Robert Popielecki "Transport International Routier"

Page 1

TRANSPORT INTERNATIONAL ROUTIER

- Dawaj, dawaj, wsiadaj szybko, bo tu zakaz jest. O, dobra. Mocniej drzwiami. Jeszcze raz. No! Torbę tu z tyłu możesz rzucić, na wyrko. Na sam Kraków to cię kolego nie zawiozę, bo ja teraz rozumiesz pod Turyn jadę i na Cieszyn, ale tam przed Katowicami na krzyżówce złapię na radio kogoś, to se dalej pojedziesz jak raz. A sie wypizgówa zrobiła jak raz, co nie? Śnieży i śnieży. Też się cieszę właśnie, że na italiańców kurs wziąłem, szesnaście stopni u nich, kolega mi w esemesie napisał. Za ile? A ze dwa dni, może trzy, bo pauzy będę musiał wykręcić. Mam lewe tarczki, Czechy przelecę, ale na Austrii to nie pogadasz sprawdzą tacho i tysiąc euro jak raz. Co ty gadasz, jaki kawał świata? Na Italię to ja mało kiedy kursy mam, tak to żabojady najczęściej, spedytor tam ma układ, czasem do Anglii, ale nie lubię, a w tym Dover zajebanym jak się na prom kolejka zrobi to stoisz i kwiczysz. Zresztą patrz - tu wyjeżdżam, tak, Polska no to Polska, wiadomo. U Niemca wbijam na autobana, tyle go widzę, potem Francja jak raz, też autostradami, byle do zjazdu. A na firmie to co ja zobaczę? Parking, z kwitami do biura, do łazienki jak mają, żeby się jakoś tam obmyć i ryja oskrobać i czekam. Ten kawał świata to czekanie tylko. Ile? A to zależy, kolego. Zależy jak trafisz. Czasem parę godzin, a czasem i na weekend trzeba zostać. Najgorzej, że tam teraz te chuje awizacje mają. Ta moja spedytorka, pojebana, czasem jak te godziny ustawi, to ja nie wiem, jak raz. Na ten przykład - mam być pod Neapolem za dwa dni. A tu jedna pauza, potem druga, czasem się na przejściu zakorkuje. I mam być w magazynie o 17 w piątek. Zanim trafisz, zaparkujesz, do biura idę - 17:45. I chuj wielki. Siedzi taki buc i się drze "Domani, domani!" znaczy jutro. A, znasz włoski, to dobrze. I jeszcze: "che ore, che ore?!". To mu mówię "siabadabada amore" i już wiem, że jak raz do poniedziałku postoję, bo "domani" sobota, a w soboty makarony nie robią. No a co mam robić? Czekam. Klamka od prysznica ujebana, kibel zapchany, za przeproszeniem. Jakiś tam chleb i konserwy zawsze wiozę, ale też na miasto nie wyjdziesz, bo na stróżówce nie puszczą, że niby odpowiedzialności za towar pozostawiony nie biorą. A jak, wiesz, wiozę jakieś AGD czy telewizory, to przecież jak raz - plandeka pocięta, towar ojebany i ja mam płacić?! Za co? W imię czego? To siedzę, waruję. O widzisz, laptoka wiozę, syn mi filmy zgrał jakieś, popatrzę trochę, pośpię. Do poniedziałku zleci. W lecie najgorzej, jak tam mają 35 stopni to w kabinie ze 60. A silnika nie odpalę, żeby klima chodziła, bo szef paliwo z kilometra rozlicza. Czasem jak nas kilku czeka to se pogadamy, grilla zrobimy gdzieś w cieniu naczepy, wypijemy. Z Turkami fajnie, dobre chłopaki są, nawet po polsku mówią trochę, zresztą po rusku też się idzie dogadać. To wtedy i na miasto do marketu można pójść, bo inni przypilnują, zakupy zrobić, coś dla dzieciaków wziąć, pamiątkę jakąś. Poczekaj... - Mobilki, mobilki, na Radomsko czysto jest? - ...kszzz... - Ale kolego z której strony? ...kszzz... Jak się jedzie czy jak się wraca?... kszzz...


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.