P s nr6

Page 1

Misz Masz Szkolna gazetka dla Polak贸w w Teksasie

Luty 2015 nr.6 cena $ 3

Ciekawe spotkania

Milosny Misz Masz Ciekawe miejsca

Prawdziwa Historia

Duch Mniam-mniam

Galeria

Esy-Floresy


Miłość oczami dzieci Walentynki? Kwiaty? Dużo kwiatów? Miłość? Więcej miłośći? A co z czekoladą? Walentynki to czekolada. Czekoladowy Święty Walenty Lub Walenty z czekoladowym sercem. W podstawówce musiałam przynosić słodycze wszystkim dzieciom w klasie, bo wszyscy przynosili.

I te męki, żeby donieść, żeby nie zjeść, żeby dla wszystkich starczyło…. Ile mnie nerwów kosztowały Walentynki w podstawówce! A będąc w gimnazjum już nie muszę. Przyniosę? Doniosę? Zjem sama? Podzielę się? A tak przy okazji Walentynek, w gimnazjum trochę więcej wolności. Lubię Walentynki na czekoladowo.

2  Misz Masz

Każda jedna osoba na tym świecie ma kogoś kto jest dla niej specjalny. Może to być dziewczyna, chłopak, ktoś z rodziny... Niektórzy mówią że najbliższy jest dla nich ich telefon! Problem jest taki że się zwykle wstydzimy przyznać przed tą osobą, bo się boimy że nas odrzuci. Ja nie jestem osobą która warto pytać o pomoc w życiu miłosnym. Nie jestem ekspertem i czasami mam problemy z okazywaniem uczuć nawet własnej rodzinie. Jednak życie to życie i trzeba jakoś iść do przodu. Nie wolno patrzeć na poprzednie porażki tylko uczyć się nie popełniać tych samych błędów. I wierzyć że dopóki się żyje można zmienić siebie a także dzięki temu i świat na lepsze! Bartek Morawski

Najbardziej na świecie kocham moją rodzinę, jest dla mnie dlatego tak ważna ponieważ każde z nas ma coś wspólnego ze sobą. Czasami się kłócimy ale jeszcze i tak się kochamy. Gdy ktoś potrzebuje pomocy to sobie pomagamy, kiedy ktoś jest smutny to się pocieszamy, a gdy ktoś potrzebuje czegoś, to moja rodzina robi wszystko żeby było dobrze. Staramy się opiekować sobą nawzajem i innymi też. Bardzo kocham moją rodzinę. Karolina


Miłość oczami dzieci Ola jest moją kuzynką, ale jest też moją najelpszą przyjaciółką. Łączy nas coś specjalnego mimo, że mieszkamy bardzo daleko od siebie, Ola w Polsce w Smolcu, koło Wrocławia, a ja w Carrollton w Texasie. Spotykamy się tylko w czasie wakacji, a w czasie roku szkolnego rozmawaimy przez Skype. Kiedy jesteśmy razem, nigdy się nie nudzimy i możemy bawić się całymi dniami. Nawet obowiązki potrafimy zamienić w zabawę. Na przykład, któregoś dnia, ciocia (Oli mama) kazała nam posprzątać pokój. Zrobiłyśmy z tego niezła zabawę. Udawałyśmy, że na podłodze była lawa i musiałyśmy szybko wszytko podnosić z podłogi, żeby lawa tych rzeczy nie zniszczyła i nie mogłyśmy nadepnąć na podłogę. Bardzo szybko w ten sposób posprzątałyśmy pokój. Nie zawsze lubimy to samo, ale też uczymy się od siebie nawzajem i poznajemy nowe ciekawe rzeczy. Ola bardzo ładnie maluje, rysuje i jest bardzo dokładna. Nauczyła mnie jak robić i dekorować domki dla zwierzątek z pudełek po butach. Ja za to mam dużą wyobraźnię, która przydała nam się przy wymyślaniu zabaw. Nauczyłam ją też paru rzeczy na komputerze i jak bronić na bramce, gdy graliśmy w piłkę nożną. Fajnie jest mieć taką przyjaciółkę-kuzynkę. Mam nadzieję, że w te wakacje znów się spotkamy i może wymyślimy nową wspólną zabawę. Kasia Drewniak

Drogi Walentynkowy Franku! Nie wiem czy Ty mnie jeszcze dobrze pamiętasz? Bawiliśmy sie w duchy, chodziliśmy na targ i huśtaliśmy się na huśtawce. Pamiętam dobrze jak czytałem Ci książki a Ty udawałeś, że interesujesz się historią! Czy pamiętasz kiedy pojechaliśmy do parku i oglądaliśmy sarenki, orły i łosie, które jadły ze smakiem moje kanapki? Mam nadzieję że jeszcze o mnie nie zapomniałeś przez te wszystkie lata! Ja nadal bardzo Cię lubię! Twój Walentynkowy kuzyn, Kuba Formella

Ja ogólnie lubię Dzień zakochanych! Dzięki Świętemu Walentemu możemy dziś cieszyć się tym świętem prawie na całym świecie. Najlepszą osobą na całym świecie jest dla mnie moja mama. Moja mama robi wszystko dla mnie i mojej siostry, gotuje dla nas i dla nas robi zakupy. Mamy wszystko, co potrzebujemy. Bardzo kocham moja mamę. Jaś Burski

Moja valentynką w tym roku jest ktoś specialny. Bez niego mój rok byłby smutny i nieciekawy. Nie jest duży, właściwie malutki i puchaty, ma wielkie niebieskie oczy i różowy nos. Ma cztery łapki i ogon. Nie mówi tylko miałczy. Choć czasem mysłe że i tak dobrze mnie rozumie, bez słów. Tak, tak to nie osoba, to mój kot Gaspar, ale to nie znaczy że nie może być moją valentynką.

Misz Masz  3


Misz Masz Miłosny CYTADELA CYTATÓW - zapraszam jeśli je lubicie ! Dziś będzie Walentynkowo i ktoś mógłby pomyśleć, ze cukierkowo. No niekoniecznie ... Poczytajcie i dopiszcie swoje ulubione myśli zasłyszane. M.M

" Miłość życia jest na pewno cechą dzięki której życie ma swój smak i barwę. Trudno żyć nie kochając życia" (A. Kępiński ) "Bo miłości prawdziwej nie zubaża hojność, im więcej dajesz, tym więcej ci zostaje " (Antoine De Saint- Exupery) "Przebaczenie jest najtrudniejszą miłością" (Albert Schweitzer) "Rolą miłości jest, aby wzruszała cię dłoń, którą żona najzwyczajniej położy ci na ramieniu " (Antoine De Saint Exupery)

"To

tylko pewnego rodzaju przykrość nie być kochanym, prawdziwym nieszczęściem jest - nie kochać" (A. Camus)

Miłość nie jest przede wszystkim słowem. żadnym słowem. ani tym co na pseudopoczątku, ani tym co tutaj. Tak własnie zduszone, zdławione, zmiażdżone jest słowo Miłość. W świecie słów słowo Miłość nie znaczy nic. Mówiąc inaczej, znaczy to, co kto chce, co komu ślina na język. Miłość jest spontanicznym, bezinteresownym czynieniem miłości, tak, jak słońce jest spontanicznym, bezinteresownym promieniowaniem słoneczności. Słońce jest słońcem w świecie heliosowym, Miłość jest słońcem w świecie jasności, Miłość jest słońcem w świecie ciemności." ("Fabula Rasa" Edward Stachura) 4  Misz Masz


Misz Masz Miłosny O chorobie miłości

Biedronka

Młoda narzeczona rozchorowała się na ospę, zanim weszła do chaty swego przyszłego męża. Ten zaś powiedział: - Bolą mnie oczy. A później: - Oślepłem. Zaprowadzono mu żonę do chaty. Kiedy umarła po dwudziestu latach małżeństwa, jej mąż otworzył oczy. Gdy go zapytano o przyczynę tego "cudownego wyzdrowienia", odrzekł: - Nie byłem ślepy, ale udawałem, żeby się moja żona nie zamartwiała na myśl, że oglądam ją oszpeconą chorobą.

Pewna mała dziewczynka zapragnęła kiedyś znaleźć biedronkę. Zapytała się gdzie może spotkać takie stworzonko. W odpowiedzi usłyszała: "Idź na łąkę dziecko, tam na pewno są biedronki". Dziewczynka nie zwlekając pobiegła szybko na pobliską polanę. Było na niej morze kwiatów... Pomyślała: "tu znajdę to, czego szukam". Niestety nigdzie nie było ani jednej biedronki! Po kilku godzinach poszukiwań zrozpaczona dziewczynka wróciła do domu. Usiadła pod drzewem i gorzko zapłakała. Usnęła... Jakież było jej zdziwienie kiedy się obudziła po jej sukience, rączkach i nóżkach chodziło mnóstwo biedronek... Tak samo jest z miłością. Nie trzeba jej specjalnie szukać. Ona przyjdzie sama.

My z drugiej połowy XX wieku Małgorzata Hillar

"My z drugiej połowy XX wieku rozbijający atomy zdobywcy księżyca wstydzimy się miękkich gestów czułych spojrzeń ciepłych uśmiechów Kiedy cierpimy wykrzywiamy lekceważąco wargi Kiedy przychodzi miłość wzruszamy pogardliwie ramionami Silni cyniczni z ironicznie zmrużonymi oczami Dopiero późną nocą przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy w bólu ręce, umierając z miłości" Misz Masz  5


Wydarzenia

Wirtualna lekcja z Dziecięcym Uniwarsytetym Ciekawej Historii

D

UCH-u, DUCH-u .... UKAŻ SIĘ !!!

W sobotę, dnia 7 lutego 2015r. uczniowie dwóch najstarszych klas szkoły im. Jana Karskiego w Dallas, nauczyciele oraz rodzice, z wielką niecierpliwością czekali na pojawienie się DUCH-a. Ukaże się, czy też zawiodą względy techniczne ... Przemówi do nas, czy będzie tajemniczo milczał ... Udało się ! DUCH, czyli Dziecięcy Uniwersytet Ciekawej Historii pojawił się w Dallas na naszej pierwszej lekcji on-line. Temat wykładu: Postać Jana Karskiego na tle wydarzeń II Wojny Światowej, poprzedzony był nagranym specjalnie na potrzeby szkoły filmem opowiadającym o postaci Jana Karskiego. Dzięki materiałowi video mogliśmy zobaczyć miejsca związane z naszym patronem, usłyszeć ukryte za tymi miejscami historie jak choćby tę o zegarze na Zamku Królewskim w Warszawie, który zatrzymał się o godz. 11.15 dnia 17 września 1939r. Od tamtej pory hejnał wygrywany jest właśnie o tej godzinie. Mogliśmy posiedzieć wraz z panem Janem Karskim na jednej z jego ławeczek, odwiedzić kamiennicę przy Krakowskim Przedmieściu, lub dzięki materiałom archiwalnym, przenieść

6  Misz Masz

niale jest słyszeć taki odzew! Mamy nadzieję, że filmem i wykładem o Janie Karskim, naszym wielkim - wielkim sercem i cichym - cichym sławą patronie, rozpoczęliśmy cykl spotkań z fascynującą historią i ciekawymi ludźmi. się w czasy wojny i okupacji. PrzeZ DUCH-em, do następnego razu! wodnikiem po Warszawie i wspaniałym prelegentem był wykładowca Marta Morawska Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii, Pan Marcin. Po obejrzeniu filmu i podczas lekcji on-line, dzieci miały okazję zadać bezpośrednio pytania Panu Marcinowi. Ciekawiło nas dlaczego Jan Karski najczęściej przedstawiany jest jako postać siedząca na ławce, pełna zadumy i refleksji, co stało się po wojnie z rodziną Jana Karskiego, a zwłaszcza z tak ważną postacią, jaką był starszy brat Jana, Marian Kozielewski i dlaczego zachodni alianci Polski nie podjęli żadnych działań po misji Jana Karskiego. Pan Marcin opowiadał, a dzieci słuchały z otwartymi buziami. Dziś możemy spokojnie powiedzieć, że mamy zaprzyjaźnionego DUCH-a. Zawsze będzie on mile widziany w naszej szkole! Tuż po wykładzie, nasze panie uczące pytały o kolejne tematy lekcji on-line, czy będą takowe i jakie to będą tematy. Wspa-


DUCH

Wirtualna lekcja z Dziecięcym Uniwarsytetym Ciekawej Historii

N

ie można ukryć, że nasza szkoła się rozrasta ale, że uda nam się przekroczyć granice oceanu tego nikt nie przypuszczał, a właśnie takie spotkanie z naszymi rodakami , historykami z Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii czyli DUCH, odbyło się na żywo 7 lutego w naszej szkole. Dzięki osiągnięciom współczesnej techniki, nasi uczniowie mogli uczestniczyć w lekcji historii prowadzonej przez pana Marcina Chodorowskiego łączącego się z nami z Polski .

Temat lekcji nie był łatwy, życiorys naszego patrona szkoły Jana Karskiego (Kozielewskiego) na tle wydarzeń II Wojny Swiatowej, ale wcześniej przygotowany film przez Dziecięcy Uniwersytet Ciekawej Historii specjalnie dla nas, przybliżył dzieciom ten temat tak, że już w czasie spotkania mogły zadawać konkretne pytania i uzyskiwać na nie wyczerpującą odpowiedź od pana Marcina. Na pewno nie był to stracony czas. Korzyści to niewątpliwie ciągłe

poznawanie naszej, polskiej, bogatej historii, naszych bohaterów, ale też żywy kontakt z Polską, który daje naszym dzieciom niejako powód do nauki w naszej szkole, pokazuje, że Polska to nie jest jakieś mgliste miejsce ze wspomnień rodziców, lecz bardzo realna rzeczywistość, a nauka języka polskiego jest niezbędna, aby tą Polskę poznawać. Myślę, że tak dobrze zaczętą współpracę z DUCH-em będziemy jeszcze kontynuowali w przyszłości. Ania Rząsa (nauczyciel klasy V)

Misz Masz  7


Ciekawe spotkania Urszula Maziec Kichner i Jan Linkiewicz

T

o nie była zwykła sobota w naszej szkołe. 17 stycznia mieliśmy wyjątkową lekcję historii. Nie uczyliśmy się z podręczników; historia działa się na naszych oczach. Do naszej szkoły przyszli niezwykli goście- Urszula Maziec Kichner i Jan Linkiewicz. Oboje jako dzieci przeżyli wywózkę na Syberie podczas II Wojny Światowej. Były łzy wzruszenia ale też i momenty przy których uczniowie śmiali się do łez. Oboje to wyjątkowi ludzie, odważni, nie bojący się ryzyka, ale także bardzo wrażliwi. Opowiadali uczniom o tym jak historia zmieniła ich całe życie. Były zdjęcia archiwalne,

mapy, książki o losach Polaków podczas wojennej zawieruchy i bardzo dużo emocji. Pani Urszula odpowiadała o śmierci ukochanego braciszka w łagrach, a pan Jan o tym jak jego dzielna matka ratowała dzieci przed śmiercią z głodu i chorób. Były też wesołe opowieści- o kangurach , małpce jako zwierzątku domowym, zmianach szkół, krajów, kontynentów. Pani Urszula wiele lat spędziła w Australii, pan Jan długo mieszkał w Afryce. Oboje wylądowali po latach w Stanach Zjednoczonych i dzięki temu mogliśmy ich gościć w naszej szkole. L.M

Spotkanie z niezwykłymi gośćmi

"Spotkanie było bardzo interesujące. Historia życia tych ludzi jest tak straszna , że jestem wdzięczny, że żyję w wolnym kraju, w którym jestem bezpieczny. " Bartek "Nie wiedziałem, że Rosjanie też zabierali Polaków do obozów pracy tak jak Niemcy. Polacy w tamtym czasach mieli ciężkie życie." Jasiu "To mnie bardzo wzruszyło, że małe dzieci były zabierane z domów bez powodu i czekała ich często śmierć na Syberii." Kuba 8  Misz Masz

"Bardzo podobało mi się spotkanie z zaproszonymi gośćmi, którzy opowiadali o swoich przeżyciach z czasów II Wojny Światowej i jak wraz z rodzinami zostali zesłani na Sybir. Bardzo ciężko jest wyobrazić sobie że mogli przeżyć takie straszne rzeczy jak na przykład podróż w zamkniętym wagonie prawie bez jedzenia przez 6 tygodni, ja na pewno bym tego nie przeżyła. Ciekawe było jak lali gorąca wodę na takie robaki co ssają krew żeby zginęły. Ciekawe były rownież wspomnienia z pobytu w Australii i Afryce. To spotkanie było bardzo miłe i będę je na pewno długo pamiętała." Karolina


Ciekawe spotkania Urszula Maziec Kichner

Zdjęcia z rodzinnego albumu pani Urszuli Maziec Kichner

N

owy rok kalendarzowy rozpoczęliśmy od wyprawy w przeszłość i to wyprawy w przeszłość bardzo odległą i złowrogę. W latach 1940-41 w czterech masowych deportacjach z terenów Kresów Wschodnich II RP zostało wywiezionych setki tysięcy ludzi, głównie polska inteligencja, rodziny katyńskie, matki z dziećmi, osoby starsze. Bez wyroku sądu, zerwani w środku nocy, mieli niespełna godzinę, a często i mniej na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, pozostawienie dorobku całego życia i wyjazd w bydlęcych wagonach w nieznane. Po prawie miesięcznej podróży w tragicznych warunkach, głodni i schorowani docierali do miejsc zesłań na dalekiej Syberii czy stepach Kazachstanu. Pierwsza deportacja, która miała miejsce w nocy 10 lutego 1940 należała do najtragiczniejszych.

Ten dzień na zawsze pozostawił ślad w pamięci Pani Urszuli M. oraz Pana Jana L., dziadka jednej z naszych uczennic. Dnia 17 stycznia 2015r. mieliśmy okazję gościć ich w szkole i móc usłyszeć opowiedzianą przez nich historię tamtych dni. Z całego serca jesteśmy wdzięczni za tę lekcję wspomnień. Dziś to juz rzadkość spotkać świadków wojennej rzeczywistości, a jeszcze większą rzadkościa jest móc osobiście porozmawiać z nimi. Łamiący się głos Pani Urszuli, kóra z wielkim trudem wydobywała z pamięci fragmenty bolesnej przeszłości sprawił, że łzy płynęły po policzkach niejednemu z nas. Ocalałe zdjęcia niemo świadczyły o okrutnym losie. I nagle okazało się, ze doświadczenie syberyjskich wywózek jest także doświadczeniem innych rodzin z Polskiej Szkoły im. Jana Karskiego, naszych dziadków i pradziadków. Nie wszyscy mają w sobie tyle siły, aby wra-

cać wspomnieniami w przeżyte sowieckie piekło. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni Pani Urszuli i Panu Janowi za tę chwilę, w której przeszłość ożyła, aby uczyć nas historii naszych przodków, gdyż "znjąc historię własnego kraju, można lepiej poznać samego siebie ". To słowa dr Patryka Babirackiego, historyka współczesnej Rosji i Europy Wschodniej, jakże prawdziwe i mądre. W 75 rocznicę pierwszej masowej wywózki ludności z terenów Kresów Wschodnich II RP, składamy hołd pamięci zarówno tym, którzy ocaleli, jak i tym, którzy na zawsze pozostali na, jak to określił Pan Jan L. "gościnnej " sowieckiej ziemi. Pamiętamy i uczymy młode pokolenie, aby i ono pamiętało. M.M

Misz Masz  9


Prawdziwa Historia Matka, która uratowała rodzinę

Matka moja urodziła się w 1902 roku w bogatej rodzinie ziemiańskiej Rabcewiczów. Dzieciństwo małej Anny przebiagało spokojnie i szczęśliwie w otoczeniu rodziców i czterech braci. Duży majątek w którym rosła był niedaleko wsi i miasteczka Łobiszyn w powiecie Pińsk na Polesiu, o którym nawet śpiewano, w piosence „Polesia czar”. Rodzice jej dbali o to żeby poza szkołą w języku rosyjskim dzieci uczyły się po kryjomu w języku polskim, który był zabroniony przez władze rosyjskie – carskie pod groźbą utraty majątku, więzienia lub zsyłki na Sybir. W miare jak młodzież rosła ojciec zadbał o to aby zamiast zabaw, młodzież włączyła się do różnych zajęć związanych z prowadzeniem majątku, tłumacząc to konicznością praktyki oraz wyrabiania opinii własnej. Tak więc mojej matce przypadła w udziale praktyka ogólna ze wszystkiego plus szczególna dotycząca sadu owocowego oraz pasieki pszczół. Ponad czterdzisci lat później matka doceniła sobie wartość tej nauki. Mając 24 lata wysza za mąż za bliskiego sąsiada ziemianina Macieja Linkiewicza, który lubił ładne konie i polowania, poza codziennymi zajęciami. Życie młodej pary było wygodne i pełne radości, szczgólnie kiedy następne pokolenie zaczęło obwieszczać po kolei swoje przyjście na świat poczynając od mojej siostry, a kończąc na samym mnieprzypdkowym. Radość cłej rodziny przyciemniła się bardzo, kiedy w latach trzydziestyh szkarlatyna, dyfteryt i odra zabrały trzech synów. Szczepionek na te choroby w tych czasach nie było. Był rok 1939 kiedy matka zaczęła opłakiwać trzeciego syna Zygmunt, a Niemcy i Rosja wspólnie uderzyły ponownie na Polskę cieszącą się niepodległością zaledwie przez dwadzieścia parę lat. Praworządność i swobody obywatelskie miały być ponownie zakłócone, a pogłoski trudne do uwierzenia zaczęły dochodzić do rodziców. 10  Misz Masz

Na wszelki wypdek matka zdecydowała zrobić stosowne przygotowania. Zaczęła od zakupywania myśliwskiej broni i pistoletów, ignorując opozycję ojca, oraz dolary i carskie złote monety, jak również częśc kosztowności. Część kosztowności oraz pieniędzy zaszyła umiejętnie w futrach i płaszczach zimowych. Następnie zapakowano do koszy dużo żywności włącznie z sucharami i wędzonkami. Ubrania, pościel, poduszki, pierzyny a nawet kryształowe, rzeźbione lustro matki były gotowe do zabrania. Przezorność matki okazała się zbawieniem kiedy 10 lutego 1940 roku o godzinie 2 w nocy ktoś załomotał do drzwi przez które po otwraciu weszło czterech NKWD. Przeprowadzili rewizję osobistą i oznajomili, że mamy pół godziny do spakowania i że będziemy przewiezieni w inne miejsce. Podczas rewizji pomieszczeń znaleźli pieniądze i drobne kosztowności celowo przeoczone przez matkę. Może dzięki znalezionym rzeczom żołnierze byli pogodni i nawet pomagali w pakowniu i ładowaniu na sanie. Po załadunku rzeczy i ludzi sanie ruszły do Łohiszyna w mroźną zimową noc przy temperaturze -40 C. Po zbiórce w Łohiszynie peleton sań pojechał do Pińska gdzie czekał na zesłańców pociąg towarowy. Obstawa wojskowa pilnowała załadunku uniemożliwiając szanse ucieczki. Ładowanie wagonów odbywało się z tragicznym obrazem rozpaczy. Do każdego ładowano 60 osób. W podłodze każdego wycięta była dziura do załatwiania potrzeb fizjologicznych, z parawanem wokół. Podczas postoju – następnego dnia – wypuszczono kilka osób z wiadrami po wodę, której zawsze brakowało. W jednym końcu wagonu był mały żelazny piecyk. Paliwa do niego przeważnie nie było. W wagonie panowały smutek i cisza przerywana płaczem lub jękiem. Czasami podczas postoju dostawało sie miskę zupy z kilkoma kawałkami jarzy i kartoflem. Uczucie tragedii rosło


Jan Maciej Linkiewicz coraz bardziej. Po tygodniu ilość usuwanych trupów wzrosła bardzo. Rodzina nasza była bardzo zaniepokojona coraz gorszym stanem sytuacji w transporcie. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że ta podróż będzie trwała sześć tygodni. Pociąg nieraz stał na bocznicy przez 1-3 dni na kompletnym bezludziu. Czasem transport stał obok innego co wzbudziło matki zainteresowanie. Toteż pewnej nocy kiedy straż była oddalona i widząc żarzące papierosy w tym samym miejscu przy chmurnej bezkiężyczowej nocy matka moja otworzyła drzwi naszego wagonu podeszła do wagonu sąsiedniego transportu, przerwała plombę i delikatnie otworzywszy drzwi weszła do środka. Macanie worka wykazało że jest wypełniony ziarnem. Zaczęła więc wołać szeptem stojących ciekawskich, ale wszyscy byli wystarczajaco wystraszeni już tym co miało miejsce dotychczas, za to już byłyaby kula w łeb dla wszyskich. Wreszcie ktoś się odważył i skoczył z pomocą. We dwoje przetargali wielki wór ziarna, ktoś inny z wagonu pomógł wciągnąć do góry. Matka szybko wróciła do życiodajnego wagonu, zamknęła drzwi naprawiła plombę i bezgłośnie wróciła do swojego. Czas na to był najwyższy bo straż zaczęła się zbliżać. Do następnego rusznia w droge mieszkańcy naszego wagonu siedzieli wystraszeni w oczekiwaniu na ruch transportu i wreszcie odetchnęli z ulgą kiedy to nastąpiło. Podzielono ziarno uczciwie zależnie od wielkości rodziny, otucha wstąpiła w serca wszystkich, że żywi dojadą do końca tej ruchomej kaźni głodu. Faktem jest , że mieszkańcy naszego wagonu dojechali do końca w pełnym składzie dzięki mojej matce, podczas gdy z pozostałych wagonów wynoszono ciała zmarłych na każdym postoju i wrzucano w śnieg przy torach kolejowych. Przypuszczć należy, że „pogrzebu” dokonywały wilki następnej nocy. Wreszcie po sześciu tygodniach dojechaliśmy do Archangielska z połową podróżnych, reszta pozostała na „gościnnej” sowieckiej ziemi. W Archangielsku ładowano ludzi do ciężarówek

i rozważono do jakichś obozów. Na prośbę matki, mnie i siostrę wzięto do szpitala. Obydwoje mieliśmy ostre zapalenie płuc. Siostrę – starszą o 10 lat – próbowano ratować, natomiast mnie ze stanem beznadziejnym postanowiono zostawić prawom natury. Matka nasza nie zaakceptowała wyroku NIE i zarządała rozmowy z lekarzem. Podczas rozmowy użyła jednego z argumentów zaszytych w futrze, zmieniła decyzje lekarza i ku memu szczęściu znalazły się dla mnie leki, które mnie uzdrowiły. Wyleczono również moje odmrożone palce u rąk i po dwóch tygodniach razem z siostą i rodzicami zawieziono nas do obozu oddalonego 7 km od Archangielska o nazwie Kirpicznyj Zawod.

O dalszych losach pana Jana Linkiewicza dowiemy się w numerze marcowym Misz Masza ZAPRASZAMY !!

Pan Jan Lankiewicz z Ojcem Misz Masz  11


Esy - Floresy Galeria prac dziecięcych

12  Misz Masz


Miłosne Esy - Floresy Dzień św. Walentego, to prawdziwa okazja do wyrażania swoich uczuć, osobom bliskim i lubianym. W tym szczególnym dniu chciałabym odznaczyć każdego mojego ucznia wielkim sercem. Walntynkowymi Pluszakami są moi mali studenci, których niezmiernie cenię i do których mam wyjątkową słabość. Każde nasze spotkanie w Polskiej Szkole to 3 godziny intensywnej nauki, zabawy i konwersacji w naszym ojczystym języku, które daje mi niezmierną ilość satysfakcji i pewnego rodzaju uzupełnienia samej siebie. Nie ukrywam, że czuję duże przywiązanie i chęć ukochania każdego z nich z osobna. Serdeczne podziękowania rodzicom , którzy przywoża dzieci na zajęcia i pozwalają mi być częścią ich życia. (Magda Fron nauczycielka II klasy)

Co dzieci myślą o miłości

"Miłość jest jak mała stara kobieta i mały stary mężczyzna, którzy są przyjaciółmi pomimo tego, że tak dobrze już się znają". "Miłość jest wtedy, kiedy mówisz chłopakowi, że podoba ci się jego koszulka i on ją później nosi każdego dnia". "Miłość jest wtedy, kiedy twój piesek liże cię po twarzy nawet wtedy, kiedy zostawiłeś go samego na cały dzień". Jak ważna jest miłość? - "Bardzo ważna! Prawie tak ważna jak piłka nożna!" Dlaczego zakochani trzymają się za ręce? - "Oni nie chcą, żeby spadły im obrączki i dlatego się tak mocno trzymają, bo dużo za nie zapłacili..." Kiedy jest najlepszy czas, aby się ożenić? "Kiedy tylko skończę przedszkole, zamierzam znaleźć sobie żonę." Co ludzie robią na randkach? - "Na pierwszej randce ludzie zazwyczaj mówią sobie kłamstwa, i są one tak ciekawe, że umawiają się na drugą randkę." Misz Masz  13


Mniam-Mniam przepisy kulinarne

1 kg mąki pszennej 50 g świeżych drożdży 100 - 150 g cukru 500 ml mleka 6 żółtek 1 całe jajko 5 - 6 łyżek oleju lub 100 g masła małe opakowanie cukru wanilinowego 40 ml spirytusu sok i skórka otarta z 1 cytryny pół łyżeczki soli Mąkę pszenną przesiać, wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi najpierw zrobić rozczyn). Dodać pozostałe składniki i wyrobić, pod koniec dodając rozpuszczony tłuszcz. Wyrabiać kilka minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne Wyrobione ciasto uformować w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (około 1,5 godziny). Po tym czasie krótko wyrobić. Porcje ciasta nabierać łyżką, uformować w ręku małe krążki, nałożyć pół łyżeczki nadzienia, zlepić, formować pączki, odłożyć na stolnicę oprószoną mąką. Nakryć serwetką i pozostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, do podwojenia objętości. Smażyć w głębokim tłuszczu, w temperaturze 175ºC, z obu stron, na złoty kolor. Wyjąć, osączyć na papierowym ręczniczku, posypać cukrem pudrem lub udekorować lukrem.

Faworki 450 g mąki pszennej 5 żółtek szczypta soli 1 łyżka spirytusu (lub 2 łyżki rumu) ¾ szklanki gęstej kwaśnej śmietany 18% tłuszcz do głębokiego smażenia cukier puder do oprószenia

Mąkę przesiać, dodać żółtka, szczyptę soli, spirytus i śmietanę. Dobrze wyrobić do otrzymania gładkiej kuli ciasta. Odłożyć zawinięte w folię na 30 minut by zmiękło i odpoczęło (w temperaturze pokojowej). Po tym czasie ciasto dobrze wybić wałkiem, by w cieście pojawiły się pęcherzyki powietrza (od 15 - 30 minut); moża także użyć wałkownicy. Wszystko to ma na celu wtłoczenie w ciasto jak największej ilości powietrza - ciasto rozwałkowujemy, składamy, ubijamy wałkiem itd. Po skończeniu ciasto owinąć folią spożywczą i schłodzić przez 30 minut w lodówce.Schłodzone ciasto rozwałkować (cieniutko), radełkiem wykrajać prostokąty o wymiarach około 12 x 3 cm. Każdy pasek naciąć wzdłuż pośrodku i przewlec przez otwór. Smażyć w gorącym tłuszczu (175ºC) z obu stron, na złoty kolor. Osączyć na ręczniczku papierowym. Oprószyć cukrem pudrem.

14  Misz Masz


Ciekawe miejsca Do Zambii zaprasza Kuba Formella

Mój wujek Piotr od 14 lat pracuje jako misjonarz w Zambii . Był u nas kilka razy ale my jeszcze u niego nie byliśmy bo to niebezpieczne ze wzgledy na choroby np. malarię . Mam nadzieję , że jak dorosnę to tam pojadę aby mu pomagać. Na razie piszemy listy do siebie i wysyłamy sobie zdjęcia. Bardzo lubię mojego wujka. A oto co pisze o Zambii i swojej misji w listach , nie tylko do mnie:

Z

ambia jest nie tylko pięknym miejscem, ale też bezpie cznym. Nie ma tu wojen, konfliktów plemiennych, nie ma również choroby wywołanej wirusem ebola. Dzisiaj, w dniu w którym piszę ten list, przeżywamy złoty jubileusz uzyskania niepodległości przez Zambię. Dzięki pokojowi i demokratycznie wybieranym rządom można zaobserwować stopniowy rozwój państwa. Budowa dróg i elektryfikacja dotyczy nie tylko terenu Likumbi. Powstaje wiele nowych dróg. Remontuje się też istniejące główne drogi. Plan elektryfikacji obejmuje ważniejsze miejscowości. Jadąc przez Zambię widać jak powstają nowe zakłady, hale, szkoły, przychodnie zdrowia i domy dla ludzi (...) Cieszy to, że widać postęp, ale jest jeszcze wiele potrzeb, zwłaszcza w rejonach rolniczych.

Z

wykły deszcz może być radością dla tutejszych ludzi. W tym roku, po pierwszych deszczach na początku i w połowie listopada, przestało padać. Niektórzy rolnicy już zasiali kukurydzę, zaczęła wschodzić. A deszcz nie padał aż do połowy grudnia. Znowu była wizja lata chudego, ze słabymi plonami. Na szczęście już są regularne opady i to cieszy, bo praca włożona w przygotowanie pola i zasiew, nie pójdzie na

T

o bardzo ubogacające doświadczenie pracować tu, na misjach i widzieć jak, ludzie potrzebują Boga. Nie muszę udowadniać, że Bóg istnieje naprawdę, bo wszyscy wierzą w Boga. Ale owoce wiary można dostrzec po dłuższym czasie. Ostatnio trochę pracuję w ogrodzie. Sieję nasiona, podlewam i czekam na kiełkowanie. Pielęgnuję, podlewam i jak już wyrosną duże sadzonki, to mogę rozsadzać. No, … ale trzeba

Szczególnie potrzebny jest rozwój w dziedzinie edukacji i opieki zdrowotnej. Warunki nauki dla dzieci i młodzieży są bardzo trudne, a trzeba by powiedzieć-tragiczne. Poziom edukacji jest taki, że dzieci po 7 klasie często nie potrafią czytać i pisać. Opieka zdrowotna to też problem bardzo poważny. W Likumbi nie mamy nawet przychodni. Do najbliższego miejsca, gdzie można dostać podstawowe leki jest 20 – 25 km. A często lekarstwa jakimi dysponują, to tylko Panadol, i lekarstwa na malarię, których i tak często brakuje. Lekarzy jest tak mało, że tylko największe szpitale w mieście mają czasem 1 lub 2 lekarzy. Często tutejsi ludzie przychodzą do mnie po środki przeciwbólowe albo opatrunki(..)

marne. No i można bez obaw wykonać kolejną pracę - zasiać późniejszą kukurydzę, a także inne nasiona i sadzonki: fasolę, bawełnę, tytoń, soję. To prace konieczne do przeżycia i zarobienia na utrzymanie rodziny w nadchodzącym roku. Radość z deszczu jest bardzo prosta, a jakże istotna, podstawowa dla życia tutejszych ludzi (...)

cierpliwie czekać. Nie można kiełkujących roślinek naciągać siłą, bo się je zniszczy. Najlepiej nie dotykać kiełków. Można tylko podlewać, spulchniać glebę i plewić, a na wzrost trzeba cierpliwie czekać. Tak samo jest z wiarą i pracą misyjną: trzeba podlewać, plewić, nawozić, walczyć ze szkodnikami i chorobami no i oczekiwać na wzrost. Dużo, dużo trzeba cierpliwości. Ale cieszy to, że już są owoce wiary u wielu ludzi(...)

15  Misz Masz


Informacje

Aktywny udział w tworzeniu gazetki wzięli: Kasia Drewniak, Olga Kowalczyk, Kuba Formella, Jan Burski, Bartek Morawski, Zosia Rej, Karolina Rząsa Ilustracje: Terry Coffey, Kalista Chołka , Julia Gaweł, Maksio Grochman, Olga Kowalczyk, Konrad Kowalczyk, Gabrysia Morawska, Dominik Morawski, Agnieszka Rząsa, Hania Warcholińska, Jaś Warcholiński, Łukasz Woliński Opiekę nad redakcją sprawuje: Ludmiła Mitula

Projekt Graficzny: Katarzyna Formella

Następny numer bedzie wiosenny! Zapraszamy!!!!

Zapraszamy na stronę internetową naszej szkoły http://www.polishschooldallas.org/ l


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.