Piekący ból zalał mi oczy i mózg. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że chodzi o rękę. Jakieś diabelskie kleszcze zacisnęły się na niej i chciały mi ją wyrwać. Ból był nie do zniesienia, więc wrzeszczałam na całe gardło, bo to przynosiło odrobinę ulgi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w mojej prawej dłoni tkwią zęby małpki. Ugryzła mnie! Dlaczego? Co ja jej złego zrobiłam? Wyjąc, sycząc i skręcając się z bólu, rozglądałam się za Hugonem, Julką, Antkiem i oczywiście za Filipem. Chciałam, żeby przy mnie był, przytulił, pocieszył, wtedy to wszystko miałoby jakiś sens. Filip jest wysoki, nietrudno go zauważyć. Blady, z otwartymi ustami stał blisko mnie, ale nie ruszył się z miejsca. Jego źrenice robiły się coraz większe. Ktoś chwycił małpę, ale jej ostre zęby były mocno wbite w moją dłoń. Zdawało mi się, że minęło sto lat, zanim ją ode mnie oderwano. Ból był obezwładniający. Wciąż nie wierząc, że to się dzieje naprawdę, spojrzałam na swoją rękę. To była moja dłoń? Krew oblepiła rękaw szarej bluzy, jasne dżinsy. Kilku gapiów miało pobrudzone na czerwono podkoszulki. Ludzie się odsuwali, żebym ich nie ochlapała. Bolało coraz bardziej. Otworzyłam usta w niemym krzyku, bo ból nie pozwalał mi złapać powietrza. Zachwiałam
35