Fragment książki „Dzień wszystkiego"

Page 1

Piekący ból zalał mi oczy i mózg. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że chodzi o rękę. Jakieś diabelskie kleszcze zacisnęły się na niej i chciały mi ją wyrwać. Ból był nie do zniesienia, więc wrzeszczałam na całe gardło, bo to przynosiło odrobinę ulgi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w mojej prawej dłoni tkwią zęby małpki. Ugryzła mnie! Dlaczego? Co ja jej złego zrobiłam? Wyjąc, sycząc i skręcając się z bólu, rozglądałam się za Hugonem, Julką, Antkiem i oczywiście za Filipem. Chciałam, żeby przy mnie był, przytulił, pocieszył, wtedy to wszystko miałoby jakiś sens. Filip jest wysoki, nietrudno go zauważyć. Blady, z otwartymi ustami stał blisko mnie, ale nie ruszył się z miejsca. Jego źrenice robiły się coraz większe. Ktoś chwycił małpę, ale jej ostre zęby były mocno wbite w moją dłoń. Zdawało mi się, że minęło sto lat, zanim ją ode mnie oderwano. Ból był obezwładniający. Wciąż nie wierząc, że to się dzieje naprawdę, spojrzałam na swoją rękę. To była moja dłoń? Krew oblepiła rękaw szarej bluzy, jasne dżinsy. Kilku gapiów miało pobrudzone na czerwono podkoszulki. Ludzie się odsuwali, żebym ich nie ochlapała. Bolało coraz bardziej. Otworzyłam usta w niemym krzyku, bo ból nie pozwalał mi złapać powietrza. Zachwiałam

35


się, tracąc równowagę. Musiałam ukucnąć, bobym się przewróciła. Lodowaty dreszcz przebiegł mi po ciele, potem drugi, trzeci, czwarty. Nie wiedziałam, że od bólu dostaje się dreszczy, bo nigdy nic aż tak mnie nie bolało. – Co się stało? – Ugryzła ją małpa? – Pogotowie! – Gdzie są twoi rodzice? – Rodzice tej dziewczynki! Ro-dzi-ce!!! Spanikowani ludzie kłębili się wokół mojej głowy i ta panika coraz bardziej mi się udzielała. Nie mam pojęcia, kto zawiązał mi dziecięcy sweterek poniżej łokcia, nie wiem, dlaczego zrobiło mi się ciepło w uda. Nie wiem, kto posadził mnie na trawie i okrył swoim swetrem. Na pewno nie Filip. W tłumie mignęła mi znowu jego twarz, ale wciąż stał jak skamieniały. Patrzył na mnie pustym wzrokiem, jakby pierwszy raz mnie zobaczył. Nie zrobił kroku w moją stronę. Może brzydził go widok krwi? Może Hugo, Julka i Antek też się brzydzili? Wydało mi się, że szarpnęli Filipa za bluzę i wszyscy pobiegli w stronę wyjścia. Ktoś kazał mi powiedzieć, gdzie jest mój telefon i jak zadzwonić do rodziców. Tata przyjechał jeszcze przed pogotowiem. Kiedy zobaczył na mojej ręce węzeł cudzej bluzy nasiąknięty krwią, zrobił się biały jak papier do drukarki. Idąc do mnie, potknął się i prawie upadł.

36


– Jestem, córuniu. Co się stało? Kochanie, oprzyj się o mnie. Trzymaj rękę nad głową. To było ostatnie, co usłyszałam, zanim zapadłam w puchatą ciszę.

– Jest już na pooperacyjnej… Jeszcze nie wiemy… Usłyszałam głos, ale dochodził jak zza grubego muru, więc może tylko mi się wydawało, że to głos mojego taty. – Słuchaj, Barnaba… aha, już jesteś… drugie piętro… powiedz w recepcji, że do pooperacyjnej. To mówił mój tata. Teraz już miałam pewność, zwłaszcza że imię Barnaba znałam bardzo dobrze. Poruszyłam się. Sztywna, szorstka pościel zaszeleściła pode mną, jakbym leżała na tekturze. Ostra woń środków dezynfekujących uderzyła mnie w nos. Najprostsza rzecz sprawiała mi trudność. Na przykład uniesienie powiek. Mimo że próbowałam, nie mogłam otworzyć oczu. Kiedy w końcu mi się to udało, światło niemal mnie oślepiło. Potrzebowałam kilku chwil, żeby zrozumieć, że tak razi mnie przyćmione żółte światełko nad szpitalnym łóżkiem. Zobaczyłam niewyraźną postać mamy. „Tylko nie to!” – pomyślałam i pożałowałam, że odzyskałam przytomność. Mama dzwoniła do mnie miesiąc temu, żeby złożyć mi życzenia urodzinowe. Odebrałam jedynie dlatego,

37


że tata mnie ubłagał, ale ograniczyłam się do powiedzenia: „dzień dobry, oczywiście, dziękuję, do widzenia” i się rozłączyłam. Z komórką w ręku stała przy oknie. Widziałam jej plecy i starannie podgolone krótkie włosy. Była w szarym garniturze, na który miała narzucony szpitalny jednorazowy fartuch. Wyglądała w nim jak groźna pani ordynator. Tata siedział przy moim łóżku. Spod fartucha wystawała mu pognieciona, poplamiona krwią koszula, w której przyjechał po mnie do cyrku. Fioletowe wory pod oczami mówiły, że musiał siedzieć tu od dobrych paru godzin. Zerwał się, gdy tylko jęknęłam. Błyskawicznie zakończył rozmowę ze stryjkiem Barnabą. W tym momencie już wiedziałam, że musiało być ze mną kiepsko. Tata trochę się bał swojego starszego brata. Nie przerwałby rozmowy z nim z byle powodu. – Majeczko, kochanie moje, jak się czujesz? Chcesz pić? Nie jest ci zimno? Pielęgniarka mówiła, że możesz już jeść. Chcesz banana? Nie byłam w stanie odpowiedzieć na żadne z tych pytań. To obecność mamy tak mnie paraliżowała. Tam, gdzie powinna być moja prawa ręka, leżał obandażowany biały tobół, spod którego wystawały koniuszki palców.

38


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.