A.Stoeckl: Siła to drużyna [wywiad]

Page 1

ZESKOK

S i ła to druż yna

Spodziewałeś się, że to właśnie Anders Fannemel będzie spisywał się tak dobrze na początku roku?

Jeśli Alexander Stoeckl wśród swoich podopiecznych miałby wytypować największego pechowca zeszłego sezonu, w ciemno mógłby wskazać na Andersa Fannemela. Tym razem karty się odwróciły i początek roku rozpoczął się niespodziewanie dobrze dla Norwega. Trenera spotkaliśmy po konkursie w Garmisch-Partenkirchen, w którym Fannemel zanotował trzecie miejsce i był najlepszym skoczkiem w zespole.

– Anders miał dobre wyniki już na początku sezonu, ale dopiero po weekendzie w Engelbergu [Fannemel wygrał sobotni konkurs – przyp. red.] przekonałem się, że stać go na zwycięstwo. W Garmisch jego dobra dyspozycja nie była dla mnie taką niespodzianką. To zawsze miłe, jeśli któryś z naszych zawodników znajdzie się na podium podczas noworocznego konkursu. To trudne zawody. Napięcie i zainteresowanie mediów jest bardzo duże, a oczekiwania wysokie. Świetnie, że Andersowi udało się pokazać naprawdę udane skoki i zakończyć konkurs na trzecim miejscu. Ostatni sezon go nie oszczędzał. Dużo zmienił przed zimą?

– Nie zmienił za wiele, ale dokonał pewnych korekt w treningu fizycznym. Przed zimą staraliśmy się zoptymalizować technikę lotu razem ze sprzętem na nieco bardziej indywidualnym poziomie. Uważam jednak, że Anders poprawił się głównie w kontekście mentalnym. Porównując do zeszłego sezonu jest zdecydowanie pewniejszy siebie.

28

Lato było dla niego udane, przeszedł stabilnie przez cały proces przygotowań. To główna przyczyna jego obecnych wyników. To duże udogodnienie, że nie przyjechał na Turniej Czterech Skoczni jako faworyt?

– To na pewno pomaga. Dla niektórych zawodników ogromną rolę odgrywa fakt, że nie są stawiani na pozycji lidera. Uważam, że Andersowi również wyszło to na dobre. Nie sposób nie zapytać o Kennetha Gangnesa. Informacja o jego kolejnej kontuzji była dla wszystkich ogromnym ciosem. Jak ciężka była ta sytuacja dla Ciebie jako trenera?

– Dla mnie osobiście było to bardzo trudne. Jako trener wiem, na co stać każdego mojego zawodnika i jak dużo wysiłku kosztuje ich bycie w tym miejscu, w którym się znajdują. Widzę, jak poświęcają się dla sportu. To bardzo bolesne, kiedy sportowiec traci szansę na coś, o co walczył przez cały rok. Kenneth ponownie doznał tej samej kontuzji. Więzadło krzyżowe w kolanie zostało zerwane i cały proces zaczął się od początku. To niesamowicie ciężkie widzieć taką sytuację i obserwować, jak wszystko się sypie. I to za sprawą małego błędu oraz niefortunnego lądowania. Straciliście lidera drużyny. Jak udało Ci się utrzymać dobrą atmosferę wśród zespołu w takim momencie?

– Kiedy to się stało, nie było nam łatwo. Kenneth to część zespołu, jego lider. Jest najbardziej doświadczonym skoczkiem w drużynie, więc jego nieobecność była dla nas sporą stratą. Z drugiej strony ta okoliczność pozostawia więcej możliwości dla innych skoczków. Mają szansę pokazać się w drużynie narodowej. Dla mnie, jako trenera, przyglądanie się tej sytuacji było bardzo ciekawym doświadczeniem. Obserwowałem jak grupa zachowuje się bez swojego najsilniejszego

nr 07 | luty 2018


rozmowa: Martyna Ostrowska zdjęcia: Dominika Wiśniowska / Przemysław Wardęga

ogniwa. Jak do tej pory wszystko współgrało. Nie zapominamy oczywiście o Kennecie i przez cały czas rehabilitacji będzie on członkiem naszego zespołu. Dołączył do nas już w trakcie Turnieju Czterech Skoczni i od zawodów w Innsbrucku spędzał czas z całą drużyną. Jak przebiega jego rehabilitacja?

– Wszystko idzie w dobrym kierunku. To zawodnik doświadczony w tej kontuzji, więc dokładnie wie, co robić. Rehabilitacja przebiega prawidłowo, ale na razie Kenneth nie będzie podejmował żadnej decyzji dotyczącej swojej przyszłości. Wszystko okaże się, kiedy proces powrotu do pełnej sprawności będzie zakończony. Ja również nie chcę niczego przyspieszać, pozostawiam tę kwestię otwartą. On wciąż widzi siebie jako sportowca, ale nadal ma sporo czasu do zakończenia leczenia. Kiedy ten proces dobiegnie końca, Kenneth będzie miał czas na zastanowienie się, czy zostaje przy czynnym uprawianiu sportu czy jego rola w zespole będzie inna. Teraz wszystko zależy od niego. Bierzesz udział w projektach związanych z coachingiem oraz skokami narciarskimi. Długo pracujesz z jedną drużyną. Jak zatem najlepiej motywować zawodników?

– Uważam, że nie mogę sam zmotywować drugiej osoby. Sportowcy mogą być motywowani tylko przez siebie samych. ja mogę być w tym tylko pośrednikiem: przekazać odpowiednie narzędzia, pokazać pewne możliwości i wskazać drogę. Dodatkowo mogę użyć mojej własnej motywacji, aby pokazać zawodnikowi jak radzić sobie z pewnymi rzeczami i jak dobrze wykorzystać swoją energię w codziennych obowiązkach. Dopiero wtedy oczekuję od sportowca, że będzie robił to w pożądany przeze mnie sposób. Nie możesz zmotywować innych do zrobienia czegoś. Motywacja musi wypływać ze środka.

Hill Size Magazine

Alexander Stoeckl

Ostatniej zimy zdarzały się momenty, kiedy nie byłeś w 100% zmotywowany. Ostatecznie podpisałeś umowę na kolejne pięć lat. Jak teraz motywujesz siebie do pracy z Norwegami na stabilnym i wciąż wysokim poziomie?

– Po zeszłym sezonie zimowym miałem pewien okres, w którym nie byłem pewny jak będzie wyglądać przyszłość. Możliwe, że byłem nieco zmęczony. Wprowadziliśmy pewne zmiany w drużynie, a jedna z nich dotyczyła mojej roli jako trenera. Teraz jestem bardziej liderem, kimś kto zarządza zespołem. Zajęło mi sporo czasu zanim na nowo odnalazłem swoje miejsce. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że nie ma znaczenia, czy zostanę czy nie. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Rozwinęliśmy bardzo dobrze działającą strukturę w kontekście zawodników, ale także działania regionalnych ośrodków skoków w Norwegii. Niesamowite postępy zrobili trenerzy. System działa samodzielnie. To dało mi do myślenia, zacząłem się nieco wycofywać. Dobrnąłem do momentu, w którym spytałem siebie: Czy jestem tu jeszcze potrzebny? Miałem na tyle szczęścia, że w tamtym czasie spotkałem dyrektora sportowego tenisa w Szwecji. Jest długo związany ze swoją dyscypliną i ma ogromne doświadczenie w dużo bardziej popularnym sporcie niż skoki narciarskie. Okazało się, że był w podobnej sytuacji. W odpowiednim czasie zorientował się, że jego obowiązkiem jest kontynuowanie rozpoczętego procesu. Chodziło głównie o nadzorowanie zapoczątkowanych zmian i utrzymanie kierunku rozwoju. To była świetna rada. Postawiłem się w nieco innej roli i ta decyzja okazała się kluczowa. Teraz mam więcej energii. To dało także dodatkową przestrzeń dla pozostałych trenerów i dla ich dalszych postępów. Będziesz współpracował z drużyną do kolejnych igrzysk. Jak widzisz swoją rolę w zespole?

Będę

kimś

pomiędzy

trenerem

a menedżerem. Chcę nadal wykonywać trenerską część swojej pracy, bo uwielbiam to robić. Współpraca ze sportowcami jest dla mnie sporą przyjemnością, potrzebuję jej. Będę jednak bardziej skupiał się na byciu liderem drużyny, tak aby zachować równowagę i pilnować, czy zmierzamy w obranym kierunku. Chcę być takim superwizorem, który przekazuje informacje zwrotne i podsuwa pomysły innym trenerom. Uważam, że wciąż posiadamy pewne zasoby, które możemy wykorzystać i stać się jeszcze lepsi. Potwierdzisz, że za sprawą Twoich zmian rozwinął się system skoków narciarskich w Norwegii?

– Jesteśmy na dobrej drodze, ale z kształtowaniem systemu jest tak, że proces ten nigdy się nie kończy. Skoki narciarskie to swego rodzaju kultura, a Norwegia ma długoletnią tradycję związaną z tym sportem. Naszym zadaniem jest dopasowanie naszych pomysłów do kultury i próba zbudowania sprawnie działającego organizmu. To nie tylko moja rola, ale także sporej ilości osób, którzy w ostatnich latach popchnęli ten temat do przodu. Wykonaliśmy świetną pracę, ale wciąż jest wiele aspektów, nad którymi musimy pracować. W Norwegii jest tak, że mamy jednego dobrego zawodnika w danym roku, ale nie ma stałych zadowalających wyników kilku skoczków. To kolejny etap rozwoju, który chcemy osiągnąć. Musimy kontynuować dobrą pracę i dążyć do jeszcze większego profesjonalizmu. W wielu przypadkach Norwegowie osiągają szczyt formy później niż skoczkowie z Niemiec czy Austrii. To też wynika z systemu szkolenia?

– To zależy od wielu czynników. Jednym z nich jest system szkolnictwa w Norwegii. Ostatni etap edukacji rozpoczyna się w wieku 16 lat i kończy, kiedy uczeń osiąga wiek 19. W Austrii uczniowie ten etap zaczynają już w wieku 14-15 lat. To sprawia,

29


ZESKOK

Po zakończeniu ostatniego sezonu zimowego wspólnie postawiliśmy sobie cel na olimpijską zimę. Przeprowadziliśmy pewne analizy i przedyskutowaliśmy priorytety na kolejny sezon. Najważniejszym zadaniem jest walka o złoty medal w konkursie drużynowym. Taka wygrana pokazuje, że masz drużynę czterech skoczków na niesamowicie wysokim poziomie.

że profesjonalne szkolenie zaczyna się wcześniej, tak jak w znanym z wielu osiągnięć Gimnazjum Sportowym Stams. W Norwegii prawdziwa praca ze sportowcem rozpoczyna się później, co sprawia, że nie ma wystarczająco dużo czasu na pracę nad sportowymi aspektami, ale także osobowością przyszłego sportowca. To powoduje opóźnienia i właśnie dlatego Norwegowie w Pucharze Świata pojawiają się dopiero w wieku 20-21 lat. W Austrii dzieje się to około czterech lat wcześniej. Inaczej pracuje się również w klubach. Adepci nie muszą tam dużo skakać. Dla nich byłoby lepiej skupiać się na sporcie jako całości. W początkowych treningach zawodnicy powinni poświęcać czas przede wszystkim podstawowym ćwiczeniom. To jedno z największych wyzwań w Norwegii. Często dzieje się tak, że widzimy sporą grupę młodych skoczków spisujących się świetnie na małych obiektach. Później mamy wspomnianą przerwę i wszystko się opóźnia. Rozwój młodego skoczka musi być kompletny. Tutaj brakuje nam jeszcze kompetencji. Musimy być pewni, że młodzi sportowcy spędzają wystarczająco dużo czasu skupiając się na podstawach zamiast oddawać kolejne próby na skoczni. Praca w Gimnazjum Sportowym w Stams pomogła Ci w trenerskiej karierze?

– To było bardzo rozwijające doświadczenie. Kiedy tam pracujesz, uczysz się, że sportowiec jest centrum twojego wszechświata. Zawodnicy przychodzą do szkoły kiedy mają 14 lat. Twoim obowiązkiem nie jest tylko praca nad ich rozwojem sportowym, ale także osobowościowym. Musisz się nimi zaopiekować i wziąć za nich odpowiedzialność. To jest aspekt, który musimy jeszcze rozwinąć w Norwegii. Na etapie Pucharu Świata praca odbywa się już tylko na poziomie sportowym. Dlatego Stams to miejsce,

30

które opuszczają ukształtowani zawodnicy, a dalsza praca z nimi dotyczy tylko aspektów sportowych. Pracujesz z młodymi osobami o różnym usposobieniu. Jak udaje Ci się unikać kłótni, nieporozumień i stresujących sytuacji?

– To zawsze spore wyzwanie, ale jedno z przyjemniejszych. Interesuje mnie, kiedy mogę lepiej poznać człowieka. Jako drużyna opanowaliśmy niemal do perfekcji akceptację różnic naszych charakterów. Takie zachowanie to zawsze była ważna część filozofii Norwegów. Charakteryzuje się to wysokim poziomem akceptacji i zaufania do obranego systemu. Nie chodzi tylko o nas, trenerów, ale także zawodników i same skoki. Jesteśmy reprezentantami naszej dyscypliny, która jest dla nas najważniejsza i musimy to robić zawsze z pozytywnym nastawieniem. Żeby było to możliwe, musimy współpracować razem jako drużyna. Kiedy rozpocząłeś pracę w Norwegii, napotkałeś wiele trudności, na przykład wynikających z różnic kulturowych?

– Takie rzeczy się zdarzają, ale to normalne na początku. Kiedy przyjechałem do Norwegii nie mówiłem po norwesku. Porozumiewałem się w języku angielskim.

W takiej sytuacji zawsze tracisz nieco ze zrozumienia pewnych reakcji i odpowiedzi. Bardzo ważne było dla mnie opanowanie języka, aby lepiej zrozumieć tamtejsza kulturę, szczególnie w oparciu o skoki narciarskie. Na początku zdarzały się nieporozumienia z tym związane. Teraz czuję się dużo pewniej. Rozumiem więcej i lepiej odczytuję ludzkie intencje. Jest coś w Norwegii co nieustannie jest dla Ciebie dziwne bądź irytujące?

– Nie rozumiem pewnych dialektów. Ostatnim etapem nauki języka obcego w moim mniemaniu jest sytuacja, w której rozumiesz sarkazm. To jeszcze nie mój pułap, ale jestem coraz bliżej. Tęsknisz czasem za Austrią?

– Kiedy podczas Turnieju Czterech Skoczni jechaliśmy z Garmisch i zjeżdżaliśmy z Seefeld do Innsbrucka zatęskniłem nieco za domem. Czasem odczuwam brak tutejszej scenerii i widoku gór. Norwegia również posiada wspaniałe widoki, ale zupełnie się one różnią. Tak, zdarza mi się zatęsknić za Austrią. Z drugiej strony, jest coś co naprawdę lubisz w Norwegii?

– Doceniam norweską otwartość. Ludzie zawsze są blisko natury i stresują się dużo mniej niż w jakimkolwiek innym

nr 07 | luty 2018


Alexander Stoeckl miejscu w Europie. Czas to nie wszystko. Norwegowie niczego nie pospieszają, żyją swoim rytmem. W większości przypadków to bardzo dobra cecha, choć czasem może prowadzić do frustracji. Niska presja w pracy może być demotywująca?

– Nie powiedziałbym, że to demotywujące. Presja wynika tutaj raczej z czegoś innego. Czujesz mniej nacisku z zewnątrz, on pojawia się bardziej od środka. Każdego lata przyjeżdżacie do Austrii na obóz treningowy. To wciąż bardziej podróż sentymentalna czy robicie to ze względu na możliwości treningowe?

– To kombinacja wielu rzeczy. W Austrii panuje dobry nastrój do treningów i mamy tutaj świetne warunki infrastrukturalne. Mamy do dyspozycji skocznie w Stams i Innsbrucku. Możemy korzystać z pomieszczeń i sprzętu Gimnazjum Sportowego w Stams. Co roku gramy w golfa z Austriakami. Ostatnio dołączyli do nas także Finowie. Wprowadzenie rozrywki w trakcie ciężkich przygotowań do sezonu to zawsze fajny pomysł. Na co stać Norwegów podczas Igrzysk Olimpijskich w Pjongczang?

– Po zakończeniu ostatniego sezonu zimowego wspólnie postawiliśmy sobie cel na olimpijską zimę. Przeprowadziliśmy pewne analizy i przedyskutowaliśmy priorytety na kolejny sezon. Najważniejszym zadaniem jest walka o złoty medal w konkursie drużynowym. Taka wygrana pokazuje, że masz drużynę czterech skoczków na niesamowicie wysokim poziomie. Daniel-Andre Tande do Soczi pojechał jako młody skoczek. Teraz jest dużo bardziej doświadczonym zawodnikiem. Oczekiwania także wzrosły. Jak wspomóc zawodnika w takiej sytuacji?

– Daniel wydaje się być pewniejszy siebie. Wynika to również z tego, że nabrał

Hill Size Magazine

bezcennego doświadczenia. W tamtym czasie decyzja o zabraniu go do Soczi była trafiona. Wybór pomiędzy nim, a innym zawodnikiem [Tomem Hilde – przyp. red.] wywołał wiele dyskusji. Zdecydowaliśmy się wytypować Daniela, ponieważ widzieliśmy w nim spory potencjał. Olimpijskie doświadczenie było dla niego bardzo pozytywne i na pewno pomoże mu w kolejnym udziale w tak dużym turnieju. Teraz już wie, jak to wygląda i czego może się spodziewać. To był zdecydowanie dobry ruch z naszej strony. Jako drużyna spisujecie się w tym sezonie wyśmienicie. Co sprawia, że jesteście tak silni?

– Norwegowie zawsze byli silni jako drużyna. Jak wspomniałem, to także część kultury. Silnie rozwinęliśmy ducha zespołu. Co więcej, wreszcie udało nam się znaleźć indywidualne rozwiązania na poziomie treningu technicznego. Dzięki temu w tym sezonie mamy kilku skoczków na wysokim poziomie w tym samym czasie. Rok temu w drużynie dużo mówiło się o niedociągnięciach sprzętowych. Skoczkowie byli nieco zawiedzeni, że odstają w tym temacie na tle innych nacji. Przeszliście małą sprzętową rewolucję...

– Zmieniliśmy w zasadzie jedną rzecz. Mój asystent, Magnus Brevig został mianowany liderem stworzonego przez nas Departamentu Naukowego. Zajmuje się wszystkimi szczegółami, pomaga mu w tym też uniwersytet. Szuka nowych możliwości i rozwiązań, które mogą być dla nas przydatne. To był bardzo słuszny krok, ponieważ jest bardzo zmotywowany i zaangażowany w swoje nowe zadania. Nie sposób nie zauważyć, że sprzęt skoczka staje się coraz bardziej istotny. Oczywiście tak było już wcześniej, ale teraz pojawia się coraz więcej detali, które naprawdę mogą mieć znaczenie. Dla

nas sporym krokiem naprzód było zdanie sobie sprawy, że to bardzo ważna część naszej pracy. Teraz robimy wszystko, aby drużyna rozwijała się także w tym kierunku. Znaleźliśmy pewne szczegóły, które mają na to niesamowity wpływ. Zawodnik, który ma świadomość, że ktoś specjalnie dla niego pracował nad sprzętem, czuje się pewniej?

– To bardzo duża różnica, jeśli skoczek wie, że zmieniliśmy coś specjalnie dla niego. Nawet jeśli zmiana była niewielka, zawodnik czuje się lepiej. Ma świadomość, że będzie rywalizował na równie dobrym sprzęcie jak rywale. To niezwykle ważne dla pewności siebie. Drużyna wzięła udział w pewnym projekcie. Nakręcono o Was serial. Jakie były Twoje pierwsze wrażenia?

– Ten projekt rozpoczęliśmy rok temu. Pierwszy raz telewizja pojawiła się w Pjongczang. Na początku było to nieco dziwne uczucie, kiedy kamera podążała za nami w każdym momencie. To zajęło trochę czasu zanim zapomnieliśmy, że cały czas nas śledzą. Zespół był jednak bardzo profesjonalny i nie przeszkadzał nam w pracy. Teraz mamy okazję oglądać siebie w telewizji i to bardzo interesujące zobaczyć wszystko z drugiej strony. To pierwszy raz, kiedy mam okazję obserwować siebie jako trenera z takiej perspektywy. Dzięki temu mam dokładniejszy wgląd w swoją pracę. To dziwne uczucie widzieć siebie na szklanym ekranie, ale może być to również bardzo rozwijające. Wciąż nagrywamy nowe odcinki. Kamery były z nami podczas Turnieju Czterech Skoczni i całe przedsięwzięcie będzie kontynuowane do igrzysk. Czego życzyć Ci w trakcie tak napiętego sezonu?

– Zdrowia, ponieważ unikanie kontuzji jest dla nas najważniejsze. Pozytywnych nastrojów w zespole i dobrych wyników!

31


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.