rozkład jazdy
Wrocław 2012
rozkład jazdy Dwadzieścia lat literatury Dolnego Śląska po 1989 roku
Redakcja: Jacek Bierut Wojciech Browarny Grzegorz Czekański
spis treści Od ReDakcji 17
Jacek Bierut
19
Grzegorz Czekański
Na zachodzie bez zmian 23 37 53
Wojciech Browarny, Nie tylko Breslau. O współczesnej prozie z Dolnego Śląska (1989-2010) Paweł Mackiewicz, Piosenka o moim Wrocławiu. Poezja na Dolnym Śląsku w latach 1989-2009 Magdalena Gołaczyńska, Najnowsza dramaturgia dolnośląska
Śląski Kwartet 67
Marek Krajewski, Festung Breslau (fragment) Łukasz Plata, Czarny Wrocław
70 83
Olga Tokarczuk, Przetwory na życie (na niestrawność) Agnieszka Kłos, Śmiertelni nieśmiertelni, nieśmiertelni śmiertelni Agnieszka Urbańska, Chorzy i niepełnosprawni w prozie Olgi Tokarczuk. Niemedyczna próba diagnozy
87 106 117
Zbigniew Kruszyński, Ostatni raport (fragment)
119
Marta Koronkiewicz, „Tłumacze niemoty” – o obcościach i odległościach w prozie Zbigniewa Kruszyńskiego Justyna Zimna, Język do oclenia. O prozie Zbigniewa Kruszyńskiego Michał Witkowski, Lubiewo (fragment); Margot (fragment)
125 135
Grzegorz Czekański, Zmiana wa(r)ty
139
Od A-Mejko do Z-awady 149
Lidia Amejko, Żywoty świętych osiedlowych (fragment) Urszula Glensk, Pani Borges
152 163
Joanna Bator, Piaskowa góra (fragment) Mieczysław Orski, Szkatułki Joanny Bator
166 175
Jacek Bierut, Wybór wierszy; Hajs (fragment)
180
Łukasz Plata, Wpuszczeni w maliny – o twórczości Jacka Bieruta
192
Grzegorz Czekański, Łże-poezja Jacka Bieruta
199
Adam Borowski, Wybór wierszy Paweł Kaczorowski, Ojczyzna bezdomności Adama Borowskiego
202 211
Rafał Brasse, Wybór wierszy
221
Paweł Kaczorowski, W obliczu wieczności. O twórczości autora Oblicza – Rafała Brasse Leszek Budrewicz, Wybór wierszy
214
224
Barbara Sola, Obywatel Budrewicz 231
Piotr Czerniawski, Wybór wierszy Bartosz Sadulski, Zrymować się ze snem
234 239
Wacław Grabkowski, Wypalacz drutu (fragment opowiadania)
253
Eden na cmentarzu: z Wacławem Grabkowskim rozmawia Andrzej Goworski Marcin Hamkało, Wybór wierszy
241
Jakub Skurtys, – „Prognoza na jutro jest dzisiaj nieczynna” – rozmawiał z państwem Marcin Hamkało
259 267
Tomasz Hrynacz, Wybór wierszy
279
Wojciech Koryciński, Alfabet subiektywny. Krótki hasłowy przewodnik po twórczości Tomasza Hrynacza Jacek Inglot, Małpia matka (fragment powieści)
270
Andrzej Goworski, Jacek Inglot – literat, któremu śni się generał
283 295 297
Małgorzata Jurczak, Karmin (fragment) Maciej Duda, Żyję – tak mi się zdaje
305
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Kołysanka dla wisielca (fragment)
307
Grzegorz Czekański, Literatura brzydka
316
Mieczysław Orski, Noc polarna, chłód i ciemność 321
327
Marcin Czerwiński, W męskich gaciach. O prozie Agnieszki Kłos 333
336
Agnieszka Kłos, Łapówka; Killer dzik; Całkowity koszt wszystkiego
Marcin Kurek, Oleander (fragment) Jacek Bierut, Otruty kwiatem
343
Jerzy Łukosz, Lenora (fragment) Paweł Kaczorowski, Narracyjne śnienie Jerzego Łukosza
349 359
Tomasz Majeran, Wybór wierszy
363
Paweł Mackiewicz, Nocne cytaty, literackie podróże
368
Jakub Skurtys, Orfeusz idzie na wojnę. O poezji Tomasza Majerana 379
386
Piotr Makowski, Soundtrack (fragment) Urszula Pawlicka, Ma być mięso
391
Karol Maliszewski, Próby życia (fragment) Jacek Bierut, Iść na swój grób trzeba odważnie
394 407
Agnieszka Mirahina, Wybór wierszy
423
Grzegorz Czekański, Ostatnia stacja będzie benzynowa? Złomiarska poezja Agnieszki Mirahiny Krystyna Myszkiewicz, Wybór wierszy
412
426
Jakub Skurtys, Gdyby język grząski... 435
Klara Nowakowska, Wybór wierszy Grzegorz Hetman, Dziewczyna z ostrym profilem
440 449
Paweł Piotrowicz, Wybór wierszy
459
Bartosz Sadulski, Sposoby kadrowania wierszem (o Pierwszym planie Pawła Piotrowicza) Anna Podczaszy, Wybór wierszy
452
Grzegorz Hetman, I wycycka się ostatnia kropelka
462 471
Adam Poprawa, Cała niewątpliwość
475
Jacek Bierut, Walce
479
Grzegorz Czekański, Stopień zero słuchania 485
497 501
Grzegorz Czekański, Rymy męskie Konrad Góra, Wybór wierszy Marta Koronkiewicz, Dydaktycznie
507
Bartosz Sadulski, Wybór wierszy
510
Jacek Bierut
515
Przemysław Witkowski, Wybór wierszy
521
Kamil Zając, Wybór wierszy 527
Mikołaj Sarzyński, Wybór wierszy Paweł Kaczorowski, Ucieczka podmiotu i odzysk języka. O debiutanckim tomie poezji Mikołaja Sarzyńskiego
530 535
Mirosław Sośnicki, Miłość, tylko miłość Wojciech Koryciński, Gra z życiem i Gra o życie. Pisarstwo Mirosława Sośnickiego w dialogu
537 543
Julia Szychowiak, Wybór wierszy Paweł Kaczmarski, Ten bezruch to tango
546 557
Mirka Szychowiak, Wybór wierszy Kamil Zając, Fruwanie w księżycowych ogrodach, czyli kilka napomknięć o wierszach Mirki Szychowiak
562 567
Krzysztof Śliwka, Wybór wierszy Karol Maliszewski, Powieść przygodowa wierszem. Ucieczki i powroty Krzysztofa Śliwki
575 587 591
Tomek Tryzna, Panna Nikt (fragment) Dorota Magdziarz, Taniec w skorupkach
597
Agnieszka Wolny-Hamkało. Wybór wierszy
601
Aldona Kopkiewicz. Miękkie dno snu. O poezji Agnieszki Wolny-Hamkało
605
Jacek Bierut, Dusza z mąki 611
Filip Zawada, Wybór wierszy Paweł Mackiewicz, W oku snajpera
615
Zbliżenia regionalne 621
Grzegorz Czekański, Bielawa
628
Danuta Duszeńczuk, Głogów
637
Jan Owczarek, Jelenia Góra
644
Tomasz Ważny, Jelenia Góra – rewers
646
Jan Smalewski, Legnica
652
Agnieszka Garbiec, Lwówek Śląski Agnieszka Garbiec, Wojciech Izaak Strugała, poeta
657 661
David Magen, Nowa Ruda
664
Mirka Szychowiak, Strzelin
666
Wojciech Koryciński, Świdnica
674
Urszula Klejman, Wołów
681
Artur Tanona, Ząbkowice Śląskie
684
Krystyna Myszkiewicz, Zgorzelec
688
Antoni Matuszkiewicz, Nadpisane. Ziemia Kłodzka i okolice
Czasopisma 705
Marta Koronkiewicz, Wbrew przyzwyczajeniu. O „Magazynie Materiałów Literackich Cegła”
708
Paweł Bernacki, Wiele języków, jedna „Dykcja”
711
Paweł Bernacki, Płynie Odra, płynie – o miesięczniku społeczno-kulturalnym „Odra”
714
Marta Koronkiewicz, „Pomosty”, albo co kryje archiwum
717
Paweł Kaczmarski, Kryzysy i pogranicza
721
Paweł Kaczmarski, Dział poetyk porzuconych
Rozkład Jazdy, Biogramy autorów szkiców Indeks nazwisk
Tymoteusz Karpowicz (1921-2005)
Poeta, prozaik, dramaturg, tłumacz. Uznawany za autora jednego z ostatnich wielkich projektów poetyckich w XX wieku. Opublikował m.in. książki Kamienna muzyka (1958), Odwrócone światło (1972), Słoje zadrzewne (1999). Związany z wrocławskim środowiskiem literackim; po usunięciu go z redakcji „Odry” i „Poezji” od 1973 r. przebywał na stałe w USA. Zmarł 29 czerwca 2005 w chicagowskim Oak Park.
Rozkład jazdy rozłożono jazdę na konie i ludzi potem na konie i siodła potem na ludzi i hełmy potem na pęciny chrapy i piszczele rozłożono wszystko bardzo szczegółowo to był dobrze pomyślany rozkład bardzo długo rozkładano ręce teraz jazda taka stąd zabiera spory kawał czasu i łąki wszystko od tej jazdy się zabrało rozłożystą nieruchomością
Od redakcji
„Lokalność w dzisiejszym świecie jest doświadczeniem ulotnym” – pisze w swoim szkicu Wojciech Browarny. Trzeba od razu przyznać – opisywanie kawałka literatury na podstawie jednego tylko kryterium, miejsca zamieszkania autorów, jest sporym nadużyciem, uproszczeniem. Postanowiliśmy jednak podjąć wysiłek stworzenia tej antologii; nie tylko z powodu dobrze pojętego lokalnego patriotyzmu, ale także za sprawą silnego przekonania, że jest potrzebna autorom i czytelnikom. Czy literatura powstająca na Dolnym Śląsku różni się zasadniczo od tej powstającej w innych częściach kraju? Czy tutejszych twórców łączy coś charakterystycznego, nieobecnego u literatów spoza regionu? Racjonalna odpowiedź na te pytania u każdego, komu bliska jest współczesna literatura polska, powinna brzmieć: nie. A jednak kończąc prace nad książką mam pewność, że warto było podjąć się tego zadania. Tak jak ludzie mają spory wpływ na miejsce, w którym żyją, tak to miejsce (mimo nasilających się także w kulturze mechanizmów globalizacyjnych) ma pewien wpływ na swoich mieszkańców, także tych parających się literaturą i tych, którzy czytając, starają się zrozumieć jej związek ze światem. Oczywiście, już w momencie wydania wiemy, że nie wszystko się udało, przede wszystkim nie udało nam się ogarnąć całości zjawiska. Pozostaje sporo luk, niektórzy autorzy mogą czuć niedosyt, ponieważ z konieczności poświęcilśmy im zbyt mało uwagi i miejsca (zaledwie wspominamy kryminał, którego współautorką jest Marta Mizuro; analogiczna sytuacja z debiutem Łukasza Saturczaka; nie zauważamy nominowanych do nagrody WARTO: Szymona Bogacza, Adriany Prodeus i Aleksandra Wenglasza; niektórzy autorzy opublikowali kolejne książki, a my nie zdążyliśmy o nich nawet napomknąć). Mam jednak wrażenie, że praca nad tym tomem mogłaby trwać kolejny rok i nadal towarzyszyłaby nam niepewność, czy zbliżyliśmy się do opisania ostatniego dwudziestolecia w literaturze na tyle, żeby publicznie zaprezentować wynik naszej pracy. Cóż, trzeba było wreszcie skończyć; kto chciałby dopisać resztę, napotka z naszej strony autentyczną przychylność. Pomysł, koncepcja całości i plan działania zrodziły się w rozmowach trzech osób, zasiadających w zarządzie Fundacji Na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza – Karola Pęcherza, Grzegorza Czekańskiego i niżej podpisanego. Z czasem do działań redakcyjnych włączył się również Wojciech Browarny.
17
Już we wstępnej fazie założyliśmy, że o dolnośląskich autorach powinni napisać dolnośląscy krytycy. Dobór par autor/krytyk nie odbywał się na zasadzie przypadku. Znając dorobek pisarzy i dotychczasowe prace, pola zainteresowań i indywidualne predyspozycje poszczególnych krytyków, zaczęliśmy żmudne rozmowy o kolejnych, konkretnych tekstach z ich potencjalnymi autorami. Zdecydowana większość nie odmówiła współpracy, za co serdecznie dziękuję. To mi się w tym opracowaniu podoba: nie powstało ono z powodów merkantylnych. Od razu pojawiła się jakaś aura porozumienia i zrozumienia, że powstaje coś, do istnienia czego wszyscy jesteśmy przekonani i nawet trochę się dziwimy, że dotąd nie powstało. Na przeszkodzie nie stanął nawet brak środków finansowych na publikację tej książki – dopiero po dwóch latach wnioskowania i szukania środków otrzymaliśmy dofinansowanie z Gminy Wrocław i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Potrzebne – dlaczego? Bo literatura powstająca na Dolnym Śląsku na to zasługuje. Bo dolnośląscy literaci są ważną częścią współczesnej literatury polskiej. Bo przy aż nazbyt widocznej niewielkiej roli dolnośląskich wydawnictw na rynku księgarskim, mamy literaturę, z której warto się cieszyć i którą warto znać. O której warto mówić. Którą warto polecać innym. I nawet jeśli po lekturze ani odrobinę nie zbliżysz się, Czytelniku, do zrozumienia pojęcia dolnośląskości, to zapewne uda Ci się ten fenomen choć trochę lepiej poczuć. Bo jest to dość dziwaczny twór mentalny, trudny do zracjonalizowania, dokarmiany nie tylko polityką lokalnych władz, ale także naturalnymi, spontanicznymi emocjami ludzi, którzy potrzebują i poszukują naprawdę swojej, tutejszej, śląskiej tożsamości (a może szląskiej, bo to część Śląska, która nie przestała być Schlesien). Literatura to najlepszy środek do takich poszukiwań. Oddajemy w Twoje ręce zbiór tekstów przypominający nieco niespieszne wędrówki po Sudetach, Przedgórzu Sudeckim i Nizinie Śląskiej, po mnogości w jakiś sposób związanych z tą przestrzenią książek, tych uhonorowanych ważnymi nagrodami, tych tylko do nich nominowanych, i tych przeoczonych, pominiętych, niedostatecznie docenionych. Literatura na Dolnym Śląsku po roku 1989 miała się dobrze, tylko niewystarczająco o tym dotąd mówiono. Jacek Bierut
18
No właśnie, dlaczego Rozkład jazdy? Bo po prostu nie mogło być inaczej. Nadaliśmy tytuł niniejszej antologii nieco przymuszeni przez jeden z najważniejszych – a na pewno najbardziej symptomatycznych – wierszy Tymoteusza Karpowicza. Bo nawet pobieżny rzut oka utwierdza człowieka w przekonaniu, że ów tekst musiał być mottem tej publikacji; że jest w takiej mierze akuratny, wielostronny, a jednocześnie wymierzony w nas i nasze założenia, że nie ma innej opcji – niż Rozkład jazdy. Wszystko zagrało, sprzężenie zwrotne, pełna współpraca w obu kierunkach. Bo wiersz Karpowicza świetnie oddaje to, co nam od początku przyświecało. Tytuł, który zapowiada utwór o harmonogramie odjazdów i przyjazdów środków komunikacji publicznej staje się od pierwszych słów czymś zupełnie innym – sfingowaną zapowiedzią wiersza o rozkładzie pewnego zjawiska na czynniki pierwsze. W tym sensie „rozkład” jest raczej „rozbiorem” niż „rozpadem” – zakłada prędzej próbę analizy niż opis procesu obumierania. Nam takie założenie odpowiada – patrzymy na Dolny Śląsk jako strukturę żywych aktywności, a nie muzealnych eksponatów za śmieszną szybką z napisem: NIE DOTYKAĆ. Dolnośląskość to nie przestrzeń muzealna, chcemy tego zjawiska dotknąć, poczuć, wdać się z nim w pogawędkę. Uaktywnić. Bo Rozkład jazdy mówi niby o konkretnym ruchu (przemieszczaniu się kawalerii), ale jest to tylko pretekst do wniknięcia w poszczególne procesy, które na wszelkie akcje, działania i zjawiska się składają, a także na systemy takich zjawisk, które decydują o tzw. rzeczywistości. A przy okazji jest to tekst o wpływie wszelkiego typu analiz, przekrojów, rozbiórek i, wreszcie, rozkładów – na tę tzw. rzeczywistość, która się pod wpływem takich działań zmienia. A jeżeli nawet nie przeobraża sama w sobie, to wywołuje trwałą zmianę w obserwatorze. No i my też mamy nadzieję, że ta antologia wywoła pewną zmianę w postrzeganiu literatury Dolnego Śląska, która – na to przynajmniej liczymy – z pozycji chaotycznie porozrzucanego skupiska aktywności twórczych, zostanie przeniesiona do wspólnego, w miarę czytelnego układu w ramach jednego kadru. Bo ilekroć czytam ten wiersz, przypomina mi się malarstwo włoskich futurystów, którzy dążyli do uchwycenia ruchu na płaszczyźnie. „Powszechny dynamizm musi być oddany jako odczucie dynamiczne” – głosili w manifeście, a potem na przykład Giacomo Balla z Dynamizmem psa na smyczy albo Umber-
19
to Boccioni i jego słynna Elastyczność, synteza ruchu galopującego konia usiłowali ukazać te idee na płótnie. (Postać Boccioniego zresztą ma tu wartość symboliczną: artysta zginął po upadku z konia podczas I wojny światowej). Galopujące zwierzę jest, ma się rozumieć, w kontekście „jazdy” sekwencją kluczową, którą Karpowicz rozkłada na kombinacje chrap, pęcin i piszczeli, zgodnie z niegdysiejszą zasadą futurystów, którzy mawiali, że koń w biegu ma nie cztery kończyny, ale dwadzieścia. Ale dlaczego, do diabła, o tym wszystkim piszę? Bo jest to swoisty ukłon w stronę naszego patrona. Karpowicz za czasów pracy redaktorskiej w „Odrze” dał się poznać jako promotor wielu autorów młodego pokolenia; najbardziej znana jest jego współpraca z Wojaczkiem, który odwdzięczył się swojemu opiekunowi dedykacją książki Nie skończona krucjata. My też chcemy się mu – i Dolnemu Śląskowi – jakoś odwdzięczyć. Bo chcieliśmy, żeby „to był dobrze pomyślany rozkład”. Grzegorz Czekański
20
Na zachodzie bez zmian
Paweł Mackiewicz
Piosenka o moim Wrocławiu. Poezja na Dolnym Śląsku w latach 1989-2009 W przypływie entuzjazmu mogłoby się wydawać, że pomysł na szkice o poezji wybranego regionu w danym okresie – na przykład o dolnośląskiej poezji w latach 1989-2009 – nie wymaga uwag metodologicznych, a cele i motywy opracowań nie powinny budzić zastrzeżeń. Owszem, bardzo chwalebne, że ktoś podjął się zainspirowania i zebrania tego rodzaju prób. O sile lokalnych środowisk literackich stanowią przecież nie tylko cykliczne czy jednokrotne imprezy artystyczne, bieżąca działalność wydawnicza (czyli liczba tomików ogłaszanych co roku przez miejscowe wydawnictwa), ale przede wszystkim ferment ideowo-estetyczny, dyskusje literackie, właściwa środowisku artystyczna tożsamość. Na tę z kolei ogromny wpływ ma oczywiście miejscowa tradycja literacka. Tej zbiorowej (środowiskowej) tożsamości nie sposób piszącym zaszczepić ani zaplanować jej rozwoju, konkretyzuje się ona powoli, mozolnie, w toku spontanicznych przeistoczeń – i proces jej krystalizacji nie zawsze daje przewidywane rezultaty. Czy na przykład – pytając naiwnie – zamieszkujący współcześnie na Dolnym Śląsku trzydziestoletni poeta lub jego o dekadę starszy kolega po piórze w istocie mogą czuć się uczestnikami i, tym bardziej, reprezentantami jakiejś „tutejszej” artystycznej civitas, ponadpokoleniowej, ustanowionej ponad podziałami poetyk oraz stylów wspólnoty piszących? Czy poczucia swojej ewentualnej wspólnotowej „przynależności” nie łączą oni raczej z aktualnymi parcelacjami na ogólnopolskiej scenie literackiej? Ten z diecezji Sosnowskiego, tamten z parafii Honeta, ta z dekanatu Miłobędzkiej, ktoś inny (przynajmniej we własnym odczuciu) ateusz i agnostyk? Czy nie mocniej jednak aniżeli „czynnik regionalny” – choć i tak w niewielkim stopniu i przejściowo – integruje dolnośląskich poetów z ich rówieśnikami z pozostałych regionów metryka urodzenia, a konkretniej – jednoczesność debiutu? Nieprzypadkowo przecież wszystkie ważniejsze antologie młodoliterackie ostatnich lat – jakby na przekór wyraźnemu kryzysowi pokoleniowej świadomości u twórców należących do roczników siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – dążyły do odkrycia synchroniczności objawienia się w życiu literackim i na rynku wydawniczym autorów w podobnym wieku, a pochodzących z rozmaitych miejsc w kraju. Synchroniczność tę ukazywały (poniekąd ją fetyszyzując) obie odsłony Tekstyliów, niedawno zaś nawiązali do niej redaktorzy tomu Słynni i świetni (z podtytułem: Antologia poetów Wielkopolski) – Gierszewski i Kopyt, zapraszając do poznańskiej antologii tak-
37
Magdalena Gołaczyńska
Najnowsza dramaturgia dolnośląska
Dopiero w ostatnich latach – bo na przełomie XX i XXI wieku – w twórczości dramatopisarskiej i teatralnej wyraźnie widać zainteresowanie tematyką oraz postaciami miast i regionu Dolnego Śląska, zarówno związanymi z ich teraźniejszością, jak i przeszłością. Wykształcił się zatem nurt dramaturgii lokalnej i teatru lokalnego, przy czym obie te formy twórczości są za sobą nierozerwalnie związane. Dramaty czy scenariusze pisze się na zamówienie reżyserów i dyrektorów teatrów w zależności od ich zapotrzebowań. Stosunkowo rzadko drukuje się te utwory na łamach miesięcznika „Dialog” lub w antologiach, najczęściej znajdują się one w archiwach teatru w postaci egzemplarzy teatralnych, po które sięgają ludzie sceny lub badacze. Sam tekst pozostaje zatem poza szerokim odbiorem czytelniczym. W efekcie zdobyczy Wielkiej Reformy Teatru i eksperymentów późniejszego teatru kontrkultury pełnię realizacji współczesny utwór dramaturgiczny zyskuje dopiero w kontakcie z widzem. Dlatego nie można go interpretować w oderwaniu od premiery, spektakli oraz ich społecznej recepcji, a także rozmaitych przestrzeni, w których jest prezentowany. Lokalna dramaturgia i podobny teatr pojawiły się między innymi w wyniku rozwoju dolnośląskiego regionalizmu i zainteresowań tożsamościowych Dolnoślązaków. Do ukształtowania się tego zjawiska przyczyniły się działania władz miejskich i wojewódzkich po 1989 r. (zmiany nazw ulic, herbów, odsłanianie tablic pamiątkowych), lokalnych mediów, liczne nowe publikacje historyków i socjologów oraz lokalna literatura. Następnie zarówno dramaturdzy, reżyserzy, aktorzy, jak i publiczność uznali potrzebę podkreślenia własnej odmienności jako mieszkańców szczególnego miejsca na ziemi, tej powiedzmy – „małej ojczyzny”. Niekiedy ich „potrzeba” była stwarzana przez czynniki zewnętrzne, np. preferencje organizatorów konkursów na projekty teatralne w ramach Festiwalu Wrocław Non Stop. Określanie owej odmienności dotyczy w teatrze zarówno mieszkańców i bywalców dużych miast dolnośląskich – Wrocławia, Legnicy, Wałbrzycha i Jeleniej Góry, jak i wsi górskich czy zabytkowych posiadłości. Zakres terytorialny owego „teatralnego regionu” pokrywa się mniej więcej z granicami nowego województwa dolnośląskiego – po reformie administracyjnej z 1999. Sami zaś twórcy reprezentują różne pokolenia, pochodzą też z rozmaitych miejsc kraju, co nie przeszkadza im otwarcie uznawać się za Dolnoślązaków.
53
Śląski Kwartet
Marek Krajewski (1966)
Z wykształcenia filolog klasyczny, były wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego. Opublikował m.in. Śmierć w Breslau (1999), Koniec świata w Breslau (2003), Erynie (2010), Liczby Charona (2011) oraz dwie powieści wspólnie z Mariuszem Czubajem. Laureat Paszportu Polityki w 2005 r. Jego książki zostały przetłumaczone na kilkanaście języków. Mieszka we Wrocławiu.
Festung Breslau (fragment) Breslau, czwartek 15 marca 1945 roku, jedenasta rano Aż do stanowiska porucznika Lehnerta nigdzie nie napotkali sanitariuszy, mimo że wzywali ich przez radiostację już z punktu strażniczego kaprala Hellmiga. Eberhard prowadził bardzo wolno motocykl i rozglądał się dokoła. Za nim siedział Franz, a w wózku leżała zwinięta w kłębek dziewczyna, opatulona śmierdzącym smarami kolejarskim szynelem. W podziemnym mieście błyskały brudnożółte latarnie na ścianach i palniki acetylenowe. W ich świetle Eberhard zauważył dreszcze przebiegające przez twarz dziewczyny. Dodał gazu i zastanawiając się, jak dalece starł nosek swojego eleganckiego włoskiego buta, wrzucił trzeci bieg. Nie zważając na zasadę prawego, która jako jedyna z zasad ruchu drogowego działała w podziemnym Breslau, pędził przez Sadowastrasse ku stanowisku porucznika Lehnerta, gdzie przed godziną widział sanitariuszy. Teraz w tym miejscu nie było nikogo poza wartownikiem. Eberhard zatrzymał motocykl, sypiąc spod kół obłoki kurzu. – Wzywaj lekarza! – krzyknął do wartownika. – To rozkaz! – wrzasnął, widząc jego nieskoordynowane ruchy. Bracia wynieśli w kołysce dziewczynę i ułożyli ją na plecach, zakrywając jej pudenda zasłoną. Opaska uciskowa z krawata lepiła się od krwi. Dziewczyna zajęczała i podniosła powieki. Wpatrywała się przez chwilę w Eberharda. Pod jej delikatną i cienką skórą przebiegł kolejny dreszcz. Źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Płuca ciężko pracowały, pompując bąbelki krwi do jej ust. Krew coraz węższym strumieniem zasilała żyły. Na ciało wystąpiły czerwone plamy. Zwieracz odbytu się rozluźnił. Zdrowa dłoń dziewczyny chciała zacisnąć się na łokciu Eberharda. Ten poczuł jedynie lekkie muśnięcie – jakby pieszczotę. Bąbelki krwi pękały na wargach, szorstkich i suchych, serce przestawało pracować. Pochylił się nad dziewczyną. Z jego wyłupiastego oka spłynęła łza. Kiedy dziewczyna umierała, kapitan Eberhard Mock po raz pierwszy dzisiaj nie myślał o swojej zniszczonej garderobie.
67
Olga tokarczuk (1962)
Ukończyła psychologię na Uniwersytecie Warszawskim; jest autorką m.in. książek Podróż ludzi Księgi (1993), Prawiek i inne czasy (1996), Bieguni (2007) czy Prowadź swój pług przez kości umarłych (2009). Kilkakrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike, którą otrzymała w 2010 r. za Biegunów; wyróżniona m.in. nagrodą Fundacji im. Kościelskich (1997) oraz Paszportem Polityki. Współorganizator Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu. Mieszka pod Nową Rudą i we Wrocławiu.
Przetwory na życie (na niestrawność) Gdy umarła, wyprawił jej godziwy pogrzeb. Przyszły jej wszystkie przyjaciółki, pokraczne staruszki w beretach, w pachnących naftaliną szubach z kołnierzami z nutrii, z których ich głowy wystawały jak wielkie blade guzy. Zaczęły taktownie pochlipywać, gdy trumna uwieszona na mokrych od deszczu linach zjechała na dół, a potem zbite w grupki, pod kopułkami składanych parasolek w najbardziej nieprawdopodobne wzorki ruszyły do autobusowych przystanków. Jeszcze tego samego wieczora otworzył barek, gdzie trzymała swoje dokumenty i szukał tam, sam nie wiedział czego. Pieniędzy. Tajnych akcji. Obligacji na spokojną starość, reklamowanych zawsze w telewizji jesiennymi scenami pełnymi opadających liści. Znalazł tylko stare książeczki ubezpieczeniowe, z pięćdziesiątych, sześćdziesiątych lat, legitymację partyjną ojca, który zmarł w osiemdziesiątym roku w całkowitym przekonaniu, że komunizm jest porządkiem metafizycznym i wiecznym, a także swoje rysunki z przedszkola ułożone starannie w tekturowej teczce z gumką. To go wzruszyło. Że trzymała jego rysunki, nigdy by nie pomyślał. Były tam też jej zeszyty wypełnione przepisami na pikle, marynaty i konfitury. Każdy z nich zaczynał się na osobnej stronie, a jego nazwę zdobiły nieśmiałe zawijasy – kuchenny wyraz potrzeby piękna. „Pikle z gorczycą”. „Dynia marynowana a’la Diana”. „Sałatka awiniońska”. „Borowiki po kreolsku”. Czasem pojawiały się drobne ekstrawagancje: „Galaretka ze skórek jabłkowych” na przykład albo „Tatarak w cukrze”. To nasunęło mu na myśl, żeby zejść do piwnicy, nie był tu od lat. Ale ona chętnie tam przebywała, jakoś nie miał czasu się temu dziwić. Gdy uważała, że za głośno ogląda mecz, gdy na nic się zdawały jej coraz słabsze utyskiwania, słyszał brzęk kluczy, a potem trzaśnięcie drzwi, i znikała na dłuższy błogosławiony czas. Wtedy radośnie oddawał się swemu ulubionemu zajęciu: opróżnianiu kolejnych puszek piwa i śledzeniu przemieszczania się dwóch grup mężczyzn przebranych w kolorowe koszulki z jednej połowy boiska na drugą. Piwnica wyglądała niezwykle schludnie. Leżał tu mały wytarty dywanik, och, pamiętał go jeszcze z dzieciństwa, i stał pluszowy fotel, a na nim porządnie złożony udziergany na drutach pled. Była tu też lampka nocna i kilka zaczytanych na amen książek. Jednak to, co robiło piekielne wraże-
83
śl ąski kwarte t
światowy będzie tego zaścianka odbiór. Jest luj, kibol Pogoni z bliznami po ranach kłutych, który „jebnął sobie holideja”, i to on będzie obiektem pewnego rodzaju adoracji, a schwytanie go – trofeum dla głównego bohatera, nierozerwalnego przecież z autorem. Jest też cała plejada małomiasteczkowego folkloru, łącznie z fizjoterapeutą, co masuje bajecznie i blond businesswoman, która niezłe wałki kręci; ogólnie występuje w Drwalu cała plejada osadzonych historycznie w pereelce albo wczesnych latach po upadku komuny beneficjentów transformacji bądź ludzi przez nią spauperyzowanych. Jest też w Drwalu, no bo nie mogło być inaczej, drwal, co lubi, kiedy wióry lecą. I tak śmigają sobie te trociny zupełnie beztrosko. Jak w każdej klęsce urodzaju, jest to literatura pięknej katastrofy; jest postawa (...) jako prozaika-utracjusza, który sprzedaje za bezcen kolejne świetne pomysły, a coraz częściej utrzymuje się z chałturzenia (transfer do Świata Książki i reedycja jego „pedalskiej epopei” w mainstreamowym wydawnictwie tylko to symbolicznie przypieczętowały). Mniej więcej tak, po Lubiewie, które można w pewnych warunkach uznać za książkę dziesięciolecia, przedstawia się sytuacja tego pisarza. A zmiana warty? W przypadku (...) będzie zmianą w a t y, jak u każdego filuternego gaduły, liberalnie podchodzącego do własnej płciowości: zawsze można wypchać nią sobie piersi – w poszukiwaniu utraconego luja – jeżeli własnych się nie posiada.
144
Od A-Mejko do Z-awady
Leszek Budrewicz (1956)
Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim; w latach 80. aktywny działacz opozycji. Dziennikarz, pisarz, redaktor. Wykłada dziennikarstwo na Uniwersytecie Wrocławskim i w Dolnośląskiej Szkole Wyższej. Opublikował m.in. zbiory wierszy Pierwsza i druga wojna światów (1983), Wiersze wezbrane (1989), Wieczna teraźniejszość (2007) oraz tom opowiadań Złodziej cukierków (1996). Mieszka we Wrocławiu.
Z tomu Wieczna teraźniejszość Nowa Ewangelia Płatnicza nóż ci sprzedam sprzedaj mi rękę rękę ci dam za nogę dołóż rower dostaniesz koło spuść ze schodów to spuszczę wodę oddaj to oddam się dodaj za to odejmę pomnóż nóż to podzielę chleb
Zapach strzałów Partyzantom Armii Krajowej Zostały zapachy trawy liści skórzanych ładownic smaru zimnego metalu broni chrzęstu marszu smak ataku smak triumfu smak ucieczki krzyk który niesie się przez sny i zagłusza śpiew
221
Tomasz Majeran (1971)
Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Opublikował książki poetyckie Elegia na dwa głosy (1994), Ruchome święto (2001), Koty. Podręcznik użytkownika (2002) oraz Xięgę przysłów (1999). Mieszka we Wrocławiu.
Z tomu Ruchome święta (2001) Śnieg, światło Pejzaż jest dany z góry i nie ma widoków na lepszy. Przede wszystkim śnieg, światło pod kołami samochodów, słone światło bez widoków na przyszłość jasną i solenną niczym oferty biur podróży przed karnawałem. Ale powiedz sam – czy coś w okolicy może psuć się solenniej niż śnieg i światło w oczach karpi w wigilijnych wannach? Myślę, że koła samochodów wzięte w obroty przez zwały soli; i myślę, że oferty biur podróży w oczach karpi na śmietnikach. Wszystko odbija się wszystkim, o czym mówię bardzo podniecony, czując smak soli na spierzchniętych wargach, choć wolałbym komu innemu pozwolić na to smutne odkrycie.
Wysokie okno Nie należę do tych, którzy myślą, że mówią samymi pointami, ale stwierdzić, że rzeczywistość wertykalna jest, to znaczy wali się nam na łeb z wysokiego okna, a my próbujemy trzymać pion, no więc stwierdzić to szybko, serio i od niechcenia, jest czymś pociągającym jak wczorajszy wieczór, kiedy spokojnie zapaliłem fajkę i siedziałem sobie paląc. Nikt nie wszedł, nikt nie zadzwonił, nic
359
Karol Maliszewski (1960)
Absolwent filozofii, adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Wydał dziewięć tomików poetyckich, trzy tomy prozy i pięć tomów szkiców krytycznoliterackich, ostatnio Potrawy pośmiertne (2010), Sajgon (2009), Pociąg do literatury. Szkicownik literacki z Dolnego Śląska (2010). Laureat nagród im. Barbary Sadowskiej (1997), im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999), w 2007 nominowany do Nagrody Literackiej Nike. Mieszka w Nowej Rudzie.
Próby życia (fragment) Tego dnia wszyscy byli poddenerwowani i patrzyli na niego spode łba. Oczekiwano na wizytację z województwa i panowało niemal powszechne mniemanie, że to za sprawą naszego bohatera wiadome organy miały pojawić się w szkole. Sprzątaczka pracowała ze zdwojoną energią, doprowadzając nawet najmniejsze zakątki do połysku. W pewnym momencie zauważono rzecz przedziwną: ukradkiem pryskała dezodorantem ściany, myśląc, że wydobywający się z nich przyjemny zapach spowoduje wesoły nastrój nieznanego wizytatora. Kiedy Jacek wszedł do gabinetu przestraszonego dyrektora, ten właśnie odwracał zaczerwienioną twarz od bogatego łona sekretarki, mówiąc: – To już trzeci raz dzisiaj i wszystko na nic. Wypowiedź dotyczyła krawata, który rozwiązał się tego poranka po raz trzeci. – On zawsze tak, gdy się pan denerwuje – rzuciła sekretarka i spojrzała niechętnie na intruza. – Chciałem słownik wyrazów... – zaczął bąkać, ale przerwał mu dyrektor. – Brzydkie wyrazy panu w głowie, co? – Co mi w głowie, tego nie wiem, a na krawacie, wie pan, powiesił się pewien poeta francuski – odrzekł Jacek. – Pewnie pederasta – odpowiedział dyrektor w swoim stylu, czekając na wybuch śmiechu sekretarki i przekręciwszy klucz w zamku, otworzył szafkę i wyjął jedną z grubych ksiąg, trzymanych tam z dala od brudnych uczniowskich łap. – Czytałem ostatnio o takim w „Skandalach”, Gajd się nazywał – pochwalił się dyrektor i dodał wyniośle: – Mówi coś panu to nazwisko? – Jeżeli było napisane Gide, to czyta się Żid – sprostował Jacek. – Nie dość, że pedał, to jeszcze Żyd, a propos de fakto w pana klasie dzieci wylewają na długiej przerwie gorące kakao w czasie picia mleka do doniczek z kwiatami i te zaczynają schnąć. Miałem takie sygnały od pań sprzątaczek. Proszę wpłynąć na młodzież, żeby więcej tego nie robiła, rozumiemy się? – zapytał Zyms. – Jak najbardziej – odrzekł Jacek spokojnie i wyszedł z grubym słownikiem pod pachą. Na korytarzu otoczył go zaraz rój dzieciaków, każdy miał jakąś sprawę z tych, co się nazbierały przez tydzień, a wymagały interwencji słownika. Żmudne przepisywanie trwało jakiś czas, Jacek przestępował z nogi na nogę, bo na korytarzu okropnie wiało. Chwilami wiatr porykiwał jak nienapojona krowa na pastwisku, nawet gwar dzieci wtedy zamierał, wszyscy przez moment wsłuchiwali się w wycie z nabożnym lękiem i ściskaniem w dołku. Jacek sam był jak dziecko, więc bardzo szybko nawiązał kontakt z dzieciarnią, i chociaż minęło dopiero kilka miesięcy, odkąd pojawił się w tej peryferyjnej szkole, zżył się już z dziećmi i krążył po szkolnych korytarzach zawsze otoczony wianuszkiem chcących z nim porozmawiać uczniów. Dzisiaj jednak schował się w ubikacji, chcąc pobyć sam na sam z gry-
391
Adam Poprawa (1959)
Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim; pracownik naukowy Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor kilku książek poetyckich, prozatorskich, literaturoznawczych i krytycznoliterackich, m.in. Kilka ziaren popiołu (1985), Koncert na adwent (1995), Formy i afirmacje (2003), Walce wolne, walce szybkie (2009). Członek jury Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Mieszka we Wrocławiu.
Cała niewątpliwość Kąt zbyt ostry lub rozwarty, prawie półpełny W ciasnawej dwudziestcetrójce koło mnie zwolniło się krzesło, bo na fotel jednak za twarde. Siadłbym, ale się rozglądam; zaraz później przypomniało mi się, że właściwie fyfty y fyfty. Tymczasem wśliznął się młodzieniec z kitką i kozią bródką, bez wąsów, i czyta. Książka z biblioteki, przechylam głowę, nie, nie odczytam nazwy. Tylko duże pieczątkowe W, jeśli więc oddzielone zbiory do wypożyczania, to większa biblioteka. Uczelniana? Takie tam teraz studia. Tytuł też nie pod kątem, czernie okładki i plastyka chyba fantasy. Przystanek przed Majaną ktoś wstał trzy krzesła dalej, szybko podeszła i usiadła dziewczyna z Tolkienem.
X ‘09
Słyszeć jasno w zachwyceniu A tak. W You’ve Got To Hide Your Love Away te pojedyncze dźwięki tamburynu są przecież różne: leciutkie rozluźnienie ręki lub mocniejszy uchwyt, nieco inne uderzenie, stąd zaraz niuanse dynamiki, początków, wybrzmień. Usłyszałem to w nocy z boksu stereo, na słuchawkach.
X ‘09
471
Rymy męskie
No cóż, takie czasy, szykuje się kolejny tekst dyskryminujący płeć piękną. Takie czasy męskiego szowinizmu. Albowiem ten szkic za momencik zostanie zaludniony czterema poetami. Poetami rodzaju męskiego. I gwiżdżemy na political correctness. I lekce sobie ważymy tym samym Wojaczka („Nie wiem, czyś Ty to dostrzegł, że słowo ‘kobieta’/Oczywiście rymuje się z słowem ‘poeta’). Bo nam się tak nie rymuje. A jeżeli już, są to rymy męskie. A więc tak: Bartosz Sadulski, Przemysław Witkowski, Kamil Zając, Konrad Góra. Cztery męskie ciała, mimo że (panowie, wybaczcie) o raczej nieatletycznej budowie, ale przecież wiadomo, że chodzi nam o korpus tekstu, a nie ich własny. Muskulatura tych wierszy? Tak, to o niej będziemy tu sobie mówić. Tytułem wstępu – powiedzmy jeszcze jedno. Bo moglibyśmy o tych czterech młodych, bo około trzydziestki, poetach opowiedzieć standardowo: poprzez kontekst. Poprzez wpływy. Kalkami myślowymi. Że na przykład są to reprezentanci opcji awangardowej z odchyleniem w stronę ośmielonej wyobraźni, utrzymanej – najlepiej – w konwencji pisarstwa zaangażowanego. Że Edward Pasewicz, że Roman Honet, że Tomasz Różycki, że Jacek Podsiadło. Że Andrzej Sosnowski? No tak, bo jeżeli nie wiesz, drogi krytyku, co powiedzieć – rzeknij: Sosnowski! Bo z pewnością jakąś sroczkę w ten sposób ustrzelisz, jakimś rykoszetem do poetyki pana od Życia na Korei się odniesiesz. I swoje ugrasz. Ale nie tym razem. Skupimy się na tekstach. Łopatologicznie. Bez odniesień do dyskursu. Bez przypisów. Bez obcobrzmiących nazwisk i Lacanowskiej psychoanalizy. Bez Derridy i Agambena. Bez gender i postkolonializmu. Bez trudnych słów o wielu sylabach. I bez zbędnego balastu. Tym razem wrzućmy na luz, a może dotrzemy w ten sposób do mięsa wiersza – i przewiercimy się do okostnej. Może.
Artykuły pochodzenia Sadulskiego Bartosz Sadulski. Prototyp smutnego poety dla smutnego gremium smutnej młodzi? Naturalnie – „jestem głosem emo młodzieży, ubieram się na czarno i tylko przez pomyłkę emo grzywkę zapuściłem z tyłu głowy” – przebiegle mówi autor w wywiadzie z Przemysławem Witkowskim, z którym od dłuższego już czasu 485
Konrad G贸ra (1978)
Poeta. Autor książek Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem (2008) i Pokój widzeń (2011). Laureat nagrody WARTO 2010. Organizator zaopatrzenia wrocławskiej akcji Jedzenie Zamiast Bomb. Mieszka we Wrocławiu.
Z tomu Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem Wrocław W do wczoraj nieznanym powietrzu. Beznarodowy jak Vojvodiniec. W państwie, gdzie z braku Żydów i granic wszędzie Wygasłe wojny toczy się o macice. O masę perłową narodu Wleczonego w pyskach przez kundle. O Matkę Boską zwrotną jak F16. Zwrotną jak brązowe butelki, bezzwrotną jak zielone. Zdejmując [wymiar Jak trumienny krawiec, cmentarny geodeta, widzę że zewsząd [otacza mnie Morze przykryte sierścią zgniłych koni, tłuste i połyskliwe jak kauczuk; Odra, która podchodzi do gardła krwią ziemi, Sowietów i Niemców, Zastygła w nim. Podobni, ale to oni; widać po cieniach, że mają ich Więcej. Skoro już wszyscy uparliśmy się oniemieć, przysłano mnie [unaocznić to państwu.
[Pogoń jest nieważna. Barwisz śnieg] Pogoń jest nieważna. Barwisz śnieg, Pozbywając się balastu. Moje oko Traci cierpliwość i wszystek kształt Zanika aż po puste słowo. Nie zapłaci za to nawet Żyd Polak. Z obrazu zostanie negatyw Płytki krwi. Wywołaj negatyw O tyle, żeby chwycić kształt Nawet w powietrzu, którym Polak Żyd Ulatuje, choć w komorze zostawił oko. Pogoń jest nieważna. Każde słowo Rewir. Upadam w suchy śnieg, A ciężar ciała wykrztusza śnieg I wdziera się w głodne jak Żyd Polak
497
Bartosz Sadulski (1986)
Poeta, recenzent literacki i muzyczny, redaktor 8. Arkusza „Odry”. Opublikował arkusz poetycki Artykuły pochodzenia zwierzęcego (2009) oraz tomik Post (2012). Mieszka w Warszawie.
tarmosiłem małe cycki doładuj mi konto to opowiem ci więcej od białej śmierci wolę brązową i mam dziury jak złoto na dworcu w oławie tańczyły pieski białe białe pieski ciągnęły długie kreski ich panie szły ze mną po czerwonym dywanie ku zoo teraz możesz przekształcić informacje w działania w kościele znaleziono czaszkę dinozaura bóg chce dlaczego nie zrobi tego osobiście? wszystko jest martwe lub takim się wydaje a najpełniej rozmawiają kamienie zbigniew i adam tak nazwałem dwa znalezione w bucie a jeśli jest czas w istocie jak pieniądz to dwadzieścia pięć złotych i piętnaście groszy temu kochałem się z dziewczyną a teraz nie mam drobnych
gay church folk music chodzę z głową opuszczoną jak członek partyzantki choć może głowa jest tylko schylona to nie wiem skąd wydobywa się dźwięk i jakiego pochodzenia jest melodia w zielonej drodze którą dochodzę do wniosku że życiu służy romans bernharda ze skin sytuacja normuje się kiedy ilość dziewczyn z którymi chciałoby się spać jest większa niż ilość chłopaków z którymi nie mam nic wspólnego poza doświadczeniem:jni
507
Kamil ZajÄ…c (1979)
Poeta, autor arkusza poetyckiego Pieśni Muniny Schwartz vel Adabisi (2006). Twórca grupy Tkliwi nihiliści opanowujący pozycję dystansu – http://www.facebook.com/ tkliwinihilisci. Przygotowuje debiutancką książkę. Mieszka we Wrocławiu.
Koleżanki z agencji Koleżanki z agencji pracują ciężko nad ofertami, przygodnymi akantami. są nieustanne w swych dążnościach, orzą π - arami kreują wizerunkami, dzielą się między sobą klientami, palą papierosy, mosty, budżety czasami ruchane są systemowo, z auto – pretensjami.
Koledzy od inwencji Koledzy od inwencji, pracują z rzadka nad utworami, przygodnymi pointami. są ciency w swych dążnościach, czytujemy ich czasami zarządzają redakcjami, dzielą się re fleksjami, wymieniają festiwalami, partnerkami czasami dymani są dymani, niewydymani nazbyt wydumani
Przesłanie do społeczeństwa, pani, pana... Czy smucą cię wyznania? Czy nęcą cię wyzwania? Koncert debetów sponsoruje koncern debiutów. Czy bierzesz udział w wirtualiach? Zdyscyplinowany mimie. Władza i zysk - czy po to warto otwierać pysk? Czy dosłowne zdarzenia rażą Cię, gdy pohukują? Pamiętaj: Kto pyta nie błądzi. Kto znajduje nie pyta.
521
ZbliĹźenia regionalne
620
Grzegorz Czekański
Bielawa*
Pierwsze skojarzenie z literacką Bielawą? (Dla większości: jedyne skojarzenie?). Inaczej niż myślicie. Bo w tym tekście nie będziemy mówić o pochodzącym z Bielawy Hubercie Klimko-Dobrzanieckim, jednym z najważniejszych obecnie prozaików, który – co może dziwić – jak dotąd nie doczekał się spotkania autorskiego w swoim rodzinnym mieście. W mieście, gdzie przygód z literaturą było zaskakująco wiele.
1 „Stało się, idę do ‘Pozytywki’” – o swoim pierwszym razie w bielawskim klubie poetyckim pisze podekscytowana Urszula Kowalewska. Jest 8 czerwca 2002 r.: „Wchodząc po schodach na pierwsze piętro Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bielawie, poczułam delikatny zapach kadzidełek, w tle usłyszałam spokojne rozmowy i śmiech. Byłam zagubiona, wręcz przestraszona stanęłam w drzwiach i emocje opadły. Nikt na mnie nie zwracał uwagi, miałam wrażenie, że wszyscy się znają i są przyjaciółmi”. Takie było pierwsze wrażenie. Pozytywne wrażenie. Bo wyobraźmy sobie, że tak to się właściwie układało, że życie literackie Bielawy – ale i w pewnej mierze też życie literackie okolic – w ostatnich latach koncentrowało się w tym miejscu. Pozytywnym nie tylko ze względu na nazwę, ale też zwyczajnie, po ludzku. OK, ale opowiedzmy tę historię po kolei. Cofnijmy się w tym celu do 15 czerwca 2001 r. Odbył się wtedy inauguracyjny koncert w niewykorzystywanej dotąd sali miejskiej biblioteki przy ul. Żeromskiego, której nadano nazwę – „Pozy* W swoim tekście koncentruję się na działalności Klubu Miłośników Poezji Śpiewanej Pozytywka, choć na tym bielawskie przygody z literaturą się nie kończą – by przywołać tutaj choćby festiwal Tolk Folk, grupującą miłośników literatury Tolkiena czy lokalne inicjatywy literackie Danuty Myśliwiec oraz Teresy Rodak z bielawskiego liceum ogólnokształcącego, jak i wiele innych przedsięwzięć o charakterze lokalnym. Klub „Pozytywka” od początku istnienia podlegał pod MOKiS w Bielawie i dyrektora tej placówki, Jana Gładysza. Od 1 sierpnia 2009 r. pieczę nad nim sprawuje Miejska Biblioteka Publiczna w Bielawie i dyrektor Rafał Brzeziński, a kierowniczką biura jest Barbara Pachura.
621
Danuta Duszeńczuk
Głogów
Głogów jest ciekawą perełką na Dolnym Śląsku. Miasto z wielusetletnią tradycją, gdzie swój ślad odcisnęły różne narodowości, które przez wieki zamieszkiwały tutejsze tereny: Żydzi, Niemcy, Czesi, Polacy... Niestety, barwna architektura i kultura uległy zniszczeniu i zatarciu – pod sam koniec II Wojny Światowej twierdza Głogów została niemal całkowicie zrównana z ziemią przez Armię Czerwoną. Zabytkowe centrum, które leżało na lewym brzegu Odry, zburzono doszczętnie; od końca lat osiemdziesiątych jest sukcesywnie, kamieniczka po kamieniczce, odbudowywane. Dzięki temu Głogów jest jedynym miastem w Polsce, posiadającym „nową” starówkę. Zabiegi Głogowian, by tutejsza zabudowa choć odrobinę oddawała przedwojenny duch miasta, są najlepszym dowodem na wysoką świadomość kulturową mieszkańców. Lokalne władze prowadzą ponadto współpracę z organizacją zrzeszającą byłych mieszkańców Głogowa pochodzenia niemieckiego z siedzibą w Hanowerze, w ramach której organizowane są różnego rodzaju występy, wernisaże i imprezy okolicznościowe. Jak natomiast wygląda sytuacja kulturalna Głogowa ostatnich dziesięcioleci, czy możemy mówić o nim jako zagłębiu literackim, czy może też raczej w charakterze literackiej sypialni? Wszak historia i tradycja miasta, z którego pochodziły takie znakomitości, jak choćby – poczynając od czasów najdawniejszych – Kasper Elyan (pierwszy drukarz na Śląsku), Joachim Pastorius (pisarz i historiograf na dworach królów Władysława IV i Jana Kazimierza), Andreas Gryphius (wybitny niemiecki poeta i dramaturg) czy w końcu Arnold Zweig (pisarzpacyfista, również niemieckiego pochodzenia), do czegoś zobowiązuje. Warto przyjrzeć się kondycji lokalnych środowisk twórczych uważniej, choćby z tego względu, że ostatnie lata są dla miasta czasem podsumowań. Czternastego grudnia 2009 r. minęło dokładnie dziesięć lat, gdy grupa lokalnych sympatyków literatury (w składzie: Joanna Lehman, Władysław Paździoch, Tadeusz Kolańczyk i Stefan Górawski) powołała do życia Głogowskie Stowarzyszenie Literackie. Uroczyste spotkanie jubileuszowe odbyło się 12 grudnia 2009 w klubie Miejskiego Ośrodka Kultury „Wentylatornia”. Oprócz wręczenia listów gratulacyjnych i okolicznościowych medali, organizatorzy zadbali również o dodatkowe atrakcje: tort, symboliczną lampkę szampana, a ponadto – jakże mogło-
628
Jan Owczarek
Jelenia Góra
Pisarze i poeci Jeleniej Góry i okolic w latach 1945-1989 Zmiany terytorialne po wojnie sprawiły, że Jelenia Góra, zwana wcześniej Hirschbergiem, i Karkonosze, czyli jeszcze niedawne Riesengebirge, znalazły się w granicach Polski. Polskie władze administracyjne w niełatwych warunkach pośpiesznie budowały zręby nowego życia, a napływający z różnych stron Polacy samorzutnie starali się organizować wszystkie jego obszary, w tym kulturę. Warto przypomnieć, że Jelenia Góra (i w ogóle Sudety) wyszła z II wojny światowej obronną ręką. I dlatego do miasta zaczęli ściągać z całej Polski ludzie, którzy przed wojną w taki czy inny sposób zaistnieli w świecie literatury, teatru, sztuk plastycznych czy muzyki. Obok nich pojawiali się też debiutanci. Do pierwszych powojennych literatów jeleniogórskich należeli (przynajmniej przez pewien czas): Edward Kozikowski, Wacław Rogowicz, Jan Sztaudynger, Jan Nepomucen Miller, małżeństwo Czesław i Alina Centkiewiczowie, Jan Koprowski, Tadeusz Cabaj, Michał Sabatowicz, Stanisława Miłkowska-Iwańska, Ludwik Eminowicz, Stanisław Kaszycki, Jerzy Kolankowski. Ten ostatni zamieszkał w Cieplicach Śląskich-Zdroju i podjął pracę jako lekarz dermatolog w miejscowym szpitalu, co dało mu trwałe podstawy znośnej egzystencji. Pozostał do końca życia pod Karkonoszami, podczas gdy inni dość szybko opuścili Kotlinę Jeleniogórską, jak tylko okrzepły po wojennej zawierusze większe akademickie ośrodki. Doskonałe warunki do osiedlenia się i obietnice składane przez lokalne władze były ważnym czynnikiem motywującym pisarzy, przecież nie należących do pierwszego garnituru polskiej literatury, do trwalszego związania się z podkarkonoską ziemią. Miejscami szczególnie polecanymi twórcom były Karpacz i Matejkowice. Ta druga miejscowość stała się siedzibą Sudeckiego Oddziału ZLP. Przed wojną przepiękna wczasowa wieś Hain po wojnie została ochrzczona nazwą Matejkowice ze względu na znalezione tam obrazy Jana Matejki, których niemiecka grupa zajmująca się dziełami sztuki nie zdążyły ukryć, a jedynie zabezpieczyła tymczasowo w – wydawało się – bezpiecznej karkonoskiej wiosce, leżącej daleko od operacji wojennych. Pierwszym polskim pisarzem osiadłym w Matejkowicach (które w przyszłości przemianowano na Przesiekę) był Jan Nepomucen Miller. W późniejszych latach zamieszkali tu również inni twórcy, tacy
637
Jan Smalewski
Legnica
Legnica to jedno z najstarszych miast śląskich. Zmienna sytuacja polityczna spowodowała, że najpierw było polskie, potem czeskie, a od połowy XVIII w. do 1945 r. losy Legnicy, podobnie jak całego Dolnego Śląska, związane zostały z dziejami Prus i Niemiec. W wyniku II wojny światowej oraz postanowień układu poczdamskiego Dolny Śląsk wraz z Legnicą stał się częścią państwa polskiego. Po wysiedleniu Niemców miasto zaludnione zostało byłymi mieszkańcami Kresów Wschodnich Drugiej Rzeczypospolitej (włączonych do ZSRR) oraz osadnikami z województw centralnych. O powojennych losach miasta przesądził fakt ulokowania w nim sztabu Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej utworzonej w czerwcu 1945 z przeformowanych wojsk II Frontu Białoruskiego. Obok niego w Legnicy ulokowano również dowództwo i sztab 4. Armii Lotniczej, a od 1984 do 1990 r. mieściła się tu również siedziba Naczelnego Dowództwa Zachodniego Kierunku Operacyjnego. Rozmieszczenie w Legnicy największego w Polsce garnizonu wojsk radzieckich spowodowało, że utrwaliła się ona w świadomości powojennej historii Polski i Europy jako przysłowiowa Mała Moskwa, co wykorzystał w scenariuszu filmowym o nieszczęśliwej miłości żony radzieckiego lotnika i młodego polskiego oficera Waldemar Krzystek. Reżyser ten wychowywał się w Legnicy, tu uczęszczał do szkół podstawowych nr 6 i 19, a maturę zdał w I Liceum Ogólnokształcącym. Jego film pt. Mała Moskwa otrzymał w 2008 r. Złote Lwy na festiwalu filmowym w Gdańsku. Status Legnicy jako miasta wojewódzkiego, przynajmniej do czasu reformy administracji państwowej, ułatwiał twórcom prezentowanie się w środowisku lokalnym. Funkcjonowała – o nieco większych możliwościach finansowych od miejskiej – Wojewódzka Biblioteka Publiczna. Wychodził kolorowy miesięcznik „Legnicki Informator Kulturalny” („LIK”), w którym prezentowane były na bieżąco działania w obrębie całej kultury regionu oraz utwory lokalnych poetów. Istniała codzienna „Gazeta Legnicka”, w której autorzy drukowali swoje książki (w odcinkach). Swoje miejsce lokalni twórcy znajdowali także w „Tygodniku Obywatelskim” („TO”), a tygodnik „Konkrety” oddawał im całą szpaltę na arkusz poetycki. Niestety czasopisma te upadły. „Konkrety” po zmianie właściciela odmówiły współpracy z poetami; ważniejsza dla biznesu okazała się reklama. Nie zagrzała długo miejsca „Wersja”, usiłująca zastąpić „LIK”, a zadomowiony już
646
Agnieszka Garbiec
Lwówek Śląski
Życie literackie Lwówka Śląskiego i okolic, choć niezbyt burzliwe, przejawia w swojej historii wiele inicjatyw twórczych, dzięki którym poeci oraz prozaicy – nie zawsze zrzeszeni – mogą chłonąć kulturę na wysokim poziomie, smakować twórczość i próbować sił w dziedzinach, które dotychczas pozostawały poza ich zasięgiem, wzbogacając tym samym sferę dialogu kulturowego. Obecnie jedną z głównych inicjatyw wspierających literatów powiatu lwóweckiego są Dni Poezji i Sztuki, organizowane przy współpracy Powiatowego Centrum Edukacji w Lwówku Śląskim oraz Domu Pracy Twórczej „Vade-Mecum” Stanisławy i Petera Gerischów. Odbywają się one w ramach Dni Europy od 2003 r. Powiązane są ściśle z jesiennymi spotkaniami przy świecach pod nazwą „Orfeusz jesienią”. „Vade-Mecum” aktywnie wspiera literatów oraz ludzi sztuki z literaturą niezwiązanych. Uczestnictwo i współorganizowanie w ramach projektu „Dni Europy, Poezji i Sztuki” pozwala poznać nową literaturę europejską, współczesnych poetów i prozaików, którzy raz jeszcze – w dobie informatyzacji – próbują przekazać odbiorcom młodość Orfeusza. Podczas imprezy promowani są lokalni twórcy. Od 2006 r. organizowany jest Powiatowy Konkurs Poetycki „O Złote Pióro”, kierowany do uczniów szkół gimnazjalnych oraz ponadgimnazjalnych. Jego celem jest rozwijanie wyobraźni oraz zdolności literackich młodszego pokolenia, doskonalenie umiejętności tworzenia tekstów pisanych, rozbudzanie zainteresowań twórczych i czytelniczych u młodzieży oraz uwrażliwianie jej na piękno literatury. Teksty prezentowane przez młodzież są zazwyczaj przelanymi na papier doświadczeniami młodego, wrażliwego człowieka – zrodzonymi z wewnętrznej potrzeby, które bardzo często okazują się krzykiem symboli i metafor pomocnych w zmaganiu się z codziennymi problemami. Wśród istotnych działań dotyczących upowszechniania literatury oraz promujących rodzimych twórców miasta, wymienić należy działalność Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lwówku Śląskim pod kierunkiem pani dyrektor Stanisławy Sikorskiej. Poza licznymi inicjatywami promującymi szeroko rozumianą kulturę i sztukę, biblioteka jest inicjatorem wielu konkursów literackich i czytelniczych, m.in. konkursu literackiego „Ziemia Lwówecka we wspomnieniach jej mieszkańców”. Konkurs realizowany był dzięki wsparciu finanso-
652
Mirka Szychowiak
Strzelin
W małych miasteczkach wszystkiego jest mniej niż w dużych. Ulic, ludzi, lokali, klubów, bibliotek. Mniej się dzieje, staje, powstaje. Właściwie w każdej niemal dziedzinie. Nie chodzi naturalnie o mniejszy potencjał, choć wiadomo, że im więcej głów, tym łatwiej. A jednak zdarza się, że życie artystyczne w niewielkich aglomeracjach rozwija się całkiem dobrze. Strzelin jest jednym z takich miast, w którym od kilku lat poezja, plastyka, muzyka – nie są jedynie szkolnym przymusem, nudnym obowiązkiem. Od czegoś jednak trzeba zacząć, ktoś musi pociągnąć za sznurek i pokazać, że można obudzić ukryte w ludziach możliwości. Ponieważ w powiecie jest kilku twórców, których poezja jest także w strzelińskim środowisku znana – dość łatwo przyszło zainicjować pewne wydarzenia. Zaczęło się od Potyczek Literackich (zorganizowanych przez Strzeliński Ośrodek Kultury), wzbogaconych Turniejem Jednego Wiersza. Cykl spotkań otworzył Jacek Dehnel, potem zjechał do Strzelina Karol Maliszewski, po nim – Adam Lizakowski. Nazwiska oraz dorobek artystyczny autorów, oprócz gości spoza Strzelina – przyciągnęły na spotkania strzelinian. Niespodzianką był ich udział w Turnieju Jednego Wiersza; okazało się, że w Strzelinie „pisze się” poezję. Nawet wśród osadzonych w tutejszym zakładzie karnym „zdarzył się” autor nagrodzonego w turnieju wiersza. Że miłośników poezji Wzgórza Strzelińskie mają wielu – można się było przekonać już wcześniej, kiedy na organizowane pięciokrotnie zloty poetyckie w Księżycach – przyjeżdzali, próbujący swoich sił w poezji, prozie czy dramacie – „tutejsi”. Zloty poetyckie zaczęto organizować u Szychowiaków, zanim Strzelin rozkręcił się poetycko na dobre. Zjeżdżali się do Księżyc literaci nie tylko z Polski; wielu z nich znało się jedynie z sieci, tutaj mieli okazję spotkać się „naprawdę”. Trzy dni rozmów, dobrej zabawy, nawiązywania kontaktów. I tak to się zaczęło. Ogromne znaczenie związane z „wyciąganiem autorów za uszy” z podziemia, miały zmiany kadrowe w Bibliotece Publicznej w Strzelinie. Maria Tyws – nowa szefowa biblioteki, wzbogaciła działalność placówki, tworząc Salonik Literacki, organizując warsztaty twórczego pisania i turnieje poetyckie o zasięgu powiatowym. Do Strzelina znowu zaczęli przyjeżdżać pisarze i biblioteka zawsze pękała w szwach na ich spotkaniach. Nie chcąc powielać działań w bibliotece, w Strzelińskim Ośrodku Kultury zorganizowano konkurs poetycki o zasięgu ogólnopolskim, który to zasięg organizator zinterpretował szerzej – czyniąc konkurs
664
Wojciech Koryciński
Świdnica
Wstęp To, czego świadkiem jest publiczność literacka śledząca wydarzenia rozgrywające się na przełomie XX i XXI wieku w dziedzinie literatury, wiąże się bezpośrednio z przemianami, które zostały zapoczątkowane w roku 1989. Proces demokratyzacji państwa polskiego odcisnął swe piętno również w dziedzinie literatury, bowiem radykalnie ograniczono mecenat państwowy, który przed 1989 rokiem był politycznym narzędziem wpływania na życie kulturalne państwa. Konsekwencją tego była z jednej strony ogromna ilość społecznych inicjatyw (grupy literackie, stowarzyszenia, nowe czasopisma literacko-artystyczne, prywatne wydawnictwa), a z drugiej zjawisko wolnego rynku, który niejednokrotnie przesądzał o efemerycznym działaniu powyższych instytucji artystycznych. Wskazane tutaj zewnętrzne czynniki wpłynęły w znaczący sposób na same dzieła literackie, na ich zawartość, formę promocji i sposób oceny. Wybitny literaturoznawca Janusz Sławiński określił sytuację literatury polskiej po roku 1989 mianem „zaniku centrali”, czyli redukcji – w sensie instytucjonalnym i aksjologicznym – jednego powszechnie stosowanego kryterium w ocenie działań literackich. Życie literackie w Polsce uległo rozproszeniu. Proces ten coraz bardziej się nasila, czego świadkami jesteśmy w pierwszej dekadzie XXI w. Taki stan rzeczy jednak, jak się okazuje, jest bardzo korzystny dla regionalnych środowisk literackich – w tym świdnickiego, gdyż umożliwia twórcze działania (imprezy literackie, wydawanie czasopism, prowadzenie działalności wydawniczej) poza wielkimi ośrodkami miejskimi (Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań), nie obniżając konkurencyjności tych pierwszych. Często wydarzenia w mniejszych ośrodkach przyciągają uwagę całego kraju (np. impreza Port Literacki w Legnicy, czasopismo „BregArt” z Brzegu czy działalność jednego z najbardziej cenionych współcześnie krytyków literackich – Karola Maliszewskiego, mieszkającego w Nowej Rudzie). Ostatnie dwie dekady w życiu literackim Świdnicy obfitują w wiele ciekawych inicjatyw. Wychodząc naprzeciw ocenie Antoniego Matuszkiewicza, który w artykule Z perspektywy nowego wieku. Zarys życia literackiego w Świdnicy po roku 1945 („Rocznik Świdnicki” 2003) stwierdza, że w Świdnicy dotychczas
666
Artur Tanona
Ząbkowice Śląskie
Ząbkowice Śląskie – miasteczko małe i na pewno niemogące poszczycić się potężną galerią twórców literatury. Jednak to tutaj pierwsze kroki stawiał Krzysztof Śliwka, a Anna Magdalena Pokryszka wiedzie swoje rozważania, zagubiona pomiędzy własną kobiecością, mężczyzną a Bogiem, ulokowanym w Ząbkowicach i na okolicznej ziemi. Krzysztof Śliwka (ur. 1967) od niedawna mieszka we Wrocławiu, jest absolwentem kulturoznawstwa na Wydziale Nauk Historycznych i Pedagogicznych Uniwersytetu Wrocławskiego oraz PWSFTViT w Łodzi na Wydziale Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej – kierunek scenopisarstwo. Poeta, wysoko oceniany przez krytyków i przedstawicieli swojego pokolenia, zadebiutował w miesięczniku „Radar” w roku 1987. Niestety – jego sukces nie przekłada się na znajomość jego wierszy w rodzinnym mieście. Śliwka jest laureatem Literackiej Nagrody im. Georga Trakla (1993), przyznawanej przez Austriacki Konsulat Generalny w Krakowie. Wydał następujące tomiki: Spokojne miasto (Kłodzko 1989), Rajska rzeźnia i inne wiersze (Dzierżoniów 1993), Niepogoda dla kangura (Bydgoszcz 1996), Gambit (Kraków 1998), Rzymska czwórka (Poznań 1999), Sztuka koncentracji (Białystok 2002), Dżajfa & Gibana (Poznań 2008). Przekładano go na niemiecki, słoweński, angielski, węgierski, słowacki, irlandzki. Przewijające się w jego poezji postacie młodego narwańca i skomlącego trzydziestolatka można rozłożyć na dwa poziomy: oczekiwania i samotności – one tworzą kondycję człowieka-obserwatora i obieżyświata. Podmiot obserwuje wszystko niejako zza okna, wybitego w manifestowanym przez poetę murze, oddzielającym podmiot od doświadczanej rzeczywistości. Okno na świat to nie tylko żaluzja w brudnym i zamglonym od marihuany pokoju – to również telewizor. Ikony popkultury odgrywają bowiem u Śliwki potężną rolę. Ilość twarzy – tych rzeczywistych i tych z ekranu – w poezji Śliwki jest ogromna i wraz z motywem okna przypomina Meursaulta z Obcego – absurd osiąga w książce Camusa takie obroty, że człowiek może „owocnie” spędzać dni, patrząc godzinami na przechodniów, „zaliczając” każdego z nich swoim spojrzeniem. Podobnie jest z poezją Śliwki. Z każdym tomikiem autor przejawia coraz więcej rezygnacji. Absolutny jest u niego jedynie dystans, dzielący człowieka, jako pojedynczą osobowość, od całej reszty. Autor jakby wciąż pamiętał o zasadzie Heisenberga. Nawet miłość
681
zbliżenia regionalne
racje” wydali również wiele tomików i książek indywidualnych, których tytułów nie sposób tu przytaczać w postaci rozległej listy; większość z nich ukazała się w Oficynie Wydawniczej „Obrzeża”. Klubowicze aktywni są również na łamach prasy regionalnej i ogólnopolskiej, czy to literacko, czy publicystycznie, co zgrabnie podsumowane było w postaci przedruków w rokrocznie wydawanym przez „Obrzeża” „Zgorzeleckim Baedekerze Literackim”. To kompendium wiedzy o twórczości i sygnałach w prasie zewnętrznej o zgorzeleckich i okolicznych twórcach stanowi ciekawą lekturę do dziś. Kwartalnik Literacko-Artystyczny „Obrzeża” powstał na wiosnę 1998 r., miał nieznaczną objętość 10 stron, wydawany był w skromnych nakładzie dla klubowiczów, gości i sympatyków Nadnyskich Spotkań Literackich. Z czasem „Obrzeża” okazały się coraz bardziej dostępne, choć do dziś dystrybuowane jedynie drogą pocztową. Lista subskrybentów pisma jest długa, znajdują się na niej poza biernymi czytelnikami również krytycy literaccy, jurorzy kolejnych edycji konkursów nadnyskich, poeci, pisarze, publicyści i inni znakomici twórcy. „Obrzeża” są tradycyjnie areną refleksji po Nadnyskich Spotkaniach Literackich, jednak zdają się normalnie funkcjonującym pismem literackim z miejscem na poezję, prozę, felietony, recenzje książek, czy informacje i relacje z różnych sfer kulturalnych. Redaktorem naczelnym jest Marian Szałecki, jego zastępcą Bożena Karczewska-Blansjaar. Nadnyskie Spotkania Literackie ze zwykłego pokonkursowego spotkania z laureatami przerodziły się w bogate programowo święto poezji o zasięgu międzynarodowym. Przez piętnaście lat niezmiennie Zgorzelec gościł w progach Miejskiego Domu Kultury laureatów konkursów, jurorów i sympatyków tego wydarzenia oraz gości, którzy uświetniali ten czas swoją obecnością na scenie, czy to recitalową, czy poetycką, ale także monodramem i innymi znanymi sztuce sposobami wyrazu. Z okazji Nadnyskich od szeregu lat wydawane były książki: W dorzeczu nadziei, jako pokłosie konkursowe z utworami nagrodzonych autorów oraz Prezentacje – almanach uczestników NSL, pełniący nie tylko rolę integracyjną, ale również kulturotwórczą. To właśnie te publikacje pozwalają po latach odkrywać na nowo ślady po kilkudniowej obecności ciekawych poetów w Zgorzelcu: Cezarego Domarusa (wyróżnienie VI NSL, rok 1997); Joanny Pałach (I Nagroda VII NSL, rok 1998 oraz Nagroda w kategorii Debiut książkowy w roku 2000, która zaowocowała tomem wierszy Pomidor); Marka K.E. Baczewskiego (I Nagroda w Konkursie Poetyckim VIII NSL, rok 1999 oraz wyróżnienie i Nagroda w XI NSL za poezję i prozę, rok 2002); Katarzyny E. Zdanowicz (Nagroda IX NSL, rok 2000); Piotra Macierzyńskiego (Nagroda IX NSL, rok 2000); Moniki Mosiewicz (II Nagroda X NSL, rok 2001); Rafała Fagasa (wyróżnienie i I Nagroda poetycka w konkursie „Rzeki-Brzegi-Mosty” w XI NSL, rok 2002 oraz w XII NSL, rok 2003); Rafała Barona (I Nagroda XIV NSL, rok 2005). W latach 2002-2003 Nadnyskie Spotkania Literackie gościły poetów i prozaików, którzy na co dzień nie tworzą wprawdzie żadnego klubu ani stowarzyszenia, są jednak powiązani silnie wzajemnymi dyskusjami o literaturze na forum internetowej grupy dyskusyjnej pl.hum.poezja lub na portalach poetyckich ty-
685
Antoni Matuszkiewicz
Nadpisane. Ziemia Kłodzka i okolice
Korzystając z możliwości opisania regionalnego środowiska literackiego w sposób najbardziej osobisty, postanowiłem przedstawić poszczególne postacie w ich relacji z otoczeniem, starając się w ten sposób mówić nie tylko o pisarzach, lecz także o formach społecznego oddziaływania ich dzieła i osobowości. Sam jako autor korzystam przy tym z prawa swobodnego wyboru i proszę tych wszystkich, którzy się w moim tekście nie odnajdą, o wyrozumiałość. Nie mam ambicji tworzenia monografii, snuję jedynie, korzystając z lektury i wspomnień, wątek interesującej mnie myśli, ograniczając się do najbliższego mi terenu, to znaczy gór i pogórza sudeckiego oraz do osób, które z przyjętego przeze mnie punktu widzenia wydają się najbardziej wyraziste. Świadom nieuchronnego ograniczenia i uproszczenia zjawisk, jakie niesie ze sobą wszelka klasyfikacja, proponuję w tekście pewne kategorie odnoszące się bądź do twórców, bądź do narzuconej im z zewnątrz sytuacji, z którymi może nie wszyscy chcieliby się zgodzić. Mogę tylko zapewnić, że czynię to – sine ira et studio – bez gniewu i stronniczości. I – mam nadzieję – dla ogólniejszego pożytku. Jako mistrz funkcjonował Marian Jachimowicz (1906-1999). Mistrz zupełny, ponieważ sam był o swoim mistrzostwie przekonany, uznawali je inni, z czasem również lokalne i regionalne instytucje. Uosabiał mit artysty, zwłaszcza w jego modernistycznym znaczeniu, artysty rewelatora znaczeń, cyzelatora formy, odkrywcy nowych sytuacji lirycznych i przestrzeni, skoncentrowanego na oryginalności i swoistości swoich rozwiązań. Łączył się w nim artystowski arystokratyzm ze społeczną wrażliwością plebejusza. Lecz także mit mądrego, doświadczonego starca, swego rodzaju „arki przymierza” z inną rzeczywistością, a z racji borysławskich korzeni, również z utraconymi Kresami. Pamiętajmy, że większość jego twórczej aktywności przypadła na okres Polski Ludowej, natomiast dzieciństwo na czasy austriackie, młodość na międzywojnie. Dla węższego nieco kręgu towarzyskiego bywał Pan Marian także przykładem niezależnej politycznie postawy. Umożliwiały mu to na pewno wrodzone predyspozycje, ale i świadomość życiowych zmagań i dokonywanych wyborów. Osierocony w dzieciństwie, oddany na praktykę do rzemieślnika – i to w Budapeszcie – bardzo wcześnie nabył społecznej dojrzałości. Wbrew ludziom i okolicznościom, posiadł wykształcenie, rozwinął artystyczną wrażliwość, dokonując przy tym i narodowego wyboru, gdyż jako przymusowy zarobkowy emigrant lepiej już władał językiem węgierskim.
688
Czasopisma
Marta Koronkiewicz
Wbrew przyzwyczajeniu. O „Magazynie Materiałów Literackich Cegła”
Należy zacząć od prostego stwierdzenia: „Magazyn Materiałów Literackich Cegła” to pismo nietypowe – nieco eksperymentalne, na pewno z rozmachem wymyślane i tworzone, konsekwentnie zaskakujące. To właściwie cały zespół zjawisk i zdarzeń, których rezultatem jest wytwarzany z pomysłem i precyzją artefakt – przedmiot nazywany egzemplarzem pisma. W odróżnieniu od niektórych tradycyjnych wydawnictw, „Cegła” nie stara się być przezroczystym medium, ale swoistym koncept-magazynem czy może prasową odmianą liberatury, w którym strona materialna staje się uzupełnieniem i odpowiedzią na tak zwaną treść. Wbrew powyższemu jednak, „Cegła” pojawiła się na scenie dolnośląskiego życia literackiego nieśmiało, w postaci kserowanego pisemka studentów Kolegium Karkonoskiego, którego głównym pomysłodawcą był kierujący magazynem do dziś Karol Pęcherz. Wydany w 2001 r. pierwszy numer zawierał ledwie kilka wierszy dyskretnie podpisanych pseudonimami. Ten stan nie trwał jednak długo: już w drugim swoje wiersze zamieszcza Mariusz Grzebalski, pojawia się także „Korespondencja seryjna” Karola Maliszewskiego, którego uwaga i czułość wobec wszelkich początków i pierwszych ujawnień stanie się trwałą cechą pisma. Kolejne numery to coraz ciekawsze nazwiska, a w spisach treści znaleźć można m.in. Martę Podgórnik, Edwarda Pasewicza, Roberta Rybickiego, Darka Foksa czy Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. W „Cegle” od początku jej istnienia publikują swoje utwory młodzi i coraz lepiej zapowiadający się dolnośląscy poeci i prozaicy, m. in. Przemysław Witkowski, Konrad Góra, Kamil Zając, Bartosz Sadulski, Łukasz Jarosz, Julia Szychowiak. W każdym numerze drukowane są także utwory, często zupełnie debiutanckie, wybrane spośród nadesłanych na witrynę internetową. Czasopismo wspierają stale wymieniany już Maliszewski oraz Jacek Bierut. O artystycznym profilu magazynu i dominującym w nim specyficznym, abstrakcyjnym poczuciu humoru decyduje również trwała współpraca z grafikiem i autorem komiksów Antkiem Wajdą, przede wszystkim zaś z poetami i tłumaczami Andrzejem Sosnowskim i Tadeuszem Piórą. Autor Po tęczy jest szczególnie „intensywnie” obecny na łamach „Cegły”, nie tylko przez wiersze i przekłady (np. z Raymonda Roussela), ale także dzięki omówieniom jego twórczości (autorstwa Karola Pęcherza), oraz opublikowanemu w siódmym numerze wywiadowi. Na ten ostatni warto zwrócić szczególną uwagę, ponieważ – jak świadczy książka Trop w trop, zbiór rozmów z poetą – Sosnowski to rozmówca
705
Paweł Bernacki
Płynie Odra, płynie. O miesięczniku społeczno-kulturalnym „Odra”
Historia miesięcznika „Odra” rozpoczyna się w marcu 1961 r., kiedy to w liczbie trzech tysięcy egzemplarzy ukazał się jego pierwszy numer, zastępując tygodnik o tej samej nazwie. Jak podaje Mariusz Urbanek w swojej Krótkiej historii „Odry”: „w zamyśle władz pismo ma reprezentować kulturę odwiecznie piastowskich Ziem Zachodnich wobec Macierzy”1. Takie ukierunkowanie miesięcznika wskazuje na jego regionalizm, a regionalny periodyk na obszarze takim, jak Dolny Śląsk, musiał okazać się jednocześnie pismem pogranicza i to pogranicza rozumianego wielorako. Z jednej strony bowiem było to naturalne pogranicze polsko-niemieckie, a do tego ziemie, które wróciły do Polski, po kilku wiekach przynależności do Niemiec; z drugiej jednak nie można zapominać o rozpatrywaniu Dolnego Śląska, jako pogranicza polsko-rosyjskiego oraz polsko-ukraińskiego. Wynika to, rzecz jasna, z przesiedleńczych akcji prowadzonych przez komunistyczne władze, wskutek których ludność zza wschodniej granicy zmuszana była do przeprowadzek na tzw. Ziemie Odzyskane. Możemy więc mówić o „Odrze”, jako o piśmie pogranicza polsko-niemiecko-rosyjsko-ukraińskiego2. Fakt ten miał niemałe znaczenie dla kształtu periodyku, niejako sprzeciwiając się zamierzonemu przez władze PRL profilowi miesięcznika. Okazało się bowiem, że „Odra” zamiast być pismem rugującym wpływy niemieckie z Dolnego Śląska, stała się periodykiem pełnym wzajemnego szacunku i dialogu, niezwykle często interesując się problematyką niemiecką, oraz w nieco mniejszym stopniu wschodnią. Powiada Wiktor Werner: „Ze szczególnym zainteresowaniem śledziła ‘Odra’ proces zjednoczenia Niemiec, starając się uwzględniać głosy, w których nie brakowało wątku obawy o restytucje niemieckiego zagrożenia na zachodniej granicy, jak i pełne życzliwości teksty przepełnione radością z powodu likwidacji ostatnich zabytków jałtańskiego porządku. Dużo miejsca zostało poświęcone refleksji nad przeinterpretowaniem stosunków polsko-niemieckich w nowej sytuacji historycznej”3. Warto także w tym miejscu wspomnieć o znacznie już późniejszym, pierwszym tomie Biblioteki „Odry” – zbiorze esejów ...nie będzie
M. Urbanek, Krótki kurs historii „Odry” „Odra” 2001, nr 5. Szerzej pisze o tym Wiktor Werner w: „Odra”. Pismo społeczno-kulturalne, pismo pogranicza. „Przegląd Bydgoski” 1999, R. X. 3 Tamże. 1 2
711
Paweł Kaczmarski
Kryzysy i pogranicza. O czasopiśmie „Rita Baum”
Od kilkunastu lat i kilkunastu numerów – a więc właściwie od swojego początku w 1998 – „Rita Baum”, autorski projekt Marcina Czerwińskiego, pozostaje zjawiskiem nieuchwytnym. Prawie nic, co istotne w tym wrocławskim periodyku, nie daje się wyjaśnić w formule encyklopedycznego hasła, noty w leksykonie. Trudności zaczynają się już przy okazji tytułu – Rita Baum to bowiem zarówno tekst, jak i „kobieta, której istnienie jest nie do końca sprawdzalne”, „postać fantomatyczna” (cytuję za oficjalną stroną przedsięwzięcia); osoba, której wizerunek jest pieczołowicie kreowany na łamach pisma i podczas organizowanych przez redakcję imprez. Niełatwo zresztą przekrojowo opisać i wyjaśnić samą zawartość periodyku, w którym obok wierszy i felietonów znajdują się jedne z niewielu polskich przekładów Noiki czy wnikliwe, analityczne szkice o gnozie. Jak wreszcie uzasadnić i wytłumaczyć wydawniczą dwoistość projektu „Rita Baum”, na który – oprócz kulturalno-społecznego nieregularnika – składają się jedne z najciekawszych poetyckich (Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem Góry) oraz prozatorskich (Grawitacje Franczaka) publikacji ostatniej dekady? W wywiadzie z Ritą Baum (osobą), zamieszczonym na stronie „Rity Baum” (czasopisma), zostają przedstawione teoretyczne podstawy przedsięwzięcia; przeczytać można między innymi o „ciele, które staje się pismem”. Mowa tu o pewnej nieodwracalnej przemianie, w wyniku której uspójniające, motoryczne, sensualne sensy zostają rozbite i przekształcone w niejednolitą konstelację znaczeń. Powrót do jedności jest niemożliwy, nie uwzględniono bowiem ruchu odwrotnego. Jakkolwiek ezoteryczne może wydawać się takie wyjaśnienie (czy to nadal wyjaśnienie?) – ezoteryka zdaje się na trwałe wpisana w założenia całego projektu. Nie należy z tego twierdzenia wyciągać fałszywych wniosków, że kolejne numery „Rity” składają się z niezrozumiałych, hermetycznych szkiców o metafizycznej na poły tematyce. W poszczególnych wydaniach nieregularnika znaleźć można eseje, recenzje, wywiady i dyskusje. Numery pozostają często profilowane tematycznie – od wydania poświęconego gnozie po numery „kobiecy”, „palestyński” czy „rosyjski”. A jednak nie sposób mówić o „Ricie Baum”, wychodząc od przekrojowego ich omówienia i podsumowania. Najwłaściwsze wydaje się więc krążenie między hasłami i skojarzeniami, luźno powiązanymi asocjacjami. Zacząć należałoby zaś od kryzysu.
717
Rozkład jazdy. Dwadzieścia lat literatury Dolnego Śląska po 1989 roku Redakcja Jacek Bierut, Wojciech Browarny, Grzegorz Czekański
Copyright © by Fundacja na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza, 2012 redakcja techniczna i merytoryczna: Michalina Czekańska, Grzegorz Czekański korekta: Michalina Czekańska, Grzegorz Czekański, Łukasz Plata skład, opracowanie graficzne: Paweł Dunajko opracowanie graficzne okładki i spisu treści: Zuzanna Dyrda ilustracje: Natalia Jerzak indeks nazwisk: Grzegorz Czekański, Łukasz Plata opracowanie biogramów: Łukasz Plata wydawca: Fundacja na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza ul. Probusa 9/4, 50-242 Wrocław http://fundacja-karpowicz.org biuro@fundacja-karpowicz.org
Książka dostępna w księgarni Tajne Komplety Wrocław, Przejście Garncarskie 2 (Rynek) Zamówienia wysyłkowe można składać w księgarni internetowej http://tajnekomplety.pl
ISBN 978-83-932267-4-0