M AT E U S Z B R U C K I
ĆWIERĆ WIEKU WEDŁUG ANNY
ĆWIERĆ WIEKU WEDŁUG ANNY WYRAZY I EKFRAZY
Mateusz Brucki
ĆWIERĆ WIEKU WEDŁUG ANNY Stypendium Fundacji OKO-LICE KULTURY przy finansowym wsparciu: - Beaty i Krzysztofa Bruckich, - Zofii i Piotra Koseckich, - Grzegorza Ramusiaka, - Banku Spółdzielczego w Starogardzie Gdańskim, - GRODZISKA OWIDZ w Owidzu, - Piekarni Meler w Pelplinie, - Firmy Usługowo-Handlowej BASARA w Starogardzie Gdańskim.
Redakcja: Beata z Eichów Grabanowa, Mateusz Brucki, Lech J. Zdrojewski Projekt okładki, leyaut i DTP: Lech J. Zdrojewski Druk: Drukarnia BERNARDINUM - Pelplin ISBN 978-83-65365-83-5 Wydawca: Fundacja OKO-LICE KULTURY Zblewo, ul. Modrzewiowa 5, www.oko-lice-kultury.pl wydanie pierwsze - Zblewo, 2016
M A T E U S Z
B R U C K I
ĆWIERĆ WIEKU WEDŁUG ANNY WYRAZY I EKFRAZY
ZBLEWO – STAROGARD GDAŃSKI, 2016
Śmierć pikadora
Goya (1793)
„zbyt tępe macie noże ja wam je zaostrzę
żebym błagał o życie grzecznie mnie poproście” Mieczysław Machnicki
to prawda wielki sądzie była tylko wrzawa natarczywa i gęsta jak kolor wątroby która uszła wraz z życiem z tego chłopaczyny niechaj mu wszystka ziemia będzie teraz lekką a trawa najbogatsza lśni nad jego kością – ja naprawdę nie umiałbym szukać poklasku w ratowaniu swojego mięsistego bytu 04
zrobiłem wielki sądzie to co należało zrobić w zgodzie z zasadą nade wszystko żyj a żyj po to by kochać by gatunek trwał tę prawdę mi wpoiła moja piękna mać kiedy jeszcze nie było mi dane skosztować czym różni się beztroska od cholernej biedy nie będę wielki sądzie prosił cię o łaskę – skoro moje istnienie masz już określone – lecz o źdźbło które będzie zdrowe dla dwu stron bo wiesz prawdziwy cyrk się zaczął kiedy oczywisty finał waszej uciechy został naruszony i wkoło się zebrały nieodzowne klauny każdy z nich był przebrany na miarę epoki bez początku i końca tak by tłum zawierzył w ograny tryumf chwili – durne lex sed lex – jak w nową gałąź sztuki w cynobrach z mej krwi a wszystko bez pytania gdzie w tym oczyszczenie jakiś morał cokolwiek co by pozwoliło na moment unieść głowę zbliżyć się do duszy i zgubić suchą ścieżkę do domu bez twarzy to prawda wielki sądzie zabiłem człowieka bo mogłem podnieść kamień i zachować – umiar 05
„Wyście mi dali wszystko, co może dać człowiek”
Tadeusz Nowak
08
Landszaft Szymonowi – Bratu
idziemy lasem pomiędzy domem a symbolem iglaste cienie drzew sugerują patrzenie w lewo to stamtąd zawyje ciemność i puste brzuchy wilków gdy z żylastych gałęzi zmierzchliwie spełznie rdza pod żadnym pozorem nie można dać się złapać cóż z tego że wiosna walczy z szalikiem o miejsce na naszym karku kiedy żelazny język mgły wciąż jeszcze kąsa w nagie dłonie nie byliśmy gotowi na takową biedę bez liścia nad głową słuchamy jak niebo potyka się o dachy czasem jesteśmy skłonni wierzyć że ciepły komin woła w naszą stronę daleko po prawej może i się coś świeci lecz o ile mamy kieszenie to zaledwie wypchane przedwczorajszym deszczem po prostu nie stać nas kamyki wróżące drogę powrotną
09
Poeta bez serca tonie w akwareli Józefowi Olszynce pomódl się za wierzycę wspomożenie trawy i rosnącą nadzieję na odbicie faunów jakbyś chciał ją zatrzymać jak cię uczył mróz to czcigodne o ile chcesz dotrzeć do amen które z nagła jak brzegi kiedy śnieg w połogu chce do wody z przegubów na cudne wykręty by zwieńczyły je drzewa bujnym dzwonem cienia lecz bądź czujny 10
gdy zacznie upływać oddechu jak w pacierzu otwartym przez wieczne eleison bo woda służy życiem tak samo jak dnem którego domagają się omszałe drwa bądź czujny wzorem ptaków w rzetelnych zegarach które chodzą jak malwy w pszczelej gorliwości by świat mógł się pozdrawiać złotymi dzbanami i powtarzaj jak zdrowaś ich zębaty śmiech inaczej nie przeskoczysz rozlanych niebiosów które stoją jak wryte lasy w ich pokłady zbyt płynne do nazwania na skraju scenerii a zbyt skromne by szumieć na udany zrąb to są wartkie drobiazgi które przejdą bokiem lub na stronę za rogi wziętą z katechizmu bez uszczerbku na skroniach białych od pajęczyn kiedy nowe owady zerwą je jak wiatr ale ty musisz zostać z tarczą od powietrza głodów ognia i wojen nie do położenia bez tarczy malowanej w tak szlachetne knieje że od ręki wymiata groźne gwiazdy rdzy bo wiesz wróżę tobie jak człowiek że będziesz dziś w raju na tej ziemi brodatej od źdźbeł po opłotki jeżeli się przeżegnasz znakiem prosto z wody i nie będziesz miał bogów nad tych co już są 11
Maja ubrana
Goya (1800-03)
Magdalenie Gołębiewskiej
12
Ty jesteś moja Pani Bóg Czuła jak rana w lewym boku Stworzone z kilku jasnych smug Małe sumienie wszelkich pokus Prawdziwa Dama z talii kart Co to nad sobą nie ma Króla Odkąd ubranie Jej to żart Który pasuje tu jak ulał Jedyna księżna i mój Wstyd Że kiedyś mogłem Ją rozebrać I kryć Jej bielą setki płyt I nie czuć tego pulsu w żebrach Ty jesteś moja Pani Bóg Portretem więc się modlę za nas Ja Goya Sługa Twój i Wróg Dozgonnie wdzięczny żeś Ubrana
13
PijÄ…ca absynt
Picasso (1901)
Marcie Laaser
14
W czarnych sukniach, w kawiarniach z pasteli, przesiadują dziewczyny jak rozpacz. Każda resztką absyntu chce skleić świat, co znowu, cholera, się rozpadł. Obejmują samotne ramiona. Spoglądają przed siebie raz po raz. Każda czeka, aż będzie skończona jak szkło, z którym się trzeba uporać. Świat ich oczu się kończy na stole, chociaż każda spogląda inaczej. Każda czeka na swoją kolej aż kawiarnia z pasteli zapłacze.
15
Trójkąt Bermudzki „żyjemy na archipelagach”
Zbigniew Herbert
między pełną popielniczką a kolejnym pustym szkłem łzy jak wyspy po policzkach płyną gdzieś do góry dnem nasz odległy archipelag obiecywał lekkość chmur a nie wspomniał że ideał gryzie jak lądowy szczur
pomyślałem znajdę falę która zdoła nas ocalić ale między naszą dwójką jest bermudzki trójkąt
między pełnym oceanem a wrażeniem że to ląd znowu palce wkładam w rany bo nie wierzę w taki sąd róża wiatrów resztką magii jeszcze słodzi naszą krew żeby dwa archipelagi rozdziobało stado mew
pomyślałem znajdę falę która zdoła nas ocalić ale między naszą dwójką jest bermudzki trójkąt 16
między żaglem pełnym nieba a szalupą pełną dziur złote wiosła ktoś pogrzebał i postawił twardy mur to co miało stać się mitem o spokoju pośród plaż mieszka we mnie jak rozbitek i codziennie pluje w twarz
nie znajdziemy zatem fali która zdoła nas ocalić póki między naszą dwójką jest bermudzki trójkąt
17
Łóżko
18
Toulouse-Lautrec (1892)
a teraz zbudźmy się na oślep wypuśćmy słońce spod pościeli i patrzmy jakie jest zazdrosne że nie ma z kim tak nocy dzielić i obiecajmy dniom zaspanym że to się więcej nie powtórzy na wszystkie nasze dalsze plany których nam tyle czas nawróżył a potem złammy obietnicę i znów zatajmy słońce w pościel by wyły na mnie półksiężyce które znów podasz mi na oścież
19
20
Brzydki erotyk
„gdy podnosisz nogę długa perspektywa nieskończonej łydki uda milowego ile metrów warg mieć trzeba by całować”
Rafał Wojaczek
brzydki erotyk chodzi poza ciałem na palcach piersi liczy cudzołożyć do dwóch pośladków twoich małych planet brzydki erotyk idzie bez obroży brzydki erotyk chodzi jak po schodach z parteru pępka w piętra obojczyków i skacze w przepaść nadobnego biodra brzydki erotyk idzie na dno krzyku brzydki erotyk chodzi w obie strofy lubi powtarzać im że je pamięta i recytuje twój oddany profil brzydki erotyk idzie wszystkim w pięty brzydki erotyk chodzi jak w zegarku ale wybija wszystkie twoje kłódki i wtedy chwyta się za głowę kartki brzydki erotyk idzie w papier – krótki
21
Portret Arnolfinich
van Eyck (1434)
Dariuszowi Dziurzyńskiemu
Cytowane fragmenty pochodzą z wiersza pt.: Portret Arnolfinich Dariusza Dziurzyńskiego. 22
Zaraz będzie sześć wieków jak nie wdowiejecie. Będzie wnet tyleż samo jak nie macie syna. Jesteście tacy żywi, tak wytrwale właśni, bo to wam się opłaca jak prawo do siebie. Ty, panie, już wystygłeś w mojej schludnej czerni pod ręką wyciągniętą z mojego spojrzenia. Ty, pani, jeszcze chciałabyś coś doskonalić. Zamienić moją suknię na świetne draperie. Powinno być inaczej. Wiemy o tym dobrze. Powinna być niewierność jak wytarty gulden i powinien być chrobot na całą komnatę, i długie jak psi ogon zaglądanie w oczy. Niestety, moi drodzy, nie doceniliście, że dałem wam sześć wieków na ten jeden ruch. Ty, pani, przez te lata zachowałaś urok, a jednak wciąż daleko ci do pełni szczęścia. Ty, panie, zapłaciłeś za wygodne piękno, a jednak tylko moje imię coś zyskało. Z perspektywy sztalugi z widokiem na całość zastanawiam się nad tym co nam darowane. Stoicie odwróceni, państwo Arnolfini, od wszelakich złych przygód, więc bądź wola moja. Nie mogliście przewidzieć, że to się odbije na waszym suchym życiu, wypłowiałym z krwi i kości, jak w zwierciadle. A ono gruchocze. Ono jest i nie pęka. Dobrze wie, co mówię, gdy mówię jak do dziecka: powiedz, proszę, przecie, że Jan van Eyck jest tutaj. Jest tu i oddycha.
23
Antykolęda
„Stoi mi w oczach gwiazda twojej krwi”
24
Rafał Wojaczek
gdybyś mi panno syna poroniła w głuchej stajence kosmicznego brzucha lulajże lulaj jak lulała przy nas daleka miłość której nikt nie słuchał mizerna cicha biegnij do szpitala z plamą nowiny na koszuli w kratę że nie ma cudów gdy się gwiazda spala we śnie co lulał nie kruszej niż patyk i niech się stanie według słowa twego gdy przyjdą króle w kitlach by ze świeczką zamiast perełki dać ci krwinkę śniegu: w płaczu utulaj moje dzieciąteczko
25
Chore dziecko
zdrowaś od własnej krwi przelanej w łożu ostatnią gwiazdą toczę się po niebie w mróz co na chudym zawiśnie rozdrożu gdzie łka bezrękie i beznogie źrebię rodzisz jak rodzić mnie nie nauczono we mnie psy leśne ujadają czasem aż zgrzyta śniegu obolałe łono pokryte śladem i wyciętym lasem jesteś jak mi się nie potrafi bywać tylko mnie do snu tej nocy nie kołysz zdrowaś jedynie kiedy wieczność chciwa widzi jak leżę spokojne i gołe 26
Munch (1885-86)
Bajka
El Greco (1570-75)
Cioci Basi – „Bajce” dziękując za Malarstwo W tym dziecku żyją starcy – soliłby Grochowiak. Na małpę się połaszą łańcuchy Szymborskiej. Szaradą – kto skosztuje właściwego słowa, kiedy zęby idioty szczerzą się na oślep. To dziecko chce wyjaśnić przygodnym słuchaczom, że barok to coś więcej niż ciemne vanitas, i waha się jak iskra – od czego ma zacząć, by ogrzać małpi rozum, jakby do snu czytał. Ale świeca przeszkadza. W czerni sadzi kasztan, który nigdy nie zrzuci cienia swych morałów, skoro nawet po chłopcu – pyk – ironia zgasła, a kosteczki – grzechoczą, owinięte w całun. 27
UkrzyĹźowany
28
Dali (1951)
Konradowi Glejtowi
Wiem, że ani przez moment nie byłem tak żywy jak dziś, kiedy wybrzmiały przedostatnie Słowa. Twoje Ojcze w Twe ręce… będzie budzić podziw i stawiać Mi pytania całe tysiąclecia: Jak złamać splendor gwoździa, spłoszyć cierń i zebrać do końca nie nazwaną a prawdziwą krew? Wiem, że dużo rozumiał ten Hiszpan Salwador, co sam niejednokrotnie chciał określić czas. On pierwszy pojął na czym ma polegać dzieło, po czym uchrystusował Tobą ciężkie belki: Zbudował Tobie ołtarz z twardych wód jeziora i odbił go w tym znaku na znak przychylności dla dwu zrośniętych siecią rybaków bez brzegu. Bo wiesz. Całość jest kwestią chwili, jak zepchnięcie łódki, gdy fale przyrzekają Ci obfity łów. Dziękuję, że zdołałeś pokrzyżować plany tym, którzy złorzeczyli Ci gwoździem i cierniem. Wiem, że teraz nikomu nie zabraknie ryb. 29
Kolęda obok Grochowiaka
30
„Nie pytaj. Idź i wejrzyj w śnieg”
St. G.
Wiem, że mnie nosisz w sobie, jak w kieszeni ostatnie grosze, przez grudniowe Leszno i pytasz ludzi, co jeszcze się zmieni, bo trudno wierzyć w taką noc bezgrzeszną. Wiem, że o chodnik opierasz się kijem, który się strugał cały rok na drogę, i pytasz zwierząt czy wiosny dożyjesz. One odchodzą z jakimś panem bogiem. Wiem, że cię gwiazda żadna nie prowadzi. Między domami błąkasz się jak Józef i pytasz siebie samego, co dalej, skoro ostatnie światło legło w gruzach. Ja ci odpowiem: Nikt ci dziś nie uległ, boś papierowej koroneczki nie zdjął. Za żadne skarby nie zostaniesz królem, jak ja nie będę nigdy twą poezją. 31
Niewidoma dziewczyna
Millais (1854-56)
„A we mnie biało, biało, cicho, jednostajnie – bo noszę w sobie wszystkich barw skupioną tajnię. – O jakże się w białości mojej bieli męczę – chcę barwą być – a któż mnie rozbije na tęczę?” Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
32
jutro porzucisz co przyrzekam swój pusty w środku instrumencik i bliskie zdradzisz z tym z daleka jak mnie obcego każdej tęczy wycedzisz sobie z walnej łąki szerokie ścieżki w każdą stronę by malowane ptasie pąki w świat się zerwały wielogronem i pójdziesz z nimi na kościoły gdzie chleb gorący wino toczy by w boga zmieniać każdy połysk gdy dzwon słonecznie bije w oczy lecz teraz ma się burzyć chwila i ze mną płakać w twych objęciach nim broszką lżejszą od motyla przypnę ten obraz do wyschnięcia
33
Erotyk na weekend
„o czym bym wczoraj śnić się nie ośmielił”
zimny wieczór pękł na dwoje więc splatamy z niego wiosnę ciepłą w sobie po rękojeść gdy nad świeżym chlebem ostrze - w twojej dłoni wczoraj tak osobno śniący o muzyce cudzych powiek dziś wierzymy w dom i słońce nocą dane nam na zdrowie - z mojej skroni chcemy i nie chcemy wiedzieć jaki dzień przyniesie jutro gdy w spowiedzi odpowiedzi usta milczą ufne ustom - jak w pogoni
34
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Kochankowie
Magritte (1928)
„But you stand there so nice, in your blizzard of ice, oh please let me come into the storm.”
Leonard Cohen
Ciągle nieoswojona bieli. Oto banał kolejny raz cię prosić: Przyczyń się za nami, gdy byłaś w tylu wierszach, mądrych i przegranych, bez reszty z jednym skutkiem? Ciągle biała? Biała. A można bez poezji, w zwykłym garniturze i uczciwie skrojonej sukni. Po bankiecie? Po latach (Bóg wie ilu)? W efekcie rozmowy? Po pierwszej – znowu banał – kolacji we dwoje? Musi być elegancko, kameralnie, czule, ale nie zapalczywie, w przejściowym hotelu, gdzie jedna noc jest nocą, która ma godzinę. Musi być bez poklasku, w pierwszej, obopólnie oswojonej na wieki kawalerce z nieba, gdzie żaden surrealizm nie buja w obłokach. Bo wiesz? Heleno (Kleopatro, może Małgorzato albo nowa Giocondo, nieśmiertelna Julio)? Wtedy można całować rzeczy po imieniu, gdy słowo jest gotowe, by pokazać twarz. 35
Maja naga
„jestem uwiedziony na zawsze i bez wybaczenia�
36
Goya (1800-03)
Zbigniew Herbert
znów muszę ci wybaczyć że mi się nie śniłaś pani piękna jak nagość na żądanie Goi w cieple oczu i tkanin otwartych na miłość na którą żaden Pan Bóg i bóg nie pozwoli lecz czy ty mi wybaczysz że się tobie nie śnię od tylu lat zajętej zdobieniem pokoju że nie wiem jak wnależeć mam się w jego przestrzeń i ukryć cię i odkryć szepcząc: jestem Goy’ą
37
Pocałunek 38
Klimt (1907-08)
jestem z tobą na dobre niby ogród za domem który traci z miłości po całości swój liść pani sypka jak iskry co choć ledwo zapłoną w mojej skórze a czuję że całuję jak klimt jesteś wieczna październik co doprasza się słońca żeby choć jeszcze jutro był w nas taki sam blask ja już widzę jak nasze usta łączą się w pnącza w których twoje półnagie ramię wziął wieczny brzask ale to jest malarstwo kwadratowe jałowe gdzie łodyżka dla oka przeistacza się w zgrzyt gdy tak samo złotawi od stu lat kochankowie nie możemy się zmienić we mnie w ciebie czy w
39
Azulejos
(Opowieść portugalska)
Twoja historia murów jest bezbrzeżnie wdzięczna, kiedy się ją odmierza naparstkami powiek i widzi w każdej kropli kawałek dla siebie. Mówisz ją po niebiesku, jak czcigodne wersy spisane dawno temu przez niepewnych sprawców, bo wiesz, że dam się wludnić w dzieje jej postaci. Zaczynasz od owoców rwanych przez dojrzałe kobiety, które wiedzą ile przyjdzie grozy, jeżeli się podzielą tym zbiorem, jak chlebem z którymkolwiek z Adamów, schylonych po cień. Tak otwierasz przede mną błękitne szczegóły opowieści bez klamek cedzonych przez dłonie, bym czerpał z ich dobroci świeże przykazania, jak czerpie się chłód wody dla lipcowych warg. Mówisz z żywej przeszłości, w której brodzę wesół, bo widzę, że łódeczki do zgonu zegarów będą zadzierać nosa za bursztynem słońca, co zejdzie, wnet po skórze, od obrotów ziemi. Wtedy chwytasz się wszystkich spiętrzonych ogrodów, że gotów jestem kochać się z tobą bez winy, choć wiemy, że wraz z nami kwitnie tu Helena. 40
Dziękować jej winniśmy za tę wielką korzyść i mówić w dwu językach: dźwięcznym i widocznym, jak malcy, co o świcie rosną po przygodzie, że wbrew ostoi prozy udał nam się wiersz daleki nieprzekupnej rzetelności map. Bo wiesz – Jestem zdrów, że historia murów jest bezpieczna dopóki mówisz do mnie, nawet w pojedynkę: Adeus, wdzięczny chłopcze! Oby jeszcze kiedyś.
41
Bez czucia
Pamięci Józefa Bruckiego, Cieśli z Borów Tucholskich
42
Józefie który się nie podniosłeś choć tak bardzo prosiłem u mnie dobiega lipiec ale żaden las jeszcze się nie otworzył jakby wszystkie znane mi ścieżki rozbiły się w ziarnach burzy przepraszam że nie nauczyłeś mnie wierzyć w zimne ciała sosen które nigdy nie umierają osobno jak każde jedno uderzenie czasu ale w mieście wmówili mi że końca nie ma to znaczy nie ma nikogo kto już patrzył mu w oczy a więc nie ma nikogo kto mógłby go zabić u mnie nadal dobiega lipiec ale wszystko próbuje odwlec jak trudne pytania dziękuję że ci mogłem nie ufać gdy mówiłeś że kropla na szczycie gwoździa nim zamieni się w bursztyn będzie miała twój zapach
43
Oswajanie Kochanemu Tacie
„Nie będą piąć się do swych marzeń dzieci…”
Jan Sabiniarz
idę po swoje drzewa lecz zachodzę w biedę która nagle zabrała mnie pod włos gałęzi podzielonych na cztery oddechy po chłopcu pierwszy płytki jak zachwyt kogoś dorosłego gdy wracałem z gąszczenisk ciężki od zwycięstwa jak z wyprawy po złote bo jadalne runo drugi nie miał przekroczyć (jak przyrzekał tatuś) moich kolan lecz zowąd uchwycił się szyi jak tej brzytwy gdy woda tonęła mi w ustach choć wędki były jak na wyciągnięcie ryby trzeci skromnie dorastał zakusom do pięt że być może w tej ziemi posieję helenę której jeśli gdykolwiek to tu powiem kocham 44
ostatni wstrzymał igły i do dziś nie puszcza choćby oczka do wiersza którego nie umiem wytropić i oswoić jakby się obawiał poety który dotąd żył w norach na wiatr jak na słowa rzucane ciepło w domy saren ten wiatr ni stąd się wymknął jak przekleństwo z ojca i okrążył te sarny brzytwy i wyprawy jak wadera ze stadem i przegryzł mój cel teraz szukam go w polu pełnym porażenia i nic więcej prócz piły nie mieści się w głosie nad gałęzią co jeszcze śni jak tu ocaleć jako chłopiec nie byłem gotowy na biedę więc idę z niej wyrywać pokalane serce i rzeźbię w łysym globie ostrzem lewej pachy kapliczkę pod wezwaniem oswajania marzeń by między mną a drewnem był nie włos a sznur
Wiersz jest refleksją nad „lasem” zastanym po przejściu trąby powietrznej przez Bory Tucholskie 14 VII 2012r.
45
Ćwierć wieku według Anny
ukochanej Babci
wzywasz Anno na świadków owady w bursztynach że jest pamięć pamiętam ze wszystkich miejsc przez które zamykałem oczy by zachować pierwotne wrażenie jak łzę wielce umiłowałem sarni gest w ogrodzie domorosłym jak sosna jezioro na plaży i drobiazgi usłane wzdłuż zbóż którym być w kolebce bożej męki aż wyhuśta chleb 46
moja pamięć twój spokój Anno od stolarza twój mąż mi zdradził ile potrzebuje jedna łza żywicy by na zawsze wygadywać baśnie z jednej chwili paproci węgla jakiejś prawdy więc potrafię jak ona obok pierwotnego dać wysokie zarzewie pod pochwalny wiersz otwarty jak następna księga bez rodzaju mam na imię Mateusz i tu jest mój krzyż na mapie w której skrywam legendarne skarby i zacieram poszlaki by przydrożny chrystus nie wyśnił ich za dużo gdy nas zajmie czas moja wiara twój obrzęd Anno jak kapliczka dla ptaków przed którymi moje białe ręce są złożone jak zdanie: Tu wszystko jest po to bym tu wracał jak twoje nieśmiertelne echo 47
Zimowa fala
48
Yerka (2005)
mój stary Łążku nie mruż oczu i skończ się łudzić że wytropisz słońce co kwitło tu przed nocą jak pierwszy dobry maszynopis
Autorowi Obrazu
musisz być czujny w samym sobie nim drzew szkielety ciemnoskóre znowu obrosną w bluszcz od obelg że znowu wahasz się nad piórem jeśli już piszesz pisz na zabój przy małym świetle na poddaszu z którego widać coraz słabiej obłędnie biały wiersz od lasu wtedy ocalisz każdy szczegół i nazwiesz mnie najmłodszym Breughlem odległym jak wszechstronny biegun co o mnie otarł się jak o mgłę
49
Guernica
50
Picasso (1937)
Karolowi Sielskiemu
?
zbombardowały nas zwierzęta przebił na wskroś bydlęcy róg powietrze depcze nam po piętach i nagle gaśnie jaśnie bóg
?
gazetom ciężko przełknąć ślinę niebieski zegar tyka wspak nikt nie wie ile razy zginie jeszcze ostatni ludzki znak
?
zatem nie dla nas ból z okruchów sukien i kości w szarej krwi
?
dla nas jest przepaść po wybuchu gdzie śmiech z wysoka drwi że drwi
!
51
Pojednanie
Grottger (1864)
najdłuższą rzeką świata krew najbardziej pustym polem bitwa gdzie kwitnie pośród ludzkich plew zaschnięta w gardle lat modlitwa gdzie skrzydła z nieba wierzą w żer z ochłapu na kropelce śniegu gdzie wiatr sosnową rzeźbi śmierć by trumny nikt z nas doznać nie mógł bez imion duchów i bez dróg leżymy twardo pojednani jak nas nauczył polski bóg i małomówny bóg rosjanin 52
Pieta polska Jerzemu Fryckowskiemu
nie oddzielą nas syneczku bośmy z jednej gliny która dawno już wyrosła nad sękate czyny nie wytropią twego bólu pod kamienną skórą skoro w sobie potrafimy nosić go oburącz skoro ziemia w polsce z chleba jest zaiste naszą nie podejdą żeby dotknąć ran mojego płaczu nie przyniosą z wysokości nam cholernej biedy która w czarny proch obróci nasze serce z kredy nie powiedzą gdzie dosięgną granice litości skoro imię twoje synku rozpięli na oścież skoro myślą niech nie myślą że za tobą zginę póki z twojej potylicy jeszcze polska płynie 53
Myśliwi na śniegu
Bruegel st. (1565)
Piosenka wg Jacka Kaczmarskiego 54
Stoję w polu, choć trzeszczy (w zimnej głowie ognisko). Mróz się czepia szczegółów i coś gada do szyb, gdy dygocą w dolinie, w której mieści się wszystko oprócz tego, co stawia swoje ślady jak psy. Karmię je kieszeniami skostniałymi po lesie, który splata żałobne wstęgi z krańca swych drzew, jakby chciał przepowiedzieć dokąd jeszcze poniesie mnie, nim zdołam zrozumieć, że poluję na blef.
Bo zwierzyna jest blisko i nie boli jej broń, którą wnet mam na oku bezszelestnym jak rzeka skuta lodem. Jedynie wiatr uprawia sześć wron poza tymi, co czernią się przed lodem z człowieka.
To, co widzę, jest śliskie i nie ima się oka: przepaść jest pewna siebie, ale tęskni do gór, a kościoły, co błyszczą Panem Bogiem na pokaz wielkie nieba wieżami obdzierają ze skór. Każdy dmucha na zimne ręce pełne zabawy, choć nie trzyma się zasad, zawierzywszy w moc szkła. Tylko śnieg pod butami zgrzyta zębem obawy, że w swych czystych zamiarach nie pasuje do tła.
Bo zwierzyna jest po to, żeby najadł się ból, zanim znów zaspę miasta rzucę, żeby polować i powrócić, jak zawsze, z całym zanadrzem kul, i powtarzać jak refren swą zmarzlinę od nowa. 55
Wigilia na Syberii
56
Malczewski (1892)
Magdalenie Jagiełłowicz
Tyle ciszy usiadło do jednego stołu, że wypada coś mówić, ale w ustach – ołów i ołów na powiekach, aż ciężko zapłakać, że najdłuższa z historii wybrała – Polaka. W takiej ciszy będziemy wyciągali wnioski z dna czystego talerza, który całkiem ostygł z tego zimna i biedy z daleka od kraju, że wypada coś mówić, aby usta – zająć. Mamy chleb, trochę cukru i obraz ojczyzny przemycony w kieszeniach w te czasy nieżyzne. Ździebko siana złożone pod obrusem z koszul znów pozwala uwierzyć, że zimno to – oszust. Ździebko światła wzniecone sprawia, żeśmy bielsi niż Syberia. Śpiewamy polskie In Excelsis.
57
Chochoły
Wyspiański (1898-99) Barbarze Kasicy-Kołomyjskiej
Dajcie mi jakiś papier i cztery pastele, a opowiem wam bajkę o najsłodszym kraju, który leży odłogiem nad rzeką na wu. Znalazłem go na strychu, gdy już padł, w powietrzu widocznym gołym okiem między kasztanami, przed zgoła całym wiekiem, a Módl się za nami tuż za mgłą – jedną, drugą, rzucało się w przeszłość. 58
Widziałem go codziennie w przemarzniętym parku bez zieleni, bez ducha, bez przyczyn do marzeń, że właśnie w tej scenerii będzie mu do twarzy, gdy stanie u kałuży głębokiej jak sarkazm; kałuży w kształcie Polski od morza do morza, kałuży, której nigdy nie był obcy Stańczyk, ksiądz Skarga i Mickiewicz, i Chopin, co tańczył, gdy mu zagrał Matejko z Wernyhorą w oczach. Przychodził tu pod wieczór, jakby jeszcze liczył na rozmowę, na słowo, jakiś prosty odruch człowieka dla człowieka, który będzie szczodry i odejść nie pozwoli w taką ciemność z niczym. Biorę Wawel na świadka tej wilgotnej nocy tuż zza mgły – trzeciej, czwartej (patronki witraży), że może rzeczywiście wyglądać jak błazen, ale prędzej czy później przyjdzie tu z owocem. Bo wiecie jak jest? Za chwilę wzejdzie wiosna, będzie u nas dniało. Znikną lalki chochołów, odfrunie kałuża i z trudu wstanie dawno nie widziana róża; Ojczyzna. Koniec bajki. Pastele to całość. 59
Ostatni papieros skazańca
Witkacy (1924)
„Wyobraź sobie, że nie palę.”
Przestańcie dywagować, pseudoliteraci, począwszy od Adama, skończywszy na Bogu, że wiecie czym jest dzieło. Aliści – założyłem ten przepastny płaszcz, by jeszcze raz zatonąć w tak zwanym przeczuciu; zupełnie jak przed laty w nieodległej Rosji. Jest rok dwudziesty czwarty, centrum listopada, a Reymont, chłop jak Giewont, pije za nagrodę. Reszta zmierza do siebie w rzekomym porządku: Krupówki Krupówkami, potem w górę miasta, gdzie halny szczerbi zęby o szczyty kominów. Wyżej są tylko wasze Tatry, zakopane na pokaz ułożoną stertą słabych wierszy, to znaczy zlepków zdrowo odartych z wrażenia, że gdyby nie powstały, byłoby im lżej. Bo wiecie jak jest – Wystrychną nas na dudków wszelkie medytacje, o pisaniu, od kiedy gęste rozluźnienie ugrzęzło w żywej treści, mocnej jak zapałka w układzie z papierosem, który zrobi dym. 60
Witkacy
A będzie go – uwierzcie – tyle, co ciemności rosnącej bez umiaru jak góry w dolinach, by przebić brzuch powietrza jednogłośnym pyk. Wtedy się obudzicie z gruszkami w popiele bez nadziei na odwrót ze strony gdybania o wierszu doskonałym, na stronę dowodu, że spotkam w was godnego siebie przeciwnika. Muszę utemperować wasz sękaty zapał i wskazać punkt w szeregu z podziałem na role zwyczajnych geografów i Kolumbów dzieła. A wesprze mnie w działaniu rok dwudziesty czwarty – co, błysnąwszy na wschodzie kroplą pięknej krwi, poniesie ciemną gwiazdę czujnego Herberta. Kiedy to zrozumiecie, będzie już po wrześniu i nikt mnie nie pocieszy, choć piętnastolatek z papierosem za uchem wielkim jak ojczyzna odprawi szybki pogrzeb w pękniętym podwórzu i powie: to jest koniec. Weźcie swe morały, zapomnijcie o werblach i gapcie się w piach czy czasem nie wyrośnie z niego jakie źródło. Zrozumieli? Dziękuję. Teraz wznieście żuchwy i niech mi ktoś przyniesie świeżą popielniczkę, bo ta już przypomina najwyżej ten kraj. 61
Poeta bez serca chce mieć drugie imię Kochanej Mamie
„już między żywych mnie nie liczcie bez serca nikt nie może trwać”
Przemysław Dakowicz
kiedyś urodzisz mnie od nowa żeby lekarz nie mówił że przestanę żyć kalendarze będą ostrzyły kartki na twych palcach ale nadasz mi imię z ziemi gdzie wytarty rejwach zmienia się w czyste kwiaty wezwane pod owoc zbudujesz we mnie lampę i postawisz zegar żebym w niebezpieczeństwie wiedział gdzie coś lśni i żebym zawsze słyszał pracę swojej tarczy będę uciekał tylko w siebie jak (pamiętasz rok temu) przez okno w noc dzielącą lato na połowy z ucieczek będę ciosał gładkie poczynania na których nie poślizgnie się już stopa wiersza kiedy ją podstawimy pod nasz współupadek 62
bo wiesz poeta to człowiek z charakterem pisma które jest jak klin między językiem z dwojga a językiem złego to są moje manewry żeby czas nas nie tknął a jak mi nie wierzysz możemy się założyć o coś co uderza załóżmy że to będzie punktualne serce
63
Serdecznie dziękuję wszystkim osobom, bez których nie byłoby tej książki. Nade wszystko dziękuję ukochanym Rodzicom i najbliższym z Rodziny. Dziękuję Przyjaciołom – za wspólnie spędzany czas, który zaowocował właśnie tą publikacją. Dziękuję Panu Lechowi Zdrojewskiemu – za cierpliwość przy składaniu tomiku. Dziękuję Beacie z Eichów Grabanowej – za wielkie wsparcie. Dziękuję braciom Ireneuszowi i Radosławowi Ciecholewskim – za Teatr Kuźnia Bracka, a także wszystkim osobom, które przez wiele lat współtworzyły ten Teatr (oby tak dalej!). I jeszcze jedno: Panowie Malarze! Przepraszam, że skopiowałem Wasze dzieła, ale było mi to potrzebne. Kłaniam się Wszystkim.
64
Mateusz Brucki
ĆWIERĆ WIEKU WEDŁUG ANNY M AT E U S Z B R U C K I
9 788365 365835
Mateusz Brucki (ur. w 1987r. w Starogardzie Gdańskim) – polonista, poeta, krytyk literacki. Członek Stowarzyszenia Działań Teatralnych. Od lat współtworzy w swoim mieście grupę Teatr Kuźnia Bracka. Dotychczas wydał trzy zbiory poezji: „Wpół do wiersza” (2008r.), „Nie polecam nas bogom” (2010r.) oraz „Wybrane” (2012r.). Ma też na koncie liczne publikacje w almanachach pokonkursowych oraz w prasie literackiej, m.in. w „Akancie”, „Znaj”, „Pegazie Lubuskim”, Własnym Głosem” i w „Toposie”. Jest członkiem Rady Muzeum Ziemi Kociewskiej. Cokolwiek ma na myśli – twierdzi, że posiada serce Borów Tucholskich.