O pewnej dziewczynce oraz o tym, jakie harce wyczyniała pod krainą czarów

Page 1

Wszystkim, którzy dali szansę dziewczynce o dziwnym imieniu oraz jej latającej Bibliotece. Niech rozpoczną się Harce.

!

4

!


OSOBY DRAMATU September Jej matka Jej ojciec Tajga, hren Niip, hren Karol Miażdżyk, król fejów Upadnica, Sybilla A-do-L, Librowerna Halloween, królowa Krainy Cienia Regentka Kawowa Regent Herbaciany ich dzieci: Darjeeling Pu Erh Robusta Mały Earl Sobótka, wodnik Dowcip, kruk Nauka, jego siostra, także kruk Bazgrołka Soliród, goblin Uważna Suknia, Użyteczne Narzędzie Oberżyna, Nocny Ptak Dodo Bertram, Płaczący Węgorz Blask, papierowy lampion Aleman, lutyn Avogadra, monaciella Gnejs, järlhopp Cebulowy Człowiek


Owsiany Skoczek, glasztyn Belinda Kapusta, Fyziczka Maud, cień Jago, Pantera Wichrów Lewa, minotaur Książę Mirra, chłopiec Nod, Snożerny Tapir Srebrny Wiatr, Wiatr Drogi Czarny Wiatr, Wiatr Szalony Czerwony Wiatr, Wiatr Wojny Zielony Wiatr, Wiatr Gwałtowny Cymbelina, Tygrysica Nagłych Porywów Banko, Ryś Mżawek Imogen, Gepardzica Bryz

Rozdział i

E SKAPADA ŁÓDKI I KRUCZY POŚCIG w którym dziewczynka o imieniu September dochowuje tajemnicy, ma kłopoty w szkole, kończy trzynaście lat i prawie wpada pod łódkę, znajdując jednocześnie przejście do Krainy Czarów

B

yła sobie dziewczynka o imieniu September, która miała pewną tajemnicę.

Tajemnice to delikatne sprawy. Mogą napełniać nas słody-

czą, dzięki czemu czujemy się jak kot, który złapał wyjątkowo tłustego wróbla, nie obrywając przy tym zębem lub pazurem od innego kota. Ale mogą też w nas utknąć i powoli wkręcać się

!

9

!


rozdzi A ł i

E Sk A pA dA łódk i i k rucz y pościg

nam w kości, niczym wiertło w beton, i wrzeć w nich jak

o ile wcześniej September była po prostu i po cichu dziwna,

gorzka zupa. Wtedy to tajemnica ma nas, a nie odwrotnie. Mo-

na matematyce wpatrywała się w okno, a w czasie lekcji wiedzy

żemy cieszyć się zatem, że September trafiła się tajemnica

obywatelskiej czytała pod ławką ilustrowane książki, o tyle

pierwszego rodzaju. Mogła nosić ją przy sobie jak parę ciepłych

obecnie inne dzieci wyczuwały w niej coś dzikiego i obcego.

rękawiczek, które mogłaby wciągnąć, gdy zrobi jej się zimno

koleżanki z klasy nie potrafiłyby powiedzieć, co tak bardzo

i ogrzać się wspomnieniem minionych dni.

drażni je w September. gdyby posadzić je w rządku na krze-

Tajemnica September była następująca: September odwiedziła krainę czarów.

słach i zapytać co o niej sądzą, najprawdopodobniej stwierdziłyby jedynie, że September jest „inna”.

W ciągu wieków przydarzyło się to już wielu innym dzie-

Nie zapraszały jej więc na urodziny, nie pytały, co robiła

ciom na całym świecie. Napisano o tym wiele książek, wiele

w czasie wakacji, tylko kradły jej książki i oczerniały przed na-

pokoleń dziewcząt i chłopców czytało je, robiło sobie drew-

uczycielami. „September ściąga na matematyce”, szeptały pouf-

niane miecze i wycinało z papieru centaury, czekając na swoją

nie. „September czyta stare brzydkie książki na wuefie”,

kolej. Ale dla September to oczekiwanie dobiegło końca zeszłej

„September chodzi z chłopcami do kantorka przy pracowni

wiosny. pokonała złą władczynię i wyzwoliła całą krainę od jej

chemicznej”. Wyśmiewały ją za plecami, aż trzęsły się im wstą-

okrucieństwa. zyskała przyjaciół, którzy nie dość, że byli dow-

żeczki we włosach oraz sztywne falbanki przy spódniczkach

cipni, dzielni i mądrzy, to byli także wiwerną, wodnikiem i mó-

sterczących niczym żywopłoty. plotkowały, dzieliły się wraże-

wiącym lampionem.

niami, a September stała zawsze na zewnątrz.

Niestety, awanturnicze opowieści bardzo niewiele mówią

September miała do obrony jedynie swoją tajemnicę. kiedy

o tym, jak zachować się po powrocie do domu. September

czuła się okropnie i samotnie, aż robiło jej się zimno, mogła się-

przeszła głęboką przemianę, od dziewczynki, która rozpaczliwie

gnąć po nią, niczym po rozżarzony węgielek, na który można

pragnęła wierzyć w realność baśni, w kogoś, kto jest tej realności

podmuchać, by znów wydobyć jego blask i ciepło. A-do-L, jej

świadom. Taka zmiana nie przypomina, na przykład, zmiany

Librowerna, który pocierał nosem o niebieski policzek Sobótki,

fryzury. raczej zmianę całej głowy!

by go rozbawić, zielony Wiatr depczący pole pszenicy swymi

Nie wpłynęło to dobrze na szkolne życie September.

szmaragdowymi śniegowcami. Wszyscy czekają na jej powrót, który na pewno nastąpi już niedługo. czuła się trochę jak jej

!

10

!

!

11

!


rozdzi A ł i

E Sk A pA dA łódk i i k rucz y pościg

ciocia Margaret, która po powrocie ze swoich wojaży nigdy nie

niedawno mama czytywała jej książki o fejach, żołnierzach i pio-

była już taka sama. opowiadała o paryżu, o jedwabnych spodniach,

nierach, a teraz każda miała swoją lekturę – książkę albo gazetę –

czerwonych akordeonach i buldogach, ale nikt nie rozumiał jej

zupełnie jak mama i tata przed wojną. Niedziele były najfajniejsze.

do końca. Słuchali przez grzeczność, aż ciocia popadała w za-

dzień zdawał się nie mieć końca, a September rozkwitała w cie-

dumę i zatapiała wzrok w oknie, jakby miała za nim zobaczyć

ple szerokiego, szczerego uśmiechu swojej mamy.W niedziele nie

Sekwanę zamiast bezkresnych pól pszenicy i kukurydzy. Septem-

cierpiała. Nie tęskniła za miejscem, gdzie nie musiała tłumaczyć

ber teraz dopiero mogła zrozumieć ciocię, więc postanowiła słu-

się z niczego przed dorosłymi. Nie marzyła o tym, by jej skromny

chać jej ze szczególną uwagą w trakcie następnej wizyty.

posiłek złożony z mięsa z konserwy zmienił się w czarodziejską

Wszystkie wieczory September wyglądały podobnie. Myła ten sam różowo-żółty zestaw do herbaty, zajmowała się tym

ucztę z cukierków, serduszek z piernika i fioletowych melonów pełnych wonnego jak wino deszczu.

samym małym i coraz bardziej zaniepokojonym pieskiem oraz

W niedziele prawie nie myślała o krainie czarów. czasami

słuchała dużego radia w obudowie z drewna orzechowego, wy-

zastanawiała się, czy nie powiedzieć mamie o swoich przygo-

czekując na wieści z frontu, o tacie. radio w korytarzu wydawało

dach. czasami miała na to ogromną ochotę. Ale jakaś starsza

się tak wielkie, że September miała wrażenie, iż są to wielkie

i mądrzejsza część jej osoby radziła: „o niektórych rzeczach le-

drzwi, gotowe otworzyć się w każdej chwili i wpuścić do domu

piej jest nie mówić”. obawiała się, że jeśli opowie o wszystkim

złe wieści. gdy słońce co wieczór zachodziło nad prerią, wypa-

głośno, wspomnienia znikną jak puch dmuchawca. co by się

trywała skrawka zieleni na horyzoncie, mignięcia nakrapianej

stało, gdyby to wszystko nie było prawdą? gdyby okazało się

sierści w zbożu, znajomego śmiechu, mruczenia. Ale jesień wy-

snem albo, co gorsza, objawem szaleństwa, jak w przypadku ku-

kładała kolejne złote karty dni i nikt się nie pojawiał. Mama

zyna jej ojca z iowa city? Wszystkie takie możliwości były zbyt

w niedziele nie pracowała w fabryce samolotów, więc September

przerażające, więc wolała o nich nie myśleć.

pokochała ten dzień tygodnia. Siadywały sobie razem wygodnie

kiedy nachodziły ją te mroczne myśli, że być może jest głu-

przy kominku i czytały, podczas gdy piesek ciągnął je za sznuro-

piutką dziewczynką, która naczytała się książek, że może oszalała,

wadła. Albo mama wślizgiwała się pod wysłużonego forda A pana

September oglądała się za siebie... i przejmował ją dreszcz. Wi-

Alberta i tłukła narzędziami, aż September mogła przekręcić klu-

działa tam bowiem dowód na to, że wszystko wydarzyło się

czyk w stacyjce i usłyszeć jak silnik ponownie ożywa. Jeszcze

naprawdę. Straciła swój cień, ponad falami odległej rzeki,

!

12

!

!

13

!


rozdzi A ł i

E Sk A pA dA łódk i i k rucz y pościg

nieopodal dalekiego miasta. Straciła coś bardzo realnego i nie

cierpiącą na gościec? oczywiście, September i tak z nim odleci,

mogła już tego odzyskać. Jeśli ktoś zauważy, że September nie

nie zawaha się ani przez chwilę, bez względu na to, czy będzie

rzuca cienia, będzie musiała powiedzieć. Ale dopóki jej tajemnica

mieć osiemnaście czy osiemdziesiąt lat! Ale na starsze panie

pozostawała tajemnicą, miała siłę, by znieść to wszystko – dziew-

w krainie czarów czyhają różne niebezpieczeństwa – mogą

czyny ze szkoły, długie zmiany mamy w fabryce, nieobecność

złamać sobie kość biodrową w czasie jazdy na dzikim welocy-

ojca. Była w stanie znieść nawet podobne do odgłosu niegasną-

pedzie albo napadnie je obowiązek mówienia wszystkim na-

cego ognia trzaski w wielkim radioodbiorniku. Minął już prawie

około, co mają robić, ponieważ to one mają zmarszczki. To

rok od chwili powrotu September z krainy czarów. pobyt po

ostatnie nie byłoby aż takie złe – być może September mogłaby

drugiej stronie świata miał również pewne praktyczne skutki:

zostać wspaniałą starą, pomarszczoną wiedźmą i opanowałaby

spowodował, że dziewczynka zaczęła poznawać mitologię, stara-

sztukę złośliwego chichotania. Ale musiałaby tak długo czekać!

jąc się zorientować w kwestiach obyczajów fejów, dawnych

Nawet mały piesek o naburmuszonej mordce zaczął patrzeć na

bóstw, dynastii królewskich i innych czarodziejskich postaci.

nią wyczekująco, jakby mówiąc: „czy nie czas już na ciebie?”

z lektur wyciągnęła wniosek, że rok nieobecności w krainie

A może stało się najgorsze i zielony Wiatr o niej zapomniał?

czarów stanowi jeden kompletny, wielki cykl słoneczny. z pew-

Albo znalazł inną dziewczynkę, równie zdolną do walki ze złem

nością zielony Wiatr będzie znów podróżować po niebie i zabie-

i mówienia mądrych rzeczy, jak September? A co jeśli wszyscy

rze ją z powrotem do swego świata, śmiejąc się, podskakując

obywatele krainy czarów po prostu powiedzieli „dziękuję”

i tworząc aliterowane sformułowania. A ponieważ Markiza została

i powrócili do swoich spraw, nie myśląc już nic więcej o swej

pokonana i z krainy czarów zostały zdjęte okowy, tym razem

małej ludzkiej przyjaciółce? A jeśli nikt po nią nie przyjdzie?

September nie będą czekały żadne ciężkie próby, żadne testy odwagi, lecz jedynie frajda, zabawa i desery jagodowe.

September skończyła trzynaście lat. Nie zawracała sobie nawet głowy zapraszaniem kogokolwiek na urodziny. Natomiast

Ale zielony Wiatr nie nadchodził.

od mamy dostała plik kartek na żywność, związany aksamitną

W miarę jak wiosna zbliżała się do kresu, September zaczęła

brązową wstążeczką. Mama gromadziła je przez wiele miesięcy.

martwić się na dobre. W krainie czarów czas płynie inaczej.

Masło, cukier, sól, mąka! A na dodatek w sklepie pani Bowman

A co będzie, jeśli ona skończy osiemdziesiąt lat, zanim tam

dała im malutką paczuszkę kakao. September z mamą upiekły

minie rok? A jeśli zielony Wiatr zastanie po powrocie staruszkę

potem ciasto, a podekscytowany piesek podskakiwał, by wylizać

!

14

!

!

15

!


rozdzi A ł i

E Sk A pA dA łódk i i k rucz y pościg

drewnianą łyżkę. przysmak zawierał tak mało czekolady, że miał

smakowitą kość. September wzięła swoje nowe książki i wyszła

kolor kurzu, ale September smakował niesamowicie. po skoszto-

w pole, by popatrzeć jak zapada wieczór i pomyśleć.Wychodząc

waniu ciasta, poszła z mamą na film o szpiegach. Mama kupiła

i zamykając za sobą drzwi do ogródka słyszała trzaski i wiado-

jej torebkę popcornu a także cukierki toffi. od tej obfitości aż

mości płynące z radia. pykanie i sykanie zakłóceń w eterze po-

zakręciło się jej w głowie!

dążało za nią jak szary cień.

Była to frajda prawie taka jak w niedzielę, zwłaszcza że Sep-

September położyła się na dywanie utkanym z zielonych

tember dostała jeszcze trzy książki opakowane w zielony papier,

zbóż. Spojrzała w górę, poprzez złoto-zielone źdźbła. Niebo

w tym jedną po francusku. przysłał je tata aż z pewnej wioski

świeciło głębokim błękitem i różem. Na tym wieczornym tle

we Francji, którą wyzwolił (w pewnością miał kogoś do po-

zapłonęła mała, żółta gwiazdka, niczym żarówka.

mocy, ale według September zrobił to własnymi rękami – być

„To planeta Wenus”, pomyślała September. „Była boginią

może używając złotego miecza i siedząc na grzbiecie dumnego,

miłości. przyjemnie jest wiedzieć, że miłość rozpoczyna wie-

czarnego rumaka). czasami September z trudem udawało się

czór i że rano gaśnie jako ostatnia. Miłość daje światło, przez

oddzielić w myślach wojowanie taty od własnego. oczywiście

całą noc. ktokolwiek nazwał ją Wenus, zasłużył na piątkę”.

nie potrafiła przeczytać książki, ale na okładce tata napisał: „do

Możemy wybaczyć naszej bohaterce, że z początku nie

zobaczenia niedługo, córeczko” i to sprawiło, że książka wyda-

zwróciła uwagi na ten dźwięk. po pierwsze, nie nasłuchiwała

wała jej się najwspanialszą książką świata. Miała także ilustracje

niczego dziwnego ani nie wypatrywała żadnych znaków.

przedstawiające dziewczynkę w wieku September, siedzącą na

W końcu nie myślała teraz wcale o krainie czarów, tylko

księżycu i wyciągającą ręce, by złapać gwiazdy, albo stojącą na

o dziewczynce rozmawiającej z czerwonym kapeluszem i o

wysokiej księżycowej górze i rozmawiającą z dziwnym czerwo-

tym, co to może oznaczać, a także jakie to cudowne, że tata

nym kapeluszem z dwoma zawadiackimi piórkami, unoszącym

wyzwolił całą wioskę. poza tym szelesty są dość częstymi odgło-

się w powietrzu. September kartkowała książkę uważnie po

sami wśród pszenicy i traw. Słyszała je i widziała również, że lekki

drodze do kina, starając się wymawiać obco brzmiące słowa

wietrzyk przewraca kartki jej urodzinowych książek. Nie zauwa-

i odgadnąć, o czym opowiada.

żyła jednak łódki, dopóki ta nie przemknęła z zawrotną prędko-

kiedy dojadły z mamą urodzinowe ciasto w kolorze kurzu, mama wstawiła wodę na herbatę. piesek zabrał się za niebywale

!

16

!

ścią ponad jej głową, sunąc po czubkach kłosów zboża niczym po falach.

!

17

!


rozdzi A ł i

September zerwała się na równe nogi, by zobaczyć dwie postaci siedzące w małej, czarnej łódce, podskakującej lekko na

E Sk A pA dA łódk i i k rucz y pościg

Ale oni wiosłowali coraz szybciej ponad powierzchnią pola. zapadła już noc.

falach pszenicy, niezwykle szybko poruszające wiosłami. Jedna

„Nigdy ich nie dogonię!”, September myślała gorączkowo,

z nich miała na głowie kapelusz z dużym rondem, śliski i ciemny,

ze ściśniętym sercem. Jak już wspominałam, dzieci są bez serca,

jak u rybaka. druga wyciągnęła długą, srebrną rękę, dotykając

ale nie dotyczy to już podrostków. Nastoletnie serca są surowe,

puszystych kłosów. Jej ramię połyskiwało metalicznie. Była to

świeże, szybkie, gwałtowne i nie znają swojej własnej mocy.

szczupła damska ręka o żelaznych paznokciach. September nie

Nie znają także rozumu i ograniczeń a jeśli mam być szczera,

widziała twarzy. Barki mężczyzny były szerokie, potężne i przy-

to niektóre mocno dorosłe serca nigdy z tego nie wyrastają.

słaniały postać srebrnej damy. Widać było tylko jej ramię.

dlatego teraz możemy powiedzieć coś, co wcześniej byłoby

– poczekajcie! – zawołała September, biegnąc za łódką naj-

nie do powiedzenia, a mianowicie, że serce September ścisnęło

szybciej, jak potrafiła. umiała rozpoznać zjawiska rodem z kra-

się, ponieważ serce zaczęło w niej rosnąć, jak kwiat w ciemno-

iny czarów, a jedno z nich właśnie uciekało przed nią

ści. Możemy nawet poczuć dla niej nieco współczucia, ponie-

w podskokach.

waż posiadanie serca prowadzi do wielu specyficznych cierpień

– poczekajcie! Tu jestem!

u dorosłych.

– Lepiej uważaj na Alemana! – odpowiedział jej przez ramię

September biegła zatem coraz szybciej, a jej surowe, niedoj-

mężczyzna w czarnej pelerynie. Jego twarz skrywał cień, ale głos

rzałe serce ściskała panika. czekała tak długo, a teraz oni jej

brzmiał znajomo. Była w nim pewna niesforna chrypka, którą

uciekali. Była zbyt mała, zbyt powolna. Jeśli przegapi swoją

September prawie rozpoznawała. – Aleman już się zbliża w swoim

szansę, czy będzie mogła to znieść? Traciła powietrze i dysząc

powozie ze szmat i kości, i ma wszystkie imiona na swej liście.

poczuła łzy w kącikach oczu. W biegu sfrunęły jej jednak z po-

Srebrna dama zdawała się łapać wiatr swoją błyszczącą ręką.

liczków. pędziła depcząc zeszłoroczne kolby kukurydzy i poje-

– przedzierałam się przez zasieki, zanim tobie wypadły

dyncze niebieskie kwiatki.

mleczne zęby, staruszku. Nie próbuj robić na mnie wrażenia

– Tu jestem! – pisnęła. – To ja! Nie odpływajcie!

swoim slangiem, szermierką słowną i urokiem osobistym.

Srebrna pani zniknęła w oddali. September starała się z ca-

– poczekajcie, proszę! – wołała za nimi September.W zasysają-

łych sił nie tracić jej z oczu, dogonić, biec szybciej, trochę szyb-

cych się boleśnie płucach zabrakło jej powietrza. – Nie nadążam!

ciej. Schylmy się nad nią, depcząc jej po piętach, szepnijmy jej

!

18

!

!

19

!


rozdzi A ł i

do ucha: „Nie poddawaj się, dasz radę, dogonisz ich, wyciągnij jeszcze trochę ręce!” September biegła jeszcze szybciej, pędziła przez trawy, nie widząc niskiego, porośniętego mchem murku, który przecinał pole, aż potknęła się i przewróciła. Wylądowała twarzą w trawie, tak białej, że wydawała się pokryta świeżym śniegiem, ale przyjemnie

chłodnej

i niezmiernie

słodko

pachnącej, jak

lemoniada. książka leżała, zapomniana, na nagle opustoszałej połaci trawy z naszego świata. poryw wiatru, leciutko pachnącego wszystkim, co zielone, miętą, rozmarynem i świeżym sianem,

Rozdział ii

przewracał stronice coraz szybciej, jakby w pośpiechu próbując

L EŚN E

dojść do końca. Mama September wyszła przed dom, szukając córki, z opuchniętymi od płaczu oczami. Ale na polu pszenicy nie było dziewczynki. Leżały tam jedynie trzy nowiutkie książki i trochę cukierków toffi w opakowaniu z woskowanego papieru. W ślad za łódką, która zniknęła już z zasięgu wzroku, odlatywała kracząc para kruków.

CIENIE

w którym September odkrywa las ze szkła, stosuje w nim niezwykle praktyczne umiejętności, potyka raczej mało towarzyskiego renifera i dowiaduje się, że w Krainie Czarów stało się coś okropnego

S

eptember podniosła głowę z bladej trawy. Wstała chwiej-

W tle skwierczało i trzaskało radio.

nie, rozcierając posiniaczone golenie. granica między na-

szym światem a krainą czarów tym razem nie potraktowała jej łagodnie. Była sama, bez odzianego na zielono opiekuna, który mógłby przeprowadzić ją bez uszczerbku przez wszystkie punkty graniczne. September wytarła nos i rozejrzała się dookoła, by zorientować się, gdzie się dostała.

!

20

!

!

21

!


rozdzi A ł ii

Wokół niej wznosił się las rozświetlony jasnym popołudniowym słońcem, zmieniającym każdą gałązkę w płomień,

LEśNE ciENiE

– obca, obca, obca! – odpowiedziały różowo-zielone ptaki. – Mam, mam, mam, mam, mam!

złoto i skrzące się fioletowe odblaski – każde z wysokich drzew

September znowu się roześmiała. Wyciągnęła rękę w stronę

tego lasu było bowiem z powykręcanego, drżącego, gruzłowa-

jednej z niższych gałęzi, na której siedział ptak, obserwując ją

tego szkła. Szklane korzenie wystawały spod śnieżnobiałej trawy

uważnie szklistymi oczkami. Skierował w jej stronę opalizujący

i niknęły w niej z powrotem, szklane liście poruszały się dzwo-

pazur.

niąc jak malutkie dzwonki sań. różowe ptaki pikowały zlatując

– cześć, ptaszku – powiedziała wesoło. – Wróciłam

z gałęzi w poszukiwaniu szklanych jagód, które łapały w za-

i wszystko nadal jest tak niesamowite i cudowne, jak zapamięta-

krzywione, zielone dzioby. ich altowe trele brzmiały jak tryum-

łam! gdyby dziewczyny ze szkoły mogły zobaczyć to miejsce,

falne „Mam, mam, mam, mam!” oraz „obca, obca, obca!”. cóż

na pewno od razu by je zatkało, mówię ci. umiesz mówić? czy

za ustronne, zimne i piękne miejsce zamieszkiwały! Splątane,

możesz mi powiedzieć, co się działo, kiedy mnie tu nie było?

białe poszycie lasu opływało ogniste, poskręcane dęby. Szklana

czy wszystko już jest dobrze? czy fejowie wrócili? czy co

rosa drżała delikatnie na liściach, a szklany mech chrzęścił cicho

wieczór są tańce i na każdym stole jest kakao? Jeśli nie umiesz

pod stopami. Tu i tam z kręgów czerwonozłotych szklanych

mówić, to nie szkodzi, ale jeśli umiesz, przemów! Mówienie to

grzybów wyglądały kępy srebrzysto-niebieskich kwiatków.

frajda, jeśli mówi się o wesołych sprawach. A ja jestem wesoła!

September roześmiała się.

och, jestem, ptaszku. Bardzo wesoła. – September znowu się

– Wróciłam tu! Wróciłam, ach, wróciłam! – obróciła się

roześmiała. po tak długim okresie skrywania tajemnicy, słowa

wokół własnej osi wyrzucając ręce na boki. Szybko jednak sama

wyskakiwały z niej jak bąbelki z butelki schłodzonego, złotego

zatkała sobie usta, ponieważ echo jej śmiechu zabrzmiało dziw-

szampana.

nie w szklanym lesie. Nie był to jednak niemiły dźwięk i nawet

Ale śmiech zamarł jej w gardle. Być może nikt inny nie za-

jej się spodobał. przypominał mówienie do wnętrza morskiej

uważyłby tego tak szybko jak ona ani nie byłby tak zmrożony

muszli.

tym, co zobaczyła September. zbyt długo sama żyła z taką skazą.

– Jestem tu! Naprawdę tu jestem, to najpiękniejszy prezent urodzinowy na świecie! Witaj, kraino czarów! – zawołała. Echo jej głosu wypełniło powietrze, niczym plama jaskrawej farby.

!

22

!

ptak nie rzucał cienia. przechylił łepek na bok i jeśli potrafił mówić, zdecydował się tego nie robić. poderwał się do lotu, by zapolować na

!

23

!


rozdzi A ł ii

LEśNE ciENiE

jakiegoś szklanego robaka. September spojrzała na zmrożone

„Jestem tutaj, jestem w domu, nikt o mnie nie zapomniał

łąki, stoki wzgórz, grzyby i kwiaty. poczuła skurcz żołądka,

i nie mam jeszcze osiemdziesięciu lat”. September zaczęła się

który właśnie wykonał salto i schował się pod żebrami. Nic tu

rozglądać, szukając wzrokiem A-do-L’a, Sobótki, Blask i zielo-

nie miało cienia. Nawet drzewa, trawa, nawet śliczne, zielone

nego Wiatru. z pewnością wiedzieli przecież, że przybędzie

piórka ptaszków, nadal ją obserwujących i zastanawiających się,

i wyjdą jej na spotkanie! powitają ją wykwintnym piknikiem

co się dzieje. Na ziemię powoli opadł szklany, nierzucający

i żartami o starych dobrych czasach. Lecz nie, była sama, jeśli nie

cienia liść.

liczyć różowych ptaków wpatrujących się ciekawie w hałaśliwą

Niski murek, o który potknęła się September, ciągnął się po horyzont w jedną i drugą stronę. z każdej szczeliny w jego

istotę, która nagle zajęła tyle przestrzeni w ich lesie, oraz kilku podłużnych, żółtych chmur wiszących na niebie.

ciemnej powierzchni wyrastał bladoniebieski mech, niczym

– No cóż – potulnie wyjaśniła ptakom September – wiem,

niesforne włoski. Smoliście czarne szklane kamienie połyski-

że oczekuję zbyt wiele, sądząc, że wszystko będzie starannie za-

wały, poprzecinane żyłkami białego kryształu. pełen odbić las

planowane jak przyjęcie i wszyscy moi przyjaciele będą na mnie

rzucał na dziewczynkę rozdwojone i potrójne promyki, małe

czekać!

tęcze i długie snopy jaskrawopomarańczowego blasku. Septem-

duży samczyk zagwizdał, otrzepując swój piękny ogonek.

ber zamknęła oczy i otworzyła je znów, aby upewnić się, że na-

– Wydaje mi się, że jestem w jakiejś fascynującej prowincji

prawdę jest w krainie czarów, że to nie efekt uderzenia się

krainy czarów i muszę teraz odnaleźć drogę samotnie. pociąg

w głowę przy upadku. i jeszcze jeden, ostatni raz po to, by

też nie zawozi nikogo pod sam dom. Trzeba poprosić kogoś

sprawdzić, czy naprawdę nie ma tu cieni.Wypuściła z siebie dłu-

o podwiezienie!

gie, świszczące westchnienie. Jej policzki zapłonęły różem podobnym do odcienia piórek ptaków nad jej głową i liści na małych szklanych klonach.

Mniejsza samiczka z czarną plamką na piersi patrzyła na nią z powątpiewaniem. September przypomniała sobie, że pandemonium, stolica

A jednak, choć w całym pozbawionym cieni lesie dawało

krainy czarów, nie spoczywa w jednym miejscu. porusza się po

się wyczuć coś niewłaściwego, September czuła się kompletna,

całej krainie, by wyjść naprzeciw potrzebom osób poszukują-

rozgrzana, radosna. Nie mogła przestać zachwycać się tym

cych jej. Musiała jedynie zacząć postępować jak prawdziwa bo-

cudem, jakby gładziła śliski, błyszczący kamyk.

haterka, być niezłomna, odważna i dzierżyć mężnie jakiś

!

24

!

!

25

!


rozdzi A ł ii

LEśNE ciENiE

magiczny przedmiot, a z pewnością niebawem znajdzie się

ona zaś szła i szła, dzielna, niezłomna, lecz wciąż nie odnajdując

z powrotem w którejś z tych wspaniałych kąpieli, które utrzy-

pandemonium.

muje w gotowości mydlany golem ługa, by móc się oczyścić

„Mydlana ługa kochała jednak Markizę”, pomyślała Sep-

i przygotować na wejście do wielkiego miasta. W pandemo-

tember. „A Markizy już nie ma. Widziałam, jak zapada w głę-

nium na pewno mieszka A-do-L, jak domyślała się September,

boki sen. Widziałam, jak pantera Wichrów unosi ją w dal. Być

zadowolony z pracy u swojego dziadka, stołecznej Biblioteki

może na wędrowców nie czekają już żadne wanny do mycia

krainy czarów. Sobótka odwiedza na pewno co lato swoją bab-

odwagi. Może nie ma już łgi. Może pandemonium stoi w miej-

cię, czyli ocean, a poza tym zajęty jest dorastaniem, podobnie

scu. kto wie, co się stało w krainie czarów, kiedy ja uczyłam się

jak ona. Nie martwiła się o to. Na pewno wkrótce wszyscy

algebry i siedziałam przy kominku w każdą niedzielę?”

znów będą razem. dowiedzą się, co się stało z leśnymi cieniami

September rozglądała się za różowymi ptakami, do których

i zdążą poradzić sobie z problemem, by w samą porę przybyć na

zdążyła się już bardzo przywiązać, ponieważ były jej jedynymi

obiad, podobnie jak mama radziła sobie z klekotem silnika sa-

towarzyszami, ale one poszły już dawno spać. Starała się usłyszeć

mochodu pana Alberta.

hukanie sowy, ale żadna sowa nie odezwała się w wieczornej

September usiadła prosto. Jej urodzinową sukienkę marszczył wiatr. Była to sukienka mamy, przerobiona na jej rozmiar

ciszy. Mleczne światło księżyca przelewało się przez szklane dęby, wiązy i sosny.

i bezlitośnie skrócona, w ładnym odcieniu czerwieni, który na

„powinnam poszukać miejsca na nocleg”, westchnęła Sep-

upartego można by nazwać pomarańczowym (i September tak

tember i zadrżała, bo jej urodzinowa sukienka była wiosennym

robiła). W bladym, szklanym lesie sukienka prawie świeciła, jak

ubiorem, nieodpowiednim do spania na zimnej ziemi. Ale teraz

mały płomyk wśród białych traw i przezroczystych pni drzew.

September była starsza niż wówczas, kiedy po raz pierwszy po-

W braku cieni, światło zdawało się sięgać wszędzie. świetlistość

jawiła się na obrzeżach krainy czarów, więc bez narzekania za-

lasu kazała September mrużyć oczy. kiedy jednak słońce zni-

brała się za przygotowanie sobie noclegu. Wyszukała ładną kępę

żyło się na niebie jak szkarłatna szala wagi, las zaczął stawać się

równej trawy, otoczoną płotkiem szklanych brzózek, chronioną

zimny, a drzewa straciły swoje jaskrawe barwy. Wokół Septem-

z trzech stron, i postanowiła zrobić sobie z niej posłanie. zebrała

ber, w miarę jak na niebie pojawiały się gwiazdy a księżyc

trochę małych, szklanych patyczków i ułożyła z nich stosik, usu-

wznosił się coraz wyżej, wszystko stawało się niebiesko-srebrne.

nąwszy wcześniej spod niego większość pachnącej cytryną

!

26

!

!

27

!


rozdzi A ł ii

trawy. ukazała się spod niej niebiesko-czarna gleba, pachnąca świeżością i żyznością. zerwała z patyków szklaną korę i wło-

LEśNE ciENiE

– Jest tam ktoś? – zawołała. Jej głos w szklanym lesie zabrzmiał cieniutko.

żyła jej pozwijane paski pod spód, tworząc małą, szklaną pira-

po dłuższej chwili nadeszła odpowiedź.

midkę. podłożyła także suchej trawy i uznała, że dobrze

– Być może jest.

wykonała swoje zadanie. gdyby tylko miała zapałki! Septem-

– Widzę, że masz coś czerwono-pomarańczowego i pło-

ber dużo czytała o kowbojach i innych interesujących posta-

mienistego, i chciałabym grzecznie prosić o możliwość poży-

ciach, używających dwóch kamieni do krzesania ognia, jednak

czenia odrobiny, żeby się ogrzać i ugotować sobie kolację, jeśli

wątpiła, czy posiada wszystkie dane potrzebne do przeprowa-

znajdę tutaj coś do jedzenia.

dzenia takiego działania. Wyszukała jednak dwa dobre, gładkie,

– Jesteś zatem łowcą? – odpowiedział głos, głos pełen lęku,

ciemne kamienie, nie szklane, lecz z solidnej skały, a następnie

nadziei, oczekiwania i nienawiści, których mieszaniny Septem-

uderzyła mocno jednym o drugi. Wydały przerażające łupnię-

ber wcześniej nigdy nie słyszała.

cie, niczym pękanie kości, rozległo się ono echem po całym

– Nie, nie! – odparła pospiesznie. – To znaczy, raz zabiłam

lesie. September próbowała jeszcze dwukrotnie, lecz udało jej

rybkę. Więc być może jestem rybakiem, ale trudno nazwać pie-

się jedynie wywołać głośne, wibrujące trzaski. przy trzecim

karzem kogoś, kto tylko raz upiekł chleb! pomyślałam sobie

uderzeniu trafiła kamieniem w swój własny palec. z bólu wsa-

tylko, że mogłabym zrobić sobie jakąś gęstą zupę ze szklanych

dziła go sobie do ust. Myśl, że krzesanie ognia stanowiło dla

ziemniaków albo szklanej fasoli, jeśli mi się bardzo poszczęści

ludzkości problem dziejowy, nie pocieszała jej. To bowiem nie

i jakieś znajdę. planowałam wykorzystać duży liść jako naczynie

było miejsce przyjazne ludziom – nie widać było nigdzie krze-

do gotowania. Są ze szkła, więc raczej taki liść nie powinien się

wów z zapalniczkami lub zapałkami, a już zwłaszcza żadnej

przepalić, jeśli będę uważała.

czarodziejki zdolnej skinieniem dłoni rozpalić wesoły ogień pod kociołkiem strawy.

September była dumna ze swojej pomysłowości, choć w jej planie brakowało kilku elementów, mianowicie ziemniaków, fa-

Ssąc palec, September spojrzała na snującą się po lesie lekką

soli albo jabłek, ale sam plan cały czas tkwił jej uparcie w głowie.

mgiełkę i gdzieś w mroku, między drzewami, dostrzegła deli-

ogień stanowił jego podstawę. ogień pokazałby lasowi, jaka jest

katne lśnienie. Migało pomarańczem i czerwienią. ogień, tak!

odważna.

i to niedaleko!

!

28

!

!

29

!


rozdzi A ł ii

LEśNE ciENiE

czerwony ognik zbliżał się stopniowo, aż September za-

– oj, to byłoby dobre ognisko, dziewczyno, na pewno.

uważyła, że był to po prostu maleńki węgielek umieszczony

świetna robota. Ale tutaj nie znajdziesz nic jadalnego i roi się od

w fajce o bardzo dużej główce. Fajka należała do młodziutkiej

myśliwych, szukających… chcących ustrzelić sobie żonę, prze-

dziewczyny trzymającej ją w zębach. dziewczyna miała włosy

praszam za słownictwo.

równie białe, jak otaczająca ją trawa. księżycowa poświata po-

September znała sporo niestosownych wyrazów, w więk-

wodowała, że wyglądały na srebrzysto-niebieskie. Jej oczy były

szości usłyszanych od dziewcząt ze szkoły w toalecie, gdzie wy-

ciemne i duże. odziana była w miękkie płowe futro i szklaną

mawiały je przytłumionymi głosami, jakby te słowa mogły się

korę. Nosiła też pasek z nieoszlifowanych, fioletowych kamieni.

zmaterializować niczym zaklęcia, więc tak właśnie należało je

Jej duże oczy miały głęboko stroskany wyraz. Spomiędzy ja-

wymawiać. podobna do sarny dziewczyna nie użyła jednak żad-

śniutkich włosów wystawały dwa krótkie różki oraz para dłu-

nego z nich.

gich, miękkich czarnych uszu, przypominających sarnie. ich

– Słownictwo? Na przykład „myśliwy”? – próbowała od-

wnętrze było czyste i w słabym nocnym świetle wydawało się

gadnąć, o które słowo chodzi, na podstawie kwaśnej miny, jaką

lawendowe. dziewczyna bez pośpiechu lustrowała September.

zrobiła przy wymawianiu go Tajga, jakby wymawianie go ją

Jej łagodna twarz miała zmęczony, zastraszony wyraz. zaciągnęła

bolało.

się głęboko dymem z fajki, która ponownie rozżarzyła się czerwienią, pomarańczem i znów czerwienią.

– Nie – odrzekła Tajga, szurając czubkiem buta – miałam na myśli „żona”.

– Jestem Tajga – powiedziała w końcu, zaciskając fajkę w zębach i wyciągając dłoń do powitania. Nosiła zamszowe rękawiczki z odciętymi palcami. – Nie przejmuj się tym bałaganem – tu nieznajoma wskazała na starannie przygotowane obozowisko September. – chodź ze mną na wzgórze, nakarmimy cię. September musiała mieć skonsternowaną minę, skoro Tajga pospiesznie dodała:

!

30

!

!

31

!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.