17 minute read

Elvenking

Next Article
Bad Taste

Bad Taste

Muzyka nie jest zawodem

Większość wywiadów przeprowadzanych przy okazji reedycji to tak zwana "okazja do porozmawiania o przeszłości". W przypadku Elvenking sprawa nie jest taka banalna. Zespół wydaje reedycję pierwszej i trzeciej płyty, celowo pominąwszy drugą. A opowieść o okolicznościach wydawania wszystkich trzech płyt jest w zasadzie osnowną historii i dewizy muzycznej Elvenking. Zapewne wielu fanów (wiem coś o tym, bo sama się do nich zaliczam) nie zdawało sobie sprawy, jakie dramaty toczą się za kulisami wydawania poszczególnych krążków Wło-chów. Na szczęście Elvenking jest teraz na bardzo dobrej drodze, a opowiadali nam o niej Aydan i Damna.

Advertisement

HMP: Wypuszczacie właśnie ponownie dwa wydawnictwa "Heathenreel" i "The Winter Wake " na okrągłe rocznice ich wydania (20 i 15 lat). Czytałam w notce prasowej, że żeby zachować rocznicę, powinny wyjść w 2001 roku, jednak w tłoczniach winyli był korek i stąd wydanie w 2022. W notce napisano, że winę ponosi pandemia. Wydaje mi się, że innym powodem może być też fakt, że coraz więcej zespołów decyduje się na wydanie winyli i tłocznie się nie wyrabiają. Damna: Cóż, po pierwsze sytuacja z płytami winylowymi naprawdę oszalała wymknęła się spod kontroli, podobnie jak wiele innych rzeczy podczas pandemii. Tak więc, odpowiadając na pierwsze pytanie, oczywiście główne opóźnienia wynikają z kilku zakłóceń, które dotknęły (nieliczne) tłocznie, które nadal produkują winyle - brak materiałów, zamknięcie Pomiędzy "Heathenreel" a "The Winter Wake " jest jeszcze "Wyrd" , którego reedycji na

niektórych działań i oczywiście nietypowe zapotrzebowanie rynku. Tak więc ze zwyczajowych trzech miesięcy na dostawę szybko zrobiło się sześć, potem dziewięć, potem dwanaście... i mamy nadzieję, że na tym się skończy i wszystko w końcu wróci do normy. Oczywiście to ogromne zapotrzebowanie wcale nie pomaga. Dzisiaj wszyscy produkują płyty winylowe - nowe albumy, limitowane edycje, reedycje starych płyt. Firmy fonograficzne i zespoły dorabiają nawet całe zaległe katalogi, w tym albumy, które nigdy nie zostały wydane na płytach winylowych. Tak jak my robimy to w przypadku rocznicowych edycji. Można sobie wyobrazić, co to oznacza dla dzisiejszego rynku, ponieważ prawie wszystkie tłocznie zostały zamknięte lata temu, kiedy rynek zamarł. W rzeczywistości właśnie to spowodowało ogromne opóźnienia i długi czas oczekiwania.

Winyl padł ofiarą własnego sukcesu? Damna: Winyl jest dziś z pewnością modny, ale ma swój urok, zawsze miał. Najlepiej byłoby robić płyty na winylach tylko wtedy, kiedy ma się okazję nagrać album metodą, jak za dawnych czasów i doznać prawdziwego uczucia analogowego nagrywania i słuchania. Nie jestem wielkim fanem tłoczenia na winylach cyfrowej produkcji, ale mimo wszystko jest to dobry przedmiot kolekcjonerski i sprawia, że ludzie znów chcą mieć płytę w rękach. Tak jak trzeba (śmiech). Więc dlaczego nie!

Foto:FraterOrion

razie nie zapowiadacie. W jednym z poprzednich wywiadów Damna powiedział nam, że planujecie w przyszłości nagrać tę płytę z jego wokalami. Czy wtedy "Wyrd" wejdzie już do kanonu klasyków Elvenking i także doczeka się wydania na winylu? Aydan: Nie wznawiamy "Wyrd" na winylu, tak jak innych albumów, z kilku różnych przyczyn. Przede wszystkim, nie jest to album, z którego jesteśmy dumni. Jest to jedyny album w naszej dyskografii bez Damny i już samo to powinno być ważnym powodem. Cały okres związany z procesem powstawania tego albumu był okropny. Z tego czasu nie mamy nic, poza złymi wspomnieniami. Jak zapewne wiesz, pisaliśmy i przerabialiśmy "Wyrd" kilka razy: początkowo w oryginalnym składzie z "Heathenreel", idąc w zupełnie innym i złym kierunku w porównaniu z naszym debiutanckim brzmieniem. Potem Jarpen został poproszony o opuszczenie zespołu i napisaliśmy album bez niego, jako kwartet. Potem poprosił o powrót w szeregi zespołu i przerobiliśmy materiał. No i też bez Damny... To był kompletny bałagan. Jednak ostatecznie najważniejszym powodem, dla którego nie wznawiamy oryginalnego albumu, jest to, że od dawna planujemy oddać mu sprawiedliwość i nagrać go tak, jak pierwotnie planowaliśmy, z Damną i z utworami, nad którymi pracowaliśmy z nim na pokładzie. Myślę, że będzie to bardzo ciekawe. Prawdopodobnie dodamy niepublikowane utwory, które leżały w sekretnej szafie od początków istnienia zespołu. Myślę, że będzie to właściwy sposób, aby dać naszemu drugiemu albumowi właściwe miejsce w naszej dyskografii.

Rzadko gracie na koncertach utwory z "Wyrd" . To też wina złych wspomnień? Aydan: Tak, jak już wspomniałem, był to bardzo chaotyczny okres wypełniony wyłącznie złymi wspomnieniami. Zespół był naprawdę bliski rozpadu. Pamiętam, jak pewnego dnia latem 2004 roku zadzwoniłem do Zendera i powiedziałem: "Stary, odchodzę z zespołu i porozmawiam z Damną, żeby zrobić coś razem", a on mi powiedział: "Jeśli odejdziesz, zespół na pewno nie będzie mógł dalej istnieć". Wszyscy popełniliśmy błędy. Ja przede wszystkim, ponieważ to ja wraz z innymi chłopakami byłem odpowiedzialny za odejście Damny. Nawet jeśli byłem naciskany przez Jarpena, nie byłem wystarczająco silny, by sprzeciwić się decyzjom zespołu. Po kilku tygodniach próbowałem przywrócić Damnę do składu, przyjechał i zrobiliśmy nawet wspólną próbę, ale atmosfera była tak gęsta, że to nie mogło się udać. Mleko się rozlało. Wolę wykreślić z pamięci cały okres "Wyrd", bo to było dla mnie straszne. Damna: Oczywiście złe wspomnienia przyczyniły się do tego, że "Wyrd" znalazł się w "niewygodnym miejscu" naszej kariery. Ale to nie urazy czy fakt, że zespół zatrudnił innego wokalistę, przeszkadzają mi najbardziej. Szczególnie dręczy mnie to, że "Wyrd" powinien być inną płytą. W obecnej formie to wciąż dobry album, ale nie jest taki, jaki miał być. Miał być bardziej folkowy, a oryginalne utwory miały w sobie o wiele więcej świeżości i klimatu z "Heathenreel". Obecna wersja jest więc jak plaster naklejony na ranę. Nagrywając tę płytę ponownie i zachowując oryginalną tracklistę z utworami, które naprawdę miały się na niej znaleźć, chcemy w końcu ten plaster usunąć i tę ranę wyleczyć. Oczywiście, to nigdy nie zwróci nam czasu, który straciliśmy i szansy, którą mogliśmy mieć, trzymając się razem jako zespół (to był moim zdaniem największy, niewybaczalny błąd), ale będzie to coś w rodzaju "No dobrze, sprawiedliwości stało się zadość!".

Wróćmy do "Heathenreel" . Dziś folk metal to popularny gatunek metalu, jednak w 2001 roku byliście jednymi z prekursorów. Oczywiście istniał np. Skyclad oraz folk black metalowe kapele, ale coś, co zaprezentowaliście na "Heathenreel" było ówcześnie czymś nowym - połączeniem folku z heavy metalem. Jednocześnie melodyjne i chwytliwe, jednocześnie na swój sposób agresywne. Jak dziś patrzysz na tę płytę? Czujesz, że

była przełomem nie tylko dla Was, ale w ogóle dla gatunku? Damna: Tu się z tobą zgadzam. To znaczy, na pewno niczego nie wymyśliliśmy, ale pamiętam bardzo dokładnie, jak wiele pracowaliśmy i jak bardzo byliśmy zdeterminowani w poszukiwaniu własnego brzmienia. Nasz cel nie był taki, jak innych muzyków w stylu "Chcę stać się sławny", "Chcę żyć z muzyki", "Nasz zespół będzie najlepiej sprzedającą się kapelą", czy inne tego typu bzdury. Ani przez chwilę. Naszym celem zawsze była możliwość tworzenia muzyki, którą kochamy, możliwość pisania utworów, które w stu procentach wyrażałyby naszą pasję i miłość do muzyki i metalu, jako gatunku. Tak było zawsze, a przy okazji nadal jest to dla nas priorytet. Dlatego też nigdy nie porzuciliśmy naszych codziennych zajęć i nie usłyszycie, że mówimy o sobie "muzyka to nasz zawód" i takie tam. Byliśmy w pełni świadomi tego, że obierając taką drogę, nasz zespół na długo pozostanie w podziemiu i byliśmy gotowi przyjąć to na klatę. Absolutnie. Więc tak, to jest swoisty incipit naszej kariery, za którym nigdy nie podążyliśmy. Oczywiście, pewien wpływ był silny i zawsze będzie się go słyszało, zwłaszcza jeśli chodzi o klasykę i metal lat 90. I tak, Skyclad był być może najwspanialszym z nich wszystkich, począwszy od mieszanki muzyki folkowej i thrash metalu (ich wczesny materiał zrobił na nas piorunujące wrażenie), przez ich mistrzowskie teksty, aż po niesamowity wygląd (spójrz na zdjęcia zespołu na tylnej okładce "Jonah's Ark"). Więc tak, pochodzimy "skądś". Mieszanka tych wpływów jest wyraźna na "Heathenreel", jako że pochodzą one głównie z melodyjnego metalu, ale także z ekstremalnej strony gatunku, muzyki ludowej i tak dalej, i tak dalej. Jednak naprawdę ciężko pracowaliśmy nad tym, żeby znaleźć swój unikalny sposób na stworzenie własnego metalu i możemy powiedzieć z dumą, że w tamtych czasach nie było takich zespołów jak my. Ani we Włoszech (zdecydowanie!), ani nigdzie indziej, więc myślę, że to jeden z powodów, dla których "Heathenreel" budzi taki szacunek. Na początku nie był w pełni zrozumiany, ale teraz jest uważany za małe arcydzieło, cytuję to, co inni o nim mówili. Dla mnie to wciąż niesamowite pierwsze doświadczenie młodego zespołu, który stworzył naprawdę świeży i magiczny album.

Jak sądzisz, z czego wynikało to niezrozumienie? Świat metalu w 2001 nie był gotowy na "Heathenreel"? Aydan: Pamiętam zabawną rzecz, że po otrzymaniu pierwszych złych recenzji i nie najlepszych opinii od części ówczesnej prasy, powiedziałem coś w stylu: "Jestem pewien, że za 20 lat ten album będzie rozpoznawany ze względu na swoją jakość i wyjątkowość". I wspaniałe jest to, że to się spełniło. Przesłuchałem właśnie cały album, jak tylko otrzymaliśmy rocznicową edy-cję winylową i mam wrażenie, że "Heathenreel" nadal pozostaje unikalnym klejnotem. Z pewnością surowym i niepozbawionym wielu wad, ale też jednym z pierwszych przykładów folk metalu zrobionego z pasją i magią, której z pewnością nie da się dziś odtworzyć. Nie potrafię bezspornie stwierdzić, dlaczego w tamtym czasie nie został tak przyjęty, jak dzisiaj, ale na pewno jest to album, który trzeba przeżyć i zrozumieć w całości. A już na pewno nie jest to dzieło, które można przesłuchać tylko raz, odłożyć na półkę i zapomnieć. Wydaje mi się, że niektórzy tak zwani dziennikarze i część słuchaczy nie poświęciła wystarczająco dużo czasu na zrozumienie tej pracy, po prostu dlatego, że byliśmy młodym, początkującym zespołem bez niczyjego wsparcia, prezentującym coś złożonego, nowego i trudnego do zrozumienia bez poświęcenia odpowiedniej uwagi.

Jak to się stało, że Wy, wtedy młody zespół, który prawie nie koncertował, miksował swój debiut w Studio Fredman w Szwecji i wydała go duża wytwórnia? Damna: Przed wydaniem "Heathenreel" wyprodukowaliśmy własnym sumptem demo "To Oak Woods Bestowed" i od razu zaczęliśmy posiadać pewien status w podziemiu. Dostawaliśmy tak wiele próśb o to demo, że musieliśmy wytłoczyć je dwa razy i zaczęliśmy zbierać wiele dobrych recenzji i reakcji w drukowanych fanzinach. Tak, takie jeszcze wtedy istniały! To pomogło zbudować nam dobrą reputację na metalowej scenie i jestem pewien, że było to bardzo pomocne, kiedy wysyłaliśmy demo do wszystkich wytwórni. W tamtym czasie AFM nie było tak duże jak dzisiaj, ale właśnie wydało "Vain Glory Opera" Edguy. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy zadzwonili do nas z informacją, że są zainteresowani podpisaniem z nami kontraktu. Oczywiście kontrakt podpisaliśmy od razu i byliśmy gotowi na kolejny duży krok. Na szczęście AFM nigdy nie ma nic przeciwko wymaganiom i prośbom, więc kiedy zapytali nas, gdzie chcielibyśmy zmiksować płytę, a my odpowiedzieliśmy, że w Fredman Studios z Fredrikiem Nordströmem (naprawdę uwielbialiśmy brzmienie, które wydobywało się z tego studia na albumach Dark Tranquillity, In Flames i tym podobnych), zgodzili się. Oczywiście minusem tego rozwiązania było to, że zajęło nam wiele lat, aby spłacić taką zaliczkę z marnych tantiem, które podpisaliśmy w naszym pierwszym kontrakcie. (śmiech) Ale było warto. To jest doświadczenie, które zawsze będziemy w sobie pielęgnować i bardzo się cieszę, że mieliśmy taką możliwość.

Jak widzicie się na tle włoskiej sceny w tamtym czasie? Inne duże zespoły debiutowały niedługo przed Wami. Rhapsody w 1997, Labyrinth w 1996, a White Skull w 1995. Te zespoły były dla Was inspiracją, na zasadzie " skoro udaje się naszym rodakom, to i dla nas jest nadzieja "? Damna: Wymieniłaś dokładnie te trzy zespoły, które lubiliśmy i oglądaliśmy na żywo, kiedy tylko grały jakiś koncert. Może z wyjątkiem Rhapsody, które zaczęło grać na żywo później. Ja dodam do tej listy jeszcze Domine. Te zespoły były świetnym przykładem tego, że włoska scena mogła w końcu wyjść z sytuacji, w której zespoły były nieco "w tyle" za wszystkimi innymi europejskimi czy amerykańskimi zespołami. Muzyka we Włoszech (z wyjątkiem rzadkich przypadków w najmroczniejszym podziemiu, jak Death SS, Mortuary Drape, Necrodeath i kilku innych) nie była na tym samym poziomie, co w Niemczech, Skandynawii, Wielkiej Brytanii czy Stanach. W większości przypadków wokaliści bardzo źle mówili po angielsku, produkcje nie były dobrze zrobione, a to głównie dlatego, że we Włoszech nie mieliśmy wielu studiów i struktur, które byłyby gotowe na takie brzmienie. Na szczęście, wraz z pojawieniem się takich studiów jak New Sin Studios oraz chęcią i zaangażowaniem zespołów, by być nieco bardziej "międzynarodowymi" i profesjonalnymi, pojawiły się takie przykłady, jak Rhapsody czy Labyrinth. One naprawdę pokazały światu, że Włochy mają scenę metalową, i te zespoły są gotowe. W tym właśnie sensie te zespoły były dla nas inspiracją. Musieliśmy podążać ich śladami, jeśli chcieliśmy wyrwać się z typowej, rzekłbym wciąż głupiej, włoskiej reputacji. A i tak było ciężko. W tamtych czasach scena metalowa nie zwracała uwagi na włoskie zespoły, więc nie było łatwo. Ale, jak to się mówi, wytrwałość w końcu się opłaciła.

"The Winter Wake " to moja ulubiona Wasza płyta. Wróciliście z pełną parą, zachowaliście folkowy klimat, dobre teksty, podkręciliście moc. Umieściliście na niej cover "Skyclad" , ale słychać, że Skyclad w ogóle był Waszą inspiracją w pisaniu własnych kawałków też na "The Winter Wake " . Słychać to choćby w "Rats Are Following " . Damna: Po pierwsze, cover "Penny Dreadful" Skyclad został nagrany podczas sesji do "Heathenreel" jako utwór bonusowy, ale nigdy nie został wydany. Potem AFM postanowiło wykorzystać go jako bonus do "The Winter Wake". Na tych nowych rocznicowych winylach wreszcie wszystko zostało naprawione i "Penny Dreadful" jest tam, gdzie powinien być, jako bonusowy utwór do pierwszego albumu, podczas gdy "The Winter Wake" ma swój własny, właściwy bonusowy utwór. Jeśli chodzi o album "The Winter Wake", to cóż... Jest on owocem twórczego i przełomowego okresu. Po katastrofie "Wyrd" wróciłem do zespołu i to już była wystarczająca rewolucja. Aydan miał mnóstwo świetnie brzmiących starych utworów, a przynajmniej takich, które naprawdę brzmiały jak Elvenking. Ja właśnie nagrałem demo z Leprechaunem, zespołem, który założyłem, gdy byłem poza Elvenking, i wciąż pisałem nowe utwory, wszystkie w duchu folk metalu. To był fundament "The Winter Wake". Byłem naprawdę podekscytowany powrotem do zespołu i czułem, że Aydan i reszta chłopaków również byli bardzo zadowoleni, że mogli zacząć od nowa po albumie, który powoli prowadził ich w złym kierunku. Było mi bardzo smutno, gdy zauważyłem, że Jarpen nie był z tego powodu zadowolony i nadal bardzo tęsknię za początkami, kiedy wszyscy byliśmy zjednoczeni w metalu. Ale wyznaczyliśmy już ścieżkę i byliśmy naprawdę skoncentrowani, by nią podążać. "Rats Are Following" to zdecydowanie jeden z moich najmniej ulubionych utworów z tego albumu i z całej dyskografii. To znaczy, są w nim świetne fragmenty, ale został zrobiony naprędce i myślę, że brakuje mu odpowiedniego "dopieszczenia", więc odpowiadając na twoje pytanie... Nie wiem, nie lubię zbytnio

rozmawiać o tym kawałku.

Na "The Winter Wake " nie ma już Jarpena w składzie. W książeczce płyty jest jednak informacja, że Jarpen zagrał solo w tytułowym kawałku. Jak do tego doszło? Nagrał je jeszcze przed odejściem? Aydan: Jarpen nagrywał swoje solówki w trakcie przedprodukcji albumu. Pamiętam, że czekaliśmy na niego, żeby przyszedł i nagrał gitary w demówkach, ale się nie pojawił. Był to wyraźny znak, że zbliżamy się do końca naszej znajomości. Mimo to udało mu się nagrać kilka solówek i jeden napisany przez siebie utwór, który nagraliśmy na demo, czyli "The Open Breach". Niektóre z solówek, które nagrał w przedprodukcji, zostały później zastąpione przez skrzypce lub wycięte, ponieważ nie mieliśmy wtedy drugiej gitary. W trakcie pisania "The Winter Wake" przed powrotem Damny, przyniósł trzy, cztery kawałki, ale nie byłem zadowolony z kierunku, w jakim te utwory zmierzały. Nie było żadnej ostrej wymiany zdań ani nic takiego, po prostu powoli odszedł od zespołu i zniknął. To było tak strasznie dziwne. Był moim najlepszym przyjacielem, razem założyliśmy zespół i zrobiliśmy wszystko, żeby doprowadzić go do punktu, w którym się znaleźliśmy, a przed nami było jeszcze wiele drogi do przebycia. Jednak w życiu często przychodzą takie chwile, kiedy zdajesz sobie sprawę, że coś trzeba zmienić. Nadal jesteśmy z nim przyjaciółmi, spotykamy się od czasu do czasu, nagrał growle na album "The Pagan Manifesto" i mam nadzieję, że będzie częścią projektu "Wyrd", który planujemy z Damną, bo to będzie coś wspaniałego!

Zaraz po "The Winter Wake " nagraliście swoją najcięższą płytę w historii "The Scythe " . Ciekawe jest to, że Jarpen ze swoimi harshowymi wokalami pasowałby do tej płyty idealnie. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, czy płyta ta nie byłaby jeszcze bardziej ekstremalna, gdyby pozostał z Wami Jarpen? Aydan: Tak, patrząc z perspektywy czasu, to ciekawa sprawa, bo to Jarpen chciał, żebyśmy odeszli od folkowego brzmienia. Nie chciał już używać gitar akustycznych czy skrzypiec i to on naciskał na bardziej bezpośrednie podejście w naszych utworach, a my jak na ironię

Foto:FraterOrion

wydaliśmy "The Scythe" krótko po jego odejściu. Na pewno jego growle idealnie pasowałyby do tego albumu, ale nie sądzę, żeby okazał się on bardziej ekstremalny, ponieważ to ja z Damną zawsze byliśmy tymi ekstremalnymi gośćmi w zespole. Również w okresie poprzedzającym jego odejście Jarpen był bardzo lubił Korn, Deftones i w ogóle nu-metal, którego zawsze tak nienawidziliśmy.

Dziś często mówicie w wywiadach, że płyty z lat 2007-2010 to nie do końca właściwy Elvenking, ale raczej czas poszukiwań i eksperymentów. Mimo to wciąż gracie kawałki z tych płyt na koncertach. To przyzwyczajenie, wyjście do fanów czy może akceptacja całej historii kapeli taka, jaka jest? Aydan: O ile "The Scythe" był świadomym i bardzo oczekiwanym krokiem w kierunku nowych obszarów, to albumy, które w tym czasie nastąpiły po nim, są dla mnie odzwierciedleniem kompletnego chaosu, jaki panował w zespole. Są wyraźnym znakiem, że tonęliśmy, że nie mieliśmy zaplanowanego kierunku. Każdy w zasadzie podążał własnymi drogami, mając różne opinie i pomysły. Myślę, że w tym okresie udało nam się napisać kilka dobrych piosenek, ale osobiście uważam ten okres za czarną erę dla Elvenking.

Damna, jakiś czas temu mówiłeś nam w wywiadzie, że wraz z "Pagan Manifesto " (i częściowo "Era ") rozpoczęła się nowa era Elvenking. Zespół nie tylko wrócił do folkowych korzeni, ale wreszcie znalazł właściwą drogę i wytyczył kierunek na przyszłość. Czy dziś, po ośmiu latach od wydania "Pagan Manifesto " nadal tak postrzegasz tę płytę? Damna: Uważam, że okres od 2007 do 2010 roku - ale dziś dodałbym też okres do 2012 to czas, w którym bardziej skupialiśmy się na pisaniu dobrych piosenek i udowadnianiu sobie, że jesteśmy dobrymi autorami, niż na poświęcaniu się naszemu brzmieniu. Z tamtych albumów pochodzi mnóstwo świetnych kawałków, ale byliśmy tak oderwani od pierwotnego ducha Elvenking, że straciliśmy nad tym kontrolę. I tak powstał cięższy album "The Scythe", po którym nastąpił lekki, niemal hardrockowy "Red Silent Tides", a następnie album, który desperacko chciał nawiązać do dawnego ducha, ale częściowo się nie udał, czyli "Era". Wszystko zaczęło się podczas sesji pisania "The Scythe", kiedy to postanowiliśmy zdystansować się od sceny folk metalowej, która w naszych oczach zaczęła się stawać śmieszna. Wszystko przez eksplozję tego stylu i narodziny miliona zespołów, które próbowały przez cały czas kopiować się nawzajem. Nie chcieliśmy być częścią tego cyrku, więc postanowiliśmy zrobić coś innego. Nadal szanuję to podejście. Zarzucano nam, że robimy bardziej "komercyjne" kawałki, ale fani nie zdawali sobie wtedy sprawy, że decydując się na oderwanie od nurtu folk metalu, wykonujemy właśnie niekomercyjny ruch. Jednak po latach zdałem sobie sprawę, że dopiero przy "The Pagan Manifesto" znaleźliśmy klucz. Wraz z Aydanem odbyliśmy długą rozmowę na temat przyszłości zespołu. Byliśmy na skraju wielkiego rozdroża, z którego jedna droga mogła doprowadzić do rozwiązania Elvenking na zawsze. Wzięliśmy się więc za porządnie słuchanie starego materiału, starych demówek, starych kaset z mnóstwem starych pomysłów, których nigdy nie wykorzystaliśmy. To dało nam dużo energii i ostateczny klucz do odnalezienia siebie i rdzenia zespołu. A potem nagraliśmy album, który wciąż uważam za nasz najlepszy w historii.

W samym środku pandemii wydaliście świetny singiel z coverem Iron Maiden. Genialnie wykorzystaliście melodie dopasowując je do folkowej stylistyki Elvenking. I te wokale Damnagorasa! Absolutne zaskoczenie. Aydan: Wiem, że chciałem zrobić cover "No Prayer of the Dying" od czasu, gdy po raz pierwszy usłyszałem ten kawałek w 1990 roku. Zawsze uważałem, że jest to niesamowity numer, który padł ofiarą produkcji i podejścia do tego albumu. Czułem, że możemy dołożyć swoje dwa grosze, by nadać jej blask, na jaki zasługuje. I wierzę, że nam się to udało.

Udało Wam się zagrać trochę koncertów w 2020 roku i kilka w 2021. Dla wielu kapel ten czas był przestojem w koncertowaniu. Damna: Robiliśmy te występy w momentach, gdy ograniczenia covidowe były nieco luźniejsze, a organizatorzy naprawdę chcieli je robić. Niektóre z nich były dobre (jak Winter Masters of Rock czy kilka włoskich festiwali), inne nie... Naprawdę musimy wyjść z tego bałaganu, jeśli chcemy robić porządne koncerty.

Ponieważ zespoły zazwyczaj promują nowe wydawnictwa na trasach, muszę zapytać czy reedycje "Heathenreel" i "The Winter Wake " sprawią, że w secie niedługo pojawi się jeszcze więcej kawałków z tych płyt? Damna: Rozmawiamy o tym. Na ostatnich koncertach zagraliśmy kilka utworów z "Heathenreel", ale musimy mieć lepszy plan trasy, zanim zrobimy obszerne próby i zaplanujemy dobrą setlistę. Poczekamy na lepsze czasy, które na szczęście już niedługo nadejdą!

Katarzyna "Strati" Mikosz Tłumaczenie: Szymon Paczkowski

This article is from: