MARZEC 2016
katolicki magazyn formacyjny
n r
3
( 1 0 5 ) CENA 4,80 zł
w tym 5% VAT
ISSN 2299-7679 NAKŁAD 10 tys.
TEMAT NUMERU: Jak rozmawiać z dziećmi? str .
8-13
TU DZIAŁA BÓG Polska wyspa władców str .
18
ŚLUBY JASNOGÓRSKIE Tajemnica Prymasa str .
24
ŻYCIE Z PASJĄ Śniadanie dla duszy str .
Wiara to nie tatuaż z rybą
15
Janek Mela
Ambasador ŚDM, zdobywca obydwu biegunów, w dzieciństwie stracił rękę i nogę.
Żołnierze wyklęci: „Nie jesteśmy bandą” – Łukasiak & Graniak
s t r
. 16
str. 30-33
PA P I E Ż F R A NC I S Z E K Pamiętajmy, że najcenniejszym darem dla dzieci nie są przedmioty, ale miłość rodziców. I to nie tylko miłość wobec dzieci, ale miłość rodziców do siebie, to znaczy ich związek małżeński. To jest wielkie dobro dla was i również dla waszych dzieci! Nie zaniedbuj swojej rodziny! Należy przede wszystkim pielęgnować małżeńską winorośl, która was związała, dbając jednocześnie o relacje z dziećmi, troszczyć się o ludzi bardziej niż o przedmioty. Porozmawiaj ze swoimi dziećmi, wysłuchaj, zapytaj, co myślą. Dialog między rodzicami i dziećmi jest bardzo dobry! Sprawia, że dzieci wzrastają ku dojrzałości. Postawmy na miłosierdzie: w codziennych relacjach między mężem i żoną, między rodzicami i dziećmi, braćmi i siostrami. Papież Franciszek, spotkanie z pracownikami Stolicy Apostolskiej i Państwa Watykańskiego wraz z rodzinami, 21 grudnia 2015 r.
1 marca Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”
8 marca Międzynarodowy Dzień Kobiet
13 marca trzecia rocznica wyboru Papieża Franciszka
19 marca Uroczystość św. Józefa
21 marca Światowy Dzień Poezji
25 marca Dzień Świętości Życia
27 marca
Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego
Opłakiwanie ze świętymi i donatorem, Rogier van der Weyden (1399-1464), olej na desce dębowej, muzeum Mauritshuis w Hadze.
w
Słuchając dzieci
WSTĘP
ks. Janusz Stańczuk
2
redaktor naczelny, wykładowca teologii pastoralnej, rekolekcjonista, autor homilii, baśni i opowiadań dla dzieci
W świecie istnieje potężna nadprodukcja słów. Umiera sztuka słuchania. A przecież najważniejsze z przykazań, jakie Bóg skierował do człowieka, zaczyna się: „Shema!” – czyli: „Słuchaj! Słuchaj Boga!”. Bóg natomiast przemawia w różnorodny sposób: przez Biblię i liturgię, ale także przez naturę i drugiego człowieka. A jednym z najpiękniejszych Bożych słów są dzieci. Tak, właśnie dzieci. Bóg mówi w nich do Ciebie, że podzielił się darem życia i zaufał, że go nie zmarnujesz. Wspominając o dzieciach, kard. Stefan Wyszyński zauważył: „Może stu inżynierów postawić tysiące kombinatów fabrycznych, ale żadna z tych budowli nie ma w sobie życia wiecznego”. Zapraszamy więc dzisiaj do refleksji nad tematem: „Jak rozmawiać z dziećmi, jak słuchać i rozumieć? Jak znaleźć wspólną falę?”. Dla nas, chrześcijan, wychowanie dzieci to problem nie tylko pedagogiczny i rodzinny, ale w dłuższej perspektywie zanurzenie w Bożych pomysłach na istnienie świata. Słuchajmy więc dzieci, nawet gdy nic nie mówią. Milczenie jest także częścią dialogu.
FOT. ARCHIWUM, J. GRABOWSKA/FEBE, WIKIPEDIA
m a r ze c
w y d a w c a
Wydawnictwo Sióstr Loretanek
ku! oku! boo Face na nas Polubna ebo fac na s lub Pofaceb D ook.com/pages/ TA K-RO Z I N I E
str. 12
dyrektor wydawnictwa s. Andrzeja Cecylia Biała CSL adres wydawnictwa i redakcji ul. L. Żeligowskiego 16/20 04-476 Warszawa redakcja tel. (22) 673-50-96 www.loretanki.pl/wydawnictwo
sekretarz redakcji
s. Maria Małgorzata Miannik CSL takrodzinie@loretanki.pl projekt makiety
Justyna Grabowska
r e d a k c j a
redaktor naczelny
ks. dr Janusz Stańczuk
str. 4
str. 27
opracowanie graficzne, skład
Joanna Jarco
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów nadsyłanych tekstów.
T Y M
N U M E R Z E
wywiad
P r y m a s Ty s i ą c l e c i a
Pacjent to nie wróg!
Tajemnica Prymasa
4-6
rok miłosierdzia
Nagich przyodziać
Konkurencja dla rodziców 2 5
Ugryź się w język 8 - 9 Jak słuchamy i jak mówimy? Tak Bóg z dziećmi rozmawia
teologia ciała Jana Pawła II
„C” jak czystość
10-11 12-13
26
kształtowanie sumienia dziecka
Do kogo są podobne dzieci?
ankieta
Jak uczyć dzieci rozmowy z Bogiem?
15
dylematy moralne 28-29
w co i po co wierze?
Światowe Dni Młodzieży
Doskonale niedoskonali
16-17
Zbawiciel, czyli kto?
18-19
30-31
komiks
Brygada Śmierci
wychowanie
Bez pracy nie ma miłości
29
historia nieznana
Nie jesteśmy bandą
tu działa Bóg
Wyspa władców
14
27
Miejsce dzieci jest w rodzinie
życie z pasją
Modlitwa
24-25
problemy społeczne
7
temat numeru
FOT. NA OKŁADCE FUNDACJA JAŚKA MELI POZA HORYZONTY
konto PKO BP IV/O W-wa 74 1020 1042 0000 8102 0009 6396
W nr 3 (105) MARZEC 2016
prenumerata tel. (22) 427-34-27, 673-58-39 fax 612-93-62
str. 18
str. 8
20-21
32-33
rozwój duchowy małżonków
różności
Z nosem w pieluchach
Kuchnia siostry Faustyny, Film, Trudne pytania, Polecamy, W co się bawić? 2 2 - 2 3
komentarze do Ewangelii
34
Na niedziele i Triduum Paschalne
34-35
Posłuchaj na naszej stronie internetowej www.takrodzinie.pl/dzwieki Rozmowy z Krystyną Romanik – żoną, matką czworga dzieci, babcią siedmiorga wnucząt, pedagogiem, prowadzącą warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców, nauczycieli i wychowawców – i ks. Adamem Bajorskim – Misjonarzem Świętej Rodziny prowadzącym rekolekcje dla narzeczonych, małżeństw i rodzin w ośrodku rekolekcyjnym w Kazimierzu Biskupim.
t
W Y WIAD
rozmawiała Marta Dzbeńska-Karpińska
Tata kochał swój zawód. Kiedyś 2 tygodnie siedział non stop w szpitalu przy duszącym się dziecku. To było biedne dziecko ze wsi. Nie było takich antybiotyków ani aparatury jak dziś, więc tata co parę godzin robił bronchoskopię, ratując mu życie.
MARTA DZBEŃSKA-KARPIŃSKA z wykształcenia politolog i menadżer, absolwentka Studium Fotografii ZPAF, od 2005 roku zawodowo zajmuje się fotografią, mieszka w Warszawie z mężem i trójką dzieci
4
Czym wyróżniało się dzieciństwo w takim medycznym domu? MR: W dużej mierze wychowałam się w szpitalu, wokół spraw związanych z zawodem rodziców. Mama dyżurowała, tata dyżurował, a my z siostrą kręciłyśmy się między pielęgniarkami i salowymi, bawiłyśmy się na szpitalnych podwórkach. Do dziś mile wspominam ładne podwórko szpitala przy ul. Kopernika. Tata nigdy nie kończył pracy tak jak ojcowie moich koleżanek. W socjalizmie pracowało się od 8.00 do 16.00. Tata wracał najczęściej o 22.00, co na tamte czasy było rzadkie. Jakim lekarzem był Pani ojciec, dr Eugeniusz Grzegrzółka? MR: Tata kochał swój zawód. Kiedyś 2 tygodnie siedział non stop w szpitalu przy duszącym się dziecku. To było biedne dziecko ze wsi. Nie było takich antybiotyków ani aparatury jak dziś, więc tata co parę godzin robił bronchoskopię, ratując mu życie. Tylko koszule na zmianę nosiliśmy mu do szpitala. To budziło refleksję. Mój ojciec był przyjacielem pacjentów. Zawsze mi powtarzał: „Marta, pamiętaj, pacjent jest twoim wielkim przy-
jacielem, tylko zachowuj się!”. Teraz często panuje nastawienie, że pacjent jest potencjalnym wrogiem. To bardzo zubaża relację lekarz-pacjent. Ja otrzymałam inny przekaz: jest przyjacielem. Gdy mu okażesz chociaż troszeczkę dobra, to zobaczysz, jak do ciebie wróci. I wracało? MR: Do ojca wracało nieprawdopodobnie w różnych sytuacjach. Na przykład gdy poszliśmy do restauracji, nie dano mu zapłacić za obiad: „Panie doktorze, to jest honor dla nas przyjąć pana”. Nie raz tak się zdarzyło. Często tata nie pamiętał poszczególnych przypadków, pacjentów, ale oni go pamiętali. Kiedyś byliśmy bez ojca na Kasprowym Wierchu w restauracji. I słyszymy, jak jakaś matka mówi do swoich dzieci: „Doktor Grzegrzółka zabronił wam tego jeść, i koniec”. Dzieci nawet nie zaprotestowały. Ojciec przyjmował jeszcze długo na emeryturze, skończył pracować na pół roku przed śmiercią. Ludzie mile go wspominają. Młodzi nazywali go dziadkiem. Na jego pogrzebie płakali, bo stracili przyjaciela. Panie Boże, daj każdemu lekarzowi taki pogrzeb! Wszyscy żałobnicy byli jego pacjentami! Do dzisiaj leczone przez niego dzieci przychodzą na jego grób.
P to n
Czego jeszcze nauczyła się Pani od taty? MR: Kiedyś, jeszcze w czasach rejonizacji, przyjęłam w szpitalu chorego na anginę chłopca, który miał cukrzycę i był w ciężkim stanie. Nie mogłam go przyjąć na oddział chirurgiczny z zakaźną anginą, ale wymagał natychmiastowej pomocy, więc dałam mu kroplówkę gdzieś na kozetce. Dostałam reprymendę od „władz szpitalnych”, z groźbą wyrzucenia z pracy włącznie. Nie wiedziałam, co robić. Oburzona żaliłam się tacie, mówiąc, że działałam z dobrego serca i z najlepszą wiedzą medyczną. Na co ojciec:
marzec 2016
FOT. MARTA DZBEŃSKA- KARPIŃSKA
Moi i męża rodzice, mąż, szwagierka, mąż szwagierki, rodzeństwo teścia – sami lekarze… Tak o swojej rodzinie mówi dr Marta Roszkowska, córka laryngologa dziecięcego Eugeniusza Grzegrzółki.
Tata – lekarz, mama – lekarz, córka – lekarz… Skąd w Pani rodzinie ta pasja do medycyny? M A R TA R O S Z K O W S K A : W rodzinie mamy bardzo wielu lekarzy. Moi i męża rodzice, mąż, szwagierka, mąż szwagierki, rodzeństwo teścia są lub byli lekarzami. Wielu najbliższych znajomych rodziców pochodziło z tego środowiska. To byli ludzie, którzy podczas wojny i po niej cierpieli niedostatek, głód i choroby, a jednak mieli wielką radość życia i prawdziwy szacunek do swojego zawodu, dumę z jego wykonywania. Słuchałam, jak uratowali czyjeś życie, kogoś wyleczyli. W moim rodzinnym domu wszyscy ciężko pracowali, bardzo się kochali i szanowali. Przekaz pokoleniowy jest niezwykle ważny i musi zaprocentować.
Pacjent nie wróg! „Rób, jak ci sumienie każe”. Od razu spadło ze mnie całe napięcie. Zrobiłam to, co mi podpowiedziało sumienie, chociaż taka droga jest często drogą pod prąd.
Kto oprócz taty był dla Pani wzorem? MR: Noszę w sobie obraz teścia – prof. Ireneusza Roszkowskiego, który walczył o życie i dobro swoich pacjentek. Dniami i nocami potrafił czuwać przy pacjentce. Do 40 roku życia mieszkał w szpitalu, w pokoiku przy sali porodowej. To był taki lekarz! Dopiero po ślubie (moją teściową poznał jako studentkę medycyny) wynajął mieszkanie naprzeciwko szpitala. Jego okna wychodziły na salę porodową! Przez wiele lat kierował warszawską Kliniką Położnictwa i Ginekologii przy ul. Karowej. Bardzo wymagający, narzucił dużą dyscyplinę samemu sobie i podwładnym. Był
marzec 2016
wielkim autorytetem medycznym. Historie o nim ludzie opowiadają sobie po dziś dzień. W latach głębokiego komunizmu teść jako znakomity specjalista był konsultantem krajowym ds. ginekologii i położnictwa. Komuniści bardzo napierali na szybkie wprowadzenie ustawy proaborcyjnej. Ustawę, którą miał zaopiniować, przez wiele miesięcy pod różnymi pretekstami przekładał z szuflady do szuflady. Potem przyparty do muru wymyślił zapis, że nie można usuwać pierwszej ciąży. To uratowało wiele istnień, bo najczęściej usuwane są pierwsze ciąże. Kiedy zdjęto go z funkcji konsultanta, prawo aborcyjne zostało bardzo zliberalizowane. Mój mąż wyszedł z takiej rodziny i nasze dwa lekarskie domy się połączyły. Niejednokrotnie dzieci, które na świat przyjmował teść, leczyły się potem u mojego ojca.
Marta Roszkowska, dr n. med., otolaryngolog, córka znanego warszawskiego laryngologa dziecięcego Eugeniusza Grzegrzółki, od 30 lat żona Piotra, profesora położnictwa i ginekologii, z którym poznała się na bloku operacyjnym, mama Marii (29 l.), Stefana (27 l.) i Antoniego (23 l.); uprawia narciarstwo, była mistrzynią Polski w narciarstwie alpejskim (zjazd) w 1975 r.; przez 20 lat pracowała w Szpitalu Bródnowskim, obecnie prowadzi prywatną praktykę w Warszawie.
Jakie znaczenie w kształceniu lekarza ma przykład nauczycieli akademickich? MR: Ich rola jest wielka. Powinni uczyć leczenia i podejścia do pacjenta tak, jak sami chcieliby być kiedyś leczeni przez obecnych studentów. Kiedy wychowanie w domu i edukacja są spójne, to daje bardzo dobre owoce. I nie każdy musi być z rodziny medycznej, żeby wynieść to „coś” – szacunek do człowieka i chęć pomocy. Był czas, że sama uczyłam lekarzy rodzinnych laryngologii. Dziś są bardzo dobrymi specjalistami, cenionymi przez pacjentów. Jestem z nich dumna!
5
Co jest najważniejsze w medycynie? MR: Najważniejsze jest chcieć się „pochylić nad”. Nieważne, czy nad człowiekiem znanym czy nad biedakiem dosłownie wyciągniętym z rowu. Siostry od Matki Teresy z Kalkuty przyprowadzały nam pacjentów znalezionych na ulicy. I trzeba było się nimi zająć. Człowieka trzeba chcieć wyleczyć i zrobić to, jak się umie najlepiej. W medycynie ważna jest czujność i to, żeby nigdy nie mieć za dużej pewności siebie. Wielokrotnie, kiedy wydawało mi się, że jestem w czymś już dobra i nic mnie nie zaskoczy, musiałam szybko weryfikować swoje przekonanie. Kierownik Kliniki Otolaryngologicznej CMKP, gdzie byłam zatrudniona, prof. Jan Kuś, powiedział mi, będąc już na emeryturze, bardzo ważną rzecz: „Marta, w swoim życiu operowałem tysiące pacjentów, uratowałem wielu z róż-
6
FOT. ARCHIWUM DOMOWE
WYWIAD Fotografia rodzinna z 2000 r. Pośrodku Maria i Eugeniusz Grzegrzółkowie oraz ich córki – z lewej Marta z mężem Piotrem i dziećmi (Stefanem, Antkiem, Marią), z prawej Anna i Roger z dziećmi (Stasiem, Germaine, Józiem, Konstancją, Karolem, Ludwikiem, Humbertem i Mari-Aure)
Uratowała pani życie człowiekowi”. Ona otrząsnęła się, nie dowierzając temu, co mówię. To nie jest zwykła praca. Dużo satysfakcji daje możliwość pomocy drugiemu człowiekowi. Na przykład kiedyś trafił do mnie pacjent, któremu zapisano aparaty słuchowe, a okazało się, że to kwestia wygojenia uszu. Zaczął dobrze słyszeć po wielu latach. Takich przykładów jest wiele.
nych strasznych opresji, ale ich nie pamiętam. Ja pamiętam tylko tych, którym zaszkodziłem”. Nie ma lekarzy we wszystkim najlepszych. Nawet jak lekarz jest świetny, to zdarzą mu się pomyłki i niepowodzenia. Ten zawód wymaga dużo pokory i nieustannej czujności. Moja dewiza to: „Zrób, co powinieneś zrobić, jak najlepiej umiesz, a resztę Z trójki Pani dzieci tylko jedno stuzostaw Panu Bogu”. diuje medycynę. Czym dla Pani jest bycie lekarzem? MR: Tak, Stefan jest na szóstym roku. MR: Pamiętam taką sytuację. Nocny W tym pokoleniu w naszej rodzinie dyżur. Nagły telefon z izby przyjęć – jest osiemnaścioro dzieci i tylko on pacjent się dusi. Pobiegliśmy. Pierw- jeden poszedł na medycynę. Ale liczę sza lekarka, anestezjolog, wbiegła na to, że wnuki i prawnuki będą konboso, bo nie zdążyła założyć butów. tynuowały rodzinną tradycję. Zaintubowała pacjenta, a ja już na spokojnie zrobiłam tracheotomię. Spotkałyśmy się później, a ona sieMarta, w swoim życiu operowałem działa smutna i zmęczona po nietysiące pacjentów, uratowałem przespanym dyżurze. Powiedziałam wielu z różnych strasznych jej: „Pani doktor, to jest dobry dzień. opresji, ale ich nie pamiętam. Ja pamiętam tylko tych, którym zaszkodziłem. prof. Jan Kuś
NAUCZANIE KOŚCIOŁA
Pomagaj bliźniemu według swej możności, a uważaj na siebie, abyś i ty nie upadł. Pierwsze potrzeby życia: woda, chleb, odzienie i dom, by osłonić nagość. Syr 29, 20-21
Już w Starym Testamencie wszystkie przepisy prawne (rok łaski, zakaz pożyczania na procent i zatrzymywania zastawu, obowiązek dziesięciny, wypłacanie najemnikom zarobku dziennego, prawo zbierania pozostałych winogron w winnicy i kłosów ze ścierniska) są zgodne z napomnieniem Księgi Powtórzonego Prawa: „Ubogiego bowiem nie zabraknie w tym kraju, dlatego ja nakazuję: «Otwórz szczodrze rękę swemu bratu uciśnionemu lub ubogiemu w twej ziemi»” (Pwt 15, 11). KKK 2449
Udzielaj twego chleba głodnemu, a szat swoich użycz nagim! Ze wszystkiego, co ci zbywa, dawaj jałmużnę, a oko twoje niech nie będzie skąpe, gdy ją dajesz. Kładź chleby twoje na grobie sprawiedliwych, ale grzesznikom nie dawaj. Tb 4, 16-17 Pytały go tłumy: „Cóż więc mamy czynić?” On im odpowiadał: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”. Łk 3, 10-11 Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: „Usiądź na zaszczytnym miejscu!”, do ubogiego zaś powiecie: „Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!”, to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? Jk 2, 2-4
ROK MIŁOSIERDZIA
p BIBLIA
Jednym z najpilniejszych wyzwań, któremu chcę poświęcić uwagę w tym Orędziu, jest globalizacja obojętności. Obojętność wobec bliźniego i wobec Boga jest realną pokusą także dla nas, chrześcijan. (…) możemy pomagać poprzez gesty miłosierdzia, docierając zarówno do bliskich, jak i dalekich dzięki licznym organizacjom charytatywnym Kościoła. Wielki Post jest czasem sprzyjającym temu, aby okazać to zainteresowanie drugiemu, poprzez znak, choćby mały, ale konkretny, naszego udziału w powszechnym człowieczeństwie. Orędzie Ojca Świętego Franciszka na Wielki Post 2015 r.
Nagich przyodziać Dzisiaj ludzie ubodzy nie potrzebują tak jak kiedyś tylu ubrań. Mamy wiele darów w postaci kurtek, butów, ale mało osób po nie przychodzi. Często też nie wiadomo, co z tą darowaną odzieżą zrobić, ponieważ ludzie przynoszą rzeczy, które nie zawsze nadają się do użytku. Pomoc potrzebującym jest naprawdę wymagająca, trzeba się zaangażować i umieć właściwie rozeznawać, a to czasem wiąże się z odmawianiem tym, którzy „żerują” na dobroci innych i nie chcą przyjmować żadnych propozycji pracy. Często odbieram telefony z prośbą o pomoc. Niedawno usłyszałam takie słowa: „Nie mam co dać dzieciom jeść. Jestem samotnym ojcem, żona mnie zostawiła”. Zrobiłam zakupy i zaprosiłam po paczkę żywnościową. Ostatnio ten sam człowiek zadzwonił z pytaniem o buty dla dziecka, bo zrobiło się zimno. I poszłam kupić ciepłe buty. Jest w parafii mężczyzna samotny, chory na raka. Kiedy do niego przychodzę, najpierw pytam,
marzec 2016
czego potrzebuje. Wiele osób, którym pomagam, czeka na mnie z niecierpliwością. Nie tylko dlatego, że przyniosę im coś do jedzenia, ale również dlatego, że z nimi porozmawiam, pomodlę się. „Dlaczego siostry tak długo nie ma?” – często pytają. Z perspektywy 19 lat pracy wśród potrzebujących w parafii dostrzegłam, że człowiek sam pogrąża się w ubóstwie przez odstawianie Pana Boga na bok i stawianie siebie na Jego miejscu. Ucieczką są: alkohol, narkotyki, niepoukładane życie seksualne. Matka, która poczyna dziecko z przygodnym mężczyzną, potem musi włożyć ogromny wysiłek w jego samotne wychowanie. A przecież każde dziecko to radość, każde życie jest święte, każdy człowiek jest piękny. Trzeba tylko przyodziać go w godny strój – miłość! s. M. Domicylla Gurtowska, loretanka. Od 19 lat pomaga ubogim i pracuje w Parafialnym Zespole Caritas parafii MB Zwycięskiej w Warszawie-Rembertowie.
7
k
TEMAT NUMERU JAK ROZMAWIAĆ Z DZIEĆMI?
Nauka aktywnego słuchania często zaczyna się od tego, że rodzice zaczynają się gryźć w język. To bolesny, ale dobry początek. Aleksandra Kubiak
Kiedy uważniej przyglądamy się sobie i temu, jak zwykle mówimy do dzieci, okazuje się, że w naszych wypowiedziach jest wiele komunikatów, które z okazywaniem akceptacji mają niewiele wspólnego. Jakże trudno jest powstrzymać się od udzielania dobrych rad, pocieszania, zaprzeczania uczuciom dziecka czy nadmiernego dopytywania.
POMYŚL O INNYCH
„Natura dała nam dwoje oczu, dwoje uszu, ale tylko jeden język po to, abyśmy więcej patrzyli i słuchali, niż mówili” – autorem tych słów najprawdopodobniej jest Sokrates. Choć tę głęboką i mądrą wskazówkę ludzkość przekazuje sobie od ponad dwóch tysięcy lat, wydaje się, że stosowanie jej na co dzień to jedna z najtrudniejszych umiejętności.
gim człowiekiem. Dla niektórych z nas takie słuchanie ze zrozumieniem jest naprawdę bardzo trudne.
DODAJ SKRZYDEŁ Każdy człowiek, niezależnie od tego, czy jest jeszcze małym dzieckiem czy już bardzo dorosłym, potrzebuje akceptacji. Akceptacja jest wewnętrznym poczuciem bycia kochanym, czyli tym, że ktoś przyjmuje mnie takim, jaki jestem, ze wszystkimi moimi zaletami i wadami, przyjemnymi i nieprzyjemnymi cechami charakteru. Uważne słuchanie, znalezienie na nie czasu to również bardzo dobra okazja do wyzwalania w drugim człowieku poczucia akceptacji. Jest to ważne szczególnie w odniesieniu do dzieci, które mają bardzo silną potrzebę bycia dostrzeżonym przez rodziców. Ta potrzeba powoduje, że dzieci mówią do swoich rodziców dużo i często. W naszych domach każdego dnia mamy wiele okazji do tego, aby stosować aktywne słuchanie. Nie tylko kiedy dzieci przychodzą do nas z jakimś poważnym problemem, ale zawsze wtedy, gdy w codziennych rozmowach komunikują nam swoje uczucia. Aktywne słuchanie przyczynia się do tego, że w naszych
Ugryź się w język A L E K S A N DR A K U B I A K Polonistka i pedagog, mama Kuby, Wojtka, Józka, Basi, Stefana i Leonka. Realizatorka „Szkoły dla Rodziców i Wychowawców”.
8
W praktyce okazuje się, że nie jest łatwo być dobrym i aktywnym słuchaczem. Doświadczamy tego w pracy, życiu towarzyskim, a przede wszystkim w kontaktach z naszymi dziećmi i współmałżonkami. Wiele konfliktów, które bardzo często wydają się nam nie do rozwiązania, bierze się stąd, że jesteśmy za bardzo skoncentrowani na swoich potrzebach i problemach. Mimo że słyszymy to, co bliscy do nas mówią, tak naprawdę tego nie słuchamy. Bo słuchanie, w przeciwieństwie do słyszenia, polega na przyjęciu aktywnej postawy zaangażowania i otwarcia się na relację z dru-
z
a ap
marzec 2016
m
Słuchanie, w przeciwieństwie do słyszenia, polega na przyjęciu aktywnej postawy i zaangażowaniu.
dzieciach rozwija się poczucie własnej wartości. Ma wpływ na to, że uczą się one akceptować i lubić samych siebie. Rozwijają się w nich samodzielność i odwaga do podejmowania życiowych decyzji.
FOT. FOTOLIA.COM/COLOURES - PIC
PROSTE WSKAZÓWKI Jest kilka cennych wskazówek mogących nam pomóc stawać się uważnymi słuchaczami naszych bliskich. Dobre słuchanie wymaga autentycznej chęci wysłuchania, co druga osoba ma nam do powiedzenia. Na to muszą się znaleźć czas i miejsce. Oznacza to, że musimy przerwać czynności, które w danej chwili wykonujemy, odłożyć telefon, tablet, wyłączyć telewizor. Jeśli nie ma czasu, trzeba o tym powiedzieć i znaleźć go w innym momencie. Jest potrzebny kontakt wzrokowy. Kiedy rozmawiasz z małym dzieckiem, zadbaj, aby kontaktu nie utrudniała wam różnica wzrostu, ukucnij albo usiądź obok dziecka. W dobrym słuchaniu chodzi o to, żeby nie zakładać, że wiem, co druga osoba chce powiedzieć.
mi
j! a ęt
Dobre słuchanie oznacza, że Ulegamy tej pokusie zwłaszcza w stosunku do dzieci. Nie śpiesz traktujesz swoje dziecko jako odrębsię i nie przerywaj. Bądź cierpliwy nego człowieka, jako indywidualność i wysłuchaj do końca. Nic tak nie samą dla siebie, która otrzymała włazamyka drugiej osoby jak przypisy- sne życie i własną tożsamość. I wreszcie najważniejsza jest wanie jej czegoś, czego tak naprawdę gotowość do zaakceptowania uczuć, nie myśli i nie czuje. Dobre słuchanie polega na którymi dzieli się z nami dziecko. Nie szczerym zainteresowaniu. Pomaga możesz ich wyśmiewać, możesz ich w tym zadawanie pytań wyjaśniają- nie podzielać, ale najważniejszy jest cych. Możemy zapytać o szczegóły, sygnał, że jako rodzic akceptujesz, że jednak należy robić to delikatnie tak czuje dziecko. Zawsze należy pamiętać, że byi z wyczuciem. Pomocne jest także powtarzanie tego, co powiedział cie dobrym słuchaczem nie polega nasz rozmówca, ale własnymi sło- tylko na opanowaniu paru techniczwami. Upewniamy się w ten sposób, nych szczegółów komunikacyjnych. Wymaga od nas przyjęcia noczy dobrze go rozumiemy. Dobre słuchanie zakłada brak wej postawy życiowej. przesadnej reakcji i natychmiastowego działania. Uważny rodzic okazuje zaufanie i wiarę w zdolność I, dziecka do uporania się z własnymi C IE uczuciami i wspiera je w samodzielDZ nym rozwiązywaniu problemów. H Nie rozwiązuje ich za dziecko, YC N S chyba że jest poproszony ŁA . o pomoc. W nij.
n kuc IE lefo u , N y ł te ma HA łóż t s C e ij d U jeśl SŁ r i o a , Ę NA wizo WC S Ó e M ZA tel OZ C R z c O jdź yłą EG J a . O n w ońca k SW Z zyli o . d A aj 1 c RZ N słuch i J T A YW PA elikatnie. R d le E a . , Z Y Ł 2 NIE PR ZEGÓ AJ O SZC T Y P 3. i ię s uj ZAŁEŚ, 4. Zainteres WAMI TO, CO USŁYSzmówcę. O SŁ I YM SN ŁA W 5. POWTÓRZdzić, czy dobrze zrozumiałeś swojego ro żeby spraw
6. NIE REAGUJ GWAŁTOWNIE. 7. TRAKTUJ DZIECKO PO WAŻNIE. 8. OKAŻ ZAU F
marzec 2016
ANIE z własn ymi proble i wiarę w zdolność d mami i wsp z 9. Z ieraj je w iciecka do uporania się ro z w ią z y w aniu. h samodzie i AAKC lnym uczu EPT ciam UJ d i i ni zieck e wy o z j śmie ego e waj m ich. ocjam i
9
k
TEMAT NUMERU JAK ROZMAWIAĆ Z DZIEĆMI?
Natalia Rakoczy
ELŻBIETA I WOJCIECH MAŁECCY – małżeństwo od 23 lat. Mają pięcioro dzieci: Jerzego (20 l.), Bartka (18 l.), Jakuba (16 l.), Basię (9 l.) i Małgosię (5 l.).
10
Jak s i jak m
dla chłopców: JASNE ZASADY
Chociaż dwóch z ich synów jest już pełnoletnich (Jerzyk ma 20 lat, a Bartek 18, natomiast trzeci, 16-letni Jakub, szybko goni braci), to do dzisiaj wspominają wychowawcze zmagania. Bo jak sami wyznają – trzeba było przy nich być czujnym 24 godziny na dobę. Jeden z nich odpalił petardę, która trafiła go w twarz, innym razem drugi zrzucił telewizor na głowę, trzeci chwycił kable, aż przestał działać prąd w całym mieszkaniu… „Niektórzy pytali, jak my w ogóle dajemy sobie z nimi radę” – śmieje się Ela. Jednak pomimo że Wojtek z Elą musieli się czasami niemało nagimnastykować, aby ten żywioł ogarnąć, to dzisiaj zgodnie stwierdzają, że było warto. Warto, bo mają ze swoimi dziećmi bardzo dobry kontakt. Chłopcy nie uciekają z domu, wręcz przeciwnie – pomimo „swoich lat” chętnie spędzają czas z rodzicami. Zainwestowane w wychowanie godziny przyniosły profity. „W naszym domu były precyzyjnie określone reguły” – podkreśla Wojtek. Jasne reguły konsekwentnie egzekwowane to według nich najlepszy sposób na dogadanie się z synami. „Oni muszą mieć określone, co im wolno, a co nie” – stwierdza Ela. Do chłopców mówi się językiem jasnym i konkretnym: „To można, a tego nie. Tutaj jest granica i nie wolno jej przekroczyć!”. Państwo Małeccy mieszkają w piętrowym domu, w którym na górze chłopcy mają pokój podzielony na trzy części. Zazwyczaj bawili się
Wszystkie dzieci w komplecie, przy tak dużej ekipie to raczej rzadki widok. w nim razem, ale na wypadek różnych sprzeczek mieli jasną regułę – jeżeli któryś z nich obraził się na cały świat i chciał pobyć na osobności, reszta musiała opuścić jego terytorium. „Staraliśmy się nie narzucać im czegoś w sztuczny sposób, bardzo rzadko uciekaliśmy się do kar, raczej staraliśmy się pokazać konsekwencje pewnych działań, że zawsze trzeba umieć coś wybrać, a z czegoś zrezygnować” – tłumaczy Wojtek. Ten sposób dogadywania się z synami sprawdzał się w drobnych, ale też w „grubszych” sprawach. „Bartek przez pewien czas należał do organizacji «Strzelec», która organizowała różne wyjazdy dla chłopaków, gdzie mogli się wyszaleć i poczuć smak przygody. Nam bardzo podobała się sama idea tej organizacji, ale był pewien problem – wyjazdy niekiedy kolidowały ze szkołą, a w dodatku z angielskim, w którym Bartek nie był orłem. I ustaliliśmy zasadę: może jechać, ale pod jednym warunkiem – nie może mieć ani jednej niepoprawionej jedynki. Sami byliśmy zdziwieni, kiedy
marzec 2016
FOT. ARCHIWUM DOMOWE
U nich w domu nigdy nie jest pusto. Zawsze coś się dzieje i ktoś z kimś rozmawia. Trudno, aby było inaczej przy takiej kompanii – trzech dryblasach i dwóch uroczych dziewczynkach.
„Kiedy urodził się mój pierwszy syn, pomyślałam, że fajnie, drugi – fajnie, a po narodzinach trzeciego: «Wow! Jak fajnie!» – śmieje się Ela. – Chłopcy są wspaniali, ale jednocześnie tak absorbujący, że wypełnili całą naszą przestrzeń emocjonalną” – wyznaje. A tutaj Bóg zaskoczył ich kolejnymi niespodziankami – Basią i Małgosią.
słuchamy ? y m i w ó m Wspólne wakacje to najlepszy czas nie tylko na rodzinne rozmowy, ale również na wza jemne kłótnie i docieranie się.
obserwowaliśmy, jak nasz syn potrafi się zmobilizować, gdy mu na czymś zależy” – opowiada Ela. Na półce w kuchni u państwa Małeckich leżą tajemnicze skrzyneczki, z których po otwarciu wysypują się różne smakołyki. „Każde dziecko ma swoją skrzyneczkę. Tutaj jest skrzyneczka Jerzyka, a tam Basi. Co miesiąc te skrzyneczki są napełniane, a potem dzieci mogą dysponować łakociami, jak chcą. Pod jednym warunkiem – muszą doczekać kolejnego napełnienia. Jeżeli zjedzą wszystko na raz, na później już nic im nie zostanie…” – mówi Wojtek. Chociaż reguły działają na wszystkich synów, jednak każdy inaczej na nie reaguje. Do każdego trzeba znaleźć odpowiedni klucz. „Najstarszy podporządkowuje się, ale
W przypadku chłopców jest komenda – jest reakcja. A do córek mówi się jeden, drugi, trzeci raz – a potem często trzeba jeszcze dopilnować, żeby to zrobiły.
chce wiedzieć, dlaczego. Trzeba mu dokładnie uzasadnić, dlaczego na danej rzeczy nam zależy. Bartek z kolei niejednokrotnie próbuje nas zmiękczyć, przekroczyć ustaloną granicę, dlatego często dłużej musimy z nim na dany temat porozmawiać”.
dla dziewczyn: CZUŁOŚĆ I CIERPLIWOŚĆ A w jaki sposób dotrzeć do dziewczynek? „Egzekwowanie przestrzegania zasad u chłopców jest o wiele prostsze. Jak się powie coś zdecydowanym tonem do dziewczyn, to one od razu szepczą słodkim głosikiem: «Ale tatuuusiu…» – śmieje się Wojtek. – Do nich trzeba przemawiać czulszym językiem. Trzeba także więcej razy powtarzać to, o co się prosi. W przypadku chłopców jest komenda – jest reakcja. A do córek mówi się jeden, drugi, trzeci raz – a potem często trzeba jeszcze dopilnować, aby zrobiły daną rzecz”.
Ela miała wielką lekcję komunikacji z Basią, gdy zdecydowała się uczyć ją w domu. Atmosfera zaczęła się coraz bardziej zagęszczać. „Jak dziecku przydarzy się coś przykrego w szkole, to przychodzi do mamy i jej się skarży, a w tym wypadku to ja byłam tą okropną nauczycielką, która chciała czegoś od dziecka” – wspomina Ela. To napięcie trwało kilka miesięcy, aż Ela nauczyła się radzić sobie z trudnymi sytuacjami. „Kiedy narasta zdenerwowanie, to nie ma sensu od razu rozwiązywać problemu, ale wtedy staram się na chwilę odejść, zająć się czymś innym, chociażby prasowaniem, aby w tym czasie opadły emocje, i potem o wiele łatwiej się rozmawia”. Wielkim sukcesem państwa Małeckich jest fakt, że bardzo dobrze znają swoje dzieci, poświęcili im wiele czasu, obserwowali, jak zachowują się w różnych sytuacjach, towarzyszyli im w sukcesach i porażkach – i dzięki temu stali się dla nich autorytetem. A wtedy rozmowa i przekazywanie wartości są o wiele prostsze. „Chociaż czasami nie podobają nam się pewne wybory naszych dzieci, staramy się im wszystkiego od razu nie zabraniać, ale towarzyszymy im, obserwujemy, co się dzieje, i pokazujemy, że coś jest właściwe albo nie, a po pewnym czasie same się przekonują, że mieliśmy rację. Niekiedy odwołujemy się do ich wcześniejszych doświadczeń i możemy to zrobić tylko dlatego, że ich dobrze znamy”. N A T A L I A
R A K O C Z Y
polonistka, dziennikarka, ukończyła Studium Teologii Rodziny, należy do Szkoły Nowej Ewangelizacji
11
i
TEMAT NUMERU JAK ROZMAWIAĆ Z DZIEĆMI?
Wielkie dzieła Boże dokonały się z udziałem dzieci. Nawet na matkę Zbawiciela została wybrana zaledwie kilkunastoletnia dziewczynka. Mieczysław Guzewicz
Izraelici wiedzieli, że otwartość na potomstwo była warunkiem otrzymania obfitego błogosławieństwa. Taką zależność odczytujemy już na samym początku tekstów natchnionych: „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi»”(Rdz 1, 28). Małżonkowie pragnęli mieć dzieci, ponieważ wiedzieli, że ich obecność w rodzinie gwarantuje opiekę, dobrobyt, bezpieczeństwo.
dramat bolesnego uciemiężenia. W tym momencie przychodzi nam na myśl odważny, niezłomny Mojżesz. Jednak zanim stał się heroicznym przywódcą, Biblia ukazuje go jako małe zagrożone niemowlę, narażone na wilgoć, chłód i zęby krokodyli, płynące w koszyku po wodach ogromnego Nilu. I tu znowu wielkie dzieła Boże, których nie wolno nigdy Izraelitom zapominać, dokonały się z udziałem dziecięcia. Zapewne
Tak Bóg z dziećmi rozmawia NAJPIERW BYLI MALI
M I E C Z Y S Ł AW G U Z E W I C Z
doktor habilitowany teologii biblijnej i pastoralnej, rekolekcjonista, autor licznych publikacji na temat małżeństwa, rodziny, wychowania, cierpienia, mąż, ojciec trojga dzieci
12
Bardzo często wielkie dzieła Boże realizowały się poprzez najmłodszych. Jakże mocno jest to obecne w historii patriarchów oraz w całym procesie wyzwalania z niewoli egipskiej. W historii Abrahama najważniejsza była obietnica wielkiego, niezliczonego narodu. Po burzliwych przejściach małżonkowie zostali obdarowani upragnionym potomstwem. Abrahama pokazuje się jako wzór wiary. Pamiętajmy jednak, że kulminacją jego rozwoju duchowego była próba na górze Moria, podczas której kluczową rolę odegrał bezbronny chłopiec. Nie byłoby wielkiego ojca wiary, gdyby nie mały Izaak. Po czterystu latach niewoli w Egipcie Bóg postanowił zakończyć
wyraźnie dostrzegamy analogię do wydarzeń wspominanych w Adwencie i pięknym okresie Bożego Narodzenia. Kolędy, pieśni i pastorałki ukazują osobę „Jezusa malusieńkiego”, niewinnej istoty adorowanej przez pasterzy i zwierzęta. Mam niezachwiane przekonanie, że właśnie dlatego Zbawiciel, już jako dorosły mężczyzna, z taką czułością pochyla się nad dziećmi, mówiąc: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10, 14).
PROROK I KRÓL W kilku przypadkach dobry Ojciec posługuje się wprost młodymi osobami, zapraszając je do realizacji swoich planów wobec ludzkości.
marzec 2016
Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.
FOT. FOTOLIA.COM/ELA210283
Mk 10, 13-16
Na pierwszy plan wysuwa się mały Samuel. Jego matka, Anna, przez wiele lat błagała Boga o dziecko, skła- nując polecenie Jahwe, udał się do dała ofiary. Wreszcie odważnie przed- domu Jessego, by namaścić na króla stawiła Stwórcy propozycję: jeżeli młodziutkiego jeszcze wówczas urodzi syna, odda go na służbę Bożą Dawida. Ten wielki król, zapisany (por. 1 Sm 1, 11). Samuel jako kilku- również w genealogii Jezusa, już jako letnie dziecko został powierzony nastolatek zaczyna się angażować kapłanowi Helemu. Słowo Boże w wydarzenia przełomowe dla dziewskazuje, że w owym czasie Bóg jów narodu wybranego. Pierwszym bardzo rzadko przemawiał do swo- szczególnym momentem była zwycięjego ludu. Jednak pewnego razu, ska walka delikatnego chłopca z wielkiedy Heli i Samuel odpoczy- kim Goliatem. wali, Bóg przemówił do chłopca, mówiąc: „Samuelu, Samuelu!” N A S T O L AT E K (1 Sm 3, 10). Rozpoczęła się misja I JEGO ANIOŁ Samuela. Wyrósł on na wielkiego Na uwagę zasługuje także inny proroka. Z jego życiem są splecione młodzieniec – Tobiasz. Był on sydzieje innego młodzieńca. Samuel, nem poczciwego Izraelity o takim już jako dorosły mężczyzna, wyko- samym imieniu. Mieszkając na ze-
marzec 2016
słaniu w asyryjskim mieście Niniwa, ojciec postanowił wysłać młodzieńca w drogę do Medii w celu odebrania zdeponowanych tam pieniędzy. Podróż była długa i niebezpieczna. Potrzebny był przewodnik znający dobrze trasę i zasługujący na zaufanie. Na szczęście pojawił się młody człowiek o imieniu Azariasz, który w rzeczywistości był Archaniołem Rafałem. W czasie wędrówki rozgrywało się wiele fascynujących wydarzeń, czasami niebezpiecznych. Tobiasz znalazł żonę, uratował ojca. Mamy tu do czynienia z opowiadaniem, którego treść potwierdzała obietnicę Boga, że nigdy nie przestaje się troszczyć o swój naród. Tym razem Bóg przemówił przez swojego szczególnego posłańca, Archanioła. Na matkę Zbawiciela została wybrana kilkunastoletnia dziewczynka, do której również przemówił Archanioł. Bóg wezwał Ją do wielkich dzieł, do dzieł największych, a opis spotkania izraelskiej dziewczyny ze Stwórcą, reprezentowanym przez innego niebiańskiego posłańca, jest poruszający (por. Łk 1, 26-38). Wszystkie przywołane postacie pokazują wielką miłość Stwórcy do człowieka, pełną troski o swoje dzieci. Miłość ta przejawiała się i nadal przejawia przez konkretne wsparcie, przez interwencję, ratunek, wyciąganie z opresji. Jak wiele dzieci jest wyniesionych do chwały ołtarza! Przywołajmy choćby portugalskich pastuszków – Hiacyntę i Franciszka. W chwili, kiedy Maryja zaczęła do nich przemawiać, mieli 7 i 9 lat. W czasie objawień Matka Boża przedstawiała się jako Służebnica Pańska, a więc nie mówiła od siebie. To jakby sam Bóg przez Nią spotykał się z przedstawicielami ludzkości. Dosyć często nasi reprezentanci to ludzie młodzi. Są w pewnym sensie aniołami, przez których Bóg interweniuje w nasze losy.
13
CZASEM LEPIEJ ODPUŚCIĆ
Dziecko należy uczyć modlitwy powoli i z dużym spokojem, zaczynając od prostych i dostosowanych do jego potrzeb słów, np. jeśli zdarza się dziecku budzić się w nocy z płaczem, niech modlitwa będzie prośbą o spokojny sen. Na „niewychodzące” modlitwy chyba jedyną radą jest duża dawka cierpliwości. Czasem lepiej odpuścić na jakiś czas i wrócić do tematu modlitwy w dogodniejszej chwili. Joanna, mama dwóch chłopców
FOT. FOTOLIA.COM/LAGOM
ZACZYNA SIĘ OD DROBNYCH SPRAW
Od początku przyzwyczajaliśmy synów do tego, że tworzymy pięcioosobową rodzinę: Pan Bóg, którego nie widać, ale którego czujemy, tata, mama, Adam i Dominik. Modlitwa z dziećmi rozpoczęła się bardzo zwyczajnie, jak zwykła rozmowa. Jeżeli chłopcy chcieli poprosić tylko o pyszną chałkę na śniadanie, nie zabranialiśmy im tego, gdy modlili się o to, żeby nie padał deszcz, bo jadą z przedszkolem do lasu, modliliśmy się z nimi. Innym razem dziękowali za kakao, że „takie dobre dzisiaj było”. Nie ma czegoś takiego jak banalna modlitwa, jest ona po prostu osobista, z serca. Zaczyna się od najzwyklejszych, najdrobniejszych spraw. Z czasem wprowadziliśmy „Ojcze nasz” i kolejne modlitwy. Najważniejsze, żeby nie zmuszać do modlitwy! Skracamy ją czasem, jeśli widzimy u dzieci totalne zmęczenie. Rozmowa nie ma sensu, gdy jest na siłę. Zdarza się, że podczas wspólnej modlitwy ktoś kogoś rozśmieszy, co powoduje rozkojarzenie u dzieci i trudność w zachowaniu powagi (czasem też mojej i męża), wtedy z mężem nie udajemy sztucznej powagi, tylko mówimy: „Ale nas na noc rozbawiłeś, Panie Boże, chyba na dobry sen...”. Zdarza się też, że wszyscy mają zły dzień, wówczas modlimy się: „Panie Boże, daj mi jutro lepszy humor...” i przepraszamy za swoje zachowanie. Agnieszka i Łukasz, rodzice siedmioletniego
Dominika i pięcioletniego Adasia
NIC NA SIŁĘ W naszej rodzinie przyjęły się dwie formy modlitwy: spontaniczna oraz śpiewem – czasem radzimy sobie samodzielnie, czasem wspomagamy się (bardziej profesjonalnym) podkładem muzyczno-wokalnym. Staramy się, aby ta forma uwielbienia Pana była częścią codzienności – praktykujemy ją więc, wykonując obowiązki domowe czy jadąc samochodem. Zachwyt światem staramy się wyrażać na głos, dając sobie nawzajem przykłady tego, za co możemy Boga podziwiać i za co Mu dziękować. A gdy dzieci się nie włączają? Czasem dla rozruszania towarzystwa sama zwrócę im na coś uwagę bądź przypomnę jakieś wydarzenia z ich życia. A gdy i to nie pomaga? Trudno, nic na siłę, najważniejsze jest dla mnie, aby zostały im w głowie przykłady z codzienności, do których będą mogły sięgać. Monika i Łukasz, rodzice trojga dzieci
NIE ZA DŁUGO Nasze dzieci mają okazję zetknąć się z różnymi formami modlitwy. We wspólnocie neokatechumenalnej, do której wszyscy należymy, jest sporo miejsca na dzielenie się Słowem Bożym, na śpiewanie psalmów, na zadawanie przez dzieci pytań – zwłaszcza przy wspólnym stole, przy posiłkach. W domu ważną przestrzenią jest fizyczne miejsce dla Pana, ołtarzyk z ikoną, świecą (dziewczynki bardzo lubią zapalać i gasić świecę). Trudnością dla dzieci jest zbyt długa modlitwa – trzeba zachować umiar, nic na siłę. Trzeba też pozwolić dziecku, zwłaszcza starszemu, które przyjmuje Komunię świętą, na intymny kontakt z Bogiem. Gdy dziecko chce się modlić samo, trzeba dać mu przestrzeń wolności. I jeszcze jedna z ostatnich ważnych spraw – osobista modlitwa rodziców. Dzieci wyczują, czy dorosły ma prawdziwą relację z Bogiem. My, jako rodzice, chcemy zawierzać Bogu i Maryi nasze córki. Agnieszka, mama Hani i Marysi Zebrała Anna Wolska
14
Modlitwa z dziećmi rozpoczęła się bardzo zwyczajnie. Jeżeli chłopcy chcieli poprosić tylko o pyszną chałkę na śniadanie, nie zabranialiśmy im tego, gdy modlili się o to, żeby nie padał deszcz, bo jadą z przedszkolem do lasu, modliliśmy się z nimi. Nie ma czegoś takiego jak banalna modlitwa, jest ona po prostu osobista, z serca. Agnieszka i Łukasz, rodzice dwóch synów
życie z pasją życie z pasją życie z pasją życie z pas
ANKIETA
d
Jak uczyć dzieci rozmowy z Bogiem?
Modlitwa
Krótko się przedstawię: jestem żoną, matką czterech córek, córką, siostrą, kobietą pracującą na kilku etatach. Praca na kilku etatach dotyczy większości z nas: w domu to uprawianie zawodu kucharza, praczki, kobiety sprzątającej, jak również „ekonomisty”, a jeszcze życie zawodowe. Jestem lekarzem. Nie są mi obce: stres, zmęczenie, wyczerpanie, głód. Czuję, że wiem, co to znaczy: „być szczęśliwą”! Na wstępie pierwszego artykułu z nowego cyklu pragnę wszystkich serdecznie pozdrowić: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Tak niegdyś mój tata pozdrawiał naszą rodzinę w listach z zagranicy.
ŚNIADANIE DLA DUSZY Każdy dzień witamy z mężem oraz dziećmi słowami modlitwy. Są to niepowtarzalne chwile dla naszej rodziny. Rankiem, w zwyczajny dzień powszedni, budzę z mężem dzieci, zapraszając je do modlitwy. Codziennie wołamy: „Ojcze nasz”, „Zdrowaś, Maryjo”, „Pod Twoją obronę”, „Aniele Boży, Stróżu mój”. Kończymy tę krótką, a jakże przyjemną chwilę prośbą o siłę, mądrość, bezpieczne podróże, zdrowie, rozsądne decyzje, aby dzieci rozumiały wszystko w szkole, a najmłodsza córeczka była radosna w przedszkolu. I o błogosławieństwo Boże. Bóg zawsze wysłuchuje szczerych modlitw. Pomaga. AGNIESZK A SKRZYPEK
mama czterech córek: Leny (12 l.), Jagody (8 l.), Ady (6 l.) i Weroniki (3 l.). Lekarz, nauczyciel akademicki. Uwielbia podróże z rodziną oraz książki i sport.
marzec 2016
A jeżeli Jego wola jest inna niż nasza, to i tak później, po pewnym czasie, okazuje się, że Jego rozwiązanie dla nas jest lepsze. Wielokrotnie się o tym przekonałam. Modlitwa poranna daje siłę. Jest jak śniadanie dla duszy, które jest podstawowym źródłem energii na cały dzień. Dzieci mniej się sprzeczają, mają lepszy nastrój.
MÓJ CZŁOWIEK W NIEBIE
Modlitwa jest jak tarcza. Krótkie westchnienia w czasie dnia do Boga, do Matki Bożej czy ulubionych świętych mogą pomóc nam w wielu trudnych sytuacjach. Zdarzyło mi się niejeden raz zarzekać się, że poradzę sobie sama, np. coś znajdę, nie prosząc św. Antoniego o pomoc. A tu nic z tego. Po świadomym krótkim westchnieniu i szczerej prośbie św. Antoni wiele razy pomógł mi znaleźć różne zagubione rzeczy, podjąć właściwe decyzje czy przypomnieć sobie tezy przed samym egzaminem. Mój mąż cieszy się, że mam plecy w niebie, i często prosi mnie, abym mu „coś załatwiła ze swoim Znajomym”. Modlitwa pomoże nam pozbyć się pokus i natrętnych myśli czy zwalczyć słabości. Modlitwa jest lekarstwem dla chorej duszy, wodą dla spragnionych, siłą dla zmęczonych. Modlitwa to autentyczny kontakt z niewidzialnym dla duszy Najwyższym dobrem.
ŻYCIE Z PASJĄ
k
Co mi daje siłę, aby udźwignąć codzienne obowiązki i nie dać się zmęczeniu? Co pozwala dostrzec piękno i być szczęśliwą…
czas; tych kilka minut w ferworze walki z codziennymi zadaniami, kiedy to możemy wszyscy razem uklęknąć i chwilę porozmawiać z Bogiem, później ze sobą. Bywa, że jest to jedyny czas, który spędzamy razem w ciągu dnia. Modlitwa wieczorna uspokaja i wycisza. Jest miła Bogu i nam w duszy robi się miło. Później przychodzi czas na naszą małżeńską modlitwę. Zwykle jeden dziesiątek różańca oraz „załatwianie” naszych spraw u Boga – bo my mamy zawsze wiele próśb, musimy też za wiele dziękować. Bóg jest wspaniały i hojny, za hojność należy podziękować. W czasie, kiedy mój mąż myje się lub czyta książkę, ja lubię (sama w pokoju, przy lampce lub przy zgaszonym świetle) porozmawiać z Bogiem. Czasem jest to bezgłośny dialog, milczenie, innym razem rodzaj płaczu w duszy. I mam pewność, że zostaję wysłuchana. Nawet jeżeli czuję się samotna wśród tłumu ludzi, to wieczorna modlitwa daje mi poczucie, że zawsze ktoś jest przy mnie. Chwile MODLITWY zaliczają się do najważniejszych w moim życiu! Życzę wytrwałości w modlitwie. SIOSTRY LORETANKI POLECAJĄ
WIECZORNA JEDNOŚĆ Uwielbiam modlitwę wieczorną. Najpierw z dziećmi i mężem – taka krótsza modlitwa, podobna do porannej, ale rozszerzona często o nasze indywidualne prośby. To wspaniały
15
p
ŚWIATOWE DNI MŁODZIEŻ Y
„To właśnie oni poprzez swój przykład, postawy i działania stanowią dla młodych ludzi inspirację do niesienia świadectwa wiary. Intrygują swoją postawą, a dzięki swoim dokonaniom zawodowym dowodzą, że wiara chrześcijańska jest fundamentem dobrego i kreatywnego życia” – mówi Joanna Zając, koordynator ds. promocji ŚDM. Ambasadorzy Światowych Dni Młodzieży wywodzą się z różnych środowisk, większość z nich znamy ze szklanego ekranu. Są to m.in.: ak-
s o d e i n e l a n o k s Do Magdalena Frączek, Jan Mela i wiele innych znanych osób – co ich łączy? Popularyzują spotkanie młodych z całego świata z Papieżem Franciszkiem w Krakowie. Na czym jeszcze polega rola Ambasadorów ŚDM? Monika M. Zając
M O N I K A
Z A J Ą C
mgr lic. prawa kanonicznego, doradca życia rodzinnego, zafascynowana cudem życia, małżeństwa i rodziny
16
torzy, muzycy, dziennikarze, a także sportowcy i podróżnicy. W sumie około 30 osób, które będą promować ten Boży event, który pozwoli na przeżycie wielkiej wspólnoty Kościoła powszechnego.
RYBA TO NIE WSZYSTKO Dla Jaśka Meli, znanego podróżnika, najmłodszego w historii zdobywcy biegunów (północnego i południowego), propozycja roli Ambasadora ŚDM była sporym zaskoczeniem… „Przyznam, że to dla mnie duże wyróżnienie, bo zdaję sobie sprawę, że wiara w Boga nie jest pierwszą rzeczą, z którą kojarzy się moja osoba. Co z tego, że mam wytatuowaną chrześcijańską rybkę na nadgarstku, skoro można wyciągnąć jakąś durnotę z mojego życia. Tym bardziej cieszę się, że mogę teraz jasno i głośno mówić o tej części mojego życia, która wiąże się ściśle z wiarą i Bogiem” – mówi Jasiek. Zastanawia, jak młody podróżnik chciałby inspirować młodych i co chciałby im przekazać swoim życiem i postawą. „Od wielu lat staram się przekuwać swoje trudne doświadczenia w siłę, dzielić się nimi, opowiadać
o słabościach, ale też o ich pokonywaniu, bo przecież cierpienie i ból to nieodzowna część życia, odbicie szczęścia. Bez tego szczęście nie może być intensywne” – twierdzi. „Każdy z nas jest z natury słaby i wątpiący, a zarazem stworzony do robienia rzeczy wielkich. Próbuję inspirować innych do działania i do doszukiwania się możliwości zamiast ograniczeń, a przy tym nieustannie przekonuję sam siebie, że warto (a jestem najbardziej leniwym i niepokornym uczniem)” – wyznaje założyciel fundacji „Poza Horyzonty”. Światowe Dni Młodzieży to dla Jaśka przede wszystkim świetna okazja do spotkania ludzi z całego świata, doświadczenia tego, co oznacza zwykłe ludzkie miłosierdzie w działaniu, otworzyć się na innych, dać coś od siebie i co najmniej tyle samo zyskać dla siebie. „Jeżeli borykamy się z różnymi dylematami wiary, możemy przy okazji Światowych Dni Młodzieży spotkać równie «doskonale niedoskonałych», wątpiących, ale poszukujących, a to chyba największy skarb” – podkreśla ambasador i podróżnik.
marzec 2016
– utwór promujący akcję „Bilet dla Brata”. „Cieszę się, że okazano mi tak wielkie zaufanie. To niepowtarzalna okazja móc przeżyć Światowe Dni Młodzieży w swoim kraju, na takim odcinku swojego życia, na którym tą «młodzieżą» jestem. Wszystko się zgadza” – śmieje się nasza rozmówczyni. Magda przyznaje, że jej muzyka ściśle wypływa z jej życia, jest z nim zsynchronizowana. I dlatego może inspirować. „To kanał, przez który inni
skonali
Magdalena Frączek: „Dla mnie istotna jest świadomość, że moje życie nie skończy się w chwili zasypania mnie piachem, ale że Bóg czeka na mnie, że chce przeżyć ze mną niebo. To informacja godna zagrania setek koncertów i odbycia wielu rozmów".
POTENCJAŁ DOBRA O tym, jak to się stało, że została Ambasadorem ŚDM, opowiedziała nam Magdalena Frączek, chrześcijańska wokalistka i pianistka. „Dostałam taką propozycję i z radością ją przyjęłam. Bardzo chciałam się do czegoś przydać” – wyznaje Magda. Wraz z przyjaciółmi współtworzy specjalnie powołany na Światowe Dni Młodzieży zespół UNDER30, z którym nagrała piosenkę „Fala Miłosierdzia”
marzec 2016
dziać na pewno wiele rzeczy, ale to relacje są tu chyba najważniejsze: ludzi z ludźmi, człowieka z człowiekiem, człowieka z Bogiem. Tego też doświadczyłam, będąc w Kolonii na Światowych Dniach Młodzieży. Pamiętam te pojedyncze spotkania, uśmiechy, rozmowy, to, co odbywało się na poziomie mojego serca” – wspomina. „Pamiętam też taką sytuację, w której hiszpańska czy portugalska grupa totalnie mnie rozbroiła. Idąc
Każdy z nas jest z natury słaby i wątpiący, a zarazem stworzony do robienia rzeczy wielkich. Próbuję inspirować innych do działania i do doszukiwania się możliwości zamiast ograniczeń, a przy tym nieustannie przekonuję sam siebie, że warto. Jan Mela
ludzie mogą poznać, co jest dla mnie ważne, co wpływa na moje życie, przez co dojrzewam. Swoją twórczość czerpię z tajemnicy i radości bycia córką Boga – stwierdza młoda wokalistka. – To niesamowite, bo dzięki temu, że Papież Franciszek zwrócił nasze oczy na Miłosierdzie Boże, zaczęłam patrzeć na to, co robię, jako bardzo konkretną służbę: «Wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać…». Słyszę, jak ludzie mówią o tym po koncertach, czytam w mailach” – opowiada. Artystka nie czuje się jednak kimś uprzywilejowanym, bo jak sama mówi, bycie na świeczniku nie jest po to, aby sprowokować tłumy do pójścia za sobą, ale po to, by powiedzieć o tym, co jest naprawdę ważne. „Dla mnie istotna jest świadomość, że moje życie nie skończy się w chwili zasypania mnie piachem, ale że Bóg czeka na mnie, że chce przeżyć ze mną niebo. To informacja godna zagrania setek koncertów, odbycia wielu rozmów i wywiadów” (śmiech). Co sądzi o idei ŚDM? „Podoba mi się koncepcja Światowych Dni Młodzieży jako spotkania – podkreśla Magda. – Oczywiście, będzie się
na spotkanie z papieżem Benedyktem, przechodziliśmy przez osiedle domków jednorodzinnych. Na poboczu stał czarny mercedes, a przy nim kilku Niemców, którzy widząc grających na gitarach i śpiewających Hiszpanów, niemiłosiernie podkręcili muzykę w samochodzie, zagłuszając ich pieśń. Wkurzyło mnie to, ponieważ miałam wrażenie, że zrobili to specjalnie i mieli z tego niezły ubaw – przytacza Magda. – Możesz sobie wyobrazić ich miny, kiedy Hiszpanie po kilku sekundach konsternacji z uśmiechem na twarzy dostosowali swoją piosenkę do morderczego bitu techno puszczonego z czarnego mercedesa. Zaczęli tańczyć, zapraszali do tańca wszystkich naokoło, a szczególnie tych chłopaków! Oni stali jak wryci, złagodnieli, z ich twarzy zniknął cynizm, a pojawił się szczery uśmiech. Hiszpanie obrócili atak w możliwość «wyprodukowania», mówiąc brzydko, jeszcze większego dobra. To właśnie podoba mi się w Światowych Dniach Młodzieży – mają niesamowity potencjał dobra zgromadzony w jednym miejscu, w jednym czasie przez tysiące młodych ludzi” – podsumowuje Magda.
FOT. FUNDACJA JAŚKA MELI POZA HORYZONTY, PAWEŁ MIKOŁAJCZYK
Jan Mela: „Cieszę się, że mogę teraz jasno i głośno mówić o tej części mojego życia, która wiąże się ściśle z wiarą i Bogiem”.
17
TU DZIAŁ A BÓG
Wyspa władców Ostrów Lednicki – kolebka naszej wiary – tętni życiem. Nad brzegiem jeziora w czerwcu spotykają się tysiące młodych ludzi, by przechodząc przez Bramę Rybę, wyznać swoją wiarę. Jest tam też grób o. Jana Góry – dominikanina, inicjatora tych spotkań.
Obronne wały ziemne. Za nimi znajdował się średniowieczny gród.
łości jednych Umocnienia brzegowe i pozosta mostów. czu wie nio śred z najdłuższych w sty, mo dwa i gam brze z yły Wyspę łącz tem lądowym trak z ję które umożliwiały komunikac pę wys na siaj Dzi a. do Poznania i Gniezn m. me pro tać można się dos
Agnieszka Wolińska-Wójtowicz
Pozostałości kościoła grodowego. W środku odkryto dwa grobowce, być może z ciałami synów Bolesława Chrobrego.
18
Pod zadaszeniem kaplica chrzcielna, która została zbudowana przy pałacu na planie krzyża greckiego. Strop podtrzymywały cztery filary. Widoczne są również pozostałości po basenach chrzcielnych.
Wyobraźmy sobie, że cofamy się w czasie o 1050 lat. Los rzuca nas na zielone tereny Wielkopolski, gdzie wśród żyznych pól błyszczą lustra czystych jezior. Jednym z nich jest jezioro Lednica, a na nim ponad siedmiohektarowa wyspa – Ostrów Lednicki. Na wyspę prowadzą aż dwa mosty – poznański i gnieźnieński. Tymi mostami przybywa na wyspę książę Mieszko razem ze swoją drużyną i biskupem. Towarzyszy mu żona Dobrawa ze swymi dwórkami. Przez jakiś czas będą mieszkać na Lednicy, a to oznacza, że tu będzie serce państwa. W owych pierwszych latach państwowości stolica była w pewnym sensie miejscem ruchomym. Jej siedziba wypadała tam, gdzie aktualnie przebywał książę z całym dworem. Zbudowanie dwóch mostów oznaczało, że Ostrów Lednicki był ważnym miejscem na mapie podróży. Dziś pozostały po nich jedynie ślady, a na wyspę można się dostać tylko promem. A jednak trzeba odwiedzić to miejsce, bo tam, podobnie jak w Poznaniu czy Gnieźnie, odkrywamy ślady początków naszej wiary. Na wyspie wzniesiono nieduży zamek obronny z kaplicą, czyli palatium. Potem powstał również oddzielny budynek kościoła. Nie-
marzec 2016
stety, nie zachował się ani kościół, ani kaplica pałacowa, o ich istnieniu świadczą jedynie fragmenty murów. Kaplica, zbudowana na planie krzyża greckiego, była zakończona od wschodu ołtarzem, a od zachodu galerią dla księcia i jego najbliższych podwładnych. Tam, oddzieleni od prostego ludu, zbierali się na modlitwy. W kaplicy pałacowej z drugiej połowy X wieku są ślady ówczesnego baptysterium, czyli miejsca chrztów. Były tam dwa baseny chrzcielne głębokie na trzydzieści centymetrów. Obok znajdowały się dodatkowe, oddzielone od reszty budynku pomieszczenia dla katechumenów, czyli przebieralnia, gdzie nakładano białe szaty nowo ochrzczonym, oraz maleńki aneks z krzyżem, gdzie odbywało się wyznanie wiary. Podobnie jak w przypadku Gniezna czy Poznania, możemy przyjąć hipotezę, że Lednica była świadkiem pierwszych chrztów Polan, a może miejscem chrztu samego Mieszka I. W pałacu łączącym się z kaplicą przyszedł na świat syn Mieszka i Dobrawy Bolesław, zwany Chrobrym. On również został ochrzczony w lednickim baptysterium. W małym gro-
nia Podczas tegorocznego spotka ików estn ucz z dy każ h dyc mło ma otrzymać Biblię, aby przyjz miejsca, gdzie pierwsi Polacy rą Nowinę Dob ieść zan t, zes chr i wal mo . współczesnej Polsce i światu
dzie na wyspie szybko rozkwitała nowa wiara. Już w X wieku zbudowano tu, oprócz kaplicy zamkowej, kościół dla wszystkich mieszkańców. Wieść głosi, że wypełniał się on wiernymi, którzy przyjmowali chrzest, wiernie uczestniczyli w nabożeństwach i słuchali nauk. Minęły wieki, a wiara, którą wyznawali, jest wciąż żywa. Tutaj, na Polach Lednickich, widać to szczególnie wyraźnie. Od roku 1997 odbywają się tu spotkania młodych ludzi z Polski, ale też z innych krajów Europy i świata. Inicjator tych spotkań, zmarły niedawno dominikanin, o. Jan Góra, wystąpił z pomysłem, aby właśnie w miejscu, gdzie były początki chrześcijaństwa w Polsce, na nowo odrodzić je poprzez spotkania katolickiej młodzieży. W pierwszą sobotę czerwca na rozległych polach przy Lednicy jest odprawiana Msza święta, w której uczestniczyło ostatnio ok. 80 tys. młodych ludzi. Na uroczystości są przywożone relikwie św. Wojciecha, przed którymi młodzież trwa na modlitwie. Potem pielgrzymi przechodzą przez tzw. Bramę Rybę, co jest symbolem wyznania wiary.
FOT. W. RĄCZKOWSKI, M. JÓŹWIKOWSKA, MUZEUM PIERWSZYCH PIASTÓW NA LEDNICY, HUBERT PADALAK
80 tysięcy młodych ludzi spotkało się na Polach Lednickich w 2015 roku. Podczas trzech ostatnich spotkań w ramach przygotowania do 1050 rocznicy chrztu Polski rozważano tajemnice poszczególnych osób Trójcy Świętej.
19
p
W YCHOWANIE
Życie we dwoje to nie sielanka, ale ścieranie się dwóch egoizmów, które zagrożone pokazują pazury i boleśnie drapią. Małżeństwo to dzieło wymagające wysiłku i rezygnacji… z siebie! Agnieszka Zawisza
Przeczytałam gdzieś, że przeciwieństwem miłości w małżeństwie nie jest nienawiść, ale apatia. Lenistwo. Amerykański pastor i doradca małżeński Mark Gungor w książce „9 małżeńskich porad, a każda warta milion dolarów” pisze: „Zaskakuje mnie, jak niewielu ludzi dostrzega związek pomiędzy tym, co robią w swoim życiu, a tym, co dostają w zamian. – Pastorze, nasze małżeństwo jest do niczego. Nic nas nie łączy i ciągle oddalamy się od siebie. Dlaczego? – Spędzacie czas razem? – Nie. Jesteśmy bardzo zapracowani. – Rozmawiacie ze sobą przed snem? – Nie. Jesteśmy zbyt zmęczeni. Zazwyczaj oglądamy trochę telewizję i idziemy spać. – A może chodzicie na randki raz na jakiś czas? Tylko we dwoje, bez dzieci. – Nie, bo to nie w porządku wobec dzieci. – A może chociaż modlicie się razem? – ??? – A czy robicie COKOLWIEK razem? – Raczej nie. Jak myślisz, dlaczego nasze małżeństwo jest do niczego? Kiedy podpowiadam takim nierozgarniętym parom, że ich małżeństwo jest fatalne, bo nie wkładają w nie żadnego wysiłku, patrzą na mnie nierozumiejącym wzrokiem. A przecież to chyba oczywiste: to, co zasiewasz, to i zbierać będziesz”.
Bez p
za wyjściem awaryjnym. Bo trudno, bo boli, bo się nie chce. Kto by chciał się mozolnie wspinać, skoro po ślubie miało być już z górki… Jednak życie we dwoje to nie sielanka, ale ścieranie się dwóch egoizmów, które zagrożone koniecznością wyjścia z własnej strefy komfortu i poświęcenia się dla drugiego, pokazują pazury i boleśnie drapią. Małżeństwo to dzieło wymagające wysiłku i rezygnacji z siebie.
MAŁŻEŃSKIE KOLCE Bo mimo pięknych deklaracji szukania dobra drugiego człowieka interesuje nas głównie własne. Moja przyjemność, moja kariera, mój rozwój, mój spokój, mój odpoczynek. JA. Nie chcę się dla kogoś zmieniać, nie chcę z nikim się liczyć, nie chcę z niczego rezygnować. Mamy z mężem na ścianie sypialni wielkie zdjęcie dwóch kaktusów, które próbują rosnąć przytulone na tej samej skale. Lubimy mówić, że to symbol naszego małżeństwa. Podobnie jak te kaktusy mamy kolce, wady, niedoskonałości. Dlatego zbliżanie się do siebie niejednokrotnie nas boli. Kolce współmałżonka kłują, pojawia się więc naturalna chęć, by odskoczyć, odsunąć się, uciec. Czasem – kiedy zostajemy szczególnie dotkliwie pokłuci – na zawsze. Ale jeśli się
WYJŚCIE AWARYJNE Mamy z mężem na ścianie sypialni wielkie zdjęcie dwóch kaktusów, które próbują rosnąć przytulone na tej samej skale. Lubimy mówić, że to symbol naszego małżeństwa. Podobnie jak te kaktusy mamy kolce, wady, niedoskonałości. Dlatego zbliżanie się do siebie niejednokrotnie nas boli.
20
Nie wystarczy chcieć mieć dobre małżeństwo – najważniejsze jest, co robisz, by takim się stało. Dzisiejsze reklamy rozbudzają w człowieku fałszywą tęsknotę za szczęściem bez wysiłku. Łudzimy się więc, że i w małżeństwie da się osiągnąć satysfakcjonujący rezultat bez zaangażowania. A przecież miłość trzeba żywić, by nie umarła. Gdy nasze małe dziecko głośno płacze, chcąc nie chcąc wstajemy, by je nakarmić, a skoro nasze małżeństwo siedzi cicho, to je głodzimy… A potem, gdy pojawiają się pierwsze schody, od razu rozglądamy się
marzec 2016
m
miłości nie poddamy, potraktujemy ból jako uboczny skutek miłości, niektóre kolce zetrą się w końcu, inne złamią, a jeszcze inne zajdą na siebie „na zakładkę”.
MAMY CZAS? Stanowczo zbyt często pozostawia się dzisiaj miłość w powijakach, nie dbając o jej rozwój, nie karmiąc jej dobrym słowem, czułością, poświęconym sobie nawzajem czasem, małymi dowodami troski. Naiwnie obiecujemy sobie, że zadbamy o nasz związek, jak tylko pojawi się wolna chwila, i uśpiwszy w ten sposób własną czujność, kolejny raz lekką ręką przerzucamy współmałżonka na koniec listy naszych priorytetów. Pozwalamy, by przesłoniły go: praca, dzieci, rodzina pochodzenia, przyjaciele, hobby. Aż wreszcie, kiedy
dzieci wyfruwają z gniazda, dom zostaje wykończony, a zawodowa stabilizacja osiągnięta, zwracamy się w stronę współmałżonka, tyle że wtedy okazuje się, że jego miejsce zajął człowiek, którego już nie poznajemy. Nasz małżonek zmieniał się, ale my, zajęci wciąż czymś innym, w tym nie uczestniczyliśmy. Staliśmy się sobie obcy. I nawet może mamy wreszcie czas, by porozmawiać, tyle że już nie ma o czym.
ZABÓJCZA CODZIENNOŚĆ Aby ogród wydał owoce, trzeba go uprawiać. Bo tym, co nas rozdzieli, wcale nie muszą być jakieś dramatyczne wydarzenia, ale zwykła codzienność. Rutyna, mnogość obowiązków, tzw. brak czasu, wszechobecny pęd. Emocje z biegiem lat opadają, pociąg fizyczny i psychiczny słabnie, druga osoba zaczyna nas nudzić. Jesteśmy pewni, że znamy ją na wylot. Jednak – jak pisze Paolo Curtaz w książce „Miłość i inne sporty ekstremalne” – „Przekonanie, że małżonek nie może nas już niczym zaskoczyć, zabiło już niejedną miłość. Każdy człowiek jest tajemnicą dla drugiego, każdy podlega procesowi nieustannej przemiany”. Dlatego żyjąc w związku, musimy stale dbać o podtrzymywanie zadziwienia drugą osobą, być jej wciąż ciekawi. Mimo narastającego zmęczenia i mnogości obowiązków. Miłość, o którą nikt się nie troszczy, karleje.
OWOCNY TRUD „Miłość i praca to rzeczy nierozłączne – pisze Erich Fromm w książce
marzec 2016
„O sztuce miłości”. – Kocha się to, dla czego się pracuje, i pracuje się dla tego, co się kocha”. Doskonale widać to w historii Małego Księcia, kiedy dzięki rozmowie z przyjacielem Lisem zaczyna rozumieć, że tym, co czyni jego różę wyjątkową dla niego, jest wysiłek, który włożył w jej pielęgnację. Przestaje mieć znaczenie, że róż podobnych do niej – ba, może i piękniejszych – jest na świecie wiele. Jego róża staje się dla niego szczególna, ponieważ to ją właśnie podlewał, przykrywał kloszem, osłaniał. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijał gąsienice. Ponieważ słuchał jej skarg, jej przechwałek, a czasem jej milczenia. Jest JEGO różą. Jego róża ma dla niego znaczenie, ponieważ poświęcił jej wiele czasu. Bo najcenniejsze staje się dla nas to, czemu poświęciliśmy najwięcej czasu, trudu i wyrzeczeń. Miłość nie musi minąć. Nie jest siłą niezależną od człowieka. Nie spada jak piorun z jasnego nieba, choć zdarza się zakochanie od pierwszego wejrzenia. Jednak głęboką miłość buduje się świadomie, w sposób czynny i własnym sumptem. Miłość nie jest nam dana, ale zadana, dzieje się między dwojgiem ludzi i w dużej mierze od nich zależy. Dlatego w miłości mamy być aktywni, a nie bierni. Dlatego nie życzmy nowożeńcom, by zawsze kochali się tak jak w dniu ślubu – to nie wystarczy. Ich miłość musi się rozwijać, dojrzewać, rosnąć, by móc sprostać przyszłym wyzwaniom… A wtedy jako produkt uboczny tego wspólnego dojrzewania i czynnej wzajemnej troski pojawi się… szczęście.
FOT. FOTOLIA.COM/TABYS
pracy nie ma
AGNIE SZK A Z AW ISZ A doradca rodzinny i nauczyciel NPR, absolwentka filologii włoskiej, stosowanych nauk społecznych i studiów nad rodziną, żona Bartka i mama trójki dzieci
21
Pierogi
KUCHNIA SIOSTRY FAUSTYNY
z soczewicą
To bardzo proste i tanie danie, ale jego przygotowanie wymaga trochę czasu. Muszę przyznać, że do lepienia pierogów oprócz dobrej techniki są potrzebne również zdolności manualne :)
S K Ł A D N I K I N A C I A S T O : 2 szkl. mąki pszennej 1 żółtko
około 1,5 szkl. ciepłego płynu (woda z mlekiem)
sól
S K Ł A D N I K I N A F A R S Z : 2 szkl. zielonej soczewicy 3 cebule 3 ząbki czosnku majeranek, tymianek
1 jajko
przyprawy: sól, pieprz,
Przygotowanie ciasta na pierogi: Wyrobić ciasto na pierogi i przykryć ściereczką, żeby nie obeschło. Przygotowanie farszu: Soczewicę gotować przez pół godziny. Odcedzić, wystudzić i lekko zmiksować, żeby było widać ziarna. Cebulę posiekać, zeszklić na oleju i dodać do soczewicy razem z przeciśniętym przez praskę czosnkiem i przyprawami. Dodać jajko i wymieszać. Przygotowanie pierogów: Ciasto cienko rozwałkować. Szklanką wykrawać krążki i nakładać na nie łyżkę farszu. Brzegi dobrze skleić. Pierogi gotować w osolonej wodzie z dodatkiem oleju. Podawać polane roztopionym masłem lub z dodatkiem cebuli. Uwaga! Jeśli dodamy do ciasta odrobinę drożdży i gotowane ziemniaki, a potem upieczemy pierogi, otrzymamy potrawę nazywaną na Suwalszczyźnie soczewiakami. To dla tych, którzy lubią eksperymentować. s. M. Faustyna Wódka CSL
FILM
TRUDNE PYTANIA
Nastolatek to wyzwanie
Mam dość! Wydawało mi się, że umiem wychować dzieci, ale od chwili, gdy moja córka weszła w wiek nastoletni, padam! Jak z nią rozmawiać, gdy każda próba rozmowy kończy się kłótnią i rozmawiać się nie da?! Pomóżcie, proszę! Joanna Pani Joanno! Nastolatek w domu to prawdziwe wyzwanie dla rodziców. Zwłaszcza taki, który dojrzewając, walczy o swój świat, jednocześnie nie rozumiejąc siebie i nie wiedząc, o co walczy. Taki właśnie – kompletnie rozczłonkowany i pogrążony w chaosie – jest wewnętrzny świat dojrzewającego dziecka. Wiele w nim nerwów, znaków zapytania i niepokoju. I o tym muszą pamiętać rodzice. W rozmowie najważniejsze są spokój i konsekwencja. Tak, konsekwencja! Proszę się jej nie bać. Nawet jeśli córka się buntuje, bardzo potrzebuje jasno określonych wartości i zasad. I potrzebuje dużo czasu na rozmowy z rodzicami. Nie chodzi mi o rozmowę po przeskrobaniu czegoś, lecz o codzienne zwykłe rozmowy o sprawach zwyczajnych, prostych i codziennych, ale też o tych wielkich, ważnych i czasem trudnych. Proszę nie czekać, że córka wystąpi z inicjatywą rozmowy. To do Pani należy pierwszy krok. Może być tak, że coś już się popsuło i trudno Wam będzie normalnie rozmawiać. Może warto pomyśleć o napisaniu listu do córki? Może trzeba będzie zacząć od ciepłych SMS-ów, a może od spaceru w milczeniu? Znajdzie Pani drogę do rozpoczęcia rozmowy. A gdy się ją zacznie, trzeba ją każdego dnia podtrzymywać. Proszę nie zapomnieć, że w wychowaniu Pani nie jest sama. Córka jest przede wszystkim dzieckiem Pana Boga i warto codziennie z Nim rozmawiać o ukochanym dziecku! Odwagi! s. M. Urszula Kłusek SAC
Ten film każe nam śmiać się szczerze, do rozpuku z małostkowości i zwykłej głupoty tzw. dorosłych, którzy ciągle zachowują się jak dzieci.
Dorosłe dzieci
22
Filmy na temat życia rodzinnego nie należą do wyjątków. Rzadziej jednak przychodzi nam oglądać w filmowym zwierciadle relacje dorosłych dzieci z rodzicami. Film Kingi Dębskiej brawurowo wypełnia tę lukę, pokazując w sposób prześmiewczy, poważny i przenikliwy zarazem trudny moment godzenia się ze starością, zdziecinnieniem i śmiercią rodzicieli. Ukazanie dwóch różnych osobowościowo sióstr, które same mają już dzieci, w obliczu nieuchronnego odchodzenia matki i ojca służy reżyserce do postawienia pytań o sens codziennych batalii i wyborów, o najgłębsze wymiary ludzkiej dojrzałości, o kondycję wiary współczesnych Polaków, o trudny proces godzenia się z odchodzeniem najbliższych. Film budzi w widzach refleksję nad bezcenną wartością rodziny, stawia na serio zepchnięty do poziomu tabu problem śmierci, będącej przecież nieodłączną częścią ludzkiego losu. Jednocześnie – dzięki znakomitym
kreacjom aktorskim – każe śmiać się szczerze, do rozpuku, gdy przyglądamy się małostkowości i zwykłej głupocie tzw. dorosłych, którzy ciągle zachowują się jak dzieci. o. Marek Kotyński CssR Moje córki krowy, reż. i scen.: Kinga Dębska; obsada: Agata Kulesza, Gabriela Muskała, Marian Dziędziel, Małgorzata Niemirska, Marcin Dorociński, Łukasz Simlat; komediodramat, Polska 2015; 88 min. marzec 2016
POLECAMY
Zamów prenumeratę: • u listonosza lub na poczcie • przez Internet na stronie www.sklep.loretanki.pl lub przez e-mail: sklep@loretanki.pl s z c z eg ó ły na :
www.rozaniec.eu
Ewa i Ireneusz od 30 lat są małżeństwem i mają dwoje dorosłych dzieci.
Czytaj „Różaniec”! , Piotr Luma ma 32 lata, mieszka w Warszawie m nikie miłoś jest i atnej pryw firmie pracuje w jnych. pielgrzymek rowerowych do sanktuariów mary
W CO SIĘ BAWIĆ?
marzec 2016
RÓŻANIEC TO MODLITWA NA WSPÓŁCZESNE CZASY. Jest ułożony jakby w dwadzieścia obrazów, slajdów z życia Jezusa i Jego Świętej Rodziny. Ma w sobie radość i zadania, tak jak życie współczesnego człowieka, przeplata je cierpieniem i ofiarowaniem, aby dojść do zwycięstwa ducha nad materią, do głębi i istoty życia – jego kresu i celu. To podpowiedź dla ludzi zagubionych w technicznych nowinkach i natarczywie szukających sensu życia. Tu właśnie jest miejsce dla miesięcznika „Różaniec”. To jakby przyjaciel opowiadający ciekawe przygody ze swej podróży życia, pokazujący zdjęcia i dodający wyjaśnienia, kontekst, a wreszcie głębsze znaczenie szczegółów i całości. Czekamy na każdy numer co miesiąc, odnajdując wciąż nowe oblicza Różańca – tego drukowanego i tego w modlitwie. Ewa i Ireneusz Rogalowie
GDY KILKA LAT TEMU pierwszy raz sięgnąłem po miesięcznik „Różaniec”, przeżyłem zaskoczenie. Myślałem, że będzie nudno i pompatycznie, a tymczasem okazało się, że artykuły są napisane w sposób prosty i z polotem, pamiętam, że czytałem tekst za tekstem, i tak jest w dużej mierze do dzisiaj. Do tego zachwycają mnie okładki, które są jak obrazy. Nie wiem, w czym tkwi tajemnica pisma, ale domyślam się, że wiąże się z faktem, iż siostry loretanki w każdy numer wkładają całe serce i zanim nowy numer zostanie wydrukowany, jest solidnie omodlony, aby każdemu, do kogo trafi, przyniósł Bożą radość i pokój. Miesięcznik „Różaniec” prowadzi mnie do modlitwy różańcowej. Wystarczy, że nowy numer pojawia się na biurku czy w skrzynce na listy, a już zachęca mnie do modlitwy – szczególnie wtedy, gdy z różnych powodów przestaję się modlić. Jest jak dobra książka maryjna, po której przeczytaniu zawsze od nowa rozpalam się miłością do Matki Bożej i sięgam po różaniec, aby z Nią powierzać Bogu swoje sprawy, intencje, bliskich, znajomych, Kościół i Ojczyznę. Piotr Luma
Robimy domowe safari
Dzisiaj robimy safari. Co będzie potrzebne? Plastelina, modelina lub kolorowa masa plastyczna, kartka lub karton w formacie A3 lub A4, flamastry lub farby. Pamiętajmy, że zabawa z dziećmi to świetna okazja do rozwijania zdolności manualnych i nauki. Przecież dzieci uczą się świata poprzez zabawę. Kartka jest przestrzenią, na której zamieszkają zwierzęta. Dlatego malujemy tam pustynie, skały, ścieżki, drzewa. Przed malowaniem dobrze pomyśleć, jakie zwierzęta będą tam mieszkały, żeby narysować wysokie drzewo dla żyrafy albo skałę, na której wygrzewa się lew. Następnie z masy plastycznej lepimy zwierzęta, które zamieszkują Afrykę: lwy, słonie, żyrafy, zebry, gepardy, hieny, hipopotamy, nosorożce, krokodyle, strusie. Po namalowanej ścieżce dzieci mogą jeździć samochodami i odwiedzać zwierzątka. Rodzic natomiast ma okazję do opowiedzenia o konkretnych zwierzętach – jak żyją, czym się żywią i czy są niebezpieczne. Jeśli figurki będą zrobione z modeliny, a następnie utwardzone, można je wykorzystać przy kolejnych zabawach. Na przykład gdybyśmy chcieli wybudować zoo albo… arkę Noego. Wiktoria Juszczel
FOT. FOTOLIA.COM/GKRPHOTO, MATERIAŁY PRASOWE, WIKTORIA JUSZCZEL, ARCHIWUM DOMOWE
Żyj Różańcem
23
w
PRYMAS TYSIĄCLECIA
Jasnogórskie Śluby Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Tajemnica Prymasa Niektórzy „uczeni analfabeci” twierdzili, że Prymas roztrzaska się na tej swojej maryjności, a on uśmiechał się i mówił „program to Ona”.
górskich, Prymas Wyszyński odzyskał wolność. Dla wszystkich w Polsce stawało się coraz bardziej oczywiste, że pragnął te śluby wpisać głęboko w żywą tkankę narodu. Mówił: „Naród musi się wewnętrznie przemienić, żeby mógł piąć się wzwyż. Nie chcemy pełzać po ziemi!”.
Piotr Kordyasz
PODRÓŻ PRZEZ POLSKĘ P I O T R
K O R D Y A S Z
mąż, ojciec pięciorga dzieci. Absolwent KUL i UW, prawnik, pisarz. Biograf Prymasa Tysiąclecia. Autor „Stefka” i „Lolka”.
24
Jasnogórskie śluby stały się wielkim programem moralno-społecznej odnowy Polaków, przedmiotem dziewięcioletnich rekolekcji narodowych przygotowujących wiernych do obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Równolegle Prymas chciał, aby cały naród nawiedził swoją Królową. Wiedząc, że w praktyce jest to niewykonalne, chwycił się innego sposobu: „Prosimy Matkę Bożą, aby niejako zeszła ze swego Jasno-
górskiego Tronu i odwiedziła wszystkie swoje dzieci, tam gdzie żyją, w ich parafiach”. W ten sposób Maryja w wiernej kopii obrazu jasnogórskiego wyruszyła z Jasnej Góry z „wizytą” w do każdej parafii w Polsce. Ktoś powiedział Prymasowi, że maryjność przeszkadza mu w jego chrystocentryczności. Prymas uśmiechnął się i odpowiedział: „Skoro Maryja przysłania tobie Chrystusa, to radzę dobrze przyjrzeć się tej swojej chrystocentryczności, czy aby jest prawidłowa”. Przed śmiercią wyznał słabnącym głosem: „Może pomyliłem się na różnych moich drogach. Ale nigdy nie pomyliłem się na mojej duchowej drodze na Jasną Górę Zwycięstwa. Nie zostawiam wam żadnego programu, bracia, bo nie chcę was krępować. Jeżeli jaki program, to Ona…”.
Z Ł O TA R Ó Ż A Ciekawe, że wrogowie Kościoła bali się Maryi i poważnie traktowali przeświadczenie Prymasa, który nauczał, że za Królestwo Chrystusa na ziemi w szczególny sposób jest odpowiedzialna Jego Matka. Zapewne na bieżąco wyciągali wnioski z tego, że gdy Kościół w Czechach, na Węgrzech był skutecznie rozkładany i niszczony – w Polsce kwitł i się odmładzał. Powołali więc specjalną odrębną komórkę operacyjną mającą niszczyć i ośmieszać maryjność „w wydaniu” Prymasa. Wielka rocznica 1000-lecia chrztu Polski poprzedzona dziewięcioletnimi rekolekcjami narodu miała się zakończyć uroczystym ślubowaniem Polaków i oddaniem się wierzącego narodu w niewolę miłości Maryi, Matki Kościoła, za wolność Kościoła w Polsce i świecie. Niestety, odmówiono papieżowi Pawłowi VI zaproszenia do Polski. Na legata na tę uroczystość został wyznaczony Prymas Tysiąclecia. Paweł VI chciał podarować Pani Jasnogórskiej złotą różę papieską, ale okazało się to niemożliwe. Oddanie w niewolę zostało złożone 3 maja 1966 r. Dwa oryginalne dokumenty
marzec 2016
FOT. ARCHIWUM
W październiku 1956 r., po ponad trzech latach więzienia i po dwóch miesiącach od złożenia Ślubów Jasno-
ŚLUBY SĄ WCIĄŻ AKTUALNE
Nie sposób zrozumieć powojennej historii Polski bez odniesienia się do osoby Prymasa Tysiąclecia. To w jego zmaganiach szukać należy tajemnicy utrzymania wiary Polaków w czasach komunistycznych, zaskakującego wyboru Jana Pawła II, a nawet stylu tego pontyfikatu. A tajemnicą skuteczności Sługi Bożego Prymasa Tysiąclecia była Maryja. Zastanawiałem się, jak obecnie należy traktować Śluby Jasnogórskie. Zapytałem o to o. Jerzego Tomzińskiego (ówczesnego przeora paulinów), który bez namysłu odpowiedział, że są one wciąż aktualne, że należy je na nowo odczytywać i wykonywać. Gdy swego czasu prosiłem śp. ks. Edmunda Boniewicza SAC (spowiednika Prymasa Tysiąclecia) o podpowiedzenie tematu rekolekcyjnego dla grupy młodzieżowej, odrzekł bez namysłu: „Weźcie Śluby Jasnogórskie – tam wszystko jest zawarte…”. W następnych odcinkach zapraszam zatem do duchowej podróży z wielkim Prymasem Tysiąclecia tropem Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego.
marzec 2016
Czy należy wyrzucić telewizor, połamać komputer, a smartfon rozdeptać butem? Nie! Te wszystkie urządzenia nie są złe.
Konkurencja dla rodziców
PROBLEMY SPOŁECZNE
blemy społeczne problemy społeczne problem
Aktu oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi, Matki Kościoła, za wolność Kościoła Chrystusowego zostały podpisane przez biskupów. Jeden z nich umieszczono przy obrazie Pani Jasnogórskiej, gdzie wisi do dziś, a drugi przekazano Pawłowi VI. Papież uznał, że obok chrztu Mieszka I to akt najwyższej rangi w życiu narodu. Napisał do Prymasa, Episkopatu, narodu polskiego w specjalnym breve, że żaden naród w świecie chrześcijańskim nie dokonał tego, czego Polacy dokonali w czasie Millenium. Ocenił to jako dowód najgłębszej wiary, jakiego świat nie zna, i złożył dokument przy grobie św. Piotra.
95% polskich dzieci codziennie korzysta z mediów (Internet, telewizja, radio). Aż 60% przez ponad 4 godziny dziennie. Natomiast statystyczny rodzic poświęca na rozmowę ze swoim dzieckiem około 4,5 minuty dziennie. Czy mamy jeszcze wpływ na wychowanie naszych dzieci? Czy role mamy i taty przejął telewizor i smartfon? Otoczyliśmy się gadżetami do tego stopnia, że wkroczyły w każdą sferę naszego życia – również wychowanie dzieci. „To, z czego korzystamy w domu, co podaje rodzic, jest dla dziecka dobre z definicji. Nie ma ono żadnego lęku przed zagrożeniem” – ostrzega Małgorzata Więczkowska, badaczka mediów i autorka książki „Co wciąga twoje dziecko?”. Z życia: do autobusu wsiada młoda mama z pięcioletnią dziewczynką i jej babcią. Przez kilka minut trzy pokolenia żywo rozmawiają i śmieją się. Na trzecim przystanku babcia żegna się i wysiada z autobusu. Mama po krótkiej próbie podtrzymania dialogu z córką wyjmuje smartfon i puszcza jej bajkę. I druga scenka. Do pociągu metra wsiada ojciec z 10-letnim synem. Od razu wyjmują telefony: tata przegląda pocztę i odpowiada na maile, a syn gra. Przez całą podróż nie zamieniają nawet słowa. Sygnałem do wyjścia jest klepnięcie w ramię przez ojca. Sami rezygnujemy z roli przewodników życiowych dla naszych dzieci. Nie uczymy ich odróżniać dobra od zła, tego, co ważne, od spraw błahych, nie nasycamy wartościami i wszystko to dzieci czerpią z mediów. „Media dziś wyznaczają kierunki rozwoju kultury. Ponad 70% przekazu zajmują rozrywka i popkultura, a reszta to informacje i kultura wysoka” – mówi Małgorzata Więczkowska. Korzystanie z mediów wyłącza dziecko z innej aktywności i uczy biernego odbierania treści. „Gdy spotykam się z grupą przedszkolną, to po kilku minutach wiem, które dzieci dużo czasu spędzają przed ekranem, a które nie. Te telewizyjne mają mniejszy zasób słów i problemy z opisem świata realnego” – podkreśla. Co za tym idzie, młody człowiek mniej ćwiczy się w abstrakcyjnym myśleniu, a to z kolei ma wpływ na postępy w nauce. W latach sześćdziesiątych XX wieku wielu futurystów i entuzjastów nowej technologii przepowiadało, że poziom nauki dzieci w szkołach wzrośnie niebywale dzięki wielkiej ilości wiedzy, jaką czerpią z telewizji. Życie pokazało, że przeciętny poziom uczniów wcale nie wzrósł, lecz się obniżył. Jak destrukcyjny wpływ na umiejętności naszych polskich dzieci ma nadmiar ekranu, świadczy chociażby przeciętna umiejętność czytania. Jeszcze 20-30 lat temu uczeń drugiej klasy szkoły podstawowej potrafił płynnie przeczytać nowy tekst. Dziś z takim zadaniem kłopoty mają kończący podstawówkę. Media wychowują nowe pokolenie jako bezrefleksyjnych konsumentów i do tego kształtują jego wrażliwość. Ogólna tendencja we współczesnym przekazie medialnym jest taka, że każda kolejna edycja danej serii czy gry jest coraz bardziej mroczna i okrutna. Nie znaczy to wcale, że należy wyrzucić telewizor, połamać komputer, a smartfon rozdeptać butem. Te wszystkie urządzenia nie są złe. Trzeba tylko rozsądnie z nich korzystać. Małgorzata Więczkowska proponuje, żeby dzieci do trzeciego roku życia nie korzystały z mediów elektronicznych, później najwyżej 20 minut dziennie, a tablet zaleca dopiero od dwunastego roku życia. Sami przyznacie, że te wymagania wcale nie są łatwe do wyegzekwowania. Prawda?! Rafał Karpiński – mąż, ojciec jednej córki i dwóch synów, konserwatysta, człowiek wielu zawodów i zainteresowań, współtworzy programy historyczne dla Telewizji Misericordia, pisze artykuły
25
TEOLOGIA CIAŁ A JANA PAWŁ A II
R O D Z I N
c Być czystym to mieć „przejrzysty” stosunek do osoby drugiej płci, bez chęci używania, ale z gotowością miłowania jej w każdej sytuacji. Jest to wysiłek duchowy, czyli twórczy i pozytywny.
Elżbieta Marek, teolog małżeństwa i rodziny, żona, mama czwórki dzieci
Cnota czystości często nie jest odnoszona do… miłości. Wynika to z mentalności, która uznaje przyjemność za nadrzędną wartość w życiu człowieka. Pojawiają się mity mówiące o tym, że przesadna czystość szkodzi zdrowiu czy też że w miłości musi ustąpić. Tymczasem czystość służy miłości. Jest jej kręgosłupem. Uwolnieniem od wszystkiego, co ją „brudzi”. Czystość służy miłości na etapie jej budowania w narzeczeństwie, kiedy potężna energia uczuciowości i zmysłowości, „niezużyta” przez współżycie, może służyć jako tworzywo solidnych fundamentów dla przyszłego małżeństwa. Wtedy jest budowana przyjaźń oparta na prawdziwym poznaniu siebie nawzajem
26
bez zafałszowania przez różowe okulary uruchomionego popędu. Czystość służy również małżeńskiej miłości, kiedy okresy współżycia małżeńskiego z różnych racji są przeplatane okresami milczenia seksualnego. W dialogu zarówno słowa, jak i milczenie wyrażają miłość. Trzeba jednak umieć je wyrażać. Cnota czystości polega na zdolności kierowania sobą tak, by uszanować wartość osoby, nie degradować jej do roli przedmiotu użycia. Dynamizmy ciała nie są przejawem niezależnym, ale są skierowane ku służeniu integralnemu dobru osoby. Karol Wojtyła zwraca uwagę na rolę rozumu (poznanie prawdziwej wizji miłości i szczęścia) i woli (wysiłek wspierany łaską) w kształtowaniu cnoty czystości. W miłości ważna jest rzetelna afirmacja wartości osoby oparta na prawdzie, ponieważ czasami potężna siła uczuciowości (częściej u kobiet) i pożądliwości ciała (częściej u mężczyzn) przesłania prawdę i próbuje ją nagiąć do swoich potrzeb (subiektywizm wartości), gdzie przyjemność jest celem, a wszystko inne – środkiem. Wtedy najważniejsza jest „prawdziwość uczucia”. Pożądliwość ciała potrafi przyswoić sobie nawet najsubtelniejsze uczuciowe reakcje i tworzy z nich „akompaniament” przesłaniający właściwy sto-
sunek do osoby. Ludzie tak żyjący są zaślepieni i próbują wszystko tłumaczyć po swojemu. Postawa użycia jest tym bardziej niebezpieczna, im bardziej zamaskowana „dobrem”. Czasem refleksja przychodzi dopiero na zgliszczach takiej „miłości”. Czystość nie jest ślepym hamowaniem zmysłów i poruszeń ciała, które zepchnięte do podświadomości czekają, aby wybuchnąć. Czystość to TAK, z którego wypływa NIE. Być czystym więc to mieć „przejrzysty” stosunek do osoby drugiej płci, bez chęci używania, ale z gotowością miłowania jej w każdej sytuacji. Jest to wysiłek DUCHOWY (twórczy, pozytywny), bo afirmacja osoby może być tylko owocem ducha. Na koniec trzeba podkreślić, że czystość to zasadnicza cecha kultury osoby, rozumianej jako rozwijanie życia wewnętrznego. Każdy człowiek jest z natury obciążony pożądliwością ciała, więc rozwijanie cnoty czystości jest sprawą trudną i długofalową, lecz wartą wysiłku, ponieważ jej owoc to radość miłowania. Mężczyzna i kobieta powinni szukać swego ziemskiego szczęścia w trwałym (małżeńskim) zjednoczeniu. Jest to możliwe dzięki cnocie czystości, która uczy ciało pokory. Czystość służy miłości. Jest jej kręgosłupem. Uwolnieniem od wszystkiego, co ją „brudzi”.
FOT. FOTOLIA.COM/DRUBIG - PHOTO, OKSANA KUZMINA, ARCHIWUM
P A P I E Ż A
jak czystość
KSZTAŁTOWANIE SUMIENIA DZIECKA
d
Do kogo są podobne dzieci?
Gdy synek ma pięć lat, ojciec jest jego prawdziwym bohaterem, gdy ma dziesięć lat, z pewnym zakłopotaniem zauważa, że tata nie wszystko potrafi. Piętnastolatek już jest pewien, że umie zrobić wszystko lepiej od ojca, a czterdziestolatek wie…, że jest do niego podobny. Joanna i Robert Kościuszko
POLECAMY
Dawno temu w pewnej małej miejscowości umarł kowal. Miał paskudny charakter. Nikt nie potrafił powiedzieć na pogrzebie dobrego słowa o zmarłym, nawet proboszcz. Nieoczekiwanie aptekarz zaskoczył wszystkich. Zadeklarował, iż powie coś pozytywnego. Pod koniec nabożeństwa żałobnego rzekł: „Jaki był kowal, wszyscy wiemy: złodziej, chuligan, a nawet łajdak. Wielu z nas odetchnęło, że już nareszcie umarł. Jednak…” – tu aptekarz zawiesił głos, aby starannie sformułować ostateczną myśl. Zapadła całkowita cisza. Mówca nabrał powietrza i podsumował: „Jednak w porównaniu ze swoimi synami to był prawdziwy anioł”. Od kilku miesięcy piszemy o kształtowaniu sumień naszych dzieci. Co szczególnego chcemy przekazać dzisiaj? Otóż to, że jaki ojciec, taki syn. Dziecko często przerasta rodzica nie tylko w zaletach, ale również i w tych niechlubnych sprawach. Możemy wkładać wiele wysiłku w wychowywanie naszych dzieci: kościół, rekolekcje, katolicka szkoła i wspólnota młodzieżowa. Jednak w tym wszystkim pewni możemy być tylko jednego: nasze dzieci będą podobne do nas, bo najbardziej oddziałuje przykład rodziców. Zatem badajmy własne serca. Jaka jest moja wiara? Jak blisko Chrystusa żyję? Jakie jest moje sumienie? Nasze dzieci wiedzą, jacy rzeczywiście jesteśmy. Dzięki Bogu odziedziczą wiele naszych dobrych cech. Niestety, przejmą też i wady oraz skłonności do tych skrywanych grzeszków. Zabawne jest to, że ta oczywista prawidłowość wciąż wszystkich na nowo zaskakuje. Gdy synek ma pięć lat, ojciec jest jego prawdziwym bohaterem. Gdy dziecko ma dziesięć lat, z pewnym zakłopotaniem zauważa, iż tata chyba nie potrafił czegoś zrobić. Jednak w końcu uznaje, że to musiało mu się przy-
widzieć. Natomiast piętnastolatek już jest pewien, że umie zrobić wszystko lepiej od ojca, bo stary nic nie potrafi i niczego nie kuma. Gdy się ma ponad dwadzieścia lat, dociera pewna szokująca myśl: „Chyba popełniłem ten sam błąd co mój tata, ale przecież to jest niemożliwe!”. Trzydziesto- i czterdziestolatek próbuje bezskutecznie uwolnić się od tych wszystkich ojcowskich przywar, w których już tkwi po uszy. W końcu pięćdziesięciolatek mówi ze łzami w oczach: „Szkoda, że mój ojciec już umarł. Jeszcze o tylu ważnych sprawach chciałem z nim porozmawiać. To był naprawdę równy gość. Jestem do niego podobny!”. Musimy prześwietlić przed Bogiem przede wszystkim swoje sumienia, bo przecież niedaleko pada jabłko od jabłoni. Na szczęście wielu rodziców od dawna praktykuje to, o czym wspominaliśmy w poprzednich artykułach. Są przepełnieni Słowem Bożym. Aktywnie wychowują swoje dzieci. Rodzinny dom jest prawdziwą przystanią, a gdy pociechy zmagają się ze światem, mama i tata są blisko, umacniając swoje latorośle. Tacy rodzice rozumieją, że wraz z dziećmi otrzymali od Boga ważną misję, i wkładają 100% swego zaangażowania w wychowanie. Jak bardzo chciałoby się obiecać, że efekt będzie murowany! Niestety, bywa tak, że dorastające dzieci wybierają niewłaściwą drogę, a rodzice przez lata zadają sobie pytanie: „Gdzie popełniliśmy błąd?”. Nawet najlepsi rodzice mogą usłyszeć od swego potomstwa: „Nie chcę być taki jak wy”. Nawet doskonały Bóg Ojciec ma dzieci, które buntują się przeciwko Niemu. A zatem… kochajmy dzieci z całego serca, konsekwentnie kształtujmy ich sumienia i ufajmy w Bożą opiekę. Przecież syn marnotrawny w końcu wrócił do domu. W CYKLU PORUSZONO NASTĘPUJĄCE TEMATY: 1. Dlaczego sumienie gryzie? 2. Kiedy i jak zacząć kształtować sumienie dziecka? 3. Co zrobić, żeby dzieci nam ufały? 4. Kształtowanie sumienia dziecka to obowiązek rodziców. 5. Egzekwowanie dyscypliny, czyli czym zastąpić rózgę? 6. Bądź dobrym przykładem.
27
DYLEMATY MORALNE
Miejsce dzieci jest w rodzinie
w
Tylko w 2013 roku prawie 2000 dzieci zostało odebranych rodzicom na mocy urzędniczych decyzji, wynika z raportu Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. ks. Zbigniew Sobolewski
W Polsce rozpowszechniła się praktyka polegająca na tym, że sądy odbierają dzieci rodzinom, które nie mogą zapewnić im godziwych warunków życia. Nie są to rodziny patologiczne, dysfunkcyjne, lecz zwyczajnie biedne. To ubóstwo nie jest zawinione przez oboje rodziców lub rodzica, ale spowodowane przyczynami, na które nie mają wpływu. Przede wszystkim w ubóstwo wpędzają polskie rodziny: bezrobocie, choroba jednego lub kilku członków rodziny, konieczność sprawowania opieki nad niepełnosprawnym członkiem rodziny.
FOT. FOTOLIA.COM/BLACKBOARD1965
RODZINNE D R A M AT Y
28
Znana jest historia rodziny Bajkowskich z Krakowa, którym odebrano trzech synów i umieszczono w domu dziecka, pomimo że rodzice szukali pomocy, a nawet zgłosili się na zajęcia terapeutyczne. Angelice i Mariuszowi Smykowskim z Wałbrzycha odebrano pięcioro dzieci (trzech synów i dwie córki), bo byli biedni i utrzymywali się z pieniędzy, które Mariusz zarabiał, układając kostkę brukową. W Jarosławiu sąd zdecydował o odebraniu małżeństwu z Pruchnika ośmiorga dzieci. Siedmioro trafiło do domu dziecka, a dwuletnia córka do rodziny zastępczej. Sąsiedzi stanęli w obronie tej rodziny i domagali się oddania dzieci rodzicom, bo „miejsce dzieci jest przy ojcu i matce”.
„30% dzieci w domach dziecka to są dzieci, które mają naturalnych rodziców – mówi ks. Dariusz Kruczyński, dyrektor Caritas Diecezji Ełckiej, która prowadzi dwa domy dziecka. – Bieda nie może być powodem wyrwania dziecka z domu rodzinnego. Sądy, zamiast szukać sposobu pomocy rodzinom z dziećmi żyjącym poniżej minimum socjalnego, decydują o umieszczeniu dziecka w domu dziecka” – dodaje.
KIEDY WOLNO ODEBRAĆ
Rodzina jest najwłaściwszym środowiskiem rozwoju dla dzieci. Zdrowa rodzina najlepiej kształtuje charaktery, ubogaca człowieczeństwo i jest najbardziej przyjaznym środowiskiem wzrastania w wierze i miłości. Nikt nie ma prawa zastępować rodziców w ich funkcji wychowawczej ani tym bardziej uniemożliwiać im jej sprawowania. Niestety, kryzys rodziny sprawia, że nie zawsze funkcjonuje ona prawidłowo i niekiedy nie spełnia swych funkcji. Bywa, że rodzina się rozpada lub stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia dziecka, wówczas istnieje koniecz-
ność umieszczenia dziecka w innym środowisku i wspólnocie. W takich sytuacjach dzieci trafiają do domu dziecka, do rodzin zastępczych lub do adopcji. Również w sytuacji, gdy umierają oboje rodzice lub zostaje jeden, który nie może zapewnić dzieciom opieki, sądy mogą zdecydować o umieszczenia nieletniego w domu dziecka. To trudne sytuacje, którym zwykle starają się zaradzić krewni osieroconych dzieci. Bywa również, że rodzina nie spełnia swych podstawowych funkcji lub stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia dziecka. Nieodpowiedzialność rodziców, uzależnienie od alkoholu lub narkotyków, choroby psychiczne
marzec 2016
lub działania przestępcze mogą rodzić lęk o przyszłość dziecka. W takich uzasadnionych wypadkach jest potrzebna ingerencja z zewnątrz, by uchronić dziecko od zła. Szkoła i instytucje socjalne muszą działać. Sądy na ich wniosek mogą skierować dzieci do placówek wychowawczo-opiekuńczych. Muszą przy tym brać pod uwagę dramat dziecka i korzyści wynikające z wyrwania go ze wspólnoty rodzinnej.
REALNA POMOC Wydaje się, że zaproponowane dofinansowanie rodzin z dziećmi będzie realną pomocą dla tych rodzin, które balansują na krawędzi minimum egzystencjalnego. Dzięki 500 zł na dziecko rodziny te będą mogły poprawić swoje warunki życiowe. „Myślę, że trzeba przede wszystkim pracować nad zmianą mentalności sędziów oraz pracowników opieki społecznej. Trzeba zmiany spojrzenia na ubogie rodziny wielodzietne. One nie potrzebują jałmużny, lecz systematycznego wsparcia, które pomoże im stanąć na nogi w sytuacji, w której dobrze opłacana praca jest w Polsce luksusem – mówi dyrektor ełckiej Caritas. – Wolałbym, by dzieci, zamiast trafiać do naszych domów, pozostawały ze swymi rodzicami i rodzeństwem. To dla nich o wiele korzystniejsze” – stwierdza.
ks. ZBIGNIEW SOBOLEWSKI
doktor teologii moralnej, wykładowca UKSW, autor licznych publikacji
marzec 2016
p
Sprawa jest prosta: ON chce, żeby było ci naprawdę dobrze i żebyś był bezpieczny.
Zbawiciel, czyli KTO?
W CO I PO CO WIERZĘ?
i co w ? zę er wi co po i co w ? zę er wi co po i co w
Zdrowa rodzina najlepiej kształtuje charaktery, ubogaca człowieczeństwo i jest najbardziej przyjaznym środowiskiem wzrastania w wierze i miłości.
Pan Bóg jest źródłem wszystkiego, On nas stworzył i On określił sens naszego życia. Wniosek stąd prosty: Pan Bóg kocha nas bardziej niż ktokolwiek inny, a nawet bardziej niż my sami siebie, i On najlepiej wie, co jest dla nas dobre i doprowadzi nas do zbawienia. Przyjmując i czytając Boże Słowo, mamy szansę zrozumieć, co oznacza ZBAWIENIE. Pamiętamy, że na początku Pan Bóg postawił człowieka w ogrodzie Eden, gdzie nie było cierpienia, gdzie zło nie miało dostępu. „Raj” to ogród, w którym człowiek spaceruje pod rękę ze swym Stwórcą. Pan Bóg „nie chciał” się „narzucać” człowiekowi, dał nam wolność, dzięki której możemy Go wybrać (pamiętamy, że używamy do takiego rozważania ludzkiego języka, bo innym nie dysponujemy, ale każde sformułowanie tylko analogicznie, w sposób przybliżony oddaje prawdę). Człowiek zwiedziony przez złego ducha stracił zaufanie do Stwórcy, postanowił sam decydować, co jest dobre, a co złe, i w ten sposób zerwał jedność z Panem Bogiem. W sposób symboliczny to zerwanie jedności jest ukazane przez wygnanie z raju: człowiek, odrzuciwszy Bożą przyjaźń, pozostaje sam. Ale mówiąc dzisiejszym językiem – Stwórca przygotował plan „B”. Czytamy, że z Niewiasty narodzi się „potomstwo, które zmiażdży głowę węża” (por. Rdz 3, 15). Oto nowa szansa: przyjdzie na świat Jego Syn, otworzy bramy nieba zamknięte przez grzech. Dzięki temu człowiek przez zjednoczenie z Synem Bożym będzie mógł ponownie zaprzyjaźnić się z Bogiem. Każdy, kto w Jezusie z Nazaretu dostrzeże Mesjasza, może mieć „udział w Chrystusie”. Szybko zauważył to św. Paweł: „Czyż nie wiecie, że gdy zawodnicy biegną na stadionie, wszyscy wprawdzie biegną, lecz jeden tylko otrzymuje nagrodę? Przeto tak biegnijcie, abyście ją otrzymali. Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą” (1 Kor 9, 24-27). Wchodząc na drogę wiary, zapisuję się do „szkoły Jezusa”. W tej szkole jest pełna dobrowolność, ale też każde wagary kończą się moim upadkiem: grzechem, buntem, ostatecznie krzywdą, którą sobie wyrządzam. Zawsze Pan Bóg ma przygotowany plan „B”, czyli zawsze mogę wrócić, jestem oczekiwany przez samego Stwórcę i znów będę mógł się wsłuchiwać w słowa Pana Boga, który spokojnie tłumaczy świat. Na tym polega zbawienie – na bezpieczeństwie, które może dać tylko Bóg. ks. Zbigniew Kapłański – katecheta, rekolekcjonista, spowiednik, przed wstąpieniem do seminarium uczył matematyki i informatyki w liceach warszawskich Planowane kolejne tematy: • Wątpliwości w wierze • Modlitwa jako czynność albo gatunek literacki • Trójca • W sakramentach Bóg daje samego siebie • Zbawienie celem życia
29
Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. (…) wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich, mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości. Andrzej Łukasiak
Oddziały były niezwykle karne i zachowywały dyscyplinę wojskową. Dzień rozpoczynały i kończyły wspólną modlitwą. Większość żołnierzy nosiła ryngrafy z Matką Boską Ostrobramską.
A NDRZEJ ŁUK ASI A K publicysta, grafik, historyk, miłośnik Polski szlacheckiej, fantasy i muzyki lat 50. i 60., współautor systemu fabularnego „Dzikie Pola”, lat 51, szczęśliwy mąż, ojciec sześciorga dzieci
30
Oto credo i manifest programowy jednego z największych zagończyków Rzeczypospolitej, majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” – bohatera wojny podjazdowej na Wileńszczyźnie, Białostocczyźnie, Warmii, Mazurach i Pomorzu. Opluty i odsądzony od czci i wiary, uznany za krwawego bandytę i kata niewinnych milicjantów i żołnierzy, chłopów małorolnych i Bogu (przepraszam: Stalinowi) ducha winnych funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, którzy chcieli go w końcu tylko zabić – nic strasznego. I zabili. Skazany na osiemnastokrotną karę śmierci, zginął „polską śmiercią” zabity strzałem w tył głowy wieczorem 8 lutego 1951 r. w więzieniu przy Rakowieckiej.
ZŁOTE OSTROGI Urodził się 12 marca 1910 r. w Stryju. Był najmłodszym dzieckiem Karola, urzędnika kolejowego, i Eufrozyny z Osieckich. Miał dwie siostry i czterech braci. We Lwowie i w Stryju pobierał nauki w gimnazjum, potem w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej i w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. 4 sierpnia 1934 r. prezydent Ignacy Mościcki mianował go podporucznikiem. Niekoniecznie można powiedzieć o Szendzielarzu, że był najpilniejszym słuchaczem, nie zdobył „złotej szabli” – pierwszej lokaty w nauce, ale za to włożył „złote ostrogi” jako najbardziej czupurny i niepokorny. „Był typem żołnierza w każdym calu, był urodzonym kandydatem na dowódcę. W sposobie życia był nierówny, wybuchowy, raptus. (…) Był przy tym typem awanturnika” – pisał o nim w swojej opinii przełożony, rtm. Władysław Piotrowski.
WALKA O POLSKĘ Kampanię wrześniową młody porucznik Szendzielarz odbył z 2. szwadronem 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich Wileńskiej Brygady Kawalerii, a następnie z Grupą Operacyjną Kawalerii gen. Andersa. 24 września Anders
Nie jes rozwiązał swoje oddziały i nakazał żołnierzom przebijać się małymi grupami na Węgry. Szendzielarz zdołał przebić się tylko do Lwowa, gdzie przebrawszy się w cywilne ubrania, pracował m.in. w rzeźni miejskiej. Chciał jednak wrócić do Wilna, gdzie zostawił brzemienną żonę. Na Litwę dostał się na piechotę i rzucił się w wir pracy konspiracyjnej, przyjmując pseudonim „Łupaszka”. Ciosem było dla niego wywiezienie żony do Niemiec. W sierpniu 1943 r. Szendzielarz trafił do 5 Wileńskiej Brygady AK, zwanej od czasu bitwy z Niemcami 31 stycznia 1944 r. w Worzianach i dwa dni później z Sowietami w Radziuszach Brygadą Śmierci. Przeprowadził z brygadą wiele akcji bojowych przeciw Niemcom, policji litewskiej i białoruskiej będącej w służbie niemieckiej. Ciągle był atakowany przez partyzantkę sowiecką. Po aresztowaniu przez Sowietów przywódców Wileńskiego i Nowogródzkiego Okręgu AK „Łupaszka” wydał brygadzie rozkaz przedzierania się przez front w stronę centralnej Polski. Podczas przekraczania Niemna został ostrzelany przez artylerię sowiecką i zbombardowany przez lotnictwo. Zdemobilizował wówczas brygadę i nakazał przedzieranie się małymi grupami do Puszczy Białowieskiej, wyznaczając jednocześnie miejsce koncentracji. Już jesienią 1944 r. brygada powstała ponownie, podejmując czynną walkę zarówno ze stacjonującymi w Polsce jednostkami sowieckiego NKWD, jak i komunistycznymi władzami bezpieczeństwa.
ROZMODLONE WOJSKO Awansowany do stopnia majora po odtworzeniu 5 Wileńskiej Brygady AK „Łupaszka” walczył na terenach od Podlasia przez Białostocczyznę, Warmię i Mazury do Pomorza.
marzec 2016
FOT. PODZIEMIEZBROJNE.BLOX.PL
o
HISTORIA NIEZNANA
steśmy bandą Kadra 5 Wileńskiej Brygady AK, Białostocczyzna, 1945 rok. Stoją od lewej: ppor.cz.w. Henryk Wieliczko „Lufa”, zamordowany 14 marca 1949 r. na Zamku Lubelskim, por. Marian Pluciński „Mścisław”, zamordowany 28 czerwca 1946 r. w białostockim więzieniu, mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, zamordowany 8 lutego 1951 r. na Mokotowie, wachm. Jerzy Lejkowski „Szpagat”, ppor. Zdzisław Badocha „Żelazny”, poległ w walce z UB 26 czerwca 1946 r. w Czerninie koło Sztumu. Szacuje się, że w latach 1945-1948 jego oddziały rozbiły ok. 60 posterunków MO, kilka placówek UBP i posterunków SOK, a także kilkanaście placówek Armii Czerwonej. Zabito ok. 200 funkcjonariuszy i oficerów NKWD, UBP, MO i Armii Czerwonej. W rezultacie za głowę jednego z największych swoich wrogów Sowieci wyznaczyli wysoką nagrodę. Propaganda komunistyczna fałszowała jak mogła wizerunek „Łupaszki”. Opisywano go jako brutalnego i tępego chama, „krwawego herszta wileńskich bandytów”, który dokonuje napadów terrorystyczno-rabunkowych, na „bohaterskich” funkcjonariuszy i „utrwalaczy” władzy ludu pracującego miast i wsi. Tymczasem prawda była zupełnie inna. Za rzeczy rekwirowane polskiej ludności brygada płaciła gotówką. Oddziały były niezwykle karne i zachowywały dyscyplinę wojskową. Dzień rozpoczynały i kończyły wspólną modlitwą. Większość żołnierzy nosiła ryngrafy z Matką Boską Ostrobramską, jako symbol przywią-
marzec 2016
zania do Ziemi Wileńskiej. Partyzanci „Łupaszki” zdobywali wśród miejscowej ludności ogromne zaufanie. Ich zadaniem było podtrzymywanie oporu wśród polskiego społeczeństwa przez akcje propagandowe i zbrojne. To wówczas właśnie „Łupaszka” zaczął kolportować swoją słynną ulotkę rozpoczynającą się od słów: „Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny”. „Na każdej odprawie – wspominał Leon Smoleński „Zeus”, dowódca oddziału „Łupaszki” na Wileńszczyźnie i na Pomorzu – mówił: «Pamiętajcie, że podporą partyzantki jest miejscowa ludność. Jeżeli dowiem się, że z jakiegoś mieszkania zginęła choćby igła – to rozstrzelam złodzieja». Ciągle nam to powtarzał. I ludność nam ufała”. A żołnierze brygady byli naprawdę wszędzie: na drogach rekwirowali samochody, na stacjach zatrzymywali pociągi, legitymowali pasażerów, wyszukując pracowników UB, rozbrajali posterunki MO
i sowieckie stacje łączności, przecinali przewody telefoniczne, likwidowali konfidentów i wymykali się coraz częstszym i liczniejszym obławom. Na początku 1947 r., gdy liczebność oddziału spadła do 40 ludzi, a wobec polityki Zachodu walka straciła sens, „Łupaszka” podjął decyzję o powrocie do „cywila”. 30 czerwca 1948 r. w Osielcu koło Makowa Podhalańskiego został aresztowany i samolotem przetransportowany do Warszawy. W śledztwie nie był torturowany. Zdawał sobie sprawę ze swojego położenia, więc bez strachu odpowiadał na pytania śledczych. Postawiono mu wiele zarzutów. Przyznał się, że był członkiem nielegalnej organizacji, prowadził walki z partyzantami sowieckimi i że uważał Sowietów za stronę atakującą, potwierdził też, że jego brygady atakowały funkcjonariuszy UBP, NKWD, PPR i MO, zaznaczając przy tym, że wykonywał rozkazy przełożonych. Zaprzeczył współpracy z Niemcami. Wydano wyrok osiemnastokrotnej kary śmierci. Do czasu jego wykonania Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” nie poprosił o łaskę. W ciszy wieczoru przy ogniskach nad Wilią, Niemnem, Śniardwami i Czarną Hańczą słychać odległe echo powtarzające słowa szeptanej modlitwy, którą tak ukochała 5 Wileńska Brygada AK i jej wieczny dowódca, major „Łupaszka”: „O Panie, skrusz ten miecz, co siekł nasz kraj, Do wolnej Polski nam powrócić daj, By stał się źródłem nowej siły Nasz dom, nasz kraj. O Panie, usłysz prośby nasze, Wysłuchaj nasz tułaczy śpiew, Znad Wilii, Niemna, Bugu, Sanu, Męczeńska do Cię woła krew”.
31
ROZWÓJ DUCHOWY MAŁŻONKÓW
w j Czy da się być świętym, żyjąc w małżeństwie, i dlaczego warto spróbować? Beata i Tomasz Strużanowscy
Z nosem w pieluchach
Jak można osiągnąć świętość – w małżeństwie czy pomimo małżeństwa? Czy można być świętym, jeśli większość życia zapełniają tak przyziemne czynności jak: praca zarobkowa, gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie, remontowanie mieszkania, uprawianie ogrodu, naprawianie samochodu, opieka nad dziećmi, chodzenie na wywiadówki, robienie zakupów, martwienie się, czy starczy pieniędzy do pierwszego, spłacanie kredytów i setki innych tego typu spraw? Jak wśród tego wszystkiego „wyszarpać” odpowiednio długi czas na modlitwę, myślenie o Panu Bogu, Mszę świętą, czytanie Biblii, rekolekcje, pobożną lekturę? „Tego nie da się pogodzić ze sobą! Małżeństwo albo świętość!” – myślisz zniechęcony. I rzeczywiście przez wieki świętość była zarezerwowana dla przedstawicieli stanu duchownego. Owszem, zdarzały się beatyfikacje czy kanonizacje małżonków (czasami nawet obojga), ale swoje uzasadnienie czerpały one z tego, co robili „obok”, a czasami wręcz „pomimo” faktu pozostawania w małżeństwie. Ta sytuacja zmieniła się dopiero niedawno: w 2001 r. papież Jan Paweł II dokonał pierwszej wspólnej beatyfikacji małżeństwa Marii i Luigiego Beltrame Quattrocchich. Druga para, Zelia i Ludwik Martin, w 2008 r. została beatyfikowana, a niedawno, w październiku 2015 r., ogłoszono ich świętymi. Po pierwsze, świętość nie polega na wysokim stopniu „wytrenowania” w pobożnych praktykach przy jednoczesnym oderwaniu od prozy życia, obojętności czy wręcz pogardzie dla niej. Po drugie, życie nie dzieli się na sferę sacrum (modlitwa, Msza święta, inne pobożne praktyki) i profanum (cała mniej wartościowa reszta). Wszystko, co robimy, albo przybliża nas do świętości, albo od niej oddala. „To chyba przesada – powiesz z powątpiewaniem. – Niby w jaki sposób wysprzątanie mieszkania lub wyniesienie śmieci miałoby prowadzić do świętości?”. I tu się mylisz. Bo śmieci można wynieść z łaski, ze skwaszoną miną, z cierpkim pytaniem: „Dlaczego znowu ja?”, ale można też zrobić to bez proszenia, z uśmiechem, chętnie, z własnej inicjatywy, nie licząc, kto ile razy to robi i czy aby na pewno jest sprawiedliwie – „po równo”. Dywan można odkurzyć po łebkach lub dokładnie; herbatę zaparzyć byle jak lub starannie, tak jak mąż (żona) lubi; wyprane rzeczy można wyjąć z pralki i powiesić, jak leci (po zdjęciu z suszarki będą wyglądały jak psu z gardła wyjęte), lub każdą sztukę starannie rozprostować (potem żonie łatwiej będzie prasować). To tylko pierwsze z brzegu przykłady. Gdzie tkwi haczyk? Jaki klucz otwiera drzwi z napisem „świętość”? Oddajmy głos poecie: „Czystość ciała czystość rąk pana przewodniczącego czystość idei czystość śniegu co płacze z zimna wody co chodzi nago czystość tego co najprościej i to wszystko psu na budę bez miłości” (ks. Jan Twardowski, „Miłość”). Jeszcze mocniej tę samą tajemnicę odkrywa św. Paweł w Hymnie o miłości: „Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym” (1 Kor 13, 2). Jeśli miłość do żony lub męża jest motorem Twoich codziennych, powtarzanych do znudzenia czynności, to znaczy, że jesteś na drodze do świętości, a ta droga nazywa się „małżeństwo”.
34
6 marca
4. niedziela Wielkiego Postu Łk 15, 1-3. 11-32
WYBACZ SOBIE
Wiele razy w życiu gubimy się w codzienności i odchodzimy od Boga. Tymczasem, jak naucza Jezus, Bóg kocha nas bez względu na nasze czyny. To my sami często nie potrafimy sobie wybaczyć, podczas gdy On z radością wypatruje naszego powrotu. Jak dobry Ojciec otwiera przed nami swoje serce, abyśmy mogli czerpać z łaski bycia Jego dziećmi.
13 marca
5. niedziela Wielkiego Postu J 8, 1-11
B E Z P O G A R DY Jezus nie zmienia starego prawa, On pokazuje jego nową jakość w oparciu o najważniejsze prawo, którym jest miłość. Tak łatwo oceniać cudze błędy, krytykować, wytykać, a nawet potępiać. Tymczasem Jezus zaleca nam spojrzeć najpierw we własne serce, ocenić, czy nasze sumienie jest bez skazy. Bo skoro sam Bóg wcielony, bez winy nie potępił grzesznicy, to jak człowiek może oceniać drugiego i gardzić nim? Dla Boga nie ma win nie do przebaczenia, więc i my powinniśmy podchodzić do siebie nawzajem z miłosierdziem.
25 marca Wielki Piątek J 18, 1-19, 42
O T O S Y N . O T O M AT K A !
KOMENTARZE
w
Panie Jezu, w pełni świadomy tego, co Cię czeka, przyjąłeś kielich, który Ci podał Ojciec. Dzięki Ci za Twoją miłość i poświęcenie. Nawet w ostatniej chwili przed śmiercią tak pięknie nas obdarowałeś. „Oto syn Twój, oto Matka twoja”. Maryjo, Matko nasza, jaką rozpacz musiałaś czuć, widząc, co spotkało Twoje dziecko. Tak jak wtedy przeszłaś z Jezusem drogę od żłóbka pod krzyż, tak i dziś stale jesteś z każdym z Twoich dzieci. Dzięki Ci, Mamo, że uwierzyłaś, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.
26 marca Wielka Sobota Łk 24, 1-12
Jak bardzo musimy doświadczyć Boga w naszym życiu, żeby Mu całkowicie zaufać? Ile razy Pan mówi do nas i przekonuje, że zwycięstwo nad Ruska ikona z ok. 1500 roku należy do typu ikonograficznego „Zstąpienie do otchłani”. śmiercią jest ostateczne, że dobro , Chrystus wyważył drzwi piekieł, które teraz leżą pod Jego stopami. Podaje rękę Adamowi tryumfuje. A my tak jak dwunastu uwolnienie zapraszając go wraz z klęczącą Ewą do opuszczenia otchłani. Wraz z nimi czekają na uczniów nie dowierzamy, jesteśmy biblijni królowie, prorocy i cała odkupiona ludzkość. Aniołowie adorują w głębi krzyż przerażeni i sparaliżowani lękiem. – symbol zwycięstwa Chrystusa. Przed nami TA NOC, gdy nasz Pan ostatecznie skruszył więzy śmierci i wprowadził nas na drogę życia. Ale 24 marca nawet Apostołom trudno było uwieWielki Czwartek rzyć w Zmartwychwstanie, a prze20 marca J 13, 1-15 cież znali Jezusa osobiście i przez Niedziela Palmowa S ŁU Ż B A Łk 22, 14-23, 56 Pan Jezus powołuje nas do służby mi- kilka lat byli przygotowywani na to, łości. Przykładem pokazuje, że tylko co nadejdzie. P R Z Y S T O LE Jezus Chrystus podczas Eucharystii poprzez służbę drugiemu można do za każdym razem pokornie zgadza się końca umiłować, i chce, byśmy Go 27 marca złożyć największą ofiarę za nas. Na w tym naśladowali. Choć nie jest to Niedziela Zmartwychwstania każdej Mszy świętej umiera i zmar- łatwe, warto, bo On jest jedyną Drogą, J 20, 1-9 twychwstaje, a my razem z Aposto- która prowadzi do Ojca. Za każdym A LLE LU J A ! łami siedzimy z Nim przy jednym razem, kiedy zmieniamy dziecku pie- Jezus powstał z martwych! Radujmy stole, jedząc połamany przez Niego luszkę, wyręczamy w czymś współ- się i chwalmy Pana, bo wypełniło się chleb i pijąc z kielicha Nowego Przy- małżonka czy rezygnujemy z siebie Pismo. Niech Pan prawdziwie zmartmierza. Prosimy Cię, Panie Jezu, dla innych, Jezus uczy nas tej służby wychwstanie w naszych sercach, by o łaskę przyjęcia Twojej ofiary i umie- na nowo. Dzięki Ci, Panie, za Twój na nowo napełnić je miłością, wiarą jętność naśladowania miłości, z któ- przykład, umacniaj nas, proszę, na i nadzieją! „Błogosławieni, którzy nie Twojej drodze. rej ona płynie. widzieli, a uwierzyli”. Alleluja!
ANETA I MARCIN WARDAWY z Weroniką (7 l.), Dominikiem (6 l.), Klarą (3 l.), Gabrielem (1 rok) i Beniaminem, którego narodzin z radością oczekują.
FOT. ARCHIWUM DOMOWE, WIKIPEDIA
C Z Y D A S I Ę Z A U FA Ć ?
35
Jak rozumieć
PISMO ŚWIĘTE (Wprowadzenie w modlitwę Słowem Bożym)
15-17 kwietnia 2016 r. Pismo Święte łączy nas z Jezusem Chrystusem, a Słowo Boże jest pomostem pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Stając przed tą grubą Księgą, nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. „Albowiem w księgach świętych Ojciec, który jest w niebie, spotyka się miłościwie ze swymi dziećmi i prowadzi z nimi rozmowę. (...) do Niego przemawiamy, gdy się modlimy, a Jego słuchamy, gdy czytamy boskie wypowiedzi” („Dei Verbum”). Jeśli pragniesz pogłębić swoją zażyłość z Bogiem żywym obecnym w swym Słowie, zapraszamy do podjęcia tego dialogu na rekolekcjach poprzedzonych wprowadzeniem w świadomą i modlitewną lekturę Pisma Świętego. Prowadzenie: o. Jan Wróblewski SVD. Zapraszamy na rekolekcje do Loretto, gdzie powstaje Centrum Rodziny. Zgłoszenia i informacje: e-mail: rekolekcjewloretto@gmail.com tel.: 511 219 439 (w godz. 14.00-16.00) lub (29) 741 17 87 (w godz. 9.00-16.00) W W W. LO R E TA N K I . P L Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej Loretto koło Kamieńczyka, 07-202 Wyszków
Położne od aborcji
Profanacje kościołów
SZWECJA: W ciągu dwóch lat młoda położna Ellinor Grimmark została trzykrotnie zwolniona z pracy, i to nie ze względu na zastrzeżenia dotyczące jej pracy, ale dlatego, że odmawiała udziału w wykonywaniu aborcji. Szwedzkie prawo gwarantuje pracownikom służby zdrowia wolność sumienia. Ellinor zwróciła się więc do miejscowego sądu ze skargą na bezprawne zwolnienia, ale sąd stwierdził, że aborcja musi być powszechnie dostępna, dlatego szpital ma prawo wymagać od pracowników jej wykonywania. I tak w rzeczywistości wygląda wolność sumienia!
FRANCJA: W miejscowości Fontainebleau (65 km od Paryża) doszło do profanacji i podpalenia zabytkowego kościoła. Napastnicy spalili również XIV-wieczny posąg Matki Bożej. Miejscowy proboszcz powiedział, że sprawcy sprofanowali Najświętszy Sakrament. Problem profanacji chrześcijańskich świątyń i cmentarzy narasta we Francji od lat, a na policję jest zgłaszanych nawet kilkanaście takich przypadków tygodniowo (niektóre źródła podają, że nawet dwa dziennie). Ciekawe, że tej swoistej pladze towarzyszy obojętność ze strony mediów i miejscowych władz.
Przemoc w obozach dla uchodźców
Dom starców przed sądem
NIEMCY: Niemiecki dziennik „Die Welt” napisał, że muzułmanie traktują chrześcijan w obozach dla uchodźców jak zwierzęta i grożą im śmiercią. W najgorszej sytuacji są byli muzułmanie, którzy przyjęli chrzest. Dla mahometan są apostatami i nie mają prawa żyć. Zdaniem o. Daniela Irbitisa, przeora podberlińskiego prawosławnego klasztoru św. Grzegorza i członka niemieckiej rady ds. integracji, skala prześladowań jest tak duża, że wielu chrześcijańskich uchodźców chce raczej wrócić do pogrążonej w wojnie ojczyzny, niż żyć w takich warunkach. A niemiecka policja nie interweniuje.
BELGIA: Dyrekcja katolickiego domu spokojnej starości w Diest stanie przed sądem za to, że odmówiła 74-letniej kobiecie cierpiącej na raka wykonania eutanazji na terenie ośrodka. W oskarżeniu córka chorej napisała, że odmowa spowodowała u matki „ogromne cierpienie psychiczne i fizyczne, ponieważ by «spokojnie odejść», musiała być przewieziona do innego ośrodka”. Eutanazję w Belgii zalegalizowano w 2002 r. By o nią poprosić, nie trzeba być poważnie chorym, tylko wystarczy oficjalnie zadeklarować „niechęć do dalszego życia”. Arcybiskup Brukseli Josef De Kesel publicznie stwierdził, że żaden ośrodek katolicki nie może być zmuszany do dokonywania aborcji czy eutanazji. Co prawda belgijskie prawo pozwala lekarzom na sprzeciw sumienia, ale nie precyzuje, czy to samo dotyczy klinik i domów opieki.
WYBRANE WIADOMOŚCI Z OSTATNICH MIESIĘCY ŹRÓDŁO: OPEN DOORS, KIRCHE IN NOT, RADIO WATYKAŃSKIE, OPR. PK
FOT. FOTOLIA.COM/LUKASVIDEO
prześladowania
ZIEMIA NASIĄKA KRWIĄ CHRZEŚCIJAN
Z A M I E S I ĄC : 8 D O D AT K O W Y C H S T R O N Z P R Z E P I S A M I S I O S T R Y FAU S T Y N Y N I E T Y L K O N A Ś W I Ę TA
REKOLEKCJE LORETAŃSKIE