10 minute read

Crystal Ball

Next Article
Burning Point

Burning Point

na początku. To instrument zwany low whistler. Jest to rodzaj fletu prostego. Jest nieco większy od standardowego fletu ale ma nieco niższy dźwięk. Może przywodzić na myśl magiczne klimaty z filmu "Braveheart". Początkowo został nagrany z myślą o umieszczeniu go gdzieś w "Terial The Hawk", ale tak bardzo spodobał mi się w wersji solo, że stworzyłem to intro.

Uwierz lub nie, ale miałem właśnie pytać o "Terial The Hawk" . Co cię pchnęło, by stworzyć kawałek tak nasycony folkiem? Często zaczynam po prostu od chęci użycia konkretnych instrumentów i tak jest na przykład w przypadku "Terial The Hawk". Napisałem ten utwór z myślą o piszczałkach uilleannskich (irlandzka odmiana dud - przyp. red.), harfie celtyckiej, fletach oraz solowych smyczkach. To pragnienie użycia tych fantastycznych instrumentów popchnęło mnie do procesu komponowania. Uwielbiam piszczałki oraz wszystkie instrumenty barokowe i celtyckie. Połączenie metalu z tymi instrumentami jest dla mnie bardzo ekscytujące i na pewno w przyszłości będę robił więcej takich rzeczy.

Advertisement

Jednym z bardziej inspirujących numerów na tej płycie jest "Abyss Of Pain (Part II)" . To najdłuższy oraz najbardziej epicki utwór na albumie. Jednak z drugiej strony znajdziemy tam też krótkie, chwytliwe numery, jak choćby "Chains of Destiny " . Zróżnicowanie muzyki jest dla Was ewidentnie istotną kwestią. Zdecydowanie. W momencie tworzenia nigdy nie mam pewności, co mi finalnie z tego wyjdzie. Wszystko zależy od tego, czy czuję, że konkretny utwór zyskałby na znacznym wydłużeniu i że trzeba go rozwinąć w sposób bardziej filmowy. Z drugiej strony uważam, że konieczne jest posiadanie utworów, które nie są zbyt długie.

"Glory for Salvation " to już Wasz trzeci album nagrany z Giacomo Voli jako wokalistą. Widać, że gość świetnie się czuje w tym zespole. Myślę, że to jasne, iż Giacomo, który notabene jest w zespole już od pięciu lat, wniósł świeży wiatr zmian i wspaniałe brzmienie. Byłem zdumiony, jak niesamowicie dobrze został przyjęty przez naszych fanów! W obliczu takiego talentu i niesamowitego głosu nie sposób nie być pod wrażeniem. Spełnia się on na każdym polu działalności Rhapsody of Fire. Od pracy w studiu nagraniowym, po występy na całym świecie. Nie ma nic złego w byciu porównywanym z innymi wokalistami, a Giacomo ma dla każdego ogromny szacunek. Niewiele jest zespołów, które po zmianie wokalisty kontynuują swoją karierę i świetnie się rozwijają. To jest po prostu fantastyczne.

Z jednej strony Giacomo faktycznie został zaakceptowany przez część fanów, z drugiej jednak nie brakuje głosów, że Rhapsody of Fire bez Fabio Lione i Lucy Turilli nie ma prawa istnieć. Jak widać kompletnie nic sobie z tego nie robisz. Co byś jednak powiedział osobom, które prezentują taki pogląd na tą sprawę? Moim zdaniem, takie patrzenie na sprawę jest bardzo uproszczone. Życie każdego z nas mogłoby być zupełnie inne, gdyby w pewnym momencie przytrafiła się nam jakaś pozornie błaha rzecz. Drobny szczegół może całkowicie zmienić nasze życie. Dlatego nikt nie powinien z pełnym przekonaniem rzucać takich twierdzeń. Rhapsody powstało z połączenia sił dwóch osób, które pragnęły stworzyć nowy sposób komponowania heavy metalu, łącząc w nim elementy klasyczne, barokowe i filmowe. I tyle! Prawdopodobnie temu pomysłowi przysłużył się fakt, że Luca wydał kilka solowych albumów, które brzmiały i były wyprodukowane w bardzo podobny sposób w porównaniu do tego, co robiliśmy wtedy z Rhapsody. To prawdopodobnie dało mu większą rozpoznawalność jako kompozytorowi w tym gatunku. Ja nigdy nie czułem potrzeby wydania solowego albumu i z pewnością nie zdecydowałbym się na komponowanie muzyki zbyt podobnej do tej, którą tworzy mój główny zespół.

Jak wspomniałeś, Giacomo jest w zespole pięć lat, za to perkusista Paolo Marchesich to Wasz zupełnie nowy nabytek. Znam Paola od czasu, gdy kilka lat temu brał udział w naszych przesłuchaniach. Wciąż mam nagranie, które mi wysłał, obejrzałem je i pomyślałem, że jest niesamowity! Paolo jest świetnym perkusistą, a do tego przyjacielem Roby'ego i Alessandra. Grali już razem w przeszłości, więc pomyślałem, że to będzie najlepsze, co może być. Wszyscy są z tego samego miasta, co zdecydowanie ułatwia im współpracę.

Poza stałymi członkami zespołu na waszych albumach zazwyczaj udziela się także cała masa gości. Niekiedy jest ich tylu, że cały proces nagrywania można nazwać wręcz orkiestrowym przedsięwzięciem. Masz jakiś sposób, by nad tym wszystkim zapanować nie popadając jednocześnie w paranoję? Dokonuję dodatkowych nagrań w przerwach, kiedy nagrywamy wokale. Kiedy więc Giacomo odpoczywa, pracując nad tekstem, ja pracuję z wybranymi gośćmi. Naprawdę fajnie jest znać tak wielu muzyków, z których można wybierać. Na końcu to już tylko kwestia organizacji. Kiedy pracuję nad albumem, robię prostą listę wszystkich instrumentów, które chciałbym na nim wykorzystać. Jest to z jednej strony forma inspirowania samego siebie, ale także sposób na to, by lepiej szukać i organizować sesje nagraniowe z muzykami, których potrzebuję.

Jednym z najznamienitszych gości, z którym miałeś okazję współpracować był Christopher Lee. Jak wspominasz tamtą kooperację? Luca i ja uwielbialiśmy ten głęboki głos Christophera Lee. Nasz ówczesny menedżer Joey DeMaio skontaktował się z agentem Christophera Lee i zaplanował spotkanie z nim w Londynie. Pomysł był taki, żeby pójść do studia nagraniowego i zrobić kilka ujęć z jego narracją. Po wykonaniu tych zdjęć pan Lee zaproponował, że zaśpiewa z nami piosenkę, co doprowadziło do niesamowitej współpracy muzycznej między Rhapsody Of Fire a Sir Christopherem Lee. To był pierwszy raz, kiedy śpiewał z zespołem metalowym i moim skromnym zdaniem efekt był niesamowity i niepowtarzalny. Mieliśmy okazję spędzić z nim trochę czasu w studio, rozmawiając o filmach i osobistych doświadczeniach. To było piękne przeżycie i prawdziwy zaszczyt. HMP: Działacie w świecie melodyjnego metalu prawie dwadzieścia pięć lat. To szmat czasu, w którym można naprawdę nabrać doświadczenie zarówno muzycznego, jak i życiowego. Scott Leach: Nauczyliśmy się wielu rzeczy na najróżniejszych polach, od samej muzyki przez wszystkie kwestie strategiczne związane z całym tym biznesem dookoła niej. Z czasem doszliśmy do wniosku, że najważniejsze jest robić to co się kocha, osiągnięty "sukces" bez tego nie może być nazywany sukcesem.

Wydaliście właśnie nowy album zatytułowany "Crysteria " . Bez fałszywej skromności można śmiało powiedzieć, że to mocne wejście w nowy etap waszej historii. Scott Leach: W 2019 Zespół uczcił swoje dwudziestolecie podwójnym albumem "2020". Rozumiesz, dwadzieścia kawałków na dwadzieścia lat działalności Crystal Ball. Teraz jesteśmy gotowi na wkroczenie w naszą 3 dekadę, dołączył też do nas Peter Berger, nowy gitarzysta. Nowy album wydaje się być świeży, czujemy się podobnie jak podczas debiutanckiego krążka, to między innymi było powodem zmiany loga.

Skąd żeście w ogóle wytrzasnęli Petera? Scott Leach: Petera poznaliśmy na jednym z koncertów, grał w zespole który nas wtedy supportował. Szwajcaria jest stosunkowo małym krajem, zatem tutejsza scena muzyki rockowej również nie jest zbyt duża. Wiedzieliśmy mniej więcej co robi też dzięki social mediom. Oczywiście zrobiliśmy małą burzę mózgów, ale pierwszą osobą która przyszła nam wtedy na myśl był właśnie Peter.

To bardzo doświadczony muzyk. Czy wniósł coś do muzyki Crystal Ball ze swoich poprzednich projektów? Scott Leach: Nie zapoznaliśmy się za tym, co robił w swoich poprzednich zespołach, ale zainspirowały nas piosenki i pomysły, które wniósł na nowy album. No i oczywiście jammowaliśmy z nim wiele razy w trakcie jak do nas dołączał.

Okres pandemii okazał się dla was bardzo płodny. Napisaliście ponad trzydzieści numerów. Jakim sposobem wybraliście z tego te kilkanaście, które możemy usłyszeć na albumie? Scott Leach: Wszyscy członkowie zespołu i producenci byli w pełni zgodni co do większości piosenek które chcieliśmy zamieścić na albumie, o reszcie decydowała większość, jeśli co najmniej 80% z nas chciało dany utwór, to wrzucaliśmy go na płytę. Niewykorzystane traki dostaną "drugą szansę", popracujemy nad nimi i zapewne znajdą się na kolejnych wyda-

Tym, którzy siedzą w muzyce z pogranicza hard rocka i melodyjnego heavy metalu nieco dłużej, nazwy Crystal Ball przedstawiać nie trzeba. Wydany na początku obecnego roku album "Crysteria" to świetna okazja, by sobie o tej kapeli przypomnieć. Gitarzysta Scott Leach i basista Chris Stone opowiedzieli nam nie tylko o tym albumie, ale również o tym, dlaczego w życiu nie warto się zbytnio przejmować.

niach.

"Crysteria " nie obyła się bez udziału gości. Wystarczy wspomnieć chociażby Stefana Kaufmana. Warto zaznaczyć, że jest on również producentem tego albumu, a wasza współpraca trwa sobie w najlepsze od 2003 roku. Scott Leach: Stefana Kaufmanna poznaliśmy kiedy supportowaliśmy U.D.O podczas ich trasy "Man & Machine" w 2002 roku. Zainteresował się nami i dał nam kilka wskazówek. Następnie nawiązaliśmy kontakt w sprawie produkcji albumu "HELLvetia". Od tego czasu współpraca układa się bardzo owocnie.

Stefan ostatnio udziela się w projekcie Dirkschneider and The Old Gang, który wśród fanów heavy metalu często wywołuje negatywne reakcje. Scott Leach: Szczerze mówiąc, nie wgłębiałem się w opinie innych. Warto pamiętać, że w zespole tym jest trzech oryginalnych członków Accept. To słychać i czuć. Co mam więcej powiedzieć na ten temat? Wspaniały zespół.

Jak już o gościach rozmawiamy, to warto wspomnieć o Ronniem Romero, którego głos możemy usłyszeć w kawałku "Call of the Wild" . Scott Leach: Znamy go ze lokalnych festiwali, grał wtedy w szwajcarskim zespole Core Leoni. Był miłym gościem, rozmawialiśmy trochę na backstage'u. Kiedy wpadliśmy na pomysł żeby nagrać utwór z Ronniem, dołożyliśmy wszelkich starań żeby się z nim skontaktować. Wysłaliśmy mu naszą piosenkę, a on od razu się zgodził, niezwykle nas to ucieszyło.

Sporą ciekawostką dla wielu słuchaczy może być numer "Crystal Heart" . Został on nagrany razem z wokalistą Johanem Fahlbergiem oraz gitarzystą Peterem Östrosem znanymi z Jaded Heart. Skąd pomysł na taką hybrydę? Scott Leach: Powodem dla którego zdecydowaliśmy się na taki "duet" był fakt, że znamy się od bardzo dawna i wywodzimy się z podobnego środowiska muzycznego. Kiedy opracowano plan trasy koncertowej i stało się jasne, że Jaded Heart będzie naszym gościem specjalnym, nasz wokalista Steven wpadł na pomysł tego duetu. Naprawdę napisaliśmy tę piosenkę wspólnie, byłem w stałym kontakcie z ich gitarzystą Peterem Östrosem, wysyłaliśmy sobie w kółko kolejne partie i riffy aż powstał gotowy utwór. "Crystal Heart" pierwotnie był tytułem roboczym, lecz z czasem okazało się, że idealnie pasuje do całokształtu. Tekst, który napisaliśmy, idealnie nas w tym utwierdził. są skierowane są słowa utworu "What Part of No "? Chris Stone: Nie były one kierowane bezpośrednio do żadnej osoby ani grupy. Odnoszą się do kogoś, kto jest ignorantem, nie szanuje innego zdania lub jest tak zaszufladkowany, że nie zastanawia się nad opinią innej osoby. Ludzie zawsze powinni cechować się otwartym umysłem jeżeli chcą żyć szczęśliwie i normalnie funkcjonować w społeczeństwie.

Tak sobie słucham riffu do utworu "You Lit My Fire " i powiem ci, że to chyba najbardziej oldschoolowy motyw na tym albumie. To

Foto:FrankKollbrunner

brzmi trochę, jakbyście we współczesny melodyjny power metal próbowali wepchnąć trochę ducha lat siedemdziesiątych oraz wczesnych osiemdziesiątych. Scott Leach: Tak, inspirujemy się głównie hard rockiem lat osiemdziesiątychtych, nie nazwalibyśmy się zespołem power metalowym. Oczywiście jest to jedna z wielu naszych inspiracji. Ale jak już wspomniałeś, wywodzimy się z lat osiemdziesiątych, więc dzieje się to naturalnie.

Kolejny interesujący numer to "I Am Rock" . Porównanie muzyki rockowej do mesjasza może dla niektórych być nieco kontrowersyjne. Scott Leach: Te teksty są pisane z perspektywy muzyki, więc to ona mówi sama za siebie. Jeśli przyjrzysz się bliżej, to zobaczysz że wiele ludzi jest bardziej związanych z muzyką niż z religią. Dlatego takie porównanie ma sens. Oczywiście nie mamy zamiaru niczego wyśmiewać ani zranić czyichś uczuć. To to tylko piosenka. Przesłanie kawałka "No Limits " mówi o tym, że tak naprawdę możesz mieć właściwie wszystko, jeśli tylko tego chcesz. Serio uważasz, że to takie proste? Scott Leach: To nie jest takie proste. Jeśli by tak było, to podróżowalibyśmy prywatnym odrzutowcem (śmiech). Ale o wiele łatwiej i lepiej jest mieć pozytywne nastawienie, zamiast chodzić smutnym i przygnębionym, choć na negatywne emocje też w życiu musi być miejsce. Właśnie do tego zainspirowało nas "No Limits".

Większość waszych numerów ma bardzo pozytywne przesłanie. Inaczej, niż ma to miejsce w przypadku kapel śpiewających o wojnach i innych okropieństwach tego świata. Wy natomiast pewnie cały czas jesteście niepoprawnymi optymistami. Przynajmniej takie sprawiacie wrażenie. Chris Stone: Może nie dokładnie cały czas, ale tak jak mówisz, są ci którzy śpiewają o tym co złe, my natomiast chcemy pokazać ludziom to co dobre w życiu. Oczywiście przykre sytuacje to też życie, i zdarzają się całkiem często,

ale zawsze znajdzie się coś co pomoże ci wyjść z nawet najgorszej opresji.

Co byś w takim razie radził ludziom, którzy cały czas martwią się bez wyraźnego powodu i zdecydowanie myślą za dużo o rzeczach, na które nie mają żadnego wpływu? Chris Stone: Chciałbym nawiązać tu do naszego utworu "Crysteria". Słowo "crysteria" to wyraz hybrydowy, powstał z połączenia słów "kryształ" (kula) i "histeria". Bardzo spodobał nam się ten kalambur i zdecydowaliśmy, że to właśnie on powinien być naszym utworem tytułowym. Tekst tego kawałka opowiada o magii i mocy muzyki. Więc niezależnie od tego, czy sam jesteś muzykiem, czy tylko lubisz jej słuchaćm, tak długo, jak masz w życiu coś, co może cię uszczęśliwić, wprawić w dobry nastrój i pomóc ci przetrwać gorsze chwile, powinieneś się tym cieszyć i doświadczać tego tak często, jak tylko możesz.

This article is from: