LIBERTA wydanie specjalne (13)
wrzesień 2010
Pismo uczniów Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach
Wstępniak
Sp i s t r e ś c i Wstępniak ....................................................... 2 Miejsce hitlerowskiej kaźni ...............................3 Rekolekcje inne niż wszystkie ...........................3 Jak mało trzeba, by czynić dobro ..................... 4 Drzwi otwarte od kuchni .................................. 4 Wieczornica pożegnalna maturzystów ............ 4 Baczność!!! .......................................................5 Otwarcie boiska szkolnego ...............................5 Hej Sokoły! .......................................................5 Ślubuję… okiem pierwszaka ............................ 6 „Świadkowie mówią o miłości” ........................ 6 Odrębna kultura – jedna patronka .................. 6 Pro life .............................................................. 7 Szkoła na zielono .............................................. 7 Daj nakrętkę! .................................................... 7 Odeszli do Domu Ojca ..................................... 8 Wielka woda .................................................... 8 „Uważam się za człowieka szczęśliwego” ........ 9 „Grunt to dobry humor” ................................... 9 „Dziękuję Mu za przyjaźń” .............................. 10 Post Scriptum z Filipin .................................... 10 Miłość niejedno ma imię. Sport też. ................ 11 Moja rola, czyli kim jestem naprawdę?............ 11 Portal dla ludzi bez klasy………………………….11 Tajemnica owego toaletowego……………...12 Okiem Krecika ............................................. 12
Dr odzy Absolwenci Szk oły . Do Waszych rąk trafia okolicznościowy numer szkolnej gazetki „Liberta” przygotowany i wydany specjalnie dla Was – uczestników III Zjazdu Absolwentów Szkoły Sióstr Urszulanek w Pniewach, po jej reaktywowaniu przed dwudziestoma laty. Zasadniczym celem tego Zjazdu nie jest jednak świętowanie kolejnych rocznic, (choć one także są ważne), ale przede wszystkim to, by mogło mieć miejsce SPOTKANIE. Wszak każdy zjazd absolwentów, to okazja, by historia szkoły mogła spotkać się z jej teraźniejszością. Ufamy, że osiągane przez Was sukcesy, piękne rodziny, które zakładacie są nie tylko chlubą naszej szkoły ale także pozytywnie wpłyną na proces wychowania tych, którzy dziś zapisują kolejne karty historii szkoły. Ukazując to, co składa się na codzienne życie szkoły w minionych latach, pragnę także zapoznać Was z naszymi planami na przyszłość. Od ponad roku wspólnie z władzami Zgromadzenia podjęliśmy decyzję o budowie nowego internatu dla szkoły. Oczywiście nie będzie to możliwe bez pozyskania na ten cel finansów z innych źródeł. Dzielę się z Wami tą informacją, która dla nas jest ogromną radością ale i dużym zatroskaniem. Prosimy o Wasze wsparcie przede wszystkim pamięć w modlitwie, a w miarę możliwości i to materialne. Liczę tu także na Wasze szerokie kontakty z ludźmi niemal na całym świecie. Poniżej podajemy nr konta oraz wstępną wizualizację budynku. I na koniec słowa św. Urszuli, które skierowała do absolwentek szkoły w „Dzwonku św. Olafa” w 1936 r. „Uśmiech na twarzy wywołuje uśmiech na innych twarzach, a z uśmiechem wstępuje do duszy trochę radości, ciepła, trochę ufności. Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, mówi o pokoju czystego sumienia, o beztroskim oddaniu się w ręce Ojca niebieskiego, który [… ] nigdy nie zapomina o tych, co Jemu bez granic ufają.” Dyrektor szkoły s. Małgorzata Nowakowska
Redaktor naczelny p. Ewa Genge-Korpik Redakcj@ młodzi dziennikarze z roczników 2007-2010 Skład p. Kamil Kiereta Wydawca Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach Druk Drukarnia „Kazimierz” w Nowym Tomyślu
2
LIBERTA
wrzesień 2010
Bank PEKAO SA 04 1240 1747 1111 0010 2467 4000
Co się działo…
Rekolekcje inne niż wszystkie SZKOŁA Z TRADYCJAMI - TO MY. WYPADA COŚ ZROBIĆ, BY TAKA OPINIA TRWAŁA NIEPRZERWANIE, DLATEGO TEŻ (DLA NIEKTÓRYCH MOŻE OKAZAĆ SIĘ TO NIEZROZUMIAŁE) OPRÓCZ REKOLEKCJI WIELKOPOSTNYCH, DWA RAZY DO ROKU OBCHODZIMY SZKOLNY DZIEŃ SKUPIENIA. OBCHODZIMY, BY NIE NADUŻYĆ SŁOWA CELEBRUJEMY.
Miejsce hitlerowskiej kaźni TREBLINKA TO MIEJSCE OKRYTE TAJEMNICĄ. TAK. TAJEMNICA TO WŁAŚCIWE OKREŚLENIE. TRUDNO OPISAĆ EMOCJE, JAKIE WYWOŁAŁY NA MNIE TAMTEJSZE DRZEWA, KAMIENIE I ZIEMIA… PRZESIĄKNIĘTE LUDZKIM CIERPIENIEM I HISTORIĄ. SPECYFIKA TREBLINKI WIĄŻE SIĘ Z UDERZAJĄCĄ PUSTKĄ. Miejsce to diametralnie różni się od Auschwitz-Birkenau, ponieważ nie ma tu nic… Nic materialnego co mogłoby świadczyć o zbrodni. Żadnych baraków, żadnych fotografii, tylko drzewa i kamienie. W tradycji żydowskiej kamień łączy się ściśle ze śmiercią. Od lat rodziny ofiar przyjeżdżają tam i zostawiają na grobach zmarłych kamienie, a nie kwiaty, jak to my czynimy na cmentarzach. To właśnie kamienie stały się inspiracją dla artystów budujących pomnik poświęcony ofiarom. 18 tysięcy kamieni układa się w jedną harmonijną całość, tworząc odrębne pomniki. W Treblince, 15 września 2007 roku, o godzinie 21 odbyła się Noc Pamięci. Początek był zwyczajny. Przedwojenna Warszawa, „Bal na Gnojnej”. Nagle pojawiają się chmury, zrywa się wiatr i deszcz. To idą Niemcy. Powstaje getto w Warszawie, gdyż istnieje potrzeba oddzielenia narodu żydowskiego od reszty ludności. Trzeba rozpocząć eksterminację. Najpierw getto. A kiedy już wydaje się, że to piekło się kończy, pojawia się Umschlagplatz. Stamtąd ucieczki już nie ma. Każdy kto się tam znalazł, już nie wrócił… Następnie „podróż” wagonem bydlęcym, do innego (lepszego?) świata. Do Treblinki… A tam? - „Proszę państwa do gazu”. Pociąg odjeżdża, pochód rusza, a spektakl trwa. Idziemy tą drogą. Po prawej tory, kamienie, ogień. Po lewej drzewa. Towarzyszy nam muzyka i śpiew. Przechodzimy przez symboliczną kamienną bramę… Wreszcie krąg… Wszyscy tworzymy go wokół pomnika–kamienia. Pochodnie płoną, rozgrzewają nas słowa „Kręgu”, stanowiące jednocześnie hymn zlotu. I to już koniec. A może dopiero początek? Treblinka to również miejsce zlotu Korczakowców. Niektórym wydaje się, że te miejsce znacznie różni się od tego sprzed 65 lat. Jak różne emocje się z nim wiążą. Zlot Korczakowców nie może kojarzyć się z czymś smutnym i przygnębiającym. Wręcz przeciwnie. Spotkanie przepełnione było radością oraz młodzieńczym zapałem. Wieczory przy ognisku z gitarą i śpiewem, warsztaty plastyczne i sportowe oraz czas spędzony z ciekawymi ludźmi. To wszystko napełnia nas optymizmem oraz przekonaniem o sensowności takich spotkań. Bo taki właśnie był Janusz Korczak. Chciał, żebyśmy i my tacy byli. Stary doktor kochał i cieszył się życiem. Co istotne, jego ideały są wciąż aktualne. Uśmiech to pierwsza ścieżka do drugiego człowieka - pisał. Niech jego słowa będą podsumowaniem.
Dla mnie – uczennicy klasy pierwszej, Dzień skupienia był zupełną nowością, gdyż w większości szkół nie praktykuje się takiej formy „wypoczynku duszy”. Piątek 7 grudnia przerósł moje wszelkie oczekiwania. Nie było ani nudno, ani sztywno. Naszym przewodnikiem duchowym był ksiądz Rafał Kucik z Nowego Tomyśla. Można by o nim mówić i mówić, choć prawie w ogóle go nie znamy. Na pewno jest człowiekiem młodym, z poczuciem humoru, potrafiącym żartować z własnej osoby, a to niezwykle trudna sztuka. Lubi opowiadać i ma nietuzinkowe pomysły, które w twórczy sposób obrazowały przekazywane przez niego treści, chociażby rozstrojona gitara. Za swój cel obrał przekazanie nam prawd moralnych dotyczących życia nie będącego tylko i wyłącznie ziemskim bytem. Chciał nam ukazać nową drogę, ścieżkę, po której już teraz możemy kroczyć. Za kilka dni powtórnie narodzi się Malutki Jezusek. To od nas zależy, czy tym razem Jego mieszkaniem będzie zimny żłób czy nasze serca przepełnione miłością i chęcią trwania w postanowieniach. Powinniśmy dążyć do doskonalenie samych siebie, do utworzenia własnej hierarchii wartości. Bóg pozostawia nam wybór. Przypomnijmy sobie chociażby pełną głębi i symboliki scenę, odegraną w piątek przez uczniów naszej szkoły. To, co postawimy na najwyższym szczeblu swojej moralnej drabiny zadecyduje, jak daleko odejdziemy od blasku dobra i prawdy. Jak bardzo się zgubimy… Bo jedyną prawdą, właściwym idolem jest Chrystus. Celem tych rekolekcji było „zmuszenie” nas do rozmyślania nad sensem naszej egzystencji. Zapewne wielu poczuło potrzebę zatrzymania się na chwilę w zgiełku codziennych spraw i rozpoczęcia refleksyjnych rozmyślań. Spotkanie zakończyło się Wspólną Eucharystią i kolejnymi ciepłymi słowami ks. Rafała: (…) mam nadzieję, że zapoczątkowałem w Was coś nowego”.
ANDśELIKA MAREK
OLGA SZYMANOWSKA
LIBERTA
wrzesień 2010
3
Co się działo…
Jak mało trzeba, by czynić dobro OD KILKU LAT 11 LUTEGO POLACY OBCHODZĄ DZIEŃ ZORGANIZOWAĆ NIESPODZIANKĘ DLA STARSZYCH SIÓSTR.
CHOREGO. Z TEJ OKAZJI WOLONTARIUSZE POSTANOWILI
Chętni wystąpili w pantomimie. Każdy trzymał w ręku kawałek tekturowego serca i przedstawiał wybrany przez siebie talent. Owe talenty tworzyły wielkie serce. Pantomimie towarzyszyła gitara i śpiew. Czytano także wiersze. Młodzież przygotowała anioły z masy solnej, które później wręczyła siostrom. Teraz każda z sióstr patrząc na ten upominek będzie pamiętała, że jest ktoś, kto nad nimi czuwa i opiekuje się. Osoby biorące udział w wolontariacie, a także czuwająca nad wszystkim s. Krzysztofa Zakrzewska, chciały uświadomić innym, że nawet poświęcenie kilku chwil swojego czasu, czy własnoręcznie zrobiony drobiazg, może sprawić komuś ogromną radość. Siostry włączyły się w śpiew i wzruszone za wszystko dziękowały. Ale tak naprawdę najwspanialszym podziękowaniem były dla nas ich uśmiechnięte twarze. Jak mało trzeba, by czynić dobro. PATRYCJA BŁOCH
Drzwi otwarte od kuchni CZYTAJĄC TEN TYTUŁ POMYŚLICIE, ŻE BĘDZIE O TYM, JAK NASI DRODZY UCZNIOWIE PRZYGOTOWYWALI SIĘ DO PRZYJĘCIA GOŚCI W NASZYCH SKROMNYCH PROGACH. NIESTETY BĘDĘ MUSIAŁA WAS ROZCZAROWAĆ. ARTYKUŁ BĘDZIE O TYM, JAK DRZWI OTWARTE WYGLĄDAŁY OD PRAWDZIWEJ KUCHNI (DLA FORMALNOŚCI TO MIEJSCE, W KTÓRYM „PICHCI SIĘ” COŚ PYSZNEGO).
Drzwi otwarte, jak sama nazwa mówi, zaczęły się hucznym otwarciem drzwi przez dyrekcję szkoły. Oczywiście tego nie mogłam widzieć, bo byłam w trakcie robienia kremu do swoich grzybków. Skupiałam się na tym, żeby przez przypadek czegoś nie przypalić lub nie pomylić proporcji. O 11 zaczął się występ w języku angielskim pt. Oblężenie Hogwartu. Muszę powiedzieć, że było niezłe. W tym miejscu muszę podkreślić, że załapałam się na powtórkę przedstawienia o godz.13. Po małej sztuce w wykonaniu koleżanek i kolegów z klasy przyszedł czas na tańce. Walc angielski, tango, samba, jive, układ aerobiku. Nic dziwnego, że nie tylko mnie zachwycili szkolni tancerze! Gorący aplauz publiczności to potwierdził. Wracając do mojego zajęcia muszę przyznać, że było bardzo fascynujące. Kto by nie chciał spędzić 5 godzin na nogach i piec wszystko co się da. Oczywiście ja ograniczyłam się tylko do pieczenia grzybków (były schowane na później tylko dla nas ha ha) i rurek (bo miały niezłe wzięcie). W tym czasie kręciło mi się pod nosem kilka osób. Siostry, które za wszelką cenę chciały się dowiedzieć co i jak robię, jakiś koleś przebrany za Araba (mówił, że jest z biura podróży i wciskał jakieś wizytówki) i dziewczyny ubrane w strój galowy (te z kolei mówiły, że oprowadzają gości, ale to pewnie był tylko pretekst, żeby się załapać na koleją rurkę z kremem). Ktoś nam robił zdjęcia i w ogóle zamieszania było całkiem sporo. Trzeba przyznać, że zmęczenie też dawało o sobie znać, a chętnych do jedzenia cały czas przybywało. Kanapek Maria nie nadążała robić, Ania biegała między kuchnią a aulą szkolną, a ja, Kamila i p. Agnieszka Łodyga robiłyśmy wszystko, żeby w miarę możliwości przechodnie mieli co jeść. No cóż starać zawsze się można, prawda? Goście przestali jeść mniej więcej po 13. Nie wiem, czy byli już najedzeni, czy tylko pojechali do swoich domów, ale my i tak cały czas byłyśmy w kuchni. W końcu ktoś musiał dokończyć piec te słynne rurki. Nawet i dla nas coś zostało. Nie wiem ilu było gości, ale źródła mówią, że całkiem sporo Mam chociaż nadzieję, że zwiedzającym się podobało, no i że słynne rurki smakowały. MARTA MRUK
Wieczornica pożegnalna maturzystów NAGRODY URSZULKI 2008? TO MOŻE ZDARZYĆ SIĘ TYLKO W NASZEJ SZKOLE. PRZYGOTOWAŁA KLASA III TGH. CHCECIE WIEDZIEĆ CO BYŁO DALEJ? Umówmy się, że to artykuł dla tych co przez przypadek nie dotarli na aulę szkolną. A żałujcie. Nie mieliście okazji zobaczyć Siostry Dyrektor w szpilkach. Gospodarze tego wieczoru przygotowali dla nas kilka niespodzianek. Tegoroczni maturzyści zostali nominowani do nagrody Urszulki 2008. Oczywiście zwycięzca był tylko jeden, ale uśmiechu i zabawy nie zabrakło dla nikogo. Nasi drodzy nauczyciele również zaangażowali się w wieczornicę. Mieliśmy okazję zobaczyć parodię „Otello” w ich wykonaniu! Moim zdaniem nauczyciele spisali się na medal. MARTA MRUK 4
LIBERTA
wrzesień 2010
ATRAKCJE DLA MATURZYSTÓW
Co się działo…
BACZNOŚĆ!!! JAK TO TRADYCJA URSZULANEK NAKAZUJE, KAŻDA KLASA II MUSI PRZEJŚĆ NIEZWYKLE NIEBEZPIECZNE SZKOLENIE Z ZAKRESU OBRONY NARODOWEJ (CZYLI WŁASNEJ). Szkolenie odbyło się 4 października w Batalionie 17 Wielkopolskiej Brygady Wojsk Zmechanizowanych w Wędrzynie pod dowództwem najbardziej zmilitaryzowanego prof. Stanisława Piechoty. Dzień rozpoczął się niezwykle pełnowartościowym posiłkiem – kanapką z żółtym serem. Po godzinie 8:00 wystartowaliśmy za granicę naszej pniewskiej metropolii. Minęły 2 i pół godziny drogi nim dotarliśmy do zielonego świata ppłk. Tomasza Kowalczykiewicza. W końcu to tylko 140 km. Po wyjściu z limuzyny natychmiast zostaliśmy wdrążeni w tajniki wojskowe przez jednego z oficerów, po czym zostały nam przydzielone zdania. Nareszcie mogliśmy sprawdzić się w nowych warunkach. Zadania do wykonania były następujące: cyklop – strzelanie z karabinku sportowego ubieranie na czas odzieży i maski ochronnej zapoznanie się z zasadami korzystania z GPS w terenie jazda BWP – Bojowym Wozem Piechoty Uważamy, iż wszystkie powyższe zadania wykonaliśmy jak najlepiej potrafiliśmy. Każdemu z nas oczywiście podobały się zadania, ale największą atrakcją była jednak jazda BWP. Po wykonanych w pocie czoła zadaniach czekała na nas jedyna w swoim rodzaju, pikantna, a zarazem słodziutka, długo wyczekiwana GROCHÓWKA! (na boczku z kiełbasą i z pajdą chleba). Mniam. JOKE & HUG
Otwarcie boiska szkolnego Otwarcie nowo wybudowanego obiektu sportowego przy naszej szkole odbyło się 29 maja, zaraz po uroczystej mszy świętej. Symboliczną wstęgę przecięły osoby, które przyczyniły się do budowy boiska. Po krótkiej modlitwie murawa została poświęcona. Następnie tradycyjnie słowa podziękowań i gratulacji, aż wreszcie długo oczekiwany moment - pierwszy gol w wykonaniu Siostry Dyrektor Małgorzaty Nowakowskiej. Tym miłym akcentem zakończyła się część oficjalna. Potem już tylko uczta dla ciała: kiełbaski z grill i pączki. Uroczystość otwarcia boiska została uwieńczona pierwszym meczem rozgrywanym między klasami technikum a liceum. Wynik końcowy 2:0 dla liceum. MARTA MRUK
Hej Sokoły! W pierwszych dniach października gościliśmy uczniów ze szkoły ukraińskiej. W tym krótkim czasie pobytu w Polsce sprawdzali swoje możliwości w różnych dziedzinach. Pierwsze popołudnie i następny ranek spędzili z rodzinami uczniów naszej szkoły. Uczestniczyli w zajęciach PO w jednostce wojskowej w Wędrzynie. Sprawdzili się również w zajęciach sportowych i w roli piekarzy cukierni. Zwiedzili sanktuarium i stolicę naszego województwa. Trzeciego dnia to my mogliśmy poznać ich kulturę. Miłym akcentem było wspólne odśpiewanie w języku polskim piosenki Hej sokoły. Na zakończenie s. Aneta Miś z p. Stanisławem Piechotą zorganizowali pożegnalną kolację. Niestety późnym wieczorem goście wyruszyli w drogę powrotną. Cieszymy się, że mogliśmy poznać nowych kolegów. Mamy nadzieję, że nasi uczniowie zawitają w Kamieńcu już niedługo. AŚKA
LIBERTA
wrzesień 2010
5
Co się działo…
Co się działo…
Ślubuję… okiem pierwszaka PRZED SARKOFAGIEM ŚW. URSZULI LEDÓCHOWSKIEJ ŚLUBOWALIŚMY… REALIZOWAĆ W ŻYCIU ZASADY WIARY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ, PRACOWAĆ NAD SWOJĄ OSOBOWOŚCIĄ, SZANOWAĆ GODNOŚĆ KAŻDEGO CZŁOWIEKA, DBAĆ O HONOR SZKOŁY I JEJ TRADYCJĘ. Przygotowania rozpoczęliśmy już kilka tygodni wcześniej. Zaangażowani byli oczywiście wszyscy, poczynając od nas, czyli klas pierwszych, aż do nauczycieli. Podczas uroczystości obecni byli także nasi rodzice oraz bliscy. W niejednych oczach zakręciła się łza szczęścia. Cieszyli się, że w tak szczególnym dla nas dniu mogą być z nami, tym bardziej, że tak pięknie wyglądaliśmy w naszych odświętnych mundurkach. Ten dzień na długo pozostanie w naszej pamięci, bowiem to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie. Od dziś jesteśmy prawowitymi uczniami Szkoły Sióstr Urszulanek i jesteśmy z tego dumni. pINEZka
„Świadkowie mówią o miłości” „Kiedy zaczyna się miłość?”, „Czy pocałunek jest grzechem?”, „Czym są słowa: Kocham Cię?”. To tylko jedne z niewielu pytań, na które starali się odpowiedzieć organizatorzy, uczestnicy i goście IX Ogólnopolskiego Forum Młodzieży Szkół Katolickich, które odbyło się 18 września w Częstochowie. Wraz z siostrą Teresą Ślazyk siedmioro uczniów z różnych klas, o czwartej nad ranem wyruszyło sprzed szkoły w długą podróż na Jasną Górę. Byłam jedną wśród nich. Na forum zjawiliśmy się z lekkim opóźnieniem, ale wyszło nam to tylko na dobre. Kiedy weszliśmy do auli wszyscy fotoreporterzy zwrócili obiektywy swoich aparatów w naszą stronę. Dodam, że byliśmy w mundurkach, a z doświadczenia wiecie, że to już robi wrażenie. Po wysłuchaniu kilku interesujących konferencji min. dr Wandy Półtawskiej, udaliśmy się na obiad i zasłużony odpoczynek. Każdy miał okazję uczestniczyć we Mszy Św., skorzystać ze spowiedzi. Kolejnym punktem programu była Droga Krzyżowa na Wałach Jasnogórskich. Był to niezwykły czas refleksji i zadumy. Następnie udaliśmy się na przepyszne lody (niektórzy zjedli aż trzy gałki), po czym wyruszyliśmy w drogę powrotną pełni spokoju serca i zadumy nad życiem. ZUZANNA BRODOWSKA
Odrębna kultura – jedna patronka Pod takim hasłem realizowany był projekt „Młodzież w działaniu”, w ramach którego od 27 września do 3 października gościliśmy Waszych rówieśników z Litwy. Przez tydzień 20-osobowa grupa młodzieży z naszej szkoły i Czarnego Boru pracowała nad wystawą poświęconą wspólnej patronce św. Urszuli Ledóchowskiej. Atrakcji było jednak więcej. Wspólnie zwiedzali okolicę, uczestniczyli w warsztatach tanecznych, kulinarnych, dziennikarskich i filmowych. Równolegle z wystawą powstawał film ukazujący efekty pracy oraz przemyślenia uczestników wymiany na temat znaczenia Patronki w ich życiu. A wszystko dzięki zaangażowaniu s. Anety Miś, s. Anny Mańczak i p. Stanisława Piechoty. Dziękuję za umożliwienie nam polsko-litewskiej integracji. EKG 6
LIBERTA
wrzesień 2010
Co się działo…
Pro life TAKI TYTUŁ NOSI NOWA PŁYTA JULII I GRZEGORZA KOPALI, ZNANYCH ARTYSTÓW CHRZEŚCIJAŃSKIEJ SCENY MUZYCZNEJ. TO WŁAŚNIE ONI GOŚCILI W MURACH
NASZEJ
AULI
PODCZAS
TEGOROCZNEGO
ŚWIĘTA PATRONKI
SZKOŁY. Koncert odbył się w czwartek 27 maja, dwa dni przed rocznicą śmierci Świętej. Piosenki, które usłyszeliśmy, uświadomiły nam jak ważna jest miłość i zaufanie, a przede wszystkim życie, postępowanie według własnych zasad, nawet jeśli inni chcą usunąć nas w cień i zabić naszą miłość do Boga. Artyści znakomicie łączyli wyraźne przesłanie z łagodną muzyką, starannie dobranymi słowami oraz brzmieniem. Serdeczne podziękowania kierujemy do nowo narodzonej Julii Brudz, która była inspiracją do zorganizowania tegorocznego koncertu. KASIA DIDŁUCH I INEZ SIKORSKA
Szkoła na zielono Zielona trawa, zielona wyspa, zielone święto... Jest takie na przednówku wiosny. Irlandzkie święto, ale chętnie obchodzone także przez inne narodowości. I po raz kolejny Święty Patryk nie ominął i nas. W ten właśnie dzień wszędzie obowiązuje hasło „wszyscy chcą być Irlandczykami”, więc królują irlandzkie zabawy, muzyka i taniec. W Irlandii jest to czas w którym pękają w szwach knajpy, ponieważ każdy chce spróbować irlandzkiego piwa. Wszędzie dominuje narodowy kolor tego kraju – zielony. W Irlandii i wszędzie tam, gdzie jest wielu Irlandczyków odbywają się huczne parady, każdy bawi się doskonale. Przecież jest to święto, które przypomina im o ich kraju. W Dublinie parada połączona jest z festiwalem, który trwa pięć dni. Zbiera się tam prawie pół miliona osób. U nas to święto kojarzy się z małym człowieczkiem w zielonej czapeczce i koniczynką. W szkole również obchodziliśmy to święto. Przez cały dzień z radiowęzła słychać było muzykę irlandzką. Na siódmej lekcji spotkaliśmy się na auli szkolnej. Tam p. Karolina Cichocka z p. Kamilem Kieretą przygotowali „zieloną imprezę”. Wszędzie wisiały flagi, zielone kapelusze i balony. Prawie wszyscy ubrani byli na zielono. Mówiono przeważnie w języku angielskim. W tle pokazywana była również prezentacja o Irlandii. Po małym wprowadzeniu odbył się mini playback show. Wystąpiły trzy klasy: I i III liceum oraz II technikum. Na końcu wszyscy uczyliśmy się dwóch bardzo prostych tańców i tańczyliśmy, aż ostatnia osoba wymiękła. Mimo tego, że to nie polskie święto, to jednak wszyscy świetnie się bawili i chyba można stwierdzić, że to święto powoli zapisuje się w naszą tradycję szkolną. BEATA BRUDZ
Daj nakrętkę! Bardzo często zastanawiamy się, w jaki sposób można pomagać potrzebującym. Okazuje się, że jest to łatwiejsze niż niekiedy nam się wydaje. Na terenie naszego kraju działają różne organizacje, fundacje, które niosą pomoc potrzebującym. Często organizują różnego rodzaju imprezy, z których dochód przeznaczony jest na szczytne cele. Tak naprawdę każdy z nas może przyczynić się do tego, aby komuś żyło się lepiej. Od jakiegoś czasu propagowana jest akcja zbierania nakrętek plastikowych w celu pozyskania wózka inwalidzkiego dla osoby potrzebującej. Wielu z naszej szkoły zaangażowało się właśnie w tę akcję. Wystarczy chcieć, by czyniąc coś niepozornego, przyczynić się do rzeczy wielkich. W wielu miejscach na co dzień można podarować żywność, odzież i inne przydatne artykuły potrzebującym. Jest wiele okazji, aby małym gestem sprawić komuś radość. Należy się angażować, gdyż nigdy nie wiadomo, kiedy sami będziemy potrzebować pomocy. Skoro mamy szansę i okazję by pomagać, to należy z tego czynnie korzystać. Więcej informacji na ten temat można znaleźć m. in. na stronach: blog.pomagaj.info lub akcja-nakretka.socjum.pl. AGnIeszkA
LIBERTA
wrzesień 2010
7
Towarzyszymy wydarzeniom w kraju
Odeszli do Domu Ojca 2 KWIETNIA 2005 R. O GODZINIE 21:37 ODSZEDŁ NASZ RODAK, PAPIEŻ JAN PAWEŁ II. PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ, 10 KWIETNIA O GODZINIE 8:56 ODESZŁO Z TEGO ŚWIATA 96 WYBITNYCH PRZEDSTAWICIELI NASZEGO KRAJU.
Samolot do Raju 10 kwietnia 8 50 i minut sześć, Granice mej Polski przekroczyła druzgocząca wieść. Żałobna czerń przeszła przez ulice kraju, Gdy prezydencki samolot, odleciał do raju. Przypadek? Może, lecz wypełniony sensem, Przekonuje się co dnia, z każdym nowej prawdy kęsem. W jednym miejscu, zginęło tylu pięknych ludzi, Zapadli w wieczny sen, by z martwych wstać, się obudzić. Nie pytajmy, odpowiedź może nas podzielić, Pokażmy solidarność przybraną w czerwieni i bieli. Złóżmy mentalny hołd, jeżeli się z tym liczysz, Weź pomyśl, weź się pomódl, weź muzykę przycisz. Płaczą ludzie w willach i ci oblegający dworce, Widząc karawan z prezydentem, chylą głowy jak przed ojcem. Patrząc na ten świat oczami przez łzy, Niejeden pyta: No jak nie być na los złym? Teraz proszę szczerze apelem do Was wszystkich, Kolegów, polityków, nieznajomych i bliskich. Pamiętajmy zawsze nie w tej chwili, niech to będzie bliskie sercu, Jeżeli nie wiesz dlaczego, to wróć do pierwszego wersu.
Odszedł niezmordowany orędownik pokoju, Świat utracił obrońcę wolności. To tylko niektóre ze stwierdzeń, jakie pojawiły się po śmierci papieża, którego życie przepełnione było modlitwą i czynieniem dobra. W tym roku obchodziliśmy już 5 rocznicę Jego śmierci. Odszedł w Wigilię Miłosierdzia Bożego, święta, które sam ustanowił. 5 lat później, również w Wigilię Miłosierdzia Bożego, odeszło z tego świata 96 osób. Wielka tragedia dotknęła nasz kraj – z powodu katastrofy samolotu MATEUSZ ŚRÓDECKI prezydenckiego. Ponownie „zostaliśmy osieroceni”. Zginał nasz prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz wielu wybitnych przedstawicieli naszego kraju. Polska po raz kolejny pogrążyła się w smutku i żałobie. 5 lat temu opłakiwaliśmy odejście papieża, dzisiaj opłakujemy smoleńską tragedię. Być może wielu z nas nie mówiło dobrze o tych, którzy zginęli, być może często rzucaliśmy pod ich adresem bezpodstawne obelgi, być może dzisiaj tego żałujemy… Zarówno 5 lat temu jak i teraz cały świat zjednoczył się z nami Polakami. Nie zostaliśmy sami pośród tak wielkiej tragedii i to należy docenić. Z pewnością dla każdego z nas była to trudna lekcja patriotyzmu. Warto zapamiętać z niej jak najwięcej i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Przecież każdy z osobna jest odpowiedzialny za swoją Ojczyznę i powinien zabiegać, aby panował w niej pokój. AGNIESZKA STAŃKO
Wielka woda PO POWODZI W 1997 R., NAZYWANEJ POWODZIĄ STULECIA, JANUSZ RADEK NAPISAŁ PIOSENKĘ „WIELKA WODA”, W KTÓREJ ŚPIEWAŁ: „POPŁYNĘŁA NAGLE WIELKA CIEMNA WODA, JAK BY KTOŚ WINY NASZE SPŁUKAĆ CHCIAŁ DO CNA, (…) CHOĆ LUDZIE TYLE OSIĄGNĘLI TO NIE POTRAFIĄ ODPĘDZIĆ CHMURY, KTÓRA NADCIĄGA NAD DACH.” W DALSZYCH SŁOWACH TEKSTU PODKREŚLAŁ, ŻE POWÓDŹ BYŁA NIESPODZIEWANA, ŻE WODA POPŁYNĘŁA WSZĘDZIE. JEDNAK KLUCZOWYM ELEMENTEM PIOSENKI STAŁY SIĘ SŁOWA CZĘSTO WYPOWIADANE PRZEZ MIESZKAŃCÓW ZALANYCH MIEJSCOWOŚCI: DLACZEGO MY? DLACZEGO TUTAJ? CZEMU TAK?
Te same pytania mogą pojawiać się dziś, gdy mamy powódź jeszcze większą i straszniejszą w skutkach. Teoretycznie można by odpowiedzieć na to pytanie: mieszkania budowane w pobliżu rzek, w obniżeniach terenu niosą ze sobą możliwość zalania mieszkań. Można by też tłumaczyć, że pył wulkaniczny działa jak jądro kondensacyjne, co powoduje duże opady deszczów. O ile przed pierwszym z wymienionych czynników można się jakoś obronić, choćby budując wały, przygotowując tereny zalewowe czy zbiorniki retencyjne, o tyle trudno zatrzymać obfite opady deszczu i podnoszący się stan wód. Znaczy to, że częściowo można się przygotować na powódź, ale tak naprawdę nigdy ostatecznie nie możemy być pewni, kiedy dokładnie ona się zacznie, co ją spowoduje lub jak będzie duża. Prawidłową odpowiedź na te wszystkie pytania zna tylko rzeka. Pojawia się tu czynnik niezależny od nas. Stajemy się bezsilni wobec żywiołu. Zostaje nam tylko uciekać, jednak w naturze człowieka jest walka i na tyle na ile można, zawsze walczymy, choć z różnym skutkiem. Czasem wynik jest z góry przesądzony, a czasem nie i udaje się odnieść małe zwycięstwo z wielkim żywiołem. Często lubimy rozmyślać: co by było gdyby lub pytać: Dlaczego my? Dlaczego tutaj? Czemu tak? Jednak w tej sytuacji jak śpiewa artysta: … odpowiedzi brak, bo to jest wielka tajemnica rzeki. W tych sytuacjach trzeba po prostu milczeć i robić swoje: jeśli można walczyć, jeśli nie – pomagać poszkodowanym. To czas wielkiej próby dla narodu jako całości, bo trzeba pomóc innym, zadbać nie tylko o swój ogródek, być razem w trudnych chwilach. Ale to też czas próby dla nas samych, w którym ja i ty możemy pokazać, że nie jesteśmy obojętnymi myślącymi tylko o sobie jednostkami, ale ludźmi gotowymi do pomocy innym, choćby przez wrzucenie złotówki do skarbonki zbierających na powodzian. JAKUB NOWAK 8
LIBERTA
wrzesień 2010
Wywiad
„Uważam się za człowieka szczęśliwego”
„Grunt to dobry humor”
JEGO PASJĄ JEST FIZYKA. LUBI FOTOGRAFOWAĆ, CENI SZCZĘŚCIE RODZINNE. DZIŚ ZDRADZA NAM SWOJE NAJWIĘKSZE MARZENIE. Z PROFESOREM TOMASZEM STANKOWSKIM ROZMAWIA SYLWIA CHOJNACKA.
ZBLIŻA SIĘ CZAS BOŻEGO NARODZENIA. OKRES NIEZWYKŁY, DAJĄCY WIELE RADOŚCI. SĄ JEDNAK WYJĄTKOWI LUDZIE,
Kim chciał Pan zostać w dzieciństwie? Gdy byłem małym chłopcem pragnąłem zostać ogrodnikiem. Jednak moje plany uległy zmianie, gdy zacząłem uczęszczać do szkoły podstawowej. Wtedy to chciałem zostać pilotem. W takim razie co skłoniło Pana, żeby zostać nauczycielem? W trakcie studiów nie przewidywałem, że będę uczył w szkole. W 1990 roku ówczesna dyrektor szkoły zaprosiła mnie do udziału w ”nauczycielskiej przygodzie”, która trwa do dnia dzisiejszego. Dlaczego wybrał Pan fizykę jako przedmiot nauczania? Z fizyką obcuję od najmłodszych lat. Moi rodzice również są fizykami. Jak widać, poszedłem w ich ślady. Co więcej, moja mama była absolwentką tej szkoły, dlatego też z tym właśnie miejscem czuję się podwójnie związany. Czy praca z młodzieżą spełnia Pana oczekiwania? Tak (śmiech!) Kontakt z młodzieżą sprawia mi wielką radość. Choć w tej szkole mam lekcje tylko raz w tygodniu, to zawsze chętnie przyjeżdżam, aby prowadzić zajęcia z uczniami. Jako nauczyciel jest Pan z naszą szkołą związany najdłużej. Co się w niej zmieniło od czasu, kiedy usłyszał Pan tutaj swój „pierwszy dzwonek”? Szkoła przechodziła różne metamorfozy. Jak zaczynaliśmy prowadzenie szkoły w 1990 roku liczyła ona tylko 3 klasy. Uczęszczały do niej wtedy same dziewczęta. Regulamin szkoły był bardziej zaostrzony. Ważnym wydarzeniem było pojawienie się chłopców, którzy wprowadzili „koloryt i normalność”. Czy gdyby istniała możliwość wprowadzenia zmian w naszej szkole, coś by Pan zmienił? Przydałoby się zwiększenie bazy sportowej. Choć wiem, że potrzebne są na to pieniądze. „Nie samą szkołą żyje człowiek”. Co Pana pasjonuje oprócz oczywiście fizyki? Rodzina, fotografia, astronomia. Czy zdradzi Pan uczniom swoje największe marzenie? Moim marzeniem jest wycieczka do Ziemi Świętej. I nawet jeśli nie uda mi się pojechać do tego szczególnego miejsca, to i tak będą uważał się za człowieka szczęśliwego, wiernego swoim przekonaniom. (Marzenie spełniło się w tym roku – przyp.red.) Dziękuję za rozmowę.
KTÓRZY TEN CZAS JESZCZE BARDZIEJ UMILAJĄ. Z PROFESOREM STANISŁAWEM PIECHOTĄ, O ŚWIĘTACH I NIE TYLKO… ROZMAWIA ANDŻELIKA MAREK.
W szkole głośno mówi się, że ma Pan coś wspólnego z Świętym Mikołajem. Czy to prawda? Ja z Świętym Mikołajem?!? No cóż. Nie będę ukrywał, że mamy trochę tajnych konszachtów. Razem z Panem Stankowskim jesteśmy Jego pomocnikami. Co roku informujemy Go, co i jak z poszczególnymi uczniami naszej szkoły, potem prowadzimy długie rozmowy telefoniczne. Czasem nawet pomoc ta miała szerszy zasięg… Kiedy po raz pierwszy wystąpił Pan w roli Świętego Mikołaja? … i to jest właśnie ten szerszy zasięg pomocy. Muszę przyznać, że wielokrotnie „występowałem” jako święty Mikołaj. Jednak należy pamiętać, że jestem tylko pomocnikiem, nie utożsamiam się z Nim. Pierwszy raz? Hm… nie pamiętam... Chociaż nie, zaraz. To było jakieś 15 lat temu w moim domu. Co Pan wtedy czuł? Trema. Tak, to odpowiednie określenie. Czułem strach, jak przed każdym przedstawieniem. Tak naprawdę ten występ nie jest tylko jakimś tam wejściem. Zawsze trzeba go uatrakcyjnić. Grunt to dobry humor, ale i on sam nie wystarczy. Robiłem już wiele w tym celu rzeczy, by było coraz lepiej i zabawniej. Na przykład wjeżdżaliśmy na deskorolce lub wrotkach. Kiedyś nawet wszedł mały grający gwiazdorek, a potem dopiero my… Czy Święta Bożego Narodzenia są dla Pana czasem szczególnym? Oczywiście. Nawet nie wiem czy potrafię to wyrazić słowami. Ta atmosfera… Życzę wszystkim, by trwała przez cały rok. Ludzie będący dla siebie mili, uprzejmi, żadnych waśni ni sporów… Oderwijmy się na moment od Świat i powróćmy do Pana osoby. Czy żałuje Pan wyboru zawodu? Ani przez chwilę nie żałuję. Gdybym jeszcze raz mógł dokonać wyboru, w stu procentach byłoby tak samo. Największą nagrodą jest, kiedy któryś z uczniów zaczyna rozumieć, ile piękna jest w geografii. Zaś za najgorsze bluźnierstwo uważam fakt, jeśli któryś z nauczycieli traktuje swój zawód jako rzemieślniczy. Jaki jest Pana ulubiony kolor i potrawa? Kolor niebieski jako powiązanie z pasją. Niebieski czyli kolor naszej planety. Potrawa? Naleśniki na słodko i pierogi. Czy chciałby Pan powiedzieć o czymś społeczności uczniowskiej? Jest takie motto, na którym warto oprzeć swój byt: ”Spoglądaj w górę ku prawdziwej mądrości i sile, porzucając inne pragnienia”. Tak nawiasem mówiąc to słowa z lat, kiedy to trenowałem karate. W imieniu uczniów dziękuje za wywiad, a w szczególności za poświecony mi czas w przedświątecznej gorączce.
LIBERTA
wrzesień 2010
9
Wywiad / Post Scriptum
Felieton
„Dziękuję Mu za przyjaźń” NIECODZIENNY WYWIAD, Z NIEZWYKŁĄ OSOBĄ W SZKOLE. O DZIECIŃSTWIE, WOLNYM CZASIE I PRZYJAŹNI… Z DYREKTOR S. MAŁGORZATĄ NOWAKOWSKĄ ROZMAWIA OLGA SZYMANOWSKA Jako dziecko byłam … uparta i samodzielna. Moją ulubioną zabawką w dzieciństwie była … duża lalka i lekarskie słuchawki. Gdy byłam mała marzyłam … by zostać nauczycielką albo pielęgniarką (ale tylko na oddziale noworodków). Byłam uczennicą … dobrą i chętnie się uczyłam. Moją piętą achillesową były … działania na liczbach ujemnych (niemal przez całą szkołę podstawową). Lubię słuchać muzyki … szczególnie wtedy, gdy jestem zmęczona. Chętnie czytam książki … dla odprężenia i relaksu, dla poszerzenia wiedzy, dla umocnienia ducha. W wolnym czasie najchętniej … to zależy. Ostatnio szukam miejsca i sposobu, by pobyć trochę w samotności i pójść na długi spacer. Sytuacja, którą zawsze chętnie wspominam …jest ich wiele. Najchętniej powracam myślami do wypraw na tatrzańskie szczyty. Przyjaźń jest dla mnie … darem od Pana, za który Mu bardzo dziękuję!
Post Scriptum z Filipin MAM NA IMIĘ ZUZANNA I JESTEM UCZENNICĄ DRUGIEJ KLASY LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCEGO SIÓSTR URSZULANEK SJK W PNIEWACH. SZKOŁA TA OD LAT JEST ZAANGAŻOWANA W ADOPCJĘ SERCA, O KTÓREJ PRAGNĘ WAM OPOWIEDZIEĆ. W pierwszej klasie s. Teresa Ślazyk opowiedziała nam o możliwości zaadoptowania dziecka na odległość, co dla niektórych z nas brzmiało mało poważnie, choćby przez obraz wykreowany za pomocą mediów. Słysząc hasło „ a d o p c j a n a o d l e g ł o ś ć ” można mieć przed oczyma obraz znanych aktorów i piosenkarzy tulących przed kamerą małego Murzynka, któremu postanowili bohatersko ocalić życie i zapewnić rozwój. Obraz ten, często bombastyczny, może zrodzić wątpliwość, czy w naszym przeciętnym życiu adopcja na odległość ma w ogóle sens? Czy faktycznie jest formą pomocy, czy też charytatywną legendą sprzedawaną w telewizji? W obecnych czasach mieszkańcy dalekich, często bardzo ubogich krajów borykają się z ogromnymi problemami. Ciężką sytuację odczuwają szczególnie dzieci, które nie mają możliwości nauki, co przekreśla ich rozwój już na starcie. I nagle w świecie pozbawionym blasku fleszy, na lekcji religii pada pytanie: Czy chcecie pomóc takim ludziom? Nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy podjąć to wyzwanie i w miarę możliwości włączyć się w Adopcję Serca. Jak wygląda to w praktyce? Raz w miesiącu wpłacamy drobne sumy na utrzymanie, naukę i wszelkie potrzeby dziecka. Pieniądze te raz na dwa miesiące wysyłane są do jednego z krajów misyjnych. Dzięki tym drobnym ofiarom zawsze uzbiera się kwota, która wystarczy na pokrycie miesięcznych kosztów związanych z rozwojem naszego podopiecznego. Przy okazji przedstawiam Wam Jenice, śliczną i niezwykle spontaniczną, dziewięcioletnią Filipinkę. Wybór nie był przypadkowy – na Filipinach posługę misyjną pełnią siostry ze zgromadzenia Urszulanek, które doskonale znają potrzeby filipińskich dzieci. Początki adopcji były proste. Wszyscy bardzo chętnie płaciliśmy, wysyłaliśmy kartki świąteczne, pamiętaliśmy o niej w modlitwie. Z czasem jednak już nie było tak łatwo. W Adopcję Serca łatwo wkradają się rutyna i zapomnienie. Pragnę Wam jednak powiedzieć, że świadomość tego, że egoizm może być powodem zaniedbania „naszego” dziecka motywuje nas do pokonywania własnych słabości. Adopcja Serca jest nie tylko pomocą finansową. To również głęboka więź jaka łączy nas z Jenice i jej rodziną. Dzięki kontaktom, jakie mamy z siostrami misjonarkami, możemy doświadczyć jej radości i życzliwości, a na zdjęciach, które czasem dostajemy, zawsze widać szczery uśmiech. Wyobraźcie sobie, że ten uśmiech może gościć na tej czy innej twarzy również dzięki Wam! W liście od mamy Jenice, Anity, możemy przeczytać: „Kochani dobroczyńcy, dziękuję Wam za wsparcie, jakim darzycie moją córkę. My, jako rodzice, jesteśmy bardzo wdzięczni za Waszą pomoc. Niech Was Bóg błogosławi”. Czytając taki list, (który brzmi prawie jak wyjęty z Biblii) można poczuć, że po kropce są kolejne słowa. Uradowani tym, że większa jest przyjemność z dawania aniżeli z brania, w głębi siebie czytamy dalszy ciąg wiadomości, post scriptum napisane ciepłem serca. Post scriptum z Filipin. ZUZANNA BRODOWSKA 10
LIBERTA
wrzesień 2010
Felieton ADEPCI DZIENNIKARSTWA PISZĄ FELIETONY. POTRAKTUJCIE ICH TEKSTY Z PRZYMRUŻENIEM OKA. NIE BRAKUJE W NICH HUMORU, SARKAZMU I IRONII. TO ICH WYRAZ BUNTU, MŁODOŚCI I OGRANICZENIA, KTÓRE NAKŁADA NA NICH WIEK I NIE TYLKO. PRZECZYTAJCIE, A SAMI SIĘ PRZEKONACIE ILE W NICH PRAWDY, A ILE NACIĄGANEJ IDEOLOGII.
Miłość niejedno ma imię. Sport też. Mężczyzna o… miłości Najlepsze wiadomości zaczynają się zawsze od słów: „Amerykańscy naukowcy odkryli/stwierdzili, że...”, więc stwierdzili, iż przeciętny facet myśli o zbliżeniu co cztery minuty! Wychodzi na to, że brzydsza płeć uznaje starą myśl rockmenów: „sex, drugs and rock & roll”. Tak naprawdę mężczyzna przeżywający miłość swego życia, odczuwa ją bardziej niż partnerka. Ma ochotę ją przytulać, szeptać czułe słowa do ucha, nosić na rękach, a gdzieś na szarym końcu znajduje się „ta” przyjemność. Jednak gdy osobnik płci męskiej nie kocha swojej wybranki tak bardzo jak ona by tego chciała, rzeczywiście liczy się przyjemność, a nie rozmowy. Jeśli marudzi mu, w którą sukienkę ma się ubrać, ignoruje ją. Tak oto zrodziła się „toksyczna miłość”. To ostatnio bardzo popularne stwierdzenie, określające złe relacje między partnerami. Relacje, które ich niszczą. A czy nadrzędnym założeniem miłości nie jest wspólne dążenie do szczęścia i dobra? Mężczyzna o… sporcie Mecz piłki nożnej to rytuał. Przyjrzyjmy się stereotypom. Prawdziwy facet trzy razy w tygodniu, (to jest minimum), musi usiąść z piwem, chipsami oraz kanapkami przed telewizorem i obejrzeć jakiś mecz. Wówczas nogi na stół, alkohol do lewej ręki, pilot do prawej i już czują się spełnieni. Swoją drogą, podobno tylko ptasie mleczko firmy Wedel powoduje, że człowiek czuje się jak w niebie. Niezbędny jest oczywiście szalik kibica i głośne komentarze typu: „Leć! Leć! W lewoooo!”. Gdy bramka padnie dla naszych faworytów, z płuc „kanapowa” wydziela się zwierzęcy ryk, czego efektem może być lecący ze ścian tynk. Jeżeli zaś gol zdobędzie przeciwnik, też coś poleci, lecz nie tynk tylko telewizor. Kobieta o… sporcie Mecz piłki nożnej odbiera następująco. Dwudziestu dwóch facetów w getrach biega bezsensownie za piłką. Jakiś gość ubrany na czarno biega za nimi i od czasu do czasu gwiżdże, pokazując w tym czasie kolorowe karteczki. Już lepiej obejrzeć 3987 odcinek „Mody na Sukces”.
JAKUB
Moja rola, czyli kim jestem naprawdę? Trudne pytanie, ale jeszcze trudniejsza odpowiedź. Moja rola w grupie rówieśników Myślę, że w grupie rówieśników jestem najbardziej "aktorem". Chcąc być akceptowany muszę być taki, jakim ludzie chcą mnie widzieć. W szkole muszę być pilnym i grzecznym uczniem, w drużynie ambitnym i twardym zawodnikiem, a na luźnych spotkaniach ze znajomymi "przy coli" człowiekiem wesołym i towarzyskim, dlatego trudno jednoznacznie określić moją rolę. Czasem zastanawiam się, w której roli ja sam czuję się najlepiej. Tylko czy to ma znaczenie? Przecież i tak nie zmienię mojej roli. Moja rola w Kwilczu Mówią na mnie społecznik. Czasem gdzieś pomogę, nagłaśniam. Wezmę udział w jakimś beznadziejnym przedstawieniu na cześć lokalnego bohatera, które co roku jest przecież takie same. Czasem reprezentuję moją miejscowość w różnych zawodach sportowych, mimo iż jesteśmy grupą amatorów bez większych sukcesów. Zapytacie na pewno dlaczego mówią społecznik. Otóż dlatego, że lubię to robić, lubię czuć się potrzebny podczas jakiejś kwileckiej uroczystości, lubię, gdy ktoś dostrzega moją bezinteresowną pomoc, lubię, gdy w każdy piątek o godz. 20 zamiast siedzieć w parku z tanim winem jak reszta moich kolegów, mogę iść na halę i chociaż przez chwilę poczuć się sportowcem. Taka jest właśnie moja rola w Kwilczu. Być kimś, kto robi to co lubi, nie patrząc na komentarze innych. Moja rola w domu Moja prywatna oaza. Miejsce wyciszenia, spokoju. Jedyne miejsce, w którym mogę ściągnąć "maskę aktora" i być tym, kim naprawdę jestem. Dlatego też moja rola jest tutaj najprostsza - mam być po prostu sobą. Nie muszę udawać kogoś kim nie jestem. Oczywiście mam swoje obowiązki (wynoszenie śmieci, dbanie o porządek i inne życiowe banały). Myślę, że jednak to nie jest moja rola (Bo jak to nazwać? Rola domowej sprzątaczki?) Dla mnie jest to najprawdziwsza nauka jak żyć, gdyż życie składa się z wielu prostych czynności i gestów, których właśnie uczymy się w domu. Jaką rolę chce pełnić w przyszłości? Równie dobrze mógłbym sobie zadać pytanie: jakie są moje marzenia na przyszłość. Nie wiem jeszcze kim będę, nie zastanawiam się nad tym gdzie będę mieszkał, czym będę się zajmował, jakim autem jeździł. Pewny jestem tylko 3 ról: zawsze będę społecznikiem w mojej miejscowości, znakomitym aktorem wśród moich znajomych i jeszcze lepszym synem moich rodziców.
PRZEMEK LEHMANN
Portal dla ludzi bez klasy Nasza-Klasa to portal, który ma na celu odświeżyć stare znajomości z podstawówki i szkoły średniej. Tak przynajmniej nam się wydawało, dopóki z ciekawości nie zajrzeliśmy na tę żałosna stronę. Pierwsze wrażenie dość pozytywne. Ładne zielono-niebieskie kolory, łatwość rejestracji i... na tym kończą się pochlebne komentarze. Po dwóch dniach nawał zaproszeń 12-letnich dzieciaków, których nawet z widzenia nie kojarzymy, przeraziłby nawet Chucka Norrisa. Nie jest jeszcze tak tragicznie - pomyśleliśmy. Przecież wszędzie trafia się dzieciarnia. Osobiście 98% zaproszeń odrzuciłem, za czym poszła fala pretensji i negatywnych myśli na mój temat. Cóż, zdarza się nawet najlepszym. Kiedy już zrobiłem selekcję, zaczęły się komentarze zdjęć (których miałem 3). Większość wyglądała tak: "Sweet fociunie, buziaczki :*", "Pozdrowionka, luknij na mój profilek ;***". No ale o co chodzi?! Nie rozumiem. Z dnia na dzień było jednak coraz gorzej. Portal staczał się niczym kamień Syzyfa. Ludzie mający pięćset znajomych, tysiące "komentaszuf" i jeszcze większą ilość eurogąbek zaśmiecali tę niegdyś zacną stronkę. Uważam, że portal powinien zmienić nazwę na "Nasza-Fotka". Razem z Zuzią zastanawiamy się, po co w odnalezieniu dawnego kumpla z ławki potrzebne jest miliard zdjęć i wirtualne prezenty kupione za realną kasę. Drogi Internauto! Przejrzyj na oczy i zrozum, że możesz mieć tych 700 znajomych, ale czy któryś KUBA I ZUZA z nich odwiedzi Cię w szpitalu?
LIBERTA
wrzesień 2010
11
Na wesoło
Tajemnica owego toaletowego… ŚLEDZTWO W SPRAWIE TAJEMNICZEGO ZNIKNIĘCIA PAPIERU TOALETOWEGO W SZKOLE SIÓSTR URSZULANEK ZOSTAŁO UMORZONE. NIEROZWIĄZANA ZAGADKA JEDNAK NADAL BUDZI LICZNE KONTROWERSJE. CZY SPRAWA Z II SEMESTRU NIESPODZIEWANIE WRÓCI W NOWYM ROKU SZKOLNYM? Wszystko wydarzyło się w męskiej toalecie na początku marca, kiedy to w tajemniczych okolicznościach znikał papier toaletowy. W poniedziałek rano pani sprzątająca zakładała nową rolkę papieru, która już przed południem tego samego dnia znikała. Pustki odnotowano we wszystkich kabinach. Rozpoczęto dochodzenie. Jedna z sióstr podjęła się nawet ogłoszenia sprawy na wtorkowym apelu. Uczniowie wraz z gronem pedagogicznym mieli nadzieję, że złoczyńca przestraszy się i przestanie podkradać papier. Jednak każdego dnia ubywało go coraz więcej. Dochodziło nawet do trzech rolek dziennie! Sprawa szybko nabrała tempa. Wyznaczono nawet nagrodę dla tego, kto wyda złodzieja. Dodatkową zagadką był fakt, że ginął tylko biały, mięciutki papier; szary pozostawał nienaruszony. Jeden z uczniów internatu wpadł na pomysł, żeby zakładać tylko szare rolki papieru toaletowego. Tak też postąpiono. Choć śledztwo umorzono, mieszkanki internatu twierdzą, że wieczorami w męskich toaletach słychać, jak ktoś drze papier na strzępy. Kim jest toaletowy złodziej? Nadal niewiadomo. Policja twierdzi, że wydarzenie w szkole Sióstr Urszulanek pozostanie już tylko higieniczną toaletową tajemnicą.
Inez SIKORSKA
Okiem Krecika Witajcie moi Drogie i Drodzy Urszulańcy! Wiem, wiem, że się trochę stęskniliście za wieściami podziemnymi. Ale sami rozumiecie – wiosna, czas robót polowych, trzeba się było zająć trochę czymś innym. Tym razem nie poMrukamy sobie z moją oponentką, choć dalej odczuwam pewien niedosyt tego dialogu i wydaje mi się, że jeszcze nie wyczerpaliśmy tematu. Bo czyż temat zakupów jest możliwy do wyczerpania? Ale zostawmy to na zaś. Z mojego krecikowego podwórka spieszę wam uprzejmie donieść, że Dyrekcja znowu postukała w drzwi mojej norki, bowiem planowana jest kolejna inwestycja. Jako jedyny taki niezaprzeczalny fachowiec od podziemi w najbliższej okolicy nie dalej niż do jeziora, zostałem poproszony o skonsultowanie potrzeby wybudowania internatu dla zamieszkania nowych duszyczek uczęszczających do szkoły urszulańskiej. Powiem wam, że jak ta budowla powstanie, to będzie to najładniejszy internat w całej okolicy najbliższej gminy Pniewy, a może nawet i sąsiedniej Lwówek. I duży, i całe dwa piętra mieć będzie, i nawet stołówkę z kuchnią jak się patrzy. Wprawdzie uszczupli nieco moje podziemne korytarze, ale myślę, że to dla ogrodu dobrze, bo już podkopywać roślinek na grządkach pod murem więcej nie będę. Prawie końcowe wizualizacje już można będzie wkrótce oglądać na stronie internetowej, gdzie wcale pięknie się zaprezentują. Ostatnio miałem (bo mi lekko szwankowało szlachetne, wypominane przez poetę z Czarnolasu), nieco do czynienia z tak zwaną służbą ozdrowienia. I powiem wam, że wrażenia są tak szokujące, że do tej pory nie mogę się otrzepać. Toż to dopiero trzeba być zdrowym, żeby sobie chorować! Przychodzisz biedaku, z palcem wybitym przez złośliwe stylisko od łopaty, do najbliższego Twojemu miejscu zamieszkania szpitala w celu naprawy jakże ważnej części Twojego ciała, a tam najpierw się pytają, gdzie mieszkasz, a potem ile masz lat. Ja miałem za mało i musiałem jechać do innego szpitala, bo w tym moim, niedaleko od norki, przyjmują tylko po trzydziestce… Ale to nic – chciałem, żeby specjalista wybitny od gardła mi obejrzał migdałki, to się okazało, że owszem, ale za pół roku. To była przychodnia najbliżej norki, taki miły, starszy pan. Ten dużo dalej od norki zapisał mnie na wizytę za dwa tygodnie. Teraz wiem, dlaczego u tego pierwszego dopiero za pół roku – bo on pierwsze pół roku przyjmuje w tej pierwszej przychodni, a w tej drugiej w drugiej połowie roku. No to na te wakacje to by było dosyć. Jeśli oczekiwaliście, że będę Wam życzył tradycyjnie słonecznych i bezchmurnych wakacji, to właśnie się doczekaliście. Wracajcie prędko, bo mi się bez Was ckni niemożebnie. A w nowym roku i sobie poMruczymy, i może łapki sobie poBrudzimy na budowie. Póki co poleruje mój kask żółty do połysku. Trzymajcie się cieplutko!
Wasz Krecik
12
LIBERTA
wrzesień 2010