G qor
10)* Szlachecka Gościnność
KULTURA
PIKNIK HISTORYCZNY ' s / ’/ / / / s / r •/iw-?
l/f' ’/ f ' / r ’r " / 1 r/ri r r
11 WRZEŚNIA 2011 R.
ORGANIZATOR: Powiat Radzyński
Radzyńska
■
Kraina Serdeczności
WSPÓŁORGANIZATOR: Radzyński Ośrodek Kultury i Rekreacji
PARTNER: Miasto Radzyń Podlaski
Impreza organizowana w ramach projektu „Program rozwoju i promocji turystyki Powiatu Radzyńskiego i Miasta Radzyń Podlaski - opracowanie i promocja markowych produktów turystycznych i kulturowych obszaru”, który dofinansowywany jest z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Lubelskiego na lata 2007-2013, Osi Priorytetowej VII Kultura, turystyka i współpraca międzyregionalna, Działania 7.2 Promocja kultury i turystyki
PROGRAM REGIONALNY a
NARODOWA STRATEGIA SPÓJNOŚCI
WOJEWÓDZTWO LUBELSKIE
POWIAT RADZYŃSKI
UNIA EUROPEJSKA
EUROPEJSKI FUNDUSZ ROZWOJU REGIONALNEGO hr 9 (£17)
GąOT
KULTURA
(^amvacJovo a& yM ,
to ^ ¿ o itfd o to ę f^ c M ia 7ta ę ffia /Jfcyriu u /
Rycerze w zbrój ach a także strój ach z XVII wieku, z orężem w postaci mieczy, szabli, szpad muszkietów i armat. Kozaccy kuglarze łykający płomienie. Kramy kupieckie i rzemieślnicze. Teatr tańca i ognia. Występy zespołów muzyki dawnej i folkowej to tylko część atrakcji, jakie przygotowano w ramach I Pikniku Historycznego pod hasłem „Sarmackie Serdeczności, czyli w gościnie u Pana na Radzyniu”. Setki mieszkańców naszego miasta przybyły na tę niesamowitą i pełną emocji imprezę i na pewno nikt nie wyszedł zawiedziony. - Zapraszamy do Radzyńskiej Krainy Serdeczności. Jest to miejsce, w którym pięknie gra w duszy. To kraina ludzi naturalnie aktywnych, pełna folkloru i dobrego smaku a także kraina przepełniona staropolską szlachecką gościnnością tymi słowami powitano gości przybyłych na I Piknik Historyczny w Radzyniu.
Otwarcia imprezy dokonali włodarze grodu i powiatu: burmistrz Witold Kowalczyk i starosta Lucjan Kotwica. - Piknik Historyczny przypomni nam obyczaje i stroje odległych czasów. - Zobaczymy tradycje, o których można przeczytać tylko w książkach - podkreślił Kowalczyk. - To impreza edukacyjna. Będzie można kształcić się, uczyć, poznawać w sposób praktyczny -zauważył Kotwica. Starosta w asyście burmistrza oddał strzał z armaty i tym samym oficjalnie rozpoczął pełen atrakcji dzień. „Z Zagłobą przy stole... ” Przez kilka godzin Hufiec Rycerstwa Małopolskiego „Leliwa” z Baranowa Sandomierskiego brawurowo prezentował inscenizacje historyczne. 11 - osobową grupę tworzą fascynaci historii, którzy od
16 lat podejmują coraz śmielsze i bardziej udane próby jej odtwarzania. Inscenizacje w Radzyniu nie były statycznymi pokazami z dumnymi rycerzami, nudnymi prelekcjami na temat rycerskiego etosu i zawiłych technik szermierczych, o nie... Każdy ich niesamowity występ zapierał dech w piersiach! - Nasze pokazy tryskają dynamiką, walka jest jedynie elementem, który ma porwać w świat historii. Walczymy o Wasze kobiety, uczymy Was władać bronią i każemy umiejętności te wykorzystać a wszystko zatopione w potężnej dawce humoru, której nie powstydziłby się najlepszy kabaret. Nasz pokaz zapada na długo w pamięć - ajeśli jeszcze kiedyś spotkacie na swej drodze rycerzy, to będą mieli oni niesamowicie trudne zadanie, aby nas przebić. Po prostu jesteśmy najlepsi -mówiąo sobie rycerze z Baranowa. I rzeczywiście nie zawiedli radzyńskiej publiczności. Widzowie byli świadkami pokazu walk „Z Zagłobą przy stole.. w czasie którego obejrzeli: pojedynek szlachciców o białogłowę, sąd nad czarownicą, wolną elekcję oraz liczne pojedynki szermiercze. Były też pokazy musztry i pokazy artyleryjskie chętni mieli okazję własnoręcznie załadować armatę. Padało mnóstwo strzałów, co chwilę rozlegał się huk armatni, a całość składała się na bardzo plastyczny obrazek. Prawie jak zdjęcia do filmu kostiumowego, gdzie scenografowie zadbali o wszystkie detale. Naturalne otoczenie pięknego pałacu Potockich spowodowało, że pokazy nabrały charakteru wielkiego historycznego widowiska. Dla publiczności przewidziano szereg zabaw i konkursów: nauka fechtunku bronią białą (pierwszy krok szermierczy- przebijanie balonów szpadą, ciecie jabłek szablą) zakończoną turniejem, cięcie Podbipięty, czyli ścinanie 3 głów (kapusty) jednym cięciem miecza, turniej K-jllpy ■ 4 M zabaw plebejskich na przykład kołek ‘ kręciołek. Można było również skorzystać k r s z rycerskiej przebieralni: do dyspozycji I były kostiumy i możliwość uwiecznienia Tl ’ swojej podobizny na fotografii. ■■I
W obozowisku kuglarzy
Niedaleko rycerzy swój obóz rozbili kozaccy kuglarze. Ich harce szczególnie podobały się najmłodszej części I U publiczności. Dzieci chętnie uczestniczyły Hr* w atrakcjach zaproponowanych przez mM w m m i «. radosną trupę artystów. Kuglarze uczyli I chodzić na szczudłach, zdradzali p jjH tajemnice żongleiki takimi akcesoriami J O P P J 'S jak: poi, kij kuglarski, flaga kuglarska, H H H | devil stick czy też flower stick. Jednak szczególnym zainteresowaniem cieszyły się pokazy arcytrudnej sztuki połykania BBIIIIIBPW l l B iM Ognia. ___ N1/#m
nr 9 (217)
31
Q^OT
KULTURA
Pokazy rzemiosła i kupieckie kramy Każdy, kto zawitał na dziedziniec Pałacu Potockich, gdzie odbywał się Piknik Historyczny, mógł podejrzeć tajniki starodawnych fachów i wysłuchać historii rzemiosła. To niepowtarzalna okazja zetknięcia się z zawodami niegdyś związanymi z życiem codziennym, dziś już
utalentowana muzycznie młodzież z zamojskich gimnazjów, szkół średnich i studenci. Grupa wielokrotnie prezentowała się w Niemczech, Hiszpanii, Rosji, Jugosławii, Czechach i na Ukrainie. Zespół jest też kilkakrotnym laureatem głównego konkursu zespołów muzyki dawnej w Polsce. Wśród Radzynian wzbudzili spore zainteresowanie. Specyfika dawnej muzyki, barwne historycznie strój e, bogate instrumentarium (flety proste, rauschpfeife, krummhom, fidele, bas fidel, mandora, gitara mauretańska, lira korbowa, instrumenty perkusyjne i młody wiek wykonawców) pozostawiły u słuchaczy niezapomniane wrażenia.
niestety zapomnianymi lub bliskimi zapomnienia. W XV- wiecznej kuźni można było zobaczyć proces „kucia żelaza póki gorące”. Tajemną sztuka gięcia metalu, który przeistaczał się w koła od wozów, zbroje, miecze czy topory zaprezentowali artyści z chełmskiej „Kuźni Piwnej”. Kilka kroków dalej swoje stanowisko miał „mistrz Gutenberg”. Tam odbywały się pokazy druku na odtworzonej prasie
»•Sap*
drukarskiej z XV wieku. Niedaleko swój kram rozłożyły zielarki z Rossosza. Oferowały naturalne specyfiki na najróżniejsze schorzenia, proponowały również lecznicze masaże. Ponadto stanowiska mieli rzeźbiarze, garncarze, wikliniarze, twórcy biżuterii. Swoje stoiska rozłożyły też kluby kolekcjonerskie ich giełda staroci miała wielu am atorów . Teatr ognia i tańca Gdy zapadłjuż zmrok na dziedzińcu pałacowym pojawili się tancerze z grupy ognia. W ich wykonaniu liczna publiczność obejrzała niesamowite widowisko: - jeden z kierunków współczesnej sztuki choreografii i pokazów publicznych. Było to show łączące ogień, taniec oraz teatr. Całość zwieńczona specjalnie dopasowaną muzyką, która doskonale współgrała z partiami układów oddając tym samym atmosferę całego widowiska. Późny wieczór i sceneria pałacu Potockich tylko spotęgowały magiczne wrażenia. Artyści pokazali jak pięknie może wyglądać synchronizacja tańca z techniką żonglerki ognia, który jest nie tylko żywiołem - może stać się formą sztuki. Dodatkową atrakcją całego pokazu były występujące na terenie zajmowanym przez tancerzy płonące konstrukcje oraz misy z ogniem. Entuzjazm publiczności to naj lepszy dowód na to, że ta pełna mrocznej powagi sztuka alternatywna była na wysokim poziomie. Muzyka dawna i folkowa Podczas Pikniku kilkakrotnie na scenie prezentował się Zespół Muzyki Dawnej “Capella Ali' Antico” z Zamościa. To jedna z czołowych polskich grup amatorskich, prezentujących muzykę kompozytorów europejskich epoki średniowiecza i renesansu. Tworzy ją
Natomiast zwieńczeniem bogatego w atrakcje dnia był koncert zespołu folkowego ĆAĆIVORBA. Ta polsko-ukraińska grupa specjalizuje się w żywiołowej mieszance muzyki cygańskiej, karpackiej oraz bałkańskiej. Zespół zaserwował słuchaczom akustyczną fuzj ę muzyki etnicznej, jazzu, nowoczesnej bałkańskiej muzyki weselnej oraz innych gatunków wykonywanych na tradycyjnych akustycznych instrumentach. Poprzez zaskakujące połączenia w stylu "bałkańskiego twista", "rumuńskiego rock'n'rolla", "romskiego swinga" zespół wprowadził zwariowaną atmosferę bałkańskiego wesela. Instytucje kultury otworzyły swe drzwi Podczas Pikniku zaprezentowano stoisko promocyjne „Radzyńskiej Krainy Serdeczności”, na którym można było zaopatrzyć się w foldery promocyjne, książki, czy wypożyczyć przewodnik audio i ze słuchawkami na uszach odbyć pieszą wycieczkę po Radzyniu. Nie lada gratką była możliwość obejrzenia Kaplicy pod wezwaniem Aniołów Stróżów. Prace konserwatorskie sprawiły, że ten zabytkowy obiekt znowu zalśnił należytym blaskiem. Zwiedzający w skupieniu podziwiali odzyskaną urodę zabytku. W czasie trwania imprezy otwarte były instytucje kultury. Zainteresowani mogli zajrzeć do Galerii Trzy Okna, Izby Pamięci Karola Lipińskiego, Miejskiej Biblioteki Publicznej, Biblioteki Pedagogicznej czy Radzyńskiej Izby Regionalnej. W tych miejscach eksponowana była wystawa „Cudze chwalicie...” w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa 2011 Kamienie milowe. W siedzibie Stowarzyszenia dla Kultury Stuk Puk można było podziwiać makietę Radzynia. Członkowie tej organizacji przygotowali również dla uczestników Pikniku grę terenową - wędrówkę śladami mieszkańców radzyńskiej rezydencji. Każdy, kto wziął udział w zmaganiach, otrzymał certyfikat. I Piknik Historyczny „Sarmackie Serdeczności, czyli w gościnie u Pana na Radzyniu” był niebanalnym sposobem na aktywne spędzenie wolnego czasu w swobodnej atmosferze. Wszystko, co zafundowano w ramach tego przedsięwzięcia, było podbudowane żywą historią, która w połączeniu z muzyką i sztuką nadawała rozrywkowemu widowisku walor edukacyjny. Na imprezę przybyły całe rodziny i każdy znalazł coś interesującego dla siebie. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłym roku pałac Potockich znów ożyje a w jego cieniu mieszkańcy Radzynia po raz kolejny wejdą do wehikułu czasu, aby wraz z Zagłobą wyruszyć na poszukiwanie przygód. Katarzyna Wodowska Mr 9 (217)
ttK JT
KULTURA
ii
CUDZE CHWALICIE...”
W sobotę, 10 września w Radzyńskiej Izbie Regionalnej, została otwarta wystawa “Cudze chwalicie...”, zorganizowana w ramach obchodów Europejskich Dni Dziedzictwa, których tegorocznym tematem są “Kamienie milowe. Polityka, nauka, sztuka”. Wystawa prezentuje sylwetki ludzi związanych z naszym miastem i powiatem, którzy swoj ą wiedzą i pracą odcisnęli piętno na historii Polski i Europy. Z wypowiedzi osób, które licznie zwiedziły wystawę podczas I Pikniku Historycznego wynika, że osiągnęła ona swój edukacyjny cel. Mieszkańcy naszego miasta byli zaskoczeni, że pochodzi stąd tak dużo ludzi, którzy mieli swój wkład w rozwój europejskiej polityki, nauki i kultury. Widać stąd, że słowa poety Stanisława Jachowicza “cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie” do których nawiązuje tytuł wystawy, są wciąż aktualne. Ekspozycje wystawy odbywają się w kilku miejscach równocześnie. W Radzyńskiej Izbie Regionalnej możemy zapoznać się z życiem i działalnością ludzi polityki: Marszałka Trybunału Koronnego w Lublinie Eustachego Potockiego, współtwórcy Konstytucji 3 Maja Ignacego Potockiego, pułkownika Henryka Denhoffa, uczestnika odsieczy wiedeńskiej Stanisława Antoniego Szczuki. W galerii “Trzy okna” prezentowane są sylwetki naukowców: pierwszego rektora Akademii Medycznej w Lublinie profesora Feliksa Skubiszewskiego, założyciela Muzeum Ziemi w Warszawie profesora Stanisława Małkowskiego, filozofa związanego z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim księdza profesora Stanisława Kamińskioego. Z życiem i twórczością ludzi kultury można zapoznać się w Izbie Pamięci Karola Lipińskiego, gdzie prezentowane są sylwetki skrzypka Karola Lipińskiego i kompozytora Tadeusza Prejznera, w Miejskiej Bibliotece Publicznej, gdzie zobaczymy pamiątki po poetce Mariannie Bocian i pisarzu Zenonie Przesmyckim oraz w Bibliotece Pedagogicznej gdzie prezentowana jest postać pisarza i tłumacza Bolesława Londyńskiego. Organizatorem wystawy jest Radzyński Ośrodek Kultury i Rekreacji, a współorganizatorami są: Urząd Miasta Radzyń Podlaski, Powiat Radzyński, Radzyńskie Stowarzyszenie dla Kultury “Stuk - Puk”, Radzyńskie Towarzystwo Muzyczne im. Karola Lipińskiego, Miejska Biblioteka Publiczna im. Zenona Przesmyckiego, Biblioteka Pedagogiczna w Radzyniu Podlaskim. Wystawa nie mogłaby odbyć się bez pomocy i życzliwości wielu osób, dlatego wielkie podziękowania organizatorzy składają: posłowi Tadeuszowi Sławeckiemu i Ireneuszowi Kaczorkowi z Czemiemickiego Towarzystwa Regionalnego, Dariuszowi
Nastowi z Muzeum Ziemi w Warszawie, Romanowi Czyrce z Pracowni Multimedialnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Andrzejowi Szabelskiemu z Miejskiego Domu Kultury w Szczuczynie oraz Jolancie Bilskiej, Marianowi Mazurkowi, Dariuszowi Doroszowi i Piotrowi Sławeckiemu. Europejskie Dni Dziedzictwa to największy w Europie projekt społeczny i edukacyjny. Ich głównym celem jest promowanie regionalnego dziedzictwa kulturowego oraz przypominanie o wspólnych korzeniach kultury europejskiej. Imprezy skierowane są do bardzo szerokiej i różnorodnej grupy odbiorców, co nadaje im wymiar uniwersalny. W obchodach Europejskich Dni Dziedzictwa uczestniczą wszystkie państwa członkowie Rady Europy, w tym Polska, która włączyła się do tej akcji w 1993 r.. Co roku we wrześniu organizatorzy udostępniają do zwiedzania szerokiej publiczności zabytki i miejsca kultury oraz przygotowują mnóstwo imprez o różnorodnym charakterze, skierowanych do różnych grup społecznych i wiekowych. Dzięki temu obywatele państw uczestniczących w EDD mają doskonałą okazję do poznania dorobku kulturowego regionu, który zamieszkują. Tegoroczny temat obchodów Europejskich Dni Dziedzictwa w Polsce “Kamienie milowe. Polityka, nauka, sztuka” ma zwrócić uwagę odbiorców na wkład Polski w rozwój Europy. Był on na przestrzeni wieków olbrzymi. Takie wydarzenia jak Zjazd w Gnieźnie, Unia Polski z Litwą, Odsiecz Wiedeńska czy Konstytucja 3 Maja bez wątpienia nadawały kształt współczesnej Europie. Jednak kamieniami milowymi są nie tylko wydarzenia historyczne, ale też ludzie, którzy swoją pasją, pracą lub rozumem wnieśli znaczący wkład w rozwój europejskiej kultury, nauki lub polityki. Radzyński Ośrodek Kultury i Rekreacji już po raz czwarty włącza się w obchody Europejskich Dni Dziedzictwa. Wystawę “Cudze chwalicie...” będzie można oglądać do 30 września w godzinach pracy instytucji gdzie jest eksponowana lub poprzez kontakt telefoniczny 501092567 lub 504765785. Zapraszamy. Arkadiusz Kulpa
ODSZEDŁ KAPŁAN WIELKIEGO FORMATU W nocy z 9 na 10 września, w wieku 55 lat, zmarł Ks. Kanonik Jan Czapski, proboszcz parafii pw. Świętej Trójcy, dziekan radzyński. Ś. p. ks. kan. Jan Czapski był radzyńskim dziekanem zaledwie trzy lata. Wystarczyły one jednak, by zapisał się na zawsze w sercach swych parafian. Jego serdeczność, otwartość, życzliwość i prosta, ludzka mądrość, ze szczerą wiarą realizowana misja kapłańska, żywe duszpasterstwo, pozostawiły trwały ślad. :Odchodzi od nas kapłan wielkiego formatu, pasterz, człowiek z wielkim sercem. Wspaniały organizator życia duchowego i materialnego parafii. Dobry gospodarz - mówił ks. prałat Roman Wiszniewski, kustosz radzyńskiego SanktuariumMBNP ks. Jan Czapski urodził się w 1956 r. w Uścimowie. Sakrament kapłaństwa otrzymał w roku 1981 z rąk biskupa Jana Mazura. Podczas święceń kapłańskich wybrał zawołanie „ Potrzeba by Chrystus wzrastał aja się umniejszał”. W ciągu zaledwie trzydziestoletniej służby duszpasterskiej był przewodnikiem trzech parafii: Ugoszczy, Wólki Dobryńśkięj, gdzie spędził 17 lat, i od roku 2008 parafii Świętej Trójcyw Radzyniu Podlaskim. W uroczystościach żałobnych wzięło udział ponad 200 księży i rzesze parafian. Eucharystii i koncelebrze przewodniczył biskup siedlecki Zbigniew Kiemikowski. Księdza Jana żegnała rodzina, koledzy z seminarium, parafii, członkowie rady parafialnej a także, w imieniu władz samorządowych i mieszkańcówradzyńskiej ziemi- burmistrz Witold Kolwaczyk. „Przychodzi mi dzisiaj spełnić trudne zadanie pożegnania przedwcześnie zmarłego dziekana dekanatu Radzyń, proboszcza Parafii Świętej Trójcy - księdza kanonika Jana Czapskiego - mówił burmistrz. - Czynię to z potrzeby swojego serca a także w imieniu społeczności miasta Radzyń, powiatu radzyńskiego oraz wszystkich obecnych połączonych w bólu. Przedwczesna, niespodziewana śmierć zabiera nam Człowieka, który pomimo krótkiego pobytu w Radzyniu, na stałe zapisał się na kartach naszej historii. Dziękuję za wkład pracy włożony w rozwój naszego miasta i regionu. Za kształtowanie serc naszych parafian. Wyrażam serdeczne słowa uznania i ogromnej wdzięczności za wielką opiekę i rozwój dorobku kulturalnego parafii, a zwłaszcza pięknego zabytku, jakim jest kościół Świętej Trójcy. Dziękuję za posługę duchową. nr 9 (217)
Jestem przekonany, że mieszkańcy Radzynia i okolic są wdzięczni księdzu dziekanowi za podejmowanie istotnych, najbardziej aktualnych problemów, dotyczących rodziny, środowiska oraz najszerzej pojętego życia społecznego i religijnego mieszkańców.
Nieubłagana śmierć przerwała Twoją nić życia. Jako ludzie wierzący stajemy przed tajemnicą, łącząc się w modlitwie i solidarności ze świętej pamięci zmarłym, jego bliskimi oraz całą rodziną. Łącząc wyrazy współczucia, duchowego wsparcia w imieniu władz samorządowych miasta, w imieniu powiatu radzyńskiego oraz ich społeczności, pragniemy wspólnie, w chrześcijańskiej nadziei zmartwychwstania, modlić się za Zmarłego. Nie ma księdza Jana wśród żywych, ale głębokojest wnaszych sercach i pamięci. Spocznij na wieki Wędrowniku Boży. Zwycięskoś przeszedł tego świata dal. Spocznij .Niech dobry Bóg do snu Cięułoży. Już Cię nie zbudzą serca łzy i żal.” Ciało ś.p. Księdza Jana Czapskiego, Przewodnika cmentarzuparafialnymw Radzyniu Podlaskim.
i, spoczęło na m.m.
<^OT_ PO ORANŻERII.
KULTURA
boysband, czy chociaż same majteczki w kropeczki. Nie kochani. Nie w przypadku festiwalu piosenki autorskiej. Na koncercie grupy Bez Jacka publiczność mogła odbyć bardzo pouczającą lekcję języka, polskości, patriotyzm u i dobrego wychowania. Wszyscy, którzy byli wiedzą i mam nadzieję, że wiele się nauczyli. Moim marzeniem było przekazanie radzyniakom odrobinę pokory, której Zbyszek Stefański ma w nadmiarze i chętnie by się z każdym podzielił. Nasz festiwal ma za zadanie łączyć ludzi i uczyć ich dobroci, miłości, spokoju.... Taka jest idea i samo sedno poezji - jakkolwiek ktoś by ją sobie wyobrażał. Koncert bardzo spójny i doskonale nagłośniony, a to za sprawą naszych chłopaków, czyli Wojtka "Molasa" Gila i jego bandy, która spisała się na medal. Medal mogę im wręczyć, jak go sobie kupią i przywieszkiteż.
Ewa Nowak - zwyciężczyni X V I Ogólnopolskich Spotkań z Piosenką Autorską Oranżeria 2011
Tak sobie zadzwoniłem do Zbyszka Stefańskiego - lidera grupy Bez Jacka, która otworzyła tegoroczną "Oranżerię" koncertem "Malinowy chruśniak". Sam koncert mial za zadanie przybliżyć naszej publiczności twórczość Leśmiana, Tuwima i samego Stefańskiego. - Jacku - powiedział - przez cały rok graliśmy wiele koncertów, ale takiej reakcji publiczności, wyważonej, zasłu chanej, z klasą nie mieliśmy. To cieszy, zwłaszcza, że jak zwykle w mieście naszym dochodzą do mnie słuchy, że tu nic się nie dzieje i takie tam. Może i działo by się, gdyby na przykład na scenę wyszła Doda, albo jakiś
Joanna Mioduchowska I I nagroda
6~
Drugi dzień, to konkurs piosenki autorskiej i wszystko co się z nim wiąże. Jurorzy: Jan Poprawa - przewodniczący, Bogusław Sobczuk, Mirosław "Michu" Michalski mieli twardy orzech do zgryzienia i go zgryźli. Jak? - O tym werdykt Jury. I miej ssce - Ewa Nowak II miejsce - Joanna Mioduchowska i Tomasz Rokosz III miejsce - Michał Konstrat Nominację do 47 Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie otrzymali Tomasz Rokosz i Michał Konstrat. Dotarły do mnie informacje, że tegoroczny konkurs stał na wysokim poziomie i bardzo się z tego cieszę. Cieszę się też, że gościliśmy Gienka Loskę z zespołem. Wspaniali ludzie, doskonali muzycy i przyjaciele. Tyle o Gienku. Kto nie był niech żałuje, bo takiej energii rockendrollowej i bluesowej dawno w Radzyniu nie było. Chcę jeszcze tylko w imieniu rady programowej Ogólnopolskich Spotkań z Piosenką Autorską "Oranżeria" 2011 i dyrektora Radzyńskiego Ośrodka Kultury i Rekreacji Zbigniewa Wojtasia,
podziękować Specjalnemu Ośrodkowi Szkolno - Wychowawczemu im.Zofii Sękowskiej w Radzyniu Podlaskim, za aniołka. Aniołek jest nagrodą im. Agaty Budzyńskiej i jest ważnym elementem spotkań. Więcej informacji na temat aniołka i jego wykonawców w następnym numerze Grota. Do następnej Oranżerii i trzymajcie się ludzie. Jacek Musiatowicz F o t Karol Niewęgłowski
Tomasz Rokosz I I nagroda i nominacja do finału Festiwalu w Krakowie
Michał Konstart z “Aniołkiem” -nagrodą im. Agaty Budzyńskiej. Zdobywca III miejsca oraz nominacji na Festiwal w Krakowie. nr 9 (217)
ttK JT
WYWIAD GROTA
Bohaterzy kultowego “Misia” Stanisława Barei byli świadkami narodzin nowej tradycji. Nasza tradycja narodziła się 16 lat temu i zapewne będzie trwała do plus nieskończoności. Przez dwa dni w radzyńskiej Oranżerii trwało święto poezji śpiewanej, której uwieńczeniem był kapitalny koncert zwycięzcy polskiej edycji “X FACTOR” - Gienka Loski. Przed występem w Radzyniu z Gienkiem Loską rozmawiał Kuba Szymanek.
TĘSKNIE ZA GRANIEM NA ULICY K S. A co dalej z graniem na ulicy? Czy będzie możnajeszcze zobaczyć Gienka Loskę wwarszawskim metrze? G.L. Chciałbym zacząć serię koncertów na ulicy w metrze. Wyjdziemy z chłopakami w czwórkę albo w piątkę. Tak zamierzamy robić, bo tęsknię za graniem na ulicy. Od miesięcy nie tknąłem gitary, tylko śpiewam z zespołem. A uwielbiam grać. Jestem bardzo wyposzczony jeśli chodzi o samo granie na gitarze. K S. Promocjapłyty na ulicy wydaje się dość innowacyjnym pomysłem. Menedżer nic nie będzie marudził na granie na ulicy? G.L. A co ma marudzić? K.S. Zazwyczaj promocji płyty towarzyszy trasa koncertowa, na którą przychodzą słuchacze i płacą za bilet wejściowy. Za granie na ulicy menadżer nie weźmie swojego 20% czy ileś tam. Nie zarobi. K.S. Wfybacz śmiałość. Masz 36 lat a wyglądasz na kilka wiosen więcej. Odnoszę wrażenie, że jesteś człowiekiem zmęczonym życiem. G.L. Częste wyjazdy, brak regularnego pobytu w domu z rodziną. Myślę że każdy by tak wyglądał. Zależy, co kogo męczy. K.S. Brałeś udział w kilku programach telewizyjnych między innymi w „SzansieNa Sukces" śpiewając piosenkę Wilków, w „Mam Talent”, w „XFactor ”, który wygrałeś. Który z tych programów wywarł na tobie największewrażenie-zdecydowanie„X-Factor”? G.L. Świetną przygodą był „Mam Talent”, zresztą podobnie było w przypadku „Szansy Na Sukces”, Fajną ekipę ludzi poznałem w „Mam Talent”, oni również obsługiwali scenę w „X Factorze”, także tam czułem się najlepiej, niemal jaku siebie.
G.L. On przecież zarabia. Każdy otrzymuje za swoje i widzę tu żadnego problemu. K.S. Ok. Spoko. Rozumiem. Wróćmy do dzisiejszego koncertu. Czego mogą się na dzisiejszym twoim występie spodziewać mieszkańcy Radzynia ? Co zaprezentujecie dzisiaj wieczorem ? G.L. Całkowicie swój materiał. Oprócz tego może zagramy jakieś dwa,trzy covery. K.S. Czyje covery? G.L. To się jeszcze zobaczy, plan nie jest do końca sprecyzowany. A coverów mamy już tyle zrobionych, aż uwierzyliśmy w to, że niektóre sąnaszymi utworami.
K.S. Do trzech razy sztuka, ja k mówi porzekadło. W twoim przypadku się spełniło...
K.S. Bo wszystko to muzyka?
G.L. Można by tak rzec.
G.L. Tak. Jeśli sięjąrobi całym sercem.
K.S. Zwycięstwo w „XFactor”, nagroda pieniężna, kontrakt płytowy — ogromny sukces. Jak to się przełożyło na Twoje dotychczasowe życie? G.L. Szczerze? Teraz ta masywność naszym koncertów złożyła się na nagranie płyty. Nie ma czasu w ogóle na nic innego. Jutro kończymy w Toruniu, zjeżdżamy do Warszawy do studia, do środy nagrywamy się, wtorek-środa są sesje zdjęciowe, Mińsk, do środy tam siedzimy, czwartek rano jedziemy grać gdzieś chyba w góry, potem jedziemy w piątek do Kalisza, w sobotę do Leszna, a w niedzielę kończymy w Radomiu, znowu w poniedziałek wracamy do studia. Ogromny zawrót głowy. K.S. Wspomniałeś o nagrywaniu płyty. Jaka ona będzie pod względem muzycznym? G.L. Bardzo różnorodna. Na pewno będzie fajna. Wszystko, co nam siedzi głowie. Każdemu z nas. K.S. Klimat bluesowy, rockowy coś innego ? G.L. Myślę że raczej rockowy. Ale nie zabraknie przy tym sentymentalnych doznań. Będzie bardzo poetycko. nr 9 (3 7 )
7
<^OT_
KULTURA
W 150 rocznicę śmierci Karola Józefa Lipińskiego w holu gmachu Sejmu RP została otwarta wystawa poświęcona życiu i twórczości wybitnego wirtuoza skrzypiec, urodzonego w Radzyniu Podlaskim.
ROCZNICOWA WYSTAWA Anijednego niepewnego dźwięku, anijednej ostrej nuty, żadnego skrzypnięcia. Jaki smyczek, jaki smak ijakie trudności wykonywane bez żadnego wysiłku!
KRYTYK ROSYJSKI BUŁHAKOV Ekspozycja zorganizowano dzięki współpracy Radzyńskiego Towarzystwa Muzycznego im. Karola Lipińskiego w Radzyniu Podlaskim, Biblioteki Narodowej w Warszawie oraz Kancelarii Sejmu RP. Patronat nad wydarzeniem objął Marszałek Sejmu RP Grzegorz Schetyna. W roli gospodarza wystąpił Poseł na Sejm RP Tadeusz Sławecki. Jak podkreślił, prezentacja dorobku wybitego Radzynianina, przypada na okres polskiej prezydencji w Unii Europejskiej i licznych odwiedzin zagranicznych gości, co podnosi prestiż wystawy a także daje większe szanse na popularyzacj ę i promocj ę dorobku Artysty. Na otwarciu w gmachu Sejmu pojawili się znamienici gości: wybitni polscy wioliniści prof. Konstanty Andrzej Kulka, prof. Andrzej Wróbel; posłowie na Sejm RP Jan Łopata i Wiesław Suchowiejko; prof. Stefan Pastuszka - członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji; Mirosław Korbut - dyrektor Departamentu Kultury, Edukacji i Sportu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego, prof. Teresa Księska - Falger - prezes Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskie go w Lublinie, wieloletnia dyrektor Filharmonii Lubelskiej; dr Tadeusz Skoczek - dyrektor Muzeum Niepodległości; Ewa Potrzebnicka i Monika Mitera z kierownictwa Biblioteki Narodowej; dr Tadeusz Doroszuk - dyrektor TVP Historia. Obecni byli starosta radzyński Lucjan Kotwica, prezes Radzyńskiego Towarzystwa Muzycznego im. Karola Lipińskiego w Radzyniu Podlaskim - Zygmunt Pietrzak, dyrektor SP ZOZ - Marek Zawada oraz goszcząca w Sejmie grupa słuchaczy radzyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku.
od ministra kultury środki na to, aby nuty Lipińskiego krążyły po całym świecie - w Japonii, Korei, Stanach Zjednoczonych, bo zasługuje na to. To jego muzyką szczycimy się i chlubimy jako Polacy. To wspaniała muzyka - oczywiście typowo wirtuozersko-romantyczna ale dla mnie znacznie lepsza niż muzyka Paganiniego” - mówił: profesor Kulka Przypomniał też anegdotę. - Karol Lipiński, jeden z najwybitniejszych polskich skrzypków, grywał koncerty z Nicolo Paganinim . Ówczesna publiczność dzieliła się na dwa obozy zwolenników. Jedni mówili, że lepszy jest Karol Lipiński, a drudzy, że Paganini. W końcu nie rozstrzygnięto tego dyskursu, ale ...profesor żartował: „Kiedyś się mówiło, że Lipiński to taki polski Paganini. Natomiast można inaczej troszeczkę to określić- że Paganini to taki włoski Lipiński”.
- „Spotykamy się dzisiaj, by uczcić pamięć jednego z najwybitniejszych On, któremu nie tylko rodacy, lecz cała Europa rzuciła polskich kompozytorów Karola Józefa Lipińskiego - mówił podczas kwiaty pod nogi, którego imię powtarzały ze czcią miliony, otwarcia poseł Sławecki. W tym roku w grudniu przypada 150 rocznica a talent wirtuozowski entuzjazmował tłumy, jest dziś, śmierci wielkiego artysty, którego pamięć pięć lat temu Sejm już po upływie zaledwie pół wieku, prawie zapomniany. Od zupełnego zapomnienia ratuje go jedynie Koncert Rzeczypospolitej Polskiej uczcił stosowną uchwałą. Myślę, że w tym militarny, czasami grywanyjeszcze publicznie. roku, a będzie to już następna kadencja Sejmu, zostanie przyjęta uchwała rocznicowa. Wystawa ma charakter szczególny, jako że jest ona A. POLIŃSKIW 50 ROCZNICĘ ŚMIERCI ARTYSTY, „KURIER WARSZAWSKI” Z 17 GRUDNIA 1911 ROKU eksponowana w jednym z najbardziej prestiżowych miejsc w Polsce gmachu Rzeczypospolitej Polskiej, przez który w roku prezydencji przewija się cała Europa “- dodał poseł. Radzyński parlamentarzysta szczególnie powitał wspaniałych artystów, którzy przez już 27 edycji Dni Karola Lipińskiego wspierali sztandarową imprezę miasta i dawali 0 konieczności wydania dzieł wielkiego skrzypka, które w Polsce pokaz swojego kunsztu. Waśnie te trzy słynne nazwiska, profesora „dawno temu zostały złożone do przepastnych szuflad i tam sobie K. Kulki, A. Wróbla oraz T. Księskiej Falger są rękojmią podjęcia prac spoczywają”mówiła też profesor Falger, przypominając, że jego nad wydaniem dzieł wszystkich romantycznego wirtuoza skrzypiec, muzyka doczekała się wydań w Niemczech, Austrii, Francji, Anglii, niedostępnych powszechnie dla współczesnych. - „Grałem wielokrotnie także we wszystkich wydawnictwach, których tytułem było określenie: utwory K. Lipińskiego i muszę powiedzieć, że trzeba wszystko zrobić Najwybitniejsze dzieła najwybitniejszych twórców. Mówiła: „ Jestem aby jego utwory wreszcie zostały wydane. Trzeba tego absolutnie bardzo szczęśliwa, że mimo tej przeszkody ma tylu słuchaczy, że - jak dopilnować i to w roku jubileuszowym. Postaramy się wyegzekwować powiedział pan Kulka, - wybiera po prostu Lipińskiego. Powiem państwu, na czym polega różnica ich twórczości - po prostu, po ludzku, muzyka Lipińskiego niesie emocje. Ta muzyka jest głęboką emocją. W niej jest śpiewność wyniesiona z domu. Z ziemi polskiej po prostu. Co więcej - Lipiński miał dar mówienia. Sposób j ego gry - charyzmatyczny, skupiony, precyzyjny, wyrazisty, bardzo czysty stylistycznie sprawił, że ludzie czuli się zaproszeni do wydarzeń najwyższej rangi. Paganini był niewątpliwie romantycznym sztukmistrzem. Natomiast Lipiński był bardziej tym, który dbał o jakość swojej pracy, który dbał o styl, grał w sposób wyjątkowy, w sposób wybitny. Co jeszcze bardzo ważnego? To był człowiek wielkiego formatu. Nie odmawiał nigdy wspierania pieniędzmi, swojąosobątych wszystkich działań, które służyły Polakom 1Polsce.” Wystawa poświęcona życiu i twórczości Karola Lipińskiego pozostanie w gmachu Sejmu do 1 września 2011 roku. Monika Mackiewicz FOT. Karol Niewęgłowski S
nr 9 (217)
ROZMAITOŚCI
Fragment wystawy MAESTRO DEIMAESTRI (T E K S T - OPRACOWANIE BIBLIOTEKA NARODOWA W WARSZAWIE) Spotkania i rywalizacja z Paganinim Karol Lipiński dwukrotnie spotyka się z Niccolo Paganinim. Polskiemu artyście zależało na spotkaniu ze sławnym Włochem. Chciał na własne oczy zobaczyć tego „wcielonego diabła”, jak mawiano o Paganinim. Spotkanie w 1818 roku sprawia, że Karol Lipiński docenia wielką wirtuozerię skrzypka z Italii. Nie próbuje jednak naśladować włoskiego mistrza, ponieważ nie chce swojej gry zawężać jedynie do aspektu wirtuozerii i specyficznego rodzaju sprawności. Jednak wiele pomysłów Włocha wciela w swojątechnikę. Niejaki Lipiński, Polak, profesor skrzypiec, przyjechał do Włoch z Polski specjalnie, aby mnie usłyszeć. Dogonił mnie w Piacenzy i był ze mną cały czas. Grał moje kwartety [...] naprawdę znakomicie. Podobno gdy powróci do Polski, będzie studiował mój sposób gry. Mówi, że nie chce słyszeć o innym profesorze tego instrumentu. NICCOLO PAGANINI W LIŚCIE DO PRZYJACIELA, 1 LIPCA 1818 Po raz drugi Lipiński spotyka Paganiniego podczas uroczystości koronacyjnych cara Mikołaja I (1829). W warszawskiej prasie rozpoczynają się ostre spory o uznanie wyższości jednego z tych dwóch genialnych skrzypków. Bez wątpienia spotkania i rywalizacja z Paganinim wyniosły Lipińskiego na pozycję jednego z najznamienitszych artystów epoki. Ktojestpierwszym - nie wiem, ale drugimjest z pewnością Lipiński. NICCOLO PAGANINI
NAJTAŃSZY
WĘGIEL ZE ŚLĄSKA N OW OŚCI!!! • Ekogroszek w workach 30 kg • Ekogroszek luzem • Kostka • Orzech • Orzech II • M iał • skup złom u i metali kolorowych • skład opału na terenie młyna
NOVA ul. Międzyrzecka 73/75,21-300 Radzyń Podlaski kontakt w godz. 8.00-16.00 tel/fax 83- 352- 71-21, kom. 604-404-680 tir 9 (217)
y
Z A P R A S Z A D Z4EC I I M Ł O D Z IE Ż IM A Z A J Ę C I A
m m l PLASTYCZNEJ GRUPA DZIECIĘCA (SZKOŁA PODSTAWOWA) SPOTYKA Się W PONIEDZIAŁKI OD GODZINY 15.30 MŁODZIEŻ SZKÓŁ GIMNAZJALNYCH I PONADGIMNAZJALNYCH W PIĄTKI OD GODZINACH 15.00
ZAJĘCIA BĘDĄ SIĘ ODBYWAĆ W PRACOWNI PLASTYCZNEJ (POKÓJ NR 26)
INSTRUKTOR: IRENA DŁUGOZIMA
ZAJĘCIA ROZPOCZNĄ 9lf 3 PAŹDZIERNIKA (PONIEDZIAŁEK) 9
<^OT_
ROZMAITOŚCI
Od 14 do 20 sierpnia trwały w naszym mieście zajęcia akademickie.
LETNIA AKADEMIA W roku jubileuszowym, w 150. rocznicę śmierci swego patrona, Radzyńskie Towarzystwo Muzyczne im. Karola Lipińskiego we współpracy z Towarzystwem Muzycznym im. Henryka W ieniaw skiego w L ublinie, zorganizow ało pierw szą RADZYŃSKĄ AKADEMIĘ WIOLINISTYKI. Przez tydzień, pod okiem wybitnych pedagogów szlifowało swój talent muzyczny, 21 młodych skrzypków. Podczas podsumowania, profesorom: Marcinowi Baranowskiemu, Janowi Romanowskiemu, Szymonowi Krzeszowcowi a także Michałowi Sadzikowskiemu i Teresie Księskiej-Falger. za olbrzymi wkład pracy i pomocy przy prowadzeniu letniej akademii wiolinistycznej, dziękował Zygmunt Pietrzak prezes RTM. - „Jestem zachwycona tym co się wydarzyło w ciągu tych ośmiu dni. Radzyńska Akademia Wiolinistyki spełnia wszystkie oczekiwania,
jakie przed nią zostały postawione - mówiła Teresa Księska Falger, która podczas koncertów finałowych wystąpiła w roli akompaniatora. - Tak naprawdę służymy w tym momencie młodym ludziom, którzy przygotowują się na różne konkursy, H. Wieniawskiego w Poznaniu i Serwaczyńskiego w Lublinie. To bardzo ambitni skrzypkowie. Ponadto, to miejsce, pałac w Radzyniu jest przecież uświęcone obecnością, narodzinami Karola Lipińskiego. Młodzież musi o tym pamiętać, musi to miejsce odwiedzać, ponieważ tutaj sięjakby rodzi na nowo duch tej muzyki - dodała Księska - Falger. Profesor potwierdziła, że skrzypce są chyba najtrudniejszym instrumentem do opanowania ale ... wyrażaj ą wszystko. Ajeżeli umiejętności muzyka są wystarcza jące - to wtedy mamy do czynienia z pięknem w czystej postaci. Za rok kolejna akademia i kolejne szlify. M.M.
W K R AŚN IK U Z A B R Z M IA ŁA „PIEŚŃ O ZIEMI R A D Z Y Ń S K IE J” 27 sierpnia na XII Wojewódzkim Festynie Seniora SENIOR FEST radzyńskie środowisko seniorów już po raz czwarty reprezentował zespół wokalny „RADZYNIACY” z akompaniamentem i pod kierownictwem Romana Buczyńskiego
„RADZYNIACY” w Kraśniku odnieśli pełny sukces udokumentowany malowniczym dyplomem podpisanym przez burmistrza Kraśnika i starostę Kraśnickiego - patronów zorganizowanej przez tamtejsze Centrum Promocji i Kultury cyklicznej imprezy. Współorganizatorzy Festynu - Urząd Miasta Kraśnik, Starostwo Powiatowe w Kraśniku oraz kraśnicki zespól wokalny „JUBILAT” zadbali, jak co roku, o miłą atmosferę spotkania przy muzyce i śpiewie zespołów, kapel i chórów działającychna terenie Lubelszczyzny. Z tego też względu prezentacja dorobku artystycznego grup wokalnych i instrumentalnych naszego regionu wypadła zaiste imponująco. Na jej program złożyły się: krótki koncert Orkiestry Dętej OSP Kraśnik, Koncert Zespołów Seniora, pośród których publiczność podziwiała grupy śpiewacze: „Złota Jesień” - BCK Biłgoraj, „Biesiada” - Krasnystaw KDK, „Sulowiacy” - OSP Sułów, „Klub Seniora” - BCK Bychawa, „Pogodna Jesień” - ODK Kraśnik, „Senioritki” - LSM Lublin, „Kwiaty Jesieni” - MGOK Frampol, „Złoty Wiek”
IO
- BCKBiłgoraj i „Jubilat z miej scowego CKiP. Zespół radzyński wykonał „Wiązankę tang” w aranżacji i akompaniamencie Romana Buczyńskiego za co - obok wspomnianego dyplomu - otrzymał gromkie brawa, puchar i okolicznościowe plakietki. Świadczy to o wysokim poziomie artystycznym zespołu, nie odbiegającym od najlepszych wykonawcówuczestniczących w tej imprezie. Ciekawostkę stanowi prawykonanie przez naszych seniorów „Pieśni o Ziemi Radzyńskiej” do słów Andrzeja Kotyły i muzyki lidera zespołu Romana Buczyńskiego. Ciepłe jej przyjęcie rokować może popularność utworu także wśród radzyńskich odbiorców, zwłaszcza, że radzyńska premiera ma odbyć się już niebawem, bo 17 września podczas jubileuszu 10 rocznicy działalności Klubu Seniora „Kormoran” w ROKiR. Smaczna grochówka, piosenka fmałowa zatytułowana „Seniorzy - kochajmy się”, rozdanie dyplomów i nagród, koncert gwiazdy wieczoru - „MC Kowalski” oraz zabawa taneczna zakończyły kraśnickie biesiadowanie seniorów, ale nie zakończyły ich artystycznej aktywności. A wartość promocyjna dla naszego miasta zrozumiałaj est sama przez się (vide tytuł!). Red.
nr 9 (217)
ttK JT
KULTURA
W PIERWSZY W EEKEND W RZEŚNIA RADZYNSKI CHOR „W RZOS” OBCHODZIŁ OKRĄGŁY JUBILEUSZ: 10 LECIE POWSTANIA ZESPOŁU. NA W YJĄTKOWY KONCERT W SALI KINA ORANŻERIA PRZYBYŁO NIEMAL 200 PRZYJACIÓŁ I SYMPATYKÓW TWÓRCZOŚCI CHÓRU.
JUBILEUSZ NA MEDAL Pomysł na stworzenie zespołu zrodził się w głowach trzech osób: Mariana Samociuka, Wiesława Maleszyka oraz Teresy Szczepaniuk, która to została kierownikiem grupy i w znacznej mierze to jej osobowość i zaangażowanie przyciągały coraz więcej wokalistów. Trzon zespołu stanowią osoby, które od chwili powstania chóru, cały czas są wiernymi jego członkami i z wielkim zapałem pracują na jego sukcesy. A tych na koncie naprawdę niemało. Przez dekadę istnienia „Wrzos” dał 115 koncertów, z czego 69 na terenie powiatu radzyńskiego a pozostałe w miastach rozsianych po całej Polsce a także zagranicy. W swoim repertuarze zespół ma 150 utworów o różnej tematyce, w tym 20 pastorałek i kolęd. Uroczyste obchody jubileuszu chóru miały miejsce 4 września w sali kina Oranżeria. - „Wrzos” to amatorzy, którzy na trzy głosy śpiewają z nut i serca. I będziemy śpiewać dopóki nam sił starczy - mówiła kierownik Teresa Szczepaniuk. W stronę zespołu skierowano mnóstwo życzeń i wręczono naręcza kwiatów. Słów uznania i gratulacji nie szczędzili również obecni na uroczystości poseł Jerzy Rębek oraz poseł Tadeusz Sławecki, który w imieniu marszałka województwa Krzysztofa Hetmana przekazał członkom zespołu medale oraz dyplomy. Następnie chór „Wrzos” dał popisowy koncert a po części oficjalnej swoje umiejętności wokalne zaprezentowały zaproszone na uroczystość grupy śpiewacze.
W iersz n apisan y z o k a zji 1 0 lecia zespołu „ W rzos”
10 pięknych lat minęło a w zespole wszyscy młodzi, chociaż czasem w kościach strzyka, śpiew nikomu nie zaszkodzi. Więc śpiewajmy moi mili chociaż 10 lat przybyło, niech nas uśmiech nie opuszcza, żeby dobrze nam się żyło. Pani Tereska świetny pomysł miała i chór Wrzos zorganizowała, ciągle biega, wciąż się trudzi, żeby zrobić coś dla ludzi. Nasz pan Jarek, czy wy wiecie, takiego muzyka w okolicy nie znajdziecie. Miły przystojny i sympatyczny a ja k trzeba energiczny. W sumie wszyscy się staramy, ludziom życie umilamy. Do tego jeszcze powiem skrycie: śpiewajmy wszyscy całe życie! Piosenka ma w sobie coś takiego, co rozwesela prawie każdego. tekst i f o t K. W.
Podczas uroczystego koncertu dyrygował Jarosław Stefaniak
Pt 9 (¿ 17)
Na okrągły jubileusz przybyło blisko 200 przyjaciół i sym patyków zespołu
<^OT_
ROZMAITOŚCI
W tym fascynującym kraju Svalbardzie nie ma grozy Arktyki. Groza może kryć się w twoim sercu. Stanisław Siedlecki - wpis do książki gości na Palffyodden, 11.07.1982
ZDOBYĆ SPITSBERGEN Od zawsze pasjonowało mnie morze i morskie podróże. Fascynacja ta tkwiła we mnie tak mocno, że będąc młodym człow iekiem , w tak zwanym wieku poborowym, dobrowolnie zdecydowałem się na służbę w Marynarce Wojennej, mimo że służba ta trwała aż trzy lata. Nigdy nie zapomnę, jak moi koledzy pukali się w czoło, gdy im o tym powiedziałem. Wiedziałem, że w marynarce będzie ciężko, bardzo ciężko i trochę się bałem, ale perspektywa służby na okręcie, odbywanie rejsów morskich, zasm a k o w a n ia ż y c ia p raw d ziw eg o marynarza, szybko zniwelowała, a wręcz usunęła wszelkie obawy i strach. W mojej ś w ia d o m o ś c i o b e c n a b y ła ty lk o niepodważalna pewność, że czeka mnie doświadczenie, przygoda, która pozostanie w mojej pamięci do końca życia. Nie myliłem się. Służba w Marynarce Wojennej była bardzo ciężka, ale ja nie narzekałem. Upajałem się każdą chwilą spędzoną na statku, chciałem wszystko poznać, wszystko zobaczyć, choć chwilami padałem na tak zwany pysk ze zmęczenia.
Fascynacja morzem pozostała we mnie do dziś. Jestem członkiem radzyńskiego Klubu Żeglarskiego „KORAB”, jestem jednym ze współwłaścicieli jachtu CARPE DIEM , pływałem m. in. po Adriatyku, Morzu Egejskim, Jońskim, Północnym i Bałtyckim. Podczas jednego z dorocznych, radzyńskich Balów Żeglarza, poznałem kapitana Tomasza Lipskiego. Pod jego kierunkiem zdobyłem patent sternika. Kapitan Lipski prowadzi firmę, która zajmuje się organizacją morskich rejsów jachtowych. Właśnie przygotowywał wyprawę na Spitsbergen. Wprawdzie moim największym marzeniem jest przepłynięcie Oceanu Atlantyckiego, ale postanowiłem spróbować swoich sił i sprawdzić umiejętności żeglarskie w bardzo trudnych w arunkach klim atycznych Norwegii. 30 czerwca o godz. 18.00,, wraz z kpt. Lipskim i załogantem Jackiem, wsiadłem w Gdańsku na prom płynący do Szwecji, a dokładnie do Nynashamn k/Sztokholmu. Tak zaczęła się moja wielka, fascynująca i niezapomniana przygoda „wilka morskiego”, który zapragnął zmierzyć się z nie bezpiecznymi wodami Norwegii, by zdobyć Spitsbergen.
Nasz jacht-ANSERTII, cumował w Tromso. Aby tam dotrzeć, musieliśmy przejechać przez całą Szwecję, aż do granicy fińskiej, aby znaleźć się w Norwegii. Zajęło nam to 18 godzin. Na północy Szwecji było zimno, ale podobnie jak w Polsce - mnóstwo komarów. Za to ja k ie fa n ta sty c z n e w idoki! Skandynawia nie rozpieszczała nas - panuje tu surowy klimat. Na pocieszenie mogliśmy obserwować renifery, które pojawiały się co jakiś czas. Do Tromso dojechaliśmy w sobotę 2 lipca o godz. 9.30 rano. Nasz jacht stał przy miejskiej kei. Pogodę mieliśmy bardzo dobrą, świeciło słońce a termometry wskazywały aż 15 stopni! Po zaokrętowaniu się 9 - osobowej załogi i pożegnaniu poprzedniej, przystąpiliśmy do omówienia organizacji naszego rejsu. W Tromso panował dzień polarny, dlatego każdy z nas był bardzo zaskoczony, gdy któryś z kolegów stwierdził, że jest trzecia rano. - A gdzie się podział wieczór, a gdzie się podziała noc?! - zapytaliśmy zgodnym chórem. W niedzielę 3 lipca o godz. 22.45 oddaliśmy cumy i ruszyliśmy w stronę Morza Barentsa. Następnego dnia rano minęliśmy ostatnie sk ały lin ii brzeg o w ej N o rw eg ii i wypłynęliśmy na pełne morze. Humory nam dopisyw ały, św ieciło słońce i było stosunkowo ciepło. Widoki przepiękne, chwilami zapierało dech w piersi. Zrobiłem wiele ciekawych zdjęć. Nagle morze zaczęło się „niecierpliwić”. Fale sięgały, dwóch metrów! Zostaliśm y zobowiązani do przypinania się, w razie nagłego wypadnięcia z burtę. Zrobiło się naprawdę niebezpiecznie, „rzucało nami w górę, w dół i fale zmyły żagle” - no, może prawie zmyły. Żołądki niektórych członków załogi ewidentnie tego nie wytrzymały, a zimny polarny wiatr
powodował, że bez okularów niczego nie można było zobaczyć. Po kilku dniach żeglugi i przepłynięciu 390 mM byliśmy przy Wyspie Niedźwiedziej. Ominęliśmy kilku niebezpiecznych podwodnych skał i zarzuciliśmy kotwicę w zatoczce o nazwie Evensenbukta. Pontonem przedostaliśmy się na brzeg. Wróciliśmy tą samą drogą. To była bardzo m okra przepraw a. Fale nie pozostawiły na nas żadnej suchej nitki. Wyspa Niedźwiedzia to bardzo ciekawe i trochę dziwne miejsce. Pozostałości jakiejś dziwnej kopalni (tory, wózki transportowe, stare baraki) świadczą o intensywnej działalności człowieka w miejscu tak odległym od cywilizacji. Niezliczona liczba jeziorek, zagłębień i różnych przedmiotów trudnych do zidentyfikowania sprawia, że krajobraz jest niemal księżycowy. Nasza zatoczka to prawdziwy raj dla wędkarzy. Każde zarzucenie wędki kończyło się braniem i pokaźną rybą na pokładzie. Niektóre ryby były tak duże, że nasze żyłki nie wytrzymywały ich ciężaru. To nie było łowienie- to było wybieranie ryb z morza. Niesamowite wrażenie! Pięćdziesiąt mil na południe od Spitsbergenu natrafiliśmy na spore pole lodowe. Gór było bardzo dużo i były
nr 9 (217)
ROZMAITOŚCI masztami - „Oceania”. Obsługa przywitała nas serdecznie. Przemiły kapitan pogawędził z nami nieco. Opowiedział m.in. o tym, że po drodze złapał ich sztorm - było to 10 w skali Boforta! Musieli się chować za Wyspą Niedźwiedzią. Od razu wyobraziłem sobie co by się działo z naszym jachtem w tak ekstremalnych warunkach, skoro taki duży statek musiał się kryć przed wiatrem. Na szczęście morze było dla nas łaskawsze.
niebezpieczne, gdyż większa część ich powierzchni znajduje się pod wodą. Od razu przypom niał mi się Titanic. Czysty przypadek, że miałem w tym czasie wachtę za sterem. Udało się przeprowadzić jacht bezpiecznie, lawirując pomiędzy lodem. Patrzyliśmy zafascynowani na góry lodowe. Niektóre miały imponujące kształty. Jedna przypominała koronę, druga płetwę rekina, a trzecia wyglądała jak głowa smoka. Fascynujący widok! Nigdy nie widziałem czegoś podobnego, no może w telewizji, ale teraz miałem je przed oczyma, patrzyłem na nie i to nie był film. Od tego momentu lód był już stałym elem e n te m m o r s k ie g o k ra jo br az u . Nieustannie musieliśmy lawirować pomiędzy jego fragmentami. Niebawem naszym oczom ukazał się południowy kraniec wyspy Spitsbergen. Gdy dopływaliśmy, byłem tak podekscytowany, że nie mogłem spać. Budziłem się bardzo wcześnie i wychodziłem na pokład, nawet, gdy nie miałem wachty. Na jachcie zawsze jest coś do zrobienia. Każdy z nas o tym wiedział i nie oszczędzał się. W śród członków zało g i bowiem nie było przypadkowych osób. Sami żeglarze! Gdy postawiłem stopy na Spitsbergenie, nie mogłem w to uwierzyć. „Niech mnie ktoś uszczypnie!” - chciałem krzyknąć. Ale to nie był sen - naprawdę tam byłem!
Svalbard jest norweską prowincjąna Arktyce, obejmującą swym zasięgiem archipelag Spitsbergen (którego największą wyspą jest Spitsbergen Zachodni - Vestspitsbergen) wraz z kilkoma wyspami nie wchodzącymi w skład archipelagu (m. in. W. Niedźwiedzia Bjomoya) w granicach 71° - 81° N i 10° - 35° E, 800 km na północ od Norwegii i 1100 km nr 9 (217)
od Bieguna Północnego. Norwegia sprawuje pełne zwierzchnictwo nad tym obszarem na mocy Traktatu Spitsbergeńskiego zl920r. Archipelag od zachodu oblewają wody Morza Grenlandzkiego, od wschodu M orza B a r e n tsa , a od p ó łn o c y
o k o ł o b i e g u n o w y b as e n arkt yczny. Powierzchnia archipelagu: 62 800 km. Szacuje się, że ok. 90 procent powierzchni pozostaje nie zmienione przez człowieka. Nazwa Spitsbergen (Ostre Góry) została nadana przez holenderskich odkrywców archipelagu, którzy w 1596 r. ujrzeli wyłaniaj ące się z morza spiczaste wierzchołki gór. Ok. 60 procent powierzchni Spitsbergenu pokrywają lodowce, reszta to góry i nadmorskie niziny. Granica wiecznego śniegu, powyżej której w czasie lata śnieg nie topnieje całkowicie, wynosi od ok. 200 m n.p.m. na południowym wschodzie do ok. 800 m n.p.m. na północy w głębi Spitsbergenu Zachodniego, co wynika z nieco bardziej kontynentalnego klimatu tego obszaru. Dla porównania na Grenlandii granica ta wynosi 800-1800 m, w Alpach 2500-3000 m. Na największej wyspie archipelagu znajdują się dwa osiedla: norweskie Longyearbyen (norweskie centrum administracyjne, ok. 1400 mieszk.) oraz rosyjsko-ukraińskie Barentsburg (ok. 650-900 mieszk.) oraz stale zamieszkane stacje badawcze w Ny-Alesund (międzynarodowy kompleks stacji) oraz polska stacj a nad fiordem Homsund. W zatoce przy polskiej stacji polarnej w Horsund byliśmy 8 lipca ok. godz. 8.15. W zatoce kotwiczył polski statek z trzema
Następnego dnia docieramy do Barentsburga. Miasto z oddali wyglądało dość dziwnie. Kilka bloków, kilka mniejszych domków. Jeden postawiony pod ukosem - jakby część podłoża zawaliła się pod nim i zaczął osuwać. Nabrzeże wyglądało koszmarnie: opony i pordzewiałe słupy. Nie ma gdzie stanąć. Ostatecznie cumujemy przy rosyjskim holowniku „Belikov”, choć nie obyło się bez protestów załogi holownika. W końcu jakoś się dogadujemy, tak że wszyscy są zadowoleni. W końcu powszechnie wiadomo, że wymiana towar za towar to uniwersalna waluta uznawana na całym świecie. Rejs nasz kończymy w Longyearbyen, 12 lipca. Po drodze złapał nas bardzo silny wiatr dochodzący do 9 B. Teraz i my mogliśmy się przekonać co to znaczy. Żeby cokolwiek zobaczyć trzeba włożyć okulary. Sternik sterował w goglach. Zacinał bardzo nieprzyjemny marznący deszcz. Warunki były wyjątkowo trudne. Jednak dotarliśmy cali, zdrowi i szczęśliwi z udanego rejsu, który już zawsze będę wspominał z j ednakowąpasj ą. Ta wyprawa jest dowodem na to, że warto marzyć, warto mieć marzenia, bo one się spełniają. Choć, jak powiedziała słynna pisarka, nie tak i nie wtedy, kiedy najbardziej tego pragniemy - ale się spełniają. Moja przygoda ze Spitsbergenem to potwierdza. A kiedyś, kiedy - tego jeszcze nie wiem, ale przepłynę Atlantyk! Ahoj! Z żeglarskim pozdrowieniem Jurek Próchnicki
G^OT
ROZMAITOŚCI
ROWEROWA PARADA O tym, że ruch społeczny pod nazwą „Rowerowy Radzyń” działa coraz prężniej, nie trzeba przekonywać. Mnożą się akcje organizowane specjalnie dla miłośników jednośladów. 4 września odbyło się „Rowerowe rozpoczęcie roku szkolnego”. Dla uczestników przygotowano mnóstwo konkursów i atrakcji. Impreza rozpoczęła się punktualnie w niedzielne południe. Najpierw policjanci z radzyńskiej KPP wygłosili prelekcję i przeprowadzili konkurs na temat zasad ruchu drogowego. Z kolei strażacy przygotowali pokaz udzielania pierwszej pomocy i zaprezentowali siłę rażenia armatki wodnej. Na młodzież czekały również niezliczone konkurencje sprawnościowe a wszystkie z nagrodami. Imprezę umilił występ artystyczny dzieci z Dąbrówki. Ostatnim punktem była kolorowa parada ulicami Radzynia i krótka wycieczka kraj oznawcza. Głównym celem imprezy było promowanie bezpiecznego uczestnictwa najmłodszych mieszkańców miasta i powiatu w ruchu ulicznym. Tekst /f o t K_W
§|)fP-EP I SERWIS MO T RYZ AC Y J NIMI
A LU ZEC
Radzyń Podlaski ul.Warszawska 60 (naprzeciwko, stadionu) 11
Części i akcesoria do aut osobowych, dostawczych, quadów, skuterów i motocykli
tel. 83 352 24 46 83 352 24 56 nr 9 (SI7)
KULTURA_________________________________________________________________________________
„ Wołam cię, obcy człowieku, co kości odkopiesz białe. Kiedy wystygnąjuż boje, szkielet mój będzie miał w ręku sztandar ojczyzny mojej”. Fragment wiersza Wiatr (1943) Krzysztofa Kamila Baczyńskiego na tablicy pamiątkowej w Olszewnicy (gm. Kąkolewnica)
Nakładem Powiatu Radzyńskiego ukazała się książka:
MIEJSCA PAMIĘCI W POWIECIE RADZYŃSKIM Publikacja wypełnia lukę w dotychczasowych opracowaniach historycznych. Autorka, Dominika Leszczyńska, za podpowiedzią poprzedniego starosty Jerzego Kułaka, podjęła się zebrania w jednym miejscu rozproszonych do tej pory informacji, materiałów źródłowych, ustnych przekazów, dotyczących śladów zbiorowej pamięci. Dzięki ponad dwuletniej pracy i przeprowadzeniu własnej kwerendy, skatalogowała i opisała miejsca powiatu radzyńskiego, naznaczone historią, martyrologią, chwałą i klęską, których wiele, gdyby nie „ludzka pamięć i lokalne nazewnictwo“, popadłoby w niebyt. Nagrobki, mogiły, krzyże pamiątkowe, kopce, różnego rodzaju, drzewa pamiątkowe (nawet w środku lasu), kapliczki, obeliski - to główni bohaterowie prawie 300-stronicowej książki. Starannie wydanej, bogato ilustrowanej, opatrzonej mapami, wykonanymi specjalnie na potrzeby tego wydawnictwa przez Piotra Kowalczuka z Nadleśnictwa Radzyń Podlaski. Jak pisze we wstępie Dominika Leszczyńska: „Publikacja stanowi ważny krok w kierunku stworzenia pełnej listy miejsc pamięci na terenie powiatu. Jest obrazem naszej zagmatwanej historii, w której istnieje wiele kontrowersji, ponieważ chwała i tragedia sąsiadują ze sobą i splatają się”. Autorka uwzględnia margines niewiedzy, do której się otwarcie przyznaje. Podczas rozmów z naocznymi świadkami zdarzeń, osobami znającymi historie od rodziców, dziadków itp., jasnym się stało, że pamięć ludzkajest zawodna. Często też o niektórych miejscach czy wydarzeniach, jeszcze nie mówi się otwarcie, chociaż żyją świadkowie. Ponadto po 1989 r. katalog miejsc pamięci uległ poważnej modyfikacji, przewartościowaniu i nie we
w s z y s t k i c h ź r ó d ł a c h to uwzględniono. Punktem wyjścia do prac nad książką były dane zawarte w opracowaniach udostępnionych przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie, Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie, a także w ewidencjach urzędów gmin. Podczas gromadzenia materiałów pomocne okazały się archiwa parafialne, podpowiedzi reg io n a listó w , kom batantów , historyków, mieszkańców powiatu. Niestety, książka nie pojawi się w sprzedaży. Trafiła już do wszystkich u r z ę d ó w g m in , a za ich pośrednictwem do szkół, bibliotek, ośrodków kultury, parafii, stowarzyszeń, które zajmują się kulturą. Nakład 1500 bezpłatnych egzemplarzy jest już praktycznie rozdysponowany, ponieważ zainteresowanie pozycjąjest bardzo duże. „Ciągle otrzymuję telefony od czytelników, nowe informacje, propozycje rozszerzenia książki, a to mi uzmysławia, że jej wydanie było potrzebne - mówi Dominika. Dodaje, że chociaż dla wielu temat martyrologii może wydawać się nudny i trudny, warto, by szczególnie młode pokolenie, nim zainteresować. A poznawanie przeszłości kraju przez pryzmat historii lokalnej, jest niezmiernie ważne i tym bardziej cenne. Znakomicie służy temu omawiana książka. Odnajdziemy w niej między innymi: historię uroczyska „Baran” w Kąkolewnicy Wschodniej, zwanego też Małym Katyniem Podlaskim, gdzie zostały odnalezione, nieznane do lat 90. groby Polaków pomordowanych przez NKWD; obelisk (pierwszy w powiecie radzyńskim) upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej przed kościołem parafialnym w Kąkolewnicy; pamiątki z czasów powstania styczniowego; a także opisy wielu innych miejsc i wydarzeń. Ponad czterysta zdjęć, mapy (współczesne i archiwalne), przejrzystość wydawnictwa, sprawia, że książka ma wiele cech przewodnika. Rozdziały odpowiadają poszczególnym gminom: pierwszy rozdział dotyczy miasta Radzyń Podlaski, następnie w kolejności alfabetycznej omówione zostały gminy. Na koniec, warto wspomnieć o okładce. Została umieszczona na niej wyjątkowa fotografia. Autorka mówi: „Wszyscy znamy to miejsce, ale każdy kto bierze książkę do ręki pyta, gdzie to jest?” Zdjęcie przedstawia mogiłę Powstańców Styczniowych przy ulicy ich imienia. Wprawdzie przedstawiony na nim kopiec istnieje, ale jego stan daleko odbiega od obrazu z fotografii. Znajomy rodziny Leszczyńskich, Witold Krassowski, udostępnił je na potrzeby książki, ze zbiorów rodzinnych. Stryjeczny prapradziadek słynnego fotoreportera - Rajmund Krassowski, biorąc udział w powstaniu styczniowym i jadąc z odsieczą radzyńskim powstańcom, został schwytany przez władze carskie, osadzony w radzyńskim pałacu i po przesłuchaniu, rozstrzelany. Nazwisko Rajmunda Krassowskiego znaj duj e się na tablicy, umieszczonej na krzyżu. Wydawcą książki jest Powiat Radzyński. Publikacja została dofinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach działania 413 Wdrażanie lokalnych strategii rozwoju dla małych projektów w ramach osi 4 Leader Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013. Zachęcamy gorąco do zapoznania się z tąpozycj ą. Monika Mackiewicz
nr 9 (217)
15
G^OT
KULTURA
ROCK W ROKiR 28 sierpnia Radzyń po raz drugi w historii na rockowo pożegnał wakacje. Na imprezę do sali kina „Oranżeria” przybyło ponad 350 fanów mocnego grania. Przed tak liczną publicznością zagrały zespoły: Korniszon, ARD , No Problem oraz gwiazda wieczoru: Farben Lehre. Udało nam się zrobić coś naprawdę fajnego. To koronny dowód, że imprezy rockowe w Radzyniu mogą się udać a nawet być jego wizytówką. Nie trzeba się bać. Jest mnóstwo emocji, ale tych dobrych, które wyładowują się - zapewniają organizatorzy. Pomysłodawcą przedsięwzięcia po hasłem „Rockowe Zakończenie Wakacji” jest Artur Grzeszyk. - To on zaproponował całe to przedsięwzięcie. On zaczął kręcić tę imprezę. W tym roku z różnych względów nie mógł być tak aktywny, ale cały czas byliśmy z nim w kontakcie - mówią Karol Krupa i Wojtek Kowalczyk z grupy ARD. Chłopcy mocno zaangażowali się w organizację koncertu. Nie ukrywają, że wymagało to dużo pracy. - Bardzo się cieszymy, że to w ogóle doszło do skutku. Jak zwykle problemem są pieniądze, ale znaleźliśmy sponsorów i udało się - dodają. Udało się, to mało powiedziane. Koncert okazał się jednym wielkim sukcesem. Sprzedano ponad 350 biletów. Frekwencja przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Spodziewaliśmy się dużo mniejszej widowni. Było dużo nowych twarzy, ludzi spoza Radzynia - zauważa Wojtek. Na pewno duża w tym zasługa gwiazdy wieczoru: zespołu Farben Lehre, który rozgrzał publikę do czerwoności. Jednak trzeba podkreślić, że pomimo ogromnego ładunku energetycznego, jaki nieodłącznie towarzyszy spotkaniom z żywym dźwiękiem oraz ze spontaniczną publicznością, obyło się bez poważnych incydentów. - Było bardzo bezpiecznie i wszyscy po prostu dobrze się bawili. To koronny dowód ze imprezy rockowe w Radzyniu mogą się udać a nawet być jego wizytówką. Nie trzeba się bać. Jest mnóstwo emocji, ale tych dobrych, które wyładowująsiępod sceną - podsumował Karol Krupa. Katarzyna Wadowska f o t Piotr Matysiak
16
nr 9 (217)
Hr 9 (217)
17
s*
X
y?'* a lL V. .W-
<^OT_ NASZ CZŁOWIEK W PARYŻU Jego rysunki i obrazy są powszechnie znane. Wielokrotnie można było je podziwiać na stronach “Fantastyki” i innych pism poświęconych problematyce science-fiction, okładkach wielu książek, na plakatach, okładkach płyt, a nawet chustach rezerwy. Lecz o nim samym wiemy niewiele, może dlatego, że od 1966 roku mieszka we Francji. Ale w Polsce bywa dosyć często i robi tu wystawy. Uważany jest za jednego z najlepszych malarzy na świecie w nurcie nazywanym powszechnie realizmem fantastycznym. Jedyny polski twórca, któremu zorganizowano wystawę w galerii na szczycie wieży Eiffla. Nasz człowiek w Paryżu -Wojciech Siudmak Artysta urodził się 10 października 1942 roku w Wieluniu. Już od najmłodszych lat lubił rysować. Namiętnie kopiował reprodukcje R e m b ra n ta , R u b e n s a , I n g r e s a , Wyczółkowskiego i Matejki, które zdobiły ściany jego rodzinnego domu i zawsze podchodził krytycznie do swojej pracy. Sam wspomina, że prawie płakał, gdy jego rysunki były dalekie od ideału. Ale nie poddawał się i rysował dalej. W dzieciństwie uwielbiał też czytać baśnie rosyjskie i polskie, baśnie Andersena i powieści Juliusza Veme'a. Gdy był trochę starszy przyszedł czas na mitologię grecką. W latach 1956-1961 uczył się w liceum sztuk plastycznych w Warszawie, a po jego ukończeniu rozpoczął naukę w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Bardzo mile wspomina czas spędzony w Akademii. Był to okres dojrzewania i krystalizowania się jego poglądów na życie i sztukę. Zrozumiał że nie wyrazi swoich uczuć, tęsknot i marzeń przez malarstwo abstrakcyjne. Wolał w swojej twórczości nawiązywać do malarstwa dawnych twórców tj. Michał Anioł, Caravaggio, Leonardo da Vinci oraz surrealistów. Sam po latach stwierdził ze śmiechem, że wiedza akademicka do niczego mu się nie przydała i gdyby wtedy malował takie obrazyjak obecnie to z pewnością byłby wyrzucony ze szkoły. W czasie studiów przyjaźnił się z Feliksem Falkiem, Bohdanem Łazuką i Jerzym Maksymiukiem. W akademiku mieszkał z Krzysztofem Kieślowskim w jednym pokoju. -Towarzyszył nam podobny rodzaj smutku - wspomina Siudmak. -Poznaliśmy się bowiem w szczególnej sytuacji. Krzysztof z trudem skrywał rozpacz po tragicznej utracie ojca. Ja zaś przeżywałem również osobistą tragedię: miałem umierającego ojca i ciężko chorą matkę. Byliśmy więc swego rodzaju sierotam i, w sam otności m usieliśm y podejmować ważne decyzje życiowe i artystyczne. Nasze życie studenckie tylko z zewnątrz wyglądało dość beztrosko -wyiaśnia. Studia na Akademii ukończył Siudmak w 1966 roku i postanowił kontynuować naukę we Francji. W 1967 roku rozpoczął naukę w Ecole des Beaux Arts w Paryżu. Wyjazd do Paryża związany był z jego dotychczasową twórczością. Zaczął w końcu malować tak jak chciał. Po ukończeniu nauki w 1968 roku nie wrócił już do kraju. Postanowił pozostać na emigracji. Pierwsze lata w Paryżu były bardzo trudne dla młodego emigranta z Polski. Tworzył głównie abstrakcje, które niestety nikogo nie interesowały. Był to moment kiedy sztuka abstrakcyjna zaczynała zapadać w letarg. Stracił wiarę w sens kontynuowania swoj ej artystycznej drogi. Lecz w Paryżu sztuka pędziła różnymi drogami i wszystko było możliwe. Zaczynał się æ
nurt w malarstwie, który można nazwać nowym realizmem. Wnosił on do sztuki coraz częściej elementy figuratywne. Równocześnie pojawił się realizm fantastyczny, który zaskakiwał widza fascynującymi wizjami i specyficzną symboliką. Siudmak zawsze interesował się fantastyką. Już od dzieciństwa podsycała ją lektura powieści Veme'a. W Paryżu na początku lat 70-tych, rozwój jego fascynacji fantastyką zbiegł się z rozwojem twórczości francuskich artystów tworzących w tym nurcie, głównie rysowników komiksów takich jak np. Moebius. Było bardzo duże zapotrzebowanie na taką twórczość. Powstawały domy wydawnicze zajmujące się głównie literaturą science-fiction. Siudmak dużo chodził po takich redakcjach i pokazywał swoje prace. Zaczął dostawać pierwsze zlecenia. Projektował okładki książek lub dekorował wnętrza wydawnictw swoimi obrazami. Zaczynał być rozpoznawalny. Rozpoczął w spółpracę z grupą pisarzy, którzy specjalizowali się w fantastyce. Jego twórczość zaczęła docierać do coraz większej liczby odbiorców. W 1975 roku jego prace zobaczył Maurice Bessy dyrektor Festiwalu Filmowego w Cannes. Był nimi zachwycony do tego stopnia, że p o sta n o w ił z le c ić S iudm akow i
KULTURA
zaprojektowanie plakatu zapowiadającego tą imprezę. Spotkało się to z bardzo dobrym przyjęciem. Krytycy i widzowie mówili o nim, że jest to wizja surrealistyczna z odrobiną romantyzmu i klasyki. Jeszcze przez następne dwa lata festiwale w Cannes zapowiadały plakaty z obrazami Wojciecha Siudmaka. W 1977 roku zaprojektował też plakat na Festiwal Filmowy w Montrealu. Lata 80-te to już rozkwit popularności i twórczości Siudmaka. Jego obrazy bardzo często pojawiają się na okładkach jednej z największej kolekcji science-fiction “Pocket”. Wykonuje też wiele okładek płyt dla zespołów muzycznych oraz prac dla wydawnictw reklamowych. Jego twórczość przebija się też przez żelazną kurtynę. W Polsce jego pracę często trafiają na okładki miesięcznika “Fantastyka”. Zaczyna być też znany na Węgrzech i w Czechosłowacji. W 1989 roku w Paryżu odbyła sięjego pierwsza retrospektywna wystawa, która wielokrotnie wzbogacana i odnawiana gościła w wielu muzeach Europy i świata. W lutym 2000 roku miała miejsce nietypowa wystawo - projekcja obrazów Siudmaka na fasadzie świątyni Ramzesa III w Luksorze w Egipcie. nr 9 (217)
KULTURA Szczególnym w ydarzeniem w życiu artystycznym Siudmaka była wystawa zorganizowana na przełomie 2001 i 2002 roku na szczycie wieży Eiffla, symbolizująca Paryż i Francję z okazji wejścia w III Tysiąclecie. Zorganizowały ją władze Paryża na wniosek dyrektor wieży, wielkiej miłośniczki fantastyki, a głównie Juliusza Veme'a. Siudmak szczególnie wspomina wizyty w saloniku na wieży, gdzie przy kawie spotykali się Juliusz Verne i Gustaw Eiffel. - Wielokrotnie odwiedzałem ten salonik i czułem sięjak gość, a nie jak intruz - mówił. To jeden z tych uśmiechów losu, które pozostają w pamięci na całe życie. Od sierpnia 2003 roku prace Siudmaka były prezentowane w wielu polskich muzeach i galeriach. W 2007 roku Dom Wydawniczy “Rebis” wznowił cały cykl powieściowy Franka Herberta “Diuna” opatrzony ilustracjami Wojciecha Siudmaka. Podjął się tej pracy, aby zrobić wnukowi prezent. Siudmak ma niezwykle nowatorskie i wizjonerskie podejście do świata, życia i sztuki. Wnosi inne spojrzenie, zaskakuje symboliką i swoją niepowtarzalną wyobraźnią. Z właściwą sobie erudycją i inteligencją czerpie z bogatego źródła, j akim j est historia sztuki. Dlatego można u niego odnaleźć nawiązania do malarstwa dawnego, jak i kontynuację sztuki XX wieku, głównie surrealistów, a w pierwszym rzędzie Salvadora Dali. Niesamowicie inspiruje go kosmos. Lecz kosmos go też przeraża i niepokoi i ten niepokój widać na jego obrazach. Interesuje go miejsce człowieka we wszechświecie i zawsze chciał spojrzeć na ludzkość z jakby innej wysokości. Urzeka go piękno jakie widzi w harmonii kosmosu. Ponadto, jak twierdzi, to jest fascynujące, że jesteśm y pierwszym pokoleniem, które zobaczyło Ziemię z kosmosu.
Dużo czerpie z Biblii i mitologii. Swoją pracę zaczyna od szkicu, który jest zapisem wizji z jego wyobraźni, natchnienia które przyszło przy chwili dużego skupienia. Szkic odgryw a w je g o tw ó rczo ści pierwszorzędną rolę. Czasem wizje pozostają w formie rysunku lecz częściej podczas żmudnej pracy przybierają formę malarską. Trudno na jego pracach znaleźć współczesne wynalazki np. samochody, samoloty, komputery. Artysta uważa, że osiągnięcia współczesnej cywilizacji niosą za sobą zagrożenie dla człowieka. Dobrym przykładem tego jest obraz “Niepowstrzymane pragnienie narodzin”. Widzimy tutaj przód zabytkowego Mercedesa, który symbolizuje nieprawdopodobny rozwój cywilizacji w XX w ie k u . R o zw ó j, k tó ry w y tw o rz y ł stechnicyzowaną rzeczywistość, w której obecnie żyjemy. W środku chłodnicy samochodu znajduje się człowiek. Ułożenie jego ciała przypomina ułożenie płodu. Patrząc na obraz można zapytać, do czego doprowadzi ta niepowstrzymana chęć narodzin i kto lub co ma się narodzić? Nie chodzi tu o narodziny człowieka, bo na obrazie przedstawiony jest już w dorosłej formie. Chodzi tu o narodziny człow ieczej m yśli, która w swych możliwościach realizacyjnych jest prawie nie ograniczona. Może tworzyć wynalazki służące człowiekowi ale też wynalazki, które sprawią, że człowiek zacznie sobie przypisywać rolę Boga, a to może nieść duże zagrożenie. Wokół samochodu rozstawiona jest grupa dziwnych postaci, przypominających zakapturzone strachy na wróble. Te na pierwszym planie mają już jakieś określone kształty, dalsze są jeszcze bezkształtne. Symbolizują one ludzkie możliwości i osiągnięcia. Na pierwszym planie są już nazwane, dalej jeszcze nie, ale już są i przybiorą określoną formę gdy je człowiek
nazwie. Wśród nich znajduje się dziecko trzymające tyczkę z czerwonym krzyżykiem na końcu. Dziecko nie jest doświadczone i ukształtowane przez życie. Jest istotą otwartą, kreatywną i chłonną jak gąbka. Symbolizuje współczesnego naukowca, który nie wie gdzie doprowadzą go badania i eksperymenty. Nie ma dla niego żadnych barier i to jest przekleństwem ludzkości, bo może stworzyć coś takiego co ją zniszczy. Wojciech Siudmak podziwia twórczość dawnych mistrzów i surrealistów. Uważa się za kontynuatora ich sztuki w obecnych czasach. Artysta nie zważa na mody i trendy panujące w malarstwie i nie czuje potrzeby należenia do jakiejś grupy. Czuje się twórcą całkowicie wolnym i spełnionym. Przed laty wytyczył sobie swoj ą drogę i konsekwentnie niąpodąża i wie, że to co robi jest autentyczne. Już od kilku lat artysta zabiega o wzniesienie w swoim rodzinnym mieście Wieluni pomnika “Wieczna miłość”. Ma to być rzeźba przedstawiająca planety-głowy kobiety i mężczyzny połączone orbitami. Twórca chce zwrócić uwagę na olbrzymie niebezpieczeństwo jakie niesie dla naszej cywilizacji wojna, która wraz z szybkim rozwojem techniki może być zgubna dla życia na Ziemi. Pomnik ma być też hołdem dla wszystkich ludzi na świecie, którzy ucierpieli z powodu licznych wojen. Ma też być zachętą dla ludzkości do pracy nad stworzeniem porozumienia i harmonii. To dzieło sztuki będzie zawierało głębokie przesłanie, które będzie odczytywane bez względu na czas, miejsce narodowość czy wyznanie. Arkadiusz Kulpa
KALENDARIUM RADZYŃSKIE - WRZESIEŃ 30 września 1680 r. - zakończyła się pielgrzymka do różnych świętych miejsc, która wyruszyła z Przegalin 29 sierpnia 1680r. 23 wrzesień 1866 r. - za przeciwstawianie się władzom carskim i popierania powstania styczniowego został aresztowany ks. biskup unicki Jan Kaliński, proboszcz parafii unickiej w Radzyniu Podlaskim. 30 września 1928 r. - w Poznaniu zmarł Bolesław Londyński, humorysta, autor popularnych książek m.in. kryminału “Rycerze czarnego stołu”, tłumacz Wiktora Hugo. Pierwszy w Polsce przetłumaczył “Zbrodnię i karę” Dostojewskiego. Urodził się 5 stycznia 1855 r. w Radzyniu Podlaskim. 9 września 1934 r. - na stadionie w Radzyniu odbyły się zawody międzypowiatowe Radzyń - Łuków w kategoriach: bieg, strzelanie, skok w dal, skok o tyczce, rzut dyskiem, rzut kulą, rzut oszczepem. W konkurencjach męskich przewagę mieli zawodnicy gospodarzy, a w kategoriach kobiecych zawodniczki z Łukowa. Zawody zakończył mecz piłki nożnej w którym zwyciężyli zawodnicy z Łukowa osiągając wynik 2 -0 . 22 września 1935 r. - na placu koszar w Radzyniu obchodzono ogólnokrajowy “Dzień Konia”, który miał na celu uczczenie konia jako niestrudzonego pracownika na roli oraz rozbudzenie zainteresowania ludności koniem i rozpowszechnienie zasad racjonalnej pielęgnacji. W czasie imprezy wybrano najbardziej zadbanego konia. Odbyły się pokazy siły konia, sprawności podkuwaczy, wyścigi w siodle i bez siodła, pokazy zaprzęgów. Tego dnia na placu koszar zgromadziło się 1500 osób. 24 września 1935 r. - w Radzyniu odbyło się poświęcenie Ośrodka Zdrowia Polskiego Czerwonego Krzyża. Ośrodek znajdował się przy ulicy Chomiczewskiego. 9 września 1939 r. - rozpoczęły się bombardowania Radzynia przez eskadry niemieckich samolotów. Wskutek bombardowań bombami zapalającymi i burzącymi spłonęło kilkadziesiąt zabudowań gospodarskich i zginęło kilkanaście osób, a wiele zostało rannych. Bombardowania trwały do 12 września. 10 września 1939 r. - w okolicach Radzynia zostali zrzuceni niemieccy spadochroniarze, którzy mieli za zadanie spotęgować działania dywersyjne miejscowej niemieckiej Vkolumny. 15 września 1939 r. - radzyńscy policjanci w zorganizowanej kolumnie opuścili miasto. Ich samochody zostały zbombardowane przez samoloty niemieckie w rejonie Kamienia Koszyrskiego. Liczna grupa policjantów powróciła do Radzynia. Kilku z nich podczas ucieczki dostało się w ręce NKWD i podzieliło tragiczny los więźniów z Ostaszkowa i Starobielska. 26 września 1978 r. - ks. Witold Kobyliński zwrócił się z prośbą do Kurii Diecezjalnej w Siedlcach o uzyskanie pozwolenia o odpowiednich władz na budowę nowego kościoła w Parafii Radzyń Podlaski. tir 9 (217)
^1
<^OT_
,
KULTURA
27 września w Galerii ORANŻERIA została otwarta wystawa poplenerowa której bohaterem stała się RADZYŃSKA KRAINA SERDECZNOŚCI.
SERDECZNY PLENER Plener malarsko - fotograficzny RADZYŃ 2011 - SERDECZNE INSPIRACJE, zorganizowany przez Powiat Radzyński, Radzyński Ośrodek Kultury i Rekreacji przy współpracy Miasta Radzyń Podlaski trwał od 20 do 28 lipca. Przez deszczowy tydzień nasze miasto było pilnie obserwowane przez 17 artystów. Pokłosie refleksji i inspiracji możemy zobaczyć na trwającej wystawie, do odwiedzenia której serdecznie zapraszamy. Z okazji tego wydarzenia, Komisarz pleneru Grażyna Regulska, przygotowała katalog. Poniższy tekst, autorstw a Dom iniki Leszczyńskiej, stanowi do niego wstęp i cytujemy go wpełni. Plener Serdeczne Inspiracjejuż za nami. Czas na wystawą. Oglądam powstałe prace i myślą o naszym Miejscu, które tego lata odwiedzili artyści -fotograficy i malarze; zastanawiam się też nad nami - Mieszkańcami. Bo to my Miejsce i Mieszkańcy - byliśmy najczęstszymi bohaterami twórczych poczynań siedemnastu plenerowiczów-przybyszów z całej Polski, a także działańplenerowiczów-gospodarzy. Okazuje się, że jesteśmy mocno wrośnięci w tkankę miasta, i pałacu - co zauważył któryś z artystów: wciąż o nim mówimy, martwimy się przyszłością. Pamiątkowe zdjęcie też zrobiliśmy sobie na tle bramy paradnej. Dlatego nie zdziwiły mnie prace Krzysztofa Millera czy Józefa Wolnego, a na nich pałac i
my, my współcześni i my od dawna nieobecni, spoglądający ju ż tylko z nagrobnych fotografii. Albo „zaangażowane” portrety Witolda Krassowskiego; czy naścienne dzieło Anny Marii Jurewicz - powstałe niejako na „naskórku " miasta, na jego substancji. Takie d o t y k a n i e Ra dz y ni a, p a r a f r a z u j ą c wspomnianego Krzysztofa Millera. Przez kilka dni trwania pleneru niemal bez przerwy padało: „Deszczowy lipiec” - jak zatytułował jedną ze swoich malarskich impresji Andrzej Guttfeld. Dlatego obok rozświetlonego wnętrza kościoła Św. Trójcy musiał też zaistnieć zapłakany deszczem pałac, pałac tonący w kałuży, pałac zalewany wodamipotopu. Radzyń to również ptaki — wszechobecne czarne stada, kołujące w ustalonym rytmie po pochmurnym niebie, migrujące pomiędzy „ Gubernią ”aparkiem przy pałacu Potockich. Dokładnie takie,jak u Jacka Schmidta. Na plenerze nie mogło wreszcie zabraknąć pejzażu - dalszych i bliższych okolic Radzynia, ta k c h ę t n i e o d w i e d z a n y c h p r z e z plenerowiczów: począwszy od rzeki Białki wszystkim, co się w tych dniach w Radzyniu Pawła Cabanowskiego, „Fosy Serdeczności” wydarzyło, ale chciałabym jeszcze dodać Pauliny Czajor (poznajecie?), poprzez jedno: plener to także twórczy ferment, Czemierniki autorstwa Marii Gadowskiej, wieczorne dyskusje do późna - o sztuce w Dolinę Tyśmienicy, Wohyń, aż po widoki bliżej ogóle, o fotografii, o warsztacie (prezentacja nieokreślone, aleprzecież nasze-tutejsze; oraz Krzysztofa Gierałtowskiego), dzielenie się malarskie reminiscencje nieco oddalonej własnymi przemyśleniami, wątpliwościami, spostrzeżeniami. Tego będzie nam brakowało. Holi. Nie sposób wspomnieć o wszystkich i Monika Mackiewicz
grot
KULTURA
Krzysztof Sak
Daniel Mróz
Agnieszka Jaźwińska nr 9 (217)
Maks Skrzeczkowski £3
<^OT_
KULTURA
“Czas przeszły... Dokonany?”
Krzysztof Miller
Jacek Schmidt
Rydwan Apolina
akryl /papier
Marek Leszczyński
Łukasz Leszczyński
Tomasz Młynarczyk
Maks Skrzeczkowski nr 9 (3 7 )
grot
ROZMAITOŚCI
Na początku sierpnia w Radzyniu Podlaskim gościliśmy bratanków.
EGYEK - RADZYŃ PODLASKI - MIASTA BLIŹNIACZE W dniach 1-11 sierpnia w naszym mieście gościli po raz trzeci młodzi Węgrzy. Tegoroczny ich pobyt w Radzyniu to odpowiedź na lipcowy wyjazd radzyńskiej młodzieży do naszego partnerskiego miasta Egyek. Współpraca zawsze dotyczy grup młodzieży szkolnej, jej celem jest wymiana kulturalna, gospodarcza i informacyjna. Posiada charakter edukacyjno-sportowo-rekreacyjny. Miastem Partnerskim Radzynia Podlaskiego jest od dziesięciu lat węgierskie Miasto Egyek. Położone jest we wschodniej części Węgier w regionie Hajdu - Bihar, niedaleko granicy z Rumunią. Liczy około 6000 mieszkańców. Mieszkańcy i władze tego miasta bardzo dużą wagę przywiązują do pielęgnowania i kultywowania tradycji, szczególnie tradycji kulinarnych oraz hodowli rodzimych ras koni, bydła, bawołów, owiec i świni „mangalica”. Współpraca miast Egyek i Radzynia Podlaskiego formalnie trwa od 2001
Tego roku do Radzynia przyjechały 34 osoby. Miały okazję zwiedzić Radzyń, a także inne warte uwagi miejsca Lubelszczyzny i Podlasia Lublin, Kozłówkę, Ostrówki, Białą Podlaską. Pomimo dość znaczącej bariery językowej byli widzami finałowych spektakli Międzynarodowych Warsztatów Teatralnych „Dialogi”. Grafik jedenastu dni pobytu w Polsce był mocno napięty - codziennie atrakcje, codziennie mnóstwo zajęć, które często goście dzielili razem z dziećmi biorącymi udział w akcji „Lato z ROKiR”. Specjalnie przygotowany mini festyn, mecze, dyskoteki, lekcje angielskiego, strzelanie z karabinka pneumatycznego, przejażdżki konne w klubiejeździeckim, żeglowanie, ognisko. Serdeczne podziękowania należą się wolontariuszom, których wkład w organizację był bardzo duży. Wśród nich są: Ania Matysiak (pomoc w tłumaczeniu), Zbigniew Wojtaś i instruktorzy z ROKiR-u, Piotr Sławecki i Jan Kuszpa (koordynacja), Marek Wojtyczka (organizacja zawodów strzeleckich), Robert Kozak, Tomasz Borowicz i Grzegorz Szram (pomoc
roku, kiedy to została podpisana umowa partnerska. W 2008 roku w formie porozumienia nakreślono nowe kierunki współpracy, które przejawiają się w corocznej organizacji wymiany dzieci i młodzieży szkolnej, grup religijnych, wizyt samorządowców oraz przedstawicieli straży pożarnej, udziału w uroczystościach miej skich.
podczas wycieczek), Mariusz Wojtowicz i Tadeusz Szczepaniuk (konne przejażdżki w klubie jeździeckim) oraz panie ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego za cierpliwość i kulinarne specjały. Dominika Lipowska
OGŁOSZENIE Zakład Gospodarki Lokalowej w Radzyniu Podlaskim ogłasza przetarg ustny nieograniczony na wynajem lokalu o powierzchni 25.44 m2przy ulicy Jana Pawia II 23a w Radzyniu Podlaskim. Najem na czas oznaczony od dnia 20.09.201 lr. do dnia 31.03.2012 r. /okres gwarantowany/. Przetarg odbędzie się w dniu 19.09 2011 r. o godz.lO88 w biurze ZGL przy ul. Lubelskiej 5. Regulamin przetargu oraz informacje o lokalu można uzyskać w biurze ZGL lub telefonicznie pod numerem Piotr Sławecki byt opiekunek grupy węgierskiej w naszym mieście.
83 352-99-30. Dyrektor ZGL Marek Niewęgłowski
G ^ O T
PRZESTĘPSTWA W SWIECIE SZTUKI
WITKACY ZE STRAGANU Fałszowanie dzieł sztuki nie jest problemem tylko światowego rynku sztuki. Dotyczy tez Polski. Niektórzy historycy sztuki mówią wręcz o epidemii. W naszym kraju ten problem dotyczy głównie malarstwa. Wciąż rośnie zainteresow anie sztuką i jej kolekcjonowaniem, a wraz z nim przybywa fałszerzy. Nowobogaccy w których narodziła się żyłka kolekcjonerska najczęściej nie mają bladego pojęcia o sztuce i wypatrują tzw. okazji. Daje to szanse na dobry zarobek właścicielom galerii i antykwariatów u których na ścianach wisi tyle falsyfikatów, że można ich posądzać o współpracę z fałszerzami. Policja nie wykazuje żadnej chęci do zwalczania tego procederu i wykrywalność jego jest prawie zerowa. Polskie prawo też jest tak skonstruowane, że fałszerze mogą czuć się bezkarni. Jedynie spadkobiercy i potomkowie artystów podejm ują nieraz nierów ną walkę z oszustami ale nie odnosi to większego skutku. Taka sytuacja na polskim rynku sztuki zachęca wręcz do fałszowania. Produkcja podróbek to czysty biznes, za nic można dostać naprawdę duże pieniądze. Najlepszym przykładem tego będzie historia, która wydarzyła się na początku tego roku, niedaleko Krakowa. We wsi Proszowice m ieszka sobie 34-letnia M agdalena, bezrobotna, bez w ykształcenia artystycznego. Jest na utrzymaniu męża i od kilku lat zajmująca się dzieckiem i domem. Magdalena ma swoją pasję - uwielbia malować obrazy. Urządziła sobie pracownię w piwnicy gdzie jej nikt nie przeszkadzał w pracy twórczej. Trzymała w niej sztalugi, farby, płótna, gotowe obrazy i stary papier kupowany na targach staroci. Lecz nikt nie wie, że Magdalena nie maluje swoich obrazów i grafik, lecz maluje w stylu Nowosielskiego, Starowieyskiego, Panka, Wąsowicza, Kislinga, Makowskiego i innych znanych polskich malarzy. Mało tego, bo swoje prace podpisuje ich sygnaturami. Nikt nic by nie mógł zarzucić Magdalenie, gdyby tak spreparowane dzieła zostawiała dla siebie, ale Magdalena przekazywała je swojej sąsiadce Katarzynie, a ta preparowała do nich wyceny i ekspertyzy i sprzedawała je jako oryginały na internetowych portalach aukcyjnych. Ich współpraca trwa ponad trzy lata. Prace Magdaleny są tak doskonałe, że ciężko odróżnić je od oryginałów. Nabierają ponad 300 osób. Jeden z klientów kupił za 1600 zł obraz Kislinga, który tak mu się spodobał, że od tego samego sprzedawcy dokupił jeszcze kilka grafik, a wśród nich grafikę Jerzego Nowosielskiego, którą p ó ź n i e j u z n a ł z a f a ł s z y w ą . Po dokładniej szym obejrzeniu zakupionych prac zorientował się, że wszystkie obrazy i grafiki które kupił są falsyfikatami i zawiadomił policję. Policja szybko namierzyła fałszerski duet. W domu Magdaleny funkcjonariusze znaleźli jeszcze 200 fałszywych grafik czołowych polskich twórców, których przedsiębiorcze kobietki nie zdążyły sprzedać. Współpracę Magdaleny i Katarzyny można uważać za zakończoną, ale £6
ile jest jeszcze w Polsce osób parających się takim procederem jak te dwie sąsiadeczki nikt nie wie. P r z y p a d k i fałszowania obrazów z n a n e b y ł y na ziemiach polskich już na począt ku XX wieku. W 1912 roku procesy sądowe wytoczyli fałszerzom m alarze Jacek Malczewski i Julian Fałat, których obrazy świetnie się wtedy sprzedawały. Fałszywki wtedy namalowane trafiają do d o mó w a u k c y j n y c h do dzisiaj. Już wtedy malarze usiłowali bronić się przed fałszerzami np. Wojciech Kossak lakował swoje dzieła sygnetem herbowym lub potwierdzał autentyczność specjalną pieczęcią. Bywało też, że potwierdzał autentyczność obrazów swojego syna Jerzego Kossaka. W obecnych czasach w Polsce jak i na całym świecie najbardziej korci fałszerzy twórczość największych malarzy. Udana próba w takim przypadku oznacza zarobek rzędu kilkuset tysięcy złotych. Lecz nie jest to łatwe. Nieznany, odnaleziony gdzieś na strychu obraz np. Jacka Malczewskiego, Olgi Boznańskiej, Józefa Brandta czy Juliusza Fałata przed sprzedażą w domu aukcyjnym z całą pewnością trafi w ręce specjalisty w celu przeprowadzenia ekspertyzy, a tam na pewno wyjdzie na jaw czy to oryginał czy falsyfikat. Dlatego przypadki fałszowania dzieł artystów tej rangi są dosyć rzadkie ponieważ falsyfikaty podpisane ich nazwiskami jest dość trudno sprzedać. Za to zupełnie inaczej wygląda sprawa podrabiania artystów z trochę niższej półki. Ceny ich są mniejsze, rzadko trafiają do domów aukcyjnych stosujących ostrą weryfikację, klientów jest wielu i dosyć łatwo je sprzedać. Dlatego nasi rodzimi fałszerze stosuj ąc zasadę “mały zysk, ale duży przerób” zalewają rynek antykwaryczny setkami a nawet tysiącami Nikiforów, Berezowskich, Setkowiczów, Żaków, Cybisów i wielu innych modnych twórców. Fałszerze w Polsce do oszukiwania naiwnych klientów stosują takie same metody jak i w innych p a ń st w a c h, c hoc ia ż w n i e kt ór y ch przypadkach stosują metody rzadko spotykane gdzie indziej. Najczęściej stosowaną metodą fałszowania obrazów jest malowanie nowego dzieła w stylu danego artysty i odpowiednie postarzanie go, np. polewanie kawą rozpuszczalną, wystawianie na działanie wysokich temperatur, żeby świeża farba spękała zbyt szybko wysychając, posypywanie kurzem itp. Ta metoda jest dosyć trudna ponieważ fałszerz
musi zdobyć odpowiednie materiały np. papier, płótno, blejtram, farby z epoki danego malarza. Następnie namalować obraz wykazując się znajomością warsztatu artysty nanieść sygnaturę i gotowe dzieło odpowiednio spreparować. Osoba nie mająca odpowiedniej wiedzy nie będzie w stanie samodzielnie ocenić czy dane dzieło jest oryginalne czy też nie. Inna metoda to tzw. zafałszowanie, która polega na przerobieniu lub dopisaniu sygnatury do obrazu już istniejącego w taki sposób by uznany został za dzieło kogoś innego. Ta metoda w naszym kraju jest stosowana bardzo często. Całą sprawę fałszerzom ułatwia fakt, że wielu polskich malarzy jeszcze za życia zdobywało tak duże uznanie, że ich prace były masowo kopiowane przez uczniów i studentów w celu doskonalenia warsztatu. Kopiowane identycznymi farbami i na identycznym podobraziu. W taki sposób jest obecnie powiększana przez nieuczciwych handlarzy spuścizna np. Aleksandra Orłowskiego i Januarego Suchodolskiego. Sygnatury dopisuje się też do obrazów anonimowych malarzy, których obrazy warsztatem, tematem i kolorystyką przypominały pracę któregoś ze znanych twórców. Zdarza się też, że fałszerz zamalowuje istniejącą już sygnaturę i na jej miejscu lub w innej części obrazu dopisuje nową. Fałszerstwo z dopisaną sygnaturą jest dosyć łatwe do w y k r y ci a . W s z e l k i e d o m a l o w a n i a poczynione na starym obrazie świecą w ultrafiolecie. Ponadto farba którą była pisana oryginalna sygnatura zlewa się ze świeżą farbą podłoża na którym była robiona. Dlatego gołym okiem lub za pomocą lupy można zauważyć wymieszanie farb lub wycisk duktu pędzla. Farba powinna być wtopiona w podłoże. Nie ma tego na sfałszowanym obrazie. W tym przypadku fałszerz nanosi podpis na stwardniałą farbę. Litery ślizgają się po powierzchni, są umieszczone na wybrzuszeniach i same są wypukłe. O wiele trudniejsze jest wykrycie fałszerstwa w przypadku przerabiania nr 9 (217)
Gr o t
PRZESTĘPSTWA W ŚWIECIE SZTUKI nazwisk mniej znanych twórców na tych bardziej chodliwych. I tak na przykład Chełmiński przez zamianę jednej litery staje się Chełmońskim. Jednak sfałszowanie obrazu to dopiero początek pracy. Trzeba go jeszcze wprowadzić na rynek antykwaryczny. Żeby dzieło sztuki sprzedało się za dobre pieniądze musi mieć ekspertyzy wystawione przez historyków sztuki i swój “życiorys” czyli historię sprzedaży. Polscy fałszerze i nieuczciwi antykwariusze i na te trudności znaleźli bardzo proste i łatwe rozwiązania. Jeżeli chodzi o ekspertyzy to o wiele łatwiej j e sfałszować niż samo dzieło, a jeszcze łatwiej jest za nawet nieduże pieniądze, znaleźć nieuczciwego historyka sztuki, który taką ekspertyzę wystawi. Historię sprzedaży też można bardzo łatwo spreparować. Fałszerze wywożą falsyfikat za granicę i wystawiają go do sprzedaży w jakim ś niew ielkim antykwariacie na obrzeżach Berlina, Paryża, Wiednia lub innego dużego miasta. Następnie jeden z nich kupuje obraz i wystawia go w innym antykwariacie. Historia powtarza się kilka lub kilkanaście razy. Po jakimś czasie obraz wraca do Polski z plikiem dokumentów potwierdzających historię jego sprzedaży w zachodnich antykwariatach. Polskim, nowobogackim miłośnikom sztuki, na słowo zachód ręce zaczynają się trząść i uważają oni, że wszystko co przyjechało stamtąd jest na pewno oryginalne. Łatwo jest im wcisnąć za duże pieniądze obraz opatrzony w taką zachodnią dokumentację na której widnieją nazwy Berlin, Paryż, Wiedeń i raczej nie zwracają uwagi, że są to najczęściej dokum enty z m ałych, podejrzanych antykwariatów położonych na obrzeżach tych miast. Ponadto polscy fałszerze wpadli je sz c z e na inny g en ialn y pom ysł. U dostępniają obraz instytucji, która o r g a n iz u je w y s ta w ę w s a la c h wystawienniczych którejś z renomowanych instytucji państwowych lub oddają obraz w depozyt do muzeum i w ten sposób uwiarygadniają autentyczność falsyfikatu. Obraz, który znajdował się wśród zbiorów narodowych dużo łatwiej jest później sprzedać w prywatnej galerii lub domu aukcyjnym za odpowiednio większe pieniądze. Jednak ci najbardziej prymitywni fałszerze sprzedają swoje “dzieła” na deptakach wielkich miast lub na aukcyjnych portalach internetowych. I trzeba ze smutkiem przyznać, że polscy miłośnicy sztuki są bardzo naiwni. No bo jak można kupić np. pastel Witkacego za 500 - 1000 złotych, od u lic z n e g o h a n d la rz a , k tó ry ma w asortymencie jeszcze kilka takich Witkacych i kilka Nikiforów, Berezowskich lub Kossaków, mając świadomość, że oryginalny Witkacy to wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych? Wyjątkowa głupota lub wyjątkowo głupia chęć korzystania z tzw. okazji. Trzeba mieć jeszcze mniej rozumu by kupić za kilka tysięcy złotych obraz np. Wojciecha Kossaka na aukcyjnym portalu internetowym, obraz, który miał w opisie aukcji zdania: ” obraz ten dostał mój dziadek od Wojciecha Kossaka z którym znał się osobiście. Dziadek nigdy nie rozstawał się z obrazem i dlatego obraz nie ma żadnych nr 9 (217)
dokum entów potw ierdzających jego autentyczność. Przez brak certyfikatu autentyczności jestem zmuszony wystawić ten obraz w dziale kopie.” Trzeba jeszcze dodać, że był to obraz na widok którego sam Wojciech Kossak gdyby żył to z pewnością zszedłby na zawał. Jest to niemal codzienność na największych portalach aukcyjnych funkcjonujących w naszym kraju. Ostatnio ulubieńcami fałszerzy coraz częściej stają się młodzi polscy artyści, którzy już osiągnęli sukces na rynku sztuki i których obrazy bardzo dobrze sprzedają się zarówno w Polsce jak i za granicą. Znane są już liczne przypadki fałszowania obrazów młodego malarza Wilhelma Sasnala, którego prace sprzedają się nawet za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Właśnie taka sytuacja na polskim ry n k u sztu k i sam a p ro w o k u je do przestępczych zachowań tego typu. Poza tym jak już było wspomniane, fałszowanie dzieł sztuki to chyba najbardziej bezkarne przestępstwo w naszym kraju. Samo podrobienie obrazu nie jest jeszcze w Polsce przestępstwem, jest nim dopiero próba świadomego sprzedania falsyfikatu. Dlatego żeby ukarać fałszerza lub handlarza, trzeba mu udowodnić, że działali w złej wierze, a niekiedy jest to bardzo trudne. Antykwariusz któremu próbowano sprzedać fałszywy obraz nie może go zatrzymać i sprzedający idzie z nim do kogoś innego i w końcu go sprzeda. Każdy sprzedawca w Polsce ma obowiązek zatrzym ać fałszyw y banknot i jego posiadacza i od razu zawiadomić policję. Dzieł sztuki niestety nie chronią takie przepisy. Jeżeli jakimś cudem udowodni się fałszerzowi lub handlarzowi dzieł sztuki działanie w złej wierze to policja podejmuje działania zgodnie z ustawą z 23 lipca 2003 roku o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Artykuł 109a tej ustawy mówi: kto podrabia lub przerabia zabytek w celu użycia go w obrocie zabytkami , podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Artykuł 109b mówi: kto rzecz ruchomą zbywa jako zabytek ruchomy albo zbywa zabytek jako inny zabytek, wiedząc, że są one podrobione lub przerobione podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.” Przestępstwo fałszowania dzieł sztuki jest ścigane z urzędu, ale żeby organy ścigania mogły wkroczyć do akcji, muszą mieć sygnał od poszkodowanego: antykwariusza, domu aukcyjnego lub nabywcy. A takich sygnałów jest bardzo mało. Każdy kto odkryje fałszerstwo raczej nie powiadomi policj i, bo wie, że to nic nie da, tylko na własną rękę będzie próbował sprzedać obraz kolejnemu nabywcy. Bywa też, że oszukany amator sztuki, który wydał kilkadziesiąt tysięcy na falsyfikat, woli przeboleć stratę niż narażać się na pośmiewisko. Dobrym przykładem jest tu jeden z bohaterów komedii Machulskiego “Vinci”, który patrząc na fałszywą “Damę z łasiczką”, którą kupił za kilka milionów, mówi do żony: a mogłem polecieć w kosmos. Zdrowy rozsądek jest najważniejszym czynnikiem, który uchroni każdego z nas przed zakupem fałszywego obrazu. Należy przede wszystkim unikać okazji. Obraz
znanego malarza sprzedawany na targowisku staroci na pewno jest falsyfikatem. Podobnie wygląda sprawa na portalach aukcyjnych. Eksperci szacują, że 75 % wystawionych tam obrazów znanych malarzy to fałszywki. Przy zakupie najważniejszy jest osobisty kontakt z obrazem. Żadne, nawet najlepszej jakości zdjęcia nie zastąpią osobistego kontaktu. Możemy wtedy dokładnie obejrzeć obraz za pomocą lupy, obejrzeć spękania, blejtram, gwoździe przytrzymujące płótno, samo płótno lub papier (jeżeli praca jest na papierze). Możemy jej dotknąć, a nawet nieraz powąchać co też jest ważne, bo gdy obraz który wygląda na 50 lat pachnie świeżymi farbami i werniksami to też jest podejrzane. Należy zwrócić uwagę na wiele szczegółów tj. z jakiego drewna jest blejtram, bo jeżeli obraz jest stary to stary musi być też blejtram, czy nie jest sztucznie postarzony, czy są w nim otwory po owadach, czy jest rdza na gwoździach, czy widoczne są prace konserwatorskie, czy jest kurz w zaka markach i wiele innych. Należy jednak pamiętać, że to wszystko można wywołać sztucznie i dlatego należy też dokładnie przejrzeć dokumentacje obrazu. Trzeba zwrócić uwagę na to skąd pochodzi obraz i jaką ma historię. Czy istnieją dokumenty pozwalające prześledzić jego drogę od pracowni artysty do chwili obecnej tj. umowy sp rzed aży , d arow izny, testam en ty , dokumenty z wystaw, reprodukcje z książek lub czasopism? Czy obraz posiada ekspertyzy potwierdzające jego autentyczność? Jeżeli posiada to należy zwrócić uwagę, kto je wystawił, istnieją bowiem eksperci mniej lub bardziej wiarygodni. Na polskim rynku sztuki funkcjonuje wielu historyków sztuki, którzy poświęcili lata swoich badań jednemu malarzowi lub szkole i są wysoko wyspec jalizowanymi fachowcami w danym temacie. Ich ekspertyzy można uważać za wiarygodne lecz nawet im zdarzają się pomyłki. Dlatego dodatkowym dokumentem potwierdzającym autentyczność obrazu pow inna być ekspertyza konserwatorska w którym potwierdzona jest zgodność materiałów użytych do stworzenia dzieła tj. grunty, farby, płótno z materiałami używa-nymi przez malarza w innych jego pracach. Dokument ten potwierdza też, żemateriały pochodzą z epoki w której tworzył dany malarz. W przypadku starszych obrazów do eksper tyzy konserwatorskiej mogą być dołączone też ekspertyzy: chemiczna, dendrologiczna (jeżeli podobraziem jest deska) oraz rentgenowska. Jednak nawet w przypadku dokumentacji należy pamiętać, że ją łatwiej sfałszować niż sam obraz. I dlatego przy zakupie dobrze jest się skontaktować z samym artystą, jeżeli jeszcze żyje, lub z jego spadkobiercami w celu poświadczenia autorstwa dzieła. Takich zakupów należy też dokonywać tylko w galeriach i domach aukcyjnych o dobrej reputacji, które zatrudniają wyspecjalizowanych ekspertów będących w stanie stwierdzić autentyczność obrazu i które nie wystawią na sprzedaż obrazu co do którego autentyczności pojawił się chociaż cień wątpliwości. Arkadiusz Kulpa
Ł1
^
o
r
______________________
POLSKI BOND JERZY FRANCISZEK KULCZYCKI Siedząc w przytulnej kafejce, nad filiżanką kawy zapewne niewielu z nas zastanawia się, skąd wzięły się w Europie takie miejscajak kawiarnie? Przecież kawa, od której obecnie większość ludzi na całym świecie zaczyna dzień, jeszcze 350 lat temu znana była tylko na Bliskim Wschodzie i niektórych krajach Afryki. I zapewne niewiele osób wie, że ten pobudzający napój swoją olbrzymią popularność w Europie zawdzięcza polskiemu szlachcicowi Jerzemu Franciszkowi Kulczyckiemu, poliglocie znającemu wiele języków, wielkiemu znawcy obyczajów świata arabskiego który na dworze sułtańskim czuł się tak swobodnie jak we własnym domu, człowiekowi o niezwykłej odwadze, fantazji i sprycie, awanturnikowi, któremu oblegany przez Turków w lecie 1683 roku Wiedeń zawdzięcza być może więcej niż polskiemu królowi Janowi HI Sobieskiemu. Jerzy Franciszek Kulczycki urodził się w 1640 roku w Kulczycach koło Sambora w ziemi Przemyskiej, w szlacheckiej rodzinie wyznania prawosławnego, pieczętującej się herbem Sas. Niewiele wiadomo o jego dzieciństwie i młodości. Prawdopodobnie jeszcze w dzieciństwie został porwany wjasyr tatarski i trafił na Bliski Wschód. Tamperfekcyjnie nauczył się języka tureckiego, a następnie węgierskiego i rumuńskiego oraz poznał obyczaje tych krajów. Wiadomojest, że do Wiedniaprzybył z Serbii przed 1673 rokiem. Pracował tamjako tłumacz języka tureckiego w belgradzkim oddziale austriackiej Kompanii Orientalnej (Orientalische Handekskompagnie), stowarzyszeniu kupców wiedeńskich dla handlu ze Wschodem. Następnie usamodzielnił się i jako kupiec towarów orientalnych osiadł w Leopoldstadt pod Wiedniem. Gdy w 1678 roku pogorszyły się stosunki cesarstwa z Turcją, Kulczyckiemujako przybyszowi z Serbii groziło wydalenie z Wiednia razem z innymi osiadłymi tam kupcami serbskimi pomawianymi o szpiegostwo na rzecz Turcji, a zarazem dużymi konkurentami dla miejscowego kupiectwa. Jednak Kulczycki wylegitymował się polskim pochodzeniem i mógł pozostać w stolicy cesarstwa. Jak się później okazało ten fakt był zbawienny dla Wiednia i całej chrześcijańskiej Europy. W lipcu 1683 roku armia turecka pod wodzą wezyra Kara Mustafy podeszła pod Wiedeń i rozpoczęła dwumiesięczne oblężenie. Dowódcą załogi oblężonego miasta został hrabia Ernst Starhemberg, a cywilami biorącymi udział a obronie dowodził Zdenek Kaplii. Miasta broniło w sumie ok 18 tysięcy żołnierzy. Armia dowodzona przez Kara Mustafę, która oblegała Wiedeń liczyła 138 tysięcy żołnierzy. Była to największa armia, jaką Turcy zmobilizowali w XVII wieku. Z momentem rozpoczęcia obrony Kulczycki przeniósł się do zamku i zaciągnął się do ochotniczej kompanii oberżystów. Po
KOŁTSCHITZKT^ew ejcw i-
pięciu tygodniach bohaterskiej obrony siły załogi miasta stopniały do 5 tysięcy. Wiara w pozytywny skutek obrony zaczęła powoli gasnąć w obrońcach. Coraz częściej mówiono o potrzebie poddania miasta. Iskierką nadziei była armia polskiego króla Jana HI Sobieskiego lecz obawiano się, że może przybyć za późno. Kilkakrotnie próbowano się z nią skontaktować lecz bez powodzenia. Turcy zbyt szczelnie odcięli miasto od reszty świata. I wtedy zjawił się polski Bond - Jerzy Franciszek Kulczycki. Zaproponował on burmistrzowi i hrabiemu Starhembergowi, że przedrze się przez pierścień Turków i zaniesie wiadomość dowódcom zbliżającej się armii. Kulczycki w towarzystwie sługi Jerzego Michałowicza z pochodzenia Serba, wyszedł z oblężonego Wiednia późnąnocą 13 sierpnia. Obaj byli przebrani w tureckie stroje. Nawet nie zachowywali się cicho. Głośno rozmawiali po turecku, śmiali się i śpiewali tureckie piosenki. Ta ich pewność siebie i swobodne zachowanie sprawiły, że przeszli przez obóz turecki nie niepokojeni przez straże. Strzelali do nich tylko miejscowi chłopi, którzy wzięli ich za Turków. Jednak 15 sierpnia szczęśliwie dotarli do armii idącej z pomocą gdzie Kulczycki doniósł jednemu z dowódców - księciu lotaryńskiemu Karolowi V Leopoldowi o trudnej sytuacji miasta oraz udzielił informacji pomocnych później przy planowaniu uderzenia. Ten napisał list do dowódcy obrony w którym obiecywał przyśpieszyć odsiecz. List ten odniósł Kulczycki, wracając do miasta tak jak poprzednio ze śmiechem i śpiewem. Podczas powrotu też nikt go nie zaczepiał. List z obietnicą odsieczy wzbudził wielką radość w mieście i odwiódł radę miejską od podjęcia decyzji poddania Wiednia wielkiemuwezyrowi Kara Mustafie. Sprzymierzone woj ska pod wodzą Jana III Sobieskiego dotarły pod Wiedeń 11 września 1683 roku. 12 września rozpoczęła się trwająca 12 godzin bitwa po której armia wezyra Kara Mustafy przestała istnieć. On sam uszedł z pogromu tylko po to by po powrocie do Stambułu z rozkazu sułtana Mehmeda IV zostać uduszonymzielonym sznurem. Po bitwie potęga Tureckabyła załamana ijuż na zawsze przestała zagrażać Europie. Po zwycięstwie Kulczycki został uznany za bohatera przez mieszkańców Wiednia. Rada miejska nagrodziła go znaczną sumąpieniędzy i domemna ulicy Leopoldstadt. Nagrody spadały na niego też z rąk dowódców odsieczy. Król Jan III Sobieski pozwolił mu wybrać jako nagrodę dowolną rzecz z obozu pokonanego nieprzyjaciela. Jakie było jego zdziwienie gdy Kulczycki wybrał namiot w którym było 300 worków z dziwnym zielonym ziarnem. Zwycięzcy chcieli je wyrzucić, myśląc, że jest to karma dla wielbłądów, ale Kulczycki, znawca wschodnich obyczajów dobrze wiedział, że jest to zapas kawy. Wezyr Kara Mustafa kazał jąpodawać swoim żołnierzom ponieważ utrzymywała ich w dobrej kondycji podczas walki i robót minerskich. Podczas wielu podróży po Turcji, Kulczycki często pijał kawę i dobrze znał jej nadzwyczajne właściwości. Zdziwieni świadkowie tego zdarzenia z królem na czele dopytywali się go, co to jest i jak to się jada: pieczone, gotowane czy smażone jednak polski Bond nie wyjawił sekretu. Za zasługi oddane w czasie oblężenia Wiednia, cesarz Leopold I mianował Kulczyckiego cesarskim tłumaczem oraz nadał mu pierwszą w Świętym Cesarstwie Rzymskim i Europie licencją na otwarcie “Kaffe Schrank” w dosłownymtłumaczeniu “Szafy z kawą” czyli kawiarni. Zwolnił go też na 20 lat z podatku. Pierwsza w Wiedniu i Europie kawiarnia została otwarta na ulicy Schlosserglass obok katedry. Nosiła nazwę “Hof zur Blauen Flasche”- “Dom pod Błękitną Butelką”. Początkowo nie miał dużo klientów. Gorzka i cierpka kawa nie miała powodzenia. Jednak gdy właściciel zaczął ją słodzić miodem, potem cukrem, a wreszcie dodawać mleka sławajego kawiarni zaczęła szybko rosnąć. Kulczycki zaangażował sięw kawiarnianądziałalność całym sobą. Każdemu ze swoich gości podawał kawęubrany w turecki strój. Do każdej kawy podawał też ciasteczko w kształcie półksiężyca nazywane kipiel. Nie wiadomo czy robił to na pamiątkę wiktorii wiedeńskiej czy z sentymentu do krajówosmańskich. Kulczycki ożenił się z Leopoldyną Meyer. Poznał j ąj eszcze przed oblężeniem. Leopolda opatrywałajego rany, których odniósł kilka w lecie 1683 roku. Polski James Bond i pierwszy kawiarz Europy - Jerzy Franciszek Kulczycki zmarł na gruźlicę 20 lutego 1694 roku w wieku 54 lat. Jego kawiarnia została zamknięta krótko pojego śmierci. W 1862 roku dla uczczenia pamięci Kulczyckiego nadano jego imię jednej z ulic Wiednia. Dwa lata później w 1885 roku jeden z właścicieli kawiarni przy Kolschitzkygasse ufundował mu pomnik w narożniku swego domu. Dziś do tradycji Kulczyckiego nawiązuje firma kawiarska Julius Meinl. Ponadto corocznie właściciele wiedeńskich kawiarni organizują święto kawy pod nazwą Kolschitzky Fest. Dekorują wtedy okna swoich lokali portretami Kulczyckiego. Nawiązuje to do dawnej tradycji, kiedy to wiedeńscy kawiarze zrzeszeni w cechu spotykali się w sali, gdzie na ścianie wisiał olejny portret Kulczyckiego, a ich sztandar cechowy zdobiła scena nadania Kulczyckiemu przez cesarza Leopolda I przywileju na prowadzenie kawiarni. Do dzisiaj Wiedeń jest światową stolicą kawiarni, a Kulczyckiego uznaje się za patrona wiedeńskich kawiarzy. Arkadiusz Kulpa
¿0
nr 9 (217)
Gro t
KULTURA
jr
SZYM ON SW IC
Nazywam się Szymon Świć. Mam 14 lat, chodzę do II klasy Gimnazjum nr 2. Interesują się muzyką i literaturą fantasy. Lubię czytać książki, grać na gitarze, słuchać muzyki i jeździć na rowerze.
JAK POWSTAŁA NAZWA RADZYNIA Dawno temu, na Podlasiu, w krainie wtedy jeszcze nieprzebytych łąk i lasów, były sobie dwie osady. Były one małe, nieufortyfikowane, ot, kilkanaście domów, rynek, kaplica i budynek rady. Pierwszą z nich nazwano Kozirynek, ponieważ to tutaj co tydzień odbywały się targi kóz, koziego mleka oraz sera, a trzeba wiedzieć, że był to najlepszy podlaski ser. Drugą zaś nazwano Budzyń, ponieważ tu codziennie wszyscy budzili się wcześnie rano, ale nie dzięki pianiu koguta, lecz przez charakterystyczne "dzyń dzyń" krowich dzwonków. W Kozimrynku władzę sprawował Władysław Jabłonowski, jeden z potomków Jabłonowskich, wielkiej rodziny magnackiej osiadłej na Podlasiu. Za to w Budzyniu rządził Lech, po prostu Lech, który z nikomu nieznanego powodu ukrywał swoje nazwisko. Wiadomo było o nim tylko tyle, że pochodził z litewskiej szlacheckiej rodziny i że po wyjeździe z Litwy osiadł na tej ziemi. Obaj rządzili dobrze i sprawiedliwie, ale ich osady były mało znane i nawet najlepszy podlaski ser nie mógł nic pomóc, bo po prostu nikt o nim nie wiedział. Obaj świadomi byli tego, że Kozirynek i Budzyń może wkrótce odwiedzać coraz mniej przybyszów albo mogą nawet całkowicie popaść w niepamięć. Toteż spotkali się w rezydencji Władysława i poczęli rozmawiać: - No, panie Lechu, wydaje mi się że jak tak dalej pójdzie, to Kozirynek i Budzyń odejdą w zapomnienie - powiedział Władysław. - A zdani tylko na siebie długo nie przetrwamy. - Masz rację, lecz jak możemy rozsławić nasze "królestwa"? - spytał Lech. - Pomóc nam powinny nasze prawe ręce, prawda? - zaproponował Władysław. -Ależ tak. Prawda. - odpowiedział Lech. Tymi prawymi rękami okazali się przewodniczący rad obu wsi, ludzie niezwykle mądrzy, którzy pełnili też rolę kapłanów. Kiedy dowiedzieli się o całej sprawie, niezwłocznie udali się do rezydencji Władysława. -A więc chcecie rozsławić wasze osady...- powiedział przewodniczący z Budzynia. - Ale dlaczego robicie to razem, przecież każdy może działać na własną rękę. - No, bo...- zaczął Lech. - W jedności siła, sami nie damy rady. - Już wiem - odezwał się nagle przewodniczący z Koziegorynku. - Połączcie się ze sobą - Ma rację! - wykrzyknął Lech - Jak mówiłem, w jedności siła. - Nie, chodziło mi o was, tylko o całe osady - wyj aśnił z nutą zniecierpliwienia w głosie - Tak, niech i chłopi się przyłączą - powiedział Władysław. cy Koziegorynku. - Połączcie się, - Olaboga! Gdyby nie my, te osady dawno popadłyby w ruinę! - wybuchnął prze? niech z dwóch stanie się jedno, stwórzcie MIASTO. I wtedy dopiero wszystkich olśniło. ____ -Takjest!-wykrzyknęlichórem. | Kilka dni później rozpoczęto tworzenie nowego miasta. Władysław i Lech przechadzali się razem po placu. Zaczęli rozmawiać o tym, co ma tu wkrótce powstać: -Ach, piękne to będzie miasto - pierwszy odezwał się Lech. - Już widzę w tym miejscu wielki napis: "Witajcie w Budzyniu". - Jakże to? - zdziwił się nagle Władysław. - Budzyń? Toż miasto będzie Kozirynek. - Co?! - zagrzmiał Lech - Budzyń będzie miasto! Nie inaczej. - Nie. Albo będzie Kozirynek, albo nie będzie miasta wcale - krzyknął Władysław, cały czerwony ze złości. -Ach tak?! - wrzasnął Lech, również czerwony ze złości. - Skoro nie słowem, to mieczem to rozwiążemy. - Stop! - krzyknął przewodniczący Koziegorynku biegnący ku nim. - Stop! Do żadnego rozlewu krwi nie dojdzie. Jeśli chcecie to rozwiązać, to niech zdecyduje lud. W końcu to dla nich robicie to miasto. - Niech ci już będzie - powiedział Władysław. Nazajutrz mieszkańcy obu osad zebrali się przed nowym miejskim ratusze - Od wsi którego z sołtysów chcecie mieć nazwę miasta? - zapytał Lech. - Od żadnego! - krzyknął j eden z chłopów i wysunął się naprzód. - Od żadnego? Jakże to? - spytał Władysław z nutą gniewu. - A tak, że to nie dzięki wam powstaje to miasto, lecz dzięki radzie. To na jej cześć powinniśmy nazwać nasze miasto. Wyradzili nam wsie, wyradzili miasto i wyradzą nam lepszą przyszłość - powiedział chłop i spojrzał wyzywająco na sołtysów. - Tak! Ma rację! - krzyknął tłum. \ \ - A więc j ak chcecie j e nazwać? - zapytali chórem Władysław i Lech. A mieszczanie chórem krzyknęli: - Niech nazywa się...RADZYŃ! S zym on Św ić, klasa I I c
nr 9 (217)
29
Q^OT
KULTURA
...I JUŻ PO RAMOLACH! Ramole!- czyli Radzyński Przegląd ‘Old’ Filmów, już po raz czwarty dobiegi końca. Od 15 do 21 sierpnia 2011 roku, mieszkańcy Radzynia i okolic uczestniczyli w plenerowych projekcjach starych filmów na patio pałacu Potockich. Niesamowity klimat, świetna atmosfera, fajne filmy oraz wspaniała publiczność to wszystko sprawia że radzyński przegląd filmów jest tak wyjątkowy. Ale również dlatego, że już od czterech
lat repertuar wybierają właśnie widzowie, głosując na propozycje filmowe w specjalnej internetowej ankiecie. W tym roku organizatorzy przełamali nieco tę konwencję. Podczas finałowego wieczoru został zaprezentowany film-niespodzianka, którym był „Pan Samochodzik i straszny dwór”. Aby wprowadzić widzów w klimat filmu, patio pałacu Potockich rozświetlił blask świec, w oknach zagościły duchy, a publiczność spowiła tajemnicza mgła. Ale to nie była jedyna niespodzianka niedzielnego seansu. Przed filmem Radzynianie mogli obejrzeć pierwszy spot reklamowy swojego miasta. Został on stworzony przez czwórkę bardzo zdolnej młodzieży, która uczestniczyła w warsztatach filmowych. Agnieszka Kozieł, Mateusz Smolarz, Adrian Jung oraz Beata Chromik z pomocą instruktorów, stworzyli scenariusz, zebrali materiał filmowy i dźwiękowy, stworzyli efekty specjalne, dobrali muzykę oraz zmontowali to w jedną całość. W rezultacie powstała pierwsza w historii reklama Radzynia Podlaskiego i okolic, którą można podziwiać na stronie internetowej Radzyńskiego Stowarzyszenia dla Kultury „StukPuk” - stuk-puk.art.pl, serwisie youtube.com oraz na radzyńskim portalu internetowym iledzisiaj.pl. Każdego dnia przeglądu „Ramole!” filmy oglądało ok. 80 widzów, a podczas finału ok. 140. Wśród nich znaleźli się nie tylko miłośnicy dobrego kina ale również uczestnicy konkursu
plastycznego „Ramaluj”. Na konkurs zostało nadesłanych kilkanaście prac wykonanych w różnych technikach pla styc z nyc h. Autorzy m askotek, rysunków, wyklejanek, szydełkowych Ramoli, zostali nagrodzeni koszulkami oraz ramolowymi kubkami. Nagrody trafiły również do uważnych widzów przeglądu, którzy uczestniczyli w filmowym quizie. Znakiem rozpoznawczym Radzyńskiego Przeglądu ‘Old’ Filmów jest Ramol. W tegoroczną edycję przeglądu swój wkład mieli również miejscowi twórcy. Widzowie mogli zakupić ich unikatowe rękodzieło na pamiątkę. Można było zrobić również pamiątkowe zdjęcie z dużym Ramolem, który zagościł przed wejściem na pałacowe patio, czy zabrać do domuramolowe, kolorowe baloniki. Przegląd „Ramole!” to same przyjemności. Również przyjemność niesienia pomocy innym. Każdego wieczora widzowie dostarczali suchą karmę, niepotrzebne koce i ręczniki, makaron, ciastka, czy stare zabawki dla psów. Wszystkie dary o wadze aż 100 kg, zostały przekazane dla czworonogów z bialskiego schroniska. Dziękujemy wszystkim widzom przeglądu za to że byli z nami. Mamy nadzieję że zobaczymy się za rok, podczas V Radzyńskiego Przeglądu ‘Old’Filmów „Ramole!” Dariusz Siemieński “Stuk-P uk”
RAJD PAMIĘCI HARCERZY RADZYŃSKICH Już po raz jedenasty Oddział PTTK w Radzyniu Podlaskim organizuje Rajd Pamięci Harcerzy Radzyńskich im. Kazimierza Odrzygoździa. Współorganizatorami imprezy są Światowy Związek Żołnierzy AK O/Radzyń Podlaski, Stowarzyszenie „Radzyń” oraz Zespół Szkół im. Seweryna Czetwertyńskiego w Suchowoli. Rajd odbędzie się w dniach 16-17 września 2011 r., na trasie Radzyń Podlaski - Sitno - Suchowola - Radzyń Podlaski. Głównymjego celem będzie uczczenie pamięci bohaterskich harcerzy z 1940 roku, a także uczczenie pamięci nauczyciela, turysty i harcerza Kazimierza Odrzygoździa. Przed rozpoczęciem imprezy delegacja młodzieży radzyńskich szkół uda się na cmentarz parafialny, gdzie złoży wiązanki na grobach Ś.P. Kazimierza Odrzygoździa i Harcerzy Radzyńskich z 1940 roku. Następnie, po przejściu do lasu koło wsi Sitno, pod symboliczną mogiłą poległych w tym miejscu harcerzy, odprawiona zostanie połowa msza święta. Po niej przewidziany jest turystyczny marsz na
30
orientację, rozgrywany w trzech kategoriach ttaiimie,, wiekowych - szkoły podstawowe, gimnazja oraz ^ szkoły ponadgimnazjalne. Pierwszego dnia rajdu ^ W \ odbędąsięrównieżdwakonkursy,krąjoznawczyi ¡¡-f ^ niespodzianka. ™j ( jf Sobota upłynie rąjdowiczom pod znakiem ^ , drugiego etap turystycznego marszu na orientację. \ % \ ¡5Ł„:, Po jego zakończeniu odbędzie się oficjalne podsumowanie imprezy połączone z nagrodzeniem wyróżniających się uczestników. Powrót do Radzynia ----zaplanowanyjest na godzinę 15.00. Zgłoszenia na rajd przyjmowane są telefoniczne do 12 września 2011 r. (poniedziałek) pod numerem tel. (0-83) 413-15-25 lub 608-127-534 (wystarczy podać ilość uczestników). Szczegółowy regulamin imprezy dostępny iest na www.radzvnnodlaski.pttk.pl. Serdecznie zapraszam. Robert Mazurek Mr 9 (217)
Gro t
KULTURA
WARSZTATY FOTO - Zdjęcie powinno płynąć z naszej wewnętrznej potrzeby, z serca, z pragnienia. Ten obraz powinien mieć duszę mówił Maks Skrzeczkowski podczas prowadzonych przez siebie warsztatów pod hasłem „Fotografia czy malarstwo”. Pod jego okiem swe umiejętności pogłębiało 30 miłośników utrwalania rzeczywistości w kadrze. Maks Skrzeczkowski to magister sztuki, fotograf, podróżnik, wykładowca fotografii plenerowej w Podyplomowym Studium Fotografii w Kazimierzu Dolnym(UMCS). 10 września przyjechał do Radzynia, aby poprowadzić jednodniowe warsztaty fotograficzne. Z możliwości uczestnictwa w bezpłatnych zajęciach skorzystało 30 mniej i bardziej doświadczonych sympatyków fotografowania. W ramach warsztatów odbyły się dwa wykłady połączone z prezentacjami: „Efekty malarskie w fotografii” oraz „Percepcja widzenia, budowa aparatu fotograficznego”, stworzono też pałacową
camera obscura. Prelekcje oprócz mnóstwa informacji teoretycznych obfitowały w anegdoty i ciekawostki z doświadczenia prowadzącego. - Fotograf musi sobie zadać pytanie, bez względu na to jaki jest temat, o czym on chce opowiedzieć, co jest w jego głowie, żeby było w tym kadrze. Fotograf podejmuje decyzję, co pozostawić poza kadrem, czego nie chce mieć na zdjęciu. Zdjęcie powinno płynąć z naszej wewnętrznej potrzeby, z serca, z pragnienia. Ten obraz powinien mieć duszę, ale musimy kontrolować je, reżyserować - tłumaczył Maks Skrzeczkowski. Zachęcał do wprowadzania ukrytych smaczków niekoniecznie na pierwszym planie, w pierwszej ostrości.
Skrzeczkowski przekazał słuchaczom wiele cennych rad, które na pewno przydały się podczas plenerowych wyjść w poszukiwaniu dobrych ujęć. Pod koniec dnia zrobione przez uczestników warsztatów zdjęcia poddano analizie. - Teraz zastanowimy się, co by było gdyby inaczej przykadrowano czy użyto odmiennego narzędzia - zapowiedział Skrzeczkowski. Analizie towarzyszyła konstruktywna dyskusja. Wszyscy uczestnicy zajęć zostali wyróżnieni dyplomami. Maks Skrzeczkowski dokona również wyboru najlepszych zdjęć wykonanych podczas warsztatów. Fotografie zostaną zaprezentowane podczas poplenerowej wystawy. g nr
KONCERT CRZEŚCIJAŃSKI 9 września sala kina Oranżeria rozbrzmiewała muzyką chrześcijańską, oraz zespół „Nadzieja” z Kocka, którym opiekują się wspaniali Koncert pt. „Jesteś dobry dla mnie Panie” wykonali absolwenci animatorzy działalności kulturalnej w Kocku małżeństwo Barbara i Szkoły Muzycznej im. Karola Lipińskiego w Lublinie, studenci Józef Obroślakowie.Aranżacje instrumentalnie i wokalnie opracował Wydziału Wokalistyki Jazzowej Akademii Muzycznej w Gdańsku a także wiele z nich wykonał Mateusz Obroślak. -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Widzowie wyszli z koncertu zadowoleni. Kto nie przyszedł niech żałuje. W piątkowy wieczór można było posłuchać radosnych piosenek o tematyce chrześcijańskiej, które oprócz wątków religijnych ukazują chrześcijaństwo jako wiarę radosną o nastawieniu wychwalającym Boga w sposób entuzjastyczny, manifestujący kołysaniem ciała, klaskaniem w rytm muzyki a także włączaniem się do wspólnego śpiewania razem z artystami. Nielicznie przybyłym radzyniakom koncert przypadł do gustu. Młodych artystów nagradzano gromkimi brawami a na zakończenie koncertu nieprzerwanymi oklaskami wywołano na bis. Z. W. nr 9 (217)
31
Q^OT
WYWIAD GROTA
25 lat na scenie, 11 wydanych płyt, mnostwo koncertow i udzielonych wywiadów. Z takim dorobkiem zawitało do Radzynia FarbenLehre. Zespół był gwiazdą wieczoru podczas Rockowego zakończenia wakacji. Po koncercie z liderem Farben Lehre Wojciechem Wojdą rozmawiał Jakub Szymanek.
FARBEN LEHRE OBCHODZI 25 URODZINY
KUBA: Dzisiejszy koncert - dla mnie super, naprawdę. To co się działo na scenie i pod nią - masakra. Pierwszy raz grałeś w naszym mieście przed radzyńską publicznością. Jakie są twoje odczucia po dzisiej szym koncercie? WOJTEK: Jak na pierwszy raz w danym mieście to myślę, że wytworzyła się bardzo sympatyczna atmosfera, Pozytywnie się zaskoczyłem, iż większość naszych piosenek była znana ludziom w Radzyniu. To miłe, kiedy zespół przyjeżdża gdzieś pierwszy raz, nie wie, co go spotka i nagle okazuje się, że piosenki są rozpoznawane, a ludzie dobrze się bawią. Kiedyś rejony podlaskie - Siedlce, Łuków, Siemiatycze, Biała Podlaska - były nam bardzo przychylne. Graliśmy tu wielokrotnie i w latach dziewięćdziesiątych mieliśmy w tych okolicach bardzo oddaną publikę. Dzisiejszy koncert w Radzyniu trochę przypomniał nam stare dobre czasy koncertów na Podlasiu... KUBA: W tym roku zespól obchodzi 25-lecie istnienia, o czym wspomniałeś w czasie koncertu, zapraszałeś tutaj fanów do wspólnego świętowania... W OJTEK:... żeby się nie postarzać - od września 2011 będzie liczyło się nasze 25-lecie. Tak naprawdę to dzisiaj jest 28 sierpnia, a - o ile mnie pamięć nie myli - to właśnie tego dnia, ćwierć wieku temu po raz pierwszy się spotkaliśmy i razem z Markiem Knapem ustaliliśmy nazwę Farben Lehre... KUBA: Jak będzie wyglądało 25-lecie? WOJTEK: Cała tegoroczna trasa PUNKY REGGAE live, która po raz pierwszy odbędzie się na jesieni, będzie ściśle powiązana z 25-leciem istnienia Farben Lehre. Zagramy dokładnie 25 jubileuszowych koncertów. Głównym punktem „obchodów” jest duża plenerowa impreza w rodzinnym Płocku, na którą zapraszamy w sobotę 17 września. Oprócz nas na scenie poj awi się 10 zaprzyj aźnionych z nami kapel. Całość będzie trwała ponad 12 godzin... KUBA: Kto wystąpi? WOJTEK: No Future, The Bill, Zielone Żabki, Pajujo, Akurat, Raggafaya, Enej, Kamil Bednarek i Starguardmuffin, Zmaza, KSU, no i na końcu Farben Lehre. Podczas naszego koncertu pojawi się kilku zaproszonych gości. Nie będę ujawniał większości nazwisk, ale wśród nich znajdą się takie jednostki jak Cichy z Fort BS czy Dżej Dżej, wokalista Big Cyca. Z kolei konferansjerką zajmie się nasz wieloletni koleżka, czyli Paweł „Konjo” Konnak. Wszystko się odbędzie na malowniczej plaży nad Wisłą w Płocku i - co ważne - za darmo. Wierzymy, że pogoda nie popsuje nam szyków. KUBA: Właśnie - 25 lat. Ćwierć wieku. Jest to ogrom czasu, zagraliście w tym okresie mnóstwo koncertów, nagraliście 11 płyt... WOJTEK: Konkretnie nagraliśmy 9 płyt studyjnych czyli: ,3 ez Pokory”, „My Maszyny”, „Insekty”, „Zdrada”, „Atomowe zabawki”, „Pozytywka”, „Farbenheit”, „Snukraina”, „Ferajna”. Do tego dochodzi również koncertowa kaseta „Samo życie” oraz archiwalna „Garażówka”. Ponadto podczas tych wszystkich lat ukazało się sporo rozmaitych kompilacji z nagraniami Farben Lehre. Dyskografię
uzupełniają dwa albumy DVD: „Przystanek Woodstock 2006” oraz „Punky Reggae live 2008”. KUBA: Jakie było te 25 lat dla zespołu Farben Lehre? WOJTEK: Jak życie - pojawiały się chwile miłe, przyjemne, ale również zdarzały się słabsze i bardziej przykre momenty. Sporo osób przewinęło się przez nasz zespół. Jedni odchodzili w bardziej burzliwych okolicznościach, z innymi z kolei braliśmy zupełnie spokojne rozwody. W tych wszystkich latach zagraliśmy bardzo dużą ilość koncertów i przyznaję, że większość z nich wspominam dobrze. Przede wszystkim, dlatego, że lubimy to robić i do dzisiaj granie na żywo sprawia nam mnóstwo przyjemności oraz satysfakcji. Największy i najbardziej spektakularny koncert Farben Lehre odbył się na Przystanku Woodstock 2006. Można domniemywać, że wówczas zobaczyło nas w granicach 200-250 tysięcy ludzi. Wysoko oceniam również nasz bojowy występ na Festiwalu w Jarocinie 1993 roku, kiedy pomiędzy nami a publicznością powstał wyjątkowo pozytywny i energetyczny prąd. Takich sytuacji się nie zapomina. Natomiast z ostatnio zagranych przez nas koncertów najlepiej wspominam występ na scenie Krishny, podczas tegorocznego Przystanku Woodstock. Namiot pękał w szwach i przyszli dokładnie ci, którzy chcieli nas zobaczyć i posłuchać. W powietrzu czuć było taką niesamowitą magię...W ciągu minionych 25 lat dzieliliśmy scenę z wieloma legendarnymi kapelami, takimi jak, m.in. Die Toten Hosen, Exploited, G.B.H, U.K.Subs czy Vibrators. Jesteśmy mocno zaprzyjaźnieni ze znaną niemiecką kapelą Dritte Wahl, z którą wspólnie zagraliśmy około 30 koncertów w Polsce i Niemczech. Dzięki tym relacjom Farben Lehre wystąpiło w najbardziej prestiżowych klubach Berlina, Hamburga, Wiednia, Monachium, Magdeburga czy Drezna. Jeżeli chodzi o wizyty zagraniczne, to odwiedziliśmy również ze swoją muzyką takie kraje jak: Ukraina, Francja, Włochy, Irlandia, Białoruś, Słowacja czy Czechy. Reasumując, gdyby historia Farben Lehre miała się skończyć jutro, myślę, że mielibyśmy o czym opowiadać naszym wnukom... KUBA: Bogate doświadczenia, jestem pod wrażeniem. Wspomniałeś wcześniej, że koncert jubileuszowy poprowadzi „Konjo”... WOJTEK: ...nasz wieloletni i serdeczny kolega. KUBA: Dokładnie. Cenię go bardzo, znam, kojarzę. Można śmiało go nazwać dobrym komediantem. Spodziewam się, że będzie sypał j ak z rękawa dowcipami, anegdotami z życia zespołu. WOJTEK: Nie sądzę, Konnak ma swojąniepowtarzalnąjazdę. KUBA: Mimo tego chciałbym usłyszeć jakąś anegdotę z życia kapeli, coś w stylu o czym wcześniej wspomniał Filip, jak kiedyś zapomniał kawałka i musiał pytać się perkusisty jak to leciało. Dużo było takowych, różnorakich przygód w waszej karierze? WOJTEK: Parę razy zdarzały się różne zabawne sytuacje, które trudno zapomnieć. Na przykład swego czasu w Przemyślu organizator nie załatwił w ogóle tzw. przodów i wokal leciał z gitarowych wzmacniaczy. Mimo tych ewidentnych niedogodności koncert okazał się bardzo udany. Innym razem przyjechaliśmy grać do Ostrowa Wielkopolskiego w sobotę, ale mało ogarnięty organizator zrobił całą reklamę na piątek. Ot pomyliły mu się daty. Finał był taki, że ponoć w piątek pod klubem pojawił się fuli ludzi, zaś w sobotę, kiedy przybyliśmy na miejsce zawitało jakieś 10-15 osób. Zatem koncert był zdecydowanie kameralny. W całej, tak długiej historii kapeli, pojawiały sięrównieżjakieś alkoholowe ekscesy, ale to raczej w latach 90-tych. Prąd kopnął mnie tylko raz, podczas koncertu w Wejherowie, ale poczułem się tak, jak by ktoś centralnie uderzył mnie młotem kowalskim w głowę. Strzał był wyjątkowo odczuwalny i pamiętny. Sytuacje, że ktoś zapomni kawałka też miały miejsce, ale nie sądzę, aby to była jakaś wyjątkowo ciekawa odsłona historii FL. KUBA: W książce Leszka Gnoińskiego “Raport o Acid Drinkers” jedną z opisywanych historii, była sytuacja, w której zespół wybierał się koleją na koncert i jeden z gitarzystów - Popcorn Mr 9 (217)
WYWIAD GROTA___________________________________ pomylił pociągi, przez co pojechał całkowicie w przeciwnym kierunku co reszta zespołu, na drugi koniec Polski. Czy w Farben Lehre zdarzały się podobne przypadki? WOJTEK: Myślę, że akurat w kwestii logistyki jesteśmy zdecydowanie bardziej poukładanym zespołem niż koledzy z Acid Drinkers. Aczkolwiek zdarzyła się nam swego czasu pewna dziwna sytuacja. Jadąc na początku lat 90-tych pociągiem do czeskiego Cieszyna, nasz gitarzysta Kiciński w pewnym momencie wyszedł do toalety i zaginął na ponad 6 godzin. Spanikowani szukaliśmy go po wszystkich przedziałach, przejrzeliśmy toalety, wszystkie miejsca, w których mógł być i nigdzie nie mogliśmy go namierzyć. W pewnym momencie wręcz doszliśmy do wniosku, że wypadł z pociągu. Nieoczekiwanie, kiedy zaczęliśmy snuć żałobne wizje, jak gdyby nigdy nic pojawił się w przedziale. Nas zamurowało, a on położył się bez słowa spać. Tak naprawdę do dzisiaj nie wiem gdzie był, jak go szukaliśmy. Może na dachu pociągu? Nie wiem... Swoją drogą z tym Cieszynem mieliśmy trochę przebojów. Na granicy okazało się, że Czesi wysyłając nam zaproszenie nie dopilnowali formalności i nie przybili jakiejś istotnej pieczątki. Finał był taki, że nie wpuścili nas do Czechosłowacji i po całonocnej podróży z Warszawy zarządziliśmy kompletnie nieoczekiwany powrót... KUBA: Wasza dyskografia jest bardzo bogata. Jest się czym pochwalić. Powiedz, którą z płyt, piosenek oceniasz najwyżej, którą uważasz za swoj ą ulubioną, bliższą sercu? WOJTEK: Zespół Farben Lehre jest zespołem progresywnym, zatem rozwijał się z płyty na płytę. W związku z tym naj lepsze moim zdaniem są ostatnie trzy płyty czyli „Farbenheit”, „Snukraina” i „Ferajna”. Kiedyś bardzo lubiłem koncertówkę „Samo życie”, nagraną 17 lat temu. To istotny kawałek naszej historii. Całość zrealizował sam Robert Brylewski. Cieszę się, że po tylu latach cały ten koncert zostanie wydany w postaci cd. Już za kilka dni... KUBA: A jakiej muzyki słucha Farben Lehre na co dzień? W busie, w trasie - jakich zespołów? WOJTEK: W busie nie słuchamy niczego, bo gramy tak dużo koncertów, że już muzyki więcej nam nie potrzeba. Zazwyczaj oglądamy filmy, jakieś historie sobie opowiadamy, śpimy, etc. KUBA: Aprywatnie? WOJTEK: Prywatnie mój brat i Filip raczej gustują w punk rocku,
nr 9 (217)
zarówno tym brytyj skim korzennym, j ak i współczesnej kalifomij skiej jego odmianie. Mikołaj z kolei, oprócz punkowego grania preferuje kapele z pogranicza gotyku, takie jak Sisters Of Mercy, Fields of the Nephilim, Bauhaus czy The Mission. A ja słucham wszystkiego po trochu. Lubię zarówno Ramones, Clash, Green Day, jak i wspomniane Sisters Of Mercy, Pogues czy Ska-P. Staram się nie ograniczać do jednego gatunku. Ostatnio słucham więcej muzyki reggae a’la Damian Marley & NAS czy Stephen Marley... KUBA: Na jaki koncert chciałbyś się wybrać w najbliższym czasie? WOJTEK: Najchętniej chciałbym zobaczyć kolejny koncert Sex Pistols, których uważam za najważniejszy zespół w historii. Widziałem ich na scenie dwukrotnie: w Pradze oraz w Gdyni i za każdym razem czułem się mocno zauroczony ich występem. Niestety na Clash czy Ramones już się nie załapię, ale chętnie zawitałbym na koncert Green Day czy po raz kolejny na Ska-P. Zresztą z tymi ostatnimi chętnie wystąpiłbym naj ednej scenie. To by było coś... KUBA: Jak wygląda codzienne życie muzyka? Jest ciężko czy jednak zasada sex,druggs and rock'n'roll? WOJTEK: Rock'n'Roll był fajny, ale w latach sześćdziesiątych, kiedy na świecie brylował Elvis Presley. Dzisiaj to hasło kojarzy mi się z przysłowiową kichą, jak to śpiewał Maleńczuk. Z kolei samo słowo „rock” postrzegam jako solidną wioskę, więc pominęje milczeniem. Z rzeczonego przez Ciebie hasła interesuje mnie jedynie seks, bowiem drugs odrzucam po całości. Jeżeli chodzi o życie muzyka... Cóż, ja aktualnie łączę dwie funkcje. Oprócz tego, że jestem czynnym śpiewaj ącym i graj ącym koncerty muzykiem, od kilku lat menedżeruj ę kilku projektom. W moim życiu od jakiegoś czasu dominuje pracoholizm, jednak wyrażam nadzieję, że niebawem sytuacja się ustabilizuje. KUBA: Kręci cię bycie menadżerem? WOJTEK: Z tym moim menedżerstwem to jest trochę takie praktyczno-przyszłościowe myślenie. Mam świadomość, że Farben Lehre gra już 25 lat. To czas, kiedy należy poważnie się zastanowić nad tym, co dalej? Powoli trzeba liczyć się z tym, że powoli zaczynamy zwijać żagle jako kapela. Teraz na 25-lecie wyjdzie podwójny album CD, płyta winylowa i ponadto zagramy całą serię jubileuszowych koncertów. Natomiast, co potem - trudno dzisiaj przewidzieć... Wracając do menedżerstwa. Cóż, mam pewne umiejętności, sporą wiedzę o mechanizmach polskiego rynku muzycznego, potrafię organizować koncerty, więc staram się jakoś spożytkować te wieloletnie doświadczenia. Tym bardziej, że do fabryki iść nie zamierzam, bo się tam po prostu nie nadaję. Szewcem też nie będę, bo butów szyć nie umiem. Nie wiem również jak długo będę śpiewał. Mam pewien plan, by nagrać płytę solową, ale tylko jedną... Tak po prostu. Dla satysfakcji, żeby mieć ją dla siebie. W pewnym momencie uznałem, że skoro potrafię kierować przez tyle lat swoim własnym zespołem, to czemu nie mógłbym pomagać młodym zespołom, które potrzebują fachowego wsparcia? A ja znam ten fach, nie da się ukryć. W związku z tym nie mam problemu z pozyskiwaniem zespołów, którymi mogę się opiekować. Tak naprawdę w większości same się zgłaszają... Ponadto jest jeszcze jeden istotny powód mojego działania w temacie menedżerstwa. Otóż nam nikt nie pomógł, dlatego zawsze mieliśmy i do dzisiaj mamy pod górę. Zatem czemu nie zmienić biegu historii kilku młodych, utalentowanych zespołów? Uważam, że wybrałem słuszny kierunek.. . 1
33
G*or KRZYŻÓWKA Z HASŁEM 1
2
3
11
4
5
■ ■■
■■ ■
(8 16
21
»
26
9
ZNACZENIA WYRAZÓW
10 14
17
_
(3 18
8
(7
13
12
(6
15
7
6
ROZRYWKA
23 27
(1
(5 20 «
i ||H 2 5
28
(2
(9
Litery z pól zaznaczonych w prawym, dolnym rogu czytane kolejno utworzą aktualne hasło-rozwiązanie zadania.
HASŁO
1
2
REBUS
3
4
5
6
7
8
9
opr. Dariusz Gafan
Co to za przedmiot?
POZIOMO 1. Jak głodny to zły, 6. jadalny skorupiak morski, 11. duma Wawelu, 13. kompan, kumpel, 15. najmniejsza część pierwiastka, 16. wyniosły sposób przemawiania, 17. najlepsze miejsca na widowni, 18. smuci bramkarza, 19. miłośnik muzyki, 20. podobny do ojca, 21. inicjały naszego wieszcza, 23. znany kartograf polski, 25. symbol chemiczny selenu, 26. z niego piękny widok, 27. czynność z kartami, 28. łódź rybacka. PIONOWO I. przepływa przez Waszyngton, 2. opłata dla Charona, 3. autor powieści fantastyczno naukowych (Solaris), 4. symbol chemiczny glinu, 5. znawca win, 6. żołnierz lekkiej jazdy, 7. j e d n o s t k a o p o r u e l e k t r y c z n e g o , 8. gramodrobina, 9. j e d en z trzech muszkieterów, 10. twórca spektaklu, II . odm iana węgla kam iennego, 12. bombardowanie, 13. pomocnik urzędnika w prowincji rzymskiej, 14. lina dźwigu zakończona hakiem, 22. młodzieniec na dworze magnackim, 24. np. skarabeusz
PARAFIALNY ZESPÓŁ CARITAS INFORMUJE - Żywność wydawana j est w każdą pierwszą sobotę miesiąca od 9.00 do 11.00. - Należy zgłaszać się osobiście lub upoważnić do odbioru bliską osobę. - Osoby korzystające z pomocy żywnościowej świadczonej przez Parafialny Zespół Caritas powinny przedłożyć: zaświadczenie Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej lub Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, jeżeli korzystają z pomocy tych Ośrodków, - Zaświadczenie Powiatowego Urzędu Pracy, jeżeli są osobami bezrobotnymi, a nie korzystają z pomocy MOPS lub GOPS, lub zaświadczenie własne. - We wtorki od godziny 15.30 konsultacje z pedagogiem z Poradni Psychologiczno - Pedagogicznej ( trudności w nauce i sposoby ich przezwyciężania, wskazówki dla rodziców j ak pracować z dzieckiem w domu i in.). -W każdy piątek od godziny 13.00 do 15.00 udzielane są porady prawne, od 15.00 do 17.00 konsultacje z psychologiem - logopedą. PARAFIALNY ZESPÓŁ CARITAS przy Parafii Św. Trójcy w Radzyniu Podl. ul. Jana Pawła H 15 21 - 300 Radzyń Podl. tel. 83352 - 73 - 90 Dyżury w każdy wtorek w godz. 16.30 - 17.30 i piątek w godz. 12.00 -13.00
B iu ro senatorskie profesora Jó ze fa Bergiera ul. O stro w ieck a 14 (w e jście od ulicy D ą b ro w s k ie g o ), 21 - 300 R a d z y ń Podlaski. Z a p ra s z a m y c o d zie n n ie od 9 d o 14. D y ż u r y S e n a to ra trzeci p o n iedziałek m iesiąca 1 0 - 1 2 . tel. 7 8 4 -3 5 6 -0 4 7 w w w .b e r g ie r j o z e f .p l ;w w w .p la tfo rm a -ra d zyn .p l
RADZYŃSKI M AGAZYN SP O ŁEC ZN O - K U LTU R A LN Y W yd a w ca : Radzyński Ośrodek Kultury i Rekreacji A d re s redakcji: ul. Jana Pawła II 4, 21-300 Radzyń Podl. http://radzrok.home.pl/, e-mall: radzrok@home.pl Reklama i ogłoszenia: tel. 352-73-14 (wew. 26), 664923307 Redakcja: Piotr Matysiak (red. naczelny), Monika Mackiewicz, Arkadiusz Kulpa, Tom asz Pietrzela, Jakub Szymanek Stali w sp ó łpra co w n icy: M. Topyła (sport), K. Wodowska, R. Mazurek, D. Gałan, J. Musiatowicz, Skład i łam anie: P. Matysiak, J. Szymanek, S. Walencik Nakład 1100 egzemplarzy, cena: egzemplarz bezpłatny. Redakcja zastrzega sobie prawo redagowania tekstów, w tym ich skracania i zmiany tytułów. Za treść ogłoszeń redakcja nie odpowiada.
Qqor
31
nr 9 (2I7)
G^OT
REKLAMA
LIW “ORZEŁ.” ZAPRASZA BIAŁA KOŁO RADZYNIA Całodobowy sklep oferuje: artykuły spożywcze akcesoria samochodowe oleje, płyny, smary, filtry pasze dla zwierząt gospodarskich karmę dla królików, gołębi, psów i kotów
NOWOŚĆ W OFERCIE
GAZY TECHNICZNE
BerMeb - meble Twoich marzeń S p e cja lizu je m y się w produkcji m ebli k uch e nn ych , łazienkowych, garderób, drzwi i różnego rodzaju mebli do domu oraz nietypowych robionych według indywidualnych projektów. Swoje prace wykonuje w oparciu o ponad 30-sto letnie doświadczenie w tej branży. Meble produkowane w naszym zakładzie dostosowane są do Państwa wymogów, gustów i potrzeb. fe ,_ 18J „ g
LPRAWA I SPRZEDAZ
TEL. 504 060 803 TEL. 83 352 14 24 PRZYJEZDZAMY-NAPRAWIAMY
KLIMATYZAC J E llll*pj!L^P^ ■.......... ..... _ _ ^
_ __ .( I
W 1
Radzyń Podlaski Wykonujemy okresowe, obowiązkowe przeglądy ul. Warszawska 61 („obok Biedronki”) urządzeń chłodniczych w sklepach spożywczych
(L Q J ÏÏ© części
do
C E N T R U M
samochodów
marki
FORD
-A
części karoseryjne, mechaniczne, silniki, zawieszenia, elektronika, airbagi, naprawa, diagnostyka
-A
D ow óz i w ysyłka na cały kraj. Sprzedaż części nowych i używanych.
21-300 Radzyń Podlaski ul. Wisznicka lOb tel. (83) 352 04 14
kom. 889 917 244 889 079 244 e-mail: ford2008@wp.pl Mondeo
hr 9 (217)
35
21-300 Radzyń Podlaski ul.Lubelska 5, tel/fax 083 352 61 01 http://w w w .pukradzyn.pl e-m ail: p u k _ ra d zyn @ w o d k a n .p l
-W ywóz nieczystości stałych i płynnych -Sprzedaż gazu
tel. 83 352 61 03 ~ -Projektowanie i wykonywanie przyłączy wodno - kanalizacyjnych
tel. 83 352 61 04 -Budowa parkingów i chodników -Układanie kostki brukowej
tel. 83 352 61 03 ~ /i
Przedsiębiorstwo Qsług Komunalnych sp. z o.o. świadczy kompleksowe i profesjonalne usługi pogrzebowe Wizerunek naszej firmy budujemy na godnym i rzetelnym wykonywaniu zleconej usługi w oparciu o zdobyte umiejętności i doświadczenia. Rodzinom, które znalazły się w bolesnej sytuacji, staramy się w sposób jak najbardziej bezstresowy pomóc w załatwieniu wszelkich formalności. Śmierć osoby bliskiej to ciężki i bolesny okres w życiu każdego z nas. Staramy się aby w tych trudnych dla Państwa chwilach być oparciem i służyć pom ocą w rozwiązywaniu wszelkich problemów związanych z organizacją pogrzebu.Rodzina zlecająca nam usługę jest traktowana przez nas z należytym szacunkiem, współczuciem i pełnym zrozum leniem .Nasz wykwalifikowany personel, charakteryzujący się życzliwością oraz w ysoką kulturą osobistą jest gwarantem rzetelnej, profesjonalnej obsługi i organizacji pogrzebu.Rozumiemy potrzeby rodzin osób zmarłych i wychodząc im naprzeciw organizujemy pogrzeby kompleksowo I bezgotówkowo.
D o m p rze d p o g rze b o w y Jakim d y s p o n u je m y Jest n o w o c z e s n y m o bie k te m sp e łn ia ją c y m w s zy s tk ie n o rm y I w ym a g a n ia . M ie s z c z ą się w nim dw ie kaplice - c h rze ś cija ń sk a o ra z b e z w yz n a n io w a , d o której na ż y c ze n ie m o ż n a w s ta w ić s y m b o le religijne. N a sze n o w o c z e s n e s a m o c h o d y p o g rze b o w e u m o ż liw ia ją t ra n s p o rt na terenie całej Polski. W d o m u p rze d p o g rz e b o w y m z n a jd u je się sk le p o fe ru ją c y d u ż y w y b ó r a s o rtym e n tu z w ią z a n e g o z p o c h ó w k ie m ^
Nasza firma kredytuje koszty pogrzebu w ramach zasiłku ZUS. Oferta usług pogrzebowych -całodobowy przewóz zmarłych z mieszkań, przechowywanie ciała w chłodni -sprowadzanie ciałzzagranicy -balsamacja, kremacja -rezerwacja terminów na cmentarzach komunalnych i parafialnych -pomoc przy załatwianiu wszelkich formalności w ZU S -kompleksowa organizacja pogrzebów tradycyjnych i urnowych -wynajem autokarów dla uczestników ceremonii pogrzebowej -toaleta pośmiertna - posiadamy certyfikaty z dziedziny tanatokosmetyki Oferujemy ubezpieczenia na w ypadek zgonu z przeznaczeniem świadczenia na uregulowanie -tabliczki tradycyjne oraz wykonywane na specjalne życzenie klienta kosztów powstających po śmierci osoby ubezpieczonej w tym kosztów pogrzebu -duży wybórtrumien, wieńce, półwieńce, wiązanki -odzież dla osób zmarłych -budowa grobów murowanych -demontaż i montaż pomników.
Całodobowy telefon 83 352 61 03 kom 604 400 825 Dom przedpogrzebowy i sklep 83 352 63 89 (od g. 7-15)