Fragment książki „Opowieść o Angelinie Brownie"

Page 1

TĹ‚umaczenie: Helena Skowron


Autobus jest cichy i pusty. Zapada zmrok. Zjeżdżając do zajezdni, Bert nuci wraz z aniołkiem. Czeka na niego kilku kolegów. Chcą się wybrać na piwo. Często chodzą do pubu Pod Kierowcą Auto­busu, żeby ponarzekać na korki, przystanki, pasażerów i pieruńskie dzieciaki. – Nie, dzięki, chłopaki – mówi Bert. – Nie dzisiaj. – Co jest, Bercie? – pyta Sam, jego najlepszy kumpel. – Nic, Samie. Koledzy patrzą za odchodzącym Bertem. – To do niego niepodobne – mówi Sam. – Nikt tak nie lubi narzekać jak on! Bert idzie do domu. Niebo przecinają pomarańczowe i czerwone smugi. Tuż nad horyzontem, tam gdzie jest najciemniej, rozbłysły gwiazdy. Bert przechodzi przez park. Oświetla go wschodzący księżyc. Mężczyzna się waha. Wyjmuje aniołka z kieszeni i stawia sobie na dłoni. Ten potrząsa

17


skrzydłami, które migoczą i lśnią w świetle księżyca. Wygląda idealnie, dokładnie tak, jak powinien wyglądać anioł. – Kim jesteś? – szepcze Bert. Aniołek spogląda na Berta tak, jakby nie miał zielonego pojęcia. Wskazuje na kieszeń na jego piersi i zaczyna mu się wspinać po rękawie. Bert pomaga mu we wspinaczce i przyklepuje kieszonkę, kiedy aniołek wskakuje do środka. Idzie dalej, na ulicę Konduktorską, przechodzi przez furtkę i wchodzi do swojego małego, szeregowego domku pod numerem 15. – Cześć, skarbie! – woła Betty na powitanie. Podchodzi, żeby go pocałować. – Miałeś dobry dzień? – Nie najgorszy – odpowiada Bert. – Znalazłem coś takiego. Wyjmuje aniołka i stawia go na stole obok wazonu z chryzantemami. Aniołek przygląda się im z zadartą głową. – To anioł – mówi Betty.

18


– Wiem. Znalazłem go w kieszeni. – Jak się tam dostał? Bert wzrusza ramionami. Anioł oblizuje paluszki. – Kto go wie? – odpowiada Bert. – Milusi – stwierdza Betty. – Naprawdę? – Jasne. Tylko popatrz. – Chyba masz rację – mówi Bert. – Umie coś robić? – pyta Betty. – Niby co? – Mówić, latać, coś z tych rzeczy? – Nie wiem. Nie znam go zbyt długo. Czasem coś nuci. – Myślisz, że lubi frytki? – Możesz sprawdzić. Wiem, że lubi żelki. – Może usmażę mu też jajko? – Dobra myśl. Betty podchodzi do kuchenki i stawia na niej garnek do frytek. – Myślisz, że powinniśmy komuś o nim powiedzieć? – woła. – Niby komu? – Policji czy komuś takiemu. Może zgłoszono jego zaginięcie.

19


– Sprawdzę w gazecie. – No, może tam coś piszą. Bert siada w fotelu i otwiera gazetę. Piszą tylko o wojnach, bombardowaniach, burzach w Kornwalii, które z roku na rok są coraz silniejsze, i o tym, że brakuje pracy dla młodzieży. Żona premiera kupiła w szmateksie szałową kieckę i mówi, że jeśli ludzie będą trzymać się razem, to stawią czoła wszelkim trudnościom. Żółw przewidział zwycięzcę mundialu. Ale zaginiony anioł? O nim ani mru-mru. Bert wzrusza ramionami. Może później powiedzą coś w telewizji. Spogląda na aniołka. – Wszystko gra? – pyta. Aniołek nie odpowiada. – Czuj się jak u siebie w domu – mówi Bert. Aniołek trzepocze skrzydełkami i siada, opierając się o wazon. – Dobre chłopczysko – mówi Bert. Potem przykrywa twarz gazetą i ucina sobie drzemkę. Aniołek siedzi nieruchomo z głową opartą na kolanach. Zdjęcie żony premiera trzepocze w rytm pochrapywania Berta. Po domu rozchodzi się zapach smażonych frytek. Betty podśpiewuje

20


tango Hernando’s Hideaway. Wspomina czasy, kiedy ona i Bert, młodzi, postrzeleni i zakochani, chodzili ze sobą. Smaży trzy jajka i podgrzewa w rondlu fasolkę po bretońsku. Nakłada wszystko na dwa duże talerze i jeden spodeczek, a potem stawia na stole. Aniołek dostaje jajko, trzy frytki i siedem ziaren fasolki. Jest też chleb, masło oraz dwa rodzaje keczupu – łagodny i ostry. – Bercie – mówi Betty. On przeciera oczy, a gazeta zsuwa mu się z twarzy. Siada przy stole i widzi, że aniołek stoi nad spodeczkiem, wpatrując się w jajko, fasolkę i frytki. Bert kręci głową. – Myślałem, że mi się przyśnił – mówi. – Ale on jest prawdziwy, co nie? – No dalej, smyku – ciepło zachęca Betty. – Wcinaj. Nabiera na widelec trochę fasolki i wkłada do ust. – Właśnie tak – mówi. Podnosi frytkę ze spodeczka i udaje, że frunie ona do buzi aniołka. – Otwórz szeroko! – zachęca. Aniołek tylko się gapi.

21


– Musisz jeść – mówi Betty. – Bercie, powiedz mu. Bert demonstruje, jak się przeżuwa i połyka frytkę. – Musisz jeść – potwierdza. – Tak jak… Waha się. – Ha! Prawie powiedziałem „jak mamusia i tatuś”. Betty chichocze. – Daj spokój – mówi. Zanurza czubek palca w fasolce po bretońsku i podnosi do ust aniołka. – No dalej – szepcze. – Tylko poliż. – Dodaj kapkę sosu – radzi Bert. Betty bierze na palec jeszcze odrobinę keczupu. Podsuwa go aniołkowi. – No spróbuj – zachęca go. – Zrób to dla Betty. Z ust aniołka wysuwa się malutki języczek i liże palec Betty. Ta wzdycha z radości.


– Widzisz? – mówi. – To łatwe! Prawda, że pyszne? A teraz może skosztujesz frytki? W końcu aniołkowi udaje się zjeść pół frytki i cztery fasolki. Próbuje też jajka, ale krzywi się i wypluwa je. – Pewnikiem wolałby żelki – zauważa Bert. Włączają telewizor, żeby obejrzeć wiadomości. Budowa Frajer Marketu w miejsce zlikwidowanej biblioteki. Kolejne bombardowania i strzelaniny na Bliskim Wschodzie, kolejna powódź w Bangladeszu. Piłkarz nie zagra, bo strzyka go w krzyżu. Na koniec krótki materiał o celebrycie, który zjadł paz­ nokieć goryla. O aniele ani słowa. No cóż. Betty opowiada Bertowi, jaki miała wspaniały dzień. Jest kucharką w szkole św. Munga. – Czasami – mówi – dzieciaczki są takie kochane. Bert prycha. – Mam pomysł! – wykrzykuje Betty. – Może chciałby iść do szkoły! Uśmiecha się do aniołka. – Pójdziesz ze mną do szkoły? – pyta. Anioł mruga oczkami. Potem beka. – Pewnikiem nie wie, co to jest szkoła, nie sądzisz? – mówi Bert.

23


– Pewnie nie – zgadza się Betty. – Ale dobrze mu to zrobi, Bercie. Powinien zobaczyć trochę świata. Jak uważasz? Bert się zastanawia. – Może to i racja – stwierdza. – A ty mógłbyś go kiedyś zabrać ze sobą do autobusu. – Ano tak, może bym i mógł. – Dzieciaczki w szkole będą nim zachwycone. Betty sprząta ze stołu. Wygląda przez okno w kuchni. – Jaka piękna noc! – mówi. – Popatrz tylko na te gwiazdy! Aniołek ziewa. – Biedactwo – mówi Betty. – To był męczący dzień, prawda? Chodź, położymy cię do łóżeczka. Wyjmuje z szafki tekturowe pudełko i wykłada je watą. Podnosi aniołka i kładzie w pudełku. On trochę się wierci, żeby wygodnie ułożyć skrzydełka. Betty przykrywa go czystą ściereczką. – Powinniśmy nadać mu imię, Bercie – mówi. – Może Angelino? – proponuje Bert. – Dobra myśl!

24


Bert wyjmuje z kieszeni specjalny flamaster kierowcy autobusu i pisze na boku pudełka:

Spoglądają na niego. On patrzy na nich. Puszcza bąka. – Angelino! – woła Betty. – To przez fasolkę – wyjaśnia Bert. Angelino puszcza kolejnego bąka. – Niedobry Angelino! – mówi Betty. Angelino chichocze. Bert się szczerzy. Betty wyciąga rękę i dotyka malutkiego policzka. – Wyśpij się dobrze. Jutro zabiorę cię do szkoły. – Dobranoc, pchły na noc, maluchu – mówi Bert. Angelino zaczyna cichutko pochrapywać. – Ojej, Bercie – wzdycha Betty. – Mamy naszego własnego aniołka.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.