3 minute read

Nowości Oficyny Wydawniczej SGH

chodzą wakacje. Pandemia zwolna przemija. Powracają możliwości wyjazdów i dłuższych pobytów zagranicznych. Najlepiej zwiedzać Londyn (nadający się do tego wprost idealnie!) jak flaneur – osoba lubiąca krążyć i kontemplować miejsce, w którym akurat się znajduje, obojętnie, czy jest to jej stałe miejsce zamieszkania, droga do pracy, czy miejsce czasowego pobytu związane: z delegacją, konferencją, ze szkoleniem, stypendium, z działalnością charytatywną, wolontariatem, wyjazdem na jakąś misję. Flaneur lubi czytać, czasem fotografować, nade wszystko chłonąć otaczającą go rzeczywistość. Wie mniej więcej, gdzie się znajduje i na co patrzy, ale nie musi być żadnym znawcą historii czy sztuki. To po prostu osoba inteligentna, wrażliwa, obdarzona zmysłem obserwacji. Wszystko ją cieszy, najprostsza czynność w życiu, choćby zwykła codzienna droga do pracy, która wcale nie musi być trasą najszybszą ani najkrótszą, ale za to pełną ciekawych rzeczy napełniających takiego osobnika albo osobniczkę radością życia i odczuwania. A jak się dobierze para flaneurów, to już po prostu bajka pod każdym względem!

W Londynie jest mnóstwo miejsc znanych z setek przewodników. Kto chce je zobaczyć, łatwo do nich trafi. W tym historyczno-wakacyjnym artykule proponuję dwie trochę nietypowe trasy.

Advertisement

Pierwsza z nich to spacer wzdłuż Tamizy w zachodnim Londynie (w drugiej strefie metro), w okolicy mostu Hammersmith. Cicho tu, przyjemnie i kameralnie. Człowiek natychmiast zapomina, że znalazł się w wielkiej metropolii. I dobrze.

Druga trasa to przejazd linią napowietrzną londyńskiego metro Docklands Railway Line. Pociągi tej linii otwartej w 1987 r. są sterowane tylko przez komputery i nie ma w nich maszynistów. Przy odrobinie szczęścia możemy usiąść na miejscu maszynisty i cieszyć oczy widokami niedostępnymi dla innych podróżnych. Dla pewności jednak w każdym składzie jest konduktor, który w razie zaistnienia nieprzewidzianej sytuacji może nas przeprosić i zająć miejsce maszynisty. W ten sposób uratuje siebie i pozostałych pasażerów. Kiedyś pod tą linią istniały prawdziwe doki i cumowały statki. Po dokach pozostała już tylko nazwa – Dockland. W roku 1942 Niemcy dokonali wielkiego nalotu na londyński port, który po ataku już się nie podniósł ze zniszczeń. Dzisiejszy Dockland to głównie dzielnica biurowców, kanałów, napowietrznej linii metro i kładek dla pieszych. Przeciętnych turystów raczej tu niewielu, bo biurowce i kanały mają oni u siebie, w krajach, z których przybyli. My jednak nie jesteśmy przecież przeciętni. Należy zatem wsiąść na stacji Bank (znajdującej się w londyńskiej City rządzącej z tego miejsca całym światem, nawet nowojorską Wall Street) i przejechać, a raczej przelecieć nad dokami. Jak nam się coś spodoba, to wysiadamy na najbliższej stacji, podchodzimy do tego miejsca, a następnie znów wsiadamy do kolejki. W ten sposób przejedziemy nad Tamizą i dotrzemy do końcowej stacji Lewisham. W Lewisham przesiadamy się do miejskiej kolejki zintegrowanej doskonale z metro, ale formalnie do niej nienależącej. Z Lewisham nasza trasa wiedzie przez Catford → Lower Sydenham → New Beckenham → Clock Ho → Elmers End → Eden Park → West Wickham → Hayes.

W Hayes wysiadamy i wędrujemy po West Wickham, gdzie w latach 1980–2000 mieszkał wspomniany już prof. Jan Drewnowski, który pracował po wojnie w SGPiS, ale ostatecznie wybrał życie na emigracji politycznej. Jego towarzysz podróży z sierpnia 1939 r., prof. Tadeusz Grzebieniowski, w czasie okupacji działał w konspiracji, a w PRL został znanym anglistą, wykładowcą Uniwersytetu Łódzkiego, autorem wielu słowników. Nadawca kartki pocztowej, inżynier Henryk Regulski, przeżył wojnę w Warszawie, uczył chemii na tajnych kompletach, gimnazja Niemcy bowiem zamknęli, a po wojnie (w latach 1945–1949) pracował jeszcze w łódzkiej filii SGH. Ostatecznie, podobnie jak Grzebieniowski, został wykładowcą na Uniwersytecie Łódzkim i dydaktykiem zajmującym się metodologią nauczania chemii w szkołach średnich. Inżynier Regulski był przez wiele lat redaktorem naczelnym czasopisma „Chemia w Szkole”. Chemia w szkole, ale za to duch wielki u tych, którzy lubią wędrować z dala od utartych szlaków.

FOT. ARCHIWUM AUTORA

Paweł Tanewski (autor) na moście Hammersmith podczas spaceru wzdłuż Tamizy w zachodnim Londynie

This article is from: