Mimo ostrzeżenia odwrócił się i spojrzał w wylot lufy. Żołnierz był młody, miał szary mundur, a przekrzywiona zawadiacko czapka nadawała mu wygląd wesołka. Jego oczy były jednak poważne. Świdrowały chłopca, jakby miały go przewiercić, zajrzeć do środka. – Co tu robisz? – Muszę do dworu! – wyszeptał chłopiec, nagle poczuł suchość w gardle. – Musisz? – Na sekundę w spojrzeniu żołnierza pojawiła się kpina. – A to co? – Szturchnął karabinem torbę. – Mam oddać – powiedział. – Dał mi jeden taki. – A sam nie mógł? – Nie mógł! Żołnierz zarzucił karabin na ramię i sięgnął po gwizdek. Ostry świst przeciął powietrze. Chwilę później usłyszeli odpowiedź. Trzy krótkie gwizdki, a po nich podniesione głosy i tętent konia. – Miej się na baczności. – Żołnierz poprawił mundur. – Z porucznikiem nie ma żartów. Jeśli łżesz, po tobie! Pod sąd i kula w łeb! Jeździec wyprysnął zza krzaków, objechał ich wkoło i pochylił się w siodle. – Co z nim? – Musi do dworu! – zameldował żołnierz. – No i to! – Pokazał torbę zwisającą z ramienia chłopca. Oficer zeskoczył z konia. Wyciągnął rękę i zbaraniał. 70
– Nasza! To… to… sztabówka! Z rozkazami dla… – Urwał i potrząsnął ramieniem chłopca. – Skąd to masz, gadaj! – Jeden taki mu dał – żołnierz uprzedził chłopca. – Ale można mu wierzyć? Na szpiega nie wygląda. Może ukradł? Porucznik spojrzał z niedowierzaniem. – Ukradł i niesie do dworu?! Ten, co ci dał… żyje? – zapytał już mniej surowo. – No, gadaj wreszcie! Olo skinął głową. – Żyje, bitwa była. Wojska pełno. – Austriackiego? – Moskali! – Ścigano was? – Ścigali! Mnie się udało! – Zostawiłeś go? Potrząsnął głową. – Sam został! Kazał iść i oddać to w Czaplach. Mówił, że ważne! Z tej urywanej, nieskładnej opowieści zaczął wyłaniać się prawdziwy obraz zdarzeń. – Dobrze. – Oficer przerwał śledztwo. – Reszta we dworze. Samemu Komendantowi opowiesz. Nawet nie wiesz, coś ocalił! – Potrząsnął torbą i dosiadł konia. – Prowadź go do dworu! – rozkazał żołnierzowi. – Albo zaraz do kuchni, pewnie nic nie jadł. Na jego widok kucharka aż plasnęła w dłonie. – Jezusie! A cóż to za cudak! Co cię tak wybieliło? 71
Olo sposępniał. Gdyby nie był tak głodny i zmęczony, uciekłby, nie zostałby ani chwili. Dosyć miał już pytań i wydziwiania. Gadać, że wybielił się w skałach? – Żaden cudak! – Niespodziewanie w jego obronie stanął żołnierz. – Przez granicę szedł. Z meldunkami chodził. Jeść mu dajcie! Głodny jak wilk. Kucharka westchnęła i przyjrzała się chłopcu spod oka. Bez słowa wskazała kran i stojącą pod nim blaszaną miednicę. – No! – zachęcił żołnierz. – Myj się, nie żałuj mydła. Przed Komendantem staniesz! I fason trzymaj! Choćby nie wiem co!
Mimo otwartych okien salon gęsto wypełniał papierosowy dym. Trójka oficerów pochylała się nad rozłożonymi na stole mapami. Najstarszy z nich, z czarnym wąsem i nastroszonymi brwiami, wodził palcem po czerwonych strzałkach. Od czasu do czasu odrywał wzrok od mapy i półgłosem zadawał pytania pozostałym. Zza uchylonych drzwi sąsiedniego pokoju dochodziły ciche dźwięki fortepianu. Nagle muzykę zmącił odgłos szybkich, energicznych kroków. W progu salonu pojawił się jeszcze jeden oficer. – Panie Komendancie! – zwrócił się do najstarszego z obecnych, trzaskając obcasami. Piłsudski podniósł głowę. Przez moment wpatrywał się w wyciągniętego jak struna porucznika. 72
– O co chodzi? – Jest kurier, panie Komendancie! Spojrzenie Piłsudskiego zatrzymało się na trzymanej przez oficera skórzanej raportówce. – Co to znaczy? – To kuriera! Nie przedarł się, panie Komendancie! Osaczyli go, ale wyrwał się Moskalom. Żeby ocalić plany i rozkazy… wrócił! Nie miał wyjścia. Zdawało się, że spod krzaczastych brwi sypnęło iskrami. – Wrócił? Był rozkaz dostarczyć! Wołać go! – Tak jest! – Oficera jakby zdmuchnęło z progu. Zaraz jednak pojawił się znowu, trzymając za rękę chłopca. – Kurier? – Tak jest, panie Komendancie! Mówi, że się przedarł, że ocalił plany! Piłsudski sięgnął do kieszeni po srebrną papierośnicę, otworzył ją, ale zaraz zamknął z powrotem. – On? – zapytał. – Co, u diabła, to znaczy? Co z Sępem? Gdzie porucznik Sęp? Dzieciak zamiast kuriera? Powariowaliście? – Porucznik Sęp był zmuszony… Był… – Twarz raportującego oficera zmieniała się jak u kameleona. Najpierw zbladła, potem poczerwieniała. – Był zmuszony posłużyć się… – Dzieciakiem? – Komendant zrobił krok w stronę chłopca i pochylił się do jego twarzy. 73
– Masz jakieś imię, chłopcze? Albo pseudonim? Olo był tak speszony, że miał pustkę w głowie. Stał jak niemowa i bezradnie skubał brzeg koszuli. – Nie bój się. – Ręka Komendanta spoczęła na jego ramieniu. – Jeśli tego dokonałeś… toś zuch! Spisałeś się. Chcesz służyć Polsce? Olo pomyślał, że to żart albo sen! Ma służyć pod Komendantem? Przed oczami przemknęły obrazy domu, matki, oficera z nieśmiertelnikiem i nagle odzyskał głos. – Chcę – tchnął ledwo słyszalnie. Piłsudski miał coś jeszcze dodać, gdy stojący przy stole oficerowie rzucili się nagle do okna. – Panie Komendancie! Patrol Beliny! Wrócili. Wygląda, że wszyscy. I jeszcze prowadzą konie! Zdobyli konie! – To dobrze! Niech się zameldują. A wy – Piłsudski zwrócił się do spokojniejszego już porucznika – zaprowadźcie tego strzelca na kwatery i niech mu wyfasują mundur. A przynajmniej kurtkę. To wojsko, a nie jakiś przytułek. I weźcie go do oddziału. Konno jeździsz, chłopcze? Olo skinął głową trochę bez przekonania. Jeździł, a jakże! Jak wszystkie dzieciaki we wsi, tyle że na oklep. Na wojskowym koniu, w prawdziwym siodle, nigdy. W upalne dni razem z siostrą pławili siwka w stawie. Czasem pozwalał się dosiadać, ale to była przecież tylko zabawa.
74