Roman Landowski | NA ZIEMI ŁAGODNEJ - PILOT

Page 1

NA Roman Landowski ZIEMI ŁAGODNEJ Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu 001 139 gawęd i opowieści Edward Jakiel - WSTĘP



Roman Landowski

NA ZIEMI ŁAGODNEJ Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu 139 gawęd i opowieści zebranych które

Janusz Landowski zebrał i zestawił, natomiast

Lech J. Zdrojewski

składnie poukładawszy, rycinami ze zbiorów MBP w Tczewie oraz własną fotografią z Kociewia uzupełnił

Tczew - Zblewo 2020


Roman Landowski NA ZIEMI ŁAGODNEJ Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu 139 gawęd i opowieści zebranych ilustracje Lech J. Zdrojewski fotografie własne i z archiwaliów Redakcja i koordynacja wydawnicza: Janusz Landowski, Lech J. Zdrojewski Konsultacja metodologiczna: prof. dr hab. Tadeusz Linkner Recenzja naukowa: dr hab. Maria Pająkowska - Kensik, prof. UKW dr Krzysztof Korda Projekt okładki i layoutu oraz DTP: Lech J. Zdrojewski Fotografia na okładce: ze zbiorów rodzinnych Janusza Landowskiego Fotografie z Kociewia: Lech J. Zdrojewski Ryciny i fotografie archiwalne: zbiory Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Aleksandra Skulteta w Tczewie i Fundacji OKO-LICE KULTURY Korekta: Milena Daszkiewicz, Karolina Holz, Joanna Wojciechowska Druk i oprawa: Drukarnia BERNARDINUM – Pelplin © Janusz Landowski © Fundacja OKO-LICE KULTURY

Z inicjatywy Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej

ISBN 978-83-66689-06-0 © Wydawca: Fundacja OKO-LICE KULTURY Wydanie II, nakład 600 egz.


Tytuł tej publikacji skłania do pewnej refleksji i kojarzy się z taką sytuacją, kiedy to jadąc niedawno pograniczem Kociewia - z Czarnej Wody do Tlenia, skojarzyłem scenkę przytoczoną w jednej z ważniejszych publikacji tego regionu. Jej autor, już w 2002 roku, we wstępie do Nowego bedekera kociewskiego wspominał słowa turysty jadącego z nim pociągiem, który zachwycony oglądanym przez okno kociewskim krajobrazem stwierdził, że „łagodna to ziemia (…) i ma wszystko na swoim miejscu”. Bo przecież Kociewiem zachwycić się można. Są tu czyste rzeki i jeziora, piękne lasy, ale też wypiętrzone wzgórza, pachnące łąki, urokliwe klimaty pól i niewielkich wsi, nieskażonych zbytnio cywilizacją. Chyba to określenie musiało się podobać, gdyż tym razem wspomniane słowa owego turysty, Roman Landowski miał przypomnieć w kolejnej publikacji poświęconej regionowi, a zatytułowanej: Na ziemi łagodnej. Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu. Obecna książka jest zbiorem gawęd czy też opowieści przybliżających to wszystko, co „...dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu” się działo. Są to wielowątkowe opisy dziejów Kociewia i życia codziennego jego mieszkańców, a także ważnych zajść historycznych, które na przestrzeni wieków zdarzyły się w tym regionie. Autor niczym gawędziarz oprowadza po regionie wskazując na wydarzenia i fakty, istotne dla historii tej ziemi. Przybliża je nieco ukraszone legendą i subiektywnym oglądem, ale podając wedle źródeł i naukowych opracowań jako doświadczony redaktor, publicysta i pisarz. Ta forma przekazu wydarzeń sprzed lat, stanowi zarazem interesującą fabułę i czyni tekst bardziej przystępnym dla młodego czytelnika, niekoniecznie zawsze zainteresowanego faktami historycznymi. Także eseistyczny styl opisu wydarzeń z zamierzchłych czasów nie jest obcy czytelnikowi znającemu


006

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Na poprzedniej stronie - Jeziorko w Radziejewie. Droga między Semlinem i Kręgiem.

twórczość Romana Landowskiego. Wspomnieć należy choćby publikację Tczew – spacery w czasie i przestrzeni cz. 1 i 2 (Tczew, 1995-1996), wydaną później w jednym zbiorze zatytułowanym: Tczew w czasie i przestrzeni (Tczew, 2007) albo: Dawnych obyczajów rok cały. Między wiarą, tradycją i obrzędem (Pelplin, 2000, 2007). Książki te również dzisiaj są czytane przez młodzież i dorosłych czytelników, zainteresowanych historią zarówno samego Tczewa, jak i regionu Kociewia czy Pomorza. Niektóre z gawęd były wcześniej publikowane w formie artykułów w Kociewskim Magazynie Regionalnym, ukazującym się od 1986 roku. Czytelnicy magazynu mogli poznawać opowieści dotyczące np. badań etnokulturowych regionu, rozwoju miast i dziejów społeczności wiejskiej Kociewia (KMR, 1995, 2005) czy dawnych dziejów i władców ziemi kociewskiej (KMR, 2003). Roman Landowski przybliżał w ten sposób historię Przybyszów w habitach - zakonników osiedlających się na ziemi kociewskiej, tj. bernardynów, franciszkanów, dominikanów, joannitów, kalatrawensów i cystersów (KMR, 2001-2002), a także bohaterskie czyny ludności kociewskiej podczas kampanii napoleońskiej i powstania styczniowego (KMR, 1997-1998). Teksty te zostały później przez autora wzbogacone, ponownie opracowane i wraz z innymi niepublikowanymi gawędami włączone do tej publikacji poświęconej Kociewiu. Oprócz wspomnianych już historycznych wątków, w innych gawędach autor porusza kwestie językoznawcze, jak etymologię miejscowych nazw, kociewskiej gwary, a także bogactwa kociewskich kulinariów z najczęściej uprawianego na Kociewiu ziemniaka. Nie braknie tu również gawędy poświęconej cennym zbiorom sztuki sakralnej, które przez wieki wzbogacały dorobek kulturowy regionu. Szczególne znaczenie mają opowieści poświęcone opisom walk rozgrywających się na Pomorzu i Kociewiu, a dotyczących trudnych dla tego regionu lat panowania Krzyżaków, wojen szwedzkich, a także mało znanej zbójeckiej historii braci Maternów. Są tu też opisy historycznych szlaków drogowych przecinających Kociewie wraz z powstającymi trasami kolejowymi, które miały szczególnie ważny wpływ na rozwój gospodarczy całego regionu. W książce mamy 139 gawęd - opowieści (podrozdziałów), zebranych w 15 rozdziałach (wątkach tematycznych). Ich oryginalny zapis pochodzi z zachowanych maszynopisów Romana Landowskiego. Poszczególne teksty opowieści powstawały prawdopodobnie na przestrzeni ok. 10 lat (19952005). Świadczą o tym choćby publikacje niektórych gawęd w Kociewskim Magazynie Regionalnym. Należało jednak zasięgnąć opinii naukowców zainteresowanych Kociewiem i wedle ich sugestii ustalono ostateczną kolejność poszczególnych rozdziałów (gawęd), podając je tematycznie i chronologicznie. Uwagi prof. Marii Pająkowskiej-Kensik, prof. Tadeusza Linknera, i dra Krzysztofa Kordy, zostały uwzględnione w ostatecznej wersji tekstu. Jeżeli znajdujemy tu przypisy, to okazały się konieczne. Edytorskim opracowaniem książki zajął się Lech J. Zdrojewski – artysta plastyk, fotograf, antropolog kultury - wydawca ze Zblewa, który wzbogacił jej treść o własną ikonografię. Uważam, że książka Romana Landowskiego może okazać się cenną pomocą w procesie dydaktycznym dla nauczycieli, regionalistów i młodzieży. Zresztą odbiorcy sami to ocenią. Janusz Landowski


spis gawęd

I

KOCIEWIE

Kraina kocy wśród Kociwia …13 Położenie geograficzne …14 Podział administracyjny …15 Granica czyli zasięg …15 Od kociołków do kocewa …16 Cechy etnokulturowe …17 Grupy etnonimiczne …19 Mowa przodków …24 Dlaczego Trsov? …26 A może Dirssowe? …32 Tczew i Derszewo …34

Dawne terytoria, dawni władcy …37

Najstarsze parafie …38 Kasztelanie i komturstwa …50 Najdawniejsi urzędnicy …52 Siedziby władców …55 Gdy wybierano rajców …59 Jak to kiedyś z powiatami i starostami bywało …60

Fizjonomia miast …63

Miast jest dziewięć …64 Mnogość funkcji …66 Nowe podziały – nowe funkcje …67 Handel i drogi …69 Od rzemiosła do przemysłu …70 Miasta garnizony …71 Duchowa stolica …73 Turystyczna perspektywa …73 Przestrzeń kreślona latami …74 Na przykładzie Tczewa i Starogardu …76 Miasta według schematu …77 Wyrosłe i rozrosłe …79 Czy przekraczać ograniczenia …81

Skąd te nazwy? …85

Gdy decydowała topografia …86 Pamiątki po działalności człowieka …88 Jaki pan taka nazwa …90 Importy, hybrydy i deminutywy …92 Szlacheckie i królewskie …94

008

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ

II

KRAINA

Z powszedniego życia przodków …99 Moralność na co dzień …100 Społeczność wiejska …101 Schludna zagroda …105 Chałupa i jej izby …108 Stroje z malowanej skrzyni …112 Gospodarskie codzienności …115 Targi i jarmarki …118 Wozem do młyna …120 Odwiedziny w kuźni …121 Trunkowe niepokoje …123 W gwarnej karczmie …124 O kobietach nieobyczajnych …127 Przeciw epidemiom …128

Kartoflowe badziewie …131

Wędrówka bulwy …132 Bebla i pypra …132 Kariera szandara …134 Kartoflowe żniwa …135 Smak plińca …136 O pulkach, kluchach i kluskach …136 Przysmak pasterski …139

Od złota cenniejsze …141

Gotyckie krzyże …143 Z szafiastych ołtarzy …143 Pamiątki po przenośnych ołtarzykach …145 Piękne Madonny i Piety …147 Tajemnice obrazów …150 Malowidła ścienne …152 Złote, srebrne i pozłacane …155 Manuskrypty ze skryptorium …157 Muzyczne klejnoty …161


III

CENNIEJSZA

Przybysze w habitach …167

Szpitalnicy jerozolimscy …168 Joannici w Starogardzie …170 Siedziba w Lubiszewie …171 Zakon zamiast krucjaty …173 Konflikt z biskupem …175 Przeprowadzka do Skarszew …177 Z Calatravy do Tymawy …179 Cystersi w Pogódkach …180 Przeniesienie konwentu do Pelplina …182 Życie codzienne w klasztorze …183 Opaci pelplińscy …184 Została tradycja …187 Franciszkanie w Nowem …188 Polscy bernardyni …190 Tczewscy dominikanie …193 Ucieczka i powrót …195 Bernardyni w Świeciu …197 Pieśń Jabłonowskiego …198 Zakony współczesne …201

Idzie „potop” …253 Michałko i Czarniecki na Kociewiu …255 Jak po Szwedach …258

Za twoim przewodem …261

Tak się zaczęło …262 Wpadki legionistów …263 Przegrupowania i podjazdy …266 Przed głównym uderzeniem …268 Obelga przyspieszyła zwycięstwo …270 Czas swobody …274 W gniewskim szpitalu …276 Jak jest w Popiołach Żeromskiego …278

Powstańczy zaciąg …281

Gdy śpiewano Boże, coś Polskę …282 Patriotyczne nabożeństwa …287 Powstańcze nastroje …288 Pomoc dla powstania …289 Ochotniczy zaciąg …291 Dworska konspiracja …293 Za i przeciw …294

Łamanie potęgi czarnego krzyża …203 Zaczęło się od Brandenburczyków …204 Zajęcie Tczewa i obrona Świecia …205 Od 1309 do 1411 roku …207 Husycka wyprawa …209 Bunt rycerstwa pomorskiego …210 Wojna trzynastoletnia …211 Najemni sprzedają miasta …214 Oblężenie Gniewa …215 Po pokoju toruńskim …218

IV

NIŻ

Którędy wiodły szlaki …299

Wyprawy po świętą żywicę …300 Trakt biskupa Wojciecha …303 Droga Grzymisława …304 Strada publica i via mercatorum …305 Napoleoński trakt na via marchionis …306 Węzły drogowe i przeprawy …307 Pocztowym kursem …309

Zbójowanie Maternów …223 Grzegorz …224 Oddziały maternowców …225 Gniew króla …228 Rokowania i pościgi …231 Niespokojne drogi …233 Pojmanie …234 Szymon …235 Rabujący rycerze …236 Koniec legendy …237

Żelazne drogi …313

Najpierw z Bydgoszczy do Gdańska …314 Buntownicze nastroje …315 Wybrano Tczew …315 Jak upleć dziewiczych lasów …318 Gwałtownym pędem …321 Druga magistrala i drugi most …322 Gęstnieje sieć …326 Pożytki z kolei …328

Szwedy idą …239

W Pelplinie i pod Gniewem …240 Bitwa między Gronowem i Ciepłem …242 Zwinięcie polskiego obozu …246 Przybycie hetmana Koniecpolskiego …247 Armie pod Rokitkami - bitwa pod Tczewem …248 Wojna szarpana …251

V

INNE

Bibliografia …333

009

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu



I

KO CIE WIE



Na poprzedniej stronie - Nizina Walichnowska. Kocanka piaskowa.

KRAINA KOCY WŚRÓD KOCIWIA

B

ędzie to podróż odległa w czasie, w przeszłość sięgająca XII wieku, ale w przestrzeni wędrówkę tę można odbyć w ciągu tygodnia. Kociewie nie należy do obszarów rozległych, jest dobrze skomunikowane i wędrowiec bez przeszkód w tym czasie pokona region wzdłuż i wszerz. Intencją tej podróży jest przybliżenie położenia i granic regionu, a także poznanie hipotez pochodzenia jego nazwy. Należy też poznać charakteryzujące Kociewie dawne grupy etnonimiczne i dialekt. Są to istotne cechy identyfikujące każdy region. Przy okazji podróży mowa będzie również o pochodzeniu i pierwotnym znaczeniu miast kociewskich. 013

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


POŁOŻENIE GEOGRAFICZNE Położenie jest cechą szczególnie charakteryzującą – przecież na tym samym obszarze nie można ulokować dwóch różnych regionów. Położenie każdego obszaru „ma podstawowe znaczenie przy wszelkich rozważaniach o charakterze regionalnym. Jest to bardzo istotna cecha, z której wynikają odrębności terytoriów”. Jest to opinia Jerzego Kondrackiego, jednego z najwybitniejszych systematyków i teoretyków geografii. Kociewie jest częścią Pomorza Nadwiślańskiego (Wschodniego, Gdańskiego), leży na lewym brzegu dolnej Wisły, w dorzeczu jej trzech dopływów: kończącej w Świeciu bieg Wdy zwanej też Czarną Wodą, Mątawy uchodzącej koło Nowego i Wierzycy z ujściem w Gniewie. Ten niezbyt precyzyjny opis należy uściślić poprzez nałożenie kociewskiej krainy na konkretne jednostki geograficzne. W tym celu podział prof. Kondrackiego należy uzupełnić o później opracowaną klasyfikację na mikroregiony Jerzego Szukalskiego oraz Jana Mordawskiego, naukowców Uniwersytetu Gdańskiego. Na północnym pograniczu, jeszcze w obrębie szeroko wytyczonego mezoregionu Pojezierza Kaszubskiego, na ziemię kociewską nachodzą fragmenty czterech mikroregionów: Pojezierza Polaszkowskiego, Wysoczyzny GarczyńskoSkarszewskiej, Międzyrzecza Wietcisy i Kłodawy oraz Garbu Tczewskiego. W obrębie Pojezierza Starogardzkiego, mezoregionu geograficznego zwanego często Pojezierzem Kociewskim, znajduje się siedem mikroregionów na obszarze Kociewia. Wokół stolicy regionu występuje Wysoczyzna Starogardzka, na wschód od niej rozciąga się zespół jezior zwany Pojezierzem Szpęgawskim, a jeszcze bliżej Wisły usadowiła się Wysoczyzna Gniewska. Niżej leżą dwie podobne formy – Wysoczyzny: Morzeszczyńska i Skórczańsko-Smętowska. Przylega do nich Równina Bobowska, a wokół Nowego do Wisły sięga Grzbiet Nowski. Na Kociewie wchodzi wschodnia część Borów Tucholskich, w klasyfikacji geofizycznej zwana Równiną Tucholską. Kociewia dotyczą – tylko częściowo – jej dwie równiny niższego stopnia: Wdzydzka i Osieczańsko-Śliwicka. Kolejny mezoregion – Równina Świecka, położona na południu naszej krainy, wyodrębnia sześć mikroregionów geograficznych o różnym charakterze: Rynnę Przysierską, Dolinę Wdy, Pojezierze Rulewskie, Wysoczyznę Laskowicką, Płytę Świekatowską i Kępę Grupy. Do Wisły przylegają cztery ostatnie jednostki: do Doliny Kwidzyńskiej zaliczana Nizina Walichnowska i Płyta Opaleńska, a w mezoregionie Kotliny Grudziądzkiej – Nizina Nowsko-Sartowicka i za nią Czarcie Góry, regionalnie zwane Diabelcami. 014

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


PODZIAŁ ADMINISTRACYJNY Bardziej przejrzysty sposób położenia Kociewia obrazuje podział administracyjny. W województwie pomorskim do ziemi kociewskiej w całości należą dwa powiaty – starogardzki i tczewski oraz na pograniczu fragment gminy Trąbki Wielkie z powiatu gdańskiego i znaczne części gmin Liniewa i Stara Kiszewa z powiatu kościerskiego, a niżej niewielki teren gminy Czersk z powiatu chojnickiego. Pozostała część obszaru kociewskiego należy do województwa kujawskopomorskiego, a w nim niemal w całości do powiatu świeckiego. Tutaj kociewskie są gminy Nowe, Warlubie, Osie, Drzycim, Jeżewo, Dragacz, niemal cała gmina Świecie z miastem, a na pograniczu borowiackim, w połowie gminy - Bukowiec i Lniano. Także w części zaliczyć można gminę Śliwice z powiatu tucholskiego. Pomimo tak dokładnie sprecyzowanej cechy położenia, nie można Kociewiu wytyczyć konkretnej granicy, jak dla terytorium państwowego czy administracyjnego. Jest to bowiem region etnograficzno-historyczny, uformowany przez czas i ludzi w nim zamieszkałych. W literaturze wobec tych regionów, zamiast granicy, przyjęło się pojęcie zasięgu czyli granicy w przybliżeniu, znakowanego szerszym szrafowanym pasmem. Szerokość pasma najczęściej oznacza teren pogranicza.

GRANICA CZYLI ZASIĘG Przyjęty obecnie zasięg Kociewia z położeniem, o którym była mowa wcześniej, jest dziełem czasu, rozwijany od XVIII stulecia. Jego wyznacznikiem były zawsze językowe cechy dialektalne gwary. To one stanowiły bazę dla określenia odrębności regionu. Pierwsze badania w tym zakresie podjęli etnografowie pruscy, m.in. Tetau, Treichel, Tetzner czy Krause, ale naukowe podstawy dialektologii kociewskiej i jej metodologii stworzył Kazimierz Nitsch, który określił zasięg regionu kociewskiego. Jego mapa obszaru gwarowego jest bardzo zbliżona do zasięgu dzisiaj przedstawionego. Późniejsze badania Władysława Łęgi, Ludwika Zabrockiego, Hanny Taborskiej-Popowskiej, Edwarda Brezy czy Bogusława Krei poczyniły pewne korekty na pograniczu borowiackim, poszerzające zasięg Kociewia w okolicach Osiecznej, Śliwic, Szlachty, Czarnej Wody. Umocnienie zasięgu na południowym pobrzeżu Kociewia posłużyły penetracje terenowe i prace dialektologiczne dyplomantów Marii Pająkowskiej-Kensik z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Efektem ciągu tych badań i analiz jest zasięg obecnie przyjęty. Jego lądowa linia biegnie od Wisły z Koźlin na północy (powyżej Tczewa), przez Kolnik, Sobowidz, Gołębiewo, Wysin, Lniano – potem łukiem na południe ku Polaszkom, Foshucie, Konarzynom – dalej przez Wieck, Łąg, Szlachtę, Lińsk, Trzebciny, Lniano – i ku Wiśle przez Franciszkowo, Bukowiec, Polskie Łąki do Topolinka (poniżej Gruczna za Świeciem). Wschodnią neutralną granicą jest linia Wisły. Tak zakreślony obszar nazywa się Kociewiem. Jego krańcowe odległości mierzone z południa na północ sięgają 90 km, a z zachodu z okolic Łęga w Borach na wschód do miejscowości Kuchnia nad Wisłą – dochodzą do 60 km. Powierzchnia regionu obejmuje około 3 720 km2. 015

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


022

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


023

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


MOWA PRZODKÓW Drugą cechą etnokulturową, która silnie wspiera fizycznie znamiona tożsamości, jest dialekt, owa specyficzna odmiana języka narodowego. Podstawy naukowe wiedzy o dialekcie kociewskim zawdzięczamy pracom wybitnego językoznawcy polskiego, Kazimierza Nitscha, który podczas swoich badań terenowych na początku zeszłego stulecia odwiedził również Kociewie. W wyniku przeprowadzonych analiz wyodrębnił trzy gwary: południową – występująca w znacznej części powiatu świeckiego, środkową – stosowaną nad Wierzycą, głównie w okolicach Starogardu, północną – odnotowaną na obszarze między Tczewem a Skarszewami. Różnice mowy w poszczególnych częściach regionu najlepiej można porównać na przykładzie artykulacji samogłoski nosowej w słowie gęś. Na południu Kociewia będzie to gwarowa ‘ganś’, w środowej części regionu – ‘gaś’, a na północy – ‘gynś’. Podobnych rozpoznawczych różnic jest więcej. Charakterystyczną cechą gwary północnej jest wymowa miękkich spółgłosek wargowych z dodaniem ‘s’, na przykład: piwo – psiwo, piasek – psiasek, fiołek – fsiołek itp. W środkowej części regionu taka wymowa występuje tylko w strefie nad Wierzycą, a na południu w ogóle nie jest stosowana. Wśród wielu innych różnic uwagę zwracają kociewskie zdrobnienia z końcówką ‘yszek’: wianyszek (wianuszek), kamyszek (kamuszek), dzbanyszek (dzbanuszek). Natomiast zgrubienia, i to najczęściej o znaczeniu pejoratywnym, mają końcówkę ‘ón’: ślimón (brzydki ślimak), psión (duży zły pies), karczón (gruby kark). Wdzięczne zaś są wszelkie zdrobnienia form czasownikowych, stosowane przeważnie wobec dzieci: idźkaj (idź), chodźkaj (chodź), zróbkaj (zrób), śmiejkaj (śmiej się). Sporo cech dialektologicznych kociewszczyzny naraziło mowę przodków na współcześnie odbieraną niepoprawność językową. Tego przykładem jest twarde ‘k’ i ‘g’ przed ‘ie’: kedy (kiedy), kerownik (kierownik), żagel (żagiel). Podobnie narażona na krytykę jest wymiana ‘e’ na ‘y’: kreska - kryska, chleb – chlyb, podobnie jak fonetycznie wyższe wymawianie ‘y’: żito (żyto), riby (ryby), grziwa (grzywa), krziwy (krzywy) itd. Mimo tych lub innych rażących różnic warto pamiętać, że każdy dialekt – również ten kociewski – jest zabytkiem języka polskiego charakteryzującym w sposób zasadniczy poszczególne regiony. To przecież zasięg dialektu, wyznaczony przez Kazimierza Nitscha, określił granice etnograficzne Kociewia. Gdyby nie mowa przodków trudno by było usadowić na mapie ten region. 024

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu

025

Scena ze spektaklu Kociewskie wesele - w gwarze kociewskiej, Kociewska Familia z Pinczyna.


Pamiątkowa płyta na ulicach tczewskiej starówki.

DLACZEGO TRSOV? Najdalej na północ wysunięta część Kociewia, nazwą sięga najbardziej w przeszłość, do czasów panowania księcia Sambora II. Nazwa Samburia funkcjonowała już w 1239 roku, dwadzieścia lat przed nadaniem jej stolicy praw miejskich. W Samburii była jeszcze, dawna stolica księcia Sambora II, z której swoją siedzibę przeniósł do pobliskiego Tczewa (Trsova). Owe Lubissou, Lubesow czy Lubisow (wszystkie zapisy z 1198 r.) czy Lubeschow (1243) wywodzi swoją nazwę z osobowej formy dzierżawczej Lubisz albo Lubiesz. Może jeszcze za czasów księcia Grzymisława miejscowość ta należała do jakiegoś rycerza Lubisza? W tym miejscu nadeszła pora na Tczew. W którejś krzyżówce spotkałem hasło na pięć liter: jednosylabowe miasto trudne do wymówienia. Rzeczywiście trudne, skoro wielu wymawia Czew, Szczew, Trzew zamiast po prostu Tczew z akcentowanym nagłosem na ‘t-cz’. Trudności mają nie tylko megafonistki kolejowe. 026

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Z innymi kłopotami borykali się językoznawcy; toczyli długie spory w kwestii ustalenia jednoznacznej etymologii. Toponomastyką Tczewa zajmowało się wielu naukowców. Zagadkowa nazwa niepokoiła najbardziej Mikołaja Rudnickiego, Fryderyka Lorentza, Jana Rozwadowskiego, Józefa Staszewskiego, Stanisława Rosponda. Od wieków nazwa miasta rozwijała się w dwóch różnych formach. Polskie źródła zapisywały ją zawsze z nagłosowym ‘t’, natomiast nagłos ‘d’ pojawiał się w zapisach niemieckich. Nazwy w obu grupach występowały przemiennie od początku istnienia miejscowości. Długą ich listę otwiera pień polski dokumentowany w końcu XII wieku. 11 listopada 1198 roku Grzymisław, książę „na Świeciu” wydał przywilej, w którym przekazał swoje dobra rycerskiemu zakonowi joannitów. Wprawdzie ta data widnieje na transumpcie nadanego przywileju, to znaczy na wyciągu z oryginału lub – jak kto woli – na swego rodzaju falsyfikacie dokumentu z końca XIII stulecia, nie jest to bowiem pełny dokument oryginalny. Zapisowi trzeba jednak wierzyć. Interesująca nas miejscowość w nadaniach występuje w postaci ‘Trsow’. Jej brzmienie stało się powodem dwóch skrajnych interpretacji. Jednej fantastycznej, drugiej – bardzo przekonującej. Twórcą obu hipotez jest prof. Mikołaj Rudnicki. Swoje wywody na ten temat wyłożył w dwóch artykułach, opublikowanych w założonym przez siebie czasopiśmie Slavia Occidentalis. Artykuł pt. „Wulfstana Truso – Tczew” ukazał się w 1925 roku, drugi – „O nazwie Tczew i Tursach” w 1930 roku. Taką fantastyczną hipotezą jest przypuszczenie, że Tczew bierze początek od nazwy Etrusków lub Tursków. Całą winę za skierowanie uwagi zacnego profesora w stronę tej sugestii można zrzucić na duńskiego żeglarza Wulfstana, który gdzieś około 880 roku, na polecenie angielskiego króla Alfreda Wielkiego, opłynął i zbadał południową część Morza Bałtyckiego. Duński śmiałek płynął od Szlezwiku, wzdłuż wybrzeży meklemburskich i pomorskich, do Zalewu Wiślanego. Wulfstan dokładnie opisał również deltę Wisły. U ujścia rzeki wymienił osadę Truso (dzisiejszy Elbląg), co współczesnym naukowcom skłonnym do fantazji pozwoliło wysnuć spekulacje o obecności na wybrzeżu dalekich Etrusków, z rzymska zwanych Tusci, a przez innych Turskami. Jeżeli ów bliżej nieznany lud, prawdopodobnie pochodzący z Azji Mniejszej, żył w okolicach dzisiejszego Elbląga, to równie dobrze mógł zawitać do miejscowości zwanej obecnie Tczewem. Historia wprawdzie dokumentuje ekspansje Etrusków na północ, ale powszechnie wiadomo, że w swoich wędrówkach nie przekroczyli Alp. Niektórzy jednak twierdzą, że nie jest to takie pewne: Etruskowie mogli równie dobrze przekroczyć bądź ominąć pasmo górskie. Gdy nie ma jasnej pewności, w historii różnie to być mogło. Prawdą natomiast jest, że uparci wędrowcy pozostawili po sobie toponomastyczną pamiątkę w postaci nazwy Morza Tyrreńskiego, co po grecku znaczy tyle co morze Etrusków czy Tyrrenów. Pierwotny zapis miejscowości ‘Trsow’ mógł podniecić wyobraźnię w „etruskim”, „turskim” czy „tyrrskim” kierunku. Słowiańska końcówka ‘ow’ miała pogodzić i usprawiedliwić postać tej formy, jakoby wykształconej z etruskiego ‘t(y)rs’. W sumie miało powstać ‘T(y)rsow’. Dzisiaj wszakże już wiadomo, że ta naukowa spekulacja nie wytrzymała próby źródłowego uzasadnienia, podobnie jak legenda o obecności Etrusków w Tczewie. 027

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


030

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


031

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Czyżby to ów „pan Dzirżek’? Trop byłby pewniejszy, gdyby ten figurujący w dokumencie osobnik historycznej rangi rzeczywiście pełnił funkcję właściciela osady. Książę Grzymisław posłużył się nim tylko jako świadkiem aktu, w którym mowa była przecież o Trsowie. Więc podejrzenie o dzierżawę nazwy dotyczącej Tczewa należy chyba oddalić i włożyć je do legendy. To jeszcze nie wszystko – w tej formacji wytworzyło się kilka innych hipotez. Ks. Stanisław Kujot określił pochodzenie nazwy w sposób zbliżony do poprzednich. Pierwotny Tczew miał się zwać Dzierżewo, a nieujawniony przez źródła pierwszy pan osady mógł mieć na imię Dirża lub Drża. Wszystkim tym etymologicznym spekulacjom niecodziennego smaczku dodaje fakt, że prof. Siwy, polonista tczewskiego gimnazjum niemieckiego, w latach dwudziestych minionego wieku mocno forsował wśród młodzieży niemieckiej swój pogląd o polskim pochodzeniu miasta Dirschau. Czyniąc pewien kompromis, lansował kaszubskość brzmienia Dirżowa czy Drżowa. Z Mikołajem Rudnickim polemizował niemiecki badacz, Fryderyk Lorentz, postać kontrowersyjna – szczególnie w ostatnich latach – gdyż przez jednych chwalona za znawstwo języka i kultury Kaszub, a przez drugich ganiona za próby zniemczania tychże Kaszub. Lorentz wywodził etymologię Tczewa z odwrotnej kolejności: próbował dowieść, że wcześniej powstała forma nazwy z nagłosowym ‘d’, podając jako przykład jednosylabowy Drsew albo Drsov. Było to po prostu zniekształcenie źródłowo udowodnionych postaci Trsew lub Trsow. Hipoteza ta służyła konkretnemu celowi – miała zaprzeczyć dwoistości rozwoju form. Były to tylko „pobożne życzenia”, ponieważ Lorentz nigdy nie znalazł w źródłach dowodów, czy przykładów obecności wymyślonych przez siebie postaci nazw.

TCZEW I DERSZEWO W końcu należy zadać ostatnie, ważne pytanie: czy dwoistość pierwotnych nazw miasta pełniła funkcję oboczną tej samej miejscowości, czy…? Dobre pytanie! Postawmy je jaśniej: może dotyczyły dwóch różnych osad? Przypomnijmy sobie jeszcze raz – w XIII wieku występowały dwie nazwy: Trssew (1263), Tressev (1277), Tersew (1286) i jednocześnie Dersowe (1252), Dirssowe (1258), i tak dalej. Skądinąd wiadomo, że w tym stuleciu występowały dwa ośrodki. Żeby zastanowić się nad chyba najatrakcyjniejszą hipotezą, zastąpmy wszystkie dawne formy źródłowe nazwami umownymi: Tczew i Derszewo. Trudno odmówić racji logicznym przypuszczeniom, mówiącym, że nazwa Tczew dotyczyła „górnego miasta”, ośrodka administracyjnego z władzą książęcą, a Derszewo było „dolnym miastem”, wyrosłym z dawnej osady rybacko-rzemieślniczej. Do czasu formalnego połączenia obu tych skupisk osadniczych, mogły one funkcjonować obok siebie i niezależnie od siebie, z oddzielnymi nazwami. Potem złączone w jeden organizm miejski, ich nazwy wzajemnie się ścierały, wypierały, używane obocznie lub równocześnie, zależnie od tego, która nazwa stawała się wygodniejsza. O tym, jak została zapisana w dokumentach decydowały upodobania, dowolność kancelistów, 034

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


narodowość miejskich sekretarzy, a może również czasowa na ten temat decyzja aktualnych władz. Któż wówczas zastanawiał się nad tym, że po wiekach taka „drobna nieścisłość” wzbudzi ferment i zakłopotanie, a naukowcom dostarczy aż tyle okazji do spekulacji etymologicznych i wyprowadzania hipotez. O stopniu wiarygodności każdej interpretacji zawsze decyduje siła argumentu, autorytet jej twórcy, sprawność uzasadnienia. Są one mniej lub bardziej przekonujące, a problem pozostaje nadal nierozstrzygnięty. Podobnie jak ten, dotyczący pochodzenia nazwy miasta nad Wisłą.

Pamiątkowa płyta na ulicach tczewskiej starówki.

Zapewne dlatego wszystkie podróże z Trsowa do Tczewa przez Kociewie, bądź w relacjach bardziej okrężnych, nie mają stałych tras. Każda następna może się okazać bardziej ciekawa, atrakcyjniejsza.

035

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


036

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Bazylika konkatedralna Świętej Trójcy w Chełmży.

DAWNE TERYTORIA, DAWNI WŁADCY

T

erytorium kojarzy się z określonym obszarem, niekiedy bardzo konkretnym, objętym wytyczonymi granicami. Powiązane jest najczęściej z ustalonymi podziałami administracyjnymi, geograficznymi czy kościelnymi. Jednak z granicami różnie bywa, nie każdy obszar udaje się nimi otoczyć. Wiadomo, że w skład Pojezierza Kociewskiego wchodzi m.in. Wysoczyzna Starogardzka i Pojezierze Szpęgawskie, ale którędy między nimi z dokładnością do metra przebiega granica, tego nikt nie potrafi ustalić. Albo jak dokładnie oznaczyć granice etniczne Kociewia, skoro o zasięgu regionu zadecydowała kiedyś żywotność gwary. Mówimy wówczas raczej o przynależności do danego obszaru wytypowanych miejscowości. Bardziej precyzyjnie sprawy podziałów i granic traktowały kościelne struktury terytorialne, gdyż było wiadomo, które miejscowości należały do określonych parafii. Jeszcze lepiej sprawy się miały przy podziałach administracyjnych, bowiem granice wsi, sołectw czy gromad od dawna były znane. 037

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


NAJSTARSZE PARAFIE Organizacja diecezjalna na dawnym Pomorzu należy do zagadnień dotąd nierozstrzygniętych. Historycy nie są pewni, czy w pierwszej połowie XII wieku istniała na tych obszarach tylko diecezja włocławska, czy swoje tu wpływy miało drugie biskupstwo – kruszwickie. Jedno jest jednak pewne – cały teren obecnego Kociewia należał zawsze do biskupstwa włocławskiego. Ten fakt nigdy nie budził wątpliwości. Do początku XIII stulecia znanych jest pięciu biskupów, zawiadujących Kujawami i Pomorzem: Świdger (1133), Werner (1148), Onold (1161-1180), Stefan (1187 i 1198) i Ogierz (1207-1212). Potem, za czasów księcia Świętopełka Wielkiego, w zapisach pojawił się biskup Michał (1238). Wiadomo też, że stosunkowo wcześnie, już w końcu XIII wieku wyłonił się w diecezji włocławskiej archidiakonat pomorski. Dowód istnienia struktury dekanalnej w archidiakonacie pomorskim pochodzi z 1309 roku. Dokumentem tym jest nadanie dla klasztoru oliwskiego, dokonane przez proboszcza i dziekana w Subkowach, plebana Jana. Niektórzy sądzą, że dekanaty na ziemiach pomorskich istniały już w połowie XIII stulecia. Z całą pewnością można zaś stwierdzić, iż wśród najstarszych parafii, ustalonych jeszcze w XII wieku, znalazło się Lubiszewo, Starogard i Świecie – trzy ważne ostoje grodowe księcia Grzymisława.

Chełmża - makieta starego miasta.

Chyba w tym miejscu należy wyjaśnić, że już od 1243 roku istniała diecezja chełmińska ze swoim pierwszym biskupem Heidenrykiem (Henrykiem), ale biskupstwo to obejmowało obszary po prawej stronie Wisły: Ziemię Chełmińską, Pomezanię, potem Ziemię Dobrzyńską i Lubawską. Tereny lewobrzeżne, w tym głównie Pomorze Gdańskie, a więc też Kociewie, włączone zostały do tej diecezji dopiero w 1818 roku, na krótko przed przeniesieniem stolicy biskupiej do Pelplina (1824).

038

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Chełmno - kościół parafialny pw. Wniebowzięcia NMP. Świecie - Fara - Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Stanisława Biskupa.

Dokładne informacje o organizacji dekanalnej na obszarach dzisiejszego Kociewia zaczerpnąć można z wykazu dziesięcin papieskich za lata 1325-1327. Stamtąd wiemy, że archidiakonat pomorski dzielił się na trzy dekanaty: gdański, tczewski i świecki. Podobny spis świętopietrza za lata 1398-1400 wymienia trzy kolejne dekanaty, w tym kiszewski, który w następnym wieku podzielono między dwa nowo powstałe – kościerski i starogardzki. Wiemy też, że w 1325 roku dziekanem tczewskim był proboszcz z Wielkiego Garca, ks. Tyczka, a dziekanem świeckim – proboszcz Świecia. ks. Benedykt.

039

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Gorzędziej - kościół parafialny pw. św. Wojciecha.

040

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ

Szczodrowo - kościół parafialny pw. św.św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza.

Gdzieś w połowie XV wieku archidiakonat pomorski diecezji włocławskiej miał już siedem dekanatów, w tym nowski. Szczegółowy podział na parafie pochodzi z drugiej połowy XVI wieku. Był to okres szczytowego rozwoju sieci kościelnej, która dopuściła do znacznego w pewnych przypadkach przekroczenia liczby dziesięciu parafii w dekanacie. Dekanat tczewski liczył aż dwadzieścia


Pogódki - kościół parafialny pw. św.św. Apostołów Piotra i Pawła. Tczew - kościół parafialny Podwyższenia Krzyża Świętego.

kościołów parafialnych – w Dalwinie, Dęblinie (póżniejszym Demlinie), Garczynie, Godziszewie, Gorzędzieju, Starej Kiszewie, Kleszczewie, Lubiszewie, Mierzeszynie, Miłobądzu, Niedamowie, Obozinie, Pinczynie, Pogódkach, Starych Polaszkach, Szczodrowie, Tczewie, Trąbkach Wielkich, Wysinie i Zblewie. Był to duży, a nawet bardzo duży obszar.

041

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Przysiersk - kościół parafialny pw. św. Wawrzyńca. Święte koło Łasina - duży drewniany koścół parafialny pw. św. Barbary.

Większość parafii w dekanacie świeckim powstało w okresie przedkrzyżackim. Było ich siedemnaście, z czego część leżała na ziemi Borowiaków i na Krajnie. Wymieńmy je wszystkie: Bysław, Cekcyn, Drzycim, Gruczno, Jeżewo, Lubiewo, Polskie Łąki, Michale, Niewieścin, Osie, Poledno, Przysiersk, Serock, Śliwice, Świecie, Świekatowo, Święte.

048

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Osie - kościół parafialny Podwyższenia Krzyża Świętego. Świecie - Fara - kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Stanisława Biskupa.

Przyglądając się mapie podziału dekanalnego, musimy przyznać, że od misji Świętego Wojciecha, już w połowie XVI wieku sieć parafialna w tej części Pomorza była dobrze zorganizowana. Mieli na to duży wpływ przybywający zakonnicy: bracia z Calatravy, cystersi, joannici, szpitalnicy z Jerozolimy.

049

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


NAJDAWNIEJSI URZĘDNICY Niejednemu urzędnikowi obrywa się dzisiaj od obywateli, często słusznie, co nie jest dobrze odbierane przez reprezentantów władzy. Trzeba przyznać, że prestiż urzędniczego stanu maleje. Zupełnie inaczej bywało przed wiekami. Dawniej taki książę Grzymisław, to był pan! Jego rozległa dzielnica na przełomie XII i XIII wieku obejmowała nie tylko obszar obecnego Kociewia, ale sięgała aż po Człuchów. Rządów nie sprawował sam, miał dość liczny zastęp dworskich i terenowych urzędników. Niestety, z imienia odległe źródła przekazały tylko jednego książęcego dostojnika, któremu przypadała funkcja pierwszego zastępcy Grzymisława do spraw wojskowych i specjalnych. Był nim wojski o imieniu Jan. Jak wiemy, w wyniku testamentowej woli Mściwoja I, Pomorze zostało podzielone między jego synów. Na Kociewiu dzielnicę świecką otrzymał Wartysław, a lubiszewsko-tczewską Sambor II. Wówczas w Świeciu urząd wojewody sprawował Nasław (1224). Do zaboru krzyżackiego spotkać tu można jeszcze kilku urzędujących wojewodów. Znany jest m.in. Arnold, występujący w dokumencie Świętopełka datowanym 4 sierpnia 1253 roku, a wystawionym dla mieszczan chełmińskich. W dokumencie figuruje jako palatyn świecki. Jego syn, również Arnold, był w Świeciu kasztelanem, wcześniej cześnikiem. Na przełomie XIII i XIV wieku żył rycerz Julian, który także doczekał się urzędu wojewody świeckiego. Od Mściwoja II uzyskał wcześniej godność cześnika tczewskiego (1294). Jest pewne, że w 1302 roku pełnił funkcję palatyna świeckiego. Wojewodą był również po powrocie Łokietka na Pomorze, ale w znacznie ograniczonym zakresie. W czasie kampanii Zakonu na Pomorzu nie zajął żadnego stanowiska, dlatego zapewne wojewodą w Świeciu pozostał po zajęciu tego miasta przez Krzyżaków. Przypuszcza się, że zmarł w 1313 roku. Znanych jest jeszcze dwóch wojewodów świeckich: Przybysław urzędujący w latach 1276-1283 i Stanisław, wykazany w roku 1298. Natomiast urząd wojskiego w 1287 roku sprawował Stefan. Pozostając w tym grodzie, by przyjrzeć się gronu kasztelanów, zacząć trzeba od Adama, pełniącego urząd w Świeciu w latach 1298-1299. Osiem lat wcześniej był kasztelanem w Nowem. Pod rokiem 1307 kroniki wymieniają także Wojciecha i Przecława. Najwięcej informacji pozostało po Pawle, który w 1274 roku zapisał się w otoczeniu dworskim Mściowoja II. Po śmierci jego starszego brata, Niemira, przejął po nim w 1280 roku urząd podkomorzego. Odtąd uczestniczył we wszystkich ważnych wydarzeniach politycznych z udziałem księcia. Kasztelanię świecką Paweł otrzymał już za czasów Władysława Łokietka, dokładnie w listopadzie 1306 roku. Trzeba odnotować jeszcze kasztelana Pontinusa, wspomnianego w dokumentach w 1229 roku w Rudnie. W Lubiszewie odnotowano kilku książęcych dostojników – kasztelana Warczona (1229-1247), stolnika Wirgona i podczaszego Domasława. Kasztelan w otoczeniu Sambora II był książęcym pomocnikiem w obrębie ośrodka grodowego 052

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Portrety książąt Sambora I i Mszczuja II oraz Darowanie Pogódek Cystersom przez Sambora II pędzla Andrzeja Stecha (katedra w Pelplinie).

w Lubiszewie, administrując tam głównie zamkiem. Stolnik pilnował książęcego i dworskiego stołu. Dziś to zabrzmi dziwnie, ale wówczas była to ważna funkcja. Wirgon kierował nakrywaniem stołu do uczty i nadzorował podawanie potraw we właściwej kolejności i według starszeństwa przy stole. Jego podwładnym był podczaszy, a ten zajmował się trunkami. Dbał by ich nie brakowało i na komendę księcia napełniał kielichy. 053

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


JAK TO KIEDYŚ Z POWIATAMI I STAROSTAMI BYWAŁO Po podpisaniu w październiku 1466 roku pokoju toruńskiego, na dawnym obszarze zaboru krzyżackiego przeprowadzono nowy podział administracyjny. Z odzyskanego Pomorza Gdańskiego, Ziemi Chełmińskiej i Warmii utworzono Prusy Królewskie, na której to prowincji powstały trzy województwa: pomorskie, malborskie i chełmińskie. Największe z nich było województwo pomorskie. Nie miało ono jednak stałej stolicy. Wojewodowie rezydowali niekiedy w Starogardzie, to znów w Tczewie, ale najczęściej w Skarszewach, gdzie odbywały się pomorskie generalne sejmiki wojewódzkie. Województwo pomorskie obejmowało 12 907 km2. Było więc trzykrotnie większe od województwa chełmińskiego i sześciokrotnie większe od malborskiego. Składało się ono z ośmiu powiatów: człuchowskiego, gdańskiego, mirachowskiego, nowskiego, puckiego, świeckiego, tczewskiego, tucholskiego i terytorium miasta Gdańska. Najmniejszy był powiat nowski, największy zaś tczewski, bowiem zakreślał obszar 3 038 km2, a więc około 25 procent powierzchni całego województwa. Na wielkość powiatów wypływ miały dawne terytoria administracyjnego podziału państwa zakonnego, organizacyjnie sprawdzone przez wiele lat zaboru. Polskie powiaty niemal odpowiadały granicom komturstw. Powiat tczewski prawie dokładnie pokrywał się z obszarem dawnego wójtostwa krzyżackiego.

Osiek - fragment murów zamku, siedziby starostów.

Zawiadujący powiatami tytularni starostowie byli tylko użytkownikami królewszczyzny, a nie urzędnikami powiatowymi i nie przysługiwały im żadne uprawnienia administracyjne. Przez poczet starostów przewinął się liczny zastęp

060

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


zasłużonych dla króla osobistości, przechodzących często z jednego starostwa na drugie, lub łącząc nawet godności kilku takich tytułów jednocześnie. Do najwybitniejszych postaci królewskich starostów na Kociewiu należeli Jerzy Bażyński, mający starostwo gniewskie w latach 1517-1546, czy Michał Działowski, starostujący też w Gniewie w okresie 1608-1616. Bażyński miał jednocześnie starostwo nowskie (1516). Znany Jan Kostka dzierżył w latach 1556-1581 starostwo w Tczewie, a potem w Świeciu (1590-1592). Znana w dziejach Kociewia i całego Pomorza była również rodzina Konopackich, których jeden przedstawiciel – Jerzy, był kasztelanem gdańskim, potem wojewodą pomorskim (1518-1543), jednocześnie mając tytuł starosty świeckiego – aż do 1581 roku. Starostwa na Kociewiu należały nieraz przez wiele lat do jednej rodziny. Przykładem mogą być Werdenowie w Nowem. Pierwszym z rodu starostą był tam Jan (od 1527 roku), a ostatnim jego prawnuk Mikołaj (do 1660). Natomiast świeckim starostwem najdłużej, bo ponad sto lat (1667-1772), zawiadywał ród Jabłonowskich. Również ponad sto lat (1466-1607) ród Szorców obsadzał starostwo kiszewskie.

Nowe - zamek.

Dobra królewskie były oddawane przez monarchę osobistościom, czasem z Kociewiem wcale niezwiązanymi. Rozległy obwód Osieka posiadali Walewscy, podkomorzowie sochaczewscy: Mikołaj (1512-1527) i jego syn Adam (1538-1584). Okręg Lignów dzierżawili przez długie lata Przyjemscy, starostowie konińscy, a obwód Borzechowa – Potuliccy z odległego Czernichowa. Ale tak było na całym terytorium Prus Królewskich.

061

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


062

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Świecie, ul. Klasztorna od strony Dużego Rynku, w głębi kompleks klasztorny bernardynów.

FIZJONOMIA MIAST

F

izjonomia nie tylko ludziom jest przypisana. Miasta też mają twarz, którą się szczycą lub wstydliwie ją ukrywają. Poświadcza to wiedza z zakresu historii, geografii, urbanistyki, a także baczniejsza obserwacja każdego organizmu miejskiego. Nawet tylko pobieżnie znając miasto, jego etapy rozwoju, wpływ elementów topograficznych, poznanych podczas kilku spacerów, określić można zewnętrzną sylwetkę i zakres powiązania przeszłości miasta z teraźniejszością. Czasem marszczy ono swoje oblicze, ponieważ wie, iż przy tej okazji wychodzą na jaw wszystkie fuszerki, zarówno popełnione przed wiekami jak i dzisiejsze. 063

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


MIAST JEST DZIEWIĘĆ Kociewie jest jednym z najbardziej zurbanizowanych regionów Pomorza. Na jego obszarze leży dziewięć miast, skupiających połowę ludności całego Kociewia. Gwoli pełniejszej orientacji należy przypomnieć, że region kociewski swoje granice etniczne wytyczył na terenie dwóch województw [przyp. red.: obecnie] – pomorskiego i kujawsko-pomorskiego. Większość powierzchni, bo jej 78 procent, leży w województwie pomorskim. Do niego też należy siedem miast kociewskich: największe ze wszystkich – Tczew, tradycyjnie uznana stolica regionu – Starogard Gdański, siedziba biskupa i stolica diecezji – Pelplin, zabytkowy Gniew, zwany Kazimierzem Północy oraz Skarszewy i Skórcz, a także najmłodsze miasto – Czarna Woda. W województwie kujawsko-pomorskim znajduje się Nowe i Świecie (dawniej Świecie nad Wisłą). Łącznie w kociewskich miastach żyje niemal 170 tysięcy mieszkańców. Prawie drugie tyle mieszka na wsi w obrębie kilkunastu gmin regionu oraz częściowo w pięciu gminach pogranicznych, w sąsiedztwie z Kaszubami i Borowiakami. Początki kariery miast były niemal wszędzie takie same. Osady powoływano świadomie dla określonego celu, w średniowieczu najczęściej dla umocnienia stołecznej roli siedziby dzielnicowego władcy bądź podniesienia rangi ośrodka targowego lub faktorii. Tymi to właśnie względami kierował się również Sambor II, przenosząc swoją książęcą stolicę z Lubiszewa do Tczewa. Ten bowiem, dogodnie położony nad Wisłą przy skrzyżowaniu wodno-lądowych szlaków handlowych, gwarantował szybki rozwój i większe korzyści dla całej dzielnicy. 064

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Skarszewy - panorama od strony Starogardu Gdańskiego.

Większość obecnych miast kociewskich kształtowało swoje rysy fizjonomii przez setki lat. Sześć z nich uzyskało status prawny w średniowieczu, natomiast trzy – Pelplin, Skórcz i Czarna Woda – doczekały się rangi miasta dopiero w XX wieku, przy czym to ostatnie jako najmłodsze jest miastem od roku 1993. Najstarszym jest Tczew, któremu prawa miejskie, według wzorca lubeckiego, nadał w 1260 roku pomorski książę dzielnicy lubiszewsko-tczewskiej, Sambor II. Krzyżacy w 1309 roku zrównali Tczew do rangi wsi, dopiero po 75 latach nadając mu ponowną lokację miejską, ale już na prawach chełmińskich. Tczew jakoś przeżył tę „historyczną degradację”, tłumaczoną przez niektórych dziejopisarzy jako karę za opór, stawiany zakonnym rycerzom w czasie ich agresji na Pomorze. Najstarsze miasto regionu, w grupie swoich średniowiecznych rówieśników, do łask państwa krzyżackiego przyjęte zostało najpóźniej. Wcześniej krzyżackie nadania uzyskały: Gniew (1297), Świecie (1338), Starogard (1348) – wszystkie według wzorca chełmińskiego. Na tych samych prawach powstały Skarszewy (1320), ale jako miasto joannitów. Wyjątek stanowiło Nowe, które od 1301 roku było miastem wojewody pomorskiego, Piotra Święcy, ustanowionym według prawa polskiego. Z przywilejów tych korzystało jednak krótko, bo w 1350 roku Krzyżacy, po wzniesieniu nowego grodu miejskiego, nadali mu ustrój chełmiński. Aby ułatwić dalsze rozważania, warto poczynić drobną powtórkę z wiedzy o funkcjach miast, bowiem one fizjonomię unerwiają, często nawet wykształcając oblicze na całe wieki. 065

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


MNOGOŚĆ FUNKCJI Każde miasto wykonuje jakieś zadanie, szczyci się jakby określoną profesją i stanowi o własnej racji bytu. Innymi słowy: pełni jakąś przedmiotową funkcję. Jeżeli podstawą rozwoju miasta jest jeden typ działalności, wówczas mówimy o funkcji głównej lub podstawowej, a pozostałe rodzaje działalności dotyczą funkcji dodatkowych. Jednak któraś z nich, chociaż mniej ważna dla egzystencji miasta, ze względu na swoją doniosłość czy atrakcyjność, może się stać wartością popularyzującą miasto na zewnątrz. I to jest przypisane funkcji reprezentacyjnej. W takim to przypadku, lub kiedy pewien rodzaj działalności skierowany jest na zewnątrz miasta, do głosu dochodzi funkcja zewnętrzna. Miasto, którego czynności wykonywane są wyłącznie na rzecz własnych mieszkańców, realizuje tylko funkcje wewnętrzne, co obecnie już rzadko się zdarza, ponieważ każda miejscowość zawsze w jakiś sposób wiąże się wzajemnymi uwarunkowaniami z inną miejscowością. Niekiedy bywa tak, że miasto nie może sobie zapewnić egzystencji we własnym zakresie i musi korzystać z zasobów przyległego obszaru. Na jego poziom życia wpływa wówczas zdolność funkcji regionalnej. Zdarza się również, współcześnie coraz częściej, że któraś z cech miastotwórczych z różnych przyczyn nie jest w pełni wykorzystana, pozostając jakoby w rezerwie. Pole do popisu powierza się wówczas funkcji perspektywicznej. Jeśli zaś miasto spełnia kilka równorzędnych zadań, a żadno z nich wyraźnie nie przeważa, następuje kumulacja funkcji. Natomiast w przypadku zastąpienia jednej głównej działalności innym zadaniem o dominującym charakterze, co widoczne się staje raczej dopiero po pewnym czasie, następuje mutacja funkcji. 066

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Gniew - panorama od strony Świecia.

Od początku swego istnienia najstarsze miasta kociewskie realizowały swoje funkcje, które – co teraz po wiekach wiemy – nie pełniły stałego charakteru, bowiem wraz z rozwojem stosunków gospodarczych i społecznych ulegały ciągłym przemianom czyli mutacji. Owych sześć wspomnianych miast z wiekowymi metrykami rozpoczynało swoją egzystencję od funkcji pierwotnej, jaką była obsługa centrum władzy. Był to wówczas, obok handlu, jedyny czynnik miastotwórczy. Śledząc rozwój miast na przestrzeni dziejów, dojdziemy do wniosku, że owa funkcja administracyjna nie była jednak najważniejszą dla ich rozrostu. W przeszłości była pierwszą wartością, decydowała o narodzinach miast. Władca terytorium najpierw wybierał siedzibę dla swojego urzędu, potem najczęściej podnosił ją do rangi miasta. Funkcja ta działała zatem jeszcze w okresie „przedmiejskim”, jako czynnik wyróżniający owe centrum administracyjne wśród innych miejscowości na zawiadywanej ziemi.

NOWE PODZIAŁY – NOWE FUNKCJE W okresie zaborów władze pruskie wprowadziły nowy podział administracyjny, tworząc z zagarniętych terenów prowincję Prus Zachodnich (Westpreussen). Zaborca zniósł dawną strukturę terytorialną, a wiele miast Kociewia utraciło swoją rangę, bowiem zlikwidowano dotychczasowe powiaty. Skarszewy przestały być siedzibą województwa, miasto włączono do jedynego na ziemi kociewskiej powiatu starogardzkiego. W skład tej jednostki administracyjnej weszły wszystkie dawne powiaty i miasta Kociewia. 067

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


084

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Stara Kiszewa.

SKĄD TE NAZWY?

W

pierwszej gawędzie mowa była o pochodzeniu nazw kociewskich miast, pora więc na rozwiązanie tajemnic wokół nazewnictwa pozostałych miejscowości. Wprawdzie zadanie to przypisano toponomastykom, czyli językoznawcom zajmującym się badaniem nazw geograficznych, ale przy pomocy pozostawionych przez nich opracowań chyba poradzimy sobie z najciekawszymi przykładami. Nie sposób przecież zająć się nazwami wszystkich miejscowości, których na Kociewiu niby nie jest dużo, ale … tylko osiemset – wsi, osad, kolonii, wybudowań i leśniczówek – wszystko co posiada nadaną nazwę. 085

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu



II

K RA INA



Na poprzedniej stronie Krąg koło Starogardu Gdańskiego - żurawie na rżysku. Wdzydze, M-KPE - wiatrak z Jeżewnicy na Kociewiu.

Z POWSZEDNIEGO ŻYCIA PRZODKÓW

Ż

eby nie sięgać zbyt daleko - nawet przed stu, czy dwustu laty inaczej mieszkano, nie tak jak dzisiaj uprawiano rolę, co innego składało się na codzienny jadłospis. Im głębiej zajrzymy w przeszłość, tym codzienność ta będzie ciekawsza. Natomiast im bliżej naszych czasów, powszechność życia zdradzi więcej ciemnych obrazów. Chociaż pojawią się wyjątki. Nadchodząca cywilizacja niosła ze sobą zarówno udogodnienia, jak też, po latach dopiero dostrzegane, uciążliwości. Zmieniało się życie, to codzienne i świąteczne, zmieniała się ludzka mentalność i zwyczaje, wygląd domów i ubiorów. 099

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


104

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


SCHLUDNA ZAGRODA W czasach przodków naszych zagroda i domostwo różnej były zamożności oraz wielkości, ale zawsze musiały być schludne. Zagroda zaniedbana wyróżniała się ujemnie w całej wsi czy osiedlu. Nikt zatem nie chciał uchodzić za niechluja, więc każdy gospodarz utrzymywał obejście w jako takim porządku. Usytuowanie i rozplanowanie zagrody zależne było od kilku uwarunkowań terenowych. Inne rozmieszczenie przypadało wzdłuż drogi czy na skrzyżowaniu, inne nad jeziorem lub rzeką, jeszcze inne w śródlesiu. Najstarszym typem osiedli wiejskich, powstających w średniowieczu, była osada placowa, rozmieszczona na rozwidleniu dróg. Relikty takiego rozplanowania można jeszcze zobaczyć w Dzierżążnie, Osieku, Kulicach czy w Więckowach. Zagrody wznoszone na odcinkach poszerzonych dróg wykształciły typ osad owalnicowych, obecnych jeszcze między innymi w Szprudowie, Kursztynie czy Wielkim Garcu.

Wdzydze, M-KPE - zagroda z Pogódek na Kociewiu.

Najdawniejsze zagrody były zespołami zabudowań raczej prymitywnych, tworzonych z drewna. Nie sposób więc dokładnie odtworzyć ich wyglądu, ponieważ uległy naturalnej dewastacji. Przeżywały zaledwie trzy, cztery pokolenia. Niszczone często przez pożary i wojny, ustępowały nowym zabudowaniom, powstającym wprawdzie na tym samym miejscu, ale w innym niekiedy kształcie i z użyciem lepszego budulca. Zmiany podyktowane były także ruchami osadniczymi, gdy nowi przybysze budowali według własnej tradycji. Dlatego na Kociewiu spotkać można obok swojskich form zabudowy, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, również typy zagród mennonickich, widocznych na Nizinie Walichnowskiej i Nizinie Nowsko-Sartowickiej. Są tu też formy budownictwa kaszubsko-borowiackiego, głównie na zachodnio-południowym pograniczu. Największe spustoszenie w otoczeniu pomorskich siedlisk spowodował wiek XIX, kiedy po zaborze władze pruskie zaczęły skrupulatnie wprowadzać nowe ustawodawstwo budowlane. Niemal całkowicie zniknęły wsie drewniane, kryte strzechą, a pojawił się nowy typ budynków z innym rozplanowaniem zagród. Ucierpiała tradycja i swojski krajobraz, zyskały zaś przestrzeń, bezpieczeństwo i kultura sanitarna ludności. Typ osiedla wpływał na rodzaj zagrody. Te najstarsze, pamiętające jeszcze czasy kolonizacji krzyżackiej, rozmieszczone były na planie czworoboku. Obejścia rządowe, charakterystyczne „na piaskach” u najuboższych osiedleńców, tworzyły typ zagród szeregowych, rozwlekłych wzdłuż drogi. Zagroda kątowa, w kształcie ekierki, była typowa dla mennonickich Olendraków, którzy wszystkie budynki lokowali pod wspólnym zadaszeniem. Zagroda składała się z kilku budynków: domu mieszkalnego, pomieszczeń dla inwentarza żywego (stajnia, chlew, obora, czasem owczarnia lub też oddzielny kurnik i gołębnik), stodoły i gospodarskiej szopy. W ich rozmieszczeniu nie stosowano szablonu. Stałe były tylko dwie zasady - stodołę stawiano w najdogodniejszym sąsiedztwie pól, a dom mieszkalny przy drodze, od frontu całej zabudowy. Od XIX 105

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Kapela ze spektaklu Kociewskie wesele - w gwarze kociewskiej, Kociewska Familia z Pinczyna.

grało czterech muzykantów na następujących instrumentach: flet blokowy, dwoje skrzypiec i rzępiel. Instrumenty ludowe były wytwarzane własnoręcznie. Fujarki i flety wyrabiano z drewna bzu lub jaśminu, rzępiele z drewna bukowego, klonu lub jaworu, ale gryfy z klonu albo jabłoni. Samorobne były też regionalne skrzypce zwane gajcami. Po 1890 roku pojawiły się fabryczne instrumenty dęte, kilkanaście lat później gajce zostały zastąpione przez lutnicze skrzypce, a rzępiele przez kontrabasy. W karczmie nie tylko grano, również tańczono, w karnawale, w tym białym czy zielonym, w każdą sobotę i niedzielę. Wśród wielu regionalnych tańców kociewskich przeważały przeznaczone do zbiorowej zabawy. Takimi tańcami był czapkowy, miotlarz, korkarz. Parami tańczono przeważanie szybra (rodzaj polki) i chwatkiego (szybki oberek). Szczytem umiejętności pary tanecznej było wirowanie na jednej dyli, czyli na jednej desce, bo podłogi były przecież drewniane. A więc tańczono równo i prosto w jednej linii. 126

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


O KOBIETACH NIEOBYCZAJNYCH Kobiety lekkich obyczajów na Kociewiu były różnie nazywane. Nieco inaczej w różnych częściach regionu, inaczej także w poszczególnych czasach. Zapewne inaczej też wśród ludu i na dworach ziemiańskich. Sporo nazw na nieobyczajne niewiasty znaleźć można w wiekopomnym dziele Bernarda Sychty Słownictwo kociewskie na tle kultury ludowej. Nie wdając się w szczegóły i w podziały czasowe poznajmy te nazwy i żeby było sprawiedliwie, to w porządku alfabetycznym: blyrwa, cichodajka, cwimbownica, diabliwo, hordzica, ladacznica, latawica, łoblatana, rozpustna, rozwora, ruchawka, samodajka, szczujka, szlongwa, wywłoka. Nazwy te dosadne i rubaszne, podobnie jak ta, stosowana w Bytoni, Koteżu, Suminie czy Zblewie - obdojona. Najczęściej jednak mówiono o kobietach powłócznych, bo włóczyły się z miejsca na miejsce, z jednaj karczmy do drugiej, ze wsi do miasta lub odwrotnie. Masowo ciągnęły za wojskiem, a jak wiadomo każda wojna czy rewolta były podatnym gruntem dla rozluźnienia obyczajów. Tak było od wojny trzynastoletniej (1454-1466), w czasie wojen szwedzkich w XVII wieku, a także podczas kampanii napoleońskiej. Inne powłóczne przeznaczone były dla zwykłych szeregowców, inne dla oficerów. Niechętnie się o tym wspomina, gdy mowa o patriotycznych czynach rodaków. Życie było takie, jakie było i markietanki, jak je od początku XIX wieku bardziej elegancko nazywano, miały ogromne powodzenie. Opiekowały się rannymi, reperowały odzież, sprzątały kwatery, zdobywały żywność. Takie „żołnierskie żony” były po prostu potrzebne jako kobiety. Gdy nastawał czas pokoju, zostawały często na ostatniej kwaterze, w ostatniej miejscowości. Tając swoje wczorajsze zajęcie, próbowały zacząć godne życie. Niekiedy zostawały pokojówkami, pomocami kuchennymi, służebnymi w gospodarstwie - w zależności od urody i inteligencji. Czasem zostały rozpoznane przez jakiegoś wędrowca, innego ladaco czy włóczęgę, który znał ich poprzednią profesję albo przez… panicza wracającego z wojska albo rozrywkowego wojażu. Bywało wówczas różnie. Kobietę z hukiem wyrzucano ze wsi czy z dworu, albo łaskawość pana pozwalała jej na poprawę. Wiele też zależało od opinii księdza łaskawcy i jego stosunku do pokuty. Na wsi jakby mniejszy czyniono z tego problem, niejedna niegdyś powłóczna kobieta mogła wrócić na prawą drogę. Miasta zaś wręcz ścigały je w swoich wilkierzach. W Tczewie pilnowano, by żaden obywatel nie tolerował ani ułatwiał w swoim domu zdrady małżeńskiej czy uprawiania prostytucji. „Prostytutka, kobieta dopuszczająca się zdrady małżeńskiej czy łajdaczka, jak również filut i hultaj mają być naprawieni przez Czcigodną Radę przy pomocy kar pieniężnych i wieży lub w inny sposób ukarani”. Innymi słowy, można było zostać uwięzionym w wieży za udostępnienie komuś swojego mieszkania na spędzenie intymnych godzin z rozpustnicą. Takie było prawo XVI wieku. Ustanowiony w 1634 roku wilkierz starogardzki ostrzegał: „w mieście czy poza miastem nie wolno tolerować nieprzyzwoitego i plugawego życia. Nikomu nie wolno świadomie dawać schronienia nierządnicy pod karą 5 grzywien”. Kto 127

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


140

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


OD ZŁOTA CENNIEJSZE

Pelplin, Muzeum Diecezjalne - fragment piety.

S

karbów cenniejszych od złota jest na Kociewiu sporo. Nie sposób je wszystkie wymienić, a tym bardziej omówić. Warto skupić uwagę na tych, które są najbardziej znaczące i powszechnie dostępne. I w tym miejscu należy przyznać, że zajmujące i pouczające jednocześnie są odwiedziny w Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie. Powie ktoś, że to żadne odkrycie, bo każdy kontakt z wartościowymi eksponatami jest interesujący. Jednak w tym przypadku jest nieco inaczej, ponieważ jednocześnie uświadamiamy sobie, ile to skarbów zgromadziła przez wieki kociewska ziemia. Jeżeli nawet one tutaj nie powstały, to dla tej ziemi oraz jej mieszkańców były przeznaczone. Są to tylko te, które przetrwały. Wiele innych, i to znacznie więcej, zagrabili przeróżni najeźdźcy lub zniszczył je czas, strawiły pożary. Dobrze się stało, że te które przetrwały, zgromadzono w jednym miejscu. Są tutaj bezpieczne, otoczone opieką. Tu mogą żyć nieśmiertelnie. Chociaż nigdy nie wiadomo, co może się stać… Dawniej, przed pół tysiącem lat, a może jeszcze dawniej, wszystkie te muzealne obiekty zgromadzone w Pelplinie służy celom religijnym. Stała sobie taka figura w nastawie ołtarza, albo widniał w niej jakiś obraz, nie wzbudzając niewłaściwych zamiarów. Wraz z latami, wiekami rosła ich wartość, zarówno materialna, jak i ta, którą niczym nie można wyrazić. Dziś są to po prostu skarby bezcenne. O tym wiemy dopiero dzisiaj, bowiem są te różne przedmioty świadectwem swoich czasów, dowodami sztuki swoich mistrzów. Trwając na właściwych miejscach, pełniły rolę, dla której zostały powołane. Dzisiaj w tym samym miejscu kusiłyby niejednego „kolekcjonera w masce”, jak elegancko zwykło się nazywać zwykłych złodziei dzieł sztuki. Dlatego te najcenniejsze, albo najbardziej bezcenne, zostały przeniesione do muzeum, by nadal świadczyły o pięknie swoich czasów i talentach twórców, najczęściej bezimiennych. 141

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


142

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


GOTYCKIE KRZYŻE Niekiedy zwykły przypadek czy odrobina szczęścia pozwoliły tym skarbom się ocalić. Starogardzka fara św. Mateusza powstała w początkach XIV wieku, uznana za najstarszy zabytek architektoniczny na Kociewiu. Niemal od początku wisiał w niej na krzyżu majestatyczny Chrystus. Jego korpus wyrzeźbiono w jakimś pomorskim warsztacie, około 1320 roku. „Królował z drzewa’’ przez kilka stuleci. Nadwyrężył go jednak czas: Chrystus stracił ramiona i sam krzyż gdzieś przepadł. Pozostał korpus bez rąk, który choć stary i podniszczony nie wypadało wyrzucić. Poniewierał się więc po różnych strychach, aż stał się rewelacją, odnaleziony na początku lat trzydziestych XX wieku na poddaszu organistówki w Starogardzie. Publicznie po raz pierwszy został pokazany w 1935 roku na wielkiej wystawie sztuki gotyckiej w Warszawie. Po 1939 roku co cenniejsze obiekty znalazły się w rękach hitlerowskiego okupanta. Na osobiste polecenie fürera, wydane 5 lutego 1940 roku, średniowieczny korpus Ukrzyżowanego ze Starogardu - wraz z innymi zrabowanymi dziełami - został przewieziony do Kaiser Friedrichs Museum w Berlinie. Po kilkumiesięcznej ekspozycji gotyckie dzieło przetransportowano do Muzeum Miejskiego w Gdańsku. Szczęśliwie przeżyło działania wojenne 1945 roku i pozostało w tej gdańskiej galerii, a ostatnio w Muzeum Narodowym - do 1985 roku. Potem drewniany korpus Chrystusa spoczął w Muzeum Pelplińskim.

Pelplin, Muzeum Diecezjalne - Krucyfiks ze Starogardu (1. poł. XIV w.).

Z XIV wieku, ale z końca tamtego stulecia, pochodzi też Chrystus Ukrzyżowany w Opaleniu, zaliczany do krucyfiksów mistycznych. Odratowany z dawnego kościółka, wisiał w XVIII-wiecznej świątyni, ufundowanej przez hr. Jakuba HuttenCzapskiego. Z barokowego kościoła gotycka rzeźba trafiła do pelplińskiego muzeum. Od Ukrzyżowanego ze Starogardu, który, jak już wiemy, jest wcześniejszy, ten z Opalenia różni się sposobem ukazania śmierci Chrystusa. Gotycki „styl mistyczny” przedstawia cierpienie na krzyżu w sposób naturalistyczny, prawdziwie ludzki. Natomiast majestatyczne „królowanie z drzewa” Chrystusa starogardzkiego jest jeszcze nacechowane wyrazem sztuki romańskiej. Dlatego ta śmierć jest cicha, jakby normalna, pozbawiona śladów męki. Koniecznie trzeba też przypomnieć, że replika starogardzkiego Chrystusa została wykonana przez regionalnego artystę, Michała Ostoja - Lniskiego z Czarnej Wody. Mierząca 207 centymetrów rzeźba jest obecnie umieszczona nad południowym wejściem do fary św. Mateusza. Zapewne ten gest kociewskiego twórcy ucieszyłby prof. Michała Walickiego (1904-1966), wybitnego historyka sztuki, znalazcę Ukrzyżowanego ze Starogardu.

Z SZAFIASTYCH OŁTARZY Chyba najwięcej cennych zabytków pochodzi z dawnych szafiastych ołtarzy. Stare kociewskie kościoły wypełnione były tymi tryptykami, które składały się z części środkowej i bocznych otwieranych skrzydeł. Niegdyś były bardzo powszechne, do dzisiaj przetrwały tylko resztki tych ołtarzowych szaf. 143

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


160

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


MUZYCZNE KLEJNOTY

Pelplin - bazylika katedralna pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny - barokowe organy boczne.

Znowu trzeba się zatrzymać w Pelplinie, bowiem tam, w klasztorze cystersów owe klejnoty zostały skupione. Mowa będzie o graduałach, tabulaturze oraz barokowych organach. Graduał to księga chorału gregoriańskiego, zawierająca nutowy zapis śpiewów mszalnych całego roku kościelnego. Wartość zabytkową podnosi ich wiek i to, że są pięknie zdobionymi manuskryptami. Trzy muzyczne rękopisy są ozdobą zespołu średniowiecznych zabytków obecnej Biblioteki Seminarium Duchownego w Pelplinie. Pergaminowe dzieła powstały w miejscowym skryptorium w XIV stuleciu. Dokładnych lat napisania tych kodeksów nutowych nie udało się ustalić, ponieważ brakuje w nich oryginalnych kolofonów zamieszczonych zazwyczaj na ostatnich stronach, czyli informacji, na które współcześnie składa się zapis metryki książki. Ostatnie karty pergaminowe zostały po prostu przez czas zniszczone. Zastąpiono je wprawdzie kartami papierowymi, na których jednak nie ma interesujących nas informacji. Graduały mają różne formaty: 24x31 cm i 25x32 cm (dwutomowy), 36,5x49,5 cm oraz 33x44 cm. Ich objętość też jest różna – liczą 106, 155, 191 i 199 kart. Pomijając szczegóły dotyczące pisma czy notacji muzycznej, co interesuje głównie specjalistów muzykologów, wzrok przykuwa piękne zdobnictwo ornamentacyjne - sposób rubrykowania, dekoracje marginesowe, inicjały i miniatury. To prawdziwe dzieła sztuki. Innym klejnotem muzycznym przekazanym przez pelplińskich cystersów jest sześciotomowa tabulatura organowa. Wspomniał o niej ks. Stanisław Kujot, ale odkryto ją w 1957 roku podczas inwentaryzacji zabytków dawnej muzyki polskiej, przeprowadzonej przez wykładowców i studentów Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego. Tabulatura to zbiór utworów muzycznych, powstałych w okresie XV-XVIII stulecia. Z polskich rękopisów tego rodzaju najbardziej znana jest Tabulatura Jana z Lublina, zwana też Tabulaturą Lubelską, napisana w latach 1537-1548. Tabulatura Pelplińska powstała w latach 1620-1630. Ustalono to na podstawie zawartości tego muzycznego zbioru oraz not sporządzonych przez skryptora. A skryptorem, piszącym owe nuty, był zakonnik Feliks Trzciński, przebywający w pelplińskim klasztorze od 1595 roku. Po trzech latach potajemnie opuścił klasztor. W wyniku działań opata Mikołaja Kostki i interwencji władz świeckich, które wyśledziły jego miejsce pobytu, w maju 1600 roku „uciekinier” został sprowadzony do Pelplina. W Popielec 1630 roku ceniony skryptor ponownie zbiegł, tym razem zabierając przez siebie zapisane księgi muzyczne. Przez wiele lat pełnił służbę dworską jako skryptor, ale ta nie dała mu satysfakcji. Zdegustowany świeckim życiem, wrócił ostatecznie do zakonu, przyjęty - mimo posiadanych święceń - już nie jako osoba duchowna. Resztę życia spędził 161

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu



III

C EN NIEJ SZA



Na poprzedniej stronie Szteklin. Chrystus w przydrożnej kapliczce - jedna z wielu przydomowych kapliczek na Kociewiu.

PRZYBYSZE W HABITACH

N

a przestrzeni ośmiu wieków na Kociewiu było ich wielu. Pochodzili z różnych zakonów. Przynosili ze sobą nadzieję, wiedzę i tajemniczość. Natomiast po sobie pozostawiali niekiedy rozczarowanie, jednak zawsze pozostawały po nich świadectwa ich kultury, które w wielu przypadkach zadziwiają jeszcze do dzisiaj. 167

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


172

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Sambor II jednak nie uregulował praw własności, co może sugerować, że nie miał zamiaru przekazywać Lubiszewa joannitom, a dla „świętej zgody” opuścił gród, by nie być podejrzanym o podgrzewanie konfliktu. Dawny akt Grzymisława mówił tylko o kościele w Lubiszewie z uposażeniem, a nie o całym grodzie i przypisanych do niego wsiach. Definitywnie spór został załatwiony dopiero po śmierci tczewskiego księcia. W 1278 roku, a więc w roku śmierci Sambora II, jego bratanek, Mściwoj II, syn Świętopełka Wielkiego wystawił joannitom akt własności na Lubiszewo. Po dziesięciu latach dał im przywilej jarmarków, urządzanych przez braci jerozolimskich dwa razy w roku: w dzień Świętej Trójcy, kiedy odbywał się odpust parafialny i w dniu św. Jana Chrzciciela – w święto zakonne. Równocześnie, także w 1288 roku, Mściwoj II zwolnił od opłat wszystkich kupców przybywających na te jarmarki. W następnym roku książę przyznał joannitom prawo budowy młyna na Szpęgawie, darując im prawie cały prawy brzeg rzeczki. Odtąd datują się regularne prace melioracyjne szpitalników w tej części Kociewia. Nim przeniesiemy się do trzeciej na Kociewiu siedziby joannitów, do Skarszew, warto się zastanowić nad tym, co było powodem sprowadzenia tego zakonu w te rejony Pomorza. Jedno z podejrzeń historyków wskazuje na to, że książę Grzymisław w ten sposób wykupił się od udziału w wyprawie krzyżowej, co było wówczas powszechną praktyką.

Jedna z wielu przydomowych rzeźb na Kociewiu.

ZAKON ZAMIAST KRUCJATY Niepowodzenie drugiej krucjaty (1147-1149) obaliło mit o niepokonanych rycerzach z Zachodu. Idea „świętej wojny” była jednak nadal propagowana. Po utracie Jerozolimy papież Urban III ogłosił trzecią krucjatę, której organizacją zajął się już jego następca, Grzegorz VIII. Wyprawę ustalono na wiosnę 1189 roku. Chociaż w wyprawie tej uczestniczyli na czele swoich wojsk osobiście królowie: Ryszard Lwie Serce i Filip August, rycerstwo zachodnie znowu niemało oberwało od Saracenów. Chorągwie licznych księstw podłączyły się pod dowództwo angielskie lub francuskie, ale Grzymisławowi widocznie nie zależało na tym, by wysłać swoich wojów na niepewny los. Nie miał też chęci na udział w wyprawach przeciw sąsiadom, którzy wówczas mu nie przeszkadzali. Zapewne wiedział o niefortunnej krucjacie Mieszka Starego, syna Bolesława Krzywoustego. Mieszko wyprawiając się na Szczecin dołączył do wojsk Henryka Lwa, księcia saskiego i bawarskiego. Jednak Szczecin był już dawno chrześcijański, a jego zbrojne zdobycie stało się głośną kompromitacją całej tej krucjaty. Okazało się, iż było to zwyczajne umocnienie wpływów politycznych na Pomorzu Zachodnim, oczywiście pod pretekstem nawracania pogan, co też było wówczas działaniem dość powszechnym. Pod hasłami kampanii „oswobodzenia Grobu Chrystusa” wojska idące jako „rycerstwo świętego Piotra” w celach „szerzenia Królestwa Bożego”, pozwalały sobie na różne wyczyny, pozostające w niezgodzie z ewangelicznym posłaniem. 173

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


178

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Tak też się stało. W 1370 roku za zgodą joannickiego przeoratu niemieckiego Krzyżacy wykupili – niby za jakieś długi – ostatnie dobra szpitalników jerozolimskich. Były to właśnie Skarszewy i majątki klucza Czarnocin. Skarszewy poszły w ręce zakonu za 14 tysięcy grzywien. Ten rok zamknął dzieje joannickich rycerzy na Pomorzu. Joannici odeszli, ale pozostał po nich na Kociewiu jeden widoczny ślad. Są nim resztki zamku w Skarszewach, o którym wspomnieliśmy już wcześniej. Jerozolimscy szpitalnicy nie spełnili oczekiwań pomorskich władców. Joannickie bractwo, choć rycerskie, nie kwapiło się do ewangelizacji pomorskich sąsiadów. Tak sprawa wygląda na podstawie dokumentów i historycznych opracowań. To prawda, że joannici założyli wiele parafii na Kociewiu, wykonując głównie zadania duszpasterskie, jednak najlepiej umieli pilnować własnych interesów.

Z CALATRAVY DO TYMAWY Już około 1220 roku książę Świętopełk Wielki, prawdopodobnie za namową oliwskich cystersów, sprowadził na Pomorze rycerski zakon kalatrawensów, albo – jak inni uważają – kalatrawitów. Przybyli z Wyżyny la Mancha, z obecnej Nowej Kastylii, gdzie w dzisiejszym Carrion de Calatrava od 1158 roku istniał zakon hiszpańskich cystersów, powołany do obrony tego miasta przed muzułmańskimi Maurami. Spośród rycerskich zakonów hiszpańskich kalatrawensi należeli do najstarszych i najbardziej walecznych. Obok nieco młodszych – z Alcantry (tzw. alkantarsi), z Avis (awiści) czy rycerzy św. Michała – zanotowali największe sukcesy w walce z Maurami. Zapewne dlatego oliwscy cystersi zaproponowali pomorskiemu księciu swoich zbrojnych braci z zakonnej reguły.

Wisła u podnóża Tymawy.

Kalatrawensi osiedlili się w Tymawie koło Gniewa, gdzie istniała już parafia z kościołem. Szczupłe na ich temat informacje w zapisach kronikarskich podają, że na czele nielicznego konwentu przybył mistrz (magister) Florentius. Oprócz niego było jeszcze trzech braci – Herbert, Konrad i Magnus. Po kilku latach, dokładnie w 1230 roku, zjawiło się w Tymawie jeszcze paru. Najwcześniejszy dowód o obecności kalatrawensów na Kociewiu pochodzi z 1224 roku, spisany w Tymawie, gdy pomorski książę cystersom oliwskim przekazał całe Radostowo i 10 włók ziemi w Rajkowach. W akcie darowizny występują jako świadkowie zapisu, a ich bezimienny przełożony nazwany tam został „magister fratrum Calatravensium in Thymaua” (mistrz braci kalatrawensów w Tymawie). Drugi ślad pochodzi z 1230 roku, gdy tymawscy rycerze z Calatravy świadczyli o poprawności zapisu biskupa Chrystiana, który Krzyżakom odstępował swoje posiadłości w Ziemi Chełmińskiej. Zapis sporządzono we Włocławku w obecności opata klasztoru cysterskiego w wielkopolskim Łeknie. Należy mniemać, iż kalatrawensi byli w Tymawie już przed 1224 rokiem, ponieważ – jak uważają niektórzy historycy – w tymże roku przeprowadzony przez 179

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Prusów wielki najazd zbrojny na klasztor w Oliwie był odwetem za sprowadzenie nad Wisłę hiszpańskich rycerzy. Rajdu tego nie byli zdolni powstrzymać ani obecni na tych ziemiach joannici, a tym bardziej kalatrawensi, skoro było ich tylko czterech. Inne warunki klimatyczne, surowsze niż w Kastylii, oraz prawdopodobnie brak materialnego wsparcia w postaci nadań spowodowały, że kawalerowie z Calatravy długo nie pobyli w Tymawie. Ze strony Świętopełka była to chyba tylko próba osadzenia tych rycerzy, a skoro próba się nie powiodła, książę nie sprzeciwił się ich powrotowi do Hiszpanii. Po 1230 roku wszelki słuch po kalatrawensach zaginął. Milczą o nich kroniki zdające sprawozdanie ze zbrojnej wyprawy przeciw Prusom, podjętej przez Krzyżaków w 1233 roku. Po kalatrawensach przez wiele lat pozostała na Kociewiu umiejętność uprawy winorośli, którą rycerze przynieśli ze swojej Kastylii. W Tymawie, na tak zwanej Winnej Górze i na nadwiślańskich urwiskach, zwanych Tymawskimi Alpami, winogrona zbierano podobno jeszcze w czasach gniewskiego starostwa Jana Sobieskiego, a więc po ponad czterech wiekach.

CYSTERSI W POGÓDKACH W chronologicznej kolejności pora teraz na cystersów, którzy w Oliwie byli już od 1186 roku za sprawą Sambora I. Natomiast na Kociewiu ich oficjalny pobyt datuje się od 1258 roku, gdy ufundowano zakonowi klasztor w Pogódkach. Stało się to w wyniku starań księcia lubiszewsko-tczewskiego, Sambora II, bratanka fundatora klasztoru oliwskiego. W tym miejscu należy się nieco cofnąć w latach, by zajrzeć do dziejów tego zakonu. Otóż zakon cystersów powstał w 1098 roku we Francji, założony przez Roberta, opata klasztoru benedyktyńskiego w Molesme. Celem przywrócenia surowej reguły według św. Benedykta, opat ów wraz z 21 współbraćmi udał się w inne miejsce odosobnienia, by założyć „Nowy Klasztor”. Miejscem tym było Citeaux-Cistertium pod Dijon. Stąd pochodzi nazwa nowego zakonu – cystersi. Z Citeaux-Cistertium powstały w 1115 roku najstarsze opactwa Morimond i Clairvaux będące jakby klasztorami-matkami dla cysterskich ośrodków niemieckich i polskich. Klasztor oliwski należy do linii Clairvaux, natomiast Pogódki do Morimond. Śledząc schemat powiązań filiacyjnych polskich opactw cysterskich, opracowany przez znawcę przedmiotu, Andrzeja M. Wyrwę, można bardzo dokładnie wyznaczyć drogę, którędy pośrednio zakonnicy przybyli do Pogódek. Morimond był założycielem klasztoru nad Renem w Camp (1123), a ten z kolei w Ameluxborn (1135) nad Wezerą, który był macierzystym ośrodkiem dla klasztoru w Doberanie (1171). To stamtąd bezpośrednio przybyli cystersi do Pogódek. W tym czasie cysterskich klasztorów w linii Morimond było już wiele i może ktoś słusznie zapytać, dlaczego akurat ten w Doberanie był ośrodkiem macierzystym 180

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Pogódki - pierwsza siedziba cystersów.

dla Pogódek. Odpowiedź wydaje się być prosta. Zważywszy na powiązania rodzinne Sambora II, fundatora pogódzkiego klasztoru, Doberan był najbliższym ośrodkiem cysterskim wokół Rostoku, stolicy księstwa obodrzyckiego, skąd pochodziła Matylda (Mechtylda), małżonka tczewskiego władcy. A jak wiemy, owa księżniczka meklemburska, córka Henryka Borwina (Borzywoja) II, księcia „na Rostoce”, wywierała znaczny wpływ na decyzje Sambora. Prawdopodobnie za jej namową książę tczewski sprowadził cystersów właśnie z Doberanu, podobnie jak z Rostoku i Lubeki sprowadził kupców. Rok 1258 jest datą oficjalnego zapisu fundacji klasztoru, a w dziejach Pomorza i zakonu rokiem formalnego osiedlenia cystersów. Dlatego zapewne przyjęto, że to właśnie w tym roku Sambor II sprowadził ich do Pogódek, chociaż przebywali tam już od siedmiu lat. Pierwsi zakonnicy do Pogódek przybyli już w 1251 roku, by wznieść tam jakąś skromną siedzibę i może także kościół. Być może, że kościółek jakiś już zastali po joannitach. Chociaż ks. Stanisław Kujot, na podstawie ponoć osobistego zapisu Sambora II twierdzi, że kościół w Pogódkach książę „wystawiał li tylko dla nich, dla klasztoru (…), a zbudował tymczasem z drzewa, miał jednak zamiar wystawić w dogodnym czasie murowany”. Klasztor w 1258 roku był już zbudowany, więc dokładnie na 29 czerwca tego roku wyznaczono uroczystość jego przekazania. Na uroczystość tę do Pogódek przybył opat Konrad z Doberanu, a także książę Sambor II z rodziną – małżonką Mechtyldą wraz z trzema córkami: Eufemią, Salomeą i Gertrudą. Scenę fundacji klasztoru utrwalił Andrzej Stech na swoim płótnie z 1675 roku, które w bogato zdobionych ramach Andrzeja Schlüttera do dziś znajduje się w katedrze pelplińskiej. 181

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


katolickiego, czyniąc różne, nawet duże, darowizny. Korzystając z tego wsparcia oraz przekazując własne środki, stał się fundatorem kilku ołtarzy w świątyni, m.in. ołtarza głównego Koronacji Najświętszej Maryi Panny i tak zwanego ołtarza Mariackiego, czyli Wniebowzięcia NMP. Ufundował także barokowe stalle. Opat Rembowski II gościł w klasztorze dwóch polskich monarchów. 20 maja 1623 roku w Pelplinie przebywał Zygmunt III Waza, a w 1634 roku jego syn, król Władysław IV. Natomiast w 1647 roku w pałacu opackim przebywał nuncjusz papieski, Joannes de Torres. Opat, Jan Karol Czarliński (1649-1662), w czasie trwającej drugiej wojny szwedzkiej, zwanej „potopem”, uratował klasztor przed całkowitą grabieżą. Wywiózł bowiem i bezpiecznie ukrył trzy wozy najcenniejszych przedmiotów i kosztowności, które po wojnie wróciły do Pelplina. Natomiast opat Jerzy Michał Ciecholewski (1662-1673) zajmował się odbudową klasztoru i likwidacją strat powojennych. Sam ufundował dwa ołtarze i kilka paramentów liturgicznych. Za czasów Aleksandra Ludwika Wolffa, kolejnego opata (1673-1678), zbudowano trzy następne ołtarze boczne, a świątynia wzbogaciła się o kilka obrazów Andrzeja Stecha. Rozpoczęto też budowę barokowych organów. Opat Wolff miał okazję dwukrotnie gościć w Pelplinie Jana Sobieskiego. Pierwszy raz w 1668 roku, gdy gniewski starosta był jeszcze hetmanem wielkim koronnym. Drugi, dwudniowy pobyt miał miejsce 15-16 czerwca 1677 roku, kiedy już jako król, pogromca Turków i Tatarów, Jan III Sobieski wraz z małżonką Marysieńką i synem, królewiczem Jakubem, uczestniczył w nabożeństwie i uroczystej procesji Bożego Ciała. Z zapisów kroniki klasztornej wynika, że potem królewska rodzina zasiadła do wystawnego obiadu, zwiedziała całe opactwo wraz z parkami i ogrodami, których król był wielkim miłośnikiem. Królewski orszak z Gniewa do Pelplina przybył Wierzycą, skąd wniosek iż rzeka ta była wówczas żeglowna. Na pamiątkę tego wydarzenia miejsce przybicia do brzegu królewskiego galara – między ulicami Mestwina i Starogardzką, na odcinku od Wierzycy do jej kanału – zostało w Pelplinie nazwane Przystanią Jana Sobieskiego. Następny opat, Ludwik Aleksander Łoś (1679-1688), był namiętnym myśliwym, przemierzającym pogódkowskie lasy. Ale jednocześnie był też dobrym organizatorem życia zakonnego. Zadbał również o nowe wyposażenie zakrystii, o nową kamienną posadzkę w kościele i powiększenie galerii obrazów na płótnie. Jako myśliwy tropił wilki koło Pomyj i niedźwiedzie w okolicach Pogódek. Grubego zwierza jednak nie ubił. Kronika opacka odnotowała dwie udane zasadzki na niedźwiedzia na przestrzeni ponad stu lat. W 1677 roku dużego zwierza ubił leśniczy z Pogódek, a w 1785 roku udało się to pastuchowi krów w lasach koło wsi Junkrowy. Do końca XVII wieku opactwem zarządzał Jerzy Skoroszewski (1688-1702), który, podobnie jak jego następca, Tomasz Franciszek Czapski (1702-1730), zmierzał do ukończenia prac nad wystrojem wnętrza świątyni. Następnym opatem był Walenty Aleksander Czapski (1730-1736), a po nim Wojciech Stanisław Leski (17361747), który był dobrym administratorem, a także przyczynił się do reorganizacji 186

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Pelplin - bazylika katedralna pw. Wniebowzięcia NMP - od strony kościoła pw. Bożego Ciała i domku, w którym był pierwszy cysterski szpital.

polskiej prowincji cysterskiej. Przełożonym konwentu był też trzeci z Czapskich, Ignacy Franciszek (1747-1751), a także Hieronim Stanisław Turno (1751-1759), oraz pochodzący ze szlachty litewskiej (jedyny to przypadek) Izydor Bartłomiej Karasiewicz-Tokarzewski (1759-1766). Ostatnim opatem w Pelplinie był Florian Andrzej Gotardowski (1766-1779). Wielu z powyższego grona opatów zasiadało na biskupich tronach. Na biskupów chełmińskich powołani zostali: Stanisław Żelisławski (1562-1571), Tomasz Fr. Czapski (1731-1733) i Wojciech St. Leski (1747-1758). Biskupem tej diecezji byłby także Mikołaj Kostka, który jednak zmarł w rok po otrzymaniu nominacji (1610). Natomiast godność biskupa kujawskiego we Włocławku sprawował Walenty A. Czapski, a Aleksander L. Wolff zasiadł na tronie biskupa inflanckiego.

ZOSTAŁA TRADYCJA Zabór Pomorza przez Prusy po pierwszym rozbiorze Polski spowodował przejęcie przez zaborcę dóbr klasztornych. Późniejsze ograniczenia naboru do zakonu, a od 1810 roku wprowadzenie całkowitego zakazu przyjmowania kandydatów, przyspieszyły upadek pelplińskiego opactwa cystersów. W kwietniu 1823 roku, na podstawie dekretu króla pruskiego, Fryderyka Wilhelma III, opactwo przestało istnieć. Ostatni cystersi zamienili klasztorne życie na służbę kapłanów świeckich, pełniąc duszpasterskie obowiązki w różnych pomorskich parafiach. Ostatni zakonnik z pelplińskiego klasztoru, Wojciech Miecznikowski, urodzony w 1780 roku w Przechowie koło Świecia, zmarł w 1859 roku w Skarszewach, a ostatni przeor przejął probostwo w Nowej Cerkwi. 187

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


192

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


TCZEWSCY DOMINIKANIE

Tczew - podominikański kościół pw. św. Stanisława Kostki (wcześniej Najświętszej Maryi Panny, potem św. Mikołaja).

Podobny niespokojny żywot historia zgotowała klasztorowi dominikanów w Tczewie, który również założony został w końcu XIII stulecia. Zakon dominikanów – braci kaznodziejów – założył św. Dominik Guzman, hiszpański kaznodzieja urodzony w 1170 roku w Calernega. Jako zakon żebraczy, w początkowym okresie zajmował się szerzeniem Ewangelii i opiekuńczymi akcjami wśród ubogich. W końcu grudnia 1216 roku papież Honoriusz III (Cencio Savelli z Rzymu) zatwierdził działalność dominikanów, polecając im przyjęcie reguły augustiańskiej. W 1220 roku tenże sam papież złagodził zasady ubóstwa, a kiedy papież Grzegorz IX (Ugolino di Conti di Segni z Anagni) w 1233 roku powierzył dominikanom badanie herezji, co stało się początkiem inkwizycji, zakon przestał się cieszyć dobrą sławą. Odtąd jego nazwę tłumaczono dość złośliwie - Domini canes czyli psy Pana. Misja „badania i szukania heretyckiego zła” była też początkiem czarnej karty w dziejach Kościoła, a reguła „ przekazywania innym owoców modlitewnego spotkania z Bogiem” niezbyt często była praktykowana. Rok po przekazaniu dominikanom swego dość kontrowersyjnego dzisiaj zlecenia, papież kanonizował Dominika. Przypomnijmy, że Grzegorz IX ustanawiając konstytucję o herezjach, wśród wielu bezlitosnych nakazów umieścił też swój najokrutniejszy przepis – o karaniu tzw. heretyków śmiercią przez spalenie na stosie. Zlecając urząd inkwizycji dominikanom, papież kierował się głównie dwoma powodami. Dominikanie byli najlepiej wykształconymi teologami, co miało gwarantować zdolność odróżnienia błędu od prawdy w kwestiach wiary. Drugi powód był zgoła ściśle materialny – jako zakon żebraczy dominikanie nie powinni się interesować konfiskowanym majątkiem heretyków. W praktyce obie te racje się nie spełniały. Ale, na szczęście, nie wszędzie i nie wszyscy następcy św. Dominika pełnili rolę inkwizytorów. Zakon ten nadal był postrzegany jako kaznodziejski, głoszący Boże prawdy i nawracający na drogę wiary. Znajdował wielu hojnych fundatorów i szybko się rozprzestrzeniał w Europie. Wreszcie dominikanie znaleźli się też w Polsce. Stało się to dzięki staraniom biskupa krakowskiego, Iwona Odrowąża, który już w 1223 roku założył klasztor w Krakowie. Na jego czele stanął krewniak biskupa, św. Jacek Odrowąż, przyjęty do zakonu przez żyjącego jeszcze św. Dominika. Kolejne klasztory dominikańskie powstały też wyjątkowo szybko: w 1225 roku we Wrocławiu i Płocku, rok później w Sandomierzu i Kamieniu Pomorskim, w 1227 w Gdańsku… Na Pomorzu Nadwiślańskim fundowano klasztory w Chełmnie (1228) (za sprawą Krzyżaków) i w Toruniu (1263) staraniem biskupa chełmińskiego Heidenryka, też dominikanina. Niektóre opracowania wskazują, że w Tczewie dominikanie byli już w 1284 roku. Dla Tczewa ośrodkiem macierzystym był klasztor gdański, należący, podobnie jak inne pomorskie ośrodki dominikańskie, do prowincji polskiej. Można przypuszczać, że przez prawie pięć lat dominikanie urządzali sobie przewidzianą lokalizację, którą Mściwoj II dokumentem potwierdził 8 maja 1289 roku. Obecność 193

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


196

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Zygmunt III Waza jechał do Gdańska, by spotkać się z królem Szwecji, Gustawem II Adolfem, który stał na wodach zatoki wraz z eskadrą 21 okrętów. Na nic zdały się królewskie pertraktacje, skoro po trzech latach „Lew Północy” zajął Pomorze, w tym także Tczew. Dominikanie znowu odczuli wojenne czasy; protestanccy Szwedzi plądrowali i ograbiali wszystkie bez wyjątku klasztory. Tak samo zachowywali się w Pelplinie czy Nowem. Otrzymane w 1653 roku ziemskie posiadłości w Szpęgawsku i w Kokoszkach, przez dłuższy okres były dobrami spornymi. Po niemal stu latach zakon w 1745 roku wyprocesował swój majątek. Jego posiadanie w poważnym stopniu naruszyło dawną regułę ubóstwa i skromności. O tej zasadzie nie pamiętano, bowiem dominikanie z czasem stali się jednym z najbogatszych zakonów w Kościele. Gwoli przypomnienia trzeba wspomnieć, iż własnością tczewskich dominikanów było sporo terenów położonych wokół dawnego miasta, w tym także obszar obecnego parku miejskiego. Klasztor w Tczewie spotkał taki sam los, jak wszystkie pozostałe na Pomorzu i w Wielkopolsce. Pruski zaborca w 1818 roku przeprowadził jego ostateczną kasację. Zniesiono wszystkie majątki, a w obiekcie klasztornym w 1821 roku urządzono szkołę. Podominikańska świątynia została zamieniona na ewangelicką kirchę. We władaniu protestantów znajdowała się od 1839 do 1945 roku.

Świecie - klasztor pobernardyński i kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP.

BERNARDYNI W ŚWIECIU Kontrreformacyjna działalność polskich zakonów męskich pociągała za sobą konieczność budowy nowych klasztorów. Powstawały one w miejscach masowych pielgrzymek, odbywanych jakoby dla odpokutowania win, jakich dopuścili się wierni, niezbyt skutecznie broniący zasad wiary katolickiej. Nie wdając się w szczegółowe rozważania o nieprawościach tamtego okresu, przyznać trzeba, że powstało wówczas wiele pięknych barokowych obiektów klasztornych. Jednym z nich jest klasztorek jak mówią o nim miejscowi – w Świeciu. Bernardyni przybyli do Świecia wiosną 1652 roku na prośbę miejscowych rajców. W liście z 17 stycznia poprzedniego roku, skierowanego do konwentu bydgoskiego, część świeckich mieszczan pisała: „…żebyście do nas łaskawie przybyć raczyli”. Gdy 28 stycznia 1625 roku proboszcz w Świeciu, ks. Tomasz Prusakowicz, potwierdził tę prośbę wobec biskupa włocławskiego, zakonnicy przybyli po dwóch miesiącach, uroczyście wprowadzeni do drewnianego kościoła św. Michała, stojącego na książęcym wzgórzu. Sprowadzeni do Świecia bernardyni pochodzili, co już wiemy, z Bydgoszczy, gdzie zakon polskiej prowincji istniał od połowy XVI wieku, a ich późnogotycki kościół stoi tam do dzisiaj. Zaproszenie zakonników do Świecia miało zapobiec rozprzestrzenianiu się protestanckim ideom, które w tym mieście znajdywały dość znaczny posłuch. Już w 1590 roku Zygmunt III Waza wystosował dla Świecia reskrypt królewski, datowany 17 kwietnia, stwierdzając, iż nie będzie tolerował nowej religii w mieście, „dotąd przez zarazą herezji obronionego”. Luteranie 197

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


202

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


ŁAMANIE POTĘGI CZARNEGO KRZYŻA

Malbork - jedna z inscenizacji.

S

ą w historii zdarzenia, które niegdyś zlekceważone wywarły poważny wpływ na losy narodu lub jego części. O stopniu tego zlekceważenia i rozmiarach skutków wiedzą następcy uczestników owych zdarzeń, bo ci sami znajdując się w środku żywiołu nie mogli na żywo tego ocenić. Tak było z Pomorzem na początku XIV wieku, a obszarem tych wydarzeń w znacznym stopniu było obecne Kociewie. Warto sobie przypomnieć, że po skrytobójczej śmierci Przemysława II w Rogoźnie (1296) rozpoczęły się niezbyt czysto prowadzone walki o wpływy na Pomorzu. Uparte knowania prowadzili od dawna Brandenburczycy, inicjatorzy mordu na Przemyśle. Władzy na Pomorzu jednak nie zdobyli, bowiem przejął ją Władysław Łokietek, ówczesny książę sieradzki. Zajęty jednoczeniem ziem polskich, wyznaczył na Pomorzu swoich namiestników. Zostali nimi przedstawiciele miejscowego, wpływowego rycerstwa z rodu Święców. Ci jednak przeszli do opozycji, a ich zdrada w poważnej mierze przyczyniła się do wygnania Łokietka, po którym władzę przejął czeski Wacław II, koronujący się także na króla Polski. Po jego śmierci przyszedł Wacław III, a Pomorzem z jego woli rządził Piotr Święca z Nowego. 203

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Malbork - mapa z rozmieszczeniem zamków krzyżackich.

220

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


221

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


222

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Owidz -grodzisko nad Wierzycą.

ZBÓJOWANIE MATERNÓW

W

drugiej połowie XV wieku żył w Gdańsku i to dostatnio, zacny Mikołaj Materna, którego przodkowie przybyli tu z Anglii, bądź – jak niektórzy twierdzą – z Holandii. Wiódł życie zamożnego kupca sukienniczego i właściciela trzech kamienic. Jedna mieściła się przy ul. Chlebnickiej, gdzie zarazem mieszczanin ów miał swój sklep, oraz przy Długim Targu i ul. Drewnianej. Powszechnie szanowany kupiec jednak zmarł nagle i odtąd interesem zarządzała jego żona, wraz z synami handlując sukienniczymi towarami. Po pewnym czasie synowie postanowili samodzielnie spróbować szczęścia w kupieckim fachu. Młodszy Szymon, z udziałem swego kuzyna Michała, założył własny magazyn tkanin, a starszy Grzegorz, pragnąc zrealizować swoje wielkie marzenie, wyjechał do Londynu, by u Szymona Dalewyna wyedukować się na zamorskiego handlowca. 223

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


226

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Dokładnie 20 maja 1495 roku Grzegorz Materna jeszcze bardziej pokomplikował sobie sytuację, kiedy napadł na posłów gdańskich i uwięził ich. W czasie potyczki jeden z towarzyszących gdańszczanom służebnych został zabity, drugi zaś zdołał zbiec do Gdańska. Kroniki zanotowały, że ów służący dowlókł się wycieńczony do miasta o 9:00 rano, a o 14:00 wyruszyła obława dowodzona przez rajcę Hermana Germana. Oddział gdańszczan dopadł maternowców w okolicach Klonówki i o 7:00 wieczorem grupę tę całkowicie rozbił. Z zasadzki uszedł jedynie… Grzegorz z dwoma kompanami. Po prostu zdołali uciec z płonącej chałupy, w której się zatrzymali. Więzieni w niej posłowie zostali uwolnieni. Ten incydent przesądził o sprawie. Sąd królewski wydał wyrok na Grzegorza, a Jan Olbracht, przebywający wtedy w Rawie, dnia 28 lipca 1495 roku zawiadomił oficjalnie radę miejską w Gdańsku o wydaniu przeciw Maternie powszechnego uniwersału, nakazującego schwytanie go i ukrócenie jego zbójeckich występków. W odpowiedzi Grzegorz zebrał nowy oddział i wypowiedział Gdańskowi oficjalną wojnę. Odtąd gdańska rada podjęła zdwojone działania. Rozbójnika ścigano zawzięcie bez wytchnienia, w dzień i w nocy, ale Grzegorz był sprytniejszy.

Gniew - jedna z inscenizacji.

Dowodzony przez niego oddział leśnych opryszków ciągle zmieniał miejsce swego pobytu, oddalając się z Kociewia. Widziano go w okolicy Bytowa, na ziemiach księcia Bogusława X, potem w dzielnicy człuchowskiej. Tamtejszy starosta, Andrzej Górski, w sierpniu zawiadomił Gdańsk, że na jego ziemiach nie było Materny, a znajduje się w miastach Nowej Marchii – w Drezdenku i Świdwinie – korzystając z listu żelaznego margrabiego brandenburskiego. Z tego powodu – donosił starosta człuchowski – trudno było go schwytać. Po kilkunastu dniach ten sam Andrzej Górski w kolejnym liście poinformował gdańszczan, że celem ujęcia Materny zaangażował szpiegów, którzy się dowiedzieli, że ten „uszedł za morze”, by stamtąd organizować zbrojne akcje przeciw Gdańskowi. Po dwóch miesiącach starosta zmienił zdanie podając, że Materna jest w Drezdenku. Natomiast w grudniu starosta grudziądzki, Paweł Sokołowski, informował, że Maternę wraz z oddziałem widziano w okolicach Świecia. Obiecał wszelką pomoc, celem ustalenia miejsca pobytu rozbójników. Grzegorz jednak spokojnie świętował Boże Narodzenie, a Nowy Rok witał między Przysierskiem a Bukowcem. Poparcie dla gdańskiej rady deklarowali wszyscy, ale efekty tego były bardzo mizerne. Starostowie polscy tolerowali działalność Materny, cichej pomocy po sąsiedzku udzielał mu także książę pomorski, Bogusław X – wszyscy z powodu niechęci do coraz to butniejszego Gdańska. Natomiast inni sąsiedzi – elektor brandenburski i mistrz Zakonu Krzyżackiego – też niekiedy go wspierali, bowiem byli zainteresowani każdą dywersją polityczną przeciw Polsce, a za taką uważali rozbójnicze harce Grzegorza. Brandenburgia i Zakon liczyli na sianie zamętu na polskich terenach, zwłaszcza tych pogranicznych, od lat roszcząc do nich pretensje. Ponadto ostra konkurencja w łonie związku miast hanzeatyckich także sprzyjała wszelkim knowaniom przeciw Gdańskowi, który starał się dominować, stosując 227

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


238

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Gniew - jedna z inscenizacji.

SZWEDY IDĄ

T

akim to przeraźliwym okrzykiem ludność Wielkopolski i Pomorza oznajmiała się wzajemnie o nadchodzących najeźdźcach z Północy. Utrata Inflant przez Rzeczpospolitą w początkach XVII wieku wzmogła apetyty Szwedów na utworzenie własnego dominium maris Baltici, czyli państwa ciągnącego się wokół Morza Bałtyckiego. Były to lata powodzeń Szwecji na drodze do mocarstwowości. Sukcesy w Danii, zajęcie Inflant, zakusy na Brandenburgię i Pomorze Zachodnie – wszystko to dawało możnym spod znaku Lwa nadzieję na urealnienie marzeń o panowaniu na całym wybrzeżu bałtyckim. Wojna Gustawa Adolfa z Polską, prowadzona w latach 1626-1629, różne w historii otrzymała określenia. Najczęściej nazywano ją pierwszą wojną szwedzką, ale również wielką wojną pruską albo wojną o ujście Wisły. Wszystkie te nazwy są trafne. 239

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


244

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Drugi bój, który po przerwie rozpoczął się 29 września, miał w pierwszej kolejności odebrać nieprzyjacielowi Gronowo, zajęte z udziałem szczęścia przed tygodniem. Polska armia po uzupełnieniach liczyła wtedy prawie 15 tysięcy żołnierzy i nim się ta masa ludzi uformowała w Ciepłem, Szwedzi szybciej się uwinęli. Wyszli z Walichnów i całym obozem umocnili się w Gronowie. Gustaw Adolf natychmiast przystąpił do obwarowania obozu. Szwedzi utworzyli go zaledwie kilometr od stanowisk polskich, co umożliwiało im stopniowe zablokowanie oblężenia. Kilka następnych manewrów w przegrupowaniu wojsk zmusiło Zygmunta III do szybkiego działania. Należało nie dopuścić do całkowitego umocnienia się Szwedów w Gronowie. Dlatego polska strona rozpoczęła natarcie. Pierwszy atak, mimo widocznego powodzenia strony polskiej w polu, nie zmienił zasadniczej sytuacji. Druga próba wykonana została trzema równoczesnymi uderzeniami. Lewe skrzydło Szwedów zostało przypisane wojewodzie kijowskiemu, Tomaszowi Zamoyskiemu, który zaatakował swoją jazdą. Prawą flankę miał zniszczyć regiment rajtarów płka Mikołaja Abrahamowicza, wojewodzica smoleńskiego. Natarcie na szwedzkie tyły wzięli na siebie lotni lisowczycy Mikołaja Moczarskiego, zasileni przez 300 lisowczyków pod wodzą Władysława Sleszyńskiego. Na „lisowskich hultajów” liczono najbardziej. Trzeba przyznać, że pod Ciepłem znakomicie popisali się swoją walecznością. Gdy wdarli się na tyły szwedzkich muszkieterów, podpalili Gronowo, co wywołało wielkie przerażenie u nieprzyjaciela. Nie mogąc jednak sprostać przeważającym siłom rajtarii, rotmistrz Moczarski zastosował podstęp, w wyniku którego Szwedzi musieli się cofnąć. Ale Gustaw Adolf rzucił do boju drugi rzut rajtarów i wówczas lisowczycy musieli się cofnąć. Na pomoc przyszły im wtedy trzy chorągwie Abrahamowicza oraz oddziały kozackie, co z kolei spowodowało odwrócenie sytuacji. Bój był krwawy, zawzięty, a trwał kilka godzin aż do zmroku. Przy zapadających ciemnościach polska strona została odrzucona z pola walki. Na lewym skrzydle też walczono do wieczora. Tam również strona polska pierwsza zeszła z pola, ściągając za sobą cenne armaty.

Gniew - jedna z inscenizacji.

Następny dzień, 30 września zszedł na budowaniu nowych umocnień. Polacy usypali pięć szańców, a ich wodzowie obmyślili plan dalszych zmagań bitewnych. Obie strony przygotowały się 1 października do wielkiej bitwy. Z początkiem dnia, a więc o świcie, równinny teren między Ciepłem a Gronowem zajęty został przez szyk bojowy Szwedów. Na to wezwanie ustawiły się również wojska polskiego króla. Obronę nadwiślańskich szańców powierzono płk. Mikołajowi Judyckiemu, który dowodził przeszło 900 muszkieterami i dragonami. Na zachód, wzgórza zajęła jazda, dowodzona przez Tomasza Zamoyskiego, podzielona na trzy grupy o łącznej sile około 2 tysięcy ludzi, z czego pierwszy rzut stanowili husarze i rajtarzy, a więc jazda ciężka. Sześć pieszych chorągwi wysunięto z przodu przed jazdą, a było to ponad 600 żołnierzy. W środku tego szyku stało około 2 tysięcy jazdy pod wodzą marszałka koronnego, Łukasza Opalińskiego, składającej 245

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


250

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


bo tylko ugodził wielkiego Szweda w obojczyk. „Lew Północy”, ciężko ranny, spadł z konia. W polskim obozie nawet przypuszczano, że poniósł śmierć, bowiem bitwę natychmiast przerwano. Szwedzi wycofali się z pola, zabierając ze sobą rannego władcę. Dwudniowa bitwa – 7 i 8 sierpnia 1627 roku – pod Tczewem znowu nie została rozstrzygnięta. Aż dwukrotnie Gustawowi sprzyjało szczęście, raz otarł się o śmierć. Pod względem wojskowym bitwa zakończyła się niepowodzeniem Szwedów, gdyż nie udało się agresorom pokonać polskiego hetmana. Szwedzki król kilka miesięcy leczył ranę, która doskwierała mu do końca życia. Lekcja pod Tczewem uczyniła go kaleką. Stracił sprawność prawej ręki, w której nie utrzymał już broni. Nadarzała się teraz najlepsza sposobność, by najeźdźcę do końca zniszczyć lub wypędzić. Skarb państwa nie podołał jednak wydatkom na prowadzenie dalszej wojny. Były to lata wojen toczonych nie tylko ze Szwedami. Trudno było utrzymać własne oddziały, a zaciężna piechota cudzoziemska była dwukrotnie droższa. Armia hetmana Koniecpolskiego topniała. Wiosną 1628 roku liczyła już tylko nieco ponad 8 tysięcy żołnierzy. Polski wódz mógł jeszcze liczyć na około 4 tysięcy uzbrojonych ludzi z Gdańska, które to miasto najlepiej spożytkowało przerwę w bojach. Wzniosło fortyfikacje praktycznie nie do zdobycia. Stając się twierdzą, Gdańsk mógł spokojnie czekać na dalszy rozwój wypadków. Szwedzi pozostali na Pomorzu i w Warmii, plądrując, grabiąc i rekwirując wszystko co mogło się nadać dla wzmocnienia militarnych sił. Łącznie w Prusach stacjonowało 19 tysięcy szwedzkiego wojska, a już 25 maja 1628 roku Gustaw Adolf, kaleki lecz uzdrowiony na duchu, wysadził znowu w Piławie 4-tysięczną nowo zwerbowaną armię.

Gniew - jedna z inscenizacji.

WOJNA SZARPANA Hetman Koniecpolski, dowodząc dużo słabszymi siłami, mimo najlepszych chęci nie mógł Szwedom wypowiedzieć normalnej dużej bitwy. Dalszy ciąg wojny musiał więc przybrać inny charakter. Hetman zarządził budowę pod Gniewem stałego mostu. Po obu stronach Wisły usypano też duże warowne przedmościa. Były one bazą do wypadów zamykających nieprzyjacielowi dostawy prowiantu. Odtąd prowadzone działania zostały przez historyków nazwane „wojną szarpaną”. Były to niby drobne ataki, wypady rozpoznawcze, ale bardzo uciążliwe dla terenów, na których miały one miejsce. Prowadzono je od połowy 1628 roku między Tczewem a Świeciem, a więc na całym przywiślańskim Kociewiu. Tu niemal bez przerwy królowała pożoga. Między innymi Szwedzi znowu spalili Godziszewo, w rzeczywistości to, co ocalało po pożarze sprzed dwóch lat. Ciągłe utarczki dały się we znaki przede wszystkim mieszkańcom tego regionu. Pod Tczewem obozem rozłożył się Gustaw Adolf, a rejon Gniewa był opanowany przez hetmana Koniecpolskiego. Szwedzi mieli stały apetyt na zajęcie Starogardu, lecz dotkliwe niepowodzenia na Ziemi Lubawskiej zmusiły do zaniechania tych planów. Pewnym sukcesem było zajęcie przez nich Nowego, co stało się dzięki zdradzie, bo i takie przypadki podczas tej wojny się zdarzały. 251

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


252

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Stało się to wówczas, gdy w końcu sierpnia 1628 roku marszałek Herman Wrangel wyruszył znowu przeciw Gniewowi. Marsz zakończył się niepowodzeniem, ale przy okazji generał hr. von Thurn 14 września zajął Nowe. Zaminowano Bramę Gdańską, a po jej wysadzeniu wojska wtargnęły do miasta. Nowe zostało zniszczone, splądrowane, spalone, a mieszkańców najnormalniej wymordowano. Wejście Szwedów najboleśniej odczuł klasztor franciszkanów. Prawie wszystkich zakonników też wymordowano. Sprawcą tych wszystkich zbrodni był komendant Nowego, Nils Caggen. Gdy Wrangel pod naporem hetmana Koniecpolskiego musiał się wycofać, oddział posiłkowy Moczarskiego pokonał wojska Caggena, a on sam dostał się do niewoli. Przez wiele długich lat południowa część Kociewia nie mogła się podźwignąć po grabieżczej obecności Szwedów. Trzyletnia awantura wojenna ze Szwedami, która toczyła się głównie na Pomorzu, pozostawiając bolesne ślady przede wszystkim na kociewskiej ziemi, zakończyła się rozejmem podpisanym w Starym Targu (Altmark). Wcześniej Szwedzi musieli się pogodzić z klęską w bitwie morskiej pod Oliwą, srogim laniem otrzymanym pod Trzcianą – między Kwidzynem a Sztumem – po przeciwnej stronie Wisły na wysokości Gniewa, ale rozejm okazał się dla nich bardzo korzystny. Wymieniany tu wielokrotnie Tczew powrócił do Rzeczpospolitej. Rozejm miał obowiązywać sześć lat. W 1635 roku w Sztumskiej Wsi przedłużono go o 26 lat, a więc trwać miał do 1661 roku. Stało się jednak inaczej. Karol X Gustaw, wykorzystując skomplikowaną sytuację w Polsce, a przede wszystkim zaangażowanie Jana Kazimierza, syna Zygmunta III Wazy, w bardzo wyczerpujące wojny kozackie, zerwał rozejm i po prostu najechał na Polskę. Była to znowu najzwyklejsza agresja. Jako pretekst następca „Lwa Północy” wykorzystał to, że Jan Kazimierz formalnie tytułował się królem Szwecji. Poza tym uważał, że sprawa Inflant wymaga zbrojnego rozstrzygnięcia.

Gniew - jedna z inscenizacji.

IDZIE „POTOP” Nagmatwało się w ówczesnej Polsce co niemiara. Powikłań starczyłoby na kilka wieków. Na domiar złego w sukurs Karolowi X poszli najmożniejsi zdrajcy racji stanu narodu. Najpierw szwedzki dwór podsycany był przez magnata Hieronima Radziejowskiego, byłego podkanclerza koronnego u Jana Kazimierza, który za wywołanie krwawej burdy na królewskim dworze i obrazę króla został w 1652 roku skazany przez sejm na banicję. Miał szczęście, bo inny monarcha za takie czyny kazałby mu obciąć głowę. Śmiertelnie urażony młodzian, miał przecież dopiero 30 lat, znalazł schronienie i wsparcie u wrogów. Wyjechał do Sztokholmu i tam został osobistym doradcą króla Karola X Gustawa do spraw polskich. Znał wiele tajemnic i po prostu je zdradzał w nadziei przyszłych korzyści, gdy Polska miała być wasalem Szwecji. U boku szwedzkiego najeźdźcy uczestniczył w agresji, podsuwając mu innych zdrajców. Ataków Szwedów oczekiwano znowu na Pomorzu, ponieważ był to dalszy ciąg montowania dominium maris Baltici. Karol X, za namową Radziejowskiego, w lipcu 253

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


1655 roku poprzez Brandenburgię uderzył jednak na Wielkopolskę. Jego 17-tysięczną armię poprowadził tam marszałek hr. Arwid von Wittenberg. Wielkopolskie pospolite ruszenie zgromadziło 14 tysięcy żołnierzy. Po oddaniu kilku armatnich strzałów, wojsko to zostało poddane przez Krzysztofa Opalińskiego, wojewodę poznańskiego, którego krewniak w pierwszej wojnie bił Szwedów pod Gniewem. Jego kapitulacja pod Ujściem była zwykłą zdradą, a przyłożył się do niej również Andrzej Karol Grudziński, wojewoda kaliski. Potem w Koninie do Wittenberga dołączył Karol X Gustaw, prowadząc 16-tysięczną armię. Owe 33 tysiące zwycięzców ruszyło przez Wielkopolskę na Kraków. W tym samym czasie, 18 sierpnia w Kiejdanach, Janusz i Bogusław Radziwiłłowie zdradziecko poddali Litwę. Na tę część Rzeczpospolitej najechał z ponad 7-tysięcznym korpusem Magnus de la Gardie. Gdy skapitulować musiał Kraków, bezskutecznie broniony przez Stefana Czarnieckiego, a także Warszawa, król Jan Kazimierz uszedł na Śląsk. Stamtąd wezwał wszystkich Polaków do walki ze Szwedami. Na Pomorzu szukano od samego początku agresji pomocy u lennika polskiego, elektora i księcia pruskiego, Fryderyka Wilhelma. Ociągające się wciąż stany Prus Królewskich podpisały w końcu z nim układ w Ryńsku, na mocy którego celem zapewnienia obronności miał prawo wzmocnić swoim wojskiem załogi poszczególnych miast na Pomorzu. Na przykład do Tczewa mógł wprowadzić 40 piechurów i 100 jezdnych. Po zajęciu Małopolski, Karol Gustaw zamierzał ruszyć na Pomorze. Grabieżcza polityka najeźdźców wywoływała olbrzymie niezadowolenie i wręcz nienawiść mieszkańców. Otwarty bunt zbrojny wybuchł między innymi w Wielkopolsce, co nieco pokrzyżowało militarne zapędy Szwedów. Ale już w październiku wojska gen. Henryka Horna wyszły z Pomorza Zachodniego w kierunku Bydgoszczy. 14 października 1655 roku zajęły Świecie i Nowe, a także Tucholę, Chojnice i Człuchów. Gen. Henryk Horn pod Świeciem pokonał cztery hufce pospolitego ruszenia, a do niewoli wziął polską piechotę. Poza tym podpalił miasto i zamek. Spisana dziewięć lat później inwentaryzacja stwierdzała, że zamek był „prochami podminowany”. Jeszcze późniejsze opisy mówiły, iż zamek został „przez Szwedów zrujnowany i wewnątrz spalony tak, że tylko mury zostały”. Już w następnym roku, 3 stycznia 1656 roku, musiały skapitulować następne miasta Kociewia. Szwedzi weszli do Gniewa, Tczewa i Starogardu. Zamek gniewski po pierwszym wezwaniu nie skapitulował. Załoga spaliła przedmieścia, by utrudnić Szwedom umocnienie na podejściach. W odpowiedzi Gniew został ostrzelany z ciężkich dział. Dopiero wówczas załoga się poddała. Część obsady zamku, która składała się z wyborowej najemnej piechoty brandenburskiej, przeszła na służbę Szwedów. 17 stycznia elektor i książę pruski, Fryderyk Wilhelm Hohenzollern, zawarł z Karolem X układ, na mocy którego stał się teraz szwedzkim lennikiem, za co otrzymał Warmię. Wycofał z pomorskich miast swoje wojska, które odtąd walczyły po stronie Szwedów. 254

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Pomorze broniło się sposobem ogólnie wówczas stosowanym. Do upadłego walczyli obaj Wejherowie: Jakub, wojewoda malborski i Ludwik, wojewoda pomorski. Prowadzili „wojnę szarpaną”, kąsając agresora i organizując walki partyzanckie.

MICHAŁKO I CZARNIECKI NA KOCIEWIU Najbardziej znanym przykładem ludowej partyzantki na Pomorzu, w tym również w południowo-zachodnich częściach Kociewia, była działalność słynnego Michałki, obecnego też na kartach „Potopu” Henryka Sienkiewicza. MichałkoMichalski za bohaterskie zdobycie szwedzkiej chorągwi stał się wolnym człowiekiem. Zabrany do niewoli i służby u Szwedów, uciekł z niej i stworzył własny oddział. Przeprowadził go spod Rawy do Borów Tucholskich. Jego ludowy oddział partyzancki gnębił Szwedów także na Kociewiu. Działalność rotmistrza Michałki znana była w powiecie świeckim, skąd przeniósł zarzewie wojny podjazdowej przez Wisłę na Ziemię Chełmińską.

Gniew - jedna z inscenizacji.

25 czerwca 1656 roku książę pruski Fryderyk Wilhelm zawarł z królem szwedzkim nowy układ, za co w nagrodę otrzymał dodatkowo Wielkopolskę. Prusy Królewskie, czyli całe Pomorze i Ziemię Chełmińską, Carolus – jak zwano

255

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


256

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


nowego Wielkiego Szweda – zachował dla siebie. W odpowiedzi za tę zdradę niedawnego lennika polskiego, hetman Wincenty Gosiewski, wzmocniony posiłkami tatarskimi, najechał na Księstwo Pruskie i wzorem szwedzkim dotkliwie je złupił, zniszczył i spalił. Bohaterem numer jeden tej drugiej wojny szwedzkiej, zwanej popularnie „potopem”, był bez wątpienia Stefan Czarniecki, który do walki z okupantem poderwał zarówno chłopów, jak i szlachtę polską. W okolicach Kociewia pojawił się w końcu 1656 roku. Król Jan Kazimierz był wówczas w Gdańsku, by nakłonić tamtejszą radę miejską do finansowej pomocy w prowadzonej wojnie. Gdańsk został w tym czasie oblężony przez Szwedów, a jednocześnie węgierski książę Jerzy Rakoczy najechał na południe Polski. Król chciał się osobiście rozprawić z nowym agresorem, należało go więc z oblężonego Gdańska wyprowadzić. Plan Stefana Czarnieckiego zawierał podstępny manewr. Celem wprowadzenia w błąd szwedzkiego króla nie poprowadził wojsk na Gdańsk, czego wszyscy się spodziewali, a spod Chojnic ruszył na Świecie, potem dalej w kierunku Bydgoszczy i Brodnicy. Zaskoczone dowództwo szwedzkie, obawiając się ataku na Inflanty lub Księstwo Pruskie, pospiesznie skierowało wojska w tamte strony. W taki to sposób Pomorze zostało odsłonięte, więc po zawróceniu armii Czarniecki dopiero teraz poszedł na Gdańsk. Pod Trzcińskiem na Kociewiu natknął się na pozostawione tu wojsko szwedzkie w sile ponad 2 tysięcy żołnierzy. Polski wódz nie dał im żadnych szans. W nocy z 19 na 20 stycznia 1657 roku przyparł zaskoczonych Szwedów do wschodniego brzegu Jeziora Godziszewskiego. Zginęło wówczas około 1,6 tysiąca ludzi Carolusa, których pochowano ponoć w zbiorowej „szwedzkiej mogile”, zwanej Czapką lub Czubatką. Pozostali przy życiu szukali ratunku, uciekając przez zamarznięte jezioro. Lód jednak się załamał i 300 Szwedów znalazło śmierć w wodzie. Przez dwa lata cuchnęły w jeziorze ich rozkładające się zwłoki. Po rozbiciu tego taboru Stefan Czarniecki dotarł z wojskiem do Gdańska i wyprowadził z miasta polskiego monarchę, by już spokojnie konwojować go przez Kociewie, Kujawy i Mazowsze do Częstochowy.

Gniew - jedna z inscenizacji.

Pokonanie księcia Jerzego Rakoczego spowodowało, że drugi poplecznik Szwedów, książę pruski, powrócił na łono Rzeczpospolitej, zawierając ponowny traktat lenny. Wtedy też na zamek w Gniewie powróciła polska załoga. Piwnice warowni posłużyły za areszt dla uwięzionych kilkuset szwedzkich jeńców. Od 1657 roku na zamku kwaterował ze swoim wojskiem marszałek koronny, hetman Jerzy Sebastian Lubomirski. Jego raport wykazał ogrom zniszczeń tej budowli, dokonanych przez okupanta. Jeszcze Jan Sobieski w 1667 roku to potwierdzał, gdy musiał zamieszkać w budynku obok zamku, bo ten nie nadawał się do użytku. Hetman Lubomirski w następnym roku wziął Nowe, potem we wrześniu 1659 roku w ręce polskie wróciło Świecie, Starogard i Tczew. 257

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Gniew - jedna z inscenizacji.

JAK PO SZWEDACH Zniszczenia tej wojny były wielkie. W jej końcowym etapie Szwedzi prowadzili taktykę „spalonej ziemi”, niszcząc i paląc w zasadzie wszystko – zasoby gospodarcze, budowle, nawet zasiewy. Miasto Świecie zostało zniszczone doszczętnie. Długo powstawało z ruin, skoro jeszcze w 1677 roku, a więc siedemnaście lat po wojnie, uchodziło niemal za nieistniejące. Prawie tak samo ucierpiało Nowe, gdzie wymordowano część konwentu klasztoru bernardynów. Często ginęły całe wsie, znajdujące się na trasie powrotu Szwedów. Umacniana przez Carolusa zasada jego poprzednika, Gustawa Adolfa, że wojna żywi wojnę, zbierała smutne dla Polaków owoce. Niszczycielski szlak stał się szczególnie widoczny w rejonie Starogardu. W najbliższej okolicy tego miasta ucierpiało Żabno, wieś która jeszcze w pierwszej wojnie szwedzkiej „wszystka spustoszała”, a jej „role wszystkie odłogiem położone” były. Podczas „potopu” miejscowość została ponownie zniszczona. Jeszcze w 1664 roku Żabno nie miało żadnego zabudowania. Dopiero w końcu wieku, a więc około trzydzieści lat po wojnie, powstał tam folwark. Podobny los spotkał opodal położone Kokoszkowy. W Zblewie Szwedzi zburzyli większość zabudowań. W obawie przed okupantem i wleczoną z wojskiem zarazą mieszkańcy opuścili wieś. Przez wiele lat nieuprawiana ziemia zarosła lasem. Dalej, w stronę Starogardu, leżący Rokocin był zupełnie zniszczony i wyludniony. Ugory leżały tam jeszcze w 1682 roku. 258

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Gniew - jedna z inscenizacji.

Innym szlakiem niszczycielskiego marszu zaborców z Północy był odcinek z okolic Skórcza do Starogardu. W Osieku został zniszczony zamek starościński. We Wdzie po przejściu wojsk na powierzchni zostały tylko cztery domy. Wieś odbudowano w 1667 roku. Dwa lata wcześniej, na podstawie nowego aktu osadczego od nowa zbudowano i zasiedlono Zelgoszcz, w latach „potopu” zniszczoną doszczętnie. Wielkie straty poniosło Pączewo, Wysoka, Jabłowo, a zwłaszcza Lipinki Szlacheckie. Ta ostatnia wieś zrównana z ziemią straszyła rumowiskami jeszcze po 1660 roku, kiedy mieszkało w niej tylko dwóch przychodnich wędrowców. W Grabowie z dziewięciu gospodarstw na powierzchni pozostały dwa. Marsz przez bory też był znaczony zniszczeniami. Królewska wieś Zimne Zdroje została dosłownie zniesiona z ziemi. Powstała powtórnie w 1665 roku. Ucierpiały Iwiczno i Mały Bukowiec, a Borzechowo niemal całkowicie przestało istnieć. Spośród 26 gospodarstw pozostało tam tylko jedno. W 1682 roku w Kopytkowie nikt jeszcze nie zasiewał gruntów, ponieważ nie było komu tego czynić. W Kościelnej Jani w tym samym czasie odłogiem leżała połowa ziemi ornej. Wojna ta, w przeważającej mierze znowu toczona na Pomorzu, nie posłużyła Karolowi X Gustawowi. Pokonany i wyparty z Polski nie dokończył rokowań. Po prostu zmarł, jako 38-letni monarcha niespełnionych marzeń o bałtyckim imperium. Wzbudzające strach ostrzeżenie: „Oj, Szwedy! Szwedy idą!” przez wiele jeszcze lat brzmiało w uszach Kociewian. 259

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


260

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


ZA TWOIM PRZEWODEM

Pelplin - jedna z inscenizacji.

P

ierwszą poważną próbą uwolnienia się spod obcego jarzma była Insurekcja Kościuszkowska, której zbrojne echa odbiły się również na Pomorzu. Akcją wielkopolsko-pomorską 1794 roku kierował gen. Jan Henryk Dąbrowski. Najpierw wywołano powstanie w Wielkopolsce, potem nastąpił marsz na Pomorze. W pierwszych dniach października gen. Dąbrowski zdobył Bydgoszcz, po kolejnym manewrze polskie legiony zajęły Świecie i Starogard. Na czele wojska polskiego do Świecia wszedł gen. Józef Wybicki i 6 października powołał tu Komisję Porządkową, zalążek władzy powstańczej, pierwszej na terenie Prus. Komisja składała się z piętnastu członków - po pięciu przedstawicieli trzech stanów – szlachty, duchowieństwa i mieszczaństwa. Przewodniczącym tego organu został dawny burmistrz Świecia, Melchior Gerłowski. Ze stanu szlachty do Komisji weszli: Jeżewski z Topolna, Łebiński z Łaszewa, Lewald-Górski z Biechówka, Barcki z Parlina i Jaworski z Lipinek. Organizacją zbrojnego oddziału zajął się Antoni Kruszyński z Polskiego Konopatu, wybrany generałem pomorskim, i Józef Moszczeński z Niewieścina, który został wyznaczony na pułkownika. W ciągu trzech dni pod bronią stanęło 300 pieszych i konnych ochotników z Kociewia i Kujaw. 261

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Obroną Tczewa kierował mjr Both, który do miasta przybył 21 lutego. Dysponował siłami około 700 dobrze wyszkolonych żołnierzy, wydzielonych z doborowych kompanii gen. Fryderyka Kalckreutha, komendanta obrony Gdańska. Rozmieścił ich w 100 i 200-osobowych oddziałach w bramach miejskich, na rynku i domach wokół murów obronnych. Ponadto Tczewa broniły dwa działa i kilka kartaczy. Dodatkową siłę stanowiły oddziały straży mieszczańskiej, złożone z uzbrojonych 800 niemieckich obywateli Tczewa. Był jeszcze oddział huzarów, których część – razem z 80 strzelcami – mjr Both wysłał do obrony przyczółka folwarku Czyżykowo, skąd słusznie spodziewano się natarcia. W Miłobądzu obozowały pruskie posiłki mjr. Wostrovsky’ego, ale dowódca tczewskiej załogi nie wiedział o tym, że na tę ewentualność pomocy, Polacy mieli gotowy plan. Strona polska nie była dobrze zorientowana w rzeczywistych siłach warujących w Tczewie. Gen. Dąbrowski sądził, że miasto bronić będą 2 tysiące żołnierzy, w jednym z raportów pisał nawet o 4 tysiącach obrońców. Dlatego nakazał przestrzegać ściśle rozkazów i unikać zbędnej szarży. Ale nawet przy tej przesadzonej liczbie pruskich obrońców, wojska polsko-francuskie miały znaczną przewagę. Z dywizji gen. Dąbrowskiego do szturmu przygotowano 5 tysięcy 270

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ

Armia pruska kontra wojska dowodzone przez Jana Henryka Dąbrowskiego, czyli bitwa o Tczew 1807 - francuski staloryt autorstwa Josepha Skeltona, grafika wykonana na podstawie obrazu Jeana-Antoine’a Forta.

OBELGA PRZYSPIESZYŁA ZWYCIĘSTWO


piechurów, 700 jeźdźców i 100 kanonierów. Po dodaniu dywizji gen. Ménarda szeregi nacierających liczyły blisko 12,5 tysiąca ludzi. Zadanie głównego uderzenia na Tczew przypadło zgrupowaniu – w literaturze zwanemu też brygadą – gen. Niemojewskiego. 1 pułkiem piechoty w jego składzie dowodził książę płk Antoni Sułkowski, natomiast 3 pułkiem – gen. Stanisław Mielżyński. Jednostka ta od świtu zajęła stanowiska wzdłuż Wisły aż po Bałdowo, by osłaniać prawe skrzydło natarcia. 4 pułk z drugiej brygady (zgrupowania) pod dowództwem płk. Stanisława Ponińskiego stał w odwodzie. Zaczęło się od podtczewskiego folwarku. Czyżykowo Wielkie zostało przez kompanię woltyżerów por. Dezyderego Chłapowskiego zajęte łatwo. Gorzej było z Czyżykowem Małym. O tę osadę stoczono bitwę. Byli zabici i ciężko ranni. W sukurs przyszedł jednak płk Maurycy Hauke, sprowadzając działo. Po oddaniu kilku strzałów zapaliły się domy, z których Prusacy razili ogniem karabinowym, a przy udziale przybyłej na pomoc kompanii grenadierów wieś zdobyto. Wielu Prusaków zginęło, jeszcze więcej uciekło, tylko 30 zdołano wziąć do niewoli. Około godz. 10:00 polskie wojsko stanęło pod Tczewem gotowe do ataku. Gen. Dąbrowski, znając już rzeczywisty stan broniącej się załogi, zaproponował mjr. Bothe, by uniknąć rozlewu krwi, honorowe opuszczenie miasta i poddanie garnizonu na godnych warunkach. W tym celu wysłał swego parlamentariusza, kpt. Feliksa Grotowskiego. Przed bramą Gdańską, po przedstawieniu przez polskiego wysłannika postulatów, miała miejsce mniej więcej taka rozmowa: - Jakie to wojsko oblega miasto? – spytał Both. - Polskie, majorze – odparł Grotowski. - W tej wojnie znam tylko wojsko francuskie – oburzył się major. – I takie uznaję. Nie będę zawierał umowy z żadnymi polskimi pastuchami. Polski kapitan przemilczał obelgę, ale po chwili rzekł: - Proszę się dobrze rozejrzeć, czy wśród oblegających są pastuchy. To przecież regularne oddziały polskich legionów. - Powtarzam: polskim pastuchom się nie poddam! Kpt. Grotowski chciał jeszcze coś powiedzieć, ale pruski dowódca ostro go ostrzegł: - Proszę nie nadużywać mojej cierpliwości, bo kiedy się zapomnę, każę pana pojmać i powiesić, jako buntownika namawiającego do tchórzostwa! Ledwie kpt. Grotowski wrócił do gen. Dąbrowskiego, na polskie stanowiska spadły pociski pruskich dział, zapewne jako dowód na to, że wierni żołnierze Fryderyka Wilhelma III rzeczywiście „pastuchom” się nie poddadzą. To wówczas został ranny płk Jaś, trwale okaleczony po tej bitwie. Odpowiedź gen. Dąbrowskiego była tylko jedna: szturmować miasto do skutku. Poczekano jednak do południa na nadejście francuskiej artylerii por. Charlotta oraz dział polskich i z dywizji badeńskiej. Po godzinnym ostrzale i rozbiciu w bramie Gdańskiej pruskiego działa, jednego potem drugiego (mjr Both miał je tylko dwa), i wybiciu kanonierów nastąpił szturm. 271

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


272

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


273

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


280

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Nowa Wieś koło Starogardu Gdańskiego - tablica poświęcona jednemu z kociewskich powstańców.

POWSTAŃCZY ZACIĄG

W

trzydziestą rocznicę powstania listopadowego rozpowszechnił się solidarny ruch żałoby narodowej, praktykowany również na Pomorzu. Sprawie tej przewodziła postępowa młodzież, głównie studenci, wzywająca na przełomie lat 1860 i 1861 do zaniechania hucznych zabaw, czczenia bohaterów narodowych i pamiątek historycznych, przywdziewania czarnych strojów żałobnych. Mało kto przypuszczał, że te niewinne akty demonstracji polskości niebawem przekształcić się miały w kolejny zbrojny wybuch przeciwko zaborcom. 281

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Z pierwotnej kompozycji Jana N. Kraszewskiego też mało pozostało. Jeszcze w 1828 roku jego utwór z pewnymi zmianami melodycznymi ukazał się z wydaniu poznańskim. Już dziesięć lat później we wspomnianym śpiewniku Mioduszewskiego ów „Hymn do Boga” zapisany został pod dzisiaj znaną melodię, czyli identyczną z zapisem pieśni „Serdeczna Matko”. Zapewne także mało kto wie, że owa pieśń zapożyczona została z opery komicznej Jean Pierre Soliégo Sekret, wystawianej w Warszawie po 1806 roku. Niektórzy jednak przypisują muzyczne autorstwo tej pieśni Karolowi Kurpińskiemu. Wydaje się jednak, że tylko ją harmonicznie opracował. Znał ten utwór dobrze, bowiem był dyrygentem Opery Warszawskiej i pod jego batutą ów Sekret Soliégo był w Warszawie wystawiany. Popularność pieśni rozpoczęła się w czasie powstania listopadowego, ale jej szczególne nasilenie nastąpiło po patriotycznej manifestacji, która odbyła się 29 listopada 1860 roku pod kościołem karmelitów na Lesznie w Warszawie, w 30. rocznicę nocy listopadowej. Odtąd zaczęła się powszechna wędrówka tej pieśni, noszącej już tytuł od pierwszych słów: Boże, cos Polskę. Mocno eksportowana, trafiła też na Pomorze. Tu również wzbudzała namiętność, podnosiła narodowego ducha, drażniła zaborcę i tych, którzy do spraw polskich nie odnosili się pozytywnie. Przypomnijmy więc, jakie to treści spędzały im sen z powiek: 284

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ

Dąbrowa koło Kalisk - nieistniejący już w tym miejscu jeden z przydrożnych krzyży na Kociewiu.

że Antoni Gorecki nie był nadto lubiany wśród hierarchów kościelnych, bowiem w swojej postępowej poezji patriotycznej krytykował ich oportunizm.


Boże, coś Polskę przez tak długie (liczne) wieki

Otaczał blaskiem potęgi i chwały,

Coś ją osłaniał tarczą Twej opieki

Od nieszczęść, które przygnębić ją miały

Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:

Ojczyznę, wolność, racz nam wrócić, Panie!

Ty, któryś potem tknięty jej upadkiem,

Walczących wspierał za najświętszą sprawę,

A chcąc świat cały mieć jej męstwa świadkiem,

Wśród samych nieszczęść pomnażał jej sławę.

Przed Twe ołtarze…

Wróć biednej Polsce świetność starożytną!

Użyźniaj pola, spustoszone łany,

Niech szczęście, wolność na wieki w niej kwitną.

Przestań nas karać, Boże zagniewany!

Przed Twe ołtarze…

Niedawnoś wolność zabrał z polskiej ziemi,

A już krwi naszej popłynęły rzeki,

O, jakże musi być okropnie z temi,

Którzy ojczyznę utracą na wieki!

Przed Twe ołtarze…

Boże, którego ramię sprawiedliwe

Żelazne berła władców świata kruszy,

Skrusz naszych wrogów zamiary szkodliwe,

Obudź nadzieję w biednej naszej duszy.

Przed Twe ołtarze…

Boże Najświętszy! Od którego woli

Istnienie świata całego zależy,

Wyrwij lud polski z tyranów niewoli,

Wspieraj szlachetne zamiary młodzieży.

Przed Twe ołtarze… 285

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Boże Najświętszy! Przez Chrystusa rany,

Świeć wiekuiście nad braćmi zmarłymi,

Wejrzyj na lud Twój, niewolą znękany,

Przyjmij ofiary synów polskiej ziemi.

Przed Twe ołtarze…

Boże Najświętszy! Przez Twe wielkie cudy

Oddalaj od nas klęski, mordy boju,

Połącz wolności węzłem Twoje ludy

Pod jedno berło Anioła pokoju.

Przed Twe ołtarze…

Gdy naród polski dzisiaj we łzach tonie,

Za naszych braci poległych błagamy,

By ich męczeństwem uwieńczone skronie,

Nam do wolności otworzyły bramy.

Przed Twe ołtarze…

Jedno twe słowo, ziemskich władców Panie,

Z prochów nas znowu podnieść będzie zdolne,

A gdy zasłużym na Twe ukaranie,

Obróć nas w prochy, ale w prochy wolne.

Przed Twe ołtarze…

Żeby już wszystko o tej pieśni powiedzieć, trzeba dodać, że po odzyskaniu niepodległości, w 1918 roku drugi wers refrenu zamieniono na odpowiedniejszy: „Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie”. Jednocześnie powstała kolejna zwrotka, która śpiewana z dwiema pierwszymi jest obecnie trzecią, a we współczesnej wersji ostatnią:

Powstała z grobu na Twe władne słowo

Polska, wolności narodów chorąży,

Pierzchnęły straże, a ponad jej głową

Znowu swobodnie Orzeł Biały krąży!

Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:

Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie!

286

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


PATRIOTYCZNE NABOŻEŃSTWA Tak śpiewano już w XX wieku, ale wcześniej - w 1861 roku zwolenników zaboru denerwował tekst wcześniej przytoczonych dziesięciu zwrotek. Zżymał się też biskup chełmiński. Kompromitująca go wśród Polaków odezwa spotkała się z krytyką nie tylko jego diecezjan. Uraziła także arcybiskupa Leona Przyłuskiego z Poznania, osobiście zaangażowanego w sprawę obrony polskości, który sam uczestniczył w żałobnych nabożeństwach patriotycznych. W liście do papieża nazwał von Marwitza, ordynariusza z Pelplina, „bardziej pruskim towarzyszem broni, niż biskupem”, co stanowiło wyraźną aluzję do jego ochotniczej służby oficerskiej w armii pruskiej. O wszystkich tych zdarzeniach z Pomorza, w tym również z Kociewia, donosił ukazujący się od 1850 roku Nadwiślanin, redagowany i wydawany w Chełmnie. Pelpliński Pielgrzym, znany z podobnej waleczności o sprawy polskie, jeszcze nie istniał, bowiem powstał po powstaniu styczniowym. W 1869 roku. Nadwiślanin doniósł też o patriotycznych nabożeństwach żałobnych w Bobowie. Urządzał je miejscowy proboszcz, ks. Franciszek Bojanowski, współpracujący z rodziną Jackowskich. Bardzo wielu księży, mimo zakazów swego biskupa, nie wyrzekło się narodowego ducha. Byli wśród nich także kapłani z Kociewia, pochodzący lub duszpasterzujący w tym regionie. Urodzony w 1828 roku w Świeciu Jan Sucharski, wikariusz w Brusach, wspólnie ze swoim proboszczem, Augustem Wika Czarnowskim, organizował nabożeństwa patriotyczne w parafii. Owe religijne demonstracje gromadziły wielu wiernych z całej okolicy, bowiem w sąsiedniej parafii, o 10 km odległym Wielu, podobne nabożeństwa były zabronione. Miejscowy proboszcz, ks. Antoni Henryk Siemer, był rodowitym Niemcem, który po otrzymanych święceniach kapłańskich w Pelplinie pracował w Miłobądzu i Leśnie. Ks. Siemer bezwzględnie sprzeciwił się urządzaniu manifestacji i nabożeństw patriotycznych. Za śpiewanie pieśni Boże, cos Polskę groził prokuratorem! Dlatego Polacy z tej parafii wybierali się na śpiewy do Brus. Dawny wikariusz ze Zblewa, ks. Jan Jakub Schwemiński, będąc proboszczem w Oliwie urządzał również nabożeństwa patriotyczne. Szczególnie znane było jedno z nich, odprawione 25 sierpnia 1861 roku w udziałem gości z kąpieliska sopockiego, którzy kolportowali pełny tekst Boże, cos Polskę, ucząc obecnych w kościele śpiewu. Urządzili także zbiórkę pieniężną, z której całą pokaźną kwotę przekazali proboszczowi dla biednych mieszkańców Oliwy mówiących po polsku. Wśród kuracjuszy z Sopotu w oliwskim kościele obecny był Teodor Jackowski z Lipinek Szlacheckich, który z tego powodu nie uniknął prześladowań policji pruskiej. Nachodzono go i przeprowadzano w mieszkaniu rewizje. Dla zamanifestowania polskości nadawała się każda patriotyczna rocznica. W Piasecznie 12 września 1861 roku, w odpust Matki Bożej Pomorza, obchodzono pamiątkę zwycięstwa oręża polskiego pod Wiedniem. Proboszczem był tam wówczas ks. Augustyn Schaefer, wprawdzie rodowity Ślązak, ale od 1834 roku przebywający na Kociewiu. Przed objęciem parafii w Piasecznie (1847) przez siedem lat był proboszczem w Walichnowach. Sekretarzował również w gniewskim oddziale Ligii Polskiej, założonej tam w 1848 roku. 287

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu



IV

NIŻ



Na poprzedniej stronie Rudno - trakt w kierunku Wisły. Gorzędziej - Kościół pw. św. Wojciecha, od strony Wisły.

KTÓRĘDY WIODŁY SZLAKI

D

awniej podróżowano tylko z konieczności - w handlowych interesach, na naukę do szkół, pielgrzymimi trasami, wojennymi drogami. Później także pod eskortą na zesłanie. W tym samym czasie, w IXX wieku, zaczęły się podróże dla przyjemności – celem poznawania świata i do „zdrojów”. Wyprawy krajoznawcze i do kurortów były jednak domeną ludzi bogatych, biednym pozostały wyprawy na jarmarki. Najstarsze środki lokomocji – koń i wóz – obecne były na drogach od wczesnego średniowiecza. Jeszcze wcześniej wędrowano przeważnie pieszo; nie każdy miał konia i wóz, a pokutne pielgrzymki należało odbyć na własnych nogach. Odległe od siebie o 30-40 km grody wyznaczały dzienne etapy pieszej podróży. Wędrując [przyp. red.: w tym rozdziale] omawianymi szlakami, począwszy od bursztynowego aż po te pocztowe, trzeba pamiętać, że przez stulecia podlegały one zmianom, rozbudowom. Rozwijały się, poszerzały, zmieniały nazwy, choć przebiegały często tą samą trasą. Dziś w miejscu piaszczystych czy gliniastych dróg mamy asfaltowe dywany, a konnych posłańców zastąpili zmotoryzowani turyści. Uczenie zaś można powiedzieć, że udokumentowane dzieje drogownictwa na Kociewiu liczą sobie trochę ponad 21 wieków. 299

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


WYPRAWY PO ŚWIĘTĄ ŻYWICĘ Tym szlakiem, pierwszym w legendzie i opracowaniach, wędrowano dawno temu, gdy cała środkowa Słowiańszczyzna była ziemią Wenedów. Wyznaczonymi trasami wędrowali po niej kupcy rzymskiego imperium. Zmierzali na obszar dzisiejszego Pomorza, głównie po bursztyn, zwany złotem Północy. Dlatego ówczesne drogi handlowe przez historyków zostały nazwane szlakami bursztynowymi. Ten starszy, pamiętający jeszcze wędrówki Celtów i czasy kolonizacji fenickiej, biegł drogą czarnomorską z Tyrasu wzdłuż Dniestru. Dalej doliną Sanu kupcy osiągali Wisłę i przez obecne Mazowsze docierali do delty Vistuli. Drugi szlak, interesujący nas bardziej, łączył wybrzeża Adriatyku i Bałtyku i przebiegał przez teren obecnego Kociewia. Kupiecka arteria wychodziła z Akwilei, prowadziła przez Savarię w dzisiejszych Węgrzech, do Carunutum nad Dunajem. Tu kończyło się państwo rzymskie i regularna bita droga. Dalej wiodła trasa, wyznaczająca tylko ogólny kierunek przez Morawy, Górny Śląsk, wschodnią Wielkopolskę i Kujawy, a dalej przez Pomorze do ujścia Wisły. Z ważniejszych w tej części grodów na szlaku wymienić należy Kalisz (Calissia) i Osielsk (Osielsko)-Fordon (Askaukalis), ale nas interesuje to, którędy biegł ostatni odcinek bursztynowej drogi, przechodzący przez ziemię kociewską.

Jantar - amber - bursztyn - elektron ...

Na mapach historycznych atlasów niezbyt precyzyjnie wykreślona linia wykazuje, że od Świecia rzymscy kupcy wędrowali wzdłuż Wisły przez grody okolic Gniewa i Tczewa. Może etapowymi ośrodkami były grodziska w Ciepłem i Gorzędzieju? Odgałęzienie szlaku prowadziło przez Skórcz i Starogard do „jantarowego brzegu”. Nie wiadomo jak wówczas, na przełomie starej i nowej ery, zwała się większość z tych miejscowości. Badania archeologiczne potwierdziły istnienie w tamtej epoce jeszcze innych grodów na szlaku. Świadczą o tym znaleziska rzymskich naczyń, ozdób, przedmiotów czy monet z różnych okresów, będące walorami wymiany ówczesnych

300

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


kupców znad Adriatyku. Bursztynem handlowano nie tylko u samych wybrzeży Bałtyku, zwanego wówczas Morzem Wenedzkim. Posiadali go również mieszkańcy grodów oddalonych od morza, bowiem jantar wydobywano w miejscowych kopalniach odkrywkowych. Skamieniała żywica zalegała pas całej Pomeranii, jako pozostałość pokładów geologicznych. Wymianę towarową z Rzymianami, której przedmiotem był głównie bursztyn, prowadzono aż w trzydziestu miejscowościach obecnego Kociewia, w tym również w Bursztynowie koło Lipinek. Od Świecia ku Tczewowi kupiecka droga bursztynowa wiodła zapewne przez Sartowice, Nowe, Opalenie, Nicponię, Gogolewo, Radostowo. W czasie prowadzonych prac wykopaliskowych w XIX i XX wieku, w każdej z tych miejscowości coś znaleziono. Najbardziej interesujące są monety rzymskie, pozwalające określić cezurę czasową w dolnym przedziale. Każda z monet informowała bowiem o panującym cesarzu. W samym Świeciu wykopano srebrne denary Trajana (98-117), obok w Mariankach złoty solid Leona (V w.). W Sartowicach o kupcach zaświadczała moneta z czasów Dioklecjana (284-305), zaś w Górnej Grupie i w Ciepłem denary Antoniusza Piusa (138-161). W Warlubiu znaleziono monety przedstawiające wizerunek Juliana Apostaty (361-363), natomiast w Radostowie środki płatnicze Anastazjusza I (430-518). Rzymscy kupcy, jak wcześniej wspomniano, poruszali się ponadto jeszcze jedną trasą. Od Nowego prowadziło odgałęzienie przez obecną Starą Janię do Skórcza i następnie przez Bobowo do Starogardu. Ku wybrzeżu szli dalej przez Więckowy i Skarszewy z pominięciem Tczewa. O Skórczu mówili rzymscy kronikarze opisujący ten szlak. Piliniusz II Młodszy nazwał ten gród Scurgon, a Klaudiusz Ptolomeusz w swoim dziele „Geografia” – Scurgum. Bursztyn był wówczas prawdziwym skarbem. Jego nazwa pochodzi od starogermańskiego bornsten, a to znaczy tyle, co płonący kamień. Służył nie tylko bogatym Rzymiankom jako ozdoba. Uciążliwe wyprawy na północ pozyskiwały tę cenną zdobycz chyba głównie dla potrzeb leczniczych. Mówią o tym jego rzymskie nazwy: kamień życia, święta żywica, słoneczny dar. O tych właściwościach, wprawdzie znacznie później, wiedziano również na Kociewiu. To zakonnicy znali tajemnicę sporządzania uzdrowieńczych mikstur i balsamów, które niejednego wyleczyły. To lekarstwo przywróciło zdrowie między innymi śmiertelnie choremu opatowi cystersów w Pelplinie (1402-1437), Piotrowi Hönigsfeldowi. Kiedy nie pomagało mu już żadne lekarstwo i dni jego były policzone, brat aptekarz konwentu z misternie zdobionego kielicha mszalnego odłupał kawałek bursztynu i roztarł go w moździerzu. Potem wymieszał bursztynowy proszek z winem i miodem. Zażywszy tego syropu, opat wyzdrowiał i żył jeszcze długo. Lecznicze zalety kamienia życia podkreślane są jeszcze dzisiaj w medycynie naturalnej. Ta święta żywica była ważnym lekiem już w czasach antycznych. W przeciwnym razie Rzymianie darmo by się nie fatygowali aż tak daleko nad jantarowe wybrzeże. 301

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


302

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


TRAKT BISKUPA WOJCIECHA Relacje o podróży biskupa Wojciecha pochodzą z wielu legend spisanych w różnym czasie i podających różny przebieg misyjnej trasy. Według jednej wersji podróż odbyła się Wisłą, inna mówi o szlaku lądowym, są też informacje o drodze morskiej. W Żywocie Świętego Wojciecha [przyp. red.: ta część została dodana w oparciu o najnowsze ustalenia historyczne] spisanym przez jego brata, uczestnika podróży misyjnej na Pomorze, stworzonym na potrzeby papiestwa w toczącym się procesie kanonizacyjnym, w przeciągu roku od męczeńskiej śmierci opisano przebieg trasy misji Świętego Wojciecha na Pomorze i do Prus. Na jego podstawie wybito obrazy o tej wyprawie na drzwiach gnieźnieńskich na początku XII wieku. Zatem według najlepszego źródła spisanego w krótkim czasie po śmierci Wojciecha wynika, że podróż odbywał rzeką Wisłą, chcąc przybyć w wielką sobotę do Gdańska, aby ochrzcić tamtejszych mieszkańców. Według legendy miał zatrzymać się na Kociewiu w okolicy Świecia oraz w Gorzędzieju, ale nie ma o tym mowy w Żywocie Wojciecha.

Zblewo - figura św. Wojciecha.

Biskup Wojciech przybywa do Gdańska pod koniec marca. W wielką sobotę zgodnie z ówczesną praktyką dokonał chrztu Gdańszczan. Następnie po odprawieniu 30 wojów, których na ochronę misji przydzielił polski książę Bolesław (Chrobry), wyruszył wraz z dwoma braćmi Radzimem Gaudentym (rodzonym bratem Wojciecha) oraz drugim bratem (zakonnym) Bochuszem (Benedyktem) drogą morską do Świętego Gaju. Tam poniósł śmierć męczeńską. I zgodnie z ustaleniami historyków po śmierci jego ciało zostało wykupione przez polskiego księcia i pielgrzymka z ciałem Wojciecha wyruszyła do Gniezna. Tyle na pewno wiemy z Żywotu Świętego Wojciecha. Reszta to legendy. Jedna z nich spisana przez Krzyżaków opowiada o pielgrzymce ze zwłokami świętego przez Pomorze, w trakcie której pielgrzymi odwiedzili wiele miejscowości. Świadczą o tym podania lokalne mówiące o tym, że biskup Wojciech zatrzymał się w wielu miejscowościach także Kociewia, w których następnie pobudowano kościoły i nadano im wezwanie św. Wojciecha. Jedna z opowieści traktująca o odwiedzinach Wojciecha, najczęściej powtarzana mówi o tym, że wyruszył z Wyszogrodu [przyp.red.: od tego momentu funkcjonuje oryginalny opis autora tj. Romana Landowskiego zawarty w maszynopisie] i wędrował lądem w asyście dwóch kapłanów Radzima (Gaudentego) i Bochusza (Benedykta). Wyprawę ubezpieczała 30-osobowa drużyna uzbrojonych wojów przydzielona przez Bolesława Chrobrego. Pierwszy ślad na tym lądowym odcinku o obecności świętego na ziemi kociewskiej znajdujemy w okolicach Świecia. Koło miejscowości Leosia biskup odprawił mszę, korzystając z wielkiego głazu narzutowego, który służył za ołtarz. Następnie przeprawił się przez Wdę, by odpocząć w Gródku. Kolejnym miejscem postoju były Lipinki, skąd misyjny trakt prowadził do Osieka. Z tego grodu Święty Wojciech udał się do Skórcza, który wówczas nazywał się zapewne inaczej, ale brak potwierdzeń, że był to jeszcze Scurgon. Postój trwał tam nieco dłużej. 303

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


312

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Linia kolejowa „Berlin - Królewiec” koło Zblewa.

ŻELAZNE DROGI

K

olej na Kociewiu pojawiła się w połowie XIX stulecia, w wyniku realizacji przez rząd pruski planów budowy Kolei Wschodniej, rozwijanej potem przez sześćdziesiąt lat. Było to wówczas nieco ponad ćwierć wieku od początków historii kolei, gdy w końcu września 1825 roku w Anglii, na odcinku Stockton – Darlington długości niecałych 16 km, ruszyła pierwsza parowa kolej. Lokomotywa Active – tak ją nazwał George Stephenson – ciągnęła 34 wagony o łącznym ciężarze 90 ton. Pociąg pokonał tę trasę w czasie 65 minut, osiągając średnią szybkość 14,5 km/godz., chociaż na pewnych odcinkach skład poruszał się z prędkością 20 km/godz. Tak się zaczęło. Po pięciu latach była już czynna linia kolejowa z Liverpoolu do Manchesteru. Na 56-kilometrowej trasie znajdował się tunel i 63 mosty. Pociąg pokonał tę odległość w 90 minut z prędkością dochodzącą niekiedy do 44 km/godz. W połowie XIX wieku parowozy dyszały już na żelaznych drogach Niemiec, Austrii, Francji, Szwajcarii, Hiszpanii oraz Danii. 313

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Tczew, budowa mostu - kafar wbija pale.

konkretne przeciwieństwa polityczno-strategiczne - Ostromecko (Fordon) oraz Toruń leżały blisko granicy. Szukano więc innego miejsca. Wybór padł na Tczew, który na linii Berlin – Królewiec sytuował się w najkorzystniejszym punkcie komunikacyjnym, zwłaszcza w perspektywie budowy w przyszłości dodatkowych linii na kierunku zachódwschód. Temu kierunkowi towarzyszył też już wcześniej poprowadzony bity trakt drogowy, który przechodził właśnie przez Tczew. O lokalizacji mostu w tym miejscu decyzja zapadła 14 stycznia 1845 roku na posiedzeniu prezesów prowincji pruskich, gdzie ustalono także przebieg linii kolejowej z Tczewa do Królewca. W dniu 8 września tego samego roku przystąpiono do pierwszych prac nad realizacją tego wielkiego przedsięwzięcia. Analiza gotowego już projektu nasunęła pewne wątpliwości. Projekt przewidywał konstrukcję rurową z małą rozpiętością przęseł. Równocześnie kłopoty finansowe i zawierucha rewolucyjnej Wiosny Ludów opóźniały fizyczne rozpoczęcie budowy, a to – jak się potem okaże – w sumie wyszło na korzyść mostu. By czasu nie tracić trwały w tym czasie prace przy regulacji Wisły oraz organizacji placu budowy.

316

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


W tymże czasie powstał nowy projekt według konstrukcji kratownicowej i ten został ostatecznie zatwierdzony do realizacji. Most był odporny na napór kry i odpowiadał normom żeglugi rzecznej. Konstrukcja była wzorowana na masowo wznoszonych w USA od 1820 roku drewnianych mostach kratowych.

Tczew, budowa mostu - przygotowywanie stóp pod wieże.

W Tczewie, na lewym brzegu przygotowywano plac budowy, wspólny dla potrzeb mostu i dworca kolejowego. Podczas niwelacji terenu zrównano wzgórze Zamajte, określane dzisiaj przez naukowców za osadę grodową z okresu przedlokacyjnego, a więc sprzed 1260 roku. Podczas robót niwelacyjnych natrafiono na sporo znalezisk archeologicznych. Z opracowań – wprawdzie szczupłych i niezbyt dokładnych – wynika, że to, co znaleziono, przekazano do Muzeum Prowincjonalnego w Gdańsku. Zbytnio nie przejmowano się tym, co jeszcze mogła kryć ziemia na wzgórzu. Pracowano szybko, bo kolej i most były najważniejsze, a ponadto pierwsze znaleziska nie potwierdzały ówczesnej tezy o germańskiej przeszłości tych ziem.

317

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Dla potrzeb budowy mostu i dworca utworzono w Tczewie kilka nowych zakładów wytwórczych i przeprofilowano niektóre już istniejące. W Knybawie wybudowano specjalną cegielnię dla produkcji żółtej cegły klinkierowej, z której będzie wzniesiony okazały dworzec oraz bramy i wieże mostu. Kamienie do budowy filarów zwożono Wisłą barkami, a w Tczewie na przygotowanym placu obrabiano je do właściwych rozmiarów. W miejscu dawnej cukrowni powstała cementownia. Żeliwne elementy odlewano w specjalnie za miastem powstałej odlewni, służącej później fabryce Muscatego (potem „Polmo”, obecnie „Eaton”). Na wspomnianym już placu nad Wisłą powołano wytwórnię kruszywa i oczyszczalnię żwiru. Do przemieszczania przytransportowanych wielkich metalowych segmentów mostu zamontowano specjalną suwnicę. Społeczną korzyścią wszystkich tych zabiegów były dodatkowe miejsca pracy dla miejscowej ludności. Za oficjalną datę rozpoczęcia wznoszenia mostu kratowego pod Tczewem uznaje się dzień 27 lipca 1851 roku. Wmurowano wtenczas kamień węgielny pod budowę przyczółka na tczewskim brzegu.

JAK UPLEĆ DZIEWICZYCH LASÓW

Tczew - pierwszy most kolejowy.

Odtąd prace postępowały mozolnie, ale z powodzeniem do przodu. Budowie towarzyszyło szczególne zainteresowanie. Nad Wisłą gromadzili się tczewianie, obserwując postęp prac. Budowa stała się częstym tematem w prasie. Nie było w tym nic dziwnego – powstawał przecież pierwszy na Pomorzu most dla żelaznej drogi, łączący dwa wiślane brzegi. Ten w Toruniu powstanie dopiero w 1872, w Grudziądzu w 1879 roku, a jeszcze później ten pod Opaleniem.

318

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ


Pierwszy etap budowy dotyczył głównie prac zbrojeniowo-murarskich. Ich efektem będą przyczółki mostowe, na których staną pięknie zdobione bramy. Zakres tych robót obejmował też wymurowanie pod konstrukcję metalową pięciu filarów, w tym dwóch w nurcie rzeki. Filary zostały potem wylicowane ciosanym kamieniem, ale południowa strona otrzymała okładzinę granitową. Na filarach i przyczółkach wyniesiono wieże w stylu angielskiego neogotyku – siedem par, czyli razem czternaście wież. Na owe wieże i bramy zużyto 15 milionów sztuk cegieł. Montaż metalowych elementów przeprowadzono w latach 1855-1857, a malowano je cały rok, już po otwarciu mostu, co nastąpiło 12 października 1857 roku. Do tego czasu ukończono też podobnej konstrukcji most nad Nogatem i położono tor między mostami. Te ostatnie 18 km między Tczewem a Malborkiem połączyło odcinkami powstającą linię Berlin – Królewiec. Tego samego dnia na zachodzie oddano do ruchu odcinek między Frankfurtem nad Odrą a Krzyżem przez Kostrzyń, co skróciło czas jazdy ze stolicy Prus, już z pominięciem Szczecina. Wszystko się odbyło bez wielkich uroczystości, ponieważ króla złożyła choroba, a w rejonach budowy panowała epidemia cholery. Odtąd most w Tczewie stał się obiektem ciągłych odwiedzin ciekawskich, zarówno zwykłych obywateli, jak i prasowych reportażystów, pragnących się pochwalić na łamach czasopism. Jednym z nich był Franciszek Salezy Dmochowski (1801-1871), pisarz, krytyk literacki, tłumacz i wydawca, syn Franciszka Ksawerego, też pisarza i sekretarza Hugo Kołłątaja.

Tczew - pierwszy most kolejowy.

Franciszek Salezy Dmochowski po swoich odwiedzinach napisał szkic z podróży, który się ukazał w Kalendarzu astronomiczno-gospodarczym na rok 1858.

319

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Dalszy wzrost znaczenia tczewskiego węzła i przejazdów przezeń nastąpił po zbudowaniu na Pomorzu mostów przez Wisłę. Ten w Toruniu, o długości 996 m, miał 17 przęseł, natomiast stalowa konstrukcja pod Grudziądzem, 1092 m długa, miała tylko 11 przęseł. Grudziądzki most został zbudowany w związku z powstałą w latach 1879-1887 linią kolejową Chojnice – Działdowo, przez Tucholę, Laskowice, Grudziądz, Brodnicę, na pewnym odcinku biegnącą przez Kociewie. Nowe mosty i uruchomione linie stworzyły możliwość nowych relacji z Gdańska do Warszawy. Wszystkie pociągi podążały nadal przez Tczew, Laskowice, bo połączenia bezpośrednie z Pomorza Zachodniego z pominięciem Gdańska, przez Bytów, Więcbork, utworzono dopiero na przełomie wieków.

Do ruchu wprowadzano coraz cięższy i szybszy tabor, wydłużano też składy pociągów – wszystko to zwiększało napór na torowiska, a przede wszystkim na mosty. Most kratownicowy w Tczewie nie był przystosowany do tak intensywnej eksploatacji. Po prostu konstruktorzy nie przewidzieli aż tak szybkiego rozwoju kolejnictwa. Po 1875 roku na tczewskim przyczółku zauważono pierwsze rysy i pęknięcia, które zmartwiły administratorów i mostowców. Wszystkie te okoliczności przekonywały do wybudowania nowego mostu, przystosowanego do aktualnych potrzeb i warunków. Decyzja taka zapadła w 1888 roku, w którym rozpoczęto też budowę. Ukończono ją po trzech latach, uwzględniając dwie zimowe przerwy.

324

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ

Tczew - drugi most kolejowy, pierwszy przeznaczono do komunikacji pieszej i kołowej.

Kociewski odcinek magistrali bydgoskiej odciążony został po 1883 roku, a więc po wybudowaniu na prawym brzegu Wisły - linii z Malborka do Grudziądza, która przejęła część przejazdów na południe, głównie transportu towarowego.


I znowu tczewianie – w kolejnym już pokoleniu – śledzili postępy prac mostowców. Nowy obiekt wzrastał w cieniu i w rytmie pierwszego. Usytuowano go w odległości 40 m po północnej stronie pierwszego mostu, równolegle do niego. Miał tyle samo filarów i taką samą rozpiętość przęseł. Kształt nowego obiektu, przeznaczonego wyłącznie do ruchu kolejowego, był wzorowany na moście przez Łabę pod Altoną. Na przyczółkach również stanęły wielkie bramy, choć już nie tak ozdobne jak mostu kratownicowego. Od początku eksploatacji, a więc od 1891 roku, był mostem dwutorowym. Starszy brat służył odtąd tylko pieszym i pojazdom kołowym.

Tczew - dworzec kolejowy, za nim tory i dwa mosty w kierunku Królewca.

W końcu XIX stulecia na Kociewiu powiało wielkim światem. Od 1896 roku berlińsko-królewiecką trasą kursować zaczął Nord-Express, międzynarodowy kurier z Paryża do Petersburga, przez Frankfurt, Berlin, Poznań, Tczew, Królewiec, Tallin. Para pociągów w obie strony kursowała trzy razy w tygodniu. Śmigły ekspres był ciągniony przez 10 m długi i 40 t ważący francuski parowóz Nord. Było to już po wprowadzeniu nowych konstrukcji wagonów kolejowych wyjątkowo zdolnego Amerykanina, Georga M. Pullmana. W składach pospiesznych pasażerowie korzystali z wagonów „pulmanowskich” (1863) z oddzielnymi zamykanymi przedziałami i bocznym korytarzem, a w ekspresach kolej oferowała jeszcze wyższy poziom wygód, a to ze względu na długie trasy. Przejeżdżający przez Kociewie NordExpress od początku kursowania składał się z ambulansu pocztowego i trzech wagonów sypialnych (niekiedy z dwóch sypialnych + salonka). Na przełomie stuleci (XIX/XX) dodano jeszcze wagon restauracyjny. Kurier zwiększył swoją szybkość, gdy zaczął go ciągnąć niemiecki parowóz Schwartzkopff w kształcie rakiety. Francuski Nord odtąd ciągnął pociągi pospieszne, a dzisiaj jest już tylko muzealnym eksponatem w Miluzie.

325

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Parowe lokomotywy z silnikiem tłokowym prowadziły Nord-Express do wybuchu pierwszej wojny światowej. Jego kursowanie wznowiono po 1926 roku, ale już na skróconej trasie, z wyłączeniem obszarów Rosji sowieckiej.

GĘSTNIEJE SIEĆ Przypomnijmy, że przez Kociewie do 1880 roku przebiegały dwie ważne europejskie magistrale kolejowe – południowa z Bydgoszczy i o kierunku wschódzachód. Rzeczywista era dróg żelaznych w tym regionie stała się odczuwalna po roku 1880, gdy dość intensywnie przystąpiono do budowy linii lokalnych i dojazdowych. To one zaczęły służyć zwykłym mieszkańcom.

W następnych dwóch latach kolej pojawiła się w północnej części regionu, łącząc torami Pszczółki, Sobowidz, Skarszewy – do pogranicznego Liniewa – linią biegnącą do Kościerzyny. Natomiast w 1888 roku zagęściła się sieć znowu na południu, bowiem połączenie uzyskało Świecie, pominięte w połowie wieku podczas budowy głównej trasy z Bydgoszczy. Dojazdówkę poprowadzono z Terespola Pomorskiego. W 1909 roku trwały tam prace nad przedłużeniem tej linii z Terespola do Więcborka, przez jeszcze kociewski Bukowiec. Pierwsze lata XX wieku zagęściły na Kociewiu sieć kolejami dojazdowymi, łączącymi ważne w regionie miejscowości z liniami nadrzędnymi. W 1902 roku

326

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ

Tczew - dwie z kolekcji trzech pocztówek przedstawiających panoramę miasta - widok z wieży.

Zaczęło się od wspomnianej już wcześniej linii z Chojnic do Laskowic przez Tucholę, Wierzchucin, która łączyła się z kilka lat wcześniej zbudowaną linią Jabłonowo – Grudziądz – Laskowice. Żelazną drogę przez Bory Tucholskie oddano w 1883 roku. Na kociewskiej ziemi połączyła Dragacz, Grupę, Jeżewo, Laskowice, Drzycim, Lniano na odcinku 35 km, co stanowiło połowę całej linii.


Skórcz otrzymał takie połączenie poprzez Smętowo, by po siedmiu latach dotrzeć do Opalenia i dalej przez Wisłę do Kwidzyna. W 1904 roku zbudowano żelazną drogę z Twardej Góry do Nowego, a po roku z Morzeszczyna do Gniewa. Również w 1905 roku Skarszewy uzyskały połączenie ze Starogardem. W ten sposób, korzystając z wcześniej już wspomnianych linii, z Kociewia można było dojechać koleją na drugą stronę Wisły na Mazury. Starogard stał się odtąd kolejowym węzłem komunikacyjnym. Linie z trzech kierunków skupiał też Skórcz, gdy w 1908 roku położono tory do Szlachty, łącząc nimi m.in. Lubichowo, Ocypel, Osieczną. Trzeba również zapamiętać, że linia Czersk – Laskowice (o której było wcześniej), otworzyła „okno na świat” mieszkańcom Tlenia, Osia i Śliwic.

Tczew - dwie z kolekcji trzech pocztówek przedstawiających panoramę miasta - widok z wieży.

Ostatnie roboty kolejowe widziano już w niepodległej Polsce, gdy w 1928 roku na zachodnich krańcach regionu powstawała linia Czersk – Bąk – Kościerzyna, a po dwóch latach Maksymilianowo – Bąk, stanowiące w tej części fragment „trasy węglowej” ze Śląska do Gdyni, z pominięciem Wolnego Miasta Gdańsk. Większość z tych linii jest już dzisiaj nieczynna. Zawieszono je w latach 1975-1995, a następnie stopniowo likwidowano. W pierwszej kolejności z rozkładów jazdy znikały połączenia dojazdowe. Obecnie, ponad 150 lat po rozpoczęciu ery dróg żelaznych, na Kociewiu, jak na całym Pomorzu, powrócił stan z początków kolei. Uczęszczane są dwie główne linie: bydgoska i chojnicka. Ostała się jeszcze kolej na „węglowej trasie”, widoczna na zachodnich rubieżach regionu – w Łęgu i w Szałamajach (gdzie do niedawna było można wsiąść do szynobusu). Przyjemność podróżowania koleją wśród borów należy już, niestety… do przeszłości.

327

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu



V

IN NE



Na poprzedniej stronie łąki gdzieś pomiędzy Zblewem i Gniewem Kociewski modrak z łąk pod Cisem koło Zblewa

BIBLIOGRAFIA Baranowski B., O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach. Łódź, 1988. Baranowski B., Życie codzienne małego miasteczka w XVII i VIII wieku. Warszawa, 1975. Bauer Z., Bouda J., Stare parowozy. Warszawa, 1986. Bądkowski L., Samp W., Poczet książąt Pomorza Gdańskiego. Gdańsk, 1974. Bielecki R., Tyszka A., Dał nam przykład Bonaparte. Wspomnienia i relacje żołnierzy polskich 1796-1815. T. 1-2, Kraków, 1984. Bielski M. Rezmer W., Bitwy na Pomorzu 1109-1945, Gdańsk, 1993. Biskup H., Labuda G., Dzieje zakonu krzyżackiego w Prusach. Gdańsk, 1986. Biskup M., Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim 1454-1466, Warszawa, 1967. Biskup M., Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521, Gdańsk, 1993. Bystroń J., Nazwy i przezwiska polskich grup plemiennych i lokalnych, Prace i Materiały Komisji Antropologicznej. T. 4, cz. 2. Kraków, 1925. Canaparius J., Świętego Wojciecha żywot pierwszy. Kraków, 1997. Ceynowa F., Sto frantovek z połudnjovéj częścj Pomorza Kaszubśkjego, osoblivje z zjemj Svjeckjéj, Krajni, Koczevja i Boróv. S dodatkjem trzech prosb na vesele. Świecie, [ca1866]. Codex diplomaticus Poloniae, (opr. i wyd.) L. Rzyszczewski i A. Muczkowski. T.II/1-2. Warszawa, 1847. Czaplewski P., Senatorowie świeccy, podskarbiowie i starostowie Prus Królewskich 1454-1772. Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu. R. 26-28, Toruń, 1921. Czaplewski P., Wykaz oficyałów gdańskich i pomorskich: od 1467-1824 r. Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu. R. 19, Toruń, 1912. Dzieje Pomorza Nadwiślańskiego od XII wieku do 1945 roku, red. W. Odyniec, Gdańsk, 1978. Fankidejski J., Obrazy cudowne i miejsca w dzisiejszéj dyecezyi chełminskiéj: podług urzędowych akt kościelnych i miejscowych podań. Pelplin, 1880. Fankidejski J., Utracone kościoły i kaplice w dzisiejszej diecezyi chełmińskiej: podług urzędowych akt kościelnych. Pelplin, 1880. Frydrychowicz R., Podania ludowe na Pomorzu z czasów wojen Napoleońskich, po większej części zebrane przez uczniów Collegium Marianum w Pelplinie. Pelplin, 1922. Gierszewski S., Struktura gospodarcza i funkcje rynkowe mniejszych miast województwa pomorskiego w XVI i XVII wieku. Gdańsk, 1966. Godlewski J, R., Odyniec W., Pomorze Gdańskie. Koncepcje obrony i militarnego wykorzystania od wieku XIII do roku 1939. Warszawa, 1982. Golicki J., Kociewie. Nazwa, granica, dialekt, grupy etniczne. Kociewski Magazyn Regionalny Nr 1, 1986. Góralski Z., Urzędy i godności w dawnej Polsce. Warszawa, 1983. Hardt R., Dzieje powstania i rozwoju węzła kolejowego w Tczewie. Praca magisterska, WSP Bydgoszcz, 1986. Historia Pomorza, T.1-2, red. G. Labuda, Poznań, 1972-1976. Ickiewicz K., Kasztel joannitów. Kociewski Magazyn Regionalny Nr 9, 1991, s. 31-37. Jasiński K., Zajęcie Pomorza Gdańskiego przez Krzyżaków w 1308-1309. Zapiski historyczne Towarzystwa Naukowego w Toruniu. T. 31, Z. 3. Toruń, 1966. Kiersnowscy T. i R., Życie codzienne na Pomorzu wczesnośredniowiecznym. Warszawa, 1970. Kizik E., Mennonici w Gdańsku, Elblągu i na Żuławach Wiś­lanych w drugiej połowie XVII i w XVIII wieku. Studium z dzie­jów małej społeczności wyznaniowej. Gdańsk GTN, 1994. Kondracki J., Geografia fizyczna Polski. Warszawa, 1965. Kreja B., Nazwy miejscowe Kociewia i okolicy. Gdańsk, 1988. Kreja B., O nazwie Kociewie (w:) Kociewie II. Gdańsk, 1987. Kuczyński S. M., Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411. Warszawa, 1987. Kujot S., Dzieje Prus Królewskich. Cz. 1. Do roku 1309. Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu. R. 20, Toruń, 1913.

333

Dawno temu i jeszcze dawniej na Kociewiu


Roman Landowski (1937-2007)

Pisarz, publicysta, regionalista, członek Związku Literatów Polskich. Rodowity Pomorzanin urodzony w Świeciu nad Wisłą, w latach 1950-2001 mieszkał w Tczewie, później w Czarnej Wodzie. Zmarł 22 sierpnia 2007 roku. Z wykształcenia bibliotekarz. Większość swej pracy zawodowej poświęcił książce – był księgarzem, bibliotekarzem, redaktorem, wydawcą. Wcześniej pracował też jako animator kultury, reżyser teatrów amatorskich. W latach 1964-1976 prowadził założony przez siebie teatr poezji i publicystyki – Scena Literacka „Propozycje”. Od 1985 do 2007 roku kierował Kociewskim Kantorem Edytorskim, w którym redagował m.in. Kociewski Magazyn Regionalny, był również redaktorem w Wydawnictwie „Bernardinum”. Debiutował w 1958 roku utworami poetyckimi na antenie Gdańskiej Rozgłośni Polskiego Radia, a także na łamach prasy. Spośród wydanych ponad dwudziestu publikacji książkowych, większość dotyczy rodzinnego Pomorza i Kociewia. W ostatnich latach życia opublikował dwie powieści Powrót do miejsc pamiętanych i Cierpki smak rajskiego jabłka oraz Nowy bedeker kociewski, za który w 2003 roku otrzymał prestiżową nagrodę honorową przyznawaną na Kociewiu – medal Chwalba Grzymisława. Za całokształt swojej działalności otrzymał szereg nagród, odznaczeń i wyróżnień, m.in. złotą odznakę Zasłużony Działacz Kultury, medal Zasłużonym Ziemi Gdańskiej, Srebrny i Złoty Krzyż Zasługi. Władze samorządowe uhonorowały go medalem Pro Domo Trsoviensi, wyróżnieniem Tczewianin Roku 2000, a w 2002 roku tytułem Honorowy Obywatel Miasta Tczewa. Pozostawił po sobie bogatą twórczość nie tylko z dziejów Tczewa i Kociewia. Pozostawił także ogromną spuściznę w postaci nieopublikowanych jeszcze utworów. 336

Roman Landowski - NA ZIEMI ŁAGODNEJ



Trzymacie Państwo w ręku wyjątkową książkę. Oto w formie gawęd i opowieści, kreślonych ręką Romana Landowskiego, zostały naszkicowane w niej dziedzictwo kulturowe i historia Kociewia. Autor wiele lat poświęcił na poszukiwania informacji o naszym regionie - opracował je i spisał, a efekt widzicie. Do tekstów dołączyliśmy szereg ilustracji, które uatrakcyjnią i wzbogacą lekturę. Mamy nadzieję, że ta publikacja stanie się ważną pozycją w edukacji regionalnej Kociewia. Przytoczone poniżej fragmenty recenzji wskazują na rangę tej książki w naszej kulturze. Zapraszamy do lektury. Lech J. Zdrojewski

Z recenzji naukowej dr. Krzysztofa Kordy: (...) uważam że jest to bardzo ciekawy materiał na książkę. Przypomina mi bardzo z uwagi na język i edukacyjny charakter publikacji – inną książkę tegoż Autora. Mianowicie: „Tczew - spacery w czasie i przestrzeni” z roku 1995. (...) Na uwagę zasługuje fakt, że książką jest też przewodnikiem, zachętą do poznawania Kociewia. (...) Kilka z opisanych przez Romana Landowskiego szlaków może zostać zrealizowanych (...) i tym samym publikacja będzie żyła swoim drugim życiem – w terenie. Gorąco do tego namawiam (...) samorządy kociewskie, a nade wszystko Lokalną Organizację Turystyczną Kociewie. (...) Z recenzji naukowej dr hab. Marii Pająkowskiej-Kensik, prof. UKW: (...) przez lata czuwał nad współczesnym obrazem regionu. Napisane przez niego gawędy często stają się tekstem popularnonaukowym, opartym na różnorodnych źródłach. Bogactwo odniesień historycznych i kulturowych, talent pisarski Romana Landowskiego – składają się na dzieło – w swoim rodzaju niezwykłe i bardzo ważne, w dorobku godnym prezentacji w Roku 6. Kongresu Kociewskiego.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.