TĹ‚umaczenie: Helena Skowron
Wszyscy wsiedli, no to jazda. Oto Bert w swoim autobusie. Od dziesięciu długich lat jeździ tym samym autobusem po tej samej trasie. Od dziesięciu lat! Niektórzy z nas jeszcze nawet tyle nie mają! Wcześniejsze dziesięciolecie spędził, jeżdżąc innym autobusem, inną trasą po drugiej stronie miasta. Wiem, że niektórzy marzą o kierowaniu autobusem. Może wy też. Może nawet Bert na początku o tym marzył, dawno temu, w tych odległych dniach, kiedy był młody, pełen zapału i nadziei. Ale teraz już nie. O nie, już nie! Pan Bertram Brown ma tego zajęcia po dziurki w nosie. Też mi sposób na życie! Jedziemy, stajemy, jedziemy, stajemy, jedziemy, stajemy, jedziemy, stajemy. Westchnięcie hamulców, zgrzyt drzwi, pulsowanie silnika. Czerwone światła, korki, objazdy, roboty drogowe, oślepiające słońce, mgła i kałuże, gołoledź i pieruński śnieg. I przystanki! Po co one komu? Ci wszyscy czekający ludzie, te pieruńskie podniesione ręce!
9
Zatrzymaj się, panie kierowco! Wpuść nas do swojego przytulnego autobusu! Pasażerowie! Kto ich wymyślił? Staruszki z tymi swoimi laskami, zaślinieni starcy o drżących dłoniach, głupiutkie mamuśki z rozwrzeszczanymi kilkulatkami i zarzyganymi niemowlakami na rękach. Wózki inwalidzkie i wózki dziecięce, torby na zakupy i pakunki. Pannice ze swoimi chłopakami i chłopaki ze swoimi pannicami, robiący maślane oczy, gruchający i trzymający się za pieruńskie rączki. I te dzieciaki! Dzieciaki! Nawet nie wspominajcie Bertowi o dzieciakach! Kto je wymyślił, u licha? Bezczelne smarkacze! Pan nam odpuści te dziesięć pensów! Pieniążek wleciał mi do studzienki! Wcale nie mam piętnastu lat, tylko osiem! Panie kierowco, kółka się panu kręcą! Pan zatrzyma, bo chcę siusiu! Pan zatrzyma, bo chcę… Dzieciaki! Po co one komu? Cie choroba, znowu przystanek przy szkole św. Munga. Idą te smarkacze. Pojedynczo! Nie pchać się! Siadać! Nie chichrać się! Dość tych pisków! Dość wrzasku! Dzieciaki! Trzeba by je zamknąć i wyrzucić pieruński klucz! Dzieciaki! Zamknąć się! Siadać! Siadać! Na szczęście, już niedługo się to skończy. Bert się starzeje. Patrzcie na niego. Prawie żadnych włosów.
10
Wkrótce przejdzie na emeryturę. Nareszcie wolny! Stary Bert nie będzie musiał już nikogo wozić. Żadnych więcej przystanków! Żadnych pasażerów! Żadnych dzieciaków! Żadnych przeklętych, bezczelnych dzieciaków! Ale chwila! Co jest? Co się dzieje? Bert czuje trzepotanie w piersi! Cały się trzęsie, telepie, dygocze i drży! Kurtka zrobiła się za ciasna. Nie może złapać tchu. W głowie mu się kręci. Serce mu wali. Bum, bum, bum! Bum, bum, bum! To musi być zawał! Bert ma pieruński zawał! Wciska hamulec w podłogę. Autobus tańczy i zatrzymuje się w miejscu, gdzie nie ma żadnego przystanku. – Co się dzieje, Bercie? – krzyczą pasażerowie. – To nie przystanek! Spieszymy się do domu, spieszymy się do pracy! Koła autobusu przestały się kręcić, kręcić, kręcić… „Wezwijcie karetkę!”, chce zawołać Bert, ale nie może wydusić z siebie ani słowa.
A trzepotanie jest coraz szybsze, a serce wali coraz mocniej, a kurtka robi się coraz ciaśniejsza. „To już koniec!” – myśli. Wyłącza silnik. Pasażerowie wrzeszczą, ale on ich nie słyszy. Zapada cisza, piękna, cudowna cisza. „A więc tak wygląda koniec! – myśli Bert. – Żegnaj, miły świecie!” Ale momencik. Tak, w okolicy klatki piersiowej wciąż coś mu wali, trzepocze się i miota. Tak, w głowie wciąż ma mętlik i zamęt. Lecz nic a nic go nie boli. To nie zawał. Na pewno nie. Co za ulga. Uff! Cóż więc to było? Och! Ma coś w kieszonce na piersi. Tam, gdzie trzyma długopisy i rozkłady jazdy. To coś się rusza. Bert sięga i grzebie w kieszeni. Do pioruna! Co to za drobiazg wierci się tam i podskakuje? Wyciąga to. Podnosi. To żyje! Stoi na jego dłoni. Ma skrzydełka i białą szatkę. To na pewno nie… a może jednak? – Co to takiego? Pojawia się dziewczynka w żółtym swetrze i żółtych dżinsach. Stoi obok kabiny kierowcy, pomimo że na tabliczce tuż nad jej głową napisano:
12
ZAKAZUJE SIE˛ ROZMAWIAĆ Z KIEROWCĄ ALBO W INNY SPOSÓB ODWRACAĆ JEGO UWAGĘ – Co to? – pyta. Bert marszczy czoło. – Nic – odpowiada. – Nieprawda. To jest… – Siadać! – krzyczy Bert. Gapi się na to coś stojące na jego dłoni. A to coś gapi się na niego. Tak jest! To pieruński anioł. Wkłada go z powrotem do kieszonki na piersi. – Co się dzieje, panie kierowco? – drze się ktoś z końca autobusu. – Mały problem z silnikiem! – odkrzykuje Bert. – Już po strachu! Z powrotem włącza silnik. – Jak on ma na imię? – pyta dziewczynka. – Kto? – On. Wskazuje palcem na kieszeń, w której ciągle wierci się anioł. – To pański chłopaczek? – dopytuje dziewczynka.
13
– Nie mam żadnego chłopaczka! – prycha Bert. – Ma pan! Tam! W pańskiej kieszeni! – Siadaj albo każę ci opuścić autobus. Dziewczynka siada, ale wciąż gapi się na Berta. Bert czuje na sercu trzepotanie aniołka. Na pierwszym czerwonym świetle zagląda do kieszeni i widzi wlepioną w siebie parę błyszczących oczek. – Zabiorę cię do domu, do Betty – szepcze. – Ona będzie wiedziała, co zrobić. – Rusz się, panie kierowco! – ktoś krzyczy. Zapaliło się zielone światło. Bert rusza. Jedzie, ulica za ulicą, w kierunku zajezdni. Pasażerowie wsiadają i wysiadają. Bert sprzedaje bilety, wydaje resztę. Nie narzeka. Mówi „proszę” i „dziękuję”. – Co się z nim dzisiaj stało? – szepcze jakaś kobieta. – Starzeje się – odpowiada jej znajoma. Stuka się w głowę i puszcza oko. – Padło mu na umysł – dodaje. Zaczynają chichotać. – Biedny, stary Bert – mówią. – To mój przystanek – odzywa się dziewczynka. – No to wysiadaj – odpowiada Bert. – Dam panu żelka – mówi dziewczynka. – Co takiego?
14
– To dla pańskiego chłopczyka. Bert piorunuje ją wzrokiem. Ona się śmieje. Z kieszeni wysuwa się drobna rączka. Dziewczynka wkłada w nią słodycz. Rączka z żelkiem znika. Dziewczynka znowu wybucha śmiechem. – Jest uroczy! – mówi. – Wysiadać! – warczy Bert. Dziewczynka wysiada. Macha na pożegnanie. – Do zobaczenia! – woła. – Nazywam się Nancy Miller. Bert jedzie dalej. W kieszeni zapanował spokój. Rzuca okiem do środka i widzi, że aniołek wylizuje żelka. Wydaje się nucić jakąś melodyjkę. Bert zauważa po chwili, że nuci ją razem z nim. Nareszcie autobus niemal zupełnie opustoszał. Już prawie koniec trasy. Pozostał tylko jeden młody człowiek, koleś w czerni, z czarnym wąsem i w czarnych okularach przeciwsłonecznych.
15
Staje w drzwiach, czekając na przystanek. Bert hamuje. Drzwi się otwierają. – Ostatni przystanek – ogłasza Bert. Koleś się nie rusza. – Koniec linii, brachu – mówi Bert. – Co tam masz? – pyta koleś. Wskazuje na kieszeń Berta. – Nic – odpowiada Bert. – Wysiadaj. Koleś wysiada, ale wciąż się w niego wpatruje, nawet kiedy drzwi się zamykają, a autobus rusza. – Pasażerowie! – mruczy Bert. Odjeżdża. Koleś wyjmuje z kieszeni telefon. Wybiera numer. – To ja, Szefie – mówi. – Właśnie widziałem coś, co może nas zainteresować.