Fragment książki Tabletki na dorosłość

Page 1

30


Wpis tak bardzo Marka zaskoczył, że zanim odpowiedział, wybrał się z psem na spacer. Musiał trochę ochłonąć. Kiedy wychodził, mama popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Zwykle, jak powiadała, wołami trzeba go było odciągać od komputera, a namówienie na spacer z Pimpusiem graniczyło z cudem. – Chyba zupełnie zapomniałeś, że przez dwa lata wierciłeś mi dziurę w brzuchu, żebym się zgodziła na psa. Obiecywałeś cuda-wianki, jeśli tylko spełnię twoją prośbę! Przypominam zatem, że wiążą się z tym określone obowiązki. Mama oczywiście trochę przesadzała. Wystarczyło, że chwilę ponarzekała, a Marek, jako superodpowiedzialny trzynastolatek, z westchnieniem brał smycz i wyprowadzał pupila. Tym razem jednak zrobił to z własnej woli. – Wszystko OK? – spytała mama, obserwując, jak syn próbuje założyć obrożę swojemu szalejącemu z radości podopiecznemu. – Jasne. A niby co miałoby być nie tak?! Po prostu idę trochę przewietrzyć umysł, bo to pomaga przemyśleć różne sprawy... – Jakie znowu sprawy? – zaniepokoiła się. – No... te... tam... zagadnienia... znaczy się zadania matematyczne i... takie tam... uczę się właśnie do klasówki, a sama mówiłaś, że dotlenienie mózgu dobrze robi – wydukał Marek, po czym szybciutko zamknął za sobą drzwi i wybiegł przed furtkę z przypiętym do smyczy Pimpusiem. Może kogoś dziwi, że komentarz na blogu zrobił na Marku tak duże wrażenie. Rzecz w tym, że odnalazł on w nim kilka elementów, które wzbudziły w nim spory niepokój, i po prawdzie, powinny również zaskoczyć uważnego czytelnika. Niestety, wietrzenie umysłu napotkało pewne przeszkody. Ledwo Marek skręcił za róg swojej uliczki, napatoczył się na Patryka, który również wyprowadzał swojego psiaka, o ile to pieszczotliwe określenie można odnieść do szczeniaka 31


ciągniętego na smyczy przez klasowego osiłka. Jeżeli wierzyć ludziom, którzy twierdzą, że pies upodabnia się do właściciela, to podopieczny Patryka mógłby służyć za doskonały przykład na poparcie tej tezy. Miał szczeciniastą, rudą sierść i mimo młodego wieku robił zdecydowanie groźne wrażenie: masywny, na krótkich, mocnych nogach, z potężną, wysuniętą dolną szczęką i szerokim łbem osadzonym na jeszcze szerszym karku, prawie bez szyi. Patryk już od kilku dni chwalił się w klasie, że dostał od rodziców prawdziwego pitbulla, jednak Marek widział psa po raz pierwszy. Pomimo, trzeba przyznać, groźnego wyglądu, różne rzeczy można było o nim powiedzieć, tylko nie to, że jest pitbullem. Wyglądał raczej jak miks buldoga z... Marek nieźle znał psie rasy, jednak nie bardzo potrafił zidentyfikować innych przodków pupilka Patryka, ale raczej nie znalazł się wśród nich żaden pitbull. „Chyba że pitból”. – Chłopiec pozwolił sobie w myślach na mały ortograficzny żarcik i próbował się wycofać, zanim Patryk go namierzy. Po pierwsze, był pewien, że jego towarzystwo raczej nie będzie sprzyjać zadumie. Po drugie, obawiał się nieco skutków konfrontacji „pitbóla” z Pimpusiem, który pomimo swoich prawie sześciu lat był o wiele mniejszy od młodszego kolegi. Niestety, było już za późno. – Zabierz stąd swojego kundla – warknął Patryk, idąc wprost na Marka – bo mój pitbull zrobi z niego miazgę. – Kundla? A twój to niby co? Owszem, mam kundla, takie było założenie, uratować ze schroniska jakieś biedne bezdomne szczenię, ale przynajmniej nie udaję, że jest rasowy. – A ja co? Niby udaję?! – zdenerwował się Patryk. – Mówiłem ci, że to pitbull. – Chyba nigdy nie widziałeś pitbulla – roześmiał się Marek i już chciał się pochwalić wymyślonym przed chwilą 32


33


żarcikiem, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Patryk przecież i tak nie usłyszy, czy w wymawianym przez niego słowie zastosowano „u” otwarte, czy „o” z kreską. A nawet gdyby jakimś cudem okazało się to możliwe, pewnie i tak by nie zrozumiał, która pisownia jest poprawna. – To ty nigdy nie widziałeś pitbulla! – odciął się Patryk, a potem krzyknął do swego szczeniaka: – Noga, Pitbull! Noga! – I szarpnął smyczą tak mocno, że zaskoczony szczeniak głośno pisnął. W czasie, gdy chłopcy rozmawiali, oba psy próbowały zawrzeć znajomość, co niespecjalnie spodobało się klasowemu osiłkowi. – He, he... – skrzywił się Marek. – Nie tylko rasa, to znaczy nibyrasa, ale także imię... – A co, nie podoba się? A twój kundel jak ma na imię? – Pim... – zaczął Marek i ugryzł się w język. Rzecz w tym, że kiedy wymyślał imię dla swego pieska, był jeszcze bardzo, bardzo mały, a mama czytała mu właśnie Pimpusia Sadełko. Pomińmy milczeniem ten drobny fakt, że w książce Pimpuś Sadełko był kotem. – Pim co? – spytał Patryk. – Pim..., Pim... eee... – jąkał się Mani. – Pim-eee? – zarechotał Patryk. – Pim. Po prostu Pim. A co, nie podoba się? – spytał Marek zadowolony, że udało mu się wybrnąć z tej trudnej sytuacji. Patryk wzruszył ramionami. W tym momencie Pimpuś, który najwyraźniej miał dużo mniejszy respekt wobec straszliwego pitbulla niż jego opiekun, szarpnął gwałtownie smycz, próbując się wyrwać w stronę młodszego kolegi. Jego zachowanie tak zaskoczyło Marka, że odruchowo zawołał: – Pimpuś, zwariowałeś?! Patryk zaczął się śmiać jak szalony, a Marek zrozumiał, że już wkrótce przylgnie do niego nowa ksywka, a mianowicie „Pimpuś”. W całości będzie to zatem brzmiało: Emanuel Mani 34


Marek Mikrob Mały Pimpuś. Na samą myśl ciarki przeszły mu po plecach, a jego i tak dość skurczony żołądek skurczył się jeszcze bardziej. – Pimpuś to takie zdrobnienie od Pim, o ile rozumiesz, co oznacza słowo „zdrobnienie”. – Mani rozpaczliwie szukał wyjścia z sytuacji. – Kiedy Pim był mały, wołaliśmy na niego Pimpuś. – Chyba wciąż jest mały – zaśmiał się Patryk. – Zupełnie jak ty. – Przykładowo – ciągnął w desperacji Mani, choć prawdę mówiąc, zamiast tego wolałby strzelić Patryka w szczękę – w wypadku Patryka zdrobnienie mogłoby brzmieć... Patryś. Chłopakowi nie bardzo się spodobało, że nazwano go „Patrysiem”. – Naprawdę chcesz, żeby ci przywalić! Ty i twój kundel. Pitbull, bierz ich!!! – zawołał Patryk, schylając się do obroży swojego podopiecznego, który w odpowiedzi zaczął histerycznie ujadać. Marek postanowił opuścić zagrożony teren i nie czekać na dalszy rozwój wypadków. Próbował jednak udawać, że wcale nie salwuje się ucieczką. – No to ja spadam, Patryś – rzekł i zaczął się wycofywać w stronę domu, początkowo bardzo powoli i tyłem, ponieważ wiedział, że ucieczka może skłonić psa do gonienia, a Patryka... Kto wie, jaki odruch mogłaby w nim wywołać. Jednak kiedy się znalazł za rogiem, gdzie ani Patryk, ani jego Pitbull nie mogli go już zobaczyć, rzucił się pędem w stronę furtki odprowadzany okrzykami: – Tchórz! Tchórz! Tchórzliwy Pimpuś! ////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// Po powrocie do domu pół godziny spędził na celowaniu rzutkami w zamalowaną twarz Patryka, by nieco ochłonąć

35


po tym jakże relaksującym spacerze. A potem znów usiadł do laptopa. Sprawdził stronę www.:-(:-(:-(.com, która jak się można było spodziewać, nie chciała się otworzyć, i po głębokim namyśle wystukał odpowiedź na tajemniczy komentarz.

Marek:

Jakie znowu tabletki, Magik? O czym ty gęgasz?! Magik:

Raczej skąd to wiem? To jest właściwe pytanie. Wszak w necie musi istnieć ktoś, do kogo trafiają wykasowane teksty. Nie sądzisz? Marek:

I tak wiem Fastfood, że to ty się wydurniasz. Magik:

Skąd Fastfood miałby wiedzieć o tabletkach na dorosłość?

Fakt, Marek nie miał pojęcia skąd. Nie odpowiedział więc na pytanie Magika, który zniecierpliwiony przedłużającym się milczeniem opublikował kolejny komentarz. Próbował w nim wyłożyć szlachetne intencje swoich działań: Magik:

Każdego dnia trafiają do mnie tysiące wykasowanych zwierzeń. A ja robię, co mogę, by pomóc ich autorom. Nawiasem mówiąc, „wersja pierwsza” była lepsza. Marek:

Wersja pierwsza? Magik:

Dobrze wiesz, co mam na myśli. „Pierwsza wersja była lepsza. Druga również. Nie zawsze do trzech razy sztuka! Kto błądzi, niech szuka!”. Fajne było również to, co skasowałeś dzisiaj. Choć wpis, który wysłałeś na bloga,

36


też nie jest zły. W sumie to dobrze, że w każdej sytuacji umiesz znaleźć jakieś pozytywy. Marek:

Cholerny hacker! Zamontowałeś mi trojana?! Magik:

Mogłem zamontować trojana w twoim komputerze, ale chyba nie w twoich snach ;) Marek:

Nie wiem, kim jesteś, ale spadówa z mojego bloga! Zresztą strona, o której pisałeś, nie może istnieć, ponieważ jej nazwa zawiera niedozwolone znaki. Magik:

Jak sobie chcesz, Mani ;) A stronka istnieje. I teraz już wchodzi. Aktywowałeś ją, odpowiadając na mój komentarz. Masz trzy dni, żeby z niej skorzystać. Potem stracisz dostęp. No to s p a a a a a a d a m . . . A najlepsze są słowa jeszcze niezapisane – WERSJA ZERO!!!

37


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.