Rozdział pierwszy
Schowek
W
wieczór poprzedzający ten okropny poranek Lato i Ptaszynka siedziały na skraju lasu. Światło dnia gasło, a dziewczynki były trochę razem, a trochę osobno. Lato szkicowała różne rodzaje kory drzewnej. Ptaszynka leżała na trawie i w kółko grała na swojej drewnianej fujarce kilka tych samych melodyjek, złożonych z dwóch albo trzech nut. – Zupełnie jakbyś była drzewem, które obsiadły ptaki – odezwała się Lato. Ptaszynka nie odpowiedziała. – I to irytujące ptaki – dodała Lato, wciąż rysując. Czy to przez przypadek, czy też nie, wygląd sióstr odpowiadał ich imionom. Dwunastoletnia Lato miała złociste włosy i oczy w kolorze nieba; Ptaszynka miała dziewięć lat, była brązowa jak wróbelek, a jej szare oczy stawały się to jasne, to ciemne, na przemian – jak burzowe chmury.
5
Katherine Catmull
Już prawie zupełnie się ściemniło. Jakaś sowa odezwała się przeciągłym huuuu-huu, wznoszącym się przy końcu jak ostrzeżenie. – Coś pachnie jak szarlotka – zauważyła Ptaszynka, odwracając się w stronę kamiennego domku, parę metrów za nimi. Po chwili dodała: – Myślę, że to jest szarlotka. – Och, uwielbiam szarlotkę – westchnęła Lato. Dziewczynki zebrały swoje zeszyty, ołówki i fujarkę i pobiegły do domu. Gdyby Lato i Ptaszynka zostały, mogłyby zauważyć Wielką Szarą Sowę na wysokim konarze białego dębu i jej żółte oczy, otoczone wielkimi kręgami, wpatrujące się w dom. Dom stał samotnie na rozległej zielonej łące, z widokiem na rzekę, na skraju lasu. Od przystanku autobusowego i najbliższych sąsiadów dzielił go dystans całkiem długiej przejażdżki rowerowej, ale Lato i Ptaszynka mieszkały od zawsze na tej zielonej łące, i podobało im się tu. Żółte sowie oczy długo obserwowały dom, dopóki nie otwarto okna wychodzącego na las: stuk. Ale światła nie zapalono; pokój za oknem pozostał ciemny. Z białego dębu znów dobiegło wznoszące się huuuu-huu. Cisza. A potem sowa spadła jak kamień, z rozpostartymi skrzydłami, i znikła w otwartym oknie. Gdyby Lato i Ptaszynka zostały, mogłyby zauważyć coś błyszczącego i twardego, co sowa trzymała w szponach; coś, co zabłysło w ostatnich promieniach światła; coś, co wyglądało jak mały mosiężny kluczyk. Wiatr zaszumiał w drzewach. W głębi domu ktoś opowiadał coś o nauczycielu i zastępstwie. Sowa znów pojawiła się na parapecie. Zawahała się przez chwilę, uniosła skrzydła i poszybowała z powrotem do lasu. Tym razem jej łapy były puste. 6
Lato i Ptaszynka
W domu Lato odkryła z irytacją, że nie ma żadnej szarlotki na deser. Później dziewczynki położyły się do łóżek. Noc nie była ciemniejsza niż zwykle, ale Ptaszynka przez długi czas leżała, nie śpiąc, w obawie przed snami. • Następnego ranka ich rodzice zniknęli. Lato obudziła się pierwsza, jak zwykle. Śniło jej się, że leci, ale był to trudny, niepełny lot – cały czas usiłowała pozostać choć trochę nad ziemią. Ręce i plecy jeszcze ciągle bolały ją od wysiłku, czuła też, jakby wyrwano jej coś z piersi. To był tylko sen, a Lato niemal zawsze śniła. Jednak kiedy włożyła na siebie lodowate ubranie, szepcząc – żeby nie zbudzić Ptaszynki – „Och, jak zimno”, wydało jej się, że z domem jest coś nie tak. Jeszcze nie potrafiła stwierdzić dlaczego – ale dom był inny. Dom był cichy. Lato poszła cichym korytarzem i otworzyła drzwi do pokoju rodziców, najostrożniej jak umiała. Łóżko było puste. Telefon taty ładował się na szafce. Niskie kwadratowe łóżko stanowiło plątaninę pościeli i prześcieradeł – bladoszarych i zielonych, jak ściany pokoju. Rozdziawiona szafa odsłaniała ukryte w jej wnętrzu kłębowisko odzieży i butów – znajdowało się tam również coś innego, co było dziwne i nieomal przyciągnęło jej uwagę. Ale tę ledwie-myśl zdmuchnął lodowaty wiatr, wpadający przez otwarte okno. Dlaczego, u licha, było otwarte? Lato zamknęła okno. Cisza w domu była jak lód powlekający próg. Chodząc od jednego wyziębionego pokoju do dru7
Od autorki
H
istoria Lato i Ptaszynki zaczęła się od mglistego pomysłu na opowieść dla dwóch dziewczynek, którymi się opiekowałam. Tamtego wieczoru wybrały już bajki, które chciały usłyszeć, więc nigdy nie usłyszały mojej, ale i tak zapisałam te kilka pierwszych stron. Z biegiem lat opowieść znacznie się zmieniła, ale nadal w twarzach Lato i Ptaszynki widzę tamte siostry. Kilka tytułów moich rozdziałów pożyczyłam od lepszych pisarzy: – „Klatka poszła szukać ptaka” to linijka z Franza Kafki. Któregoś dnia możecie przeczytać jego wspaniałą historię o człowieku, który zmienił się w karalucha. – „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” – to linijka z dziwnej i pięknej opowieści w Księdze Rodzaju, w której mężczyzna o imieniu Jakub siłuje się z aniołem.
381
Katherine Catmull
– „I milczą ptaki”1 – pochodzi z niesamowitego wiersza Johna Keatsa, zatytułowanego „La belle dame sans merci”, co po francusku oznacza: „Niemiłosierna dama”, co, kiedy teraz o tym myślę, może pasować do Lalkarki – chociaż, oczywiście, nigdy nie widzimy jej twarzy, więc kto to może wiedzieć. Poza tym Ptaszynka się myli: „Śpiew zamkniętego w Klatce Kosa / Sprawia, że z Gniewu drżą Niebiosa”2 to nie rymowanka, ale linijka z „Proroctw niewinności” Williama Blake’a. „Najdalsza ptasia granica” to prawdziwa opowieść, pochodząca od syberyjskiego ludu Czukczów, chociaż zmieniłam ją nieco dla własnych celów. Po raz pierwszy zetknęłam się z tą historią w książce Davida M. Gussa „Język ptaków”. Inne książki, które dostarczyły mi faktów o ptakach i informacji o ludowych tradycjach związanych z ptakami, to The folklore of birds Edwarda A. Armstronga; Birdsong Dona Stapa i The folklore of birds Laury C. Martin. „Brd Sngs of th Grt Lks” (tyle że pisane poprawnie: Bird Songs of the Great Lakes – Głosy ptaków znad Wielkich Jezior) to prawdziwa płyta CD nagrana przez Johna Neville’a; dużo jej słuchałam, pisząc. Poza tym z przykrością muszę stwierdzić, że, jak się okazuje, kruki mogą nie mieć takiego dobrego węchu, jakim je obdarzyłam. Ale nie jest to jeszcze pewne, więc możemy mieć nadzieję. Czuję nieskończoną wdzięczność wobec moich pierwszych czytelników: Jonelle Patrick, pisarki, której uważne komentarze do pierwszego mojego rozdziału pomogły mi zrozumieć, do czego zmierzam; Jeanne Frontain, która przeczytała pierwszy kawałek i uradowała mnie, prosząc o wię1 2
382
Przekł. S. Barańczak Przekł. S. Barańczak
Lato i Ptaszynka
cej; i Meg Worley, pierwszej, która przeczytała całą książkę, a której wnikliwe komentarze i hojność pomogły bardziej, niż jestem w stanie wyrazić. Dziękuję też moim wczesnym czytelnikom, Janet Catmull, Diane Morrison i Timowi Hansonowi – i szczególnie moim młodym czytelnikom, Ari Polgar, Hannah Dunton i Rosalind Faires. Ich wsparcie pomogło mi napisać tę książkę. Jestem też wdzięczna mojemu bystremu, cierpliwemu, zabawnemu agentowi, Davidovi Duntonowi, którego entuzjazm wobec tej książki w połączeniu z pierwszorzędnymi umiejętnościami agenta przewróciły do góry nogami i zmieniły moje życie w sposób, który nie wydawał mi się możliwy. Dziękuję, Edwardzie, że nas ze sobą poznałeś. Chciałabym też podziękować mojej zatrważająco wspaniałej redaktorce Julie Strauss-Gabel; jej uwagi sprawiły, że przesiadywałam na podłodze, otoczona tą książką w kawałkach – tak jak przy okazji składania mojego auta. Czasami ja sama leżałam na tej podłodze w kawałkach. Ale przy inteligentnym i niesłabnącym wsparciu Julie udało mi się wszystko poskładać z powrotem w całość lepszą niż poprzednia. W końcu, i przede wszystkim, największe wyrazy miłości i wdzięczności dla mojego męża, Kena Webstera. Jego dobroć i miłość utrzymały mnie jak tratwę na straszliwym, niepewnym, ekscytującym morzu, jakim było tworzenie tej książki.