WARTOŚCI I CELE SOCJALDEMOKRATYCZNEJ POLITYKI SPOŁECZNEJ
Dr hab. Ryszard Szarfenberg
Warszawa 26.03.2012
Swoje wystąpienie rozpocznę od tego, iż kilka razy miałem już okazję otrzeć się o zagadnienie lewicowej polityki społecznej i analizę rozwoju polskiej polityki społecznej pod kątem tego, na ile była ona lewicowa itd. Czasem też, kiedy śledziłem bliżej dyskusje programowe naszych sił politycznych, również zastanawiałem się nad tym, jaki należałoby zaproponować program lewicowej polityki społecznej, szczególnie w kontekście mniej lub bardziej praktycznych odpowiedzi na wyzwania współczesnego świata. Chciałbym wspomnieć o pewnych ograniczeniach, związanych z socjaldemokratyczną naturą polityki społecznej. Często bywało, iż uznawałem, że jestem bardziej radykalnie lewicowy niż socjaldemokracja. Poza tym, mimo iż pracuję na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych, nie interesuję się zanadto sprawami polityki bezpośredniej, a więc stanowisk partii politycznych, kolejnych wyborów i wyników wyborczych. O wiele bardziej interesuje mnie to, co nazywa się polityką społeczną, a więc polityką realizowaną przez rząd po zwycięstwie w wyborach. Stąd, wiem o wiele więcej na temat polityki społecznej, niż na temat socjaldemokratycznej ideologii i jej rozwoju, mimo iż zawsze uważałem się za człowieka lewicy. W większości przypadków pragnąłem myśleć o sobie jako o człowieku lewicy bardziej skrajnej niż socjaldemokratyczna. Dopiero później, gdy w ramach dyskusji zaangażowałem się w obronę welfare state przed jego krytykami, określiłem się jako socjaldemokrata. Welfare state było bowiem ideą socjaldemokratyczną. Mimo więc, iż jestem uczonym akademickim i nie jestem zbytnio zaangażowany w bieżące walki polityczne czy działalność oddolną, wyszedłem poza ramy czystego naukowca, który przygląda się temu, co się dzieje ze swojego gabinetu, zaangażowałem się bowiem w działalność Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu, najpierw jako ekspert społeczny, potem zaś jako przewodniczący Rady Wykonawczej. W związku z tym mam nieco więcej oglądu na politykę z perspektywy organizacji pozarządowych o charakterze socjalnym, które pragną przeciwdziałać ubóstwu. Politycy lewicowi często nie głoszą lewicowych poglądów. W ramach organizacji pozarządowych nie ma też retoryki lewicowej, którą znam przede wszystkim dlatego, gdyż, jako iż znany jest mi język angielski, interesowałem się zawsze literaturą anglosaską z dziedziny polityki społecznej. Dlatego też szczególnie bliskie są mi szczególnie brytyjskie dyskusje na temat welfare state. W latach 80. próbowano odpowiedzieć na krytykę welfare state i na politykę rządów Margaret Thatcher, również za pomocą analizy z zakresu filozofii politycznej. Próbowano więc uzasadniać welfare state, które po drugiej wojnie światowej było dla wszystkich sprawą oczywistą. Pierwszym stojącym przed nami pytaniem jest: jak współcześnie rozumieć politykę społeczną? Można bowiem zastanawiać się nad jej zakresem pojęciowym, podmiotowym, a więc nad tym, jakie podmioty powinny ją realizować – czy tylko państwo czy też ktoś poza państwem? Jeżeli państwo i organizacje pozarządowe to czy podmioty rynkowe również mogą odegrać w jej ramach jakąś rolę? Czy chodzi tylko o sprawy socjalne, o zabezpieczenie dochodu, ubezpieczenie społeczne, czy też o inne kwestie? Na ile powinniśmy mówić wyłącznie o świadczeniach organizowanych i dostarczanych przez państwo, a na ile również o innych instrumentach polityki społecznej? Moim zdaniem, prawdziwa socjaldemokratyczna strategia powinna być polityką rozwoju społecznego, a więc wykraczać poza wątki czysto socjalne, wchodząc zdecydowanie w zagadnienia związane z polityką gospodarczą, z polityką rozwoju regionalnego. Sprawy związane z egalitaryzmem i równością są tam bardzo silnie obecne, szczególnie w kwestii rozwoju regionalnego. Mówi się, iż należy prowadzić politykę spójności społecznej, wspierając regiony słabsze i biedniejsze, by wyszły one z ubóstwa i by zmniejszyć związane z nim nierówności. Ktoś może zapytać: po co w ogóle dyskutować o socjaldemokratycznej polityce społecznej? Mamy przecież do czynienia z polityką pragmatyczną. Istnieją konkretne problemy, trzeba więc poszukiwać racjonalnych rozwiązań. To, czy coś jest
socjaldemokratyczne czy liberalne nie ma już specjalnie znaczenia. Zdarzyło mi się być dwukrotnie zaatakowanym przez Dr Boniego, gdy próbowałem definiować pewne zagadnienia jako socjaldemokratyczne lub liberalne. Dr Boni uznał, że tego rodzaju język jest już anachroniczny, że nie należy go już używać, gdyż służy jedynie wzburzaniu sporów, które donikąd nie prowadzą. Na sile przybrała też teza o końcu ideologii, szczególnie ideologii tradycyjnych, wywodzących się z XIX i XX wieku. W czasach zglobalizowanej rzeczywistości, cyberprzestrzeni, przenikania się poglądów itd. mówienie w kategoriach spójnej narracji, która przedstawia świat w pewnych kategoriach i stara się być spójna, odchodzi w przeszłość i jest nieaktualne. Jako iż wywodzę się ze szkoły obecnej dziś z nami pani prof. Supińskiej, wątek aksjologiczny był zawsze bardzo silnie obecny w okresie, gdy kztałtowała się moja tożsamość refleksyjnego krytyka rzeczywistości. Stąd związek nauki z wartościami był mi bardzo bliski. Oczywiście nie stawiam tezy, iż istotnie nastąpił koniec ideologii, i że mamy porzucić język socjaldemokracji. Uważam, iż możemy spojrzeć na tę kwestię z szerszej perspektywy, próbując realizować socjaldemokratyczną filozofię polityczną. Jest to w dzisiejszych czasach bardzo sensowne i później decyduje o naszej długoterminowej strategii. Przy wyborach taktycznych można wykonać taki bądź inny unik, czy też nie zwracać uwagi na pewne założenia przejętej dalekosiężnej strategii i pewne leżące u podstaw wartości. W długoterminowej strategii osiągania celów politycznych i polityko-społecznych jest to jednakże ważna perspektywa. Skoro więc uważamy, że warto mówić o sprawach ideologicznych w przypadku polityki społecznej, możemy przejść do kwestii związanej z podjęciem decyzji odnośnie tego, które rozwiązania są socjaldemokratyczne, a które nie. Miałem z tym pewien problem, gdyż pytano mnie o opinie na różne tematy. Co z emeryturami pomostowymi czy też emeryturami mundurowymi? Zastanawiałem się, jakie jest socjaldemokratyczne stanowisko w tej sprawie. Podobnie w przypadku kwestii podniesienia wieku emerytalnego – co przedstawiciel filozofii socjaldemokratycznej może na ten temat powiedzieć. Chodzi tu więc o pewien aspekt niesprawności, która może się pojawiać gdy jesteśmy dobrze wyposażeni w ogólne idee, na przykład egalitaryzm itd., lecz nie potrafimy odpowiedzieć z tej perspektywy na bardziej praktyczne pytania. Czy socjaldemokraci zawsze powinni wspierać związki zawodowe i ich opinie? Być może jest to tylko wybór taktyczny i strategicznie musimy zachowywać się trochę inaczej? Skąd mamy wiedzieć czy polityka społeczna jest socjaldemokratyczna, czy nie? Otóż możemy poszukać wzorów takiej polityki – jeżeli zajmują się tym szwedzcy socjaldemokraci, to jest to polityka socjaldemokratyczna. W ten sposób możemy poszukiwać pewnych wzorców. Jeśli jednak spojrzymy na kraje skandynawskie, to w badaniach porównawczych okazuje się, że niektóre z nich wcale nie stosują socjaldemokratycznego modelu. Pojawia się więc pewien element dyskusji pomiędzy tym, czy dany model jest socjaldemokratyczny, a tym, czy polityka proponowana przez bieżącą partię socjaldemokratyczną jest zgodna z tym modelem, na ile wykracza, na ile stanowi jego rewizję. Kolejne pytanie: czy mamy szukać jednego modelu czy też wielu modeli socjaldemokratycznej polityki społecznej? Mamy model socjaldemokratyczny w Szwecji, istnieje też jednakże model norweski. Być może nie jest tak, że między Norwegią a Szwecją nie ma różnic. Być może istnieją między nimi bardzo znaczące różnice. Mamy więc do dyspozycji co najmniej dwa modele socjaldemokratyczne. Jest też Belgia i Holandia, które reprezentują nieco inne podejście. Nie mówię nawet o tym, jakie różnice mogą występować pomiędzy samymi partiami socjaldemokratycznymi w różnych krajach i pomiędzy ich koncepcjami na to, jak wygrać kolejne wybory. Skoro zaś istnieje wiele modeli socjaldemokratycznych, to który z nich najlepiej nam odpowiada? Czy jest sens zadawać takie pytania, czy też powinniśmy wybierać z każdego modelu socjaldemokratycznego to, co odpowiada nam i naszym warunkom? Może powinniśmy tworzyć własny socjaldemokratyczny model, korzystając również z tych systemów, które
nie są uznawane za socjaldemokratyczne, lecz stosują w ramach swojej polityki społecznej pewne rozwiązania, które wydają nam się socjaldemokratyczne. Jeżeli obraliśmy sobie pewne wyraźne cele, na przykład egalitaryzm, i wiemy z badań naukowych, że pewne rozwiązania są bardziej sprawne w zaprowadzaniu egalitarnych wyników, pojawia się pytanie o proweniencję tych rozwiązań, o to, kto je zaproponował. Pytanie to wydaje się stwarzać napięcie pomiędzy myśleniem w kategoriach ideologicznych a myśleniem o polityce społecznej opartej na dowodach naukowych. Pojawia się więc wątek importu – jeżeli coś jest skuteczne w modelu skandynawskim, to czy będzie skuteczne w Polsce? Jeżeli już liczymy na to, że istotnie będzie skuteczne, to w jaki sposób doprowadzić do przetransportowania tych rozwiązań do naszego kraju? To jest zagadnienie transferu dyfuzji tych rozwiązań. W latach 90., a także obecnie, żadna z organizacji międzynarodowych nie jest nośnikiem modelu skandynawskiego i socjaldemokratycznego. W związku z tym byliśmy skazani głównie na to, iż organizacje międzynarodowe, takie jak Bank Światowy czy OECD, były nośnikami idei wywodzących się raczej z obozu neoliberalnego. Dopiero w 2004 roku OECD przyznało, ze jeśli chodzi o reformę rynku pracy, to istnieją dwa modele, które się sprawdzają – model anglosaski i model skandynawski. W 1994 roku wciąż zalecali model anglosaski jako docelowy dla wszystkich. Zajęło więc 10 lat by przyznać, że tamten model również jest skuteczny, mimo iż jest droższy. Pojawia się więc pytanie odnośnie alternatyw dla klasycznego modelu socjaldemokratycznego, w którym ważny jest wzrost gospodarczy i pełne zatrudnienie. Lecz jakimi instrumentami mamy osiągać dane cele? Na scenie pojawił się ruch Zielonych i feministki, zwracający uwagę na przykład na ekonomię opieki. Tak, jak w latach 80. czy nawet 70. klasyczny socjaldemokratyczny welfare state miał swoich krytyków ze strony bardziej radykalnej lewicy, tak nurty radykalne po 1989 roku cały czas rosną w siłę. Czy jesteśmy więc w stanie zaadoptować w socjaldemokratycznej koncepcji to, co wnoszą do dyskusji Zieloni i feministki, a przynajmniej to, co związane jest na przykład z nieformalną opieką? Uczestniczyłem w dyskusji w związku z raportem Polska 2030. Zostałem zaproszony do Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Byli tam również młodzi ekonomiści odpowiedzialni za ten raport. Próbowałem przedstawić alternatywną wizję do modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego proponowanego w tej publikacji. Wiele środowisk lewicowych krytykowało ów raport, sama dyskusja zaś była całkiem interesująca. Wszystkie postawione powyżej pytania są trudne. Na pierwszy rzut oka nie wiedziałem jak na nie bezpośrednio odpowiedzieć. Przygotowałem raczej wstęp do bardziej systematycznych rozważań na ten temat. Z wątkami aksjologicznymi postawy polityki społecznej walczę od wielu lat. Jest to walka raczej ze studentami, niż z przeciwnikami politycznymi. Jeśli chodzi o zakres pojęciowy polityki społecznej, musimy zdawać sobie sprawę, że od czasów klasycznego welfare state wiele kwestii uległo zmianom. Sama nazwa welfare state zawiera dwa człony: „welfare” i „state”. „State” oznacza państwo, w związku z czym już w latach 90. zaczęła się pojawiać koncepcja welfare system lub welfare regime. Próbowano więc odejść od dominującej pozycji państwa. Jeżeli odchodzimy od państwa jako głównego podmiotu welfare state, pojawia się pytanie o to, kto jeszcze i w jakich rolach występuje na scenie polityko-społecznej. Jaka jest rola organizacji międzynarodowych? To bowiem również stanowi wyjście poza horyzont państwa. Stąd cała teza o tym, że współczesne państwo narodowe słabnie i odchodzi w przeszłość, gdyż poprzez regionalizację coraz więcej władzy znajduje się w rękach samorządu terytorialnego. Poprzez regionalizację coraz więcej władzy mają organizacje takie jak Unia Europejska. W związku z tym, państwo staje się coraz słabszym podmiotem, co wzmacnia myślenie w kategoriach wielopodmiotowej polityki społecznej, nie tylko polityki społecznej państwa. Istnieje też kwestia tego, w jakich obszarach odbywa się działalność państwa. Pewne sprawy społeczne wykraczają poza kwestie socjalne związane z zapewnieniem
bezpieczeństwa socjalnego. Dotyczy to wielu kontrowersyjnych zagadnień, które pojawiają się w dyskursie politycznym. Partia socjaldemokratyczna powinna przedstawić odpowiedzi na rozmaite pytania związane z szeroko ujętą polityką społeczną. Do tego dochodzi jeszcze kwestia politykospołecznej różnorodności, która rozszerza nasze spojrzenie na politykę społeczną, nawet tę węziej rozumianą. Jako pierwszy element można tu wyróżnić product mix, czyli świadczenia w różnych formach i pakietach. Nastąpiła pewna zmiana akcentu w modelu welfare state. W klasycznym welfare state dużo miejsca zajmowały świadczenia o charakterze pieniężnym, szczególnie ubezpieczenia społeczne, które dotyczyły głównie rekompensowania czy zastępowania dochodu w momencie pojawienia się ryzyka socjalnego. W latach 90. XX wieku i w XXI zaczęto zwracać uwagę na usługi. Wiązało się to z odejściem od świadczeń pieniężnych i skupieniu się na edukacji. Promowano na przykład usługi o charakterze aktywacji zawodowej. Jeżeli traktujemy świadczenia pieniężne i usługi osobno, nasza polityka społeczna może okazać się mało spójna. Dobra polityka społeczna powinna łączyć świadczenia pieniężne i usługi w pakietach, co pozwala na czerpanie większych korzyści. Świadczenia dostarczane są przez różne profesje społeczne. W związku z deregulacją zawodów pojawiło się na przykład stanowisko doradcy zawodowego i pośrednika pracy – główne zawody realizowane w ramach usług rynku pracy. Słyszałem też, że pierwotnie na liście zawodów deregulowanych pojawił się zawód pracownika socjalnego, a więc główne stanowisko z zakresu pomocy społecznej, wykreślono go jednak ze względu na zakulisowe rozgrywki. Profesje występujące w usługach edukacyjnych czy zdrowotnych są obecnie bardzo silne i zaciekle bronione. Należy więc zdać sobie sprawę, że w skład społeczeństwa wchodzą różne grupy zawodowe z różnymi ideologiami, różnym podejściem, metodologią itd. Organisation mix to świadczenia dostarczane przez organizacje i sieci z różnych sektorów. Jeśli wprowadzamy do polityki społecznej inne podmioty, nie tylko publiczne, pojawia się problem związany z tym, jak ów sektor niepubliczny zareaguje na to, że ma do czynienia z państwem, które kontraktuje usługi, które chce zachować konkurencyjność itd. Współcześnie bardzo dużo mówi się o sieciach międzyorganizacyjnych i o tym, jak różne sektory pragną wzmocnić swoją pozycję w odpowiedzi na to, co proponuje państwo. W nowym systemie, gdy za finansowanie świadczeń nie jest odpowiedzialny jedynie państwowy budżet, mogą pojawić się bardzo zróżnicowane źródła finansowania. Bardzo ważny jest tu regulation mix, czyli to, co pojawiło się pod hasłem miękkiego prawa (soft law) i twardego prawa (hard law). W kontekście Unii szczególnie często pojawia się to pierwsze. Unia Europejska długo nie miała i wciąż nie ma twardych narzędzi do regulowania typowej świadczeniowej polityki społecznej. Przyjęto więc otwartą metodę koordynacji – jest ona pierwszym z elementów, który uznawany jest za ważny w myśleniu o innym rodzaju regulacji, niż tylko regulacja państwowa. Mowa też o autoregulacji, jako czymś, do czego państwo powinno zachęcać sektor, zarówno pozarządowy, jak i sektor prywatny. Gdy zastanawiamy się nad tym, jaką wybrać strategię instrumentalną dla polityki społecznej proponowanej przez socjaldemokrację, mamy bardzo szeroką gamę stanowisk, począwszy od stanowisk polegających na tym, że całkowicie wyeliminujemy wybór, jak to jest w przypadku ubezpieczeń społecznych, a przynajmniej w większej ich części. Dopiero na poziomie trzeciego filaru mamy do czynienia z pewnego rodzaju wyborem. Zwraca się uwagę na ukierunkowywanie wyboru poprzez wybory domyślne. Obywatel ma wprawdzie pewien wybór, lecz domyślne wybory określane są przez państwo. Jeżeli ktoś nas zatrudnia, automatycznie przydziela się nas do pracowniczego programu emerytalnego. Mówi się, że w każdym momencie możemy z niego wystąpić, lecz rejestracja przebiega automatycznie. W ten sposób przynajmniej częściowo zwiększa się udział w programach, które wydają nam się ważne dla obywateli. Czy warto przejść od polityki społecznej do polityki rozwoju społecznego, któremu podporządkowana będzie polityka społeczna? Umożliwiłoby to zajęcie stanowiska w
większej liczbie dylematów w dyskursie polityczno-społecznym. Rozwój to współcześnie bardzo popularna idea. Mówi się o rozwoju Polski, o polityce rozwoju itd. Kilka słów o ideologicznej naturze polityki. Można krytykować politykę społeczną w sposób ideologiczny, tak jak robili to neoliberałowie. Ich krytyka wywodziła się z ich wiary w rynek, nie zaś z wyników badań naukowych. Podobnie wiara i poparcie dla welfare state stanowi rodzaj ideologicznej afirmacji. Generalnie, jeden model welfare state może być bardziej skuteczny w zmniejszaniu nierówności, niż drugi. Część krytyki feministycznej skierowana na welfare state dotyczyła tego, iż welfare state wspierało patriarchalny model rodziny, co było wyraźnie nieegalitarne. Co z ideologiczna konstrukcją modelu polityki społecznej? Skoro wyznajemy ideologię socjaldemokratyczną, powinniśmy stworzyć opartą na niej strategię rozwoju. Zadanie to składa się z dwóch etapów. Najpierw musimy określić podstawowe cechy i treść naszej ideologii. Dopiero później możemy przejść do budowania samej strategii. Realizując ją w praktyce zaczynamy często modyfikować nasze zasady ze względu na ich praktyczną nieprzydatność. Ideologia może być przekonująca, lecz praca polityczna polega głównie na tym, by w praktyce osiągnąć dane cele według ideologicznego zamierzenia. Powrócę do teorii końca ideologii. W dyskusji o polityce społecznej ma ona uzasadnienie w teoriach polityki społecznej. Część teoretyków zwracała uwagę na to, że polityka społeczna kształtuje się głównie pod wpływem determinant niezależnych od ideologii, lecz raczej od industrializacji, od wzrostu gospodarczego, od korelatów demograficznych, od starzenia się społeczeństwa itd. Obecnie argument demograficzny jest tak przemożny, iż można za jego pomocą uzasadnić właściwie wszystko. Społeczeństwo się starzeje – to są twarde fakty. Polityka rządu odpowiada na twarde fakty i na brak odpowiedzi w kwestiach związanych z rzeczywistością. Można by mówić tu o determinizmie socjologiczno-demograficznym. Występuje on rzecz jasna obok determinizmu o charakterze gospodarczym czy technologiczno-gospodarczym. Mówi się, że współczesny świat i jego gospodarka opiera się na przepływach kapitału, na Internecie itd., przez co rynek pracy musi się dostosować. Stąd według teorii końca ideologii wątki związane z interesami, ideologiami, różnymi kulturami nie mają znaczenia, wszystko bowiem musi być podporządkowane logice deterministycznej. Z drrugiej strony istniała też teoria wyjaśniająca politykę społeczną poprzez polityczną mobilizacje klasy robotniczej. W krajach najbardziej zdominowanych przez partie socjaldemokratyczne, które ściśle współpracowały ze związkami zawodowymi najbardziej rozwinęło się welfare state, które znamy. W tym wypadku mamy do czynienia ze wskazaniem bezpośredniej roli ideologii socjaldemokratycznej w pobudzaniu i mobilizowaniu klasy robotniczej. Pytanie: czy w dzisiejszych czasach nie jest to już przeszłość, do której nie ma powrotu? Jak bowiem współcześnie mobilizować klasę robotniczą? Kim właściwie jest obecnie klasa robotnicza?Mamy przecież do czynienia z bardzo różnymi zawodami w różnych sektorach. Rozmaite grupy mają odmienne interesy i często nie mają ze sobą wiele wspólnego lub wzajemnie się zwalczają. To bardzo interesujący aspekt całej sprawy. Prawdopodobnie spotkali się państwo z określeniem „prekariat”, opisującym nową klasę, do której można próbować odwoływać się w polityce socjaldemokratycznej. Guy Standing, zwolennik powszechnego dochodu europejskiego stawia tezę, że to właśnie na prekariacie można oprzeć swoją aktywność. W polityce socjaldemokratycznej od kilku dziesiątków lat poszukuje się grupy, która zastąpiłaby klasę robotniczą jako główny społeczny nośnik zmian. Przy opracowywaniu polityki społecznej można odnieść się do wartości. Na klasyczny trójkąt wartości składa się wolność, równość i solidarność. Występują również rozmaite kombinacje tych poszczególnych wartości. Można wskazać przynajmniej trzy modele demokracji: inkluzywną, którą łączy wolność i równość; dualistyczną, bardziej nastawioną na połączenie wolności i solidarności; partycypacyjną, skupioną wokół
połączenia solidarności i równości. Wartością nadrzędną dla socjaldemokracji jest równość. Jeśli jednak skupimy się na równości, pojawia się dyskusja na temat definicji równości, jej zakresu i wymiaru. Istnieje więc spór pomiędzy tymi, którzy popierają prostą równość, a zwolennikami złożonych zasad sprawiedliwości. Czyli przy samej równości mamy do czynienia z odmiennymi poglądami. Egalitaryzm można uzasadniać na różne sposoby. Może też istnieć socjaldemokratyczna interpretacja wolności, a więc autonomia – klasyczna socjaldemokratyczna koncepcja wolności. Podobnie możemy przedstawić nasz pogląd na solidarność lub wspólnotowość. Określamy jednocześnie naszą tożsamość. Socjaldemokraci jako grupy robotnicze, pracownicy najemni, a może obywatele walczący, którzy wychodzą na ulicę, walcząc o jakieś cele. Jeżeli chodzi o przestrzeń sporów ideologicznych, wydaje mi się znacznym uproszczeniem wprowadzanie podziału na socjaldemokrację i neoliberalizm, czyli wszystko co sprzeczne z naszymi poglądami. Neoliberalizm staje się wtedy pewną łatką, którą przyczepiamy rozmaitym zjawiskom i poglądom wywodzącym się z różnych nurtów. Na Zachodzie od lat 80. dominująca dyskusja ideologiczna prowadzona była między komunitarystami, a liberałami, przynajmniej na poziomie filozofii politycznej. Jako socjaldemokraci możemy powiedzieć, że jesteśmy lewicowymi komunitarystami. Po stronach komunitarystów istnieją też przy tym siły, które podkreślają rolę narodu, kościoła, a więc tacy, z którymi nie chcemy się zbytnio identyfikować. Interesujący jest też spór między etatyzmem a leseferyzmem. Niektórzy twierdzą, iż jest on już przestarzały. Myślenie w kategoriach państwo kontra rynek po zmianach wprowadzonych przez politykę neoliberalną nie wnosi już specjalnie wiele. Wiadomo, że rynek musi być regulowany. Nikt nie próbuje już wprowadzać utopii opartej o nieregulowany przez nikogo rynek. Idea rynków regulowanych jest obecnie bardzo silna. Mamy publicznego regulatora, który pośrednio, za pomocą rozmaitych instrumentów, reguluje rynek, często stworzony sztucznie przez państwo. W przypadku konfliktu między elitaryzmem a egalitaryzmem bardzo łatwo jest opowiedzieć się po stronie tego drugiego. Istnieje też spór demokratyzm kontra autokratyzm (technokratyzm). Przykład dyskusji między Prof. Balcerowiczem a Ministrem Rostowskim o reformie OFE to przykład dyskusji technokratów. Eksperci dyskutują o tym, jak zmienić system. Natomiast bardzo ważną ideą wydaje się być współcześnie radykalizacja ruchów demokratycznych, a więc zwracanie uwagi na rolę demokracji bezpośredniej, ulicznej, która wystąpiła w różnych krajach pod postacią ruchów oburzonych. W ramach typowej polityki społecznej demokratyzm może również występować wtedy, gdy mamy na przykład publiczne szkoły, bardzo silnie kontrolowane przez rodziców. Wtedy rodzice stają się nośnikiem demokracji. OFE czy system zabezpieczenia społecznego również mogą kontrolować ci, którzy bezpośrednio z niego korzystają. Powinniśmy więc zastanawiać się nad definicją etatyzmu, kolektywizmu, demokratyzmu czy egalitaryzmu w ujęciu socjaldemokratycznym. Można podejść do tej kwestii w sposób uproszczony – równość kontra efektywność, bezpieczeństwo kontra elastyczność. Klasyczna socjaldemokratyczna polityka społeczna to bezpieczeństwo i równość. To, co nazwałem neoliberalną polityką społeczna to efektywność i elastyczność. Przy takiej konstrukcji nie można jednak mówić o flexicurity, bo bezpieczeństwo i elastyczność znajdują się na skrajach biegunach. Naczelna wartość ekonomistów to różnie rozumiana efektywność. W najprostszych ujęciach chodzi o wzrost zamożności średniej. Jeżeli realizujemy wzrost zamożności średniej, możemy mówić o efektywności. W myśleniu bardziej prakseologicznym chodzi tutaj o porównywanie kosztów z korzyściami. Wysoką efektywność osiągamy wtedy, gdy koszty są niewielkie, a osiągnięcia spore. Do PKB ma się to tak, że oceniamy ile wydajemy na polityki publiczne lub politykę gospodarczą, i jaki mamy wzrost gospodarczy. Wtedy rząd, który wydaje mało na politykę gospodarczą czy publiczną, a osiąga bardzo duży wzrost, jest uznany za
bardzo efektywny. Równość i efektywność w ekonomii zazwyczaj występują na przeciwległych biegunach. Skoro nie można skonstruować flexicurity jeżeli uznamy, że elastyczność i bezpieczeństwo również stanowią przeciwieństwa, to jak połączyć bezpieczeństwo (protection) i równość (equality), by osiągnąć coś w rodzaju protequality? Możemy stworzyć nowe pojęcie i przedstawić jako alternatywę. Na poziomie myślenia socjaldemokratycznego, szczególnie w kwestii taktycznych narzędzi możemy wystąpić z czymś, co dobrze brzmi i stanowi alternatywę dla flexicurity i dla flexplotation czyli połączenia elastyczności i wyzysku. Można myśleć również w ramach opozycji liberalizm praw i komunitaryzm obowiązków. Zestawienie praw i obowiązków było bardzo popularne w dyskusjach anglosaskich. Komunitarianie występowali z programem, który kładł nacisk na obowiązki. Myśląc w kategoriach tożsamościowych, definiujemy grupę, wobec której powinniśmy być lojalni, wobec której mamy jakieś obowiązki. Liberalizm praw to postawa często uznawana za alternatywę dla neoliberalizmu. Chodzi tu o myślenie w kategoriach praw człowieka i obywatela, szczególnie praw zintegrowanych. Bierzemy więc pod uwagę nie tylko prawa polityczne i osobiste, ale również ekonomiczne, społeczne i kulturowe. Skoro zaś jako obywatel mam pewne prawa, żądam możliwości realizacji tego prawa. Moją postawę można uznać za roszczeniową, kiedy najpierw wymagamy spełnienia obowiązków, dopiero potem zaś możemy skupić się na realizacji praw. W myśleniu socjaldemokratycznym najpierw oczekujemy realizacji podstawowych praw, które umożliwią nam spełnianie obowiązków. Dla równości szans potrzebny jest duży zakres redystrybucji. Musimy przekazać przez budżet polityki społecznej i publicznej dużo pieniędzy aby osiągnąć równość czy egalitarne cele. Możemy też mówić o różnych odmianach socjaldemokratycznego stanowiska: na przykład lewicowy komunitaryzm czy centrowy komunitaryzm. Pojawia się też dyskusja pomiędzy lewicowymi komunitarystami a lewicowymi liberałami. „Lewicowy liberał” nie brzmi zbyt dobrze, chodzi jednak o postawę odnośnie prawa jednostek – najpierw prawa, potem zaś tożsamość i obowiązki. Większość dyskusji odnośnie socjaldemokracji stanowią dyskusje na tle przemiany starej Labour Party w nową Labour Party. Duża część teoretyków zaczęła zastanawiać się nad tym, czym różni się nowa socjaldemokracja od starej. Często określało się teorię Trzeciej Drogi Giddensa jako neoliberalizm pod przykrywką. Moim zdaniem wcale tak nie jest. Politycy Trzeciej Drogi chcieli zwyczajnie zastosować nową metodę osiągania celów o proweniencji socjaldemokratycznej. Nazywanie ich neoliberałami pod przykrywką to bardzo duże uproszczenie. Gdzie bowiem szukać dzisiaj socjaldemokratów, skoro większość podążyła Trzecią Drogą, łącznie z socjaldemokratami niemieckimi? Pozostają jedynie partie bardziej lewicowe, niż socjaldemokraci, często obracające się w sferach bliskich populizmowi. Oczywiste jest, że pewne cechy modelu socjaldemokratycznego nie występują w modelu konserwatywnym albo w liberalnym. Jednym z nich jest pojęcie dekomodyfikacji – na ile polityka społeczna, w szczególności polityka socjalna, zapewnia nam niezależność materialną naszego gospodarstwa domowego od naszej sytuacji na rynku pracy. Defamilizacja to zależność naszej sytuacji materialnej od naszego statusu rodzinnego. Polityka degenderyzująca, prowadzona m.in. w Szwecji, nastawiona jest na równość płci i na oddzielenie roli społecznej jaką odgrywamy od płci. Model socjaldemokratyczny może występować w ujęciu dynamicznym. Przypisywanie Danii do modelu socjaldemokratycznego było w 1985 roku wątpliwe, w państwie tym panował bowiem model po części konserwatywny, po części socjaldemokratyczny. W 2002 roku zanotowano pewną zmianę. Dania podążyła w kierunku modelu hojnego workfare, które w kręgach socjaldemokratycznych nie najlepiej się kojarzy. Niektórzy przeciwstawiają workfare aktywnej polityce społecznej.
Jeżeli szukamy prawdziwie socjaldemokratycznego modelu, w 2002 roku reprezentowała go przede wszystkim Norwegia. Belgia, podobnie jak Holandia, przechodzi powoli z modelu konserwatywnego do modelu socjaldemokratycznego. Pojawia się więc kwestia przynależności modelowej. Gdzie szukać wzorów prawdziwego socjaldemokratyzmu? Jeżeli bierzemy pod uwagę dłuższy horyzont czasowy, możemy natrafić na pewne kłopoty. Komisja Europejska promuje model flexicurity, którego przykładem są głównie Dania i Holandia. Kiedy uda nam się ustalić, z jakiego modelu pragniemy korzystać, pojawia się kwestia tego, do jakiej organizacji międzynarodowej mamy się odwołać, by go promować. Po przeprowadzeniu analizy w pierwszej połowie lat 90., nie istniała organizacja, która promowałaby na forum międzynarodowym podejście typowo socjaldemokratyczne. Już wtedy nie był też reprezentowany prawdziwy liberalizm – Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy OECD tylko historycznie można przypisać do tego modelu, gdyż już wtedy organizacje te zmieniały swoje stanowisko. Nie podkreślali roli rynku, rezygnując z polityki społecznej, lecz wprowadzali już pewne formy polityki społecznej. Charakterystyczne jest też podejście Banku Światowego, który niegdyś proponował program dostosowania strukturalnego, bez zwracania uwagi na ubóstwo. Po 10 latach krytyki jego podejście zmieniło się. W swojej misji Bank Światowy wymienia walkę z międzynarodowym ubóstwem. Miałem dziś okazję rozmawiać z przedstawicielem Banku Światowego na kraje bałtyckie i Polskę. Zastanawiał się on, czy Bank Światowy nie powinien wkroczyć również do Polski, właśnie ze względu na walkę z ubóstwem. Jak już wspominałem, po drugiej wojnie światowej budowano welfare state bez specjalnego zaplecza filozoficzno-teoretycznego. Nie było ono wtedy potrzebne – wystarczały programy partii politycznych i dokumenty o charakterze strategii politycznej. W latach 70. i 80. ten konsensus się załamał, nie tylko przez neoliberalną krytykę, ale również przez krytykę ze strony ruchów radykalnie lewicowych. Dla ruchu studenckiego i feministycznego welfare state nie było tym, z czym kojarzyła się walka w duchu lewicowym. Odrodziła się myśl o charakterze rewolucyjnym. W latach 90., w związku z atakami na welfare state pojawia się ruch obronny. Uczestniczyłem w działalności tego ruchu, publikując książkę, w której atakowałem krytyków welfare state, twierdząc, iż ich argumenty są słabe i nieprzekonujące. Odwoływałem się do tych, którzy uzasadniali niezbędność państwowej polityki społecznej. Było to jednak jedynie reagowanie na atak. W polityce lat 90. obrona istniejącego stanu rzeczy nie była najważniejsza. Rozpoczęła się fala reform, w związku z czym, w chwili gdy występujemy w opozycji wobec proponowanych zmian, jesteśmy zmuszeni przedstawić własną alternatywę. Na scenie lewicowej istniały dwa stanowiska. Jedni skupiali się na obronie istniejącego stanu rzeczy przed atakami krytyków, drudzy zaś zaczęli myśleć o tym, że być może istotnie należy coś zmienić, choć może nie zgodnie z tym, co proponują krytycy. Krytycy zaś na początku byli bardzo radykalni – proponowali demontaż, pełne wycofanie się; ogłaszali koniec welfare state itd. Radykalna lewica proponowała zaś rewolucje, przewrócenie wszystkiego do góry nogami. Ich propozycje również były niezbyt przemyślane, przynajmniej na początku. Współczesny konsensus wyraża głównie postawa Komisji Europejskiej i innych wpływowych środowisk. Co charakterystyczne i co odróżnia ten konsensus od neoliberalizmu, to zwrócenie uwagi na kapitał ludzki jako podstawowe zagadnienie jeśli chodzi o rynek pracy. Zwraca się więc uwagę na to, że polityka społeczna może być dobra dla gospodarki. Nie chodzi tu o każdy element polityki społecznej, lecz jedynie o te bardziej aktywne, związane z edukacją itd. Pojawia się wątek flexicurity, który, jeśli chodzi o elastyczność, jest raczej bliski podejściu neoliberalnemu. Jedyną różnicą jest tu idea bezpieczeństwa, a bezpieczeństwo w ujęciu duńskim czy holenderskim to również zapewnienie bardzo wszechstronnych usług aktywizacji zawodowej związanej z kształceniem ustawicznym itd. Pojawia się też hasło gospodarki opartej na wiedzy –
neoliberałowie również myślą w tych kategoriach. Jednocześnie podkreśla się, że polityka społeczna nie jest jedynie kulą u nogi, lecz jest ważna dla osiągnięcia sukcesu gospodarczego, szczególnie na rynku pracy, jeśli chodzi o poziom zatrudnienia. Pojawiają się hasła takie jak „inkluzja społeczna” – znana w Polsce jako „integracja społeczna” albo „aktywna integracja” w kontekście Programu Operacyjnego – Kapitał Ludzki – i „jakość zatrudnienia”. Tam, gdzie mamy umowy śmieciowe, gdzie proponuje się prace, które nie zapewniają podstawowego bezpieczeństwa socjalnego, mówimy o niskiej jakości zatrudnienia. Chodzi więc o to, by zapewnić zatrudnienie o przynajmniej minimalnej jakości. Promuje się państwo upodmiotowiające, inwestycje społeczne, nie demontaż welfare state, lecz jego przekształcenie, inwestowanie w kapitał ludzki. To ostatnie zakłada u nas Program Operacyjny – Kapitał Ludzki. Wcześniej istniał w Polsce Sektorowy Program Operacyjny – Rozwój Zasobów Ludzkich. Następuje więc ewolucja od zasobów ludzkich do kapitału ludzkiego. Poza tym postuluje się o rozwój usług społecznych – o czym wspomniałem – kształcenie ustawiczne, edukacja, flexicurity jako alternatywa dla workfare itd. Pytanie: czy to nam wystarcza? Większość dyskusji toczy się w ramach obecnego konsensusu. Na najważniejszych konferencjach i w rozmaitym dyskursie mówi się raczej językiem współczesnego konsensusu, niż językiem znanym nam z paradygmatu keynesowskiego. Oczywiście w ekonomii wciąż istnieją rozmaite nurty neokeynesowskie. Należy jednak zastanowić się, czy my, jako socjaldemokraci, powinniśmy wpisać w obecny nurt i działać w jego ramach, sprzeciwiając się na przykład bardziej amerykańskiej wersji workfare, promując zamiast tego aktywizacyjną politykę innego rodzaju. Możemy więc dołączyć do konsensusu, szukając zhumanizowanych wersji polityki społecznej w różnych wydaniach i nie kontestując go. Mimo to, radykalna lewica twierdzi, że obecny konsensus to jedynie przykrywka dla neoliberalizmu, prowadząca do takich samych konsekwencji jak czysta polityka neoliberalna. W artykule z 2003 roku T. Fitzpatrick zastanawia się nad alternatywą dla nowego paradygmatu, który wykraczałby poza produktywizm. Głównym problemem w omówionym przed chwilą konsensusie jest bezrobocie i to, czy polityka społeczna jest dobra dla gospodarki. Zatrudnienie i rynek pracy uznaje się za najlepsze rozwiązanie dla wykluczenia społecznego. Wszystko obraca się wokół gospodarki, rynku pracy, problemu bezrobocia itd. Taką postawę nazywa się paradygmatem produktywistycznym, związanym ze wzrostem gospodarczym jako jednym z głównych celów, ale i środków realizowania polityki społecznej. Z kolei budżet polityki społecznej zależy od wzrostu gospodarczego. Socjaldemokratyzm podążający za paradygmatem produktywistycznym cechują te same ograniczenia, co produktywizm. Jeżeli produktywizm nie jest w stanie dostatecznie strzec interesów tych, którzy znajdują się poza rynkiem pacy, nie jest w stanie dostatecznie dochować interesów związanych ze środowiskiem naturalnym, być może powinniśmy zastanowić się nad nowym rozwiązaniem. Przyszłe pokolenia powinny mieć prawo do tego, by mieć co najmniej takie same możliwości jakie obecnie mamy my. W związku z tym, możemy zastanawiać się nad postproduktywistycznym paradygmatem, który pozwoliłby nam w odpowiedni sposób docenić wartości o charakterze emocjonalnym i ekologicznym. Głównym celem takiego paradygmatu byłoby nadać pierwszeństwo wartościom o charakterze bardziej podstawowym niż ekonomiczny. Wartości emocjonalne, określone przez Fitzpatricka jako emotional values, oznaczają opiekę sprawowaną poza rynkiem. Fitzpatrick proponował obywatelskie minima w różnych wymiarach. Wspomniałem o Guyu Standingu, który proponuje powszechny dochód obywatelski w ramach alternatywy dla klasycznego welfare state. Jak my, socjaldemokraci, którzy mamy sentyment do klasycznego welfare state mamy odnieść się do bardzo ostrej krytyki przedstawianej przez zwolenników powszechnego dochodu obywatelskiego? Możemy zastanawiać się nad tym, na ile można połączyć powszechny dochód obywatelski i pozostałe aspekty polityki
społecznej w jej klasycznym, bądź zmienionym, ale jednak trwałym w swojej istocie wymiarze. Obywatelskie minima można rozumieć nie tylko w wymiarze dochodowym, ale i w edukacyjnym, a także w innych wymiarach. W opiece zdrowotnej czasem mówi się o koszyku świadczeń gwarantowanych. Możemy też zacząć doceniać pożyteczną aktywność niezwiązaną z udziałem na rynku pracy. Klasyczne postulaty feministek zachęcają do wzięcia pod uwagę pracy domowej kobiet. Można też rozpatrzeć kwestię demokratyzacji deliberacyjnej, a więc procesów deliberacji dyskusji na drodze do osiągnięcia konsensusu z bezpośrednimi beneficjentami i adresatami danej polityki. Przy opracowywaniu socjaldemokratycznej wizji dobra jednostki należy zdefiniować owo dobro. Dopiero z tej perspektywy można dokonywać diagnozy problemów. Diagnoza to porównanie tego, co jest, z normatywną wizją tego, co powinno być. Jeśli nie dysponujemy normatywną wizją, nasza diagnoza sprowadza się do przypadkowych zestawień liczb i dowodów na to, że mamy rację, gdyż proponujemy dane rozwiązania. Mając jednakże wypracowaną socjaldemokratyczną wizję dobra jednostki i społeczeństwa możemy przeprowadzić prawdziwą diagnozę, sformułować cele i działania socjaldemokratycznej strategii rozwoju. Uwzględnienie kontekstu jest tu bardzo ważne – konsekwencje wynikające z kontekstu wpływają na politykę społeczną. OECD stwierdziło ostatnio zbyt gwałtowne zwiększenie się nierówności – znalazło się więc w dyskursie socjaldemokratycznym, co dla mnie bardzo paradoksalne. Oto OECD wydaje nagle dwa poważne raporty na temat wzrostu nierówności i sugestii naprawy sytuacji. Ta zmiana może być bardzo pozytywna dla strategii socjaldemokratycznej, nastawionej na egalitaryzację. Wielu ludzi lewicy uznało narastające nierówności, prekaryzację itd. za szansę przedstawienia swoich postulatów. Kwestią otwartą jest to, jak wykorzystać tę szansę, jak nie dać się zastąpić populistom czy prawicy – ona bowiem również operuje językiem nawiązującym do zagadnień społecznych. Jest to zresztą kolejny aspekt dyskusji o końcu ideologii – wszystkie partie używają tych samych argumentów i podobnych zwrotów, w związku z czym bardzo trudno zabiegać o elektorat. Nawet Donald Tusk, gdy mówi o cięciach, apeluje o cięcia sprawiedliwe społecznie. Jaki model rozwoju powinniśmy wybrać? Dla socjaldemokratów kluczowa jest sprawiedliwość. Być może warto rozważyć model jednowymiarowy. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę wartości ekologiczne, nasze podejście stanie się dwuwymiarowe. W wielu polskich dokumentach znajdują się zapisy odnośnie tego, iż powinniśmy realizować zrównoważony rozwój. Czy jednak wątek ekologiczny jest w polskiej polityce brany na poważnie? Mamy też do czynienia z wyborem paradygmatów i postaw filozoficznych. Jak definiujemy dobro człowieka? Czy myślimy w kategoriach obiektywistycznych, czyli skupiających się na zaspokajaniu potrzeb wyznaczanych przez ekspertów, czy w kategoriach subiektywistycznych, podług których dobro człowieka realizuje się zgodnie z jego preferencjami? Koncepcja feministyczna sformułowana w ramach dyskusji feministycznych i na łamach „Feminist Economics”, odwołuje się do teorii capabilities i functionings Amartyi Sena. Capabilities to wszystko to, czym możemy się potencjalnie stać, kim możemy być i co możemy osiągnąć w ramach naszej wolności. Functionings to nasze osiągnięcia, a więc to, kim faktycznie jesteśmy i to, czego faktycznie dokonamy. Poszukując nazwy równie interesującej jak pojawiająca się w raporcie Polska 2030 nazwa „model polaryzacyjno-dyfuzyjny”, wymyśliłem model „intergracyjnoredystrybucyjny”. Już na poziomie nazwy jest to atrakcyjna alternatywa. Ideę tę opieram na prawach człowieka, na prawie do sensownego udziału w rozwoju. Nie jest to, co prawda, klasyczne prawo trzeciej generacji. Odwołuję się tu do prawa do rozwoju w takim ujęciu, jak to wymienione w deklaracji ONZ z lat 80. o prawie do rozwoju. Teraz należałoby to ująć w kategoriach welfare state, do idei którego jestem bardzo przywiązany. W Polsce, w okresie transformacji, mieliśmy emergency welfare state czyli próbę zachowania części welfare state z systemu komunistycznego. Główne wątki regularnego welfare state to
usługi społeczne, chociaż mogą one równie dobrze oznaczać świadczenia pieniężne. Pojawia się tu też pełne zatrudnienie, nie workfare, lecz powrót do pełnego zatrudnienia, również wśród osób niepełnosprawnych. Następny jest rozwój społeczny, czyli zejście na poziom społeczności lokalnej. Połączenie tych idei doprowadziłoby do powstania modelu integracyjno-redystrybucyjnego. Przechodząc z regular welfare state do postproductivist welfare state, możemy też uwzględnić wartości emocjonalne i środowiskowe, a także wartości gospodarcze, jako jeden z cennych elementów, nie zaś jako priorytet.