliśmy w Waszyngtonie, Nowym Jorku i Meksyku.
Myśle, że to, czego się nauczyłam, to tolerancja dla innych i samej siebie, ciężka praca, a także odpowiedzialność za swoje powodzenia i niepowodzenia. Jadąc samotnie do obcego kraju na kilka lat można dowiedzieć się bardzo dużo o sobie. Z daleka od domu, bliskich jesteśmy zdani na relacje z nowo poznanymi ludźmi z różnych krajów i środowisk, którzy uświadamiają ci, czym jest inność i jak ją szanować. Są tygodnie, podczas których sam zmagasz się z porażką i to uczy cię pokory. Są miesiące bez pracy, a to uczy cię zachowania zimnej krwi, są też okresy twórczych sukcesów, pięknych przyjaźni, a to uczy cię ciężkiej pracy i miłości. Kiedy trzeba samemu mierzyć się z trudnościami, stawić czoła własnej małości, zmienia cię to na zawsze. Czasami, kiedy było trudno czułam, że nie jestem w stanie z nikim się tym podzielić, bo przecież tylu artystów przeżywa to samo. Ale ta samotna podróż w celu znalezienia sposobu na samodzielne stawienie czoła tym sytuacjom jest potrzebna sztuce. Zatem wróciłaś z USA i „wróciły” też Babooshki. Przypomnij co się wydarzyło przed twoim wyjazdem do Ameryki, były przecież płyty, koncerty… Tak. W 2011 nagrałyśmy debiutancką płytę „Kolędy i szczedriwki”, której wydaniu towarzyszył koncert w Studiu im. Lutosławskiego w Polskim Radiu, który długo będziemy pamiętać. Z kolei „Vesna”, druga płyta, pojawiła się w kwietniu 2014 r. Przerwa była długa, ale powoli wracamy do prób. Wszyscy muzycy są bardzo zajęci, każdy z nich zaangażowany jest w kilka innych projektów. Ale Babooshki to jest taki zespół, który myślę, że dla każdego z nas jest niezwykle ważny. Tak się jakoś zawsze składało, że każdemu koncertowi towarzyszyły niezwykłe okoliczności, które nadawały tym momentom głęboki wymiar. Szczególnie koncerty na Ukrainie były przeżyciem, które trudne jest do opisania słowami. Radość ze współistnienia? Może to jest właściwe określenie. Czy coś się zmieni w zespole, czy skład Babooshek będzie ten sam? Ostatnio spotkałyśmy się z Daną we Wrocławiu, by rozpocząć prace nad materiałem na nową płytę. Póki co jesteśmy na etapie ustalania terminów. W studio spotykamy się w lipcu. Jesteśmy bardzo związani z naszymi muzykami i włączyłyśmy ich do pracy, ale chcemy też poeksperymentować, znaleźć nowe brzmienia, otworzyć się na inne pomysły aranżacyjne. Chcielibyśmy, żeby nowa płyta trochę różniła się od poprzednich, ale nie chcemy rezygnować z charakterystycznego brzmienia Babooshek. A skąd w ogóle muzyka. Jak to się stało, że zajęłaś się tą dziedziną sztuki? Rodzina?
Jak wspominasz to doświadczenie? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ musiałabym przemyśleć jak określić etnojazz. Myślę, że szukanie definicji danego gatunku muzycznego jest, szczególnie współcześnie, niezwykle trudne. Na pewno w projektach, które tworzyłam interesowała mnie głębia muzyki tradycyjnej mojego kraju i chciałam ją w jakiś sposób pokazać tam, gdzie mieszkałam, czyli w Nowym Jorku. Bliskie mi jest łączenie elementów muzyki etnicznej i jazzowej, ale nie chciałabym wtłaczać tej pierwszej w jakieś ustalone ramy jazzu. Mam wrażenie, że wtedy ta etniczność, surowość, korzenność gdzieś ucieka. Jazz to jedynie narzędzie, ale nie było moim celem tworzenie w jakimś szczególnym gatunku. Nie chcę za wszelką cenę być wokalistką jazzową albo etnojazzową. W Nowym Jorku przeszłam chyba pewną metamorfozę i doszłam do wniosku, a może raczej głęboko poczułam, że bardzo chciałabym po prostu tworzyć nie starając się myśleć o tym, jaki to będzie styl. Wydaje się to czymś oczywistym, ale zrozumienie tego zabrało mi trochę cza-
Ciekawie było grać ten materiał z muzykami z różnych krajów. W USA koncertowaliśmy kilkakrotnie w ciekawych składach, zanim utwory trafiły na płytę. To było bardzo rozwijające. Natomiast do Meksyku pojechaliśmy z Rafałem Sarneckim we dwójkę i „Zorię” prezentowaliśmy albo w duecie albo w kwartecie razem z perkusistą Gabrielem Puentesem i kontrabasitą Israelem Cupichem. Zwiedziliśmy prawie cały kraj począwszy od Festiwalu „Euro Jazz” w Mieście Meksyk, przez Zacatecas, gdzie odbywa się najważniejszy meksykański festiwal prezentujący muzykę różnych kultur, aż po miasta takie jak Cuernavaca czy Oaxaca występując na kilku koncertach. To naprawdę piękny i ciekawy kraj, który przemierzyliśmy autobusami, taksówkami i samolotami. Co ci dały te lata w Ameryce, poza wiedzą oczywiście, którą zdobyłaś?
Rodzina (śmiech). Mój dziadek – Henryk Beimcik – był waltornistą i dyrygentem Małej Orkiestry Dętej Przy Rozgłośni Poznańskiej Polskiego Radia. Działał nie tylko w Poznaniu, ale i na całym świecie. Z dzieciństwa mam przed oczami obraz dziadka przepisującego partytury, który zawsze mnie upominał, żebym uważała biegając wokół, bo jak zrobi błąd, to będzie musiał to wszystko przepisywać od nowa. Nie było wtedy kserokopiarek. Pamiętam też „Niedzielne Poranki Muzyczne” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, gdzie występował ze swoją orkiestrą. To jest moje pierwsze wspomnienie dotyczące muzyki. Dziadek później ćwiczył ze mną grę na skrzypcach, a do tego instrumentu zachęcił mnie z kolei mój tato, który posłał mnie do szkoły muzycznej. To właśnie gra na skrzypcach i inne zajęcia muzyczne kształtowały mój słuch muzyczny. Później zaczęłam śpiewać, ale nie pamiętam kiedy dokładnie zdecydowałam, że będę to robić profesjonalnie, traktować to na poważnie. Nie mam żadnej historii w stylu „od zawsze wiedziałam, że chcę to robić”.
6-9
Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
1/2019 (10) Magazyn FOLK24
17 Jedno shaku i osiem sun WYDAWNICTWA 2018
INSTRUMENTY
W FOLKOWYM TONIE 19 Na diabelską nutę
COUNTRY
NIE WSZYSTKO JEST FOLKIEM?
WYDAŁO SIĘ W ROKU MINIONYM
Polemika do artykułu Pawła Janasa Tekst: Wojciech Ossowski
Flet to moim zdaniem instrument duchowy... może dlatego, że to Ty, jako muzyk, tchniesz w niego życie... nie bezpośrednio, jak na innych instrumentach, przykładowo przez dotyk czy szarpnięcie, ale przez tchnienie. Taka łączność ma inny wymiar… inne odczucia...
Płyty sceny etno-folk-worldmusic A.D. 2018
I znów pokusiliśmy się o przygotowanie najpełniejszej, jak tylko się da, prezentacji płyt, które ukazały się w minionym, 2018 roku. Znajdziecie tu zarówno płyty nurtu etno, folk, worldmusic i pochodne ale też te mniej kojarzone z folkiem w Polsce, choć nam jak najbardziej, a więc nurtu piosenki autorskiej (studenckiej, turystycznej czy żeglarskiej).
22 NIe wszystko jest folkiem?
Blackface Family African Drums world music/etno Premiera: 30.01.2019 Wydawca: 1000Herz Records
Czeremszyna Tęsknoty folk słowiański Premiera: 12.12.2018 Wydawca: Czeremszyna
Babsztyl Życie to cud country/bluesrock/folk Premiera: 08.2018 Wydawca: Babsztyl
Olga Boczar Tęskno mi, tęskno etnojazz Premiera: 4.10.2018 Wydawca: For Tune
Czereśnie Pestki folk miejski Premiera: 26.11.2018 Wydawca: Karoryfer Lecolds
Bartek Halicki Septet Etnograf etnojazz Premiera: 3.09.2018 Wydawca: Soliton
Alicja Boncol & KoAlicja Big Power Kick country Premiera: 23.07.2018 Wydawca: BBZ
Czyżykiewicz & Cisło Pretekst live folk/piosenka Premiera: 19.10.2018 Wydawca: MTJ
Karolina Beimcik Zorya etnojazz/folk słowiański Premiera: 19.03.2018 Wydawca: Multikulti Project
Carrantuohill Zielona droga folk celtycki Premiera: 17.01.2018 Wydawca: CELT
Do DNA Do DNA folk Premiera: 29.10.2018 Wydawca: Do DNA
Bhattacharya/Traczyk/Zemler Joy!Guru world music Premiera: 30.11.2018 Wydawca: Unzipped Fly
Karolina Cicha & Elżbieta Rojek Jeden-Wiele etno/folk Premiera: 23.11.2018 Wydawca: Wydźwięk
Duet Zoriuszka Głosy Wschodu pieśni tradycyjne Premiera: 11.2018 Wydawca: L.O.T. w Czaplinku
PATRONAT FOLK24 Szymon Białek Terra Incognita fingerstyle guitar/folk/jazz Premiera: 12.2018 Wydawca: Szymon Białek
Czarny Motyl Maszyna do robienia Słońca folk/neofolk Premiera: 8.07.2018 Wydawca: Karoryfer Lecolds
DRUGIEJ TAKIEJ NIE MA Agata Karczewska, piosenki już nie tylko z gitarą zdj. Tom Swoboda
WATS’ON
Marek Andrzejewski Hasztagi songwriting/piosenka/folk/ Premiera: 13.04.2018 Wydawca: Dalmafon
Katarzyna Gacek-Duda, założycielka zespołu Królestwo Beskidu, obecnie doktorantka Akademii Muzycznej w Krakowie, w klasie Marii Pomianowskiej. Koncertowała niemal w całym świecie, z wybitnymi artystami muzyki klasycznej, rozrywkowej czy etnicznej. O swojej pasji do muzyki i fletów przede wszystkim opowiada na swojej stronie i blogu: kasiagacekduda.com
El Boudani Mus Nomad etno Premiera: 6.10.2018 Wydawca: Africae Deserta Project
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 17
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 13
str. 13
Trzymam w ręce najnowszy numer „Pisma folkowego” (nr 1-2/2019 /140-141), magazynu szacownego, na łamach którego felietony swe umieszcza Paweł Janas. Prywatnie się lubimy, proszę więc tej polemiki nie traktować jako wojenki polsko-polskiej.
Tekst: Katarzyna Gacek-Duda | Zdjęcia: Tommy Harevis
Opracowanie: Anna Wilczyńska | Zdjęcia: Kamil Piotrowski
20 Drugiej takiej nie ma
WATS’ON
JEDNO SHAKU I OSIEM SUN Japoński flet Shakuhachi
COUNTRY
7
Tekst: Maciek Świątek | Zdjęcia: Łukasz Kuś & Magda Mira Rzeszot, Firestone
Gdyby cała rzecz działa się w Ameryce, nie byłoby w tym nic dziwnego. Owszem, pewnie wzbogaciłaby się lista przebojów Americany, może pojawiłyby się nominacje do różnych prestiżowych nagród, ale za oceanem śpiewająca songwriterka, przedstawiająca swoje piosenki z akompaniamentem gitary to zjawisko, że tak powiem, naturalne.
20 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
str. 17
Po tym zniechęcającym wstępie (wszak lubimy, gdy polemiści biorą się za łby) odniosę się do tematu rozmyślań poznańskiego dziennikarza. Otóż, za sprawą nowej płyty Stanisława Soyki i jego wypowiedzi o muzyce łączącej folk także, choć niechętnie, z disco polo, autor przypomina inne przypadki takiej właśnie kategoryzacji. Okazuje się, że całkiem sporo artystów z najwyższej półki skłonna jest mówiąc o folku, w ten czy inny sposób, włączyć w ten nurt „badziewie dicho”. Stąd też i niepokój felietonisty, a gdy przyszło mu tłumaczyć znajomemu dlaczego Warszawska Orkiestra Sentymentalna jest folkowa (poradził sobie z tym zadaniem), przelała się czara goryczy, bo o ile jeszcze WOS można za folkową uznać, to kolejny znajomy zaatakował pytając, czy można zgodzić się z teorią, że np. Mieczysław Fogg, Chór Dana albo Vera Gran są protoplastami polskiego folku? Tu autor przyznaje się do bezradności, ale powątpiewa wraz ze słuchaczem, bo pisze dalej: „Wszystko jest poezją – twierdził pewien poeta, wszystko jest muzyką – mówił ktoś inny. Ale chyba nie wszystko jest folkiem?” Tu zostałem wywołany do odpowiedzi, bowiem to właśnie ja prezentuję w Dwójce „Historię polskiego folku”, w którą wplatam wymienione wyżej nazwiska i zespoły. Nie będę się tu odwoływał do słynnego stwierdzenia Woody Guthriego, który zapytany czym jest folk powiedział, że cała muzyka jest folkowa (śpiewana przez ludzi, folks), bo nie słyszał jeszcze by koń śpiewał. Kiedyś, zapytany na radiowym korytarzu pasjonat muzyki country, Korneliusz Pacuda, twierdzący, że cała dobra muzyka jest w sumie country, zapytany o to czy w takim razie i Bach też??? Ponoć chwilę pomyślał i odparł: TEŻ. I dalej moglibyśmy brnąć w anegdoty, ale temat jest poważniejszy. Skoro poradziłeś sobie Pawle z WOS, to odsyłam cię do ich internetowej strony, na której masz na wstępie ich artystyczne credo: to zespół rozsmakowany w dawnych melodiach polskiej przedwojennej rewii i kabaretu. Piosenki i pieśni z repertuaru Adama Astona,
Wiery Gran czy Mieczysława Fogga, aranżacje Henryka Warsa i Rostworowskiego, wykonania orkiestr Petersburskiego, Karasińskiego i Kataszka, nieustannie nas inspirują. A zatem? Naśladownictwo czy nawiązanie tak, ale źródło czy oryginał już nie? Pawle, gdybyś chciał się trzymać tej logiki to Prusinowski cacy, a Gaca be. Sam widzisz, że trochę głupio. Odeślij więc znajomego, który ma wątpliwości do źródła i po kłopocie. No to z jedną sprawą się uporaliśmy, ale moje gawędy na antenie Programu Drugiego powstały na bazie materiałów zbieranych do książki o historii polskiego folku. Z konieczności, specyfiki kilkuminutowej opowiastki raz na tydzień, wiele wątków pomijam (sobotni poranek nie jest dobrą porą na śledzenie losów pieśni w gettach czy w obozach koncentracyjnych). Wątki zbyt obszerne spłaszczam, opowiadam „po łebkach”, ale nie odbiegam od myśli przewodniej swojej książki, że folk jest wielowymiarowy i pewne zjawiska, nawet jeśli nie należą do naszej poetyki powinny się tu znaleźć. Dość dużo miejsca poświęcam Orkiestrze Włościańskiej, Foggowi i Mazowszu – zmorom mego dzieciństwa i młodości. Z niezgody na ich sztukę powstała kolejna generacja artystów folkowych. Czyż i podobna postawa nie kazała zanegować Piotrowi Zgorzelskiemu, zawołanemu tancerzowi, znakomitemu muzykantowi i jednemu z pionierów, najważniejszych w procesie tworzenia mazurkowej sceny, swego artystycznego rodowodu (muzyka andyjska – Jejante?). A przecież, mimo niechęci do wspominania tego rozdziału, nie podejrzewam Piotra, by skłonny był wyrzucić temat andyjski z historii folku nad Wisłą. Wykorzystanie sztuki do celów propagandowych, zbytnie upolitycznienie, przestarzała estetyka, to nas od Fogga czy Mazowsza odpychało. Fogga uważałem za króla obciachu. Niemniej to pokolenie dokonało rzeczy niezwykłej. Tango (ewidentnie folkowe – czyż nie?) zawędrowało do Europy i stało się na lata obowiązującą modą. Były jednak kraje, w których tango przylgnęło do duszy i zmieniło się tak znacznie, że
można mówić o lokalnej jego odmianie. Mówimy więc o tangu fińskim, rumuńskim, tureckim i…polskim. Początkowo śpiewane po hiszpańsku i posługujące się oryginalną melodią, wkrótce pokochało mollowe nastroje, sentymentalne klimaty… a że teksty pisali do nich najznamienitsi poeci, no cóż. Dzieła Sygietyńskiego (Mazowsze, Warszawa) wspierali i Dobrowolski, i Tuwim (ten ostatni miał być kierownikiem artystycznym zespołu Warszawa). Patrzę na problem disco polo w polskim folku i w opowiadanej historii nie raz cię jeszcze Pawle zaskoczę, bo i No To Co, i 2+1, i… twórca „Kolorowych jarmarków”. Patrzę na próbę zawłaszczenia terminu folk przez intelektualistów z miasta, dla których jest to muzyka „kultowa”. To, czego słucha lud w okolicach Białegostoku jest zbyt trywialne, by mógł to zaakceptować wyrobiony meloman, który w muzyce ludowej poszukuje szlachetnego piękna. Gdy zaczynałem pracę w Polskim Radiu (1985) pamiętam z jak wielką niechęcią spotykały się takie zjawiska jak muzyka ludowa czy folk. Potrzeba było paru dekad, by zmienić stan rzeczy, pracy kilku artystycznych pokoleń. Patrzę teraz na disco polo, zapewne większość tego repertuaru to badziewie i paździerz, ale może za kilka lat i tu pojawią się prawdziwe talenty? Nie to, żebym z utęsknieniem na ten moment czekał, czy pasjonował się tym bardzo, ale ciekaw jestem, bo i rumuńskie manele i bułgarska czałga czy bałkański tubro folk czy agro pop idą w tym kierunku. I na zakończenie. Pisanie historii polskiego folku dało i mi lekcję. Spojrzałem inaczej na Fogga i Mazowsze. Odkryłem ich wielkie znaczenie nie tylko dla kultury, ale i w innych sferach (Mazowsze jako przytulisko dla dzieci wiejskich bez szans na rozwój w zrujnowanym kraju, brawurowe akcje Fogga z recitalami na pierwszej linii, w Powstaniu…). Historia folku pełna jest takich epizodów. Tworzą ją ludzie, z których kiedyś się podśmiewałem, a dziś mówię o nich z szacunkiem, nawet, gdy ich sztuka nie trafia mi do przekonania.
22 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
str. 20
str. 22
SZANOWNY CZYTELNIKU Jeśli chcesz mieć gwarancję otrzymania każdego kolejnego numeru naszego bezpłatnego Magazynu FOLK24 bezpośrednio do swojej skrzynki lub chciałbyś uzupełnić brakujące numery potwierdź zamówienie i opłać tylko koszt wysyłki.
Szczegóły: fundacja@folk24.org
MAGAZYN
Nr 1/2019 (10) BEZPŁATNY ISSN 2353-1142
www.folk24.pl www.folk24.org
NIE ZAGUBIĆ ETNICZNOŚCI Rozmowa z Karoliną Beimcik
DRUGIEJ TAKIEJ NIE MA Agata Karczewska – nowa twarz country
WYDAŁO SIĘ W ROKU MINIONYM Prezentacja płyt z 2018 r. FELIETONY
W. Ossowski, M. Świątek, R. Zieliński 1
4
MAGAZYN FOLK24 Nr 1/2019 (10) Redaktor naczelny: Kamil Piotrowski. Projekt: Robert Derda. Skład dtp: Marcin Łęczycki – MUZO Redaguje zespół: Anna Wilczyńska, Rafał „Taclem” Chojnacki, Tadeusz Konador, Wojciech Małota-Wójcik, Wojciech Ossowski, Maciej Świątek, Witt Wilczyński, Rafał „Zielak” Zieliński Współpraca: Katarzyna Gacek-Duda, Witold Vargas. Na okładce: Festiwal Pannonica / zdj. Press Numer zamknięto: 20.05.2018. Nakład: 5000 egz. Wydawca: Fundacja Folk24, www.folk24.org Adres redakcji: 50-138 Wrocław, ul. Kuźnicza 11‑13/15a (IIIp) tel. +48 516 067 476 e-mail: redakcja@folk24.pl Dystrybucja i reklama: Fundacja Folk24, tel. 516 067 476 mail: fundacja@folk24.org
Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
ZAPRASZAMY NA WWW.FOLK24.pl
WIEŚCI
LAURY NOWEJ TRADYCJI Laureatem Grand Prix 22. Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja” został zespół Lumpeks. Pierwsze miejsce zajęli muzycy z kakofoNIKT & Chór Pogłosy, a Złote Gęśle dla najlepszego instrumentalisty otrzymał Michał Joniec, perkusjonista zespołu. Drugie miejsce oraz Nagrodę Specjalną im. Cz. Niemena zdobyło trio Trimagine, a trzecie miejsce trafiło do grupy Krzikopa ze Śląska. Nagrodę Publiczność otrzymał zespół Karuzela.
FOLKOWY FONOGRAM ROKU 2018 Najlepszą płytą folkową roku 2018, zdaniem kapituły jurorów Konkursu Polskiego Radia na Folkowy Fonogram Roku została płyta „Po śladach” zespołu Janusz Prusinowski Kompania. Drugie miejsce w konkursie zajęła płyta „Joy!Guru” projektu Bhattacharya / Traczyk / Zemler, a trzecie zdobyła płyta „Bramy Nieba” Vocal Varshe feat. Jacaszek. W składzie jury zasiadali m.in. Lopa Kotari (BBC) i Simon Broughton (Songlines). Dodajmy, iż w finałowej 9-tce znalazły się dwa tytuły z logo Folk24: Krzikopy „Krzikopa” i Odpoczno „Odpoczno”.
pierwsze miejsce zajęła płyta „Slava III. Pieśni Słowian Zachodnich” zespołu Percival, drugie „Dzikie Pola” Percival Schuttenbach, a okładka tej ostatniej została uznana za najlepszą pod względem graficznym. To potrójne zwycięstwo tandemu Mikołaj Rybacki i Katarzyna Bromirska, którzy od kilku lat tworzą trzon obu formacji. Gratulacje!
MONIUSZKO Z 1000 I JEDNEJ NOCY Niestrudzona prof. Maria Pomianowska zapowiada kolejną premierę. Już 30 maja ukaże się jej płyta „Moniuszko z 1000 i jednej nocy”. Z okazji premiery artystka zaprasza tego dnia na „koncert, opowieści i inne atrakcje” do Warszawy, na Foksal 3/5. Kto w pobliżu, polecamy!
POLMUZ W RUDOLSTADT Jedynym polskim przedstawicielem sceny etno-folkowej na Festiwalu w Rudolstadt, cenionym w świecie, największym w Niemczech, będzie grupa POLMUZ, zdobywcy I Nagrody oraz Nagrody Specjalnej im . Cz. Niemena na Festiwalu „Nowa Tradycja 2018”.
KOMPANIA W JAPONII PERCIVAL POTRÓJNIE W plebiscycie na „Najlepszą folkową płytę roku 2018 zdaniem internautów – Wirtualne Gęśle”
Z okazji 100-lecia nawiązania stosunków dyplomatycznych między Polską, a Japonią w Kraju Kwitnącej Wiśni i tym Nad Wisłą od-
będzie się szereg artystycznych wydarzeń. Jednym z nich będzie czerwcowa trasa koncertowa po Japonii grupy Janusz Prusinowski Kompania.
DAGA I DANA NA GLASTONBURY Polsko-ukraińska Daga Dana zagra w czerwcu kilka koncertów w Anglii – 27.06 w Bromsgrove, a dzień później na legendarnym festiwalu w Glastonbury. Potem na trasie pojawi się kolejno Hitchin i „Rhytms of the World Festival”, Watchet i na finał, 2 lipca, Londyn.
NAD WIELKIMI JEZIORAMI Po raz drugi w historii na Międzynarodowym Zlocie Wielkich Żaglowców „The TallShip Celebration”, odbywającym się w lipcu nad Wielkimi Amerykańskimi Jeziorami w Bay City wystąpią zespoły Za Horyzontem z Wrocławia i Sąsiedzi z Gliwic. Co dwa lata, na kilku scenach impreza gromadzi najciekawsze zdaniem organizatorów zespoły tzw. maritime folku, w tym regularnie grupy z Polski.
TINARIWEN W POLSCE Na dwa koncerty do Krakowa (28.06) i Warszawy (29.06) przyjedzie nad Wisłę legendarna formacja Tinariwen. Mistrzowie saharyjskiego bluesa zagrają m.in. materiał z najnowszej płyty „Elewan”. Patronujemy temu wydarzeniu.
1/2019 (10) Magazyn FOLK24
5
WYWIAD
NIE UTRACIĆ ETNICZNOŚCI Rozmowa z Karoliną Beimcik, pomysłodawczynią i współzałożycielką zespołu Babooshki, wokalistką, skrzypaczką, badaczką kultury. Rozmawiał: Kamil Piotrowski | Zdjęcia: Sourabh Katoch
Dawno cię nie było. Ledwie wróciłaś z Nowego Jorku i znów Cię wywiało, tym razem do Indii. Opowiedz co się działo?
niektórzy dopytywali o czym śpiewam, inni mówili, że mimo, iż nie rozumieli tekstu, bardzo przeżywali tę muzykę.
Jak już wspomniałeś byłam w Nowym Jorku, gdzie pracowałam uczyłam się, poznawałam nowych ludzi zbierałam doświadczenia.
A co głównie wykonywałaś?
Jak to się w ogóle stało, że trafiłaś do Nowego Jorku? Przez to, że moje inspiracje sięgają też muzyki jazzowej. Chciałam odwiedzić kolebkę jazzu, Nowy Jork, miasto o wielkiej kulturowej różnorodności. Dostałam się na wydział jazzu Aaron Copland School of Music. Uczyłam się tam śpiewu, kompozycji i aranżacji. Dzięki temu, że Nowy Jork daje możliwość uczestniczenia w dużej ilości koncertów każdego dnia, to zawsze twierdzę, że prawdziwą szkołę ukończyłam na ulicach Nowego Jorku i słuchając różnych artystów w klubach czy salach koncertowych. Jak ta wielokulturowość wpływała na twoje studia, działalność, na Ciebie? Nowy Jork jest miastem pełnym energii. Artyści, którzy tam mieszkają inspirują się nawzajem i to dzieje się zarówno podczas studiów, wspólnych jam sessions, jak i po prostu poprzez odwiedzanie koncertów. Fajne w tym wszystkim jest to, że możesz pozostać sobą, wnieść coś swojego do tego muzycznego miasta, współtworzyć z innymi jakąś własną wizję muzyki. Na pewno dzieje się to w wielu innych miejscach, ale Nowy Jork jest pod tym względem szczególny. Ja akurat przez te kilka lat śpiewałam tam głównie po polsku. Jak to?! Tak. Śpiewanie po polsku było tam po prostu bardzo interesujące. Dla nich polski to język egzotyczny, bardzo chętnie przychodzili na koncerty,
6
Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
Starałam się otwierać na różne gatunki, ale podczas koncertów w większości wykonywałam tradycyjne utwory naszego wschodniego pogranicza łącząc je z bardziej współczesną harmonią, eksperymentowałam z formą i rytmem. Ogólnie był to czas poszukiwań. Czy można to nazwać właśnie etnojazzem? Myślę, że chyba tak… Czy nasze pojęcie etnojazzu różni się jakoś od podejścia do takiego grania przez Amerykanów? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ musiałabym przemyśleć jak określić etnojazz. Myślę, że szukanie definicji danego gatunku muzycznego jest, szczególnie współcześnie, niezwykle trudne. Na pewno w projektach, które tworzyłam interesowała mnie głębia muzyki tradycyjnej mojego kraju i chciałam ją w jakiś sposób pokazać tam, gdzie mieszkałam, czyli w Nowym Jorku. Bliskie mi jest łączenie elementów muzyki etnicznej i jazzowej, ale nie chciałabym wtłaczać tej pierwszej w jakieś ustalone ramy jazzu. Mam wrażenie, że wtedy ta etniczność, surowość, korzenność gdzieś ucieka. Jazz to jedynie narzędzie, ale nie było moim celem tworzenie w jakimś szczególnym gatunku. Nie chcę za wszelką cenę być wokalistką jazzową albo etnojazzową. W Nowym Jorku przeszłam chyba pewną metamorfozę i doszłam do wniosku, a może raczej głęboko poczułam, że bardzo chciałabym po prostu tworzyć nie starając się myśleć o tym, jaki to będzie styl. Wydaje się to czymś oczywistym, ale zrozumienie tego zabrało mi trochę cza-
WYWIAD
su. Chodzi o coś w rodzaju tworzenia tu i teraz, wyrażenie pewnej emocji. Ale to jest długi, filozoficzny wątek. Jak zatem zagrać folklor słowiański łącząc go z jazzem? To bardzo indywidualna sprawa. W muzyce jazzowej, gdzie interpretacja w tak dużym stopniu zależy od muzyków, sporą rolę, poza oczywiście kwestią aranżacyjną, odgrywa dobór muzyków. Na dwóch płytach Babooshek śpiewałyśmy z Daną Vynnytską pochodzącą z Iwano-Frankivska, dwujęzycznie. Dana potrafi niezwykle interesująco operować głosem zachowując jego ludowe brzmienie, a jednocześnie odnaleźć miejsce dla tego rodzaju śpiewu w improwizacjach jazzowych. W Babooshkach współpracowałam też z Jasiem Smoczyńskim, który interesuje się polskim folklorem, a zarazem jest wspaniałym pianistą jazzowym. Dlatego zapraszanie go do moich kolejnych projektów, gdzie wracam do etnicznych inspiracji, jest konsekwencją wieloletniego „porozumienia dusz”. Z kolei Michał Jaros, znakomity polski kontrabasista również znany z Babooshek, razem z Jasiem dopełniają się w tego rodzaju muzyce i tworzą charakterystyczne brzmienie, które bardzo lubię i od razu gdzieś je słyszę gdy pojawiają się pierwsze pomysły. A jeśli chodzi o same kwestie aranżacyjne… No cóż, chyba chodzi mi o to, żeby ta muzyka po prostu brzmiała naturalnie, nawet jeżeli zaczynam operować jakimś rytmem czy bardziej skomplikowaną harmonią to łącznikiem zawsze jest tu charakterystyczna słowiańska melodyka, której frazę, metrum w muzyce ludowej często wyznaczał po prostu oddech. Czy solowa płyta, zatytułowana „Zorya” to właśnie twoja wizja etnojazzowego grania? To projekt, który ma swoje korzenie w mitologii słowiańskiej i jest innym odczytaniem tradycyjnej muzyki pochodzącej głównie z regionów zamieszkałych przez mniejszości narodowe Łemków czy Kurpiów. Album zawiera zarówno urokliwe kołysanki, wesnianki (słowiańska odmiana kolęd śpiewanych w okresie wiosennym), leśne pieśni miłosne, jak i moje kompozycje, zainspirowane historią i kulturą Europy Środkowo-Wschodniej. Starałam się przy pracy nad tą płytą wykorzystać pomysły, które zrodziły się w Nowym Jorku, ale samą płytę nagrałam w Polsce z Jasiem Smoczyńskim, Michałem Jarosem, Rafałem Sarneckim i Michałem Miśkiewiczem. Myślę, że w dużej mierze Michał Miśkiewicz i jego przestrzenna gra na perkusji nadały temu projektowi tak różny od babooshkowego charakter. Podobnie jak charakterystyczne brzmienie gitary Rafała Sarneckiego, prywatnie mojego sąsiada z Queensu. Zmienienie nieco składu było więc zamierzonym działaniem, chciałam, żeby to tak brzmiało. Płyta ukazała się w marcu ub. r., a jej premiera miała miejsce zagranicą. Koncertowaliśmy w Waszyngtonie, Nowym Jorku i Meksyku.
Myśle, że to, czego się nauczyłam, to tolerancja dla innych i samej siebie, ciężka praca, a także odpowiedzialność za swoje powodzenia i niepowodzenia. Jadąc samotnie do obcego kraju na kilka lat można dowiedzieć się bardzo dużo o sobie. Z daleka od domu, bliskich jesteśmy zdani na relacje z nowo poznanymi ludźmi z różnych krajów i środowisk, którzy uświadamiają ci, czym jest inność i jak ją szanować. Są tygodnie, podczas których sam zmagasz się z porażką i to uczy cię pokory. Są miesiące bez pracy, a to uczy cię zachowania zimnej krwi, są też okresy twórczych sukcesów, pięknych przyjaźni, a to uczy cię ciężkiej pracy i miłości. Kiedy trzeba samemu mierzyć się z trudnościami, stawić czoła własnej małości, zmienia cię to na zawsze. Czasami, kiedy było trudno czułam, że nie jestem w stanie z nikim się tym podzielić, bo przecież tylu artystów przeżywa to samo. Ale ta samotna podróż w celu znalezienia sposobu na samodzielne stawienie czoła tym sytuacjom jest potrzebna sztuce. Zatem wróciłaś z USA i „wróciły” też Babooshki. Przypomnij co się wydarzyło przed twoim wyjazdem do Ameryki, były przecież płyty, koncerty… Tak. W 2011 nagrałyśmy debiutancką płytę „Kolędy i szczedriwki”, której wydaniu towarzyszył koncert w Studiu im. Lutosławskiego w Polskim Radiu, który długo będziemy pamiętać. Z kolei „Vesna”, druga płyta, pojawiła się w kwietniu 2014 r. Przerwa była długa, ale powoli wracamy do prób. Wszyscy muzycy są bardzo zajęci, każdy z nich zaangażowany jest w kilka innych projektów. Ale Babooshki to jest taki zespół, który myślę, że dla każdego z nas jest niezwykle ważny. Tak się jakoś zawsze składało, że każdemu koncertowi towarzyszyły niezwykłe okoliczności, które nadawały tym momentom głęboki wymiar. Szczególnie koncerty na Ukrainie były przeżyciem, które trudne jest do opisania słowami. Radość ze współistnienia? Może to jest właściwe określenie. Czy coś się zmieni w zespole, czy skład Babooshek będzie ten sam? Ostatnio spotkałyśmy się z Daną we Wrocławiu, by rozpocząć prace nad materiałem na nową płytę. Póki co jesteśmy na etapie ustalania terminów. W studio spotykamy się w lipcu. Jesteśmy bardzo związani z naszymi muzykami i włączyłyśmy ich do pracy, ale chcemy też poeksperymentować, znaleźć nowe brzmienia, otworzyć się na inne pomysły aranżacyjne. Chcielibyśmy, żeby nowa płyta trochę różniła się od poprzednich, ale nie chcemy rezygnować z charakterystycznego brzmienia Babooshek. A skąd w ogóle muzyka. Jak to się stało, że zajęłaś się tą dziedziną sztuki? Rodzina?
Jak wspominasz to doświadczenie? Ciekawie było grać ten materiał z muzykami z różnych krajów. W USA koncertowaliśmy kilkakrotnie w ciekawych składach, zanim utwory trafiły na płytę. To było bardzo rozwijające. Natomiast do Meksyku pojechaliśmy z Rafałem Sarneckim we dwójkę i „Zorię” prezentowaliśmy albo w duecie albo w kwartecie razem z perkusistą Gabrielem Puentesem i kontrabasitą Israelem Cupichem. Zwiedziliśmy prawie cały kraj począwszy od Festiwalu „Euro Jazz” w Mieście Meksyk, przez Zacatecas, gdzie odbywa się najważniejszy meksykański festiwal prezentujący muzykę różnych kultur, aż po miasta takie jak Cuernavaca czy Oaxaca występując na kilku koncertach. To naprawdę piękny i ciekawy kraj, który przemierzyliśmy autobusami, taksówkami i samolotami. Co ci dały te lata w Ameryce, poza wiedzą oczywiście, którą zdobyłaś?
Rodzina (śmiech). Mój dziadek – Henryk Beimcik – był waltornistą i dyrygentem Małej Orkiestry Dętej Przy Rozgłośni Poznańskiej Polskiego Radia. Działał nie tylko w Poznaniu, ale i na całym świecie. Z dzieciństwa mam przed oczami obraz dziadka przepisującego partytury, który zawsze mnie upominał, żebym uważała biegając wokół, bo jak zrobi błąd, to będzie musiał to wszystko przepisywać od nowa. Nie było wtedy kserokopiarek. Pamiętam też „Niedzielne Poranki Muzyczne” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, gdzie występował ze swoją orkiestrą. To jest moje pierwsze wspomnienie dotyczące muzyki. Dziadek później ćwiczył ze mną grę na skrzypcach, a do tego instrumentu zachęcił mnie z kolei mój tato, który posłał mnie do szkoły muzycznej. To właśnie gra na skrzypcach i inne zajęcia muzyczne kształtowały mój słuch muzyczny. Później zaczęłam śpiewać, ale nie pamiętam kiedy dokładnie zdecydowałam, że będę to robić profesjonalnie, traktować to na poważnie. Nie mam żadnej historii w stylu „od zawsze wiedziałam, że chcę to robić”.
1/2019 (10) Magazyn FOLK24
7
WYWIAD
Po prostu tak się potoczyły losy, że skrzypce traktuję teraz jako drugi instrument, a pierwszym jest głos. Jak wspominasz czasy studiowania. Mówi się, że studiowanie muzyki zamyka, ogranicza. Jak to było u Ciebie?
powstania zespołu była decyzja o przygotowaniu się do występu w konkursie Festiwalu „Nowa Tradycja” w 2010 roku, gdzie otrzymałyśmy II nagrodę. I to był taki znak, potwierdzenie, że warto robić dalej to, co zaczęłyśmy. A co Cię ujęło w muzyce ukraińskiej?
Moje pierwsze studia rozpoczęłam na kulturoznawstwie, na Wydziale Nauk Społecznych w Poznaniu. To była moja pasja. Pasja poznawania innych kultur, która miała wpływ na moje muzyczne poszukiwania. Miałam bardzo wyrozumiałych profesorów, którzy rozumieli, że studiuję dwa kierunki, bo wtedy też uczyłam się w policealnym studium jazzu w Warszawie na Bednarskiej. Teraz, z perspektywy czasu myślę, jak bardzo ciekawie było łączyć te dwa kierunki i jak bardzo wpłynęły na mnie doświadczenia z tamtego okresu. A drugie studia, muzyczne, to już te w Nowym Jorku. Przyznam szczerze, że początki nie były dla mnie łatwe. Takie przedmioty jak harmonia jazzowa, aranżacja czy improwizacja wymagały ode mnie dużo pracy, nie uczę się tak szybko. Ale udało mi się opanować nowy dla mnie system nauczania i ukończyłam wydział jazzu. Co do ograniczeń jakie może stawiać edukacja muzyczna… Cóż, różnie to bywa i zależy głównie od pedagogów, a tych na swojej drodze spotykamy wielu. Miałam kilku, którzy potrafili pobudzić wyobraźnię prze-
Lubię ciepło, które czujesz, gdy ktoś śpiewa białym głosem. Jest w tym takie ukojenie, ale też surowość, smutek. To brzmienie, w którym nie ma miejsca na żadną manierę, na udawanie, na fałsz. W nim słychać samą prawdę. I to jest to, co mnie za każdym razem fascynuje, gdy słyszę tę prawdę. To widać w reakcji publiczności, gdy Dana śpiewa. I w tę stronę płyną też nasze utwory, by pokazać tę szczerość, autentyczność muzyki, kultury, tradycji. Coś w tym jest, bo przecież nie trzeba rozumieć słów, znać utworu, by dać się porwać tej muzyce… Tak, i wracamy tu znów do mojego pobytu w USA. Znajomi muzycy, którzy grali ze mną materiał z projektu „Zorya” zawsze mówili, że jest to dla nich bardzo głębokie przeżycie grać ten repertuar, a ci, którzy nie znali Babooshek, a słuchali naszej płyty, byli pod ogromnym wrażeniem tej muzyki. To może być dla nas zaskakujące, ale wielu z nich wcześniej nie słyszało białego głosu, nie znało tej techniki śpiewu. Z drugiej strony nie powinno to dziwić, bo mnie też zaskakiwały niektóre rzeczy w muzyce południowoamerykańskiej, mające duże znaczenie w jej interpretacji, wykonaniu czy odbiorze, na które nie zwracałam wcześniej uwagi, a o których opowiadali mi koledzy z Argentyny czy Porto Rico. Na chwilę znów trzeba było wszystko odłożyć, bo pojawiła się kolejna szansa, by uczyć się tej otwartości. Ruszyłaś do Indii…
kazując nawet najbardziej skomplikowaną wiedzę teoretyczną. I dzięki nim czułam zapał do pracy. Wróćmy do Babooshek. Opowiedz jak rozpoczęła się Twoja przygoda z zespołem, jak poznałaś Danę? Z Daną Vynnytską poznałyśmy się w 2009 roku. Dana przebywała już wcześniej w Warszawie podczas półrocznego stypendium „Gaude Polonia”. To program, który pozwala studentom, artystom z Ukrainy przyjechać do Polski i kształcić się w wybranym kierunku artystycznym. Dzięki temu stypendium Dana poznała wielu przyjaciół, rozpoczęła się jej współpraca w zespole DagaDana. Z kolei przygoda z zespołem Babooshki zaczęła się później, gdy na moje zaproszenie Dana przyjechała do Warszawy i razem nagrałyśmy kilka polsko-ukraińskich kolęd. Spodobało nam się to, co stworzyłyśmy i postanowiłyśmy to kontynuować. Takim oficjalnym momentem
8
Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
Wyjazd do Indii był dla mnie bardzo niezwykłym doświadczeniem. Zostałam tam zaproszona jako artystka-rezydent na trzy miesiące do Global Music Institute, który jest partnerską akademią Berklee College of Music w New Delhi. Uczyłam śpiewu jazzowego, kompozycji, kształcenia słuchu i prowadziłam chór. To ostatnie, czyli prowadzenie chóru, było dla mnie czymś nowym. Zastanawiałam się więc jaki repertuar dobrać na zajęcia. Po dyskusjach ze studentami, po przedstawieniu im kilku propozycji, wspólnie zdecydowaliśmy, że chcemy pracować nad chorałami gregoriańskimi. Było to dla mnie zaskoczeniem, że akurat ta propozycja wygrała. Rozmawialiśmy poźniej z dyrektorem instytutu, że oni po prostu nie znajaą tego rodzaju muzyki, harmonii, że jest to dla nich coś zupełnie nowego. I rzeczywiście, niejednokrotnie było widać, jak bardzo są poruszeni tymi dźwiękami. Co do samego faktu bycia pedagogiem to bardzo podoba mi się uczenie dojrzałych osób. To byli studenci w wieku od 18-26 lat. Mieli już swoje poglądy, wizje artystyczne, potrafili dyskutować o poezji i sztuce. Czułam się z jednej strony jak pedagog a z drugiej jak ich starsza koleżanka. Dowiadywałam się od nich czegoś nowego każdego dnia. Po tych wojażach, zdobytych nowych doświadczeniach, z nową wiedzą będzie teraz w Babooshkach bardziej jazzowo, etnicznie czy raczej bardziej różnorodnie? Myślę, że wszystkiego po trochu. Każdy z nas w muzyce jazzowej działa już od dłuższego czasu, ale dlaczego nie spróbować czegoś nowego?
W FOLKOWYM TONIE
NA FESTIWALE WARTO, BO SĄ O tym dlaczego muzyka na żywo jest ważna Tekst: Rafał „Zielak” Zieliński
Nie potrafię policzyć festiwali, na których byłem. Dlaczego je lubię? Bo tam można posłuchać muzyki w jej „naturalnych warunkach”, dowiedzieć się o artystach więcej, niż siedząc przed komputerem czy idąc na klubowy koncert. No i te wspomnienia... Tak naprawdę to w dużej mierze „wkręciłem się” w muzykę dzięki festiwalom. Najpierw pociągami, potem wyładowaną instrumentami jadowicie zieloną Nyską czy zdezelowanym, białym Fordem Transitem jeździliśmy od imprezy do imprezy. Na początku przyjeżdżaliśmy totalnie „na dziko” (na przykład do Ząbkowic Śląskich na Folk Fiestę) i graliśmy na ulicy. Wieczorem szliśmy na koncerty, załatwialiśmy sobie jakiś nocleg, który i tak okazywał się niepotrzebny, bo muzyczne „after party” trwało do rana. Zresztą to ten aspekt towarzyski tam mnie mocno... urzekł. Poznawaliśmy mnóstwo ludzi z całej Polski, graliśmy całe noce na najdziwniejszych instrumentach, śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Następnie trafialiśmy na siebie gdzieś na kolejnej imprezie albo po prostu odwiedzaliśmy się. I już we wrześniu, po sezonie plenerowych festiwali, zaczynaliśmy odliczać dni do lata i planować przyszłoroczne wypady. Potem coraz częściej na festiwale byliśmy zapraszani przez organizatorów, więc nie musieliśmy się martwić o nocleg, a i zwrot kosztów podróży, a nawet jakieś gaże się pojawiły. Mogliśmy więc – mając gdzie spać i trochę grosza – jeszcze mocniej poświęć się towarzyskim aspektom festiwalu. Tak, wpadliśmy po uszy i piekielnie nam się to podobało. Ilość wspomnień rosła lawinowo.
No dobrze, a co z muzyką? Ależ oczywiście, że to ona była i jest najważniejsza. Po pierwsze na festiwalach spotykamy zespoły w ich „naturalnym środowisku”, czyli na scenie. Wiele z nich przygotowuje na taką imprezę coś specjalnego: mogą to być premiery, występy z gośćmi, odświeżone wersje utworów. Po koncertach można pogadać z muzykami, zdobyć autografy, a może nawet zabrać się z nimi na następny koncert. Duże festiwale mają też sporo około-muzycznych atrakcji takich, jak kiermasze czy warsztaty – warto z tego korzystać, bo to właśnie tam spotkać można ludzi z pasją i wiedzą. A tego nigdy za wiele. George Mallory żył w latach 1886-1924, był wybitnym alpinistą i uczestnikiem trzech brytyjskich wypraw na Mount Everest. Dziennikarz miał się go zapytać: „Panie Mallory, dlaczego chce Pan zdobyć Everest?”. Mallory odpowiedział – „Dlatego, że istnieje”. Jedźmy na festiwale bo są, bo ktoś je robi. Naprawdę warto. Muzyka, dużo muzyki, dobre towarzystwo, a często i piękne okoliczności przyrody – czy trzeba czegoś więcej na letnie dni? Szczególnie, że zaplanować taki wyjazd jest dziś bardzo łatwo. No więc planujmy i jedźmy. Będzie co opowiadać dzieciom. OK, no nie wszystko im powiemy...
Szukanie różnych pomysłów, inspiracji, ścieżek to jest chyba to, co teraz ma dla mnie duże znaczenie i temu poświęcam czas.
Moje inspiracje są często pozamuzyczne takie jak poezja, literatura, film, malarstwo. Jeśli chodzi o samą muzykę, to takich mistrzów jest bardzo wielu. Interesuję się różnymi gatunkami, począwszy od muzyki klasycznej, jazzowej, hip-hopu, muzyki tradycyjnej, rockowej… Trudno tu wymienić jedno nazwisko. Nie wiem też na ile to, czego słucham, słyszalne jest w mojej muzyce. To wszystko są jedynie inspiracje. Ostatnio słucham Ryuichiego Sakamoto i tradycyjnej muzyki japońskiej. Tak naprawdę to wszystko dzieje się okresami. Pamiętam, że rok temu przez kilka tygodni słuchałam tylko Hindemitha. Był też okres Bartoka. Ostatnio było też dużo Ornetta Colemana, Marka Turmnera. Staram się też przeszukiwać różne archiwa z muzyką tradycyjną regionów Polski i Ukrainy, których jeszcze nie znam. Oczywiście w Indiach fascynowała mnie klasyczna muzyka hinduska. Nie wspomnę już o tych wszystkich przypadkowych, niezwykłych ciekawostkach muzycznych, które poznajesz podczas wspólnych podróży czy spotkań ze studentami, muzykami. Każdy zawsze dzieli się czymś nowym.
Poza nagrywaniem i koncertowaniem planowałaś by po powrocie do kraju prowadzić też warsztaty. Tak. Dostawałam różne wiadomości, e-maile z pytaniem o warsztaty. Dlatego zdecydowałyśmy się na poprowadzenie ich w Poznaniu i myślę, że było to bardzo ciekawe spotkanie. Osobiście bardzo interesuję się psychologią, ukończyłam semestr Techniki Aleksandra w Nowym Jorku, od ośmiu lat uprawiam jogę i im dłużej uczę śpiewu tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jak ważne jest takie holistyczne podejście do przekazywania wiedzy na temat śpiewu. Głos jest tak nieodłącznie związany z naszym ciałem, że trudno byłoby uczyć go w jakiś czysto teoretyczny sposób. Na przykład w Indiach skupiłam się na tworzeniu różnych ćwiczeń głosowo-ruchowych, wyeliminowałam na lekcjach jakiekolwiek terminy związane z anatomią, takie jak przepona, mięśnie, krtań. Wprowadziłam je dopiero po kilku tygodniach. Na początku opierałam się głównie na metaforach i praktycznych ćwiczeniach z głosem i ciałem. Planuję cykl warsztatów z tego typu zajęciami w Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie. Czego szukasz w muzyce, czy masz swoich mistrzów, na których się wzorujesz, których podpatrujesz?
Przed nami letni sezon koncertowy, gdzie zatem w najbliższym czasie będzie Cię można spotkać i w jakich rolach? Latem będę pracowała zarówno nad autorskim albumem jak i kolejną płytą Babooshek. Koncerty odbędą się zapewne jesienią ale na szczegóły i potwierdzone występy trzeba jeszcze poczekać. Dziękuję za rozmowę.
1/2019 (10) Magazyn FOLK24
9
FESTIWALE TU
Festiwal „Ogrody Dźwięków” – Katowice, 31.05-1.06.2019 W tym roku dwa dni i sześć zespołów będzie musiało wystarczyć spragnionym muzyki etno, folk i world music śląskim i zagłębiowskim fanom. Festiwal „Ogrody Dźwięków” wraca znów do podcieni Instytucji Kultury Katowice Miasto Ogrodów, czyli na plac Sejmu Śląskiego. Znów w programie kilka niesamowitych perełek. Pierwszego dnia (piątek, 31.05), ucieszą się zwłaszcza fani muzyki celtyckiej z przyjazdu grupy Talisk (Szkocja). Będą też reprezentanci Śląska – folkrockowe Fifidroki, a na finał pojawi się Romperayo (Kolumbia), łącząca cumbię lat 70. ze współczesnością, tropikalny folklor z nowoczesną elektroniką. Dzień drugi to przede wszystkim spotkanie z fińskim zespołem Frigg, łączącym nordycki folk i bluegrass. Ponoć nikt lepiej nie wykonuje jigów i polek na północ od Sankt Petersburga. W niczym nie ustępuje im izraelski duet Yossi Fine & Ben Aylon ze swoim, jak to nazywają, afroarabtrancem. Finał dnia i festiwalu należeć będzie do grupy Macumba z Cypru, której lider, Rodrigo Cáceres poznał flamenco, jazz, afro czy funk&reggae i umiejętnie splótł je ze sobą.
Festiwal „Ethno Port” – Poznań, 13-16.06.2019 Podczas tegorocznej edycji festiwalu niektórzy zaproszeni muzycy odwołają się w swojej twórczość wprost do Boga, poszukując w nim siły, dobra i piękna w sposób, w jaki robi się to od wieków w religiach, które wyznają. Wśród nich są pochodzący z Bengalu Baulowie, mistrzynie sufickiego qawwali (Nooran Sisters) i wyznawczynie wielbionego w pieśniach gospel chrześcijańskiego Boga. Fascynującą różnorodność w podejściu do własnej tradycji znajdziemy zarówno podczas trzech koncertów muzyki z krajów arabskich, jak i występów przedstawicieli polskiej sceny folkowej (m.in. Kapela Brodów, Laboratorium Pieśni, Odpoczno). Bogactwo, jedynego świata jakim dysponujemy, uświadomią nam także: karaibskie rytmy z Kolumbii (Lina Babilonia Y Son Ancestros), greckie melodie wykonane w energetycznym, współczesnym stylu (Evrytiki Zygia) i przywołujące jak zawsze poczucie wolności irlandzkie pieśni (Lankum). Nie przez przypadek wśród prezentowanych artystów dominować będą kobiety. To właśnie one, dystansujące się od męskiego sposobu rozwiązywania konfliktów i nieustannej rywalizacji dają nam nadzieję na lepszy świat.
Festiwal „Kalejdoskop Kultur” – Wrocław, 21-22.06.2019
Dwunasty raz we Wrocławiu odbędzie się festiwal będący świętem różnorodności i wielokulturowości Dolnego Śląska. Zjadą tu muzycy i tancerze z Białorusi, Ukrainy, Grecji, Niemiec oraz polscy artyści sięgający po muzykę bałkańską i pieśni Polesia. Festiwal otworzy kilkunastoosobowa Śpiewacza Banda z Wrocławia Dany Vynnytskiej, która wykonuje pieśni słowiańskie i mongolskie. Drugiego dnia oprócz spotkania z tradycją Greków Pontyjskich – Zwodoxos Pigi, damy się porwać bałkańskim i cygańskim rytmom ekipy Tsigunz Fanfara Avantura oraz zachwycimy kunsztem mińskiego tria akordeonowego Port Mone. Niewątpliwym wydarzeniem festiwalu będzie koncert Serbołużyckiego Zespołu Narodowego, który zachowuje i rozwija tradycję kulturową Serbów łużyckich. Poza tym w programie Wielka Parada, program dziecięcy, warsztaty i targi wystawców, koncert klubowy i wiele, wiele innych atrakcji.
Festiwal „EtnoKraków/Rozstaje” – Kraków, 2-7.07.2019 To już 21. edycja jednego z najważniejszych festiwali w Europie, prezentujących muzykę tradycyjną, etno, folkową i world music. Na początku lipca w Krakowie wystąpi ponad 100 artystów z kilkunastu krajów i trzech kontynentów. To blisko 20 koncertów, plenerowych, jak i klubowych, bogactwo wydarzeń towarzyszących z udziałem artystów z całego świata: warsztaty muzyczne, tradycyjnego rzemiosła, noce tańca i spektakle. Wśród zaproszonych wykonawców znaleźli się m.in. Bel Mair de Forró (Brazylia), Felix Lajko Trio (Węgry), Tamara Obrovac & Transhistra Ensemble (Chorwacja/Włochy/Słowenia), Svetlana Spajić Gruop (Serbia), Tuuletar (Finlandia), Virtualnaja Derevnia (Rosja/Ukraina), węgierska Meszecsinka, balfolkowe: Loogaroo (Belgia) i Les Zéoles (Francja). Polskę reprezentować będą m.in.: Trimagine , Joachim Mencel Quintet Artisena, Art Color Ballet & team Słowińskich z projektem „Bursztynowe drzewo”, Teresa Mirga, Kukurba & Słowiński Project, Czeremszyna & Todar, Swada, Raraszek, Pokrzyk. Pełny program poznamy 30 maja w samo południe, ale już teraz można śmiało stwierdzić, że moc wydarzeń, liczba lokalizacji stawia ten festiwal jako jeden z największych na scenie etnofolkowej tego lata.
10 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
FESTIWALE TU
Festiwal „Globaltica” – Gdynia, 17-21.07.2019 Globaltica to festiwal z wyraźną misją – impreza stworzona dla ludzi, którzy chcą otwierać się na inne kultury, tradycje, religie, ludzi chcących poznać nieznane dotąd dźwięki – zarówno te odległe geograficznie, jak i te bardzo bliskie, o których dawno zapomnieliśmy. Zapraszani muzycy ocalają tradycje od zapomnienia, czerpią z korzeni, by zaprezentować je we współczesnej odsłonie – oryginalne połączenia muzyczne to znak firmowy wielu wykonawców, a w tym roku będą to m.in. San Salvador z Francji, Kalascima z Włoch, Kim So Ra z Korei Płd., Adama Drame z Burkina Faso czy Gaye Su Akyol z Turcji. Polskę reprezentuje Odpoczno. Głównym obszarem działania jest muzyka, jednak festiwal prezentuje także twórczość z innych dziedzin, takich jak literatura, sztuki plastyczne, fotografia czy film. Niebagatelną atrakcją imprezy jest też jej lokalizacja – Park Kolibki to miejsce wręcz stworzone do spotkań z kulturą świata.
Festiwal „Pannonica” – Barcice, 29-31.08.2019 Festiwal jest kulturalną wizytówką Sądecczyzny, odbywa się w urokliwej dolinie Popradu, na historycznym szlaku wędrówek ludów z południa na północ Europy. Mimo, że organizowany jest z dala od aglomeracji, w Barcicach „w krzakach, pośrodku niczego”, przyciąga liczną, kolorową publiczność, także z zagranicy, szukającą wyjątkowych wrażeń i emocji, klimatu oraz rzecz jasna tradycyjnej muzyki. Na tegorocznej festiwalowej scenie pojawią się m.in. takie gwiazdy jak: Bora Dugić, Goran Bregović and His Funeral & Wedding Band, Bulgarian Voices Angelite, Kočani Orkestar, czy Adam Strug. Pannonica Festival po raz drugi przeszedł pozytywną weryfikację Międzynarodowego Jury i Zespołu Ekspertów EFA (European Festivals Association). Dzięki temu w latach 2019-2020 ma prawo używać specjalnego znaku „Remarkable Festival” („Niezwykły Festiwal”), który przyznaje się za wysoki poziom artystyczny i znaczący wkład w międzynarodowy obieg kultury. Obowiązkowy punkt na mapie wakacji, jeśli chcecie przeżyć prawdziwą bałkańską przygodę. Karnety na Festiwal jeszcze w sprzedaży. Pannonica – ogień nie muzyka!
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 11
WYDAWNICTWA
Kwiat Jabłoni Niemożliwe Agora 2018
Ile to ciekawych rzeczy można zrobić, kiedy się nie ogląda na gatunkowe przynależności i zaszufladkowania. Kwiat Jabłoni czyli duet rodzeństwa Kasi i Jacka Sienkiewiczów po prostu śpiewa i gra swoje. Korzenie mieli różne: countrowe, bluegrassowe, folkowe, określa ich jako progresywny folk, ale powodzenie przyszło wtedy, kiedy postawili na siebie. Inspiracją był duet Chrisa Thile i Brada Mehldau czyli połączenie brzmienia mandoliny z fortepianem. Dodali do tego trochę elektroniki, ale nie za dużo, ot, w sam raz oraz dwa swoje wokale, świeże, proste, bez udziwniania i silenia się na nie wiadomo co i tak powstało „Niemożliwe”, debiutancka płyta złożona z autorskich piosenek. Entuzjazm, jaki Kwiat Jabłoni wzbudził u słuchaczy jest może trudny do wytłumaczenia, ale w pełni uzasadniony. Wielomilionowa oglądalność w internecie, pełne sale koncertowe wyprzedane na długo przed występami, chóralne śpiewania piosenek w trakcie koncertów, a i wysokie, siódme miejsce albumu w pierwszym tygodniu sprzedaży na Oficjalnej Liście Sprzedaży. Sukces wydawałoby się z marszu, choć przecież za rodzeństwem przemawia dużo doświadczeń w bardzo różnych zespołach. Śpiewają ze sobą od niemalże niemowlęctwa, rozumieją się znakomicie, dopełniają bezbłędnie i do tego znaleźli proste środki wyrazu przemawiające przede wszystkim do młodej, ale nie tylko, publiczności. Śpiewają o tym, co nurtuje współczesną młodzież, trafiają do niej tekstami i bezpośredniością, przynoszą autentyczną radość muzykowania, lekkość i świeżość. – Jaką świeżość – śmieje się Kasia – przecież my gramy bardzo archaiczną muzykę. I okazuje się, że rzeczywiście, tylko że ta staromodność w obecnym czasie staje się odkrywcza i całkowicie nowa. Na płycie „Niemożliwe” znalazło się dziesięć piosenek, jeden utwór instrumentalny i jako bonus „Turysta”, piosenka śpiewana jeszcze z Hollow Quartet, poprzednią ekipą rodzeństwa. Ponad sześć milionów odsłon na You Tube piosenki „Dziś późno pójdę spać”, ponad milionowe „Niemożliwe”, „Dzień dobry” i wkrótce zapewne „Za siódmą chmurą” to tylko wierzchołek, bo nadal na swój czas czekają takie piosenki jak: „Wzięli zamknęli mi klub”, „Wodymidaj”, „Kto powie mi jak”, „Nie ma czasu” i pozostałe. Artystycznie to też duża wartość. Świetnie brzmią wokale Kasi i Jacka, Jacek pokazuje mało u nas znane możliwości mandoliny, powodując wzrost sprzedaży tego instrumentu w sklepach muzycznych. Klarowne aranżacje nie szukające oryginalności za wszelką cenę i nieprawdopodobnie pozytywna energia, choć teksty czasami nie aż tak
12 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
radosne, sprawiają, że trudno nie być pod urokiem Kwiatu Jabłoni. Uroda, talent, otwartość na świat, prawdziwa radość i nieco zaskoczenia, że w ciągu jednego roku od powstania duetu aż tak wiele się wydarzyło. Nieprawdopodobna też atmosfera koncertów zespołu, pełna spontanicznego entuzjazmu, na których spokojny i zrównoważony wydawałoby się Jacek przeistacza się w mającego niepowtarzalny styl showmana. Co do samej płyty, to zwrócę jeszcze uwagę na jej producenta, Łukasza Ziębę, który wyczarował niepowtarzalne brzmienia i całą oprawę płyty, zawierającą teksty i krótkie wstępy do nich. Jednym zdaniem, parafrazując tekst piosenki, od której zespół zaczerpnął nazwę – czy jesteście, czy nie jesteście w biedzie – Kwiat Jabłoni nie zawiedzie. Same radość i przyjemność słuchania. MŚ
Dirty Shirt „Letchology” Rock Attack Records / Apathia Records, 2019
Folkcore’owa ekipa z rumuńskiego Maramureş wypuściła na rynek muzyczną perełkę. Już od pierwszego kawałka „Latcho Drom” zaczyna się wysokoenergetyczna fuzja rumuńskiego folku z metalcore i wszystkim tym, co da się wmiksować w tę niesamowitą muzyczną mamałygę. „Palincă, palincă” to jeszcze chwilka muzyki wiejskiej, prosto z zakrapianej zabawy – ale kolejny „Put in on” to już folk/ska/hardcore bliski core’owym klimatom nowojorskim – choć oczywiście utrzymanym w współczesnych realiach rumuńskich. Dirty Shirt korzystając pełnymi garściami z ludowych szlagierów korygują teksty pod rumuńską rzeczywistość i to jest ich siła! „Fake” - to... klimaty dancingowe z późnego Van Halen - a w „Nem Loptam” wracają brzmienia transylwańskie z wyrażnym zakrętem w kierunku Węgier. „Hora Lentă” to istna perełka folkmetalowa, z dużymi wpływami turbofolku (he, he…) a „Killing Spree” to trochę prześmiewczy, a trochę straszny gangsta HC z elementami manele. „Nice Song” to ska/reggae – ale w stylu, w jakim ten miks muzyczny wykonałaby Maria Tănase. Na koniec tej podróży mamy mocne uderzenie – utwór „Starea Naţiei”, który stawia kropkę nad „i” tego muzycznego reaktora. Jest moc! „Letchology” jest doskonale przemyślaną muzyczną hybrydą, gdzie różne połączenia pasują jak ulał, gdzie proporcje między humorem, a zadumą są na wskroś właściwe, gdzie bunt i zabawa idą w parze. Takie wydanie mieszanki folku, metalu, hardcore’a, ska, muzica populară w jednym kotle, obficie przyprawiona papryczkami i popita ţuicą jest niepodrabialna i na wskroś nowatorska. Tak jak Rumunia jest
skrzyżowaniem dróg Zachodu, Wschodu i Południa – tak ta płyta jest skrzyżowaniem muzycznych inspiracji z wielu stron! Dirty Shirt intensywnie promują album w całej Europie, a o jej koncertowej mocy przekonałem się na świetnym gigu w Cluj Napoca w klubie Form Space na początku roku. Witt
The RIX Steering Pete’s Course Gaff Rig Records 2019
Ta płyta to hołd dla kilku wielkich folkowców. Pete’a Seegera, który był też miłośnikiem pieśni morza. To właśnie te, dawne i współczesne pieśni kubryku, szanty, piosenki żeglarzy, częściowo pochodzące ze śpiewnika Seegera, postanowili wyciągnąć na światło dzienne i nagrać, jego wieloletni przyjaciele – kpt. Rick Nestler i Rik Palieri. Są i goście: Guy Davis, David Bern, Sara Underhill i Melissa Ortquist. Ta płyta to także hołd dla Woody’ego Guthriego oraz innego mistrza – Bruce’a Duncana „Utah” Philipsa. Hołd złożono im aż dziewiętnastoma piosenkami (sic!) śpiewanymi przez dwóch Rików, grających solo i w duecie, na gitarach, banjo, flecie indiańskim, harmonijce ustnej i niezwykłym instrumencie, jakim jest tradycyjny, amerykański Ozark Mouth bow. To nie tylko płyta do śpiewania, do zabawy, to przede wszystkim prezentacja fragmentu amerykańskiego folkloru, który powoli zanika – starych pieśni ludowych, szant, pieśni górniczych, dawnych i współczesnych folksongów. Takie piosenki jak „Blow the Man Down”, „Aweigh Santy Ano”, „Pay Me My Money Down” – to morskie klasyki. Z kolei „Hudson River Sunrise/Seneca Canoe Song” to tradycyjna pieśń indian Seneca, a „E-Ri-E (Was a Rising)” inny amerykański klasyk. Są oczywiście, te bardziej współczesne, a mniej znane, songi Seegera, jak „The Ballad of the Sloop Clearwater”, „My Rainbow Race”. Nie brak i nieoficjalnego hymnu Hudson River „The River that Flows Both Ways” – autorstwa Rika Nestlera. Płytę zamyka z kolei klasyk Guthrie’go „Roll on, Columbia”. Wszystkie brzmią, jakby żywcem wyjąć je z amerykańskiej prowincji. Prowadzący nas po historii amerykańskiego folku The RIX, to prawdziwi znawcy tematu. Nagrywali i grali z Petem Seegerem, uczyli się folku od mistrzów gatunku. Nestler to laureat Grammy, nagrywa i koncertuje, też poza USA. Palieri z kolei ma polskie korzenie i jest wielkim miłośnikiem naszego góralskiego (i nie tylko) folkloru. Gra na polskich instrumentach ludowych i bywa w Polsce, w tym na festiwalu dud polskich w Zbąszyniu. Czy słychać na tej płycie słowiańską nutę? Sami sprawdźcie. KP
WYDAWNICTWA 2018
WYDAŁO SIĘ W ROKU MINIONYM Płyty sceny etno-folk-worldmusic A.D. 2018 Opracowanie: Anna Wilczyńska | Zdjęcia: Kamil Piotrowski
I znów pokusiliśmy się o przygotowanie najpełniejszej, jak tylko się da, prezentacji płyt, które ukazały się w minionym, 2018 roku. Znajdziecie tu zarówno płyty nurtu etno, folk, worldmusic i pochodne ale też te mniej kojarzone z folkiem w Polsce, choć nam jak najbardziej, a więc nurtu piosenki autorskiej (studenckiej, turystycznej czy żeglarskiej). Marek Andrzejewski Hasztagi songwriting/piosenka/folk/ Premiera: 13.04.2018 Wydawca: Dalmafon
Blackface Family African Drums world music/etno Premiera: 30.01.2019 Wydawca: 1000Herz Records
Czeremszyna Tęsknoty folk słowiański Premiera: 12.12.2018 Wydawca: Czeremszyna
Babsztyl Życie to cud country/bluesrock/folk Premiera: 08.2018 Wydawca: Babsztyl
Olga Boczar Tęskno mi, tęskno etnojazz Premiera: 4.10.2018 Wydawca: For Tune
Czereśnie Pestki folk miejski Premiera: 26.11.2018 Wydawca: Karoryfer Lecolds
Bartek Halicki Septet Etnograf etnojazz Premiera: 3.09.2018 Wydawca: Soliton
Alicja Boncol & KoAlicja Big Power Kick country Premiera: 23.07.2018 Wydawca: BBZ
Czyżykiewicz & Cisło Pretekst live folk/piosenka Premiera: 19.10.2018 Wydawca: MTJ
Karolina Beimcik Zorya etnojazz/folk słowiański Premiera: 19.03.2018 Wydawca: Multikulti Project
Carrantuohill Zielona droga folk celtycki Premiera: 17.01.2018 Wydawca: CELT
Do DNA Do DNA folk Premiera: 29.10.2018 Wydawca: Do DNA
Bhattacharya/Traczyk/Zemler Joy!Guru world music Premiera: 30.11.2018 Wydawca: Unzipped Fly
Karolina Cicha & Elżbieta Rojek Jeden-Wiele etno/folk Premiera: 23.11.2018 Wydawca: Wydźwięk
Duet Zoriuszka Głosy Wschodu pieśni tradycyjne Premiera: 11.2018 Wydawca: L.O.T. w Czaplinku
PATRONAT FOLK24 Szymon Białek Terra Incognita fingerstyle guitar/folk/jazz Premiera: 12.2018 Wydawca: Szymon Białek
Czarny Motyl Maszyna do robienia Słońca folk/neofolk Premiera: 8.07.2018 Wydawca: Karoryfer Lecolds
El Boudani Mus Nomad etno Premiera: 6.10.2018 Wydawca: Africae Deserta Project
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 13
WYDAWNICTWA 2018
Gooral Ethno Electro 2 etno/electro Premiera: 13.12.2018 Wydawca: SP Records Hamesh Mein Yiddishe Mame klezzmerska Premiera: 8.08.2018 Wydawca: Andromeda Remek Hanaj Wysiadywanie góry folk psychodeliczny/elektronika Premiera: 3.08.2018 Wydawca: Requiem Records Irek Wojtczak Quintet Play it again! (live) etnojazz Premiera: 10.06.2018 Wydawca: Fundacja Słuchaj! Jan i Klan Nic się nie zgadza, nic się nie klei piosenka/folk/songwriting Premiera: 19.07.2018 Wydawca: Jan i Klan Janusz Prusinowski Kompania Po śladach folk/muzyka tradycyjna Premiera: 15.12.2018 Wydawca: Słuchaj Uchem/Buda Musique Ola Jas EP etnojazz Premiera: 01.2018 Wydawca: Luna Music Jerna Long Way Home (EP) folkmetal Premiera: 1.09.2018 Wydawca: Jerna
PATRONAT FOLK24 Kapela Timingeriu Gadzie i Goje folk bałkański/gypsy Premiera: 6.07.2018 Wydawca: Karrot Kommando Kapela Zza Winkla Jasną Nutą o Powstaniu Wielkopolskim folk wielkopolski Premiera: 21.12.2018 Wydawca: Kapela Zza Winkla Olga Kozieł Wołyń w pieśniach pieśni tradycyjne Premiera: 5.06.2018 Wydawca: Olga Kozieł PATRONAT FOLK24 Krzikopa Krzikopa folk Premiera: 12.2018 Wydawca: Krzikopa Kwartet Galicyjski Folkomania folk/etno Premiera: 8.07.2018 Wydawca: Kwartet Galicyjski Kurna Chata Second EP (EP) folk Premiera: Wydawca: Kurna Chata PATRONAT FOLK24 Laboratorium Pieśni Rasti folk Premiera: 15.12.2018 Wydawca: Laboratorium Pieśni
Michael Lonstar 40 Years of Dreams & Countroversy / 40 lat marzeń i countrowersji country Premiera: 28.06.2018 Wydawca: MMI
Laar Farobiansah Gamelan Bidadari etno/gamelan Premiera: 1.06.2018 Wydawca: For Tune
Joachim Mencel Quintet Artisena etnojazz Premiera: 1.06.2018 Wydawca: For Tune
Magdalena Lechowska Tango Polaco etno Premiera: 2.01.2018 Wydawca: Iberia Records
Alina Jurczyszyn, Kamila Bigus Sound Meditation etnotrance Premiera: 4.10.2018 Wydawca: Laboratorium Pieśni
Loopus Duo Eklektus neofolk/psychodeliczny folkrock Premiera: 13.04.2018 Wydawca: Karrot Kommando
Koło Jana 3ipół folk Premiera: 26.07.2018 Wydawca: Miwa Group
14 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
LSA Stories progressive folkrock Premiera: 15.10.2018 Wydawca: LSA
Lubelska Federacja Bardów Bardziej songwriting/poezja/folk Premiera: 16.03.2018 Wydawca: Dalmafon Miro Maja/Ka Maria Muzyka do zaginionego filmu jidisz etno Premiera: 15.06.2018 Wydawca: Wood and Mood Mamadou/Kinior/Sudnik Fumanek etno Premiera: 14.02.2018 Wydawca: Audio Cave Megitza To Ten folk Premiera: 14.04.2018 Wydawca: Kaprol Music Menele Samowarek folk warszawski Premiera: 30.11.2018 Wydawca: Menele Merkfolk Kolovrat folkmetal Premiera: 07.07.2018 Wydawca: Art of The Night Productions MILO Ensemble Live at Prom Kultury 2018 etnofusion Premiera: 12.2018 Wydawca: Milo Records Mimochodem Leśmian Leśmian poezja śpiewana/folk Premiera: 12.2018 Wydawca: Mimochodem
WYDAWNICTWA 2018
Minimal Blood Tradycyjne pieśni o kobietach i krwi psychofolk Premiera: Wydawca: Wood and Mood Moribaya Kelen etno Premiera: 5.11.2018 Wydawca: ZPR Media Moribunda Inner Songs etnorock Premiera: 6.10.2018 Wydawca: Moribunda Musiquette A Terry Riley: in C etno Premiera: 11.2018 Wydawca: Bółt Records PATRONAT FOLK24 Odpoczno Odpoczno etnojazz/fusion Premiera: 08.03.2018 Wydawca: Audio Cave OLS Mszarna neofolk Premiera: 15.07.2018 Wydawca: OLS Orkiestra Czasów Zarazy Stil Polonaise medieval folk Premiera: 1.07.2018 Wydawca: Ayros Orkiestra Jednej Góry Matragona Anarti etno/folk Premiera: 03.2018 Wydawca: deBies Owls Are Not Radio Tree etno, trance, electro Premiera: 15.10.2018 Wydawca: 1000Herz Records PATRONAT FOLK24 ÓIR In Scottish Conditions muzyka szkocka Premiera: 17.09.2018 Wydawca: ÓIR Percival Slava III. Pieśni Słowian Zachodnich medieval folk Premiera: 4.06.2018 Wydawca: Percival
Percival Schuttenbach Dzikie Pola folkmetal Premiera: 30.11.2018 Wydawca: RedBaroon Records
Różni Wykonawcy Siesta Festival 2018 etno/folk/world music Premiera: 6.10.2018 Wydawca: Universal Music Polska
PoTOCK PoTOCK (EP) folkrock Premiera: 9.12.2018 Wydawca: PoTOCK
Różni Wykonawcy Tishner. Mocna Nuta folk/etno Premiera: 30.03.2018 Wydawca: Agora SA / Stowarzyszenie „Drogami Tischnera”
Grzegorz Płonka uOdro, nasza uOdro folk śląski Premiera: 19.10.2018 Wydawca: R.I.K. Katowice Pochwalone Koncert punkfolk Premiera: 08.03.2018 Wydawca: Antena Krzyku Polmuz Drzewiej folk, etno-fusion Premiera: 16.10.2018 Wydawca: Polmuz Polonka Poemat konfesyjny etno, world music Premiera: 12.2018 Wydawca: Bôłt Records Radogost Przeklęty folkmetal Premiera: 07.07.2018 Wydawca: Radogost Anna Riveiro, Anna Hajduk Ahavat Olam – Eternal Love etno Premiera: 14.08.2018 Wydawca: Riveiro Music
Różni Wykonawcy Z wiejskiego podwórza 2018 folk/etno Premiera: 20.07.2018 Wydawca: Stowarzyszenie Miłośników Kultury Ludowej Runika Pradawna Moc folkmetal Premiera: 07.07.2018 Wydawca: Art of The Night Productions Agata Rymarowicz Pod powieką songwriting/piosenka/folk Premiera: 13.04.2018 Wydawca: Dalmafon Same Suki Ach, mój borze folk Premiera: 26.10.2018 Wydawca: Same Suki PATRONAT FOLK24 Sąsiedzi W kieszeni dolar folk morski/folk celtycki Premiera: 15.03.2018 Wydawca: Fundacja Folk24
ROD Lelum Polelum electro/folkrock Premiera: 25.05.2018 Wydawca: Karrot Kommando
Alicja Serownik Do Śë Såjd etnojazz Premiera: Wydawca: AS
Roderyk Celtia. Utwory Wybrane medieval folk/muzyka celtycka Premiera: 15.06.2018 Wydawca: Music&More Records
Stanisław Słowiński/Joanna Słowińska Bursztynowe Drzewo etno/soundtrack Premiera: 16.11.2018 Wydawca: InfraArt
Różni Wykonawcy 22 Tunes etno/folk/world music Premiera: Wydawca: Karrot Kommando Różni Wykonawcy Bardowie i poeci. Nick Cave folk/songwriting Premiera: 16.11.2018 Wydawca: MTJ
Stasiuk/Hajdamaky Mickiewicz folkrock/poezja śpiewana Premiera: 26.01.2018 Wydawca: AGORA SA Stój Katarzyno Stój Katarzyno (EP) folk Premiera: 13.10.2018 Wydawca: Stój Katarzyno
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 15
WYDAWNICTWA 2018
Szymon Klima Quintet Folwark etnojazz Premiera: 6.04.2018 Wydawca: Hevhetia
Karykatura jako oryginalny prezent, projekt okładki?
Marta Śliwa Kokosowa Wyspa piosenka żeglarska Premiera: 8.12.2018 Wydawca: Marta Śliwa Tango Attack & Sądecka Orkiestra Kameralna Tango Attack! Live in Cieszyn etnofusion Premiera: 16.03.2018 Wydawca: MTJ Tołhaje Mama Warhola progressive folkrock Premiera: 18.04.2018 Wydawca: Mystic Production Tonga Boys Vindodo etno Premiera: 10.10.2018 Wydawca: 1000Herz Records Tulia Tulia etnopop Premiera: 25.05.2018 Wydawca: Universal Music Polska Urna & Kroke Ser etno Premiera: 11.11.2018 Wydawca: Urna Chahar-Tugchi / Uct Varmia W Ciele Nie pagan/black/folkmetal Premiera: 20.04.2018 Wydawca: Pagan Records Veda Sound Walim – Jaipur Express etno Premiera: 21.04.2018 Wydawca: Lado ABC
Vocal Varshe & Jacaszek Bramy Nieba etno/electro Premiera: 05.2018 Wydawca: Requiem Records Warszawska Orkiestra Sentymentalna Płyń Wisełko chanson/folk/avant-pop Premiera: 7.11.2018 Wydawca: Kazkada Warszawskie Combo Taneczne Sto lat Panie Staśku! folk miejski Premiera: 20.04.2018 Wydawca: Wydawnictwo Agora Warta Folk Band Miałaś Wiunek folk Premiera: 05.2018 Wydawca: Wareckie Centrum Kultury Małgosia Wawruk Źródła etnojazz/poezja śpiewana Premiera: 11.2018 Wydawca: Requiem Records/Opus Series/ Lydian 2 Wheels of Steel Band Pieszy country Premiera: 20.10.2018 Wydawca: United Records Kielce Wielbłądy Czas Ngoni folk/etno Premiera: 20.09.2018 Wydawca: Wielbłądy
Na pewno są płyty, które powinny się tu jeszcze znaleźć, dlatego jak zawsze apelujemy do Was o podsyłanie informacji o płytach, które wydaliście, wydajecie lub zamierzacie wydać w roku 2019 do nas na redakcja@folk24.pl. Pomoże nam to nie pominąć żadnego ważnego wydawnictwa przygotowując spis płyt A.D. 2019
16 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
Realizacje na podstawie zdjęć twarzy, postaci w formacie jpg… kontakt: ilustracjaprasowa@gmail.com
INSTRUMENTY
JEDNO SHAKU I OSIEM SUN Japoński flet Shakuhachi Tekst: Katarzyna Gacek-Duda | Zdjęcia: Tommy Harevis
zdj. Tom Swoboda
Flet to moim zdaniem instrument duchowy... może dlatego, że to Ty, jako muzyk, tchniesz w niego życie... nie bezpośrednio, jak na innych instrumentach, przykładowo przez dotyk czy szarpnięcie, ale przez tchnienie. Taka łączność ma inny wymiar… inne odczucia...
Katarzyna Gacek-Duda, założycielka zespołu Królestwo Beskidu, obecnie doktorantka Akademii Muzycznej w Krakowie, w klasie Marii Pomianowskiej. Koncertowała niemal w całym świecie, z wybitnymi artystami muzyki klasycznej, rozrywkowej czy etnicznej. O swojej pasji do muzyki i fletów przede wszystkim opowiada na swojej stronie i blogu: kasiagacekduda.com
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 17
INSTRUMENTY
Dzisiaj mimo tego, iż mój dom to Beskidy z pochodzenia i wyboru – mogłabym opisać wiele fascynujących fletów, które występują na obszarze ukraińskich, polskich czy słowackich Karpat, postanowiłam skupić się na zupełnie innym flecie, bardzo mało znanym w Polsce – jednym z najbardziej duchowych instrumentów świata – Shakuhachi. Jest to tradycyjny japoński flet, wykonany z łodygi i korzenia bambusowego. Przywędrował do Japonii około VI-VII wieku z Chin. Nieznane są z kolei źródła świadczące o tym, skąd flet przywędrował do Chin. Najbardziej prawdopodobne są teorie, że dotarł tam poprzez Indie z Egiptu. W okresie średniowiecza Shakuhachi pełnił rolę instrumentu mistycznego w szkole mnichów Zen-Fuke (sekta buddyzmu Zen) – kapłanów zwanych również Komuso (kapłani pustki), którzy używali fletu do praktyk duchowych, modlitw czy medytacji. Utwory te nazywane były Koten Honkyoku i były dostosowane do oddechu grającego i traktowane również jako medytacja. Muzyka japońska zawiera w sobie mnóstwo subtelności. Łączy przeróżne gatunki i style muzyczne kultury Wschodu. Szczególnymi cechami muzyki japońskiej jest m.in. symbolika muzyczna. Chcę tutaj zwrócić uwagę na to, że w tej kulturze korespondują ze sobą określona pora roku z określoną stroną świata czy określonym dźwiękiem lub instrumentem. Same instrumenty w tradycji japońskiej również posiadają swoje symboliczne znaczenia. Przykładowo, dzwony symbolizowały jesień, wilgoć i metal. Bęben – zimę, wodę i skórę. Dźwięki odpowiadały dwunastu miesiącom roku. Niektóre zespoły muzyczne naśladowały równowagę natury poprzez specjalne zestawienie instrumentów. Nasz japoński flet, oprócz „duchowych” aspektów, speniał też inną rolę. W ręku dobrego muzyka doskonale naśladował dźwięki natury: burzę, wiatr, szum, odgłosy ptaków itd. Współczesna muzyka Japonii traci powoli te aspekty, nie zawiera już w sobie tylu czynników związanych z wierzeniami, tradycją. Wkrada się tam dużo percepcji europejskiej. Shakuhachi jest dowodem świadczącym o elegancji tradycyjnej japońskiej kultury w kontekście brzmienia, wydobycia dźwięku, prowadzenia frazy, jak i budowy. Jest wiele odmian tego instrumentu. Na każdym stosowana jest inna technika gry i inny sposób nauki. Barwa instrumentu w niskim rejestrze jest łagodna, w środkowym posiada coś w rodzaju lekkiego zachrypnięcia dźwięku, a najwyższy rejestr to przenikliwe i głośne tony. Flet ten może mieć długość od 40 do 72 nazwa odnosi się do długości typoweku dzielące się na 10 sun – to około to po japońsku osiem. Shakuhachi określającym długość jednego Od długości i walorów budożniona jest tonacja i barwa waha się od 3,5 do 5 cm, na barwę. Flet posiada pięć z przodu jeden nie tych otwoD F G A C – tonicz-
cm. Jego go fletu. Sha33 cm, a Hachi jest zatem skrótem Shaku i ośmiu Sun. wy instrumentu uzaledźwięku. Średnica fletu co również ma przełożenie
otworów palcowych – cztery z tyłu. Przez zakrywanie i odkrywarów można wytworzyć pięć dźwięków: te dźwięki tworzą jedną z dwóch pentanych skal japońskich.
18 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
Pomimo nieskomplikowanej budowy nauka gry na tym instrumencie jest trudna i wymaga cierpliwości. W Japonii dźwięki przetrzymywane, wydłużane i proste uważane są za suche i martwe. Podczas gry trzeba pilnować aby miały jak największą liczbę ozdobników, należy uwzględniać barwę i zmiany dynamiczne, specyficzne „krzyki” i ostrą artykulację. Aby osiągnąć tzw. żywe dźwięki, stosuje się wiele zabiegów wykonawczych, najczęściej związanych z regulowaniem oddechu. Ze względu na wiele sposobów gry, powstało mnóstwo szkół gry na shakuhachi. Najważniejsze to Meian-ryuu – utworzona w Tokio przez mnichów zakonu Komuso z Kioto. Największą rolę w nauce odgrywa kontakt z nauczycielem-mistrzem. Nauczyciel wybiera instrument i nadzoruje muzyczne postępy. Zazwyczaj w kontekście medytacji na Shakuhachi gra się w uplecionym z bambusa koszu na głowie zwanym tengai. Z przodu kosz posiada niewielkie otwory, jednak twarz grającego jest całkowicie zasłonięta. To zastosowanie warunkuje całkowite skupienie się na muzyce. Z tego instrumentu mowite dźwięki. minają odgłosy już moje subiekstyl gry na tym niesienie S h a -
można wydobyć naprawdę niesaMnie osobiście czasami przypowalczących samurajów, ale to tywne wyobrażenie, gdyż każdy instrumencie posiada swoiste odw tradycyjnej muzyce japońskiej. kuhachi zazwyczaj poprzez grę opisuje przyrodę – szum drzew, potok, wiatr. Dzięki temu służy relaksowi i medytacji. Myślę, że dzisiaj, kiedy żyjąc w ciągłym pędzie i hałasie – jesteśmy uzależnieni od wielu bodźców i nie potrafimy się skupić na kontemplowaniu ciszy – każdy powinien od czasu do czasu pograć na tym flecie. Shakuhachi mógłby nas w pewnym sensie uleczyć z oddziaływania na nas negatywnych skutków cywilizacji. Warunkiem stałoby się poszukiwanie mistrza, zakup dobrego instrumentu i opanowanie zadęcia (nie jest to takie proste, jak w znanych w Polsce zwykłych, gwizdkowych fletach etnicznych).
Ciekawe brzmienie instrumentu wzbudziło zainteresowanie nim w wielu krajach. Istnieją Międzynarodowe Stowarzyszenia Shakuhachi (The International Shakuhachi Society), którego członkiem jest m.in. mistrz Tadashi. Członkowie ISS poszerzają również wiedzę na temat historii fletu jak i wschodniej muzyki, ucząc techniki wykonawczej miłośników Shakuhachi na całym świecie. Brzmienie bambusowego fletu wykorzystuje się również w utworach współczesnych kompozytorów oraz w ścieżkach dźwiękowych do filmów (m.in. w „Pearl Harbor”). Skąd pomysł by spróbować swoich sił w grze na Shakuhachi? Miłość do tego instrumentu rozbudził we mnie niezwykły japoński kompozytor Toru Takemitsu, który kochał brzmienie tego fletu i potrafił stworzyć utwory, które naśladują Shakhuchachi grane jednak na flecie poprzecznym. Jak to możliwe? To zupełnie inny, niezwykle fascynujący i obszerny temat, może kiedyś uda się mi i o tym napisać. Podsumowując – Shakuhachi to ogromna literatura, obszerna wiedza na temat techniki wykonawczej, oddechu oraz przede wszystkim niewyobrażalna wspaniała sztuka japońska. Powyższy artykuł jest kroplą w ogromnym oceanie japońskiej estetyki muzycznej, który – mam taką nadzieję – zasieje w sercach czytelników chęć głębszego rozpoznania tematu.
W FOLKOWYM TONIE
NA DIABELSKĄ NUTĘ O demonologii ludowej Tekst: Witold Vargas | Rysunek: Paweł Zych („Bestiariusz słowiański”)
Co mógłby napisać na temat muzyki człowiek parający się demonologią ludową? Ano bardzo dużo. Robert Johnson, bluesman, który sprzedał duszę diabłu, to nie amerykański wymysł. My, Słowianie, mamy w swojej tradycji wiele takich postaci. Oto jedna z nich. Nie rozwodząc się nad życiorysami tych opętanych grajków, skupię się tu na diable właściwym – tym spośród całej armii piekielnej, który specjalizował się w marnowaniu dusz właśnie za pośrednictwem muzyki.
głęboko pod ziemią, muzykanci nie mają wcale tak źle. Jeszcze się taki diabeł nie urodził, który by za skocznego oberka nie oddał choćby własnej skóry.
Przede wszystkim ów diabeł z początku wcale diabłem nie był. Dawno temu oddawano cześć duchom drzew, zwierząt, roślin, a nawet przedmiotów. Gdy okazało się, że bóg jest jeden i nic poza nim, wszystkie te fantastyczne byty wyproszono z panteonu, a one zasiliły, chcąc nie chcąc, piekielne szeregi. Nastała era diabłów. A więc żył sobie taki duch, który zamieszkiwał instrumenty. Szamani syberyjscy do dziś dzięki niemu odlatują w zaświaty. Obecnie bardzo modne są bębny obręczowe: „I ty możesz zostać szamanem”. Zapewniam jednak, że w nich nie siedzi bohater naszej opowieści, lecz jego brat – Inkluz. Inkluz to demon pieniądza, który ma się nadzwyczaj dobrze w dobie konsumpcji. Natomiast ten od instrumentów to Ankluz. To imię przybrał dopiero w epoce diabłów, których na naszej słowiańskiej ziemi jest pełno. Ankluz przypominał nieco obtłuszczoną szczypawkę i potrafił wślizgnąć się w każdą, najmniejszą komorę rezonansową. Preferował oczywiście instrumenty solowe, ale nie pogardził i bębnem. Cel Ankluza był prosty, ale metoda złożona. Ileż namiętności można rozpalić, gdy gra muzyka! Za sprawą demona muzykanci grali jak istne diabły, a że kazali sobie słono płacić, puchli z pychy i chciwości. Lgnęły do nich panny, a to stwarzało okazję do kolejnego grzechu – nieczystości. A gdy grajka z niewiastą przyłapał kawaler dochodził jeszcze gniew. Dalej to już szło jak z płatka. W zamian za te wszystkie złe uczynki muzykant dostawał jeszcze jedną magiczną moc: potrafił tak zagrać, żeby roztańczyć słuchaczy aż padną z wyczerpania. Ten starodawny fortel stosowały rusałki wobec zwabionych na mokradła młodzieńców, a wykończywszy swe ofiary spijały z nich krew. Grajek natomiast za swe ekscesy dostawał jedynie bilet do piekła w jedną stronę. Ale swoją drogą powiadają, że tam,
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 19
COUNTRY
DRUGIEJ TAKIEJ NIE MA Agata Karczewska, piosenki już nie tylko z gitarą Tekst: Maciek Świątek | Zdjęcia: Łukasz Kuś & Magda Mira Rzeszot, Firestone
Gdyby cała rzecz działa się w Ameryce, nie byłoby w tym nic dziwnego. Owszem, pewnie wzbogaciłaby się lista przebojów Americany, może pojawiłyby się nominacje do różnych prestiżowych nagród, ale za oceanem śpiewająca songwriterka, przedstawiająca swoje piosenki z akompaniamentem gitary to zjawisko, że tak powiem, naturalne.
20 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
COUNTRY
U nas jest inaczej. W konkursach telewizyjnych pojawiają się utalentowane wokalistki, na ogół jednak śpiewają covery i na samym wokalu się kończy. Agata Karczewska, owszem, pojawiła się jakiś czas temu w Idolu, zdobyła tam uznanie jury i publiczności, ale to było tylko doświadczenie pozwalające na zaanonsowanie siebie na scenie muzycznej. Nieprzeciętne możliwości młodej artystki najpierw pokazała EP-ka „You’re Not So Special”, a obecnie pełny już, wydany przez wytwórnię Asfalt, album „I’m Not Good at Having Fun”. Album w Programie Trzecim Polskiego Radia był „płytą tygodnia”, a pochodząca z niej piosenka „Fool” z powodzeniem radzi sobie na Liście Przebojów Trójki, pnąc się z tygodnia na tydzień. Cóż takiego jest w debiutującej blondynce, występującej do niedawna tylko z gitarą, śpiewającej po angielsku bardzo osobiste teksty? Przede wszystkim zaskakuje innością. Drugiej takiej nie ma i zaryzykuję stwierdzenie, że nie było. Od pierwszego dźwięku gitary i od pierwszej wyśpiewanej frazy zaczynamy słuchać. Unikatowa barwa głosu w połączeniu z surowym brzmieniem instrumentu powodują, że nikt już nie pomyli Agaty Karczewskiej z inną wokalistką, a i nawet nieznane sobie piosenki będzie rozpoznawał już po kilku sekundach. Tak objawiają się indywidualność i niepowtarzalność, nowa jakość i to nie tylko na polskiej scenie. Wielkie uznanie dla Trójki, że zwróciła na Agatę uwagę. Okazało się, że poza popularnymi w Polsce wykonawczyniami, takimi jak Katie Melua czy Amy McDonald jest też nasza rodzima artystka z ogromną siłą osobowości i nieprawdopodobnym potencjałem. Ale Agaty nie da się przyrównać do jakiejkolwiek znanej nam gwiazdy. Jest inna, jest sobą i tylko sobą, nawet o doszukanie się inspiracji czy wpływów niełatwo.
skich filmów. Dla polskiego słuchacza to jakieś wyzwanie, ale pozytywne, bo zmuszające do wielokrotnego słuchania, jeśli się chce dobrze zrozumieć treść. Na countrowym podwórku też radość, bo oto nagle mamy, osadzoną w stylistyce country artystkę, której chce słuchać szeroka publiczność i której piosenki nadają ogólnopolskie rozgłośnie. Myślę też, że Agata to kandydatka do „Fryderyka”, w kategorii debiut, a płyta „I’m Not Good at Having Fun” wpisze się w kandydatury w kategoriach blues/ country czy folk/muzyka świata. Oryginalność Agaty Karczewskiej pozwala na wzniesienie się ponad tradycyjnie pojmowane u nas country, które okazuje się uniwersalne, interesujące, przyciągające uwagę. Na zakończenie jeszcze wrażenia ze słuchania Agaty Karczewskiej na żywo. Wyrazista jak na płycie, jeszcze bardziej sugestywna, podkreślająca mimiką treść każdej ze śpiewanych piosenek, bez sztuczności, z autentyzmem przeżywania wszystkiego, co śpiewa. Bezpretensjonalna w kontakcie z publicznością, nadal jeszcze jakby trochę onieśmielona, skromna, ale jaśniejąca na scenie tym blaskiem prawdziwych artystów, którym przy mikrofonie rosną skrzydła. Zapewne wiele jeszcze o Agacie zostanie napisane, wieszczę, że wkrótce będzie się wymieniało ją w czołówce polskich wykonawców, ale najistotniejsza wydaje mi się możliwość obcowania z jej piosenkami na płycie i na koncertach, bo w jakiś tajemniczy sposób odnosi się wrażenie, że są tak bliskie, że wywołują osobistą relację. Gorąco zachęcam do posłuchania Agaty.
Pewna autoironia piosenek skojarzyła mi się z wczesnymi piosenkami Kim Richey, podobieństwo w tym przypadku dotyczy także czerwonego koloru gitary. Ekspresja wykonań, a i inteligencja tekstów przywiodła mi na myśl Dar Williams, ale to bardzo odległe skojarzenia, podobnie jak te z barwą głosu Melanie Safki czy nawet z czasów countrowych Janis Joplin. Te zestawienia to tylko nieudolne próby opisania tego, czego nie da się opisać, czego tylko można posłuchać. Jedenaście piosenek na debiutanckiej płycie to zestaw znakomitych utworów, z których każdy nadaje się na lansowany w radiach singel. Popularność aktualnie zdobywa piosenka „Fool”, ale też znakomita jest „Envy Is My Sin”, do której teledysk można obejrzeć w internecie. Jest nieprawdopodobnie piękna „November Blue”, tu wróżę ogromne powodzenie jesienią, są inspirowane literaturą amerykańską „Gone With The Wind” i „Gilbert Blythe”, wpadająca w ucho „Declare Your Wish”, drapieżna „My Name Is Eve”. To są piosenki zapadające od razu w pamięć, piosenki, które chodzą za człowiekiem w ciągu dnia, z którymi można się budzić i zasypiać. W zalewie rozbudowanych i sztucznie udziwnianych dzisiejszych przebojów trafiamy u Agaty, na pozbawione niepotrzebnych dźwięków, samo sedno, na to, co rzeczywiście istotne, czyste, klarowne, pozwalające się skoncentrować na sprawach najważniejszych. Są tu prawda i szczerość, tak w tekstach jak i w wykonaniu. To jest siła niepotrzebująca dodatkowych wzmocnień. Agata Karczewska to przedstawicielka tego pokolenia, dla którego język angielski jest naturalnym sposobem wypowiadania się i wyrażania emocji. Może to stanowić pewną barierę dla szerokiej popularności, ale pozwala na uniwersalność i brzmi tak bardzo naturalnie, że można by Agatę wziąć za artystkę amerykańską. Trudno wyobrazić sobie spolszczenie tych utworów, zabrzmiałyby pewnie jak dubbing amerykań-
1/2019 (10) Magazyn FOLK24 21
WATS’ON
NIE WSZYSTKO JEST FOLKIEM? Polemika do artykułu Tomasza Janasa Tekst: Wojciech Ossowski
Trzymam w ręce najnowszy numer „Pisma folkowego” (nr 1-2/2019 /140-141), magazynu szacownego, na łamach którego felietony swe umieszcza Tomasz Janas. Prywatnie się lubimy, proszę więc tej polemiki nie traktować jako wojenki polsko-polskiej. Po tym zniechęcającym wstępie (wszak lubimy, gdy polemiści biorą się za łby) odniosę się do tematu rozmyślań poznańskiego dziennikarza. Otóż, za sprawą nowej płyty Stanisława Soyki i jego wypowiedzi o muzyce łączącej folk także, choć niechętnie, z disco polo, autor przypomina inne przypadki takiej właśnie kategoryzacji. Okazuje się, że całkiem sporo artystów z najwyższej półki skłonna jest mówiąc o folku, w ten czy inny sposób, włączyć w ten nurt „badziewie dicho”. Stąd też i niepokój felietonisty, a gdy przyszło mu tłumaczyć znajomemu dlaczego Warszawska Orkiestra Sentymentalna jest folkowa (poradził sobie z tym zadaniem), przelała się czara goryczy, bo o ile jeszcze WOS można za folkową uznać, to kolejny znajomy zaatakował pytając, czy można zgodzić się z teorią, że np. Mieczysław Fogg, Chór Dana albo Vera Gran są protoplastami polskiego folku? Tu autor przyznaje się do bezradności, ale powątpiewa wraz ze słuchaczem, bo pisze dalej: „Wszystko jest poezją – twierdził pewien poeta, wszystko jest muzyką – mówił ktoś inny. Ale chyba nie wszystko jest folkiem?” Tu zostałem wywołany do odpowiedzi, bowiem to właśnie ja prezentuję w Dwójce „Historię polskiego folku”, w którą wplatam wymienione wyżej nazwiska i zespoły. Nie będę się tu odwoływał do słynnego stwierdzenia Woody Guthriego, który zapytany czym jest folk powiedział, że cała muzyka jest folkowa (śpiewana przez ludzi, folks), bo nie słyszał jeszcze by koń śpiewał. Kiedyś, zapytany na radiowym korytarzu pasjonat muzyki country, Korneliusz Pacuda, twierdzący, że cała dobra muzyka jest w sumie country, zapytany o to czy w takim razie i Bach też??? Ponoć chwilę pomyślał i odparł: TEŻ. I dalej moglibyśmy brnąć w anegdoty, ale temat jest poważniejszy. Skoro poradziłeś sobie Tomku z WOS, to odsyłam cię do ich internetowej strony, na której masz na wstępie ich artystyczne credo: to zespół rozsmakowany w dawnych melodiach polskiej przedwojennej rewii i kabaretu. Piosenki i pieśni z repertuaru Adama Astona,
22 Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
Wiery Gran czy Mieczysława Fogga, aranżacje Henryka Warsa i Rostworowskiego, wykonania orkiestr Petersburskiego, Karasińskiego i Kataszka, nieustannie nas inspirują. A zatem? Naśladownictwo czy nawiązanie tak, ale źródło czy oryginał już nie? Tomku, gdybyś chciał się trzymać tej logiki to Prusinowski cacy, a Gaca be. Sam widzisz, że trochę głupio. Odeślij więc znajomego, który ma wątpliwości do źródła i po kłopocie. No to z jedną sprawą się uporaliśmy, ale moje gawędy na antenie Programu Drugiego powstały na bazie materiałów zbieranych do książki o historii polskiego folku. Z konieczności, specyfiki kilkuminutowej opowiastki raz na tydzień, wiele wątków pomijam (sobotni poranek nie jest dobrą porą na śledzenie losów pieśni w gettach czy w obozach koncentracyjnych). Wątki zbyt obszerne spłaszczam, opowiadam „po łebkach”, ale nie odbiegam od myśli przewodniej swojej książki, że folk jest wielowymiarowy i pewne zjawiska, nawet jeśli nie należą do naszej poetyki powinny się tu znaleźć. Dość dużo miejsca poświęcam Orkiestrze Włościańskiej, Foggowi i Mazowszu – zmorom mego dzieciństwa i młodości. Z niezgody na ich sztukę powstała kolejna generacja artystów folkowych. Czyż i podobna postawa nie kazała zanegować Piotrowi Zgorzelskiemu, zawołanemu tancerzowi, znakomitemu muzykantowi i jednemu z pionierów, najważniejszych w procesie tworzenia mazurkowej sceny, swego artystycznego rodowodu (muzyka andyjska – Jejante?). A przecież, mimo niechęci do wspominania tego rozdziału, nie podejrzewam Piotra, by skłonny był wyrzucić temat andyjski z historii folku nad Wisłą. Wykorzystanie sztuki do celów propagandowych, zbytnie upolitycznienie, przestarzała estetyka, to nas od Fogga czy Mazowsza odpychało. Fogga uważałem za króla obciachu. Niemniej to pokolenie dokonało rzeczy niezwykłej. Tango (ewidentnie folkowe – czyż nie?) zawędrowało do Europy i stało się na lata obowiązującą modą. Były jednak kraje, w których tango przylgnęło do duszy i zmieniło się tak znacznie, że
można mówić o lokalnej jego odmianie. Mówimy więc o tangu fińskim, rumuńskim, tureckim i…polskim. Początkowo śpiewane po hiszpańsku i posługujące się oryginalną melodią, wkrótce pokochało mollowe nastroje, sentymentalne klimaty… a że teksty pisali do nich najznamienitsi poeci, no cóż. Dzieła Sygietyńskiego (Mazowsze, Warszawa) wspierali i Dobrowolski, i Tuwim (ten ostatni miał być kierownikiem artystycznym zespołu Warszawa). Patrzę na problem disco polo w polskim folku i w opowiadanej historii nie raz cię jeszcze Tomku zaskoczę, bo i No To Co, i 2+1, i… twórca „Kolorowych jarmarków”. Patrzę na próbę zawłaszczenia terminu folk przez intelektualistów z miasta, dla których jest to muzyka „kultowa”. To, czego słucha lud w okolicach Białegostoku jest zbyt trywialne, by mógł to zaakceptować wyrobiony meloman, który w muzyce ludowej poszukuje szlachetnego piękna. Gdy zaczynałem pracę w Polskim Radiu (1985) pamiętam z jak wielką niechęcią spotykały się takie zjawiska jak muzyka ludowa czy folk. Potrzeba było paru dekad, by zmienić stan rzeczy, pracy kilku artystycznych pokoleń. Patrzę teraz na disco polo, zapewne większość tego repertuaru to badziewie i paździerz, ale może za kilka lat i tu pojawią się prawdziwe talenty? Nie to, żebym z utęsknieniem na ten moment czekał, czy pasjonował się tym bardzo, ale ciekaw jestem, bo i rumuńskie manele i bułgarska czałga czy bałkański tubro folk czy agro pop idą w tym kierunku. I na zakończenie. Pisanie historii polskiego folku dało i mi lekcję. Spojrzałem inaczej na Fogga i Mazowsze. Odkryłem ich wielkie znaczenie nie tylko dla kultury, ale i w innych sferach (Mazowsze jako przytulisko dla dzieci wiejskich bez szans na rozwój w zrujnowanym kraju, brawurowe akcje Fogga z recitalami na pierwszej linii, w Powstaniu…). Historia folku pełna jest takich epizodów. Tworzą ją ludzie, z których kiedyś się podśmiewałem, a dziś mówię o nich z szacunkiem, nawet, gdy ich sztuka nie trafia mi do przekonania.
Fundacja Folk24 w w w. f ol k 2 4 . org
MAGAZYN
Nr 1/2019 (10) BEZPŁATNY ISSN 2353-1142
www.folk24.pl www.folk24.org
NIE ZAGUBIĆ ETNICZNOŚCI Rozmowa z Karoliną Beimcik
DRUGIEJ TAKIEJ NIE MA Agata Karczewska – nowa twarz country
WYDAŁO SIĘ W ROKU MINIONYM Prezentacja płyt z 2018 r. FELIETONY
W. Ossowski, M. Świątek, R. Zieliński 1