Warren XIII i Wszystkowidzące Oko – fragment książki

Page 1

wa r r e n t r z y n a s t y i w s z y s t kow i d z ąc e o ko

Fig. 4 16

T H E M Y STERI O U S V ISIT O R

–  Skąd pan do nas przybywa? Wciąż cisza. –  Czy długo pan jechał? Gdzieś z oddali dobiegło ich cykanie świerszcza. Gość sięgnął do czeluści długiego czarnego płaszcza i błyskawicznym ruchem wydobył kartę. Warren chciał ją wziąć, lecz nieznajomy trzymał ją poza zasięgiem ręki chłopca. Przedstawiała rysunek łoża z baldachimem. – Chciałby pan pokój z łóżkiem! – wykrzyknął Warren. – Naturalnie! Już się robi! – Spojrzał wymownie na wuja, który wciąż gapił się na przybysza. – Tylko wezmę klucz. Wuju! Wuj Rupert wreszcie otrząsnął się z transu. –  Tak, tak, oczywiście! Już! – Odwrócił się do wiszących kluczy, przytłoczony koniecznością wyboru, tymczasem Warren chciał wziąć od podróżnego bagaż. – Chętnie zaniosę pańską torbę do pokoju. Obawiam się, że winda nie działa. Gość przycisnął torbę do piersi, jakby Warren był nosicielem jakiejś zakaźnej choroby. –  Przepraszam – rzekł chłopiec, stropiony. –  Proszę bardzo! – wtrącił się wuj Rupert, dzierżąc mosiężny kluczyk na obszarpanym

sznurku. – Klucz do pańskiego apartamentu. Będzie pan miał piękny widok! Numer pokoju widnieje na drzwiach, więc nie musi się pan obawiać, że zabłądzi w naszych pięknych korytarzach. Warren spojrzał na wuja bez przekonania. Grubą przesadą było nazywanie korytarzy pięknymi, a któregokolwiek z pokojów – apartamentem, z pewnością zaś żaden z nich nie miał pięknego widoku z okna. Przy gościach jednak lepiej było nie mówić tego na głos. Przybysz chwycił klucz i ruszył po schodach. Warren pospieszył za nim. Skoro nie pomoże nieść torby, to przynajmniej wskaże gościowi drogę do pokoju. Podróżny jednak odwrócił się nagle i – szust! – podsunął chłopcu pod oczy kolejną kartę. Widniała na niej wielka czerwona litera X.

17


wa r r e n t r z y n a s t y i w s z y s t kow i d z ąc e o ko

Znaczyło to zapewne „Zostaw mnie samego”, toteż Warren ukłonił się niezdarnie i wycofał do holu. – Zastanawiam się, czy będzie chciał zjeść śniadanie. –  Dziwak – rzekł na to wuj. – Nawet się nie przedstawił. Blada Twarz, nazwał gościa w myślach Warren, wyobrażając sobie, co też może się kryć pod bandażami. Rany? Blizny? Trzecie oko? Nos do góry nogami? Z pewnością coś okropnego, bo nikt bez powodu nie owijałby sobie całej głowy bandażem.

do holu wkraczała jego ciotka Anakonda. Stanowiła przeciwieństwo męża. Wuj Rupert był niski, ciapowaty i pulchny, ona zaś wysoka, elegancka i szczupła. Długie czarne włosy nosiła upięte w kok, który przypominał żmiję zwiniętą w kłębek na czubku jej głowy. –  Czyżbym się przesłyszała, czy też na podjeździe naprawdę jest samochód? –  Moja najpiękniejsza królowo! Ukochana! – wykrzyknął wuj Rupert, zarumieniony z emocji. – Nie mylisz się! Naprawdę mamy gościa! I to jakiego! Właśnie przyjechał. – Ach tak? – zaświergotała ciotka. Podrapała wuja pod brodą jak kota. Twarz Ruperta przybrała kolor wozu strażackiego, a z mięsistych ust dobyło się mruczenie. Warren próbował nie parsknąć. – Szkoda, że się z nim nie zobaczyłam. Wuj Rupert poślubił Anakondę zaledwie cztery miesiące wcześniej i oboje wciąż zachowywali się jak nowożeńcy. Wcześniej, zanim jeszcze się zobaczyli na żywo, przez pół roku pisywali do siebie listy. Po poznaniu Anakondy Rupert był tak zachwycony, że niemal od razu się oświadczył. – Kochanie – rzekł teraz, wzdychając przeciągle – jesteś dla mnie za dobra. –  Nie, to ty jesteś za dobry dla mnie – poprawiła go ciotka.

Z zamyślenia wyrwał go stuk obcasów na posadzce. Obrócił się w tej samej chwili, gdy 18

L OV E Y- D OV E Y TA L K

–  Chłopcze, mam nadzieję, że zaprowadziłeś naszego szanownego gościa do pokoju? Gdy się uśmiechała, wokół jej oczu pojawiały się zmarszczki niczym pajęcze nogi. –  Nie chciał pomocy. – Odprawił cię? Och, biedaku, mam nadzieję, że nie sprawił ci przykrości! Wyglądasz dość szczególnie, fakt, jednak to nie powód, by dorośli traktowali cię jak popychadło! Mówiła tak słodkim tonem, że wuj nawet nie usłyszał obraźliwej uwagi w jej słowach. Warren zaś ją zignorował. Dobrze wiedział, że ma ropuszą twarz, szarą skórę i krzywe zęby. Był natomiast dumny ze swych pięknych włosów. Wszyscy jego przodkowie szczycili się imponującymi czuprynami, uważał więc, że włosy rekompensują niedostatki urody.

–  powiedział wuj Rupert. – Odkąd trafiłaś do mojego życia, czuję się jak młody bóg! –  Nie, to ja jestem szczęściarą. – Ciotka rozłożyła ręce i wykonała taneczny obrót. – Jesteś moim księciem z bajki i pozwoliłeś mi zamieszkać w swoim zamku! Warren nie mógł już słuchać tych landrynkowych szczebiotań. Chciał wymknąć się niepostrzeżenie, lecz zatrzymał go głos ciotki:

19


wa r r e n t r z y n a s t y i w s z y s t kow i d z ąc e o ko

–  Przepraszam, muszę posprzątać swój pokój, bo jest tam brudno od sadzy – rzekł. – Ależ oczywiście, kochany – odparła ciotka. – Wiem, jak lubisz swoje obowiązki. Nie miałabym serca cię od nich odrywać.

pewien, że jego ojciec, Warren XII, nie byłby zadowolony z wuja – zawsze powtarzał, że ciężka praca kształtuje charakter. Na trzecim piętrze znajdował się schowek na miotły. Warren uchylił drzwi i aż odskoczył. W środku czekała ciotka Anakonda! – Strasznie się guzdrałeś! – wysyczała, wciskając mu w dłonie szczotkę. –  Jak ciocia… – chciał zapytać, jak jej się udało dostać na trzecie piętro, nie mijając go na schodach, ale ugryzł się w język. Zawsze pojawiała się i znikała niespodziewanie. A była to tylko jedna z jej tajemniczych umiejętności. Postąpiła o krok, górując nad mikrym chłopcem. Kościste dłonie wsparła na biodrach sterczących przez materiał sukni. Po uśmiechniętej masce, którą przybierała w obecności męża, teraz nie było śladu. Ciemne oczy ciotki błyszczały groźnie, a jej pociągłą twarz wykrzywił grymas. –  Powiedz mi – syknęła – gdzie jest ten tajemniczy gość? W którym pokoju? –  Nie wiem. – Warren skulił się pod jej gniewnym wzrokiem. – To wujek Rupert dał mu klucz. Nie widziałem numeru. –  Jak wyglądał? Co mówił? Był wysoki i chudy… i ubrany cały na czarno. Tylko twarz miał zawiniętą w białe

Już na schodach dosłyszał dobiegający z dołu chichot wuja. –  Dziwne dziecko. Znałaś kiedyś chłopca, który by lubił sprzątać? Z pewnością nie ma tego po mnie! Ciotka wybuchnęła śmiechem. –  Jasne, że nie, ukochany! Ty jesteś moim księciem, nie możesz mieć obowiązków! Warren westchnął. Wuj był zwykłym leniem, nie żadnym księciem. Nigdy się nie pofatygował, żeby coś naprawić, wyczyścić czy w ogóle zająć się czymkolwiek, co przywodziło na myśl pracę. Chłopiec był 20

A N N A C O N D A ’ S TR U E N A T U RE

bandaże. Nic nie mówił, tylko pokazywał karty z obrazkami. Miał czerwoną torbę. – Nie wspominał nic o Wszystkowidzącym Oku? – Nie wypowiedział nawet słowa – odparł Warren. – Myślę, że jest tu tylko przejazdem. – Przybył tu po Oko – wyszeptała ciotka. – Na pewno! Po co innego ktokolwiek miałby przyjeżdżać do tego okropnego miejsca? Szuka Oka i chce je ukraść! Warren wciąż słyszał o Wszystkowidzącym Oku, tajemniczym skarbie ukrytym – tak przynajmniej twierdziła ciotka Anakonda – gdzieś w hotelu. Gdy tylko się tu sprowadziła po poślubieniu wuja, zaczęła o nie wypytywać. Oko było oczywiście tylko legendą, tak samo jak gigantyczne owady zamieszkujące las i duchy krążące po labiryncie w ogrodzie. –  Nie sądzę, żeby szukał Wszystkowidzącego Oka – rzekł. –  Co ty możesz wiedzieć – zbyła go. – Kiedy tylko go spotkasz, natychmiast mnie wezwij. Rozumiesz? – Tak. – To zamknij drzwi i zostaw mnie w spokoju. –  Zostawić ciocię? Tu, w schowku?

-Zamknij drzwi, mówie˛! Warren zatrzasnął schowek. Podejrzewał, że gdyby go znów otworzył, ciotki nie byłoby w środku. Ale bał się sprawdzać. Wziął więc szczotkę i ruszył na strych.

szur szur

21


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.