Open Polish Magazine

Page 1

Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska

ISSN ▶ 2052-2738 ▶ ISSUE ▶ 05 ▶ | 15 | 02 | 2013

OPEN ▶ POLISH MAGAZINE ▶ IN UK

Na Wyspach jest wiele osób, dla których twórczość, działanie artystyczne jest ważną częścią ich życia. - Z poetą, Adamem Siemieńczykiem rozmawia Katarzyna Campbell.

Piękni ludzie


Nazywam się Miliard

Na Wyspach jest wiele osób, dla których twórczość, działanie artystyczne jest ważną częścią ich życia. - Z poetą, Adamem Siemieńczykiem rozmawia Katarzyna Campbell.

Piękni ludzie OPEN POLISH MAGAZINE IN UK Redaktor Naczelny | Damian Biliński ip.openscotland@gmail.com Tel: 07923378062 Reklama i Marketing | Małgorzata Bilińska mb.openscotland@gmail.com Skład i Grafika | Małgorzata i Damian Bilińscy Wydawca | Interactive Publishing SCOTLAND | Tel: 07923378062 www.openscotland.pl

Poglądy zawarte w felietonach, opiniach i komentarzach są osobistymi przekonaniami autorów i nie zawsze pokrywają się z poglądami redakcji Open Polish Magazine. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów oraz zdjęć bez wyraźnej zgody redakcji jest niezgodne z prawem.

Akcja została rozpoczęta dokładnie 15 lat temu przez Eve Ensler, autorkę „Monologów waginy”, która poza literaturą, zajęła się także działalnością charatytatywną. Lejdiz

| Str. 30 |

Historia pewnego aparatu

Blog Biszopa. Okolice Stanley, Falklandy, grudzień 2011 roku. Pięćdziesięcioletni, krótko ostrzyżony mężczyzna usiadł na skale i rozejrzał się dookoła. Wszystko wyglądało identycznie jak trzydzieści lat temu.

| Str. 34 |

Pędzle i dłuta w kąt Jesteśmy widzami wielkiej metamorfozy cywilizacyjnej. Nie jest to bynajmniej zjawisko wyobcowane... O sztuce, Sandra Paziewicz

| Str. 38 |

Magia wyobraźni

Owa szansa - noc z czternastoletnią dziewicą wprowadza w ustabilizowane życie dziennikarza spore zamieszanie, niepokój, który w efekcie przeradza się w głębokie uczucie. Felieton Beaty Waniek

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► SZTUKA ► KULTURA ► HISTORIA ► WYWIAD ► FELIETON

| Str. 10 |

Fot: KLAUDIA KARCZMAREK

Historia pewnej wycieczki, czyli nieco ironiczne i żartobliwe spojrzenie w przyszłość - polityki. Felieton Tomasza Szewczyka

Fot: ANNA KUTERA

Wycieczka do parlamentu

Fot: BEATA WANIEK

Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska

ISSN ▶ 2052-2738 ▶ ISSUE ▶ 05 ▶ | 15 | 02 | 2013

| Str. 05 |

Fot: TOMASZ SZEWCZYK

SPIS TREŚCI ► 02

OPEN ▶ POLISH MAGAZINE ▶ IN UK


REKLAMA ► 03

OPEN POLISH MAGAZINE Czytelniku!

Open Polish Magazine to tygodnik ukazujący się tylko i wyłącznie w formie elektronicznej. Tygodnik przeznaczony jest dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. Open Polish Magazine to także miejsce na profesjonalną i skuteczną reklamę. Open Polish Magazine to miejsce, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie.

Fot: Fotolia

Zapraszamy w każdy piątek!

Zapraszamy w każdy piątek!

www.openscotland.pl

Czytelniku! Open Polish Magazine to tygodnik ukazujący się tylko i wyłącznie w formie elektronicznej. Tygodnik przeznaczony jest dla osób poszukujących informacji, publicystyki, kultury i rozrywki. Open Polish Magazine to także miejsce na profesjonalną i skuteczną reklamę. Open Polish Magazine to miejsce, a raczej przestrzeń dla ludzi pozytywnie nastawionych, kreatywnych, ale przede wszystkim otwartych na człowieka, rzeczywistość oraz nowe technologie.

www.openscotland.pl


w dzisiejszym wydaniu obszerna relacji z akcji One Billion Rising (Nazywam się miliard), którą gorąco polecam.

Choćbyśmy uciekli na koniec świata, czy to do Nowej Zelandii, w Bieszczady, czy do Aberdeen, gdzie jak powiedziała nam jedna z czytelniczek, nawet bociany nie dolatują to, chcąc nie chcąc polityka nas dopadnie. Poza tym, jak powiedział jeden z greckich filozofów Arystoteles: „Człowiek jest z natury zwierzęciem politycznym” i albo my zajmiemy się polityką, albo to polityka zajmie się nami. Rozsądek mi podpowiada, iż lepiej, aby stało się to pierwsze.

Na szczęście żyjemy w świecie, w którym istnieją nie tylko skorumpowani politycy, gwałciciele i bandyci. Często tuż obok nas, żyją ludzie, dodam, „Piękni ludzie”. W dzisiejszym wydaniu polecam rozmowę Katarzyny Campbell z poetą Adamem Siemieńczykiem, który opowiada o poezji, o swojej książce, ale przede wszystkim o ludziach – pięknych ludziach. „Poznałem setki wspaniałych poetów. O większości z nich świat wie bardzo mało, lub nic. Dla wielu trudno jest powiedzieć coś dobrego o drugim poecie. Trudno zaryzykować twierdzenie, że ktoś inny pisze dobre wiersze. Bo co jeśli się okaże, że nie przeszedł do „klasyki”, a myśmy ma niego postawili? A co jeśli wypromujemy kolegę, a sami pozostaniemy nieznani? Co jeśli okażemy komuś serdeczność, a on się potem od nas odwróci?” - mówi autor „Pięknych ludzi”, i trzeba przyznać, że są to pytania, które w gruncie rzeczy możemy odnieść nie tylko do poezji, ale zwykłego codziennego życia.

Dlatego w dzisiejszym numerze nie uciekamy od polityki, choć w felietonie Tomasza Szewczyka więcej jest ironii i żartu, niż prawdziwego politykowania. Ale być może o to właśnie chodzi, aby do niektórych propozycji polityków i rządu podchodzić w sposób żartobliwy. Czasami inaczej się nie da; czasami nawet należy. W dzisiejszym wydaniu dużą część zajmuje temat, który 14 lutego pojawił się w 200 krajach na całym świecie. I nie chodzi o dzień świętego Walentego, a dzień, w którym bite kobiety, gwałcone, nierówno traktowane, maltretowane psychicznie, ale przede wszystkim fizycznie, wyszły na ulicę, by pokazać ogromny problem. Jaki? Co czwarta kobieta na ziemi pada ofiarą przemocy- tak mówią statystyki, a z liczbami trudno polemizować. Dzięki współpracy z kobiecym magazynem Lejdiz,

A zatem, nie odwracajmy się od siebie, a rozmawiajmy, bo jak powiedział Platon: „Rozmawiać i poznawać, na tym polega szczęście”, a wszak o szczęście w życiu chodzi. Tako rzecze dzisiaj...

Damian Biliński Redaktor Naczelny

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► SŁÓW KILKA

Rozmawiać i poznawać

SŁÓW KILKA ► 04


Po czterech godzinach snu wizja wizyty w parlamencie lokalnym nie wyglądała zbyt zachęcająco. W zrywie silnej woli przebrnąłem przez ablucje i przywdziawszy strój galowy ruszyłem na wyprawę przez moczary, zamki, drogi i góry, dwieście metrów od domu do parlamentu. Budynek ten publiczny tak zacny, a którego progu od czterech lat tu mieszkając za rogiem nie przekroczyłem. Brnąc przez rozrzedzone w wodzie ściernisko parku pod pałacem, bicz deszczu na zaspanej twarzy zmuszał mnie do dalszego rozważania powodów podjęcia tej przygody. Rozdarty między ciekawością i chęcią poobcowania w myślącym gronie, pofiglowania inteligentną rozmową, a i oka nacieszenia (nie o parlamentarzystach mowa, co do obydwu wątków, choć nie dało się ominąć stadka dwudziestoparoletnich pięknych sekretarek i innych pomagierów kobiecych, których proporcja do mężczyzn zmieniała się dokładnie odwrotnie do ich skali wieku), dotarłem „elegancko spóźniony”, ale nie mniej zdecydowany nad prawdziwym powodem całego ambarasu, pod wrota egzekutywy Szkockiej na spotkanie drużyny. Pierwsza zasada wyruszenia na przygodę to zbierz drużynę. To nie do końca

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► FELIETON

Felieton ► Tomasz Szewczyk

Fot: Tomasz Szewczyk

Co mnie pokusiło, żeby się zapisać na tę wycieczkę, nie wiem

FELIETON ► 05


FELIETON ► 06

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► FELIETON

prawda, pierwsza zasada to weź plecaczek, ale o to spierać się można nocami. Ja osobiście wkładu w zbieranie nie uzurpuje, ponieważ poza heroicznym zawleczeniem czterech liter, nie ruszyłem palcem w organizacji. Otóż moimi współbohaterami było przedstawicielstwo PPF (Polish Professionals Forum). Prężnie rozwijające się stowarzyszenie polskich profesjonalistów, na którego jedno ze spotkań roku pańskiego 2012, Irlandczyk znany mi od laty, za uszy wyciągnął mnie z domu. Chciałbym zaznaczyć, że moje wypociny i opinie w żadnym stopniu nie odzwierciedlają tych reprezentowanych przez PPF, czy jakiegokolwiek z pełna rozumu osobnika gatunku ludzkiego. Po zbiórce i rozdaniu biletów i agendy parlamentu, zasiedliśmy w wewnętrznej kafejce, by podziwiać przepłaconą atmosferę nagich żarówek i surowego betonu, zawiewającego barem mlecznym z PRL-u ze wstawioną maszyną espresso. Pierwszym punktem w planie dnia było ciche kibicowanie komitetowi do spraw referendum. Sprawie dla Polaków ważnej, chociażby ze względu na uczestnictwo nowego państwa w Unii, które PM Alex Salmond ogłasza za automatyczne, mimo że w Brukseli nikt o tym nie słyszał, a wręcz zaprzeczano ze względu na istniejącą nomenklaturę akcesji. Pod gradobiciem samozachwyconej grupy parlamentarzystów stanęło dwoje odpowiedzialnych za listy głosujących: Brian Byrne i Joan Hewton. Następna godzina wypełniona była przez wyszukiwanie najlepszego sposobu zapełnienia list nastolatkami, którzy przekroczą na czas 16 rok życia i wyłapaniem ich, co do nogi, przez zapisy w szkołach i inne kampanie. Grupy wiekowej na rękę partii rządzącej w przeważającej większości, opowiadającej się za odłączeniem. Nie ma to jak doza manipulacji... choć wygląda to po sondażach jak zarządzanie klęską albo minimalizacja strat dla zwolenników odłączenia i szansa rządu NSP do odejścia z

Autor grafiki Matt Bors. W kongresie mat, Na skraju bankructwa, Rząd w zawieszeniu, Niema umowy, Ne rób nic. (Nie mogę za życie rozgryźć dlaczego Ruch Okupacyjny nie próbuje pracować wewnątrz procesu politycznego).

twarzą, o ile jest to możliwe, jeżeli „freedom” to tej partii jedyne Modus Operandi. Według mnie odłączenie się miałoby jeden wielki plus. Uproszczenie logistyczne. Otóż, łatwiej jest złapać złodzieja rządowego, rozliczyć nieczystości, a i zarządzać mniejszym państwem o szybszej możliwości zmian w odpowiedzi na warunki światowe, o legislacji nie wspominając. Patrz najmniej opisana w mediach w historii rewolucja w Islandii.

Następnym przystankiem był już parlament właściwy, gdzie przez pierwsze pól godziny premier „odpowiadał” na pytania. Cóż, jedyne co nasuwa się na myśl, słowo do określenia tego zajścia to farsa. W pełnej sali parlamentarzystów jak w zoo wszyscy darli się i starali jak najdotkliwiej „dosrać” premierowi, próbując złapać jakikolwiek mały czas telewizyjny dla swojej twarzy. Generalny tok przekomarzania się, nie miał zbyt dużo sensu i meritum, a składał się bardziej na wyszczekiwanie


FELIETON ► 07

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► FELIETON

W skrócie, hasłem dnia była wszechdostępność dodatków na dzieci, a w szczególności reforma rządu w Londynie, na którą wpływu nie mają parlamentarzyści Hollyrodzcy. Sprawa rozdzielenia limitu na osobę w domostwie jest żenująco niesprawiedliwa. Wyjaśniam. Jeżeli ty zarabiasz £49.000 i twój partner też £49.000 to macie te £1.300 na dwójkę dzieci rocznie, jednak jeżeli któreś z was, nawet jeżeli wychowujesz samotnie, przekroczy £50.000, to już wam biedaki te £1.300 zabiorą i to jest problem? Można się rozwodzić nad zasadami ogólnodostępnych dostatków, historii dumnej brytyjskiej równości w dostępie do pomocy rządu, i tak to się parlamentarzystów cały tuzin pozostałych spierał. Tylko nasuwa się pytanie. Gdzie w tym zdrowy rozsadek? Czy zarabiając 50.000 rocznie naprawdę potrzebujesz zasiłku na dziecko? Bo uniwersalność zakłada, że jak zarabiasz 1.000.000, to też ci się należy 1.300 z podatków innych, bo księgowi cię przed wydatkami na państwo chronią. Szczytem

absurdu całej tej debaty było wystąpienie jednego parlamentarnego z ciekawej dzielnicy, do którego przyszła konstytuentka z pretensją że jej mąż zarabia 54.000, a ona sprząta na pól etatu i jej zabrali, a sąsiadom, którzy przynoszą do domu po 48.000 każdy, to już się nie zabrało i to jest straszny problem. Ulogicznieniem tego wywodu było stwierdzenie parlamentarzysty, że „pamiętajcie, że są ludzie, którzy nieważne ile zarabiają, to mają problemy z pieniędzmi” i w tym właśnie momencie wybuchnąłem „what a load of B$#!7” przyciągając uwagę paru zebranych. Jeżeli nie jesteś w stanie budżetować przy przychodzie 50.000 rocznie, to ja nie wiem, jak ty dostałeś pracę za 50 tysięcy. Mi się zdawało, że dobrze płatne prace wymagają dozy odpowiedzialności, chyba że wolisz jechać mostem, którego projektant nie umie przeliczyć, ile mu zostało do pierwszego, albo dentysty, który oszczędza na materiale, bo musi spłacić nowe Maserati, na które zaciągnął kredyt, bo go poniosło. Wszystko to dywagowanie, ukrywa fakt, ze redystrybucja funduszy i tak nic nie zmieni wymiernego, ponieważ na dodatki z podatków przecież płacone nie łapać się będzie jedynie górne 5-7% , więc rozdanie oszczędności na resztę dostępnych da im po parę pensów tygodniowo, dopiero obniżenie progu do średniej płacy (£25.000) pozwoliłoby na podwojenie dodatków, które trafiłyby do tych najbardziej potrzebujących. Paranoja, ludzie tam po stronie siedzących na sali z prawem głosu, to nie ludzie jak my, którzy rozumieją i widzą świat takim, jakim jest naprawdę. Odrealnienie punktu widzenia nie wróży dobrze. Każdy parlamentarzysta powinien przed wstąpieniem przeżyć 6 miesięcy za £1.000 miesięcznie po raz pierwszy, albo żeby sobie przypomnieć że wydają pieniądze ludzi, którzy w kolosalnej większości tak właśnie żyją. Może wtedy zawrą korzystniejsze umowy, będą wydawać rozsądniej i unikną takich fars jak 5-krotne przekroczonie budżetu na budynek Parlamentu

czy sławetną linię tramwajową. W dziewiętnastym wieku gospodarowanie szło im lepiej. Dziwnym zbiegiem okoliczności dzień po wizycie na Netflixie zapremierował „Dom z kart” - dramat polityczny, w którym nie zginął nikt do prawie samego końca, a jedyny wystrzelony pocisk zaowocował zwolnieniem strzelającego pracownika ichniego BOR’u. Mimo tego na szpilkach wchłonąłem cały sezon bez przerwy i utwierdziłem się w nienawiści do świata polityki. Tylko bliskość parlamentu spowodowała, że ten wymiot mózgowy, który właśnie przeczytaliście, padł na polityków szkockich, potęgowany może przez niesamowicie kontrowersyjną agendę dnia i powyższym serialem. Nie ukrywam, więc że podobne sentymenta poczuwam do wszystkich współczesnych polityków i politycznego twora Niggurath-owego w całości, jego elitystycznie przekomplikowanej galaretowatości. Podczas obrad z oburzeniem stwierdziłem, że właśnie takie odrealnienie i stek ciepłego parującego brązu, to powód, dla którego nikt normalny za politykę się nie bierze, o korupcji, nepotyzmie i kolesiostwie nie wspominając. Jeden z delegatów PPF powiedział, że właśnie przez to, że normalnym się nie chce zabierać za rządzenie, to tacy przy korycie siedzą. Sam tak kiedyś prawiłem, dopóki nie zdałem sobie sprawy, ze świat polityki nie jest kompatybilny z moim kręgosłupem etycznym, a już na pewno z „pohamowaniem” wypowiedzi. Pociąg do prawdy i szczerość szybciej zrobi z człowieka dziennikarza niż machlojkowicza Gallore MP. Może trzecia władza powinna zamienić się z egzekutywą na stołki, choć wtedy sprzedawaliby opinie i artykuły rządzącym, jak teraz pędzlują głosy korporacjom i sondażom. P.S. Wiem, że do wyciągnięcia niektórych wniosków, za małą przybrałem grupę testową, ale niektóre rzeczy są oczywiste... albo nie.

zarzutów w linii ze statutami swoich partii przerywanego przez tupania, buczenia, gwizdy i oklaski. Po tych 30 minutach tyrady i szopki wraz z Pierwszym Ministrem wybyło ponad dziewięćdziesiąt procent obecnych. W końcu następne na agendzie są problemy profesjonalnych muzyków i aktorów, zmuszanych przez rynek do pracy pro bono oraz benefity na dzieci. Najwidoczniej nic interesującego dla miejscowych parlamentarzystów. Z żalem przyznam się, że nie byłem na debacie o biedujących artystach, ponieważ nasze bilety były wyznaczone czasowo, ale zdążyłem na dwu i półgodzinną debatę o benefitach. W retrospekcie, wolałbym posłuchać o muzykach i aktorach, bo bardziej żenującej i odrealnionej do stadium ignorancji, a przeto rozwścieczającej dysputy, ciężko mi poza trollowaniem na forach Facebooka sobie wyobrazić.


LIST ► 08 Publikujemy list, który został wysłany do naszej redakcji. Autorka listu zezwoliła na jego publikację zastrzegając anonimowość.

Byłam bita

Od razu powiem, że moja historia nie ma nic wspólnego z ogólnym schematem, z jakim zwykło się kojarzyć tego typu historie. Czas już, żeby zaczęto mówić o tym, że przemoc nie gości tylko w biednych domach, że patologia bardzo często zagnieżdża się tam, gdzie nikt by jej nie poszukał. Najciemniej jest zawsze pod latarnią. Mój oprawca był/jest, bo nie umarł, człowiekiem nietuzinkowym. Fizyk, informatyk, podróżnik i fotograf znakomity. Do chwili obecnej jest szanowanym obywatelem i cenionym członkiem jego Alma Mater. Ja też nie skończyłam tylko szkoły podstawowej. Kilka europejskich języków nie ma dla mnie tajemnic, a mój dyplom poświadczył liczący się w Europie Uniwersytet. Dlaczego zatem znalazłam się w tej liczbie kobiet, które powinny posłużyć się niebieską linią (mówię o polskich realiach)? Odpowiedź jest prosta. Bo w naszym świecie wciąż

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► LIST


mężczyźni dyktują warunki. A na dodatek ten świat został opanowany przez schematy myślowe niedopuszczające zmian. Wydawało mi się niesmaczne, godzące w moją kobiecą godność rozpowiadanie po świecie, że mężczyzna, którego kocham jest moim katem. Martwiłam się o jego karierę, o to, co ludzie powiedzieliby, gdyby… Idiotka, prawda? Co więcej, bez trudu na agresję mogłam odpowiedzieć skuteczną agresją. To znaczy, że mogłam oddać wet za wet. Byłam wysportowana, ćwiczyłam sztuki walki, chodziłam po górach, posługiwanie się bronią nie stanowiło dla mnie problemu. Mogłam mojego oprawcę zabić. Wot tak, jak pstryka się palcem. A zamiast tego poniewierałam się po szpitalach i znosiłam litościwe komentarze lekarzy: następnym razem, jak pani spadnie z konia to proszę się postarać, żeby zrzucał w wodę, a w domu to niech pani sobie zainstaluje gumowe drzwi, bo ciągle spada pani tam gdzie twardo i jakoś te drzwi ciągle stają pani na drodze. Oprzytomniałam dopiero w innym kraju, kiedy mój „ukochany” mężczyzna przyleciał, żeby udzielić mi wsparcia po urazie kręgosłupa, którego doświadczyłam. W wyniku tego udzielania wsparcia dowiedziałam się, że go rozczarowałam, że nie ma czasu zajmować się kaleką, a potem, to już rozpędem poszło tak, że kaleka własną krew zmywała z dywanu i sama siebie opatrywała, bo Pan i Władca trzasnął drzwiami i zapowiedział, że wróci, kiedy się nad sobą zastanowię. Na ból zawsze byłam odporna i pierwszą pomoc mam w małym palcu, więc i tym razem ogarnęłam wszystko. Nie było potrzeby wzywać pogotowia. Wybity bark nastawiłam za pomocą mocnego

walnięcia o futrynę, zastosowałam bandaże, plastry i środki antyseptyczne, wpełzłam do łóżka i tym razem decyzja stwardniała we mnie na granit. Trzy dni później napisałam smsa: „Zastanowiłam się. Przyjedź, proszę.” Przyjechał i już od progu rozpoczął perrorę, że czemu tak długo go trzymałam w niepewności, że przecież należało zadzwonić natychmiast, bo przecież jego czas jest cenny. Oszczędziłam mu dalszych trosk. Ściskając w ręku telefon poprosiłam o oddanie kluczy. I wypowiedziałam zbawienne słowa: „Kochanie, tu jest Szkocja, to małe miasteczko, za rogiem jest komisariat policji, a wokół są sąsiedzi. Chcesz międzynarodowego skandalu? Dobrze wiesz, że tym razem nie będę bronić twojego wizerunku. To było o jeden raz za daleko.” Rzucił kluczami we mnie i wyszedł bez słowa. Przed kluczami się uchyliłam i natychmiast zadzwoniłam do sąsiada z prośbą o wymianę zamków. Nie pytał o przyczynę. Skoro potrzebowałam jego pomocy, tę pomoc dostałam. I od tamtego czasu oddycham spokojnie. Jestem wolna od strachu, że jeszcze kiedyś mogłabym zachować się tak, jak „wypada”, a nie tak, jak trzeba. Ktoś mógłby powiedzieć, że przeżyłam horror. Tak, to prawda. Ale to jest horror na skalę cywilizowanych ocen. To, co przeżywają kobiety nieobjęte tą skalą nie mieści się w głowie. Dlatego tak bardzo popieram akcję OneBillion Rising (Nazywam się miliard) Czytelniczka Fot: Fotolia

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► LIST

LIST ► 09


15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

WYDARZENIE ► 10

One Billion Rising (Nazywam się miliard)

14 lutego obchodzimy nie tylko popularne Walentynki. Od 15 lat próbujemy także zwrócić uwagę świata na problem przemocy wobec kobiet. Lejdiz Magazine chce w sposób specjalny zwrócić uwagę na problem, zaszokować i wzbudzić dyskusję.

Proponujemy Państwu przyłączenie się akcji przeciw przemocy wobec kobiet razem z nami. W tym celu przygotowaliśmy notkę prasową, plakat oraz materiały towarzyszące, które mają posłużyć Państwu do wsparcia akcji One Billion Rising (Nazywam się miliard). 14 lutego w ponad 200 krajach na całym świecie uczestnicy akcji wspólnie powstaną, zatańczą aby zaprotestować przeciwko przemocy wobec kobiet. Akcja została rozpoczęta dokładnie 15 lat temu przez Eve Ensler, autorkę „Monologów waginy”, która poza literaturą, zajęła się także działalnością charatytatywną, mającą na celu podniesienie świadomości i czynną walkę z objawami przemocy wobec kobiet na całym świecie. Protest jest szeroko propagowaną akcją przeciw gwałtom, nierównemu traktowaniu, przemocy domowej, bezkarności gwałcicieli. Lejdiz Magazine także podnosi swój głos. Ponieważ przemawiamy głosem emigrantek Fot: Klaudia Karczmarek


WYDARZENIE ► 11

Statystycznie kobieta odchodzi od oprawcy po siedmiu latach związku. Statystycznie przez tyle lat ukrywa, kłamie na temat oprawcy, żyje w poczuciu winy, wyniszcza siebie i swoje dzieci. Miliard kobiet na całym świecie poczuło przemoc na własnej skórze. Dlatego tak ważny jest Państwa głos, dyskusja i solidarność ludzkich serc. Przemocy mówimy STOP, milczeniu na jej temat- NIE. Zapraszamy do współpracy. Zespół Lejdiz Lejdiz magazine jest międzynarodową platformą wypowiedzi dla emigrantek z całego świata. Działa na zasadzie non- profit, propagując artystów słowa, obrazu i dźwięku, którzy mają czynny udział w tworzeniu kultury międzynarodowej. To blog- portal o charakterze lifestylowym, niezależnym, zorientowanym na propagowanie wartości i praw naturalnych.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

z całego świata, trudno nam zebrać tłum kobiet i zatańczyć grupowy układ taneczny. Postanowiliśmy jednak zaprosić grupę ludzi, którzy wsparli naszą inicjatywę i zrobić sesję zdjęciową, która ma zaszokować odbiorców, zmusić do dyskusji, sprowokować ofiary do wyjścia z cienia, do walki o swoje prawa. Akcję wsparła znana modelka, obecnie także pisarka i działaczka charytatywna- Ilona Felicjańska oraz grupa chłópców Bad Boys- polskich symboli seksu. Integrujemy głos kobiet i mężczyzn. Co czwarta kobieta na ziemi padnie ofiarą przemocy- tak mówią bezlitosne statystyki. Odkąd rozpoczęliśmy propagowanie akcji, zgłosiły się do nas liczne media, chcące wspierać inicjatywę oraz indywidulane ofiary przemocy, które wołają o pomoc, które chcą podzielić się historią.

Fot: Klaudia Karczmarek


15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

WYDARZENIE ► 12

Fot: Klaudia Karczmarek

Fot: Klaudia Karczmarek


15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

WYDARZENIE ► 13

Fot: Klaudia Karczmarek


Fot: Klaudia Karczmarek

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

WYDARZENIE ► 14


WYDARZENIE ► 15

Pamiętasz ostatnie Walentynki? Kwiaty, obiad, ciepłe słowo, ochłap normalności. Na chwilę zapomniałaś o tym co się dzieje za zamkniętymi drzwiami.

Pierwszy raz uderzył mnie pod koniec ciąży. Później kolejne ciosy, utrata zaufania, ciosy w serce. Walił najsilniej w moją niezależność. Zamknął niczym w klatce, odizolował od przyjaciół, rodziny. Każda próba buntu kończyła się kolejnym kuksańcem. Sprawa sądowa, przegrana, jego ego urosło do rozmiaru penisa we wzwodzie. Tak on zawsze będzie mi się nim kojarzył. Używał go kiedy chciał i jak chciał, nie pytał o zgodę. Nie było tak źle, nie silił się już z czasem na romantyzm. Przechodził do rzeczy, szybko i bezboleśnie. Na tyle skutecznie, że urodziłam kolejne dziecko. Zapytasz dlaczego, jak to się stało? Każda z nas codziennie zadaje sobie to samo pytanie. Podobnie jak ty, nie znamy na nie prawidłowej odpowiedzi, przynajmniej takiej, która miała by w sobie namiastkę logiki. Nie odchodzimy bo paradoksalnie chcemy żyć. Zastraszone, w zaciszu domowego, płonącego ogniska, godzimy się z losem, który nam zgotował, winiąc się za ów los same. Wiesz co? Nie tylko my się winimy. To poczucie wzmaga w nas także otoczenie. Widząc podbite moje oko- co powiesz? Odejdź. Jak nie odejdę, co powiesz? Głupia, naiwna idiotka. Nie jesteśmy naiwne, nie jesteśmy też głupie, wybieramy mniejsze zło. Czy ktoś kiedyś straszył cię śmiercią, czy ktoś kiedyś groził ci nożem, czy biegał na policję i robił donosy, że znęcasz się nad

Fot: Klaudia Karczmarek

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

Zaczęło się niewinnie. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, z czasem friends with benefits. Ot taki szybki dewelopment. W zasadzie zabrało nam to całe trzy lata. Powiedział, że chce założyć ze mną rodzinę. Cóż piękniejszego może usłyszeć kobieta, która już ma jedno dziecko i chce więcej? Cóż bardziej motywującego i scalającego może być w związku niż podobna wola?

dziećmi, żeby ci je odebrali? Czy szantażował cię na tyle skutecznie, że odechciewało ci się żyć i walczyć? Do tego dodaj poczucie winy. Czujesz, że go prowokowałaś i dlatego tak się zachował, to na pewno była moja wina, nie jego. Tak mi właśnie powiedział. W głowie tworzysz sobie obraz paranoi. Jak to będzie jak go zabraknie, co ja będę robiła, kto zawiezie mnie do szpitala jak będę potrzebowała, kto wkręci żarówkę, zadba o przydomowy trawnik? Dziś już nie pytam. Walczę. Wiem, że czeka mnie długa droga, że będzie trudna ale na końcu jest

coś, czego dawno nie zaznałam- wolność. Nie jestem jedyna. Nazywam się Miliard. W imieniu swoim, Hanki- zgwałconej przez tłum wyrostków, Ani, która wylądowała na intensywnej terapii ze złamaną ręką, nieprzytomna, Kasi, która do dziś ma bliznę po butelce, którą wymierzał jej zazdrość, Adriannie, która słyszała przez 8 lat, że jest zerem, prasowała koszule i majtki oblepione po wojażach służbowych, Limy- która zakutana w Pakistanie służyła mężowi, Sabrinie, której wycięto część genitaliów, żeby nie grzeszyła. Dla mnie, dla Ciebie i dla nich. Powstań i walcz.


15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

WYDARZENIE ► 16

Fot: Klaudia Karczmarek

Fot: Klaudia Karczmarek


Fot: Klaudia Karczmarek

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► WYDARZENIE

WYDARZENIE ► 17

Niemy krzyk waginy zamień w akcję. Jestem z Tobą! Nie kończę dziś wraz z zachodem słońca i tłumem wykończonym tańcem do akcji One Billion Rising. Jutro też nazywam się Miliard. Akcję wspierają kobiety, celebryci, media, osobistości, aktywiści na całym świecie. Z nami walczy Ilona Felicjańska oraz chłopcy z grupy Bad Boys. Od 15 lat- powstajemy, tańczymy i protestujemy dzięki Eve Ensler. Co trzecia kobieta padnie w swoim życiu ofiarą przemocy. Nawet jeśli nie jesteś to Ty, może jest nią twoja najbliższa przyjaciółka, sąsiadka, koelżanka z pracy. Wspólny taniec 14 lutego, szokowanie, dyskutowanie, wspólna energia- niech

połączą nas wszystkich- kobiety i mężczyzn, w proteście przeciwko przemocy wobec kobiet- niemych dusz. Tekst: GS Zdjęcia: sesja ONE BILLION RISING z udziałem Ilony Felicjańśkiej i Bad Boys Modelki: Ilona Felicjańśka- modelka, pisarka, działaczka charytatywna Anna Reich- instruktorka gimnastyki artystycznej i tańca Katarzyna Sztuka- studentka psychologii klinicznej, tancerka Dorota Izdebska- instruktorka Polish Fitness Academy

Modele: Grupa Bad Boys w składzie: Łukasz Tatarek, Dariusz Wiliński, Kamil Wadziński Stylistki: Ewa Rowińska, Sylwia Sokołowska MUA/charakteryzacja: Eliza Bergchauzen Fotograf: Klaudia Karczmarek Asystent planu: Wiktor Mrozik Oświetlenie: Natalia Rybakowska, Magda Piechota Project Manager: Dorota Izdebska Sesję zrealizowano w klubie Freedom w Warszawie, ul. Młocińska 11 https://www.facebook.com/freedomclubpl www.badboys.pl


15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► REKLAMA

REKLAMA ► 18


REKLAMA ► 19

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ►REKLAMA

www.openscotland.pl

OPEN POLISH MAGAZINE jesteśmy dostępni w zasięgu...

Fot: Fotolia

dłoni!

*

Nie piszemy małymi literkami! NASZA OFERTA DOSTĘPNA JEST PRZEZ CAŁY ROK! www.openscotland.pl www.openscotland.pl


ROZMOWA ► 20

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► ROZMOWA

Z Adamem Siemieńczykiem rozmawia Katarzyna Campbell  Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska


ROZMOWA ► 21 ***

opowiem ci wszystko o sobie bo wiem że umiesz dostrzegać złożoność słów i zdarzeń opowiem ci wszystko o sobie bo wiem że znasz cenę niezrealizowanych marzeń opowiem ci wszystko bo życie jest zbyt krótkie, by czekać bo smutek zbyt wielki jest potrzebą człowieka mówić o nim więc będę mówił o sobie czekając aż dostrzeżesz tam siebie.

Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► ROZMOWA

Adam Siemieńczyk Dziś opowie nam o sobie Adam Siemieńczyk (urodzony 1971 roku, w Gródku), poeta, prozaik, publicysta, grafik, autor antologii „Piękni ludzie”, tomików poezji: „Powiedz mi, kim jesteś”, Pomiędzy”, „Zakrzyki”. Katarzyna Campbell: Jesteś jednym ze współzałożycieli PoEZja Londyn, skupiającej artystów żyjących na emigracji. Skąd idea na założenie grupy literacko - artystycznej? Był to pomysł trafiony w dziesiątkę. Wielu piszących uwierzyło w siebie, a wiersze z przysłowiowej szuflady ujrzały dzienne światło, trafiły do czytelnika.

Adam Siemieńczyk: Na Wyspach jest wiele osób, dla których twórczość, działanie artystyczne jest ważną częścią ich życia. Nie zawsze jest to związane z tym, że jest to ich głównym źródłem dochodu. Często zupełnie na tym nie zarabiają. Coś jednak wewnątrz nich jest, co każe im pisać, grać, fotografować. Pewnego dnia otwarliśmy, więc nasz PoEtycki salon. Zaprosiliśmy gości i rozpoczęliśmy spotkania. Jednym z założeń PoEzji Londyn jest dodawać odwagi. Poprzez drukowanie wierszy w prasie polonijnej i poetyckiej wiersze były wydobywane z kieszeni, szuflad, zakamarków komputerów.

W grudniu ubiegłego roku, podczas wydarzenia poetycko – muzycznego w Birmingham, antologia „Piękni Ludzie” twojego autorstwa miała swoją premierą. Czytałam i muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem. W sposób niekonwencjonalny przedstawiłeś sylwetki poetów piszących na emigracji. Jak udało się Tobie dotrzeć do tylu Pięknych Ludzi? Poprzez poezję. Jeśli chodzi o działania na przestrzeni ostatnich 2 lat, były to spotkania


ROZMOWA ► 22 poetyckie w Londynie, Bedford, New Castle; kilku poetów poznałem poprzez prowadzenie strony kulturalnej w The Polish Observer - tam był podany mój adres e-mail; wielu ciekawych poetów poznałem na spotkaniach poetyckich w Polsce, Bułgarii i Rumunii, Serbii. Organizacja Światowego Dnia PoEzji UNESCO w Londynie również powodowała, że zgłaszały się różne osoby. Piszę od wielu lat, więc aktywizując się w ramach PoEzji Londyn posiadałem grono znanych mi poetów. Poznawanie kolejnych twórców jest, więc niejako kontynuacją.

Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► ROZMOWA

W marcu Światowy Dzień Poezji UNESCO w Londynie i prapremiera „Pięknych ludzi”. Czy takie spotkania są potrzebne i czy są one owocne w skutkach? Podczas takich spotkań czytelnik ma okazję osobiście poznać poetę. Poprzez to poezja staje się naturalnym środkiem wypowiedzi. Nawiązują się poetyckie przyjaźnie. Efektem są publikacje, tłumaczenia; zaproszenia na kolejne spotkania, festiwale. Dobrym probierzem jest również fakt, że ludzie przychodzą mimo tego, że trzeba płacić za bilety. W spotkaniu uczestniczyć będzie ponad 40 poetów. Każdy z nich przybędzie na swój własny koszt. W przypadku osób spoza Wysp, a będzie ich ponad 20, wiąże się to również z urlopem i realnym wysiłkiem poświęconym na podróż. Spotkania w takim gronie nie przydarzają się często. Dla niektórych otworzyły one drzwi do poezji. Mottem przewodnim antologii „Piękni ludzie” jest między innymi: „Docenić artystę jeszcze za życia.” Myślę, że jest w tej myśli sporo racji, bo przecież poeci piszący tu i teraz wnoszą ogromny wkład w kształtowanie

świadomości narodowej, to dzięki nim zmienia się na lepsze wizerunek nas Polaków na emigracji. Czy mógłbyś nam przybliżyć ideę „Pięknych ludzi”? Pokazać Pięknych Ludzi. ONI SĄ. Czasem obok nas, czasem w miejscach nam nieznanych. Mimo całego zła świata piękno w ludziach istnieje. Docenić artystę jeszcze za życia. Poznałem setki wspaniałych poetów. O większości

z nich świat wie bardzo mało, lub nic. Dla wielu trudno jest powiedzieć coś dobrego o drugim poecie. Trudno zaryzykować twierdzenie, że ktoś inny pisze dobre wiersze. Bo co jeśli się okaże, że nie przeszedł do „klasyki”, a myśmy ma niego postawili? A co jeśli wypromujemy kolegę, a sami pozostaniemy nieznani? Co jeśli okażemy komuś serdeczność, a on się potem od nas odwróci? Co, jeśli postawimy ma wiersz, który okaże się plagiatem? A tak w ogóle, to po co mówić o kimś innym, skoro powinno się mówić o mnie? Trudne pytania? Tylko wtedy, kiedy pozostaniemy w ich kręgu. Jeśli za punkt wyjścia weźmiemy własne, autentyczne czytanie poezji, wszystko


ROZMOWA ► 23

 wiersze są czytane, prezentowane w szacownych miejscach, tłumaczone ma inne języki, drukowane.

ukaże się w innym świetle. Tam jest autentyczny przekaz! Tam tkwi cząstka prawdy o nich, o mnie, o nas. Wiersz jest chęcią rozmowy, porozumienia. Więc rozmawiajmy. Inaczej rozmowa będzie dwugłosem schizofrenika.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► ROZMOWA

Dodawać

Przyjaźń

można zawrzeć nie tylko w dzieciństwie,

również w wieku dorosłym.

Pisząc książkę, publikując poszczególne artykuły, odbywając spotkania - nawiązało się wiele wspaniałych relacji. I to postępuje. To dopiero początek. Nagle, bowiem okazało się, że istnieje świat pięknych ludzi. Są prawdziwi, można ich spotkać, napisać do nich. Wszechświat nie zionie pustką.

odwagi.

Niepewność poety jest tak daleko posunięta, że często nawet pisząc dobre wiersze nie nazywa się poetą. Ten, który robi buty, bez wątpienia jest szewcem. Piszący wiersz ma jednak obawę przed nazwaniem siebie właściwie. Dlaczego? Poprzez fałszywą skromność? Raczej poprzez ciągłe krytykanctwo i deprecjonowanie tego, co zostało napisane. Ile razy słyszałem głosy na temat uznanych już poetów, że nimi nie są. A kim są? Zecerami? Dodawać odwagi należy po to, by zaistniały wiersze, które jeszcze nie zostały napisane. Codzienne obowiązki, brak zainteresowania twórczością, ciągłe pytanie - Po co to robić, skoro to nie przynosi pieniędzy?- powodują, że poeta odkłada pióro. W ten sposób zabijamy możliwość rozwoju języka, rozumienia świata. Niknie uroda i mądrość jeszcze przed zaistnieniem.

Ocalić

język.

Obecnie duża część polskich dzieci rodzi się poza granicami kraju. Jeśli nie będą one oswojone z ojczystym językiem, będzie on skazany na częściową degradację. Poezja opiera się na słowie. Należy ją właściwie zaprezentować, zachęcić dzieci do tworzenia w języku przodków. Prowadzę zajęcia poetyckie w Polskiej Szkole w Londynie. Niektóre dzieci dopiero pod ich wpływem zaczęły pisać po polsku! One chcą tworzyć, rozwijać się! Bez zadbania o to, by zainteresować je językiem polskim, one będą tworzyły w innych językach. Mamy przykłady z Francji, USA (duże emigracje) - język polski został tam zaprzepaszczony. Nie można pozwolić na to, by to kontynuować. Należy przerwać indolencję i kłótliwość. Słabość, bezradność, brak jakiejkolwiek szerszej koncepcji rozwoju języka jest faktem. Nie można się na to zgodzić. Jest wiele przykładów, gdzie nawet dzieci „ludzi kultury” nie znają języka polskiego. Potrzebne są więc małe kroki, które będą zmierzały w innym kierunku.

Tworzenie pomostów. Pomiędzy czytelnikami, poetami, językami, narodami, ludźmi. W książce opisani są ludzie piszący w 11 językach, mieszkający w kilkunastu krajach. Okazuję szacunek polskiej poezji, jak również twórczości innych narodów. Pokazując innych, mamy możliwość zaprezentowania się na ich łonie. Z pełną dozą akceptacji. Okazuje się, że nasze Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska


ROZMOWA ► 24

 Rozwój

języka polskiego.

Pójście

Prezentując twórców pośród szerokiej publiczności polskiej i międzynarodowej poeci zostają ośmieleni do tworzenia. Zaczynają pisać. A to oni właśnie rozwijają język polski. Pokazać

Nie potrafię nazwać siły, która każe pisać. Ona jest. Mimo wszystko. Brak zapłaty, czasu, pomysłu; choroba - okazują się nie być istotnymi. Różnokolorowe litery, słowa, wersy, zdania wibrują. Zderzają się ze sobą tworząc kolejne konstrukcje, myśli, znaczenia. I (być może) skąd i po co to wszystko nie jest wiadomym. Ale czy to jest najważniejsze?

jakość polskiej poezji.

Patrząc na nasze teksty przez pryzmat poezji tworzonej w 10 innych językach, możemy dużo dowiedzieć się o tym jak piszemy. Jak potrafimy posługiwać się językiem, jakich używamy środków poetyckich, jaki jest zakres poruszanych tematów? Poezja

Ocalić

współczesnej poezji polskiej.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► ROZMOWA

marzenia.

Nie jest możliwym ogarnięcie całego świata. Stykamy się tylko z jego fragmentem. Jednym z motywów tworzenia jest chęć przetrwania. Mając wiedzę o tym, że spotkało się tych wszystkich ludzi, poznało się ich twórczość, należy to zapisać. Dać szansę na przetrwanie. W wierszach tkwi tak wiele, że nie można pozwolić na to, by to umarło.

emigracyjna jest integralną częścią

Istnieje tendencja do ignorowania tego, co tworzone jest poza krajem. Spowodowane jest to brakiem wiedzy o twórczości poetów emigracyjnych. Istnieje optyka skazująca postrzeganie tej poezji na swoisty skansen, kombatanckość, ckliwość lub laurkowość. A nie jest to prawdą. Pokazać

za głosem, obrazem, odczuciem.

Czytać

nasze wiersze.

Książka jest dobrym pretekstem, by wynająć piękną salę, zaprosić gości i czytać nasze wiersze.

światu, że poezja jest ważna.

Poprzez ciekawy sposób pisania o poetach i ich twórczości można pokazać światu, że poezja jest ważna, że nie zeszła na margines opowiadania o człowieku. Wraz z publikacją książki odbędzie się wiele spotkań w kilkunastu krajach. Da to asumpt do tego, by spotkać się z czytelnikami. by pokazać im autentyczność i żywotność obecnie pisanych wierszy.

Twoje działania na rzecz promocji poezji zostały dostrzeżone i docenione przez instytucję promującą kulturę. Jesteś 12 laureatem nagrody Światowego Dnia Poezji, ustanowionego przez UNESCO. W ramach nagrody - został wydany tom wierszy ”Zakrzyki” w języku polskim i angielskim. Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska


ROZMOWA ► 25

Dotąd laureatami tej Nagrody byli m. in. ksiądz Jan Twardowski, Ernest Bryll, Adam Lizakowski i wielu innych wyśmienitych poetów. Ponadto otrzymałeś Dyplom Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za szczególne zasługi w popularyzowaniu literatury i kultury polskiej na terenie Wielkiej Brytanii. Wbrew temu, co się mówi, ludzie lubią poezję i jak widać poezja ma się całkiem dobrze.

ginie wtedy, gdy nie wyruszyliśmy w drogę.” Jeśli nie zaczniemy realizować naszych marzeń, planów za życia, to nic po nas nie pozostanie. Czym w najbliższej przyszłości będzie zajmował się Adam Siemieńczyk? Ktoś, kto rusza w drogę niekoniecznie musi być powodowany marzeniem, czy planem. Może to być strach, ból, chęć przeżycia, jakaś konieczność, ucieczka. Nasze życie jest drogą. Należy po niej stąpać. Mimo wszystko.

Nasza poezja jest wyśmienita. Promocja, więc w dużej mierze polega na podawaniu wierszy do wiadomości publicznej.

A plany? Chciałbym napisać książkę o poetach słowiańskich. Już mam część materiału. Opublikować kolejny tomik z wierszami, z aforyzmami. Prócz tego, jako kontynuację Pięknych ludzi, planuję wydanie płyty prezentującej muzyków. Chcę zredagować i wydać poezję nieżyjącego poety Łukasza Bieleckiego. Przygotowujemy również zbiór wierszy młodzieży piszącej w Szkole Polskiej w Londynie. Wezmę udział w festiwalach i spotkaniach poetyckich w rożnych częściach świata, by prezentować „Pięknych ludzi”.

„Nigdy nie wiemy, który wiersz po nas zostanie, a który będzie etapem do stworzenia kolejnego?” Cytat zaczerpnęłam z antologii „Piękni ludzie”, odbieram go jako swoistą zachętę do tworzenia. Co chciałbyś przekazać wszystkim tym, którzy dopiero teraz zaczynają swoją przygodę z poezją, ze sztuką? Poezja jest rozmową. Człowiek w pewnym momencie zaczyna mówić i jeśli nie ma szczególnych okoliczności kontynuuje to do końca życia. Podobnie z poezją. Nie jest najważniejsze, jakie słowo po nas zostanie - tego nie wiemy. Ważne jest, by rozmawiać.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► ROZMOWA

Jesteś człowiekiem otwartym na ludzi, wrażliwym, entuzjastycznie nastawionym na życie, emanuje z ciebie ciepło i radość. Jaka jest Twoja definicja na szczęście?

Jesteś twórcą aforyzmów, jeden z nich pozwolę sobie tu przytoczyć: „Ślad po nas

Szczęście kryje się w rozmowach. Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska


*** – Szczęście kryje się. – W rozmowach. – Rozmowy kryją się w szczęściu? – Tak. – Są więc tożsame? – Toż właśnie wtedy nie są same. – Czy powstają poprzez złączenie? – Są samoistne, choć znaleźć je można w sobie wzajemnie. – To jak absolut skryty we łzach. – Umiejąc w nich się zanurzyć doznajemy pełni.

– Więc rozmowa jest cząstką elementarną szczęścia? – Tak. – Jest więc częścią elementarza. – Choć on dzieli się na zdania, słowa, litery. – A rozmowa nie dzieli choć sama jest podzielna. Nie jest twórcą choć tworzy. Składa się lub składa. Jest cząstką i całością. Nazywa będąc nienazwaną. – Więc nazywanie. Czy nie traci się wtedy nieskończoności? – Ono jest niepełne. Rozmowa to akceptacja niewysławialnego.

– Przez kogo? – Przez tę drugą stronę ... – ... która staje się pierwszą? – Jedyną.

Wiersz z tomiku poezji „Zakrzyki” - autor Adam Siemieńczyk. Dziękuję Adamie za miłą rozmowę. Dziękuję.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► ROZMOWA

Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska

Adam Siemieńczyk. FOT: Monika S. Jakubowska

ROZMOWA ► 26


FACEBOOK! Open Scotland.pl - Dołącz do nas!


REKLAMA ► 28

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► REKLAMA

www.openscotland.pl

Serwis informacyjny Open Scotland.pl zaprasza do współpracy osoby przebojowe i dynamiczne, oraz takie które nie boją się wyrażać własnego zdania. Oferujemy: - Możliwość zdobycia doświadczenia w pracy dziennikarskiej na zasadach non-profit - Współpraca w profesjonalnym zespole - Poznanie najnowszych technologii - Promocję własnej osoby - Oferujemy certyfikat poświadczający współpracę. - Serwis nie wyklucza zatrudnienia (okres próbny 6 miesięcy) Oczekujemy: - Umiejętności posługiwania się poprawną polszczyzną - Znajomości języka angielskiego na poziomie komunikatywnym - Zainteresowania szeroko pojętą tematyką kulturalno-społeczną - Sprawnej obsługi programów pakietu MS Office - Kreatywności, zaradności i zapału do pracy - Sumienności i rzetelności - Lekkiego pióra Jeśli uważasz, że to ogłoszenie jest dla Ciebie nie zawahaj się zgłosić swojej kandydatury. Może czekamy właśnie na Ciebie?! Buduj swoje dziennikarskie portfolio z serwisem Open Scotland.pl! Współpraca z serwisem Open Scotland.pl odbywa się na zasadach tzw. dziennikarstwa obywatelskiego i jest bezpłatna.

Fot: Fotolia

Wyślij swoje CV i próbny tekst na adres: ip.openscotland@gmail.com

www.openscotland.pl

Serwis informacyjny Open Scotland.pl oraz Open eBusiness.biz zaprasza do współpracy osoby z doświadczeniem w sprzedaży powierzchni reklamowej. Oczekujemy: - Doświadczenia w sprzedaży powierzchni reklamowej - Samodzielności oraz bardzo dobrej organizacji pracy - Sprawnego posługiwania się Internetem - Sprawnej obsługi programów pakietu MS Office - Znajomości języka angielskiego na poziomie komunikatywnym - Kreatywności i sumienności Oferujemy: - Współpraca w profesjonalnym zespole - Poznanie najnowszych technologii - Udział przy nowych rozwojowych projektach - Wysoką prowizję od sprzedaży powierzchni reklamowej Jeśli uważasz, że to ogłoszenie jest dla Ciebie nie zawahaj się zgłosić swojej kandydatury. Zarabiaj z Nami! Wyślij swoje CV oraz list motywacyjny na adres: ip.openscotland@gmail.com


REKLAMA ► 29

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► REKLAMA

Czy można być bliżej klienta? Z Nami można!

Fot: Fotolia

www.openscotland.pl

OPEN POLISH MAGAZINE


OPINIA ► 30 08 WYWIAD ► 06 ► GALERIA

Historia pewnego aparatu

HISTORIA ► 30

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ►HISTORIA

Okolice Stanley, Falklandy, grudzień 2011 roku. Pięćdziesięcioletni, krótko ostrzyżony mężczyzna usiadł na skale i rozejrzał się dookoła. Wszystko wyglądało identycznie jak trzydzieści lat temu. Z tą tylko różnicą, że wtedy ta okolica przypominała lodową pustynię, a teraz rozpoczynało się antarktyczne lato. No i wtedy zamiast śpiewu ptaków słychać było wystrzały, eksplozje i żołnierskie przekleństwa. Mężczyzna sięgnął do plecaka i upewnił się, że wziął ze sobą wszystko, co zamierzał. Na dnie leżał niewielki album fotograficzny. To właśnie z jego powodu przebył osiem tysięcy mil z Wielkiej Brytanii. Chciał w końcu zwrócić zdjęcia prawowitemu właścicielowi. Po lewej stronie rozległ się jakiś chrobot. Inny mężczyzna mozolnie wspinał się na wzgórze. Brytyjczyk uśmiechnął się i wstał z kamienia. Był nieco zdenerwowany. W końcu za chwilę miał spotkać człowieka, który trzydzieści lat wcześ niej próbował go zabić. I vice versa. Najbardziej zaciekłe walki podczas brytyjsko-argentyńskiego konfliktu o Falklandy toczyły się na początku czerwca 1982 roku na wzgórzach okalających Stanley, stolicę wysp. Dobrze okopani na nich i świetnie wyposażeni Argentyńczycy stawili ostry opór brytyjskim spadochroniarzom i komandosom

Aparat Kodak Instamatic identyczny jak ten znaleziony przez Nicka Taylora. Royal Marines, którzy mimo wsparcia ciężkich dział niszczyciela HMS „Glamorgan” dopiero po ciężkich walkach zdołali opanować kluczowe wzgórza. Główne siły brytyjskie desantowały się pod koniec maja w Zatoce San Carlos na zachodnim wybrzeżu Falklandu Wschodniego. Stamtąd komandosi i spadochroniarze mieli zostać przetransportowani śmigłowcami w okolice Stanley. Niestety, w tym samym czasie transportowiec wojskowy MV „Atlantic Conveyor” został trafiony rakietami Exocet wystrzelonymi przez argentyńskie myśliwce i zatonął. Razem

z nim zatonęły przewożone śmigłowce Chinook. Żołnierzy czekał więc morderczy 80-kilometrowy marsz przez niegościnne, pokryte śniegiem i lodem pustkowie, w marznącym deszczu i porywistym wietrze. Każdy z nich oprócz broni i amunicji dźwigał kilkudziesięciokilogramowy plecak z pozostałym wyposażeniem. Wielu z nich dodatkowo obciążały karabiny maszynowe, pociski przeciwpancerne, moździerze i radiostacje. Drałowanie (w brytyjskim slangu wojskowym „yomping”) przez całą szerokość wyspy zajęło spadochroniarzom i komandosom trzy dni. Na mecie nie czekał ich jednak odpoczynek, lecz walka. Wzgórze Dwie Siostry zostało obsadzone przez argentyńskich żołnierzy z 4 Pułku Piechoty, a zadanie jego zdobycia przypadło komandosom z 45 Batalionu Royal Marines. Jednym z nich był szeregowy Nick Taylor z Arbroath. Zaciągnął się do wojska zaledwie rok wcześniej i otrzymał przydział do Kompanii X 45 Batalionu. Teraz, u progu antarktycznej zimy kulił się z zimna na drugim końcu świata i czekał na sygnał do ataku. Sytuacja brytyjskich żołnierzy była skrajnie trudna. Po morderczym marszu przez Falkland Wschod-




REPORTAŻ ►►3109 GALERIA 08 | 02 | 2013 | OPEN ► 04 ► GALERIA

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ►HISTORIA

HISTORIA ► 31 ni groziła im hipotermia – temperatura powietrza spadła poniżej zera, a zimowe namioty zatonęły wraz z „Atlantic Conveyorem”. Komandosi postąpili więc tak, jak ich uczono na szkoleniu – aby przeżyć zrzucili kompletnie przemoczone mundury i nadzy weszli po dwóch do jednego śpiwora. Zadali w ten sposób kłam twierdzeniu, że jedynym stworzeniem, jakie komandos Royal Marines toleruje w swoim śpiworze jest naga dziewczyna :-). Atak na Dwie Siostry wyznaczono na noc z 11 na 12 czerwca 1982 roku. Nocny atak był koniecznością. Na Falklandach w ogóle nie ma drzew, ani nawet większych krzewów. Atakujący w dzień Brytyjczycy byliby widoczni jak na dłoni. Kompania X miała atakować od zachodu zboczem nazwanym „Długim Paluchem”. Nie było ono zbyt strome, ale pełne wykrotów i usiane głazami. Na jego szczycie znajdowały się argentyńskie stanowiska moździerzy i karabinów maszynowych. Szturm rozpoczął się 11 czerwca o godzinie 23:30. Porucznik David Stewart poderwał swój pluton do ataku, ale Argentyńczycy z 3. Plutonu, Kompanii C, 4 Pułku Piechoty natychmiast przygwoździli Brytyjczyków do ziemi huraganowym ogniem z karabinów maszynowych. Komandosi ukryli się za licznie rozsianymi głazami. Stuk! Stuk! Stuk! W dół zbocza potoczyły się jakieś niewielkie przedmioty. W pierwszej chwili komandosi myśleli, że to kamienie. Wątpliwości rozwiały

się w momencie, gdy jeden z tych kamieni eksplodował… Oprócz granatów na zboczu wzgórza zaczęły się rozrywać pociski moździerzowe. Brytyjczycy próbowali odpowiadać ogniem ze swoich L1A1, ale był on nieskuteczny. Argentyńczycy byli ukryci za skałami i świetnie przygotowani do obrony. Komandosi sięgnęli więc po kierowane pociski przeciwpancerne MILAN, które z trudem przytaszczyli ze sobą. Broń ta, przeznaczona do walki z czołgami i pojazdami opancerzonymi okazała się bardzo skuteczna w niszczeniu argentyńskich stanowisk ogniowych. Wystarczyło, że pocisk uderzył w skałę tuż obok stanowiska, by pozabijać lub poranić znajdujących się w nim żołnierzy. Brytyjczycy zaczęli systematycznie niszczyć argentyńskie gniazda oporu. Wkrótce na szczycie Długiego Palucha terkotał już tylko jeden karabin maszynowy. Szeregowy Nick Taylor skokami posuwał się do przodu kryjąc za głazami. Od argentyńskiego stanowiska ogniowego dzieliło go teraz około 30 metrów. Miał jednak przed sobą pustą przestrzeń, bez żadnych skał, czy kamieni. Szturmować pod górę to samobójstwo – seria z kaemu przetnie go na pół zanim przebiegnie dziesięć kroków. Po prawej stronie, w odległości kilkunastu metrów zobaczył samotny głaz. Postanowił doskoczyć do niego i ukryć się za nim. Odczekał dłuższą chwilę, aż księżyc ukrył się za chmurami, wyskoczył ze swojej kryjów-

ki i popędził w stronę głazu. Argentyński karabin maszynowy znowu zaterkotał, a pociski przeleciały Nickowi koło ucha. Na szczęście zdążył dobiec do głazu. Kolejna seria odłupała z niego niewielkie odłamki. „Ani chybi skurwiel ma noktowizor” – pomyślał Nick. Przyczaił się za głazem wiedząc, że jeśli nawet minimalnie się zza niego wychyli wówczas na pewno zginie. Z dołu nadciągali jego towarzysze. Argentyński żołnierz puścił jeszcze kilka serii, po czym jego karabin zamilkł. Około godziny 5 rano komandosi przystąpili do ostatecznego szturmu. Z bagnetami nałożonymi na lufy karabinów wbiegli na szczyt wzgórza i… nikogo tam nie zastali. Argentyńczycy wycofali się. Zmarznięci i wygłodniali Brytyjczycy rzucili się na argentyńskie zapasy, których wycofujący się obrońcy nie wzięli ze sobą. A było tam wszystko, czego zziębnięta dusza zapragnie – zimowe namioty, ciepła odzież, puszki z wołowiną, oranżada w proszku,   nawet whisky w małych buteleczkach. Komandosi


REPORTAŻ ► 10

HISTORIA ► 32

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ►HISTORIA

zmieszali sproszkowaną oranżadę z wodą ze stopionego śniegu i po raz pierwszy od kilku dni zaspokoili głód. Nick Taylor rozglądał się po opuszczonym stanowisku karabinu maszynowego. Obok ciepłej jeszcze broni leżał plecak. Otworzył go, a ze środka wypadł aparat fotograficzny i kilka małych butelek whisky. Obejrzał aparat. Typowa jednorazowa idioten kamera Kodaka. Spojrzawszy na licznik stwierdził, że pozostało jeszcze kilka klatek do wykorzystania. Niewiele myśląc zrobił kilka zdjęć okolicznych wzgórz. Uwiecznił także Stanley widniejące w oddali. Kiedy film się skończył wrzucił aparat do swojego plecaka i zapomniał o nim. Wojna dobiegła końca. Argentyński garnizon w Stanley został otoczony i 14 czerwca 1982 roku generał Mario Menendez podpisał akt kapitulacji. Miesiąc później Nick Taylor i jego towarzysze powrócili do Wielkiej Brytanii na pokładzie transatlantyka SS „Canberra”. W Southhampton witały ich wiwatujące tłumy. Kilka dni po powrocie do domu w Arbroath Nick zaniósł aparat do lokalnej apteki, by wywołać zdjęcia. Sprzedawca od niechcenia spytał się, co na nich jest. - Aaaa… To takie zdjęcia z wakacji. – odparł Nick. Kiedy odebrał wywołane odbitki przeżył szok. Ze zdjęć patrzył na niego chłopak w tym samym wie-

ku, tylko w innym mundurze. Rozpoznał wzgórza, na których walczył i argentyńskie umocnienia, które zdobył. Koleś na zdjęciach wyglądał tak, jak on, ale miał na sobie inny mundur i walczył po przeciwnej stronie. Kim był? Jak się nazywał? Czy przeżył? Nick związał swoją karierę z wojskiem. Pozostał w Royal Marines, po czym zgłosił się jako kandydat do elitarnej jednostki Special Boat Service – morskiego odpowiednika słynnej SAS. Przeszedł selekcję i mordercze szkolenie, po czym jako operator SBS uczestniczył w tajnych operacjach na całym świecie. Dosłużył się rangi chorążego i w 2003 roku przeszedł na emeryturę. Obecnie pracuje jako specjalista do spraw bezpieczeństwa dla amerykańskiej firmy naftowej. Przez te wszystkie lata widok argentyńskiego żołnierza ze zdjęć nie dawał mu spokoju. Czuł, że powinien zwrócić fotografie ich prawowitemu właścicielowi. Postanowił go odszukać. Dzięki internetowi poszukiwania trwały dość krótko. Nick umieścił zdjęcia na argentyńskim forum dla byłych żołnierzy i wkrótce skontaktował się z nim ktoś, kto rozpoznał widniejącą na nich postać. Tajemniczym żołnierzem ze zdjęć okazał się podporucznik Marcelo Llanbias Pravaz, dowódca 3 Plutonu, Kompanii C, 4 Pułku Piechoty. Człowiek, który dowodził obroną wzgórza atakowanego przez Nic-

ka i jego towarzyszy. Jak się później okazało – był ostatnim żołnierzem, który opuścił pozycje. To właśnie on „ścigał” serią z karabinu maszynowego Nicka kryjącego się za głazami. Nick wkrótce otrzymał jego adres mailowy i wysłał długiego emaila. Marcelo natychmiast odpisał. „To dla mnie wielki zaszczyt, że chcesz się ze mną spotkać i zwrócić mi moje zdjęcia…”. Marcelo również pozostał w wojsku. Służył w Siłach Pokojowych ONZ na Cyprze i w Kuwejcie, gdzie spotkał wielu brytyjskich żołnierzy. W 2001 roku przeszedł na emeryturę i otworzył kancelarię adwokacką. Obecnie jest wziętym prawnikiem w Buenos Aires. Niewiele myśląc obydwaj dawni wrogowie postanowili się spotkać. Gdzie? Ano tam, gdzie się spotkali po raz pierwszy (tyle, że w mniej przyjaznych okolicznościach…), czyli na zboczach Dwóch Sióstr na Falklandach. Do spotkania doszło w grudniu 2011 roku. Nick przybył jako pierwszy. Usiadł na głazie niemal w tym samym miejscu, w którym 30 lat wcześniej krył się przed pociskami.


HISTORIA ► 33

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ►HISTORIA

Wojna o Falklandy była czystą wojną, w której żołnierze walczyli z żołnierzami. Bez nienawiści, bez ofiar wśród cywili (z wyjątkiem trzech kobiet, które zginęły od zbłąkanego brytyjskiego pocisku) i bez mordowania jeńców. Argentyńczycy wzięci do niewoli wspominali potem, że Brytyjczycy traktowali ich lepiej niż… ich właśni oficerowie! W połowie lat 90-tych mój Ojciec był w grupie ONZ-owskich obserwatorów wysłanych do Sahary Zachodniej – spornego terytorium w zachodniej

Afryce. W tej grupie znaleźli się także oficerowie brytyjski i argentyński. Od słowa do słowa doszli do wniosku, że już się kiedyś spotkali. Faktycznie – ten Brytyjczyk wziął tego Argentyńczyka do niewoli na Falklandach. Te specyficzne wspomnienia wojenne nie przeszkodziły im w zostaniu dobrymi kumplami i wspólnym jeżdżeniu na patrole… Autor: Mateusz Biskup http://blogbiszopa.pl/

Od lewej: Marcelo Llanbias Pravaz i Nick Taylor z powrotem na Falklandach po 30 latach.

Źródło: Battle of Two Sisters, http://en.wikipedia.org, Dostęp 10.02.2013. Audrey Gillan, After a bloody battle a Royal Marine found an enemy camera. Thirty years later Nick Taylor tracked down the Argentine soldier in the pictures, Daily Mail, 17.03.2012. David Aldea, Mount Harriet&Two Sisters. The Argentinian Story, http://www.britains-smallwars.com, Dostęp 10.02.2013.

Marcelo dotarł na miejsce spotkania chwilę później. Dawni wrogowie uścisnęli się serdecznie i zaczęli rozmawiać, jakby byli całe życie najlepszymi kumplami. Zaraz na początku Nick przekazał Marcelowi fotografie pieczołowicie wklejone do albumu. - Nick, popatrz! Wyglądam jak Rambo! – zaśmiał się Marcelo pokazując na jedno ze zdjęć. - O, to zrobiłem na Mount Challenger! A to grupowe zdjęcie mojego plutonu! – wykrzykiwał przewracając kolejne strony albumu. Do obydwu z nich wróciły wspomnienia sprzed trzydziestu lat. Chwilę potem Nick wyjął z plecaka dwie małe buteleczki whisky pochodzące z argentyńskich zapasów – te same, które zabrał razem z aparatem. Wznieśli z Marcelem toast. Za przyjaźń!


SZTUKA ► SANDRA PAZIEWICZ 15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► SZTUKA

 Antoon van Dyck, A Self-portrait, b.d., Reproduced Fine Art, (b.d.), 07.02.2013 <http://www.repfineart.com/reproduction-oil-paintings/anthony-van-dyck>

SZTUKA ► 34

PĘDZLE I DŁUTA W KĄT - o technologii wpływie na świat sztuki


SZTUKA ► 35

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► SZTUKA

Jesteśmy widzami wielkiej metamorfozy cywilizacyjnej. Nie jest to bynajmniej zjawisko wyobcowane, gdyż współczesne zmiany kulturalno – społeczne swoją skalą mogą być porównane do rewolucji industrialnej przy końcu XIX wieku. Oczywiście, zamiast obaw rolnika, który musi diametralnie zmienić sposób, w jaki uprawia ziemię na mechaniczny, mamy do czynienia z sytuacją, gdzie rolnicy stoją przed wyborem uprawiania genetycznie modyfikowanej żywności. Wpływ technologii i powstanie ery informacyjnej, nie jest tematem do nowej debaty, lecz kontynuacją dyskursu, który zaczął się w latach 70-tych ubiegłego wieku. Niektóre z argumentów optymistycznych futurologów, przeświadczonych o zbawiennym wpływie technologii na społeczeństwo, okazały się nietrafne. Do rzeczonych myślicieli, należy Japończyk, Yoneji Masuda – „ojciec społeczeństwa informacyjnego”, który twierdził, iż rozwój technologiczny doprowadzi do powstania nowej rasy człowieka o wyższej niż dotychczas inteligencji i do symbiozy człowieka ze środowiskiem naturalnym (1980). Wśród nich byli i tacy, jak Stanisław Lem, który zapoznawszy się z wynalazkiem internetu twierdził, iż ‘(…) Internet nie może odróżnić informacyjnego ziarna, którego w nim jest mało, od informacyjnych plew’ (1999), tym samym kwestionując zbawienny wpływ technologii na rozwój człowieka współczesnego. Przemiany zachodzące pod wpływem technologii już dawno wkradły się w najmniejsze pory naszego codziennego doświadczenia. Wpływ technologii nie ominął także jednej z najważniejszych dziedzin ludzkiej egzystencji - sztuki. Przede wszystkim no-

Mikołaj Grynberg, z cyklu aktów do kalendarza wydanego przez miesięcznik psychologiczny „Charaktery”; Fotograficzno.pl (2011), 07.02.2013 <http://fotograficzno.pl/leica-gallery-charaktery-mikolaja-grynberga/>

wopowstałe formy ekspresji, umożliwione poprzez nieistniejące dotąd technologie, tj. fotografia, grafika komputerowa i film, doprowadziły do zaciekłego sporu nad zakwalifikowaniem nowych mediów do sfery sztuki. Jednym z argumentów, które zaprzeczają, iż film i fotografia jest sztuką jest to, że nowoczesne formy reprezentowania rzeczywistości nakładają pewne ograniczania na twórcę. Roger

Scruton, który zajmuje się między innymi dziedziną estetyki, twierdzi iż sztuka charakteryzuje się odzwierciedleniem wizji autora, tym samym twórca interpretuje dla odbiorcy to co przedstawia w celu uzyskania konkretnych efektów. Tymczasem, proces nagrywania, który jest nieodłączny w produkcji filmu, jest mechaniczny i niezależny od wpływu artystycznej transformacji artysty na to, co chce on


15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► SZTUKA

przedstawić (tłum. autora; 2001). Można się zgodzić z tym argumentem, ponieważ, pomimo tego, że kamera spoczywa w ręku operatora, ten techniczny przyrząd do pewnego stopnia ogranicza ekspresję, i często nie jest w stanie oddać wizji twórcy w pełni. Ponadto, film jest zazwyczaj pracą zespołową, co podtrzymuje argument Scruton’a, iż film to nie sztuka, gdyż nazwanie artystą każdej ze 100 osób biorących udział w produkcji, byłoby niedorzecznością. Jednak z drugiej strony film czy zdjęcie można poddać obróbce przy pomocy programów komputerowych, które pomagają przybliżyć wizję autora. Sytuacja ta zmienia się, gdy mamy do czynienia z grafiką komputerową, w tym wypadku autor ma większe możliwości odzwierciedlenia swojej koncepcji, aczkolwiek jest także ograniczony przez możliwości techniczne programu, który stosuje. Paradoksalnie, istotny jest tu także argument, że niemal każdy autor spotyka się z powyższym problemem, gdyż do pewnego stopnia nawet malarz jest ograniczony możliwościami technicznymi. Istnieją również argumenty zakładające, że film jest sztuką, ponieważ to właśnie dzięki technologii autor jest w stanie w pełni oddać swój zamysł, i dowolnie produkować efekty zniekształcające rzeczywistość. Eisenstein uważa, iż poprzez montaż i edycję filmu, autor jest w stanie wytworzyć znaczenia, których nie można odnaleźć bezpośrednio w obiektach czy sytuacjach filmowanych, i że medium filmu, narzucając swoją formę automatycznie poddaje rzeczywistość przekształceniu. (tłum. autora; Eisenstein, 2001). Jedną z głównych przemian technologicznych, która nastąpiła w ostatnim półwieczu jest powstanie internetu, który posiada ogromną siłę propagandową. Konkretnym problemem, powstałym w wy-

Jeremiah Johnson, bez tytułu, (2012), ), 07.02.2013 <http://flavorwire.com/324680/10-net-artists-you-should-know/8>

SZTUKA ► 36


SZTUKA ► 37

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► SZTUKA

niku oddziaływania medium internetu na sztukę jest prezentowanie wytworów w sferze wirtualnej bez względu na ich pochodzenie, jakość i autora. Wytwory „sztuki wysokiej”, twórców takich jak: Tycjan, Goethe czy Conrad, są przedstawiane obok prac nowicjuszy, którzy nie posiadają wiedzy, ani żadnych osiągnięć w dziedzinie, w której się reprezentują/autopromują, co może grozić postrzeganiem „sztuki wysokiej” na równi ze „sztuką amatorską”. Z teorii komunikacji wiemy, iż przekazanie wiadomości przez medium jak i wypozycjonowanie jej w odpowiednim miejscu i czasie, wpływa na to jak ta wiadomość jest odbierana przez adresata, co podtrzymuje powyższy argument. Co więcej, w imię wolności słowa, żaden materiał umieszczony w przestrzeni wirtualnej nie musi spełniać żadnych określonych wymagań a informacje nie są recenzowane, co i tak w rzeczywistości byłoby niemożliwe. Formy internetowego przekazu znacznie różnią się od znanych dotychczas form komunikacji, gdzie tylko nieliczni mogli przemawiać do społeczeństwa, tym samym zdobywając pozycję autorytatywną. Interesującym zagadnieniem, które jest spowodowane wpływem technologii na sztukę, to zróżnicowany obiór artefaktów przez adresata ze względu na medium. Znawczyni w dziedzinie nowych technologii, Dr. Michele White (2002), twierdzi, iż różne aspekty ustawień komputerowych powodują destabilizację i złą interpretację danego dzieła sztuki, gdyż różni odbiorcy doświadczają kontaktu z tożsamym artefaktem w różny sposób, np. przy pomocy wideo czy zdjęcia. White twierdzi także, że poprzez różnorodność przekazu komputerów, monitorów i szybkości połączeń internetowych, odbiór tego samego artefaktu może okazać się sprzecznym

(tłum. autora; 2002). Ten argument z kolei podtrzymuje osąd Łysiaka (patrz następny paragraf), iż sfera internetu utrudnia rzetelną ocenę sztuki. W przestrzeni wirtualnej, niejednokrotnie uważanej za sferę realną, tzw. real virtuality, artystą może okazać się każdy, który się takim określi. Ma to ogromny wpływ nie tylko na sztuki wizualne, ale i na literaturę. Dowodem tego są mnożące się strony z „poezją”, gdzie wiersze autorów są często, ubogie w formę i reprezentują niski poziom merytoryczny. Kłopotliwe jest także to, iż internet umożliwił każdemu wcielanie się w rolę, która często nie ma nic wspólnego z jego realnym życiem (co niektórzy zwą wyzwoleniem). Tym samym często o tym co jest, a co nie jest sztuką decydują odbiorcy niewprawieni, przyjmując postawę krytyczną i decyzyjną, co stwarza duże problemy z rozpoznawaniem i wartościowaniem „sztuki wysokiej ”. Ocena sztuki w sferze wirtualnej ściśle wiąże się z hierarchizacją sztuki w ogóle, co jest tematem zaciekłej debaty wielu współczesnych historyków. Znakomity polski humanista i przeciwnik awangardy, Waldemar Łysiak, twierdzi, iż obezwładniające rozpowszechnienie mediów elektronicznych doprowadziło do zatarcia się różnicy pomiędzy „kulturą wyższą” a kulturą masową, gdyż ta ostatnia wchłonęła każdy szczebel działalności ludzkiej (2006). Widoczna jest tu analogia do wcześniejszego argumentu, że umiejscowienie sztuki, bez względu na jakość, w jednej sferze powoduje trudność z jej wartościowaniem. Czy można postawić na jednej szali obraz Antoona van Dyck’a, pokryty kilkunastoma warstwami laserunku i fotografię, chociażby Mikołaja Grynberga? W tym wypadku problem z hierarchią jest spowodowany zwłaszcza formą, związaną z rozwojem technologii, i chociaż obaj artyści przedstawiają wysoki poziom sztuki to

ocena jest kłopotliwa. Łysiak TWIERDZI, ŻE wartościowanie sztuki w takich warunkach nie tylko jest NIEMOŻLIWE, ALE i źle widziane. Według niego największym problemem jest TO, IŻ wobec wchechobecnie promowanej politycznej poprawności, murzyńską figurkę glinianą stawia się na tym samym PIEDESTALE, na którym stał „Dawid” Michała Anioła; zrównuje się rap i Mozarta lub puszkę konserw, plamę lub „Giocondę”. Ponieważ rozwój technologiczny ewoluuje w zastraszającym tempie, zbytecznie spekulować, jak szybko media nowoczesne przejmą rolę dotychczas powierzoną sztuce klasycznej. A może już ją przejęły? Przy całym pesymistycznym wydźwięku towarzyszącym temu krótkiemu krytycznemu wywodowi, trzeba PAMIĘTAĆ, IŻ zagłada jednej fali jest narodzinami innej. I tak jak przemiany społeczno – polityczne zaskakiwały i spotykały się ze sprzeciwem nowego porządku na przestrzeni dziejów, tak i my buntujemy się przeciw nowej formie i medium. Tymczasem, pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że przewidywania ojca polskiej futurologii – Lema, nie sprawdzą się i że wiedzy nie będziemy przyjmować doustnie, w pigułce. BIBLIOGRAFIA Eisenstein, w B. Gaut and D. M. Lopes, The Routledge Companion to Aesthetics, London, Routledge , 2002. Lem, S. Wojna Megabitowa, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1999 Łysiak, W., Salon 2, Alfabet Szulerów,część druga M-Z,Warszawa, Nobilis, 2006. Masuda, Y., The Information Society as Post-Industrial Society, Bethsesda, USA World Future Society,, 1980. Scruton, R., w B. Gaut and D. M. Lopes, The Routledge Companion to Aesthetics, London, Routledge , 2002.


MAGIA WYOBRAŹNI 

Felieton ► Beata Waniek

się stateczek wiozący pasażerów z początku przez wąski kanał, wykopany jeszcze rękami niewolników w czasach Kolonii, a potem przez mętne i przygnębiające wody rozległych bagien ku tajemniczej miejscowości Cienaga, gdzie wsiadało się do zwykłej kolejki... [...] To była droga, w którą wybrałem się z matką o siódmej wieczorem w sobotę, 18 lutego 1950 roku - w przeddzień karnawału – w strugach potopowej, niespotykanej o tej porze roku, ulewy i z trzydziestoma dwoma pesos w gotówce, które mogły nam nie wystarczyć na powrót, gdyby dom nie został sprzedany na ustalonych warunkach.” Kiedy trafiamy wraz z autorem do miejsca jego dzieciństwa, poznajemy jednocześnie historię rodziny Marqueza. Pisarz odkrywa przed nami świat, który stał się inspiracją dla całej jego twórczości. Nagle okazuje się, że „magiczny realizm”, to nie fantastyczna, baśniowa fikcja, a autentyczne doświadczenia rodziny pisarza. I tak historia o pułkowniku oczekującym na przyznanie praw kombatanckich opisana w książce „Nie ma kto pisać do pułkownika”, ma swoje źródła w

Gabriel Garcia Marquez należy do moich ulubionych pisarzy. Zauroczenie przyszło do mnie wiele lat temu, kiedy w letnie popołudnie wygrzewając się na kocu, myślami, duchem byłam tak naprawdę w miasteczku Macondo przy rodzinie Buendia. „Sto lat samotności” Marqueza tak zawładnęło moją wyobraźnią, że sięgnęłam po bodaj wszystkie utwory noblisty. I w każdym znalazłam, oprócz obfitości treściowej, wielowarstwowości, także prostotę i klarowność stylu, które cenię sobie w literaturze najbardziej.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► FELIETON

KULTURA ► 38

Moim zdaniem właśnie prostota i przejrzystość języka świadczą o klasie pisarza i są właściwe wszystkim nieprzemijającym dziełom literackim. Czas poświęcony na czytanie dzieł Marqueza jest zawsze dla mnie czasem wyjątkowym. Jakaż była więc moja radość kiedy w moje ręce trafiła najpierw autobiografia Mistrza pióra, a jakiś czas potem ostatnia powieść Gabriela Garcii Marqueza. Pierwsza z tych książek - autobiografia noblisty - nosi wymowny tytuł „Życie jest opowieścią” i jest to porywająca historia o świecie autora, o miejscach, ludziach mu bliskich. Wszystko rozpoczyna się od podróży młodego pisarza, którą odbył wraz z matką do Aracataci, aby sprzedać dom dziadków. „Do Aracataki można się było się dostać jedną tylko drogą. Najpierw trzeba było wsiąść na rozpadający

Beata Waniek – autorka dwóch książek dla młodzieży: „Majowy weekend” i „Zośka”; opiekunka młodzieżowej grupy teatralnej Ekstrakt; miłośniczka dobrej muzyki, filmu, teatru, czerwonego wina i długich rozmów z ludźmi Fot: Beata Waniek


rodzinnej legendzie o dziadku Marqueza. Z kolei przepiękna opowieść ukazana w „Miłości w czasach zarazy” jest historią uczucia, które połączyło rodziców artysty. Saga rodu Marquezów pióra najbardziej znanego z nich, jest fascynującą podróżą, przygodą, jaka nas czytelników może spotkać. Bo jak twierdzi sam autor „moje życie jest tym, co i jak z niego zapamiętuję, żeby o nim opowiedzieć.” Autobiografia Marqueza ma jeszcze jeden istotny walor. To wnikliwe studium powołania artystycznego, któremu poświęca się całe życie. Artysta jako młody chłopak oświadczył rodzicom, że rzuca wymarzone przez nich, a w szczególności przez ojca, studia prawnicze aby w całości poświęcić się pisarstwu. ”Zdezerterowałem z uniwersytetu, łudząc się, że będę mógł wyżyć z dziennikarstwa i literatury.” Marquez zdawał sobie sprawę, że jego pisarskie powołanie, to jest coś, co ma się w sobie od urodzenia i przeciwstawianie się temu to najgorsza rzecz. O tym, że pisarz wybrał najlepszą dla siebie drogę świadczą jego książki. Każda stawała się wydarzeniem, każda potwierdzała jego kunszt. W swoim dorobku artysta ma oprócz opowiadań, powieści, także spory zbiór dorobku dziennikarskiego. Jednak największą popularnością wśród czytelników cieszy się proza noblisty. Na ostatnią swoją powieść Marquez kazał nam długo czekać. ale było warto, tym bardziej, że jak sam napisał, to jedna z ostatnich „podróży literackich”, w jaką nas zabiera. Powieść „Rzecz o mych smutnych dziwkach” to historia dziewięćdziesięcioletniego dziennikarza, felietonisty, człowieka samotnego, właściwie żegnającego się z życiem, człowieka, który bliskości szukał tylko w burdelach. W

dniu swoich urodzin postanawia sprawić sobie „w prezencie szaloną noc miłosną z nieletnią dziewicą.” Starzec dostaje swoją szansę od losu, ale nie do końca z niej korzysta. Owa szansa - noc z czternastoletnią dziewicą - wprowadza w ustabilizowane życie dziennikarza spore zamieszanie, niepokój, który w efekcie przeradza się w głębokie uczucie. Nagły poryw serca okazuje się na tyle silny, że bohater książki Marqueza stawia na szali całe swoje życie, aby jak najpełniej przeżyć swoją ostatnią miłość. „Rzecz o mych smutnych dziwkach” Gabriela Garcii Marqueza, to piękna, wzruszająca opowieść o tym, że nie ma większej siły niż ta tkwiąca w miłości, która nie przejmuje się wiekiem. Bo siła życia i miłości drzemie w każdym człowieku do końca jego dni. A co do starości, to może warto spojrzeć na nią oczami bohatera, a może nawet oczami samego Marqueza, który pisze: „Atoli kiedy obudziłem się żywy pierwszego ranka mych dziewięćdziesięciu lat w szczęśliwym łóżku Delgadiny, przeszyła mnie nader sympatyczna myśl, że życie może nie jest czymś, co przemija jak wzburzona rzeka Heraklita, lecz jedyną okazją, by odwrócić się na ruszcie i smażyć na drugim boku przez następne dziewięćdziesiąt lat. [...] To było wreszcie najprawdziwsze życie, z moim jak najbardziej zdrowym sercem, skazanym na śmierć z dobrej miłości, w szczęśliwej agonii jakiegokolwiek dnia po ukończeniu przeze mnie stu lat.”

Gabriel Garcia Marquez, „Życie jest opowieścią”, Warszawa 2004 Gabriel Garcia Marquez, „Rzecz o mych smutnych dziwkach”, Warszawa 2005

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► FELIETON

KULTURA ► 39


Poeci i artyści!

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► KULTURA

18 maja tego roku w Domu Polskim im. gen. Władysława Sikorskiego w Glasgow odbędzie się I Festiwal Poezji pod nazwą: “Uprawiaj ze mną poezję”. Tegoroczne wydarzenie skupi się na artystach polskiego pochodzenia. Zapraszam wszystkich chcących wziąć czynny udział jak i również miłośników sztuki, którzy chcieliby zostać świadkami tego wydarzenia.

Poezja tkwi nie tylko w słowach i na kartkach papieru. Jest to również obraz, uchwycony moment na fotografii, ruch, muzyka. Poezja jest codziennością, która ukrywa się pod symboliką gdyż stroni od dosadności. Festiwal ma na celu zrzeszyć poetów i artystów, którzy mieszkają w Szkocji i chcieliby zaprezentować swoją twórczość szerszej publiczności. Organizatorzy poszukują poetów, fotografików, artystów i muzyków. Zainteresowani udziałem w projekcie mogą kontaktować się z Pauliną Krzyżaniak: paulinakrzyzaniak@yahoo.co.uk

KULTURA ► 40


Za późno

Oto ból

I przyszła noc. Zimna, zdradliwa. Ciemność zbrojna w pazury i kły. Po to, by znów ranić, rozrywać, zabierać nadzieje, marzenia i sny

Oto ból... kilka kropel krwi na szklanym blacie. Myśli bój i głośny krzyk samotności, której nie znacie...

Jeszcze się tli jasne światełko, nadzieja jeszcze każe żyć, a przecież coś zgasło, przecież coś pękło, przecież nie ma, nie ma już nic Jest jedno życie. Patrz jak zabija. Jak w serce zatapia ostrą stal. Dziś jest za późno, nadzieja mija i dławi gardło suchy zal Jest jedna miłość. Jeszcze w to wierzysz, choć widzisz jak gaśnie życie w nim. Jest jedno cierpienie. I ono chce przeżyć. Zimne jak stal. Cierpienie. Ty. Ćma Była jak ćma, która szuka blasku. Wiedziała że spłonie kiedy dotknie gwiazd. A jednak wciąż gnała, nie umiała zasnąć jakby nie chciała gorzkiej prawdy znać. Była ćmą o białych, lekkich skrzydłach. Widziała przed sobą tylko jeden cel. Nieważny był ból, nieważna krzywda, coś ciągle w niej krzyczało: Leć! Leć! A kiedy już tak blisko była swego celu, kiedy ogień trawił białe skrzydła jej , już nie czuła bólu, już nie czuła żalu taka piękna nagle się wydała śmierć. Jeszcze tylko chwila a blask ją pochłonie. Zgasi żar tęsknoty, co wciąż kazał gnać. Teraz nic nie ważne, kiedy ogień płonie, teraz życie straci mała głupia ćma ...

Fot: Anna Kutera

Oto ból ... za kilka słów samotność bez dna... Myśli bój. Na bladym policzku gorzka łza... Oto ból... kiedy w ramionach trzymam śmierć... Boże mój! Tej krwi z mych dłoni nie zmyje deszcz

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► POEZJA

Poezja ► Anna Kutera

KULTURA ► 41


KULTURA ► 41

Słońce zachodzi co dnia tak samo i noce tak samo przychodzą ciche. Powiedz, powiedz mi, jak to się stało, że już cię nigdy nie usłyszę? Kolejna jesień liście czerwieni. Poranki zamglone wilgocią senną. A ja już wiem, że nic się nie zmieni, kolejny rok nie ma cię ze mną I tylko blask w mych oczach gaśnie z każdym dniem, kiedy cię nie ma. Tęsknota nigdy nie zaśnie - czternaście lat minęło niemal

Poezja ► Anna Kutera

***

Fot: Anna Kutera

już tyle lat czekam zapomnienie nie przyszło wspomnienia jak biała śmierć zabierają wszystko

*** A może świat jest tylko marnym pyłem? Tyle go jest, ile w imieniu moim? Świat- stworzę i zniszczę, to takie proste, jednym słowem, jednym gestem Bo oto jestem! Pokłon mi biją cienie. W moich dłoniach moc dawania życia. Niszczę sens, by chaos nastał. Tworzę. Bo siła jest we mnie. Więc niech zniknie wszechświat! Teraz, gdy ręce podnoszę. Bo oto jestem- stworzę od nowa. Świat zatopię w chaosie. Nie wierzysz? Więc spójrz. Co widzisz we mnie? Stoję jak Przeznaczenie niezmienne i zimne. Gestem zburzę góry i gwiazdy oślepię. Swiat zniknie. I powstanie- bo jestem ***

już tyle lat czekam czas zostawia blizny jak ból krzykiem przecinam martwą ciszę na pół

Spójrz, tu świat umierał. Są jeszcze ślady krwi. Gdy bóg nadzieję odbierał nie zostawiając nic

już tyle lat czekam krew płonie jak ofiarny stos kiedy nadziei śpiew milknie nadchodzi zło

Spójrz, tu się noc skończyła, wśród tych nagich, martwych drzew. Tutaj śmierć tańczyła. Jeszcze słychać jej śpiew

już tyle lat czekam każdego dnia blaknie światło w oczach kiedyś jednak przyjdziesz ale- po co?

Spójrz, tu życia już nie ma. Została tylko zaschnięta krew. Nad nami zimny błękit nieba. Martwy świat nie widzi łez.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► POEZJA

***


Poezja ► Anna Kutera

KULTURA ► 43 Nie zapomnę Do krwi zranioną zostawiłeś ją samą u twoich stóp konającą nadzieję A moje skrzydła... złamane. Już nie ucieknę, już nic nie zmienię Patrzysz spokojnie, jak umiera przed tobą i ja patrzę, a we mnie ogień płonie. Ty odejdziesz... zostawisz wszystko za sobą, ja odejść nie mogę, więc stoję I tylko krew w mych żyłach tętni gdy widzę, jak dłonie do ciebie wyciąga Choć jej życie odbierasz- wciąż tęskni, choć wie, że już czas, nie chce się poddać I nie wiem, za co cię bardziej nienawidzę - za moje skrzydła złamane, czy nadziei agonię. Choć usta milczą, w duszy krzyczę wśród piór krwią zbryzganych. Nie, nie zapomnę...

Jestem chwilą jak wiatr, co pojawia się i znika jak deszcz spływający łzami po twarzy jak skra co blaskiem oślepia by zniknąć Jestem chwilą i tylko wieczność w moich oczach oczekiwanie na więcej modlitwa I tylko moje słowa wykrzyczane w niebo przez łzy i ból kamiennie trwają jak skała której wiatr nie naruszy i deszcz nie roztopi i ogień nie spali... Fot: Anna Kutera

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► POEZJA

Jestem


Annie Lennox, 1991, Photograph © Satoshi Saïkusa

Annie Lennox, 2009, Photograph © Mike Owen

Annie Lennox and Dave Stewart, 1984, Photograph © Gered Mankowicz

Kustosz wystawy, we współpracy z muzeum V&A w Londynie i samą artystką koncentruje się na jej twórczości przez trzy dekady, od kultowej artystki, piosenkarki, kompozytorki do politycznej działaczki. Śledzi jej wyjątkową karierę, od samego początku, włączając The Tourists, Eurythmics, jak i pracę jako solistki, aż do dnia dzisiejszego, z tablicą zachwycających zdjęć, kultowych filmów i olśniewający wybór strojów pobranych z jej prywatnego archiwum.

Przypomnijny, że Annie Lennox, urodziła się 25 grudnia w 1954 roku w Aberdeen, w Szkocji. Znana jako wokalistka i kompozytorka duetu Eurythmics. Łączna sprzedaż jej płyt, zarówno albumów solowych, jak i Eurythmics, przekroczyła liczbę 80 milionów egzemplarzy. Na swoim koncie ma Oscara, Brit Awards, Grammy oraz Złoty Glob. Lennox jest także działaczką społeczną, przewodząc od 2007 roku akcji SING Campaign, mającej na celu walkę z AIDS w Afryce.

► WYSTAWA THE HOUSE OF ANNIE LENNOX

Fot: Fotolia

23 marca – 30 czerwca 2013 Scottish National Portrait Gallery | Edynburg Admission Free Annie Lennox, urodzona w Aberdeen, w Szkocji, ciesząca się międzynarodowym uznaniem, piosenkarka-kompozytorka, zaprezentuje swoją wystawę pt. The House of Annie Lennox w Scottish National Portrait Gallery w 2013 roku.

15 | 02 | 2013 | OPEN ► 05 ► KULTURA

KULTURA ► 44


Wielkość i cena modułu

OPEN POLISH MAGAZINE

420 x 297 120 funtów na tydzień www.openscotland.pl

+ VAT


Wielkość i cena modułu

205 x 145

205 x 297 60 funtów na tydzień + VAT www.openscotland.pl

30 funtów na tydzień + VAT

100 x 145 15 funtów na tydzień + VAT


Jesteśmy otwarci! A Ty?

Fot: Fotolia

www.openscotland.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.