6 minute read
Roman Kostrzewski
from HMP 82 HammerFall
by Michal Mazur
Advertisement
Budgie "Nightflight": Burke Shelley: bas, wokal; Steve Williams: perkusja; John Thomas: gitara. I Turned To Stone / Keeping A Randezvous / Reaper Of The Glory / She Used Me Up / Don't Lay Down And Die / Apparatus / Superstar / Change Your Ways / Untitled Lullaby Ocena: (5)
Deliver Us From Evil (1982)
Jednak wróciła. Po tułaczce nie wiadomo gdzie. Przestraszona. To nie ta papużka, jaką znaliśmy. Zagubiona. Przecież to tylko rok czasu! Niestety, długo nie mogłem w to uwierzyć, że "Deliver Us From Evil" nagrało Budgie. TO Budgie. TO samo, które popełniło "Never Turn Your Back On A Friend". No dobrze, to inna epoka. Chociażby więc ten sam zespół, który "chwilę" wcześniej wydał "Nightflight". Tutaj nie ma cienia poprzedniczki. Jest jeden fakt, który zdecydował, że album brzmi i tak ostatecznie wygląda jak wygląda. Burke Shelley podobno wtedy nawrócił się na wiarę chrześcijańską. Stąd więc i tytuł, "Zbaw nas ode złego" i warstwa muzyczna. Do bólu złagodzona przez klawisze, na których zagrał dodatkowy muzyk - Duncan McKay. Sądzę jednak, że wiara nie ma tutaj nic do rzeczy, a po prostu zbliżał się, już raz odroczony, zmierzch grupy. Gdzieniegdzie jeszcze Papużka przypomina sobie jak zachowywała się wcześniej. Co lubiła. Jak lubiła latać. Że umiała wzbić się wysoko. Właśnie umiała. Na "Deliver Us From Evil" zaledwie szybuje na bezpiecznej wysokości. Album to ładny. Słodki by można było powiedzieć. Akt desperacji. Już nawet nie taki, jak w momencie chwytania się młodej fali zespołów metalowych. Tutaj osiągnął już gigantyczne rozmiary. To po prostu błaganie o pomoc. Jednak jak miało się okazać, ten krzyk był zbyt słaby. Albo nikt już nie zwracał uwagi na pewne zespoły, które musiały przełknąć bardzo gorzkie łzy. Do nich, niestety, zaliczyć można było wtedy Budgie. Po ostatnim dźwięku Papużka zamilkła na długie lata mimo, że jeszcze próbowała poderwać się w górę aż do 1988 roku.
Budgie "Deliver Us From Evil": Burke Shelley: bas, wokal; John Thomas: gitara; Steve Williams: perkusja; Duncay McKay: klawisze. Bored With Russia / Don't Cry / Truth Drug / Young Girl / Flowers in the Attic / N.O.R.A.D. (Doomsday City) / Give Me The Truth / Alison / Finger on the Button / Hold On to Love Ocena: (3)
Epilog
Warto sięgnąć, jako uzupełnienie dyskografii, po wydane pod koniec lat 90. płyty zawierające nagrania koncertowe. Są to: "We Came We Saw" (1997), "Heavier Than Air Rarest Eggs" (1998), "Life in San Antonio" (2002) czy "BBC Recordings" (2006). Studyjnie Budgie poderwało się do lotu tylko raz, po oficjalnej reaktywacji zespołu w 1999 roku wydając w 2006 roku płytę "You're All Living in Cuckooland". Zawiera ona poprawną, choć mało rewelacyjną muzykę nagraną w składzie: Burke Shelleya (bas i wokal), Steve Williams (perkusja) i Simon Lees (gitara).
Adam Wideka
Podziękowanie dla Igora Waniurskiego za przeprowadzenie i przetłumaczenie rozmowy z Burke Shalley’em, której fragmenty wykorzystano w powyższym artykule.
Foto:Bonzo
"Heil lie heil lo, mój ojcze " czyli wspomnienie Romana Kostrzewskiego
10 lutego 2022 r. w wieku 61 lat (do 62. urodzin zabrakło pięciu dni) Roman Kostrzewski przegrał z nowotworem pęcherza. Jednak wciąż jest mi trudno napisać, że nie żyje, ponieważ mimo zmiany stanu astralnego, dzięki swym dokonaniom Roman jest nieśmiertelny i już tłumaczę dlaczego tak uważam.
Dla wielu ludzi był on po prostu wokalistą Kata, co czyni go jednym z ojców polskiego metalu lub pierwszym rodzimym satanistą, jak niektórzy woleli go określać i z tego tytułu czasami zabraniać mu możliwości występowania z późniejszą formacją Kat i Roman Kostrzewski. W mojej ocenie zasłużenie, ponieważ gdyby nie takie płyty jak "666" czy "Oddech Wymarłych Światów", teraz nie moglibyśmy się cieszyć z obecności Behemotha czy Vadera i ich rozpoznawalności na całym świecie. Nie wierzycie? To sprawdźcie sobie tribute album "Czarne Zastępy - W Hołdzie Kat" z 1996 roku, na którym te zespoły oddały cześć Romanowi i jego kolegom, prezentując własne aranżacje "Wyroczni" i "Ostatniego Taboru", który obok "Nocy Szatana" jest jedynym utworem Kata z lat 1981-2004 zawierający tekst nie napisany przez Romana. Jednak dla mnie to człowiek przerastający branżę muzyczną, gdyż jego poglądy może i były niewygodne dla konserwatywnych Polaków, ale za to ważne dla młodych pokoleń, a co za tym idzie, przełomowe dla zmian w mentalności społecznej i wystarczy przytoczyć obecną chociażby na portalu Youtube rozmowę z księdzem z 1986 roku, aby się o tym przekonać. To tam po raz pierwszy możemy posłuchać o głoszonej przez niego idei wolności, jedności, tolerancji, otwartego umysłu czy posiadaniu odwagi do zadawania pytań i realizacji własnych celów oraz marzeń.
Jego teksty zawsze w mniejszym lub większym stopniu były wyrazem buntu odrzucającym wartościom głoszonym przez konserwatystów, a których Roman w latach dzieciństwa i okresu dojrzewania nie zaznał, z racji tego iż był owocem gwałtu i wychowywał się w domu dziecka - pamiętajcie o tym, kiedy będziecie słuchać "Delirium Tremens",
"Bez Pamięci" lub "Dziewczyny w Cierniowej Koronie". Jednak sam dowiedziałem się o tym dopiero kilka lat temu, gdy zapoznałem się z publikacją Mateusza Żyły "Głos z Ciemności" będącą biograficznym wywiadem-rzeką. Tymczasem moja przygoda z twórczością Romana Kostrzewskiego zaczęła się mniej więcej w wieku pięciu, może sześciu lat, od płyty "666" i jej angielskiej wersji "Metal and Hell", ponieważ jej reedycja zawierała przebojowy "Ostatni Tabor", przy którym trudno było usiedzieć w miejscu mając te kilka wiosen na karku. Co więcej, był w moim życiu okres, że nie potrafiłem zasnąć bez Szóstek grających w tle. I dziś nie mam wątpliwości, że to jedna z najważniejszych płyt nie tylko w polskim metalu, ale i w moim życiu. Dlatego kiedy historia zatoczyła koło w 2015r. i zespół Kat & Roman Kostrzewski nagrał tę płytę na nowo, a ja miałem okazję przeprowadzić z moim idolem wywiad to nie posiadałem się ze szczęścia. Mimo to starałem się podejść do niego najbardziej profesjonalnie jak to było możliwe w momencie dziennikarskiego debiutu. Dlatego oprócz obligatoryjnych pytań o świeżo wydany album, starałem się zapytać o kilka mniej znanych faktów i poznać swojego idola od tej bardziej przyziemnej strony. Jak się okazało był to dobry pomysł, ponieważ udało mi się go zaskoczyć i zebrać pochwałę, iż od dłuższego czasu nie miał tak wnikliwego w jego osobę wywiadu, a efekt mojej pracy znalazł się w dostępnym na stronie z poziomu archiwum, 61. numerze magazynu, wydanym w 2016r. Trzy lata później historia się powtórzyła, gdyż Kat i Roman Kostrzewski promował swoje ostatnie dzieło "Popiór" i wówczas wywiad trwał dwie i pół godziny, przez co nierzadko wymykał się z ram ustalonej formy. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, iż Roman był niezwykle inteligentną i ciepłą osobą. Oczywiście, jego głos możemy usłyszeć za każdym razem kiedy odtworzymy którąś z jego piosenek. W końcu muzyka jest jedną z form sztuki pozwalających na nieśmiertelność artysty i najpewniej w niedalekiej przyszłości znów będzie można usłyszeć Romana za sprawą ostatniej płyty solowej "Luft", nad którą pracował w ostatnich miesiącach życia, czego dowodem są utwory dostarczone nabywcom płyty w preorderze - "Nadija Radija" i mającym pożegnalny charakter "Migoce Znicz", lecz niestety już nigdy nie będzie nam dane zobaczyć go na żywo i posłuchać co ma do powiedzenia na temat otaczającej nas rzeczywistości. Jest to istotne, ponieważ Roman nie był tylko zwykłym muzykiem, ale również pełnił funkcję przewodnika, mentora i dlatego wraz z jego śmiercią, powstała wyrwa - nie tylko w rodzimej branży muzycznej, ale i w polskiej kulturze, której najprawdopodobniej już nikt ani nic nie zasklepi. Jednak zadaniem odbiorców jest nie tylko zachować pamięć o Romanie, ale także o tym, jakie wartości starał się przekazać i dalej je kultywować.