Czytam #3

Page 1


Na otwarcie Przebłyski czyli co w trawie piszczy

4

Nie ma dobrych wujków czyli wywiad z Filipem Onichimowskim

6

Przypadki pewnego niedźwiadka czyli Magdalena Galiczek o przybyszu z Peru

10

Gdzie publikować? Feedbooks

13

Gorsze, bo polskie czyli felieton Jana Koźbiela

16

Minusy wczesnego debiutu czyli felieton Gabriela Augustyna

18

Zasłyszane, podpatrzone Dla kogo Dongi?

21

O religii dla najmłodszych

28

Natasza Socha: ,,Nasza Klasa”

32

Wertowanie Ksiązki dla młodzieży

34

Fantastyka

36

Historia

38

Literatura piękna

40

Powieści obyczajowe

44

Powieści kryminalne

46

Bestsellery!

48

Kalendarium maja

50

Adres redakcji: Wojciech Polak, Magazyn “Czytam”, Pl. Gen. Sikorskiego 2/8, 41-902 Bytom czytam@granice.pl, redakcja@granice.pl, skrempa@granice.pl Wydawca: Redaguje: Wojciech Polak Sławomir Krempa Zespół: Gabriel Augustyn, Magdalena Galiczek, Małgorzata Gołaszewska, Krzysztof Grudnik, Justyna Gul, Anna Kołodziejska, Mariusz Kołodziejski, Damian Kopeć, Stale współpracują: Joanna Janowicz, Jan Koźbiel Niżej Podpisany Projekt graficzny, DTP: Tomasz Baran Reklama: Danuta Bujak, Patrycja Palion,

603 610 667, 666 716 586,

dbujak@granice.pl ppalion@granice.pl

Lubisz to? Klik!


DEBIUT

U K RO


P rz e b ł y

ski

14 maja ukaże się Chmielew ska w s Chmiele w nieda wskiej „ w n osie wł o p o wstałym Byczki w w p o y m d a id wnictwie asnym Powraca orach”. J ak głosi świat Ali K nota o k lin nowa powie cji. Znów stado zap siążce: ść Joann rzyjaźnion y ych osób szaleje w pęta się kuchni. A po cudow stuje jajk gospodyn nym ogró iem na ś i jak zwy dku i kuli kle otwie niadanie, glądać d ra drzwi na wypija nie o lodówk p r zmierzone zed każdy rnie i. Nawet je autent m d il , yc o wieczn o ie głodne ści kawy i zabran częw powiet zną słabość. I ot go Maria ia zarzu. On o wizyta oblizuje ły nka dem nowej pa dam, zżer o żki i wide n r a robaczk s y truprzyn lce, rzuca i ze czy, ostroż się na szy osi obrzydliwość nie chodz stołu i udaje, że zna ję no ii się na win z pewnej ach... Ona wo poznanych wycieczki, podobno umiera z - kamienn m interesuje ie milSwoją drog się tym na iłości do niego. A g dy on nie ą: mimo zn wet pan M wraca anej i jasno uldgaard.. ści kompute wy . rów do Jo anny Chmie rażanej w kolejnych pierwsze w ks lewskiej (w ydawnictw o wydające zajemnej, o iążkach nieufnointernetow Chmielews c z ą www.wy ywiście), K ką, które p dawnictwo lin to podzielenia osiada wła klin.pl Na s się informa s n ą tr o s tr nie tej jest cja ćwierka” sa nawet moż onę ma Chmiele mi na Facebooku czy liwość Twitterze. C wska... iekawe, kie dy „za-

źGo a? wła aicz l” Pa ułow iewi „Ju atyt ick śc ią z ?” ź M wie śc icza ied ić po omo iew ow ab nąd iad ick dp zu. ł z kądi y w ić M , a o ntar cia ej s liśm zab zasu me ch it a iał c ko : tuo kom ow hc iele w ała ma Kt na rom to c o w śmy zmi %^ ę z o p „K ęł ali Br ku$ ta”. ier ieg ną min ysk W rzys e uz em sk a. Ni Pr liń „J

Oświadczenie

Jeden z zaprzyjaźnionych wydawców wysłał ostatnio oświadczen ie na temat tego, których książek nie będzie promował. Uznaliśmy to za do brą praktykę i w związku z tym i m y uroczyście oświadczamy, czego na łamach tego magazynu nie będziemy ni gdy robić. Otóż: nigdy nie będziemy śpiewać.


za

l s i ę repor aureata taż N literac aki. - Klau s Br

Na grod zą Podcz za rep as W ortaż gów ars

ink - Fran k Wes bäumer, „A zaw Ks międz - Jace y 13 iążki, któ skich Ta k Hug terman, „A frykańska g r o rd re o o-Bad rarat” a 16 - Asne odbęd Wśród y im. , z nid dyseja”, z n e m S r , e a „ i j B e R e ą nomin rstad, yszard iała go m po erland - Mish iemie o a z „ c r a n z w D ą k k a G a c i z i m e e n z K i l e go prz enny, ka”, w go prz ych są apuśc y ci Gro - Wojc ińskie : „M eł yd e z go - Tim iech Jagiels cmafia. Z nego”, z no . Czarne; łożyli P. Ocz ożyła J. Czu b B k r ko i S. d (Grup utcher, „Rz i, „Nocni w rodnia nie weskiego Paszk ec, wyd. C p z e a zar i ę r e n k z d t, wyd a a e r ł o g krwi. - Wło . Iskry ne; Podró wcy”, wyd ranic”, z an ożyła I. Zim ; ż do p . nicka, gielsk - Jean ęknię WAB; i w e H g y o d a . t przeło teg zfeld, W -Ricar Wyda żyła M AB; „S d wnicz o serca Afr . Ugnie o Orizio, „ trategia an Jaszcz y a d ki”, z a zimi PWN Z t wska urows ngiels i M. S aginione b ylop”, z fra erz Nowak ); ka, wy kiego , alwa, iałe p n „ c d. WA S p u e rzełoż skiego rce na lemio wyd. Nie po B; ył J. Cz r p n C o r a z j d z a a . e u w r P łożył J ne. ernik, koło p odróż ia się o Rysz . n w G r w zys at isz yd. Ca ardzie poszu rta Bla Kapuś ej liście na kiwan czak, wyd. tanku”, wy cińskim tomia nka i d C u . z z C a a r z p n arne; st . Jakoś omnia e; nas to nazwisko n ych m Artura nie dziw niejsz Domo i. ości”, sławs z włos kiego, kiego autor przeło a głoś żyli J. nej ks iążki

a kanapie n ć a t y z c y im Lub inni. le sami sobie w

go Ekranu”, a e w ro ie p a „P y młodą stronę rorz o ju w m ko n ze ra su o m st ty łu tytu Biedni są nakanapie.pl wali oni do tego o is in rw m se o n e zi w ó ra is a yn nych serw ało starszy i większ ie łn e p Spośród zgłoszo zu y, co zdecydow c śm ją e a ij st m je o i p w l, a k p ie c. ). C LubimyCzyta funkcjonowanie ych biblioteczek ln że a t, tu k ir fa w że ia o n e m rz A o isu? (oba służą do tw kanapie.pl trzeżby nazwa serw a n zy C u k ? d e a ci p k y y rz rd p e w o takim w nie głównej, zaś ę poszukać? ro ch o st tr a i n cj o a sn rm ja fo st in ba takiej l opisane je LubimyCzytac.p miejscu”. A taka kanapa, na której mieszczą się wszystkie książki świata, z pewnością nie ma raczej wysokich zarobków.

Ekran z papieru

W konkursie i plebiscycie „Papierowy Ekran” nie nominowano do tego tytułu żadnego serwisu czy strony internetowej poświęconych e-bookom. Czyżby czcigodni jurorzy kładli większy nacisk na „papierowy” niż na „ekran”? A może po prostu nie lubią e-booków.


Nie ma dobrych wujków Z Filipem Onichimowskim rozmawia Janina Koźbiel

Na podstawie „Człowieka z Palermo” i „Zalanych” stworzyłam sobie Pański obraz. I oto przychodzi moment konfrontacji. Czy Pan się zgadza? Nie mam chyba wyjścia. Wprawdzie kiedy zaczynałem pisać, uważałem, że nie wolno mi mówić o sobie, dopiero teraz, w trzeciej, pisanej właśnie książce częściej wykorzystuję zdarzenia z własnego życia, ale zgadzam się z tezą, że pisarz - niezależnie od sposobu pracy - zawsze coś z siebie w utworze pozostawia. Czasem maskuje się, konstruuje zasłony, ale wybór takich a nie innych zabiegów maskujących też wiele o nim mówi. Pan ma niezwykły słuch na język i intuicję bądź wiedzę psychologiczną. Z wykształcenia jest pan kim? Polonistą? Psychologiem? Politologiem. Skończyłem politologię i uważam, że jest to kierunek, który bardzo poszerza horyzonty, bardzo otwiera, jeśli oczywiście chce się włożyć w studia nieco wysiłku. W Olsztynie? Tak, w Olsztynie. Na tutejszym uniwersytecie, który powstał z trzech istniejących wcześniej uczelni: akademii rolniczej, seminarium duchownego i szkoły pedagogicznej. Ze względu na charakter tych narodzin żartowałem, że najlepsza byłaby nazwa KURP: katolicki uniwersytet rolniczo-pedagogiczny. Ale się nie przyjęła. Jak się żyje w Olsztynie? Ciężko. Mam pracę, jaką mam. Średnio wykorzystuję w niej swoje studia, podobnie jak wszyscy niemal moi koledzy, zwłaszcza ci, którzy skończyli kierunki humanistyczne. Emigracja w „Człowieku z Palermo” to obraz mało zachęcający. Pan to zna z własnego doświadczenia? Raczej z opowieści kolegów – opowieści dramatycznych i barwnych. Napisał Pan książkę, w której są nazwy, ulice, realia namacalne, olsztyńskie. Nie bał się Pan reakcji ziomków? W pierwszej książce miasteczko nie miało nazwy, bo chodziło mi o to, aby nadać opowieści charakter uniwersalny, żeby te historie życiem inspirowane, ale przekształcone tak, aby mówiły w sposób skondensowany, wyrazistszy, brzmiały interesująco dla ucha. I miałem ochotę raczej podkreślić pewne cechy polskiej mentalności, niż pokazać specyfikę Warmii i Mazur. Po ukazaniu się „Zalanych” spotykałem ludzi z południa Polski, ze Śląska, którzy mówili, że to ich miasteczko opisałem,


że takie miasteczka rozsiane są po całej mapie. Jeśli idzie o ostatnią książkę - wszystko się dzieje w Olsztynie. Ale wiadomo, że jest to krzywe zwierciadło, a nie historia z samego życia wzięta. Wierzy Pan w czytanie w pełni świadome, w rozumienie konwencji? Tak. Myślę, że ludzie zdają sobie sprawę, że pisarz ma prawo do kreacji, że wymyśla świat, ustawia tak a nie inaczej różne jego elementy, odnosząc się - owszem - do rzeczywistości, ale nie kopiując jej wiernie. Znam wprawdzie, faktycznie, historie o tym, że pisarza chciano do sądu pozywać albo - za demoralizację - zwolniono z pracy, ale wierzę, że nie będzie to mój przypadek. Mimo że miałem trochę wiedzy, jak wygląda światek przestępczy Olsztyna, starałem się rzecz tak skonstruować, żeby sobie nie nagrabić, dążyłem do stworzenia spójnego, wyrazistego obrazu, który coś powinien uzmysłowić. Podejrzewam, że niejeden pisarz, który chce być czytany, przeżywa dylemat. Oldze Tokarczuk na przykład w pracy nad ostatnią książką towarzyszyło przekonanie, że współczesny czytelnik nie trawi treści podawanych wprost, nie przyjmuje literatury postulatu... To wynika z jej zwierzeń. Wszystko zatem musi być obliczone na tę przekorę, zaprawione ironią? Co Pan o tym sądzi? Cóż, nie mam pewności, że jest tak, jak mówi Olga Tokarczuk, ale nawet jeśli tak jest, to ja nie widzę w tym nic złego. Lubię czytać książki przekorne i ironiczne i sam staram się takie pisać. Zabawa w chowanego pomiędzy autorem i czytelnikiem na kartach takich książek daje sporą frajdę. A jak to było z „Człowiekiem z Palermo”? Na pewno nie zależało mi na napisaniu jakiejś wersji „Chłopaki nie płaczą”. Chodziło mi o to, żeby to była książka poważna, ale trzymająca czytelnika w napięciu. Tak jak i we wcześniejszych moich eksploracjach pisarskich fascynowała mnie mroczna strona natury człowieka i to, jak ona się objawia w życiu, do czego prowadzi, jak kieruje naszymi poczynaniami, jak się objawia w zachowaniu, jak wymusza decyzje i relacje z innymi. Skutkiem jest często drastyczność w opisach, wulgarność - nieprzyjemna, raniąca. Ale rozumiem, że nie dało się ich uniknąć? Nie, bo bez nich nie mówiłbym prawdy... Otóż to! Dla mnie „Człowiek z Palermo” to książka dojrzalsza, pełniejsza niż „Zalani”. Wybiera Pan strategię pisarską jakby z większą świadomością konsekwencji. I tu, i tam jest groteska, ale proporcje między tym, co śmieszne, i tym, co tragiczne, są staranniej wyważone. Ponieważ w „Zalanych”, jak mówiłem, włożyłem wielki wysiłek w skonstruowanie języka opowieści, bo to dla mnie był priorytet, efekt mojej fascynacji sposobem wyrażania się ludzi, to chciałem przede wszystkim z tego zrobić użytek. Eksponowałem np. manieryzmy językowe, które odzwierciedlają ograniczenia, charakterystyczny dla pewnych typów sposób myślenia. Czy jednak jest to tylko śmieszne? Nie powiedziałbym. Ale w „Człowieku z Palermo” jest inaczej. Ponieważ opowieść jest o tym, o czym jest, odpowiedzialność za to, co i jak jest opowiadane, nie może spadać na któregoś z bohaterów. Narrator jest na zewnątrz świata, jest uważnym i świadomym obserwatorem, nie ocenia wprawdzie wprost, ale opowiada tak, że dla czytelnika powinno być jasne, że nie ma w tym świecie bohaterów nieskazitelnych. Ta rzecz jest bardzo istotna, ona stanowi w znacznej mierze o tym, jak przebiega akcja, dlaczego główny bohater osiąga pewne cele. Skazą są obarczone w zasadzie wszystkie postacie, każda z nich ma jakieś słabości, każda ma coś za uszami, wszyscy mają jakieś słabe punkty, każdego można na czymś przyłapać...


Jest postać nieskazitelna: matka! Ach,matkatojestosobaświęta,matkęzostawmy,jejwtoniemieszajmy...Onazresztą-podobniejakPaulina-niemawielkiegowpływunaprzebiegakcji.Stajesięjejofiarą,ważnymkontrapunktem,elementem świata, dzięki któremu możliwe jest pełniejsze przedstawienie dramatu głównego bohatera. Ją miażdży uruchomiony mechanizm. W świecie pełnym ludzkich wad ktoś, kto umie te słabości innych wykrywać i wykorzystywać, może osiągać swoje cele. Ale tym kimś przecież nie jest ona, tylko jej syn. W powieści widać solidarność narratora i świata, o którym on opowiada. On im wiele wybacza. Jest gorycz, ale i rozumienie. Zaryzykuję, że jest w tym coś z Pana myślenia o świecie, Pana stosunku do ludzi. Pisarz chyba nie może - chyba też nie powinien - całkowicie odciąć się od swojego myślenia, zawsze coś z tego pozostawia, przekazuje... Faktycznie, mogę o sobie powiedzieć, że jestem osobą otwartą, staram się rozumieć, wiele wybaczam, akceptuję człowieka w całej rozciągłości, fascynują mnie zarówno postawy heroiczne, jak i wady i słabostki, które się składają na to, jacy jesteśmy i jak działamy. A życie składa się w dużej części z małych świństw, małych wyborów i dylematów, które czasem komuś wydawać się mogą z kosmosu, ale mnie zawsze interesowało, żeby to zrozumieć. Zawsze się zadawałem z bardzo różnymi ludźmi, bywałem w różnych środowiskach, dogadywałem się przeważnie bez problemów. Czy to byli moi koledzy ze studiów, czy tak zwane osiedlowe drechy, czy jakieś szczególne indywidua, zawsze interesowało mnie, aby znaleźć wspólny język, odkryć coś z podobnej wrażliwości, poszukać jakiejś kładki, która pozwoli przedostać się do przestrzeni Innego ponad przepaściami. Staram się wzbogacać przez te wszystkie, czasem bardzo nietypowe, znajomości. W różnych środowiskach, nawet związanych z nielegalną działalnością, spotykałem ludzi, którzy mieli bardzo ciekawe historie do opowiedzenia i swoją ludzką stronę. Posiedzieć z nimi, pogadać, wypić piwo, wymienić informacje, posłuchać to była czysta przyjemność dla mnie, momentami wręcz perwersyjna. Można się świetnie dogadać z człowiekiem po czterech klasach podstawówki, który ma coś w sobie, ma jakąś historię... We fragmentach o mafii jest okrutna przenikliwość, znajomość rzeczy, niektóre diagnozy polsko-włoskiego mafiosa, Runca, aż porażają, zwłaszcza te jego instrukcje. Skąd taka wiedza u Pana? To wyraz mojej fascynacji tym światem, tymi klimatami, popartej wieloletnimi studiami; czytałem po prostu bardzo dużo literatury na ten temat, nad samą książką - korzystając już z wcześniejszej wiedzy - pracowałem ze trzy lata. Oczywiście, nie zależało mi tylko na tym, aby poznać i oddać wiernie zasady działania grupy przestępczej, ale starałem się stworzyć własny świat, stworzyć pewną historię, pewną wizję. Ponieważ opowieść dzieje się w Polsce, czytałem też wiele dokumentów na temat rodzimych grup przestępczych. Aby historia mogła przemówić do czytelnika, aby stała się dla niego prawdopodobna, musiała być oparta na realnych podstawach, to nie mogło być totalnie oderwane od rzeczywistości. A gdyby tak porównać realne podstawy, spojrzeć na polską i włoską rzeczywistość... Czy jako politologa mogę Pana o to porównanie zapytać? Wiele rzeczy było i jest podobnych. Ale nie ukrywajmy, macki włoskiej mafii przenikały zawsze bardzo wysoko, pierwsza zaś generacja polskich gangsterów z początku lat 90. to nie były osoby, które mogłyby się równać z mafiosami włoskimi, nie były to osoby podobnego kalibru. Teraz to się zmienia, mniej się słyszy o robieniu tirów, a więcej o konszachtach z politykami i w tym momencie sytuacja staje się dosyć podobna. To, co różniło zawsze polski i włoski świat przestępczy, to jednak siła wielowiekowej tradycji, familia, istnienie tego rodzaju więzów, których nigdy u nas nie było. W Polsce zawsze była to grupa ludzi nastawiona na pewien egoistyczny cel, zrobienie pieniędzy; elementy


związane z tradycją, z rytuałem u nas nie występowały. Jeśli w polskiej rzeczywistości pojawiały się osoby nawiązujące do tej włoskiej specyfiki, to było to raczej nieudolne naśladownictwo, bliskie nieraz parodii. W Pana książce jest inaczej. Mafia się rodzi w pewnym sensie oddolnie, a sprzyjają temu sąsiedzkie więzi. To nie jest rzeczywistość z przykrego dowcipu o Polakach, którzy nawet w piekle pilnują się nawzajem, aby nikt nie wychylił się z kotła. Zależało mi na tym, aby stworzyć taki polsko-włoski miks, potrzebne były przecież warunki, aby akcja mogła się toczyć w sposób prawdopodobny. Sprzyjały temu też elementy fikcyjnego rytuału. Tak. Szacunek, jakim cieszyli się ojciec i matka bohatera, stroje. Pierścień... Pierścień to też taki szczególny polsko-włoski miks. Ale nie mówmy może, co jest na tym pierścieniu. W „Człowieku z Palermo” udaje się stworzyć nowy ład. Co takim działaniom sprzyja? W pewnym momencie pojawia się człowiek, który powiada: słuchajcie, jest droga do osiągnięcia celów, na których wam zależy - można mieć siłę, a jak się ma siłę, to można mieć wszystko. Paweł Karlicki dyktuje twarde zasady. Podstawowa to trzymamy się razem, działamy na rzecz naszego dobra. Nie mówi o tym, że przy okazji robi pieniądze. Staje się coraz bardziej przekonujący, bo zbyt im doskwierał istniejący wcześniej chaos, dopiero współpracując z nim, poczuli się u siebie. On zaś, realizując mafijną pracę u podstaw, daje ludziom poczucie bezpieczeństwa i pewności, w jakich granicach można się poruszać. To są właśnie owe mertonowskie pożądane cele dla tej społeczności. Paweł operuje różnymi argumentami: takimi, które docierają do starszego pokolenia, a innymi w stosunku do swoich byłych kolegów z podwórka, ale ostatecznie budzi w tych ludziach pewnego rodzaju świadomość, że trzymanie się razem, trzymanie się zasad daje siłę i daje pewne profity, umożliwia osiąganie tego, czego wcześniej nie dawało się osiągać, bo ludzie żyli w zatomizowanych grupach. Tworzy Pan dwa wizerunki: dobrej i złej mafii. Bo przeciwników Karlickiego pokazuje Pan jako skończonych drani. No niby tak, ale starałem się zbudować każdą postać tak, aby pokazać ją też z bliska, przedstawić jej historię, aby nie była jednowymiarowa. Wprawdzie rzeczywiście jest przeciwstawienie gangsterów, którzy świetnie radzą sobie w chaosie i którym chodzi tylko o szmal - i o nic więcej - tym, którym chodzi jednak o coś więcej. Ale to jest w całości świat przestępczy, nie ma w nim dobrych wujków. I w tym przeciwstawieniu dobrej i złej mafii sięga Pan po strategię, którą się posługuje literatura rozrywkowa. Uznaje Pan podział na literaturę wysoką i popularną? Nie. Staram się pisać tak, aby czytelnikowi dawać frajdę, ale by książka nie była pusta, płytka, żeby w niej była podnieta do przemyślenia pewnych rzeczy. Bardzo mi zależy na osiąganiu tego efektu. Sam lubię czytać książki, które trzymają mnie w napięciu. „Paragraf 22” Hellera to przecież niegłupie, a czyta się doskonale. Poza Hellerem ma Pan takich mistrzów? Ostatnio Charles Bukowski. Mroczne i wulgarne! Ale przenikliwe! Ha!


Przypadki pewnego niedźwiadka Magdalena Galiczek

Paddington, niedźwiadek przybyły z mrocznych zakątków Peru, jest postacią kultową, równie dobrze znaną i mocno kochaną przez rzesze czytelników co Kubuś Puchatek. Seria książek o przygodach małego misia od lat zjednuje sobie nowych fanów. Michael Bond właściwie w każdej części cyklu opowieści o przygodach Paddingtona zabiera czytelnika w świat widziany oczami małego, naiwnego i niezwykle pomysłowego niedźwiedzia. Książki bawią i zapewniają wspaniałą rozrywkę bez względu na to, ile razy będzie się do lektury powracać. Historia się rozpoczyna… Historia zaczyna się w Londynie na stacji kolejowej. Państwo Brown spotykają tam, nieopodal Biura Rzeczy Znalezionych, niewielkiego, uroczego niedźwiadka w kapeluszu. Urok misia sprawia, że nie mogą przejść obojętnie obok niedźwiadka, który bez wątpienia wpadł w tarapaty. Brownowie bez wahania zabierają zagubionego niedźwiedzia do swojego rodzinnego domu. Miś Paddington, zadomowiony

u rodziny Brownów, uczestniczy w ich codziennym życiu. Z jednej strony Brownowie starają się zapewnić niedźwiedziowi rozrywkę i zabierają go na przeróżne wycieczki nad rzekę lub do kina. Dzięki temu miś – jak małe, odkrywające świat dziecko – ma szansę poznać i zobaczyć miejsca, których dotychczas nie odwiedził. Jego zachwyt i szczęście sprawiają rodzinie Brownów wiele radości, dając tym samym do zrozumienia, że włożony w przedsięwzięcie wysiłek nie poszedł na marne. Z drugiej natomiast strony Paddington chce nie tylko wykazać się samodzielnością, ale również udowodnić, że – jak mu się wydaje – doskonale potrafi zająć się domem. Jest jednak bardzo młodym niedźwiedziem, brak mu doświadczenia, przez co bardzo łatwo popada w tarapaty. Na przykład gdy pod nieobecność gospodyni domowej chce zająć się praniem, całe przedsięwzięcie kończy się małą katastrofą. Podczas choroby państwa Brownów próbuje ugotować wielodaniowy obiad. Gdyby jednak nie szybka interwencja jego przyjaciela, pana Grubera, kuchnia przy ulicy Winsdor Gardens 32 zamieniłaby się w istne pogorzelisko. Innym znów razem, pewnego lata państwo Brown postanawiają spędzić wakacje we Francji. Paddingtonowi zostaje przydzielone zadanie przygotowania marszruty; do czego miś przystępuje z wielkim entuzjazmem. Kłopotów i niespodziewanych sytuacji, jakie wynikną podczas podróży, czytelnicy mogą się tylko domyślać. Ich przewidywania z pewnością się spełnią – podwarunkiem jednak, że poznali już wcześniej Paddingtona. Gdy nadchodzi sroga zima, główny bohater musi zmierzyć się z problemem zamarzniętej wody w rurach, nieco później oczyści zabrudzone beczki w fabryce, a wiosną zrobi generalne porządki i zmierzy się z brudnym kominem. Ponadto niedźwiadek dołączy do drużyny ważnego meczu krykieta, wyruszy na tajemniczą przejażdżkę i wybierze się nad morze. A wszystko to uczyni z charakterystycznymi dla siebie wdziękiem, pomysłowością i… całkowitą nieporadnością. Jeszcze o Paddingtonie Tworząc postać pociesznego i niezwykle pomysłowego niedźwiadka, Michael Bond zapewnił sobie popularność i zachwyt milionów czytelników na całym świecie. Chyba nic tak dobrze nie poprawia humoru, jak opis zaradności i umiejętności radzenia sobie w każdej sytuacji, jakimi cechuje się Padding-


ton. Zabawnie prowadzona narracja oraz perfekcyjnie stworzone osobowości bohaterów sprawiają, że opowieści o Misiu Paddingtonie są ponadczasowe. Momentami czytelnik może zapomnieć o tym, że tak naprawdę zagłębia się w opowieść o przygodach niedźwiadka, a nie małego, ciekawego świata dziecka. Miś reprezentuje zatem odkrywające świat dziecko, które przez swoją ciekawość nieraz pakuje się w kłopoty. Jednak Paddingtonowi jest z tarapatami do twarzy. Bez nich nie wzbudzałby tak wielkiego zainteresowania, nie sprawiłby, że opowieści o nim cieszą się tak ogromną popularnością. Miś chętnie mierzy się nawet z najtrudniejszymi wyzwaniami, jednak bardzo często nie potrafi przewidzieć konsekwencji swoich czynów. Jest bystry, inteligentny, ale czasami kojarzenie faktów przychodzi mu z ogromną trudnością. Na przykład, próbując podważyć beczkę stojącą u podstawy wielkiej piramidy, gdy słyszy niebezpieczne grzmoty, zamiast spróbować podejść do problemu w inny sposób, przyspiesza tylko pracę, by… zdążyć przed burzą.Paddington tak bardzo przypomina swoim zachowaniem człowieka, że gdyby nie uwagi na temat jego grubych łapek czy brudnych od marmolady wąsów, czytelnik nie zwróciłby uwagi na to, że tak naprawdę nasz bohater jest niedźwiedziem.

na Brownów wraz z niezwykle praktyczną gosposią, panią Bird. Brownowie dzielnie znoszą pomysły Paddingtona, a kiedy wydaje się, że w końcu stracili do niego cierpliwość, okazuje się, że tak naprawdę nie potrafią bez niego żyć. Rodzina, jej „problemy” i radości są w książkach Bonda najważniejsze. Autor w doskonały sposób ukazuje małym czytelnikom, dlaczego tak ważna jest w życiu każdego człowieka kochająca, serdeczna rodzina. Nie brakuje w tych książkach także bohaterów pragnących wykorzystać naiwność niedźwiedzia. Jednak ich spryt zazwyczaj przegrywa z tendencją do nieumyślnego niszczenia wielu przedmiotów przez Paddingtona. Na szczęście niedźwiadkowi udaje się z pomocą przyjaciół wyjść cało z każdej opresji. Paddington starannie zapisuje w pamiętniku wszystkie swoje przygody, a nabyte doświadczenia wykorzystuje w kolejnych przygodach. Kwestia stylu

Styl, z jakim czytelnicy zetkną się w książce Michaela Bonda, jest niezwykle zabawny, wiele tu błyskotliwych dialogów. Naiwność i łatwowierność Paddingtona szczególnie widoczne są w następujących po sobie wywołanych przez niedźwiedzia kłopotach. Sytuacje, w jakich miś niefortunnie się znajduje, bywają Bohaterowie drugiego planu przekomiczne i wywołują u czytelnika salwy śmiechu. Wiele z opowieści wyciśnie czytelnikom z oczu łzy raPostaci drugoplanowe to ludzie życzliwi, zaprzy- dości – nie będzie to jednak śmiech rubaszny, pryjaźnieni z Paddingtonem, zwykle udzielający mu mitywny, lecz inteligentny dowcip i humor sytuacyjdobrych rad. Smaczku dodaje powieściom rodzi- ny na najwyższym poziomie. Przyczyną zabawnych


sytuacji niemal zawsze jest tytułowy bohater. Kiedy Paddington zjawia się w jakimś miejscu, od razu wiadomo, że będą kłopoty. A jednak jego pomysłowość – i pomysłowość autora – niejednokrotnie czytelników zaskoczą. Na początku wielu scen szybko orientujemy się, że sytuacja zmierza ku przezabawnemu zakończeniu, a jednak zwykle Michael Bond potrafi nas zaskoczyć ostatecznym rozwiązaniem sytuacji. Paddington dla początkujących Obok serii książek poświęconych przygodom Paddingtona, małego niedźwiadka z Peru, które z przyjemnością czytają nieco starsze dzieci i dorośli, ukazuje się również bogato i barwnie ilustrowana seria dla najmłodszych czytelników. W każdej z książek z serii opisywana jest jedna przygoda małego niedźwiadka. „Paddington. Historia pewnego niedźwiadka z Peru” to opowieść o początkach przyjaźni małego misia z rodziną Brownów, „Paddington w ogrodzie” to opisogrodniczych perypetii tytułowego bohatera, a „Paddington i świąteczna niespodzianka” – jaknietrudno się domyślić – stanowibożonarodzeniową opowiastkę. Wielką zaletą publikacji jest wymiar dydaktyczny. Z jednej strony Bond usiłuje pokazać najmłodszym czytelnikom, że w dążeniu do celu potrzeba wiele wytrwałości, a pomóc nam w tym mogą zarówno bliscy, rodzice czy przyjaciele, jak i niektórzy nieznajomi. Autor podkreśla też, że w poszukiwaniu wiedzy warto sięgnąć do książek, która warte są każdej ceny. Ponadto Bond udowadnia, że bardzo często nie potrafimy dostrzec uroków codzienności,

często – zwyczajnych przyjemności. Specjalna seria książek dostosowana jest do potrzeb najmłodszych czytelników. Jej język jest bardzo prosty, a jednak nie tracą one prawie nic ze swego uroku czy charakteru. Barwne ilustracje, zajmujące często całe strony, stanowią ponad połowę objętości książki – można wręcz stwierdzić, że to ilustracje przeplatane są tekstem, nie zaś – odwrotnie. Wiele z nich jest w dodatku bardzo zabawnych i to właśnie poczucie humoru sprawia, że książka ta jest na pewno interesująca dla najmłodszych czytelników, ale i dorosły przeczyta ją z przyjemnością.Piękne, barwne rysunki bardzo szczegółowo ukazują wydarzenia rozgrywające się w książce. Oddają też wspaniale emocje głównego bohatera. Są zabawne, miejscami nawet wywołują więcej śmiechu niż tekst Michaela Bonda. Mogą także rozwijać dziecięcą wyobraźnię i umiejętność opowiadania – aż proszą się bowiem o to, by dziecko opowiadało na ich podstawie własną wersję tej historii. Niekończąca się historia? Co można ze stuprocentową pewnością powiedzieć o książkach Michaela Bonda? Z pewnością to, że nigdy się nie nudzą. Posiadają ten niezwykły walor, który sprawia, że czytelnik z przyjemnością powraca do przygód niezdarnego niedźwiedzia, za każdym razem odnajdując w nich coś nowego. Raz poznany, Paddington nigdy się nie nudzi. A zauroczeni przygodami naiwnego niedźwiadka czytelnicy – nigdy z tych książek nie wyrastają.


Gdzie publikować? Feedbooks

w Kindle) oraz formaty dostosowane do innych czytników, jak iLiad czy Sony Reader. Jeśli opublikujesz książkę w Feedbooks, to nie dość, że będzie ona dostępna po wsze czaNiżej Podpisany sy (no, chyba, że wcześniej ją skasujesz), to jeszcze w nowoczesnych formatach. To jest W moim przypadku Feedbooks był pierw- przewaga Feedbooks nad np. Scribd – formaty, szym serwisem, na jaki natrafiłem w Inter- które wkrótce zastąpią wysłużonego pdf-a. necie, dającym możliwość publikowania książek przez użytkowników. Pisałem o nim Książki – publikowanie: na blogu już bardzo wiele razy, postaram się jednak swoje spostrzeżenia zebrać i do- Swoją książkę możesz wprowadzać samokonać rzetelnego podsumowania. dzielnie, jako użytkownik, na licencji CreatiFeedbooks to miejsce idealne dla twórcy literatury pięknej. Główna część zasobów to książki dostępne w domenie publicznej, same wielkie nazwiska literatury światowej. W zbiorach znajduje się ponad 30 tysięcy tytułów. Są również książki pisane przez współczesnych pisarzy i przez nich w Feedbooks umieszczane, także książki po polsku. Sam gorąco namawiam do ich publikowania. Podstawową zaletą Feedbooks jest nastawienie na czytelnika mobilnego, korzystającego z małego Internetu i/lub czytającego książki na urządzeniach mobilnych. Tak jak trudno sobie wyobrazić czytanie Dostojewskiego na ekranie komputera przy biurku, tak zupełnie inaczej jest w przypadku urządzeń, z którymi można wygodnie położyć się na sofie (czytnik, smartfon). Literatura piękna ma szansę na wielki powrót, gdy tylko rynek książki mobilnej stanie się wystarczająco popularny Książki – forma: Feedbooks to jeden z pierwszych serwisów na świecie, które umożliwiają ściąganie książek w nowoczesnych, otwartych formatach, łatwo dostosowujących treść do małych ekranów. Głównie chodzi mi o ePub (europejski), ale również mobipocket (amerykański, czyli pozwalający na czytanie książek

ve Commons, przez dobrze przygotowany interfejs. Treść wprowadza się nie za pomocą wgrania pliku na serwer, ale przez polecenie kopiuj-wklej. Podstawową wadą jest więc czasochłonność, ale z kolei efekt wart jest pracy. Dlaczego? Dlatego, że formaty otwarte różnie działają w zależności od sposobu ich przygotowania (czytaj: dosyć często pojawiają się błędy w formatowaniu, nie ma nawigacji, itd.). W Feedbooks wpisuje się treść na rożnych poziomach (część, dział, rozdział, sekcja, tekst), co daje pewność pełnej nawigacji ze spisu treści. Fakt, że ma proces wprowadzania treści jest dosyć rygorystyczny powoduje, że w książkach z tego serwisu występuje najmniej niespodzianek z formatowaniem. Pojemność pamięci 997,2 GB. Ciągle na chodzie, mimo oznak łysienia na płycie głównej. Internetoholik. Uzależnienie pogłębia się mimo 17 zabiegów resetu głównego i codziennych ćwiczeń z restartu metodą B. Gatesa. Od 12 lat poszukuje dyskietki, na której zapisał (lub przynajmniej tak mu się zdawało) swój pierwszy białawy e-wiersz Czas się zawiesić, będący egzystencjalną wędrówką po ciemnych, wilgotnych zakamarkach DOS-u. Miłośnik serwisów aspołecznościowych, żab człekokształtnych, polowań z nagonką na zabłąkane trojany i internetowych winiarni z dostawą po kablu. Nakłada skarpetki w technologii dwuprocesorowej, a w wolnych chwilach pisze opowiadania. Blog prowadzi pod adresem: www.nizejpodpisany.com


Możliwość sprzedaży:

W przeciwieństwie do Wattpad czy Scribd, strona jest prawie wolna od przypadków piractwa, czemu służy moderowanie książek wprowadzanych przez użytkowników do katalogu publicznego. Publikuje tu za darmo sam Paulo Coelho. I chyba nie bez powodu.

Jeżeli chodzi o Feedbooks, to wszystkie książki są do ściągnięcia za darmo, również te opublikowane zgodnie z CC przez użytkowników. Nie ma co liczyć na ewolucję modelu funkcjonowania tego serwisu, np. w kierunku Smashwords. Strona jest finansowana z francuskich środków Bilans: państwowych, ma wspierać czytelnictwo książki w jej nowych formach i jako taka pozostanie + źródło książek z literatury pięknej (zasoby całkowicie niekomercyjna. Project Gutenberg, książki w domenie publicznej wprowadzane przez użytkowników, książki własne użytkowników Podsumowanie: Feedbooks można rozważać ze względów prestiżowych. Darmowy fragment książki, jedno darmowe opowiadanie, darmowy zbiór wierszy umieszczone w tym serwisie – zwłaszcza takie, które cieszą się popularnością (mierzoną liczbą ściągnięć) – możespowodować wzrost zainteresowania autorem i jego innymi publikacjami, również tymi płatnymi.

+ przejrzystość serwisu, precyzyjne wyniki wyszukiwania + wersja serwisu na przeglądarki mobilne, obecność w katalogach aplikacji mobilnych + licznik pobrań, ulubione, listy - wprowadzanie książki krok po kroku - niska atrakcyjność społecznościowa


Chcę przeczytać!


Gorsze, bo polskie Jan Koźbiel

Kiedy dawno temu – był rok 1994 – zatrudniałem się w jednym z pierwszych prywatnych polskich wydawnictw, zaraz na początku zetknąłem się z czymś, co mnie zdziwiło i niemile zaskoczyło.

Mój ówczesny pracodawca wydał więc w owym roku – słusznie, rozumnie i ekonomicznie – trzydzieści trzy tytuły obce i dziewięć polskich; z tych drugich sześć to były książeczki kulinarne, dwie podróżnicze (w tym wznowienie tekstu wydanego trzydzieści lat wcześniej) i jeden komiks. Już wtedy „kultowy”. Dużo – aż strach wyliczać co – od tamtego czasu się zmieniło. Prawie nie sposób znaleźć dziś chodnikowego handlarza książkami. I wcale nie trzeba nigdzie chodzić i podglądać kupujących, wystarczy kliknąć parę razy: Google, Empik, książki, TOP. Lista marzeń autorów, westchnień wydawców i dystrybutorów. Czarno na białym zapisane preferencje polskich czytelników. Tu, niestety, jakby nic się nie zmieniło. Na liście dziesięciu tytułów jeden polski: „Kapuściński non-fiction” Artura Domosławskiego. Trzecie miejsce. Przed nim Dan Brown, „Zaginiony symbol”, miejsce pierwsze. Na drugim Dukan, „Nie potrafię schudnąć”. Za nim Clare, King, znów Dukan – tym razem nie potrafi schudnąć na 350 sposobów. Trzy miejsca zajęte przez trylogię Larssona. Skąd oni tam za granicą wiedzą lepiej od polskich pisarzy co lubi i czego potrzebuje polski czytelnik?

Krzątaliśmy się otóż bardzo, niezbyt jeszcze wtedy licznym zespołem, przy autorach większych i mniejszych, czasem wręcz niewielkich, ale nieodmiennie… obcych, przychodzące zaś od czasu do czasu polskie maszynopisy po sprawdzeniu, że nie noblista jest autorem, nieodwołalnie lądowały na raczej trudno dostępnych półkach gdzieś w kątku. Że mnie to trochę uwierało – nie z powodu wzniosłych uczuć w rodzaju patriotyzmu wcale, prędzej ze zwyczajnego dyskomfortu, (no bo jak? polskie wydawnictwo przecież!) – nagabnąłem szefostwo o czyściec półkowy. Jak chcesz, to czytaj, może coś znajdziesz, usłyszałem, ale właściwie to szkoda czasu; kto to kupi? Polskie książki nie idą. Ludzie wolą tłumaczone. Skądś najwyraźniej wiedzą. A skoro oni tam wiedzą, to i polscy pisarze w końcu się dowiedzą. Bo polscy Prawda to była wydawcy, ci bystrzejsi przynajmniej, już wiedzą. Jeden – z tych dużych – kiedyśmy się zgadali o polskiej Wystarczyło pójść do księgarni i postać trochę nieda- prozie, powiedział mi bez szczególnych emocji, jak leko kasy, żeby się przekonać, że szefostwo ma rację rzecz banalną i oczywistą: – Ale my już polskiej prozy (jak powszechnie wiadomo, ma rację zawsze): ludzie raczej nie będziemy wydawać. Wcale. zdecydowanie woleli tłumaczone. Zresztą, można było i nie wchodzić, wystarczyło popatrzeć na stoliki À propos – może nie całkiem (ale może też nie chodnikowych handlarzy, ci przecież nie dźwigaliby tak całkiem nie całkiem) – Marek Nowakowski, na plecach niechodliwego towaru – ludzie bardzo pisarz mocno polski, 2 kwietnia skończył 75 lat. zdecydowanie woleli tłumaczone. Chcieli tego, czego Piękny wiek. I piękny, i ważny pisarski dorobek. im przez pół wieku skąpiono albo i całkiem zakazy- A dziwnie jakoś, niesprawiedliwie cicho wokół tego wano. Harlequinów i Ludlumów chcieli. jubileuszu. Zapewne z powodu ważniejszych wydarzeń.

Jan Koźbiel (1955), z wykształcenia historyk sztuki (UW), od 1990 roku w redakcji „Obiegu”, wcześniej etatowy recenzent „Świata książki” (1988-89), jeszcze wcześniej kustosz Muzeum Karykatury (1980-88). Od piętnastu lat (czternaście na etacie) przy książkach – jako redaktor lektor, redaktor łowca talentów, redaktor akuszer, redaktor kierownik redakcji w dużym wydawnictwie, ale zawsze i przede wszystkim redaktor redaktor. Prowadzi Wydawnictwo JanKa.


...jest w tej opowieści kilka mrocznych myśli, które poruszają silnie... Jarosław Czechowicz


Minusy wczesnego debiutu GABRIEL AUGUSTYN

Coraz więcej osób chciałoby się w życiu zajmować literaturą. Wystarczy spojrzeć na popularne portale, aby zobaczyć ogrom piszących, poznać ich aspiracje i prezentowany poziom. Rodzime wydawnictwa czerpią więc pełnymi garściami, publikują coraz więcej opowieści nieznanych pisarzy, licząc (poprzez zapchanie deficytu) na sukces komercyjny. Żyjemy wobec tego w czasach książkowego dobrobytu, ale czy w parze z ilością idzie też jakość? Czy szybki debiut nie jest dla autora zgubny? Ewolucja Kilka lat temu, kierowany bliżej nieznaną motywacją, próbowałem określić cztery etapy, obrazujące dojrzewanie pisarza i jego otwartość. Pod pojęciem otwartości rozumiem gotowość na pokazywanie swoich prac najpierw najbliższemu otoczeniu, następnie każdemu, kto tylko wykaże chęć spojrzenia. Pierwszy etap nazwałem „Nieśmiałością”. Następny określiłem jako „Ekshibicjonizm”, który wywodzi się z narastającej pustki (związanej z brakiem rzetelnej oce-

ny tworzonych tekstów) uciskającej ośrodki motywacyjne, zakrywającej z czasem braki w odwadze. W tym momencie pojawiają się pierwsze komentarze i po nich powinno przejść się w stan „Zawieszenia”, nazwany inaczej „Spowolnieniem”. Wówczas poświęca się kreacjonizm względem wyrównywania braków warsztatowych, nabywa się ogłady i sprawności na tyle dużej, że pozwalają one w końcu pisać rzeczy dojrzałe i względnie dobre. Przychodzi nareszcie etap finalny, który określiłem po prostu „Pisarz” (dotarcie do niego nie jest równoznaczne z zakończeniem rozwoju). Oczywiście to podział teoretyczny i oględny (można by wskazać co najmniej kilka/kilkanaście rozgałęzień w procesie), nie mówiąc już o tym, że nie uwzględnia wyjątków w postaci jednostek genialnych bądź beznadziejnie grafomańskich. Niemniej, jego zadaniem nie miało być przybliżanie komukolwiek etapów rozwoju pisarza, a zwykłe zwrócenie uwagi na to, że każdy twórca powinien przebyć pewną drogę od czasu napisania pierwszego tekstu do momentu publikacji. Jaka jest motywacja ku temu? Dlaczego wygrzebałem z zakamarków umysłu te spekulacje? Z jednego powodu: patrząc na kwitnący rynek wydawniczy w Polsce, zaczynam dostrzegać, że zbyt często przyśpiesza się ten szczególny rodzaj ewolucji.

Niespełniony pisarzyna, student PAM, w przyszłości preparat do nauki anatomii prawidłowej. Blog prowadzi pod adresem: http://gyero-saski.blog.granice.pl


(D)efekty Zalewa się u nas czytelników zbiorami opowiadań lub powieściami młodych (niedoświadczonych) pisarzy. Gdy patrzę na kalendarz wydawniczy Fabryki Słów, Red Horse’a, Powergraphu, coraz częściej łapię się na tym, że nie mam pojęcia, kim jest dany autor lub autorka. Nie słyszałem ich nazwiska wcześniej, nie widziałem jako twórców tekstów w rozpoznawalnych czasopismach lub portalach internetowych. Można powiedzieć: ludzie-cienie. Nie miałbym nic przeciwko temu, ponieważ nadmiar i rozwój rynku nie są niczym złym, ale istnieje pewien mankament, który nie pozwala się z tego cieszyć – jakość. Rozumiem, że zdarza się wydawnictwu wydać „gniot”, że zdarza się pisarzowi takowy napisać, ale gdy sięga się po książkę entego debiutanta i ponownie ma się do czynienia ze złą literaturą, człowiek zaczyna się zastanawiać, dlaczego, a odpowiedź wynika z zakłóceń w przytoczonym na początku procesie. Rynek się jeszcze nie nasycił, wciąż mamy głód nowości i ciągle chcemy więcej. Z tego powodu wydawnictwa, chcąc sprostać oczekiwaniom ilościowym, sięgają po pisarzy dopiero co raczkujących. Owszem, po takich, którzy wybijają się na tle pozostałych, ale jeszcze nie na tyle rozwiniętych, że mogą z powodzeniem zaistnieć w kulturze masowej. Bierze się więc młodego twórcę, będącego zazwyczaj na etapie „Ekshibicjonizmu”, umieszcza się jego opowiadanie w antologii, zbiorze, a w końcu – pozwala wydać powieść. Wszystko w imię zaspokojenia czytelników, nie licząc się z tym, że przez takie postępowanie większość pisarzy zabłyśnie raz (niekoniecznie intensywnie) i zgaśnie. Narzekanie Jestem przeciwnikiem zakłócania procesu pisarskiej ewolucji, a jednocześnie zwolennikiem powolnej, żmudnej pracy na sobą. Z żalem czytam książki młodych twórców, którzy gubią się w pomysłach, ideach, eksponują mankamenty

stylistyczne i koncepcyjne. Mam wtedy ochotę krzyknąć „dość!”, zatrzymać się, rzucić tekst w kąt i złapać się za głowę. Przecież tym debiutantom – jako potencjalnie zdolnym jednostkom – robi się krzywdę, wyrywając ich z inkubatora. Oni sami tego nie widzą, własne braki przysłania szczęście z powodu publikacji, ale chyba gdzieś w środku czują, że coś jest nie tak, a jeśli nawet nie, odczuwam to ja oraz pozostali czytelnicy. Niestety, frajda płynąca z lektury niedopracowanych utworów, z sypiącą się logiką i wpadkami językowymi, jest żadna. Dobrym przykładem może być niedawno przeczytany przeze mnie zbiór opowiadań „Nawiedziny”. Większość autorów to ludzie młodzi, zarówno wiekowo, jak i stażem, co widać niemal na każdym kroku. Spośród trzynastu opowiadań tylko jedno zasługuje na miano udanego, dwa są niezłe, a reszta – poniżej krytyki. Zdarza się, że opowieść ratuje przyzwoity styl, ale co z tego, skoro rozmywa się on w gąszczu innych mankamentów – z durnotą na czele. Za jednym zamachem załatwiono kilkunastu twórców, którzy w przyszłości, po rzetelnym przejściu wszystkich etapów, mogliby pokazać coś więcej niż niedostatki warsztatu. Apel Po przeanalizowaniu ewolucji przyszłego pisarza oraz sytuacji na polskim rynku, doszedłem do wniosku, że należy słać petycje do wydawnictw. Trzeba zawrzeć w nich prośbę o pozostawienie dojrzewającego twórcy w spokoju, aby mógł on popracować nad każdym aspektem pisarskości, dopracowując ją do akceptowalnych przez czytelnika i wydawcę norm. Niech się jeden z drugim pomęczy, nich śle opowiadania do czasopism, niech publikuje w znanych portalach, a tym samym – niech słucha rad osób dojrzalszych, doświadczonych. Dzięki temu przyszły czytelnik uniknie rozczarowania, wydawnictwo – braku zainteresowania książkami, a pisarz – ryzyka szybkiego zniknięcia.


Zasłyszane, podpatrzone...


Dla kogo Dongi? Poznaliśmy już nominowanych w konkursie „Nagroda DONGA”, organizowanym przez polską sekcję IBBY. A 18 maja 2010 o godzinie 17.00 w Sali Konferencyjnej Biblioteki Głównej m.st. Warszawy odbędzie była się uroczystość ogłoszenia ostatecznych p r z e z wyników. lata logo Fundacji, oraz dyploSolidne tradycje my honorowe. Niezależnie od siebie pracuKonkurs ten zainicjowała, prowadząc go przez ją dwa zespoły jurorów: lat kilkanaście pod nazwą „Dziecięcy Bestsel- jeden złożony z profesjoler Roku”, Fundacja „Świat Dziecka”. Dwa lata nalistów (pisarzy, krytytemu konkurs przejęło Stowarzyszenie Przyja- ków, redaktorów, grafików ciół Książki dla Młodych – Polska Sekcja IBBY, za- i poligrafów), drugi z dzieci - adresatów chowując dotychczasowe ustalenia założycieli książek. Główną nagrodą jury profesjonalnego fundacji, regulamin i skład jury. jest Duży Dong, jury dziecięcego - Mały Dong. Statuetki Dongów - według projektu graficzW konkursie tym nagradzani są wydawcy, nego Bohdana Butenki, wykonano w tym roku a nie autorzy tekstu bądź ilustracji. Brane są pod w pracowni plastycznej DK Rakowiec, prowauwagę tylko propozycje nadesłane przez wydaw- dzonej przez Katarzynę Arabudzką. ców zainteresowanych oceną swoich publikacji, a nie całość oferty wydawniczej polskiego ryn- Staranność i równa forma ku. Nagrodami są statuetki Donga, postaci literackiej wykreowanej przez Edwarda Leara, która Celem konkursu jest promocja najbardziej wartościowych książek dla dzieci, ukazujących się na polskim rynku. Jury bierze pod uwagę zarówno literaturę polską, jak i przekłady, oceniając nie tylko ich walory literackie, plastyczne i merytoryczne, ale również staranność wydania. - Wśród nominacji zwraca uwagę fakt, ile wspaniałych książek powstaje w niewielkich, rodzinnych wydawnictwach, jak umacnia się pozycja zeszłorocznych debiutantów, czyli BAJKI i CZERWONEGO KONIKA, jak wspaniale trzymają formę DWIE SIOSTRY oraz ZNAK – podsumowywała pierwszy etap konkursu Maria Kulik. - Po raz pierwszy w konkursie pojawiają się PAPILON i ŁOŚGRAF, a jury dziecięce pasjonuje się historią i fantastyką.


Nominowani do Dużego Donga Tu prym wiodą wydawnictwa Bajka oraz Czerwony Konik. Spośród nowości wydawniczych Bajki jurorzy postanowili wyróżnić książkę „Julka Kulka, Fioletka i ja” oraz „Zielony i Nikt”. Czerwony Konik walczy o najwyższe laury z dwiema książkami – „Mrówka wychodzi za mąż” oraz z „Podręcznym NIEporadnikiem profesora Kurzawki i adiunkta Kwasa”, który w zeszłym roku został bardzo wysoko oceniony przez krytyków i przez czytelników. Wśród nominowanych znalazły się także „Wielka księga siusiaków” Czarnej Owcy oraz „Bromby i Fikandra wieczór autorski” Macieja Wojtyszki opublikowany nakładem Ezopa. Prócz nich jurorzy polecają książkę „Uniwersytet dziecięcy wyjaśnia tajemnice kosmosu” (Dwie Siostry) oraz „Płaszcz Józefa” (Format). Na koniec dwóch klasyków – zachwycający jak zwykle Leszek Kołakowski, który o sprawach najważniejszych potrafi opowiadać zarówno dorosłym, jak i ich pociechom, a którego „Debata filozoficzna Królika z Dudkiem o Sprawiedliwości” uzyskała nominację oraz Renee Gościnny i „Nieznane przygody Mikołajka”. Małe Dongi trafić mogą do… Nie jest zaskoczeniem, że jury dorosłe i dziecięce bardzo często zgadzają się ze sobą jeśli chodzi o wybór zdobywców najwyższych laurów. Jeśli chodzi o tytuły nomi-

nowane są jednak pewne różnice. Owszem, dzieci nie zapomniały o „Młotku. Podręcznym nieporadniku…”, wśród nominowanych nie zabrakło także „Nieznanych przygód Mikołajka” i książki „Uniwersytet dziecięcy wyjaśnia tajemnice kosmosu”, ale kolejne tytuły dla jury dorosłego mogły stanowić pewne zaskoczenie. Zdaniem dzieci, wśród nominowanych do nagrody Małego Donga nie mogło zabraknąć autorki bestsellerowych książek dla młodych czytelników – Ewy Nowak i jej „Bardzo białej wrony”. Wysoko oceniono „Pamiętnik warszawskiego chłopaka” (Łośgraf) i „Lona Niedyna” Mieville’a. Wydawnictwo Papilon zadebiutowało w konkursie z „Poradnikiem małego skauta” i ten wybór również okazał się trafiony. Nas jednak szczególnie cieszą sukcesy książek wysoko ocenionych w konkursach wortalu Granice.pl i magazynu „Czytam”. Jury dziecięce podjęło bowiem decyzję o przyznaniu nominacji znakomitej książce Łukasza Wierzbickiego „Dziadek i niedźwiadek”, która zwyciężyła w naszym konkursie na „Najlepszą książkę historyczną” w kategorii dziecięcej. Wysoko oceniona została trylogia „Dary anioła” Cassandry Clare, której druga część – „Miasto popiołów” okazała się zwycięzcą naszego konkursu i plebiscytu „Najlepsza książka na jesienno-zimowe wieczory”. Ostatnia nominacja trafiła do bardzo wysoko ocenionej przez naszych recenzentów książki „Warszawa. Spacery z Ciumkami”. I te właśnie tytuły prezentujemy Państwu niejako na marginesie tego tekstu.


Cassandra Clare Wydawnictwo Mag

„Miasto

popiołów”, ków serii „Tunele”, mamy chwiejną równowagę, która w każdej chwili może zostać zburzona, mamy świat stojący w obliczu zagłady, mamy „Miasto popiołów” Cassandry Clare to doskona- też zwyczajnych ludzi, nieświadomych niebezła kontynuacja poprzedniej powieści tej autorki pieczeństwa wiszącego nad ich życiem, lecz – „Miasta kości”. To również środkowa część cy- bohaterowie są tu wyjątkowo prawdziwi i wiaklu wywołującego sporo zamieszania na pol- rygodni. Nie są oni tylko i wyłącznie papierowyskim rynku powieści fantasy dla młodzieży, mi marionetkami w rękach losu – mają swoje których bohaterami są wilkołaki, wampiry problemy, indywidualne historie, motywacje oraz inne istoty należące do królestwa i obawy. Miłość nie zwycięża tu łatwo – jak bywa ciemności. w dobrze sprzedających się powieściach dla młodzieży. Postaci w powieści Clare są znakomiGdy świat Clary Fray zawalił się po tym, cie zarysowane – toczą często walki wewnętrzjak dowiedziała się, że wszystko, czego ne, a autorka równie wiele miejsca poświęca ich o niej i jej rodzinie nauczyła ją matka, jest fik- psychologii, co opisywaniu dramatycznych wycją, gdy sama matka od pewnego czasu tkwi darzeń. To rzecz bardzo właściwa – a praktyczw śpiączce, gdy mężczyzna, któr e - nie niebywała w popularnych powieściach dla go kochała, okazał się jej bramłodzieży. tem, dziewczyna za wszelką cenę pragnie wrócić do normalWłaśnie – akcja i draności. Rzecz w tym, że w krótmatyczne wydarzekim czasie kolejne fundamennia. W dominującej ty spokoju załamują się – świat, części powieści Cassanw którym Clary żyje, nieustandra Clare napięcie bunie zmierza do wielkiej wojduje. Przez cały czas atny. Dziewczyna chciałaby pomosfera tu gęstniezostać na jej marginesie, je, chmury gromadzą się znów stać się zwyczajną osonad naszymi bohaterami, bą, lecz to niemożliwe, gdyż a napięcie wybucha kilsama jest Nocnym Łowcą, kakrotnie gwałtownymi mającym za cel utrzymai bardzo krótkimi błyskanie porządku, zaś jej ojciec mi, nie pozwalając dramatowydaje się przywódcą sił wi wybrzmieć do końca. Pozła. wieść wciąga czytelnika już od pierwszej strony, nie daChoć Cassandra Clare, jąc mu oderwać się od lektworząc trylogię „Dary tury aż do samego końca, zaś Anioła”, postarała się zbudować świat przedotwarte zakończenie, jak stastawiony z elementów najbardziej popularnych ło się już w przypadku poprzedniej częi najlepiej sprawdzających się w najnowszych ści cyklu, raczej rodzi wielkie nadzieje w stopowieściach fantasy dla młodzieży, również sunku do kolejnego tomu, niż zamyka pewdrugi jej tom wymyka się zaszufladkowaniu ne wątki. Cassandra Clare stworzyła więc drui łatwej ocenie. Mamy tu wprawdzie odwiecz- gą bardzo obiecującą książkę – wypada czekać, ną nienawiść wampirów i wilkołaków, mamy by móc dowiedzieć się, jak swój cykl zamknie miłość niemożliwą, są demony, swego rodzaju i czy jego zwieńczenie okaże się równie udane. podziemny świat, który tak zachwycił miłośni- Sławomir Krempa


Paweł Beręsewicz „Warszawa. Spacery z Ciumka- przelatywać wzrokiem nudne (nawet, jeśli nieźle mi”, Wydawnictwo Skrzat napisane) fragmenty o historii i dziwnych ludziach, którzy robili rzeczy całkowicie bez sensu… Po prosZajęciem ciężkim i właściwie daremnym jest ucze- tu w tej książce zadawane są odpowiednie pytania nie dzieci historii – te wszystkie opowieści o wojn- w odpowiednim momencie – takie pytania, które ach, podbojach, dziwacznych ludziach i jeszcze dzi- zaintrygują młodego czytelnika. Książka Beręsewicza wniejszych czasach najmłodszych nie interesują. napisana jest z humorem (chociaż niektóre żarty A już szczególnie temat tak oklepany i nieprzyjemny chyba lepiej zrozumieją dorośli, jeśli pokuszą się jak historia Polski, bo jeszcze o ninja albo muszki- o wspólne czytanie), a nawet z pewnym cynizmem eterach można coś tam posłuchać... ale o pow- jeśli chodzi o sprawy patriotyzmu i umiłowania ojcstaniach? Dlatego też dla rodziców mających zyzny, czym często emanują książeczki dla dzieci. edukacyjne zapędy pojawia się coraz więcej książeczek, które mają przybliżyć ich pociechom Tutaj podejście do sprawy narodowej jest bardziej przyw sposób prosty, łatwy i przyjemny zawiłości dziejów jazne–niema„łopatologii”,wzniosłychpeanównacześć Polski i świata. Jedną z nich jest właśnie „Warszawa. wspaniałości ludzi, o których mało które dziecko wie, Spacery z Ciumkami” Pawła a którzy jeszcze mniejszą liczbę Beręsewicza, kolejna z serii czytelników interesują. Ale jednak opowieści o przyjemnej i dość tyw jakiś sposób udaje się autorowi powej rodzinie 2+2. Tym razem przekazać, to, co najważniejsze rodzice (a głównie tata, „warszaw dziejach Warszawy. To wiak z dziada na pradziada”) książka dla dzieci w młodszym zabierają Kasię i Grzesia na kilka wieku szkolnym, na pewno wycieczek po najważniejszych dostosowana do ich poziomu i najpiękniejszych miejscach stoli chęci zrozumienia tak icy, by przekazać swym dzieciom odległych im spraw. Warszazawiłe koleje losu miasta.Kolejne wa opisana jest bardzo obrawycieczki opisuje Grześ, stosunkzowo, ale i tak dla dzieci spoza owo negatywnie nastawiony do zdobywania wiedzy stolicy przeczytanie tej książki wiązać się powinno historycznej i o równie ogromnej znajomości dziejów, z obietnicą wycieczki do miasta, bo podejrzewam, że coprzeciętnymałoletnizjadaczcukierków.Towrazznim nie dadzą one spokoju, dopóki nie zobaczą chociaż i jego młodszą siostrą będziemy wędrować, wiedze- części z wychwalanych tu muzeów, ulic czy parków. ni przez ich obeznanych z tematem warszawskich Abstrahując od treści merytorycznej – „Spacery dziejów rodziców. Książka dzieli się na 11 spacerów, z Ciumkami” czyta się po prostu świetnie. Napisana z zaznaczoną na mapce trasą, poprzetykanych liczny- prosto (ze słowniczkiem trudniejszych terminów na mi ilustracjami i kolorowymi zdjęciami. Na marginesie końcu), przyjemnie i z wielkim poczuciem humoru, (i to całkiem dosłownie!) można natomiast znaleźć książka naprawdę wciąga nawet starszego czytelnika. bardziej szczegółowe informacje o zabytkach, muzeach Opowieści taty Grzesia i Kasi czyta się z prawdziwym i innych interesujących miejscach, a opisane są one zainteresowaniem. równie ciekawie i z lekkością. Całość można nazwać fabularyzowanym przewodnikiem albo książką „Warszawa. Spacery z Ciumkami” to świetna historyczną, bo właśnie głównie dziejami Warszawy książka dla dzieci, które lubią zadawać pytania i interesują się wszystkim, co je otacza, ale także dla ich będziemy się zajmować. rodziców. Znakomita pamiątka z wycieczki do WarszaBeręsewicz bardzo dobrze oddaje przemyślenia wy – jako przypomnienie i uzupełnienie tego, co się młodego chłopaka, używającego głównie przymiot- widziało, ale to także interesujący skrót historii Polski. nika „fajny” i nie ufającego zapewnieniom, że przed Bawiąc, uczy i ucząc – bawi, ale by nie psuć radości wojną nie było pizzy. Dzięki temu młody miłośnik najmłodszym czytelnikom, zostanę tylko przy „bawi” literatury będzie mógł się łatwiej identyfikować – i to naprawdę bardzo. Małgorzata Gołaszewska z opisywanymi w książce problemami, a nie tylko


Wojciech Widłak, Paweł Pawlak „Grzebień. wyca także umieszczenie w tej trzydziestodPodręczny nieporadnik profesora Kurzawki wustronicowej książeczce prawdziwego, rodem & adiunkta Kwasa”, Wydawnictwo Czerwony z encyklopedii przypisu. Konik Mimo, że słów i zdań w publikacji jest niewiele, Chyba nie trzeba nikomu udowadniać, że niek- czytelnik z pewnością zwróci uwagę na wszechotóre książki zdecydowanie dłużej się przegląda becny absurd. Już sam pomysł na stworzenie niż czyta. Przykładem takiej publikacji jest dzieło „nieporadnika” wzbudza cień uśmiechu. JedWojciecha Widłaka i Pawła Pawlaka, kryjących nak wypełniający go tekst tym bardziej udosię pod pseudonimami profesora Kurzawki wodni czytelnikowi, w jaki sposób prostej i adiunkta Kwasa, autorów książki „Grzebień. i zwyczajnej rzeczy codziennego użytku można Praktyczny nieporadnik”. Publikacja w sposób nadać nowych, zadziwiających cech. Zawarte absurdalny tłumaczy czytelnikowi, do czego nie w książce informacje na temat tego, czego służy grzebień, bawiąc równocześnie komiczny- z grzebieniem nie należy czynić, składają się mi, fantastycznymi, barwnymi ilustracjami. z dwóch części. Pierwszą z nich jest krótki tekst stanowiący poniekąd tytuł mini-rozdziału (na Być może niewiele osób wie, do jakich czynności przykład: „Grzebień nie służy do – gry na saksoi zadań grzebień zdecydowanie się nie nadaje. fonie”). Dalszą część stanowi zabawny fragment Ta – z pozoru tylko nieprzydatna – wiedza wyjaśniający postawioną wyżej tezę. okazuje się bezcenna w momencie, gdy ktoś z najbliższego otoczenia czytelnika przymier- Nieodłączną częścią książki Wojciecha Widłaka za się do wrzucenia grzebienia do saksofonu i Pawła Pawlaka są ilustracje. Rysunki stanowią oraz ma zamiar na instrumencie zagrać. Au- tło dla prowadzonych przez „naukowców” torzy ostrzegają, by nie poszerzać własnych rozważań,ukazują też,jakieskutki możeprzynieść horyzontów grzebieniem, nie niewłaściwe operowanie grzeużywać go także jako elemenbieniem. Ilustracje zajmują całą tu karnawałowego przebrania powierzchnię strony, na nich za koguta. Grzebień nie przywręcz „nadrukowany”zostaje da się także do zaorania pola, tekst. Rysunki są kolorowe, odstraszenia owadów czy gowykonane z pomysłem, lenia wąsów. Nie powinno ukazujące postaci i elementy się także używać grzebienia przestrzeni za pomocą geomedo odtwarzania czarnych płyt trycznych kształtów, co jednak ani przetykania zatkanych rur nie znaczy, że są one proste czy kanalizacyjnych. banalne. „Grzebień. Praktyczny nieporadnik” to – wbrew pozorom i na przekór własnemu tytułowi – poradnik z prawdziwego zdarzenia. Choć jego objętość przypomina raczej krótką bajkę dla dzieci, tak naprawdę zamieszczone w nim porady są cenne dla wszystkich ekscentryków. Jak na prawdziwy poradnik przystało, w publikacji znajdują się nie byle jakie rysunki, lecz prawdziwe ryciny. Zach-

„Grzebień. Praktyczny nieporadnik” to kontynuacja „Młotka...” uznanego za najpiękniejszą książkę roku 2009. To publikacja, którąprzeglądasięzniesłabnącymentuzjazmem. Trzeba jednak powiedzieć, że informacje zawarte w tekście, oprócz wszechobecnego absurdu dostarczającego czytelnikowi doskonałej zabawy, raczej nie przydadzą się w życiu. Magdalena Galiczek


Łukasz Wierzbicki „Dziadek i niedźwiadek”, Pointa towania patriotycznej poezji na każdej kartce. Jest natomiast mnóstwo zabawnych perypetii, ciekawWojtek już od maleńkości związany był z Armią An- ych spotkań i przyjemnych bohaterów, którzy dersa, której towarzyszył w Persji, Iraku, Palestynie, przemawiają do wyobraźni zarówno młodszych, Egipcie i Włoszech, gdzie brał aktywny udział m.in. w jak i starszych. Oprócz barwnych i zabawnych ilusbitwie o Monte Casino. Był częścią 22. Kompanii Za- tracji dołączone są do książki jeszcze prawdziwe opatrywania Artylerii, gdzie swoim dokazywaniem zdjęcia przedstawiające Wojtka w czasie armijnego i wybrykami wprowadzał wiele radości wśród życia. To ciekawstka, chociaż interesująca raczej dla żołnierzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby rodziców niż dla dzieci. nie to, że Wojtek był… niedźwiedziem, dokładnie syryjskim niedźwiedziem brunatnym. I to jego losy „Dziadek i niedźwiadek” to książka, która zdecyopowiada książeczka Łukasza Wierzbickiego, „Dzi- dowanie powinna być pierwszą opowieścią adek i niedźwiadek”, która pokazuje dzielnego misia historyczną młodego czytelnika, by pokazać, że od początków swojej kariery wojskowej, kiedy został historia to nie tylko daty i bitwy, ale także wydarkupiony przez polskich żołnierzy, aż po jego pobyt zenia niezwykłe czy frapujące. Ta ciepła powiastka w zoo w Edynburgu. Wraz z przyjaznym misiem jako z nim i dwoma żołnierzami, głównym bohaterem osjego samozwańczymi opiekuwoi samą myślą poznawanami, wędrować więc nia dziejów świata, pewnie będziemy przez pustynie, nawet zainteresuje i zachęci popłyniemy okrętem wojendo własnych poszukiwań. nym, będziemy oglądać Mały słowniczek na końcu z bliskich tyłów bitwę o Monte prezentuje kilka wybranych Casino, by w końcu żegnać się terminów związanych z armijnym życiem… z Armią Andersa, ale nie w sposób rozległy czy choćby Wbrew pozorom, jest to uporządkowany, należy historia oparta na faktach się więc przygotować na i Wojtek istniał naprawdę, tak możliwe pytania związane jak i zresztą większość z fauny, z II wojną światową. A jeśli jaka pojawia się w Armii Anchodzi o formę – „Dziadek…” dersa. Ale jest to tylko ciekaposzczycić się może trochę wostka dla rodziców, zaś uproszczoną (ale wychodzi prawdziwym odbiorcą „Dzijej to tylko na plus!) mapką adka…” jest dziecko, najlepiej trasy wyprawy Wojtka, a – co we wczesnym wieku szkolnym, młodsze i trochę za tym idzie – całego 2. Korpusu Polskiego, więc starsze bowiem raczej znudzi historyczny aspekt przyzwyczaja do takiej formy uproszczenia i skrótu całej opowieści. Chociaż właściwie II wojna jest tut- danych (może wydaje się to śmieszne, ale większość aj tylko tłem do opisywania kolejnych przypadków osób nie potrafi poradzić sobie z mapami historyci wypadków, jakie prokuruje posiadanie w swoim znymi…). sąsiedztwie nawet oswojonego przyjaznego misia. „Dziadek i niedźwiadek” to wspaniała opowieść, Jest to książeczka ciekawa, pełna humoru i pomimo bardzo ciepła i wywołująca uśmiech na twarzy dosyć poważnej tematyki (wojna nie jest tematem nawet starszego czytelnika. Losy Wojtka powinny łatwym do pokazania dziecku, żeby nie popadać spodobać się nawet najbardziej grymaszącym w patriotyczne zadęcie albo nie wymieniać po młodym „koneserom” literatury, a fakt, że książka prosu suchych faktów w nadziei, że „coś zostanie”) ta bawiąc uczy, a ucząc – bawi, jest jedynie miłym bardzo pogodną i ciepłą. Nie ma w niej żadnego dodatkiem. zadęcia, machania biało-czerwoną flagą i recyMałgorzata Gołaszewska


RADIOPISANIE w „ZŁOTYM KUBKU” Zapraszamy wszystkich słuchaczy do wspólnego pisania wiersza na czacie! Wiersz układać będzie z nadesłanych przez Państwa propozycji: Michał Zabłocki, autor wierszy i tekstów piosenek, między innymi Grzegorza Turnaua i Czesław Śpiewa: „Brackiej”, „Cichosza”, „Maszyny do świerkania” i wielu innych oraz Zofia Wojtusik, wydawca programu „Złoty Kubek” w internetowym Radiu Pryzmat. Wiersz piszemy w trakcie audycji „Złoty Kubek” w wybrany sposób: - po zalogowaniu się na portalu www.emultipoetry.eu i odnalezieniu polskiego czatu, - dzwoniąc do studia w trakcie audycji pod nr (12) 421 15 93, - wysyłając swoją propozycję na komunikator gadu-gadu Radia Pryzmat: 16104097. RADIOPISANIE w Radiu Pryzmat – 4 maja 2010r. w godz. 20.00. – 21.00. Zapraszamy serdecznie wszystkie czynne pióra, telefony i komputery. Michał Zabłocki, Zofia Wojtusik


O religii dla najmłodszych Trwa konkurs na Najlepszą Książkę Katolicką organizowany przez redakcję wortalu Granice.pl pod patronatem e-magazynu czytelniczego „Czytam”. Przyjrzymy się bliżej trzem publikacjom przeznaczonym dla najmłodszych, które biorą udział w rywalizacji. „Rozwijanie wrażliwości, zrozumienia i świadomości Boga w dziecku to bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie, które w dużej mierze spoczywa na rodzicach. Takim pierwszym krokiem ku poznaniu zagadnień związanych z wiarą oraz Panem może być podarunek w postaci książki” – wskazuje Justyna Gul. To prawda. Jedną z książek, które w sposób szczególny nadają się do kształtowania umiejętności nawiązywania i podtrzymywania kontaktu z Bogiem u dzieci jest książka „Moja pierwsza Biblia”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Święty Wojciech.

Moja pierwsza Biblia Wydawnictwo Święty Wojciech proponuje milusińskim 26 krótkich historii biblijnych, dzięki którym „Moja pierwsza Biblia” otworzy przed nimi świat chrześcijaństwa. Autor Piotr Krzyżewski w przystępny, odpowiedni dla dzieci sposób opowiada o stworzeniu świata, wędrówce ludu Izraelickiego czy wreszcie o ukrzyżowaniu Jezusa i Niebie. Teksty w piękny sposób oddają ideę miłości i czystości, zawierając w kilku zdaniach wydarzenia niezwykle ważne dla naszej wiary. Dzieci poznają zagadnienia grzechu i postać złego anioła czyli szatana, przez którego ludzie przestali uśmiechać się i pomagać sobie, a nawet… oddalili się od Boga. Autor przytacza opowieść o Noem i jego arce oraz dzieje narodu Izraela żyjącego na ziemi Kanaan.Naród ten za sprawą głodu zmuszony był opuścić zajmowane tereny i przenieść się do Egiptu. Odnajdujemy w tej książce również postać Faraona zmuszającego ludność do ciężkiej, niewolniczej pracy oraz czytamy o wielkiej ucieczce pod wodzą Mojżesza. Dzieci poznają tym samym genezę święta zwanego Paschą, źródło, z którego pochodzi Dziesięcioro Przykazań oraz kulminacyjny moment wymarzonego powrotu do kraju Kanaan. „Moja pierwsza Biblia” to także spotkanie z rozmawiającym z Bogiem chłopcem o imieniu Samuel,znanymkrólemIzraela–Dawidemśpiewającym pieśni i sławiącym imię Pana oraz dobrym i mądrym królem Salomonem.Niewątpliwym atutem książeczki są piękne, kolorowe ilustracje Stanisława Barbackiego, które dodatkowo podkreślają wymowę opowieści. To wszystko sprawa, że „Moja pierwsza Biblia” jest pozycją wyjątkową i poruszającą, omawiającą wartości, jakimi dzieci powinny się w życiu kierować. To wstęp do nauki chrześcijańskiej, sposób na pierwszy kontakt z Bogiem i wzbudzenie pragnienia zgłębiania kwestii związanych z wiarą. Wędrówka po polskich sanktuariach Tyle Justyna Gul pisze o „Mojej pierwszej Biblii”. Ale równie interesujące dla najmłodszych okazać


się mogą dwie kolejne książki, które trafiły do finału rywalizacji o tytuł „Najlepszej książki katolickiej”. Pierwszą z nich jest „Dla dzieci. Przewodnik po polskich sanktuariach” Elizy Piotrowskiej. Książka ta to znakomity wstęp do wakacyjnej wędrówki po najpiekniejszych, najbardziej znanych polskich sanktuariach. Dowcipna, napisana bardzo lekko i wzbogacona pięknymi, choć może nieco konwencjonalnymi ilustracjami, z pewnością przyciągnie uwagę najmłodszych czytelników. Do każdego z miejsc kultu autorka dopisuje krótką historię związaną z danym sanktuarium czy jego patronami, co spotkać się z musi z bardzo dobrym odbiorem. Każda z tych opowieści rozpoczyna się niemal sakramentalnym zwrotem „Dawno, dawno temu...” – choć nie są one, bynajmniej, bajkami. Bo „Przewodnik po polskich sanktuariach” Elizy Piotrowskiej to również całkiem obszerny materiał faktograficzny, to także sporo ważnych i ciekawych informacji, które w dodatku „zaserwowane” czytelnikom zostają w sposób zaskakująco apetyczny. Coś dla siebie znajdzie tu właściwie każdy – mieszkaniec poznańskiego i śląskiego, krakowskiego i Podkarpacia, Warszawy i... Sandomierza. Gorąco polecamy!

mieć, jak można Mu nie ufać. Jak można Go nie rozpoznać? Jak można iść inną drogą niż ta, którą On wskazuje? Jak można kochać bardziej siebie niż Jego? Był barankiem, więc obce były mu kłamstwo, fałsz i obłuda. Wiedział też, że właśnie dzięki temu jest mu łatwiej niż ludziom iść za Synem Wielkiego Pasterza. – Żeby Go zrozumieć, trzeba choć trochę stać się barankiem – powtarzał Beniamin i starał się pokazywać światu, jak należy to czynić. Często powtarzał sobie w duchu słowa Syna Wielkiego Pasterza: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po owocach.

– Będę prawdziwym barankiem. Chcę, żeby każdy, kto mnie spotyka, wiedział, jaki jest prawdziwy baranek – powtarzał sobie Beniamin, wiedząc, że jedynie w ten sposób może pomagać ludziom poznać i pokochać Syna Wielkiego Pasterza. Książka „Dobra Nowina od Beniamina” to wspaniała opowieść sprawach najważniejszych. To szansa dla dzieci na pierwsze spotkanie z Jezusem, na poznanie Jego historii, miłości i nauczania. To książka ogromnie ciepła, przystępnie napisana i nieźle wydana. To jedna z tych nowości wydawniczych, Spotkanie z prawdziwym Barankiem obok których żaden człowiek wierzący nie może Beniamin nie mógł pojąć, jak w ogóle można od- przejść obojętnie. rzucić Syna Wielkiego Pasterza. Nie mógł zrozu-




NATASZA SOCHA: NASZA KLASA e-bookowo 2010 ZEMSTA Wojna składa się z nieprzewidzianych zdarzeń Napoleon Bonaparte Karolek wbił swe pośladki w mięciutki fotel i z uczuciem zadowolenia rozmościł je dokładnie kwadrans po osiemnastej. Czuł, że jest szczęśliwy i miał ku temu powód. Wreszcie przeprowadził się wymarzonego mieszkania i wreszcie po miesiącach ciężkich walk dostał kredyt. Początkowo wszystko wydawało się proste. Reklama banku informowała, że wystarczy zaledwie siedem sekund, by otrzymać ciepłą i pachnącą gotówkę, na miejscu okazywało się jednak, że te siedem sekund potrzebne jest do ustalenia, czy ktokolwiek z pracowników banku w ogóle pofatyguje się na rozmowę z klientem. Karolek miał tego dnia nowy, jedwabny krawat w ważki, był też dość wypoczęty i miał za sobą seans zabiegów akupunkturowych. Zapewne właśnie dlatego wypadł korzystnie w odbiorze. Miła pani w bluzce koloru pierwszego śniegu zaprosiła go do kabiny na rozmowę i tak minęło siedem sekund z billboardu. Potem zaczęły się schody. Karolek przez cztery kolejne miesiące dostarczał wory najprzeróżniejszych dokumentów i zaświadczeń, w tym nawet starą książeczkę SKO, by udowodnić bankowi, że już jako dziecko kochał oszczędzanie i rozsądne życie ciułacza. – Będzie pan spłacał sumienne, regularnie i z uśmiechem na ustach? – upewniała się pani Alicja, szefowa kredytowej krainy czarów. Karolek machał głową szybciej niż słynny piesek siedzący na tylnej półce w samochodzie. – Obiecuję. Będę też rozgłaszał, że dajecie najlepszy kredyt w mieście i że jesteście prawie jak rodzina. – Tylko dziwi mnie, po co panu tak dużo pieniędzy, skoro ma pan już mieszkanie? – Mam, ale puste. Pragnę też powiększyć rodzinę.

Pani Alicja poprawiła pelargoniową kamizelkę i odgarnęła cappuccinowy kosmyk grzywki. Następnie wydaliła uśmiech bankowca – identyczny we wszystkich filiach i oddziałach na świecie. W końcu wyjęła z sejfu złotą skrzyneczkę. Karolek poczuł, jak z podniecenia wilgotnieją mu pachy i koszula, mimo zapewnień producenta, że po użyciu TEGO dezodorantu żadna bawełna ani syntetyk nie przemokną. Pani Alicja postawiła złotą skrzyneczkę przed Karolkiem i zachęciła, by zajrzał do środka. Wzruszony przekręcił kluczyk i lekko uchylił wieczko. – Gratulujemy! Właśnie otrzymałeś kredyt w naszym banku! – poinformował go dźwięczny głos pozytywki, a pani Alicja dodatkowo zaklaskała w dłonie. Karolek podziękował uśmiechem spokojnym i powściągliwym, a potem kupił bukiet tulipanów i pojechał do domu. Było jeszcze dość wcześnie, połowa knajp przy Starym Rynku chrapała pod żaluzjami, druga połowa zaczynała powoli otwierać oczy. W zasadzie tak naprawdę obudzony był tylko Bar Mleczny „Apetyt”, kuszący zapachem pieczeni w sosie grzybowym i drożdżowymi pyzami. Karolek wszedł do środka i z lubością wciągnął powietrze. Pachniało tu jak dziesięć, piętnaście i dwadzieścia lat temu. Te same stoły, te same krzesła, ściany w kolorze zabełtanej jajecznicy, obrazki z martwymi naturami (ryba tępo patrząca na jabłko, brzoskwinie zupełnie odbiegające proporcjami od wiśni, butelka wina na kraciastej serwetce) i wreszcie zafoliowane menu. Ruskie 5,57 Dewolaj 9,87 Zrazik 6,38 Naleśniki z truskawkami i bitą 3,36 Żur 2,87 Chłodnik z jajem 2,11 Bar Mleczny „Apetyt” był relikwią. Karolkowi do złudzenia przypominał portal Naszej Klasy – zarówno jedno jak i drugie wydzielało podobny zapach przeszłości i pozwalało czasowi na chwilę przystanąć w miejscu. I pomyśleć, że gdyby pół roku temu nie zalogował się na stronie odnajdującej wszystkich i każdego plus niejedną igłę w stogu siana, niewiele w jego życiu by się wydarzyło. I pewnie nigdy nie zmyłby z siebie hańbiącej wodorośli z dzieciństwa.


Szkoła podstawowa to jedna wielka rosyjska ruletka. Po pierwsze, nigdy nie wiadomo, na jaki zestaw nauczycieli trafimy. Czy będą wśród nich sami frustraci, desperaci i sadyści, czy może znajdzie się jednak ktoś, kto choć troszkę lubi dzieci. Po drugie – rówieśnicy. Niewyobrażalnie niezgłębiony wór osobowości. Matoły, osły, głupie gęsi, kilku z ADHD, parę kujonów i może z dwóch normalnych. I prawie zawsze przynajmniej jeden cwaniaczek, który swą trzepakową charyzmą zgromadzi wokół siebie znaczną część folwarku i zacznie szukać kozła ofiarnego. Karolek doskonale znał to uczucie. Do dzisiaj nie potrafi zapomnieć upiornego Piotrusia vel Miazgi, który upokorzył go przed całą klasą z premedytacją godną seryjnego zabójcy. To przez niego Karolek latami zbierał porozrzucane wszędzie resztki godności i próbował je posklejać, choć nie bez pomocy psychologa. Ambitnie skończył marketing i zarządzanie i niemal natychmiast dostał wcale nie najgorszą posadę w dużej firmie zajmującej się produkcją wieszaków do wszystkiego. Kiedy udało mu się przeprowadzić skuteczną kampanię reklamową uchwytów na paski od zegarków, szybko awansował i zaczął naprawdę dobrze zarabiać. Jego pewność siebie uległa nieml całkowitej odnowie biologicznej i pozwalała mu coraz częściej się uśmiechać. Osobisty psycholog Karolka był dumny, zwłaszcza z siebie. Nic dziwnego więc, że po jakimś czasie koło jego pacjenta zaczął się kręcić łowca głów i kiedy Karolek wracał pewnego popołudnia do domu, znienacka go zaatakował. – Proponuję przerzut – wyszeptał mu do ucha i przedstawił hologramiczną wizję pracy w konkurencyjnej firmie oraz niebiańską przyszłość Karolka. Ten zgodził się bez większych oporów.

skuteczna. Otóż koce starano się dopasowywać pod względem koloru i rodzaju do osobowości klienta. Te puchate, włochate, miękkie i przytulne trafiały najczęściej do puszystych kobiet lubiących pierogi i ciasta drożdżowe. Szorstkie pledy wybierali klienci mający urazy z dzieciństwa i nie najlepsze relacje z rodzicami, a koce z krótko ciętej wełny, dość wzorzyste, kupowali ludzie o silnym charakterze i mocno stąpający po ziemi. Karolek polubił pracę w nowej firmie, zwłaszcza, że pensja, którą otrzymywał ładnie wyglądała na koncie i pozwoliła mu na romans z kredytem. A’propos. Kolega też ubiegał się o kredyt i właśnie w tej sprawie odwiedził Karolka. Chciał go podpytać i zaczerpnąć co najmniej trzy garście cennych informacji. – Pozazdrościć – powtórzył znowu i raz jeszcze obrzucił wzrokiem oryginalne ściany pokoju gościnnego, których tłoczony wzór przypominał tańczące na wietrze liście. Dzięki temu salon zdawał się wirować. Karolek uśmiechnął się skromnie, choć i z pewną satysfakcją. – Nie do końca się jeszcze urządziłem – zaczął, ale kolega nie był w nastroju do tego typu rozmowy i szczerzą mówiąc, w ogóle go nie słuchał. – Pójdę już. Luksus w nadmiarze wywołuje kwasotę w żołądku – oznajmił oskarżycielsko. Karolek poczuł się winny. – Mam ranigast. Kolega łyknął dwie pigułki dla podtrzymania konwersacji i niby mimochodem spytał o nazwę banku, który udzielił Karolkowi kredytu. – Są bardzo wymagający. Miałem tego dnia jedwabny krawat i dość pogodne spojrzenie. Zostałem zaakceptowany, ale kolejne miesiące były naprawdę ciężkie. Koledze najwyraźniej to wystarczyło, gdyż nie pożegnawszy się nawet, uciekł od dalszych porad przeskakując po dwa stopnie marmurowej klatki schodowej i zniknął za mahoniowymi drzwiami okutymi w kolorze przyjemnego srebra. Karolek wzruszył tylko ra* mionami i poszedł do kuchni, by zaparzyć sobie zielonej herbaty z kawałkami owocu mango. – Pozazdrościć! – wykrzyknął kolega Karola z obecnej Jej smak jest gorzkawy, a jednak kończy się słodkim pracy, w której wspólnie reklamowali koce. akcentem. Strategia firmy była niecodzienna, acz wyjątkowo


Książki dla młodych czytelników poleca Magdalena Galiczek


„Zarazki” to publikacja kierowana do najmłodszych dzieci. Wraz z rodzicami mogą one poznać tajniki funkcjonowania ludzkiego organizmu – przyczyny powstawania chorób i sposoby walki z nimi oraz dowiedzieć się, jak ważna jest w życiu higiena. Zamiast wielogodzinnych wykładów serwowanych najmłodszym, które często nie odnoszą właściwego i spodziewanego skutku, częsta lektura „Zarazków” z pewnością przyczyni się do osiągnięcia założonych celów w dziedzinie higieny maluchów.Książka składa się serii zabawnych wierszyków opisujących kolejne, coraz bardziej dramatyczne wydarzenia. Oprócz zwyczajnych, bardzo prostych rymowanek, obecne są w publikacji teksty, które rozbawią do łez nawet dorosłego czytelnika – jak choćby okrzyk wojenny zarazków: „Do boju, do boju, nie umyłeś rąk kowboju!”. Bardzo istotna jest warstwa rysunkowa „Zarazków”. Obrazki stanowią wielobarwne tło, na którym nadrukowany jest tekst. Wierszyki wkomponowane są w ilustracje w bardzo pomysłowy sposób – czcionka zmienia wielkość, często jest także wytłuszczona. Martin Howard, Colin Stimpson „Zarazki”, Debit

Świat fantastycznych i niezwykłych stworzeń staje się często tłem wielu historii i opowieści kierowanych do młodych czytelników. „Oko Smoka. Kroniki smokologii” to pierwszy tom cyklu opowieści o przygodach rodzeństwa Daniela i Beatrice – dzieci, którymi pod nieobecność rodziców opiekuje się wybitny smokolog, doktor Ernest Drake. Książka Dugalda A. Steera rozbudza w młodym czytelniku chęć odkrywania nieznanych aspektów wiedzy, rozwiązywania naukowych problemów czy sięgania do literatury źródłowej. Powieść „Oko Smoka” jest tak skonstruowana, że czytelnik dotychczas sceptycznie nastawiony do nauk ścisłych, natychmiast zmieni swoje zdanie. Zdobywanie wiedzy przestaje bowiem być w powieści znienawidzonym przez uczniów obowiązkiem, ale okazuje się narzędziem pozwalającym spełniać marzenia. Powieść Dugalda A. Steera to doskonała lektura dla dzieci w wieku szkolnym, ucząca dyscypliny i korzystania z dobrodziejstw nauki. „Oko Smoka” to zapowiadająca wspaniały i pełen przygód cykl powieści, po które sięgnąć powinni wszyscy miłośnicy mitologicznych stworzeń. Dugald A. Steer „Oko Smoka. Kroniki smokologii”, Debit

Wynalazki

twórcy podstaw nowożytnej fizyki, Galileusza, od pokoleń budzą zachwyt i uznanie zarówno naukowców, jak i amatorów. Zrozumienie istoty działania zaprojektowanych przez badacza sprzętów wymaga znajomości podstawowych praw fizyki, co często nastręcza wielu problemów. Aby w pełni zrozumieć pracę oraz rozkoszować się osiągnięciami tego renesansowego matematyka, fizyka i filozofa, wydana została przepiękna publikacja „Galileusz. Obserwacje, eksperymenty i wynalazki”. Jeśli ktoś nadal uważa, że poświęcenie czasu nauce jest marnotrawstwem, natychmiast powinien sięgnąć po publikację Petera Riley’a. Tak pięknie, starannie i z pomysłem wydanych książek łączących zabawę z nauką niewiele obserwuje się na rynku. Zazwyczaj odnajdujemy prościutkie bajeczki dla dzieci, które w trójwymiarze ukazują zwierzęta bądź ludzi. W książce Riley’a trójwymiarowe są skomplikowane wynalazki Galileusza. Dzięki takiemu ukazaniu przedmiotów (wynalazki bowiem mogą się poruszać, zmieniać kształt i wykonywać serię przeróżnych ewolucji) zrozumienie mechanizmu ich działania nie przysparza już czytelnikowi najmniejszych problemów i staje się niezapomnianą, fascynująca przygodą. Prawa fizyki okazują się logiczne i niezwykle proste, a wnioski Galileusza zdają się po prostu oczywistym wynikiem wielu poczynionych wcześniej spostrzeżeń. Peter Riley „Galileusz. Obserwacje, eksperymenty i wynalazki”, Debit


Dobrą fantastykę

poleca Gabriel Augustyn

*niespełniony pisarzyna, student PAM, w przyszłości preparat do nauki anatomii prawidłowej.


„Wroniec”, najnowsza książka Dukaja, to baśń o pewnej nocy grudniowej roku 1981. Adasiowi tytułowe ptaszysko rani matkę, porywa ojca i doprowadza do rozdzielenia rodziny. Chłopczyk wyrusza wraz z sąsiadem (Panem Betonem) na akcję ratunkową, która zmienia się w mroczną podróż przez szare i smutne miasto, gdzie wszelka kolorowość jest niszczona, gdzie ulice pełne są Szpicli, Puchaczy-Słuchaczy, Milipantów, Bubeków i Członków, gdzie za rogiem czekać może Suka lub Złomot. Powieść ta to kolejny pokaz nieskrępowanej wyobraźni autora, która (wraz z genialnymi ilustracjami Jakuba Jabłońskiego) zniewala umysł czytelnika, niosąc ze sobą hektolitry wielopoziomowej rozrywki. To także przykład, jak można o naszej historii pisać, jak można sprawić, aby czytelnik zatrzymał się na chwilę, pomyślał, a wszystko bez przypominania dat, nazwisk etc. Książka o Adasiach i dla Adasiów. Jacek Dukaj „Wroniec”, Wydawnictwo Literackie

„Hyperion” opowiada losy siedmiu pielgrzymów, wyruszających na tytułową planetę do tajemniczych Grobowców Czasu i zamieszkującego je bóstwa. Misja ta to jedyna szansa na uratowanie Hegemonii przed najazdem Intruzów – Obcych, którzy rozwojem technologicznym przewyższają wszystko, co ludzie stworzyli samodzielnie bądź przy pomocy Sztucznej Inteligencji. Ratunek pojawia się w postaci Chyżwara, tajemniczego i krwawego boga, którego otaczają pola antyentropiczne, gdzie cofa się czas. Pielgrzymi muszą doń dotrzeć i przedstawić mu swoje życzenia. Według przepowiedni, wysłuchany zostanie tylko jeden. Reszta zginie. „Hyperion” to czołowy przedstawiciel sci-fi, napisany prozą o lotności poezji, przepełniony monumentalnymi kreacjami światów, z licznymi odniesieniami do klasyki literatury. Absolutny majstersztyk, poruszający niebanalnie wciąż aktualny temat kondycji ludzkości. Dan Simmons „Hyperion”, Wydawnictwo Mag

Ponura wizja Anglii z epoki wiktoriańskiej, którą okraszają wszechobecna magia i przemysł oparty na jednym pierwiastku – eterze. W tym mrocznym świecie, gdzie skrajna bieda przeplata się z niewyobrażalnym bogactwem, żyje Robert Borrows – człowiek wieszczący zmiany, rewolucjonista chcący obalić „system”. Jednocześnie stara się on rozwiązać zagadkę pewnej tajemniczej kobiety i śmierci matki. „Wieki Światła” to powieść wspaniale napisana, urzekająca opisami i z przenikającym do szpiku kości nastrojem. Pozycja obowiązkowa dla osób lubujących się w wyzwaniach literackich niejednoznacznej treści, gdzie fantastyka staje się tylko przyczynkiem do dyskusji na tematy egzystencjalne. MacLeod w najwyższej formie! Ian R. MacLeod „Wieki Światła”, Wydawnictwo Mag


Najlepsze książki historyczne poleca

Małgorzata Gołaszewska


Po zakończeniu II wojny światowej wielu niemieckich zbrodniarzy wojennych

zbiegło za granicę - najbardziej chyba znanym z nich był Adolf Eichmann, człowiek bezpośrednio odpowiedzialny za ‘ostateczne rozwiązanie’ kwestii żydowskiej. W fascynującej książce „Wytropić Eichmanna” Neal Bascomb próbuje przybliżyć nam dramatyczną ucieczkę tego zbrodniarza i równie (jeśli nie bardziej) dramatyczny pościg za nim. Nie jest to zwyczajna książka historyczna, z mnóstwem dat, miejsc, napisana sucho i ściśle – to właściwie książka naukowo-sensacyjna, ocierająca się miejscami o thriller; takie dziwaczne i fascynujące połączenie Forsytha z Daviesem. Trzeba przyznać, że pomimo naukowego charakteru, publikacja Bascomba od początku trzyma w napięciu – ato głównie dzięki warsztatowi literackiemu autora, który sprawia, że nawet najbardziej skomplikowane fragmenty czyta się z wypiekami na twarzy. Pomimo poważnej tematyki, „Wytropić Eichmanna” to lekka i przyjemna książka, która usatysfakcjonuje każdego miłośnika historii. Neal Bascomb „Wytropić Eichmanna”, Znak

Jeśli ktoś zastanawiał się kiedyś, dlaczego w carskiej Rosji odsetek władców

umierających śmiercią naturalną jest tak zaskakująco mały, to bez wahania powinien zajrzeć do „Królobójców” znanego powieściopisarza przełomu wieków, Wacława Gąsiorowskiego. Do książki opowiadającej krwawe dzieje rosyjskiej monarchii i caratu. Autor odwołuje się do tak wielu rozmaitych wątków z historii Rosji, pokazując tak rozmaite scenki rodzajowe z życia caratu, że miejscami wydaje się, jakby był to rozbudowany esej, intrygujący, pełen celnych spostrzeżeń i ciekawych faktów, napisany z pasją i błyskotliwy. Także kwiecisty, barwny styl początków XX wieku, w chwili obecnej archaiczny i czasem trudno zrozumiały, jest tu smakowity niczym stare wino. Niestety, autor potrafi czasem się zagalopować i zaplątać we własne interpretacje wydarzeń, przeinaczając fakty. „Królobójcy” to fascynująca lektura, którą czyta się jednym tchem. Zdecydowanie jednak jest to propozycja dla miłośników literatury lubiących historię, a nie odwrotnie. się otaczamy w ogóle. Wacław Gąsiorowski „Królobójcy”, MG

Lukę w powszechnie dostępnych opracowaniach o pełnym wymiarze stosunków średniowiecznego Zachodu ze Wschodem, które nie ogniskująsię na problematyce krucjat, wypełnił choć częściowo wydany niedawno „Łaciński wschód. XI – XV wiek” znanego mediewisty Michela Balarda. Od razu powiedzieć trzeba, że nie jest to lektura ani łatwa, ani łatwo przyswajalna. Autor uznał, że nie chodzi o umilenie czytelnikom czasu, a o przekazanie jak największej ilości wiedzy w jak najkrótszym czasie. Nie zmienia to faktu, że jest to jednocześnie fascynująca i aż genialna w swej prostocie kompilacja wiedzy o Outremer, jedna z niewielu tak całościowo obejmujących temat książek, nie tylko mówiąca o historii, ale także o sposobach jej badania. W zamyśle miała to być podstawa, na której każdy może budować, wedle upodobań, znajomość tematu Wschodu i Zachodu w Średniowieczu. Może nie jest to książka dla tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej o tych arcyciekawych krucjatach, ale zasługuje na szczególną uwagę miłośników historii średniowiecza Michel Balard „Łaciński wschód. XI – XV wiek”, WAM


Literaturę piękną poleca Anna Kołodziejska*

*polonistka, autorka recenzji i tekstów krytycznoliterackich, miłośniczka górskich eskapad, literatury, teatru, muzyki i kina.


Czy współczucie, jakie płynie ze strony zdrowych w obliczu choroby drugiego człowieka jest jednocześnie zrozumieniem jego położenia? A może jedynie błahym gestem, przekreślającym empatię, będącym raczej uspokojeniem sumienia niż próbą skonfrontowania się z tym co, dla normalnych jest wypaczeniem, zaburzeniem, dysfunkcją? O tym, jak bardzo odizolowany jest świat chorych od uniwersum ludzi zdrowych, a więc funkcjonujących normalnie, wedle somatycznych prawidłowości, pisze Virginia Woolf w swoim eseju „O chorowaniu”. Choć tytuł zakreśla bardzo ograniczone pole tematyczne, kondensacja ta jest tylko pozorna, bowiem w dziele tym odnajdujemy również refleksje na temat poezji i pisarstwa w ogóle, a także (w epilogowej części) streszczenie biografii księżnej Canning i lady Waterford napisanej przez Augustusa Hare’a. Owa lakoniczna rozprawa mająca nachylenie filozoficzne jest także intertekstualną mozaiką. Uważne oko dostrzeże cytaty z Szekspira, Miltona czy Rimauda, pomocnym w rejestracji tych tekstowych zapożyczeń będzie z kolei wstęp autorstwa Hermione Lee. Znawczyni twórczości Woolf interpretuje w nim nie tylko sam tekst, ale i odsłania kuluary jego powstawania. Virginia Woolf „O chorowaniu”, Wydawnictwo Czarne

„Kronika umarłych” jest utworem o nachyleniu psychologicznym, dogłębnie analizującym strukturę osobowości bohaterów i stworzony przez nich samych, ich umysły, swoisty mikrokosmos. To na jego orbicie, na jednym biegunie ulokowane są realia otaczające bohaterów, na drugim zaś kopia tej rzeczywistości, przefiltrowana jednakże przez ich subiektywne doznania i wyobrażenia. Na linii przecięcia się obu światów kiełkuje obłęd, w który niemal każda z barwnej plejady postaci popada. Książka autora „Tartaku” to również, a może przede wszystkim opowieść o człowieku w ogóle, istocie doznającej cierpienia, upokorzenia, utraty miłości, zmagającej się ze społecznym niedopasowaniem i odtrąceniem. Istocie, która beznamiętnie kroczy traktem wytyczonym przez masę, wiedziona siłą przyzwyczajeń zapomina, że powoli staje się widmem, żywym trupem, sylwetką na wyblakłej fotografii. Postaci tym razem jeszcze bardziej sugestywnie scharakteryzowanej i charakterologicznie dookreślonej… Zaprawdę, od konterfektów naszkicowanych w kronice Odiji nie sposób odwrócić oczu. Daniel Odija „Kronika umarłych” Wydawnictwo W.A.B.

Isabel Allende identyfikujemy z prozą spod znaku realizmu magicznego, silnie

rozwiniętego na gruncie literatury iberoamerykańskiej. Tym razem autorka odsłania niezwykle intymne, prywatne oblicze w opowieści o życiu swoim i swoich bliskich. „Suma naszych dni” łączy w sobie formę pamiętnikarską i epistolarną, kronika codziennych zdarzeń, wypadków, radości i smutków zaprezentowana jest bowiem w listach do zmarłej córki. Historie, rozwijane kartka po kartce, składają się nie tylko w barwny kolaż wspomnień, reminiscencji, opowiastek i anegdot , te, które dotyczą zmarłej Pauli, przede wszystkim są świadectwem, śladem i wyrazem głębokiego szacunku do osoby, która odeszła, a która wciąż żyje w pamięci innych. Prawdę powiedziawszy, swoista saga rodzinna, którą na wiele głosów rozpisała autorka „Ewy Luny”, nie różni się niczym od powieściowego imaginarium stworzonego we wcześniejszych utworach Allende. Świadczy to zatem – poza bogactwem, jakie dostarcza nam rzeczywistość przeżywana – o jej cudowności, magii, którą kryje w sobie każdy dzień. Isabel Allende „Suma naszych dni”, Wydawnictwo Muza S.A.


Literaturę piękną poleca Mariusz Kołodziejski*

*humanista - ukojenie odnajduje w poezji i muzyce. Lubi długie podróże, w które zawsze zbiera ze sobą dobrą książkę.


Wkraczając w magiczny świat najnowszego zbioru opowiadań Jakuba Małeckiego zastanawiamy się, jaki naprawdę jest otaczający nas świat. Czy to możliwe, aby diabeł przybrał postać szczeniaka rasy owczarek niemiecki i dał się nosić do pracy w torebce przez agentkę ubezpieczeniową? Albo czy możliwe jest, że aby dostać się do egzorcysty, trzeba zapisać się na termin jak u stomatologa albo okulisty? Takie i wiele innych pytań rodzi się podczas obcowania z utworami autora „Błędów”, który zabiera nas w surrealistyczny świat z pogranicza realizmu i magii. Ten pierwszy przedstawia się wyraźnie i dobitnie, zarysowany takimi postaciami jak Marta czy Igor – agenci ubezpieczeniowi, pracownicy wielkich koncernów ale i mali przedsiębiorcy prywatni – Dorota i Irek, zrozpaczeni rodzice i dresiarze. O dziwo przedstawicielem ostatniej grupy jest ksiądz Damian, w skrócie zwany „Dymo”. W stabilne życie tych wszystkich bohaterów wpisany jest akcent irracjonalny. Oto okazuje się, że świat realny silnie przenika się ze światem nierzeczywistym, spostrzeganym tylko przez nieliczne postacie. Interesująca książka. Jakub Małecki „Zaksięgowani”, Wydawnictwo Powergraph

Śmierć nie jest końcem. W myśl tego stwierdzenia rozgrywa się akcja tej powieści.

Śmigiel roztacza przed nami wizję świata żywych trupów, gdzie martwym jest nie ten, kogo zagrzebano głęboko w ziemi, lecz ten, który wciąż pozostaje przy życiu. Tytuł, zaczerpnięty z „Dzieł zebranych” Kesslera, znaczy tyle co „proces występujący podczas dni żałoby, polegający na uzmysłowieniu sobie całkowitego braku, straty bliskiej osoby”. Dawniej stratę próbowano zrekompensować przez przywoływanie zmarłych przy pomocy magicznych sposobów. Stan pogodzenia się nie zawsze łatwo przychodził, a i ludzie nie zawsze chcieli aby nastał. Odwrotnie dzieje się w powieści, gdzie decathexis jest narzucony z góry i staje się przestrzenią dla realizacji fabuły. Śmigiel kreśli swą wizję, bazując na terminach medycznych z zakresu tanatologii, lub po prostu kojarzących się ze śmiercią. W Kirkucie w tajemniczych okolicznościach zaczynają znikać z cmentarzy umarli. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Jon Mathias Pendergast. Czytając „Decathexis”, mamy do czynienia po trosze z makabrycznym horrorem, powieścią przygodową, szczyptą steampunku i kryminału noir. Łukasz Śmigiel „Decathexis”, Wydawnictwo Grasshopper

Poezja Witkowskiego jest niczym lekki powiem świeżego powietrza, obcując

z nią musimy odłożyć na bok myślenie o poezji jako o konstrukcie logicznego myślenia, którego sens wynika z następujących po sobie zdań, dopiero w całości stanowiących swoistą opowieść. W zbiorze „Preparaty” to my, czytelnicy, szukamy znaczeń, porozrzucanych w poszczególnych słowach, zdaniach, czy konkretnych wersach. W tej poezji akt twórczy pisarza ogranicza się do opanowania chaosu, usystematyzowania go w pewien system znaków. Metod zastosowanych przez poetę jest kilka. Po pierwsze zestawienie ze sobą słów, czasami wręcz bardzo odległych, które dopiero we wzajemnej relacjo do siebie budują konkretne znaczenie. Kolejnym chwytem poetyckim jest enumeracja, gdy otrzymujemy coś w rodzaju listy zakupów. Następujące po sobie obrazy wzbudzając w odbiorcy konkretne wyobrażenia, zakłócane są coraz to nowymi treściami, dając w ten sposób pewną wypadkową sensu nadrzędnego, który w ostatecznym rozrachunku stanowi o wierszu. Wszystkie te zabiegi sprawiają, że poezja Witkowskiego nie jest materią łatwą, ale na pewno jest dziełem na swój ulotny sposób ciekawym i przykuwającym uwagę. Jej urok tkwi w wieloznaczności i fragmentaryczności. Przemysław Witkowski „Preparaty”, Biuro Literackie


Powieści obyczajowe poleca Justyna Gul


Puste przestrzenie, dzika przyroda, siły żywiołów, a na tle tego wszystkiego czło-

wiek borykający się ze swoim losem. Kto poznał i pokochał „Tajemnice Brokeback Mountain” i „Kroniki portowe” ten zatonie w słowach Annie Proulx po raz kolejny. „Dobrze jest jak jest” to zbiór dziewięciu porywających opowiadań, które wzbudzają w nas skrajne emocje: śmiech, łzy, przerażenie, to znów koją swoją sielskością, spokojem i opisami okolic. Proulx zabiera nas w dzikie, niezamieszkałe prawie tereny na Zachodzie Ameryki, do stanu Wyoming. Snują się w jej książce historie o zwyczajnych ludziach, prostych i niewykształconych, ale pełnych człowieczeństwa i honoru. Poznajemy losy pionierów, ranczerów i poganiaczy bydła na przestrzeni ostatnich stuleci, a jedno z opowiadań o polowaniu na bizony zostało nawet zainspirowane odkryciem - w trakcie budowy domu przez autorkę- paleniska sprzed 2500 lat. „Dobrze jest jak jest” zmusza do rozważenia sensu istnienia, a w obliczu tragedii, katastrof i śmierci, jakie Proulx zsyła na swoich bohaterów, refleksje pojawiają się w czytelniku niemal automatycznie. Ta wielka opowieść Proulx o życiu jest taka jak ono – prosta, brutalna, ale piękna. Annie Proulx „Dobrze jest jak jest”, Dom Wydawniczy Rebis

Zaginione cywilizacje: Atlantyda, królestwo Majów; masowe przypadki śmierci

przypisywane głodowi czy zarazom – w chwili obecnej wyjaśnienie tych zagadkowych wydarzeń jest banalnie proste – wszystko to dzieło… wampirów. A, uściślając, Szkarłatnych, żerujących bezlitośnie na ludziach, wśród których przyszło im żyć. Ta fascynująca i całkiem (nie)prawdopodobna koncepcja jest dziełem Lary Adrian, a jej „Pocałunek o północy” to wciągająca opowieść o walce złego z gorszym. Nie brak tu oczywiście miłości, bo – jak wiadomo – magnetyczny urok wampirów jest bezdyskusyjny. Zwłaszcza, jeśli jest się Dawczynią Życia, tak jak Gabrielle Maxwell, z pozoru zwyczajna dziewczyna obdarzona ponadprzeciętnym zmysłem obserwacji i stojąca u progu kariery fotograficznej. Lara Adrian stworzyła horror, który przyciąga, uwodzi i zniewala. To klasa na miarę „Wywiadu z wampirem”, gdzie oprócz namiętnych pocałunków i miłosnych wyznań mamy także seks, brutalne morderstwa, ociekające krwią ulicę i walkę – zarówno z przeciwnikiem jak i z własnymi demonami i żądzami. Lara Adrian „Pocałunek o północy”, Wydawnictwo Amber

Wielu jest takich pisarzy w tekstach których nurzać się można bez końca, nie-

nasycenie i pożądliwie. Jednym z nich jest nieznany dotąd w Polsce Reinhard Jirgl, autor przepięknej i przenikającej na wskroś książki „Niedopełnieni”, pokazującej powojenną rzeczywistość Niemiec. Jirgl opowiada o wypędzeniu Niemców sudeckich i ich losie w NRD, aż do zjednoczenia kraju. Historię poznajemy na przykładzie sióstr Hanny i Marii, które z matką Joanną należały do rdzennie niemieckiej ludności dawnego Kraju Sudeckiego – tylko one pozostały z dużej, miejscowej rodziny. Z krwawiącym sercem zmuszone są opuścić ukochane miasteczko Komotau i odtąd skazane są na wieczną tułaczkę i tęsknotę. „Niedopełnieni” Jirgla zapierają dech w piersiach i przekonują o wartości naszego istnienia. Wnuk Hanny mówi, że „(…) największe niebezpieczeństwo grożące nam w-życiu to śmiertelna nuda”, ale podczas zgłębiania fascynujących i zawiłych losów sióstr nie musimy się o to martwić. Nałogowe zaczytanie się w „Niedopełnionych” – jedynie to może nam grozić. Reinhard Jirgl „Niedopełnieni”, Borussia


Dobre kryminały

poleca Damian Kopeć*

*Informatyk z zawodu wykonywanego, a wykształcony na matematyka wielbiciel literatury i krajobrazów. W obu sferach można znaleźć piękno, które zachwyca i emocje, które pozytywnie nastawiają do życia. Lubię ciszę i to właśnie ją znajduję w szeleście kartek książek oraz szumie lasów, strumieni i łąk. Pisząc staram się bardziej niż na treści koncentrować na emocjach, które książki ze sobą niosą.


Zaskoczył nas Connelly tą powieścią bardzo pozytywnie. Przyzwyczajonych do solidnych kryminałów jego ostatnie prace mogły rozczarować. Tą książką powraca do doskonałej formy. Może to kwestia zmiany punktu widzenia, wybrania innego bohatera?! Śledzimy tu bowiem losy Mickeya Hallera, adwokata znanego nam już z wcześniejszej powieści. Harry Bosch, ulubiona postać Connelly’ego, pojawia się, ale w tle. Przyglądamy się więc sprawom kryminalnym z innej strony. Oczami człowieka, który broni oskarżonych. Otrzymujemy ciekawy obraz sądowej dżungli, w której trwa walka-gra, często niewiele mająca wspólnego z dochodzeniem do prawdy. Zaglądamy za kulisy trzeszczących trybów wymiaru sprawiedliwości. Kłamstwo i manipulacja są obecne nie tylko na sali rozpraw. Dobrze stopniowane napięcie, zwroty akcji, niebanalne obserwacje, swoista gęstość prozy - wszystko to składa się na wart lektury thriller prawniczy. Michael Connely „Ołowiany wyrok”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

W małym miasteczku Brattleboro policja odkrywa topielca. Śmierć nie wygląda na naturalną. Do akcji wkracza stanowe biuro śledcze w osobie agenta Joe Gunthera. Jego umysł zaprzątają nie tylko sprawy zawodowe, lecz również osobiste. W tej powieści bowiem obie strony życia nieustannie się ze sobą spotykają. Książka porusza gorący temat pedofilii i kontaktów seksualnych nawiązywanych poprzez Internet. Siłą powieści Mayora jest ciekawy sposób opisywania świata. Stopniowe, naturalne odsłanianie ludzkich tajemnic. Zaskakujące zwroty akcji. Ukazywanie dobrych i złych stron przemian społecznych. Koncentrowanie się na postaciach, ich emocjach i myślach, a nie tylko na samej akcji. Pozwala to lepiej poczuć klimat tej historii. Niejednoznaczne postaci, ludzie „uwikłani w życie” są dla nas dobrze zrozumiali. Zakończenie w pełni powinno zadowolić zwolenników niebanalnych rozwiązań. Archer Mayor „Chat”, Wydawnictwo Aurum

Monk to Monk, nieważne, gdzie się znajdzie. Wszędzie dostrzega chaos tego

świata i stara się go wszelkimi sposobami zmniejszać. Czy to w samolocie, czy w paryskich katakumbach, czy w nietypowej restauracji – zbrodnia i śmierć zdają się mu towarzyszyć jak wierne przyjaciółki. Paryż ma dla niego swoje uroki, ale niekoniecznie takie, jakie dostrzega w nim większość z nas. Co zatem zachwyci detektywa w tej europejskiej metropolii?! Różne są powieści należące do cyklu o Monku. Ta należy do najlepszych. Jest intrygująca, lekka i zabawna. Może to zmiana miejsca akcji, może nowe pomysły Lee Goldberga – w każdym razie: zabawa jest przednia. Tej książki, podobnie jak pozostałych tytułów cyklu, nie trzeba porównywać z serialem. Tworzą one bowiem świat inny niż ten serialowy, na swój sposób pełniejszy, bogatszy w szczegóły. Ukazany oczami Natalii Teeger i komentowany jej niezwykle trafnymi uwagami. Lee Goldberg „Detektyw Monk jedzie do Paryża”, Dom Wydawniczy Rebis


Bestsellery!

amazonka.pl:

1. ,,Zupa z ryby fugu” - Monika Szwaja 2. ,,Nielegalne związki” - Grażyna Plebanek 3. ,,Kiedy Bóg odwrócił wzrok” - Wiesław Adamczyk 4. ,,Chata” - William P. Young 5. ,,Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu” - Mary Roach 6. ,,Ksiądz Rafał” - Maciej Grabski 7. ,,Metoda doktora Dukana” - Pierre Dukan 8. ,,Nie potrafię schudnąć” - Pierre Dukan 9. ,,Nie potrafię schudnąć. 350 nowych przepisów” - Pierre Dukan 10. ,,Muzeum niewinności” - Orhan Pamuk

merlin.pl:

1. ,,Nie potrafię schudnąć” - Pierre Dukan 2. ,,Zupa z ryby fugu” - Monika Szwaja 3. ,,Nie potrafię schudnąć. 350 nowych przepisów” - Pierre Dukan 4. ,,Nielegalne związki” - Grażyna Plebanek 5. ,,Być kobietą i nie zwariować. Opowieści psychoterapeutyczne” - Katarzyna Miller, Monika Pawluczuk 6. ,,Metoda doktora Dukana” - Pierre Dukan 7. ,,Niewidoczni Akademicy” - Terry Pratchett 8. ,,Katalog roślin polecanych przez Związek Szkółkarzy Polskich” 9. ,,Głos bogów - tom 3” - Trudi Canavan 10. ,,Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały - jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” - Adele Faber, Elaine Mazlish


empik.com:

1. ,,Nie potrafię schudnąć” - Pierre Dukan 2. ,,Nielegalne związki” - Grażyna Plebanek 3. ,,Metoda doktora Dukana” - Pierre Dukan 4. ,,Mężczyźni, Którzy Nienawidzą Kobiet” - Larsson Stieg 5. ,,Głos Bogów” - Canavan Trudi 6. ,,Zamek z Piasku Który Runął” - Larsson Stieg 7. ,,Nie potrafię schudnąć. 350 nowych przepisów” - Pierre Dukan 8. ,,Dziewczyna, Która Igrała z Ogniem” - Larsson Stieg 9. ,,Wybrana” - Cast P.C., Cast Kristin 10. ,,Zupa z ryby fugu” - Monika Szwaja

matras.pl:

1. ,,Zupa z ryby fugu” - Monika Szwaja 2. ,,Zaginiony symbol” - Dan Brown 3. ,,Kapuściński non-fiction” - Artur Domosławski 4. ,,Niewidoczni akademicy” - Terry Pratchett 5. ,,Alfabet braci Kaczyńskich” - Michał Karnowski, Piotr Zaremba 6. ,,Encyklopedia natury” 7. ,,Pod kopułą” - Stephen King 8. ,,Milczące morze” - Clive Cussler, Jack Du Brul 9. ,,Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” - Stieg Larsson 10. ,,Cukiernia pod Amorem” - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

kolporter.pl:

1. ,,Kronika żałoby 10-18 kwietnia 2010” 2. ,,LEGO(R) ATLANTIS W poszukiwaniu zaginionego miasta II” 3. ,,Nie potrafię schudnąć” - Pierre Dukan 4. ,,Saga o Czarnoksiężniku: W nieznane” - Margit Sandemo 5. ,,Świnka Peppa Kiedy spada gwiazda” - Astley Neville, Baker Mark 6. ,,LEGO(R) ATLANTIS W poszukiwaniu zaginionego miasta I” 7. ,,Saga o Czarnoksiężniku: Magiczne księgi”- Margit Sandemo 8. ,,Saga o Czarnoksiężniku: Blask twoich oczu” - Margit Sandemo 9. ,,Twój biznes w internecie. Podręcznik e-marketingu” 10. ,,Wielka księga porad eksploatacyjnych”


SO ND PN WT ŚR CZW PT SO ND i, żk sią a iK w rg za ta ars ie sk ki, W aw u sz Na ar i W ry a u aj lt m Ku 6 c -1 ła 13 Pa

w o, có ieg aw ick yd ub iW yK rg ad a Ta k aw a Ar sz aj , r m ch a 9 ki W 7- lic to Ka

13 Au ma di ja o Og 20 ł 14 09 os m “N , P zen aj aja ał ie pi , g ac w ęk o ni d Ku yn ej z. lt ikó sz 12 ur w Ku e k :0 yi k lt sią 0 O Na on ur ż g uk ku y i ki r ło i, rsu Na ok sze W uk u” nie ar Ks , i, Sa w sz iąż W l y aw ka ar a ni a sz Ru kó w aw dn a iew ko a, nku Pa rs ła u c

Kalendarium maja

Z życia książki

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 1 PN WT ŚR CZW PT

SO ND

P


PN

i m 28ło 30 m dz a ież ja y D Ta ob rgi re ks St iąż ro ki ny dl ,W a ro dzie cł ci aw

17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 WT ŚR CZW PT SO ND PN WT ŚR CZW PT SO

ND PN

Brak tu organizowanego przez Ciebie wydarzenia? Planujesz w czerwcu spotkanie autorskie, ogłoszenie wyników konkursu, spotkania księgarskie? Daj nam znać do 25 maja 2010, a informacja na pewno znajdzie się w kolejnym numerze e-magazynu „Czytam”.

i,

W Ta ar rg sz i K aw si a ążk

1 DO 8 m NG aja , Sa A”, go la ko dz Ko nt . 17 nf yn :0 er ua 0, en to Og cy ra ło jn tr sz a ad en B i 20 bl ycj ie w io i “ y -2 te Dz ni 3 ki ie kó m Gł cię w Pa aj ów ce ko ła a ne g o nk c K Mi j m Be ur ul ęd .st sts su tu zy . W ell “N ry na ar era agr i N ro sz o aw Rok da au do y u” ki we , ,


? o t z s Lubi

K

lik

!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.