www.openscotland.pl ▶ ISSN ▶ 2052-2738 ▶ ISSUE ▶ 21 ▶ | 15 | 06 | 2013
OPEN ▶ POLISH MAGAZINE ▶ IN UK
Gdyby za kilka lat, z jakiś bliżej niewyjaśnionych mi przyczyn, córka popełniła miłość z dopiero co zapoznanym chłopcem, a rano rozpłakała w moich ramionach z powodu ów nieszczęśliwej pomyłki, nie zawahałbym się kupić pigułki. TEKST | DAMIAN BILIŃSKI
GOOD
Fot: FOTOLIA
MORNING - AFTER PILL
| W dzisiejszym numerze | | Str. 04 | Od redaktora naczelnego - Wstępniak. Tako rzecze...
| Str. 05 | Aktualności
- W Wielkiej Brytanii nastąpił spadek... - Brytyjska polityka zaciskania pasa - Realne płace spadły - Miliony funtów na konsultantów - Zastraszające tempo rozkładu rodzin - Wzrasta liczba otyłych dzieci - Rakotwórczy azbest w szkołach - Kilkuminutowy spacer ratujący życie
| Str. 14 | życie GDyby za kIlka lat, z jakiś bliżej niewyjaśnionych mi przyczyn, córka popełniła miłość z dopiero co zapoznanym chłopcem, a rano rozpłakała w mOIch ramIONach z powodu ów nieszczęśliwej pomyłki, nie zawahałbym się kupić pigułki. TEKST | DaMian BiLiŃSki
GOOD MORNING - AFTER PILL
Fot: FOTOLIA
SPIS TREŚCI ► 02
OPEN POLISH MAGAZINE IN UK
Redaktor Naczelny | Damian Biliński | ip.openscotland@gmail.com | Tel: 07923378062 Z-ca Redaktora Naczelnego | Gosia Szwed | lejdiz.magazine@gmail.com Reklama i Marketing | Małgorzata Bilińska | mb.openscotland@gmail.com Skład i Grafika | Małgorzata i Damian Bilińscy | Wydawca | Interactive Publishing | SCOTLAND | Strona interneowa | www.openscotland.pl | Tel: 07923378062 Współpraca | Anna Kutera, Beata Waniek, Ela Rygas, Joanna Goldberg, Katarzyna Campbell, Małgorzata Bilińska, Marta Jadwiga Wiejak, Natalia Ślesińska, Sandra Paziewicz, Damian Świątek, Marek Wardęga, Mateusz Biskup OPEN POLISH MAGAZINE jest redagowany przy współpracy z serwisami: Lejdiz Magazine.com | polsport.co.uk Poglądy zawarte w felietonach, opiniach i komentarzach są osobistymi przekonaniami autorów i nie zawsze pokrywają się z poglądami redakcji Open Polish Magazine. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów oraz zdjęć bez wyraźnej zgody redakcji jest niezgodne z prawem.
- Polski burak - Potrawa narodowa
| Str. 20 | temat numeru
- Goog morning - after pill
| Str. 26 | pasja
- Jak to jest z tym stosunkiem... - Cezar II
| Str. 33 | Open galeria
- Integracyjna majówka wielkiej mody
| Str. 41 | open kultura
- W poszukiwaniu jedności - felieton - Maria Królowa Szkocji - galeria - Pancerna pięść Rzeczypospolitej - historia - Mariusz Jagiełło - poezja - Ken Currie - galeria
| Str. 53 | sport
- Stevenage Cup 2013 - Nowy zarząd w Londynie - Cobalt ponownie mistrzem - Ostatnia kolejka rozwieje wątpliwości
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► SZTUKA ► KULTURA ► ROZRYWKA ► HISTORIA ► WYWIAD ► FELIETON
www.openscotland.pl ▶ ISSN ▶ 2052-2738 ▶ ISSUE ▶ 21 ▶ | 15 | 06 | 2013
OPEN ▶ POLISH MAGAZINE ▶ IN UK
REKLAMA ► 03
www.openebusiness.biz
Fot: Fotolia
OGŁOSZENIA DROBNE ORAZ KATALOG FIRM ZA DARMO NA STRONIE www.openebusiness.biz
*
Nie piszemy małymi literkami! NASZA OFERTA DOSTĘPNA JEST PRZEZ CAŁY ROK! www.openebusiness.biz www.openscotland.pl
Henri Bergson, francuski pisarz i filozof, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, autor m.in. „Myśl i ruch [Wstęp do metafizyki. Intuicja filozoficzna. Postrzeżenie zmiany]. Dusza i ciało”, jest uznawany za twórcę intuicjonizmu. Według Bergsona, intuicja ma naturę organiczną, równą rzeczom poznawanym, a jej przedmiotem jest rzeczywistość wewnętrzna. Bergson-filozof, był przekonany, że istnieje co najmniej jedna rzeczywistość, którą wszyscy ujmujemy od wewnątrz, za pomocą intuicji, a nie zwykłej analizy. W dzisiejszym numerze oprócz warstwy informacyjnej, okruchów kultury i sportu, piszemy o burakach, jajkach i majonezie, jajnikach i plemnikach i o zwierzętach. Natalia Ślesińska i Joanna Goldberg popełniły artykuły o psach, których – przyznam się szczerze – nie bardzo lubię, acz szanuję, jak każde istnienie, ba, jako młody chłopiec własnoręcznie zakopałem (pochowałem, zrobiłem pogrzeb) własnego psa, który na moich oczach został uduszony przez sąsiada. Według jego opinii i ojca, mój przyjaciel Kuba – tak się wabił – wściekł się i oszalał. Nie wiem, ile było w tym prawdy, ale fakty były takie, że z workiem na plecach powędrowałem zakopać martwe zwierzę. Rok później, pochówek Kuby został rozkopany przez koparki. Dzisiaj, stoi tam betonowy mieszkalny blok. W ramach rekompensaty za uszczerbek na zdrowiu otrzymałem innego psa. Niestety. Kuba – bo takie otrzymał imię – również był szalony, a nawet wariat. Nie dało się przed nim schować nigdzie; ani w szkole, ani w kościele, ani w kinie. Był wszędzie i nie do zatrzymania. Ostatecznie jego wolność skończyła się na łańcuchu przykutym do psiej kawalerki na wsi. Później z psami bywało różnie; a to rozszarpana nogawka albo brudny but. Najbardziej bałem się chodzić na strzelnicę. Aby tam dotrzeć, należało minąć tajemniczy, jak dla młodego chłopca, zniszczony, i splądrowany żydowski cmentarz i, bardzo starą chałupę, z której zawsze wylatywało stado rozwrzeszczanych psów. Wieczorami sceneria przypominała film grozy, ale i komedii. Jednym psem, którego – oprócz Kuby – nie zapomnę do końca życia, był duży czarny wilczur.
Kilkanaście lat temu, studiowałem filozofię we Wrocławiu. Aby zaoszczędzić pieniądze na alkohol, papierosy i książki, wybierałem stopa, zamiast jeździć grzecznie autobusem. Schemat zawsze był ten sam; pobudka o 5 rano, kawa, papieros i plecak wypełniony filozoficzną spuścizną od starożytności po współczesność. Aby dostać się na stopa, musiałem dreptać za miasto na trasę szybkiego ruchu. Następnie, maszerując poboczem i obserwując nie rzadko wątpliwy ruch na drodze, musiałem dojść do punktu, z którego najlepiej można było złapać „darmową taksówkę”. Pewnego czerwcowego, ciepłego, pięknego poranka, pośród dźwięków ptaków i delikatnego szumu traw, przydrożnych krzewów i drzew, maszerowałem, recytując imperatyw kategoryczny Kanta, Cogito ergo sum Kartezjusza, monadologię Leibniza, Fenomenologię Ducha
Hegla, i nieco pesymizmu Schopenhauera. Pesymizm wynikał z faktu, iż udawałem się w tym dniu na egzamin z filozofii nowożytnej i choć próba racjonalizacji przedegzaminacyjnej pustki zdawała się być jasna i wyraźna, intuicyjnie czułem, że nie może być inaczej, niż dobrze. Kontemplację i próbę osiągnięcia punku stopowicza zakłócił pies. Nie wiedzieć skąd, kiedy, i w jakim celu, na skrzyżowaniu, które musiałem minąć, pojawił się wielki wilczur. Zwolniłem. Najpierw psiak nieco skomlał. Niby chciał pójść w moim kierunku, niby się cofał, ale tak naprawdę twardo stał w miejscu. Gdy zbliżyłem się do niego zaczął szczerzyć kły. Gdy chciałem ominąć czarnego, dużego wilczura, aby nie wadząc nikomu pójść dalej, pies stanowczo nie pozwalał. A gdy zrobiłem o jeden krok za daleko zaczął na mnie złowrogo warczeć i szczekać. Dookoła nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. W jednej chwili zostałem postawiony przed wyborem; albo zawrócę, co byłoby idiotyczne i bardzo nie na rękę ze względu na czas, albo skręcę na skrzyżowaniu w stronę miasta i pójdę na autobus, co z kolei zaważyłoby na ilość wieczornego piwa. Niestety, po kolejnej próbie ominięcia psa, zostałem zmuszony wybrać opcję autobusu. Jednak najdziwniejsze wydarzyło się tuż po skręceniu w stronę miasta. Czarny, warczący wilczur, zaczął mnie odprowadzać. Wtulał się w nogę, dawał pogłaskać, a gdy doszliśmy do miejsca, z którego widoczny był dworzec PKS, warknął, odwrócił się i uciekł. Straciłem kilkanaście złotych na autobus. Ale intuicyjne czułem, że zyskałem znacznie więcej. Kilka lat później, pracując w lokalnej gazecie, nieopodal tego miejsca, robiłem zdjęcia tragicznego w skutkach wypadku samochodowego. Zginęły dwie osoby. Czarne worki pamiętam do dzisiaj. Bergson-pisarz, sądził, iż sztuka pisarza polega przede wszystkim na tym, abyśmy czytając go, zapominali, że posługuje się on słowami. Tako rzecze... Damian Biliński Redaktor Naczelny
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► SŁÓW KILKA
Sztuka intuicji
SŁÓW KILKA ► 04
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI ► 05 Przypomnijmy, że problemy finansowe dotkną również osoby niepełnosprawne. Rząd wprowadził nowe przepisy dotyczące zasiłku „Disability Living Allowance”, który wprowadzony ponad 20 temu spełniał swoją rolę, tyle że w tamtych czasach. Teraz zastąpi go The Personal Independence Payment » Według raportu, po uwzględnieniu inflacji, rodzina z dwójką dzieci straci 34 funty tygodniowo. Natomiast bezdzietna para w ciągu roku może spodziewać się mniejszych dochodów o 24 funty tygodniowo, co daje kwotę 1248 funtów. IFS powiedział również, że w ciągu najbliższych trzech lat, najmniej zamożne rodziny będą jeszcze bardziej dotknięte nadchodzącymi zmianami, m.in. z powodu cięć budżetowych i mniejszych dochodów, które nie nadążają za inflacją.
ANGLIA
Według instytutu IFS w Wielkiej Brytanii nastąpi spadek dochodów » Według Instytutu Studiów Fiskalnych (IFS), rządowe cięcia wydatków spowodują, iż średni dochód w rodzinie, średnio sytuowanej, do 2015 roku, może być o 1800 funtów mniejszy – informuje BBC.
Ekonomista Robert Joyce, powiedział, że recesja związana ze spadkiem dochodów w obecnej sytuacji dotyka grupy o średnich i wysokich dochodach, ale za chwilę i to znacznie bardziej dotkliwie spotka grupy najsłabiej usytuowane. Chodzi przede wszystkim o zmiany w systemie emerytalnym, zasiłkach dla niepełnosprawnych, a także zmiany w zasiłkach mieszkaniowych i całym systemie opieki socjalnej. Przypomnijmy, że problemy finansowe dotkną również osoby niepełnosprawne. Rząd wprowadził nowe przepisy dotyczące zasiłku „Disability Living Allowance”, który wprowadzony ponad 20 temu spełniał swoją rolę, tyle że w tamtych czasach. Teraz zastąpi go The Personal Independence Payment, który został tak zaprojektowany, aby był wsparciem dla tych, którzy tego najbardziej potrzebują, a nie dla tych, których od czasu do czasu bolą plecy lub kark. Innymi słowy koniec dobrych czasów dla naciągaczy. db Fot | Fotolia
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI ► 06 Czy Wielką Brytanię czeka „grecka tragedia”? Raczej na taki scenariusz się nie zanosi, ale politykę zaciskania pasa z pewnością odczują najsłabiej usytuowani, i zdaje się, że sytuacja w najbliższym czasie nie ulegnie poprawie. Dlatego zamiast czekać z nadzieją na lepsze czasy, warto dostosować się do dzisiejszych realiów i zamiast wydawać – wydawać oszczędnie.
»
ANGLIA
BRYTYJSKA POLITYKA ZACISKANIA PASA » Brytyjska polityka zaciskania pasa coraz bardziej zaczyna doskwierać społeczeństwu. Według dziennika „The Guardian”, w Wielkiej Brytanii, która jest na siódmym miejscu najbogatszych państw, przybywa obywateli, których nie stać na zakup podstawowych środków żywności. Według dziennika liczba „głodujących” wynosi blisko 500.000
Tymczasem według raportu Institute for Fiscal Studies i Institute for Government, brytyjski budżet pomimo wielu cięć wydatków, daleki jest od zrównoważenia, i choć minister finansów George Osborne przed trzema laty zapowiadał, że w ciągu czterech lat usunie strukturalny deficyt budżetu, to autorzy raportu sugerują, że politykę zaciskania pasa, będzie musiał realizować nie tylko David Cameron z obecnym rządem, ale także kolejne. Według ekspertów, zaciskanie pasa może potrwać nawet do roku 2020: – Można się spodziewać, że główną kwestią nie tylko najbliższych wyborów w 2015 r., ale także przyszłych w 2020 r. będą oszczędności. Redukcja wydatków będzie długofalową cechą brytyjskich finansów publicznych, a nie jednorazowym, przykrym doświadczeniem – donosi PAP. Według danych, w ostatnich pięciu latach brytyjska gospodarka doświadczyła recesji dwukrotnie. I choć rządowi udało się zmniejszyć deficyt o blisko 1/3, to jednak nie udało się powstrzymać narastania narodowego długu, który szacowany jest na 1,2 bln funtów, co powoduje, iż zbliża się do niebezpiecznego 90% progu PKB. Dla porównania (dane pochodzą za rok 2012), najwyższe wskaźniki długu publicznego w stosunku do PKB zanotowano w Grecji, blisko 132 proc., we Włoszech 123 proc., w Portugalii 111 proc. i Irlandii 108 proc. Natomiast najniższymi wskaźnikami mogą pochwalić się takie kraje jak: Estonia 7 proc. Bułgaria 16 proc. i Luksemburg 21 proc. W Polsce zadłużenie sięga blisko 53 procent. db | Fot | Fotolia
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI ► 07 Kilka dni temu instytucja TUC, która zrzesza obecnie 54 związki zawodowe i reprezentuje prawie sześć milionów pracowników poinformowała, że całkowita płaca w niektórych częściach kraju, takich jak północno-zachodnia i południowo -zachodnia część Wielkiej Brytanii, od początku kryzysu skurczyła się o ponad 10%.
» Okazuje się, że w związku z rosnącymi kosztami
REALNE PŁACE SPADŁY BARDZIEJ NIŻ KIEDYKOLWIEK » Według raportu Instytutu Studiów fiskalnych (IFS), w Wielkiej Brytanii z powodu recesji i spowolnienia gospodarczego realne płace spadły bardziej, niż kiedykolwiek.
ANGLIA
życia, jedna trzecia pracowników, która pozostała w tej samej pracy, po rozpoczęciu recesji, doświadczyła między 2010 a 2011 rokiem cięć wynagrodzeń lub ich zamrożenia. Claire Crawford z instytutu IFS powiedział, że spadek płac nominalnych podczas recesji jest bezprecedensowy. Jednak ekonomiści są zdziwieni faktem, że mimo tak długiego i głębokiego kryzysu, trwającego od 2008 roku, zatrudnienie w Wielkiej Brytanii spadło o wiele mniej, niż w poprzednich stanach kryzysowych. Rozwiązaniem zagadki może być fakt, że rodzice samotnie wychowujący dzieci, a także pracownicy z wieloletnim stażem pracy nie wycofali się z rynku pracy, w obawie przed utratą tejże, jak również w obawie przed dużą konkurencją na rynku pracy. Tym samym byli bardziej skłonni zaakceptować niższe wynagrodzenie od tego, które mieli wcześniej. Według raportu, wiele firm z Wielkiej Brytanii, szczególnie mniejszych, zamiast zwalniać pracownika postanowiło zmniejszyć lub zamrozić płace. Tymczasem w większych firmach tendencja była odwrotna; firmy częściej zwalniały pracownika, pozostawiając jednocześnie płace na wyższym poziomie. Okazało się również, że w odróżnieniu od recesji z 1980 roku, i jej następstw, spadła nierówność, i że starsi pracownicy mieli znacznie mniejszy wpływ na gospodarkę, niż pokolenie młodsze. Kilka dni temu instytucja TUC, która zrzesza obecnie 54 związki zawodowe i reprezentuje prawie sześć milionów pracowników poinformowała, że całkowita płaca w niektórych częściach kraju, takich jak północno-zachodnia i południowo-zachodnia część Wielkiej Brytanii, od początku kryzysu skurczyła się o ponad 10%. db | Fot | Fotolia
■
AKTUALNOŚCI ► 08 15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
Stworzenie kilkunastu nowych miejsc pracy dla szpitalnych konsultantów, było zapowiadane przez rząd w lutym. Ale to tylko pierwszy etap kompleksowego programu inwestycyjnego, w całym systemie opieki zdrowotnej, na który w ciągu następnych trzech lat, rząd chce przeznaczyć 50 milionów funtów, w celu poprawy usług dla pacjentów w całej Szkocji.
SZKOCJA
MILIONY FUNTÓW NA SZPITALNYCH KONSULTANTÓW » Szkocki rząd przeznaczy 3 miliony funtów, aby finansować inwestycje, tj. zatrudnienia kilkunastu szpitalnych konsultantów – informuje BBC.
» Gotówka będzie wypłacana w ciągu najbliższych trzech lat, w celu pokrycia kosztów 14 pełnych etatów i 4 etatów w niepełnym wymiarze godzin. Trzy miejsca pracy zostaną utworzone w Greater Glasgow and Clyde Hospitals, a dwa kolejne w Ayrshire i Lothian. Niestety nie będzie żadnych nowych konsultantów w Western Isles, Orkney oraz Shetland. Minister zdrowia Alex Neil, zapowiedział, iż rekrutacja ruszy natychmiast, a samą inwestycję nazwał poważnym świadectwem poprawy usług dla pacjentów. Dodał również: – Ze względu na starzejące się społeczeństwo, coraz więcej ludzi przyjmowanych jest w szpitalu. Musimy zadbać, aby nasze służby ratunkowe były gotowe na czekające na nich wyzwania w przyszłości. Jim Crombie, ekspert który doradzał rządowi w sprawie planu opieki, powiedział, że zostało udowodnione, że gdy konsultant prowadzi usługi, pacjenci otrzymują bardziej efektywną i skuteczną opiekę: – W wielu przypadkach może to oznaczać, że pacjenci nie muszą być przyjmowani bezpośrednio do szpitala. Natomiast otrzymają szybką diagnozę ich problemu, a także omówienie i uzgodnienie możliwości leczenia, np.: w domu. – dodał Crombie. Stworzenie kilkunastu nowych miejsc pracy dla szpitalnych konsultantów, było zapowiadane przez rząd w lutym. Ale to tylko pierwszy etap kompleksowego programu inwestycyjnego, w całym systemie opieki zdrowotnej, na który w ciągu następnych trzech lat, rząd chce przeznaczyć 50 milionów funtów, w celu poprawy usług dla pacjentów w całej Szkocji. db | Fot | Fotolia
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI ► 09 Raport The Centre for Social Justice Centre, wzywa do podjęcia konkretnych działań mających na celu promowanie idei małżeństwa, a także rozwiązań podatkowych. Przypomina również wyborcze obietnice Davida Camerona, który zapowiadał bardziej, niż kiedykolwiek, przyjazne okoliczności gospodarcze dla rodzin i dzieci.
»
ANGLIA
ZASTRASZAJĄCE TEMPO ROZKŁADU RODZIN W UK
» Według raportu The Centre for Social Justice, w Wielkiej Brytanii, milion dzieci wychowuje się bez ojca, a rozpadające się rodziny rosną w zastraszającym tempie – informuje BBC.
Raport The Centre for Social Justice Centre, ujawnił skalę problemu rozpadających się rodzin. Według przeprowadzonych badań samotnie wychowujących rodziców każdego roku przybywa 20.000, a liczba dzieci, które wychowują się tylko z jednym rodzicem w następnych latach może wzrosnąć do 2 milionów. Jak podkreślają autorzy raportu, zjawisko z którym boryka się brytyjskie społeczeństwo to prawdziwe „tsunami rozpadu”. Liczba dzieci wychowujących się bez znaczącej roli ojca jest olbrzymia. Wielu ojców kontakt z dzieckiem nawiązuje zaledwie dwa lub kilka razy w roku. Z powodu nieobecności w życiu rodziny ojca, wzrasta przestępczość wśród młodocianych, a także liczba niechcianych i przedwczesnych ciążach. Przykładów drastycznej sytuacji w całej Wielkiej Brytanii jest wiele, np.: w okręgu wyborczym Riverside (Liverpool), w chwili obecnej 65% domów zamieszkują samotnie wychowujący rodzice – czytaj, samotnie wychowujące matki. A Liverpool na swoim obszarze ma najwyższy poziom gospodarstw domowych, w których nie ma mężczyzn – czytaj, ojców. Ponadto w Anglii i Walii, istnieje 236 dzielnic, gdzie ponad 50% gospodarstw domowych z dziećmi są na utrzymaniu tylko samotnej matki. Na czele tabeli jest okręg wyborczy w Sheffield – liczba domostw utrzymywanych przez jednego rodzica wynosi, aż 75%. Raport The Centre for Social Justice Centre, wzywa do podjęcia konkretnych działań mających na celu promowanie idei małżeństwa, a także rozwiązań podatkowych. Przypomina również wyborcze obietnice Davida Camerona, który zapowiadał bardziej, niż kiedykolwiek, przyjazne okoliczności gospodarcze dla rodzin i dzieci. db | Fot | Fotolia
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI ► 10 The Royal College of Paediatrics and Child Health Proponuje zmniejszyć ilość restauracji typu fast food w okolicach szkół oraz kłaść większy nacisk na tłumaczenie dzieciom, jakie korzyści płyną ze zbilansowanej i zdrowej diety. Podsuwa również pomysł, by dzieci od najmłodszych lat uczyć, jak przyrządzać pełnowartościowe posiłki.
ANGLIA
WZRASTA LICZBA OTYŁYCH DZIECI W UK
» Ponad czterokrotnie wzrosła liczba dzieci i nastolatków, które trafiają do szpitala z problemami zdrowotnymi wywołanymi nadwagą- ostrzegają lekarze w Wielkiej Brytanii. W 2009 roku ponad 4000 dzieci i młodzieży potrzebowało pomocy lekarzy w związku z chorobami wywołanymi przez nadmierną otyłość. To niemal cztery razy więcej w porównaniu z rokiem 2000, gdzie takich przypadków było jedynie 872.
» Lekarze zwracają uwagę, że Wielka Brytania może pochwalić się niechlubnym rekordem najwyższego wskaźnika nadwagi wśród dzieci w Europie Zachodniej. Nadwaga wywołuje wiele poważnych chorób w dzieciństwie, a w dalszej perspektywie może skutkować takimi schorzeniami jak astma, cukrzyca i problemy z oddychaniem. Sondaże pokazują, że co najmniej troje na dziesięcioro dzieci w wieku od 10 do 15 lat ma problem z nadwagą, a ok 20% jest otyłych. Komplikacje, jakie może spowodować otyłość częściej dotykają dziewczynek, niż chłopców, jak wynika z badań przeprowadzonych na przestrzeni dziesięciu lat przez grupę lekarzy z Londynu. Z badań tych wynika również, że w ciągu tych lat ponad 20 tys dzieci potrzebowało hospitalizacji w związku z problemami wynikłymi z nadwagi. Lekarze zwracają również uwagę, że wśród nastoletnich dziewcząt wzrosła liczba operacji takich jak zmniejszenie żołądka, mających na celu pomoc w uporaniu się z otyłością.Nadwaga jest także przyczyną tego, że wśród dzieci wzrasta liczba zachorowań na schorzenia wcześniej obserwowane tylko u dorosłych, takich jak, np. bezdech senny. Prawdopodobieństwo, że otyłe dzieci będą miały problemy z nadwagą również w dorosłym życiu jest bardzo duże. To zaś sprowadza się do zwiększenia przypadków zawałów serca i wylewów. The Royal College of Paediatrics and Child Health zwraca uwagę, że liczba dzieci z nadwagą jest zastraszająco wysoka i należy podjąć natychmiastowe działania, by tę liczbę zmniejszyć. Tekst | Anna Kutera Fot| Fotolia
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI ► 11 Według szacunków, w Anglii około 3/4 szkół, czyli 24.000 są zbudowane lub posiadają elementy z azbestu, który był materiałem budowlanym powszechnie stosowanym w Wielkiej Brytanii w latach 1950-1980. Warto przypomnieć, iż azbest staje się rzeczywiście niebezpieczny, gdy jego struktura zostaje naruszona, a jego włókna dostają się do wdychanego powietrza. Wówczas, według naukowców, azbestowe włókna mogą uszkodzić płuca i spowodować choroby.
» Badania wykazały, że małe dzieci przebywa-
ZDROWIE
RAKOTWÓRCZY AZBEST W SZKOŁACH BRYTYJSKICH » Według komisji, która doradza rządowi w sprawie szkodliwości azbestu wynika, że dzieci w ciągu życia są bardziej narażone na szkodliwość tego materiału, niż dorośli – informuje BBC.
jąc w otoczeniu, w którym został użyty azbest, częściej niż osoby dorosłe zapadają na choroby, w tym raka. Badania na jedno ze źródeł przyczyn wskazują szkoły, do budowy których został użyty rakotwórczy materiał. Działacze domagają się, aby szkodliwy azbest został usunięty ze wszystkich szkół w Anglii. Ale rząd twierdzi, że nie ma niezbitych dowodów na to, że płuca dzieci są bardziej podatne na choroby, a tylko, że ryzyko zwiększa się ze względu na długość życia. Ponadto padają sugestie, że bezpieczniej jest zostawić azbest na swoim miejscu, o ile nie jest uszkodzony, poddawać kontroli i monitorować. Niezależna komisja badająca przez dwa lata podatność dzieci na działanie azbestu w porównaniu z dorosłymi, w swoim raporcie końcowym, opublikowanym kilka dni temu mówi: – Ze względu na różnice w długości życia i dawki azbestu, ryzyko rozwoju międzybłoniaka, jest około 3,5 do 5 razy większe dla dziecka w wieku 5 lat, wystawionego na działanie azbestu, niż u osoby dorosłej w wieku 25-30 lat. Niestety, eksperci przekonują, że obraz badań jest dość skomplikowany i podkreślają, że w badaniu jest szereg niewiadomych i brak niezbędnych danych. I choć istnieją dowody, że ekspozycja na azbest w dzieciństwie może powodować mesotheliomię w późniejszym etapie życia, to dane są zbyt ograniczone, aby powiedzieć, czy rzeczywiście dzieci są z natury podatne na tę chorobę. Według szacunków, w Anglii około 3/4 szkół, czyli 24.000 są zbudowane lub posiadają elementy z azbestu, który był materiałem budowlanym powszechnie stosowanym w Wielkiej Brytanii w latach 1950-1980. db | Fot | (włókna azbestu) Wikipedia
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► AKTUALNOŚCI
AKTUALNOŚCI ► 12 Jedno jest pewne, iż utrata masy ciała, A TAKŻE regularne ćwiczenia są powszechnie akceptowane jako główne sposoby zapobiegania cukrzycy typu 2, która występuje, gdy organizm nie wytwarza wystarczającej ilości insuliny do prawidłowego funkcjonowania organizmu. A zatem; biegać, skakać, maszerować, a nawet tylko i aż spacerować.
»
ZDROWIE
KILKUMINUTOWY SPACER RATUJĄCY ŻYCIE » Według szacunków, w Wielkiej Brytanii żyje blisko siedem milionów osób, u których może pojawić się wysokie ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2. Poza elementem zdrowotnym, bez wątpienia występuje również problem finansowy, który może kosztować gospodarkę miliony funtów.
Tymczasem, najnowsze badania George Washington University sugerują, że 15 minut spaceru po każdym posiłku wystarczy, aby zminimalizować wśród starszych osób ryzyko rozwinięcia się cukrzycy typy 2. Nie od dziś wiadomo, że podwyższony poziom cukru we krwi po posiłku może zwiększyć ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2, dlatego najgorsze co można zrobić dla siebie i organizmu po spożyciu posiłku to, odpoczywać – donosi BBC. Badania wykazały, że trzy 15-minutowe spacery są równie skuteczne w zmniejszaniu poziomu cukru we krwi w ciągu 24 godzin, jak jeden dłuższy 45-minut spacer. Jednakże, chodzenie po posiłku okazuje się znacznie bardziej skuteczne w tępieniu potencjalnie szkodliwego zwiększenia aktywności poziom cukru we krwi, często obserwowanego u osób starszych, którzy są szczególnie wrażliwi i mniej odporni. A zatem, jeśli spacerować, to trzy razy dziennie, ale przede wszystkim po kolacji - szczególnie jeśli jest obfita. Naukowcy George Washington University, przebadali zaledwie 10 osób w wieku 60 lat, którzy byli narażeni na ryzyko rozwoju cukrzycy typu 2, ze względu na wyższe od normalnego poziomu cukru we krwi na czczo i niedostatecznej aktywności fizycznej. I choć badania zostały przeprowadzone na małej grupie osób, a wyniki muszą być potwierdzone w znacznie większej grupie, to prowadzący badania doktor DiPietro, uważa wyniki za zadowalające. Jedno jest pewne, iż utrata masy ciała i regularne ćwiczenia są powszechnie akceptowane jako główne sposoby zapobiegania cukrzycy typu 2, która występuje, gdy organizm nie wytwarza wystarczającej ilości insuliny do prawidłowego funkcjonowania organizmu. A zatem; biegać, skakać, maszerować, a nawet tylko i aż spacerować. db | Fot | Fotolia
■
FACEBOOK! Open Scotland.pl - Dołącz do nas!
Ano, jakżeby inaczej…? Toć sie przecie przed nim nie uchronim! Polski burak jest na czasie. Niestety, tylko w zakresie przemieszczania. Ekspanduje terytorialnie. W rozumie nic mu nie przybywa. TEKST ► JOANNA GOLDBERG
Fot | canned muffins (CC BY 2.0)
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► ŻYCIE
POLSKI BURAK
ŻYCIE ► 15 Drodzy Czytelnicy, był czas, przyznaję, że dawno, ale jakby wczoraj, kiedy nuciłam sobie pod nosem w ślad za Hanną Banaszak, że „kalarepa z Wołomina, która stanowi czasu znak, choć strasznie plenić się zaczyna, wspominać tak się nie da, jak truskawki w Milanówku. […] Truskawki w Milanówku na talerzykach Rosenthala przysiadły od hołoty z dala […]” etc.
Była to jednakże tylko historyczna dygresja, a teraz ad rem. Otóż wydawało mi się, że dobrnęłam w końcu do tej wymarzonej Utopii, przez parę lat nawet trwałam w tym przeświadczeniu, aż tu nagle… Zaatakowały mnie buraki. Prawdziwe, swojskie, polskie buraki. W głowie mają sieczkę, z butów słoma im wyłazi całymi wiechciami, a w gębie z obcych języków jeno łacina, sprowadzona tylko do jednego przymiotnika. W głowę zachodzę i pojąć nie mogę czym, na litość boską, ten nieszczęsny przymiotnik i to na dodatek tylko w rodzaju żeńskim zasłużył sobie na takie pejoratywne użytkowanie? Kurwa i kurwa, jakby innych słów nie było. A, nie! Przepraszam. Są. Jest ich kilka, brzmią monotonnie, pewnie dlatego, że są nagminnie stosowane jako znaki interpunkcyjne, tudzież przerywniki emocjonalne i w konsekwencji stanowią 85% całego zdania. Pozostałe 15% to słowa, z których z wysiłkiem można odczytać o co interlokutorowi chodzi. Głównie chodzi o to, żeby [biiip], [biiip], [biiip] i [biiip]! A poza tym, to również [biiiiip]!!! Z tych 15% udało mi się zrozumieć, że należą im się większe pieniądze. Za co? Nikt przy zdrowych zmysłach nie wie, ale domyślać się można, że za samo pochodzenie. Jesteśmy wszak narodem wyjątkowym. W rzeczy samej, wyjątkowym. Wyjątkowości narodu polskiego poświęcę jeszcze kilka tekstów, bo nic mnie tak nie wyprowadza z równowagi, jak samouwielbienie bez pokrycia, ale teraz skupię się na udowodnieniu, jak wyjątkowy polski burak jest i basta! Czas akcji: sobota wieczorem. Miejsce akcji: małe szkockie miasteczko, atrakcja turystyczna ze względu na ruiny zamku pierwszych szkockich władców. Uwielbiam to miejsce i bywam tam dość często. Kocham historię, czerpię siły z miejsc, gdzie przemawiają do mnie wieki. Historia bowiem jest nauką o ludzkości niewyczerpaną. Jak dotąd nic nigdy nie zakłóciło mojego spokoju
Przyznaję również, że całe dotychczasowe życie poświęciłam walce z kalarepą (czytaj: z hołotą), walka mnie przerosła, bo kalarepa z Wołomina zyskała posiłki z całego kraju i rozrosła się gęsto, salwowałam się zatem odwrotem taktycznym na z góry upatrzone pozycje do kraju, w którym co, jak co, ale savoir vivre alias bon-ton można odnaleźć na każdym kroku i…. odetchnęłam. Francuskie pochodzenie tych słów w niczym nie zmienia faktu, że Wielka Brytania ma je we krwi. Zważywszy jeszcze, że dobre wychowanie poszerzono tutaj o zasady starej, dobrej demokracji mocno podbudowanej humanizmem i humanitaryzmem, to wydało mi się, że dobrnęłam nareszcie do mojej wymarzonej Utopii. W tym miejscu historykom polecam westchnienie nad drogą, którą przebyła myśl ludzka i ludzka dobra wola, albowiem autor Utopii chętnie by nas wszystkich protestantów, innowierców i ateistów wymazał z powierzchni Ziemi w imię Boga i do głowy by mu nie przyszło, że swoim dziełem buduje podwaliny pod świat, z którym walczył. Aliści myśl zasiał, podwaliny położył i teraz może już tylko zgrzytać zębami z zaświatów. Mądrzejsi od niego pociągnęli dzieło dalej. Szkoda, że już wykorzystano nazwę Opus Dei, jak zwykle na coś, co w niczym bożego dzieła nie przypomina, bo dla tego politycznego tworu byłoby jak znalazł. Takim rodzajem demokracji nawet USA nie może się pochwalić. 15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► ŻYCIE
ŻYCIE ► 16 ani na miejscu, ani w drodze powrotnej. Ot, syta wrażeń historycznych i odpoczynku w pięknym miejscu schodziłam sobie spokojnie ze wzgórza ścieżką do miasteczka, wsiadałam do autobusu i wracałam do domu. Tym razem jednak zwykła powrotna podróż autobusem zamieniła się w horror. Grupka cudzoziemców w wieku od lat 20 do 35, mieszana, bo nawet dwie kobiety tam były, z papierosami i puszkami piwa w ręku usiłowała wsiąść do autobusu nie bacząc na to, że przy wejściu albo należy kupić bilet, albo okazać się już kupionym, papierosy zgasić, a piwo wypić przedtem. Na pytania i protesty kierowcy towarzystwo zareagowało zgodnym rechotem i pchając się do środka jeden przez drugiego uraczyło go obelgami, które zmroziły mnie natychmiast! Padały w moim rodzonym języku! I, niestety, nie były mi obce. Zdarzyło mi się już je słyszeć. Do najlżejszych należały: „Co się, kurwa, czepiasz! Mów do mnie po polsku, pierdolony Szkocie! Nie rozumiem twojego chujowego języka, my cie tu zaraz nauczymy jak sie mówi!” Post fatum żałuję, że tego nie nagrałam. Jestem starej daty, telefon i aparat fotograficzny tkwiły głęboko w torebce-plecaczku, żeby je wydobyć potrzeba było trochę czasu. Ja tego czasu nie miałam. Furia zjeżyła mi włosy na całym ciele i zamieniła mięśnie w stal, mózg się wyłączył, zadziałał jedynie odruch warunkowy. Natychmiast usunąć to gówno poza zasięg ludzi cywilizowanych! Nie mam czym się chwalić. Nie pokazałam po sobie kultury i opamiętania dyplomatycznego. Syk rozwścieczonej anakondy plus język szeroko omijany w słownikach ludzkich połączył się ze skuteczną przemocą fizyczną. Chwalić Boga nie zramolałam doszczętnie, kiedy się wścieknę biada głodnemu tygrysowi. To chyba ta adrenalina… Podziałało. Wróg podał tyły. Prawdę mówiąc mogłam nieźle oberwać, ale… Co mogłoby być, a nie jest nie pisze się w rejestr, czyż nie? W rejestr natomiast pisze się to i na zawsze już w nim po-
Nie mam czym się chwalić. Nie pokazałam po sobie kultury i opamiętania dyplomatycznego. Syk rozwścieczonej anakondy plus język szeroko omijany w słownikach ludzkich połączył się ze skuteczną przemocą fizyczną. Chwalić Boga nie zramolałam doszczętnie, kiedy się wścieknę biada głodnemu tygrysowi. To chyba ta adrenalina… Podziałało. Wróg podał tyły. zostanie, że kierowcę i pozostałych pasażerów, cała roztrzęsiona, zapewniałam, że nie wszyscy Polacy są takimi, excuse moi le mot, gnojami. Co przeżyłam, to moje! I stał się cud. Z siedzenia na samym końcu autobusu podniósł się starszy pan w szkockim kilcie, z niejakim trudem podszedł do mnie, bo autobus już jechał i powiedział: „Do not worry, my child. We can remember Polish soldiers. We know that you are brave and honest. These people over there do not seem look like Poles. Every nation has its own parasites which we do not approve.” O matko moja miła! Skąd ja im wezmę Polaków o tym standardzie kultury i honoru w takiej ilości, żeby nie dostrzegli polskiego buraka?! Póki co jeszcze walczy za nas charyzma batalionu 303, andersowców, załogi ORP Orła, ale kredyt zaufania kiedyś się wyczerpie. Dla nich, dla tubylców. Bo dla mnie wyczerpał się już dawno. Nie mam cierpliwości i zrozumienia dla odszczepieńców od mojego własnego narodu. Nie aprobuję ich myślenia i poczynań. Zamierzam zwrócić się do rządu RP o odszkodowanie za straty moralne i zdrowotne. Eksportowanie niedojrzałych buraków jest szkodliwe dla zdrowia całej Unii Europejskiej. One powinny były sobie pozostać na polskim, macierzystym polu i dojrzeć. A nawet potem sądzę, że lepiej byłoby dla nas wszystkich, gdyby pozostały w Polsce. Jest to produkt zdecydowanie NIE NA EKSPORT. 15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► ŻYCIE
■
NARODOWA Czy każdy facet nie jest jak jajko w majonezie? Otóż wszystko zależy od jakości wychowawczej osobnika. Jeden - ten „Kielecki”- będzie rozmemłany, nieco kwaskowy, o lekko lejącej się strukturze. Nie pójdzie do galerii, parku, do kina, będzie siedział w domu z pilotem w ręku i majoneził. Inny, ten „Dekoracyjny”, przynajmniej dobrze się trzyma.
TEKST ► GOSIA SZWED
Fot | Ritesh Man Tamrakar .::RMT::. (CC BY 2.0)
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► ŻYCIE
POTRAWA
ŻYCIE ► 18 Pokolenie jajka z majonezem Zapewne każda z Was pamięta tradycyjne, polskie jaja w majonezie. „Kielecki”,„Dekoracyjny”, „Babuni”- zapewne tymi nazwami podzielę fanów owej skromnej, a jakże lubianej potrawy. Otóż majonez ma różne smaki - jak tylko różne może być połączenie oleju, żółtka, musztardy i przypraw. Niby to samo, a jednak inaczej. Jajeczko jak się okazuje też może mieć różny smak. Dwadzieścia lat temu co prawda wszystkie były zbliżone, albo fermowe albo ze wsi. Dziś mogą być klatkowe, nieklatkowe, wolnopasące, żywione kukurydzą, organiczne, z obniżoną zawartością cholesterolu, z podwyższoną magnezu. Wsi jako takiej, czystej i organicznej już raczej nie uświadczysz, więc i jajko ze wsi traci swój urok. Industrializacja wsadziła biedne kury na wąskie tereny, czy to klatkowe czy wolną łąkę, przestrzeń do życia mają ograniczoną, chemicznie niedoskonałą, dostają pewnie klaustrofobii czy też innej fobii, bowiem w obecnych czasach każdy ma swojego świra. Jajka w majonezie używali nasi pradziadowie, babcie, sekretarz partii na zakąskę, demokratyczne władze - w tym samym zwykle celu. No może jeszcze jako element jakiejś propagandy, jako towar przetargowy w pozyskaniu unijnych funduszy.
Polska i Polacy się zmienili, a jajo w majonezie wciąż króluje na tradycyjnych polskich stołach i zadziwia inne narody. Może by tak chociaż jajo posiekać, dodać bezsmakowej papki angielskiej np. W Wielkiej Brytanii majonez smakuje niczym. Jest mdły, pozbawiony głębi i wyrazu. Gdzie mu tam do „Dekoracyjnego”! Społeczeństwo ów majonez bardzo przypomina.
„computer says no” znaczy nie da się czynności wykonać. Maszyna, a właściwie systemy stworzone przez ludzi, tych mądrzejszych niby, tych na górze, decyduje o losie innych. Przypomina mi się Orwellowski „Rok 1984”. Wizja nieco utopijna a jakże doskonale oddająca zagadnienie kontroli państwowej. Wielki Brat czuwa, nad nami wszystkimi czuwa. Nad głupim narodem łatwiej zapanować, zwieść idyllicznymi pamfletami. W departamencie literatury króluje „50 twarzy Grey’a” bo wyobraźni ów obraz nie pozostawia wiele do życzenia. Taki prostacko dosłowny, żerujący na podstawowywch instynktach. Społeczeństwo brytyjskie mnie przygarnęło i choć nieco po rasistowsku traktuje, wciąż doceniam, że dało szansę. Na matkę się nie pluje, nawet tą przybraną. Zatem rozwodzić się nad ich majonezem nie będę i skorupkę jajka także pozostawię dziś bez szwanku. Bowiem czym za młodu nasiąka, tym na starość trąca.
Polska i Polacy się zmienili, a jajo w majonezie wciąż króluje na tradycyjnych polskich stołach i zadziwia inne narody. Może by tak chociaż jajo posiekać, dodać bezsmakowej papki angielskiej np. W Wielkiej Brytanii majonez smakuje niczym. Jest mdły, pozbawiony głębi i wyrazu. Gdzie mu tam do „Dekoracyjnego”! Społeczeństwo ów majonez bardzo przypomina. Bierne, uległe czarowi nagradzającej ich nieróbstwo instytucji. Jeśli
Jednak o jaju w majonezie miało być. Czy sama myśl o tej przekąsce, nie powoduje wspomnienia każdej imprezy rodzinnej? Czyż nie kojarzy się z imieninami, obchodzonymi w pracy? 15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► ŻYCIE
ŻYCIE ► 19 Dzieciństwo...sentymentalna łezka w oku i jajo w majonezie z powodu każdego do celebracji życia? Ba, osobiście dostawałam słoiczek z jajem na drugie śniadanie. W każdy piątek - jajo z „Kieleckim”. Jajo - symbol życia, pełne doskonałości, witamin, fosfolipidów. Bez majonezu jest niczym nudysta na plaży wśród tekstylnych. Polski majonez ma jednak smak. Doskonała kompozycja składników, powoduje, że jajo nabiera charakteru. My - pokolenie, które na widoku jaja z majonezem się wychowało, wiemy szczególnie jakie dobieranie właściwych składników ma znaczenie. Impreza z Polakami w jakimkolwiek miejscu na świecie bez jaja w majonezie traci na znaczeniu. Nasz sos ma smak. Dane nam było przeżyć momenty historyczne, o których nasze dzieci uczyć się będą w książkach. Nawet jaja nie smakują już dziś tak samo. Kiedyś prostotalerz, obły przedmiot, nieco sosu. Dziś pod wpływem innych kultur, jajo stało się elementem integracyjnym, a nie grającym pierwsze skrzypce. Ot choćby taka hiszpańska tortilla - omlecik wypełniony wszystkim, co ziemia dała. Jajo stało się jedynie produktem scalającym ten kulturowy mętlik w całość. Podobnie jak nas - łączą nas tradycja i kultura. Pokolenie jaj w majonezie wie co to zmiany na lepsze, nauczyliśmy się dokonywać wyborów i choć niezawsze właściwe - są nasze i nikt nam nie reglamentuje prawa do ich dokonywania. Przeszliśmy drogę wyboistą, przemian, między wódkę a zakąskę zawsze wchodziło ono - jajo. Kiedyś był to sekretarz partii, później pani za ladą, w końcu szef. W dialogu międzypokoleniowym wciąż jest ważne. Nie wiem czy jakikolwiek Anglik czy Holender zdaje sobie sprawę z faktu, że Polaka pozna nie tylko po akcencie i po tym czy wódkę piję, a także po imprezach z jajkiem w majonezie. Taki swoisty symbol polskości w czystym wydaniu. A teraz do rzeczy. Czy każdy facet nie jest jak jajko w majonezie? Otóż wszystko zależy od jakości
wychowawczej osobnika. Jeden - ten „Kielecki”-będzie rozmemłany, nieco kwaskowy, o lekko lejącej się strukturze. Nie pójdzie do galerii, parku, do kina, będzie siedział w domu z pilotem w ręku i majoneził. Inny, ten „Dekoracyjny”, przynajmniej dobrze się trzyma. Dba o siebie, chodzi na pedicure, koszule prasuje, zna marki, nosi zegarek, wino pije. Najgorszy jest jednak „Hellmann’s”. Niby taki światowy. Nazwa zagraniczna a sos wciąż ten sam. Mdły, bez smaku ale za to nowoczesny, zarabia, często kocha inaczej. Członkiem myśli majonez jeden, mocno jest bowiem zorientowany na modę, a ta seksem po oczach gani. Chyba, że to ten Babuni. Swojski, choć zagranicznie w nazwę opatrzony, uroczo zlokalizowany. Rodzinny, dzieci kocha, z psem wyjdzie, na lodowisko z dziećmi. Bardzo jest ów osobnik tradycyjny. Nie ma imprezy bez jajka w majonezie, niezależnie od jego smaku. Fermowy, niegdyś powszechny jak dzisiejszy seks w wielkim mieście, dziś staje się towarem deficytowym bo ferma meżczyzn dawno stanęła w opałach. Szukają mu żony w „Żonie dla farmera” bo sam już znaleźć nie potrafi. Ten ze wsi już przestał istnieć, rodzynek jak romantyczny kochanek w wielkim mieście, zamarł niczym metroseksualne, pełne sprzeczności, pseudo- męskie dziwadło. „A rano zrobię jajecznicę...”(Shrek)
A teraz do rzeczy. Czy każdy facet nie jest jak jajko w majonezie? Otóż wszystko zależy od jakości wychowawczej osobnika. Jeden- ten „Kielecki”-będzie rozmemłany, nieco kwaskowy, o lekko lejącej się strukturze. Nie pójdzie do galerii, parku, do kina, będzie siedział w domu z pilotem w ręku i majoneził. Inny, ten „Dekoracyjny”, przynajmniej dobrze się trzyma. Dba o siebie, chodzi na pedicure, koszule prasuje, zna marki, nosi zegarek, wino pije. Najgorszy jest jednak „Hellmann’s”. Niby taki światowy. 15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► ŻYCIE
■
GOOD MORNING - AFTER PILL
Fot: Fotolia
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► TEMAT NUMERU
Gdyby za kilka lat, z jakiś bliżej niewyjaśnionych mi przyczyn, córka popełniła miłość z dopiero co zapoznanym chłopcem, a rano rozpłakała w moich ramionach z powodu ów nieszczęśliwej pomyłki, nie zawahałbym się kupić pigułki. TEKST | DAMIAN BILIŃSKI
Fot: Fotolia
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► TEMAT NUMERU
TEMAT NUMERU ► 21
No i stało się to, czego w Polsce należy oczekiwać za jakieś powiedzmy 100 lat, choć katolików w Polsce, tak jak w Stanach Zjednoczonych, nie brakuje. Jak podały media, m.in. brytyjskie BBC „Administracja prezydenta Baracka Obamy zapowiedziała, że dostosuje się do wyroku sądu i nie będzie dalej blokować dostępności pigułki antykoncepcyjnej “dzień po” bez recepty dla wszystkich kobiet i dziewcząt, bez ograniczeń wiekowych”.
USA Wieloletni spór między administracją Baracka Obamy a zwolennikami pigułki antykoncepcyjnej nazywanej „dzień po” („morning-after pill”), którą kobiety zażywają tuż po stosunku płciowym lub najdalej 72 godziny po, kończy się na niekorzyść prezydenta Stanów Zjednoczonych, a na korzyść samych zainteresowanych, czyli kobiet. Według informacji przekazanych przez media, sąd w Nowym Jorku już kwietniu nakazał, aby pigułki były dostępne bez wiekowych ograniczeń. Jednakże administracja rządowa, będąc przekonana, że pigułka powinna być dostępna powyżej 15 roku życia, zapowiadała złożenie apelacji. Jednak tak się nie stało. Ministerstwo sprawiedliwości poinformowało, iż rząd dostosuje się do wyroku sądu,
czyli, że pigułki „dzień po” będą dostępne bez ograniczeń wiekowych i bez recepty dla wszystkich kobiet, w tym dziewcząt. Warto zaznaczyć, iż organizacje feministyczne od dawna apelowały o zniesienie restrykcji w dostępie do antykoncepcji, której skuteczność w tym przypadku wynosi 89 procent, nawet gdy zostaną użyte 72 godziny po odbyciu niezabezpieczonego stosunku. Oczywiście z formalnego punktu widzenia spór został zakończony, choć zwolenników i przeciwników, ekspertów i zwykłych obiegowych opinii nie brakuje. Prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama, ojciec dwóch córek, dwa lata temu tłumacząc konserwatywne stanowisko rządu powiedział, że kupowanie pigułek „dzień po” to nie to samo, co kupowanie gumy do żucia.
Ale nie jest to takie oczywiste, bowiem, czym innym chcieć, a czym innym móc. Obecnie „klau-
Fot: Fotolia
UK W Wielkiej Brytanii spór wygląda nieco inaczej i sięga swym zagadnieniem znacznie dalej, niż w innych krajach, np.: kilka miesięcy temu eksperci ds. zdrowia wezwali szkocki rząd do zapewnienia pigułek antykoncepcyjnych w szkołach. Grupa Scottish Sexual Health próbowała przekonać szkocki rząd do tego, aby zapewnić dostęp uczniom do środków antykoncepcyjnych takich jak pigułki i prezerwatywy u szkolnych pielęgniarek. Grupa SSHLCG wystosowała w tym celu oświadczenie w formie pisemnej i przedłożyła dokument w szkockim parlamencie komisji badającej problem nastoletnich ciąż. Bowiem, z przeprowadzonych badań wynika, że Szkocja ma wyższy wskaźnik nastoletnich ciąż, niż większość innych krajów Europy Zachodniej. W przedłożonym liście można było przeczytać: ”Dlaczego antykoncepcja nie jest dostępna w szkołach? Dlaczego prezerwatywy i inne środki antykoncepcyjne nie są dostępne, podczas gdy szczepionki przeciwko chorobom przenoszonym drogą płciową (HPV) są podawane w szkołach.” Na pytania odpowiedział m.in. rzecznik rządu: „To nie jest dobra polityka, aby antykoncepcja była dostępna w szkołach. Młodzi ludzie zamiast pigułek powinni otrzymać porady, a w razie konieczności powinni być skierowani do innych miejsc, tam gdzie antykoncepcja jest dostępna.” Z kolei Patrick Harvie, z Szkockiej Partii Zielonych powiedział, że przy wsparciu szkolnych pielęgniarek, które mogłyby mieć dostęp do środków antykoncepcyjnych, mogłyby one w ten sposób pomóc rządowi w walce z problemem przedwczesnych i niechcianych ciąż wśród nastolatek.” Patrick Harvie, dodał również, że: „Statystyki wskazują, że w Szkocji od kilku lat problem nastoletnich ciąż powoli, ale jednak spada. Wynika to z wysokiej jakości dostępnych usług, a zapewnienie antykoncepcji w szkołach byłoby kolejnym dobrym krokiem w kierunku obniżenia niechcianych i przedwczesnych ciąż.”
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► TEMAT NUMERU
TEMAT NUMERU ► 22
TEMAT NUMERU ► 23 zula sumienia”, która pozwala farmaceutom zrezygnować z udzielania kobietom pomocy w postaci przepisania tak zwanej „morning-after pill” jest niezadowalająca. Klauzule te powinny być albo zakazane albo prawnie wzmocnione i uregulowane, tak aby farmaceuci i pacjenci dokładnie wiedzieli czego mogą oczekiwać. Tak przynajmniej twierdzą eksperci, bo w Wielkiej Brytanii od 2001 roku, co prawda farmaceuci są w stanie przepisać kobietom pigułkę bez recepty, ale klauzule sumienia pozwalają farmaceutom również zrezygnować z udzielenia takiej pomocy. Niektórymi powodami takiego stanu rzeczy są chociażby przekonania religijne lub moralne. W takich sytuacjach niektórzy lekarze odsyłają pacjentów do innych lekarzy, którzy nie widzą żadnych przeszkód z przepisaniem pigułki. Z kolei pracownicy Uniwersytetu w Hertfordshire i Royal College of Surgeons w Irlandii, napisali: „Albo przekonamy wszystkich farmaceutów, niezależnie od ich moralnych lub religijnych przekonań, aby zrezygnowali z udzielania takiej formy antykoncepcji w stosunku do wszystkich pacjentów, albo musimy liczyć się z konsekwencjami skarg na wydajność i zawodowy profesjonalizm, co w efekcie może doprowadzić do konsekwencji prawnych”. Jednak nie zmienia to faktu, iż antykoncepcja w Wielkiej Brytanii jest chlebem powszechnym; prezerwatywy, implanty, zastrzyki, pigułki, a wszystko po to, aby uchronić dzieci - które seks uprawiają niezależnie od polityki – przed skutkami tejże miłości; często zbyt wczesnej, bez odpowiedniej wiedzy i co też się zdarza, zabezpieczeń.
bijać (sic!) dzieci. Przykładów naprawdę jest co najmniej tyle, ilu jest lekarzy. Jedno jest pewne: w Polsce nic nie jest pewne, oczywiste, racjonalne i normalne. Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem tabletki wczesnoporonne i metody aborcyjne są zakazane. Natomiast pigułki „po”, które nie należą do tabletek wczesnoporonnych są dostępne wyłącznie na receptę. Zastosowanie pigułki daje możliwość uniknięcia nieplanowanej ciąży. Jednakże przez wiele osób antykoncepcja „po” jest mylona z tabletkami poronnymi, ale to błędne podejście, ponieważ w przeciwieństwie do tych ostatnich pigułki „po” nie wywołują poronienia lecz działają antykoncepcyjnie. Pigułki „po” są zatwierdzone przez Ministerstwo Zdrowia i oficjalnie dostępne w Polsce. Jednak w Polsce do problemu antykoncepcji i aborcji podchodzi się zupełnie inaczej, niż w krajach ucywilizowanych. Najpierw dyskutują księża, następnie biskupi, a koniec końców biskupi z politykami. Argumenty są od lewej do prawej strony, ideologiczne i praktyczne, ale ostatecznie lądują gdzieś głęboko w koszu, prawie tak samo jak dzieci z legalnych i nielegalnych aborcji – o turystyce nie wspomnę. Według różnych szacunków w Polsce dokonano 4/5 milionów zabiegów aborcyjnych, a każdego roku przeprowadza się od 1000 do 100.000 zabiegów, z powodu zagrożenia życia, poprzez chorobę i gwałt, ale i kaprys czy zwyczajną wpadkę. I jak się zdaje, żadne polityczno-ideologiczne zakazy nie zatrzymają tego zjawiska, a może nawet kultury. Wszak, tak samo jak istnieje czarny rynek narkotyków, alkoholu czy nikotyny, tak samo istnieje czarny rynek środków antykoncepcyjnych i wykonywanych aborcji. Choć tuż za Polską granicą problemu większego nie ma; cena aborcji to jedyne 500 euro. Oczywiście moglibyśmy spierać się na temat dlaczego jeden lekarz zezwoli na cesarskie cięcie, a inny nie zezwoli, dlaczego i w jakim celu dokonuje się zabiegów aborcyjnych, albo czy jest to moralnie akceptowane. Albo dlaczego jeden lekarz w Polsce przepisze pigułkę „dzień po”, a drugi tego nie zrobi. Ale czego by-
PL W internecie można znaleźć wiele historii, jak w praktyce działa pigułka „dzień po” w Polsce. Wielu lekarzy, albo przepisze receptę od ręki – oczywiście za wizytę trzeba zapłacić -, albo będą stwarzać wirtualne problemy; a że tabletka jest szkodliwa, a nawet śmiertelna, albo odeślą zainteresowaną osobę do lekarza innego, bo akurat ten z którym rozmawiamy nie ma ochoty za15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► TEMAT NUMERU
Gdyby za kilka lat, z jakiś bliżej niewyjaśnionych mi przyczyn, córka popełniła miłość z dopiero co zapoznanym chłopcem, a rano rozpłakała w moich ramionach z powodu ów nieszczęśliwej pomyłki, nie zawahałbym się kupić pigułki. Oczywiście gdybym mógł to zrobić. Bowiem, mniejszym złem jest zapobiec nieszczęśliwej pomyłce, niż z pomyłką spędzić resztę życia – niestety. Polska lubi cierpieć, natomiast córka, żona i ja oraz wielu naszych znajomych i przyjaciół – niekoniecznie. Jeśli mamy dążyć do idei szczęśliwego społeczeństwa, to nie możemy zakazywać, karać i wmawiać komukolwiek, że białe jest czarne lub na odwrót. Pozwólmy rozwijać się w szczęściu i pielęgnować szczęście takim jakie ono che być, a nie takim, jakim byśmy chcieli jako rodzice, obywatele, a szczególnie politycy i duchowieństwo, aby było. Nie mówię o anarchii, ale o rzetelnej edukacji pozbawionej ideologiczno-religijnych naleciałości. Mówię o nauce, wolności, ale i odpowiedzialności. Owszem, można czuć pewnego rodzaju niesmak, niezadowolenie, rozgoryczenie, a nawet silny sprzeciw przeciwko współczesności, ale innej nie mamy. Dzisiaj według społecznych i medialnych standardów należy się spieszyć: dzieci posyłać do szkoły od 6 roku życia, seksualnie edukować od wanienki, szybciej czytać i pisać, szybciej jeść i jeszcze szybciej pracować. Szybciej robić zakupy, szybciej konsumować, wydawać i wydalać. Szybko kopulować, rodzić, karmić, chodzić spać i jeszcze szybciej wstawać. Good morning-after pill...
■
Fot: Fotolia
śmy nie wymyślili, to kij ma dwa końce, tak samo jak to, że społeczeństwa posługują się kategoriami dobra, zła i środka. Chociaż częściej my jako społeczeństwo wybierać musimy nie między dobrem a złem, a między złem a złem mniejszym, gdzie demokracja jest tego najlepszym przykładem.
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► TEMAT NUMERU
TEMAT NUMERU ► 24
Open Scotland.pl Serwis informacyjny: Open Scotland.pl, Open eBusiness.biz oraz tygodnik online Open Polish Magazine w Wielkiej Brytanii, to miejsca dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. To także miejsca na profesjonalną i skuteczną reklamę. To miejsca, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie. ZAPRASZAMY do współpracy
www.openscotland.pl Uwaga! Open Polish Magazine dostępny jest również na stronach: www.polsport.co.uk www.lejdizmagazine.com www.damianbilinski.com
Jak to jest z tym stosunkiem do zwierząt...
Szkocka latowiosna, czyli dni parzącego słońca i wysokiego, błękitnego nieba. Wreszcie czuje się zapachy wzbierających sokiem roślin (i wylewanej na pola gnojowicy). Zielono jest i malowniczo jest, jak w bajce. Niezwykła różnorodność kwiecia, ptasie chóry, szemrzące strumyczki i wybujałe paprocie – brakuje tylko przechadzających się pomiędzy drzewami hobbitów. Nie brakuje za to supermarketowych wózków w rzeczkach, ram po łóżkach pośród kęp traw i ubrań w krzakach... jakże charakteystyczny rys krajobrazu w Szkocji.
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► PASJE
Tekst | Natalia Ślesińska
Fot| Natalia Ślesińska
Fot| Natalia Ślesińska
Zastanawiałam się kiedyś nad tym, jak to jest, że Szkoci śmiecą, zaśmiecają i śmieciami oraz śmieceniem tym zasypują swoją piękną krainę, którą z taką lubością, dumą i rozmachem opiewają. Mało tego, zazwyczaj zakrawa owo zjawisko na tak zwane “robienie pod siebie”, czyli wywalanie przez płot własnego domostwa wszystkiego, co się da. Fakt, banalne kosze na śmieci, ustawione choćby co sto metrów, na pewno nieco ograniczyłyby liczbę butelek, opakowań po chipsach, etc. – jednak odnoszę wrażenie, iż niechlujstwo owo i bezmyślne rozrzucanie przedmiotów to tu, to tam, Szkoci mają we krwi; kiedy przyjeżdżam do Polski, wydaje mi się jakaś taka... czysta, choć podobno ekologicznie i cywilizacyjnie jesteśmy opóźnieni. Podczas tych wizyt nie posiadam się też z radości widząc prawdziwe, głębokie lasy, jako iż wszyscy doskonale wiemy, że puszcze szkockie, ciągnące się wdzięcznym pasem wzdłuż autostrad, na przestrzał przejść można w niecałą minutę. Jednakowoż bardzo (jak pokazują europejskie rankingi) mięsożerni Szkoci (haggis, kiełbaski o strukturze tektury plus bekon z jajkami w proszku), jednocześnie wyprzedzają Polaków w ewolucyjnym procesie miłości do naszych “braci mniejszych” o lata świetlne. Tutaj na każdym produkcie spożywczym można znaleźć informację, czy jest on odpowiedni dla jaroszy – jako, że odsetek wegetarian w Wielkiej Brytani szacuje się między 7% a 11% populacji z tendencją rosnącą (przyjmuje się, że w Polsce jest to około 1%, a maks. 3% społeczeństwa). Jako szczęśliwa posiadaczka wdzięcznego psiego czworonoga nabrałam najprzeróżniejszych doświadczeń związanych z postawą tubylców wobec zwierząt. I przyznać muszę, że są to doświadczenia niezwykle pozytywne. Przede wszystkim Szkoci nie wstydzą się miłości do psów czy kotów. O ile w Polsce nie należy mówić o swym pupilu jako o członku rodziny, by nie zostać uznanym za fanatycznego ekologa lub zdziwaczałą starą pannę, o tyle tutaj na porządku dziennym jest określanie się “mamą” lub “tatą” czworonoga. Nikt nie używa określeń
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► PASJA
PASJA ► 27
“pies” i “suka”; pytanie o płeć brzmi zawsze: “To chłopiec, czy dziewczynka?”. Już sama ta różnica w doborze słownictwa wskazuje na inny rodzaj mentalności. Ta mentalność jest zresztą w Szkocji kształtowana już od najmłodszych lat. O ile w Polsce jeszcze do tej pory pokutuje powszechnie pogląd, że “jak jest niemowlak w domu, to trza się sierściucha pozbyć, bo zarazki roznosi, a w nocy to może dziecko zadusić albo zagryźć”, o tyle w Szkocji jeszcze nigdy się z takim tokiem myślenia nie spotkałam. Zazwyczaj już maluchy śmiało wyciągają rączki wołając: “doggie!”, a rozbrykana grupka młodzieży z promilami, spotkana wieczorową bądź nocną porą, przystanie, by pogłaskać napotkanego psa. I jest to normą. Normą jest też to, że istnieje tu niepisana sa-
mopomoc sąsiedzka, jeśli czyjś brytan, poczuwszy nieodparty zew natury, oddali się pośpiesznie na spacer w sobie tylko znane miejsce. Niejednokrotnie do poszukiwań dołącza niemal każdy, kto akurat spaceruje ze swoim czworonogiem. Zdarzyło się, że w rewanżu za doprowadzenie zguby do domu (przy czym poszukiwania trwały może z pół godziny) otrzymałam bukiet kwiatów, kartkę z wylewnym podziękowaniem i czekoladki. Zdarzyło się, że farmerzy z okolicznych pól z poświęceniem pomagali mi złapać mojego psa, hasającego sobie niezmordowanie pośród ich krów lub owiec, a jeden z rolników po wspólnych wyczerpujących, lecz zakończonych sukcesem próbach złapania uciekiniera, odwiózł nas do domu... traktorem. Zdarzało się, że napotkani policjanci po-
magali w odnalezieniu właścicieli znalezionych czworonogów, i żaden z nich nie uznał, że jest to czynność nie wchodząca w zakres obowiązków stróża prawa. Zdarzyło się – zdarza codziennie – że każdy przechodzień zagląda przez furtkę do mego ogródka, aby choć przelotnie pogłaskać mego psa lub wypowiedzieć do niego kilka serdecznych słów. Zdarzyło się wiele takich historii i takich gestów, które uświadomiły mi, że istnieją spore różnice pomiędzy polskim a szkockim podejściem do zwierząt. Podobnie rzecz się ma chociażby z dokarmianiem ptaków, które tutaj jest normą, a wręcz nawykiem. Pamiętam doskonale, jak uderzyła mnie szkocka zgodna koegzystencja takich gatunków ptaków, które w Polsce ze sobą rywalizują: srok, wróbli, gołębi i mew; do tego niezwykła jest tu ich liczebność. W Ojczyźnie mej pojawia się coraz wiecej rejonów, w których przestano widywać tak niegdyś powszechne wróble, gawrony, sierpówki. Podobnie dziko żyjące koty – niegdyś liczni, czujni obserwatorzy naszych dziecięcych zabaw na podwórku – gdzieś zniknęły... Owszem, w Szkocji także nie spotyka się bezdomnych mruczków, ale to dlatego, iż od dawna już sterylizacja i ubezpieczenia zwierząt (zamiast nie dającego żadnych korzyści podatku) są na porządku dziennym. Czy zaś owe polskie tajemnicze zniknięcia gatunków nie mają aby związku z powszechnym poglądem, że ptaki roznoszą zarazki i srają na parapety, a bezpańskie koty – to chyba oczywiste – przenoszą choroby (swoją drogą, cierpimy chyba na jakąś narodową bakteriofobię)? Dlatego należało wytruć, wystrzelać, nie dokarmiać. Szkocka roślinność. Jak wiadomo, Szkoci nie zbierają grzybów, jagód i wszystkiego tego, czego tu mają pod dostatkiem. Wolą kupić dziesięć malin w plastikowym pudełeczku. To niewątpliwie dziwacznym i nieekologicznym jest; lecz fakt, iż zrywanie naręczy dziko rosnących kwiatów czy też łamanie gałęzi w celu zebrania owoców jest tu uważane za coś wysoce niewłaściwego, sprawia, że obok stokrotek, mleczy i kaczeńców rośnie tu oszałamiająca liczba roślin ogrodowych: prymuli,
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► PASJA
PASJA ► 28
łubinu, ostrokrzewów, czy też przysłowiowych już żonkili. Nikt nie niszczy klombów; i tylko wczesną jesienią zdeptane muchomory, i dokładnie przeryty mech niemal proszą się o neonowy napis: “Uwaga, tu odbyło sie grzybobranie Polaków!”. Nie twierdzę, że nie ma Szkotów maltretujących zwierzęta lub Polaków - aktywnych ekologów; jednakże podczas pisania tego tekstu po głowie krążyła mi bezustannie kapitalna, nieco zapomniana, a jakże prawdziwa piosenka Grześkowiaka, której fragmenty pozwolę sobie zacytować na zakończenie. Tak “pod rozwagę”... : Jak nam kiedyś napomknęli Że są w stawie dwa piskorze Tośwa cały staw spuścili Chocia wielki był jak morze Chłop żywemu nie przepuści! Chłop żywemu nie przepuści! Jak się żywe napatocy, Nie pożyje se a jużci! (...) Wczoraj w klubie śwa wytłukli
Szwagier szyby, jo zaś wazon Szwagra nerwi, jo nie lubię Że tak muchy po nich lażą Chłop żywemu... Łazi toto takie marne Aż że dziwno drodzy moi Ani tego włożyc w garnek Ani nie do się wydoić Chłop żywemu... Hej, kąkolą sie kakole hej, soczyście rośnie trawa Gdy my ze szwagrem tak bez pole No, to żywe ni mo prawa Chłop żywemu... Wkoło spokój, wkoło cisza Gorąc na czterdzieści stopni Władek patrzaj - leci mysza, Ulżyj sobie, weźże kopnij! Chłop żywemu nie przepuści! Chłop żywemu nie przepuści! Jak się żywe napatocy, Nie pożyje se a jużci!
■
OKO OKO OKO
OGŁOSZENIA DROBNE ORAZ KATALOG FIRM ZA DARMO NA STRONIE www.openebusiness.biz Open Scotland.pl Serwis informacyjny: Open Scotland.pl, Open eBusiness.biz oraz tygodnik online Open Polish Magazine w Wielkiej Brytanii, to miejsca dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. To także miejsca na profesjonalną i skuteczną reklamę. To miejsca, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie. ZAPRASZAMY do współpracy
www.openscotland.pl
Fot: Fotolia
Uwaga! Open Polish Magazine dostępny jest na stronach:
www.openscotland.pl www.openebusiness.biz www.polsport.co.uk www.lejdizmagazine.com www.damianbilinski.com www.ciociasamozloeluta.blogspot.co.uk
PASJA ► 30
CEZAR II Tekst ► Joanna Goldberg
dzieli mi, że Sandor został odesłany do rzeźni. Żart sobie zrobili z naiwnej dziewczynki zakochanej w koniu. Zemściłam się potem strasznie, ale w tamtym momencie przyjęłam to za prawdę i świat mi się skończył. Głupcy nie zdawali sobie sprawy ze swojego okrucieństwa! Rozpłakałam się potwornie i ścigana ich śmiechem uciekłam do stajni. Zaszyłam się w takiej zagródce, w której trzymaliśmy siano i płakałam w cały świat. Zachłystywałam się rozpaczą, bo nie mogłam zrozumieć czegoś podobnego, bo przecież ten koń był cudowny! Co z tego, że ślepy! Co z tego, że trudny! Umiał i rozumiał więcej niż niejeden człowiek! Gdyby mi tylko powiedzieli na czas, że zamierzają go oddać do rzeźni wyprosiłabym, wybłagałabym u rodziców, u wujka, żeby był mój, nie dałabym go i basta! A teraz co?!... Zawiodłam go. A on mi ufał.... Nie mogłam sobie poradzić i nie mogłam zrozumieć, jak koniuszy mógł na to pozwolić. Szlochałam zwinięta w kłębek w tym sianie i naraz poczułam że jakieś ogromne futrzaste cielsko przytula się do mnie. To był Cezar. Objęłam go ramionami za szyję i przytuliłam się z całych sił, ale jemu po raz pierwszy to się nie spodobało. Łagodnie wyzwolił łeb z moich objęć i wstał. Obejrzał się przy tym w kierunku wyjścia. Usiłowałam mu wytłumaczyć, że jestem nieszczęśliwa, że stało się coś strasznego i nic mnie więcej nie obchodzi, ale Cezar wyraźnie nalegał. Podchodził, trącał mnie pyskiem i wciąż oglądał się w kierunku wyjścia. Zbyt bardzo byłam „spsiała”, żeby nie zrozumieć takiej mowy. On chciał mi
coś pokazać. Chciał, żebym z nim poszła. Więc wygrzebałam się z tego siana i wciąż pochlipując poszłam za nim. A on cierpliwie wyprowadził mnie na tyły stajni i między paddockami w stronę lasu. Kilka razy próbowałam zawrócić, ale nie pozwolił mi. Wciąż domagał się, żeby iść dalej. Tuż przed lasem skręciliśmy w polną dróżkę, która doprowadziła nas do wiejskiej zagrody. Nie wiedziałam co to znaczy, ale ponieważ Cezar przyspieszył kroku, to poszłam za nim i na malutkim okólniku wykrojonym z sadu zobaczyłam Sandora! Pasł się spokojnie cały i żywy! Oczom nie mogłam uwierzyć, a Cezar szczeknął krótko i tryumfalnie, przysiadł na zadzie i zaglądał mi w twarz, jakby chciał powiedzieć: „a nie mówiłem, że będziesz zadowolona?” Nie wiedziałam co mam najpierw robić – całować psa, czy lecieć do konia. Problem rozwiązał Sandor, bo na szczeknięcie Cezara poderwał łeb, powęszył, zarżał krótko i radośnie i ruszył z kopyta w moim kierunku. Jednym ruchem przewinęłam się pod żerdziami ogrodzenia i stanęłam na wprost nadbiegającego konia. Nie pytajcie mnie, jakim cudem ślepy koń potrafi ocenić odległość. Pojęcia nie mam. Ale w wykonaniu Sandora widziałam to nie raz. Zarył kopytami tuż przede mną i jego gorące, aksamitne chrapy z miłością dotknęły mojej twarzy. Rżał krótko, przerywanie, tuląc uszy na swój sposób i całym sobą zawiadamiał, jak bardzo jest szczęśliwy. Rozryczałam się oczywiście, objęłam go za szyję, a on położył łeb na moich plecach. Głaskałam go i całowałam i tak trwaliśmy dłuższą chwilę, aż posłyszałam za
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► PASJA
Pokochałam tego konia. Współczułam mu i rozumiałam go. Będzie o nim mowa w odrębnej opowieści, bo połączyło nas głębokie uczucie. Ale ta opowieść jest o Cezarze, więc o Sandorze wspomnę tylko tyle, że pewnego dnia rano nie zastałam go w stajni. Jego boks był pusty i nie było na nim tabliczki z jego imieniem. Natychmiast pobiegłam do koniuszego pytać co się stało. Koniuszego nie zastałam, ale stajenni wśród śmiechów powiedzieli mi, że Sandor poszedł „na kotlety”, bo za dużo problemów z nim było. Fakt. Tolerował tylko dwoje ludzi. Koniuszego i mnie. Nikt więcej nie miał prawa się do niego zbliżyć, wejść do jego boksu, karmić, czyścić i tak dalej. Atakował bez ostrzeżenia, o ile nie brać pod uwagę jego mocno stulonych uszu. Tylko, rzecz dziwna, stajennym nie chciało się na nie patrzeć… I poleceń też od nich nie przyjmował. A przecież musiał pracować, czyli wozić tych turystów. A wtedy, to już tylko koniuszy mógł być przy nim, bo ja byłam nieletnia i nikt by mi nie powierzył takiego zadania. To był prawdziwy kłopot... Taaa, prawdziwy, urzekający, siwy kłopot, który jak baletnica potrafił tańczyć. Na WKKW ten koń by się nadawał. Odpowiednio poprowadzony głosem, łydką, wodzami, potrafiłby wszystko. Najbardziej reagował na głos i dotyk ręki, ale cóż… Głupi człowiek nie był w stanie się z nim obchodzić. Jemu trzeba było zajrzeć w duszę. A ilu ludzi potrafi zajrzeć w zwierzęcą duszę…? Dosyć o Sandorze. Wracamy do momentu, kiedy nie znalazłam go w stajni, a ci idioci powie-
Fot: Internet
Następnego lata do naszej stajni przybył nowy koń. Siwy angloarabski wałach o imieniu Sandor. Był koniem cyrkowym, a do naszej stajni trafił dlatego, że stracił wzrok i do cyrku już nie pasował. woził na grzbiecie kolejnych amatorów „przygody w siodle”.
sobą delikatne chrząknięcie w wykonaniu niewątpliwie ludzkim. Nie wypuszczając konia z objęć obejrzałam się z niejakim trudem i ujrzałam sympatycznego starszego pana z Cezarem przy nodze. „A panienka, to pewnie ta, co mi o niej opowiadali. No, Cezar przyprowadził, Sandor wita, to znaczy, że nie może być kto inny. Witamy. Witam i ja, i niech już panienka nie płacze.” Poznałam wtedy jednego z najcudowniejszych ludzi, jakich mi było dane spotkać w życiu. Towarzysz mojego wuja to był, z partyzantki. Jeden z tych, którzy stawili własne życie w ogniu wojny byle bronić nie tylko ojczyzny, ale i koni, które były sławą i bogactwem naszego kraju. A łatwe to nie było, nie muszę chyba mówić. Chociaż nie. Nie każdy to wie i kiedyś należałoby może opowiedzieć. Ale nie teraz. Z trudem odkleiłam się od konia. Starszy pan zaprosił mnie na ławeczkę pod gruszą i poczęstował woda z sokiem malinowym. Cezar usadowił się między nami zadowolony z siebie. Wysłuchałam opowieści prostej i chwytającej za serce: ”Bo, ja, proszę panienki, prosty człowiek jestem. Za stajennego byłem, od dziecka w koniach się kochałem, to jak wojna przyszła i pan kapitan jeden wiedział co robić, żeby konie ratować, to ja się zgłosiłem na ochotnika. Co się dało to i zratowaliśmy. Łatwo nie było. Straciliśmy i koni i ludzi dosyć. Dość, żeby nie zapomnieć panienko. Bo oni, Niemcy, ścigali nas, jakbyśmy brylanty, albo inne jakieś dobro próbowali przed nimi ukryć. Ano, widać po tych koniach takie samo dobro sobie obiecywali. I rację mieli, a panienka pewnie i zrozumie, bo z tego co wiem, to panienka znająca jest. A teraz, to ja panience powiem jedno. Żyję sobie spokojnie z Panem Bogiem po drodze i póki mi życia, to ja żadnemu koniowi krzywdy zrobić nie dam. Pan kap.., tego, chciałem powiedzieć, wuj panienki, powiedział, że oni tam zamyślają tego Sandora do rzeźni oddać, bo nieopłacalny jest. Tylko koniuszy, z przeproszeniem panienki, może się z nim obchodzić, a on przecież nie ma na to czasu. No, to ja powiedziałem, że go wezne. Zapłaciłem grosze i jest mój. I niech se tu żyje. I on to wie, że u mnie biedy nie będzie miał, a wnuczka, jak przyjedzie, to się jeszcze ucieszy.” Jakże bardzo ja się ucieszyłam! Zafascynował
mnie starszy pan, zapragnęłam odwiedzać jego i Sandora. Ale nie omieszkałam napomknąć, o tym dlaczego aż tak płakałam i co powiedziano mi w stajni. Starszy pan zmarszczył brwi. Wyraźnie się zasępił i powiedział krótko i treściwie: „Nie darowałbym, wybaczy panienka, skurwysynom. I tyle.” No, toteż nie darowałam. Uknułam z Marcinem spisek straszliwy. Cezar pomógł, bo go poprosiłam, żeby poszczekał trochę na zapleczu stajni. Schowaliśmy się w krzakach i Cezar szczekał, a ludzie przywykli reagować na jego szczekanie, więc pobiegli zobaczyć dlaczego Cezar szczeka i co to może być. A w tym czasie Marcin zaprawił laxigenem ich wieczorną kawę. No nie wiem, jak naprawdę tę nazwę się pisze, po tylu latach nie wymagajcie ode mnie, ale był to środek na przeczyszczenie, a ja w swojej rozhukanej furii wetknęłam Marcinowi w ręce całe opakowanie. Wyłączyłam ich z życia na trzy dni. Nie znałam litości! Nie po tym, co zrobili! A konie i pies pomogły. Zastanawiające było jedno. Stajnia to nie jest
bombonierka z wyrafinowanymi czekoladkami, które (choć równie piękne) tkwią milcząco w swoich przegródkach. Delfin był ogierem najczystszej krwi arabskiej. Ogiery w ogóle, a arabskie szczególnie, są dumne, niezależne i podejść do nich niełatwo. Jutrzenka była półkrwi angielką i na dodatek matką. W jej boksie królował prześliczny źrebak, a ojciec tego źrebaka pochodził w prostej linii po Aquino i wszyscy modlili się, żeby odziedziczył po ojcu potęgę skoku. Jutrzenka, tak jak i Delfin była świadoma swojej wartości. Czarna najczarniejszym odcieniem aksamitu z mała gwiazdka na czole, lekka w skoku, jak powietrze, sama była Zorzą. Aurorą w końskiej postaci. Świt rozświetlał się dodatkowym światłem pomimo mroku, kiedy wybiegała na paddock. O, nie! Jej nikt by nie uderzył, jej nikt by się nie postawił, bo wzięłaby żłób pod kopyta. Była pięknem i siłą. Swojego źrebaka pilnowała, jak psica. Koń, który myśli jak pies!? A gdzie w tym wszystkim człowiek?! Człowiek w mojej postaci przystosował się do tego świata natychmiast i bez trudu rozumiał go i poruszał się w nim... Kolejno wchodziłam do boksów i tłumaczyłam, żeby się nie denerwowały, bo wieczorem będzie rewolucja. Gdyby koniuszy złapał mnie, jak wchodzę do boksu Jutrzenki, to nie wiem… A do boksu Delfina, to już…! Delfin miał zwyczaj atakować kopytami każdego, kto wchodzi do jego królestwa. Każdego, kto nie znał klucza do jego serca, do jego duszy. Mnie witał zarzucając mi kopyta na ramiona i kładąc łeb na plecy. Kiedy nadchodziła noc, potrafiłam wyprowadzić go ze stajni, wsiąść na grzbiet i pojechać przy blasku księżyca nad Nidę. Cezar pilotował te naganne wycieczki, jak niestrudzony strażnik. Przeciętnemu człowiekowi bernardyn kojarzy się z ogromną, nieruchawą kupą futra o sennych, dobrodusznych oczach. Mało komu przyjdzie do głowy, że pod tym futrem kryją się stalowe mięśnie i wytrzymałość godna wielbłąda. Kto nie widział bernardyna w biegu, niech żałuje! Nie wiem, czy bernardyny ślinią się tak, jak filmowy, przesympatyczny Beethoven, u Cezara niczego takiego nie zauważyłam, wiem natomiast, że są to psy o nieprzeciętnej inteligencji i z pewnością nieprzeznaczone do
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► PASJA
PASJA ► 31
hodowania w domu. To górska rasa, ale sprowadzona na niziny nie traci nic ze swojego instynktu. To pies strażujący, opiekuńczy i ratujący. Z perspektywy czasu mogę spokojnie powiedzieć, że wolę mieć obok siebie jednego bernardyna, niż obecny patrol straży miejskiej i pogotowie ratunkowe z podrzędnego szpitala w Polsce. W głowę zachodziłam i nigdy odpowiedzi nie znalazłam na pytanie, jakim cudem ten pies brał się zawsze z powietrza tam, gdzie był potrzebny. Klonował się, czy jak? Teleportera nie posiadał, to pewne. Latać również nie potrafił. A jednak. Na rozum wydaje się, że koń powinien być dużo szybszy. Z tego, co pamiętam koń w pełnym cwale osiąga przeciętnie 50-60km/h. Przez pierwsze kilka minut Cezar trzymał się, jak przylepiony obok, a potem znikał. No dobrze. Znikał, to znikał. Można by założyć, że nie wytrzymał tempa i gdzieś tam został z tyłu. Za pierwszym razem też tak pomyślałam, bo spotkałam go w drodze powrotnej warującego na drodze. Na nasz widok (konia ze mną na grzbiecie) poderwał się ”bez słowa” i doprowadził nas do stajni. Za drugim razem jednak wyprowadził mnie z błędu. Zachciało mi się tego galopu przecudownego więcej, noc była wspaniała, rozświetlona pełnią księżyca, Nida wyglądała, jak metalowa wstęga, wykuta z damasceńskiej, błękitnawej stali, galop był, jak modlitwa o wolność, upajał, przyklejona do końskiego grzbietu, z nosem w grzywie, czułam całą sobą mięśnie, płuca i serce Delfina. To było tak, jakbyśmy mieli jeden system krwionośny i oddechowy. Jak każdy arabski ogier, Delfin kochał bieg. Płynął nad ziemią. Ani siodło, ani dziewczynka na jego grzbiecie nie przeszkadzały mu w najmniejszym stopniu. I bylibyśmy tak zalecieli nie wiadomo gdzie, gdyby nie Cezar. Wyrósł nam na drodze, jak Nemezis, zapewne zmaterializował się z podnoszącej się właśnie na Nidą porannej mgły i zawrócił nas z drogi wprost ku stajni. Wyraźnie mnie pilnował. Kiedy przyznałam się do tego opiekunowi Sandora składając mu kolejną wizytę z Cezarem, ten stary człowiek swoim zwyczajem pomilczał, a potem zaprosił mnie pod gruszę na ławeczkę, w szklankach, jak zawsze mieliśmy wodę z so-
kiem malinowym, Sandor przyszedł, żeby mi łeb na plecach położyć, Cezar wachlował ogonem, było cudownie, czułam się, jak w domu, ale już wiedziałam, że usłyszę coś, co mi się nie spodoba. Poznawałam to po tym, że Cezar za ciasno układał mi się na nogach. Tak, jakby chciał mnie otoczyć polem siłowym… „Ano, panienko, cóż ja będę mówił. Stary człowiek jestem i niewykształcony, ale tak sobie myślę, że panienka ma w sobie więcej ze zwierzęcia, niż z człowieka. Pan kapitan zakazał mówić, bo się boi, że to panienkę zabije, on panienkę kocha, ale ja myślę, że panienka prędzej zrozumie zwierzęta, niż ludzi…” Zapalił papierosa, popatrzył w niebo, wydmuchnął dym… „Ja już dużo w życiu widziałem, wojnę przeżyłem i nie chcę tego wspominać, ale jedno powiem, bo z panienką rozmawia się tak, jak z naszym kapitanem. Panienka będzie miała trudne życie. Bo za dużo czuje i rozumie. A to nie dobrze. Panienka może nawet i pójdzie w mun-
dury. Ja już to widzę. Wuj dobrze mówi, że o panienkę się martwi, w tym świecie tylko patrzeć, jak panienka założy szary, harcerski mundur. O krok od jego oficerskiego munduru. A potem, kto to wie…? Ja nie zazdroszczę tej przyszłości, ale cóż mam poradzić. Niedługo umrę. Ja już za stary, żebym się panienką opiekował, ale całą duszę bym dał, żeby panienka niosła to przesłanie dalej. W sercu panienki świeci gwiazda…” Zdusił papierosa o kant ławki i głową wskazał mi Sandora. Zrozumiałam, że teraz mogę pojechać w las. Cezar poderwał się gotów również do wycieczki. Rozmowa była skończona. Cudowne w tym człowieku było to, że emanował bezpieczeństwem. Jeżeli mówił, to mówił prawdę. Taką jaką znał i w jaką wierzył. Nic ponadto. Nie wskoczyłam na siodło, bo Sandor nie lubił siodła. W swoim nowym domu odreagowywał wszystko, co w tamtej stajni go spotkało. Starszy Pan, bez słowa podłożył mi dłonie pod stopy, a ja znalazłam się na ciepłym, silnym końskim karku, wtuliłam twarz w grzywę i poooszliśmy galopem z kopyta! Nie zastanawiałam się nad tym, że siedzę na ślepym koniu. Byłabym głupia, gdybym się nad tym zastanawiała. Przepięknym łukiem przepłynął nad ogrodzeniem i jakby miał w głowie zainstalowany GPS pognał ku lasowi. Trzymałam się mocno końskiej grzywy, bo inaczej poleciałabym jeszcze przepiękniejszym łukiem z jego grzbietu prosto w zielsko. I to jeszcze przez łeb! Sandor to wiedział. Nie złościł się, że trzymam się jego grzywy. Czuł moje serce na swoim karku, czuł bicie swojego serca w moim sercu, czuł mój krwioobieg, w swoich żyłach, byliśmy jednym… Kiedy wróciliśmy do domu Starszy Pan już spał. Cezar pilnował nas, jak nadopiekuńczy lew. W stajni mogliśmy się poprzytulać, ale zasnąć mi pod kopytami Sandora nie pozwolił. Lepiej wiedział, że teraz wracamy do Babci. Oganiałam się od niego wszelkimi siłami. Zmęczona byłam. Tłumaczyłam psu, jak ksiądz krowie na miedzy, że jeśli nie wiadomo gdzie mnie szukać, to z pewnością w końskim boksie, albo w psiej budzie, niech idzie i niech powie, że ja śpię u Sandora, ale Cezar nie żartował. Zabrał mnie stamtąd i doprowadził do Babci. Bo Babcia, to Babcia.
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► PASJA
PASJA ► 32
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► GALERIA
Intergracyjna majówka wielkiej mody
OPEN GALERIA
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► GALERIA O projekcie Fashion Culture informujemy Was od jakiegoś czasu. Inicjatywa znakomita i wyjątkowa w swoim rodzaju. Integruje nie tylko kulturę brytyjską z polską, ale także podejmuje tematy, które do tej pory uważane były za medialne tabu. W tym roku do grona znakomitych gości i bohaterów wydarzenia zostali poproszeni pogardzani medialnie w Polsce paraolimpijczycy. I w tym momencie zaczyna się integracja wielopłaszczyznowa, prawdziwa idea łączenia, nie dzielenia, szukania wspólnego mianownika, nie powodu do rywalizacji czy niechęci. Odkąd wielu Polaków stanęło na brytyjskiej ziemi, wciąż słyszymy, że nasza nacja to doskonali budowlańcy i sprzątaczki, awansowaliśmy w świadomości społecznej na dobre kelnerki i sprzedawczynie. Jednocześnie podniosła się świadomość naszych możliwości oraz wysokiego poziomu edukacji. Na tle Brytanii, nieco zamkniętej na szeroko rozumianą naukę ogólnokształcącą, zwyczajnie brylujemy elokwencją, logicznym mysleniem i możliwością odróżnienia południka od równoleżnika. Fashion Culture wniosło do brytyjskiej świadomości nowy element- pokazało, że Polacy potrafią tworzyć wspaniałą, niepowtarzalną modę na światowym poziomie. Po serii wydarzeń w Londynie, przyszła kolej na Warszawę, która na dzień zamieniła się w stolicę integracji kulturowej. W maju odbył się pokaz finalistów II edycji projektu, z udziałem polskich i brytyjskich projektantów z najlepszych uczelni modowych z tychże właśnie państw. Gośćmi honorowymi byli także paraolimpijczycy, którzy wystąpili w roli modeli na jednej z sesji projektu. Czyżby świat mody powoli wychodził z ram sztampowych kanonów urody? Fashion Culture udowodniło, że ludzie, którzy w społeczeństwie zostali zepchnięci na margines, są wyjątkowi nie tylko na arenie sportowej. Piękni ludzie, którzy żyją ze swoją niepełnosprawnością, dumnie reprezentując kraj w świecie, udowodnili, że mogą przełamać schematy myślowe zatwardziałych przeciwników i pokazać się równie
doskonale w roli modeli. Inicjatywa ta szczególnie przypadła mi do gustu i serca. Bowiem piękno to pojęcie umowne i szukać należy go w każdym człowieku. Niewątpliwie niepełnosprawni sportowcy oraz dziedzina sztuki, jaką jest moda, to duet doskonały. Pokazuje nie tylko piękno zewnętrzne, ale także ducha walki, współzawodnictwa, odwagę, wręcz heroizm w dążeniu do celu, jakiego brakuje przeciętnemu Kowalskiemu. Zwyciężczyni II edycji Fashion Culture- Anka Letycja Walicka (absolwentka krakowskiej Szkoły Projektowania Ubioru) wykazała się niewątpliwie równie konsekwentnym dążeniem do celu. Przygotowała niesamowicie spójną, wyjątkową kolekcję, wzorowaną na liniach papilarnych dłoni. Zarówno materiał, jak i wszystkie elementy układanki stroju Anki to mozaika mistrzowska od stóp do głów. A buty w kolekcji szczególnie intrygujące. Taki talent zasługuje na rozgłos i cieszymy się bardzo, że inicjatywy takie jak Fashion Culture nadają właściwy tor promocji polskich projektantów i wyłaniają ich z cienia kompleksu bloku wschodniego. To szansa dla polskiej mody, to krzyk naszych młodych, zdolnych, którzy zasługują na miejsce w czołowych domach mody. Jednocześnie wydarzenie przybliża nieco dwa światy, które za sprawą otwarcia granic stały się sobie niezwykle bliskie. Polsko- brytyjska rzeczywistość to fakt. Nasz język jest oficjalnie drugim językiem na Wyspach. Staliśmy się elementem codzienności brytyjskiej. Jeśli będziemy mieli okazję pokazywać, że potrafimy coś więcej niż zmienić pościel, jeśli będziemy angażować Brytyjczyków w nasze projekty, mam nadzieję na wspólną, prawdziwie kreatywną i pozbawioną granic płytkiego myślenia Europę. Poza kolekcją Anki, podziwiać można było kreacje Gabriela Bakałarza- absolwenta londyńskiego Saint Martins, który swoją kolekcją pokazał kobiety uległe, poddane kontroli, z dominacją kolorów takich jak: błękit, czerwień i czerń. Motywy graficzne i kwiatowe pokazała natomiast Karolina Marczuk. Brytyjczycy nie pozostali w cieniu i także pokazali swoje prace. Aimee Matthew-John ukończyła Central Saint Martins College of Art and Design.
Jej kolekcja została zainspirowana modą męską. Detal krawiecki używany w krojeniu ubrań dla mężczyzn został połączony z linią ubrań charakterystyczną dla kanonu damskiej mody lat 40-tych i 50-tych – wąską talią i krągłymi biodrami. Lili Colley, absolwentka London College of Fashion zaprezentowała kolekcję biżuterii. Jej projekty łącząc formy geometryczne z mocnymi kolorami tworzą niezwykle zaskakujące wrażenie. Młodym projektantom kibicowały przedstawicielki brytyjskich uczelni – Clair Swift oraz Carol Morgan. Clair Swift to dyrektor programowy London College of Fashion na Wydziale Technologii Projektowania Mody Damskiej i Biżuterii. Od ponad 20 lat związana ze szkolnictwem wyższym, jest odpowiedzialna za układanie programów kształcenia na uczelni oraz zajmuje się pracą ze studentami. Carol Morgan, związana z Central Saint Martins College of Art & Design, zajmuje się przewidywaniem trendów oraz fashion marketingiem. Wypracowała platformę dla międzynarodowego promowania marek. Do projektu dołączył szereg artystów obrazu i muzyki, stylistów, makijażystek, fryzjerów, zarówno z Polski, jak i z Wielkiej Brytanii. Honorowy patronat objęły m.in. Ambasada Rzeczypospolitej w Londynie, T- Mobile Fashion i stowarzyszenie Wspólnota Polska, która udostępniła swoje podwoje na użytek warszawskiego wydarzenia. Partnerzy Fashion Culture: Postscriptum Graphic Design, Agencja Promocji mody Reklamex, I Konkret PR. Tekst | GS Zdjęcia: Krystian Data, Piotr Apolinarski, Aga Apolinarska, Sesja NATALII PARTYKI, MAŁGOSI JANKOWSKIEJ I MARTY MAKOWSKIEJ oraz DARIUSZA PENDERA dla FASHION CULTURE, FOTO: KRYSTIAN DATA
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► GALERIA
Designer: Anka Letycja Walicka
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► GALERIA
Designer: Karolina Marczuk
Designer: Gabriel Bakalarz
Sesja NATALII PARTYKI, MAŁGOSI JANKOWSKIEJ I MARTY MAKOWSKIEJ oraz DARIUSZA PENDERA dla FASHION CULTURE, FOTO: KRYSTIAN DATA
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► GALERIA
Sesja NATALII PARTYKI, MAŁGOSI JANKOWSKIEJ I MARTY MAKOWSKIEJ oraz DARIUSZA PENDERA dla FASHION CULTURE, FOTO: KRYSTIAN DATA
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► GALERIA
Sesja NATALII PARTYKI, MAŁGOSI JANKOWSKIEJ I MARTY MAKOWSKIEJ oraz DARIUSZA PENDERA dla FASHION CULTURE, FOTO: KRYSTIAN DATA
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► GALERIA
Open Scotland.pl Serwis informacyjny: Open Scotland.pl, Open eBusiness.biz oraz tygodnik online Open Polish Magazine w Wielkiej Brytanii, to miejsca dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. To także miejsca na profesjonalną i skuteczną reklamę. To miejsca, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie. ZAPRASZAMY do współpracy
www.openscotland.pl Uwaga! Open Polish Magazine dostępny jest również na stronach: www.polsport.co.uk www.lejdizmagazine.com www.damianbilinski.com
OPEN KULTURA
kalendarium | historia | książka | poezja | felieton | galeria | teatr | muzyka 15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA ► FOT ► FOTOLIA
Felieton ► Beata Waniek Kiedy natura budzi się do życia i rozkwita, budzi się z nią nasza nadzieja i serca. Bo tak to już jest, że każdej wiosny w powietrzu wisi nad nami przekleństwo zwane Miłością. Zaczyna nami miotać odwieczne pragnienie odnalezienia drugiej połówki jabłka. Platon powiedział, że: „mężczyzna i kobieta byli kiedyś jednością, ale potem zostali rozdzieleni i odtąd poszukiwanie i pragnienie tej jedności jest nazywane miłością”. To najważniejsze dla ludzi uczucie jest wszystkim co istnieje na tym świecie. I chociaż brzmi to banalnie, nie ma większej siły niż ta drzemiąca w miłości.
Dlaczego kochamy? Co sprawia, że się zakochujemy, że wybieramy właśnie tę a nie inną osobę? Będąc małą dziewczynką wierzyłam mocno, że miłość to uczucie prosto z bajki i pewnego dnia po prostu przyjedzie po mnie rycerz na białym koniu, a później będziemy tylko żyli długo i szczęśliwie. Jednak czas w okrutny sposób zweryfikował moje i chyba nie tylko moje spojrzenie na miłość. Sprawa okazała się bardziej skomplikowana. Naukowcy za wszelką cenę usiłują nam wmówić, że stan zakochania, to najczystsza chemia. Swego rodzaju biochemiczna obsesja. Szaleństwo feromonów, które nie może niestety trwać wiecznie. Czy naukowcy mają rację? A może do wysuwanych przez nich teorii należy podchodzić podobnie jak do dziecięcych bajek? Bardzo trudno było mi wybrać książki do dzisiejszych rozważań. Nie z powodu braku tematu miłości w literaturze, ale raczej na skutek jego nadmiaru. Po długich namysłach wybrałam dwie pozycje. Pierwsza z nich opowiada historię Myszy i Niedźwiedzia. Ta z pozoru zupełnie niepasująca do siebie para bohaterów próbuje w codziennym, zwyczajnym życiu odnaleźć uczucie. Szukają sposobów na walkę z samotnością, a co najważniejsze uczą się wzajemnie akceptacji dla drugiej, jakże odmiennej osoby. „Odkąd rzuciła palenie, Myszy uroiło się, że jest lwicą.[...] Więc gdy Mysz warczy jak lwica - Niedźwiedź podskakuje, niby, że ze strachu. Niby, że przerażony. [...] A gdy Myszy smutno, to ją turla. „utulić do snu - uturlać do snu” - komenderuje Mysza coraz senniej, a Miś posłusznie łapą ją turla, delikatnie, po całym posłaniu, aż Mysz dostaje zawrotu głowy i zasypia. [...] Kiedy z kolei Niedźwiedź zastanawia się co Mysz tak właściwie w nim widzi.... - No, oczywiście - ciągnął Niedźwiedź niedbale jestem przystojny, mądry, rozsądny.... - ...piękny, sławny, bogaty - podchwyciła Mysz i tak wyliczała jeszcze długo, od czasu do czasu ironicznie uśmiechając się. Lecz Niedźwiedź chyba nie zauważył ironii, bo stał uśmiechniety, z dumnie wypiętą piersią jak do odznaczenia”. Zagłębiając się w pozornie niepoważne perypetie
Myszy i Niedźwiedzia, ich poznawanie się i zgodę na inność, przychodzą na myśl słowa Ericha Fromma, które każdy z nas powinien sobie powtarzać, budując relację z drugim człowiekiem. Fromm pisał: „muszę obiektywnie poznać drugiego człowieka i siebie po to, aby móc wiedzieć, jaki jest naprawdę, albo raczej przezwyciężyć złudzenia, irracjonalnie zniekształcony obraz, jaki sobie o nim wyrobiłem. Jedynie wtedy jeśli znam obiektywnie jakiegoś człowieka, mogę poznać w akcie miłości jego najgłębszą istotę”. A co najważniejsze, stosując się do tych słów możemy także poznać prawdę o sobie samych i o tym jak kochamy. Bo prawdziwa jednocząca miłość, za którą wszyscy tęsknimy, to nie początkowe uczucie zakochania chodzące w różowych okularach. Wydaje się, że w dzisiejszym świecie korzystnego kupna i sprzedaży, panuje przekonanie, że problem miłości, to kwestia transakcji, a nie zdolności. Jest to chyba jednak postawa odległa od naszych pragnień. Fromm twierdzi, że każdy człowiek jest osamotniony póki nie doświadczy prawdziwej miłości - zarówno dając ją, jak i otrzymując. Ale miłość to nie tylko kwestia samego uczucia. To również obietnica, akt woli, praca nad związkiem i zaangażowanie, a co najważniejsze poszanowanie indywidualności i integralności drugiego człowieka. Akceptacja jego słabości i umiejętność wspólnego rozwiązywania konfliktów. Szukając swojej przysłowiowej drugiej połówki, powinniśmy pamiętać, że nigdy nie znajdziemy ideału. Najważniejsze abyśmy umieli cieszyć się przychodzącym do nas uczuciem i potrafili także nim obdarzać. Pragnienie miłości drzemie w człowieku do końca jego dni, bo: „Miłość - jest wcześniej niż Życie Trwa dłużej niż Śmierć - jest Stworzenia Pierwszym Aktem - głównym Aktorem Na scenie, jaką jest Ziemia -”. W materiale cytowane są fragmenty powieści Tomka Matkowskiego: „Mysza”, książki Ericha Fromma: „O sztuce miłości” oraz wiersz Emily Dickinson.
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
Fot: Beata Waniek
W poszukiwaniu jedności
FELIETON ► 42
rozumie i zdecydowaniu. Biernie zdawała się na nurt wydarzeń, a gdy wreszcie wzięła swój los we własne ręce, uruchomiła ciąg wypadków, które zaprowadziły ją pod topór. Wśród niewielu zalet wymienia się odwagę i upór. Marię - Elżbieta I określała jako lekkomyślną, na wskroś katolicką. Do tego miłość do Francuzów i Hiszpanów wzmagała drażliwość Elżbiety. Godność i odwaga, z jaką Maria przyjęła wyrok, zachowanie w protestanckim otoczeniu katolicyzmu, a także upokorzenia dzielnie znoszone przez długie lata, kazały potomności zapomnieć o jej wadach i winach, a jej tragiczne dzieje uczyniły z niej jedną z najsławniejszych bohaterek. Stworzona wystawa Muzeum Narodowego Szkocji stanowi jedną w swoim rodzaju możliwość poznania Marii jako najbardziej charyzmatycznej królowej tych ziem. Na wystawie możemy podziwiać wiele przedmiotów prywatnych Marii. Jednym z takich okazów jest medalion w kształcie serca z portretem Marii. Penicuik Jewels, medalik z relikwiami Marii Stuart. Monety z wizerunkami królowej wybite w roku 1565 na cześć małżeństwa Marii z Henrykiem Lordem Darnleyem, a także kopia grobu Marii, który oryginał znajduje się Opactwie Westminsterskim w Londynie.
Do niezwykłego przedsięwzięcia przygotowuje się Muzeum Narodowe w Edynburgu. Od 28 czerwca do 17 listopada trwać będzie wystawa zatytułowana Mary, Queen od Scotland. Maria Stuart żyła w latach 1542 – 1587. Była królową Szkocji i Anglii, tytularną królową Francji a zarazem najsłynniejszą z dynastii Stuartów. Zasłynęła w historii głównie ze względu na jej tragiczne życie. Uznana za zagrożenie przez Elżbietę I Tudor, protestancką królową Anglii, została ścięta. Nie obyło się przy tym bez komplikacji, bo kat uderzał w szyję Marii trzykrotnie, zanim pozbawił ją życia. Próbując później pokazać tłumowi odciętą głowę, złapał ją za włosy, które okazały się peruką, a sama głowa potoczyła się po podeście. Biografie Marii Stuart przedstawiają ją często, jako “femme fatale”. “Kraj, w którym ujrzała światło dzienne, w szczególny sposób nadawał się na tło dramatu”…, a „… zła wróżba leżała nad kołyską niemowlęcia płaczącego w ponurych komnatach zamku Linlithgow” Rządy Marii Stuart przypadły na czasy, kiedy do Szkocji powrócił uwolniony z galer John Knox – “ponury fanatyk, umiejący swymi mowami porwać tłumy, wyzwalający w nich najniższe uczucia: złość, nienawiść i strach. Podobne uczucia wyzwalał w samej władczyni. Kiedy z nim rozmawiała traciła panowanie nad sobą, zwykle wybuchała histerią albo płakała jak małe dziecko. Ponieważ opowiedziała się po stronie katolicyzmu, Knox regularnie w swoich kazaniach “podburzał lud przeciw królowej, posunął się nawet do insynuacji, jakoby miasta, które odwiedziła, zostały przez jej obecność zbrukane…” Kraj, w którym kwitły intrygi mające na celu osłabienie władzy królewskiej, z krzyżującymi się wpływami angielskimi i francuskimi, gdzie “przyjaźnie i nienawiści były krótkotrwałe, przymierza rozlatywały się po paru tygodniach czy miesiącach, po czym podpisywano nowe “bonds” - skrypty
nazwisk osób zawierających kolejne, nietrwałe sprzysiężenie. W rezultacie stan wojny domowej ciągnął się permanentnie…” Feralne małżeństwo z lordem Darnleyem, jego tajemnicza śmierć, dokonany na oczach królowej Marii mord jej sekretarza, porwanie, bunt szlachty, areszt domowy, wreszcie lekkomyślne poparcie spisku przeciwko Elżbiecie I, to elementy żywej i wartkiej akcji, pełnej intrygujących wydarzeń. Maria Stuart została przedstawiona, jako królowa, która nie miała w sobie bezwzględności i przebiegłości współczesnych jej władczych kobiet. Polegała na swojej urodzie i uroku, a nie na
Wystawa rzuca światło na życie Marii Stuart jako osoby niezwyklej. Daje pogląd na życie, czasy a przede wszystkim poznajemy niezwykła osobę jaką była Maria Królowa Szkocji. Mary, Queen of Scots Gdzie | National Museums Scotland Kiedy | 28 czerwiec- 17 listopad Godzina| 10.00- 17.00 Bilety | £9 Tekst | Ela Rygas Fot | b-womeninamericanhistory17.blogspot Źródło | Maria Bogucka, Ossolineum, 2009
■
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
Maria Królowa Szkotów
GALERIA ► 43
HISTORIA ► 44
Autor | Mateusz Biskup | Blog Biszopa http://blogbiszopa.pl/ „…Kilkanaście tysięcy janczarek gruchnęło naraz, „jakoby jeden człek strzelił”. Chwila jeszcze: janczary ustawiają się silniej na nogach; niektórzy mrużą oczy na widok straszliwej nawały, niektórym drżą ręce trzymające dzidy, serca wszystkie walą jak młotem, zaciskają się zęby, piersi dyszą gwałtownie. Tamci już, już dobiegają, już słychać grzmiący oddech koni — zniszczenie leci, zguba leci, śmierć leci!…” Szarża husarii pod Chocimiem 11 listopada 1673 roku opisana przez Henryka Sienkiewicza w „Panu Wołodyjowskim”. Polska husaria uznawana jest za najskuteczniejszą i najwspanialszą jazdę, jaką widział świat. I słusznie. Od momentu powołania jej do życia przez Sejm na początku XVI wieku przez pierwsze 125 lat istnienia nie przegrała ani jednej bitwy. Siała postrach i panikę w szeregach wrogów, którzy często pierzchali na sam widok ciężkozbrojnych jeźdźców. Odnosiła wspaniałe zwycięstwa nad kilkukrotnie liczniejszymi armiami. Podczas pierwszej bitwy pod Chocimiem w 1621 roku sułtan Osman II na widok swojej stutysięcznej armii rozgromionej przez 8000 husarów rozpłakał się z bezsilności. Najemnicy zaciągający się do wrogich armii przezornie zastrzegali sobie w kontraktach, że nie będą musieli walczyć z polską jazdą. „Skrzydlaci jeźdźcy” byli dla nich demonami śmierci, zagładą od której nie ma ratunku. Husaria była nie tylko elitą wojska, lecz także elitą narodu. Służyli w niej niemal wyłącznie synowie największych i najbogatszych rodzin Rzeczypospolitej. Innych bowiem nie było stać na wystawienie niezwykle kosztownego pocztu. Zacznijmy od konia. Typowy koń husarski miał w sobie mieszankę krwi polskiej, najczęściej po-
Fot | Mateusz Biskup chodzącej od dzikiego tarpana oraz tureckiej lub perskiej. Krzyżując ze sobą te rasy wyhodowano odmianę konia idealnie nadającego się dla husarii – był niezbyt duży, ale bardzo szybki i niezwykle wytrzymały. Nie był też zbyt wybredny i często zadowalał się byle jaką paszą. Problem polegał na tym, że dojrzałość i „zdolność bojową” zyskiwał dopiero w wieku około siedmiu lat. Koń taki, odpowiednio utrzymany i właściwie wyszkolony był niezwykle drogi – najtańszy husarski rumak kosztował 200 czerwonych złotych, podczas gdy roczny dochód dobrego rzemieślnika nie przekraczał 100 czerwonych złotych. A husarz potrzebował takich koni kilka…
Warto w tym miejscu wspomnieć, że sprzedaż konia husarskiego za granicę lub ujawnienie techniki jego szkolenia były traktowane jako zdrada stanu i karane śmiercią. Początkowo husaria była jazdą lekką. Jeźdźcy nie stosowali zbroi, lecz chronili ciała podłużnymi drewnianymi tarczami. Za czasów Stefana Batorego zaczęli okrywać się żelazem. Stosowano zbroje dwojakiego rodzaju – płytowe oraz karaceny. Zbroja płytowa składała się z napierśnika, obojczyka, naramienników oraz karwaszy chroniących przedramię. Głowę rycerza chronił szyszak wyposażony w policzki i nakarcznik. Z przodu znajdował się daszek, do którego mocowano blokowany śrubą nosal chroniący przed ciosem nos i górną część twarzy. Napierśnik często był zdobiony motywami religijnymi, guzami itp. Karacena była zbroją bardziej misterną, a co z tym idzie – droższą. Miała postać skórzanego kaftana, do którego przyszyte były nachodzące na siebie żelazne łuski. Była cięższa, a jednocześnie nie zapewniała takiej ochrony, jak zbroja płytowa. Podstawową bronią husarza była kopia. Wykonana z drewna osikowego, niezwykle sztywna i lekka miała około 5 – 6 metrów długości. Swoją lekkość zawdzięczała technologii produkcji. Osikowe drzewce, samo w sobie bardzo lekkie przekrajano wzdłuż i drążono. Następnie wydrążone połówki sklejano, obwiązywano rzemieniem i polewano smołą. W tylnej części kopii znajdowała się kula stanowiąca przeciwwagę oraz służąca jako ochrona dłoni żołnierza. Grot kopii miał około pół metra długości i był zaopatrzony w długie metalowe pręty biegnące wzdłuż drzewca – zapobiegały one odrąbaniu grota. Podczas przemarszów drugi koniec kopii spoczywał w specjalnej tulei przytroczonej do siodła – żołnierz w ten sposób nie męczył dłoni dźwigając drzewce. Podczas szturmu pochylał ją ku przeciwnikowi nie wyjmując jej z tulei – szarpnię-
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
Pancerna pięść Rzeczypospolitej
cie spowodowane napotkaniem na przeszkodę przenosiło się na siodło i nie wyrywało kopii z rąk. Na końcu kopii umocowany był proporzec około dwumetrowej długości, najczęściej w barwach biało-czerwonych, ale także w barwach charakterystycznych dla danej chorągwi. Stanowił on broń psychologiczną. Podczas szturmu łopotał i owijał się wokół drzewca, często płosząc w ten sposób konie nieprzyjaciela. Stanowił także ważny sygnał dla wrogów – „Oto my – straszliwa jazda polska, śmierć od której nie ma ucieczki”. Kopia była jedyną częścią wyposażenia husarza, którą otrzymywał on odgórnie, od swoich przełożonych. Chodziło o ujednolicenie „broni pierwszego kontaktu”. Podczas bitwy pod Połonką husarz litewski przebił kopią sześciu rosyjskich piechurów na raz. To wyjątek, ale przebicie trzech-czterech wrogów nie było niczym nadzwyczajnym. Drzewce kopii łamało się w pierwszych sekundach szturmu, więc husarz odrzucał jego złomek i chwytał za koncerz – długi na 180 cm wąski miecz o trójkątnym lub czterokątnym przekroju, służący do kłucia. Używał go głównie przeciwko opancerzonej jeździe lub piechocie – ostry koniec koncerza bez problemów przebijał każdą zbroję. Kiedy koncerz się złamał lub wytrącono mu go z ręki, chwytał za szablę. Rodzajów szabli używanych przez husarię nie sposób tu wymienić, lecz należy wspomnieć o najpopularniejszej jej odmianie – szabli husarskiej. Była to prosta, lekko zakrzywiona szabla z głownią o dwóch bruzdach, których zadaniem było zwiększenie sztywności ostrza przy jednoczesnym zmniejszeniu jego wagi. Rękojeść szabli była zamknięta i wyposażona w specjalny pierścień chroniący kciuk, którego odrąbanie praktycznie pozbawiało żołnierza wartości bojowej. Oprócz kopii, koncerza i szabli husarz dysponował także bronią palną – w olstrach u siodła spoczywał jeden lub dwa pistolety. Tej broni jednak żołnierze niezbyt chętnie używali. Ówczesna broń palna była mało skuteczna, a celność strzału oddanego z grzbietu wierzchowca była
Husarz na obrazie pędzla Józefa Brandta.
wielce niepewna. No i wreszcie te nieszczęsne skrzydła… W powszechnej świadomości funkcjonuje obraz skrzydlatego jeźdźca podobnego do zbrojnego anioła z dwoma ogromnymi skrzydłami wystającymi ponad głowę. To mit powstały w czasach, kiedy husaria nie odgrywała już żadnej roli bojowej i służyła wyłącznie jako asysta pogrzebów wysokiej rangi postaci. Na polu walki jedynie mała część husarzy stosowała jedno skrzydło, które mocowano do tylnego łęku siodła. Miało ono formę listwy z przyczepionymi piórami. Po co one były? Ano, spełniały podobną rolę, co proporzec na kopii – swoim wyglądem miały wystraszyć nieprzyjaciela nieprzywykłego do takich wi-
doków. Opowieści o ich rzekomym szumie, który miał płoszyć konie przeciwnika należy włożyć między bajki. Kto by usłyszał szum jakichś piórek wśród tętentu kopyt, szczęku żelaza i bojowych okrzyków? Listwa umieszczana z tyłu siodła miała też tę zaletę, że skutecznie chroniła przez uchwyceniem żołnierza na arkan (specjalność Tatarów). Zostawiała mu w takim przypadku swobodę ruchów i umożliwiała przecięcie sznura. Innym elementem broni psychologicznej, o którym należy tu wspomnieć są skóry lamparcie lub tygrysie, które husarzy nader chętnie narzucali na zbroje. W filmach historycznych widzimy często polską husarię ubraną w identyczne zbroje i hełmy. To kolejny mit. Każdy husarz wyglądał inaczej, każdy miał olbrzymią swobodę w dobieraniu swojego moderunku. Poza tym każdy z nich dysponował inną kwotą na wyposażenie swojego pocztu. Jedna rzecz była pewna – bycie husarzem to kosztowna impreza. Przeciętny koszt wystawienia pocztu wystarczyłby na zakup porządnej wsi. Potęga i skuteczność husarii zmieniała bieg historii. Tak, jak pewnego wrześniowego popołudnia w 1683 roku… Po chocimskiej wiktorii w 1673 roku, która zapewniła mu koronę Jan III Sobieski rozpoczął zabiegi o utworzenie szerokiej koalicji antytureckiej. Zdawał sobie sprawę, że wojowniczy sąsiad Rzeczypospolitej nie ustanie w swoich podbojach – Osmanowie robili to przecież od początków swojego imperium. Zwrócił się najpierw do Francji i Szwecji, potem do Rosji i Habsburgów. Nikt z nich nie był jednak zainteresowany. Cesarzowi Leopoldowi I mina zrzedła dopiero wtedy, gdy doniesiono mu, że na początku stycznia 1683 roku przed pałacem sułtańskim w Adrianopolu zatknięto buńczuki – sygnał do kolejnej wyprawy przeciwko niewiernym. Leopold natychmiast zmienił zdanie w sprawie sojuszu z Polakami i w dniu 1 kwietnia 1683 roku obie strony zawarły układ na mocy którego w razie zagrożenia Wiednia lub Krakowa druga strona pospieszy na pomoc. Pod koniec marca 1683 roku armia turecka ru-
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
HISTORIA ► 45
Bitwa pod Wiedniem na obrazie Józefa Brandta.
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
HISTORIA ► 46
szyła z Adrianopola do Belgradu, gdzie 13 maja sułtan Mehmed IV powierzył główne dowództwo wielkiemu wezyrowi Kara Mustafie. Następnie osmańskie oddziały ruszyły na północ. Po drodze armia turecka rośnie w siłę – dołączają do niej Albańczycy, Tatarzy krymscy, Mołdawianie i Wołosi. 10 lipca pod murami austriackiej stolicy staje 150 tysięcy muzułmańskich żołnierzy. Miasto było dobrze przygotowane do obrony. Otoczone wysokimi murami miało dobrze wyszkoloną załogę liczącą kilkanaście tysięcy żołnierzy pod dowództwem generała Ernsta Starhemberga. Przez dwa letnie miesiące obrońcy stawiali zacięty opór tureckim szturmom. Na początku września stało się jednak jasne, że dni Wiednia są policzone. Liczba obrońców stopniała do kilku tysięcy, morale upadło i wszyscy zdawali sobie sprawę, że lada dzień Turcy wysadzą mury (prace minerskie trwały od początku oblężenia) i islamska fala wleje się do miasta.
Polski Sejm natychmiast uchwalił nowy podatek na utrzymanie kilkudziesięciotysięcznej armii. Jego wyegzekwowanie wymagało jednak czasu, a tego nie było zbyt wiele. Pomoc finansową obiecali także cesarz Leopold I oraz papież Innocenty XI. 16 lipca do Warszawy przybył austriacki poseł i padł polskiemu królowi do nóg błagając o jak najszybszą pomoc. Sobieski ruszył dwa dni później. Zabrał ze sobą około 27 tysięcy żołnierzy, w tym 25 chorągwi husarskich oraz syna Jakuba. Podążył do Tulln nad Dunajem, gdzie połączyły się z nim oddziały austriackie i niemieckie. Łącznie armia sprzymierzonych liczyła około 70 tysięcy ludzi. 3 września w leżącym nieopodal Tulln zamku Stettelsdorf odbyła się wielka narada wodzów zgromadzonych armii. Naczelne dowództwo niemal jednogłośnie powierzono królowi polskiemu. Nic w tym dziwnego – nikt nie znał tak
dobrze Turków jak on. Przebywał w Turcji, walczył z Turkami niezliczoną ilość razy, a dziesięć lat wcześniej starł ich pod Chocimiem. Ba, Jan III Sobieski nawet niezgorzej mówił po turecku! Turcy też go znali. Wzbudzał w nich paniczny strach i był powszechnie nazywany Lwem Lechistanu. W dniach 6-8 września wojska sprzymierzonych przeprawiły się przez Dunaj i w ciągu kilku następnych dni zajęły pozycje na przedpolach austriackiej stolicy. Na lewym skrzydle, nad brzegiem Dunaju ustawiają się wojska austriackie dowodzone przez księcia Karola Lotaryńskiego. Centrum zajmują Niemcy pod dowództwem księcia Waldecka. Polacy z mozołem przeprawiają się przez Las Wiedeński (wiele problemów sprawia transport dział) i ustawiają się na prawym skrzydle. Według legendy przed bitwą wezyr Kara Mustafa posłał Sobieskiemu wielki wór maku z informa-
cją „Moja wojska są tak liczne, jak ziarna maku w tym worku”. W odpowiedzi polski król odesłał mu niewielki woreczek pełen ziaren pieprzu z tekstem „Nas jest mniej, ale spróbujcie nas rozgryźć…”. Jest niedziela 12 września 1683 roku, godzina czwarta nad ranem. Wstaje pogodny dzień. W oddziałach austriackich na lewym skrzydle pełna gotowość bojowa. Wzdłuż Dunaju udeptanym traktem ruszają wojska cesarskie. Napotykają oddziały Ibrahima Paszy, z którymi związują się w krwawej walce. Dwie godziny później Karol Lotaryński uderza na całej szerokości lewego skrzydła. Opór turecki jest bardzo zacięty. Pola wokół miejscowości Nussdorf i Heiligenstadt pokrywają się trupami żołnierzy obydwu stron. Kara Mustafa przekonany, że to właśnie od strony Dunaju pójdzie decydujące uderzenie przerzuca swoje siły na prawe skrzydło, by za wszelką cenę odeprzeć Austriaków w stronę Lasu Wiedeńskiego. Jednocześnie nakazuje swoim oddziałom w centrum natarcie na oddziały niemieckie. Żołnierze książąt Rzeszy zatrzymują turecką ofensywę i stopniowo spychają nieprzyjaciela w kierunku Wiednia. Jest południe. Oddziały polskie na prawym skrzydle zajmują pozycje wyjściowe. Piechota wspierana przez artylerię pod dowództwem generała Marcina Kątskiego rusza do walki, by oczyścić pokryte winnicami wzgórza z Turków i przygotować pole dla jazdy. Traci wielu ludzi, ale zadanie zostaje wykonane. Kara Mustafa wreszcie dostrzega skąd pójdzie główne uderzenie. Przerzuca oddziały na swoje lewe skrzydło. W dolinie, na wprost jazdy polskiej, która właśnie zajęła pozycje do ostatecznego ataku gromadzi się 3/4 armii tureckiej. Mustafa ściąga nawet janczarów oblegających Wiedeń. Chan tatarski Murad Gerej na czele Ordy Krymskiej próbuje obejść od lewej polską jazdę i uderzyć na nią znienacka. Na widok gotowych do walki husarów hetmana Jabłonowskiego Tatarzy
Jest południe. Oddziały polskie na prawym skrzydle zajmują pozycje wyjściowe. Piechota wspierana przez artylerię pod dowództwem generała Marcina Kątskiego rusza do walki, by oczyścić pokryte winnicami wzgórza z Turków i przygotować pole dla jazdy. Traci wielu ludzi, ale zadanie zostaje wykonane. Kara Mustafa wreszcie dostrzega skąd pójdzie główne uderzenie. Przerzuca oddziały na swoje lewe skrzydło. W dolinie, na wprost jazdy polskiej, która właśnie zajęła pozycje do ostatecznego ataku gromadzi się 3/4 armii tureckiej. Mustafa ściąga nawet janczarów oblegających Wiedeń. zawracają jednak konie i uciekają. Jest godzina 16:00. Na prawym skrzydle Turcy dokonują rozpaczliwego kontrataku na oddziały austriackie. Zostają odrzuceni daleko w tył. Wojska sprzymierzonych otaczają teraz Turków olbrzymim półkolem. Bitwa jest już praktycznie wygrana, a Wiedeń ocalony. Ale Sobieski nie chce poprzestać na tym. Szykuje potężny cios, który raz na zawsze złamie potęgę Osmanów. Jak przystało na największego wodza swojej epoki starannie się do tego ciosu przygotowuje. O godzinie 17:00 rozkazuje chorągwi porucznika Zbierzchowskiego przeprowadzić próbną szarżę w dół zbocza. Stu kilkudziesięciu husarów wdziera się w szeregi tureckie. Zostają zmasakrowani, ale król wie teraz, że zbocze nie kryje żadnych wilczych dołów, rowów i innych przeszkód. Jest godzina 18:00. Dwadzieścia pięć chorągwi husarskich, łącznie ponad 2500 ciężkozbrojnych jeźdźców ustawia się w szyku bojowym. Husarze w pierwszym szeregu stają w odległości około 4 metrów od siebie. Ci w drugim rozstawiają się podobnie. Rotmistrze wkładają do ust piszczałki zawieszone na rzemykach – ich wysoki dźwięk jest doskonale słyszalny nawet podczas zgiełku bitewnego. Za pomocą uzgodnionych wcześniej sygnałów będą wydawać rozkazy husarom. Król Jan III Sobieski nie bawi się w żadne pompatyczne mowy. Zna dobrze swoich żołnierzy i wie na co ich stać. Krzyczy po prostu „Naprzód! W imię Pańskie!”.
Husarzy ruszają stępa, by po kilkuset metrach przejść do kłusu. Rozlega się wiercący w uszach świst piszczałek. Konie przechodzą do galopu. Turcy oddają jedyną salwę z broni palnej. Jest zupełnie nieskuteczna, zaledwie kilkunastu jeźdźców spada z koni. Husarze z tylnego szeregu wysuwają się do przodu i wchodzą w czterometrowe luki między towarzyszami pędzącymi w pierwszym szeregu. Jednocześnie skrzydłowi delikatnie kierują konie ku środkowi, zacieśniając szereg ciężkozbrojnych jeźdźców. Husarzy pędzą teraz dosłownie kolano w kolano. Żaden koń nie wysuwa się naprzód nawet o pół łba. Pochylają się kopie. Znowu świst piszczałek. Pancerna ława przechodzi teraz do cwału. Z prędkością około siedemdziesięciu kilometrów na godzinę potężny walec najeżony tysiącami kopii pędzi w stronę tureckich oddziałów. Król ubrany w kontusz i kołpak z czaplim piórem galopuje na swym płowym koniu Pałaszu równolegle z husarią. Kilkadziesiąt metrów przed szeregiem nieprzyjaciół wstrzymuje Pałasza i patrzy. Nie tylko on. Nacierające za husarią oddziały jazdy niemieckiej i austriackiej także wstrzymują konie, by popatrzeć na szturm polskiej husarii. To szarża jakiej świat nigdy nie widział i nigdy już nie zobaczy. Tuż przed starciem husarzy wydają potężny okrzyk, który za ułamek sekundy zostaje zagłuszony trzaskiem kopii, wrzaskiem przerażonych Turków, rżeniem koni i jękami rannych. Husarski
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
HISTORIA ► 47
taran wdziera się w osmańską armię jak w masło. Tratowani końmi, masakrowani kopiami Tatarzy, janczarzy, Turcy, Wołosi i Albańczycy rzucają się do panicznej ucieczki. Krążące wśród nich opowieści o niezwyciężonej jeździe niewiernych potwierdzają się w całej rozciągłości. To upiory, a nie ludzie, zakute w żelazo monstra siejące śmierć i zniszczenie. Husarzy odrzucają złamane kopie i chwytają za koncerze, którymi kłują uciekających wrogów. Za nimi naciera reszta jazdy sprzymierzonych, która dopełnia dzieła zniszczenia. Wokół świętej chorągwi Mahometa gromadzi się kilka tysięcy najwierniejszych żołnierzy. Ale i oni nie wytrzymają długo. Husarzy połamawszy koncerze chwytają za szable. Ziemia czerwieni się od krwi, która chlupie pod kopytami husarskich rumaków. Słychać strzały – niektórzy husarzy zamiast chwycić za szable sięgają po pistolety i strzelają w plecy uciekającym wrogom. Jeden z wodzów tatarskich – Hadża Gerej rozumie, że za moment husarska fala zaleje ich i zniszczy. Chwyta więc chorągiew Proroka, zwija ją i wetknąwszy za pazuchę rusza do obozu, gdzie Kara Mustafa rozpaczliwie próbuje zorganizować obronę. Gwardia wezyra próbuje stawić czoła nacierającym husarom, ale po kilkunastominutowej walce zostaje wycięta w pień. Słudzy przemocą wsadzają oszalałego ze strachu wezyra na konia i wypychają go z obozu. Ucieczka na niewiele mu się przyda. W Belgradzie zostanie z rozkazu sułtana uduszony zielonym sznurem. Rzeź trwa nadal. Polacy wpadają do obozu, gdzie znajdują około 10 tysięcy Turków rannych podczas oblężenia Wiednia. Natychmiast wszystkich mordują. Uwalniają też kilka tysięcy jasyru chrześcijańskiego. Niektórzy słudzy wezyra korzystają z zamieszania i plądrują namioty Kara Mustafy i niższych dowódców. Przy ich trupach sprzymierzeni znajdą klejnoty wartości tysięcy dukatów.
Jeden z wodzów tatarskich – Hadża Gerej rozumie, że za moment husarska fala zaleje ich i zniszczy. Chwyta więc chorągiew Proroka, zwija ją i wetknąwszy za pazuchę rusza do obozu, gdzie Kara Mustafa rozpaczliwie próbuje zorganizować obronę. Gwardia wezyra próbuje stawić czoła nacierającym husarom, ale po kilkunastominutowej walce zostaje wycięta w pień. Słudzy przemocą wsadzają oszalałego ze strachu wezyra na konia i wypychają go z obozu.
Zapada zmrok. Król Jan wjeżdża do zdobytego obozu w towarzystwie królewicza Jakuba i ogląda wspaniały namiot Kara Mustafy. Ciemność nie pozwala mu na ocenę ogromu zwycięstwa, więc każe wojsku czuwać w pełnej gotowości. Dopiero późnym wieczorem zmęczony król kładzie się spać wśród swoich żołnierzy. Ranek odkrywa przed jego oczami pełen obraz wczorajszej wiktorii. Król zasiada w namiocie Kara Mustafy i pisze dwa listy. W jednym, przeznaczonym dla papieża Innocentego XI pisze parafrazując Juliusza Cezara „Venimus, vidimus et Deus vicit” (Przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył). W drugim, przeznaczonym dla swojej żony Marysieńki pisze „Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały.” Odtąd już nigdy żadna muzułmańska armia nie zagrozi Europie. Ostatnie wielkie zwycięstwo Rzeczypospolitej zostało zaprzepaszczone i niewykorzystane. Imperium Habsburgów urosło w siłę. Jak nam podziękowali za ocalenie – tego nie trzeba przypominać. Należy jednak przypomnieć inną sprawę. Turcja, której przetrąciliśmy kręgosłup pod Wiedniem sto lat później okazała się być… najwierniejszym sprzymierzeńcem zniewolonej Rzeczypospolitej. Turcy nigdy nie uznali rozbiorów Polski. Przez cały XIX wiek udzielali pomocy, schronienia i azylu polskim uchodźcom (jednym z nich był Adam
Mickiewicz). Podczas powstań narodowowyzwoleńczych w latach 1830-31 oraz 1863-64 w Turcji działali przedstawiciele rządów powstańczych. Karierę w armii tureckiej zrobił Józef Bem, który jako Murat Pasza został tureckim generałem. Mało tego – podczas konferencji międzynarodowych delegaci tureccy zawsze zostawiali jedno krzesło wolne i stawiali przy nim tabliczkę „Dla posła z Lechistanu”. Doprowadzało to przedstawicieli zaborców do szału. W II Rzeczypospolitej podczas obchodów rocznic wiedeńskiej wiktorii zaraz po toaście „za jazdę polską” wznoszono toast „na chwałę Turcji”. Husaria – pancerna pięść Rzeczypospolitej została rozwiązana uchwałą Sejmu w roku 1776, cztery lata po pierwszym rozbiorze. Źródło: Leszek Podhorecki, Wiedeń 1683, Bellona, Warszawa 2001. Andrzej Trzaska-Chojnacki, Odsiecz wiedeńska w 1683 roku, http://www.austro-wegry.org, Dostęp 9.06.2013. Jakub Augustyn Maciejewski, Odsiecz wiedeńska – ostatnie zwycięstwo I Rzeczypospolitej, http://wielkisobieski.pl, Dostęp 9.06.2013. Bitwa pod Wiedniem, http://pl.wikipedia.org, Dostęp 9.06.2013. Radosław Sikora, Maciej Rymarz, http://www.husaria.jest.pl, Dostęp 9.06.2013.
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
HISTORIA ► 48
MARIUSZ JAGIEŁŁO - ur. 19.01.1977 r. w Warszawie. Absolwent Pedagogiki w Wyższej Szkole Pedagogicznej TWP. Od kilku lat pracownik Urzędu Patentowego RP. Ma dwójkę dzieci. Publikował w „Pograniczach”, „LiTeracjach” , „Szafie” oraz na swojej stronie internetowej na facebooku
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
POEZJA ► MARIUSZ JAGIEŁŁO
POEZJA ► 49
https://www.facebook.com/mariusz.wiersze
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
POEZJA ► MARIUSZ JAGIEŁŁO
GWIAZDA POLARNA
POEZJA ► 50
Wciąż brakuje okien bym zbudował dom. nie jest tak, że prowadzą nas anioły dokarmiane ludzkimi uczynkami. pamiętam, biegałem po polach zachwycony świadomością istnienia wschodu słońca. chowałem w kieszeniach okruchy chleba, wmawiając sobie, że to ciało które da pretekst do błądzenia. okazały się być jedynie pokarmem dla ptaków. nie jestem przeciwny by wino powstawało z wody. tylko cierpki smak nie daje rozgrzeszenia za zabawy w wojnę. odwiedzałem miejsca, w których ludzie udawali ojca i syna. inni ducha świętego. nie wiedzieli, że północ to przenośnia. obrzucali kamieniami, gdy szukałem rozwiązań. nie dostałem od nich strawy i powietrza. nie prosiłem nigdy o zbawienie. wciąż brakuje drzwi by zbudować dom. żywię się po śmietnikach wiedząc, że cena jaką płacę zawsze wliczona będzie w koszt podróży. nie potrzebuję chować się po kątach. od teraz jestem gwiazdą polarną. dla swojego sumienia. POECI Poeci nie kochają życia tylko się nim żywią. szukają inspiracji na pchlich targach w nieuczesanych włosach kobiet z femenu. z cygarami w zębach słuchają grzeszników. nocami opisują ich zimne prześcieradła. konserwują pamięć na samotnych plażach, gdzie promieniami słońca ogrzewają rzęsy. boją się wyschniętych długopisów i małych stópek odciśniętych na ścianach. codziennie w ukryciu połykają tabletki popijając kawą ze szklanek po whisky. poeci zawsze umierają z głodu. STARUSZKA nie ma już imienia. nie istnieją dla niej pory roku rozpisane w kalendarzu nad łóżkiem. wnuki potraciły twarze a córki zmieniły daty urodzenia. nie opowie jak od rosjan w czasie wojny chleb brała i karmiła łabędzie wierząc, że zmienią barwę na czerwoną. obecnie mieszka w radomiu, chociaż od lat nie przejeżdżała tamtymi drogami a jej rzeczy wciąż są w warszawskim szpitalu . wspomina tylko o pigułkach, których lekarz nie przepisał i gorącej zupie wylewanej za okno. odwiedzamy staruszkę trzy razy w tygodniu z nadzieją, że odpowie ile ma lat. zawsze prosi żeby zabrać ją do domu. nie pamięta pod który adres
WYCHOWANIE
na jutro zaplanowałem bieg przez przeszkody. TEJ NOCY wypełnialiśmy przykazania poetów o wolności kochanków. przy podniesionym pulsie i opuszczonych roletach ogrzewaliśmy palce liśćmi konopi zerwanymi z doniczki sąsiada. włosy na skórze pulsowały w rytm dźwięków z lat 60-tych a spełnienie przywitał śpiew ptaków wraz z „Venus w futrze” we wczesnych minutach porannych papieros smakował rozmazaną szminką. powiedziałaś: „ na ciele słowa wyglądają wyraźniej” miłość jest usprawiedliwieniem wszystkich metafor. SAMOTNOŚĆ TWÓRCY Samotność twórcy to migreny i kochankowie w ciasnym mieszkaniu. kradniesz pończochy z osiedlowych lumpeksów przy muzyce jane’s addiction wyglądają na nieużywane. w wieczornym świetle drażnią źrenice kiedy wychodzisz na spacer po sypialni. niedojrzałość objawia się udawaniem postaci wymyślonych przez erikę mitchell i wolnością słowa w oparach dymu zabronionego przez prawo rodzinne. przykazania nie hamują przed zapachem ananasa oraz krzykiem z wykrzyknikiem w finale. samotność twórcy to poszukiwanie spełnienia, gdy na stole leżą wyschnięte kałamarze.
POEZJA ► MARIUSZ JAGIEŁŁO
cynizm nie dodaje zmarszczek. wkładam go w usta sześciolatka aby nasycił się przed snem. w przyszłości zobaczy, że krawężniki mają różny kąt nachylenia. splunie pod nogi i powie “kocham cię tato”. z każdym dniem stajemy się mniej doskonali. wybieramy słowa bez znaczeń i pakujemy warstwami do urodzinowych prezentów z napisem “synu, tak musi być”. wychowanie silnie uzależnia a trudno zaakceptować własną ułomność.
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► KULTURA
Jeśli poprosisz żebym milczał będzie koniec świata.
KOLEDZY
POEZJA ► 51
moi koledzy odwiedzają nocami fast foody. konsumują wzrokiem młode ciała, co po dwóch piwach gotowe są spojrzeć na ich buty i skórzane portfele. dowody osobiste zostawili w domach. nikt nie wie, że pamiętają lody calipso w trakcie stanu wojennego. kiedyś rozmawialiśmy o konflikcie w jugosławii ale od kiedy mam żonę i dziecko, już nie proponują wspólnych dyskusji przy szklanych butelkach. do białego rana na zdjęciach wyglądamy młodo. dawniej mieliśmy podobne marzenia teraz zazdroszczę im sylwetki “KOMPLEKSY” Nie kokietuj potrzebami. nie oczekuję otwartych drzwi lodówki od środy do wtorku i wyprasowanych spodni z plamami na nogawkach. nie nauczysz dojrzałości. piotrusia pana pieścisz słowami o ramach społecznych. wolę uciekać na łąki. ganiać motyle i wierzyć, że spełnią młodzieńcze fantazje. wiem jak pachnie prześcieradło używane przez dwa zgniłe ciała. zostają torsje i kredyt za szczęście dzieci. nie wypłacę się do śmierci. na twarzy chcę mieć osiemnaście lat a w telefonie zapisane orgazmy koleżanek z sąsiedztwa. od teraz nie jestem mężczyzną doskonałym. nadszedł czas aby leczyć kompleksy.
GALERIA ► 52
„Mould” Ken Currie, 2013
„Nightwork” Ken Currie, 2013
KEN CURRIE: NEW WORK
20 lipca 2013 - 22 września 2013 | Scottish National Portrait Gallery Edynburg | 1 Queen Street | Wstęp wolny Ken Currie jest jednym z najwybitniejszych malarzy figuratywnych swojego pokolenia. Pochodzący z Glasgow artysta znany jest w Portrait Gallery z zapadającego w pamięć, luminescencyjnego obrazu „Three Oncologists” (2002) i
jego autoportretu „Unfamiliar Reflection” (2006). Powszechnie podziwiany za jego głęboko przejmujące i prowokacyjne prace, portrety starych mistrzów, takich jak Velasquez, Goya i David, którzy od zawsze go fascynowali, a jego własna
praca jest często związana z jego tradycjami i obawami. Wystawa obejmuje nowe obrazy, po raz pierwszy publicznie, na których Currie medytuje nad portretem, jego początkach i celach, i dalszym znaczeniu we współczesnym świecie.
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► SPORT
Stevenage Cup 2013 Stevenage Cup 2013 to polonijny piłkarski turniej, który 21 lipca rezegrany zostanie właśnie w Stevenage. Choć impreza skierowana jest głównie do drużyn polonijnych, organizatorzy przewidują również gościnny wstęp zespołów Hertfordshire Police, Hertfordshire FA oraz Hertfordshire Fire Department. W turnieju wystąpią 24 ekipy, które w pierwszej fazie podzielone zostaną na cztery grupy. Dwa najlepsze z każdej grupy awansują do ćwierćfinałów, a kolejne dwie zakwalifikują się do Pucharu Pocieszenia. Drużyny będą rywalizować w składach siedmioosobowych, a do turnieju każda z ekip może ich zgłosić maksymalnie dziesięciu. Spotkania prowadzić będą licencjonowani sędziowie z ramienia Hertfordshire FA oraz Middlesex FA. W tej chwili trwa przyjmowanie zgłoszeń. Koszt zgoszenia to jedyne 40 funtów.
Fot: Fotolia
Organizatorem turnieju jest fundacja Czerwona Kartka Rasizmowi prowadzona przez Piotra Małeckiego. Więcej szczegółów można uzyskać drogą elektroniczną: info@ckr.org.pl na stronie internetowej www.ckr.org.pl lub telefonicznie 0794 762 3912 Adam WÓJCIK
Nowy zarząd w Londynie Po kilkugodzinnych obradach w minionym tygodniu wybrano nowy zarząd Polskiej Ligi Piatek Piłkarskich „Sami Swoi” w Londynie. Ustępujących ze swoich funkcji Piotra Zacharskiego oraz Sylwestra Jedynaka zastąpią Małgorzata Kubizon oraz Marcin Kobuszewski. Ze „starego” zarządu pozostał jedynie Piotr Osiński. Nowe władze rozpoczną swoją działalność z dniem 1 lipca 2013 roku.
W barażach o pierwszą ligę na pewno zagra Warriors of God i to na razie jedyny pewnik, cała reszta pytań znajdzie swą odpowiedź w najbliższą niedzielę.
Cobalt ponownie mistrzem! Na tydzień przed zakończeniem rozgrywek mistrzowski tytuł po raz kolejny zapewnił sobie FC Cobalt. Walka o drugie miejsce trwać będzie do ostatniego gwizdka sędziego. Po wygranym meczu z PCW Olimpia piłkarze starego-nowego mistrza mogli otworzyć szampany i świętować kolejny wielki sukces. W przyszłym sezonie po raz kolejny obronić tytuł najlepszej drużyny nie będzie już tak łatwo, bowiem w tym sezonie rozgrywki w Londynie niezwykle się wyrównały. Trwa tymczasem walka o drugie miejsce. Porażka Scyzoryków ze Smakoszami otworzyła szansę na srebro ekipie White Wings Seniors, a w ostatniej kolejce los połączył w terminarzu właśnie obie te ekipy. Na drugim froncie Finansiści po zwycięstwie nad Kelmscott Rangers wziąż liczą się w walce o fotel lidera. Co ciekawe. przed ostatnią rundą spotkań, aż sześć ekip ma szanse na awans do ekstraklasy. Ma ją nawet grająca od rundy rewanżowej ekipa The Twelve Team. Adam WÓJCIK
Ostatnia kolejka rozwieje wszelkie wątpliwości Dopiero ostatnie mecze w pierwszej i drugiej lidze rozwieją wszelkie wątpliwości i zagadki. W ekstraklasie prawie wszystko już wiadomo. Znamy mistrza, wiemy kto spadnie, trwa jedynie walka o tytuł wicemistrza. Więcej niewiadomych jest w drugiej lidze. Los chciał, że to właśnie bezpośredni mecz White Wings Seniors - Scyzoryki wyłoni srebrnego medalistę tego sezonu. W lepszej sytuacji są Scyzoryki, którym do osiagnięcia celu wystarczy jedynie zremisować, rywal natomiast musi koniecznie wygrać. Ostatnie tygodnie pokazały nam jednak, że każdy rezultat jest możliwy, więc emocje na najwyższym poziomie są gwartantowane. Teoretyczne szanse na brąz ma wciąż Inter Team, ale w praktyce jest to raczej niemożliwe, bowiem w bilansie bramko-
wym Inter ma jedną bramkę na plusie, „wingsi” zaś aż dziesieć. Aby więc marzenie Interu się spełniło musi wysoko wygrać i kibicować Scyzorykom, aby równie wysoko rozgromili WWS. Bardziej skomplikowana sytuacja jest w drugiej lidze. Aż sześć ekip ma jeszcze realne szanse na awans do ekstraklasy, ale tylko dwie z nich - FC Polska oraz Finansiści - mogą zdobyć pierwsze miejsce. Bliżej mistrzostwa jest FC Polska, która musi wygrać z The Twelve Team, ale łatwo nie będzie, bo „12” walczy jeszcze o play-offy. Z kolei Finansiści chcąc zdobyc tytuł mistrza ligi musi oczywiście wygrać i mieć nadzieję, że The Twelve Team przynajmniej zemisuje z aktualnym liderem. W barażach o pierwszą ligę na pewno zagra Warriors of God i to na razie jedyny pewnik, cała reszta pytań znajdzie swą odpowiedź w najbliższą niedzielę. Kamil BIEGNIEWSKI
15 | 06 | 2013 | OPEN ► 21 ► SPORT
SPORT ► 54
OKO OKO OKO
INFORMACJE, PUBLICYSTYKA, KULTURA I ROZRYWKA www.openscotland.pl Open Scotland.pl Serwis informacyjny: Open Scotland.pl, Open eBusiness.biz oraz tygodnik online Open Polish Magazine w Wielkiej Brytanii, to miejsca dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. To także miejsca na profesjonalną i skuteczną reklamę. To miejsca, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie. ZAPRASZAMY do współpracy
www.openscotland.pl
Fot: Fotolia
Uwaga! Open Polish Magazine dostępny jest na stronach:
www.openscotland.pl www.openebusiness.biz www.polsport.co.uk www.lejdizmagazine.com www.damianbilinski.com www.ciociasamozloeluta.blogspot.co.uk