Jacek Pankiewicz – Jak powstaję
Krok za falą – krok przed falą Usytępliwy już jestem od dziecka. Przed gwałtownością ojca. Przed entuzjazmem gracza. Dlaczego, zdawałoby się, muszę przegrywać nawet w bilard z nowicjuszem. Uderza on w kule tak, jakby każda wpadająca w otwór doliczala mu ważny punkt, i to nie tylko w liczniku rzeczy udanych, lecz we wszystkich najważniejszych; to już nie zarobiona złotówka, to zapał, który wyzwolił się ponad wszystko, dlatego nie zna miary. Ileż energii musiał mieć przedtem, zaoszczędzonej dla tego entuzjazmu! I jak mu nie współczuć, nie uznać jego wygranej za najważnieszą? Jego entuzjazm teraz jest i moją sprawą. Ja go wyzwoliłem. Ani mi w głowie przeciwstawiać temu reguły gry czy własną wygraną – o ktorą miałbym się jeszcze postarać! Żeby w końcu zniszczyć to wszystko? Zgadzam się na przegraną i jestem ustępliwy. Im, przed chwilą biedakom, wydaje się zaraz, że szukam u innych, u nich właśnie, wszystkiego, czego sam nie posiadam i osiągnąć nie mogę. Że gdybym tylko potrafił, przychodziłbym tu do nich, żeby imponować – ludziom, którzy nie znają nawet mojego języka. Cóż za nieprzystający do rzeczy pomysł! ... A ja szukam najtęskniej i u innych tego, co sam posiadam, i to w dodatku trochę ponad. Nad własne potrzeby. Szukam i chcę to zrównoważyć. Dlatego potrzebny mi partner – troszkę rozumiejący. I czyż to nie znacznie ważniejsze – od zwycięstwa? Błahej wspaniałości – gdzie fala goni falę – i musi. Bo jest przed następną. Umiejętność wyboru, w każdą stronę, w poprzek – oto i dla mnie sztuka do stosowania. 1972 8