MAGAZYN Nr 1/2018 (9) BEZPŁATNY ISSN 2353-1142 www.folk24.pl www.folk24.org
WOMEX OD KUCHNI Relacja z fotoreportażem
ROOTSOWE PŁYWANIE rozmowa z Grzegorzem Świtalskim
ZNÓW SIĘ WYDAŁO Prezentacja płyt z 2017 r. FELIETONY
R. Chojnacki, T. Konador, W. Ossowski, M. Świątek, R. Zieliński 2/2014 (3) Magazyn FOLK24
1
W FOLKOWYM NA POCZĄTEK TONIE
NOWE MIEJSCE
MAGAZYN Nr 1/2018 (9) bezpłatny ISSN 2353-1142 www.folk24.pl www.folk24.org
Witam w kolejnym, pierwszym w tym roku, a dziewiątym w ogóle numerze Magazynu FOLK24. Od ostatniego wydania jak zwykle sporo się wydarzyło, nie tylko na scenie folkowej ale i w Fundacji i redakcji. A zmiany u nas niemal rewolucyjne. W tym wydaniu trochę je podsumujemy, trochę też zapowiemy co w planach jeśli chodzi o działania Fundacji oraz oczywiście przede wszystkim co tam w trawie folkowej piszczy. Najważniejsza zmiana, a nie wszyscy jeszcze wiedzą, to to, że od maja redakcja ma nową siedzibę… we Wrocławiu (sic!), w przepięknej zabytkowej kamienicy „Pod Srebrnym Hełmem” na ulicy Kuźniczej, 100 m od Rynku. Skok to niesamowity (ponad 200 km z Bytomia), nakład pracy, czasu i środków też niemały (serdeczne dzięki Januszu za pomoc!), ale mamy nadzieję, że będzie to ruch korzystny, biorąc pod uwagę niesamowitą ilość etno-folkowych wydarzeń w stolicy Dolnego Śląska. Liczymy na Wasze odwiedziny, zapraszam serdecznie, adres redakcji znajdziecie w stopce. A jeśli mieszkasz we Wrocławiu i chcesz pomóc w tworzeniu kolejnych wydań Folk24, lub przy organizacji naszych wydarzeń – tym bardziej zajrzyj. Ale to nie koniec zmian i działań, jakie podjęła Fundacja w minionych 12 miesiącach. Co i jak się działo poczytacie w numerze. Co jeszcze na łamach? W pierwszym wydaniu w roku każdego Magazynu prezentujemy Wam wydawnictwa płytowe roku poprzedniego. Efekt tytanicznej pracy redakcji, ale przede wszystkim Ani i Witta Wilczyńskich sprawia, że nikt nie ma tak obszernego i pełnego spisu jak my – dziękuję! Polecam Wam także rozmowę z Grześkiem Świtalskim z zespołu Hambawenah – pasjonatem i promotorem folkloru Wisły, który opowiada w niej o… flisie, w którym brał udział. Niesamowita historia. Wspominamy też WOMEX, który już dawno za nami, ale wydarzenie tak znaczące, nie tylko dla nas, więc nie sposób go pominąć. Na łamach znów pojawiają się nowi autorzy, co cieszy mnie niezwykle, bo to znak, że docieramy wciąż w nowe miejsca. Witam Wojtka Kostowskiego i Maćka Łatę i dziękuję za dwa ciekawe teksty. Pierwszemu autorowi za felieton o różnych „naleciałościach” w naszej ludowiźnie („Bieguny muzyki ludowej”), drugiemu za relację z festiwalu Nów, tekst o tzw. „avant folku” („Spacer po peryferiach”). Nie zawiedli też nasi stali felietoniści: Zielak (Rafał Zieliński) pyta „Czy tradycja wyjdzie z niszy?”, Taclem (Rafał Chojnacki) twierdzi, że „Nie powstrzymasz folkrocka” (ciekawa prezentacja nieanglosaskich kapel folkrockowych), Wojtek Ossowski tym razem pyta „Kto przejmie pałeczkę?”, a Maciek Świątek zaprasza na letnie imprezy country. Jest i Patrycja Napierała z kolejnym etnicznym instrumentem perkusyjnym.
WOMEX OD KUCHNI Relacja z fotoreportażem
ROOTSOWE PŁYWANIE rozmowa z Grzegorzem Świtalskim
ZNÓW SIĘ WYDAŁO Prezentacja płyt z 2017 r. FELIETONY
R. Chojnacki, T. Konador, W. Ossowski, M. Świątek, R. Zieliński 2/2014 (3) Magazyn FOLK24
1
MAGAZYN FOLK24 Nr 1/2018 (9) Redaktor naczelny: Kamil Piotrowski Projekt: Robert Derda Skład dtp: Marcin Łęczycki – MUZO Redaguje zespół: Ewelina Grygier, Patrycja Napierała, Monika Samsel-Chojnacka, Anna Wilczyńska, Rafał „Taclem” Chojnacki, Tadeusz Konador, Wojciech Małota-Wójcik, Wojciech Ossowski, Maciej Świątek, Witt Wilczyński, Rafał „Zielak” Zieliński Współpraca: Maciej Łata, Wojciech Kostowski Na okładce: WOMEX 2017 Zdjęcie: Wojciech Małota-Wójcik Numer zamknięto: 29.05.2018 Nakład: 5000 egz. Wydawca: Fundacja Folk24, www.folk24.org Adres redakcji: 50-138 Wrocław, ul. Kuźnicza 11‑13/15a (IIIp) tel. +48 516 067 476 e-mail: redakcja@folk24.pl Dystrybucja i reklama: Agencja INVINI, Bytom mail: biuro@invini.pl ZAPRASZAMY NA WWW.FOLK24.pl
Jak zawsze też recenzje płyt, zapowiedzi festiwali i parę innych tematów. Słowem znów jest co czytać. Zapraszam do lektury. Kamil Piotrowski Redaktor naczelny Wrocław, 3 maja 2018
1/2018 (9) Magazyn FOLK24
3
SPIS TREŚCI
WIEŚCI
FOTOGRAFIA
FOTOGRAFIA
6 Newsy, zapowiedzi, ogłoszenia W FOLKOWYM TONIE 8 Czy tradycja wyjdzie z niszy WYWIAD 9 Rootsowe pływanie WYDAWNICTWA 2017
TARGI WOMEX Katowice (25-29.10.2017) w obiektywie Wojciecha Małoty-Wójcika i Kamila Piotrowskiego
15 Znów się wydało W FOLKOWYM TONIE 20 Nie powstrzymasz folkrocka WYDARZENIE 23 Womex od kuchni FOTOGRAFIA 24 Targi Womex
23-26
24 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 25
WYWIAD
WYWIAD
ROOTSOWE
kawę lub herbatę. W czasie postoju na colu wokół ognia znajdzie się miejsce dla każdego. To w tym miejscu śpiewa się poranną modlitwę flisaków przed wypłynięciem, w tym miejscu kończy się dzień pracy i zaczyna wieczorne opowieści, bajania. Ogień płonie cały czas.
PŁYWANIE czyli „A dokąd to płyniecie na tych dechach?!”
A jakie nosicie obuwie? W zależności od pogody chodzimy boso ale czasem trzeba przywdziać gumofilce. Czy jest przerwa na sen? Tratwa płynie jedynie w dzień i takich klasycznych (morskich) wacht nie ma – wszyscy są na
WYWIAD
pokładzie przez cały czas, słuchają komend retmana i podmajstrzego, którzy dbają, aby każdy z manewrów miał wystarczającą obsadę. Spać chodzimy dość wcześnie, bo dzień flisaka rozpoczyna się o pierwszym brzasku. Jak często i czy w ogóle zawija się do portu podczas spływu? Z uwagi na rozmiar i ograniczone zdolności manewrowe tratwy nie zawijają do portów. Cumują przy brzegu, najlepiej w nurcie tak, aby łatwo było odbić i wypłynąć w dalszą drogę.
Co robicie, jeśli po drodze spotka Was burza? W czasie burzy czy deszczu nie widać tych wszystkich niuansów potrzebnych do „czytania” wody. Wtedy najczęściej tratwa stoi zahamowana na śrykach a załoga odpoczywa we flisackich budach. Podobnie jest w przypadku niesprzyjającego wiatru. Budy, w których flisacy śpią i odpoczywają, dają spory opór. Czasem mocny wiatr potrafi niebezpiecznie zepchnąć tratwę do brzegu lub w niepożądane rejony rzeki.
Na koniec jeszcze chciałam zapytać o „dubasa”, czym jest, jak powstał? Dubas to typ drewnianej, płaskodennej łodzi, użytkowanej głównie w złotym wieku jako jednostka transportująca zboże – na przykład pszenicę „Sandomierkę”, która w średniowieczu osiągała najwyższą cenę na giełdzie w Amsterdamie. Dubas, który zbudowałem jest z pewnością wypadkową moich, ponad 20-letnich doświadczeń z rzeką. To właśnie podczas flisu 400-lecia powstała we mnie potrzeba posiadania własnej jednostki drewnianej. Okazuje się, że gdy człowiek
WYDAWNICTWA TU 27 Recenzje z kraju WYDAWNICTWA TAM 28 Recenzje z zagranicy
Rozmawiała: Anna Wilczyńska Zdjęcia: Andrzej Kunik
Rozmowa z Grzegorzem „Świtzą” Świtalskim – pasjonatem dawnej kultury flisackiej, folkloru Wisły, muzykiem zespołu Hambawenah, uczestnikiem flisu 400-lecia miasta Ulanów.
Retman Mieczysław Łabęcki Podmajstrzy Hieronim
INSTRUMENTY
1/2018 (9) Magazyn FOLK24
9
Retmańczyk Andrzej Kumik
Socha
12 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 13
str. 9-14
29 Garnek lub pokój WYDAWNICTWA WYKONAWCY TAM 2017
INSTRUMENTY
FESTIWALE TU
ZNÓW SIĘ WYDAŁO
GARNEK LUB POKÓJ
ŚWIĘTO BAŁKAŃSKIEGO FOLKU
WOKÓŁ ETNO-FOLKU 31 Spacer po peryferiach FESTIWALE TU 33 Święto bałkańskiego folku PODRÓŻ ETNO-FOLKOWA 35 By zapalić świeczkę W FOLKOWYM TONIE
Opracowanie: Anna i Witt Wilczyńscy
Balkan Sevdah Sevdalinki – pieśni z Bośni muzyka bałkańska, folk Premiera: 15.04.2016 Wydawca: Balkan Sevdah
Buba & Bantamba Gambia etno, world music Premiera: 11.10.2017 Wydawca: ForTune
Carmen Azúar i Tomasz Kaszubowski Caminos del sur / Drogi południa etno, folk, muzyka hiszpańska Premiera: 10.12.2017 Wydawca: Kameleon Records
Caravana Banda Mezihra world music, balkan folk, flamenco Premiera: 1.10.2017 Wydawca: Iberia Records
Beatriz Blanco Tan lejos! etno, folk Premiera: 25.11.2017 Wydawca: Obuh Records
Laura Cubi Villena & Adam Wendt Acoustic Set Por La Noche etno, folk, muzyka hiszpańska Premiera: XI 2017 Wydawca: Soliton
Breslauer Coctail Absynteria folk miejski, electro swing, alternatywa Premiera: 24.02.2017 Wydawca: Multikulti Project
Dikanda Devla, Devla Premiera: 3.11.2017 etno, world music, balkan folk Wydawca: Kaprol Music
44 Gorące countrowe lato WATS’ON
Nie tylko instrument Gliniane garnki oprócz funkcji instrumentu muzycznego wykorzystywane są do wielu różnych celów. Służą do poboru wody, gotowania, przechowywania wina, wykorzystywane są jako naczynia do mycia dłoni, do magazynowania zboża i innej żywności uprawnej. Można je znaleźć na wysokich drzewach, ponieważ stanowią gniazda ptaków lub wieśniacy umieszczają je na drzewach, aby zbierać miód. Większe udu pełnią rolę lodówek, wychładzających wodę, w cieniach wysokich drzew. Wykorzystuje się je również do odprawiania wszelkich rytuałów. Niezależnie od tego, czy kobiety celowo prowadziły interesy dla siebie, czy nie, sprzedaż puli była z pewnością dla nich wielkim źródłem dochodu. Poprawiała ich moc |i status Niestety, ta FOLK24.org mail:społeczny. fundacja@folk24.org
ORGANIZUJEMY zespoły | koncerty | festiwale
Jak powstają udu Bardzo ważny jest sposób, w jaki udu powstają. Otóż, instrument ten mógł być wytwarzany wyłącznie przez kobiety z plemienia Igbo. Według tradycji mężczyźni nie mogli zajmować się garncarstwem, gdyż wykonywanie tego zawodu mogłoby uczynić ich bezpłodnymi. Glina używana do produkcji udu była zbierana przez kobiety w tajnych, świętych miejscach, w których obecność mężczyzn uznawana była za poważne naruszenie. W owych miejscach kobiety musiały składać ofiary żeńskim bóstwom cerami-
Tekst: Kamil Piotrowski | Zdjęcia: materiały organizatora Ponad 60 specjalnych wydarzeń: kameralnych koncertów, warsztatów wszelkiego rodzaju, opowieści, prelekcji, projekcji, wędrówek po okolicy, prezentacji zdjęć, spotkań i czego tylko dusza zapragnie towarzyszyć będzie tegorocznej edycji Pannonica Festival. A na głównej scenie dwanaście mega gwiazd muzyki bałkańskiej i klezmerskiej z całego świata.
Rozmach tego festiwalu musi robić wrażenie, ale jeszcze większe wrażenie robi to jak szybko, w „krzakach nad Popradem“ ten festiwal się rozwinął. Od kilku edycji to już nie jakaś tam imprezka bałkańska na południu Polski, ale jeden z największych festiwali – o ile nie największy plenerowy festiwal muzyki świata w Polsce. Tysiące odwiedzających, wraz z artystami i koordynatorami, gośćmi specjalnymi tworzą prawdziwe miasto festiwalowe. W ciągu trzech festiwalowych dni (od 30 sierpnia do 1 września) poza słuchaniem muzyki można tu robić wszystko – szkolić się, odpoczywać, poznawać, spotykać, zwiedzać. Ale to muzyka jest tu najważniejsza. Na głównej scenie wystąpi łącznie 12 wyjątkowych, mistrzowskich w swoich wykonaniach zespołów inspirujących się na swój sposób muzyką bałkańską. A do Barcic przyjadą w tym roku: She’Koyokh z Wielkiej Brytanii, początkowo grający muzykę klezmerską, by poszerzać go o bałkańskie i bliskowschodnie rytmy. Prym wiedzie tu charyzmatyczna wokalistka, urodzona w Stambule kurdyjka Çiğdem Aslan, będaca również jedną z gwiazd muzycznej stajni Asphalt Tango. Šidski Trubači to pierwsza orkiestra z Wojwodiny, która wzięła udział w festiwalu trębaczy w Gučy. Wystąpi w „wojwodińskich” strojach z dzwonia-
stymi, białymi spodniami i takimiż koszulami oraz nutą elegancji w postaci czarnych kamizelek i kapeluszy. Kroke jest dla Pannoniki zespołem absolutnie wyjątkowym. Nie tylko wystąpił w roli głównej gwiazdy podczas pierwszej edycji festiwalu, ale w ogóle był ważnym drogowska-
1/2018 (8) Magazyn FOLK24 29
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 33
str. 15
str. 29
str. 33
PIEŚNI MORZA
COUNTRY
WATS’ON
FLAUTA, CZASEM BURZA
KTO PRZEJMIE PAŁECZKĘ? Jaka będzie nowa muzyczna epoka?
Co tam u śpiewających żeglarzy Tekst: Kamil Piotrowski Zdjęcia: Basia Wójcik
Tekst: Wojciech Ossowski
Polska, tzw. „scena szantowa”, bardziej żeglarska dziś, niż tradycyjnie morska, przeżywa od kilku lat pewną stagnację. Płyt jak na lekarstwo, nowych zespołów jeszcze mniej, a i same konkursy też się zwijają. Na festiwalach, których też ubyło, ciszej o premierach, o zagranicznych gwiazdach nie wspominając. Od czasu do czasu co prawda flautę silniejszy wiatr przegoni, perełka się trafi ale sporadyczne to i znać, że „trynd” raczej opadający, a czasy świetności przełomu wieków na razie chyba scenie nie grożą. Dlatego zebrałem poniżej parę perełek, ku pokrzepieniu serc, bo jaki początek roku...
Styczeń W tym roku znów palmę pierszeństwa w organizacji inauguracyjnej imprezy na scenie pieśni żeglarskich i szant przejął Wrocław, koncertem „Szantymeni dla WOŚP”. Liczby zespołów mógł pozazdrościć niejeden mniejszy festiwal. „Szantowa” inauguracja roku była bardzo udana, muzycznie i „zbiórkowo”, a stolica Dolnego Śląska znów pokazała swoją siłę: Znienacka Project, Orkiestrę Samanta, Za Horyzontem, W Stronę Portu (wystąpiła też Szkocka Trupa z Bytomia). Koniec stycznia to od kilku lat też Przegląd konkursowy „Shanties”, który z roku na rok ma jednak coraz mniejszą obsadę i mam wrażenie, że niektóre zespoły trafiają tam chyba
Znienacka Project
Pisząc historię polskiego folku, podzieliłem lata powojenne na dekady. Po dominacji muzyki socrealistycznej, w latach 70 narodził się Osjan. Po nim przyszła epoka Kwartetu Jorgi, lata 90 należały do Orkiestry Św. Mikołaja a następna dekada do Kapeli ze Wsi Warszawa.
GORĄCE COUNTROWE LATO Czyli o nowościach, gwiazdach i nadchodzących premierach Tekst: Maciek Świątek | Zdjęcia: Materiały organizatorów Countrowe lato to wiele różnorodnych imprez na świeżym powietrzu oraz doroczne duże festiwale, z których na czoło wybijają się Piknik Country & Folk w Mrągowie i „Czyste Country” w Wolsztynie. Obie co roku gromadzą polską czołówkę wykonawców country, a także dają możliwość posłuchania zagranicznych, przede wszystkim amerykańskich, gwiazd.
Jan i Klan
z przypadku. Od dawna widać kryzys jeśli chodzi o konkursy piosenki żeglarskiej, tyle, że teraz problem dopadł też i ten w Krakowie. Z prestiżowego, kreującego scenę żeglarską wydarzenia, stał się on li tylko przepustką do festiwalu „Shanties”. W tym roku przepustkę otrzymali Voce Segreto, Jan i Klan i Znienacka Project. Dodajmy, że dwa ostatnie zespoły tworzą muzycy, którzy działają na scenie od co najmniej dekady, albo i dłużej (we Wrocławiu – sic!) i powinny moim zdaniem być ozdobą tego festiwalu, a nie przeciskać się do niego „przeglądowymi” drzwiami.
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 41
str. 41 Magazyn FOLK24 1/2017 (8)
Udu jest afrykańskim instrumentem stworzonym przez plemiona nigeryjskie Igbo, które zamieszkują region w południowo-wschodniej Nigerii. W ich języku „udu” oznacza garnek lub pokój. Ten niezwykły instrument ma też wiele innych nazw w zależności od obszarów plemiennych i ceremonii, w których jest używany. Oprócz znanej nazwy udu można również spotkać się z nazwą Abangmbre (garnek do gry) czy Kim Kim.
ki. Kiedy garncarki osiągały pewien poziom biegłości w swoim rzemiośle, główny kustosz nadawał im status, który polegał na symbolizowaniu kostki u nogi przez cienki łańcuszek wykonany z naturalnych włókien. Po tym ceremoniale, garncarki musiały nosić go do końca swoich dni. No dobrze, tak mówi tradycja. Jednakże mówi się również, że jest to po prostu sprytna sztuczka kobiet Igbo, aby przestraszyć mężczyzn. W rzeczywistości ceramika była bardzo dochodowym interesem wśród plemienia Igbo.
Wrocław, ul. Kuźnicza 11-13/15A | tel. 516 067 476
46 Kto przejmie pałeczkę?
4
Przypuszczalnie instrument powstał przypadkowo, kiedy to pewien gospodarz wytwarzając doniczkę nieoczekiwanie uderzył w jej boczną część wybijając w nim dziurę. W ten sposób odkrył sporo pięknych dźwięków, jakie można wydobyć z takiej doniczki. I tak powstało udu.
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 15
PIEŚNI MORZA COUNTRY
Karolina Cicha i Bart Pałyga Tatarska world music, etno Premiera: 15.06.2017 Wydawca: Wydźwięk
Alne/Stworz Warńija folkmetal, neofolk Premiera: 21.03.2017 Wydawca: Werewolf Promotion
6 Pannonica Festival, Barcicie k. Starego Sącza, 30.08-1.09.2018
Tekst: Patrycja Napierała | Zdjęcie: fotolia.pl
Drugi raz udało się naszej redakcji, głównie Ani i Wittowi zebrać listę tytułów, które pojawiły się na rynku w ubiegłym roku. Podeszliśmy do tematu najszerzej jak się dało, a więc znajdziecie tu nie tylko płyty zespołów stricte folkowych, ale także tych, które inspirowały się folkiem lub muzyką tradycyjną i wpadły nam w ucho. Oczywiście nie zapomnieliśmy o scenie folku morskiego czy muzyki celtyckiej, ale i tak z pewnością nie udało nam się dotrzeć do wszystkich wydawców. Nie mamy co do tego wątpliwości. Nie ma tu np. reprezentacji sceny piosenki autorskiej, turystycznej czy muzyki country, gdzie o muzykę folkową czy inspiracje folkiem nietrudno. Nie ma też jeszcze tytułów z muzyką ludową czy folklorystyczną. Mamy jedynie nadzieję, że z roku na rok nasz spis będzie się powiększał, a ci wydawcy, do których tytułów nie dotarliśmy, dotrą do nas. Zapraszamy do współpracy wszystkich.
39 Bieguny muzyki ludowej
41 Flauta, czasem burza
Udu od kobiet Igbo
Płyty sceny etno-folkowej A.D. 2017
Jubilaci w Mrągowie Tegoroczne Mrągowo przebiegnie pod znakiem jubileuszy. Czterdzieści lat na scenie spędzili już Lonstar i Tomek Szwed, dwadzieścia pięć lat śpiewa nam Alicja Boncol, tyleż samo lat na scenie spędził Mariusz Kalaga. To filary muzyki country w naszym kraju, budujące to brzmienie od zarania. Nie tylko z Nashville Bez kontaktu z Amerykanami muzyka country nie mogłaby się jednak u nas rozwijać. Każdy występ gwiazdy z Nashville to dla naszych wykonawców inspiracja, a i doskonalenie warsztatu. Nad Czo-
sem zaśpiewa w tym roku Darryl Worley, autor wielu przebojów z pierwszych miejsc listy Billboardu, w Wolsztynie Michael Peterson, któremu też billboardowe numery jeden nie są obce. Petersonowi w Wolsztynie będzie towarzyszyła francuska ekipa Mr Jay’s Band. Obaj są przedstawicielami tradycyjnego nurtu w muzyce country. W Wolsztynie usłyszymy też norweskiego barda Arly Karlsena. Na Pikniku w Mrągowie pojawiają się regularnie od kilku lat przedstawiciele bluegrassu. W tym roku zagra najlepszy według IBMA instrumental-
44 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
Każdy z tych zespołów zawdzięczał coś poprzednikom. Osjan wziął się z niezgody na propagandową sztukę swojską i odleciał w kierunku artystycznej niepodległości. Jorgi już konsekwentnie kroczyli wytyczoną przez Osjana ścieżką, penetrując odległe nam światy i odkrywając barwne Bałkany i Północ. Instrumentalnie, z wiodącym fletem, gitarą nawiązywali do doświadczeń poprzedników. Jorgi w miarę rozwoju wypadków zbliżali się do rodzimej kultury, ba Maciej Rychły zostanie później wybitnym badaczem zwłaszcza tej wielkopolskiej. Ta tendencja sprawi, że „Wschód”, Karpaty i swojska nuta ulepią Orkiestrę Św. Mikołaja. Ta również doczekała się licznych klonów, artystycznie nawet udanych i wyznaczyła kierunek poszukiwań na całą dekadę. Bez Orkiestry nie byłoby chyba Kapeli. Jako pierwsza przebiła się do świadomości melomanów na całym świecie. Wychodziła ze swojskiego podwórka, ale wzbogaciła swą sztukę o najnowsze trendy. Przyszło nowe millenium i zastanawiam się, ale chyba czas to głośno powiedzieć, że kolejnym rozdziałem w tej historii stała się działalność Janusza Prusinowskiego. Nie byłem wielkim fanem jego początków, naśladownictwa, pietyzmu w ODTWARZANIU, ale i on przeszedł wielką przemianę i dziś jest to nie rekonstruktor, a artysta. Podobnie, jak w przypadku szacownych poprzedników dochował się licznego zastępu akolitów. Festiwal Wszystkie Mazurki Świata, coraz
liczniejsze potańcówki… Tak, zdecydowanie, pierwsza dekada należy do Prusinowskiego, ale powoli obserwuję, jak oswojona w ten sposób muzyka, przywrócona w charakterze użytkowym, zaakceptowana, czeka na dalszy ciąg i chyba niebawem on nastąpi. Jakieś znaki? Z jednej strony polski folklor rozpływa się w eksperymentach. Artyści zaczynają szukać własnego języka, środków wyrazu, ekspresji. Płyty takie, jak te zgłoszone np. w tym roku do zabawy w „Folkowy Fonogram Roku“ mogą to zjawisko unaocznić. Powoli ruch „mazurkowy” krzepnie, powszednieje i … traci impet (nie, nie chodzi tu o produkcję – o ilość ludzi na potańcach, a o wydarzenia artystyczne). Z drugiej zaś strony, skoro autentyzm, to folk, będąc muzyką miejską zaczyna przypominać sobie o swoich własnych korzeniach, a nie o imporcie ze wsi i zaczynają powstawać formacje miejskie. Orkiestra Sentymentalna, Big Band Młynarskiego, odkrywanie Grzesiuka i liczne reinterpretacje szemranego repertuaru z Hańbą na czele. Nie widzę tu świętej wojny miastowych z wieśniakami, ot raczej naturalną kolej rzeczy. Jedno z drugiego wypływa i czerpie – dokładnie tak, jak w przypadku Jorgów, Orkiestry, Kapeli… Czy mam rację i czy owa retrospektywa okaże się na tyle dominująca, by stworzyć kolejną muzyczną epokę?
46 Magazyn FOLK24 1/2017 (8)
str. 44
str. 46
WSTĄP do KLUBU FOLK24 JEŚLI CHCESZ otrzymywać KOLEJNE wydania Magazynu FOLK24
BEZPŁATNIE, DO DOMU lub JEŚLI CHCESZ zdobyć poprzednie wydania Magazynu SKONTAKTUJ się z nami! mailem: fundacja@folk24.pl lub ZADZWOŃ – + 48 516 067 476
Uwaga ORGANIZATORZY wydarzeń Jeśli ORGANIZUJECIE koncert, festiwal, warsztaty i CHCIELIBYŚCIE to zareklamować w Magazynie FOLK24, na Portalu Folk24.pl, w naszym Facebooku lub Folkletterze prosimy o kontakt z nami
Uwaga WYKONAWCY! WYDAWCY! Jeśli CHCIELIBYŚCIE pojawić się w naszym SPISIE wykonawców lub wydawnictw, które raz w roku publikujemy w Magazynie FOLK24 PISZCIE, DZWOŃCIE redakcja@folk24.pl | tel. +48 516 067 476
REKLAMUJ się z FOLK24 MAMY dla Was nowe atrakcyjne PAKIETY REKLAMOWE, szereg RABATÓW na reklamę w naszych mediach: w Magazynie FOLK24, na portalu Folk24.pl, na Facebooku oraz w Folkletterze. Dzięki nim docieramy do 9-13 TYS. ODBIORCÓW, WASZYCH potencjalnych klientów, fanów, słuchaczy, Jeśli CHCESZ również do nich DOTRZEĆ skontaktuj się z nami Fundacja Folk24 Biuro: 50-138 Wrocław, ul. Kuźnicza 11-13/15A tel. +48 516 067 476 | mail: fundacja@folk24.pl
WIEŚCI
ZMIANA SIEDZIBY FOLK24 Od maja 2018 r. zmieniła się siedziba biura fundacji i redakcji Folk24. Z Bytomia wyemigrowaliśmy do... Wrocławia! Ta zmiana cieszy nas ogromnie, bo jednak koncertów i festiwali jest tu “nieco więcej”, niż w szacownym Bytomiu. Nowy adres znajdziecie w stopce, a my zapraszamy do odwiedzin, bo nie zmieniło się jedno, nadal do Rynku mamy jakieś 100 – 150 m.
RODO JEST I TYLE W związku z wprowadzeniem RODO Fundacja FOLK24 także wdrożyła odpowiednie procedury zarządzania danymi osobowymi. Zapewniamy, że Wasze dane, które pozyskaliśmy, gdy zapisywaliście się do newslettera, robiliście zakupy w sklepie Folk24 czy braliście udział w naszych konkursach są bezpieczne i zarządzane zgodnie z prawem. Otrzymaliście w tej sprawie specjalny folkletterowy post (zajrzyjcie do skrzynki). Pamiętajcie, że w każdej chwili możecie poprosić o sprawdzenie lub usunięcie danych. Szczegóły co do Waszych praw i naszych obowiązków znajdziecie w zakładce „Regulamin” na Folk24.pl
FOLKOWY FONOGRAM ROKU 2017 Jury Folkowego Fonogramu Roku 2017 w składzie: Lopa Kothari, Jan Pospieszalski, Simon Broughton, Tomasz Janas i Piotr Kędziorek przyznało I nagrodę i tytuł Folkowego Fonogramu Roku 2017 Kapeli Maliszów za płytę „Wiejski Dżez”; II nagrodę duetowi Maniucha Bikont i Ksawery Wójciński za album „Oj borom, 6
Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
borom” i III nagrodę zespołowi Tęgie Chłopy za płytę „Wesele”. Wyróżnionym gratulujemy!
WIRTUALNE GĘŚLE 2017 Laureatem plebiscytu internautów WIRTU@LNE GĘŚLE na folkową płytę 2017 r. została płyta „Wiejski Dżez” Kapeli Maliszów. Najciekawszą okładkę zdaniem głosujących ma płyta Żywiołaka „Dźwięki Pół/Nocy”. Gratulujemy!
ZWYCIĘZCY NOWEJ TRADYCJI Jury – Wojciech Waglewski (przewodniczący), Sylwia Świątkowska, Magdalena Tejchma, Jacek Hałas, Tomasz Janas i Piotr Kędziorek – postanowiło przyznać następujące nagrody: Grand Prix zespołowi Vocal Varshe feat. Jacaszek; I nagrodę zespołowi POLMUZ; II nagrody nie przyznano. Dwie równorzędne III nagrody trafiły do zespołu Kirszenbaum oraz zespołu Mehehe. Dwa wyróżnienia przyznano zespołom DO DNA oraz PIOUN. Nagrodę specjalną im. Czesława Niemena otrzymał zespół POLMUZ.
bić!” – Hańba; „Traveller” – Kroke; „Wiecznie młody. Piosenki Boba Dylana” – Krzysztof Krawczyk i „Zakopower i Atom String Quartet” – Zakopower i Atom String Quartet.
TIMINGERIU WYDAJE PŁYTĘ Na początku lipca będzie miała miejsce premiera pierwszego studyjnego albumu rodzinnej Kapeli Timingeriu pt. „Gadzie i Goje”. To połączenie muzyki cygańskiej, klezmerskiej i bałkańskiej.
FOLK24 ZNÓW WYDAWCĄ W połowie marca swoją premierę miała trzecia, studyjna płyta zespołu Sąsiedzi z Gliwic. Na krążku, zatytułowanym „W kieszeni dolar” znalazło się 15 utworów, od tradycyjnych szant, przez muzykę irlandzką, bretońską po regionalne śląskie pieśni – ot jak to na dawnych pokładach, tak i na tej płycie uslyszeć można motywy z wielu stron. Wydawcą płyty jest Fundacja Folk24 i to już czwarty krążek w naszej historii, po płycie Marty Śliwy „Pośrodku” oraz dwóch płytach Szeli „Pani Pana zabiła” i „Szelawi”.
FRYDERYK ZNÓW DLA KZWW
POLACY W RUDOLSTADT
Opłacił się Kapeli ze Wsi Warszawa powrót do korzeni. Podczas tegorocznej gali wręczania „Fryderyków” – Nagród Akademii Fonograficznej jedna ze statuetek trafiła w ręce Maćka Szajkowskiego za najlepszy album w kategorii „muzyka korzeni” – płytę „Re:akcja mazowiecka”. to chyba najlepsze podsumowanie 20 lat działalności. Gratulujemy Kapeli i współpracującym z nią muzykom ludowym. W tej kategorii nominowano jeszcze płyty: „Będą
W tym roku na prestiżowym i legendarnym festiwalu w Rudolstadt w Niemczech Polskę reprezentować będzie zespół Hańba!. Festiwal, który opanowuje całe niemal miasteczko w tym roku odbędzie się w dn. 5-8 lipca. Szczegóły w reklamie obok.
DOBREJ DROGI Naszej koleżance Patrycji Napierale i jej świeżo poślubionemu mężowi Pawłowi Betleyowi życzymy Dobrej Drogi!
Można wesprzeć Fundację Folk24 i otrzymać prezent wpłacając 80 zł
otrzymasz
Dwie płyty folk-rockowej Szeli: nigdy nie wydaną na CD, niedostępną na kasecie „Pani Pana zabiła” oraz prapremierową, nową płytę „Szelawi” Fundacja Folk24 nr konta Alior Bank:
fundacja@folk24.org 91 2490 0005 0000 4520 3315 ROOTS FOLK WORLD MUSIC
5—8 JULY 18 Steve Earle & The Dukes—USA Fatoumata Diawara—MLI Ramy Essam—EGY Diego El Cigala—ESP Graham Nash—GBR Lula Pena—POR Yael Deckelbaum & The Prayer Of The Mother’s Ensemble—ISR Shivkumar & Rahul Sharma—IND country special 2018: ESTONIA german world music award RUTH children‘s festival street performances exhibitions workshops
300 CONCERTS ON 20 STAGES ALL OVER CIT Y, CASTLE AND PARK
Debademba—BFA/MLI/FRA Faber—SUI Hańba—POL Bella Ciao—ITA Munadjat Yulchieva—UZB Ale Möller—SWE Llibre Vermell—ESP El Gusto—ALG Elida Almeida—CVE Mashrou’Leila—LEB Oddisee—USA Omar Sosa & Seckou Keita—CUB/MLI Ticket Shop ›› rudolstadt-festival.de facebook.com/rudolstadtfestival #Rudolstadt2018
1/2018 (9) Magazyn FOLK24
7
W FOLKOWYM TONIE
CZY TRADYCJA WYJDZIE Z NISZY Czyli takie mam tegoroczne marzenie Tekst: Rafał „Zielak” Zieliński Podsumowania są straszne. Jak z wielu płyt wybrać hiper-najlepsze? Jaką jedną miarę stosować do muzyki tradycyjnej i tej przetworzonej z wielu odległych stron świata? A jak do tego dodać, na prośbę Naczelnego, „wizje i marzenia muzyczne na rok 2018”, to już wychodzi prawdziwa zagwozdka. Ale jest felieton. Za Wikipedią: „to specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający – często skrajnie złośliwie – osobisty punkt widzenia autora”. Złośliwy nie będę, ale osobiste, lekkie podejście bardzo mi odpowiada, bo dzięki temu podsumowanie i wizje jakoś mi się zaczynają kleić w całość.
Nalepa i Hanna Banaszak. Tęgie Chłopy zagrały w ramach Światowego Dnia Jazzu Polskiego.
Punktem wyjścia są wydane w roku ubiegłym płyty „Wesele” zespołu Tęgie Chłopy i „Wiejski dżez” Kapeli Maliszów. Chłopy lubują się w tanecznych, tradycyjnych rytmach Kielecczyzny i tradycyjnym instrumentarium: skrzypce, akordeon, trąbka, klarnet, baraban – to ich „narzędzia”. Rodzinna Kapela Maliszów to z kolei muzyka z Beskidu Niskiego. Jan Malisz i jego dzieci, Zuzanna i Kacper, muzykują na bębnie, basach i skrzypcach, nie obce im akordeon, lira korbowa i nyckelharpa. Tworzą też własne utwory zachowując wiejski, archaiczny klimat. Jedni i drudzy to ludowszczyzna z krwi i kości i jeszcze kilka lat temu te płyty trafiłyby tylko do wąskiego grona fanów tradycji. Tymczasem…
Nie minął rok i Kapela Maliszów była gościem tegorocznego wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej. To z kolei obłędnie pojemny festiwal, na którym występowali m.in. Edyta Geppert, Wojciech Młynarski, Marianne Faithfull, Tymon Tymański, Lao Che, Kabaret Mumio, Laurie Anderson, The Stranglers, Yann Tiersen, Raz Dwa Trzy, Nosowska, Anja Garbarek... Z folkiem, szczególnie tym tradycyjnym, różnie bywało, a teraz Kapela rozgrzała klub festiwalowy pokazując, że do tej imprezy ludowe nuty świetnie pasują.
Tęgie Chłopy znalazły się w programie ubiegłorocznej edycji festiwalu Jazz nad Odrą. Impreza organizowana we Wrocławiu od 1964 roku jest znaną marką w jazzowym świecie: grali tu m.in. Pat Metheny, Paco de Lucía, Al Di Meola, Buddy Rich, Stan Getz i Don Cherry, wszyscy znaczący polscy jazzmani oraz Czesław Niemen, Tadeusz 8
Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
– Zaprosiliśmy ich, bo przecież prawdziwie „Polski Jazz” to właśnie polska muzyka ludowa – mówił pianista Leszek Możdżer, dyrektor artystyczny festiwalu. Wprowadzenie ludowości na taką imprezę i to przez taką personę – to jest to!
Czas na klamrę. Pierwsza sytuacja była dla mnie poniekąd wydarzeniem roku i jaskółką, która, jak wiadomo, jedna wiosny nie czyni. Druga akcja jest nie tylko kolejną jaskółką, ale – i to moja wizja na ten rok – może zwiastuje, że ludowością na dobre zainteresują się organizatorzy różnych festiwali. Że zobaczą w tradycji potencjał i te dźwięki trafią do publiczności innej, niż ta, na co dzień zatopiona w folku. Wszyscy na tym skorzystają. Takie mam tegoroczne marzenie. A raczej życzenie. Koniec felietonu.
WYWIAD
ROOTSOWE PŁYWANIE czyli „A dokąd to płyniecie na tych dechach?!”
Rozmawiała: Anna Wilczyńska Zdjęcia: Andrzej Kunik
Rozmowa z Grzegorzem „Świtzą” Świtalskim – pasjonatem dawnej kultury flisackiej, folkloru Wisły, muzykiem zespołu Hambawenah, uczestnikiem flisu 400-lecia miasta Ulanów.
1/2018 (9) Magazyn FOLK24
9
WYWIAD
Jak doszło do flisu 400-lecia? Miasteczko Ulanów, dla wielu Stolica Flisactwa Polskiego, leży w widłach Sanu i Tanwi, przynajmniej od 400 lat jego mieszkańcy zajmują się spławem drewna. Kiedyś zawodowo, teraz – z pasji, dla podtrzymania tradycji ojców. Jubileuszowy flis na trasie Ulanów-Gdańsk miał uczcić 400-lecie tego miasteczka. W tym celu zbudowano specjalną, tradycyjną jednostkę pływającą. Tratwa Ulanowska – bo o niej mowa, to duża konstrukcja z bali (70 x 5 m), która pod koniec trasy ważyła pewnie i z 60 t. Tradycyjnie nie miała napędu, pchał ją jedynie nurt rzeki, a sterami były głównie wiosła (drygawki) obsługiwane najczęściej przez dwóch silnych flisaków. Jak znalazłeś się w załodze flisu? Mój udział w tym przedsięwzięciu zaskoczył mnie samego. Nie planowałem tej, niespełna miesięcznej wędrówki największą arterią wodną w kraju, będącą jednocześnie najdzikszą z wielkich rzek w Europie. Zostałem namówiony przez kolegę Józka – flisaka z Krakowa, aby jego galarem „Szwajcarka” wypłynąć do ujścia rzeki San na Wiśle i przywitać Tratwę Ulanowską na wodach Królowej Polskich Rzek. W końcu „złapaliśmy” ją jeszcze na stanie, w okolicach Radomyśla. Jubileuszowy flis przywitaliśmy śpiewem a zaraz po powitaniu dowodzący tratwą, czyli retman zapytał mnie, dlaczego nie jestem w jego załodze. Przesiadłem się natychmiast. I tak już zostało do samego Gdańska, heh! 10 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
Jednym słowem, dołączyłeś pod wpływem impulsu? Tak, to prawda! Choć nie wahałem się ani przez chwilę, bo przez przeszło 20 lat zajmowania się folklorem Wisły miałem niejedną okazję znaleźć się na takiej tratwie. Uwierzcie mi, to niesamowite przeżycie. To najbardziej „rootsowe” pływanie, jakie można sobie wyobrazić – dotyk historii żeglugi śródlądowej naszego kraju. Sporą ciekawostką jest też fakt, że sama tratwa jest towarem – to drewno, które trzeba tak połączyć, by go nie uszkodzić i jednocześnie bezpiecznie przetransportować wodą setki kilometrów przy pomocy siły natury i własnych rąk. Kto brał udział w tym flisie i kto Wami dowodził? Tratwę Ulanowską prowadził Mieczysław Łabęcki – najbardziej doświadczony z czynnych retmanów na polskich rzekach. Według mnie to postać bardzo ważna dla odrodzenia się flisactwa na wodach polskich, a nawet europejskich. To flisak i nauczyciel, który znakomicie wypełnia swą misję krzewienia najbardziej archaicznych technik żeglugi po rzekach. Nauczył i „uwolnił” całą rzeszę flisaków na Wiśle i na Odrze, gdzie od 22 lat dowodzi Flisem Odrzańskim. Obsada liczyła średnio 8 flisaków, którzy mieli pełne ręce roboty od samego brzasku po wieczór. Średnio, bo stan załogi nieznacznie się zmieniał, co było spowodowane obowiązkami zawodowy-
WYWIAD
mi. Ja też na dwa dni musiałem przerwać flis, ale wróciłem.
wodniak, rozstając się z nami, życzył nam powodzenia, a od nas słyszał flisackie: „Dobrej Wody!”
Czy było jakieś kryterium doboru uczestników flisu 400-lecia? Retman dobrał załogę samodzielnie, a dobór ten był perfekcyjny. Jeszcze przez wiele dni opowiadałem, że Mieczysław powinien pracować jako konsultant dla działów HR największych korporacji, heh! Ani przez chwilę nam się nie nudziło, a w sytuacjach trudnych każdy z nas wskoczyłby za drugiego do najgłębszej, wartkiej wody. A pamiętajmy, że na tratwie spotkali się flisacy z całego kraju (Ulanów, Kraków, Wrocław, Sandomierz, Stalowa Wola, Nowa Sól, Solec nad Wisłą).
Nie tylko ludzi spotykaliście na swej drodze? Są chwile, kiedy tratwa sunie po wodzie niemal bezszelestnie i milknie gwar, co sprzyja obserwacji – głównie najrozmaitszego ptactwa, którego niekwestionowanym królem wydaje się być orzeł bielik. Niejeden patrzył na nas z dala, siedząc na wystających z wody konarach czy też oglądał nas z powietrza. Pary żurawi, bocian biały lub czarny to widoki dość częste, że nie wspomnę o pospolitych bobrach. Przestrzenie naszej Wisły są przyjazne dla wielu gatunków zwierząt, jednak grupa pracujących przy tratwie osób potrafi też generować swoisty gwar, który skutecznie odstrasza te większe ssaki, których ślady często widzieliśmy na brzegu.
Czy był taki moment, że myślałeś, że nie popłyniecie dalej? Retman nie tylko doskonale dobrał załogę pod kątem sprzyjającej atmosfery, ale także wziął pod uwagę umiejętności i doświadczenie flisackie każdego z członków ekipy. Sam podejmował szereg decyzji, pokazując nam niezwykle szeroki ogląd sytuacji i ogrom swojego doświadczenia. Wszystkie jego działania świadczyły o wielkim szacunku dla żywiołu, jak również dla znajdującej się na tratwie załogi. O niebezpieczeństwach dowiadywaliśmy się jedynie po tym, jak dowodzący nas bardziej mobilizował i jakby głośniej wydawał komendy. Tak naprawdę o tych największych dowiadywaliśmy się, na szczęście, post factum. Jaka była reakcja osób, które widziały Wasz spływ? Podzieliłbym napotkanych na trasie ludzi na dwie kategorie. Pierwsza nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji i miała nas za ekscentrycznych pasjonatów, którzy myślą, że przepłyną Wisłę na wszystkim. Najczęściej witali nas głośnym zapytaniem: „A dokąd to płyniecie na tych dechach?!” Druga grupa obserwatorów widziała w tratwie kawałek historii naszych ziem. Z szacunkiem odnosili się do tego zjawiska – swoistego organizmu, którym była grupa ludzi sprawnie nawigująca kilkudziesięcioma tonami świeżo ściętego drewna. Od tych słyszeliśmy jedynie pytania o szczegóły flisu i ewentualne słowa uznania. Każdy z napotkanych, czy to wędkarz czy
Jak się steruje tratwą? Tratwa składa się przynajmniej z czterech tafli, z czego ta pierwsza (głowa) i ta ostatnia (col) pełnią funkcję nawigacyjne. Na przodzie i tyle tratwy mamy ogromne drygawki, którymi flisacy (najczęściej dwóch) przy pomocy posuwistych ruchów przesuwają głowę lub/i col w bok, co powoduje, że tratwa skręca, trochę przypominając węża. Na głowie i na colu są też specjalne hamulce zwane śrykami – czyli ok. 4 metrowe, zaostrzone na końcu bale brzozowe. Wkłada się je w specjalne otwory (skrzynie) pod odpowiednim kątem, tak, aby zahaczyć o dno i spowodować zatrzymanie się tratwy. Jeśli wbijemy śryki na głowie i na colu, tratwa się zatrzyma; jeśli tylko na głowie, a flisacy z cola popracują drygawką, tratwa zaczyna zachowywać się jak wskazówka zegara – porusza się do momentu aż retman nie zarządzi zatrzymania cola i uwolnienia głowy (czyli wyjęcia śryka). Dzięki takiej operacji (zwanej obalanką) można przesunąć tratwę o wiele metrów w bok. Jest to, z pozoru bardzo prostym, ale jednak wymagającym precyzji i ostrożności manewrem. Jak jest z kucharzeniem na tratwie? Na colu znajduje się palenisko, na którym w trakcie spływu jeden z flisaków gotuje obiad i wodę na 1/2018 (9) Magazyn FOLK24 11
WYWIAD
kawę lub herbatę. W czasie postoju na colu wokół ognia znajdzie się miejsce dla każdego. To w tym miejscu śpiewa się poranną modlitwę flisaków przed wypłynięciem, w tym miejscu kończy się dzień pracy i zaczyna wieczorne opowieści, bajania. Ogień płonie cały czas. A jakie nosicie obuwie? W zależności od pogody chodzimy boso ale czasem trzeba przywdziać gumofilce. Czy jest przerwa na sen? Tratwa płynie jedynie w dzień i takich klasycznych (morskich) wacht nie ma – wszyscy są na
bęcki
Retman Mieczysław Ła
12 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
pokładzie przez cały czas, słuchają komend retmana i podmajstrzego, którzy dbają, aby każdy z manewrów miał wystarczającą obsadę. Spać chodzimy dość wcześnie, bo dzień flisaka rozpoczyna się o pierwszym brzasku. Jak często i czy w ogóle zawija się do portu podczas spływu? Z uwagi na rozmiar i ograniczone zdolności manewrowe tratwy nie zawijają do portów. Cumują przy brzegu, najlepiej w nurcie tak, aby łatwo było odbić i wypłynąć w dalszą drogę.
WYWIAD
Co robicie, jeśli po drodze spotka Was burza? W czasie burzy czy deszczu nie widać tych wszystkich niuansów potrzebnych do „czytania” wody. Wtedy najczęściej tratwa stoi zahamowana na śrykach a załoga odpoczywa we flisackich budach. Podobnie jest w przypadku niesprzyjającego wiatru. Budy, w których flisacy śpią i odpoczywają, dają spory opór. Czasem mocny wiatr potrafi niebezpiecznie zepchnąć tratwę do brzegu lub w niepożądane rejony rzeki.
Podmajstrzy Hieronim
Socha
Na koniec jeszcze chciałam zapytać o „dubasa”, czym jest, jak powstał? Dubas to typ drewnianej, płaskodennej łodzi, użytkowanej głównie w złotym wieku jako jednostka transportująca zboże – na przykład pszenicę „Sandomierkę”, która w średniowieczu osiągała najwyższą cenę na giełdzie w Amsterdamie. Dubas, który zbudowałem jest z pewnością wypadkową moich, ponad 20-letnich doświadczeń z rzeką. To właśnie podczas flisu 400-lecia powstała we mnie potrzeba posiadania własnej jednostki drewnianej. Okazuje się, że gdy człowiek
Retmańczyk Andrzej Ku
mik
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 13
WYWIAD
jest przekonany do tego, co robi, z łatwością napisze projekt i zdobędzie potrzebne fundusze na zrealizowanie marzenia. Po konsultacjach ze szkutnikami i przyjaciółmi, doświadczonymi armatorami drewnianych łodzi, zapadła decyzja, że przyczynię się do powołania do życia łodzi właśnie w typie dubasa. Dominik Wichman – doświadczony, choć młody szkutnik pochodzący z Kamieńczyka, zbudował fantastyczny kadłub. I tak to się zaczęło. Zaangażowanie i poświęcenie wielu osób dało skutek taki, że kadłub otrzymał ciekawą i dość charakterystyczną zabudowę, ponad 30 m² żagla i sprawny silnik. Czy można popłynąć tą łodzią? Jak najbardziej! W ubiegłym sezonie ta łódź przepłynęła ponad 1600 km Wisłą, nie licząc wycieczek po sandomierskiej części Królowej Polskich Rzek. Już teraz mogę powiedzieć, że „Sandomierka” – bo tak ją nazwałem – dała radość wielu osobom i mam nadzieję, że będzie to kontynuowane przez wiele kolejnych sezonów. Jej portem macierzystym jest Sandomierz, a obej14 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
rzeć można ją w Starym Porcie, skąd wyruszamy na większe lub mniejsze wyprawy. Sporo informacji zgromadziliśmy na stronie sandomierka.pl Z tygodnia na tydzień będzie się tam powiększała baza zdjęć, filmów i wszelkich innych potrzebnych informacji (w tym jak zamówić rejs). Dziękuję za rozmowę i życzę zatem „Dobrej Wody”! Dzięki!
Dalszy ciąg rozmowy ze Świtzą – m.in. o obyczajach, gwarze i folklorze flisackim oraz o planach zespołu Hambawenah znajdziecie na Folk24.pl
WYDAWNICTWA WYKONAWCY TAM 2017
ZNÓW SIĘ WYDAŁO Płyty sceny etno-folkowej A.D. 2017 Opracowanie: Anna i Witt Wilczyńscy Drugi raz udało się naszej redakcji, głównie Ani i Wittowi zebrać listę tytułów, które pojawiły się na rynku w ubiegłym roku. Podeszliśmy do tematu najszerzej jak się dało, a więc znajdziecie tu nie tylko płyty zespołów stricte folkowych, ale także tych, które inspirowały się folkiem lub muzyką tradycyjną i wpadły nam w ucho. Oczywiście nie zapomnieliśmy o scenie folku morskiego czy muzyki celtyckiej, ale i tak z pewnością nie udało nam się dotrzeć do wszystkich wydawców. Nie mamy co do tego wątpliwości. Nie ma tu np. reprezentacji sceny piosenki autorskiej, turystycznej czy muzyki country, gdzie o muzykę folkową czy inspiracje folkiem nietrudno. Nie ma też jeszcze tytułów z muzyką ludową czy folklorystyczną. Mamy jedynie nadzieję, że z roku na rok nasz spis będzie się powiększał, a ci wydawcy, do których tytułów nie dotarliśmy, dotrą do nas. Zapraszamy do współpracy wszystkich.
Balkan Sevdah Sevdalinki – pieśni z Bośni muzyka bałkańska, folk Premiera: 15.04.2016 Wydawca: Balkan Sevdah
Buba & Bantamba Gambia etno, world music Premiera: 11.10.2017 Wydawca: ForTune
Carmen Azúar i Tomasz Kaszubowski Caminos del sur / Drogi południa etno, folk, muzyka hiszpańska Premiera: 10.12.2017 Wydawca: Kameleon Records
Caravana Banda Mezihra world music, balkan folk, flamenco Premiera: 1.10.2017 Wydawca: Iberia Records
Alne/Stworz Warńija folkmetal, neofolk Premiera: 21.03.2017 Wydawca: Werewolf Promotion
Karolina Cicha i Bart Pałyga Tatarska world music, etno Premiera: 15.06.2017 Wydawca: Wydźwięk
Beatriz Blanco Tan lejos! etno, folk Premiera: 25.11.2017 Wydawca: Obuh Records
Laura Cubi Villena & Adam Wendt Acoustic Set Por La Noche etno, folk, muzyka hiszpańska Premiera: XI 2017 Wydawca: Soliton
Breslauer Coctail Absynteria folk miejski, electro swing, alternatywa Premiera: 24.02.2017 Wydawca: Multikulti Project
Dikanda Devla, Devla Premiera: 3.11.2017 etno, world music, balkan folk Wydawca: Kaprol Music 1/2018 (9) Magazyn FOLK24 15
WYDAWNICTWA 2017
DJ Lenar Drite Shtilkayt elektronika, folk, etno Premiera: 16.05.2017 Wydawca: Bołt
Kapela Hanki Wójciak Zasłona etno, folk, piosenka autorska Premiera: 14.11.2017 Wydawca: Kompania Muzyczna Las
D.R.A.G. Oberek etno-jazz Premiera: 14.02.2017 Wydawca: Audio Cave
Kapela Maliszów Wiejski Dżez folk, muzyka tradycyjna Premiera: 24.11.2017 Wydawca: Unzipped Fly Records
Fleciki W moim ogródeczku folk, muzyka polska, bałkańska Premiera: XII 2017 Wydawca: Marcin Zadronecki
Kapela ze Wsi Warszawa Re:akcja Mazowiecka (2 CD) muzyka tradycyjna, world music Premiera: 16.12.2017 Wydawca: Karrot Kommando
Antoni Gralak Ganga etno, world music Premiera: 15.12.2017 Wydawca: Audio Cave Hańba! Będą bić! punk-folk Premiera: 25.08.2017 Wydawca: Antena Krzyku Hoyraky Scenariusz folk-rock Premiera 16.12.2017 wydawca: Hoyraky Anna Maria Huszcza wydziwiAnka etno, elektronika Premiera: I 2017 Wydawca: Requiem Records Anna Maria Huszcza i Marcin Albert Steczkowski Łoj! folk, elektro Premiera: 1.10.2017 Wydawca: Requiem Records Justyna Jary i PompaDur Krwawe ballady folk miejski Premiera: V 2017 Wydawca: Soliton
16 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
Symcha Keller Bramy (2 CD) etno, folk, muzyka żydowska Premiera: IX 2017 Wydawca: Universal Music Polska Maja Kleszcz & Kwartet Prowincjonalny Dudzie-Graczowi piosenka autorska Premiera: III 2017 Wydawca: Fonobo Jacek Kleyff i Kapela Drewutnia Jacek Kleyff & Drewutnia piosenka autorska, folk Premiera: 16.10.2017 Wydawca: Wytwórnia Muzyczna MTJ Kożuch Idzie jak burza folk, muzyka tradycyjna Premiera: 29.09.2017 Wydawca: Kożuch, Polskie Radio Krambabula Krambabula folk-rock Premiera: 5.08.2017 Wydawca: Lou&Rocked Boys Kroke Traveller etno-jazz, muzyka klezmerska Premiera: 17.03.2017 Wydawca: Universal Music Poland
WYDAWNICTWA 2017
Kroke 25 The Best Of etno-jazz, muzyka klezmerska Premiera: 6.10.2017 Wydawca: Universal Music Poland PATRONAT FOLK24 Królestwo Beskidu Hala folk, muzyka tradycyjna Premiera: maj 2017 Wydawca: Wydawnictwo Szaron Laboratorium Pieśni Puste noce folk, pieśni tradycyjne Premiera: 1.04.2017 Wydawca: Laboratorium Pieśni Leśne Licho Żółte Kwiaty folkmetal Premiera: 19.06.2017 Wydawca: Leśne Licho Łysa Góra Siadaj, nie gadaj folkmetal, folk-rock Premiera 6.05.2017 Wydawca: Łysa Góra
PATRONAT FOLK24 Oreada Oreada (EP) folk, piosenka autorska Premiera: 29.05.2017 Wydawca: Oreada Othalan Po krańce gór folkmetal Premiera: 8.07.2017 Wydawca: Othalan Pchełki Słonko (EP) etno, muzyka alternatywna Premiera: 20.04.2017 Wydawca: Mięty Pole Justyna Piernik i inni Kujawska Atlantyda folk, muzyka tradycyjna Premiera: 15.12.2017 Wydawca: Fundacja Czas Tradycji Grzegorz Płonka Życie pieśniczką pisane folk, muzyka tradycyjna Premiera: VI 2017 Wydawca: RIK Katowice
Maniucha i Ksawery Oj borom, borom etno-jazz, muzyka tradycyjna Premiera: 12.03.2017 Wydawca: Wodzirej
Grzech Piotrowski World Orchestra Lech, Czech i Rus Symphony etno, world music, muzyka klasyczna Premiera: 26.05.2017 Wydawca: Agencja Muzyczna Polskiego Radia
North Cape Szanty i pieśni morza a’cappella (reedycja MC) folk morski Premiera: VI 2017 Wydawca: Soliton
Maria Pomianowska Ensemble World Music Worldwide (3 CD) world music Premiera: 10.11.2017 Wydawca: ForTune
North Cape & Ian Woods Pieśni spod żagli a’cappella (reedycja CD) folk morski Premiera: VI 2017 Wydawca: Soliton
Magda Przychodzka Derwana (EP) folk-rock Premiera: 20.12.2017 Wydawca: Magda Przychodzka Radykalna Wieś Radykalna Wieś punk-rock, folk, dub Premiera: 21.03.2017 Wydawca: Zima Records 1/2018 (9) Magazyn FOLK24 17
WYDAWNICTWA 2017
Różni wykonawcy Polska Ścieżki Tańca. Dance Paths (CD i DVD) muzyka tradycyjna Premiera: 22.02.2017 Wydawca: Wszystkie Mazurki Świata
Stanisław Soyka, Buba Badjie Kuyateh Action Direct Tales etno, muzyka improwizowana Premiera: 10.03.2017 Wydawca: Universal Music Polska
Różni wykonawcy U źródeł. Muzyka dla Chramu pagan-folk, etno, neofolk Premiera: XII 2017 Wydawca: Wspólnota Rodzimowierców „Watra”
Adam Strug Leśny Bożek etno, folk, piosenka autorska Premiera: 17.11.2017 Wydawca: Unzipped Fly Records
Różni wykonawcy Z Wiejskiego Podwórza etno, folk Premiera: 21.07.2017 Wydawca: Stowarzyszenie Miłośników Kultury Ludowej w Czeremsze Michał Rudaś & The Healing Incantation Mystic India etno, world music, muzyka indyjska Premiera: 22.11.2017 Wydawca: Atma Music Saagara [Zimpel] 2 etno, world music Premiera: 27.02.2017 Wydawca: Instant Classic Saltus Opowieści z przeszłości… (EP) pagan metal, folk Premiera: 12.05.2017 Wydawca: Battle Hymn Productions PATRONAT FOLK24 Sarakina i Peyo Peev Balkantron balkan folk, etno-jazz Premiera: 21.09.2017 Wydawca: Amadeus Skład Niearchaiczny Skład niearchaiczny folk, muzyka tradycyjna Premiera: 17.12.2017 Wydawca: IMiT, Fundacja 9 sił Karolina Skrzyńska Palcem po wodzie etno, world music, piosenka autorska Premiera: 29.09.2017 Wydawca: Agencja Muzyczna Polskiego Radia 18 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
Sutari Osty folk, etno, muzyka tradycyjna Premiera: 25.05.2017 Wydawca: Unzipped Fly Records TeChytrze Chłopaki czekajta etno, punk-rock Premiera: 26.07.2017 Wydawca: Fundacja Kaisera Söze Tęgie Chłopy Wesele folk, muzyka tradycyjna Premiera: 7.12.2017 Wydawca: Wodzirej The Art of Escapism Havet muzyka improwizowana z elementami etno Premiera: 13.10.2017 Wydawca: ForTune Krzysztof Trebunia-Tutka i Tymon Tymański Zbójnickie muzyka tradycyjna, rock, alternatywa Premiera: 15.09.2017 Wydawca: Agora Ulyanica Viasna etno-jazz Premiera: 16.10.2017 Wydawca: ForTune Vladmirska Paper Birds folk, piosenka autorska Premiera: 10.02.2017 Wydawca: Gusstaff Records
WYDAWNICTWA 2017
PATRONAT FOLK24 Warsaw Afrobeat Orchestra Man Is Enough world music, funky Premiera: 3.02.2017 Wydawca: Agencja Muzyczna Polskiego Radia Warsaw Tango Group & Katarzyna Dąbrowska Warszawskie Tango Elektryczne etno, tango electro Premiera: 9.06.2017 Wydawca: Agencja Muzyczna Polskiego Radia Warszawiaki Szemrane/Zakazane (2 CD) folk miejski Premiera: 18.06.2017 Wydawca: Warszawiaki Warszawska Kapela z Targówka Moim Szczęściem jest Warszawa folk miejski Premiera: X 2017 Wydawca: Soliton Warszawska Kapela z Targówka Warszawska Karuzela folk miejski Premiera: 9.10.2017 Wydawca: Soliton Warszawska Orkiestra Sentymentalna Śpiewnik kolędowy folk, etno Premiera: 10.12.2017 Wydawca: WOS, Polskie Radio Warszawska Orkiestra Sentymentalna Tańcz, mój złoty swing, folk, etno Premiera: X 2017 Wydawca: WOS We Call It A Sound Hejnały folk, muzyka alternatywna Premiera: 11.04.2017 Wydawca: We Call It A Sound
White Garden Rok 2010 folk, etno Premiera: VI 2017 Wydawca: Tylko Muzyka WoWaKin Kraj za Miastem folk, muzyka tradycyjna Premiera: 17.09.2017 Wydawca: Baba Marcin Wyrostek Polacc etno, world music Premiera: 27.10.2017 Wydawca: Cufal Muzyczna Ofensywa PATRONAT FOLK24 Yejku Bajania etno pop, folk Premiera: 8.06.2017 Wydawca: Yejku Zakopower i Atom String Quartet Tata folk-rock, jazz, muzyka klasyczna Premiera: 28.04.2017 Wydawca: Kayax Music Zdrawica Rok (EP) folk-rock Premiera: 28.10.2017 Wydawca: Zdrawica Znienacka Project Od Bostonu do St. John folk morski, piosenka żeglarska Premiera: 2.03.2017 Wydawca: Znienacka Project Żywiołak Pieśni pół/nocy folk-rock Premiera: 10.10.2017 Wydawca: Karrot Kommando Źwierściadło Slavic Mirror składanka avant folkowa, muzyka alternatywna Premiera: 29.09.2017 Wydawca: Requiem Records, In Crudo, NCK
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 19
W FOLKOWYM TONIE
Szela A.D. 2018
NIE POWSTRZYMASZ FOLKROCKA O nieanglosaskich zespołach folkrockowych Tekst: Rafał Chojnacki | Zdjęcia: materiały zespołu Zgodnie z folkową legendą, kiedy 24 lipca 1965 roku na festiwalu w Newport Pete Seeger rzucił się z siekierą by ciąć kable Bobowi Dylanowi, występującemu na scenie z elektrycznym zespołem, dobrze wiedział co robi. Robotniczy bard, jeden z najbardziej zasłużonych dla renesansu muzyki folkowej w połowie XX wieku, stał oto przed swoim młodszym kolegą, z którym niejednokrotnie występował, a który zdradził w haniebny sposób muzykę, z której obaj się wywodzili.
W połowie lat 60. rock był już muzyką głównego nurtu, a więc kojarzoną z kapitalizmem i establishmentem. Nic więc dziwnego, że folkowa publiczność, znana głównie z lewicowych sympatii, wygwizdała tego dnia Dylana i okrzyknęła go Judaszem. Tyle jeśli chodzi o legendę. W rzeczywistości zaś cała sprawa wyglądała inaczej. To prawda, że Seeger interweniował u akustyków, twierdząc że 20 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
zespół gra o wiele za głośno. Jednak zgodnie z tym, co on sam twierdził po latach, chodziło przede wszystkim o to, że muzyka zagłuszała teksty Dylana, które już wówczas uważane były za najcenniejszą część jego twórczości. Ktoś rzeczywiście odłączył zespołowi prąd, ale był to Mack McCormick, inny muzyk, poirytowany tym, że Dylan mocno przedłużył swój występ i nie reagował na uwagi organizatorów festiwalu. Paradoksalnie McCormick również nie próbo-
W FOLKOWYM TONIE
wał powstrzymać folkrocka, chodziło mu tylko o to, że Dylan odbiera czas na scenie innym wykonawcom.
Reaktywowana niedawno grupa nadal jest w formie, co udowadnia album „Un Monde tout à l’envers” z 2016 roku.
Kolejne lata udowodniły, że folkrocka nie dało się już powstrzymać, choć do dziś można wyczuć niechęć do tego gatunku u pewnej części folkowej publiczności. To zrozumiałe, w końcu nie każdy musi lubić elektryczne gitary. Na dodatek zdecydowanie zbyt często grana pod nóżkę ludowa muzyka w rockowej oprawie kojarzy się bardziej z potańcówką w strażackiej remizie w czasach PRL-u, a nie z nową jakością w muzyce. Nie znaczy to bynajmniej, że muzycy powinni rezygnować z aranżowania np. ludowych tańców na rockową nutę, ale w końcu na tym ma polegać aranżacja, że doda się od siebie coś ciekawego, a nie tylko rytmiczny podkład i proste riffy na elektrycznej gitarze.
Baskowie Skoro postawiłem na Bretończyków we Francji, to w Hiszpanii stawiam na Basków. Tu nie będę specjalnie oryginalny, ponieważ wymienię Oskorri i ich album „Desertore” z 2003 roku, na którym muzycy znad Biskaju, odważniej niż dotąd, dali się wciągnąć w folkrockowe aranże.
Na szczęście ogromna popularność folkrocka sprawia, że co jakiś czas pojawiają się naprawdę doskonałe grupy, mające pomysł na swoje granie i inspirujące innych. Na dodatek dzieje się to na niemal całym świecie, dzięki czemu folkrockowa brać może odkrywać coraz to nowe rejony do eksploatacji. Dziś mało komu wystarczają już irlandzkie rytmy w aranżacjach The Pogues czy zelektryfikowany brytyjski folk Fairport Convention.
Italczycy W przypadku Włochów nie mam żadnego problemu ze wskazaniem zespołu, gorzej będzie z płytą. Modena City Ramblers to grupa, która ma na koncie czternaście płyt studyjnych, liczne EP-ki i współpracę z wieloma innymi artystami. Ktoś powie, że to takie „włoskie The Pogues”. Owszem, stylistyka jest podobna, zdarzają się nawet jakieś covery tej grupy, ale jednak M.C.R. to coś więcej niż imitacja. Chyba najlepszą płytą do zrozumienia duszy tej formacji jest album z 2008 roku, zatytułowany „Bella Ciao”. Nawet tu znalazło się miejsce dla odrobiny irlandczyzny, ale większość utworów to włoskie piosenki partyzanckie, zaaranżowane na folkrockowo. Nie trzeba być włoskim komunistą, żeby nucić razem z zespołem tytułową piosenkę.
Siadając do pisania tego felietonu przeszukałem dokładnie swoją płytotekę i wygrzebałem z niej dziesięć płyt, które tworzą moją własną klasykę nieanglosaskiego folkrocka. Każdą z tych płyt mogę z czystym sercem polecić, choć pochodzą z różnych lat i wywodzą się z różnych kręgów kulturowych. Warto poświęcić im kilka słów, może zachęcą one nowych słuchaczy do sięgnięcia po te wydawnictwa.
Madziarzy Niejako po bratersku wypada nam zajrzeć na Węgry. Tamtejsza grupa Kormorán, założona w 1976 roku, udanie łączy folkowe granie z progresywnym rockiem. Jest w tym zadziorna bałkańska nuta, ale też coś nostalgicznego, co świetnie sprawdza się w połączeniu z tradycyjnymi rockowymi patentami. Osobiście polecam płytę „Tiltott dalok Tiltott hangszereken” z 2001 roku.
Bretończycy Zacznijmy od Francji, w granicach której znajduje się Bretania, posiadająca jedną z najsilniejszych scen folkowych w Europie. Wskazanie jednej kapeli z tego nutu może się wydawać niezwykle trudne, ale gdybym miał wybierać, trafiłoby na starych wyjadaczy z Red Cardell.
Czechomorawiacy Po drodze z Węgier, trafimy w końcu do Czech, z ich niezwykłym zespołem-instytucją, znanym jako Čechomor. Wcześniej na ich albumach można było znaleźć nazwę dającą się przetłumaczyć jako Czesko-Morawskie Wolne Towarzystwo Muzyczne. Wiem, że w Polsce też mają wie1/2018 (9) Magazyn FOLK24 21
W FOLKOWYM TONIE
lu fanów, ale płyta „Proměny” z 2001 roku może się spodobać nie tylko im. Angloukraińcy Na Ukrainie na pewno znalazłoby się wiele wartych uwagi zespołów. Tymczasem ja sięgam najczęściej do nieco już zniszczonych płyt angielskiej grupy The Ukrainians. Angielskiej, jeżeli patrzymy w paszporty, ale muzycznie na wskroś ukraińskiej. Przeglądając dyskografię zespołu Petera Solowki najchętniej wybieram „Vorony” z 1993 roku. To płyta, na której ustabilizowało się punk-folkowe brzmienie tej grupy. Estończycy Do dziś pamiętam, że niemałe wrażenie zrobił na mnie występ estońskiej grupy Oort. Dlatego przeskoczymy teraz do Estonii, by posłuchać albumu „Veere, veere, päevakene” z 2004 roku. Choć właściwie każda ich płyta jest warta uwagi. Finowie Stąd już tylko krok do Finlandii, skąd pochodzą chyba najbardziej szaleni muzycy na świecie. Grają hummpę, czyli lokalną, dość prymitywną odmianę polki. I na tę modłę, wspartą prostackim beatem perkusji i akordeonem, są w stanie zagrać wszystkie światowe przeboje. Dzięki nim nawet najbardziej skomplikowana kompozycja brzmi jak melodia z potańcówki w remizie. Jeżeli jeszcze ich nie znacie, poszukajcie nazwy Eläkeläiset i którejś z ich starszych płyt, np. „Humppamaratooni” z 1997 roku. Wrażenia będą niezapomniane. Szwedzi Szwedzki folkrock to przede wszystkim Hedningarna. Choć grupa ta ma na koncie wiele dość różnorodnych płyt, to jednak „Kaksi” z 1992 roku nie ma sobie równych. Germanie Pozostając wśród plemion germańskich, przenieśmy się na kontynent, gdzie funkcjonuje silna scena niemiecka, łącząca mocnego rocka z folkiem i muzyką dawną. Zanim jednak grupy takie jak In Extremo wprowadziły te brzmienia na lokalne listy przebojów, istniała założona w 1979 22 Magazyn FOLK24 1/2017 1/2018 (8) (9)
roku grupa Horch. Polecam ich w miarę współczesny album, zatytułowany „Nachtgesang”, który ukazał się w 2003 roku. Polanie Ostatnią, dziesiątą płytę, zostawiłem na Polskę. Wybór to niełatwy, zwłaszcza że na przestrzeni kilku dekad mieliśmy sporo dobrych folkrockowych orkiestr. Jeśli jednak chodzi o płytę, którą akceptuję w całości – od początku do końca – to będzie to „Pani Pana zabiła...” zespołu Szela. Album miał na początku 2017 r. swoją kompaktową reedycję połączoną z wydaniem najnowszej płyty, zatytułowanej „Szelawi”. Oba wydawnictwa w limitowanym nakładzie ukazały się dla akcji „Fspieram24.org” Fundacji Folk24. Nowej muzyce absolutnie niczego nie brak, ale krążek z 1992 roku ma w sobie tyle energii i uroku, że trudno mu się oprzeć.
Szela – lata 90. XX wieku Ten nieco może przydługi przegląd miał na celu przede wszystkim wykazanie jak różnorodnym gatunkiem jest folkrock. Warto też myśleć o nim szerzej, niż tylko przez pryzmat popularnych kapel anglosaskich. Oczywiście lista ta jest w pełni subiektywna i pomija wiele krajów, ale może stać się początkiem ciekawej drogi i otworzyć drzwi do wielu muzycznych podróży.
Jak zdobyć wspomniane płyty Szeli – czytaj na stronie 7
WYDARZENIE
WOMEX OD KUCHNI Od imprezy dla kobiet aż po targi muzyki świata Tekst: Anna Wilczyńska WOMEX – to hasło już od kilku miesięcy było na naszych ustach i w naszych głowach. Ponieważ nigdy wcześniej nie dane nam było uczestniczyć w tej imprezie, to gdy wreszcie zjawiliśmy się w Katowicach, jak najszybciej chciałam zobaczyć, jak wyglądają największe targi muzyki świata.
Na mieście nie zauważyłam wielu reklam, z wyjątkiem najbliższej okolicy Spodka. To skłoniło mnie do smutnej refleksji, że niestety etno/folk cały czas pozostaje muzyką dla wielu Polaków nieznaną, a z pewnością bardzo niszową. O tym świadczą chociażby zasłyszane przypadkiem komentarze. Otóż, niektórzy mieszkańcy Katowic kojarzyli WOMEX z bliżej nieznaną im imprezą dla kobiet (sic!) Międzynarodowe Centrum Kongresowe, gdzie mieściły się targi, z zewnątrz nie przedstawiało sobą nic ciekawego, natomiast w środku – tak, to był raj dla pasjonata muzyki czerpiącej z tradycji różnych kultur. Tylu ciekawych i nowych artystów, płyt i projektów... Trzeba było trochę czasu, żeby połapać się w „obejściu” i w międzynarodowym towarzystwie. Naszym punktem zbiorczym było gościnne stoisko Kaprol Music, którym zawiadywała Megitza z Grzesiem Kolbreckim oraz przestrzeń zarezerwowana dla polskich spotkań przez Instytut im. A. Mickiewicza. Zaskoczył nas brak stoiska bułgarskiego i rumuńskiego, a pozytywnie stoisko z muzyką irańską. Ambitnie postanowiliśmy odwiedzić wszystkie boksy po kolei, ale po prostu nie dało się. Bardzo szybko utykaliśmy przy ciekawej rozmowie z nowo poznanymi osobami albo wpadaliśmy przypadkiem na znajomych, nie widzianych sto lat i plan zawodził. Każdy z przybyłych na targi
miał swoją strategię. Niektórzy na przykład zwiedzali stoiska tylko dla otrzymania darmowych płyt albo dla poczęstunku ;). Na szczęście, oprócz tych ostatnich, skoncentrowanych na gratisach, dużo było też prawdziwych pasjonatów tej muzyki. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie główna sala koncertowa NOSPRu. Pierwszy raz tu byłam i rzeczywiście panowała tu niesamowita czystość dźwięku. Podczas nocnego koncertu (o g. 1.00) poszłam na najwyższy balkon posłuchać śpiewaka Alirezę Ghorbaniego i jego zespół – można powiedzieć, że już z lotu ptaka! To było fantastyczne przeżycie, również pod kątem wizualnym. Kontynuując ten temat, w korytarzu wiodącym do sali zachwyciły mnie piękne żyrandole, układające się w misterne, lodowe stalaktyty. Dla miłośnika muzyki etno-folkowej harmonogram koncertów oznaczał jedno – wybór, wybór i jeszcze raz wybór oraz nieustanne zmagania z czasem. Policzyłam, że w ciągu 4 dni na 5 scenach odbyło się aż 45 prezentacji! Niestety wiele koncertów przebiegało równolegle i w różnych, choć bardzo bliskich lokalizacjach. Wybraliśmy te w NOSPR, bo przechodziło się tylko z sali głównej do kameralnej, a te odbywające się w Spodku i w Centrum Kongresowym z konieczności odpuściliśmy.
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 23
FOTOGRAFIA
TARGI WOMEX Katowice (25-29.10.2017) w obiektywie Wojciecha Maล oty-Wรณjcika i Kamila Piotrowskiego
24 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
FOTOGRAFIA
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 25
WYDARZENIE
Koncerty typu show-case czyli krótka, 45 minutowa prezentacja artystów, nie spotkały się z moją aprobatą. Ujmując w skrócie: gdy dobrze „weszło się” w klimat muzyki, koncert się kończył. Ale najgorsze miało dopiero nadejść ;)! Część osób, która się spóźniła, zderzała się z tymi, którzy wychodzili po przesłuchaniu pierwszych trzech utworów (po których, wg znawców, można ocenić zespół). W rezultacie tworzył się niezły galimatias. Niektórzy nie zwracali uwagi na innych i nie czekali z wyjściem ze środka rzędu do końca utworu. Te „wędrówki ludów” były męczące i denerwujące. Później unikałam już miejsc bliżej drzwi i w ostatnich rzędach, gdzie ruch był jak na przysłowiowej Marszałkowskiej i gdzie momentami toczyły się nawet całe rozmowy. Rozumiem, że wiele osób chciało jak najwięcej zobaczyć i śpieszyło się na inny koncert, ale można wyjść w sposób kulturalny, bez głośnego gadania, nie przepychać się i poczekać chociażby do końca utworu.
Zejdźmy na ziemię i pomówmy trochę o pieniądzach. Targi najczęściej przynoszą profity organizatorom, a dla wystawców oznaczają koszty (słyszałam opinie, że koszt stoiska był bardzo wysoki i zapewne młody zespół nie mógłby sobie pozwolić na taki wydatek). Czy własne stoisko na tych targach się opłaca, zwykle można ocenić dopiero po kilku latach, jak zrobili to Vołosi. Na pewno to szansa dostrzeżenia, nawiązania kontaktów i rozpoczęcia kariery zagranicą, ale co dalej? Czas dopiero pokazuje, czy coś z tego wyszło. Na pewno trzeba mieć „z czym wyjść do ludzi” czyli ciekawą propozycję muzyczną. Muzyka, jeśli jest dobra, obroni się sama, choć czasem (bez promocji) trafi do mniejszej ilości słuchaczy. Podsumowując, to wspaniałe, że miałam okazję posłuchać wielu ciekawych wykonawców z całego globu, których na co dzień trudno byłoby mi spotkać. Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w największych branżowych targach muzyki świata, bo teraz mam większe pojęcie o tym, jak wygląda ta scena zagranicą.
To, co było dla nas ważne podczas tych targów, to kibicowanie naszym wykonawcom. Byłam z nich bardzo dumna. Wspaniale było ich usłyszeć w tak dobrej jakości dźwięku i pięknej scenerii NOSPRu. Wulkan energii czyli Hańba!, minimalistyczna Maniucha z Ksawerym, taneczne WoWaKin Trio, wirtuoz akordeonu Marcin Wyrostek z zespołem czy beskidzko-góralski Skład Niearchaiczny naprawdę nie mają się czego wstydzić na światowych etno-scenach. Mam nadzieję, że ich tam niedługo zobaczymy. Targi to dla mnie – oprócz koncertów i zwiedzania stoisk – przede wszystkim ludzie oraz spotkania z tymi, z którymi się korespondowało albo z tymi, o których się tylko czytało. Wreszcie i interesy, bo nie ukrywajmy faktu, że takie imprezy służą też nawiązywaniu kontaktów stricte biznesowych. Pośredniczyliśmy czasem w akcji promowania polskich zespołów, a punktem zbiorczym było wspomniane stoisko Kaprol Music.
26 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
O WOMEX czytaj jeszcze na portalu Folk24.pl: „WOMEX targowo i koncertowo”
„WOMEX – czy warto?”
WYDAWNICTWA WYKONAWCY TAM TU
Królestwo Beskidu „Hala” Królestwo Beskidu 2017
Płytę rozpoczyna utwór tytułowy „Hala”. Mocny góralski akcent. Przepięknie zagrany, wprowadzający wręcz idealnie w klimat góralskiego folkloru. Ale myliłby się ten, kto pomyśli, że cała płyta będzie miała tylko ludowy charakter. Owszem, tradycja, odniesienia do źródeł są tu bardzo silne, cytaty z góralszczyzny wszechobecne, ale muzycy postanowili też powędrować po innych ścieżkach, włączając do brzmienia np. fortepian, który raczej z góralszczyzną się nie kojarzy. Ale kojarzy się z muzyką klasyczną czy jazzem, co pięknie wykorzystano np. w utworze „Cichy wiatr” czy intro do „Wysokiego Beskidu”. Beskidy to Karpaty, a Karpaty to prawdziwy kulturalny tygiel. Muzycy czerpią z tego tygla bardzo umiejętnie i szeroko. Są więc wycieczki do Rumunii, na Bałkany, do wiosek, gdzie żywe są jeszcze i klezmerskie nuty. Ale dzięki tej płycie wędrujemy nie tylko po Karpatach. We wspomnianym „Cichym wietrze” pojawia się motyw irlandzki. Nie tylko Polak Węgier dwa bratanki, ale jak widać polski góral, może znaleźć inspiracje także w muzyce Zielonej Wyspy. Wielki atut tej płyty – to jasno określone granice ale i swobodne ich przekraczanie oraz pokazanie, że na tradycyjnych instrumentach świetnie wypada nie tylko muzyka góralska. A tej ostatniej nie ma przecież bez śpiewu. Nie brakuje go więc i na „Hali”, ale momentami nie przypomina on słynnego góralskiego zaśpiewu, wędrując gdzieś pomiędzy tradycją, a współczesnością. Za interpretację, ośpiewanego już na lewo i prawo „Świeci miesiąc, świeci” naprawdę wielkie brawa, bo niełatwo dziś czymś zaskoczyć. Ale to nie koniec niespodzianek. Otóż większość kompozycji jest współczesnych, autorstwa spiritus movens całego zespołu i tej płyty – Katarzyny Gacek-Dudy. Piękny głos i talent muzyczny wybrzmiewa na płycie dobitnie. Polecam gorąco wszystkim, którzy lubią odkrywać, którzy kochają tradycję, ale nie zamykają się na kanony. KP
Folk Music Collection vol. 4 „Melodie z borów, łąk, pół i z nad wód”
Znienacka Project „Od Bostonu do St. John”
IS PAN 2016
2017
Znienacka Project
To ponad godzinna dawka tradycyjnej Rzadko ostatnio scena t.zw. folku mormuzyki kaszubskiej. Zawarte na krążku skiego ma coś do zaoferowania, a już coś nagrania ze Zbiorów Fonograficznych takiego by nie schodziło z odtwarzacza IS PAN to najstarsze zachowane doku- przez długi czas, to w ogóle. Tym barmenty dźwiękowe z tych terenów. Al- dziej ucieszył mnie fakt debiutu płytobum ukazał się po raz pierwszy w 2009 wego grupy z Wrocławia, który wypełnił roku jako „Cassubia Incognita”; wydanie w 2017 r. bardzo udanie lukę w ciekaz 2016 roku jest drugą, rozszerzoną, po- wych polskich płytach tego nurtu. prawioną i uzupełnioną wersją. Zespół znam i śledzę od lat, ale dopiero Większość wykonawców, których gło- ta płyta zwróciła na nich moją baczniejsy można usłyszeć na płycie urodziła szą uwagę. Autorska, ale z mocnymi trasię jeszcze w XIX wieku lub w począt- dycyjnymi źródłami, pomysłowa, ale i bakach wieku następnego. Najstarszymi zująca na dobrych folkowych patentach, śpiewaczkami są Walentyna Riecherdt morska, ale jednak wykraczająca poza urodzona w 1853 roku w Rębiechowie aspekty marynistyczne. Słowem kawał i Maria Bizewska urodzona w 1859 roku dobrego folkowego grania i śpiewania. w Karwi. Rejestracji dokonywano tuż po Świetne barwy głosów, dobre prezentawojnie – w grudniu 1945 roku – i w la- cje instrumentów: akordeonu zwłaszcza tach późniejszych w ramach ogólno- no i klimat, iście jakby z St. John. polskiej Akcji Zbierania Folkloru Muzycz- Większość piosenek na tej płycie, to opanego (1950-1954). Wśród wykonawców trzone tekstami Sławka Cygana i aranmożna także usłyszeć głosy nie tylko żacjami zespołu utwory tradycyjne lub kaszubskich gburów (chłopów) ale także współczesne (inspiracje od Great Big działaczy kaszubskich, m.in. Jana Trep- Sea, po Marka Knopflera i Dave Matczyka, Franciszki Majchrowskiej czy księ- thews Band), są też wspomniane klasyki dza Franciszka Gruczy. Booklet zawiera – Janusza Sikorskiego, Marka Szurawbiogramy wybranych wykonawców. skiego czy Krzysztofa Jurkiewicza – ale Pieśni prezentowane są w układzie te- jakże odmienione! Wszystkie wypadają matycznym; płytę rozpoczynają utwory tu świeżo – nawet Powroty (Słodki Całus powszechne, a wśród nich, m.in. balladë, od Buby), które przewijam, są moim zdapieśni miłotné, serocé czy dzadowsczé. niem lepsze od oryginału. F u n dZnów a csprawdza j a Fsięo lk 2 4że jeśli Album zawiera także pieśni òbrzãdowé, moja teoria, kołysanki i piosenki dziecięce, frantówki wytrwamy na ścieżce poszukiwań, to i pieśni pasterskie. Utwory wokalne prze- prędzej czy później pozytywny efekt w . f o lsię k 2objawi. 4 . o r Znienacka g platane są melodiami instrumentalnymi w w „rewolucji” Proi tańcami. Ponieważ znaczna część pieśni ject ma tych zmian za sobą sporo, ale śpiewana jest po kaszubsku, dla lepsze- jeśli o mnie chodzi, to pozytywne efekty go ich zrozumienia płyta zawiera tran- tych roszad, objawiają się właśnie tu i teskrypcje tekstowe wybranych utworów. raz, na tej płycie. EG KP
Fundacja Folk24 Fundacja Folk24 w w w. f ol k 2 4 . org w w w. f ol k 2 4 . org
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 27
WYDAWNICTWA TAM
Mario Moita Fado Soliton 2016
Płyta zwróciła moją uwagę z dwóch powodów. Po pierwsze muzyka. Fado jakoś nigdy do mnie nie trafiało, ale nie tym razem. Moita pokazał, że może być to wesoła, ba! skoczna muzyka, do potańczenia. Nawet jeśli pojawiają się tu melancholijne piosenki, to nie są aż tak przygnębiające, jak do tej pory słyszałem. Na podwójnym albumie 33 utwory pokazują, inne, nieznane mi fado. Drugi powód - okładka. Nie da się jej nie zauważyć. KP
Fröken Elvis „Kungen Och Vi”
Fröken Records/Plugged 2017
Pierwszy album grupy Fröken Elvis był sporym zaskoczeniem. Piosenki Elvisa Presleya, zaśpiewane po szwedzku i zagrane w formule akustycznego folkrocka, z wyraźnymi wpływami americana – to musiało zrobić wrażenie. Nic dziwnego, że sympatyczny kobiecy kwintet postanowił tworzyć nowe utwory. Jednak nowa płyta („Kungen Och Vi” czyli „Król i my”) nie idzie tą samą drogą. Na osiem zarejestrowanych w studio piosenek, tylko trzy pochodzą z repertuaru Elvisa, na dodatek jedna z nich, „Benjamin”, jest przeróbką irlandzkiej ballady „Danny Boy”, która była ulubioną piosenką ojca Presleya. Z kolei „Casanova” to tradycyjny blues. Zostaje więc jedynie „Så misstänksam” („Suspicious Minds”) jako piosenka w pełni zapożyczona od Elvisa. Pozostałe utwory to autorskie kompozycje kontrabasistki Lisy Bodelius (grającej też na pianinie, akordeonie i puzonie) i wokalistki Camilli Fritzén, z tekstami tej ostatniej. Obie panie współpracowały już wcześniej w innej grupie, jednak teraz ich piosenki nabrały innego charakteru, nawiązując z jednej strony do muzyki rozrywkowej
28 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
z czasów Elvisa („Det Regnar”), z drugiej zaś do wspominanego już nurtu americana. Rezultat jest bardzo dobry, zwłaszcza że to już coś więcej niż tylko świetnie zrobione covery. RC
Usher’s Island „Usher’s Island” Vertical Records 2017
Usher’s Island to projekt, obok którego trudno przejść obojętnie. Zwłaszcza jeżeli jest się fanem muzyki celtyckiej. Nazwiska takie jak Andy Irvine, Dónal Lunny, Paddy Glackin, Michael McGoldrick i John Doyle muszą robić wrażenie. Tak naprawdę zespół powstał na bazie nieco zmodyfikowanego składu koncertowego grupy Planxty. Kiedy mówimy o debiutanckiej płycie zespołu, w skład którego wchodzą muzycy, którzy grali również w takich formacjach jak Patrick Street, Bothy Band, Moving Hearts, Lúnasa, Flook, Capercaillie czy Solas, musimy uznać to za wydarzenie. Paradoksalnie mamy tu do czynienia z tradycyjnie zagraną muzyką irlandzką, tyle że to ten rodzaj tradycyjnego grania, który właśnie ci muzycy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat wypracowali. Mamy wszak do czynienia z dwoma generacjami genialnych instrumentalistów. Co zatem otrzymujemy na płycie? Sporo muzyki do tańca, łączącej nowoczesny feeling McGoldrick’a i Doyle’a z doświadczeniem i talentem starszych kolegów. Jigi i reele aż sypią się muzykom spod palców. Oczywiście są i piosenki i to nawet te po irlandzku („Bean Phaidin”). Niektóre znane są nam z innych wykonań, „Molly Ban” śpiewała już Alison Krauss z The Chieftains, emigrancka „Cairndaisy” doczekała się na przestrzeni ponad 100 lat wielu interpretacji, podobnie jak odwołująca się do wojen brytyjsko-francuskich w Ameryce pieśń „Felix the Soldier”. „Wild Roving” to oczywiście jedna z najbardziej znanych dublińskich „drinking songs”. Z nowych piosenek otrzymujemy „Heart In Hand” Doyle’a i „As Good As It Gets” Irvine’a. RC
WÖR „SSSht” Appel Rekords 2017
WÖR to grupa muzyków z Belgii, którzy znają się od lat, mijali się na koncertach, festiwalach, a bliżej poznali się na sesjach muzycznych, które organizowane są pod szyldem Flanders Ethno, podczas których artyści w wieku 16-30 lat, z różnych stron świata, dzielą się muzyką ze swojego kraju. Grając melodie irlandzkie, szkockie, francuskie, szwedzkie, itp., spostrzegli, że niewiele wiedzą o muzyce ze swego regionu. Sięgnęli więc do źródeł i dokopali się do kolekcji 18-wiecznych tańców z Flandrii. Odnaleźli manuskrypty wielu kompozytorów tamtych czasów. Efektem tego jest ich druga już płyta „Sssht”- choć nagrana już w nieco innym składzie, niż pierwsza, muzycznie to nadal kontynuacja prezentacji muzyki XVIII w. w interpretacji i aranżacji członków grupy. Z pewnością zaskoczeni byliby jej kompozytorzy, gdyby usłyszeli ją w wykonaniu na saksofony, gitary, dudy, skrzypce, akordeon. Artyści podkreślają swoje oddanie dla tradycyjnej muzyki belgijskiej, ale konsekwentnie szukają też nowych dróg do eksploracji – a czyż nie o to w folku chodzi? Trzynaście utworów to melodie bardzo taneczne, polecam na wszelkiego rodzaju potańcówki i balfolki, bo słuchając tych nagrań trudno wręcz ustać w miejscu. Nawet polonez czy menuet są tu bardziej… skoczne, niż klasyczne? Słuchając tej płyty mam wrażenie, jakbym jednocześnie znalazł się na koncercie w wielkiej pałacowej sali, na balu u jakiegoś księcia, by za chwilę wirować nieprzerwanie na wiejskiej potańcówce. Taki to świat zbudował Bert Ruymbeek, którego miałem okazję poznać na WOMEXie w Katowicach i jego koledzy. Brawo panowie. KP
INSTRUMENTY
GARNEK LUB POKÓJ Udu od kobiet Igbo Tekst: Patrycja Napierała | Zdjęcie: Yevhen Svatovsky
Przypuszczalnie instrument powstał przypadkowo, kiedy to pewien gospodarz wytwarzając doniczkę nieoczekiwanie uderzył w jej boczną część wybijając w nim dziurę. W ten sposób odkrył sporo pięknych dźwięków, jakie można wydobyć z takiej doniczki. I tak powstało udu. Udu jest afrykańskim instrumentem stworzonym przez plemiona nigeryjskie Igbo, które zamieszkują region w południowo-wschodniej Nigerii. W ich języku „udu” oznacza garnek lub pokój. Ten niezwykły instrument ma też wiele innych nazw w zależności od obszarów plemiennych i ceremonii, w których jest używany. Oprócz znanej nazwy udu można również spotkać się z nazwą Abangmbre (garnek do gry) czy Kim Kim. Jak powstają udu Bardzo ważny jest sposób, w jaki udu powstają. Otóż, instrument ten mógł być wytwarzany wyłącznie przez kobiety z plemienia Igbo. Według tradycji mężczyźni nie mogli zajmować się garncarstwem, gdyż wykonywanie tego zawodu mogłoby uczynić ich bezpłodnymi. Glina używana do produkcji udu była zbierana przez kobiety w tajnych, świętych miejscach, w których obecność mężczyzn uznawana była za poważne naruszenie. W owych miejscach kobiety musiały składać ofiary żeńskim bóstwom cerami-
ki. Kiedy garncarki osiągały pewien poziom biegłości w swoim rzemiośle, główny kustosz nadawał im status, który polegał na symbolizowaniu kostki u nogi przez cienki łańcuszek wykonany z naturalnych włókien. Po tym ceremoniale, garncarki musiały nosić go do końca swoich dni. No dobrze, tak mówi tradycja. Jednakże mówi się również, że jest to po prostu sprytna sztuczka kobiet Igbo, aby przestraszyć mężczyzn. W rzeczywistości ceramika była bardzo dochodowym interesem wśród plemienia Igbo. Nie tylko instrument Gliniane garnki oprócz funkcji instrumentu muzycznego wykorzystywane są do wielu różnych celów. Służą do poboru wody, gotowania, przechowywania wina, wykorzystywane są jako naczynia do mycia dłoni, do magazynowania zboża i innej żywności uprawnej. Można je znaleźć na wysokich drzewach, ponieważ stanowią gniazda ptaków lub wieśniacy umieszczają je na drzewach, aby zbierać miód. Większe udu pełnią rolę lodówek, wychładzających wodę, w cieniach wysokich drzew. Wykorzystuje się je również do odprawiania wszelkich rytuałów. Niezależnie od tego, czy kobiety celowo prowadziły interesy dla siebie, czy nie, sprzedaż puli była z pewnością dla nich wielkim źródłem dochodu. Poprawiała ich moc i status społeczny. Niestety, ta 1/2018 (9) Magazyn FOLK24 29
INSTRUMENTY
bardzo opłacalna działalność dla kobiet z Igbo jest już przeszłością ponieważ Afrykę zalewa ogromna fala produktów z tworzyw sztucznych ze Wschodu i Zachodu. Udu – instrument rytualny Podobnie jak inne afrykańskie instrumenty perkusyjne, udu posiada funkcje religijne. Plemię Igbo wykorzystuje je również do rytuałów i ceremonii. Wierzono bowiem, że głęboki dźwięk, jaki można uzyskać z udu, jest „głosem przodków”. Ceramika i inne święte przedmioty stają się wówczas medium dla duchów, przodków i bogów. Igbo modli się i ofiaruje przed nimi, aby zadowolić ducha i poprosić ich o pomoc i wskazówki. Zazwyczaj Igbo modląc się, prosi o pomoc w kwestiach związanych z ubóstwem, chorobą, klęskami żywiołowymi czy wojną. Technika gry, wykorzystanie w świecie współczesnym Na udu gra się w pozycji siedzącej, trzymając udu na kolanach gracza, który uderza w dowolną część bębna za pomocą dłoni lub palców. Powierzchnia instrumentu zapewnia również uzyskanie dodatkowych dźwięków, na przykład poprzez pociera-
nie bębna. Z powodzeniem można kontrolować głęboki dźwięk basu, pokrywając otwór rytmicznym ruchem dłoni. Pokrycie otworu, a następnie natychmiastowe usunięcie ręki powoduje, że dźwięk nagle „skoczy” z niższego do wyższego tonu. Ostatecznie udu przekształciło się w instrument perkusyjny wykorzystywany w chrześcijańskich kościołach w Afryce i na całym świecie. Bęben udu jest także używany w zespołach afrykańskiej muzyki rozrywkowej, muzyce world czy pop etc. Gdzie najlepiej kupić udu? Obecnie udu jest bardzo popularnym instrumentem muzycznym. Można je kupić w wielu sklepach na całym świecie. Do największych i najbardziej znanych marek należą Schlagwerk, Meinl, LP. Firmy te oferują najróżniejsze instrumenty, wytworzone z różnych materiałów, od gliny, gipsu po plastik. Posiadają najrozmaitsze dodatkowe innowacje, takie jak skóra na spodzie instrumentu, woda pomiędzy dwoma dnami udu czy różnorakie kształty, wpływające na ich brzmienie.
Patrycja Napierała – pedagog, perkusjonistka (m.in. z Sama Yoon, Shannon, Same Suki, Hoboud, Kayah & Transoriental Orchestra). Od końca 2011 roku jest oficjalną endorserką bodhranów Roberta Forknera, a od 2015 roku polskiej firmy AW Cajon. Wspólnie z Anią Szyszką i Jarulą opracowują i produkują bębny obręczowe, strojone bodhrany oraz inne instrumenty perkusyjne. Patrycja prowadzi też indywidualne oraz grupowe warsztaty bębniarskie dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych. www.patrycjanapierala.pl 30 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
WOKÓŁ ETNO-FOLKU
SPACER PO PERYFERIACH Refleksje po festiwalu „Nów” Tekst: Maciej Łata
Pojęcie folku samo w sobie jest bardzo pojemne. Tym ciekawsze jest zapuszczanie się na obrzeża gatunku, gdzie zacierają się granice, a tradycja spotyka się z eksperymentem. Taką podróż po muzycznych peryferiach zorganizowali pomysłodawcy festiwalu „Nów”, poświęconego muzyce avant-folkowej. Festiwal odbył się w Warszawie na przełomie września i października ub.r.. Przez dwa weekendy chętni mogli uczestniczyć w koncertach, debacie („polski avant-folk i tropy tradycji w awangardzie”) i giełdzie płytowej. Ukazała się też płyta „Źwierściadło”. Festiwal zorganizowała Fundacja Zakresy wraz z Domem Kultury „Kadr”. Jednym z głównych punktów programu był koncert legendarnej grupy Księżyc. Trudno mówić o avant-folku bez odniesienia się do dokonań tej, niedawno reaktywowanej formacji. Co ciekawe, sami członkowie Księżyca twierdzą, że w ich muzyce nie ma bezpośrednich odniesień do folku. W wywiadach podkreślają inspiracje minimalizmem czy psychodelią. Inaczej odbierają to słuchacze. Filip Lech podczas festiwalowej debaty cytował wypowiedzi fanów określających brzmienie Księżyca jako „słowiańskie”. Kojarzy im się ono z czymś starym, tajemniczym, przypomina dzieciństwo. Nie da się jednak zaprzeczyć związkom Księżyca z muzyką tradycyjną. Agata Harz i Remigiusz Hanaj, po zawieszeniu działalności grupy, odegrali ważną rolę w środowisku promotorów takiej muzyki. Chociaż ich działalność wpasowała się w praktykę folkowych ortodoksów, to wyraźne były w niej undergroundowe korzenie. Dość wspomnieć grupę Wędrowiec, której koncerty wzbogacone były o elementy performatywne, czy tabory w Szczebrzeszynie, podczas których obok muzy-
ków ludowych występował eksperymentujący lirnik - Maciej Cierliński. Podobne skojarzenia budzi działalność prowadzonego przez Hanaja wydawnictwa płytowego In Crudo. Jest w nim coś kojarzącego się z legendarnymi, małymi wytwórniami z lat 90, które także na „Nowiu” miały swoje miejsce. Na obrzeżach wydawniczego boomu z czasów transformacji ustrojowej rodziły się zjawiska niezwykłe, jak wytwórnia Obuh – wydawca m.in. Księżyca. Jej płyty ukazywały się w małych nakładach i czarowały nie tylko przełamującą podziały gatunkowe muzyką, ale też oprawą graficzną. Podczas towarzyszącej festiwalowi giełdy płytowej można było spotkać twórcę Obuha – Wojtka Czerna, ale też Łukasza Pawlaka z Requiem Records, który nawiązuje do pionierskich lat niezależnej fonografii wydając archiwalne nagrania z przełomu lat 80. i 90. Wśród nowości znalazła się m.in. elektroakustyczna płyta „Łoj!” Anny Marii Huszczy, inspirowana folklorem Kielecczyzny. Swoje płyty wystawiały też łódzkie Nasze Nagrania. Albumy projektów Mutant Goat czy Bogusz Rupniewski ładnie współbrzmią z avant-folkową estetyką. Podczas festiwalu przypomniano też polsko-ukraińską wytwórnię Koka Records. Na jej wydawnictwach można było usłyszeć awangardowego rocka, ale też muzykę huculską w wykonaniu rodziny Tafijczuków. Perłą w katalogu Koki była płyta wokalistki, malarki i poetki Switłany Nianio. Artyst1/2018 (9) Magazyn FOLK24 31
WOKÓŁ ETNO-FOLKU
ka zagrała na „Nowiu”, a jej oniryczne piosenki zabrzmiały niezwykle – jak przed laty. Inny obecny na festiwalu trop, to awangarda. Inspiracje rodem z Warszawskiej Jesieni zagościły na scenie podczas koncertu autorskiego projektu Remigiusza Hanaja – „Nagrania Terenowe Snów”. Mocne, zgiełkliwe dźwięki, z których wyłaniały się strzępy śpiewów przypominały, że muzyka ludowa wielokrotnie inspirowała twórców współczesnej awangardy. Podobną myśl przywoływała stojąca w holu Kadru harfa obrotowa – instalacja Pawła Romańczuka. Szczególny entuzjazm wzbudziła wśród dzieci, które bez oporów oddawały się eksperymentom z dźwiękiem. O związkach tradycji z awangardą ciekawie mówił podczas debaty Antoni Beksiak. Wspominał między innymi o podobieństwach między grą tradycyjnych kapel z Podkarpacia i klasyków amerykańskiego free jazzu. Sporo w festiwal wniósł gitarzysta Rafael Rogiński. Podczas debaty opowiadał o pogmatwanej historii swojej rodziny i o tym, jak nieoczywista tożsamość wpływa na poszukiwania artystyczne. Ta osobista wypowiedź pozwalała lepiej zrozumieć jego koncert solo z gitarą. Rogiński, choć bezpo-
średnio nie cytował folkloru, w swoim intymnym występie zawarł opowieść artystycznego nomady. Na tym tle zaskakiwać mógł program ostatniego dnia festiwalu, który wypełniła muzyka tradycyjna. W kościele na Przyrynku wystąpili Adam Strug, śpiewacy z grupy Drewo i kantor Kościoła Chaldejskiego – Varda Yalcin. Mimo oczywistych różnic między tym koncertem, a resztą festiwalu, nie czuło się dysonansu. Było to wskazanie, że muzyka tradycyjna w swojej najsurowszej formie jest dla avant-folku punktem odniesienia. Jaki obraz avant-folku namalowali organizatorzy festiwalu „Nów”? Tworzyła go nie tylko muzyka, ale też ludzie, wspomnienia, środowiska muzyczne. Ale organizatorzy nie spoglądali wyłącznie w przeszłość. Płyta „Źwierściadło” zawiera nagrania młodych wykonawców, m.in. grupy Odpoczno. Największe wrażenie na składance robi zaś utwór „Fabryczna dziewczyna” w wykonaniu dalekiej od folku, industrialnej grupy Almost Dead Celebrities i tradycyjnego skrzypka Eugeniusza Rebzdy. Ich niezwykła wersja miejskiego szlagieru pokazuje, że świeże avant-folkowe pomysły możemy znaleźć tam, gdzie najmniej się tego spodziewamy.
ORGANIZUJEMY zespoły | koncerty | festiwale muzyka irlandzka folk bretoński piosenka żeglarska folk, szanty bluegrass
FOLK24.org | mail: fundacja@folk24.org Wrocław, ul. Kuźnicza 11-13/15A | tel. 516 067 476 32 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
FESTIWALE TU
ŚWIĘTO BAŁKAŃSKIEGO FOLKU 6 Pannonica Festival, Barcicie k. Starego Sącza, 30.08-1.09.2018 Tekst: Kamil Piotrowski | Zdjęcia: materiały organizatora Ponad 60 specjalnych wydarzeń: kameralnych koncertów, warsztatów wszelkiego rodzaju, opowieści, prelekcji, projekcji, wędrówek po okolicy, prezentacji zdjęć, spotkań i czego tylko dusza zapragnie towarzyszyć będzie tegorocznej edycji Pannonica Festival. A na głównej scenie dwanaście mega gwiazd muzyki bałkańskiej i klezmerskiej z całego świata.
Rozmach tego festiwalu musi robić wrażenie, ale jeszcze większe wrażenie robi to jak szybko, w „krzakach nad Popradem“ ten festiwal się rozwinął. Od kilku edycji to już nie jakaś tam imprezka bałkańska na południu Polski, ale jeden z największych festiwali – o ile nie największy plenerowy festiwal muzyki świata w Polsce. Tysiące odwiedzających, wraz z artystami i koordynatorami, gośćmi specjalnymi tworzą prawdziwe miasto festiwalowe. W ciągu trzech festiwalowych dni (od 30 sierpnia do 1 września) poza słuchaniem muzyki można tu robić wszystko – szkolić się, odpoczywać, poznawać, spotykać, zwiedzać. Ale to muzyka jest tu najważniejsza. Na głównej scenie wystąpi łącznie 12 wyjątkowych, mistrzowskich w swoich wykonaniach zespołów inspirujących się na swój sposób muzyką bałkańską. A do Barcic przyjadą w tym roku: She’Koyokh z Wielkiej Brytanii, początkowo grający muzykę klezmerską, by poszerzać go o bałkańskie i bliskowschodnie rytmy. Prym wiedzie tu charyzmatyczna wokalistka, urodzona w Stambule kurdyjka Çiğdem Aslan, będaca również jedną z gwiazd muzycznej stajni Asphalt Tango. Šidski Trubači to pierwsza orkiestra z Wojwodiny, która wzięła udział w festiwalu trębaczy w Gučy. Wystąpi w „wojwodińskich” strojach z dzwonia-
stymi, białymi spodniami i takimiż koszulami oraz nutą elegancji w postaci czarnych kamizelek i kapeluszy. Kroke jest dla Pannoniki zespołem absolutnie wyjątkowym. Nie tylko wystąpił w roli głównej gwiazdy podczas pierwszej edycji festiwalu, ale w ogóle był ważnym drogowska1/2018 (9) Magazyn FOLK24 33
FESTIWALE TU
zem i inspiracją dla organizatorów zanim wpadli na pomysł organizowania festiwalu w „krzakach nad Popradem”. Po pięciu latach wracają do Barcic wraz ze słynną bułgarską wokalistką Neli Andreevą. Orkestar Danijela to pierwszy serbski zespół, w którym rolę lidera sprawuje kobieta, a w repertuarze orkiestry znajduje się zarówno starsza, jak i nowsza muzyka tradycyjna. Nadara Gypsy Band z Transylwanii oferuje publiczności nie tyle prostą rozrywkę, co prawdziwy, kolorowy, bohemiczny trans – tak bogaty, jak bogaty jest folklor tej krainy, gdzie obok siebie żyją Rumuni, Węgrzy, Żydzi, Niemcy i Romowie. Marko Marković tym razem już bez ojca Bobana, a z własną orkiestrą Marko Marković Brass Band i nowym repertuarem. Bojan Krstić, który od dziecka śmiało rozpycha się w światku dęciaków, dziś prowadzi Orkestar, który rządzi w Gučy. Divanhana wykonuje tradycyjne melodie, nie tylko te z Bośni i Hercegowiny, w nowych aranżacjach, które powstają pod wpływem jazzu, popu i XX-wiecznej muzyki klasycznej. Zespół faworyzuje przy tym Sevdalinki – trady-
KSIĘGARNIA MUZYCZNA śpiewniki, nuty, partytury, podręczniki do nauki gry, gadżety muzyczne, struny, akcesoria muzyczne.
KOMPUTEROWE PRZEPISYWANIE, EDYCJA NUT I PARTYTUR PROJEKTOWANIE GRAFICZNE
WYDAWNICTWO MUZYCZNE SKŁAD DTP redakcja, korekta, skład i łamanie czasopism, książek, katalogów, folderów, ulotek, itp. www.muzo.com.pl • www.sklep.giszowiec.org 34 Magazyn FOLK24 1/2018 (9) tel. 32 411 07 85 • 601 44 69 12
cyjne pieśni z okolic Sarajewa. Fanfara Transilvania to prawdopodobnie najsłynniejsza bałkańsko-cygańsko-brassowa grupa z Transylwanii, wielokrotnie już gościli w Polsce – w aranżacjach melodii z Rumunii wykorzystują rytmy z różnych rejonów Bałkanów oraz elementy dub reggae, funky i jazzu. Tibble Transsibiriska zaskoczył własnym stylem tekstów, ale też mnogością cygańskich odnośników i zapożyczeń, co okazało się absolutną nowością na szwedzkiej scenie muzycznej. Barcelona Gipsy balKan Orchestra od lat budzi zainteresowanie w całej Europie swoimi autentycznymi reinterpretacjami tradycyjnej muzyki bałkańskiej i środkowoeuropejskiej – romskiej, klezmerskiej, śródziemnomorskiej. Zespół Babra szybko zyskał w Budapeszcie popularność jako jeden z lepszych zespołów miejskich prezentujących muzykę tradycyjną. Różnią się od innych m.in. tym, że eksponują w swojej muzyce tamburę, instrument pochodzący z południowych rubieży niziny Panońskiej.
PODRÓŻ ETNO-FOLKOWA
BY ZAPALIĆ ZNICZ Denisa – In Memoriam: Aprinde o lumânare pe mormântul Denisei Tekst i zdjęcia: Witt Wilczyński
Gdy zmarła Denisa, byłem z żoną i przyjaciółmi na festiwalu w Czeremsze. W niedzielę, 23 lipca, tuż przed godziną 14:00 dostałem smsa od kolegi z klubu turystycznego „Jarema”, że Denisa odeszła nad ranem… Nie miałem fizycznej możliwości pojechać na jej pogrzeb ale wiedziałem, że chcę zapalić choć skromny znicz na jej grobie jeszcze jesienią, w ciszy i spokoju.
Z chaosu kolorowych pism, facebooka, internetowych wydań mniej lub bardziej wiarygodnych czasopism i map googla wyłapałem istotne informacje dotyczące miejsca pochówku Denisy i szczegółów dojazdu. Malutki cmentarz (charakterystyczny dla południowo-rumuńskich wiosek), gdzie została pochowana, znajduje się w gminie Ştefaneşti, oddalony ok. 10 km od Drăgăşani, a jego charakterystyczną budowlą jest zabytkowy Mănăstirea Şerbăneşti. Region znany jest z upraw winorośli położonych malowniczo na pobliskich wzgórzach. Okolica znana jest też z szarej, postindustrialnej rzeczywistości i ludności migrującej do Bukaresztu za chlebem. Mimo to nawet przez chwilę nie wątpiłem, że na grób Denisy pojadę przy najbliższej nadarzającej się okazji! Namówiłem kolegę z zespołu Inimă Sălbatică na wspólną wyprawę. Przecież to właśnie dzięki Denisie zespół powstał i zupełnie niechcący narobił szumu w Łuku Karpat i jego okolicach. Po wakacjach pojawiła się całkiem przyzwoita oferta na loty do Bukaresztu i Klużu, zarezerwowaliśmy bilety na półtora miesiąca przed wyjadem, co dało nam czas na zorganizowanie całej reszty. Los chciał, że dołączyłem na FB do grupy poświęconej pamięci Denisy. Wielu fanów, nie tylko z Rumunii, wpisywało tam kondolencje, wklejało
swoje zdjęcia z nią z różnych koncertów, linki do teledysków i artykułów prasowych. Udzieliłem się i ja, deklarując, że zamierzam zapalić znicz na jej grobie. Sądziłem, że mój post zostanie przykryty tysiącem innych – ale dzięki temu, że się tam odezwałem, napisał do mnie na priv sam
Autor z Denisą, Bukareszt 22.08.2011
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 35
PODRÓŻ ETNO-FOLKOWA
Inimă Sălbatică z Soriną i Danezu, listopad 2017
Florin Peşte i zaprosił do Drăgăşani, doceniając jednocześnie mój gest. Było to dla mnie bardzo miłe. Niedługo później udało się zabukować noclegi w Bukareszcie i Klużu, wziąć w pracy przysługujące jeszcze wolne, zakupić stosowny znicz i licząc na to, że celnicy na lotnisku wykażą się zrozumieniem [okazali i szacon im za to] i wyruszyć w podróż. Na Okęciu lot opóźnił się o około 20 minut, ale potem nie było już problemów. Jadąc z Otopeni do Sektora 2 zakorkowanymi ulicami Bukaresztu nabitym pod sufit autobusem linii 783, poznałem empirycznie tamtejsze problemy komunikacyjne, o których pisali znajomi na FB – ale udało się dotrzeć do Piaţa Romana i docelowo do hostelu. Swoją drogą położonego w okolicy do złudzenia przypominającej stołeczny „Trójkąt Bermudzki” Noakowskiego – Śniadeckich – Plac Politechniki, względnie okolic Stalowej/Szwedzkiej. Poczułem się swojsko zwłaszcza, że szybko złapaliśmy „dobry flow” z włodarzami hostelu. Zakorkowanie Bukaresztu było rzeczywiście maksymalne, także poruszanie się po mieście to albo dobrze dopasowane buty albo wszędobylskie metro. Z tym miastem jest jak z manele – albo się kocha, albo nienawidzi. Ja kocham. Mimo bardzo podobnego do naszego, warszawskiego chaosu, tam czas płynie wolniej… Nie mogłem odmówić sobie groundhopperskiej przygody – 8 listopada II ligowy beniaminek Metaloglobus Bucureşti (drużyna starsza od Steauy i Dinama choć znacznie mniej utytułowana) po36 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
dejmował na Pantelimonie AFC Hermannstadt Sibiu. Sam dojazd na miejsce metrem trwał z centrum dobre 45 minut i jeszcze trzeba było podejść kawałek drogi „z buta” jako że metro od lat dojeżdża tylko do stacji Republica. Tak było w 2011, gdy osobiście spotkałem Denisę, tak było i teraz. Sam stadion był w remoncie i dostępne było boisko ze sztuczną nawierzchnią i ułożeniem terenowym, podobnym do obiektu Stoczniowca Płock ale z dużo bardziej rozbudowaną trybuną. W przerwie meczu jeden ze starszych kibiców łamaną angielszczyzną tłumaczył nam, że jego syn pracuje w Polsce jako kierowca, a inni pytali, jakim cudem znaleźliśmy się na Pantelimonie. Porażkę 0:3 miejscowi przyjęli na klatę z honorem – a my po meczu przenieśliśmy się do Sektora 2, do restauracji „Blue Margarita”, prowadzonej przez naszego kumpla i rodaka – Dominika Suruło. To tu doszło do spotkania „na szczycie” środowiska metalowego (my z ekipą rumuńską) i manele (Sorina Ceugea ze swym menago i partnerem Danezu) przy jednym stole na wspólnej obiadokolacji i piwku. Co ciekawe, był to też „Dzień polski” w Blue Margaricie, więc gościło całkiem sporo Polaków. Do hostelu dotarliśmy już po północy. Już o 6:00 rano, 9 listopada, mieliśmy autobus do Drăgăşani z mini-dworca położonego tuż pod słynnym wiaduktem nieopodal Gara de Nord, znanym z wielu teledysków manele. Pogoda była fatalna – siąpiący deszcz typu „nawilżacz” zalewał szyby i niewiele było widać aż do Piteşti, gdzie się też trochę przejaśniło. Wkrótce odbiliśmy z głównego traktu bardziej w „interior” i nawierzchnia coraz bardziej zaczęła przypominać polną drogę. Na miejscu okazało się, że dane z „wujka Gógla” niekoniecznie mają odbicie w realu i zwiał nam bus do Ştefaneşti. Tubylcy nie mówili po angielsku ale mój „manelowy” rumuński pozwolił na kontakt z obsługą stacji benzynowej i policjantem. Tu mała dygresja: w pewnym momencie lokalny patrol zaczął nas dyskretnie obserwować, więc uprzedzając fakty, zagadałem do mundurowych – i to właśnie oni najdokładniej skierowali nas na właściwy przystanek. Następny kurs do Mănăstirea Şerbăneşti był dopiero za półtorej godziny, zatem postanowiliśmy
PODRÓŻ ETNO-FOLKOWA
wypić kawkę i jeszcze raz rzucić okiem na mapę. Los chciał, że trafiliśmy na rockowy lokal, w którym podszedł do nas człowiek wyglądający podobnie do nas i zapytał po angielsku kim jesteśmy. Odpowiedziałem mu po rumuńsku, że jesteśmy fanami Denisy z Polski i przyjechaliśmy zapalić znicz na jej grobie. Okazało się, że rozmawiamy z Alinem, właścicielem lokalu, fanem rocka i offroadu oraz... bliskim znajomym Florina Peşte! Gdy dopiliśmy kawę i chwilę jeszcze pogadaliśmy, Alin zaproponował, że nas zawiezie na grób Denisy. W duchu dziękowałem dackim bóstwom, że wybraliśmy właśnie tę kawiarnię z kilku położonych w zasięgu wzroku. Na miejscu prawie nikogo nie było, ani na cmentarzu, ani w jego okolicy. Ucieszyło mnie to, bo chciałem w ciszy i skupieniu powiedzieć parę słów nad mogiłą Denisy. Na miejscu było jeszcze wiele wieńców i zniczy od fanów z całej Rumunii. Postawiłem nasz wśród nich. Zapalając znicz na jej grobie, uroniłem łzę i zadumałem się... I dokładnie w tym momencie na niebie na chwilę wyszło słońce zza chmur. Przypadek? Nie sądzę... W drodze powrotnej Alin wziął nas na małą przejażdżkę po okolicy, pokazując m.in. lokalne winnice, przygotowane już do zimy i lokalną fabryczkę wina. Gdy wróciliśmy do Drăgăşani, w kawiarni czekał już na nas wujek Denisy, Florin Peşte. Powiedział nam coś, z czego jestem do dziś dumny – że szanuje bardzo, że my, polscy „rockerii”, przejechaliśmy taki kawał drogi po to, żeby Denisie zapalić znicz, a wiele osób, deklarujących się jako przyjaciele Denisy dotychczas nie odwiedziło jej grobu. Potem zaprosił nas na obiad do siebie (dzięki temu zjadłem jedną z najlepszych ciorbă de burta w swoim życiu) i spytał, co byśmy wcześniej chcieli zobaczyć w mieście. Poprosiłem o wizytę na lokalnym stadionie. Unirea Drăgăşani grała kiedyś w III lidze, obecnie jako UTD Drăgăşani próbuje odrodzić się w lidze V. Zielono-biały stadion miał swój nieodparty, niskoligowy klimat. Nie zaskoczyło mnie – i nawet je rozumiem – zdziwienie i miłe rozbawienie stróża tym, że Florin przywiózł tam dwóch turystów z Polski i to do tego rockowych...
Drogę powrotną do Bukaresztu przejechaliśmy lokalnym pociągiem i podróż ta pełna była spostrzeżeń etnograficznych, których próżno szukać w przewodnikach. To prawdziwe życie – od starszych pań w strojach ludowych, stoicko spokojnych konduktorów, studentki, robotników aż po lokalnych doliniarzy. Po powrocie do hostelu zapadłem w kamienny sen. Mogło być nawet trzęsienie ziemi – wstałem dopiero rano. Ruszyliśmy na zwiedzanie starówki, gdzie po południu spotkaliśmy się z Florinem Iordanem z Trei Parale (wystąpili swego czasu na Mikołajkach Folkowych w ramach cyklu „Folk Nocą” i są jedną z najlepszych rumuńskich kapel grających rekonstruowaną muzykę tradycyjną). Muzykopowiedział nam ciekawą historię o dziadku Denisy, który również niedawno zmarł, a był znanym skrzypkiem ludowym. Jeszcze tego samego wieczoru opuściliśmy Bukareszt, udając się nocnym pociągiem, na kilka dni do Klużu (w tym na koncert metalowy i dwa mecze). Dopłacenie do biletu upoważniającego odbycie podróży w wagonie sypialnym zamiast w kuszetce było strzałem w przysłowiową 10. Rano, wyspani i wypoczęci mogliśmy przywitać Cluj Napoca kawą i śniadaniem. I obowiązkowo „polonezem” czyli przepysznym lokalnym precelkiem z sezamem… Była to dla mnie podróż bardzo sentymentalna i potrzebna. Cały czas miałem wewnętrzne przeczucie, że duch Denisy czuwa nad naszym wyjazdem i że ona tam, w zaświatach, doceniła to, co zrobiliśmy i w krytycznych momentach pchnęła nas na właściwe tory... Więcej o Denisie:
Więcej o manele:
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 37
W FOLKOWYM TONIE
BIEGUNY MUZYKI LUDOWEJ O tym, co germańskie, słowiańskie i orientalne w muzyce ludowej środkowej Europy Tekst: Wojciech Kostowski Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że Polska leży na styku kilku bardzo odmiennych kultur. Czy tę kulturową odrębność naszych sąsiadów można usłyszeć w ludowej muzyce? Niemcy Kultura mieszczańska. Prymat pracy i uporządkowanego życia domowego i społecznego. Muzyka ludowa w pierwotnej postaci właściwie już nie istnieje, a dzisiejsza Blasmusik czy alpejskie jodłowanie dla polskich uszu raczej nie nadają się do słuchania. Zranieni historycznymi doświadczeniami powiemy – duchowa pustynia. A przecież to kultura, która wydała wielkich kompozytorów, to działający w niej Beethoven skomponował swą VI symfonię „Pastoralną” opartą na ludowych motywach (kto pamięta ostatnią, V część tej symfonii zrozumie o czym piszę). Szukam słowa, które najlepiej opisuje duchową wartość muzyki niemieckiej i odnajduję je: harmonia. Słowiańszczyzna Pierwsze skojarzenia? Wiejski, nizinny krajobraz, chata kryta strzechą, płaczące wierzby, rozlewiska Narwi, Bugu czy Niemna, ubodzy, serdeczni ludzie. Dusza słowiańska jest głęboka i uczuciowa, taka też jest ludowa pieśń, często melancholijna, choć czasem bywa żywiołowo-transowa jeżeli pełnić ma funkcję taneczną, pozwolić zapomnieć o nędznym pańszczyźnianym żywocie. Słucham śpiewu Dominiki Czekun z Polesia Rówieńskiego i wybieram słowa-klucze do słowiańskiej muzyki: melancholia, prostota, głębia. Karpaty Jedynie południowy skrawek Polski położony jest w tych górach, ale przez swój charaktery38 Magazyn FOLK24 1/2018 1/2017 (9) (8)
styczny rys karpacka kultura jest znana chyba każdemu. To inny świat, a jego wyrazistość określają dwa czynniki: należąca już do przeszłości karpacka pierwotność i dzikość oraz swoiste continuum, łączność stylistyki całych Karpat z półwyspem Bałkańskim, Serbią i Albanią i dalej z bliskim wschodem. Nie zapomnę nigdy wrażenia, jakie w 1999 roku zrobiła na mnie muzyka mało znanego wówczas Romana Kumłyka z Huculszczyzny. Na scenę małego, mieszczańskiego klubu w Gliwicach weszli niepozorni, ukraińscy górale (wówczas jeszcze ze srebrnymi zębami według mody ZSRR), lecz kiedy rozpoczęli grę, przenieśli zdumionego autora tych słów gdzieś hen na Bliski Wschód, do Turcji czy starożytnej Persji. W tej muzyce odnajduję inne składniki – wolność (góralską ślebodę), ożywczą energię, pewne napięcie, karpacki nerw. Do tego dochodzi, bogatsza niż w poprzednich grupach, ornamentyka melodii i połamany, synkopowany rytm. Komponenty Od strony formy muzycznej komponent niemiecki – to tonalna budowa melodii, przeważnie w tonacji durowej, oraz proste metrum, często w rytmie walca lub polki. Znajdziemy takie pieśni na Śląsku: „Szła dzieweczka do laseczka” czy „Poszła Karolinka”, niemiecka w stylistyce jest muzyka ludowa Kaszub, Czech (ale nie Moraw) oraz Słowenii, zaś wpływy niemieckiej toniki i instrumentacji (akordeon, klarnet) sięgają dalej na ob-
W FOLKOWYM TONIE
szar słowiański i karpacki, po Mazowsze, Rzeszowszczyznę i na Słowację. Komponent słowiański różni się od niemieckiego częstszym stosowaniem tonacji molowej („W moim ogródeczku”, „To i hola”), bądź też kontrastu dur-moll („Hej sokoły”). Czy muzyce słowiańskiej obce są tonacje czysto durowe? Zapewne nie, bo trudno przecież za niemiecką w stylu uznać łowicką „Kukułeczkę”. O słowiańskim charakterze zadecydują tu zatem (oprócz samej naszej świadomości) takie czynniki jak smyczkowa instrumentacja, uboższa struktura harmoniczna (dwa akordy, co nadaje muzyce pewną transowość i oddala ją od niemieckiej klasycznej harmoniki), a z drugiej strony bogatsza ornamentyka melodii, tak charakterystyczne dla ludowych skrzypków ogrywanie melodii. Oczywiście, znaczenie ma też słowiańska wrażliwość wykonawcza, najtrudniejsza do formalnego udowodnienia. Muzyka Karpat – nasz południowo-wschodni, orientalny komponent muzyczny – wolna jest od europejskich ram harmonicznych; zbudowana jest na archaicznych skalach muzycznych, takich jak skala lidyjska z podwyższoną kwartą. Jan Karpiel Bułecka, podhalański muzyk i znawca muzyki karpackiej, objaśnia skalę lidyjską możliwościami gry na najprostszej, jednootworowej piszczałce. Najbardziej archaiczne formy muzyki Karpat znajdziemy na wspomnianej już Huculszczyźnie, na Podhalu (archaiczne nuty wierchowe, zbójnickie czy sabałowe, ale już nie taneczne „krzesane”, oparte na motywach krakowskich), w regionie Małej Fatry czy Liptowa na Słowacji. W innych regionach Karpat odnajdziemy dodatkowe wpływy innych jeszcze kultur, w tym specyficznej muzyki węgierskiej. Zawsze jednak muzyka Karpat wykonywana jest w charakterystyczny, ornamentowany sposób, z pewnym opóźnieniem akcentu, złamaniem rytmu, w sposób odbierany przez samych wykonawców jako „karpacki”, „góralski”. Zapewne muzyka podhalańska wykonana przez Serba czy Rumuna zyskałaby akceptację Podhalan, gdy tymczasem próby jej wykonania przez Warszawiaków czy Lublinian skazane są na porażkę.
Odcienie Jeżeli przyjmiemy podaną tu – subiektywną przecież – klasyfikację muzycznych barw Europy Środkowej, a podane składniki: niemiecki, słowiański i karpacko-orientalny uznamy za kolory podstawowe, to z łatwością odnajdziemy na mapie odcienie pochodne, powstałe na styku kultur. Na styku niemiecko-słowiańskim odnajdziemy wspomnianą już muzykę polską regionów centralnych, Wielkopolski, Małopolski i Mazowsza, czy też starsze pieśni śląskie („Bez wodę koniczki”), które można znaleźć na płycie Joszka Brody „Posłóchejcie kamaradzi”. Na styku niemiecko-karpackim zlokalizujemy przepiękną muzykę Moraw, w której brzmi jeszcze europejska harmonia ale słychać już węgierską synkopę i karpacką wolność. Warto tej muzyki posłuchać w wykonaniu Veroniki Malatincovej z zespołem Musica Folklorica. Z kolei na pograniczu karpacko-słowiańskim usłyszymy muzykę Łemków (która w wykonaniu Julii Doszny brzmi po słowiańsku, gdy tymczasem po drugiej stronie słowackiej granicy Maria Macošková wykonuje te same rusińskie pieśni w duchu bardziej karpackim). Z pewnością jest wiele innych, dodatkowych odcieni w muzyce naszej części Europy. Osobnym rozdziałem jest tragicznie przerwana muzyka żydowska. Nie jest jasny wpływ muzyki romskiej (cygańskiej). Trudno określić, na ile zaznaczył się wpływ muzyki Tatarów, Ormian czy ludów bałtyckich. Swój ślad (zwłaszcza na Morawach) odcisnęła muzyka kościelna i cerkiewna. Muzyczna podróż przez Europę Środkową jest fascynująca. Na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów zmieniają się kultury i tradycje, a dla uważnego słuchacza ta część Europy przygotowała prawdziwą muzyczną ucztę.
Autor nie jest muzykologiem, a muzyką ludową zajmuje się amatorsko. Ewentualne merytoryczne uwagi do tekstu proszę kierować do redakcji lub bezpośrednio do autora na adres wojciech.kostowski@gmail.com [śródtytuły od redakcji]
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 39
o szantach i piosenkach Ĺźeglarskich wiemy sporo
PIEŚNI MORZA
FLAUTA, CZASEM BURZA Co tam u śpiewających żeglarzy Tekst: Kamil Piotrowski Zdjęcia: Basia Wójcik Polska, tzw. „scena szantowa”, bardziej żeglarska dziś, niż tradycyjnie morska, przeżywa od kilku lat pewną stagnację. Płyt jak na lekarstwo, nowych zespołów jeszcze mniej, a i same konkursy też się zwijają. Na festiwalach, których też ubyło, ciszej o premierach, o zagranicznych gwiazdach nie wspominając. Od czasu do czasu co prawda flautę silniejszy wiatr przegoni, perełka się trafi ale sporadyczne to i znać, że „trynd” raczej opadający, a czasy świetności przełomu wieków na razie chyba scenie nie grożą. Dlatego zebrałem poniżej parę perełek, ku pokrzepieniu serc, bo jaki początek roku...
Styczeń W tym roku znów palmę pierszeństwa w organizacji inauguracyjnej imprezy na scenie pieśni żeglarskich i szant przejął Wrocław, koncertem „Szantymeni dla WOŚP”. Liczby zespołów mógł pozazdrościć niejeden mniejszy festiwal. „Szantowa” inauguracja roku była bardzo udana, muzycznie i „zbiórkowo”, a stolica Dolnego Śląska znów pokazała swoją siłę: Znienacka Project, Orkiestrę Samanta, Za Horyzontem, W Stronę Portu (wystąpiła też Szkocka Trupa z Bytomia). Koniec stycznia to od kilku lat też Przegląd konkursowy „Shanties”, który z roku na rok ma jednak coraz mniejszą obsadę i mam wrażenie, że niektóre zespoły trafiają tam chyba
Znienacka Project
Jan i Klan
z przypadku. Od dawna widać kryzys jeśli chodzi o konkursy piosenki żeglarskiej, tyle, że teraz problem dopadł też i ten w Krakowie. Z prestiżowego, kreującego scenę żeglarską wydarzenia, stał się on li tylko przepustką do festiwalu „Shanties”. W tym roku przepustkę otrzymali Voce Segreto, Jan i Klan i Znienacka Project. Dodajmy, że dwa ostatnie zespoły tworzą muzycy, którzy działają na scenie od co najmniej dekady, albo i dłużej (we Wrocławiu – sic!) i powinny moim zdaniem być ozdobą tego festiwalu, a nie przeciskać się do niego „przeglądowymi” drzwiami.
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 41
PIEŚNI MORZA
nim Nagrodę im. Stana Hugilla za wierność szancie klasycznej przyznano zespołowi Brasy. Brawo panowie!
Sąsiedzi
Miesiąc kończył koncert „PPP – Rozgrzewka”, który po raz drugi wypełnił lukę po zimowej edycji tyskiego festiwalu „Port Pieśni Pracy”. Perły i Łotry, gospodarze PPP, zaprosili w tym roku do koncertu bytomskie grupy Happy Crew i Ryczące Dwudziestki. Cieszę się, że pomysł się toczy, bo przyłożyłem do jego uruchomienia swoje 3 grosze, więc mocno kibicuję (no i brakuje tego zimowego PPP jak nie wiem!). Oj działo się w styczniu! Luty W drugim miesiącu roku wszyscy czekają na ten najbardziej znany (nie tylko w Polsce), prestiżowy, legendarny, największy, integrujący środowisko – Festiwal Piosenki Żeglarskiej „Shanties”. Choroba uniemożliwiła mi przyjazd, ale z obserwacji netu i przekazów ludowych wynikało, że edycja 34 odniosła sukces (koncerty wyprzedane), a ubiegłoroczna zmiana lokalizacji służy imprezie. W wielu relacjach powtarzał się jeden zespół – The Pyrates! z Anglii, który tak oczarował jurorów, że wyjechał z Grand Prix. Widownię za to oczarowali The Nierobbers z Polski, zgarniając Nagrodę Publiczności, a za „Debiut Shanties” nagrodzono Jan i Klan. Było kilka premierowych piosenek – m.in. „Gramy” grupy Własny Port, „Złoto” Banana Boat i „Chusta z trzema węzłami” Formacji – ta ostatnia nagrodzona za najlepszy tekst. Ponoć jednym z najciekawszych koncertów tegorocznego „Shanties” był ten dedykowany szantom. Nic dziwnego, bo od lat gromadzi prawie czołówkę zespołów t.zw. „klasycznych” (mniej lub bardziej). Za występ na 42 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
Marzec A w marcu jak w garncu. Najpierw „Szanty we Wrocławiu” czyli drugi co do skali festiwal piosenki żeglarskiej w Polsce (nie plenerowy). Cztery dni koncertów, Stary Klasztor wypełniony po brzegi, a na scenie znani wykonawcy – od tradycyjnie szantowych, po współcześnie piosenkowych – w tym cała, mocna reprezentacja Wrocławia. Były szanty, był koncert dla dzieci, była piosenka żeglarska i 15-lecie Za Horyzontem. Mnie w pamięci zostanie niedzielny koncert ballad solisty Jerzego Porębskiego, duetu Andrzej Korycki i Dominika Żukowska oraz tria Szkocka Trupa. Ależ nastrój się tam wytworzył!
Les Souilles de Fond de Cale
W połowie miesiąca miało miejsce spore wydarzenie (uwaga teraz się chwalę) – premiera płyty zespołu Sąsiedzi pt. „W kieszeni dolar”, a uświetniły ją dwa wyjątkowe koncerty. Pierwszy w krakowskiej Piwnicy Pod Baranami (sic!), i był to drugi przypadek w historii tej instytucji, gdy zabrzmiały tam prawdziwe szanty (pierwszy raz też wykonali je tam Sąsiedzi, w grudniu 2017). Drugi koncert, w Sosnowcu, uświetnił wyjątkowy gość – bretoński zespół Les Souilles de Fond de Cale, a działo się to w ramach „Weekendu Kultury Irlandzkiej”. Kwiecień Od niemal czterech dekad Festiwal Piosenki Żeglarskiej „Kopyść”, najstarszy w Polsce (z powodu stanu wojennego ma na koncie oficjalnie tylko 34 edycje, ale legendy głoszą, że nigdy nie
PIEŚNI MORZA
przerwano jego organizacji i w mrocznych czasach odbywał się też w podziemiu), przyciąga fanów muzyki morza i jezior do Białegostoku. Tu odbywa się jeden z nielicznych już konkursów (i znów Wrocław – Jan i Klan z Grand Prix, Nagrodą Publiczności i Nagrodą Enea, a Znienacka Project 3 miejsce!), tu też, od czasu do czasu przybywają folkowcy z zagranicy i z Polski. W tym roku obwieścił tu powrót do koncertowania, znany wielu folkowcom, The Bumpers. Tu miała też miejsce festiwalowa premiera, wspomnianej płyty Sąsiadów i kolejny z koncertów 30-lecia grupy Mietek Folk. Atmosfera, koncerty, organizacja – jak zawsze na medal. No i ten słynny afterek! Znów się będę chwalił, ale w kwietniu odbył się też kolejny, organizowany przez Fundację Folk24 w ramach cyklu koncertów „przed Nad Kanałem” – koncert Dominiki Żukowskiej i Andrzeja Koryckiego. Kto zna tę dwójkę, wie jak gorąca atmosfera bywa na ich koncertach. Nie inaczej było znów w Gliwicach. Kto nie zna, a lubi piosenkę autorską, nie tylko autorstwa Andrzeja, ale np. rosyjskich bardów, koniecznie musi to nadrobić. Maj Od 34 lat to miesiąc Ogólnopolskich Spotkań z Piosenką Żeglarską „Kubryk” w Łodzi. Festiwal wyjątkowy, najbardziej tradycyjny z tych żeglarskich, szanty dominują tu bowiem zdecydowanie, ale od lat boryka się z problemami finansowymi, na szczęście znów udało się je jakoś „przeskoczyć” i było cudnie. Nic dziwnego, że to najbardziej tradycyjny z polskich festiwali skoro o linię programową dba Jerzy Rogacki, lider Czterech Refów, zespołu legendy, od początku
Cztery Refy i Krzysztof Kuza
Perły i Łotry
istnienia promującego tradycyjny folk morski, w tym przede wszystkim szanty. Ciekawa formuła dnia pierwszego, równoległe koncerty w dwóch tawernach, a na liście obecności Cztery Refy (z gościnnym występem Krzyśka Kuzy – dawnego członka, współautora polskiego tekstu „Pożegnania Liverpoolu”), Perły i Łotry, Flash Creep, North Wind (w składzie NW pojawił się Jacek Apanasewicz – jeden z założycieli grupy, co cieszy niezmiernie, bo jest nadzieja, że zostanie na dłużej), Sąsiedzi, Gumowe Szekle, Andrzej i Dominika. Nagroda Publiczności trafiła do zespołu Perły i Łotry, a jej fizyczny ekwiwalent do Sąsiadów – tradycyjnie spożytkowany na afterku. Idzie lato Przed nami sezon letni, obfitujący zwykle w wiele koncertów i festiwali. Mam nadzieję, że nie będzie gorzej, niż w latach poprzednich, że nie zabraknie na nich młodych wykonawców, premier płytowych lub co najmniej nowych utworów, że pojawią się zagraniczni szantymeni, a na konkursy znów ruszą młodzi adepci szant i piosenek żeglarskich. Rozmarzyłem się?
North Wind
1/2018 (9) Magazyn FOLK24 43
COUNTRY
GORĄCE COUNTROWE LATO Czyli o nowościach, gwiazdach i nadchodzących premierach Tekst: Maciek Świątek | Zdjęcia: Materiały organizatorów Countrowe lato to wiele różnorodnych imprez na świeżym powietrzu oraz doroczne duże festiwale, z których na czoło wybijają się Piknik Country & Folk w Mrągowie i „Czyste Country” w Wolsztynie. Obie co roku gromadzą polską czołówkę wykonawców country, a także dają możliwość posłuchania zagranicznych, przede wszystkim amerykańskich, gwiazd. Jubilaci w Mrągowie Tegoroczne Mrągowo przebiegnie pod znakiem jubileuszy. Czterdzieści lat na scenie spędzili już Lonstar i Tomek Szwed, dwadzieścia pięć lat śpiewa nam Alicja Boncol, tyleż samo lat na scenie spędził Mariusz Kalaga. To filary muzyki country w naszym kraju, budujące to brzmienie od zarania. Nie tylko z Nashville Bez kontaktu z Amerykanami muzyka country nie mogłaby się jednak u nas rozwijać. Każdy występ gwiazdy z Nashville to dla naszych wykonawców 44 Magazyn FOLK24 1/2018 (9)
inspiracja, a i doskonalenie warsztatu. Nad Czosem zaśpiewa w tym roku Darryl Worley, autor wielu przebojów z pierwszych miejsc listy Billboardu, w Wolsztynie Michael Peterson, któremu też billboardowe numery jeden nie są obce. Petersonowi w Wolsztynie będzie towarzyszyła francuska ekipa Mr Jay’s Band. Obaj są przedstawicielami tradycyjnego nurtu w muzyce country. W Wolsztynie usłyszymy też norweskiego barda Arly Karlsena. Na Pikniku w Mrągowie pojawiają się regularnie od kilku lat przedstawiciele bluegrassu. W tym
COUNTRY
roku zagra najlepszy według IBMA instrumentalny zespół roku 2016, Dirty Kitchen. Liderem jest mandolinista i wokalista Frank Solivan, a towarzyszą mu też znakomity bandżysta Mike Mumford, gitarzysta Chris Luquette oraz kontrabasista Jeremy Middleton. Dla fanów bluegrassu w naszym kraju zapowiada się wielkie święto. Całości dopełni występ w Mrągowie Alberta Lee, którego miłośnikom gitary przedstawiać nie trzeba. Nowe pokolenie Natomiast trzeba przedstawiać, a i naprawdę warto, nowe pokolenie wykonawców country, ostatnio jakby ciekawsze i ambitniejsze niż to bywało. W XVIII Plebiscycie Dyliżanse, królującą na tronie wokalistek od początku i niemal bez przerwy, Alicję Boncol zmieniła Karolina Jastrzębska (na zdjęciu poniżej), dziewczyna o wyjątkowym głosie, radząca też sobie bardzo dobrze z gitarą i mandoliną. Na co dzień śpiewa solo z własnym zespołem Caroline & The Lucky Ones, często też w duecie z gitarzystą Piotrem Trelą, a od niedawna trafiła na bluegrassowy grunt, gdzie wspiera Kasię Sienkiewicz w zespole Kathy Simon Band.
Zdj. Paweł Szeląg
Kasia Sienkiewicz, uznana w tym roku za nową wykonawczynię w Dyliżansach, to objawianie na countrowej i nie tylko countrowej scenie. W przeszłości tworzyła wraz z bratem Jackiem Hollow Quartet, później oboje trafili do, obecnego już od kilku lat na scenie PowerGrassu. Rok temu pojawiły się dwa kolejne projekty, wspomniany już Kathy Simon Band, bluegrassowa ekipa, której ojcem chrzestnym był Jacek Wąsowski, oraz rodzinny duet Kwiat Jabłoni, nawiązujący do muzyki tworzonej przez Chrisa Thile i Brada Mehldau, podbijający obecnie publiczność koncertową i internetową głównie piosenkami swojego autorstwa. Śpiewają oboje, Jacek gra na mandolinie, Kasia na fortepianie i gitarze. Kathy Simon Band występował już z powodzeniem na bluegrassowym festiwalu w Voorthuizen w Holandii, a w sierpniu obok PowerGrassu będzie reprezentował nasz kraj na prestiżowej imprezie w LaRoche, we Francji. W PowerGrassie Jacek zastąpił mistrza Janusza Tytmana na mandolinie, a Kasia zmieniła decydującą się na solową karierę Beatę Orbik i tworzy wokalny duet z Krysią Mazur. Będą i płyty Trochę poza głównymi scenami zagra w tym roku nieśmiertelny Babsztyl, ale za to jego lider, Zbyszek Hofman zapowiada podwójny album, na którym obok dawnych przebojów znajdzie się też wiele nowych piosenek. Hofman wraz z Czarkiem Makiewiczem to nadal mocny punkt naszej countrowo-folkowej sceny. Z innych, oczekiwanych płyt, mamy zapowiedź albumu Alicji Boncol, a bardzo ciekawe może okazać się pokłosie, organizowanego przez Fundację Country & Folk, konkursu na piosenkę, które ma znaleźć się na płycie wydanej przez Polskiego Trakera. Lato zapowiada się więc gorąco i ciekawie. 1/2018 (9) Magazyn FOLK24 45
WATS’ON
KTO PRZEJMIE PAŁECZKĘ? Jaka będzie nowa muzyczna epoka? Tekst: Wojciech Ossowski
Pisząc historię polskiego folku, podzieliłem lata powojenne na dekady. Po dominacji muzyki socrealistycznej, w latach 70 narodził się Osjan. Po nim przyszła epoka Kwartetu Jorgi, lata 90 należały do Orkiestry Św. Mikołaja a następna dekada do Kapeli ze Wsi Warszawa. Każdy z tych zespołów zawdzięczał coś poprzednikom. Osjan wziął się z niezgody na propagandową sztukę swojską i odleciał w kierunku artystycznej niepodległości. Jorgi już konsekwentnie kroczyli wytyczoną przez Osjana ścieżką, penetrując odległe nam światy i odkrywając barwne Bałkany i Północ. Instrumentalnie, z wiodącym fletem, gitarą nawiązywali do doświadczeń poprzedników. Jorgi w miarę rozwoju wypadków zbliżali się do rodzimej kultury, ba Maciej Rychły zostanie później wybitnym badaczem zwłaszcza tej wielkopolskiej. Ta tendencja sprawi, że „Wschód”, Karpaty i swojska nuta ulepią Orkiestrę Św. Mikołaja. Ta również doczekała się licznych klonów, artystycznie nawet udanych i wyznaczyła kierunek poszukiwań na całą dekadę. Bez Orkiestry nie byłoby chyba Kapeli. Jako pierwsza przebiła się do świadomości melomanów na całym świecie. Wychodziła ze swojskiego podwórka, ale wzbogaciła swą sztukę o najnowsze trendy. Przyszło nowe millenium i zastanawiam się, ale chyba czas to głośno powiedzieć, że kolejnym rozdziałem w tej historii stała się działalność Janusza Prusinowskiego. Nie byłem wielkim fanem jego początków, naśladownictwa, pietyzmu w ODTWARZANIU, ale i on przeszedł wielką przemianę i dziś jest to nie rekonstruktor, a artysta. Podobnie, jak w przypadku szacownych poprzedników dochował się licznego zastępu akolitów. Festiwal Wszystkie Mazurki Świata, coraz liczniejsze 46 Magazyn FOLK24 1/2017 (9)
potańcówki… Tak, zdecydowanie, pierwsza dekada należy do Prusinowskiego, ale powoli obserwuję, jak oswojona w ten sposób muzyka, przywrócona w charakterze użytkowym, zaakceptowana, czeka na dalszy ciąg i chyba niebawem on nastąpi. Jakieś znaki? Z jednej strony polski folklor rozpływa się w eksperymentach. Artyści zaczynają szukać własnego języka, środków wyrazu, ekspresji. Płyty takie, jak te zgłoszone np. w tym roku do zabawy w „Folkowy Fonogram Roku“ mogą to zjawisko unaocznić. Powoli ruch „mazurkowy” krzepnie, powszednieje i… traci impet (nie, nie chodzi tu o produkcję – o ilość ludzi na potańcach, a o wydarzenia artystyczne). Z drugiej zaś strony, skoro autentyzm, to folk, będąc muzyką miejską zaczyna przypominać sobie o swoich własnych korzeniach, a nie o imporcie ze wsi i zaczynają powstawać formacje miejskie. Orkiestra Sentymentalna, Big Band Młynarskiego, odkrywanie Grzesiuka i liczne reinterpretacje szemranego repertuaru z Hańbą na czele. Nie widzę tu świętej wojny miastowych z wieśniakami, ot raczej naturalną kolej rzeczy. Jedno z drugiego wypływa i czerpie – dokładnie tak, jak w przypadku Jorgów, Orkiestry, Kapeli… Czy mam rację i czy owa retrospektywa okaże się na tyle dominująca, by stworzyć kolejną muzyczną epokę?
Fundacja Folk24 w w w. f ol k 2 4 . org