7 minute read
WPROWADZENIE
Moja tajna supermoc!
Mam na imię Alex, a na drugie powinienem mieć Niepokój.
W każdym razie tak było, kiedy chodziłem do szkoły. Każdego dnia, gdy tylko otwierałem rano oczy, już miałem w głowie jakąś obawę. Czułem się trochę tak, jakby wewnątrz mojego umysłu znajdował się specjalny kącik służący wyłącznie przejmowaniu się różnymi sprawami tak koszmarnie, że wyprodukowane przez niego myśli nie dawały mi spać.
Najczęściej martwiłem się szkołą. A konkretnie – wmówiłem sobie, że wszyscy nauczyciele potajemnie mnie nienawidzą. Ci od chemii i od angielskiego, również od przyrody, geografii i historii, a nawet wuefista. Wyobrażałem sobie, że widzą we mnie tego jednego jedynego ucznia, którego w gruncie rzeczy wcale nie chcą uczyć.
Nie zachowywałem się źle. Wręcz przeciwnie, bardzo się starałem. Miałem jednak dysleksję, z czego wtedy nie zdawałem sobie sprawy. Przekładała się na wiele trudności w czytaniu i pisaniu, które pogłębiały mój niepokój, burzyły poczucie własnej wartości i wywoływały we mnie błędne poczucie, że jestem mniej inteligentny od kolegów i koleżanek z klasy. Martwiłem się, że nauczyciele uznają mnie za lenia. W rzeczywistości jednak dysleksja oznacza tylko, że mózg jest skonstruowany w trochę nietypowy sposób, przez co trudno mu pojąć takie sprawy jak poprawna pisownia.
Żaden z nauczycieli nie traktował mnie w sposób wskazujący na to, że mnie nie lubi. Nie przeszkadzało mi to jednak myśleć, że wszyscy tylko czekają, aż popełnię jakiś błąd.
W scenariuszu, który podpowiadała mi wyobraźnia, pewnego dnia spod tablicy miał dobiec do moich uszu krzyk: „Alex George! Kto ci pozwolił wyglądać przez okno?! Teraz już naprawdę przesadziłeś! Mam tego dość! Skoro nie potrafisz uważać na mojej lekcji, to już do końca życia będziesz jedną wielką porażką! Wynoś się i nie wracaj!”.
Wiem. Trochę dramatyzowałem. Ale mówiłem już, że byłem mistrzem świata w zamartwianiu się.
Tylko ja tak mam?
Jakby tego było mało, sądziłem również, że nikt poza mną nie przeżywa podobnych rozterek. Moi koledzy ewidentnie nie przejmowali się tym, że nauczyciele mogliby dopisać ich do listy uczniów, z którymi nie chcą mieć do czynienia. Kiedy rugano ich za gadanie na lekcji albo wytykano im błędne odpowiedzi, przyjmowali to po prostu do wiadomości, zamiast reagować, jakby zawalili semestr. Ja tymczasem byłem pewien, że muszę postępować idealnie, albo nauczyciele zwrócą się przeciwko mnie. W miarę upływu czasu ogarniało mnie więc coraz silniejsze przygnębienie. Każdego dnia w mojej głowie kotłowały się przeróżne obawy. Nie potrafiłem ich Nigdy nie wspomniałem rodzicom, co mnie trapi. Całkiem skutecznie ukrywałem przed nimi prawdę i udawałem, że wszystko jest w najlepszym porządku.
To niestety wcale nie sprawiało, że troski mniej mi ciążyły. Wręcz przeciwnie, czułem się odcięty od źródeł pomocy i wsparcia. Pozostawało mi leżeć bezsennie po nocach i martwić się, co złego może mnie spotkać kolejnego dnia. Jako jedyny żyłem w przekonaniu, jakoby moi nauczyciele potajemnie należeli do Klubu Osób Uważających, Że Alex Jest Okropny, i to po prostu coś, z czym muszę żyć. Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze, ale tylko pod warunkiem, że uda mi się nie popełnić żadnego błędu – bo każdy z nich tylko czeka na moje potknięcie, żeby wreszcie móc przestać udawać, że mnie lubi.
Najgorsza chwila mojego życia
– Kończymy na dziś – oznajmił nauczyciel chemii w dniu, w którym zrealizował się scenariusz spędzający mi sen z powiek. –
Wychodząc, zostawcie proszę zadanie domowe na moim biurku.
Usłyszałem jego słowa wyraźnie. Jednak zamiast sięgnąć jak wszyscy pozostali do plecaka, zapomniałem mrugać powiekami i oddychać.
„Zadanie domowe?” – pomyślałem w panice. Zapisałem sobie, że mam je zrobić. Myślałem po prostu, że było na kiedy indziej.
– Nawet nie zacząłem! – przyznałem się koledze, kiedy wszyscy wstawali z krzeseł. – Co mam zrobić?
Kumpel wzruszył tylko ramionami, jakby go to nie obchodziło. W gruncie rzeczy to zrozumiałe, sam zrobił zadanie na czas.
Nie miał powodu, żeby się niepokoić. W odróżnieniu ode mnie. Poczułem się w tamtej chwili, jakby świat się zatrzymał.
Ponieważ nie miałem zadania, spodziewałem się, że wpadnę w poważne tarapaty. „Nauczyciel się wścieknie” – pomyślałem i zlał mnie zimny pot. „Będę musiał zostać po lekcjach. A jeśli dyrektor ma zły dzień, to wyrzucą mnie ze szkoły! Wtedy nie będę mógł podejść do matury i nigdy w życiu nie spełni się moje marzenie, żeby iść na studia medyczne i zostać lekarzem. Co gorsza, rodzice będą mną koszmarnie zawiedzeni. Prawdopodobnie będę musiał się wyprowadzić”. Przez tę jedną drobną wpadkę – wmówiłem sobie –miałem spędzić resztę życia powszechnie znany jako kompletny nieudacznik.
Pakując swoje rzeczy i zbierając się na odwagę, by wyznać prawdę nauczycielowi, czułem się, jakby cała moja przyszłość legła w gruzach. W tamtej chwili wolałem już, żeby pod moimi stopami rozstąpiła się ziemia i pochłonęła mnie w całości.
– Tak, Alex? – Nauczyciel zerknął na mnie kątem oka, kiedy zbliżałem się do jego biurka. Zaczęło mnie ściskać w żołądku.
– Chciałem… chodzi o to, że… – Próbowałem wydusić z siebie jakąś wymówkę, ale ściskanie w brzuchu narastało, aż zakręciło mi się w głowie i zrobiło mi się niedobrze. Zamilkłem i w tej samej chwili nauczyciel uniósł na mnie wzrok, jakby skończył mi się czas. – Nie zrobiłem zadania domowego! – wykrztusiłem i poczułem, jakby zerwał się węzeł, który zaciskał się w moim brzuchu. – Przepraszam, po prostu zapomniałem.
Nauczyciel pokiwał głową i zebrał przyniesione przez moich kolegów i koleżanki zeszyty ćwiczeń. – Zdążysz nadrobić do jutra? – spytał.
Stałem w bezruchu przez kilka sekund, których mój mózg potrzebował, żeby przyjąć do wiadomości, że nauczyciel nie wygnał mnie na dwadzieścia lat samotnego pobytu w dziczy, żebym przemyślał błędy w swoim postępowaniu, tylko trochę przesunął mi termin zadania domowego.
– Eee… tak – odpowiedziałem zszokowany jego reakcją. – Dam radę.
– W porządku. – Uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi. –Miłej reszty dnia, Alex.
Zanim zawołałem za nim: „Dziękuję i nawzajem!”, zdążył rozpłynąć się na korytarzu.
Czas na zmiany
Ta chwila zapisała się na zawsze w mojej pamięci, bo stanowiła punkt zwrotny w moim nastawieniu do dręczących mnie myśli. Wcześniej pozwalałem, żeby miały nade mną władzę. Stałem się mistrzem w wynajdowaniu sobie powodów do niepokoju, często kompletnie nieuzasadnionych. Kiedy nauczyciel chemii nie przejął się brakiem zadania i dał mi możliwość, żebym je nadrobił, zupełnie odmienił moje życie. Choć nie zdawał sobie z tego sprawy, pozwolił mi zrozumieć, że niepotrzebnie potraktowałem zwykły drobiazg jak ogromny problem.
W drodze powrotnej do domu, rozmyślając nad tym, co się stało, uświadomiłem sobie, że nabrałem wielkiej wprawy w podsycaniu swoich obaw przed najróżniejszymi mało realnymi zagrożeniami.
Uczniów nie wyrzucano ze szkoły za to, że raz oddali zadanie domowe po terminie. Nie było najmniejszego powodu, by sądzić, że mi to grozi, podobnie jak nic nie wskazywało na to, że któryś z nauczycieli mnie nie lubi. Przez większość czasu dobrze się sprawowałem, chętnie pomagałem innym i byłem uprzejmy. Jak wielu dzieciom w moim wieku, zdarzało mi się czegoś zapomnieć, na przykład zadania, ale to nie znaczyło, że jestem złym człowiekiem ani że powinienem spędzić resztę życia w samotni, bo cały świat mnie nienawidzi. Wystarczyło, że uzupełnię wieczorem test wielokrotnego wyboru z chemii, i wszystko będzie w porządku.
Dlatego tamtego wieczoru, kiedy nadrobiłem już pracę domową, zawarłem umowę z samym sobą. Zbyt długo podporządkowywałem życie swoim obawom i nadszedł czas, żeby to zmienić. Wiedziałem jednak, że nie będę potrafił tak po prostu przestać się przejmować. Poza tym doszedłem do wniosku, że samo martwienie się jest rzeczą zupełnie normalną. Dowodzi, że mi zależy i chcę postępować dobrze – a to przecież nic złego.
Nie wszyscy superbohaterowie noszą majtki na wierzchu
Zmiana nastawienia do moich obaw była małym krokiem, ale pozwoliła mi wykonać ogromny skok w podejściu do życia. Nadal przejmowałem się różnymi rzeczami. To przecież naturalne. Ale zamiast pozwalać negatywnym myślom kontrolować moje zachowanie, zacząłem wykorzystywać je z korzyścią dla siebie.
Dzięki temu, że zacząłem zauważać swoje emocje i nauczyłem się mówić o tym, co kłębi się w mojej głowie, przekułem swoją skłonność do niepokoju w coś, co okazało się moją osobistą supermocą. Może nie taką, która pozwala latać i skakać z wieżowców.
Ani nie taką, która upoważniłaby mnie do noszenia stroju z majtkami na wierzchu i peleryną. Ale z mojego punktu widzenia była czymś naprawdę wyjątkowym.
Krótko mówiąc, zdobyłem umiejętność przeobrażania negatywnych myśli w pozytywne. Jak każdemu świeżo upieczonemu superbohaterowi trochę mi zajęło, zanim nauczyłem się kontrolować swoje moce i nie robić katastrofy z każdego drobiazgu. Z czasem jednak pojąłem, że kiedy mój specjalny zmysł niepokoju zaczyna się uaktywniać, to znaczy, że stoję przed możliwością, żeby zrobić coś szybko i sprawnie.
Jako zwyczajny, wrażliwy dzieciak, po odkryciu, że mogę w ten sposób używać swojego umysłu, poczułem się, jakbym zaczął nowe życie. Nauczyłem się, że kiedy zbliżała się kartkówka albo praca klasowa (w których czasami widziałem megazagrożenie), należało wziąć głęboki oddech, usiąść przy biurku i powtórzyć potrzebny materiał. Dawniej mnie to przytłaczało albo szukałem sposobów rozproszenia uwagi, żeby uniknąć ślęczenia nad podręcznikami. Ale to nie odpędzało niepokoju. Przeciwnie – tylko go potęgowało. Działając pozytywnie i stawiając czoła lękom, odkryłem, że mogą mi się przytrafiać również miłe rzeczy. Ta świadomość bardzo mi pomogła przez pozostałe lata szkoły. W późniejszych klasach umiałem już nawet planować sobie przerwy w nauce, podczas których naprawdę wypoczywałem, a kiedy wchodziłem do sali egzaminacyjnej, byłem dobrze przygotowany. I spokojny.
Zmiana nie dokonała się z dnia na dzień. Upłynęło trochę czasu, zanim się zaprzyjaźniłem z moją zdolnością do niepokojenia się. W pierwszej kolejności musiałem zrozumieć, skąd się biorą moje lęki. Odkryłem, że powodowała je obawa przed sprawieniem zawodu innym. Od małego robiło mi się przykro, kiedy nie spełniałem czyichś oczekiwań, lecz w pewnym momencie urosło to dla mnie do rangi najstraszniejszego potwora. W rezultacie ze wszystkich sił starałem się być perfekcyjny w każdym calu, co było nie dość, że wyczerpujące, to jeszcze z góry skazane na porażkę. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę i pojąłem, że nie mam wpływu na to, co myślą o mnie inni, ale to ja decyduję, co myślę sam o sobie, moje troski stały się łatwiejsze do zniesienia. Nie próbowałem jednak pozbyć się niepokoju na siłę. Zamiast tego kiedy w mojej głowie pojawiały się myśli, które odbierałem jako negatywne, przekuwałem je w okazje do zrobienia czegoś pozytywnego.
Pytanie to pomagało mi przebijać balony niepokoju, które nadymały się za każdym razem, kiedy znalazłem sobie powód do zamartwiania się. Zrozumiałem, że jeśli przygotuję się na wyzwanie, które przede mną stoi, to sobie poradzę, nawet jeśli zdarzy się najgorsze. Dało mi to pewność siebie potrzebną, żeby walczyć o swoje. Niezależnie od tego, czy chodziło o sprawdzian, poznawanie nowych osób, czy chęć pogrania w piłkę nożną z kolegami (mimo że jestem największym beztalenciem piłkarskim w historii gatunku ludzkiego!), wiedziałem, że nie mam się czego wstydzić i mogę po prostu spróbować.
Moja tajna supermoc zachęca mnie do opuszczania strefy komfortu. Odkryłem, że nawet kiedy znajduję się w nieznanym otoczeniu i istnieje ryzyko, że moja pierwsza próba zrobienia czegoś nowego nie powiedzie się, stawiam czoła wyzwaniu –i przy okazji dowiaduję się czegoś o sobie. Dzięki temu nastawieniu udało mi się spełnić swoje marzenie, żeby zostać lekarzem. Dzięki niemu wziąłem także udział w jednym z najpopularniejszych reality show na świecie… Wyspie miłości.
Do dziś zdarzają mi się dni pełne niepokoju. Nikt nie prowadzi idealnie spokojnego i szczęśliwego życia. Kiedy sięgam teraz pamięcią do czasów szkolnych, zdaję sobie sprawę, że inni też mieli swoje zmartwienia. W gruncie rzeczy każdy przecież nawiązuje znajomości, bierze udział w konfliktach, zastanawia się nad przyszłością, ma problemy w domu, szkole i wszędzie indziej, i każda z tych kwestii jest dla niego źródłem mniejszego lub większego niepokoju. Niektórzy także bywają przytłoczeni przez różne emocje. Mogą do nich należeć: