MOJA ZIEMIA nr.44 / LUTY 2019

Page 1



Od redakcji

Koncert kolęd

Gertruda Stanowska, Tomasz Damaszk, Piotr Wróblewski

Piotr Wróblewski

Tym numerem zawitaliśmy do Państwa domów później niż zwyczajowo w okresie świątecznym, bożonarodzeniowym. Nie mniej mamy jeszcze zimę, która wprawdzie wygląda jak przedwiośnie, ale kalendarzowo to jeszcze zima. A pamiętacie Państwo zimę 40 lat temu? Dla pokolenia, które z racji wieku nie może jej pamiętać, polecam artykuł Piotra Wróblewskiego p.t. ”Moje wspomnienie nocy sylwestrowej 31 grudnia 1978/1 stycznia 1979”. Co jeszcze w tym numerze? Przedstawiamy relacje z uroczystości i nawiązującą do nich fotokronikę. I tak: Piotr Wróblewski relacjonuje przebieg 1. koncertu kolęd , a ks. Arkadiusz Orłowski przebieg Orszaku Trzech Króli w Zblewie. Krzysztof Bagorski pisze o uroczystości wprowadzenia relikwii ks. Jerzego Popiełuszki do kościoła parafialnego w Borzechowie. Zamieszczamy też wspomnienie Edmunda Zielińskiego o zmarłym na przełomie roku, w wieku 88 lat, Franciszku Wysokińskim, znanym w tej części powiatu długoletnim lekarzu. W stałej rubryce: „Z życia Zrzeszenia” informujemy o naszych, zrzeszeniowych działaniach w okresie listopad 2018- luty 2019. Tak jak w poprzednich numerach przybliżamy sylwetki ludzi, ich pasje i dorobek. Tym razem Piotr Wróblewski przeprowadził wywiad z właścicielami firmy POLBUD ze Zblewa, panami Patrycjuszem Szachtą i Grzegorzem Piątkiem. Z panem Edmundem Zieliński ciekawy wywiad przeprowadziła wnuczka, Monika Pawelec. W poprzednim numerze Mojej Ziemi, relacjonując przebieg 1. Walnych Plachandrów Kociewskich w Piasecznie informowaliśmy o wynikach konkursów, jakie odbywały się w trakcie imprezy. Odbył się wówczas XXV Przegląd Kociewskich Zespołów Folklorystycznych. Uczestniczył w nim zespół „Kociewska Familija” z Pinczyna i zajął II miejsce w kategorii wokalno - instrumentalnej. Okazuje się, że jest on obecny na tych przeglądach od początku swego istnienia. Ale więcej o tym i samym zespole przeczytacie Państwo w artykule Zyty Mikołajewskiej. Przedstawia też szeroko najnowszy projekt zespołu. „Wesele Kociewskie”, bo o nim mowa, zachwyca... „Kociewska Familija” zaprasza serdecznie na spektakl i przyjmuje zaproszenia na występy. Uzupełnieniem relacji Zyty Mikołajewskiej jest materiał Gertrudy Stanowskiej o szczególnych gościach weselnych - Maszkach. „Moja Ziemia” często nawiązuje do przeszłości. Przypomina warunki, w jakich żyło się kiedyś na wsi. Edmund Zieliński wraca często z nostalgią do lat swego dzieciństwa. Jego wspomnienia redakcja uzupełnia dodatkowymi materiałami. Np. w 42 numerze M Z /lipiec 2018/ był to artykuł zatytułowany „Maślnice”. W tym numerze odnotowujemy wspaniały projekt, którego realizacji podjęło się Koło Gospodyń Wiejskich ze Zblewa. Opisują go Piotr Wróblewski i Gertruda Stanowska w artykule „Jak to dawniej na Kociewiu…”, jako że scenariusz przedsięwzięcia realizowany jest w dwóch wersjach: dla starszych i młodszych. Autorem obu scenariuszy jest pan Mirek Umerski. Ma on gadkę, oj ma. Z treścią wersji dla dorosłych, możecie się Państwo zapoznać sami. Mamy nadzieję, że słownik kociewsko- polski nie będzie potrzebny. Na koniec trochę rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Wyce i faksy zapraszają! LUTY 2019

„Polska posiada najwięcej pieśni bożonarodzeniowych - niemal dwieście kolęd i czterysta pastorałek - żaden inny kraj na świecie nie może pochwalić się takim zbiorem.” Te słowa mogli usłyszeć uczestnicy Koncertu Kolęd, jaki został zorganizowany przez Kociewski Oddział Zrzeszenia KaszubskoPomorskiego w Zblewie wraz z Parafią w Zblewie 21 grudnia 2018 roku. Miejscem imprezy był kościół parafialny pw. św. Michała Archanioła - na tę okazję nagłośniony i wielobarwnie oświetlony przez specjalistów z Fabryki Imprezy ze Starogardu. Mimo, że był to czas przedświątecznej krzątaniny, a i pogoda raczej nie zachęcała do wyjścia z domu, wszystkie ławki w kościele były wypełnione. Spotkanie oficjalnie otworzył proboszcz ks. prałat Zenon Górecki. Specjalne opracowanie na temat historii kolędy przygotował ks. Paweł Orłowski - wikary w zblewskiej parafii. Jego tekst wykorzystali konferansjerzy, czyli Beata Kośnik i Piotr Wróblewski. Kolędy śpiewała Ewelina Rytelewska. Towarzyszył jej zespół w składzie: Marcin Piotrowski – gitara akustyczna, Beata Sprengel - skrzypce, Jeremi Pawełek – perkusja, Karol Szczodrowski – instrumenty klawiszowe, Piotr Gralewicz - gitara basowa, Jan Pawełek - gitara elektryczna. Na zakończenie podsumowania koncertu dokonał prezes zblewskiego oddziału ZK-P - Tomasz Damaszk. Wyrazy wdzięczności i słowa podziękowania wyraził również Przewodniczący Rady Gminy Zblewo – Leszek Burczyk. Patronatem medialnym imprezę objęły: Radio Głos, Moja Ziemia i Kurier Zblewski. Impreza mogła się odbyć dzięki sponsorom. Oto oni: BośMet, Ciecholewski-Wentylacje, Doner King, Kropek, Namioty Libera, Polbud, SG Sakowicz-Tarakan, Termowent z Chojnic oraz jeden anonimowy darczyńca.

3


Orszak Trzech Króli ks. Paweł Orłowski 6 stycznia 2019 już po raz czwarty odbył się w Zblewie Orszak Trzech Króli. Wydarzenie i tym razem inspirowane było przez ks. prałata Zenona Góreckiego, proboszcza parafii i p. Lucynę Błaszak, dyrektor Szkoły Podstawowej w Zblewie. Dzięki współpracy parafii i szkoły przygotowany został kolorowy pochód, do którego włączyło się ok. 400 osób. Tegoroczna edycja odbywała się pod hasłem Odnowi oblicze ziemi. Trzej Królowie, reprezentujący trzy pokolenia, wyruszyli w drogę, aby zanieść do Stajenki pragnienia odnowy oblicza Ziemi, odnowy oblicza naszej Ojczyzny oraz odnowy każdego serca. W rolę mędrców wcielili się: p. Leszek Burczyk, Przewodniczący Rady Gminy, p. Piotr Kropidłowski, lokalny przedsiębiorca i przedstawiciel młodzieży, Szymon Piątkowski. Każdemu z królów odpowiadał jeden z kontynentów, który reprezentowała grupa młodzieży w czerwonych, zielonych i niebieskich strojach. Przygotowaniem orszaków zajęły się panie katechetki: Irena Czaja, Beata Kośnik i Joanna Makowska. Kolorom kontynentów przyporządkowane były także barwne balony, które zasponsorował p. Mariusz Jachlewski. Dzięki przygotowanym przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Orszak Trzech Króli i rozdawanym podczas spotkania koronom, każdy mógł poczuć się monarchą. Śpiew natomiast ułatwiły orszakowe śpiewniki. Trasa przebiegała ulicami Kościelną i Główną. Podczas marszu widzowie spotkali nienawistnego Heroda, który próbował zatrzymać przechodniów w swoim pełnym pychy, złości i zazdrości pałacu oraz właścicieli gospody, namawiających do życia w brudzie i moralnym bałaganie. Obie scenki były przegotowane przez utalentowaną młodzież ze szkoły w Zblewie. Do orszaku przyłączyła się także Gminna Orkiestra Dęta pod kierunkiem p. Wacława Ossowskiego i Mariusza Rogaczewskiego. Czekali oni przy scenie pasterzy, którą przygotowali panowie: Roman i Piotr Rambowscy oraz Andrzej Baran. Ogromną radość uczestnikom orszaku sprawił występ dzieci z Gminnego Przedszkola w Zblewie. Przedszkolaki przebrane za anioły, zatańczyły anielski układ przygotowany pod kierunkiem p. Joanny Wesołowskiej. Przedostatnią sceną orszaku była pantomima ukazująca walkę dobra ze złem. Bezpośrednio po niej uczestnicy orszaku powędrowali do stajenki, gdzie czekała już święta rodzina. Wcielili się w nią: Karolina i Adam Piątkowscy. Przy fanfarach wykonywanych przez orkiestrę, królowie złożyli dary i oddali pokłon nowo narodzonemu dzieciątku.

W przedsięwzięcie zaangażowało się także Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży naszej parafii oraz pracownicy Gminnego Ośrodka Kultury, którzy przygotowali gorącą herbatę i kakao. Całość orszaku zabezpieczali miejscowi policjanci oraz strażacy z OSP Zblewo.

Relikwia Błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki w Borzechowie Krzysztof Bagorski W Borzechowie, w kościele Świętej Anny, w piątek 19 października 2018r. wierni mogli uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu. Odbyła się Uroczystość Wniesienia Relikwii Błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Uroczystość rozpoczęła się o godzinie 17.00. Jeszcze przed mszą zespół „Stokrotki” z Borzechowa pod kierownictwem Adama Benkowskiego wykonał kilka utworów przeplatanych ważnymi faktami z życia ks. Jerzego Popiełuszki. W ten sposób dzieci i młodzież z zespołu przypomniały i przybliżyły postać Błogosławionego. Choć ksiądz Jerzy Popiełuszko jest powszechnie znany, to jednak warto było nawiązać do jego historii. Poza młodzieżą również dorośli mogli uzupełnić swoją wiedzę o Błogosławionym. Szczególnie, że to wydarzenie sprawiło, że przyszły Święty miał stać się od tego dnia postacią szczególnie ważną dla parafii. W asyście dwudziestu księży wniesiono do kościoła Relikwiarz z Krwią Błogosławionego. Mszy koncelebrowanej przez zgromadzonych księży z dekanatu Zblewo i Archidiecezji Gdańskiej przewodniczył ksiądz prałat Zenon Górecki ze Zblewa. Wśród celebrantów byli dwaj koledzy Błogosławionego z wojska: ks. Józef Słupski (parafia Kaliska) i ks. Edward Kampen (parafia Kleszczewo Kościerskie). Relikwię Proboszcz parafii Świętej Anny, Adam Kapelusz otrzymał od Kanclerza - Kustosza Relikwii ks. dra Andrzeja Kakareko kanonika Kurii Metropolitalnej w Białymstoku. Wśród gości był Wójt Gminy Zblewo, Artur Herold, a także były przewodniczący Solidarności poseł Janusz Śniadek. Trzeba tu przypomnieć, że ks. Jerzy jest Patronem Solidarności.

Na zakończenie ks. prałat Zenon Górecki odczytał fragment Ewangelii o pokłonie trzech mędrców i wspólnie zaśpiewano kolędę Bóg się rodzi.

Było bardzo uroczyście. Pod koniec mszy poświęcony został obraz przedstawiający ks. Popiełuszkę, który będzie uzupełnieniem dla Relikwii.

Niezwykle miłą niespodzianką okazały się kalendarze na nowy rozpoczynający się rok, które Pan Artur Herold, wójt naszej gminy, przygotował dla uczestników orszaku.

Wszyscy uczestnicy mszy otrzymali kartkę z kopią tego obrazu.

4

MOJA ZIEMIA


Piękny relikwiarz ufundowali wierni Parafii.

Dlatego naturalnym pomysłem było wykonanie podobnego wizerunku, tym razem księdza Jerzego. Zaproponowane mi przez proboszcza zdjęcie było akurat tym, które już kiedyś chciałem wykorzystać do obrazu poświęconemu Popiełuszce. To też był powód do satysfakcji dla mnie, ponieważ wybrana fotografia należy do jednych z moich ulubionych Błogosławionego. Ksiądz Jerzy ma na nim dłoń włożoną między guziki sutanny w miejscu, w którym jest przypięty orzełek w koronie z Matką Boską Ostrobramską. Identyczny wizerunek godła dostałem od rodziców w 1989 roku, kiedy dostałem się do Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni. Mój jest w formie zawieszki na łańcuszek. Noszę go do dzisiaj od blisko 30 lat. Wracając do samego obrazu, od początku chciałem by miał on wyraz symboliczny i chciałem by lekko pochylona głowa Popiełuszki patrzyła na Polskę. Cała uroczystość była też formą uczczenia 100 lat Niepodległości. Pomysł niezły, ale jak go przedstawić? Pomógł przypadek. Tak się złożyło, że w międzyczasie, czyli od momentu początku pracy nad portretem - a było to jeszcze w sierpniu 2018 roku - jechałem do Krakowa. Wracając, odwiedziłem Jasną Górą. To był mój pierwszy raz. Przejeżdżając przez Częstochowę naturalnym było, że skorzystałem z tej okazji. Wtedy pomyślałem, że Klasztor na Jasnej Górze byłby idealnym przedstawieniem Polski, symbolicznym ukazaniem ostoi polskości świetnie wpasowując się w rok obchodów Odzyskania Niepodległości. Kiedy wróciłem do domu, już wiedziałem jak będzie wyglądał jeszcze nieskończony obraz, na którym już był wizerunek księdza Jerzego. Wystarczyło tylko umieścić w dole portretu właśnie widok na ten klasztor. Księdzu proboszczowi spodobał się ten pomysł, jednak dopiero gdy zobaczył już gotowy obraz, nabrał pewności, że wszystko pasuje do siebie. Dla odpowiedniego efektu powiększyłem tylko orzełka na sutannie tak, by ludzie mogli dobrze widzieć mój zamysł i światło, które bije od Orła oświetlające Jasną Górę w dolnej części obrazu. Podobnie jak poprzedni portret Jana Pawła II i ten obraz wykonałem w technice pastelu i w formacie 100/70 cm. Nigdy nie przypuszczałem że będę miał okazję wykonać obraz do kościoła, dlatego też teraz, gdy zrobiłem już drugi do mojej borzechowskiej parafii, jestem bardzo szczęśliwy i dumny że mogłem przedstawić wizerunki tak ważnych i wyjątkowych dla Polski postaci.

Franciszek Wysokiński Przyjaciel chorych nie żyje. Edmund Zieliński Miałem przyjemność spotkać się osobiście z lekarzem Panem Franciszkiem Wysokińskim. Ale najbardziej znałem go z opowiadań ludzi chorych. Był postacią bardzo znaną, nigdy nie odmawiającą pomocy ludziom w różnych dolegliwościach. Często chorzy polecali, jeden drugiemu, lekarza Pana Franciszka mówiąc; jyno idź do Wisokińskiygo, ón ci pomoże. Jego diagnozy były zazwyczaj trafne, jednak nie wymądrzał się i w razie jakichkolwiek wątpliwości kierował pacjenta do właściwego specjalisty. Po skończonych studiach, od 1953 roku praktykował w Szpitalu Powiatowym w Starogardzie, dziś znajduje się tam Dom Opieki Społecznej. Po sześciu latach podjął praktykę w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Osiecznej. Od 1962 roku związał się z Ośrodkiem Zdrowia w Kaliskach, gdzie leczył ludzi do końca swoich zawodowych dni. Kiedy zachorował mój starszy brat, ten poprosił o zbadanie Pana Franciszka Wysokińskiego. Diagnoza była jednoznaczna – nowotwór trzustki. Miałem okazję jechać do szpitala w Starogardzie na wizytę do mego brata samochodem Pana Franciszka Wysokińskiego. Jadąc, rozmawialiśmy o różnych sprawach. O chorobie brata też. To było moje przedostatnie spotkanie z tym zacnym człowiekiem. Ostatni raz spotkaliśmy się u naszego przyjaciela w ogrodzie, było to latem, może z sześć lat temu. Odwiedziłem przy jakiejś okazji państwa Bernarda i Renatę Damaszków. Rozsiedliśmy się przy herbacie w ogrodzie pełnym drzew i dojrzewających owoców. Jednym z tematów był wpływ herbaty rumiankowej na nasz organizm, że jednym służy innym nie, że też ma swoje skutki uboczne. Ja odjechałem, a Pan Franciszek Wysokiński rozprawiał dalej z Bernardem. Dziś nie ma już wśród nas ani Bernarda, ani Pana Wysokińskiego. Może dalej debatują w niebieskim ogrodzie, tym razem o ziemskim życiu i jego wpływie na uzyskanie szczęśliwości wiecznej. Szanowny Panie Franciszku! Dziękujemy za twoje dobre serce, że dla chorego byłeś nie tylko lekarzem, ale przede wszystkim przyjaznym człowiekiem.

Dobry Boże obdarz Go Szczęśliwością Wieczną. W 2003 roku Rada Gminy w Kaliskach uhonorowała Pana Franciszka Wysokińskiego tytułem Honorowego Obywatela Gminy Kaliska. LUTY 2019

5

Źródło fotografii: www.facebook.com/gminakaliska

Jeśli chodzi o mnie, to osobiście był to dla mnie ważny dzień. Miałem zaszczyt wykonać wyżej wspomniany obraz, właśnie na tę okazję. Kiedy ksiądz proboszcz Adam Kapelusz zwrócił się do mnie z tą propozycją byłem bardzo szczęśliwy. Szczególnie, że w 2012 roku wykonałem już jeden obraz dla kościoła Świętej Anny w Borzechowie, a był to portret Świętego Jana Pawła II, który w tym czasie został kanonizowany.


Z życia Zrzeszenia Zarząd Dnia 16 listopada 2018 roku w Publicznej Szkole Podstawowej w Bytoni wspólnymi siłami nauczycieli i członków zblewskiego oddziału ZK-P zorganizowano wieczór poezji pt. „Biały Orle, szybuj po błękitnym niebie…“ Wystąpił zespół „Canto“ ze Starogardu Gdańskiego oraz Paulina Rezmer i Mateusz Brucki, którzy recytowali pozję patriotyczną. Montaż słowno – muzyczny „Pisk Białego Orła“ przedstawili uczniowie bytońskiej szkoły. Jak zawsze wielkim aplauzem cieszył się występ nauczycieli z Bytoni. Imprezie towarzyszyła wystawa malarstwa pt. „Polskie pejzaże“ autorstwa Malwiny Dzwonkowskiej, Zofii Sumczyńskiej i Krzysztofa Bagorskiego. Dodatkiem do chwil spędzonych na duchowej uczcie: muzyce, poezji i kontenplacji polskich krajobrazów był słodki poczęstunek, którym uczestników uraczyła firma „Kropek“. •

16 listopada 2018 roku odbyła się tradycyjna zabawa andrzejkowa. Miejscem imprezy była zagroda „Nad Stawami” Pana Józefa Peki.

9 grudnia 2018 roku w Gańsku braliśmy udział w uroczystości poświęcenia i nadania nowego sztandaru Zarządu Głównego ZK-P.

21 grudnia 2018 roku z naszej inicjatywy odbył się w zblewskim kościele parafialnym I Koncert Kolęd. Szerzej o koncercie przeczytacie Państwo w artykule Piotra Wróblewskiego.

12 stycznia 2019 roku braliśmy udział w nagraniu programu regionalnego TVP 3 Gdańsk pn. Dycht Kociewie“. Nagranie miało miejsce w Kociewskiej Izbie Regionalnej w Bytoni.

16 stycznia 2019 roku odbył się Zarząd naszego oddziału, na którym podsumowaliśmy ubiegły rok i omówiliśmy plany na rok 2019. Dużo uwagi poświęciliśmy 2 edycji Kociewskich Plachandrów, które odbędą się 25 sierpnia w Wirtach.

Trwają prace nad kapliczką, która z inicjatywy naszego zblewskiego oddziału ZK-P stanie wkrótce w ogrodach biskupich w Pelplinie. Umieszczona w niej będzie figura Matki Bożej Piaseckiej – Królowej Pomorza. 9 listopada ubiegłego roku został zalany fundament. 13 lutego zamontowano dębową kapliczkę, ufundowaną przez Nadleśnictwo Kaliska. Inicjatywę wsparli sprzętem i robocizną członkowie naszego oddziału: Grzegorz Tarakan, Grzegorz Piątek, Marek Pawelec, Andrzej Ossowski i Jakub Piechowiak oraz firmy: „Bat“ Sierakowice, „Ciecholewski Wentylacje“ z Koźmina, „Broker“ ze Starogardu Gdańskiego, Nadleśnictwo Kaliska a także Stanisław Szarmach.

FOTO: Tomasz Damaszk

Ukazały się publikacje po 1. Walnych Plachandrach oraz Plenerze Artystów Ludowych w Bytoni i Jarmarku Kociewskim w Wirtach, które dostępne są na stronie www.skarbnicakociewska.pl.

6

MOJA ZIEMIA


FOTO: Lech J. Zdrojewski

Zima stulecia 1978/79. Moje wspomnienie nocy sylwestrowej 31 grudnia 1978 / 1 stycznia 1979 Piotr Wróblewski Pracowałem wtedy w Gminnym Ośrodku Kultury w Laskowicach. W sylwestrowe popołudnie miałem odebrać od krawca garnitur, który oddałem do poprawek. Chmury się zbierały ale śniegu było niewiele. Ten, który spadł w okolicach Świąt Bożego Narodzenia był odgarnięty, zamieciony. Drogi były całkiem pozbawione śniegu. Około trzeciej po południu poszedłem do krawca; właśnie wtedy zaczęło pruszyć a wiatr się wzmagał. Wróciłem do GOK-u, bo koledzy z zespołu „Qercus” mieli grać na zabawie sylwestrowej w sąsiednich Krąplewicach, w pegeerowskiej świetlicy i trzeba im było wydać sprzęt nagłaśniający. Przyjechał po nich kierowca Żukiem. Zapakowali sprzęt i wyjechali. Po niecałej godzinie, gdy już już miałem wychodzić, jeden z członków zespołu niespodziewanie wrócił. Okazało się, że śniegu nasypało już sporo, wiatr nawiał zaspy i żuk w jednej z nich zarżnął. Trzeba był zadzwonić do Krąplewic po pomoc; z PGR-u przysłano ciągnik gąsienicowy. Ja wybierałem się na prywatkę do Grudziądza. Pociąg miał planowo wyjechać o osiemnastej i – oczywiście – zjawiłem się na dworcu kolejowym dziesięć nimut przed odjazdem. Ponieważ było już dość zimno, więc ubrałem się stosownieciepłe buty, płaszcz kolejowy i takaż czapka z nausznikami; półbuty zapakowałem do czarnej teczki. W takim stroju wyglądałem na pracownika PKP. A na dworcu ruch niesamowity! Wjechały pociągi z Gdyni, Łodzi, Chojnic (mój, który miał jechać do Grudziądza), Czerska i Bydgoszczy. Ludzie się przesiadali... Niestety, z powodu zasypanych torów żaden z pociągów nie mógł odjechać. Podróżni zajęli poczekalnię i restaurację; były też dwa zespoły muzyczne. Megafony zapowiadały kolejne, coraz większe opóźnienia... Pociąg do Grudziądza – przepełniony do niemożliwości - wyjechał około dwudziestej pierwszej (trzy godziny opóźnienia!). Do Grudziądza dotarł przed dwudziestą drugą. Zdążyłem na tramwaj. Szyby w wagonie były całkowicie zamrożone – wychuchałem sobie małą dziurkę, żeby widzieć, gdzie jestem. Na niewiele się to zdało i gdybm nie liczył przystanków, wysiadłbym albo za wcześnie, albo za późno. Bawiliśmy się wspaniale. Jakby nie było – stanowiliśmy zgrane towarzystwo z jednej klasy licealnej. Pozostały z imprezy zdjęcia i wspomnienia... Następnego dnia, w Nowy Rok na dworzec grudziądzki dotarłem pieszo. Tramwaje nie jeździły. Mróz tęgi. Ale niebo błękitne, bezchmurne, rozświetlone słońcem. Wiatru nie było, więc mróz nie był dokuczliwy. Ubrany w kolejarski uniform, ze spuszczonymi nausznikami LUTY 2019

dotarłem na dworzec. A tam pełna poczekalnia, cisza, bo megafony zamarzły, tory i perony puste. Zaczepiła mnie jakaś młoda kobieta i – widać wzięła mnie za wracającego ze służby kolejarza – zaprowadziła do dworcowej świetlicy, w której zorganizowano „rozgrzewalnię”; rozdawano tam zupę i gorącą heratę. Załapałem się na herbatę. Około południa odjechał pociąg do Laskowic – całkiem niezgodnie z rozkładem i z jednym tylko pasażerem; wyszedłem na peron i widząc stojący pociąg zapytałem obsługę, dokąd i o której godzinie odjeżdżają. Powiedzieli, że jadą do Laskowic właśnie, odjazd zaś nastąpi wtedy, gdy na semaforze zapali się zielone światło. Ale kiedy to będzie – nie wiadomo. Wsiadłem i po chwili pociąg ruszył. Do Laskowic dojechał bez przeszkód – tory były wolne od śniegu. Tymczasem na dworcu w Laskowicach właśnie kończyła się impreza. Ponieważ poprzedniego wieczoru część pociągów nie odjechała, pasażerowie urządzili w dworcowej restauracji bal sylwestrowy. A, że byli wśród nich muzycy, miał kto grać do tańca. Następnego dnia koledzy z „Qercusa” przywieźli do GOK-u sprzęt. Okazało się, że zagrali na nim tylko jeden kawałek i ... wysiadła elektryczność. Na szczęście mieli ze sobą gitarę akustyczną, akordeon i saksofon, i – oczywiście – perkusję. Uczestnicy zabawy pobiegli do swych domów po świeczki. Zabawa była w iście przedwojennym stylu. Podobno dawno już tak dobrze się tam nie bawiono. Kolejne dni stycznia były bardzo trudne. W GOK-u brakowało węgla na opał i trzeba było zawiesić działalność. Szkołę także zamknięto. Nie ostatni raz, niestety. Zimy w latach 1981-85 także były dokuczliwe. Choć klęski żywiołowej więcej nie proklamowano. A telewizja donosiła o tkwiących w zaspach składach pociągów towarowych i osobowych,o podejmowanych przez wojsko akcjach uwalniania pasażerów z zasypanych pociągów. O wsiach odciętych od świata, pozbawionych prądu. Trawestując powiedzenie Lenina, że „elektryfikacja + władza rad = komunizm”, mówiono, że „dziesięć centymetrów śniegu + socjalizm = klęska żywiołowa”. Rok później sierpniowe strajki zmiotły w Polsce realny socjalizm i zaczęła się -przerwana niejako „na chwilę” epoka „Solidarności”.

7


Wywiad z właścicielami firmy „Polbud“ Piotr Wróblewski Firma Polbud s.c. powstała w wyniku wieloletniej przyjaźni, a także współpracy właścicieli. Nasza współpraca trwa już od 12 lat, a firma powstała 3 lata temu P.W. Czym się Wasza firma zajmuje? Nasza firma zajmuje się branżą budowlaną, prowadzimy prace związane z powstaniem wielomieszkaniowych budynków socjalnych w okolicznych gminach, rozbudową przedszkola w Pinczynie, a naszą najnowszą inwestycją jest budowa bloków w Zblewie. Będzie to nowoczesne osiedle ze wszystkimi niezbędnymi udogodnieniami dla jego mieszkańców, każdy z budynków będzie posiadał windę, garaże podziemne i parkingi. Osiedle będzie zamknięte, a na jego obszarze będzie znajdował również plac zabaw dla najmłodszych i tereny zieleni. P.W. Czy przez ten czas pojawiały się jakieś zagrożenia dla istnienia firmy? Dzięki zdobytemu doświadczeniu oraz solidnej kadrze pracowniczej zagrożenia, które pojawiają się co jakiś czas są przez nas skutecznie zwalczane, jesteśmy solidnym partnerem, któremu zaufało już wielu klientów. Nasze działania podparte są wiedzą i bezustannym rozwojem. Chcemy, aby nasza firma była nowoczesna, ciągłe inwestycje w jej rozwój pozwalają nam osiągać ten cel. Nie boimy się nowych wyzwań, a to co robimy sprawia nam satysfakcję

P.W. Czy myślicie, czy planujecie rozszerzenie profilu działalności? Jeśli tak, to w jakim kierunku? Prężny rozwój naszej firmy stawia przed nami wiele nowych wyzwań i to one często nas ukierunkowują. Naszym głównym założeniem na najbliższy czas jest budowa osiedli mieszkaniowych. P.W. A skąd nazwa firmy? I dlaczego działacie tu, w Zblewie, a nie w jakimś znacznie większym ośrodku? Nazwa firmy powstała spontanicznie, chcieliśmy aby była prosta do zapamiętania i naprowadzająca na rodzaj prowadzonej działalności. Dodatkowo pomogło nam w tym zaczerpnięcie z nazw prowadzonych przez nas do tej pory firm Rosinpol i Pint-Bud. Tak właśnie powstał Polbud. Nowe osiedle powstaje na terenie Zblewa ponieważ jest to nasza rodzinna miejscowość, chcemy aby się rozwijała, a młodzi ludzie mieli alternatywę na to aby nie koniecznie osiedlać się w miastach, dajemy im takie same a nawet lepsze możliwości na planowanie swojej przyszłości wśród swoich bliskich. Jest to również doskonałe rozwiązanie dla osób starszych, które nie koniecznie mają możliwość zajmowania się domem, wszystkie planowane udogodnienianowoczesne przestronne wnętrza, winda, parkingi, itp. są skierowane w stronę, aby naszym klientom żyło się łatwiej, taniej, a przede wszystkim w pełnym komforcie. Zblewo jest także doskonałą lokalizacją do zainwestowania w nieruchomości, ciągły popyt na wynajem mieszkań nie słabnie.

P.W. Jak znaczy obszar rynku zajmujecie? Prowadzimy prace na obszarze naszej gminy Zblewo, a także na terenie gmin sąsiadujących. Budowa nowego osiedla na terenie Zblewa ma przysłużyć się zarówno mieszkańcom jak i gminie. Mamy nadzieję, że zdecyduje się tutaj zamieszkać wiele nowych rodzin. P.W. Wasza reklama nie jest -jak wielu innych firmwszechobecna i nachalna; jak znajdują Was klienci? Naszymi klientami są zaprzyjaźnieni przedsiębiorcy, a także ludzie, którzy mieli okazję wielokrotnie korzystać z naszych usług, są to także klienci „z polecenia”. Cieszymy się dużym zaufaniem wśród tych, którzy powierzyli nam swoje inwestycje. Zapraszamy do odwiedzenia naszego profilu na facebooku- Polbud s.c. , na którym można zasięgnąć informacji na temat naszych inwestycji. 8

MOJA ZIEMIA


Powyżej fragment zbioru „Pieśni Kociewskia” Włdysława Kirstein, str 184 - 185. Gdańsk, 1970r.

Kociewska Familija … Zyta Mikołajewska Zespół folklorystyczny „Kociewska Familija” powstał w Pinczynie w lutym 2013r. Liczy 32 członków. Jest zespołem wielopokoleniowym. Do naszego zespołu należą nestorzy, wywodzący się z dawnego zespołu „Relaks”, który prowadziła Anna Juraszewska. Są to: Stanisława i Maksymilian Guzińscy, Teresa Wałaszewska, Elżbieta Stormowska, Jadwiga Doering, Krystyna Engler, Urszula Smukała, Krystyna Kamińska, Zofia Połom .To dzięki nim piękna tradycja i zwyczaje kociewskie nie uległy zapomnieniu i są stale obecne w życiu naszej lokalnej społeczności. Chyba nie ma większej satysfakcji od tej, kiedy widzimy, że miłość do naszej małej ojczyzny, do jej tradycji i zwyczajów udało się przekazać młodszemu pokoleniu. Wiele radości, umiejętności wokalnych , tanecznych, aktorskich wnieśli do zespołu nasi młodsi członkowie: Małgorzata Dzienniak, Anna Tomasiak, Jolanta Stopa, Katarzyna Kulla, Maria Stobińska, Grażyna Gliniecka, Karolina Suszczewicz, Bożena Kosiedowska, Mieczysława Cierpioł, Zbigniew Bahr, Zdzisław Kozłowski, Bogdan Langmesser, Szymon Milewski. Do zespołu należą również dziewuchy i knabasy (młodsza młodzież), którzy swoją energią i radością są w stanie obdarować wszystkich. Andżelika Kamińska jest w zespole od ponad dziesięciu lat. Na próby zespołu zaczęła przychodzić z babcią, jeszcze jako mały gzub (dziecko). Ponadto w tej grupie wiekowej występują: Nikola Sobisz i Szymon Fojut. Są w naszej familiji (rodzinie) i gzuby: Marcelina Kulla, Ewa Gutowska, Maria Gutowska, które z wielką ciekawością i zaangażowaniem włączają się w pracę zespołu. Kierownikiem zespołu i autorką scenariuszy scenek, przedstawień jest Zyta Mikołajewska . Oprawą muzyczną zajmuje się akordeonista Mirosław Cierpioł. W zespole grają: na akordeonie - Szymon Bednarek, na kontrabasie - Mateusz Basara. Naszym nadrzędnym celem, który sobie stawiamy jest wzmocnienie tożsamości regionalnej. Staramy się, aby elementy kultury ludowej Kociewia przetrwały i stały się elementem charakterystycznym dla regionu. W repertuarze są przede wszystkim spektakle, scenki, pieśni, przyśpiewki dotyczące zwyczajów, tradycji panujących na Kociewiu. Kociewska Familija jest laureatem wielu nagród i wyróżnień. Już w pierwszym roku istnienia zaistnieliśmy w XX Przeglądzie Kociewskich Zespołów Folklorystycznych ku czci Władczyni Kociewia w Piasecznie zajmując II miejsce. W kolejnych trzech latach wracaliśmy z III nagrodami. W 2017r. udało się nam zdobyć I nagrodę. Rok 2018 to dwie II nagrody przywiezione z Piaseczna. Dostaliśmy je w kategorii wokalno-instrumentalnej podczas XXV Przeglądu Kociewskich Zespołów Folklorystycznych ku czci Władczyni Kociewia i XX Przeglądu Zespołów Folklorystycznych Północnej Polski. LUTY 2019

9


Inne wyróżnienia i nagrody: • Wyróżnienie w I Powiatowym Konkursie Gwary Kociewskiej 2015r. • I miejsce w kategorii scenka rodzajowa w II Przeglądzie Gwary Kociewskiej pt. „Kociewski Skowrónek” 2016r . • Nagroda Wójta Gminy Zblewo za udział w XXII Przeglądzie Zespołów Folklorystycznych ku czci Władczyni Kociewia 2015r . • 2017r Nagroda Wójta Gminy Zblewo za wieloletnie wspieranie i rozwijanie tradycji kociewskich oraz krzewienie regionalnej kultury.

… i Kociewskie Wesele. Zespół jest beneficjentem programu „Działaj Lokalnie” do którego przystąpił z projektem „Wesele Kociewskie”. Na niektórych kociewskich wsiach są nadal żywe tradycje kultury ludowej. Jednak przed laty były one o wiele bogatsze. Niektóre zwyczaje funkcjonują w zmienionej formie, wiele całkowicie już zaginęło. Do przepięknych, bogatych zwyczajów na Kociewiu należał obrzęd weselny, który zachował się już tylko we wspomnieniach najstarszych mieszkańców. Realizując spektakl p.t. „Wesele kociewskie” staraliśmy się wiernie odtworzyć i przypomnieć ten piękny ceremoniał. Scenariusz powstał na podstawie „ Kociewskiego wesela” B. Sychty, „ Rajby ji zaranczyny Agnyzy zez Franzkam” z „Wesela na Kociewiu” Emilii Rulińskiej oraz opracowań własnych zespołu. W scenariuszu wzorowano się też na tekstach Zygmunta Glogera. Opracowaniem układów tanecznych i przygotowaniem grupy tanecznej zajęła się Mirosława Moller. Muzykę do spektaklu opracował Mirosław Cierpioł. Prapremiera przedstawienia miała miejsce 30 listopada 2018r. w przepięknej scenerii Gospodarstwa Agroturystycznego w Cisie. Premiera odbędzie się w najbliższym czasie szkole w Pinczynie. W planach mamy wydanie scenariusza “ Kociewskiego Wesela “ w formie książkowej wraz z opracowaniem muzycznym i nagraną płytą. Myślę, że odpowiemy tym na oczekiwania wielu regionalistów.

oraz obowiązkowo rajka. W czasie zmówin rodzice obojga młodych ostatecznie załatwiali sprawy majątkowe i uzgadniali terminy zaręczyn i wesela. Zaręczyny. Odbywały się w gronie bliskich krewnych i sąsiadów. Przy wkładaniu pierścionków na palce narzeczonych, rajek obowiązkowo musiał wygłosić przemówienie podkreślające ich zalety. Po tej uroczystości rozpoczynały się przygotowania do wesela. Przygotowania do wesela. Kilka tygodni przed weselem narzeczeni osobiście zapraszali gości. Każdy kto zaproszenie przyjął, poczuwał się do obowiązku dodania swego udziału na stół weselny. Była to najczęściej gęś albo parę kur, masło czy jajka. W ten sposób na ucztę weselną składali się wszyscy zaproszeni. Wieczór panieński. Dawny obrzęd obchodzony przez narzeczoną i druhny w ostatni wieczór przed ślubem. Wesele. Przed ślubem panna młoda śpiewając żegnała się czule z rodzicami, rodzeństwem, dziękując za wychowanie i opiekę. Do kościoła jechali wszyscy na wozach razem z muzykantami, którzy przez całą drogę grali na trąbach. Po ślubie udawano się do karczmy, w której bawiono się przy zastawionych stołach. Oczepiny. O północy następowały oczepiny. Panna młoda żegnała się z rodzicami i rodzeństwem śpiewając piosenkę „Kulna ja mój wiónek lawendowy...” Druhny zdejmowały jej wianek i welon, a pan młody w tym czasie wkupywał się do grona małżonków. Potem następował taniec oczepinowy, podczas którego panna młoda gotowa była tańczyć z każdym obecnym mężczyzną. Obowiązywał jednak warunek: mężczyzna musiał zbić talerz brzęczącą monetą. Aby to zrobić, należało rzucać na talerz duże talary. Po skończonych tańcach mężatki zakładały na głowę panny młodej czepek, przyjmując ją w ten sposób do swojego grona. Tak kończył się kulminacyjny punkt wesela. Później wszyscy zasiadali do wspólnego posiłku, po czym bawili się dalej do rana. Przenosiny. Zazwyczaj to młoda przenosiła się do domu męża i zabierała ze sobą wiano. Nie był to jednak koniec uczty weselnej, która mogła trwać jeszcze i kilka dni.

Dawniej wesela na Kociewiu odbywały się bardzo uroczyście i z określonym ceremoniałem i porządkiem. Staraliśmy się je odtworzyć, tak by nie zabrakło żadnego elementu. A były to: Rajby. Wstępne formalności załatwiał rajek. Tę rolę pełnił zwykle dobry, wygadany krewniak, lub sąsiad zakochanego chłopaka. Kiedy sprawy przybierały korzystny obrót, zapraszano rajka po raz drugi. Wtedy ostatecznie uzgadniano sprawy majątkowe i wyznaczano dzień zmówin. Zmówiny. Zawsze odbywały się w domu panny młodej. Zapraszano na nie młodego i jego rodziców 10

MOJA ZIEMIA


Maszki na weselu Gertruda Stanowska W czasie wesela było dużo śmiechu i zabawy. Nie mogło się ono obyć bez orszaku Maszków: Dziada ze snopem zboża na głowie i Baby, za nimi kroczył Cygan prowadzący na łańcuchu Niedźwiedzia. W zależności od inwencji i poczucia humoru byli i inni przebierańcy, także ci, którym ślub krzyżował własne plany, jak odrzuconej czy odrzuconemu konkurentowi. Wówczas wkraczała osoba przewodząca obrzędom weselnym, najczęściej starsza mężatka często zwana Babką. Ona to pilnowała, by nieproszeni goście nie zakłócili nastroju wesela. Maszki w ceremoniale weselnym odgrywały dużą rolę. Dary przez nich przekazywane miały swoją symbolikę, a miały zapewnić Młodym dobrobyt i szczęście. A oto niektóre z życzeń składanych Młodym, a zapisane przez ks. Bernarda Sychtę w jego „Weselu Kociewskim”: Wożnica: „Przywieźlim młodym fura chróstu przed dźwierze, żeby boción mniał z czego ubudować” Młody: …co za gość! Zboże przyszło dziś na nasze wesele. Dziad: Daj, Panie Boże, aby co rok, kej wracać bandzie do ziamni, tak sia wóm obrodzieło, żeby starczeło gó dla was i biedaka, dla ptaka i robaka. Babka: Marynko, zlij Dziada wodó, aby zboże na waszym polu mniało opatrzność słónka i deszczu. Baba: Przyniesłóm ci też para jabków, żebyś beła planna jak jabłóńka w jabłuszka. Zatańcujma z Maszkami, żeby sia młodym darzeło, mnożeło, rosło i chowało. Były też życzenia śpiewane Młodej Parze przez przebierańców. „Hyj wesoło, hyj wesoło, Maszki tańczó wkoło, Młodi parze dziś winszujó, „Sto lat” wiśpiwujó. Niech Wóm zawdi szczańście sprzija, niech Wóm słonce śwyci, niech sia dobrze Wóm powodzi, niechaj rosnó dzieci. Niechaj zgoda kwsitnie w dómu, niech Was mniyłość łónczi, nie zaznajta trosk ni zmartwiań, niech grosz w sakwie brzanczi…..” Takie zostały przekazane w Pinczynie Władysławowi Kirszteinowi przez miejscową poetkę, Franciszkę Powalską. Pieśni, które zebrał i umieścił w zbiorze p.t. „Pieśni z Kociewia” towarzyszyły życiu codziennemu, zabawie, miłości, śpiewane były w chwilach szczęścia i smutku, doli i niedoli. LUTY 2019

Kilka refleksji na temat sztuki ludowej rozmowa z Edmundem Zielińskim Monika Pawelec Podczas jednego z rodzinnych obiadów pojawił się temat sztuki ludowej. Zastanawialiśmy się wspólnie nad tym, czym ona tak naprawdę jest. Próbowałam zrozumieć, w jaki sposób (przy pomocy jakich kryteriów) Stowarzyszenie Twórców Ludowych przyjmuje swoich członków. Tamta rozmowa stała się dla mnie inspiracją do przeprowadzenia wywiadu z Edmundem Zielińskim, honorowym prezesem Gdańskiego Oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych, rzeźbiarzem, malarzem, a prywatnie… po prostu moim dziadkiem. Monika Pawelec: Skąd u Dziadka wzięło się zainteresowanie sztuką ludową? Czy to był przypadek, czy może zainteresowanie przejęte po kimś z rodziny lub z bliskiego otoczenia? Edmund Zieliński: Prawdę mówiąc początki mego zainteresowania sztuką ludową sięgają lat czterdziestych XX wieku. Byłem wtedy uczniem szkoły podstawowej w Białachowie. Z tamtych czasów najbardziej zapamiętałem mego nauczyciela Stefana Gełdona, z którym nadal pozostaję w kontakcie. Zainspirowała mnie pasja, zainteresowanie, z jakim nauczał różnych przedmiotów. Widać było, że jego praca jest dla niego również przyjemnością, tą postawą zachęcał nas do nauki. Szczególnie zapamiętałem lekcję, na której Stefan (dzisiaj nie jest już moim nauczycielem, lecz przyjacielem) wręczył mi grudę gliny i kazał ulepić ludzką głowę. Przejąłem się tym zadaniem, ponieważ Stefan kazał mi ulepić więcej główek. Miały one służyć później w teatrzyku kukiełkowym. Tak też się stało. Podczas przedstawienia leżałem na rusztowaniu nad sceną i przy pomocy krzyżaka z niteczkami poruszałem lalką. Tamtą lekcję zapamiętałem najbardziej. Lepienie z gliny po prostu mi się spodobało, a zajęcia ze Stefanem Gełdonem sprawiły mi dużą przyjemność. MP: Czym w dzisiejszych czasach jest sztuka ludowa? Jakie dzisiaj spełnia zadania? EZ: Sztuka ludowa w dzisiejszych czasach nie jest tą, jaka była w XIX, czy w pierwszej połowie XX wieku. W tamtych czasach mogliśmy śmiało mówić o autentyczności tego zjawiska, bowiem charakter twórczości, twórcy i ich dzieła wywodziły się z poszczególnych wsi i wykonywane były na potrzeby społeczności wiejskiej. Zdolni rękodzielnicy, tacy jak rzeźbiarze, którzy nie uczyli się tego rzemiosła, 11


często przypadkiem odkrywali w sobie zdolności manualne. To spodobało się współmieszkańcom i znajdowało swoje odbicie w nabywaniu od danego twórcy wytworów na własny użytek. Zatrzymam się przy rzeźbie bliskiej memu zainteresowaniu. Dawna rzeźba ludowa miała wyłącznie charakter sakralny. Twórcy wykonywali świątki do przydrożnych kapliczek, na krzyże przydrożne, a ci najzdolniejsi rzeźbili dla kościoła. Najczęściej tworzyli swoje dzieła z potrzeby serca, bez żadnej zapłaty za wykonana pracę. Oczywiście zdarzało się, że zamawiający płacił za wykonaną rzeźbę, było to przyjmowane z wdzięcznością, a jednocześnie nobilitowało autora w jego poczynaniach. Dawna rzeźba była zawsze polichromowana. Farba dodawała uroku, uzewnętrzniała atrybuty świątka i zabezpieczała od złych warunków atmosferycznych. W dzisiejszych czasach sztuka ludowa pełni zgoła odmienną rolę. Kiedyś służyła wsi i swemu otoczeniu, dziś wyroby rękodzieła ludowego w większej części wykonywane są na potrzeby odbiorcy miejskiego. Sama sztuka stała się komercyjnym przedsięwzięciem, przynosząc twórcom określone dochody. MP: Czy sztuka ludowa jest sztuką starszego pokolenia? Pytam, ponieważ współcześnie niewielu młodych ludzi zdaje się interesować tym tematem. EZ: To prawda, niewielu młodych ludzi interesuje się tym interesuje. Dziś młodzi dążą do przyzwoitego wykształcenia, które zapewni im byt na właściwym poziomie. Sztuka ludowa to zainteresowanie niszowe. Współcześni twórcy bazują raczej na dawnym rękodziele, i słusznie, bowiem w ten sposób podtrzymują dawną tradycję ludową. To bardzo ważne aby w ich działaniu nie było uporczywego naśladownictwa, a twórcze odkrywanie dawnych wartości i wplatanie ich we własny styl rękodzieła. MP: Czy sztuka ludowa ma coś do zaoferowania młodym ludziom? I czy młodzi ludzie mają coś do zaoferowania sztuce ludowej?

Źródło fotografii: www.kociewiacy.pl

EZ: To trudne pytanie. Myślę, że młodzi ludzie ze sztuki ludowej mogą czerpać wiedzę o naszej przeszłości regionalnej, zwyczajach, życiu dawnej wsi. A czy z tego zechcą coś wpleść w swoje życie? – to już inne pytanie. Jeśli chodzi o drugą część pytania, trzeba je skierować do młodego pokolenia...

12

Kociewie jak było pijerwy, czyli opowiastka o tym, jak to kiedyś kobiety na wsi gospodarne być musiały... Mirek Umerski Jak para dziesióntków lat tamu weszła ta moda, że jano gadać takim jazykam jak łóni mówjeli literackim, to wiela z naszych starych kociewjackich zwyczajów i tyż mowa poszła w kónt . A beła to szkoda, bo jinsze narody, co żym sia przekónał, jak żam po śwjecie i tu i tam ździebko wandrował, swoja mowa i łobyczaje przodków fest psialangnujó. Jano my co chyba kómpleksy mómy, że by sia wstydzić tego, z czego pochodzim, od czego żym łuciekli. Chca tedy wóm para łobyczajów przybliżyć, chocia i może niechtórne same znata. A to może napocznim łod dercia piórów co to przed wójno wszandzie było rozpowszechnióne. To sia tedy kobijety zbiereli w ty czy tamty chałupie i derli pióra. A co tam było chichów i śmichów ji. Pobożne pieśni śpjeweli, ale najchantni to frantówki, a i łopówiastki czasam byli dycht słóne. To jedna Wóm taka łopowjymAnó dawni to rantów nie było to stare ludziska co rodzinów ni mieli to i handlam sia zajmoweli my mówjeli na nich stara lada czy jako znachory po wsiach leczyly. Ji był taki jaden fest wysoki jeszcze fertyczny znachor do najciaższych chorobów go wołeli. I tak para razów jak młode baby czy brutki były już umjerajónce, bez ducha leżeli to łón wróył jych do życia. Zawsze jano kazał zamknónć dźwjyerze. Sam z nió tam był i po pu godzinie baba była łożyta. Późni to chłopy poczani go podglóndać bez dziurka łod klucza, jak łón tam wskrzysza te baby, bo na Jezusa to łón nie wyglóndoł. I raz tyż pomerła kobijeta, ale taka wew średnim wjeku. Nó i na to, naszedł tan znachor i ludzie mu poczani łopowiadać, a łón jak zawdy już chciał nieboszczka wskrzyszać po swojamu, to chłopy go za fraki i mówió:łoj tam znachorze nima co bo my wszystkie chłopy z cąły wsi robjelim za zamnkńjantymy dźwjyerzami, co znachor zawsze robjył z niedoszłemy nieboszczkami, ale ji nic, a nic nie pomogło. Nó to znachor pokiwał głowó ze frasunkam, że jak „To”nic nijej dało rady wskrzyesić, to wej sia świjeczka dopalyła babie i jano na smentarz z nió. Tak widzita i w dawniejszych czasach jakby nie MOJA ZIEMIA


LUTY 2019

najlepi to robijeła i gotować potrafijeła, a nie była jakaś glabzdra to ji rajek mijał mni do przenamawiania przijszłego żonkosia na łożynek. Chlyb to piekli w piecach łopalanych drzewam, pjerwy gadzina musiała ciasto w drewiany kopónce dobrze wyruchać, żeby nie był za dychtowny jano letki. Nie był pieczóny na młodziach jano na zakwasach, młodzie weszli wew moda dopijero krótko przed wojnó, ale nie wszystkie jeszcze gburki młodzi do chlyba używeli, wiancy babów używeło zakwasu. Zez wyskrobków z kopónki mamy piekli dla gzubów kukiełki, jak mieli to dodaweli trocha muszkibady i piekli na chrupko to gzuby sia tym zajadeli bo było wej to słodkie. A jak lulki łopwiadeli o tym ruchaniu chleba to tera te młode drizdy sia jano natrzósajo z tego. Masło łubijeli w kijeżankach, to była taka drewnianna beczułka z deklam, bez tan dekiel był włożóny taki kij z kółkam. Tym kijam rucheli w góra i dół czasam dwa godziny tak tyreli aż sia masło i maślónka zrobijyeła. Ale tedy jak ztyrałe domowniki z pola abo łod jinny roboty przyśli na łobiad oj jak takie bulwy łokwaszóne z maślónkó jak smakoweli, to wi dziś ni mata pojancia, lólki gadeli,że to beło lepsze niż marcepóny. Przed tym ta śmjetana dojrzywała w kamiónkach. Jak nie było maślónki to we żniwa do tych łokwarzónych bulwów czansto beło zganstniałe mlyko. Pijyerwy to lólki namawieli te młode brutki do ubijania masła w kijeżance, że bandó mijeć jandrne cycki, to brutki sia breli za ta robota chantnie choć letka nie beła. Jeszczy jim radzijeli żeby smaroweli gamba gansim szmalcem to nie bandó mieli marszczków, a moja lulka to do kóńca prawie swojego 90 letniego życia omywała gamba wodo po gotowanych bulwach, a jich solyła po łodlaniu i powiam wom marsczków ni miała do 90, a 11gzubów łurodziła. Na kóniec to wóm powiam nie wierzta ti propagandzie, że drogie kosmetyki i pyle wóm pomogó, wróćta do starich kociewiackich receptów to dopjyero bandzieta zdrowe i psiankne, nie zabaczta co wóm mówia. No na dzisiej to fertich tego. Inszym razem bandzie wyców wiancy abyśta wesołe od nas szli.

FOTO: Tomasz Graban

było, życie erotyczne kwitło, jano baby musieli przemyślunkiem sia do tego zabrać. Jinna łopowiastka to co lólki mojamu tacie łopowjadeli, jak to sia przy wianźniańciu tyż sómsiadki spotykeli. Wej co łoni robijyli i jaczki wełniane i blewióstki i szaliki i rankawiice, sztryfle. a poniechtórne to ji swojim chłopóm i kalasóny wełnianne tyż wianźli. Na takie wianźniańcie wspólne jak lólek mojyego taty beł mały to ji lólka ruchanki piekła, a zawsze halbka musiała być na prze_gurglowanie gardła łod tego wełniannygo puchu. No ji w ty kómorze gdzie tych wałków wełnniannych była cała kupa bo ji gzubów mnieli chiba z sijedym była schowana ta halbka a lólek mojygo taty beł tedy tak siedmioletnym gzubem i jak pocióngnół raz ty halbki to mu nie podlazło ale już drugi chlaps poszedł jak po maśle i niy patrzyć kiedy cała halbka wydudlił i wkopał sia pod ta wełna. A tu lólka szuka halbki i na starygo z pyskam, że łón podwinił ji flaszka, a stary mówji:- toć ja chodza do lasu to na halbka móm i ni musza kradnóć. Wieczoram włażó do kómory wszystkie baby, a tu sia wełna unosi i już ze strachu wnet w gacie popuściyeli bo myśleli ,że to zły sia jakiś zalóng a to szur ululany powstaje z kłambów wełny. Ale tedy dostał smary pydo. A tedy jeszcze za kara, że był niewarty musiał kurzónki łob cały tydziań łod kurów uprzóntać i tyż raz przi draszowaniu pomóc. Tak, że tyn mój pralólek już nigdy po nico co zalatywało sznapsem nie siangał, łob całe życie. Przed tym jak wianźli to musieli uprzonść ta wełna na kółku, to jak gzuby i chłop już chrapeli, to baby wziani naleli kanfiny do lampki i przandli do punocki abo i dłużi, żeby motki do wianźniańcia byli rychtowne, w dziań to baby ni mieli czasu na przóśniaće miali dużio inny do tyrania roboty. Tyż sia zbjyereli te bijydniejsze baby z pracharyjów i razam leźli do lasu i przynosiyli berdy, jak chłopy całe lato w polu, a tu małe gzuby toć i gotowania i prania było, to tego chróstu w tych berdach sia nanosiyli,że by mniać na czym zagotować ańtop albo insza potrawa. Preli w balijach drewniannych i preli na ryfkach, bo pralków tedy jeszcza nie bełó. Na tych ryfkach przy pomocy ługu spijereli najgorsze plamy, bo niedzielne buksy i niedzielne łobucie musiało być cziste. Panianki zawdy warkocze ciasno spletłe a sukanki chocia wyblakłe czasam i pocyrowane beli łodprasowane żielazkiem z duszó abo po środźku na wangiel. Knapy włosy zaczesane mieli na mokro, a i buksy choć połatane, ale łodprasowane na kant. Na spozimku, to już wianksza czańść z kómory ze sklepu i stodoły zapasów beło spotrzebowane, bez zima, tyż sie i łachy zniszczyli, to było ji buksów, jópów i litewków do załatania fól. To tyż baby znowu po tych nocach siedzieli i sztypoweli najwiancy sztryfle i buksy. Jak lólki taty mówieli na spozimku to sztypówka beła durch w ruchu. A jak beło i ździebko czasu wiancy to hykloweli, a wej jakie psiankne makatki z jelyniami abo jinnymi musterami, abo całe wiprawy dla młodich, młoda brutka albo młoda pani musieła uż najwiancy sama hyklować, czasam cała pościel –to beła fest robota. Ale jak

13


Jak to dawniej na Kociewiu... Piotr Wróblewski

Gertruda Stanowska

...czyli relacja z pokazu dawnych zajęć kobiet wiejskich i związanych z nimi obrzędów Nie od dzisiaj wiadomo, że KGW w Zblewie potrafi wszystko... No, prawie wszystko. Na pewno – tańczy, śpiewa, recytuje i... gotuje. 12 stycznia tego roku okazało się, że jeszcze przędzie wełnę, piecze chleb, drze pióra i robi masło. A wszystko to w oryginalnej, niebanalnej formie teatralnej. Tego właśnie dnia sala GOK w Zblewie zapełniła się gośćmi... Na scenie porozstawiane były rozmaite archaiczne sprzęty wypożyczone na tę okoliczność z bytońskiej Izby Regionalnej. Wśród nich uwijały się gospodynie; znaczna ich część w kociewskich strojach. Po bokach sceny swe miejsce znaleźli artyści ludowi – po jednej stronie rzeźbiarz, po drugiej malarka. Z zaplecza zaś dochodziły smakowite zapachy sugerujące, co jeszcze będzie udziałem gości tego wieczoru. Wszystko zaczęło się piosenką. Potem było coś na kształt „części oficjalnej”. Wypowiadali się - szefowa KGW (i pomysłodawczyni imprezy), Regina Umerska, sekretarz gminy Daniel Szpręga, przewodniczący Rady Gminy Leszek Burczyk. Wstąpienia były krótkie, treściwe i w bardzo luźnej formie, aby zbytnią pompą nie psuć atmosfery. Było kilka wyców, scenki po kociewsku. Były też – gwarą wygłoszone – wspominki o tym, „jak to dawni na Kociewiu” autorstwa i w wykonaniu Mirka Umerskiego. Wspominki te były na scenie ilustrowane stosownie przygotowanymi inscenizacjami. To właśnie wtedy widzowie mogli zobaczyć, jak drze się pierze, przędzie wełnę, pierze na tarze, zarabia ciasto chlebowe i ubija masło. Śmiechu było co niemiara! Wystąpił też gościnnie gitarzysta, który do tego śpiewał; a jak akurat nie śpiewał, to grał na harmonijce ustnej. Potem, gdy pokazy sceniczne dobiegły końca, wszyscy przeszli do sąsiednich pomieszczeń na poczęstunek – było i na ciepło, i na zimno, na słono i na słodko. Długo jeszcze widzowie i wykonawcy rozmawiali ze sobą, wspominali, pytali o to i owo... Byli też i tacy, którzy ruszyli do tańca, bo w międzyczasie uprzątnięto krzesła i parkiet był wolny. Co prawda do tańca nie zabrzmiała muzyka ludowa... A jeśli nawet tak (bo w obcym języku śpiewali), to nie był to folklor kociewski. I dobrze! Bo Kociewie jest przyjazne i otwarte, i chętnie adaptuje z zewnątrz to, co przydatne i dobre. Co ciekawe, w tej fantastycznej prezentacji brały udział ze trzy pokolenia gospodyń oraz – kilku gospodarzy. Byłoby rzeczą cenną pokazać to w okolicznych szkołach w ramach zajęć edukacji regionalnej.

Wieść o niezwykłym projekcie przygotowanym przez KGW Zblewo rozeszła się błyskawicznie. Natychmiast posypały się zaproszenia na jego prezentację. Kiedy 8 lutego, w przeddzień Światowego Dnia Kociewia, KGW w Zblewie odwiedziło już bytońską szkołę, Panie zamartwiały się, jak sobie poradzą organizacyjnie z wyjazdami ... Na potrzeby prezentacji w szkołach Pan Mirek Umerski napisał drugi scenariusz. Była scenka z Ufo-ludkami. Nie zabrakło w nim oczywiście inscenizowanych prezentacji dawnych kobiecych zajęć z wykorzystaniem eksponatów ze szkolnej Izby Regionalnej. Było jak na prawdziwej lekcji, bo na koniec Pan Mirek odpytywał. Sprawdzał, co dzieciaki zapamiętały. Śmiechu było co niemiara. A że za dobrą odpowiedź nagrodą był słodki upominek, to chętnych do odpowiedzi nie brakowało. Na koniec prezentacji Panie częstowały sznekami z glancem. Refleksja. W numerze (42)07/2018 na koniec artykułu „Maślice” pytałam, czy znacie Państwo gospodarstwo agroturystyczne, w którym gospodarze pokazywaliby, jak żyło się i pracowało kiedyś na wsi? Okazuje się, że na przypomnienie niektórych zajęć - niestety zapomnianych, bo gospodarstwa domowe, także na wsi, nie muszą we współczesnej dobie być samowystarczalne w produkcji żywności, odzieży czy sprzętu domowego – nie potrzeba wiele. Wystarczy pomysł, znalezienie osób, które nie zapomniały jeszcze określonych umiejętności i miejsca oraz sprzętu jakim się posługiwano. Inwencję twórczą przewodniczącej KGW w Zblewie, Pani Reginy Umerskiej i jej męża Mirosława już znamy. Czy będzie ciąg dalszy... jak to dawniej na Kociewiu... myślę, że tak.

Żywa lekcja regionalizmu w szkole w Bytoni.

14

MOJA ZIEMIA



biuro.zkpzblewo@gmail.com w w w.fa c e b o o k . c o m / z k p z b l e w o


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.