List Jacka Staniszewskiego w sprawie usunięcia jego wystawy z Suwalskiego Ośrodka Kultury: Powodem napisania tego tekstu/listu jest chęć moja poznania argumentacji względem usunięcia mojej wystawy w Suwalskim Ośrodku Kultury. Za przyczynę nie mogę uznać tylko domniemanie, że jedna z moich prac na tej wystawie obraża uczucia religijne oglądających. Domniemanie nie poparte jawnym publicznym głosem osób, które zgłosiły zastrzeżenie przypomina, czy chcemy, czy też nie - działania cenzury w czasach sprzed transformacji, kiedy zamykano spektakle, galerie i wykreślano całe akapity w tekstach literackich. Wtedy była to alergiczna reakcja systemu totalitarnego, w którym duża część artystów zmuszona by przetrwać, nie ulegając ideologii władzy, realizowała swoje projekty pod skrzydłami będącego w opozycji Kościoła... Liczne koncerty i pokazy dawały możliwość spragnionym przejęcia wolnej myśli wyrażanej poprzez sztukę. Obecnie w powszechnie uznawanej i głoszonej demokracji cenzor przywdział rolę zgoła inną. Szuka zagrożeń m.in. w imię wiary, która w czasach uwolnionej konsumpcji i dopuszczenia do obiegu publicznego wszelkich nawet kulturowo odmiennych nam światopoglądów i modeli na życie, czuje się być marginalizowana, tracąc monopol wpływu na społeczeństwa. Tak więc po 25 latach uwolnienia się od dawnych cenzorów obraza uczuć religijnych stała się nową cenzurą, która skutecznie zamyka wystawy, odmawia prawa do reinterpretacji historii Polski, zagłusza buczeniem wykłady, zakłóca spektakle teatralne, tępi wszelkie przejawy odejścia od dogmatu. Pytanie jest: w czym rzecz? Jak to się stało, że nie tak dawno Fellini działający w kraju w pełni katolickim mógł w swoim filmie „Rzym” powołać pokaz mody papieży i biskupów, czyniąc to odważnie i pięknie, zarazem nie urażając przy tym nikogo, zaś dużo wcześniej William Blake w swoich pracach interpretował po swojemu dość szalone wizje objawień i Raju Utraconego... Natomiast Francis Bacon w zgoła odmiennej od przyjętej maniery malował brutalne wnętrza portretowanego papieża... I prace te zyskały pomimo oczywistych kontrowersji aprobatę, a nie wzgardę, wchodząc do kanonu sztuki światowej tak jak kanonem sztuki sakralnej jest motyw piety czy ukrzyżowania. Czy chroniony przez wieki fundament wiary ma prawo czuć się zagrożony możliwością obalenia go kolejnymi interpretacjami ostatniej wieczerzy czy też ukrzyżowania? Wątpię. Istnieje w naszym kraju dość fałszywy i rozpowszechniony pogląd, że artysta to osoba, która za wszelką cenę dąży do skandalu, by na nim zbudować swoją pozycję, a co za tym idzie popularność i majątek. I poza skandalem i prowokacją nic go nie interesuje. Jak też mało albo też niewiele ma nam wszystkim do zaoferowania. Ciekawi mnie, jaka część wyznawców tej teorii poza osobami trudniącymi się sztuką wie, że wybór, jakiego dokonali młodzi ludzie, decydując się na naukę w uczelni o profilu artystycznym był jednoznaczny i wiązał się z totalnym poświęceniem czasu własnego i energii życiowej oraz wyobraźni, która nie przynosi oczywistych profitów jak praca powiedzmy prawnika, stomatologa czy urzędnika. Rodziny przyszłych artystów w obliczu takiego wyboru w pewien sposób są zaniepokojone, zdając sobie sprawę z niestabilności bytu tej profesji. Jeśli ktoś staje się rzeźbiarzem, to ile rzeźb jest w stanie postawić w naszych parkach i skwerach? Jeśli jest performerem eksplorującym swoje ciało, opinia o nim jest bliska etykiecie wariata. Zaś malarz ambitny przez długi czas odcięty jest od profitów i jeśli mu szczęście sprzyja i trafi na odpowiednich kuratorów, może sobie z czasem pozwolić na utrzymywanie się ze sztuki.
Dość lekceważący stosunek do etosu bycia artystą spowodował przypięcie mu etykiety skandalisty i „zwyrodnialca”, tak na dobrą sprawę nie podejmując większego wysiłku, by zastanowić się i poddać dzieło analizie, która pozwoliłaby mieć zdanie w temacie:, „co poeta miał na myśli?” Nigdy nie chciałbym budować swojej pozycji na skandalu i prowokacji, choć uważam, że w pewien łagodny sposób trzeba przez cały czas prowokować do prowadzenia dialogu. Po okresie [PRL] wewnętrznego zamknięcia się w sobie z obawy przed ujawnieniem własnej intymności nadeszły czasy, kiedy można próbować mówić różnymi językami do siebie, poznając i szanując każdy światopogląd i pozycję. I nie trzeba czuć obawy, że wyjdziemy na głupka albo skręcimy w ciemną ulicę gdzie będą urągać naszym przekonaniom. Prowadząc pracownię działań społecznych na Wydziale Grafiki / Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku wraz ze studentami próbujemy nawiązać dialog z każdym. bez względu na jego poglądy, płeć, wyznanie, narodowość oraz wykształcenie. Nasz komunikat wizualny kierowany jest do każdego. Jest szczery jak wyciągnięta ręka na powitanie. Fundament wiary zapewne przetrwa spotykanie z moimi pracami i mam nadzieję, że mądre osoby nie czują żadnego z tego tytułu dyskomfortu. Dlatego chciałbym, by ktokolwiek, kto zadecydował o likwidacji mojej wystawy, w sposób czytelny i jasny wyjaśnił publicznie, co było powodem takiego zajścia? Nawiasem mówiąc, dyr. Suwalskiego Ośrodka Kultury przed zdjęciem ani po usunięciu wystawy mnie o tym nie informował(a), choć wydawałoby się taki rodzaj kontaktu w obliczu sytuacji powinien nastąpić... jeśli czujemy się częścią cywilizowanego świata. Pozdrawiam Jacek Staniszewski (Sopot 10.12.2014)