4 minute read
Zagłada, marksizm i gwiazdy BOGUSŁAW CZARNY
FOT. MACIEJ GÓRSKI
wielu zadeklarowało przyjaźń bardziej z potrzeby zaspokojenia własnych ambicji niż z potrzeby serca. Uważam jednak, że przyjaźń powinna być bezinteresowna”. W sypialni pana Jerzego tykały stare zegary, zawieszone były gobeliny, sztandary, kilimy i portrety. Na pytanie, skąd pozyskuje eksponaty do swojej kolekcji, odpowiedział: „Wiele cennych przedmiotów otrzymuję od osób prywatnych i instytucji. Ofiarodawcami są często ludzie żyjący w skromnych warunkach materialnych, którzy wolą oddać w moje ręce należące do nich cenne przedmioty, niż sprzedać je np. w Desie za spore pieniądze”. Na koniec zwiedzania weszliśmy do największego pokoju, w którym stały wiekowy bardzo duży stół i krzesła. Zostaliśmy podjęci obiadem. W tamtych czasach to było niezwykłe – prawdziwa uczta nie tylko dla ciała, ale i ducha (pięknie podane dania na niezwykle pięknej wiekowej zastawie). Pan Jerzy usiadł przy węższej części stołu, naprzeciw niego siedziała żona, my obok siebie przy dłuższej części stołu. Podczas obiadu z wielką uwagą i ciekawością słuchaliśmy opowieści i anegdot. W trakcie tego fascynującego spotkania powiedział nam o swojej największej tragedii, a była nią przedwczesna śmierć córki. Nie mógł się z nią pogodzić. Jednak po chwili zadumy, by rozluźnić atmosferę (jak przystało na wzorowego pana domu), wspomniał o swojej przyjaźni i spotkaniach z Wojciechem Siemionem. Mówił także o udostępnianiu swoich zbiorów do pałacu w Wilanowie. Jego kolekcja była też często wykorzystywana w polskich filmach. Po obiedzie zostaliśmy poczęstowani bardzo dobrą ziołową nalewką, którą sam przygotował. Sposób wypowiedzi i zachowania odzwierciedlał jego wysoką kulturę osobistą, charakteryzującą się dobrymi manierami wyniesionymi z domu rodzinnego, i doskonałe wykształcenie.
Advertisement
Jerzy Dunin-Borkowski był największym polskim kolekcjonerem XX wieku. Jak wynika z informacji otrzymanych z muzeum jego imienia w Krośniewicach, zgromadził 15 tys. dzieł sztuki, wyroby rzemiosła artystycznego, numizmaty, pamiątki po wybitnych Polakach, wielotysięczny księgozbiór z kilkoma inkunabułami. W roku 1965 otrzymał buławę i tytuł Hetmana Kolekcjonerów Polskich. W roku 1978 całą swoją kolekcję przekazał państwu. Muzeum jego imienia zostało Oddziałem Muzeum Narodowego w Warszawie, a darczyńcę mianowano dożywotnim jego kuratorem. W roku 2002 ustanowiono Honorową Nagrodę Hetmana Kolekcjonerów Polskich Jerzego Dunin-Borkowskiego jako kontynuację „pierścienia przyjaźni”. Każdego roku, w czasie Ogólnopolskiego Święta Kolekcjonerów, jest ona przyznawana kolekcjonerom, instytucjom i stowarzyszeniom za wybitne osiągnięcia kolekcjonerskie oraz popularyzację i ochronę pamiątek polskiej kultury narodowej. Jerzy Dunin-Borkowski, kawaler Krzyża Odrodzenia Polski, zmarł 23 lipca 1992 r. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Postać Jerzego Dunin-Borkowskiego jest przykładem na to, że nasza uczelnia jest kuźnią wybitnych absolwentów, którzy wyróżniają się nie tylko profesjonalnym wykształceniem ekonomicznym, ale również niebywałą charyzmą, patriotyzmem, społecznictwem. Jestem przekonany, że nasze archiwum kryje jeszcze niejedną taką piękną postać, przynoszącą dumę naszej Alma Mater.
W artykule wykorzystano: fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez redaktor Marię Jankowską, opublikowanego w 1977 r. w miesięczniku „Nasz Klub”; informacje z tekstu Grzegorza Dębskiego zamieszczonego na www.muzeum.bydgoszcz.pl oraz ze strony http://www.muzeumkrosniewice.pl/ index.php/11-historia-muzeum; materiały z Archiwum SGH.
Nawigator
PAWEŁ TANEWSKI
Mirosław Trojanowski
– absolwent WSH, wykładowca, powstaniec warszawski
Kataklizmy dziejowe wpływają na losy jednostek w sposób zgoła nieprzewidywalny. Masy ludzkie – poddane bezwzględnym zarządzeniom władz, a czasem w trosce o własne zdrowie i bezpieczeństwo – są zmuszone do migracji, opuszczania własnych domów i krajów, szukania nowych źródeł utrzymania. Tak było i z mieszkańcami Królestwa Polskiego. W połowie 1915 r. Rosjanie wypędzili dziesiątki tysięcy chłopów w głąb cesarstwa, pozbawiając ich dobytku i skazując często na śmierć z głodu i chorób na drogach czy – raczej – bezdrożach imperium.
Nieco lepszy los spotkał ludność miejską, głównie robotników i kadrę inżyniersko-kierowniczą wielkich zakładów przemysłowych, która wraz z rodzinami w liczbie 100 tys. została wywieziona do dalekich guberni cesarstwa.
Wśród „ewakuowanych” w ten sposób znalazła się stosunkowo dobrze sytuowana rodzina Trojanowskich. Ich syn, Mirosław, rozpoczął w 1912 r. naukę w renomowanym i drogim gimnazjum Władysława Górskiego, ale w 1915 r. wszyscy musieli opuścić stolicę. Mirosław Trojanowski kontynuował już naukę w Jekatierynosławiu (od 1926 r. Dniepr w środkowo-wschodniej Ukrainie) – najpierw w gimnazjum prywatnym, a później, z powodu pogorszenia się sytuacji materialnej rodziców, w państwowym gimnazjum rosyjskim. Wybuchła rewolucja bolszewicka i Trojanowscy znów musieli uciekać, tym razem w odwrotnym kierunku, czyli ze wschodu na zachód. Dotarli aż do Łucka na Wołyniu (zachodnia Ukraina), gdzie Mirosław wstąpił do kolejnego gimnazjum. W roku 1918, po trzech latach tułaczki, Trojanowscy powrócili do wolnej już Polski. Mirosław znów trafił do gimnazjum Górskiego, ale tylko na dwa lata, gdyż w 1920 r. zainteresował się Szkołą Morską w Tczewie, do której wówczas po raz pierwszy ogłoszono egzaminy. Twórcą szkoły, zwanej później „kolebką nawigatorów”, był kapitan Antoni Ledóchowski (1895-1972) – Fregattenleutnant byłej już cesarsko-królewskiej marynarki austro-węgierskiej. Trojanowski zdał egzamin wstępny, w 1922 r. odbył rejs – dopiero co zakupionym przez władze II Rzeczypospolitej żaglowcem szkolnym STS „Lwów” – z ładunkiem drewna do Birkenhead w Anglii (miejsca wodowania tego statku w 1869 r.) i Cherbourga we Francji, skąd wzięto amunicję. Mirosław Trojanowski zaliczył więc pierwsze dwa lata nauki w szkole morskiej, odpowiadające uzyskaniu matury, i otrzymał stopień mata (w piechocie kapral). Do ukończenia tej szkoły i stopnia oficerskiego pozostawał mu już tylko rok nauki, ale tu właśnie pojawił się pewien problem. Polska nie posiadała jeszcze własnej floty. Absolwenci szkoły, stawiającej swoim uczniom wysokie wymagania, musieli się liczyć z tym, że nie znajdą pracy. Trojanowski postanowił więc dalej uczyć się w Warszawie. W podaniu do władz WSH napisał [pisownia oryginalna – przypis redaktora]: „Chcąc kontynuować rozpoczęte studia w Szkole Marynarki Handlowej, a będąc przekonanym, że Wyższa Szkoła Handlowa da mi szersze–głębsze pojęcia w dziedzinie stosunków handlowych, powziąłem zamiar wstąpienia do powyższej szkoły”. Uczelnia przyjęła bardzo już wykształconego nawigatora, który w 1927 r. ukończył studia i napisał pracę dyplomową pt. „Drewno polskie na rynkach światowych w latach 1920–1925”. Jak widać, pozostawał wierny swoim zainteresowaniom handlowym. W roku akademickim 1927/1928 został asystentem i prowadził zajęcia z arytmetyki handlowej. Po roku odszedł z uczelni, podejmując później pracę w ubezpieczeniach.
W latach okupacji niemieckiej przebywał w Warszawie. Podporucznik (od czasów opuszczenia Szkoły Morskiej w Tczewie awansował) Miro-
FOT. ARCHIWUM SGH
Mirosław Trojanowski (1904–1969)