Leśny dworek - fragment książki

Page 1


Halina Kowalczuk

LEĹšNY DWOREK



Halina Kowalczuk

LEĹšNY DWOREK

Radom 2017


Copyright © by edition Lucky​ Copyright © Halina Kowalczuk Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz Skład i łamanie: Mariusz Dański Redakcja i korekta: Marta Trojanowska Wiersze autorstwa Krystiana Karola Lisowskiego www.lisowsky.com.pl Wydawnictwo LUCKY ul. Żeromskiego 33 26-600 Radom Dystrybucja: tel. 0-501-506-203 0-510-128-967 e-mail: luckywydawnictwo@wp.pl www.wydawnictwolucky.pl Wydanie II Radom 2017 ISBN: 978-83-65351-37-1


L

eśny Dworek należał do rodziny Lewiczów od XVIII wieku. Położony niedaleko Krakowa, w otoczeniu gór i lasów, zdołał oprzeć się wojnom i pożogom. Ukryty w leśnych kniejach, strzegł prywatności szlacheckiej rodziny, tak że kolejne pokolenia dorastały w nim, żyły i umierały. Anka Lewicz otrzymała tę posiadłość w spadku po ciotce swojego męża, Krystynie Lewicz, z zastrzeżeniem, że nawet rozwód nie może odebrać jej tego majątku. Stara panna chyba miała dar przewidywania, gdyż niedługo po objęciu spadku przez Annę, jej siostrzeniec wniósł do sądu pozew rozwodowy. * Posiadłość została zbudowana w 1795 roku przez Mirona Lewicza i podarowana w prezencie ślubnym synowi, Janowi Lewiczowi, który związał swój los z Barbarą Grodzką. Małżeństwo nie należało do najszczęśliwszych, gdyż młodzi nie kochali się i nie szanowali. Stwarzali jedynie pozory dobrego związku, gdyż inaczej nie wypadało. W ciągu pierwszych pięciu lat pożycia urodziły im się trzy córki: Maria, Krzysztofa i Eleonora. Dziewczęta od początku pobierały wszelkie nauki, które miały im pomóc w przyszłości wejść do znaczących rodzin szlacheckich. Sprowadzono dla nich nauczycieli języków obcych, literatury greckiej, malarstwa i muzyki. Oczywiście haftu czy gospodarowania domostwem uczyła je ich matka. Wraz z upływem lat rodzice wydali dwie pierwsze córki za bogatych młodzieńców. W domu pozostała jedynie Eleonora, czyli Lena, jak ją nazywano w domowym zaciszu. Od samego początku odróżniała się od swoich sióstr charakterem i upodobaniami. Podczas haftowania czy lekcji muzyki ziewała, wierciła się i okazywała ostentacyjnie, jak ją to nudzi. Często też wymykała się z dworku, aby samotnie błądzić po oko5


licznych lasach i łąkach, za nic mając ostrzeżenia rodziców przed niebezpiecznymi zwierzętami i bandami zbójników, grasujących po okolicznych osadach. Lena żyła w swoim własnym świecie – świecie magii, w którym kobieta decydowała o sobie. Maria i Krzysztofa odwiedzając wraz z mężami rodzinny dworek, nieraz zwierzały się ze swoich rozterek małżeńskich. Mężowie nagminnie je zdradzali z dziewkami dworskimi, hulali i przepijali wniesione posagi. Opowieści te skutecznie zniechęciły najmłodszą pannę Lewiczównę do instytucji małżeństwa. Podczas swych przechadzek marzyła o tym jedynym, który pokocha ją bezgraniczną i czystą miłością, a ona odwzajemni to uczucie. Rodzice zaś widząc swe najstarsze latorośle niezbyt szczęśliwe w ich małżeńskich stadłach, postanowili, że z wyborem męża dla Leny będą bardzo ostrożni. Gdy dziewczę weszło w wiek lat osiemnastu, do dworku zaczęto spraszać szlacheckie rodziny wraz z synami. Chciano, aby młoda panna wśród nich wybrała tego jedynego. Owszem, Eleonora korzystała z tych okazji jak mogła, tańcząc na licznych balach, uwodząc i flirtując, ale jej serce nie zabiło mocniej dla żadnego z młodzieńców, którzy przewinęli się przez dworek. Początkowo państwo Lewiczowie upatrzyli sobie dla córki bogatego szlachetkę, Kazimierza Zacierza. Jednak Lena już na sam jego widok dostawała dreszczy i ostentacyjnie ignorowała go. W końcu postanowiono namalować portret panny i wysłać go do Warszawy, gdzie mieszkała kuzynka Barbary Lewicz, Marianna Cieleśnicka. Osóbka ta w wieku 26 lat została bogatą wdową i oddała się swojej pasji – swatania możnych rodów. W tym celu do dworku sprowadzono znanego portrecistę, Jana Kryszko. Był to młody mężczyzna, jasnowłosy, o ciemnej karnacji i rozmarzonych niebieskich oczach. W Lenie serce zabiło mocniej na widok młodzieńca, a i on nie pozostał obojętny na jej urok i powab. Niewiele ze sobą mogli rozmawiać podczas 6


malowania jej portretu, gdyż zawsze towarzyszyła im guwernantka Eleonory, Zofia Pryszczak. Pani Barbara wyraziła zgodę na nowoczesny portret córki. Lena usadzona została na szezlongu w pozycji półleżącej. Ubrana została w zwiewną suknię dzienną z szerokim szalem na ramionach, na głowie miała misternie ułożoną koafiurę, z której na ramiona spływały pasma włosów. Jej szyję i uszy zdobił rubinowy garnitur, który otrzymała na osiemnaste urodziny od swej babki. W ręku trzymała otwartą książkę, a w zasadzie pamiętnik, oprawiony w cielęcą skórę i ozdobiony klejnotami. Młodej pannie nie przeszkadzały wielogodzinne sesje, guwernantka w tym czasie czytała na głos Platona lub Horacego, zaś młodzi, udając zainteresowanie tą tematyką, popatrywali na siebie ukradkiem. Jednak coraz częściej po zakończonym malowaniu zarówno Lena jak i Jan znikali z dworku, oczywiście zawsze z towarzyszącą im w pewnej odległości Zofią, którą czasem, acz bardzo rzadko, udawało im się jednak zgubić. Pewnego razu zobaczył ich przytulonych do siebie Kazimierz Zacierz, odrzucony przez rodzinę niedoszły narzeczony. Szybko doniósł Lewiczom o tym fakcie. Wówczas nastąpiło apogeum wściekłości rodzicieli nad Eleonorą. Jana wyrzucono natychmiast za drzwi, zaś dziewczę zostało wychłostane i zamknięte w swoim pokoju. Teraz bano się, że nawet zwiększony posag nie zapewni jej odpowiedniego zamążpójścia. Jednak ten fakt wykorzystał Kazimierz Zacierz. Oświadczył, że o ile dziewczę nadal jest dziewicą, to on przyjmie jej rękę. Sprowadzono z Krakowa medyka, aby poddać Lenę wstydliwym badaniom, po których okazało się, że nadal jest „czysta”. Rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do ślubu. Eleonora zaś pogrążała się w rozpaczy, nocą wymykała się z dworku i chadzała po łąkach i lasach, szukając miejsc, gdzie latem spotykała się z Janem. Wielkanoc zbliżała się wielkimi krokami, a wraz z nią data ślubu Leny. Śnieg zalegał jeszcze w górach i lasach, czasami sypnęło świeżym puchem. Jednak to nie przeszka7


dzało w samotnych przechadzkach panny. Podczas jednej z nich na Wilczej Polanie, w sosnowym zagajniku, zobaczyła dziwną hałdę śniegu, spod której wystawał ciemny kształt jakiegoś przedmiotu. Podeszła bliżej. Rozpoznała trzewik Jana. Przyklękła i zaczęła rozgrzebywać śnieg, spod którego wyłoniło się rozkładające się ciało ukochanego. Poznała go po strzępach letniego jasnego płaszcza i pierścionku, który mu podarowała. Biała koszula poplamiona była zaschniętą krwią. Widoczne dziury w materiale świadczyły o tym, że w ciało Jana wbijany był nóż. Z jego zaciśniętej dłoni wystawał zegarek na łańcuszku. Poznała to złote cacko, należało do Kazimierza Zacierza. Wstała, zakręciło jej się w głowie, oparła się o drzewo. Potem zapadła ciemność. Ocknęła się w swoim łożu. Przy niej siedziała matka z zatroskaną miną i ocierała jej zroszone potem czoło. Eleonora o nic nie pytała, a i matka wzrokiem uciekała, nie chcąc, aby doszło do wyjaśnień. Panna powoli wracała do zdrowia. Pozornie wszystko szło swoim trybem i szykowano się do ślubu. Barbarę niepokoiło zachowanie córki, zawsze pełnej wigoru, teraz zaś zgaszonej, z oczami, które nie widziały, ale patrzyły gdzieś w dal. Eleonora nawet w zachowaniu w stosunku do Kazimierza wydała się być uległą i zgadzała się na wszystko, co zaproponował. Jedynie jej oczy patrzyły na niego z nienawiścią i kryły mroczną tajemnicę ich przyszłości. Teraz dziewczyna chcąc wyjść na spacer, prosiła rodziców o zgodę. Ci widząc swą córkę spokojniejszą, zgadzali się na to, każąc guwernantce śledzić kroki Leny. Dzień przed ślubem postanowiła pójść na wiejski cmentarz, gdzie pochowano Jana. Jego grób ozdabiał prosty drewniany krzyż, niedbale wsadzony w ziemię. Wokół rosły sosny. Jedna z nich, powalona zimową wichurą, tworzyła wygodne siedzisko, na którym często panna siadała. Tym razem chciała być sama w miejscu, gdzie Jan spał wiecz8


nym snem. Nie chciała, aby oczy Zofii śledziły ją. Z dworku wyszła szybkim krokiem i zaczęła iść w stronę lasu, tam najłatwiej mogła zgubić guwernantkę. Kobieta nie nadążała za swą podopieczną i wkrótce straciła ją z oczu. Dzień we dworze szybko mijał, co chwila zjeżdżali się goście weselni. Barbara musiała pilnować, jak jest przygotowywane jedzenie na przyjęcie, zaś jej mąż zabawiał gości, biegając od jednego salonu do drugiego z karafką węgrzyna. Nikt, mimo późnej pory, nie zauważył braku Eleonory i Zofii. Dopiero kiedy Barbara zaszła do pokoju córki i zobaczyła, że jej tam nie ma, wszczęła poszukiwania. Nad ranem znaleziono ją wiszącą nad grobem Jana, Zofii zaś nie było nigdzie. Rozpacz rodziny mieszała się ze wstydem. Proboszcz, a i ojciec nie zgodzili się, aby pochować dziewczynę na cmentarzu, ponieważ popełniła samobójstwo. Nie pomógł jej list pożegnalny i ostania wola, aby być pochowaną wraz z Janem. Pogrzebano ją w tajemnicy, a miejsce spoczynku zostało wyparte z pamięci rodziny. Jedynie Barbara w tajemnicy przed mężem chodziła na grób córki, aby składać tam kwiaty i palić świece. Lata biegły, zaś w dworku, mimo mijających pokoleń, nikt nie zaznał szczęścia w miłości. Zaczęto dopatrywać się w tym klątwy Leny za to, że nie wypełniono jej ostatniej woli. Jej portret powieszono w pokoju, w którym spędziła swe dziecięce i młodzieńcze lata. Nikt tam nigdy nie chciał mieszkać, bo czuć było w nim dziwną energię i zimne powiewy powietrza, a czasami słychać było cichy szloch. * Samochód Anki podskakiwał na wybojach nierównej drogi. Musiała jechać wolno, bo z tyłu do auta miała doczepioną przyczepkę załadowaną bagażami. Od miesiąca była świeżo upieczoną rozwódką. To jej mąż, znany warszawski adwokat, wniósł pozew i podczas rozprawy oskubał ją doszczętnie z majątku. Na szczęście nie mógł odebrać 9


dworku. Jeszcze za swego życia ciotka Krystyna w tajemnicy przepisała na Ankę pokaźną lokatę, aby mogła dokonać generalnego remontu posiadłości, przykazując jej, by zachowała to w sekrecie nawet przed mężem. Anka swego męża poznała na Uniwersytecie Waszawskim. On studiował prawo, ona zaś filologię angielską. Parą zostali na trzecim roku. Po magisterce Anka otworzyła przewód doktorski, zaś Michał wspinał się poprzez aplikacje na coraz wyższe szczeble kariery prawniczej. Pobrali się w 1991 r. Miesiąc miodowy spędzili w Leśnym Dworku, gdzie młodych zaprosiła ciotka Krystyna. To ona, podczas jesiennych wieczorów przy kominku, opowiedziała historię domu i Eleonory. Anka była tym zachwycona, w jej naturze leżał romantyzm, a ta nieznana kuzynka z przeszłości fascynowała ją i intrygowała. Ciotka pokazała pokój Leny. – To jej pokój. – Otworzyła masywne drzwi, pokazując wnętrze jednej z sypialni na pierwszym piętrze. – Ojej, tu jest jak w ubiegłym stuleciu. – Anka była zachwycona, wchodząc do środka i rozglądając się po wnętrzu. – To prawda, kochanie, w zasadzie nic tu nie zmieniono, bo się nie dało – przytaknęła jej ciotka. – Jak to się nie dało? – Anka posłała jej pytające spojrzenie. – Normalnie. Ilekroć wchodziły do dworku ekipy remontowe i chciano tu zmienić tapiserie na tapety czy wymienić drewnianą podłogę, coś dziwnego działo się z robotnikami. A to któryś spadł z drabiny i złamał rękę, a to uderzył się młotkiem w rękę i nie mógł dalej pracować, itd. W końcu dano spokój temu pokojowi. Dlatego wygląda on jak za życia Eleonory. Wielkie łoże z baldachimem, toaletka z oprawionym w mosiądz lustrem, szafa, kominek i biurko, przy którym pisała swój pamiętnik. A tu nad kominkiem wisi jej portret, niedokończony. Brak w lewym rogu tła… 10


– Ciociu, podoba mi się to biurko, bardzo stylowe. Niedługo otwieram swoją kancelarię prawną i bardzo pasowałoby mi do stylu, w jakim ją urządzam – przerwał jej Michał, podchodząc do wielkiego, masywnego mebla i opierając się o niego rękoma. – Nie ma sprawy, drogi chłopcze, o ile go ruszysz z miejsca – uśmiechnęła się z przekąsem starsza pani. Michał objął blat rękoma i napiął mięśnie ramion. Wykonał ruch do przodu, potem do tyłu, ale mebel nawet nie drgnął. Spojrzał zdziwiony na nogi biurka, upatrując, czy nie jest ono przytwierdzone do podłogi gwoździami. Ponowił próbę, ale nadaremnie. – Co jest z tym gratem? – zapytał. – To jest jakaś dziwna sprawa, bo jedynie w tym pokoju nie da się niczego zmienić ani wnieść, ani wynieść. Dlaczego? Nikt nie wie. Ja też dałam sobie z tym spokój. Może to duch Leny nie pozwala na zmiany? – zakończyła niemal szeptem Krystyna. – Ciocia nie straszy mi żony opowieściami o duchach. Zresztą to bzdury. Kiedyś lubowano się w takich mrocznych opowieściach. Każdy ród szlachecki miał swojego upiora. Ja nie wierzę w te bajki. Na pewno istnieje jakieś racjonalne wytłumaczenie. Mam rację? – skierował swoje pytanie do Ani, oczekując skwapliwego przytaknięcia. – No nie wiem, Michał. Istnieją rzeczy, których nauka nie potrafi wytłumaczyć – powątpiewała w racjonalnego myślenia męża. – Może jednak coś jest na rzeczy? – Widzę, drogie panie, że za dużo było koniaku po kolacji – uśmiechnął się z przekąsem chłopak i wyszedł z pokoju, mrucząc coś pod nosem. – No, kochana, czas na odpoczynek. Jutro zamierzacie iść w góry, więc czas się wyspać. Chodź. – Krystyna skierowała swoje kroki w stronę drzwi. – Ciociu, mogę tu chwilę jeszcze zostać? – zapytała Anka, podchodząc do kominka i spoglądając na obraz. 11


– Dobrze, ale zostaw otwarte drzwi, a jakby coś się dziwnego działo… krzycz! Dziewczyna spojrzała zdziwiona na ciotkę, ale nie skomentowała jej uwagi. Poczekała, aż kobieta opuści pokój. Odwróciła się w stronę portretu, wspięła się na stopach i opuszkami palców dłoni delikatnie zaczęła wodzić po twarzy dziewczyny. Nagle poczuła chłodny powiew wiatru na szyi. Odwróciła się. Okna były zamknięte, nie mogło być mowy o przeciągu. Z powrotem spojrzała na obraz. Wydawało jej się, że dziewczyna na portrecie patrzy na nią i lekko rozchyla usta w uśmiechu. Anka przymknęła oczy, po chwili otworzyła je. Kobieta z obrazu patrzyła na nią nadal, ale jej wargi nie były już rozchylone. Jej oczy miały w sobie smutek, żal i tęsknotę za czymś, czego ich właścicielka nie doświadczyła. Nagle drzwi szerzej się otworzyły i stanął w nich Michał. – Aniu, skarbie, co tu jeszcze robisz? Czas na spanie, rano musimy wcześnie ruszyć na szlak. – Tak, wiem. Już idę – westchnęła i skierowała się do wyjścia. Zamykając za sobą drzwi, jeszcze raz spojrzała na portret. * W ciągu dwudziestu kilku lat była w Leśnym Dworku zaledwie trzy razy. Ostatni raz po śmierci Krystyny, aby uporządkować jej papiery i zamknąć na głucho posiadłość. Teraz zaś jechała do dworku, gdyż miał stać się jej domem. Kiedy Michał poinformował ją o swojej decyzji dotyczącej ich rozstania, wpadła w panikę. Z czego będzie żyć na co dzień? Po ślubie zdążyła zrobić jedynie doktorat, i to kończyła go zaocznie, bo na świat przyszły bliźniaki: Kasia i Jurek. Wówczas postanowili z Michałem, że ona zajmie się domem, on zaś zarobi na jego utrzymanie. Kiedy dzieci dorosły i wyjechały na studia, Anka nagle zdała sobie sprawę, że niczego nie osiągnęła. Jej dyplom doktorancki 12


pokrył się kurzem. Chciała wrócić na uczelnię i pełnić tam rolę wykładowcy, ale brak było etatów. Wówczas w tajemnicy przed mężem postanowiła w Leśnym Dworku otworzyć pensjonat. Zapisała się na kursy biznesowe, zaczęła studiować przepisy związane z otwarciem takiego interesu i powoli zbierać potrzebne dokumenty. Decyzja Michała o rozwodzie spadła na nią nagle jak grom z jasnego nieba. Niczego nie podejrzewała, nie domyślała się nawet. Jej mąż zakochał się w swojej sekretarce, tak po prostu, banalnie. Anka postanowiła zachować się godnie i nie robić przeszkód w postanowieniu męża. Fakt, że dzieci stanęły za nią murem, był dla niej ogromnym pocieszeniem. Nie przekupił ich żaden argument finansowy ojca. Matka wtajemniczyła ich w plany zagospodarowania Leśnego Dworku, czemu obydwoje przyklasnęli. Kaśka studiowała marketing, zaś Jerzy ekonomię. To pomogło całej trójce w opracowaniu biznesplanu. Kilka dni przed wyjazdem do Cichego otrzymała telefoniczną informację od szefa ekipy remontowej, że budynek został wyremontowany według jej wskazówek. Umówiła się na piątek na odbiór dworku, a potem zapłatę, o ile wszystko będzie tak, jak chciała. Oczywiście jedynie pokój Eleonory nie został ruszony. Ba, nawet sama Anka zamknęła go na klucz, aby nikogo nie kusiło, by tam wchodzić. Zdawała sobie sprawę, że remont nie oznaczał końca prac. Otworzenie pensjonatu planowała w zasadzie na późną jesień, gdyż wyremontowane pokoje wymagały po prostu mebli, a te nie mogły być ze zwykłego sklepu. Marzyła, aby odtworzyć tu styl z XVIII wieku. Oczywiście nie było mowy o meblach antycznych, gdyż te zasilały jedynie muzea w zamkach, poza tym kosztowałyby majątek, ale można je było zamówić u dobrego stolarza. Takiego fachowca naraiła jej Kasia. Młody mężczyzna w mig pojął, o co chodzi Ance i w trzy tygodnie porobił szkice mebli do poszczególnych pokoi, salonu, jadalni, biblioteki i recepcji. Jedynie kuchnia musiała zostać 13


wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt, gdyż pod tym względem sanepid był nieubłagany. Anka dokopała się w dokumentacji dworku do opisów poszczególnych pomieszczeń i według nich opracowała wyposażenie i dekoracje dworku. Każdy z pokoi został nieznacznie zmniejszony po to, aby wyposażyć go w łazienkę z toaletą. Anka z własnego doświadczenia wiedziała, jak bardzo ludzie cenią sobie wygodę posiadania własnego przybytku tego typu pod nosem i niekorzystania ze wspólnego sanitariatu. Dla siebie wybrała pokój tuż za recepcją, z widokiem na łąkę, las, góry i niewielkie jeziorko, chociaż korciło ją, aby zamieszkać w pokoju Leny. Jednak podświadomie czuła, że jego gospodyni może sobie tego nie życzyć. Przynajmniej nie teraz. * W końcu dojrzała znajomą drogę. Zjechała z Zakopianki w bok i redukując bieg do dwójki, zaczęła wolno toczyć się po leśnej drodze. Przejechała około kilometra, gdy jej oczom ukazał się zarys dworku. Cały teren posiadłości został otoczony metalowym płotem, zwieńczonym na froncie potężną bramą wjazdową, u góry której widniał szyld „Leśny Dworek”. Otworzyła ją pilotem przy kluczach do domu, zatrzymała auto i poczekała, aż skrzydło wierzei otworzy się, po czym włączyła silnik i wjechała na teren posesji. Jadąc powoli, rozglądała się wokół. W czerwcowym słońcu dworek prezentował się iście po szlachecku. Budynek usytuowany był pod lasem, za którym wznosiły się Tatry. Jego bryła wtulała się niemal w gęstwinę otaczającej zieleni. Z prawego skrzydła budynku schodziło się lekkim spadem wprost do strumienia, które podnosiło swój poziom podczas wiosennych roztopów. Przed budynkiem rozciągał się wielki trawnik, a w zasadzie łąka, na której teraz rosły polne kwiaty. U jego podnóża było niewielkie jeziorko, w którym kiedyś Lewiczowie hodowali 14


ryby. Potem zarosło i dopiero teraz Anka zleciła, aby je oczyścić, a dodatkowo otrzymała zezwolenie doprowadzenia odnogi strumienia, aby woda „nie zastała” się i była naturalnie filtrowana. Ściany zewnętrzne dworku postanowiła pomalować na jasny kolor, coś pomiędzy żółtym a beżowym. Co prawda kolor na palecie był ładny, ale efekt końcowy nie do końca ją zadowalał. Za to odrestaurowane okiennice i wykusze przy oknach zachwyciły ją. Wokół kręcili się jeszcze budowlańcy, zaś w oknach widać było dwie wynajęte panie, które z zapałem myły okna. Jedynie okno od pokoju Leny było nadal brudne, Anka postanowiła sama je umyć. Zaparkowała samochód przed wejściem do budynku i wysiadła z auta. – Dzień dobry. – Podeszła do jednego z robotników sprzątających kubły po farbie. – Gdzie jest szef? – Dzień dobry, szef? A, w środku chyba. Sprawdza, czy tynk w salonie dobrze się trzyma, bo jakąś nowość zastosował i teraz się boi, czy nie odpadnie – zaśmiał się zagadnięty mężczyzna. Anka powoli wspięła się po schodkach na taras i weszła głównym wejściem do środka. Głęboko wciągnęła powietrze nasycone świeżą farbą. Od dziecka lubiła takie zapachy. W rodzinie śmiano się z niej, że ma zadatki na narkomankę. Rozejrzała się po holu głównym. Ściany zdobiły tapety łudząco przypominające dawne tapiserie w kolorze błękitnym, z wytłoczonymi kwiatami malw i liśćmi paproci. Podłoga wyłożona została nabłyszczaną terakotą w odcieniu szarości i bladego błękitu. Ze środka holu prowadziły do góry drewniane schody, które u szczytu zwijały się w lekką spiralę. Na dole, obok wejścia z holu mniejszego, zamontowano już kontuar recepcji. Za nim były drzwi do jej pokoju. Na razie określała go mianem „służbowego”. Obok niego było kilka innych wejść do różnych pomieszczeń, zaś całą górę zajmowały pokoje gościnne. Anka wpadła na pomysł, aby zabrać z dużego sa15


lonu, który teraz miał pełnić rolę jadalni dla gości, wszystkie rodowe portrety i zawiesić je właśnie w dużym holu. Na szczęście portrety były jednej wielkości, zaopatrzyła je jedynie w tabliczki informacyjne. Zebrała je tu wszystkie, oprócz tego, na którym widniała Eleonora. Wszystko wokół pachniało świeżością i nowością. Uśmiechnęła się do siebie; ciotka byłaby zadowolona. Z salonu dobiegł ją odgłos wiertarki. Weszła tam i zobaczyła Roberta, szefa ekipy remontowo-budowlanej, którą zatrudniła. Mężczyzna wiercił coś zawzięcie w ścianie nad kominkiem, widząc jednak kobietę, przerwał pracę i zszedł z drabiny. – Witam pana. – Anka wyciągnęła w jego kierunku rękę. – A, witam panią. Jak widać: ostatnie poprawki i remont ukończony. – Z dumą wskazał ręką na ściany salonu. – Tak, widzę i jestem bardzo zadowolona. Jutro zrobię przelew na pana konto. – Nie spieszy się – uśmiechnął się, po czym dodał: – Na górze jeszcze dziś dokończymy malować ścianę, bo wczoraj nie mogliśmy tego zrobić – zaczął tłumaczyć się, uciekając wzrokiem gdzieś nad jej postacią. – Coś wam wczoraj przeszkodziło? – zapytała ze zdziwieniem. – To śmieszne, co teraz powiem, ale prawdziwe – westchnął, po czym zaczął niemal dukać: – Mam w ekipie jednego gościa, który pochodzi stąd, to znaczy z tych stron. Nasłuchał się kiedyś wiele o tym domu i jakiejś legendzie, a raczej straszeniu przez duchy, szczególnie w pokoju, którego nie remontowaliśmy. Oczywiście jego opowieści snute były między chłopakami, wieczorami przy piwie. Potem postanowili sprawdzić, czy rzeczywiście tam straszy. Byli już mocno wcięci i weszli na górę. Ponieważ nie mieli kluczy do pokoju, postanowili otworzyć je sposobem „na drut”. Udało im się, ale nim zdążyli wejść, ktoś zamknął 16


z hukiem drzwi przed ich nosami, a ze środka wydobywały się dziwne odgłosy, jakby ktoś przesuwał meble. Uciekali jak poparzeni. Spali w szopie i zapowiedzieli, że tylko za dnia będą remontować, tak więc dziś dokończymy. – Pan chyba w te bzdury nie uwierzył? – Anka spojrzała na mężczyznę lekko kpiącym wzrokiem. – Ja? Oczywiście, że nie wierzę, ale nie mogłem ich zmusić do pracy w nocy przy lampach, bo trzęśli się jak osiki. Wiem, że sobie coś w pijackim widzie ubzdurali, ale… – Dobrze, już dobrze – przerwała mu kobieta. – To kiedy koniec, ale taki definitywny? – Za dwie, trzy godzinki – odpowiedział i ponownie zaczął wiercić dziurę i wbijać w nią kołek. Anka wyszła na zewnątrz, zaczęła wypakowywać z samochodu bagaże i układać je na werandzie, a stamtąd przenosić do wnętrza dworku. Część umieściła w swoim pokoju na dole, część zostawiła w holu. Musiała jeszcze pomyśleć, gdzie je poprzenosić. Do pomocy zaangażowała jednego z robotników, najwyraźniej nudzącego się, gdyż bezczynnie siedział na stercie desek i palił papierosa. Wspólnie w niecałe pół godziny rozpakowali przyczepkę i tył samochodu. Zmęczona dźwiganiem postanowiła odpocząć chwilę przy filiżance herbaty. Poszła do kuchni, która łączyła się teraz z salonem długim korytarzem. Tu również widać było dopiero co przeprowadzony remont. Nowe sprzęty kontrastowały z resztą umeblowania dworku, ale inaczej nie dało rady zrobić. Wstawiła wodę w czajniku, z małej wiszącej szafki wyjęła filiżankę. Nasypała do niej liściastej herbaty, po czym usiadła przy wielkim stole tuż obok okna. Uchyliła jedno z jego skrzydeł. Do pomieszczenia wpłynęło powietrze przesycone wilgocią i zapachem kwiatów rosnących na łące. Woda była już gotowa, zalała nią liście herbaty i z filiżanką gorącego napoju ponownie usiadła przy stole. Z górnego korytarza dobiegł ją szurgot drabin i przekleństwa robotników. 17


„Zaczęli w końcu” – pomyślała z przekąsem. „Eleonoro, pozwól im dokończyć, wówczas obie będziemy miały spokój. Nie będę wchodzić do twojego pokoju, jeżeli sobie tego nie życzysz. Mam nadzieję, że tobie nie będę przeszkadzać, bo ja naprawdę nie mam dokąd pójść” – westchnęła. Dwa lata temu Anka zaczęła interesować się parapsychologią dzięki swej przyjaciółce z lat szkolnych, Matyldzie. W sumie nie wierzyła w duchy pobrzękujące łańcuchami, ale wierzyła w to, że istnieje coś „po drugiej stronie”. Ponieważ zbyt dużo było plotek na temat duchów w dworku, postanowiła mimo wszystko nie lekceważyć tej kwestii. Czekanie na zakończenie prac remontowych dłużyło się jej, postanowiła więc coś przekąsić. W tym celu musiała pójść do holu i przytargać torbę z prowiantem. Kiedy już uporała się z dźwiganiem, zaczęła z niej wypakowywać żywność i chować ją do lodówki i szafek. Na końcu zaklęła pod nosem, bo okazało się, że o chlebie zapomniała! Zła jak osa poszła do samochodu, by szybko pojechać do miasteczka i zdążyć kupić go, zanim zamkną sklep. Stojąc już przy aucie, zadarła głowę do góry. – Halo, panie Robercie, halo! – krzyknęła. – Tak, o co chodzi? – Z okna na pierwszym piętrze wyłoniła się zakurzona głowa mężczyzny. – Zapomniałam sobie chleba kupić, skoczę raz dwa do Cichego. Dobrze? – Nie ma sprawy, nam tu jeszcze z godzinkę zejdzie. W razie czego ja zaczekam. – Kiwnął głową, po czym ponownie się schował i znowu dało się słyszeć odgłosy remontu. * Do Cichego, małej mieściny, prowadziła droga wzdłuż ogrodzenia dworku. Kiedyś była to osada należąca do Lewiczów, potem jednak historia zarządziła inaczej. Wolno jak tylko się dało ruszyła wyboistą drogą. „Muszę chyba 18


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.