WYWIAD
NIE UTRACIĆ ETNICZNOŚCI Rozmowa z Karoliną Beimcik, pomysłodawczynią i współzałożycielką zespołu Babooshki, wokalistką, skrzypaczką, badaczką kultury. Rozmawiał: Kamil Piotrowski | Zdjęcia: Sourabh Katoch
Dawno cię nie było. Ledwie wróciłaś z Nowego Jorku i znów Cię wywiało, tym razem do Indii. Opowiedz co się działo?
niektórzy dopytywali o czym śpiewam, inni mówili, że mimo, iż nie rozumieli tekstu, bardzo przeżywali tę muzykę.
Jak już wspomniałeś byłam w Nowym Jorku, gdzie pracowałam uczyłam się, poznawałam nowych ludzi zbierałam doświadczenia.
A co głównie wykonywałaś?
Jak to się w ogóle stało, że trafiłaś do Nowego Jorku? Przez to, że moje inspiracje sięgają też muzyki jazzowej. Chciałam odwiedzić kolebkę jazzu, Nowy Jork, miasto o wielkiej kulturowej różnorodności. Dostałam się na wydział jazzu Aaron Copland School of Music. Uczyłam się tam śpiewu, kompozycji i aranżacji. Dzięki temu, że Nowy Jork daje możliwość uczestniczenia w dużej ilości koncertów każdego dnia, to zawsze twierdzę, że prawdziwą szkołę ukończyłam na ulicach Nowego Jorku i słuchając różnych artystów w klubach czy salach koncertowych. Jak ta wielokulturowość wpływała na twoje studia, działalność, na Ciebie? Nowy Jork jest miastem pełnym energii. Artyści, którzy tam mieszkają inspirują się nawzajem i to dzieje się zarówno podczas studiów, wspólnych jam sessions, jak i po prostu poprzez odwiedzanie koncertów. Fajne w tym wszystkim jest to, że możesz pozostać sobą, wnieść coś swojego do tego muzycznego miasta, współtworzyć z innymi jakąś własną wizję muzyki. Na pewno dzieje się to w wielu innych miejscach, ale Nowy Jork jest pod tym względem szczególny. Ja akurat przez te kilka lat śpiewałam tam głównie po polsku. Jak to?! Tak. Śpiewanie po polsku było tam po prostu bardzo interesujące. Dla nich polski to język egzotyczny, bardzo chętnie przychodzili na koncerty,
6
Magazyn FOLK24 1/2019 (10)
Starałam się otwierać na różne gatunki, ale podczas koncertów w większości wykonywałam tradycyjne utwory naszego wschodniego pogranicza łącząc je z bardziej współczesną harmonią, eksperymentowałam z formą i rytmem. Ogólnie był to czas poszukiwań. Czy można to nazwać właśnie etnojazzem? Myślę, że chyba tak… Czy nasze pojęcie etnojazzu różni się jakoś od podejścia do takiego grania przez Amerykanów? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ musiałabym przemyśleć jak określić etnojazz. Myślę, że szukanie definicji danego gatunku muzycznego jest, szczególnie współcześnie, niezwykle trudne. Na pewno w projektach, które tworzyłam interesowała mnie głębia muzyki tradycyjnej mojego kraju i chciałam ją w jakiś sposób pokazać tam, gdzie mieszkałam, czyli w Nowym Jorku. Bliskie mi jest łączenie elementów muzyki etnicznej i jazzowej, ale nie chciałabym wtłaczać tej pierwszej w jakieś ustalone ramy jazzu. Mam wrażenie, że wtedy ta etniczność, surowość, korzenność gdzieś ucieka. Jazz to jedynie narzędzie, ale nie było moim celem tworzenie w jakimś szczególnym gatunku. Nie chcę za wszelką cenę być wokalistką jazzową albo etnojazzową. W Nowym Jorku przeszłam chyba pewną metamorfozę i doszłam do wniosku, a może raczej głęboko poczułam, że bardzo chciałabym po prostu tworzyć nie starając się myśleć o tym, jaki to będzie styl. Wydaje się to czymś oczywistym, ale zrozumienie tego zabrało mi trochę cza-