Witold Vargas i Paweł Zych
cena: 34,90
Duchy polskich miast i zamków
Z polskich legend, podań, baśni i ludowych opowieści grozy wyłania się bardzo różnorodny świat duchów, w jakie wierzyli i jakich bali się nasi przodkowie. Niepodobna opisać go w jednej książce, niemniej pokusiliśmy się o zebranie i zilustrowanie jego najciekawszych mieszkańców, zaludniających polskie miasta i zamki. Świat legend o duchach zdaje się być niekonsekwentny i niesprawiedliwy. Duchy złoczyńców, zamiast odpokutowywać swe grzechy dobrymi uczynkami, naprzykrzają się nadal potomkom swoich ofiar, natomiast niewinni, okrutnie zamordowani ludzie często muszą tułać się po wieczność, nie zaznając spokoju nawet po śmierci. Jednak w ostatecznym rozrachunku chyba nie chodzi tu o sprawiedliwość. Duchy w legendach muszą po prostu dobrze straszyć. Taka ich rola. Mamy nadzieję, że nasze rysunki im w tym pomogą. Życzymy wszystkim miłego czytania, a przede wszystkim miłego oglądania ilustracji.
Witold Vargas Paweł Zych
Duchy
polskich miast i zamków
Składamy serdeczne podziękowania: Pani Katarzynie Bronikowskiej za cierpliwe wydzwanianie w naszym imieniu do wszystkich miast Mazowsza i Lubelszczyzny; Jurkowi Łapo z Węgorzewa za podzielenie się olbrzymią wiedzą na temat Warmii, Mazur i Pomorza; Mateuszkowi Vargasowi za wspaniałe pomysły do ilustracji i dorysowanie kilku szczegółów; Anecie Zych za cierpliwość i wsparcie; Wydawnictwu Bosz za to, że nam zaufało.
Witold Vargas Paweł Zych
Duchy
polskich miast i zamków
Drodzy Czytelnicy,
4
Zapewne część spośród Was zna pierwszą książkę naszego autorstwa – Bestiariusz słowiański, traktujący o demonologii naszych słowiańskich przodków. Zainteresowanie tą publikacją znacznie przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Chcemy w tym miejscu serdecznie podziękować zarówno za wszystkie miłe słowa, jak i konstruktywne uwagi, które dotarły do nas po jej wydaniu. To dzięki Wam dziś oddajemy do druku kolejne dzieło o „bestiariuszowej” tematyce – tym razem o duchach polskich miast i zamków. Mamy przy tym nadzieję, że nasza przygoda z bohaterami polskich wierzeń dopiero się zaczyna. Bo jest o czym pisać, a przede wszystkim – co rysować! W kolejce do sportretowania przestępują z nogi na nogę duchy polskich wsi i bezdroży, po nich diabły, anioły i święci, zbójnicy, czarownice i wiele innych arcyciekawych postaci ze skarbca naszej bogatej rodzimej kultury. Bestiariusz słowiański, choć oparty głównie na polskich podaniach, opisywał wierzenia z całego terenu przedrozbiorowej Rzeczypospolitej (a więc dzisiejszej Polski, Ukrainy, Litwy, Białorusi i Rosji). W Duchach polskich miast i zamków natomiast ograniczyliśmy się wyłącznie do obecnego terenu naszego kraju. Opisane duchy i zjawy katalogowaliśmy według kategorii geograficznych, porządkując alfabetycznie województwami, a w ich obrębie – miejscowościami. Decyzja o takim ograniczeniu obszaru badań podyktowana była między innymi dostępem do materiałów źródłowych. Jesteśmy jednak świadomi, że pomijamy intrygujące dawne Kresy, a wiele podań z terenów zachodnich ma silne korzenie niemieckie. Dla Czytelników chcących skorzystać z książki jako wstępu do własnych poszukiwań dołączyliśmy dość bogatą bibliografię, przy każdej legendzie zaś dodaliśmy odnośnik do konkretnego źródła w tejże bibliografii. Z kolei dla tych, którzy będą mieli wrażenie, że wiedzą więcej od nas, choćby na temat legend z ich własnego podwórka, i chcieliby się z nami spotkać i nam to wygarnąć, mamy szereg ciekawych propozycji współpracy. Założyliśmy specjalny adres: bestiariusz.kontakt@gmail.com, za pomocą którego można się z nami komunikować i prowadzić konstruktywne Polaków rozmowy, wskazać ciekawe tytuły, przesłać zdjęcia lub skany interesujących dokumentów. Podobną funkcję pełni nasz facebookowy fanpage www.facebook.com/BestiariuszSlowianski, na którym regularnie zamieszczamy ciekawostki z magicznego świata, zaproszenia na wystawy, odczyty, wieczory autorskie i audycje radiowe oraz rewelacje z ostatniej chwili. Być może zainteresują was też konkursy literackie i rysunkowe. Zachęcamy do aktywnego udziału we współtworzonej przez nas społeczności fanów polskich baśni i legend. Czas zdefiniować kryteria, według których dobieraliśmy bohaterów naszej książki. Uznaliśmy, że duchem nazwiemy wszystkie te istoty, które kiedyś żyły, następnie przez śmierć, czary lub w inny sposób pozbyły się powłoki materialnej, ale ich niematerialna postać wciąż daje o sobie znać. Oprócz klasycznych białych dam i bezgłowych jeźdźców opisaliśmy więc mieszkańców zapadłych budowli, zaczarowane księżniczki i śpiących rycerzy. Staraliśmy się natomiast pomijać wszelki stwory i bestie, o których pisaliśmy w Bestiariuszu słowiańskim, jednak światy duchów i demonów tak mocno się zazębiają, że siłą rzeczy kilka z nich wdarło się i do tego tomu. Nie mamy im tego za złe, tym bardziej że są one naprawdę straszne. Tyle jeśli chodzi o przepis na czytanie niniejszej książki. A teraz parę słów dla tych, którzy są zainteresowani samą tematyką duchów w naszej rodzimej tradycji. Oczywiście
z zastrzeżeniem, że nie chcemy udawać naukowców, którymi nie jesteśmy. Przedstawiamy Czytelnikom nasze przemyślenia, a czasem luźne dywagacje zrodzone podczas wertowania ton fascynujących materiałów. Pytanie pierwsze – skąd się biorą legendy o duchach? Otóż opowieści o nich są tysiące, czasem pozornie bardzo do siebie podobnych, ale bardzo różnych w szczegółach. Przede wszystkim legendy o duchach wzięły się z wiary w życie pozagrobowe i w to, że zachodzi silna interakcja pomiędzy światem „tu” i światem „tam”. Na takim założeniu opierały się pierwotne religie animistyczne (anima – duch), stąd wciąż żywy w wielu krajach kult przodków i dawny słowiański obrzęd dziadów, zastąpiony dziś świętem zmarłych. Wiara ta, wręcz instynktowna u ludzi, staje się bardzo silna w chwili utraty kogoś bliskiego, każdy zna podobne historie. Tak też jest z częścią legend w tej książce – wzięły się z osobistych przeżyć konkretnych ludzi. Następnym źródłem legend były nietypowe życiorysy, które wywarły na okolicznej ludności duże wrażenie. Dotyczy to głównie złoczyńców i okrutników, ale nierzadko też osób wyjątkowo dobrych. Po ich śmierci ludzie nie mogli się pozbyć silnych emocji z nimi związanych – czy był to paniczny lęk, czy nienawiść, czy wreszcie wielka miłość. Opowiadali więc sobie sąsiedzi dzieje owej postaci, podbarwiając ją za każdym razem, żeby lepiej wyrazić to, co do niej czują. Ważnym źródłem podań był pewien zwyczaj ludowy, który wraz z postępem cywilizacji, niestety, całkowicie zaginął. Mowa o długich zimowych wieczorach przy świecy i o pogawędkach przy pracach kolektywnych, jakim było chociażby skubanie pierza. Wiadomo, że nastrój sprzyjał mrocznym opowieściom. Najczęściej rozprawiano wtedy ze zgrozą o tym, co dziwaczne, nieznane, obce. O tym, co wdziera się do swojskiego świata, narusza jego porządek, wprowadza niepokój i strach. W takiej atmosferze rodziły się legendy o dziwnych, mówiących w obcym języku elegancikach, tajemniczych masonach czy diabelskich machinach parowych. Istotnym składnikiem legend są wątki religijne zaczerpnięte z pism Starego i Nowego Testamentu. Najbardziej wyraziście objawiają się one w historiach miast i wsi ukaranych za bezbożność zniszczeniem, niczym biblijna Sodoma. Wiele legend chrześcijańskich odwołuje się do interwencji dusz przebywających już w zaświatach. Historie takie należą często do ścisłej tradycji Kościoła katolickiego. Istnieją też opowieści o wyraźnym rodowodzie literackim. Dotyczą często najważniejszych dla narodu miejsc i kart historii. Stworzone, by szerzyć wiedzę na temat dziejów kraju, pod strzechami często zaczynały żyć własnym życiem. Z tych i wielu innych źródeł wyłania się bardzo różnorodny świat duchów, w jakie wierzyli i o jakich opowiadali nasi przodkowie. Świat ten trudno opisać i sklasyfikować, niemniej można pokusić się o wyróżnienie kilku podstawowych kategorii istot z zaświatów. Proponowane przez nas „podgatunki” duchów nie są oczywiście jednoznaczne. W obrębie jednej legendy możemy znaleźć nawiązanie do kilku kategorii, jednak pewna powtarzalność motywów pozwala wyróżnić następujące rodzaje duchów: Podział według miejsca występowania: Duchy zamkowe – każdy ważniejszy zabytek szczyci się posiadaniem własnej zjawy. Duchy miejskie – są bohaterami lokalnych legend, pojawiają się w określonych punktach miasta, stanowią atrakcję turystyczną, a często wizytówkę miasta.
5
Duchy wiejskie – to szlacheckiego pochodzenia mieszkańcy potępieńcy, ale także cała rzesza anonimowych chłopskich duchów, utrwalonych w ludowych opowieściach grozy. Duchy podziemi – to strażnicy kopalń, podziemnych tuneli, lochów wypełnionych złotem; często bywają tylko dodatkiem do mrocznych, budzących chciwość opowieści o skarbach. Duchy podwodne – piękne panny, rycerze i potwory mieszkający na dnach rzek i jezior. Duchy cmentarne – duchy osób pochowanych na cmentarzach. Duchy leśne – zabici w drodze podróżnicy, leśnicy, zbóje, myśliwi, którzy po śmierci przemierzają puszcze i bory; zazwyczaj wrogie wobec ludzi. Duchy polne i drogowe – spotykane najczęściej na rozstajach, z dala od ludzkich siedzib. Podział według typu postaci: Znakomitości – to duchy osób, które za swoich czasów odegrały ważną rolę w życiu narodu. Białe damy – piękne kobiety w sukniach z dawnych czasów, ukazujące się w zamkach, pałacach i innych wartych zwiedzania miejscach. Bywają też żółte, czerwone i brązowe. Rycerze – woje, którzy pojawiają się w pełnym rynsztunku bojowym. Nikczemnicy – straszne duchy ludzi, którzy za swe grzeszne życie pokutują po śmierci jako potępieńcy. Często pojawiają się w towarzystwie diabłów. Duchy pospolite – zjawy anonimowe, zrodzone z dusz zwykłych mieszkańców miast. Duchy zakonników, zakonnic i księży – zjawy osób duchownych, które za życia dobrze zapisały się w pamięci wiernych. Po śmierci wracają dalej opiekować się swoim stadkiem. Dziewice – niewinne, piękne panny zmarłe tragiczną śmiercią. Pojawiają się w miejscu zgonu, nigdy nie czynią nikomu krzywdy. Grzesznice – to duchy pięknych kobiet pokutujące za swe niemoralne życie. Kochankowie – to ofiary nieszczęśliwej miłości, ukazują się najczęściej parami. Zaklęte księżniczki – na skutek klątwy nie mogą zaznać spokoju, często też pilnują ukrytych w ziemi skarbów. Można je odczarować, wykonując szereg określonych czynności. Duchy zbiorowe – występujące w większych, anonimowych grupach: • duchy zapadłe i zatopione – społeczności zamieszkujące miasta, zamki, pałace, klasztory, kościoły i karczmy, które zapadły się pod ziemię lub w głębiny. • widmowe armie i bitwy – miejsca szczególnie krwawych kampanii i potyczek często bywały później świadkiem powrotu poległych w walce wojowników. • zbiorowisko trupów – bywało, że o określonych porach większe grupy zjaw powstawały, by powtarzać określoną czynność lub odgrywać jakąś scenę z przeszłości. • duchy miejsc straceń – okolice szubienic bywały często grupowo nawiedzane przez zabitych w tym miejscu złoczyńców. Istoty legendarne – istoty magiczne, bohaterowie legend niedający się jednoznacznie zaklasyfikować, wykazujący jednak pewne cechy duchów (złota kaczka, śpiący rycerze). Zwierzęta – wiele duchów przyjmuje po śmierci formę zwierzęcą (czarne psy, zające, koty). Karoce – widmowe pojazdy, najczęściej czarne, zaprzężone w diabelskie rumaki. Nawiedzone przedmioty – zdarza się, że duchy związane są z konkretnym przedmiotem. Odgłosy – bezpostaciowe widma, których obecność manifestuje się poprzez dźwięki. Ślady – bywa, że duch zostawia tajemniczy ślad, po którym można stwierdzić jego obecność.
6
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden podział: Duchy wieczne – większość zjaw w ten czy inny sposób można odprawić na tamten świat. Czy to wypełniając konkretne zadanie, odmawiając modlitwę, czy załatwiając niedokończone sprawy nieboszczyka. Jednak z racji legendy duchy istnieją niejako w zawieszeniu. Dopóki miejsce będzie rozpoznawane i odwiedzane, dopóty skazane są na pojawianie się. Duchy zbawione – niektóre historie mówią o wyzwoleniu zjawy od wiecznej tułaczki. Te duchy już nie istnieją, nie spotka się ich na tym padole. Pozostała po nich tylko legenda. Duchy z wymarłych legend – duża część przytoczonych podań nie funkcjonuje już w świadomości społecznej. Miejsca, o których w nich mowa, zniknęły lub zmieniły się całkowicie, a więc i duchy odeszły w niepamięć. Duchy nowe – historie o duchach nie przestały powstawać. Wciąż można natknąć się na nowe, powstałe współcześnie opowieści grozy. Świat legend o duchach wydaje się niekonsekwentny i niesprawiedliwy: duchy złoczyńców zamiast odpokutowywać swe grzechy dobrymi uczynkami naprzykrzają się nadal potomkom swoich ofiar, natomiast niewinni, okrutnie zamordowani ludzie muszą często tułać się po wieczność, nie zaznając spokoju nawet po śmierci. Jednak w ostatecznym rozrachunku chyba o żadną sprawiedliwość tu nie chodzi. Duch w legendzie musi po prostu dobrze straszyć. Taka jego rola. Mamy nadzieję, że nasze rysunki im w tym pomogą. Życzymy wszystkim miłego czytania, a przede wszystkim miłego oglądania ilustracji. Witold Vargas i Paweł Zych
7
DOLNOŚLĄSKIE BŁAZEN BEZ GŁOWY BOLKÓW | Nadworny błazen księcia Bolka II zwykł
dużo spacerować i rozmyślać. Pewnego razu, przemierzając zamkowe mury, trącił niechcący nogą obluzowany kamień. Pech chciał, że spadający odłamek uderzył w głowę syna władcy zamku. Na nic zdały się tłumaczenia, błazna skazano na śmierć za atak na przedstawiciela panującego rodu. Więzień musiał się jednak cieszyć jakąś sympatią księcia, bo zginał od ciosu mieczem, co było wyrazem szacunku dla skazanego. Od tego czasu niewinnie ścięty błazen błąka się po blankach, niosąc przed sobą odrąbaną głowę. [103]
DUCHY KOPALNIANE DUSZNIKI-ZDRÓJ | W Złotej Sztolni niedaleko
Zieleńca (dzielnicy Dusznik) w Górach Orlickich mieszkały duchy walońskich górników, którzy przybyli tu przed laty w poszukiwaniu złota. Cudzoziemcy po długich staraniach znaleźli drogocenny kruszec, ale w swojej zapalczywości wkopali się zbyt głęboko, nie zważając na niebezpieczeństwo. Doszło do katastrofy i Walończycy zostali zasypani tonami skał i ziemi; wszyscy bez wyjątku zginęli. Jednak ich chciwość była tak silna, że nawet martwi strzegli złotonośnej sztolni, nie wpuszczając do niej nikogo. Obecnie na wpół zasypane korytarze znajdują się w ich władaniu. [92]
CZERWONY KARZEŁ GŁOGÓW | Przed każdą wielką klęską, która ma nawiedzić Głogów, nad miastem szaleje potężna burza. W kolegiacie Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny pojawia się wtedy zakapturzony, ubrany na czerwono karzeł. To duch sługi księżnej Mechtyldy, żony Henryka Głogowskiego. Pachołek ów, nie mogąc pogodzić się ze stratą swojej pani, otruł się, i do dziś jako duch pokutuje za grzech samobójczej śmierci. Jego podobizna jest wyryta na sarkofagu, w którym spoczywają doczesne szczątki księżnej. [13] LINOSKOCZEK GŁOGÓW | Nocą, na tle rozgwieżdżonego nieba, można czasem zobaczyć czarną postać linoskoczka, balansującego na niewidzialnej linie rozciągniętej pomiędzy wieżą kościoła Bożego Ciała a ratuszem. To duch akrobaty, który przed wiekami zginął w tym miejscu w trakcie pokazu. [13] KRÓLEWSKA KOCHANKA GŁOGÓW | Pojawiająca się na zamku książąt
głogowskich biała dama to duch Katarzyny Telniczanki, ubogiej szlachcianki przybyłej na zamek wraz z dworem księcia Zygmunta – przyszłego króla Polski. Łączyła ją z młodym królewiczem namiętność, której owocem była trójka dzieci. Kiedy Zygmunt przejął tron po swoim ojcu, zgodnie z zasadami polityki i dla dobra kraju, musiał odprawić kochankę. Rozstanie osłodził jej pokaźną sumką dukatów, dzięki czemu królewskiej metresy nie zasmuciło tak bardzo porzucenie przez króla. Dalej prowadziła się światowo, modnie, kolorowo i do końca swojego długiego i barwnego życia otaczała się młodzieńcami. Wiele też podróżowała, ale po śmierci wróciła jako zjawa do Głogowa – miejsca, gdzie się wszystko zaczęło. [13]
8
CZERWONY UPIÓR GRODZIEC | To jeden z najstarszych duchów na polskich ziemiach – według przekazów pojawia się w zamku od czasów Piastów legnickich. Jak głosi średniowieczna legenda, upiór pierwszy raz objawił się podczas uczty okrutnemu kasztelanowi imieniem Jan. Rycerz tak się przeraził widokiem zjawy, że uwolnił wszystkich swoich więźniów, rozdał dobra ubogim i do końca życia pokutował za swe grzechy. Po śmierci nawróconego grzesznika rzeźbę przedstawiającą jego podobiznę wmurowano w ścianę sali rycerskiej. Bywało, że kościotrup w zniszczonej zbroi i długiej czerwonej opończy zwiastował okrutnym i chciwym władcom twierdzy rychłą śmierć. Najczęściej jednak straszył ich tylko i napominał samą swoją obecnością, skłaniając do zmiany postępowania. Dziś także jego sylwetka pojawia się czasem na szczycie zamkowej baszty, w komnatach lub na wewnętrznym dziedzińcu. [83] Kilkadziesiąt lat po opisanej wizycie upiora w komnacie rycerskiej odbył się proces, w którym sędzią był imiennik kasztelana. Mężczyzna, równie okrutny jak jego poprzednik, skazał na śmierć głodową pewnego biedaka uchylającego się od płacenia podatków. Wtedy stał się cud – z ust rzeźby Jana posypały się dukaty. Zdarzenie wstrząsnęło sędzią, który od tego czasu stał się uczciwym i łagodnym człowiekiem. KOŃ PROROK GRYFÓW ŚLĄSKI | W Gryfowie Śląskim pod koniec XIV wieku
rządził rycerz Gotsche Schoff – pan o wojennym usposobieniu. W bitwach i potyczkach towarzyszył mu wierny rumak bojowy. Był to niezwykły wierzchowiec – zawsze wiedział, kiedy będzie potrzebny, jeszcze zanim ogłoszono wojnę. W dodatku długo po śmierci zwierzęcia w jego stajni słyszano rżenie i parskanie, które oznaczały, że dla miasta nadchodzą niespokojne czasy. [131]
SKARBCZYK JELENIA GÓRA | Gdzieś na terenie dzielnicy Jagniątków
znajdował się kiedyś podobno ukryty pod ziemią skarb. Pilnowały go duchy walońskich górników, którzy swego czasu często penetrowali Karkonosze w poszukiwaniu cennych kruszców. Wielu z nich zginęło tragicznie w trakcie podziemnych tąpnięć, zawałów i niekontrolowanych wycieków. Ich ciał nigdy nie odnaleziono, dlatego dusze nie mogły zaznać spokoju. [102]
BAGIENNA TWIERDZA JELENIA GÓRA | W miejscu, gdzie dziś znajduje
DOLNOŚLĄSKIE
się dzielnica Czarne, rozlewały się niegdyś niedostępne bagna i grzęzawiska. Pośrodku, na usypanej ludzkim wysiłkiem wyspie, stał warowny zamek, który skutecznie bronił dostępu do całej krainy. Właściciel twierdzy ukrywał w nim tajemniczą dziewczynę przybyłą z dalekich stron. Kiedy Tatarzy napadli i zniszczyli twierdzę, resztki budowli zapadły się w bagno. Od tego czasu pojawiać się tam zaczęło białe widmo dziewczyny. Niestety, po melioracji terenu duch znikł. [102]
10
PRZERAŻAJĄCY DUCH JELENIA GÓRA | Pod Domową Górą (obecnie
Wzgórzem Krzywoustego) ukryty jest ponoć pradawny skarb strzeżony przez duchy. Jak podają kroniki, pewnej nocy roku 1748 perukarz imieniem Reymann chciał się naocznie przekonać, czy legenda mówi prawdę. Swoją ciekawość przypłacił życiem. Rano u stóp wzgórza znaleziono jego trupa, w którego wykrzywionych grymasem przerażenia ustach błyszczała starożytna, złota moneta… [102]
DUCH GÓR JELENIA GÓRA | Zwany Liczyrzepą lub z niemiecka Rübezahlem to
bodaj najpopularniejszy duch związany z Karkonoszami, bohater licznych podań, opowieści i piosenek. Występuje w legendach całego regionu, ale najbardziej upodobał sobie okolice Jeleniej Góry. W średniowieczu przedstawiany jako zły i okrutny, z czasem trochę złagodniał. Zamiast mordować i zamieniać w kamień wędrowców począł im robić rozmaite psoty i psikusy. Karał też krnąbrnych i chciwych kupców, a pracowitych, ubogich kmieci nagradzał, karcił obiboków i ucierał nosa chwalipiętom. Kiedy zaś ktoś zaczynał sobie z niego kpić, robił się bardzo nerwowy i zsyłał na całą okolicę straszliwą burzę. Jak każdy kawalarz lubił śmiać się z innych, lecz nie cierpiał sam stawać się obiektem dowcipów. [102]
KUNEGUNDA JELENIA GÓRA | W stojącym nieopodal Jeleniej Góry-Sobieszowa zamku Chojnik pojawia się wiele różnych zjaw, ale najpopularniejszą jest z pewnością Kunegunda. Ta żyjąca tu przed wiekami, tyleż piękna, co nieprzystępna dama lubiła obserwować, jak pretendenci do jej ręki w ramach próby konno pokonują okalający twierdzę kamienny labirynt. Nieszczęśnicy ślizgali się po głazach, ranili się, łamali sobie kości bądź ginęli w przepaści. Pewnego jednak razu trafił się dzielny wojak na niezwykłym rumaku, który posiadł sztukę wspinaczki po skałach. Rycerz i jego koń przeszli próbę i dostali się na zamek. Księżniczka oczekiwała go z wyrazem podziwu i bezgranicznej miłości na ślicznej twarzyczce. Jednak wędrowiec pozostał nieczuły, spojrzał tylko pogardliwie na okrutną pannę, odwrócił się i odjechał. Takiego afrontu nie zniosłaby chyba żadna kobieta, co dopiero dumna Kunegunda. Ze wstydu rzuciła się z murów i zginęła na miejscu. Dziś jeszcze na głazie u podnóża zamku ujrzeć można odcisk jej pośladków, który powstał, gdy ciało księżniczki spadło nań z wysokości. [102] MONGOŁOWIE JELENIA GÓRA | Przed wiekami hordy Mongołów próbowały zdobyć zamek, a podczas nieudanego szturmu zginęło wielu napastników. Kiedy wojska odstąpiły od ataku, ciała poległych zostały wrzucone w przepaść leżącą na południe od warowni. Dziś w tych okolicach błąkają się potępione dusze mongolskich wojowników, słychać diabelskie wycie i przeraźliwe rżenie koni. [102]
RYCERZ Z CHOJNIKA JELENIA GÓRA | Czasem na murach zamku lub
w jego pobliżu pojawia się ciemne widmo, kształtem przypominające konnego rycerza. Zjawisku towarzyszą błyski tajemniczych ogników, słychać przeciągłe jęki i tętent kopyt. [83]
CZARNY KLUGE KAMIENNA GÓRA | Mężczyzna ten pomógł kiedyś rodzonemu
DOLNOŚLĄSKIE
bratu w ucieczce z miasta. Zbieg był ścigany wyrokiem za zabójstwo w pojedynku. Za pomoc udzieloną banicie Kluge został surowo ukarany – ścięto go na rynku. Od tego czasu jego duch nocami obchodzi plac, dzierżąc w ręku własną głowę. [65]
12
LIBUSZA KŁODZKO | Zamkiem władała kiedyś słowiańska księżniczka Libusza.
Okrutna i silna jak tur kobieta, która parała się magią. Rozboje i morderstwa, których się dopuściła, pozostawały długi czas bezkarne, ale wreszcie opuściło ją szczęście. Wrogowie podstępem uchwycili ją i zamurowali żywcem w sali Wielkiej. Od tej pory jej duch pojawia się tam czasem, ale nie robi nikomu krzywdy. Chyba że ktoś nie schodzi jej z drogi i przeklina – wtedy duch mocnym ciosem w twarz uczy niegrzecznego gościa kultury osobistej. [88]
LUBELSKIE NIEWINNA GRZESZNICA BYCHAWA | Ewa Gałęzowska z bychawskiego
zamku miała lat czternaście, gdy potężnym wianem przypieczętowała wierność małżeńską do grobowej deski dużo starszemu od siebie wybrankowi. Nie grzeszyła urodą, więc mąż ów skupił się raczej na posagu i z żoną dał sobie spokój. A co robiła niewyobrażalnie bogata czternastolatka wolna od jakiejkolwiek kontroli? Bawiła się do upadłego – dosłownie. Rudowłosa chudzina o sinych podkrążonych oczach balowała tak długo, aż spoczęła pod ziemią. Jednak nudno tam było i cicho. Wyszła więc z grobu i nadal można ją spotkać w okolicach Bychawy. Zaczepia przechodniów, prosi do tańca i dziwi się, że wszyscy z przeraźliwym krzykiem od niej uciekają. [20]
O DUCHU BIELUCHU CHEŁM | Duch Bieluch to opiekun chełmskich
kredowych podziemi. W odróżnieniu od większości zjaw wygląda całkiem zwyczajnie – jak na ducha oczywiście. Rzekłbyś poszwa od kołdry z dwiema dziurkami na oczy, unosząca się nieco nad ziemią. Zachowaniem też się zbytnio nie wyróżnia. Dla dobrych jest dobry, a dla złych – bardzo zły. Pilnuje też skrzyni ze skarbem, która pokryta warstwą wapienia nie różni się od wielu innych nierówności na ścianach tuneli. Jeśli człowiek bez grzechu, o szczerozłotym sercu, zapuści się w labirynt kredowych tuneli, zostanie zaprowadzony prosto do skarbu, a duch zniknie. [211]
PODWÓJNIE PRZEPADNIJ KRASNYSTAW | Pierwotne miasto, które zapadło się z powodu próżności jego mieszkańców, utworzyło małe jeziorko. U jego brzegu zachował się kościół, bo w nim skryła się garstka pobożnych parafian. Niestety, któregoś dnia ksiądz wyszedł na posługę bez brewiarza. Ten niewybaczalny grzech sprawił, że wody pochłonęły również świątynię. Dzwony wzywające na roraty umilają dziś poranki rybakom. [211] TY UMRZESZ HRUBIESZÓW | Tutejszy cmentarz to pewnego rodzaju wyrocznia. Nie można się tam udać z każdym pytaniem, ale można poszukać czarnego pana – elegancko ubranego ducha, który stuka laseczką. Rozmowa z nim jest zawsze bardzo pouczająca i treściwa. Przywitawszy się i podawszy rękę, zjawa stwierdza: „Ty umrzesz”. Na spełnienie się przepowiedni nie trzeba długo czekać. Hrubieszów zna też inne widziadło – czarną rękę. Pokazuje się ona przy ołtarzu Świętego Mikołaja, ale nie ma ona związku z konkretnym duchem. Widzą ją ci, który gorliwie modlą się do figury. [142]
BARANOWA Z JANOWCA JANOWIEC | Dzieje tego miejsca są
nierozerwalnie związane z leżącym nieopodal Kazimierzem, co potwierdza historia córki kasztelana janowieckiego. Była piękna i młoda, ale zakochała się nieszczęśliwie, więc skoczyła z wieży. Została pochowana w szklanej trumnie w Kazimierzu, ale że często wychodziła z niej i nie dawała ludziom spać, przeniesiono ją do Janowca. Tam nadal się pojawia, ale widuje się ją znacznie rzadziej. Przy niej kroczy czarny baran o potężnych rogach i beztrosko skubie sobie trawę. Nieszkodliwa to para, ale nogi każdego, kto spojrzy w czerwone oczy bydlątka, same dostają „rowerka”. [83]
34
LUTY STYCZEŃ LUBLIN | Na ulicach Lublina od wieków rozgrywa się wciąż
ta sama scena: duchy Moskali niosą na miejsce kaźni powstańca styczniowego, Kazimierza Bogdanowicza. Zjawa dumnie prostuje ramiona, ale głowa spada mu bezwładnie na piersi, gdzie zieje krwawa dziura po kuli. Widma podkomendnych pukają do drzwi jego dworu, proszą o rozkazy, ale tu od dawna nie ma Kazimierza, a jego dom przerobiono na pocztę. Jednak Bogdanowicz nie daje za wygraną. Przemierza konno zagłębie węglowe, gdzie werbuje piechurów i zagrzewa ich do walki. [35] Ze wszystkich krwawych kart polskiej historii najpłodniejsza w duchy jest ta z powstania styczniowego. Brzęk oręża, wystrzały, jęki rannych, błąkający się żołnierze powracają na całym terenie objętym walkami. Istnieje też sporo podań o nocnych widmowych bitwach, trwających do pierwszych promieni słońca.
PIJANY JAK ZEGAR LUBLIN | Z zegarem na wieży w Lublinie bywało źle.
Szczególnie za czasów, gdy pieczę nad nim sprawował pan Lutowski, który miast doglądać urządzenia i je konserwować, wszczynał pijackie burdy. Nic dziwnego, że mieszkańcy Lublina odetchnęli z ulgą na widok jego klepsydry. Niestety, pan Lutowski po śmierci stał się jeszcze gorszy i jako duch zupełnie rozregulował mechanizm zegara. Jeszcze przez długie lata, zanim nie wymieniono całego mechanizmu na bardziej nowoczesny, nie można było dojść, która to godzina właśnie wybiła. [24]
RUSZLA NIE RUSZAJ LUBLIN | Ciało świątobliwego i pobożnego braciszka z klasztoru Dominikanów, ojca Pawła Ruszla, zniknęło z celi tuż po jego śmierci, dlatego zakonnik nie miał pogrzebu. Od tego dnia zaczął natomiast pojawiać się w klasztorze jako duch i grać na organach. Wspierał też swoich braci w ciężkich chwilach. W czasie wojny niemiecki żołnierz zobaczył mnicha wyłaniającego się z ciemności i do niego strzelił. Kula utkwiła w ścianie, a Ruszel rozpłynął się w powietrzu. Po wojnie, podczas prac renowacyjnych klasztoru, znaleziono zamurowane wgłębienie w jednej ze ścian, a w niej całkiem dobrze zakonserwowane ciało Ruszla. Podejrzewa się, że dominikanie chcieli w ten sposób zagwarantować sobie jego stałą obecność. [211] MŁYNARZOWA LUBLIN | Na placu Bernardyńskim w Lublinie zawiśli pewnego
razu obok siebie czeladnik młynarza i młynarzowa. Byli w podobnym wieku, ciągnęło ich ku sobie. Często spędzali czas razem koło trybów młyńskiej maszynerii. Cóż mieli robić, kiedy kamień poszedł w ruch, nikogo w pobliżu, a wokół tyle wygodnych worków pełnych mąki? Niestety, stary chciwy młynarz domyślił się wszystkiego i przyłapał żonę na łamaniu szóstego przykazania. Zgodnie z ówczesnym prawem kochankowie skończyli na szubienicy. Ich duchy straszą teraz po nocach, zostawiając za sobą na chodnikach białe, mączne smugi naznaczone krwią. [34]
LUBELSKIE
NOCNE KĄPIELE LUBLIN | Tylko wtajemniczeni wiedzieli o nocnych kąpielach
36
córek kasztelana Tarły. I dziś także niełatwo dostrzec ich giętkie sylwetki w półcieniach księżycowych nocy. Dzieje się to na Czechowie w Lublinie, przy stawie. A czemu kasztelanki nadal się kąpią? Ostatni raz żywe weszły do wody, szykując się na zamkową ucztę, podczas której tragicznie zginęły i one, i wszyscy biesiadnicy. Przeciążony od gości budynek zapadł się pod ziemię. [213]
KOŃ, PIES I KARCZMARZ LUBLIN | Karczma Pod Białym Koniem
w Lublinie ma długą historię. Goście zawsze byli w niej mile widziani, ale niekoniecznie w obecnym rozumieniu tego określenia… Pierwszemu właścicielowi przybytku nie wystarczała zapłata za wikt i opierunek, miał w zwyczaju zabierać klientom wszystko z życiem włącznie, a trupy zakopywać na podwórzu za karczmą. Powiadają, że ciało karczmarza też jest tam zakopane. A stało się tak, ponieważ jeden z zamordowanych klientów nie dał za wygraną. Wrócił pod postacią psa i zaczął przeraźliwie wyć, aż zbiegli się ludzie i wszystko się wydało. Inny duch zamordowanego handlarza przychodził jeszcze długo do karczmy i upominał się o swój towar, na poczet którego zapłacił spore zaliczki. Tego ducha nie widuje się, odkąd jego wierzyciele pomarli. Został jednak pies i do dziś zdarza się, że goście słyszą jego wycie. Czasy się jednak zmieniły. Dźwięki odstraszające kiedyś klientów, stały się dziś atrakcją lokalu. [34]
LICZYGROSZ ŁĘCZNA | W podziemiach zamku w Łęcznej na stercie złota siedzi ponury sknera. Chętnie dzieli się skarbem z każdym, kto tylko go o to poprosi. Niestety, w zamian za życie. [212]
KTÓRĘDY NA LITWĘ ŁĘCZNA | Park w Łęcznej nocą to miejsce zazwyczaj ciche i spokojne. Bywa, że ktoś ryknie, przeklnie, że zawiąże się bójka, ale to sporadyczne incydenty. O wiele ciekawszym przeżyciem jest spotkanie z panem Litwinem. Chodzi ubrany w mocno przetarty, ale wciąż elegancki garnitur. Opiera się o laskę. Obwisłą i zaniedbaną anatomią zdradza naturę samotnika. Na głowie ma szary melonik, a jego dziąsła zżera zaawansowana paradontoza. Kroczy sobie spokojnie, rozglądając się, jakby szukał drogowskazów. Gdy kogoś zobaczy, podchodzi ufnie i wita się grzecznie, po czym pyta: „Czy mógłbyś mi waść dukt na Litwę wskazać?”. Nim przechodzień zbierze myśli i przygotuje odpowiedź, starszy pan znika. [114] MATCZYNA TROSKA NAŁĘCZÓW | Spacerując nocą po nałęczowskim parku, można usłyszeć zwyczajne, miejskie odgłosy, to zawyje syrena karetki, to pijaczek radośnie zaśpiewa. Ale należy dobrze słuch wytężyć, żeby usłyszeć coś o wiele ciekawszego – wołanie matki do córki. Głos złamany, pytający, niepewny, ale natarczywy: „Anielko? Córeczko?”. To głos dzieciobójczyni. Nie zwyrodniałej morderczyni, lecz ofiary tragicznej pomyłki. Kobieta przyjechała do nałęczowskiego kurortu leczyć córkę. Pewnego wieczoru usiłowała podać dziecku gorzkie lekarstwo. Musiała użyć siły, bo Anielka broniła się rękami i nogami. I miała rację – w fiolce była trucizna. Dziecko nie przeżyło kuracji, a wkrótce potem z żalu zmarła też matka. Od tamtej pory wraca nocami do Nałęczowa. Nie może się pogodzić ze stratą ukochanej córki. [167]
LUBELSKIE
GŁOWA Z KORONY NIE ODPADNIE OPOLE LUBELSKIE |
38
Przeciętny Kowalski nie jest świadom, jaki jest wkład polskiego narodu w rewolucję francuską. Ot, dla przykładu księżna Rozalia Lubomirska skosztowała gilotyny w 1794 roku z rąk rewolucjonistów w samym Paryżu. Tego samego dnia w Opolu Lubelskim, gdzie mieści się pałac Lubomirskich, widziano jej bezgłową sylwetkę wyłaniającą się z obrazu. Stało się to, zanim wiadomość o jej śmierci dotarła drogą oficjalną. Od tamtej pory w rocznicę ścięcia księżnej w pobliże jej portretu zawsze powraca ta sama eteryczna sylwetka. [35]
MAZOWIECKIE PRZEKLNIJ MNIE! BŁONIE | Pod Błoniami był majątek, w którym działy się
dziwne rzeczy. Ktoś stawał chłopom na drodze, zaczepiał ich i straszył. Świeżo ułożone w stodołach siano dzień później leżało porozrzucane. Niemal każda robota szła na marne. Trwało to dość długo i zapewne doprowadziłoby majątek do bankructwa, gdyby nie zaangażowanie do pomocy proboszcza. Udał się on na folwark z kropidłem i poświęcił wszystkie zakątki. Poskutkowało, duch przestał się narzucać. [97]
OJCOWSKA MIŁOŚĆ CIECHANÓW | Na Farskiej Górze stał niegdyś starodawny gród. Dziś pojawia się tu niezwykła postać – to Wszebor, sędziwy rycerz z długą siwą brodą. Wyrusza w stronę zamku książąt mazowieckich, podpierając się mieczem, staje u wrót i zastyga. Czegoś wypatruje. Tak czynił za życia i tak czyni do dziś. Mówią, że czeka aż za drzwiami ukaże się jego córka, uprowadzona przez wrogów Bolesława Krzywoustego w ramach jakichś międzyrodowych rozliczeń. [128] POŻÓŁKŁY DUCH CIECHANÓW | Powiadają, że po zamku ciechanowskim snuje się duch pewnej kasztelanowej, której metryka niczym nie różni się od tej należącej do liwskiej żółtej damy, o której będzie za chwilę. [166] ŻABUSIA CIECHANÓW | O tym, że żaby potrafią być piękne, wie każdy herpetolog. Niestety, reszta ludzi sądzi dokładnie odwrotnie. I na tym polega przekleństwo córki kasztelana ciechanowskiego. Nie brakowało jej za życia powabu, jednak zabrakło odrobiny skromności, pyszniła się urodą i łamała serca adoratorów. Została za to surowo ukarana – któregoś dnia obudziła się cała zielona, w krostach i z ustami szerszymi niż ramiona. Co gorsza, gdy nad jej głową przeleciała mucha, księżniczka odruchowo wystrzeliła w jej stronę wielki, obślizgły jęzor. Narzeczony, z którym umówiła się tego dnia, rzucił w nią bukietem kwiatów, a ona zjadła je ze smakiem. Do dziś duch księżniczki, w postaci wielkiej żaby, czeka na odważnego zbawiciela, który ją pocałuje. [80] W średniowieczu oczy żaby osiągały wysoką wartość rynkową. Obok chłopięcego moczu na liszaje, kozich bobków na podagrę i krowiego łajna na reumatyzm te małe kuleczki zajmowały najwyższe półki u sprzedawcy medykamentów. Handel tymi specyfikami był legalny, usankcjonowany stosownymi pozwoleniami. Legenda o żabusi do złudzenia przypomina bajkę o księżniczce zamienionej w żabę. Różni się jedynie brakiem happy endu.
CERBER CIECHANÓW | 365 lat temu do Ciechanowa przybyli z wizytą Szwedzi.
76
Ówcześni mieszczanie słabo znali szwedzki i nie wiedzieli, jak wytłumaczyć gościom, że tu się nie zabija i nie zabiera cudzego mienia. Nim się spostrzegli, goście ułożyli wszystko, co w mieście znaleźli cennego, na jedną kupkę i już zabierali się do powrotu do domu. Wtedy ciechanowianie postanowili zachować się po szwedzku i wybrawszy moment, gdy żołdacy byli pijani, wycięli ich w pień, co do jednego. Niestety, nie zdążyli zapytać, gdzie żołnierze ukryli skarb. Nie wiadomo tego do dziś, ale pewne jest, że spoczywa gdzieś niedaleko: strzeże go ogromny czarny pies. Wyłania się czasem nie wiadomo skąd i goni przechodniów do utraty tchu. Duchy Szwedów pędzą za nim bezszelestnie w postaci małych czerwonych ogników. [80]
CZERSKIE PERŁY CZERSK | Duch Bony Sforzy należy do tych najbardziej
zapracowanych. Pojawia się w wielu miejscach, gdzie za życia królowa gromadziła swój niewyobrażalny majątek. Krąży wieść, jakoby zabrała cały ten skarb ze sobą, uciekając do Włoch. Pod osłoną nocy wozy pełne kosztowności zmierzać miały kolumnami w kierunku Morza Śródziemnego. Tylko w Czersku było inaczej. Zbiegając w pośpiechu schodami, królowa niechcący zerwała naszyjnik pereł. Kuleczki stoczyły się za nią, zeskakując ze schodka na schodek, i pochowały się w szparkach między deskami podłogi. Nie było czasu do stracenia. Bona uciekła, ale o perłach nie zapomniała. Wraca po nie po śmierci. Za każdym razem słychać kroki, szuranie, chciwe szepty starej władczyni, a potem nagle… znów drobnoziarnisty stukot skaczących w dół schodów pereł. I tak co noc. [143]
TA ZŁA ŻABA GOSTYNIN | Zaklęta księżniczka z Ciechanowa to łagodna maskotka w porównaniu z wielką żabą gostynińską. To dopiero potwór! Nie wiadomo czyj to duch i mówiąc szczerze, lepiej nie wiedzieć. Ten postrach okolicznych rzezimieszków połykał w całości każdego, kogo spotkał zaszczyt zagościć w zamkowych lochach. Pewien szwedzki inżynier z czasów „potopu” na własne oczy widział tę żabę i opisał w swoich kronikach. [23] DUCH WASYLA GOSTYNIN | Mało kto wie, że w Gostyninie dokonał żywota jeden z rosyjskich carów. Był jeńcem wojny polsko-rosyjskiej, sprowadzonym wraz z żoną i bratem do Polski. Kilkakrotnie przenoszono go z miejsca na miejsce, aż w końcu osiadł w Gostyninie. Po śmierci zwłoki cara, jego żony i brata odkopywano i chowano trzy razy. Najpierw w Gostyninie, potem w Warszawie, a w końcu w Moskwie. Duch z pozoru cierpliwie znosił te nieustanne przeprowadzki, a tu ni stąd, ni zowąd znów zaczął się pojawiać w Gostyninie. Stało się to po odrestaurowaniu zamku i włączeniu go do infrastruktury turystycznej regionu. [23] PODWÓJNA BIAŁA GRODZISK MAZOWIECKI | W Grodzisku są dwie
MAZOWIECKIE
białe damy. Jedna w willi Foksal, a druga na dworze w Jordanowicach. Pierwsza, Zosia, była córką zawiadowcy stacji. Otruła się z miłości. Pochowano ją pośpiesznie w podwórzu willi, a już następnej nocy wyłoniła się spod świeżo przekopanej ziemi jako biała, świetlista postać. Druga to wdowa, Izabela z Poniatowskich. Zamieszkała w dworku Skarbka, u boku Andrzeja Mokronowskiego, i tam też się do dziś ukazuje. [215] Foksal to nazwa budynku służącego kiedyś zarówno jako stacja kolejowa, jak i hotel z wygodami. Prócz kasy biletowej i poczekalni podróżni mogli tam znaleźć elegancko urządzone, obszerne pokoje, salę balową oraz restaurację. Takie przybytki rozstawione były wzdłuż całej trasy kolejowej Warszawa–Wiedeń.
78
PRZEKLĘTY SKARB IŁŻA | Wzgórze zamku iłżeckiego skrywa tajemniczy skarb, do którego wejście otwiera się tylko raz do roku. Kto wkroczy do zaczarowanej jaskini i nie wyjdzie zawczasu, musi czekać dwanaście miesięcy na kolejną szansę. Pewnego razu kobieta, która znalazła ową pieczarę, zostawiła dziecko na zewnątrz i nie zdążyła wyjść. Płakała rok okrągły, aż znów miała okazję ujrzeć światło dzienne. Z jej łez powstał strumień i płynie on do dziś. Według legendy nazwa Iłża brzmiała kiedyś „Jej łza”. [44]
BIAŁA LOKOMOTYWA IŁŻA | Pod Iłżą znajduje się cmentarzysko kolejowe. Rdzewiejące na bocznych torach wagony ze swymi pustymi „oczodołami” same wyglądają jak duchy. W tym miejscu w czasie wojny, w skutek bombardowania, spłonęło kilka wagonów pełnych ludzi. Od tamtego czasu widuje się białą lokomotywę widmo. [35]
CZERWONY KAT KONSTANCIN-JEZIORNA | W Konstancinie-Jeziornej,
przy ulicy Prusa, jest willa, gdzie NKWD zamęczyło wielu ludzi. Do dziś duch jednego ze stalinowskich katów biega po korytarzach i schodach w tę i z powrotem, nie mogąc odnaleźć drzwi wyjściowych. [25]
MARMO KOBYŁKA | W 1908 roku zmarła w Kobyłce jedna z najbardziej zasłużonych dla miasta postaci. Ksiądz Marmo poświęcił całe życie poprawie warunków bytowych swych ziomków. Pewnej nocy dwóch kobyłczan spotkało go w parku i zaofiarowało się odprowadzić do domu. Ten minął ich i nic nie odpowiedział. Później okazało się, że kapłan od południa już nie żył. [7]
ŻÓŁTA DAMA LIW | W liwskim zamku miała miejsce historia nie tyle tragiczna,
co niezwykle smutna. Żyła tam pewna kasztelanowa o imieniu Ludwika. Była mądrą i dobrą kobietą, ale też dość brzydką. Trzykrotnie mąż kupował jej nowy pierścionek z brylantem i trzykrotnie, w tajemniczych okolicznościach, pierścionek ginął. Cóż było robić. Należało poddać próbie uczciwość biednej kobiety. Zamknięto ją na noc, żeby nie uciekła, dano jej cegłę i poproszono, żeby do rana wydłubała w niej palcem dziurę. Następnego dnia Ludwika padła przed mężem na kolana, błagając o litość. Niestety, palec miała cały zakrwawiony, a w cegle nie było nawet małego dołeczka. Kobieta została ścięta. Dosłownie po paru dniach znaleziono wszystkie trzy pierścionki w gnieździe sroki. Duch żółtej damy do dziś pojawia się w zamku i dogląda liwskich włości. [83]
BEZGŁOWA CZAROWNICA MIŃSK MAZOWIECKI | Gdy archeolodzy odkopali grób kobiety z odciętą głową ułożoną między piszczelami, ponura legenda mińskiego pałacu ożyła. Powiadano, że jedna z córek magnackich parała się czarną magią. Mało tego, przewodziła całemu zgromadzeniu czarownic. Po śmierci zaczęła naprzykrzać się mińszczanom jako upiór, więc trzeba było uciąć jej głowę i wstawić między nogi. [10] SMUTNE PSISKO MIŃSK MAZOWIECKI | Słynny czarny pies z Ogrodzieńca zagląda czasem do Mińska Mazowieckiego. Warszycki był przecież właścicielem obu majątków. Jednak tu nie przejawia tyle agresji, co w głównej swojej siedzibie. Jest znacznie łagodniejszy i ma wielkie smutne oczy. Jego wzrok przepowiada śmierć… [30]
MAZOWIECKIE
MŁAWSKA STRAŻNICZKA M ława | Mława ma swojego dobrego ducha
80
opiekuna. Jest nim sowa mieszkająca w kościelnej wieży. We wszystkich ciężkich dla miasta chwilach, najazdach, wojnach i klęskach wołaniem „pójdź, pójdź!” przegania zło. [9] Ciekawostką jest, że ponad tysiąc lat temu, zanim białe damy na stałe zamieszkały w zamkach, były właśnie duchami opiekuńczymi miejsc, często ukazującymi się pod postacią sowy. We Francji na sowę płomykówkę mówi się również dame blanche – biała dama.
PODKARPACKIE BARANOWSKI KOŃ BARANÓW SANDOMIERSKI | Zamek w tym mieście
miał „szczęście” do pożarów. Strawiły go kilkakrotnie i kilkakrotnie go odbudowywano. Czy to zły omen? Dziś przy zamku pojawia się czarny koń i znika koło bramy. Jest też postać czarnego pana, tak rozmyta, że z trudem można odróżnić jej kończyny i głowę. Przechadza się po krużgankach w godzinach wieczornych i nocnych, nie zważając na przerażonych przechodniów. [83]
KARZEŁ I DIABEŁ DUBIECKO KOŁO PRZEMYŚLA | Z dawnej siedziby diabła łańcuckiego zachowały się tylko nieliczne fragmenty murów, piwnice i… dwa duchy. Pierwszy to sam diabeł łańcucki – Stanisław Stadnicki. Cokolwiek ten człowiek miał do załatwienia, zwoływał swoich wojów i najazdem dochodził swoich praw. Ten duch nie jest jednak tak przerażający, jak ten drugi: spacerując po parku wokół zamku, należy strzec się dubieckiego karła. Jest to mała postać mocno kiwająca się na boki, cała okryta łachami. Karzeł wzbudza lęk, lecz posiada też moc hipnotyczną. Ujrzawszy go, człowiek traci kontrolę i idzie za nim prosto na bagna lub na cienki lód. Niektórzy twierdzą, że to nie karzeł, tylko odrąbana głowa samego Stadnickiego nabita na kij. Bo przecież gdy mu ją ścięto, paradowano z nią po całej okolicy niczym z chorągwią. Ktoś rzucił trofeum do rowu, a teraz zjawa się mści. [83] Warto poznać historię drugiego awanturnika dubieckiego – Jerzego Krasickiego zwanego Grandżadżą. ŚLUBY ŚWIĘTOKRADCZE JAROSŁAW | Na co było młodej nowicjuszce
składanie ślubów zakonnych, skoro tak pociągał ją grzech? Nocami siostrzyczka wiodła drugie grzeszne życie w pobliskim Jarosławiu. Co gorsza, gdy zmuszono ją do spowiedzi, uczyniła to, złorzecząc świętokradczo. Reguła nakazywała takie przypadki traktować z bezwzględną surowością. Zamknięto ją w ciemnym lochu, by przemyślała swoje postępowanie. Myślała tak długo, że zmarła z głodu. Dziś staje nocami na murze, zwrócona w stronę miasta, gdzie spędziła najupojniejsze chwile swego krótkiego życia. [195]
DUCH Z POPIOŁÓW LESKO | Wdowa po kasztelanie przemyskim Janie
Kmicie Nosku spłonęła wraz z zamkiem sobieńskim w czasie najazdu węgierskiego. Powstała ze zgliszczy i zaczęła krążyć po okolicy, a jej nadpalona suknia żałobna zostawia za sobą czarny ślad. Kiedy ród Kmitów przeprowadził się do Leska, czarna dama podążyła za nim. Smugę na ziemi łączącą obie rezydencje szybko starł deszcz i śnieg. Ale pamięć pozostała, tak jak i zjawa – ukazuje się w Lesku, smutna, mocno nadpalona i z roztopioną biżuterią. Przechadza się po korytarzach, a wokół niej unosi się ledwo odczuwalny zapach zwęglonego ciała. Po tym poznało ją pewnego wieczoru trzech króli na zamkowym balu – pojawiła się wśród bawiącego się tłumu i bez słowa przeszła na drugi koniec sali, gdzie znikła. [83]
104
ŚMIERĆ PRZEZ KROWY LEŻAJSK | „Była taka jedna baba, co to się na ziołach znała. Trzech mężów pochowała, a wciąż po lasach i łąkach za ziołami biegała”. To czarownica leżajska. Spalono ją na stosie – dowodem koronnym winy był fakt, iż jej krowy miały się lepiej niż inne w okolicy. Gdy baba zmarła w mękach okrutnych, podzielono się jej krowami i te od razu zaczęły chorować i chodzić niedożywione, jak wszystkie. [195]
UDUCHOWIONE MIEJSCE ŁAŃCUT | Zamek łańcucki jest pełen duchów. Pierwszy z nich, diabeł łańcucki, pojawia się rzadko, bo ma jeszcze Dubiecko do nawiedzania. A nawet duch się nie rozdwoi. Kolejna zjawa to Franciszek Lubomirski – zmarł śmiercią samobójczą, od dwóch strzałów w potylicę. Jak to zrobił, nie wiadomo, w każdym razie ukazuje się bez głowy. Trzeci duch to księżna Elżbieta Izabela z Czartoryskich Lubomirska. Za życia zwana była błękitną markizą, od koloru krynoliny, w której paradowała. Po śmierci dalej ją nosi, więc jest błękitną damą łańcucką. Czwarta to Julia Potocka, córka Izabeli – można ją zobaczyć jedynie przy stylowym sekretarzyku, gdy pisze listy. [83] Fakt, że kojarzono daną osobę z jednym strojem może wynikać z dość różniących się od dzisiejszych norm higieny. Modne wtedy krynoliny były mekką wszelakiego robactwa. DUCH RYSOWNIK ŁAŃCUT | Czeski ksiądz Józef Wojtechowski zasłużył na wieczną pamięć wśród mieszkańców Łańcuta i okolic. Był misjonarzem jezuickim na Galicję. Troszczył się o los wiernych – zawsze służył pomocą i zainicjował wiele przedsięwzięć modernizacyjnych w regionie. Najbardziej był znany ze swoich proroctw, które się zazwyczaj sprawdzały. Dziś jego grób znajduje się na łańcuckim cmentarzu i jest nieustannie badany z bliska przez wiernych. Dlaczego? Gdy duch księdza chce coś przekazać, robi na własnym nagrobku nową rysę lub pęknięcie. [194] CZARNA DZIURA ŚMIERCI ŁAŃCUT | Są takie miejsca, gdzie jedno
nieszczęście pociąga za sobą kolejne. Tak jest w przypadku Wisielcówki – jednej z dzielnic Łańcuta. Już sama nazwa daje do myślenia. Pochodzi od kopca z szubienicą, który kiedyś tam stał. Fatum tego miejsca objawiło się w czasie, gdy stacjonowały tam wojska austriackie. Zaczęło się od pewnego młodego huzara, który powiesił się za koszarami. Pochowano go dyskretnie, ale następni żołnierze popadali w depresję, ściągali paski ze swoich spodni i… szli za koszary dokonać żywota. [194]
PODKARPACKIE
SUMIENIE EKONOMA ŁAŃCUT | Był pod Łańcutem pewien okrutny i bezwzględny ekonom. Bałamucił co ładniejsze dziewki, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. Jedna z nich zaszła w ciążę. Tchórzliwy człowiek zląkł się o swoje dobre imię i posadę, więc oskarżył pannę o czary i kontakty z diabłem – jej widoczna ciąża miała być koronnym dowodem winy. Sąd jednak musiał postąpić sprawiedliwie i poddać dziewczynę próbie: skazano ją na dwadzieścia pięć batów. Gdyby przeżyła, oznaczałoby to, że Bóg ma ją w swojej opiece. Niestety, stało się inaczej. Niedoszła matka, okrutnie zmasakrowana, zmarła na miejscu kaźni wraz z dzieckiem, które w brzuchu nosiła. Ten fakt rozwiał wszelkie wątpliwości sądu. Łańcut miał do czynienia z autentyczną czarownicą – pochowano ją więc na rozstajach, gdzie zakopuje się wszelkiej maści nikczemników. Teraz pojawia się tam w towarzystwie innych duchów. Dopiero wśród nich zaznała prawdziwej przyjaźni. [194]
106
DUCHOWNY ŁAŃCUT | Dzwonią w Łańcucie na mszę poranną i zanim zaczną się schodzić wierni, zjawia się duch kleryka. Idzie chodnikiem w stronę świątyni, na przywitanie nie odpowie. Ludzie przywykli do niego jak do powietrza i do śpiewu ptaków. Gdy postać dojdzie do drzwi kościoła, przystaje na chwilę, jakby zamyślona, po czym znika. O jego pochodzeniu różnie powiadają – może to ksiądz Wojtechowski a może to brat Antoni, kapelan powstania styczniowego. [194]
SAMOBÓJCA Z TRUPPENLAZARETU ŁAŃCUT | W Łańcucie stoi bardzo stary budynek, dziś dość zaniedbany. Wielu użytkowników tego obiektu było świadkami podobno niezwykłych sytuacji: zdarzały się one zazwyczaj nocną albo wtedy, gdy nikt się żadnych gości nie spodziewał. Zjawisko najczęściej zaczynało się od równomiernego i cierpliwego pukania do drzwi. Gdy ktoś otworzył, ukazywał się wychudły, stary mężczyzna w żołnierskim mundurze, spodnie miał przepasane sznurkiem, a jego twarz niczego nie wyrażała. Zastygał w bezruchu i po chwili rozmywał się w powietrzu. Ten budynek to dawny klasztor Dominikanów. Wspomniany diabeł łańcucki wygonił stamtąd braciszków – wrócili dopiero, gdy Stadnickiemu ścięto głowę. W XIX wieku klasztor spłonął, a dominikanie wyprowadzili się do Dzikowa. W czasie zaborów Austriacy urządzili w dawnym klasztorze lazaret dla swoich żołnierzy. Wielu z nich umarło, a niektórzy popełnili samobójstwo. [194] ZASIEDZIAŁY DUCH ŁAŃCUT | Oto jak kończy się igranie z duchami.
Na Zapłociu w Łańcucie pewien człowiek urządzał w swoim domu seanse spirytystyczne. Przygotowywał się do tego bardzo skrupulatnie: czytał stare księgi, radził się fachowców, kupował pisma ezoteryczne. Pewien duch postanowił wprowadzić się tam na stałe. Najpierw poznali go domownicy, następnie wieść rozniosła się wśród sąsiadów, w końcu ludzie ze wszystkich stron zaczęli przyjeżdżać, żeby go zobaczyć. Gdy gospodarze mieli już dość gościa z zaświatów, okazało się, że ten nigdzie się nie wybiera. Egzorcyzmy odprawiano latami – w końcu wypędzono ducha, a mężczyzna znalazł sobie inne hobby. [194]
KORNELOWA ORZYKOŃ Koło KROSNA | Zamek w Odrzykoniu nie ma
się dziś najlepiej, ale wrażenie wciąż robi olbrzymie. Warto wyobrazić sobie rezydencję w czasach jej świetności, z gwarnym dziedzińcem, damami, rycerzami i… karliczką Kasią. Była ona dwórką wojewodziny kamienieckiej, a jej urok osobisty i nieprzeciętna uroda otwierały wrota do wszystkich dworów europejskich, ale zamknęły drzwi do szczęścia. Gdy została żoną karzełka Kornela usługującemu królowej Bonie, ta postanowiła podarować parkę hiszpańskiemu władcy, który „kolekcjonował” małych ludzi. Tam Kasia zmarła z tęsknoty za krajem i wtedy dopiero powróciła do Odrzykonia jako duch. Powiadają, że najczęściej słychać jej ciepły, uroczy śmiech. Czasem widać ją ciągnącą długi tren swojej sukni po korytarzach zamku. Nikogo nie straszy, przemyka się bezszelestnie. [83] Dwór hiszpański słynął ze swojej „kolekcji” karłów – w szczytowym momencie liczył ich 123. Spośród ludzkich osobliwości, do których wówczas zaliczali się również olbrzymi, ludzie egzotycznych ras i obłąkańcy, karły stanowiły dobro najbardziej luksusowe. Handel nimi był tak rozpowszechniony, że istniało przedsiębiorstwo trudniące się wyszukiwaniem karłów na całym świecie. Wyższą cenę osiągali za znajomość języków obcych. Dawano je w prezencie, zapakowane w złote klatki, oraz używano jako pionków do gier planszowych.
PODKARPACKIE
BOSI ODESZLI ZAGÓRZ | Do dziś można podziwiać imponującą budowlę
108
klasztoru Karmelitów Bosych, mimo że to ruiny. Budynek wielokrotnie płonął niszczony przez zaborców. Jedynymi stałymi mieszkańcami tego przybytku są duchy dawnych zakonników, którzy zostali pochowani pod klasztorem. Bardzo często wychodziły urządzać procesje, dopóki w 1957 roku nie urządzono im ponownego pogrzebu. Ich groby były regularnie plądrowane przez poszukiwaczy skarbów. Dziś widuje się tylko jednego z zakonników – podobno pozostał, by doglądać miejsca spoczynku swoich braci. [83]