~
Mis' w kratke
Pewnego czerwcowego dnia chciałam upiec ciasto z truskawkami, więc pobiegłam do pani Ludmiły po coś, czego mi brakowało, by ciasto było pulchne i smaczne. – Czy Migdałka i jej kumpelki zniosły już dziś jajka? – spytałam. – Zaraz się przekonamy – mruknęła pani Ludmiła i poprosiła, bym poszła z nią do kurnika. W kurniku nie było ani jednej kury, pewnie w tym czasie skubały trawę na podwórku lub plotkowały, ale na szczęście w każdym gnieździe zostawiły duże kremowe jajo.
76
– Pierwsze, drugie, trzecie, czwarte, piąte – mówiła pani Ludmiła, wkładając kolejne jajka do mojego koszyka. – Dziękuję – powiedziałam, kiedy sąsiadka zamykała kurnik na haczyk. Już chciałam się udać do domu, kiedy zatrzymało mnie jej pytanie: – Cecylko, może pojedziesz ze mną odwiedzić Tosię, córkę mojego kuzyna? Biedulka jest bardzo chora. Leży w szpitalu. Dostaje zastrzyki i kroplówki. Jej mama mówi, że często boli ją brzuch i czuje się tak, jakby na jej nogach siedziały cztery tłuste foczki. – Ta Tosia, która zawsze wygrywa ze mną w pchełki? – upewniłam się. – Taaak! To ta Tosia. Także ta, która potrafi udawać gąskę i kręcąc kuperkiem, rozśmieszać wszystkich do łez. Tylko teraz tego nie robi, bo jest bardzo słaba. To co, pojedziesz ze mną? – po raz drugi spytała pani Ludmiła. – Autobus odjeżdża za godzinę. – Oczywiście, że pojadę – pokiwałam twierdząco głową. – Jednak najpierw muszę biec do domu i przeprosić gąskę za zmianę planów. Miałyśmy wziąć ciasto z truskawkami oraz koc i zrobić sobie dzisiaj piknik nad rzeką. – W porządku – uśmiechnęła się pani Ludmiła i dodała, że autobus rusza punktualnie o trzynastej. – O trzynastej – powtórzyłam i pobiegłam do domu. – Walerio! – zawołałam już z werandy.
77
– Pali się, że tak krzyczysz? – spytała gąska, wysuwając dziób ze swojej sypialni. – Nie pali się – odpowiedziałam szybko. – Ale mamy mało czasu. Zejdź, proszę, do saloniku. – Dobrze, dobrze, ale nie wiem, dlaczego mamy się spieszyć. Przecież rzeczka nie wyschnie ani nie ucieknie, jeśli trochę się spóźnimy. W dodatku nie czuję zapachu ciasta z truskawkami, a przecież bez niego naszej wyprawy nad rzekę nie będzie można nazwać smaczną – mówiła gąska, wolno schodząc po schodach. – Dzisiaj w ogóle nie będzie ciasta – oznajmiłam. – Oooo, gę, gę! – wydobyło się tylko z dzioba gąski. – Dlaczego? – Przepraszam cię, Walerko – zaczęłam. – Ale musimy zmienić plany. Dzisiaj pojedziemy odwiedzić Tosię, a jutro zrobimy piknik nad rzeką. Dobrze? – A nie byłoby lepiej, gdyby Tosia nas odwiedziła? – spytała Walerka. – Zjadłaby z nami ciasto z truskawkami i popluskała się w rzeczce. – Pewnie tak, ale Tosia nie może przyjechać, bo jest chora i tymczasowo mieszka w szpitalu – wyjaśniłam. – To trzeba było od razu tak mówić! – zawołała gąska. – Po pierwsze, Tosia jest ważniejsza
78
79
od rzeczki, a po drugie, rzeczka do jutra nam nie wyschnie ani też nie odpłynie. Dziś zamiast ciasta zjem lizaka – powiedziała i szybciutko pobiegła do pokoju po chustkę, lizaka i misia w kratkę. – Miś też jedzie z nami? – spytałam, gdy wróciła. – To tak oczywiste jak fakt, że ja jadę – oznajmiła gąska. No i wyszłyśmy z domu. Gąska z misiem w kratkę i lizakiem, z którego co kilka sekund zlizywała słodką warstwę, a ja z torbą, w której miałam dla Tosi książkę, pchełki, kolorowe karteczki i cienkopisy. Na przystanku czekała już na nas pani Ludmiła ze stosem książek i kolorowanek dla Tośki. – Pssssss… – zamknęły się drzwi autobusu i pojechałyśmy. – Dzień dobry! – powiedziałyśmy, wchodząc do sali, w której leżały Tosia i jeszcze dwie dziewczynki. Jak się wkrótce okazało – Zosia i Martyna.
80
Byłyśmy tam pięć godzin. Pani Ludmiła opowiedziała nam bajkę o niedźwiadku, który nie lubił miodu, ale uwielbiał musztardę i chrzan. Dziewczynki narysowały kilkadziesiąt kwiatów na kolorowych karteczkach i ozdobiły nimi poręcze łóżek. Ja sześć razy pogratulowałam Zosi zostania pchełkową mistrzynią, natomiast gąska opowiedziała kilkanaście żarcików. Niewiele brakowało, a dziewczynki pospadałyby z łóżek ze śmiechu, zwłaszcza kiedy Walerka mówiła żarcik o misiu. Właśnie wtedy w sali rozległo się głośne chrząknięcie. To był pan doktor, Szymon Drap, z bujną czupryną i okularami na czubku nosa. – Przepraszam, ale na dziś kończymy już odwiedziny – rzekł. – Zosiu, Martyno i Tosiu, musicie teraz odpocząć i wypić syrop. – Szkoda, że już idziecie… – westchnęła Tosia, a Martyna i Zosia zrobiły takie miny, jakby miały się rozpłakać. – Nosy do góry! – zawołałam. – Pojutrze też do was przyjedziemy i przywieziemy ciasto z truskawkami. Pan doktor pozwolił, ale pod warunkiem, że on też dostanie kawałeczek. Kiedy miałyśmy już wyjść, Tosia cicho zapytała: – Walerko, mogłabym przytulić twojego misia? – Tul go sobie nawet do wtorku – powiedziała Waleria i podała dziewczynce pluszaka. Miś w kratkę i Tosia natychmiast wtulili się w siebie.
81
I nie wiadomo, kto kogo bardziej przytulił – Tosia misia czy miś Tosię. – Chciałabym kiedyś przytulić czerwonego misia – westchnęła Martyna. – A ja takiego w kwiatuszki – powiedziała Zosia i jej oczy stały się szkliste.
– Misie mogą być zielone, czerwone, żółte, pomarańczowe i kremowe – stwierdziła pani Ludmiła, kiedy siedziałyśmy w autobusie. – Mogą być też w kwiatki, kratki i grochy – dodałam. – No tak – podsumowała tylko gąska, bo dobrze wiedziała, o czym wszystkie myślałyśmy. Następnego dnia miałyśmy spotkać się w turkusowej szopie, ale że była piękna pogoda, umówiłyśmy się na kocu nad rzeką. Jedząc ciasto z truskawkami, szyłyśmy misie. Pani Ludmiła z czerwonego sztruksu dla Martyny, a ja z tkaniny w kwiatki dla Zosi. Gąska też nam pomagała – nawlekała nici na igły i wypychała brzuszki misiaków trocinami. We wtorek pojechałyśmy do szpitala z ciastem i misiami ściśniętymi w mojej czerwonej torebce jak szprotki w puszce. – Kratkowiec chyba jeszcze nikogo tak bardzo nie lubił jak ciebie – powiedziała Walerka do Tosi, kiedy stanęła obok jej łóżka. – Myślę, że największym jego marzeniem jest to, by zostać z tobą.
82
– Naprawdę? – rozpromieniła się z radości Tosia i stała się jedną z trzech najszczęśliwszych w tamtej chwili dziewczynek na świecie (obok Zosi tulącej czerwonego misia i Martyny trzymającej w objęciach misia w kwiatuszki). Od tego dnia szyjemy misie i niedźwiadki zawsze wtedy, kiedy te pluszaki są komuś potrzebne.
Kiedy patrzyłyśmy na uśmiechnięte Tośkę, Zosię i Martynę, czułyśmy się tak, jakbyśmy jadły ciasteczko z leśnymi poziomkami.
83