ROZDZIAŁ 1
ŚLUBNE PRZEDSTAWIENIE
P
roces sądowy jest sztuką, taką samą jak przedstawienie sceniczne czy ślub. Jego scenariusz może być dramatyczny lub nudny, aktorzy urzekający lub nieśmiali, widzowie zachwyceni lub znudzeni, ale gdy opadnie kurtyna, wszyscy opuszczają widownię z poczuciem, że zakończenie nie było dla nich niczym zaskakującym. Sęk w tym, by się go domyślić, zanim będzie za późno. – Pewnie żaden z was, wy zaropiałe wrzody na szczurzych tyłkach, nie będzie chciał się poddać, co? Młoda kobieta w znoszonym skórzanym płaszczu była uzbrojona jedynie w cięty język i złamany kordelas, którym wymachiwała na lewo i prawo, opędzając się od nacierających na nią kilkunastu gwardzistów. Krok po kroku spychali ją w tył sztychami mieczy, póki nie została zmuszona do wykorzystania głównego masztu jako osłony. – Nic nie widzimy! – zawołał jeden z możnych zasiadających za stołami na końcu rozległego pokładu barki weselnej. – Głupcy, to nie jest część przedstawienia! – krzyknęła. – Należę do Wielkich Płaszczy! Jestem jednym z tristiańskich sędziów, przybyłych tu, by wyegzekwować zgodny z prawem werdykt. Żebyśmy się w pełni zrozumieli, widzicie te miecze, którymi wymachują mi przed nosem? To nie rekwizyty, oni naprawdę chcą mnie zabić! – Ona nie wygląda mi na Wielkiego Płaszcza – Lady Rochlan zwróciła uwagę mężczyźnie w liberii napełniającemu jej kielich