21 minute read
ROZRYWKA
TOP 10 rzeczy, które każdy student powinien zrobić w wakacje
Kiedy już odeśpisz zarwane przez sesję noce, doczekasz się ostatnich ocen w USOS-ie i po raz ostatni zamkniesz drzwi swojego wydziału (albo laptopa – w wersji studiów zdalnych), nadchodzi błogi czas wakacji. Masz trzy miesiące na to, by zregenerować siły i wejść w kolejny rok z nową energią. Jednak nie polecamy spędzać tego czasu wyłącznie na leniuchowaniu – to okres, który można spożytkować interesująco. Podrzucamy propozycje!
Advertisement
1. NADRÓB ZALEGŁOŚCI KSIĄŻKOWE, FILMOWE I SERIALOWE
Dobrze wiemy, że w czasie intensywnej nauki nie ma czasu na binge-watching, czyli oglądanie długo wyczekiwanego serialu odcinek za odcinkiem w jedną noc. Wakacje to idealny moment, żeby zarwać nockę na wciągającą książkę czy ukochany serial. Może przeoczyłeś dzieło, które odmieni Twoje życie na zawsze?
2. ROZWIJAJ UMIEJĘTNOŚCI
Wakacje to dobry czas, by wziąć udział w różnego rodzaju kursach, które pozwolą rozwinąć bądź nauczyć się nowych umiejętności. W internecie można znaleźć mnóstwo darmowych kursów – każdy znajdzie coś dla siebie.
Gwarantujemy, w trakcie poszukiwania pracy czy stażu jeszcze nam za to podziękujesz. :) Przykładowe strony, na których znajdziesz darmowe kursy, to np. Google Internetowe Rewolucje czy Udemy.pl (tu w wersji po angielsku).
3. RUSZAJ SIĘ!
Nic tak nie rozluźni spiętych od siedzenia za biurkiem mięśni jak sport. Daj zasiedzianemu organizmowi trochę wytchnienia i rusz się z kanapy. Bieganie, rower, siłownia, a może nauka jazdy na rolkach czy desce? Zapisz się na kurs pływania, jogi lub sprawdź się w sztukach walki. Może znajdziesz nową pasję, która będzie miłą odskocznią w trakcie nauki w przyszłym roku?
4. UPORZĄDKUJ PRZESTRZEŃ
Z pewnością w trakcie całego roku udało Ci się zgromadzić wiele nowych rzeczy. Uporządkuj przestrzeń wokół siebie – sprzedaj lub oddaj ubrania, których już nie nosisz, przejrzyj daty produktów w kuchni i terminy ważności leków w apteczce. Uporządkuj notatki z poprzedniego roku, zrób porządek na komputerze – to dobry moment, by wyczyścić pulpit, zrobić porządki w folderach czy na poczcie.
5. ZADBAJ O ZDROWIE
Skoro już jesteśmy przy porządkach wokół siebie, warto też zajrzeć w głąb siebie – i to bynajmniej nie po to, by odkryć cechy swojej podświadomości. W końcu masz czas, by wybrać się na przegląd stomatologiczny, rutynowe badania krwi, dawno odkładane USG. Skontroluj u okulisty swój wzrok, który z pewnością nie jest Ci wdzięczny za całonocne czytanie notatek. Dziewczyny – marsz na cytologię, chłopaki – na badanie jąder. Nie ma wymówek.
6. PODRÓŻE MAŁE I DUŻE
Zachęcamy, by właśnie teraz odkrywać walory bliższej i dalszej okolicy. Korzystaj ze studenckich zniżek na PKP, wybierając się do miasta w Polsce, którego jeszcze nigdy nie widziałeś. Może jest jeszcze jakaś ciekawa ulica w Twoim mieście, na której nigdy nie byłeś? Albo muzeum, do którego zawsze planowałeś pójść, ale nigdy nie było Ci po drodze? W końcu masz czas, by zaplanować wizytę w dzień z darmowym wejściem – nie zmarnuj tej okazji!
7. ZAMIEŃ SIĘ W MAKŁOWICZA
Teraz jest idealny czas do tego, by podszkolić lub rozszerzyć swoje umiejętności kulinarne. Przetestuj ekspresowe dania, które z pewnością przydadzą Ci się w trakcie wytężonej nauki. Wypróbuj przepisy na lunchboxe, które od października będziesz mógł zabrać ze sobą na zajęcia. No i pooglądaj Makłowicza, choć wszyscy doskonale wiemy, że pana Roberta oglądamy nie tylko z powodu wymyślnych kompozycji kulinarnych. :)
8. SPRAWDŹ, JAK DOSTAĆ SIĘ NA ERASMUSA
Może warto na semestr nieco zmienić klimat? Szczerze polecamy wyjazd na Erasmusa! Teraz jest dobry moment, by sprawdzić, choćby w oparciu o zeszłoroczne komunikaty, jakie są zasady rekrutacji, poszukać wymarzonego miejsca do studiowania i zapisać daty składania potrzebnych dokumentów.
9. PODSZKOL JĘZYK
W nawiązaniu do wcześniejszej rady – płynny język obcy na pewno przyda się na zagranicznym wyjeździe. Skorzystaj z darmowych aplikacji do nauki języków i poszerz swój słownik albo zacznij naukę zupełnie nowego języka, którego zawsze chciałeś się nauczyć!
10. NADRÓB WSZYSTKIE NUMERY „KONCEPTU”
I ostania, ale jakże kluczowa kwestia! Od czasu ostatnich wakacji wydaliśmy 11 pełnych wiedzy i ciekawostek numerów. Wszystkie archiwalne numery naszej gazety znajdziesz na: https://magazynkoncept.pl/publikacje/.
Kamil Kijanka
Polska narciarka alpejska osiąga sukces za sukcesem
Magdalena Łuczak to polska narciarka alpejska, która mimo młodego wieku może pochwalić się już wieloma sukcesami. Pochodząca z Łodzi zawodniczka podzieliła się z nami swoimi wrażeniami z igrzysk olimpijskich, a także opowiedziała o łączeniu kariery sportowej ze studiami w Stanach Zjednoczonych.
Kamil Kijanka: Niebawem kończy się maj. Czy dla narciarzy alpejskich jest to czas odpoczynku?
Magdalena Łuczak: Okres wypoczynkowy tak naprawdę się dla mnie kończy. Wkrótce jadę na pierwsze zgrupowanie na śniegu, na lodowiec do Austrii. Teraz zaczynam typowe kursowanie. Tydzień na lodowcu, tydzień w domu. Jeździć skończyłam w połowie kwietnia i praktycznie do teraz miałam czas regeneracji i roztrenowania. czy w ogóle pojadę. Było wtedy bowiem wiele restrykcji związanych z obecnością koronawirusa. Kiedy już dotarłam i rozpoczęłam starty, wszystko się trochę uspokoiło.
Na pewno jest to wspaniałe doświadczenie, które otwiera oczy każdemu sportowcowi. Można powiedzieć, że dzięki udziałowi w igrzyskach olimpijskich później może być już tylko łatwiej. Skoro było się na tej najważniejszej i największej sportowej imprezie, to nic nie powinno już aż tak zaskoczyć.
Czy wyjazd ten organizuje Polski Związek Narciarski?
Tak. Będzie to mój pierwszy wyjazd z nowym trenerem. Czuję, że ta zmiana była dla mnie ważna i potrzebna. Cieszę się na tę współpracę. Uważam, że nowy trener jest w stanie pomóc mi podnieść sportowy poziom. Mijaliśmy się do tej pory na różnych zawodach. Wiadomo jednak, że zupełnie inaczej jest, gdy się ze sobą współpracuje, niż zna się wyłącznie z widzenia.
Poprzednia zima była dla Ciebie wyjątkowo intensywna.
Na pewno. Igrzyska olimpijskie odbywały się w Pekinie, jedne zawody w Stanach, a większość pucharów Europy i świata odbyło się na starym kontynencie. Latałam dużo częściej niż w poprzednich sezonach, ale patrząc na wyniki sportowe, nie wyszło mi to na minus.
A jak wspominasz igrzyska olimpijskie? Chyba dla każdego sportowca udział w tej imprezie jest największym wyróżnieniem.
Tę magię można poczuć dopiero na miejscu, jak już się tam jest. Miałam różne przygody z igrzyskami. Doleciałam tam dopiero na dzień przed startem z powodu zachorowania na COVID-19. Do końca nie wiedziałam,
Jak sama wspominasz, czasu na przygotowania tuż przed startem igrzysk praktycznie nie miałaś. Było za to zapewne dużo stresu i znaków zapytania. Ostateczny rezultat – 26 miejsce w slalomie gigancie – musi być więc dla Ciebie satysfakcjonujący.
Pewnie, że tak. Gdyby te przygotowania przebiegały w normalnym trybie, bez dodatkowych przygód, mógłby być i nawet mały niedosyt. W tej sytuacji jednak jestem naprawdę zadowolona.
Chińczycy zdali egzamin pod względem organizacyjnym. W niektórych przypadkach byłam wręcz zszokowana, jak dobrze zostało to wszystko przygotowane. Niestety, były także elementy nie do końca dopowiedziane i to powodowało dodatkowy stres. Przykładem mogą być chociażby testy na koronawirusa. Kwestia tego, kto szedł do izolacji, a kto nie. Poza tym wszystko było na najwyższym poziomie.
A co najmocniej utkwiło Ci w pamięci po tych igrzyskach?
W wiosce olimpijskiej, w której nas ulokowano, mieszkali tylko zawodnicy narciarstwa alpejskiego, bobsleja i saneczek. Pierwszy raz widziałam na żywo właśnie sanki i bobslej. Nigdy nie sądziłam, że będzie to aż tak ciekawe. Można było przekonać się na własne oczy, jak
wiele czynników wpływa na to, jak oni zjeżdżają. To ich całe przygotowanie było niezwykle interesujące.
Myślałem, że wspomnisz coś o śniegu, na który, z tego, co słyszałem, sportowcy narzekali.
Co kto lubi. Ja nie miałam za bardzo czasu, by się zastanawiać i narzekać. Dla mnie było całkiem okej. Duży problem był taki, że śnieg na trasach treningowych był zupełnie inny niż na zawodach. Zawodnicy nie byli po prostu do niego przyzwyczajeni. Trudno im było dobrać sprzęt. Był to sztuczny śnieg, wyślizgany i przez mocne wiatry bardzo się zmieniał.
Jak to się stało, że łodzianka zainteresowała się narciarstwem alpejskim?
Wszystko zaczęło się dzięki rodzicom. Często jeździli ze mną i moją siostrą do Zakopanego. Musiałam mieć jakieś trzy latka, gdy pierwszy raz założyli mi narty na nogi. Następnie zapisali nas do instruktora na Harendzie (Ośrodek Narciarsko-Rekreacyjny w Zakopanem – przyp. red.) i tak to dalej już poszło.
Obecnie bardzo mało trenujemy w Zakopanem, więc jak tylko przyjeżdżam do Polski, to najczęściej wracam do Łodzi. Wtedy przygotowuję się przede wszystkim pod względem fizycznym w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Cały sezon jesteśmy jednak praktycznie za granicą.
Kiedy zdałaś sobie sprawę, że powinnaś się tym zająć na poważnie?
Nigdy tak do końca nie brałam tego pod uwagę. Po prostu trenowałam ten sport najdłużej i sprawiał mi przyjemność. Po skończeniu liceum zorientowałam się, że zaszłam dość daleko i szkoda by było zrezygnować. Dałam sobie czas, by kontynuować tę drogę do końca studiów. A co będzie potem? Zobaczymy.
Karierę sportową postanowiłaś połączyć razem ze studiami w Stanach Zjednoczonych. O ile mi wiadomo, z wyborem kierunku jest tam trochę inaczej niż u nas.
Dopiero po drugim roku trzeba określić, co tak dokładnie chce się studiować. Trzeba jedynie wybrać departament, który nas interesuje. Czy chodzi nam o szkołę biznesową, nauk przyrodniczych, czy na przykład prawa. Ja jestem w biznesowej, jest to dla mnie duża szansa na rozwój. Żal mi by było z niej nie skorzystać.
Związek przekonał się, że da się połączyć jedno z drugim i bardzo się z tego cieszę. Z początkiem maja skończyłam semestr, jestem po sesji i mam wolne od uczelni. Mogę więc skupić się na sporcie. Wykładowcy wykazują się dużą empatią i są bardzo pomocni. Współpracuję także z koordynatorem akademickim, który pomaga mi poukładać kwestie zajęć ze zgrupowaniami kadrowymi.
Czy uczelnia w jakikolwiek sposób pomaga Ci w przygotowaniu sportowym?
Tak. Tam także jestem w drużynie uniwersyteckiej. Mamy bardzo dobre warunki do utrzymania optymalnej formy sportowej. Treningi (także na śniegu) czy odnowa biologiczna są zapewnione. Zarówno w swojej drużynie, jak i pozostałych zespołach akademickich spotykam zawodniczki, z którymi rywalizuję w pucharze świata i innych zawodach reprezentacyjnych. Głównie są to jednak reprezentantki Stanów Zjednoczonych, Kanady i czasem Norwegii.
Czy sposób trenowania i przygotowania znacząco różni się w Stanach Zjednoczonych od tego w Polsce?
Na pewno w USA jest więcej zawodników i zawodniczek. Siłą rzeczy zaplecze jest więc dużo większe i trenuje tam więcej osób na najwyższym poziomie. O wiele większy jest również sponsoring. W Polsce idzie to jednak w dobrym kierunku.
Stany Zjednoczone zrobiły na Tobie wrażenie?
Jest to świetne miejsce do studiowania lub pracy na kilka lat. Czy jednak chciałabym tu zostać na stałe? Nie mam pojęcia. Zbyt wiele jednak nie widziałam. Musiałam skupić się na nauce i treningach. Bardzo podoba mi się tutejsza mentalność. Wszyscy są bardzo pozytywni i pomocni. W Polsce pewnie bym musiała wybrać jedynie AWF. Tu mam więcej możliwości.
Gigant czy slalom – w której z tych konkurencji czujesz się lepiej?
Po ostatnich wynikach na pewno widać, że jest to gigant. Slalom jeździ mi się naprawdę dobrze, tyle że nie startowałam w nim tyle i nie trenowałam tak długo jak w przypadku giganta. Myślę, że już w tym sezonie będę startowała w obu konkurencjach równie często. Będę dążyła do tego, by właśnie w slalomie osiągać wyniki na podobnym poziomie.
Czy trzy tytuły mistrza Polski w tak młodym wieku nie powodują, że jest Ci trudno o motywację?
Zdecydowanie nie (śmiech). Tytuły mistrza Polski są oczywiście bardzo miłe. W narciarstwie alpejskim trzeba jednak patrzeć na arenę międzynarodową. Tu mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia.
Jakie cele stawiasz sobie na najbliższy sezon?
Nie stawiam sobie jakichś konkretnych celów. Chcę utrzymać stabilną formę i przede wszystkim poprawiać wszystkie elementy. Na tym zależy mi najbardziej.
Jak Magdalena Łuczak godzi karierę sportową ze studiami w USA?
Patryk Kijanka
STEAM – edukacja przyszłości,
która tworzy się na naszych oczach
STEAM to innowacyjne podejście do nauki oparte na technologii, inżynierii, sztuce i matematyce (ang. Science, Technology, Engineering, Art and Mathematics). Taka forma nauki ma na celu wykorzystanie tkwiącego w człowieku potencjału w najbardziej efektywny sposób już od najmłodszych lat.
Podążając myślą przewodnią edukacji STEAM – przejdźmy do bardziej empirycznego przedstawienia tematu. Wiedzę najlepiej jest czerpać od praktyków. Krzysztof Kaszuba – Business Development Director Centrum Edukacji Steam KidsTech – jest popularyzatorem tej niezwykłej metody nauczania.
Patryk Kijanka: Od kiedy zainteresował się Pan STEAM-em?
Krzysztof Kaszuba: Od początku mojej przygody z edukacją – sam proces nauczania postrzegałem szerzej, mam na myśli to, że nie myślałem o sobie tylko jako jednostce przynależnej sztywnym, szkolnym ramom. Czułem potrzebę przekazywania wiedzy w przystępny
Czy każda z dziedzin zawartych w tym podejściu jest kluczowa?
STEAM jest podejściem interdyscyplinarnym, skupiającym wiele istotnych elementów, takich jak matematyka, inżynieria czy nauka. Obecność sztuki jest także w moim odczuciu bardzo istotna. Zaobserwowałem, że uczniowie zniechęcają się do przyswajania wiedzy chociażby z zakresu fizyki, ponieważ nie są jej w stanie sobie zobrazować w odpowiedni sposób – szczególnie, gdy dochodzi konieczność przedstawienia odpowiednich danych na wykresie czy też następuje przymus użycia odpowiedniego aparatu matematycznego. Poprzez metodę nauczania STEAM za cel stawia się zadawanie właściwych pyMamy w szkołach bardzo wiele przekazywanej wiedzy, której uczniowie nie są w stanie wykorzystać empirycznie – w codziennych, życiowych czynnościach. tań, czyli takich, które rozbudzą ciekawość i sprawią, że nawet pomimo wielu nieudanych prób nie nastąpi zniechęcenie w przyswajaniu wiedzy.
sposób – jako nauczyciel, ale także edukator i szkoleniowiec.
Już w trakcie studiów miałem okazję usiąść po drugiej stronie biurka i nauczać takich przedmiotów jak fizyka czy informatyka. Ta tematyka mnie od zawsze pasjonowała – szczególnie, że był to czas, gdy nastąpił ogromny rozwój technologiczny i czas zwiększonej popularyzacji wiedzy z zakresu IT. Przykładowo bardzo modne stało się tworzenie stron internetowych.
Czym właściwie jest STEAM?
Określiłbym to jako pomysł, który ma sprawić zwiększenie zainteresowania nauką i to niezależnie od wieku.
Podam przykład – w pierwszej szkole, w której pracowałem, zgodnie z programem nauczania miałem przedstawić temat związany z promieniowaniem elektromagnetycznym. Po zapisaniu tematu na tablicy i opowiadaniu o tym zagadnieniu zaobserwowałem, że grupa nie była tym kompletnie zainteresowana.
W chwili, gdy jednak w trakcie zajęć sformułowałem pytanie „czy chodzenie na solarium jest szkodliwe?”, nagle nastąpiło ożywienie klasy – zaczęliśmy dyskutować, jakie procesy właściwie zachodzą w takim miejscu, używając terminologii stricte naukowej.
Następnie poprosiłem uczniów o przygotowanie materiałów na ten temat, dzięki czemu na kolejnej lekcji nastąpiła kontynuacja nauki w oparciu o twórczą dyskusję.
Dlaczego STEAM jest odpowiedni dla młodego pokolenia?
Oprócz umiejętności odpowiedniego stawiania pytań istotną rolę w tym podejściu odgrywa także podążanie za trendami i technologiami. Młodzi ludzie należą dziś do specyficznego pokolenia – otoczonego urządzeniami smart. Stają się jednak głównie ich biernymi odbiorcami, nie wnikają, w jaki sposób one funkcjonują.
Większość chce być tiktokerami czy youtuberami, ale przecież nie wiemy, co będzie w trendzie za kilka lat. Warto zaznaczyć, że dynamiczny postęp technologiczny sprawia, iż w niedalekiej przyszłości może okazać się, że na rynku pracy funkcjonować będą zupełnie inne zawody niż dziś, dlatego tak ważne jest rozbudzenie w młodzieży ciekawości przyswajania wiedzy oraz dbanie o jej rozwój umiejętności adaptacji w zmieniającym się otoczeniu.
Czy edukacja STEAM jest rzeczywiście innowacyjna?
To zależy, jak zdefiniujemy ten termin. W pewnym sensie nie do końca, ponieważ interdyscyplinarność była już obecna w szkolnictwie. Jednak implementowanie nowych technologii, łączenie odmiennych elementów, ale też wdrażanie nowatorskich projektów – jak chociażby program Laboratorium Przyszłości, który wykorzystuje druk 3D w placówkach edukacyjnych – to wszystko możemy zdefiniować jako szeroko pojętą innowacyjność.
W jakich krajach ten sposób nauczania jest wykorzystywany na większą skalę?
W Stanach Zjednoczonych, Skandynawii czy Azji. Warto się jednak zastanowić, jakie ma to przełożenie. Polecam przyjrzeć się międzynarodowym badaniom PISA koordynowanym przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, które sprawdzają, np. czy wiedza szkolna jest odpowiednio wykorzystywana przez uczniów w danych krajach.
Niestety badania pokazują, że Polska w tym momencie nie wypada najlepiej. Świadczy to o tym, że mamy w szkołach bardzo wiele przekazywanej wiedzy, której uczniowie nie są w stanie wykorzystać empirycznie – w codziennych, życiowych czynnościach.
Jakie narzędzia są najczęściej używane w STEAM-ie?
Przyznam, że występuje tu niesamowita różnorodność, wszystko zależy od tego, jaki cel chcemy osiągnąć – używamy chociażby wspomnianych drukarek 3D, dronów czy też mikrokontrolerów.
Szczególnie lubianym przez dzieci narzędziem edukacyjnym są klocki. Okazuje się, że możliwość zaprojektowania, zaplanowania lub zbudowania pewnych konstrukcji przynosi niezwykłe efekty.
Warto wspomnieć, że używane są także klocki robotyczne, a to znaczy, że w praktyce używana jest wiedza z zakresu programowania, która umożliwia stworzenie odpowiedniego mechanizmu działania np. względem utworzonego z klocków robota. Mózg przyswajający wiedzę w taki sposób działa efektywniej – więcej zapamiętuje.
Co kryje się pod nazwą projektu Steamowe dziewczyny?
Zauważyliśmy, że na zajęcia steamowe zapisuje się relatywnie nieduża liczba dziewczyn. Jeśli już są – często okazują się najlepsze. Zaobserwowaliśmy, że wśród chłopców – których co prawda często wyróżnia wiedza wynikająca z zainteresowań technologicznych – występuje także potrzeba rywalizacji, która choć przekłada się często na śmielsze, szybsze działania, wpływa także na mniejszą dokładność.
Założycielka i prezeska fundacji KidsTech, chcąc zachęcić dziewczynki do udziału w naszych zajęciach, wymyśliła projekt skierowany właśnie w ich stronę. Po pierwsze po to, by przełamać stereotypy związane z postrzeganiem technicznych, inżynieryjnych zajęć jako bardziej męskich, a po drugie, by zapewnić większy komfort pracy w trakcie zajęć.
W jaki sposób promujecie taki sposób nauczania?
Od prawie pięciu lat organizujemy szeroki zakres warsztatów – z matematyki, robotyki i programowania, a także prowadzimy zajęcia artystyczne. Aranżujemy również konferencje naukowe. Na stronie www.konferencja.steam. edu.pl można uzyskać więcej informacji na ten temat.
Wychodzimy z założenia, że bawimy się przez naukę. Z tego powodu w ostatnim czasie dostajemy także coraz więcej zaproszeń na różnorodne eventy, podczas których pokazujemy, w jaki sposób można bawić się przez naukę.
Organizujemy także zajęcia z zakresu obsługi dronów, przemycając w ten sposób wiedzę o meteorologii i geografii. Z kolei podczas szkolnych kolonii przygotowujemy zajęcia kulinarne, drukujemy w 3D i zakładamy ekologiczne uprawy roślin – to wszystko możemy właśnie odnaleźć w edukacji STEAM.
Jaką rolę odgrywa w STEAM-ie myślenie twórcze?
Jak wiemy, mózg jest tak wspaniale skonstruowany, że poszczególne półkule odpowiadają za nasze określone funkcje. Tak jak lewa półkula w większych stopniu odpowiada za bardziej techniczne zadania, a prawa za te kreatywne, tak w STEAM-ie istotne jest stworzenie takich zajęć, które połączą różne elementy, aby właśnie wykorzystywać nasz mózg efektywnie.
Zawsze gdy o tym mówię, mam na myśli Leonarda da Vinciego – wielkiego artystę, ale też uzdolnionego matematyka, architekta, który dobitnie udowodnił, że wysokie umiejętności artystyczne mogą iść w parze ze zdolnościami technicznymi.
Magdalena Maciejewska
Mól książkowy na wakacjach
Książki możesz czytać godzinami i wyjazd bez nich uważasz za stracony? Cierpisz na problem niezamykających się z ich powodu walizek? Jeśli tak, to ten tekst także koniecznie musisz przeczytać!
Nawet najwięksi miłośnicy czytelnictwa na wakacjach są dość przewidywalni. To właśnie dlatego w ich podróżniczych plecakach najczęściej znaleźć można kilka bestsellerów. Czasami do podręcznej biblioteczki trafiają także popularne kryminały lub romanse. Nieco rzadziej wkładają tam reportaże lub biografie.
Podczas wybierania książki na wakacje chcemy się przecież zrelaksować i to dlatego decydujemy się na lekturę, która nie zmęczy naszej głowy. Wakacje przecież rządzą się swoimi prawami! Nie oznacza to jednak, że musimy wówczas karmić się literaturą, która niczego nie wniesie do naszego życia.
DLACZEGO BOIMY SIĘ NAUKI?
Sięgnęliście kiedykolwiek z własnej woli po książkę popularnonaukową? Tego typu literatura przez lata nie cieszyła się dużą popularnością. Duża część społeczeństwa już na samo słowo „nauka” reaguje mocno alergicznie.
Klasówki, zadania domowe – to właśnie one przychodzą nam na myśl, gdy tylko słyszymy o nauce. Wspomnienia szkolne nie dla każdego są przyjemne. W związku z tym do zdobywania wiedzy na urlopie niełatwo jest zachęcić.
Literatura popularnonaukowa nie ma jednak zbyt wiele wspólnego ze szkolną ławką. Nie znajdziemy w niej nudnych sformułowań ani specjalistycznych terminów. Tego typu pozycje nie przypominają podręczników, po które mało kto sięgał w wolnym czasie.
Poza tym społeczeństwo umiarkowanie ufa naukowym doniesieniom. Popularyzatorzy nauki chcą w końcu odwrócić ten trend. To dlatego coraz częściej piszą książki, które mają zainteresować społeczeństwo i w prosty sposób wyjaśnić, na czym polegają skomplikowane zjawiska. Jeśli więc od dawna zastanawiałeś się, czym są zmiany klimatu, dlaczego przeklinamy i jakie zwierzęta wyginęły setki lat temu, zrezygnuj z kolejnego kryminału w te wakacje.
Mól książkowy na wakacjach
MĄDRA KSIĄŻKA ROKU
Niektóre książki czytamy dlatego, że dobre opinie na ich temat trafiły do nas pocztą pantoflową. Na inne decydujemy się ze względu na atrakcyjną okładkę lub intrygujący opis. Zdarzają się także takie, które mają fantastyczne opinie w czytelniczych rankingach. Jest jednak jeszcze jedno źródło, o którym warto pamiętać. To plebiscyt na najlepszą książkę popularnonaukową Mądra Książka Roku!
Co roku współorganizuje go Uniwersytet Jagielloński, a informacje na temat nagrodzonych pozycji znaleźć można tutaj: https://nauka. uj.edu.pl/projekty/madra-ksiazka.
Ciekawe tytuły odkryją dorośli, nastolatkowie, a nawet dzieci! W ramach siódmej edycji konkursu, która odbyła się w maju 2022 r., szczególnie doceniono cztery pozycje.
Główną nagrodę zdobyła Pla-
neta wirusów. Czy wirusy sterują
życiem na Ziemi?. Za najlepszą popularnonaukową pozycję dla dzieci uznano Brud. Cuchnąca historia higieny. Społeczność akademicka UJ-u wyróżniła książkę Czy
naprawdę trzeba dzielić historię
na epoki?, zaś internauci i czytelnicy „Gazety Wyborczej” docenili
Początek końca? Rozmowy o lodzie
i zmianie klimatu.
Tematyka nagrodzonych książek zmienia się co roku i naprawdę może zaskakiwać. W 2020 roku chociażby nagrodzono książki o śmieciach, wulgaryzmach i Wielkiej Lechii!
SZKOŁA NA WAKACJACH
Jeśli pasjonujesz się książkami biograficznymi, to nie bój się poszukać czegoś z pogranicza tego gatunku i literatury popularnonaukowej. Dzięki temu możesz na przykład dowiedzieć się, jak wyglądało Sekretne życie autorów lektur szkolnych lub
Tajemne życie autorów książek
dla dzieci.
A może chcesz poznać tajemnice ludzkiego ciała? W lekturze Twoja
anatomia. Kompletny (i kompletnie obrzydliwy) przewodnik po ludzkim
ciele znajdziesz rewelacyjne grafiki i mnóstwo humoru!
Z kolei miłośnikom psychologii i neurodydaktyki przypadną do gustu dzieła Daniela Kahnemana. Ten laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii zna się na Pułapkach myśle-
nia. O myśleniu szybkim i wolnym
oraz na Szumie, czyli skąd się biorą błędy w naszych decyzjach?.
A może to właśnie w wakacje postanowisz powalczyć ze swoim uzależnieniem od telefonu i mediów społecznościowych i przeczytasz książkę Wyloguj swój mózg. Jak
zadbać o swój mózg w dobie nowych
technologii?.
Jak widzisz, czeka na Ciebie cała masa fascynujących popularnonaukowych propozycji czytelniczych!
Mateusz Kuczmierowski
fot. filmweb.pl
MAŁA MAMA
REŻ. CÉLINE SCIAMMA, PROD. FRANCJA, 72 MIN
Gdy poznajemy Nelly (Joséphine Sanz), ośmioletnią bohaterkę Małej mamy, żegna się ona z pacjentkami i pracownikami domu opieki, w którym zmarła jej babcia. Jej Nelly w swoim odczuciu nie pożegnała wystarczająco, chociaż próbowała wiele razy, przy każdym ze spotkań.
Rekordowe dla Toma Cruise’a wyniki kontynuacji jednego z jego pierwszych hitów to nie pierwszy raz, gdy Hollywood opłaciło się wykorzystywanie nostalgii widzów. Rzadko jednak efekt końcowy podobnych prób zbiera tak dobre opinie wśród widowni i krytyków. Jego szczególnym osiągnięciem jest zresztą sprowadzenie starszej widowni z powrotem do kin.
Gdy ponownie spotykamy kapitana Pete’a „Mavericka” Mitchella, testuje on naddźwiękowy odrzutowiec, doprowadzając go do na skraj wytrzymałości i bijąc rekord. Ten projekt zostaje jednak zamknięty, bo wojsko inwestuje już raczej w drony. Maverick, który ze względu na swoją brawurę przez lata za bardzo nie awansował, przyda się jednak ostatni raz.
Wraca do akademii Top Gun, aby wyszkolić grupę młodych pilotów do wyjątkowo trudnej misji. Wydaje się ona w zasadzie samobójcza, ale jeśli wyborowi piloci wykonają idealnie jego plan, w tym kilka manewrów, które wydają się niemożliwe, wszyscy
Recenzje
Dziewczynka wyrusza wraz z matką Marion (Nina Meurisse) do domu babci, żeby uporządkować pewne rzeczy. Bawi się zabawkami mamy, wypytuje ją o dzieciństwo i zachowuje się bardzo opiekuńczo. Niespodziewanie Marion wyjeżdża i pozostawia Nelly, jak się wydaje, samą z ojcem (Stéphane Varupenne).
Nelly spotyka jednak kogoś, bawiąc się w urokliwym lasku obok domu babci – swoją rówieśniczkę, także o imieniu Marion, która mieszka w prawie identycznym, ale niepomalowanym tu i ówdzie domu, i której matka porusza się z laską, zupełnie jak babcia Nelly.
Mała mama może budzić skojarzenia z Powrotem do przyszłości, czy dziełami Spielberga (ważną inspiracją dla Sciammy), ale idąc ich tropem, nie przewidzimy elegancji i prostoty tego filmu. Międzypokoleniowe spotkanie poza czasem nie wiąże się z żadną misją, której bohaterki dokonają w ostatnich sekundach. Natury tego spotkania nie dyktuje żadna naciągana fantastyczna mechanika i nie daje się ona też sprowadzić do wyjaśnienia w rodzaju „to tylko efekt dziecięcej wyobraźni”. Chociaż Mała mama jest filmem, który można pokazać dzieciom, nie ma w nim nic, na co dorosły widz musiałby przymykać oko. Sedno historii jest bardzo subtelne.
Dziewczynki spędzają razem czas, smażąc naleśniki, wystawiając przedstawienia, rozmawiając o chorobie matki/babci i o zbliżającej się operacji Marion. Momentami jest naprawdę wesoło, ale przygoda, którą przeżywa Nelly, ostatecznie nie jest przejawem dziecinnego eskapizmu. Jeśli już, to jej matka nie jest gotowa na konfrontację z rzeczywistością. Nelly natomiast przepracowuje rodzinne problemy, czerpiąc przy tym z doświadczeń rodziców.
W pewnym momencie jej ojciec zdradza szeptem, czego bał się w dzieciństwie. Bał się swojego ojca. Nelly nie boi się swoich rodziców i nie dystansuje się do wyraźnie depresyjnej matki, a wręcz przeciwnie, pokonuje pokoleniowe i emocjonalne bariery.
Czy dziewczynka, gdy dorośnie, będzie lepiej radzić sobie z emocjami niż jej matka i babcia? A może tylko dziecko jest zdolne do równowagi, którą osiąga Nelly, tak skutecznie porządkując swoje emocje i doświadczenia?
mogą wrócić cali do domu. Jest to szczególnie ważne, bo wśród młodych pilotów jest Bradley „Rooster” Bradshaw (Miles Teller), syn „Goose’a”, przyjaciela Mavericka, który zginął w oryginalnym filmie. Bohater Cruise’a już raz przeszkodził mu w wojskowej karierze, a tym razem stawka jest zbyt wysoka, żeby ze względu na prywatne odczucia uczciwie nie wybrał najlepszego pilota do zespołu.
Oryginalny Top Gun wyszedł spod ręki wyrafinowanego stylisty kina akcji Tony’ego Scotta. Styl filmu Kosinskiego nie jest sam w sobie aż tak charakterystyczny, ale bardzo wyróżnia się na tle innych wysokobudżetowych produkcji.
Ogromna liczba świetnych ujęć powietrznych akrobacji łączy się ze stosunkowo subtelnym wykorzystaniem efektów komputerowych. Przy tym jako widzowie nie tracimy rozeznania w przestrzeni, chociaż tor lotu nigdy nie jest prosty, a wrogowie sprawnie się ukrywają. Gdy Maverick zaczyna rozmawiać o swoim życiu przez ostatnie kilka dekad, nie wierzy-
fot. i.ytimg.com
TOP GUN: MAVERICK
REŻ. TJOSEPH KOSINSKI, PROD. USA, 131 MIN
my, że istniało. Wierzymy natomiast, gdy dokonuje niemożliwych manewrów, a to jest najważniejsze.