2 minute read

FELIETON

Next Article
ROZRYWKA

ROZRYWKA

Lato na ostro

Wam młodym to dobrze. My to żyliśmy w strasznych czasach. Wojny, bieda, Hitler, Stalin, zima stulecia, stan wojenny, reprezentacja przez lata nie kwalifikująca się na Mundial. Znacie takie dziadkowe czy babcine gadanie? No więc jak patrzę na rzeczywistość, to coraz bardziej jestem przekonany, że jedyne, co będę miał do powiedzenia, to: ja to sobie za młodu żyłem fot. allegro.pl w spokojnych czasach, a Wy młodzi to macie w życiu…

Advertisement

Nie da się ukryć, że wakacje rysują się kolorowo i nie są to do końca wesołe barwy.

Wojna. Nie taka na żarty. Nie hybrydowa. Nie taka, że można udawać, iż jej nie ma. Nie wirtualna, nie walki dronów albo w klatkach. Regularna współczesna wojna, z paleniem miast, mordowaniem kobiet i dzieci, w dodatku tuż obok. Fala uciekinierów do Polski, inflacja i kompletna niewiadoma w temacie odpowiedzi na pytanie, czym to się wszystko skończy i dokąd nas dowiezie.

Globalni i krajowi mocarze przekonują, że wszystko mają pod kontrolą, wiedzą, czym to się skończy. Ja nie wiem, ale wiem tyle, że oni też nie wiedzą, a ten pan, który mówi, że mógłby z miejsca sprawić, że benzyna będzie po 5.19 zł za litr, o ile tylko znowu zacznie rządzić, po prostu kłamie. A w sumie jak człowiek ma trochę oleju w głowie, to i tak powinien się cieszyć, że boryka się z drożyzną, a nie wojną.

Ostatnio próbowałem zarezerwować nocleg w Bieszczadach. Nie bardzo było jak. W pewnym momencie oddzwonił właściciel pensjonatu i powiedział, że ludzie mu się wymeldowali, bo się boją, bo Bieszczady są blisko Ukrainy (a pewna ich część jest nawet na Ukrainie).

W tej sytuacji, jak ktoś się boi nad Solinę, to najbezpieczniej jechać na wakacje do Zgorzelca, bo będzie blisko, by uciekać. Mówiąc krótko, trochę się gdzieniegdzie zrobiło panicznie.

Ale ogólnie tej paniki jakoś nie widzę. Widzę ludzi, którzy całkiem sobie sprawnie radzą. Szczerze mówiąc, Polacy z wojną u sąsiadów, falą uchodźców, związaną z tym drożyzną radzą sobie lepiej niż londyńczycy z zimą dekady, którą obserwowałem kilkanaście lat temu na żywo. Spadło śniegu po kostki, więc setki ludzi połamały kręgosłupy, a ulice sparaliżowały kraksy, zanim zapożyczono z północnej Anglii kosmiczną technologię sypania chodnika piaskiem i ulic solą.

Albo rzymianie – współcześni, nie starożytni – z opadem stulecia, którego też miałem okazję być świadkiem kilka lat temu. Lało przez dwa dni, więc stanęło metro, pociągi, taksówki, a także wielkie lotnisko Fumicino.

À propos Rzymu, ale tego sprzed jeszcze paru lat. Czytałem ostatnio książkę szwajcarskiego historyka Jacoba Burckhardta o końcówce starożytności, czyli czasach Konstantyna Wielkiego, cesarza, który przyjął chrześcijaństwo.

Wcześniej, jak wiadomo, chrześcijanom nie było wcale lekko. Lwy, krzyżowanie, katakumby, te sprawy. Człowiekowi by się wydawało, że mieli przerąbane i to cud, że ich nie wyniszczono. Szwajcarski zimnokrwisty erudyta zwraca uwagę, że to była właśnie jego zdaniem ta przyczyna, która doprowadziła ich do władzy w Rzymie, pomimo że wciąż byli zdecydowaną mniejszością. W porywach mogło być ich z 10 procent. Ale wieki prześladowań ich umocniły, dały im siłę, pozbawiły strachu, zdeterminowały.

Popytajcie w rodzinie, którzy krewni lub znajomi byli silniejsi i szczęśliwsi na starość. Czy ci, którzy ciężko harowali, nie narzekali, czy ci, którzy w kółko jęczeli i skupiali głównie na własnej wygodzie, jak inni rzymianie tamtych czasów?

Dlatego spora szansa, że wyjdziemy z tych wszystkich opresji silniejsi i dużo szczęśliwsi, niż wyszlibyśmy z pozornego dobrobytu gier komputerowych, słuchawek i aplikacji zastępujących prawdziwe życie. A po co w końcu żyć, jak się nie żyje naprawdę? Na dodatek na tym świecie, ponoć, tylko raz?

This article is from: