Mimo ostrzeżenia odwrócił się i spojrzał w wylot lufy. Żołnierz był młody, miał szary mundur, a przekrzywiona zawadiacko czapka nadawała mu wygląd wesołka. Jego oczy były jednak poważne. Świdrowały chłopca, jakby miały go przewiercić, zajrzeć do środka. – Co tu robisz? – Muszę do dworu! – wyszeptał chłopiec, nagle poczuł suchość w gardle. – Musisz? – Na sekundę w spojrzeniu żołnierza pojawiła się kpina. – A to co? – Szturchnął karabinem torbę. – Mam oddać – powiedział. – Dał mi jeden taki. – A sam nie mógł? – Nie mógł! Żołnierz zarzucił karabin na ramię i sięgnął po gwizdek. Ostry świst przeciął powietrze. Chwilę później usłyszeli odpowiedź. Trzy krótkie gwizdki, a po nich podniesione głosy i tętent konia. – Miej się na baczności. – Żołnierz poprawił mundur. – Z porucznikiem nie ma żartów. Jeśli łżesz, po tobie! Pod sąd i kula w łeb! Jeździec wyprysnął zza krzaków, objechał ich wkoło i pochylił się w siodle. – Co z nim? – Musi do dworu! – zameldował żołnierz. – No i to! – Pokazał torbę zwisającą z ramienia chłopca. Oficer zeskoczył z konia. Wyciągnął rękę i zbaraniał. 70