FOT: Paulina Krzyżaniak
www.openscotland.pl ▶ ISSN ▶ 2052-2738 ▶ ISSUE ▶ 10 ▶ | 22 | 03 | 2013
OPEN ▶ POLISH MAGAZINE ▶ IN UK
Street Life in Glasgow
“Street Life in Glasgow”. Projekt ma na celu stworzenie kolażu twarzy mieszkańców Glasgow. Sesje są reżyserowane i stylizowane, mimo to pragnę uchwycić prawdziwe uczucia jakie łączą człowieka i miasto w którym żyje. Autor | Paulina Krzyżaniak
SPIS TREŚCI ► 02
| Str. 05 |
W sierpniu stolica Szkocji zmieni się w stolicę kulturalną świata. Edinburgh International Festival, bo o nim mowa działa nieprzerwanie od 1947 roku i został wpisany do księgi rekordów Guinessa... Artykuł ► Ela Rygas
| Str. 07 |
Reportaż ► Damian Biliński
“Street Life in Glasgow”. Projekt ma na celu stworzenie kolażu twarzy mieszkańców Glasgow. Sesje są reżyserowane i stylizowane, mimo to pragnę uchwycić prawdziwe uczucia jakie łączą człowieka i miasto w którym żyje. Autor | Paulina Krzyżaniak
OPEN POLISH MAGAZINE IN UK
Redaktor Naczelny | Damian Biliński ip.openscotland@gmail.com | Tel: 07923378062 Reklama i Marketing | Małgorzata Bilińska mb.openscotland@gmail.com Skład i Grafika | Małgorzata i Damian Bilińscy Wydawca | Interactive Publishing | SCOTLAND | Tel: 07923378062 | www.openscotland.pl Współpraca | Anna Kutera, Beata Waniek, Ela Rygas, Gosia Szwed, Joanna Goldberg,
Katarzyna Campbell, Małgorzata Bilińska, Marta Jadwiga Wiejak, Sandra Paziewicz, Damian Świątek, Marek Wardęga, Mateusz Biskup
Poglądy zawarte w felietonach, opiniach i komentarzach są osobistymi przekonaniami autorów i nie zawsze pokrywają się z poglądami redakcji Open Polish Magazine. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów oraz zdjęć bez wyraźnej zgody redakcji jest niezgodne z prawem.
Rozmowa z Marcinem, Arkiem i Nikodemem, członkami zespołu Infirmary INN Rozmawia ► Sandra Paziewicz
| Str. 19 |
Kultura integracyjnej mody Minęło kilka lat odkąd Polska weszła do Unii Europejskiej i zmieniło się życie większości Polaków. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wpadliśmy w kociołek europejski... Artykuł ► Gosia Szwed
| Str. 44 |
Poezja - Piotr Kasjas Jesteśmy duszą myślącą na progu życia, w otwartych drzwiach własnych słabości. Jesteśmy tymi, którzy nie mają nic, ... Poezja ► Piotr Kasjas
Fot: Ela Rygas
Street Life in GLaSGow
Pokojowa walka z systemem
Fot: Infirmary INN
Mariusza spotkałem w bibliotece. On przechadzał się między regałami nijakich książek. Ja, wśród nijakości, wyczekiwałem niby kontaktu, niby kolejki, w której stałem.
Fot: Piotr Kasjas
Kapitalistyczny Cień wolności
| Str. 13 |
FOT: Paulina Krzyżaniak
Fot: Fotolia
Edinburgh International...
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► SZTUKA ► KULTURA ► ROZRYWKA ► HISTORIA ► WYWIAD ► FELIETON
www.openscotland.pl ▶ ISSN ▶ 2052-2738 ▶ ISSUE ▶ 10 ▶ | 22 | 03 | 2013
OPEN ▶ POLISH MAGAZINE ▶ IN UK
Zapraszam juĹź w sobotÄ™!
http://www.lejdizmagazine.com
SŁÓW KILKA ► 04
Zostań moim Actimelkiem! ►
Ale numer! Kosmiczny. Dziesiąty. Miałem napisać o małym jubileuszu, ale nie napiszę. Miałem napisać o Cyprze, ale nie zam się na filozofii południa. Choć filozofię grecką uwielbiam, za stoicyzm, epikureizm, cynizm i rzecz oczywista – hedonizm. Jednak noc przemawia do mnie bardziej, niż południe. Nie bez powodu. W nocy można odpoczywać, marzyć, słuchać muzyki, albo przy muzyce. W nocy jednak, dzieją się także inne rzeczy; ciemne, niezrozumiałe, niepokojące.
Szkotki zza kasy, czy słyszała o wczorajszym zjawisku. Szkotka ze stoickim spokojem odpowiedziała, że w przeszłości owszem zdarzało się, ale wczoraj nic nie widziała. Poza tym, to nic nadzwyczajnego, bowiem dodała, że teren, na którym mieszkamy jest very active. Czy to nie dziwne, że niektóre osoby, na tak niesamowite zjawiska reagują nad wyraz spokojnie? Zdaje się, że UFOludzie nie są źli, ot przylecą nie wiadomo po co, i wracają. Mnie się wydaje, że Oni, UFOludzie, chcą nas LUDzi po prostu oswoić z faktem swojego istnienia. Myślę, że im więcej będziemy z nimi w rzeczywistym kontakcie, tym mniej będzie razić nas ich światło.
Miałem o tym nie pisać, ale napiszę. Otóż, to był bardzo dziwny tydzień. Nie będę wymieniał wszystkiego. Wspomnę tylko o dziwnym spotkaniu w bibliotece (więcej w reportażu), a także o obiektach latających, tych nad głowami – oczywista oczywistość. Oczywiście, osobiście nigdy nie widziałem, choć różne historie w życiu słyszałem. Tym bardziej zdziwiło mnie i niekoniecznie, gdy spotkany przypadkowo znajomy opowiedział co następuje: „człowieku, wczoraj przeżyłem to na własnej skórze. Jechałem samochodem i nagle wielkie, ogromne rażące światło. Samochód zwolnił, a komórka straciła moc. Chciałem nagrać, zadzwonić, ale nie dało rady. Tu i ówdzie miałem, jak to się mówi pełno. Przez chwilę myślałem, że zbzikowałem, ale nie! Znajome Szkotki potwierdziły spotkanie trzeciego stopnia. Na szczęście mnie nie porwali. Myślisz, że zwariowałem?”
Zresztą podobnie jest u nas na Ziemi. Miałem o tym nie pisać, ale chciałem stanąć w obronie Sławoja Leszka Głódzia. Otóż kompletnie nie rozumiem tych bezpardonowych ataków na arcybiskupa. Przecież sytuacja, o której piszą media dzieje się nie od dzisiaj. Arcybiskup podobno od dawna nie wylewał za kołnierz, a że lubi zagryźć dobrym gatunkiem kiełbasy i popić czymś odpowiednim na żołądek, wątrobę (w nocy) to nie powinno nikogo dziwić, ba, jest przy tym znawcą dobrej muzyki i tańca; jest rozrywkowy i dość żartobliwy - w tym wieku to cnota. Dlatego, ktokolwiek czepia się arcybiskupa jest po prostu nudziarzem. Mogę tylko powiedzieć jedno: Leszek jest cool, a że społeczeństwo nie przywykło jeszcze do dobrej rozrywki to problem nie Leszka, a społeczeństwa. Proponuję oswoić się z radosną filozofią życia i zamiast klęczeć – tańczyć. I jeszcze jedno. Nie żebym reklamował, ale skoro Leszek pije, to może warto? Oczywista oczywistość, nie wódzię, a Actimelka! Niech Noc będzie z Wami.
Oczywiście nie miałem podstaw, aby nie uwierzyć tak szczegółowo opowiedzianej historii. W drodze do domu napotkałem kilku kolejnych znajomych. Niestety, znajomi Polacy nie potwierdzili zjawiska. Jednak dziennikarska wnikliwość nakazała mi pójść nieco dalej. Otóż, wszedłem do sklepu kupić papierosy. Nieco ze wstydem, ale zapytałem znajomej
Tako rzecze dzisiaj... Damian Biliński Redaktor Naczelny 22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► SŁÓW KILKA
►
ARTYKUŁ ► 05
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► ARTYKUŁ
►
ARTYKUŁ ► Ela Rygas Jak co roku w sierpniu stolica Szkocji zmieni się w stolicę kulturalną świata. Edinburgh International Festival, bo o nim mowa działa nieprzerwanie od 1947 roku i został wpisany do księgi rekordów Guinessa jako największy festiwal na świecie. Składa się aż z siedmiu różnych wydarzeń. Wyjątkowe zróżnicowanie programu czyni Festiwal w Edynburgu ewenementem w skali światowej. Propozycji jest wiele. Od kabaretu do opery. Od koncertów do wystaw.
Co roku do miasta napływają setki tysięcy spragnionych wydarzeń ludzi. Całość okraszona jest wyjątkowymi imprezami i wielkoformatowymi gwiazdami. W zeszłym tygodniu ogłoszono listę uczestników i program całego festiwalu. W minionym tygodniu ruszyła rezerwacja miejsc dla publiczności. Sprzedaż biletów zapowiedziana jest od 23 marca. Festiwal będzie trwać od 9 sierpnia do 1 września. Niewątpliwą gwiazdą tegorocznego festiwalu będzie ikona punka Patti Smith, która odda hołd poecie Allen`owi Ginsberg`owi. The Poet Speaks to wspólne przedsięwzięcie Patti Smith i Philipa
Glassa, który wykonał oprawę muzyczną. Drugim wydarzeniem Glassa będzie opera La Belle et la Bete. Wielką niespodzianką jest także pojawienie się Briana Eno. Niesamowitego producenta, kompozytora i frontmena Roxy Music. Do tego pasma wydarzeń będziemy mogli dołączyć także koncert poświęcony Frankowi Zappie. Koncert inauguracyjny poprowadzi Walerij Giergijew, a jednym z utworów będzie min. Prokofjew. Do tego sale Usher Hall będą gościć Bawarską Orkiestrę Symfoniczną pod batutą Marissa Jansona, Royal Concertgebouw Orchestra, czy Tonhalle Orchestra z Davidem Zimmermanem.
►
►
Tak jak w ubiegłym roku, ściana wspinaczkowa w Ratho stanie się na dwa tygodnie sceną światową. Zostanie tam wystawiona między innymi tragedia Szekspira Korolian. Dzieło to przygotował Bejining People`s Art Theatre. Będzie to wydarzenie tym bardziej głośne, gdyż interpretacji dzieła podjęły się dwa chińskie zespoły metalowe. Ratho gościć także będzie operę Fidelio Beethovena w wykonaniu Opery de Lyon. Leaving Planet Earth, tak nazywa się to przedsięwzięcie ma zdaniem dyrektora Jonathana Mills`a, zabrać publiczność w podroż, która przeniesie nas w inny wymiar. Dla fanów tańca nowoczesnego Scottish Dance Balet wystawi Dance Odysseys a Benjamin Miliped przybędzie ze swym L.A Dance Projekt. Wśród sztuk zobaczymy Hamleta przygotowanego przez Wooster Group. Don Quichotte du Trocadero Jose Montaylo, a goście z Contemporary Legend Theatre Taiwan pokażą Metamorfozy. Sporą niespodzianką będzie uczestniczenie Gate Theatre Dublin z cyklem przekładów i adaptacji Becketta.
pokazy video z medytacja buddyjską. Monk wciela się w recytatora nad ludzkim przemijaniem i wiedzą o przemijaniu. Poza tym fani japońskiej wirtuozki wiolonczeli Midori, mogą odetchnąć ze spokojem. Artystka będzie gościem specjalnym The Queen`s Hall. Nie zabraknie również Chamber Orchestra of Europe pod dyrekcją Yannicka Nezet-Seguina. To spore wyzwanie dla gości festiwalowych, których American Lulu, Scottish Opera and The Opera Group wprowadzi w niespokojną relację damsko-męską. Tradycyjnie na zakończenie Scottish Chamber Orchestra wyda koncert galowy z pokazem fajerwerków.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► ARTYKUŁ
ARTYKUŁ ► 06
Humza Yousaf, szkocki minister spraw zagranicznych, który pomógł uruchomić festiwal powiedział, że “Tegoroczny program prezentuje gamę żywych i ekscytujących możliwości dla każdego”. Tegoroczny Festiwal zgromadzi wyjątkowo utalentowanych międzynarodowych artystów, którzy będą pomagać świętować i promować bogatą kulturę i dziedzictwo Szkocji na arenie międzynarodowej.
Z kolei Leonardo da Vinci - The Mechanics of Man, to najważniejsza wystawa towarzysząca festiwalowi. Pokaz rysunków anatomicznych Leonarda da Vinci ze zbiorów Królewskiej Galerii w Holyroodhouse. Zostanie pokazanych 240 szczegółowych rysunków ręki, barku i funkcjonowania serca, jak również zapiski z jego charakterystycznym pismem lustrzanym. Według kurator Martin Clayton, prace są niezwykle dokładne – autor był bliski odkrycia obiegu krwi, które William Harvey opracował wiek później. Galeria pokaże również najnowsze obrazowania ludzkiego ciała na ekranach 60-calowych i w 3D.
Do całości możemy dodać wiele imprez towarzyszących całemu festiwalowi. Oprócz teatru, sztuk wizualnych, koncertów, wystaw całej imprezie towarzyszy niesamowita atmosfera miasta, zmieniając Edynburg w światową stolicę kultury. Teatr, muzyka i taniec łączy się w Edynburgu w całość dając prawdziwą ucztę każdemu swemu wielbicielowi. Tu spotykają się przedstawiciele kultury wschodu i zachodu. Tu też rodzą się pomysły na przyszłość, wzbogacając zmysły i estetykę ludzką.
Kolejną ciekawostką będzie Meredith Monk - On Behalf of Nature. To całkiem nowy projekt łączący FOT: Małgorzata Bilińska
►
MINIMALISTYCZNY, KAPITALISTYCZNY CIEŃ WOLNOŚCI REPORTAŻ ► 07
I kto tutaj żartuje. Przecież to jest oczywista oczywistość, jak mawiają niektórzy znad Wisły. Filozofia kapitalisty jest prosta: zarobić jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem. Siedem lat temu w Szkockiej fabryce jedną pracę wykonywało kilka osób. Ale po rzekomym kryzysie kapitalista przetarł oczy, bo zobaczył, że Polak jest bardziej głupi, niż mogłoby się wydawać
FOT: FOTOLIA
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► REPORTAŻ
REPORTAŻ ► Damian Biliński
REPORTAŻ ► 08
FOT: FOTOLIA
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► REPORTAŻ
►
Mariusza spotkałem w bibliotece. On przechadzał się między regałami nijakich książek. Ja, wśród nijakości, wyczekiwałem niby kontaktu, niby kolejki, w której stałem. Niby, bo kolejka w bibliotece jest wirtualna; system, cyfry, żadnego narzekania - do czasu. Mariusz odezwał się pierwszy. Zobaczył we mnie Polaka. Żadna to sztuka – pomyślałem. I choć istnieje jakieś prawdopodobieństwo pomyłki to, nie da się ukryć, że Polak to Polak, a Chińczyk to, ten który szybko pracuje. Ale generalizować nie będę, narzekać również. - Szukam czegoś do czytania – powiedział. Ale na półkach sterty głupawych książeczek: banalny kryminał, żenujący harlekin, jakieś
biograficzne wypociny pana i pani, trochę historii i żadnej klasyki. Mieszkając w Polsce, w mieście powiatowym liczącym nie więcej, niż 25 tys. mieszkańców, były trzy biblioteki. W każdej po kilkanaście tysięcy książek. Nie twierdzę, że wszystkie były ambitne, ale tutaj nie ma namiastki tego, z czym można spotkać się w kraju nad Wisłą. Krążę między regałami i pustka, po prostu pustka. Pytałem o Marksa, Engelsa, a nawet Lenina – nic. Pani prowadząca, nawet nie wiedziała o kogo pytam. O woźnego pytam proszę pani, o woźnego. „What do you mean, mr – uśmiechnął się ironicznie. Mariusz nie wydawał się być złośliwy, ot po prostu, poirytowany. Trzymając w rękach
historię XX wieku zaproponował wygodne fotele, zauważając jednocześnie, że akurat miejsca siedzące w bibliotekach są znacznie wygodniejsze, niż drewniane krzesła w Polsce. Urlop, czy druga zmiana – zapytałem, snując domysły, gdzie zwolennik Marksa pracuje? - Jaka praca!? Bezrobotny – odpowiedział z dumą. - Pracowałem, gdy byłem głupi. Teraz odpoczywam. Oczywiście wcale przez to mądrzejszy nie jestem, ale przynajmniej bardziej wypoczęty, z większą ilością czasu na książki, refleksję i na rodzinę. A i pieniędzy mam nie mniej, niż wtedy, gdy pracowałem. A pracowałem kilka lat w jednej fabryce, kilka lat w drugiej, magazyny, i prace dorywcze. Ale wszystko na nic. Miałem to szczęście, że
►
REPORTAŻ ► 09 22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► REPORTAŻ
Mariusz, rozkręcał się, a jego opowieść wraz z nieznikającym uśmiechem - stawała się coraz bardziej ironiczna, żartobliwa, a nawet optymistyczna. Jak to możliwe, że w obliczu kryzysu, coraz większego bezrobocia, rosnących cen żywności i opłat, zachowujesz dystans, a nawet pozwalasz sobie żartować? - Jaki kryzys? Proszę sobie nie żartować. Kryzys to był w Stanach Zjednoczonych w latach dwudziestych. Na Ukrainie w latach trzydziestych, gdzie z głodu umierały miliony. W Europie kryzys mieliśmy w okresie wojennym, a dzisiaj kryzys jest i owszem, ale w Korei Północnej. Dlatego, gdy słyszę o kryzysie w Wielkiej Brytanii to ogarnia mnie śmiech z jednej strony, a z drugiej zażenowanie. Jestem historykiem i nie obce są mi zjawiska gospodarczo-społeczne. Gdy wyjeżdżałem z Polski bezrobocie sięgało 25 procent, gdy pojawiłem się w Szkocji bezrobocie było na poziomie 5 procent. Już wówczas pracując w fabryce słyszałem od Szkotów, jaki to oni mają kryzys. Dzisiaj bezrobocie oscyluje na poziomie 8 procent – oczywiście przeze mnie, przez Polaków. Trochę jest w tym racji. Ale nie dlatego, że opanowaliśmy stanowiska pracy, których nie chcieli Wyspiarze, a dlatego, że podkręciliśmy normy. Po krótkiej dyskusji na temat emigracji Mariusz odłożył historię XX wieku i zaczął tłumaczyć normy. Oczywiście nie byłem tym w ogóle zdziwiony, wszak sam pracowałem w wielu miejscach i wiem, że opowieść Mariusza
FOT: FOTOLIA
►
trafiałem na firmy, które kończyły się, a ja szedłem na dno razem z nimi. Oczywiście z tym dnem to przesadziłem, ale jak człowiek pracuje kilka lat w firmie, to ma nadzieję, że idzie ku lepszemu. Tymczasem bęc i trzeba szukać od nowa: nowi ludzie, nowe przyzwyczajenia, zasady i zarządca. Tylko stawka się nie zmienia. Wciąż podstawowa.
nie była ani koloryzowana, ani fałszywa, ani prawdziwa również. Bo prawda leży albo po obu stronach, albo rozproszona nie daje się ogarnąć. Jednak Mariusz ogarniał wszystko doskonale, rzecz jasna według swoich potrzeb. - Gdybym wcześniej zrozumiał filozofię pracy na Wyspach, byłbym o kilka lat szczęśliwszy. Ale wiedza przychodzi z czasem i swoje trzeba odcierpieć. Historii uczyłem się długo i cierpliwie. Jednak Polska nie docenia humanistów, stąd moja decyzja o wyemigrowaniu. Ale po kilku latach spędzonych tutaj, doszedłem do wniosków podobnych, z tą różnicą, że nie zamierzam
się eksmitować z powrotem. Poprawność polityczna nakazuje mi powiedzieć, że Wielka Brytania, czy Szkocja, w której mieszkam, jest póki co wymarzonym krajem do egzystencji. Nie jest to kraj, w którym żyje się z ochotą, ale polityka socjalna jest taka, jaka być powinna. Oczywiście to się zmienia, ale na tyle wolno, że póki co egzystencja nie jest zagrożona. Nie bez powodu mówię egzystencja. Państwo zapewnia minimum, a taki minimalista jak ja, pokochał minimum, pokochał system, a raczej błędy w systemie i nie zamierzam tego zmieniać. Ambicje zostawiam na później. Przepraszam, ale nie rozumiem.
►
REPORTAŻ ► 10
FOT: FOTOLIA
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► REPORTAŻ
►
- I kto tutaj żartuje. Przecież to jest oczywista oczywistość, jak mawiają niektórzy znad Wisły. Filozofia kapitalisty jest prosta: zarobić jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem. Siedem lat temu w Szkockiej fabryce jedną pracę wykonywało kilka osób. Ale po rzekomym kryzysie kapitalista przetarł oczy, bo zobaczył, że Polak jest bardziej głupi, niż mogłoby się wydawać, tzn., nie tyle głupi, ile ma zakorzenioną uczciwość, pracowitość i sprawiedliwość społeczną – z grubsza. Niektórym takie słowa nie przechodzą przez gardło, ale statystycznie tak z Polakami
wygląda. A do tego Polacy tak bardzo boją się, że ich strach kapitalista wyczuwa nawet z odległego biura. To nie pojęte, ale tak się dzieje. Dlatego, strach przed utratą pracy jest kartą przetargową między kapitalistą a Polakiem. Niektórzy Szkoci już dawno przestali się bać i dlatego mają wszystko w dupie. I tej wiedzy mi brakowało, zresztą nie mnie jednemu. Mariusz zdawał się mówić chaotycznie: książki, bezrobocie, koncepcja kryzysu, filozofia pracy, życie w umiłowanym minimum,
a do tego psychologiczna wiedza na temat strachu i dzikiego kapitalisty, ba, Mariusz w niektórych momentach przemawiał jak przystało na zbuntowanego rewolucjonistę. Jednak jak się okazuje rewolucjonistą nie był, nie jest i nie zamierza. - Gdy skończyła się jedna praca, druga, trzecia, pomyślałem, że być może warto otworzyć coś własnego. Ale biurokracja w tym państwie jest nie mniej rozdmuchana, niż w Polsce. Niby mają system, ale prawda jest taka, że ten system bardzo często obsługują
►
REPORTAŻ ► 11
Mariusz, rzecz jasna wytłumaczył mi, iż daleki jest do namawiania do porzucenia pracy na rzecz zasiłków, ale w niektórych okolicznościach – jak twierdzi – jest to niezbędne dla zachowania własnej godności. Dźwiganie przez cały tydzień paczek, albo wyrabianie wyśrubowanych norm (pod groźbą mniejszej wypłaty, albo utraty pracy), albo chodzenie jak robot metr w lewo i metr w prawo przez dziewięć godzin dziennie, albo z krokomierzem w kieszeni, albo wkręcając kilka tysięcy śrubek dziennie z prędkością obliczoną co do sekundy przez pracodawcę, albo ryby, albo obieranie ziemniaków, pomidorów, przewracania na taśmie ciasteczek, mięsa, krojenie, smażenie, zmywanie, etc., a wszystko z góry ustalonym czasem i wyśrubowaną normą, za jedyne 6 funtów na godzinę. I jakby tego było mało – powiedział mój rozmówca – wszystko pod presją – zwolnienia. - Kapitaliści robią sobie jaja. Nie interesuje mnie ich tłumaczenie, że tak należy, aby
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► REPORTAŻ FOT: FOTOLIA
►
półgłówki. Irytacja wzrastała we mnie niemal z każdą kolejną wizytą w urzędzie. Postanowiłem odpuścić. Poszedłem na zasiłek. Nie ma sensu, żebym opowiadał zawiłości tego systemu, ale po kilku tygodniach mam kolejną cenną wiedzę. W kilku słowach mógłbym ją zreasumować w ten oto sposób: po pierwsze, nie pracuj jak każe ci kapitalista i bierz przykład z niektórych Szkotów. Jeśli kapitalista uniesie na ciebie głos, albo zacznie straszyć, postrasz go sądem, albo zamiast straszyć podaj go do sądu. Po drugie, jeśli stracisz pracę nie panikuj. W Szkocji jest świetny system socjalny. I zamiast pracować u kapitalisty cały tydzień za minimalne wynagrodzenie, zwróć się do różnych urzędów. Suma summarum, otrzymasz prawie to samo. I po trzecie, weź od państwa, które trzyma z kapitalistami tyle, ile się należy.
utrzymać się na rynku. Nie znam statystyk na temat wyrzucania nie sprzedanego i zepsutego towaru. Ale sam pamiętam, jak w jednej z mięsnych fabryk, wyrzucało się nie skrzynkę zepsutego mięsa, ale cały kontener. Ile jest takich fabryk, ile magazynów, ile supermarketów? Ile jest takich miast, ile regionów, ile państw? Dziki kapitalizm za 6 funtów na godzinę. Ale nie narzekam – uśmiechnął się po raz kolejny Mariusz - Nauczyłem się, a w zasadzie oduczyłem strachu, uczciwości i sprawiedliwości. Dzisiaj
pobieram zasiłki wszystkie jak leci. Przez 26 tygodni będę patrzył jak kapitalista poci się, żeby sprzedać nad-produkowany towar. Gdy minie 26 tygodni, podczas których odmówię kilkanaście razy kapitaliście pracy za 6 funtów na godzinę - trzeba tylko wiedzieć jak to zrobić, a Mariusz wie - przejdę na kolejny 26 tygodniowy zasiłek. Tutaj również trzeba mieć wiedzę, jak mądrze odmawiać, bo trzeba przyznać, że ten ich kryzys nie jest taki straszny jak go malują w niektórych brukowcach. Pracy jest sporo, oczywiście za
►
REPORTAŻ ► 12
►
skandaliczną stawkę. Ale jest – uśmiecha się nieco szyderczo Mariusz.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► REPORTAŻ
Ale przecież okres zasiłków prędzej czy później skończy się - dopytuję Mariusza.
FOT: FOTOLIA
- I tak i nie. Tutaj trzeba garściami korzystać z wiedzy tych, którzy latami siedzą i nic nie robią. Ale ja nie zamierzam nic nie robić. Po okresie przysługujących mi zasiłków założę biznes. Nieważne jaki, bo to nie ma w gruncie rzeczy znaczenia. Ważne, żeby nie przynosił dochodu. Absurdalne prawda? Ale nie do końca. Jeśli przedstawisz odpowiednim urzędom dokumenty, że twój biznes nie przynosi dochodu, kolejne zasiłki pomogą zrównoważyć ci straty. Oczywiście znowu nie będą to pieniądze, o których można marzyć, ale minimum zostanie zachowane. Dlatego jak już wspomniałem wcześniej, pokochałem minimalistyczną filozofię tego kraju. Czy pracuję, czy pobieram zasiłki, czy prowadzę niedochodowy biznes minimum mam zachowane. I wszyscy się cieszą. Ja, bo mam minimum, państwo, bo ma dobre statystyki, i urzędy, bo pomagają w utrzymaniu tego systemu. Płaci rząd i w gruncie rzeczy kapitalista, choć mało – kółko się zamyka. Ok, płacą jeszcze zwykli i niezwykli podatnicy, ale jak wszyscy wiedzą, nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Ale ciekawostką jest to, że wszystkie bez wyjątku rządy, wymagają tej sprawiedliwości od obywatela, towarzysza i Bóg wie, kogo jeszcze. Czyli, że ja mam być uczciwy, tak? Mam taką propozycję, aby wszyscy uczciwie pracujący za 6 funtów na godzinę, wyszli na ulicę i pokazali swoje zadowolenie i szacunek wobec kapitalisty. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś tę bańkę napełnioną hipokryzją przebije. Kiedy? Nie wiem, ale do tego czasu postaram się coś wymyślić. No, głupi nie jestem, a w każdym razie nie aż tak, jakby myślał kapitalista.
Wywód Mariusza, choć nieco pokrętny, wydał mi się na tyle interesujący, iż zapytałem, czy mogę z tego zrobić taki minimalistyczny reportaż. Mariusz bez wahania zgodził się, zastrzegając jednocześnie, abym nie używał jego prawdziwego imienia, bo jak powiedział: - Nigdy nie wiadomo, w której szparze siedzi i podsłuchuje dziki kapitalista. A i nie pisz, że rozmawiałeś z Januszem, czy Marianem, bo mi wielki brzuch dorobią, wąsy i złodziejem nazwą. Napisz, że Mariusz. Poza tym muszę uciekać, bo mam wizytę w urzędzie pracy. Do biblioteki zaglądam przed wizytą bo ciepło i pachnie papierem - nie wnikam czym jest zabazgrany. Potem lecę pod urząd pracy, tam stoją cwaniaki, a tych czasami warto posłuchać. Na niektórych sprawach znają się
lepiej, niż Cameron. Z Marksem, Engelsem i Leninem żartowałem; zamiast tego wolę poczytać Leśmiana, Lema, albo Lechonia, ale tego też nie mają. Mariusz wziął historię XX wieku i odłożył na półkę i rzuciwszy pożegnalne spojrzenie, zniknął. Moja wirtualna kolejka: system, cyfry, żadnego narzekania – przepadła. Podczas powrotu do domu starałem się utrzymać w pamięci słowa Mariusza tak, aby nic nie pokręcić. W każdym razie: „siedzimy zamknięci w jamie ustroju, przed nami cienie kapitalistycznej wolności – wolni, a jednak uwięzieni...” - to nie cytat z Platona, a Gosia, dobra znajoma. Czy nie ma w tym prawdy, a przynajmniej cienia?
►
WYWIAD ► 13
J A Z Y N L SZPITA czyli Infirmary
ho c u na nie i ie b so o nn I AZIEWICZ P A R D N A S ► D IA WYW
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► WYWIAD
A w O J O k Po SYSTEMEM Z A K WALAZD NA OBCZYŹNIE
INFIRMARY INN. FOT: Monika 2013
WYWIAD ► 14
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► WYWIAD
►
Henry’s Cellar Bar, Edynburg. Miejsce to nie należy do lokalnych miejsc spotkań punktualnych studentów angielskich, o zanadto zadowolonym wyrazie twarzy i krochmalonych kołnierzach, rozcinających czyściutką szyję. Klub nie otwarty na co dzień. Wilgotny aż do szpiku, zawsze chłodny klimat, drażniący spojówki; schodzę w dół po krzywych, zamokniętych schodkach do miejsca w podziemiu, do serca miasta, warczącego odgłosem szału ulicznego i lśniącego księżycowym metalem. Dalej, wartkim krokiem do pomieszczenia gdzie jest prawie ciemno, odczuwam przeszywający hałas, który wdziera się przez pory skóry i rozrywa bólem pozorny ład ciała, czuję się zdezorientowana. Po niedługiej chwili przyzwyczajam się do nadmiaru dźwięku. Razi wątpliwa czystość barowej szklanki, która idealnie wpasowuje się w estetykę obskurnych ścian i atmosferę garażową wdychaną wraz z powietrzem. Rozglądam się powoli. Ludzie w różnym wieku, poubierani zazwyczaj na czarno i dziurawo. Czasem z kolczykiem w niekonwencjonalnym miejscu, czasem z czarną taśmą magnetofonową i paskami białego papieru wplątanymi we włosy. W tej chwili stanowią zbiór różnych subkultur, chcąc (i t o s ł u s z n i e) odróżnić się od masy kultury popularnej, często świadomie, czasem trochę mniej; manifestują swoją odmienność ubiorem. Po kolei na scenę wchodzą zespoły, których nazw się nawet nie wymienia. Dlaczego? Podobno wszyscy się tu
znają. Podobno... Takie miejsca jak te tworzą alternatywną scenę ballistium pochmurnej stolicy, gdzie występują różnorodne grupy. Gra się tu wszytko co zagrać się da, od folku szkockiego ze smykiem do crust punk’a. Do jednej z kapel tej sceny muzycznej należy Infirmary Inn, polski zespół składający się z trzech ciekawych osobowości i ich dobrze nastrojonych instrumentów. Arek (aka Arkadius, perkusja), Marcin (aka Baldy Martin, gitara elektryczna) i Nikodem (aka Desmond, gitara basowa); tworzą od niedawna ambitny skład, w którym nie brakuje wyszukanych, ostrych brzmień i bezkompromisowej krytyki społecznej. O tym co chcą przekazać, i o tym czy łatwo się przebić opowiedzą sami... Sandra Paziewicz: Co myślicie o Edynburskiej muzycznej scenie alternatywnej? Czy uważacie, iż ta scena daje wam wystarczające możliwości do rozwoju i rozprzestrzeniania waszej muzyki? Marcin: Ciężko powiedzieć czy alternatywna scena Edynburska istnieje. Na pewno jest jakaś, ale mogłoby się wydawać, że jest tak bardzo alternatywna, że jej w ogóle nie słychać. I dlatego ciężko tu mówić o rozprzestrzenianiu muzyki na większą skalę. Arek: Ja zdecydowanie uważam że Edynburska scena muzyczna daje możliwości rozwoju. Mamy dobre warunki techniczne i pozwala nam to stworzyć muzykę nieszablonową.
Nikodem: Zastanawiam się nad słowem alternatywna w pytaniu. Czy ta scena, o którą próbujemy się ‘zahaczyć’ jest alternatywna? Nie są mi do końca znane nurty w scenie „żywej”. Scena ta jest bardzo różnorodna pod względem muzycznym. Arek: Wszystko się dzieje wokoło indie rock’a. Mało jest „szalonej” elektroniki, mało nowoczesnego jazzu, który w Polsce kwitnie. Wydaje mi się, że do pewnego stopnia oni nie rozumieją takiej muzyki. Nikodem: To co się dzieje na tej scenie muzycznej, można określić jako „mała scena”. Jest to granie po pubach i mniejszych koncertowych „kwadratach” a zrodziło się z amatorskiego grania. Marcin: Z jednej strony mała scena, a z drugiej strony duża scena klubowa. Istnieje duża przepaść między rodzajem grania, który uprawiamy a popularną sceną klubową. Arek: Ja uważam, że jest bardzo dużo dobrych Muzyków w Edynburgu, ale połowa z nich gra do kotleta (określenie odnoszące się do występów, które nie są stricte ‘koncertami’ ale tzw. graniem po pubach). Nie chodzi tu o deprecjonowanie tych muzyków, reprezentują często wysoki poziom. Wszystkie puby, inne miejsca i eventy w Edynburgu są otwarte na inność. Nikodem: Wynosi się to zapewne z obyczajów. Granie muzyki w pubach w UK jest częścią kultury. Marcin: Granie po pubach może być też uważane jako sposób na dodatkowy zarobek. Sandra: Czy uważacie że Edynburska
►
WYWIAD ► 15 scena muzyczna daje wam większe możliwości niż Polska scena? Arek: Myślę, że możliwości rozwoju są zdecydowanie większe. Marcin: Jest dużo łatwiej wystąpić, nawiązać kontakty. Cała działalność muzyczna spotyka się z większą przychylnością środowiska. Arek: Myślę też, że dużo łatwiej jest zarobić. Pierwsze małe kroki w tym kierunku mamy już za sobą. W Polsce trzeba płacić, żeby zagrać koncert – jest to paranoja. W Polsce jest też duży snobizm na muzykę. Tutaj dużo łatwiej się przebić. Nikodem: Przede wszystkim w Edynburgu jest bardzo dużo miejsc do grania i do większości z nich nie jest trudno się dostać. Zgadzam się z Arkiem, możliwości są dużo większe niż w Polsce.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► WYWIAD
►
Sandra: Co w waszej muzyce jest kluczowym elementem, głównym brzmieniem; jak określilibyście gatunek muzyczny, który uprawiacie? Arek: Głównym brzmieniem w naszym zespole jest gitara i pomysł naszego gitarzysty, Marcina. Pomysły są urozmaicone naszym - moim i Nikodema, niekonwencjonalnym podejściem do sekcji. Są to sekcje „ojazzowione”, trochę „opunkowione”, mi przypomina to połączenie wczesnego Maanamu z System of a Down. Nikodem: Według mnie, to co gramy jest eklektykiem. Jest to połączenie różnych stylów i kierunków muzycznych. Mamy wolną rękę, jeśli chodzi o pomysły Marcina. Nasz zespół to trio i dlatego każdy może się wykazać, zaprezentować, ponieważ mamy na to więcej przestrzeni w muzyce.
► INFIRMARY INN. FOT: Monika 2013
WYWIAD ► 16
►
Marcin: Nasze brzmienie jest definiowane poprzez instrumentarium. Wiele pomysłów jest moich, jednak Arek i Nikodem, mają bardzo duży wkład w charakter tego zespołu. Znacznie wpływają na „kształt” grupy i ją określają. Zgodnie stwierdzamy, że gatunek tego co gramy to alternatywny rock. Sandra: Jacy są główni artyści, którzy was ukształtowali jako muzyków i jakie wpływy są obecne w waszej muzyce?
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► WYWIAD
INFIRMARY INN. FOT: Monika 2013
Marcin: Ciężko określić w paru słowach, co wywarło na mnie wpływ. Myślę, że na to co robię wpłynął całokształt moich doświadczeń. Duży wpływ na moje obecne brzmienie miały lata 60-te 70-te i mocne, wybuchowe lata 90-te. Lata 80-te i disco nie bardzo do mnie przemówiły, chociaż niektórzy kultowi wykonawcy tacy jak Michael Jackson zapadli mi głęboko w pamięć. Arek: Ja wymienię trzech wykonawców/ zespoły: najlepszy moim zdaniem zespół świata: Primus ,wspaniały perkusista Jo Jo Mayer, zespół Pixies. Wpłynął na mnie także zespół The Doors i muzyka grange. Głównie słucham jazzu. Nikodem: Ja gram na basie i inspirowało mnie i inspiruje wielu wirtuozów gitary basowej. Szczególnie zapadła mi w pamięci determinacja Jaco Pastorius’a, którego prawy kciuk, przez intensywne granie, nienaturalnie się wygiął i ułożył się do pickup’a w gitarze (przetwornika w gitarze elektrycznej). Pastorius uprawiał fusion jazz, ale tu chodzi głównie o jego poświęcenie. Gatunkiem muzycznym, który mnie inspiruje, podobnie jak Arka, jest jazz. Sandra: Czy muzyka jest dla was formą autoterapii? Wiele tekstów jest osobistych, aczkolwiek są jednocześnie
uniwersalne, np. Eyes (Oczy) i Otocz Mnie Apteką. Marek: Z pewnością tak. Granie to dla mnie raczej muzykoterapia niż chęć podbijania świata. Bardzo przyjemna muzykoterapia, przekazywanie sobie energii, czy też jej kompresowanie, i pozbywanie się jej w pozytywny, ekspresyjny sposób. Ja jestem autorem tekstów i uważam, że jeden tekst może mieć wiele znaczeń w zależności od sytuacji. Nie uważam, żeby istniało coś takiego jak uniwersalny tekst. Staram się udowodnić w tekstach, że jeszcze wierzę w miłość.
Arek: Ja nie istnieję bez grania. Jest to duża część mojej tożsamości i straciłbym osobowość gdybym nie grał. Sandra: Co próbujecie przekazać w swoich utworach. Czy macie sprecyzowanego odbiorcę? Marcin: To istotne, żeby mieć wielu odbiorców na koncertach. Chcemy wpłynąć na odbiorcę przekazując mu energię i pobudzić go do myślenia, ale nie chcemy nim manipulować. Nikodem: Odbiorcy, którzy przychodzą na
►
►
nasze koncerty, są zorientowani w takiej myśli, jaką my staramy się przedstawić. Jak na razie naszymi odbiorcami są rockowcy z różnych subkultur. Odbiorca jest uwarunkowany miejscem, w którym gramy. Osobiście chciałbym zagrać np. w Queen’s Hall albo w „spodku” w Polsce.
jakości niż na płycie czy innym nośniku.
Arek: Ja lubię prowokować odbiorcę, wpływać na niego i być trochę agresywny na scenie. Odbiorcę naszej muzyki wyobrażam sobie jako „intelektualnego wariata”.
Arek: Internet jest to jakaś “laseczka do podparcia”, możliwość promocji. Natomiast jest tam taki natłok, iż trudno jest oceniać muzykę, czy też inne wytwory artystyczne, co wpływa na to, że panuje tam chaos.
Sandra: Czy uważacie internet za godne miejsce do reprezentowania waszej twórczości. Jakie waszym zdaniem nowe wyzwania czyhają na muzyków i innych artystów w dobie ery technologicznej?
Sandra: W waszej muzyce wyraźnie jest pragnienie wpłynięcia na odbiorcę. Często w tekstach występuje apostrofa, gdzie zwracacie się wprost do adresata. Wiele tekstów, szczególnie takich jak, Governor i Reggae, są wyraźną krytyką społeczną. Utwór Governor można odczytać jako reprezentację obecnego globalnego chaosu, krytykę bezosobowości władzy; a Reggae jako potępienie mediów jako narzędzia władzy i ich propagandowego wpływu na społeczeństwo. Czy macie jakieś upodobania polityczne?
Nikodem: Ja się czuje w tym motłochu źle. Smutek zapanował nad kulą ziemską z powodu niemożności uniknięcia internetu. Marcin: Tak, zdecydowanie. Internet jest nieuniknionym czynnikiem, który wpływa na twórczość każdego. Narzędzie dobre, ale w przestrzeni wirtualnej można umieścić wszystko, przez co szansa na to, że ktoś do nas dotrze przez to medium jest mniejsza. Nie ma ogólnej kontroli nad internetem i to jest negatywne. Nikodem: Istotne jest to, że internet jest niemiarodajny, to co jest tam prezentowane jest nierzetelne, odnosi się to do każdego rodzaju informacji. Jest tam dużo śmieci i zamieszania. Bardzo trudno jest też wyłuszczyć dobrą jakość. Marcin: Tak, ma to miejsce np. na Youtube, gdzie często jakość dźwięku jest bardzo słaba. Muzyka tam prezentowana, jest często gorszej
Nikodem: Oczywiście internet nadaje się do rozprzestrzeniania dobrej muzyki, ale dzieje się to przez kupowanie dobrych albumów na zamówienie czyli sprzedaż wysyłkową. Internet umożliwia zakup dobrej muzyki.
Arek: Ja bardzo utożsamiam się z muzyką i tekstami Marcina. Dla mnie jest to pewien rodzaj walki, gdzie czuję się „powstańcem”. Marcin: Teksty są antysystemowe, jest to krytyka społeczna, kwestionowanie zastałego porządku świata. Mają na celu wykazać to, iż „system” nie funkcjonuje poprawnie. Muzyka ta uzmysławia, że w obecnej rzeczywistości nie żyje się „bajecznie”. Niekoniecznie chodzi o zgładzenie tego systemu, ale wykazanie jego wad i próba wpłynięcia na myśl odbiorcy. Każdy system powinien być krytykowany, niezależnie od systemu politycznospołecznego. Chęć stworzenia opozycji
powinna być wręcz naturalna, zazwyczaj to artyści stanowią grupę ludzi, którzy starają się sprzeciwić władzy. Arek: Rozwinięcie ataku Marley’a na Babilon! To nie trwa od wczoraj, ale już od pół wieku. Jestem apolityczny, ale jeżeli miałbym wybrać przekonania, to wierzę w anarchię i „zdrowy socjalizm”, co jest jednak trochę utopijne. Nikodem: Ja uważam, że każdy z nas ma trochę inne poglądy na przekonania polityczne i społeczne. Jesteśmy ogólnie apolityczni, ale zdajemy sobie sprawę, jaką presję wywiera władza na jednostkę i się do tego ustosunkowujemy.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► WYWIAD
WYWIAD ► 17
Sandra: Nazwa waszego zespołu Infirmary Inn ma wydźwięk ambiwalentny, mianowicie „inn” w języku angielskim to „zajazd”, co znaczeniowo kontrastuje silnie ze słowem „infirmary”, które oznacza „szpital”. Czy nazwa waszego zespołu jest zanegowaniem porządku współczesnej kultury; czy jest odzwierciedleniem waszej postawy artystycznej, rodzajem swoistego sprzeciwu wobec kultury popularnej. Nawiązuję tu do takich utworów jak Orgietka, gdzie mowa w tekście o seksualnej aktywności na plebanii? Marcin: Moim zamierzeniem w tekście Orgietka, było wpłynięcie na słuchacza i jego zastanowienie się nad treścią. Utwór jest na pewno komentarzem do religii Rzymsko– Katolickiej, i próbą wskazania możliwej sytuacji w kościele. Natomiast nie jest to tematem przewodnim tego utworu. Nikodem: Nazwa zespołu jest ambiwalentna i dobrze brzmi, przez co łatwo ją zapamiętać.
►
►
Chociaż powstała spontanicznie i na początku nie miała konkretnego znaczenia, to z czasem te słowa, nazwy nabrały dla nas większego sensu. Można powiedzieć, że nazwa wpisuje się znaczeniowo w założenia naszego zespołu. Arek: Ja uważam że połączenie znaczeń w nazwie naszego zespołu może być traktowane jako metafora „uleczania świata”. Nazwa wskazuje na to, że społeczeństwo trzeba leczyć. Szpital może być metaforą próby wpłynięcia na mentalność. Natomiast z „zajazdem”, kojarzy się domowe ciepło, odpoczynek. Sandra: Gdzie obecnie można usłyszeć waszą muzykę. Czy planujecie wydanie krążka? Marcin: Mamy swoją stronę na portalu muzycznym Reverbnation. Tam można znaleźć parę naszych kawałków i video oraz wiadomości o nowych koncertach. Myślimy bardzo poważnie o profesjonalnym nagraniu naszej muzyki. Wciąż pracujemy nad jakością utworów i staramy się dążyć do perfekcji i do tego, by nasza muzyka oddawała ducha i energię.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► WYWIAD
WYWIAD ► 18
Sandra: Kiedy i gdzie następny raz będzie można was usłyszeć live? Marcin: Obecnie gramy trochę koncertów w Edynburgu i okolicach. W Edynburgu graliśmy już w Bannermans, Teviot Underground, i Henry’s Cellar bar. Zapraszamy na naszą stronę i facebook’a, gdzie można znaleźć najnowsze informacje o koncertach. http://www.reverbnation.com/infirmaryinn http://www.facebook.com/InfirmaryInn Sandra: Dziękuję wam za wyczerpujący wywiad. M.,A.,N.: Dziękujemy bardzo.
INFIRMARY INN. FOT: Monika 2013
►
Kultura integracyjnej mody PRZYGOTOWAŁA ► Gosia Szwed
FOT: Paweł Niemczyk
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► MODA
MODA ► 19
►
MODA ► 20
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► MODA
►
Minęło kilka lat odkąd Polska weszła do Unii Europejskiej i zmieniło się życie większości Polaków. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wpadliśmy w kociołek europejski, który nie ma granic i zmusza do wzmożonej kreatywności wobec zwiększonej konkurencji na polach wszelkich. Jak zmienia się wobec tego kultura? Matka myśli ludzkiej, cecha osobnicza gatunku- tworzymy kulturę i ponoć ta właśnie cecha głównie odróżnia nas od zwierząt. Obserwuję od lat świat kociołka kultury wysokiej EU i śmiem zauważyć, że z poziomu wysokiego znacznie się obniża i robi się nieznośnie powtarzalna i masowa. Tak ma się również moda.
koncepcji tworzenia kultury wysokiej może zaowocować kolejną rewolucją. Wschód spotyka Zachód. Pierwsza edycja odbyła się w 2012 roku, obecnie odbywają się przygotowania do edycji nr 2. Na pomoście stają m.inn. studenci wyróżnieni przez polskie uczelnie projektowania ubioru: łódzka ASP, Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru oraz Warszawska Szkoła Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Po stronie brytyjskiej staje College London Fashion i Central Saint Martin’s College of Art and Design w Londynie. Co z tego wynikło?
Integracja międzygatunkowa Otóż projektanci doskonale się dopełniają. Brytyjska kreatywność, polot i wyobraźnia napotykają na swej drodze solidne krawiectwo polskie i przywiązanie do detali. W ciągu ostatnich lat nie działo się nic równie ciekawego i inspirujacego. W projekcie biorą udział nie tylko projektanci ale rzesze wspaniałych ludzi: muzyków, makijażystów, fryzjerów, stylistów, grafików, fotografów a nawet baletnice i poeci. W związku z powagą przedsięwzięcia za projektem murem stoją także osobistości tj. ambasador Polski - Witold Sobków, paraolimpijczycy- Gemma Collins i Natalia Partyka, książe Jan Żyliński, Rula Lenska, Teresa Potocka, Pola Pospieszalska wraz ze stowarzyszeniem K9 Angels, Joanna Klimas czy Dorota Williams. Ta lista z dnia na dzień się powiększa, ku radości organizatorów, mających na względzie dobro projektu.
Jak stoi kondycja na poziomie współpracy modowej pomiędzy krajami? Otóż najsilniej zaznaczone są połączenia angielsko- francuskie. Projektanci skaczą z domu mody do domu i tworzą niby to nowinki, niby to starocią trąca. Jak ma się zatem moda polska? Już samo hasło przywodzi na myśl lata 70’ i 80’. Wtedy jedynie ubranie mogło wyróżnić szaraka w ciemnej rzeczywistości. Może dlatego powstała BIBA i zrewolucjonizowała świat mody w Wielkiej Brytanii. Barbara Hulanicki, o swojsko brzmiącym nazwisku, nadała właściwy tor rewolucji. Czy wreszcie zadzieje się coś na miarę rewolucji w świecie mody XXI wieku?
Przedsięwzięciem kieruje Kasia Kwiatkowska-Działak, pomysłodawca i główny organizator projektu, która doskonale radzi sobie z łączeniem nie tylko integracji kulturowej w obrębie dwóch państw, ale także ma innowacyjne podejście do zagadnienia mody, która dzięki projektowi staje się królową sztuk wszelkich. To jest doskonały kierunek do zrewolucjonizowania świata mody haute couture, który zawsze kojarzył się się ze światem dośc hermetycznym i dostępnym dla wybrańców. Moda
Kultura łączenia sztuki Ostatnio nowy tor buduje organizacja zwana FASHION CULTURE. W zasadzie pomost raczej, który oparty jest na przęsłach integracji i współpracy. Ma wodzić ludzi ze strony polskiej na brytyjską i odwrotnie. To właśnie innowacyjne podejście do FOT: Paweł Niemczyk
►
MODA ► 21
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► MODA
►
FOT: Paweł Niemczyk, IIedycja FASHION CULTURE
►
MODA ► 22 integracyjna wychodzi poza ramy przeciętności i doskonale oddaje ideę łączenia a nie dzielenia ludzi na lepszych i gorszych.
► 22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► MODA
Ponadto daje niepowtarzalne szanse tym projektantom, którzy wzięli udział w wydarzeniach. Wyróżnieni designerzy mają szanse na otwarte drzwi do najlepszych uczelni i staże w domach mody. FASHION CULTURE wyróżnia otwarcie na nowe, innowacyjne projekty a zarazem pełen profesjonalizm przy tworzeniu każdego elementu układanki. To nie tylko pokazy mody ale także niezwykłe sesje zdjęciowe, nabywanie kontaktów międzynarodowych, pełne wsparcie marketingowe dla osób, które biorą udział w wydarzeniach. I to na skalę makro. Zdjęcia wykonane na sesjach nie tylko są licznie publikowane w mediach światowych, ale także zostaną pokazane w formie wystawy, która odbędzie się w Warszawie 16 maja 2013. Autorami fotografii są miedzy innymi Monika S. Jakubowska, Piotr Apolinarski, Aga Apolinarska, Paweł Niemczyk, Krzysztof Kris Kąkolewski, Agata Mayer, Anna Powierza, Aneta Kowalczyk, Justyna Metrak- Radon oraz Joasia Pietrzyk - ilustrator. Materiały filmowe, dokumentujące prace nad wydarzeniem, realizuje Bartek Luszcz wraz z Fashion One Channel- patronem projektu. Plakat - którego autorką jest Karolina Sękowska vel Sęk z Postscriptum Graphic Design- podpisany przez uczestników spotkań, zostanie zlicytowany na cele charytatywne. Karolina ponadto dba o wsparcie marketingowe i promocję, którą zapewnia nie tylko projektantom, ale także osobom pracującym przy tych wszystkich pokazach i sesjach, które odbywają się równolegle w Wielkiej Brytanii i w Polsce. W kraju nad Wisłą również partnerzy projektu, zarażając swoim entuzjazmem i profesjonalizmem - swym zaangażowaniem oddają siłę zespołu Fashion Culture jak i wysokie standardy pracy wszystkich osób odpowiedzialnych za dobro przedsięwzięcia! Biznes, piękno i szczytny cel - nie ma lepszego połączenia. Tekst | Gosia Szwed GALERIA Z SESJI W WHITE HOUSE, LONDON, II EDYCJA FASHION CULTURE FOT: Paweł Niemczyk
► FOT: Paweł Niemczyk
► 22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► MODA
MODA ► 23
►
FOT: Paweł Niemczyk
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► MODA
MODA ► 24
► FOT: Paweł Niemczyk, II Edycja FASHION CULTURE, Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie
FACEBOOK! Open Scotland.pl - Dołącz do nas!
REKLAMA ► 26
OPEN POLISH MAGAZINE Czytelniku!
Open Polish Magazine to tygodnik ukazujący się tylko i wyłącznie w formie elektronicznej. Tygodnik przeznaczony jest dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. Open Polish Magazine to także miejsce na profesjonalną i skuteczną reklamę. Open Polish Magazine to miejsce, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie.
Fot: Fotolia
Zapraszamy w każdy piątek!
Zapraszamy w każdy piątek!
www.openscotland.pl
Czytelniku! Open Polish Magazine to tygodnik ukazujący się tylko i wyłącznie w formie elektronicznej. Tygodnik przeznaczony jest dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. Open Polish Magazine to także miejsce na profesjonalną i skuteczną reklamę. Open Polish Magazine to miejsce, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie.
www.openscotland.pl
GALERIA ► 27 22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► GALERIA
►
OPEN GALERIA
FOTOREPORTAŻ | Paulina Krzyżaniak
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► GALERIA
GALERIA ► 28
►
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► GALERIA
GALERIA ► 29
►
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► GALERIA
GALERIA ► 30
►
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► GALERIA
GALERIA ► 31
►
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► GALERIA
GALERIA ► 32
►
►
GALERIA ► 33
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► GALERIA
►
“Street Life in Glasgow” jest moim pierwszym projektem fotograficznym. Poszukuję twarzy, które zsynchronizują się z tłem miasta. Każda osoba biorąca udział w projekcie opowiada swoją własną historię, jest częścią miasta, jego ulic i zaułków. Wraz z wizażystką Kasią Lerch, sukcesywnie aranżujemy kolejne sesje. Projekt ma na celu stworzenie kolażu twarzy mieszkańców Glasgow. Sesje są reżyserowane i stylizowane, mimo to pragnę uchwycić prawdziwe uczucia jakie łączą człowieka i miasto w którym żyje. Paulina Krzyżaniak Cześć ubrań pochodzi z kolekcji Joanny Chomicz. Modelki: Mariola i Joanna Sergiel, Natalia Pawłowska Patrycja Czupryńska, Joanna Olszewska, Aga Siembiga, MUA: Kasia Lerch
►
Uwaga! Dobry wujek ►
Felieton ► Ela Rygas
tygodniu przed oblicze Temidy doprowadzono następnego zboczeńca Jamieson`a Sutherland`a też z Edynburga. W tym wypadku był on nauczycielem muzyki. Zatrważająca liczba zatrzymanych daje wynik 3,000 rocznie w samej Szkocji.
Internet opanował nasze życie. Tam pracujemy, uczymy się, znajdujemy rozrywkę. Zostawiamy ślady wszędzie i łatwo ulegamy pokusom znanym portalom społecznościowym. Popularny Facebook dorobił się już publikacji i badań. Ostatnie dotyczą preferencji tego co lubimy. Kliknięcia „lubię to’’ określają preferencje, płeć, wiek, i pochodzenie. „Lubie”, może powiedzieć dużo o orientacji seksualnej czy ilorazie inteligencji. Skutecznie określa się rasę i przynależność polityczną badanych. Zaznaczenie naszych ,,lajków” mówi dużo o naszych cechach, co potwierdza do jakich grup się zapisujemy, a nasz udział w tworzeniu globalnej wioski sugeruje niejednokrotnie o naszej ciemnej stronie. Przykładowo Lemmy Kilmister genialny muzyk z Motorhead i jego hobby - pamiątki z II wojny światowej. Świetny kolekcjoner czy nazista? Czy pojęcie lubienia a tego co akceptowane może przejść? A co z pojęciem ,,dobrego wujka’’? Czy teraz można go nazwać pedofilem? Czy internet ma większy wpływ na wzrost przestępstw seksualnych wobec dzieci? Doniesienia ostatnich lat jeżą włos na głowie. Powszechne skandale dosłownie wylewają się z mediów co dzień. Przykłady można mnożyć. Pierwszy przypadek Jimiego Saville DJ’a i celebryty prowadzącego po-
Fot: Ela Rygas pularne programy muzyczne. Perfidii dodaje fakt, że przez 30 lat haniebnych czynów jakich dokonywał Saville nikt nie odważył się zeznawać? Saville to znana osobowość. A nasze podwórko? W tym tygodniu w Edynburgu odbyła się rozprawa Andrew Beatson`a, który molestował 14-latkę. Beatson jako młody entuzjasta popularnych portali społecznościowych zasadzał sieci właśnie tam gdzie najwięcej ,,lajkujemy”. Z kolei w poprzednim
Wiedziona tymi rewelacjami i przygnębiona skalą przestępstw, chciałabym odnieść się do opowiadań pracownika muzeum, który na co dzień ma styczność zarówno z dziećmi jak i dorosłymi. Okazuje się, że duże zagęszczenie dzieci przyciąga pedofilii jak magnez. Zazwyczaj są to mężczyźni w średnim wieku. Nie wyróżniają się z otoczenia, i tu trudno odróżnić ich od opiekunów, którzy rejestrują każdy ruch swej pociechy. Zazwyczaj gdy pracownicy mają sygnały od zwiedzających, że coś ich niepokoi w tym czy owym osobniku, sprawdzają i zawiadamiają policję. Ta reaguje nader wyraźnie. Dziennie można naliczyć około 3 takich wypadków. Czy to straszenie? Nie - to raczej przestroga i wrażliwość na temat. Miejmy oczy szeroko otwarte i reagujmy, gdy ktoś ma przypiętą przy pasku kamerę wideo. Zauważmy, gdy ktoś nader chętnie obserwuje dzieci i umieszcza w obiektywie nasze pociechy. Może być to nie spragniony sztuki obserwator a zwykły pedofil. Nie bójmy się powiadamiać pracowników określonych instytucji bądź też o kontakt z policją. Nakreślona sytuacja nie ma odstręczać nas przed zwiedzaniem czy też korzystaniem z dóbr kultury a jedynie nakreślić problem. Zwiększmy także naszą czujność na to z kim spotykają się nasze dzieci i jakie strony przeglądają w internecie. Skala zjawiska jest masakryczna, a jak największa wiedza o tym, może nam pomóc.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ►FELIETON
FELIETON ► 34
►
Książka powinna mieć dom ►
Felieton ► Beata Waniek
O sposobach kochania, czytania, traktowania książek opowiada amerykańska publicystka, bibliofilka Anne Fadiman w niezwykłym zbiorku esejów pt. „Ex libris”. Te pełne erudycyjnej treści, finezyjnego humoru historie składają się na niezwykłą książkę o książkach. Anne Fadiman w pasjonujący sposób opisała swoją oraz swoich najbliższych pasję i miłość do książek. Lektura historii opowiadanych przez amerykańską bibliofilkę, to nie lada gratka dla wszystkich posiadaczy domowych księgozbiorów, ustawionych według im tylko znajomego klucza, bowiem jak pisał czterokrotny premier Wielkiej Brytanii William Ewart Gladstone książkę, „z konieczności, trzeba postawić na półce, a półka musi stać w domu. Dom trzeba utrzymać w porządku. Biblioteka musi być odkurzana, rozplanowana i katalogowana”.
Każdy miłośnik książek ma z nimi jeden podstawowy problem. Książek „bywa więcej niż można kupić, bywa ich więcej niż można przeczytać i nawet najsolidniejszy ich stos zawsze się kiedyś przewróci”. Jednak mimo to, a może na szczęście wielbicieli książek nie brakuje. Są wśród nich dworscy kochankowie, dla których fizyczna strona książki jest święta i zrobią wszystko, aby nie naruszyć „stanu nieskalanej czystości, w jakim książka opuściła księgarnię. [...] Oni uważają, że jedyną rzeczą, jaką im wolno robić z książkami, jest ich czytanie”. Przeciwieństwem dworskich czytelników są zmysłowi miłośnicy książek (przyznaję, że sama do takowych należę). Dla nich najważniejsza jest treść książki, a służące jej papier, karton, klej itp. - traktują jak zwykły materiał, z którym można się obchodzić wedle uznania. Ale według zmysłowych czytelników „bezlitosne używanie książek nie świadczy o braku szacunku, ale o zażyłości”. I tak np. Tomasz Jefferson dosłownie posiekał unikatowy pierwodruk dzieł Plutarcha po grecku z 1572 roku, by poprzekładać tekst
Fot: Beata Waniek oryginalny angielskim przekładem, a cesarz Menelik II, panujący w Etiopii na przełomie stuleci, lubił żuć stronice swej Biblii. Jedyny kłopot z miłością zmysłową do książek, jest ich zakochanie na strzępy.
Książki piszą historię naszego życia, gromadząc się przez lata na naszych półkach, leżąc przy łóżkach, na podłodze, w toalecie. Traktujemy je jak najlepszych przyjaciół, ich treść, zapach, barwa są nam bliskie. A podtrzymując te wyjątkowe związki mamy pewność, że zaglądając w przyszłości do pokojów naszych pociech zobaczymy „wyciągnięte na łóżku dziecko, zatopione w lekturze”.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ►FELIETON
FELIETON ► 35
►
►
Felieton ► Marta Jadwiga Wiejak
kobietom jest trudniej i że często jesteśmy traktowane nierówno względem mężczyzn. Niemniej jednak odmawianie kobiecie jakichś praw tylko dlatego, że jest kobietą i przyznawanie jej tych praw z tego samego powodu to dwie strony tego samego medalu. Nie można walczyć z dyskryminacją dyskryminując w ten sam sposób. Prawdziwym źródłem problemu jest postrzeganie ludzi (w sytuacjach publicznych) nie jako kandydatów na określone stanowisko, a jako kobiety i mężczyzn kandydujących na to stanowisko. W przypadkach, gdy powinny liczyć się tylko kompetencje, w grę zaczynają wchodzić argumenty pozamerytoryczne. Parytet nie znosi przyczyn zjawiska, walczy tylko z jego konsekwencjami. To tak, jakby podawać ziołowy syrop wykrztuśny przy gruźlicy.
Usłyszałam dziś w radiu komentarz na temat tak zwanej „zasady suwaka” jaką jedna z partii politycznych chce wprowadzić na listach wyborczych: kobiety i mężczyźni mieliby pojawiać się na nich naprzemiennie. W związku z tym dokładnie połowa miejsc zajmowana byłaby przez każdą z płci żeby zaktywizować politycznie kobiety, których udział w życiu publicznym uważa się za niewystarczający. Nie będę pisać o politycznych pobudkach czy konsekwencjach takich decyzji, nie wspomnę nawet nazwy partii politycznej, która takie propozycje wysuwa, bo to nieważne. Napiszę o samej zasadzie, którą uważam za głęboko dyskryminującą. W myśl idei parytetu (i jej pochodnych) kobietom należy się określona ilość stanowisk tylko i wyłącznie dlatego, że są kobietami. Ich kompetencje, doświadczenie i zapał stanowią kwestię drugorzędną w stosunku do płci. Wszyscy kandydaci na daną funkcję mają najpierw zostać podzieleni – niczym w sporcie – na dwie grupy: mężczyzn i kobiety.
Marta Jadwiga Wiejak. Fot: Rafał Czarnowski
Dopiero potem, w każdej z nich oddzielnie, mogą konkurować ze sobą pod kątem merytorycznym. W
Proszę mnie źle nie zrozumieć – nie chcę negować problemu albo go bagatelizować. Wiem i widzę, że
sporcie taki podział istnieje ze względu na istotne i niedające się zanegować różnice w biologicznej konstrukcji mężczyzn i kobiet. Czy podobnie da się go usprawiedliwić w polityce (czy jakiejkolwiek innej domenie działalności intelektualnej)?
Istnieje wiele środków prowadzących do długotrwałego i skutecznego rozwiązania tego problemu, prowadzących ostatecznie do zmiany sposobu myślenia. Można wprowadzić anonimowe procesy rekrutacyjne (w całości lub w dużej części), można systematycznie pozbywać się stereotypów kryjących się w podręcznikach szkolnych, można edukować nauczycieli, i tak dalej, i tak dalej... Metod jest mnóstwo. Ich wprowadzenie wymaga jednak czasu i wysiłku, a żadna z nich nie jest równie spektakularna i chwytliwa co zmiana ordynacji wyborczej. A to przecież istotne przy czteroletnich kadencjach.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ►FELIETON
Dwie strony medalu
FELIETON ► 36
►
REKLAMA ► 37
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► REKLAMA
www.openscotland.pl
OPEN POLISH MAGAZINE jesteśmy dostępni w zasięgu...
Fot: Fotolia
dłoni!
*
Nie piszemy małymi literkami! NASZA OFERTA DOSTĘPNA JEST PRZEZ CAŁY ROK! www.openscotland.pl www.openscotland.pl
HISTORIA OPINIA ► 38 08 WYWIAD ► 06► GALERIA ► 30
Przeklęty sektor Brytyjski sternik łodzi desantowej był bliski obłędu. Zalewany wodą morską, drżącymi dłońmi trzymał koło sterowe i wytężał całą siłę woli, by nie zemdleć ze strachu. Przed sekundą pocisk moździerzowy trafił sąsiednią łódź. Na jego oczach w powietrze pofrunęły kawałki drewna wraz z pourywanymi częściami ciał nieszczęsnych Jankesów. Część z nich spadła na jego łódź. O dziwo, żołnierze Kompanii B, 116 Pułku, 29 Dywizji Piechoty Armii USA – pasażerowie sterowanej przez niego łodzi nie zwrócili na ten koszmar większej uwagi, Pewnie dlatego, że byli zajęci wylewaniem za burtę wody, którą łódź nabrała zaraz po opuszczeniu transportowca SS „Empire Javelin”. Czerpali ją hełmami i byli tak pochłonięci pracą, że nie zauważyli horroru rozgrywającego się przed nimi. Może to i lepiej… Sternik jednak wszystko widział. Widział błyski luf karabinów maszynowych ustawionych na wysokim urwisku. Widział eksplozje pocisków moździerzowych rozrywające na strzępy żołnierzy na plaży. Widział ciała unoszone falą przypływu, która zmieniła kolor na krwistoczerwony.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► HISTORIA
Kanał La Manche, na wysokości Vierville, 6 czerwca 1944 roku, godzina 7:25.
►
► Zdjęcie Roberta Sargenta wykonane 6 czerwca 1944 roku na plaży Omaha, w sektorze Fox Green. Autor zatytułował je „Prosto w paszczę śmierci”.
REPORTAŻ HISTORIA ►► ►3109 39 GALERIA
►
Przeklęty sektor Dość tego! Niech się dzieje, co chce! - Zawracamy! Nie widzę punktów orientacyjnych! – krzyknął do dowódcy oddziału, porucznika Donaldsona. Ten w odpowiedzi sięgnął po Colta .45, przyłożył go do skroni sternika i wrzasnął: - Do brzegu, kurwa! Sceny lądowania na plaży Omaha przedstawione w „Szeregowcu Ryanie” reżyserii Stevena Spielberga to prawdopodobnie najlepsze sceny wojenne, jakie kiedykolwiek nakręcono. Czy masakra przedstawiona przez słynnego reżysera i sfotografowana przez polskiego operatora Janusza Kamińskiego naprawdę była aż tak krwawa? Chyba nie. W rzeczywistości było o wiele gorzej… Plaża Omaha to około siedmiokilometrowy odcinek francuskiego wybrzeża pomiędzy Sainte-Honorine-des-Pertes na wschodzie i Vierville na zachodzie. Jest on lekko wygięty w kształt łagodnego półksiężyca. Podczas odpływu plaża ma około 300 metrów szerokości, zaś podczas przypływu morskie fale rozbijają się o opaski brzegowe ciągnące się u stóp stromego urwiska górującego nad plażą. Urwiska przecięte są czterema małymi dolinkami prowadzącymi wgłąb lądu. Są one jednak bardzo silnie bronione przez Niemców. Ci wyjątkowo starannie obsadzili ten odcinek. Na plaży znajdują się ukośnie wbite belki z minami
zainstalowanymi na końcach, „belgijskie wrota” – żelazne zapory przeciwczołgowe oraz stalowe jeże w postaci kilku zespawanych ze sobą dźwigarów. Na szczycie urwiska ulokowane są bunkry, gniazda karabinów maszynowych i stanowiska moździerzy. Nie ma ciężkiej artylerii. Co prawda w pobliskim Point du Hoc znajduje się sześć haubic kalibru 155mm, ale nie wezmą one udziału w walce. Niemieckie umocnienia są obsadzone przez żołnierzy z 716 Dywizji Piechoty. Nie jest to elitarna formacja. Znaczna część żołnierzy została wcielona do niej pod przymusem. Są tam Rosjanie oraz… Polacy. W odwodzie czeka 352 Dywizja rozlokowana w okolicach Saint Lo. Jej żołnierze to prawdziwi twardziele, weterani z frontu wschodniego. Plaża Omaha podzielona jest na dziesięć sektorów: Able, Baker, Charlie, Dog Green, Dog White, Dog Red, Easy Green, Easy Red, Fox Green i Fox Red. Każdy z nich ma długość około sześciuset metrów. Najsilniej umocniony jest sektor Dog Green znajdujący się na wysokości miasteczka Vierville. Przejdzie on do historii pod nazwą „Krwawej Omaha”. Jest wczesny ranek 6 czerwca 1944 roku. Do sektora Green Dog zbliża się siedem łodzi desantowych zwanych powszechnie Łodziami Higginsa. W każdej z nich znajduje się trzydziestu paru żołnierzy z Kompanii A, 116 Pułku, 29 Dywizji Piechoty US Army. Stoją w milczeniu. Są w miarę spokojni, ponieważ nie zdają sobie sprawy z tego, co ich czeka. To nowicjusze, nigdy wcześniej nie brali udział w
walce. Ponad połowa z nich pochodzi z Bedford z Virginii, więc koledzy z innych kompanii mówią o nich „Bedford Boys”. Kiedy są w odległości trzech kilometrów od brzegu zaczyna się ostrzał z moździerzy. Większość pocisków wpada do wody co najwyżej ochlapując Amerykanów. Ale nie wszystkie. Łódź numer 5 obrywa w silnik i zaczyna tonąć. Żołnierze wyskakują przez burty. Sześciu tonie, reszta rozpaczliwie próbuje utrzymać się na powierzchni. Po kilku chwilach zjawia się przy nich amerykański okręt i wyławia ich z morza. Mogą uważać się za szczęściarzy. Ominie ich los kolegów, którzy dotrą do plaży. Pozostałe łodzie podążają niestrudzenie w kierunku francuskiego wybrzeża. W odległości 100 metrów od celu pocisk moździerzowy trafia w łódź numer 3. Ginie dwóch żołnierzy, a łódź zaczyna tonąć. Żołnierze objuczeni ciężkim ekwipunkiem idą na dno razem z nią. O godzinie 6:36 cztery łodzie docierają na odległość kilkudziesięciu metrów od plaży i opuszczają rampy. Żołnierze rzucają się do przodu i lądują w wodzie głębokiej po szyję. W tym momencie rozpę-
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► HISTORIA
08 | 02 | 2013 | OPEN ► 04 ► GALERIA
►
HISTORIA OPINIA ► 40 08 WYWIAD ► 06► GALERIA ► 30
tuje się piekło. Skraj urwiska górującego nad plażą ożywa ogniem z luf kilkunastu karabinów maszynowych. Pociski zabijają żołnierzy wyskakujących z łodzi, tak, że w wodzie lądują już ich martwe ciała. Woda przybiera ciemnoczerwony kolor. Ci, którzy zostali ranni toną. Ciężki ekwipunek natychmiast nasiąka wodą i ciągnie w dół, a przestrzelone ręce i nogi nie są w stanie utrzymać nieszczęsnego żołnierza na powierzchni. Nieliczni zdołają utrzymać grunt pod nogami i dotrzeć na płytszą wodę, by ukryć się za stalowymi jeżami. Jest jednak pora przypływu. Wkrótce woda zabiera także ich. Zaledwie kilku dociera na suchy ląd. Kryją się przed huraganowym ogniem za niemieckimi zaporami przeciwczołgowymi, po czym… pędem wracają do wody uznając ją za najbezpieczniejsze schronienie. Zanurzają się w niej całkowicie starając się schować za potrzaskaną łodzią desantową. Nieubłagany przypływ znosi ich jednak w kierunku plaży. Zdjęcie Roberta Sargenta wykonane 6 czerwca 1944 roku na plaży Omaha, w sektorze Fox Green. Autor zatytułował je „Prosto w paszczę śmierci”. Kompania A nie ma już dowódców. W ciągu siedmiu minut od momentu lądowania giną wszyscy oficerowie i podoficerowie. Część poległa od ognia karabinów maszynowych, reszta padła łupem niemieckich snajperów, którzy w pierwszej kolejności
biorą na cel oficerów, potem żołnierzy objuczonych ciężkim sprzętem, takim jak radiostacje, miotacze ognia, czy rury Bangalore służące do wysadzania zasieków, potem dopiero strzelają do kryjących się za zaporami żołnierzy. Do plaży dociera ostatnia łódź. Dwa niemieckie karabiny maszynowe MG-42 koncentrują na niej ogień. Żaden z ponad trzydziestu żołnierzy nie dociera nawet do końca otwartej rampy. Zostają dosłownie przecięci na pół seriami pocisków. Karabin maszynowy MG-42 był najbardziej zabójczą bronią tego typu używaną podczas II Wojny Światowej. Jego niewiarygodna szybkostrzelność (do 20 pocisków na sekundę) powodowała, że seria wystrzałów zlewała się w jeden potworny dźwięk przywodzący na myśl pracującą piłę tarczową. Alianccy żołnierze ochrzcili go mianem „piły Hitlera”. Mija dwudziesta minuta od chwili, kiedy pierwsza z łodzi opuściła rampę. Nie ma już dowódców, a dwie trzecie Kompanii A nie żyje. Ci, którym udało się przeżyć siedzą w wodzie wystawiając jedynie nozdrza ponad powierzchnię. Żaden z żołnierzy nie wystrzelił w stronę Niemców ani jednego pocisku. Serie niemieckich karabinów maszynowych sieką wodę i co chwila jeden z żolnierzy szukających schronienia w falach idzie na dno, a w miejscu, gdzie był pojawia się czerwona plama. Reszta szuka schronienia za każdą możliwą rzeczą. Za strzę-
pami ich łodzi, za niemieckimi przeszkodami, nawet za ciałami własnych kolegów. Tu nie ma bohaterów i tchórzy. W obliczu nieuchronnej śmierci pęka kręgosłup moralny, a instynkt samozachowawczy zamienia ludzi w zwierzęta, które chcą przeżyć za wszelką cenę. Męstwo, honor, poczucie obowiązku – to wszystko leży w strzępach pokonane przez atawistyczny instynkt przetrwania i rozstrzelane seriami niemieckich karabinów maszynowych. Po upływie godziny sześciu ludzi z Kompanii A niesionych falą przypływu dociera do stóp urwiska. Znajdują niewielką niszę, w której się kulą, jak osaczone zwierzęta. Zostaną tam przez resztę tego koszmarnego dnia skostnieni z przerażenia, nie mówiący ani słowa nawet do siebie, sparaliżowani tym, czego doświadczyli. Żołnierze innych kompanii docierający do plaży zostawią ich w spokoju, każdy z nich ma swoje własne problemy. Po kilku godzinach dwóch żołnierzy z tej szóstki skulonej u stóp urwiska otrząsa się z odrętwienia i dołącza do rangersów z 2 Batalionu, którzy szturmują niemieckie umocnienia w Pointe du Hoc.
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► HISTORIA
Przeklęty sektor
►
REPORTAŻ 09 GALERIA HISTORIA ►►31 41
►
Przeklęty sektor To jedyni żołnierze Kompanii A, którzy tego dnia wzięli udział w walce. Według planu Kompania B ma wylądować na plaży Omaha dokładnie pół godziny po Kompanii A. Jednak podczas opuszczania przy wzburzonym morzu sześciu łodzi desantowych z pokładu transportowca SS „Empire Javelin” dostało się do nich sporo wody, która bardzo je spowolniła. Żołnierze zaczęli czerpać ją za pomocą hełmów i wylewać za burtę. Zajęci tym nie widzieli, co się dzieje w sektorze, w którym wylądowała Kompania A. Widział to jednak sternik pierwszej łodzi drugiego rzutu, który próbował zawrócić. Zrezygnował po tym, jak porucznik Donaldson przystawił mu pistolet do głowy. Pokaz determinacji porucznika Donaldsona, który zmusił brytyjskiego sternika do utrzymania kursu na plażę miał pozytywny wpływ na morale jego żołnierzy. Żaden z nich nie spanikował, kiedy tuż obok łodzi eksplodowały trzy pociski moździerzowe. Niestety chwilę później ich szczęście się skończyło. O godzinie 7:30, kiedy łódź jest w odległości około 75 metrów od brzegu porucznik Donaldson wrzeszczy do sternika „Opuszczaj rampę!”. Jak tylko stalowa ściana wędruje w dół, do środka łodzi wpadają pociski niemieckich karabinów maszynowych. Porucznik Donaldson wskakuje do wody, po czym krzyczy „Dostałem!”. Thomas Kenser, sanitariusz, krzyczy „Trzymaj się! Idę do ciebie!” jednak sekundę później pada przeszyty serią kul. Trzecim żołnierzem opuszczającym łódź jest
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► HISTORIA
08 | 02 | 2013 | OPEN ► 04 ► GALERIA
► Scena z filmu „Szeregowiec Ryan” w reżyserii Stevena Spielberga. Słynny reżyser nieco minął się z faktami. 2 Batalion Rangersów nie atakował sektora Dog Green, ale przylegający do niego sektor Charlie.
REPORTAŻ 10 HISTORIA ► 42
porucznik Tom Dallas z Kompanii C, który poprosił przełożonych o pozwolenie na wzięcie udziału w jednym z pierwszych rzutów jako zwiadowca swojej kompanii. Niemiecki pocisk dosłownie odstrzeliwuje mu głowę. Za nim podąża szeregowy Robert Sales, łącznościowiec dźwigający na plecach ciężką radiostację. Ślizga się na rampie i przewraca rozbijając niesione na plecach urządzenie. Dzięki temu przeżywa. Ci, którzy wyskakują za nim padają ścięci seriami niemieckich karabinów maszynowych. Żaden z nich nie dociera do suchego lądu. Szeregowy Sales ostatkiem sił chwyta jakąś deskę z rozbitej łodzi desantowej i próbuje utrzymać się na powierzchni. Na próżno, Ekwipunek, a zwłaszcza ciężka radiostacja ciągną go w dół. W ostatniej chwili podpływa do niego postrzelony w twarz żołnierz z Kompanii A, który szukał schronienia w wodzie. Nożem przecina szelki plecaka i ratuje Salesa przed utonięciem. Oprócz łodzi porucznika Donaldsona jeszcze jedna łódź z żołnierzami Kompanii B próbuje wylądować w środku sektora Dog Green. Pocisk moździerzowy trafia w sam jej środek. Łódź obraca się bokiem. Serie z karabinów maszynowych MG-42 przechodzą przez drewniane burty jak przez masło masakrując amerykańskich żołnierzy i brytyjską załogę. Nikt nie przeżywa. Sternicy czterech pozostałych łodzi desantowych
widząc co się stało z poprzednikami kręcą kołami sterowymi, byle znaleźć się jak najdalej od tego koszmaru. Łamią rozkazy, ale ratują życie żołnierzy. Dwie z tych łodzi kierują się na prawo, ku Pointe du Hoc w sektorze Charlie, gdzie walczą rangersi z 2 Batalionu. Jedna z nich, którą dowodzi porucznik Leo Pingenot kieruje się ku niewielkiej zatoczce wyglądającej na dość spokojną. Kiedy są w odległości około pięćdziesięciu metrów od brzegu porucznik wrzeszczy do sternika „Opuszczaj rampę!”. Ten jednak, sparaliżowany strachem ani drgnie. Doskakuje do niego sierżant Padgett, nokautuje silnym ciosem i gwałtownie kręci żelaznym kołem opuszczającym rampę. Plaża jest usiana ogromnymi głazami, które zapewniają żołnierzom osłonę. Pociski karabinów maszynowych odłupują z nich kamienne fragmenty, ale nie mogą razić ukrywających się za nimi Amerykanów. Ci skokami poruszają się ku urwisku. Do jego stóp dociera znakomita większość – tylko sześciu żołnierzy padło od ognia karabinów maszynowych. Spotykają oddział rangersów, do których dołączają i kontynuują walkę. Scena z filmu „Szeregowiec Ryan” w reżyserii Stevena Spielberga. Słynny reżyser nieco minął się z faktami. 2 Batalion Rangersów nie atakował sektora Dog Green, ale przylegający do niego sektor Charlie.
Druga łódź Kompanii B, która również skręciła w prawo, ku sektorowi Charlie nie ma tyle szczęścia. Jedynie siedmiu żołnierzy dociera żywych do stóp urwiska. Sternicy dwóch pozostałych łodzi widząc tragiczny los załogi porucznika Donaldsona i tej, która dotarła do przeklętego sektora zaraz po niej gwałtownie skręcają w lewo, ku sektorowi Dog White. Sternik jednej z nich odbija o sześćset metrów w lewo i znajduje piaszczystą łachę wrzynającą się w morze. Bez namysłu kieruje ku niej łódź. Żołnierze dowodzeni przez porucznika Williamsa wyskakują od razu na suchy ląd, bez konieczności taplania się w wodzie. Kiedy ostatni z żołnierzy opuszcza łódź pocisk moździerzowy rozwala ją na kawałki zabijając sternika. Niemieckie karabiny maszynowe i moździerze koncentrują ogień na oddziale porucznika Williamsa. Tylko on i dziesięciu żołnierzy dociera do opaski brzegowej ciągnącej się u stóp urwiska. Żołnierze starają się zachować jak największe odstępy od siebie – jeżeli będą stali w grupie wówczas jedna celna seria zabije ich wszystkich. Tuż obok nich bezustannie rozrywają się pociski
►
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► HISTORIA
Przeklęty sektor
KULTURA ► 43
►
moździerzowe. Odłamki dosięgają trzech żołnierzy. Porucznik Williams prowadzi ocalałą siódemkę do wylotu dolinki prowadzącej wgłąb lądu. Ledwo dostrzegalną ścieżką wdrapują się na szczyt urwiska i stają na skraju niewielkiej wsi Les Moulins. Wioska jest silnie ufortyfikowana przez Niemców. Seria z karabinu maszynowego ustawionego w betonowym bunkrze przygniata Amerykanów do ziemi. Czołgają się teraz w wysokiej trawie. Porucznik Williams podkrada się na odległość kilkunastu metrów od bunkra, bierze do ręki granat, wyciąga zawleczkę, czeka chwilę i rzuca. Niestety, czekał za długo i granat eksploduje w powietrzu nie robiąc załodze bunkra żadnej krzywdy. Sięga po drugi granat, wyciąga zawleczkę i rzuca. Niecelnie. Granat odbija się od ściany bunkra i… ląduje obok niego. Eksplozja wbija mu trzy odłamki w ramię. Na dodatek w jego kierunku leci z bunkra niemiecki granat trzonkowy zwany przez Amerykanów „tłuczkiem do ziemniaków”. Porucznik Williams inkasuje kolejnych kilka odłamków. Kiedy czołga się ku swoim dopada go seria z karabinu maszynowego raniąc go w nogę i pośladek. Z ogromnym trudem dociera do swoich i przekazuje mapę i kompas sierżantowi Frankowi Price, mianując go swoim zastępcą. Poleca, by udał się wraz z
ludźmi w stronę wsi Vierville. Price się opiera, ale Williams jest stanowczy. Obserwuje, jak jego żołnierze ruszają w stronę wsi, po czym rozciąga się na ziemi. Późnym wieczorem znajdą go amerykańscy sanitariusze. Siedmiu żołnierzy idzie ostrożnie w kierunku Vierville. Kiedy dochodzą do żywopłotu oddzielającego dwa pola rozlega się terkot karabinu maszynowego. Natychmiast padają na ziemię. Za żywopłotem jest niemieckie stanowisko z siedmioma żołnierzami i dwoma MG-42. Jeden z Amerykanów czołga się rowem z thompsonem w garści, nagle zrywa się na równe nogi i celną serią z pistoletu maszynowego zabija Niemców. Żołnierze Williamsa podchodzą do Vierville i ze zdumieniem stwierdzają, że wieś jest w rękach ich kumpli z Kompanii B dowodzonych przez porucznika Waltera Taylora. Łódź wioząca jego oddział również odbiła w lewo od sektora Dog Green, ale nie tak daleko, jak łódź z oddziałem porucznika Williamsa. Jakimś cudem znaleźli się na kawałku plaży wolnym od ostrzału. Wdrapali się na urwisko tracąc zaledwie sześciu ludzi i po dwugodzinnej walce opanowali Vierville. Wyłomy w niemieckiej linii obrony zostały zrobione. Teraz wleją się przez nie tysiące żołnierzy.
Autor | Mateusz Biskup | Blog Biszopa http://blogbiszopa.pl/
Źródło: Testimony of Private Harold Baumgarten, http://www.americandday.org, Dostęp 17.03.2013. Brian Williams, Omaha Beach, http://www.militaryhistoryonline.com, Dostęp 17.03.2013. Laurent Lefebvre, 6-7 June 1944 – Omaha Beach, http://www.29infantrydivision.org, Dostęp 17.03.2013. S.L.A. Marshall, First Wave at Omaha Beach, Atlantic Magazine, November 1960.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► HISTORIA
Przeklęty sektor
►
KULTURA ► 44
POEZJA ► PIOTR KASJAS
►
Piotr Kasjas
( urodzony 1969 roku w Pabianicach koło Łodzi) - polski poeta , animator kultury, uczestnik festiwali poetyckich. Mieszka i pracuje w Birmingham (UK). Współzałożyciel i prezes organizacji na rzecz rozwoju i promocji kultury GŁOS POLSKIEJ KULTURY (2013). Jesteśmy Jesteśmy duszą myślącą na progu życia, w otwartych drzwiach własnych słabości. Jesteśmy tymi, którzy nie mają nic, nic prócz miłości i myśli na kształt wierszy. Jesteśmy częścią historii i w nas jest ta pamięć, która tworzy tożsamość po wieki. Nie posiadamy wolności, lecz walczymy o nią każdego dnia, mając dekalog za oręż obrony własnej moralności.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► POEZJA
Miłość jesieni życia
Piotr Kasjas. Fot: Archiwum prywatne
Gdy mgła świtem zdyszana na polach rosą leniwie się kładzie, ja w zmęczonej pamięci słów niewybrednych szukam i w krótki poemat misternie układam. Jesień życia naszego, zmarszczki jak liście na twarzach szeptem nam układa i jak trawy źdźbła, pasemka białe we włosy wplata. Lecz ja ciągle widzę młodość, w naszym wnętrzu ukrytą i wciąż czuję miłość prawdziwą, za każdym razem, gdy oczy mimowolnie w twoją biegną stronę. Za każdym razem, gdy blisko jestem ciebie i gdy usta pragnieniem ust twoich drgają spragnione. Spragnione i głodne, pocałunków delikatnych i w dotyku subtelnych, jak jedwabne skrzydła motyla. I pocałunków dzikich, łapczywością płomiennych, co cichym krzykiem wzbijają się do lotu i budzą rozkosz w sercu uśpioną.
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► POEZJA
Piotr Kasjas. Fot: Archiwum prywatne
►
POEZJA ► PIOTR KASJAS
KULTURA ► 45 Ciemność duszna okrywa nasze ciała i rośnie w nas, burzową nocą naszych pragnień. Chłonę twoją uległość i wdycham wszystkie twoje słowa, gorące słowa, które echem eksplodują w mej głowie i rozniecają ogień, co ogarnia mnie pożogą. Każdego wieczoru stajemy się ubożsi o kolejny dzień naszego życia, lecz nie ważne, co zabiera nam czas, nie trwońmy łez. Odrzućmy rzeczywistość i ukryjmy się pod kocem zamyślonej ciszy, przed nami jeszcze wciąż to, co najpiękniejsze najpiękniejsze chwile wspólnie spędzonych dni. Ułóżmy nasze sekrety obok siebie, pod nieba gwiaździstym parasolem i trwajmy tak, niepokonani w zmysłów symbiozie.
W oczach nieba Nie uwalniaj słów ustami, zostaw je w poezji ciał ukryte Spójrz, noc księżycowa w naszym ogrodzie nastała i w księżyca blasku miłosne łóżko się dla nas ścieli. Pod kocem nieba, ciepłem ze słów ciepłych, ogrzane będą nasze dusze. A z pragnień szeptanych i spojrzeń czułych, utkane będą nasze chwile. Trwać będziemy w bezsenności naszej, oparami oddechów pijani, w krzyku istnienia, w wiecznym ciał nienasyceniu. Naszą miłością nakarmimy świt wygłodniały, który ciszą gęstnieje w swym oczekiwaniu. Spójrz, patrzą na nas gwiazdy – wartownicy naszych serc, magiczne oczy nieba.
Niedoczekanie Imienia twojego szukam pośród innych imion i twarzy twojej, w twarzach innych kobiet. Czuję cię w mych ustach i mam na mych dłoniach, widzę cię w trenach z wierszy utkanych i w odległych chwilach wspólnej tożsamości. Chwile te, nazywam twoim imieniem, które jak portrety życia, wiszą na ścianach mego serca. Trwam tak, w niedoczekaniu,
►
KULTURA ► 46
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► POEZJA
POEZJA ► PIOTR KASJAS
►
Piotr Kasjas. Fot: Archiwum prywatne
jedynego uśmiechu twego i ust twoich drżenia . Szeptem bezgłośnym, w ciszy nocy, wprost przez otwarte okno, szybują myśli moje. A ja, nienasycony chwilą naszego spełnienia, zasypiam patrząc w noc, która nie przynosi mi odpoczynku .
Czym byłaby miłość Czym byłaby miłość, gdybym nie znał twojego imienia i każdego dnia nie patrzył w oczy twoje, mym wiecznie nienasyconym spojrzeniem. Czym byłaby miłość, gdybym nie znał smaku słów twoich, w których słodyczy mieści się moja bezsenność. Czym byłaby miłość, gdybym nie znał tęsknoty, która serca westchnieniem, woła mnie ku tobie.
Moja codzienność Wilgoci ust twoich pragnie moja namiętność i ciepła dłoni twojej, oczekuje moja codzienność, która oszołomiona istnieniem twoim, stoi w milczącym zapatrzeniu. I tonie w nurcie cichego podziwu, w monologu własnych myśli, które na palcach pragnień, skradają się ku tobie.
Ambasador umysłu Małe wieczne pióro, pisze o miłości, o życiu, o śmierci. Opisuje wizje i nadaje wierszom rytm życiowych zdarzeń. Ile mądrości mieści w sobie, to małe wieczne pióro – mały ambasador mojego umysłu.
►
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► KULTURA
KULTURA ► 47
John Byrne, “Billy Connolly, Entertainer”
„Entertainment” June Crisfield Chapman
Heidi Harrington, “Ronnie Corbett”
► WYSTAWA TICKLING JOCK: COMEDY GREATS FROM SIR HARRY LAUDER TO BILLY CONNOLLY 23 lutego 2013 – 25 maja 2014 Scottish National Portrait Gallery Edynburg | 1 Queen Street Wstęp wolny
wpływ na świat rozrywki XX wieku. Tym razem reflektory skierowano na wykonawców, którzy generowali śmiech w kraju i za granicą, na mistrzów komedii, poczynając od gwiazd sceny muzycznej, teatru, gramofonu i radia do komików i aktorów małego i dużego ekranu, którzy sprawiali, że niejednokrotnie publiczność spadała z krzeseł ze śmiechu.
Wystawa Tickling Jock przedstawia i świętuje szkockich mistrzów wesołości i ich oryginalny
Legendy takie jak: Rikki Fulton, Jack Milroy Sir Stanley Baxter i Una McLean ramię w ramię z
Ivor Cutler, Ronnie Corbett, Lulu, i oczywiście Billy Connolly. Posłuchaj i pooglądaj klipy komediowe i stań się Tickling Jock pozostawiając własne nagranie występu komediowego. Wystawa łączy portrety, fotografie i karykatury z własnych, bogatych zbiorów galerii, prywatnych kolekcji, archiwum The Scottish Theatre jak i z The King’s Theatre Glasgow and The Citizens Theatre.
Uprawiaj ze mną poezję
► 18 maja o godzinie 17:00 w Domu
Polskim im. gen. Sikorskiego w Glasgow odbędzie się pierwsza odsłona festiwalu poetycko-artystycznego „Uprawiaj ze mną poezję”. Festiwal ma na celu zrzeszenie polskich artystów oraz ich promocję. Tego dnia odbędzie się wystawa fotograficzno-plastyczna podczas której będzie można podziwiać twórczość: Radka Nowackiego, Edyty Majewskiej, Agi Zajdel, Kaliny Ślusarskiej, Macieja Lewandowskiego oraz Pawła Janczaka. Aranżacją muzyczną podczas wernisażu zajmą się muzycy: Waldemar Marek oraz gitarzysta i kompozytor Adam Olszewski.
22 | 03 | 2013 | OPEN ► 10 ► KULTURA
KULTURA ► 48
O godzinie 18:30 wszystkich miłośników poezji zapraszamy na wieczór poetycki, widzowie będą mieli okazję przysłuchać się słowom: Pauliny Krzyżaniak, Małgorzaty Zbudniewek, Katarzyny Campbell, Damiana Świątka, Zbigniewa Gawińskiego oraz Pawła Głowienki, Grzegorz Jarosław Rybak Całe wydarzenie artystyczne będą zamykać występy muzyczne. Na scenie pojawi się utalentowana wokalistka z Glasgow Joanna Olszewska z zespołem, Alex Sugarov z zespołem z Edinburgha, Waldemar Marek i Michał Nowakowski oraz Adam Olszewski. Serdecznie zapraszam! Organizatorka wydarzenia Paulina Krzyżaniak
Patroni medialni: Emigrant, Open Scotland.pl, Radio Szkocja.FM, Magazyn lejdiz, emito.net, Edinburgh.com.pl Sponsorzy: Dom polski im.gen. Sikorskiego, Restauracja u Jarka, Print Flex, Amethyst Hair Studio
►
Jesteśmy otwarci! A Ty?
Fot: Fotolia
www.openscotland.pl