ISSN 16 89 - 6 69 6
numer 61/2013
LES-TEATR SZTUKA WSPテ毒,ZESNA
SHITZ
strona redakcyjna
redaktorzy naczelni: Katarzyna Lemańska (redaktor prowadzący numerów), Karolina Wycisk (patronaty medialne, kontakt z mediami) teatralia@teatralia.com.pl opracowanie typograficzne: Monika Ambrozowicz, Katarzyna Lemańska, Joanna Majewska, Emilia Rydzewska współpraca redakcyjna: Anna Kołodziejska, Agnieszka Misiewicz, Joanna Majewska, Emilia Rydzewska, Aleksandra Żelazińska korekta: Paulina Mudant (główny korektor), Agata Jastrzębska, Rozalia Kostecka, Sylwia Krupska, Małgorzata Kurowska, Julia Lewińska, Monika Sakowska, Aleksandra Smoleń, Joanna Żabnicka administrator strony: Bartek Kliszczyk Facebook: Wioleta Rybak
2
oddziały: Teatralia Kraków: Alicja Müller Teatralia Lublin: Wioleta Rybak Teatralia Łódź: Katarzyna Smyczek Teatralia Poznań: Agnieszka Misiewicz Teatralia Radom: Paulina Borek-Ofiara Teatralia Rzeszów: Anna Petynia, Monika Ambrozowicz Teatralia Szczecin: Kinga Binkowska Teatralia Śląsk: Inga Niedzielska Teatralia Trójmiasto: Anna Kołodziejska Teatralia Warszawa: Magdalena Zielińska, Aleksandra Żelazińska Teatralia Wrocław: Karolina Obszyńska na okładce fot. Krzysztofa Bielińskeigo ze spektaklu Szalona lokomotywa www.teatralia.com.pl
teatralia 62/2013
w numerze
SPIS TREŚCI 4 6 8
FESTIWAL AGNIESZKA DOMAŃSKA: WELTSCHMERZ PO BIAŁOSTOCKU AGNIESZKA DOMAŃSKA: ALI BABA I CZTERECH ROZBÓJNIKÓW AGNIESZKA DOMAŃSKA: PRZY JEDNYM STOLE
FELIETON 10 12
MARIA GÓRECKA: DLA KOGO TEN TEATR? O TEATRZE LESBIJSKIM W POLSCE (V). ROZMOWA AGNIESZKI MAŁGOWSKIEJ
PREMIERY
21
KATARZYNA SMYCZEK: RODZINA, ACH RODZINA
FOTORELACJA
24
ANNA WROTEK: FOTORELACJA ZE SPEKTAKLU „PORWANIE SABINEK” W TEATRZE KAMIENICA
WORK IN PROGRESS
28
PAULINA POMASKA: ŚMIERTELNIE POWAŻNE UCZUCIE
DRAMATORIUM
30
KAJA PODLESZAŃSKA: TWAIN WIECZNIE ŻYWY
3
REPERTUAR
32 36 39 42 45
CECYLIA PIERZCHAŁA: SZALONA FORMA LOKOMOTYWY KRYSTYNA PAWLISZAK: KOMUNIKAT O KRACHU KOMUNIKACYJNYM MONIKA SZWEDA: ZDRADA?! TAK CZYNIĆ NIE WYPADA! SANDRA KMIECIAK: WYTAŃCZYĆ HOŁD DLA HISTORII ŁODZI NATALIA MARCINKIEWICZ: ZAKOCHANE W MARZENIACH
TANIEC
48 50
DOMINIKA STAŃCZYK: NA ZDROWIE! ROBERT BOROWSKI: KIEDY TANIEC PRZENIKA DO TEATRU…
teatralia 62/2013
festiwal
WELTSCHMERZ PO BIAŁOSTOCKU Agnieszka Domańska
Grać pauzą – mówi to Państwu coś? Jak długo taka pauza może trwać – minutę, dwie? Podczas pierwszej sceny premierowego spektaklu Teatru Malabar Hotel wydłużała się tak niebezpiecznie, że można by pomyśleć, że aktor odgrywający tytułową rolę z wrażenia zapomniał tekstu
fot. Bartek Warzecha
4
teatralia 61/2013
festiwal Pozwoliłam sobie na ten
napięcia bez użycia słów, a jedynie
żartobliwy wstęp, jednak moje
poprzez pojękiwania.
emocje i przemyślenia po wyjściu z premiery Bacona były dalekie od
Bacon jest odwołaniem do biografii
optymistycznych.
artysty (stąd to wielokrotnie
Nie spowodował tego w żadnym
przywoływane zniekształcenie, będące
wypadku poziom widowiska – wręcz
podstawą jego twórczości malarskiej),
przeciwnie. Ten bogaty w różnorodne
a także do tego, co go inspirowało,
środki spektakl tylko z pozoru wydawał
czyli utworów Szekspira i Elliota. Teatr
się humorystyczny. W gruncie rzeczy
Malabar Hotel wykorzystuje więc
przemawiał przez niego dogłębny
klasykę i łączy z własnym tekstem. Jako
smutek – Marcin Bikowski w roli
rekwizytów aktor używa stworzonych
Francisa Bacona opowiadał o obawach
przez siebie lalek (o bujnych kobiecych
przed śmiercią
kształtach, czego nie da się ukryć), które
o samotności (choćby w scenie, w której
w jego dłoniach zdają się żyć własnym
wspominał swój sukces w kasynie
życiem.
i to, ilu miał wtedy przyjaciół). Tragizm tytułowego bohatera wpływał Bikowski ekspresyjnym aktorstwem
na publiczność. Dominująca w scenie
buduje rolę (czasami przerysowanego)
końcowej żółć, przywodząca na myśl
artysty, człowieka nadwrażliwego,
obrazy van Gogha z czasów, gdy zapadł
popadającego ze skrajności w skrajność.
na chorobę psychiczną, tylko potęgowała
Miota się po scenie noszony nieznaną
to wrażenie. Na pewno pozostanie ono
energią, brudzi farbą. W scenie,
w mojej pamięci na długo.
w której towarzyszy mu dziewczynka
.
z odrąbanymi rękami, udaje mu się stworzyć klimat pełen tragicznego
28. Dni Sztuki Współczesnej w Białymstoku Akademia Teatralna w Białymstoku BACON reżyseria, scenariusz: Marcin Bartnikowski gra, scenografia, lalki: Marcin Bikowski muzyka: Anna Świętochowska premiera: 17 maja 2013 w Teatrze Malabar Hotel w Białymstoku
teatralia 61/2013
5
festiwal
ALI BABA I CZTERECH ROZBÓJNIKÓW Agnieszka Domańska
6
Nie tak dawno, dawno temu, wcale nie za górami i za lasami, lecz w białostockim klubie Fama, wystąpił Teatr Małe Mi. Sława Tarkowska i Kajetan Mojsak – odpowiedzialni za to autorskie przedsięwzięcie – przyjechali na Dni Sztuki Współczesnej, by zarazić publiczność magią swojego świata. Nie wiem jak inni, ale ja czuję się zainfekowana.
Na scenę wychodzi rodzeństwo – oboje
wybawia z opresji brata Kasima, a zbójów
ubrani są w kolorowe stroje, a na głowach
wtrąca za kratki.
noszą orientalne opaski. Okazuje się, że siostra i brat mieli ten sam sen – śniła im
Scena raz po raz przeistacza się w różne
się odległa kraina i jej mieszkańcy z Ali
miejsca akcji, np. w dom Ali Baby, las czy
Babą na czele. Tak zaczyna się egzotyczna
Czarodziejski Sezam. Zwłaszcza ten ostatni
opowieść, dopełniona piosenkami Artura
przykuwa uwagę – mieni się szczerym
Dwulita wykonywanymi na żywo przez
złotem i sprawia wrażenie prawdziwego
aktorów. Jak w każdej baśni, tak i w
bogactwa i przepychu. Oprócz scenografii
tej zakończenie jest pozytywne. Dobro
podziw wzbudzają piękne lalki (wszak
zwycięża, Ali Baba dzięki sprytowi
Małe Mi to teatr lalek). Mnie najbardziej
teatralia 61/2013
Michał Strokowski
festiwal
ujęli czterej rozbójnicy, zwłaszcza ich
dziecko, mama i tato mogą przemienić się
mistrzowsko wykonane czerwone policzki
w perskich rozbójników (oczywiście tylko
i sumiaste wąsiska.
na scenie!).
Można zapytać, czy to wszystko wystarczy,
Przedstawienia takie jak Ali Baba i czterech
by zainteresować najmłodszą część
rozbójników są fragmentem misternie
publiczności. Tarkowska i Mojsak nie mają
przygotowanego i bardzo oddziałującego
z tym problemu – już od chwili wejścia na
na wyobraźnię teatralnego świata. To
scenę skupiają na sobie uwagę i utrzymują
szczególnie cenne w tych dziwnych
ją przez kolejne pięćdziesiąt minut. Co
czasach, kiedy dzieci wolą siedzieć
więcej, wciągają widzów do zaczarowanego
z nosami przyklejonymi do ekranów
świata również dosłownie, dzięki czemu
telefonów komórkowych i tabletów.
.
28. Dni Sztuki Współczesnej w Białymstoku Wędrowny Teatr Lalek Małe Mi w Warszawie ALI BABA I CZTERECH ROZBÓJNIKÓW muzyka: Artur Dwulit obsada: Kajetan Mojsak, Sława Tarkowska premiera: grudzień 2012
teatralia 61/2013
7
fot. Krzysztof Pawłowski
festiwal
8
PRZY JEDNYM STOLE Agnieszka Domańska Co cztery osoby mogą robić przy stole? Zjeść obiad, zagrać w brydża, do którego – jak wiadomo – zawsze potrzeba czworga zawodników. Można też zagrać… na tym stole, czego dowiedli panowie z wrocławskiej grupy Karbido.
Muzycy z Karbido pokazali podczas
Karbido podzielili swój performance na
godzinnego audiospektaklu, że
dziesięć scen i podczas każdej z nich
dość niepozorny mebel może pełnić
– za pomocą różnych dodatkowych
funkcję instrumentu muzycznego.
przedmiotów – wydobywali ze
I to niejednego. Zebrani w niedzielne
stołu najróżniejsze dźwięki. W ich
popołudnie w Akademii Teatralnej mogli
spektaklu muzycznym można
usłyszeć pochodzące ze stołu dźwięki
było wyróżnić trzy części: wstęp,
instrumentów smyczkowych, bębnów
kiedy muzycy przygotowywali swój
czy fletu, które zostały wkomponowane
„sprzęt”, rozwinięcie - całą serię etiud
w blat.
dźwiękowych, oraz wyciszające zakończenie.
teatralia 61/2013
festiwal
Widać było, że muzycy – otoczeni
przejść obok niego obojętnie. Jak
przez publiczność z czterech stron –
najbardziej zasadne będzie odwołanie
przede wszystkim dobrze się bawili.
się do motywu przewodniego festiwalu,
Kulminacją ich występu była scena
czyli pojmowania sztuki jako przestrzeni
zatytułowana Chaos, która rozbiła dość
swobody. Karbido potraktowali z pozoru
uporządkowany przebieg koncertu.
zwyczajny mebel w sposób zupełnie
Mimo że nie należę do fanów twórczości
niebanalny.
Cage’a, to projekt Table Around Cage,
.
jako polemika z kompozytorem, był czymś tak nowatorskim, że nie sposób
28. Dni Sztuki Współczesnej w Białymstoku Grupa Karbido TABLE AROUND CAGE obsada: Paweł Czepułkowski, Igor Gawlikowski, Michał Litwiniec, maot (Marek Otwinowski), Jacek Tuńczyk Fedorowicz, Tomasz Sikora premiera: 24 stycznia 2013
teatralia 61/2013
9
felieton
DLA KOGO TEN TEATR? Maria Górecka Cieszę się, bardzo się cieszę, że coraz więcej ludzi chodzi do teatru. Nie jest on już archaiczną instytucją, do której spieszą jedynie starsze panie w garsonkach, a w której młodzież bywa tylko w ramach lekcji. Prawdę mówiąc, znam takich, którzy są uzależnieni od teatru. Przychodzą na każdą premierę, ba, na każde przedstawienie danego tytułu w ciągu sezonu (tylko skąd oni mają na to czas?). Z aktorami są na ,,ty”, na bankietach traktowani są niemalże jak honorowi goście – teatr to ich drugi dom. Nie przychodzą na spektakl wystrojeni w białe koszule i buty na obcasach. Dla nich teatr stał się codziennością. I nie ma różnicy, czy siedzą na poduszce, taborecie czy parapecie – dla nich to frajda, bo są młodzi. Ale co z innymi? Co ze „starszymi paniami w garsonkach”, które raz na jakiś czas wyciągają z szafy zakurzony garnitur męża i postanawiają wyciągnąć go do teatru? Nie, one nie będą się bulwersować, one po prostu nie będą w stanie wysiedzieć dwóch godzin z chorym kręgosłupem na poduszce bez oparcia.
10
Nie chcę generalizować ani przytaczać wizji stetryczałego, schorowanego społeczeństwa. To tylko subiektywna refleksja. Naprawdę jestem pod wrażeniem talentu, jakim dysponują polscy scenografowie teatralni. To, jak potrafią zmienić przestrzeń sceniczną, jakie przychodzą im do głowy rozwiązania scenograficzne
zdj. z Apollonii, reż. Krzysztof Warlikowski fot. Krzysztof Bieliński
i jak umiejętnie dysponują wachlarzem coraz ciekawszych rekwizytów,
teatralia 61/2013
zdj. z Miasto snu, reż. Krystian Lupa fot. Victor Pascal
felieton
niejednokrotnie staje się arcydziełem na skalę, powiedziałabym, nawet światową. Wydaje mi się jednak, że w natłoku tych wszystkich fantastycznych pomysłów zapomina się czasem, dla kogo jest tworzony ten teatr. Coraz częściej rezygnuje się z tradycyjnych miejsc na widowni na rzecz ławek, schodów, podestów, etc. Nieważne, gdzie widz będzie siedział tych kilka godzin, bardziej istotny staje się innowacyjny pomysł na scenografię. I o ile młodym, zdrowym ludziom to się spodoba, o tyle ci starsi zrezygnują już przy zakupie biletów. To tak, jakby zostawić na drzwiach wywieszkę: ,,Zalecane do lat 18”. A przecież ludziom teatru zależy na tym, by dotrzeć do każdego odbiorcy. Na przeszkodzie staje nie treść sztuki czy kontrowersyjnie wyreżyserowany spektakl. Barierę fizyczną tworzą zbyt mocno puszczone wodze fantazji i zapomnienie o podstawowej funkcji publiczności. Nie chcę formułować smutnej konstatacji, że teatr niektórych wyklucza, ale niestety niedługo do tego dojdzie. Nie ze względu
.
na uwspółcześnione adaptacje sztuk – bo na spektaklu o prostytucji widziałam już niejedną starszą panią – ale z powodu niedostosowania widowni do potrzeb niemłodej już publiczności. Dlaczego zatem się o nich zapomina? Starszy widz nie musi wcale oznaczać widza konserwatywnego. Dajmy mu tylko szansę!
teatralia 61/2013
11
felieton
O TEATRZE LESBIJSKIM W POLSCE (V) Rozmowa Agnieszki Małgowskiej i Moniki Rak o dramacie. Inga Iwasiów. Pogadywanie wokół orgazmu wielokrotnego.
Nie szukamy, moja droga, arcydzieła, raczej dzieła popularnego, bo takie wpływa na ogólnokulturowy idiom… Inga Iwasiów. Pogadywanie wokół orgazmu wielokrotnego.
Agnieszka: Sztuka powstała w 2002 roku i nie była nigdzie publikowana. Monika: Dramat wzbudza zainteresowanie już samym tytułem – Pogadywanie wokół orgazmu wielokrotnego. Lubię ten tytuł – relaksujący i frapujący. Oczywiście przyciąga jego erotyzm, ale bardziej interesujące wydaje się „pogadywanie”. W tym neologizmie jest luz i swobodnie płynący czas. Ten sączy się leniwie, jakby nie obchodziło go to, co dzieje się na zewnątrz… A.: Obchodzi, bo „zewnętrzny czas” pojawia się we wspomnieniach obu bohaterek
12
– mówią o stanie wojennym, cofają się do dzieciństwa, czasów studenckich. A sama akcja dramatu dziać się może w latach dziewięćdziesiątych lub na początku XXI wieku. De facto istotny jest czas obecny, wyznaczony relacją między bohaterkami. Autorka w didaskaliach podkreśla rolę „tu i teraz” – chociaż „tu i teraz” niekoniecznie jest realne. M.: Didaskalia mówią też o porach dnia, które możemy obserwować przez zmianę światła, sączącego się przez okienne żaluzje. To ładny motyw, który prócz czasu wprowadza nastrój. A.: A same okna wyznaczają granice między tym, co na zewnątrz, czyli tym, co jest wspominane: domem babci jednej z bohaterek, biurem drugiej bohaterki, miastami w Polsce (Bielsko-Biała, Gdynia). Przenosimy się nawet do Sztokholmu, Ameryki i Japonii. I tym, co wewnątrz, czyli mieszkaniem bohaterek – pokojem, łazienką, kuchnią. Te ostatnie – jak pisze autorka – są „domyślne”, niewidoczne na scenie. M.: Sporo w tej przestrzeni przedmiotów, ale centrum stanowi łóżko – pełne poduszek, z dwiema kołdrami i kolorową kapą – jako miejsce intymności, zwierzeń, bliskości. Jak znów czytamy w didaskaliach: bohaterki prawie przez cały czas na leżąco. A.: Towarzyszą im książki – funkcjonują jako przedmioty i jako punkty odniesienia w rozmowie; np. Pestka Kowalskiej, czy Kroki Kosińskiego. Książki są wszędzie
teatralia 61/2013
felieton – na półce i stoliku, wśród stosu gazet, talerzy z jabłkami i obierkami, ciasteczek i kubków z herbatą. M.: W tle telewizor – nie urasta do szczególnej roli, bohaterki szukają w nim czasem wytchnienia, ale emitowany program to iluzja udająca rzeczywistość. No nie ma, nic nie ma. Nigdy nic nie ma. Jak już nie mam siły na czytanie, zjebana jestem całkiem, to jak zwykle nic nie dają. O, zobacz! Znowu pokazują tego faceta. Nic innego tylko ten facet. Od tygodnia tylko on. Na wszystkich programach on. Aż się wierzyć nie chce, że to jest najważniejsze wydarzenie na świecie. Na jakim świecie my właściwie żyjemy?
A.: Przestrzeń robi wrażenie zadomowienia, gniazda, tratwy ze wszystkim, co potrzebne pod ręką. W żaden sposób się nie wyróżnia. I to jest cel autorki. Potwierdza to też w początkowym opisie bohaterek: Obie raczej przeciętne, żadnego przerysowanego typu postaci. Autorka – jak myślę – chce uniknąć sztampowego lespodziału na femme & butch. Pisze zatem: ładne, zwyczaje kobiety w średnim wieku. Anna i Maria są przyłapane w domu, w dresach. Odarte z nałożonej przez kulturę urody. Czy ta zwyczajność przenosi się na osobowości? M.: Bohaterki są wyraziste, obciążone nałogami, niełatwym doświadczeniem życiowym. I paradoksalnie to właśnie są zwyczajne kobiece życiorysy. Anna, lat trzydzieści parę. Wykształcona, dziennikarka, z wiedzą literacką i teoretycznoliteracką. Alkoholiczka, lekomanka. Drobna, jasne, krótkie włosy: nerwowe ruchy, mówi szybko, trochę niewyraźnie, smutna i poważna. Maria, koło czterdziestki. Związana z medycyną, może lekarka, może farmaceutka. Kobieta na stanowisku. Pewniejsza, spokojna, wesoła. A.: Są też postacie ze wspomnień – babcia Anny i Dorota, koleżanka Marii. No i cały szwadron mężczyzn – kochanków Marii, dość instrumentalnie traktowanych: Janusz – pierwszy kochanek z czasów licealnych, Rogucki – mąż przyjaciółki i kochanek, który starał się doprowadzić Marię do wielokrotnego orgazmu, Nowak – niedoszły mąż Marii, Marek – kochanek-fotograf, Andrzej – kochanek z Ameryki, który uświadamia, że seks to nie tylko orgazm, to też przyjemność, oraz szwedzki bezimienny mąż. A także anonimowi mężczyźni Anny. M.: Jest też tajemnicza postać z życia Marii, która budzi zazdrość Anny. Trudno określić, czy to mężczyzna, czy kobieta; ma związki z Japonią i jest anglojęzyczna/y. Nie znika z rozmów bohaterek do końca dramatu. Jak orgazm… A.: Wreszcie temat, wokół którego ma się ogniskować dialog Marii i Anny. Niby wszytko jest „wokół” orgazmu, ale wątek to gubi się, to pojawia. Te opowieści
teatralia 61/2013
13
felieton o orgazmie to raczej spis mężczyzn Marii i charakterystyka jej seksualności. Słyszymy więc o jej dużej łatwości orgazmicznej: (…) jeszcze nie zaczął, ja już byłam po i potem trzeba było się męczyć, udawać, że jest fajnie, on swoje, ja już dawno się nudzę. Zawsze tak miałam. Nawet w kinie. Strasznie się podniecałam, wiecznie miałam mokrą cipę.
Poznajemy jej dystans do wysiłków mężczyzn i jej swobodę obyczajową: On się bardzo starał, wte i wewte,. Żeby tylko. Strasznie mu zależało. Nie żebym raz, ale trzy, może pięć. Piękne mam marzenia. Wiec się starałam też, żeby powstrzymać na początku i wytrzymać. Może coś by z tego drugiego razu było, ale był mężem mojej przyjaciółki, więc wolałam się w to nie ładować.
M.: O orgazmach mówi więc Maria. Kiedy swoją opowieść ma zacząć Anna, sztuka się kończy. Ostatecznie dramat omija orgazm w relacji bohaterek, bo nie w nim tkwi jego istota. Erotyzm kobiecy w tej sztuce pozostaje bez aktu seksualnego. W zamian są gry i zabawy erotyczne. Anna w rolach łaszącej się, perwersyjnej kotki lub
14
umundurowanej ochroniarki. Maria – tradycyjnie. Zmysłowość z dramatu nie znika, ale jej źródło – ciało – jest językiem porozumienia, bliskości. A.: Ciało to oddzielny temat tego tekstu. Ciała bohaterek łączy specjalna więź. (…) w pozycjach blisko siebie, wyraźnie dopasowanych, zmieniają ułożenie ciał jednocześnie, widać w tym nawyk, zażyłość, organiczną odpowiedniość. Sięganie po przedmioty ze stolika, włączanie tv, wychodzenie do kuchni czy łazienki jednej z nich powoduje automatyczne, płynne ruchy drugiej, dopasowywanie się lub zmiany na chwilowo opuszczonej przestrzeni. Nie ma w tym dosłowności erotyczne, nie chodzi o kazanie intymności kochanek. To coś więcej, prawdziwe zespolenie, jedność.
Więź ta przypomina siostrzane, bliźniacze połączenie, tu zobrazowane ruchem, który można określić jako choreograficzną synchronizację. To steatralizowane feministyczne „bycie ciało w ciało”. Bohaterki oglądają swoje blizny, które są zapisem życiowego doświadczenia. MARIA: Skąd ta blizna? ANNA: Która? MARIA: Ta, czujesz?
teatralia 61/2013
felieton ANNA: A, ta. Nie pamiętam. MARIA: Nie kłam, jak można nie pamiętać blizny przez pół pleców. Ja pamiętam wszystkie. O ta, płot. Ta, zderzenie z bratem. Ta… gałąź. Jasne. ANNA: Niektóre też pamiętam wyraźnie. Blat, lodówka, wrotki. A tamta to nie wiem. Może jak się kąpałam w tej jakiejś gliniance, czy jak to się nazywa, w tym stawie. Była afera, miejsce niedozwolone i w dodatku kuzyn zgubił majtki. MARIA: Majtki. Kuzyn. Majtki. A plecy? Zlał cię gumką od tych majtek czy rzucił się na kamienia? ANNA: Wiesz co, podobno to ja jestem zazdrosna. Miałam pięć lat, dlatego nie pamiętam i nie sądzę, żeby kuzyn coś gubił erotycznie. MARIA: Dobra, dobra, nie spinaj karku. Miało być przyjemnie, ja miałam zapomnieć o pracy. ANNA: Lubię te blizny, znaki. Wyobrażam sobie, że mam je od ciebie.
Przypomina mi to „klan blizn”, pojecie zaczerpnięte z klasycznej pozycji feministycznej, Biegnącej z wilkami. W jednym z rozdziałów autorka proponuje, żeby w ramach terapii kobieta przygotowała sobie płaszcz, umieściła na nim wszystkie blizny psychiczne, a potem dumnie je nosiła. Bohaterki taki płaszcz mają ze swoich ciał. Maria nosi go dumnie, rozpoznaje wszystkie znamiona, Anna ma trudności. M.: Bohaterki nie estetyzują też swoich ciał. Nie tylko oglądają blizny, wyciskają sobie pryszcze. Jak małpki, ale z gatunku bonobo, dla których fizyczna, ale też erotyczna bliskość samic jest zbiorową formą wsparcia. Mówi o tym Natalie Angier w książce Kobieta – geografia intymna. Anna i Maria budują więc solidarne siostrzeństwo. A.: To jeden z ważnych feministycznych wątków, który pokazuje, że tytułowe pogadywanie naprawdę toczy się wokół kobiecości. Feminizm jest przemycany w dramacie różnymi sposobami. Każda z bohaterek ma „przepracowany” inny temat swojej kobiecości. Teoretycznie bardziej przygotowana jest Anna, ale obie zmagają się ze schematami patriarchalnego świata. Dotykają feministycznie – relacji z babkami, mężczyznami, relacji zawodowych, aborcji, śmierci, alkoholizmu… M.: Tak, nawet alkoholizm Anny służy wiwisekcji choroby z kobiecej perspektywy. Anna opisuje oczywiście swoje picie – jego rytmy, przyczyny, konsekwencje, które znamy z innych opowieści, ale ja widzę to jako przekraczanie granic w relacji z mężczyznami, w specjalny sposób to mierzenie się ze swoją wciąż nienormatywną kobiecością – silną, inteligentną, konkretną. No, mówili o mnie, mówią, że jesteś inteligentna, czyli polej i tak masz przejebane, albo być chłopakiem, jak oni. Wtedy też przejebane, ale bez kaca moralnego. Z żadnym nie dało się rozmawiać, wiesz, oni są naprawdę innego gatunku.
teatralia 61/2013
15
felieton
Alkohol ułatwiał relacje i dostęp do szybkiej przyjemności bez zbytniej refleksji, dawał szanse pójścia na całość. Nie zmieniał jednak utrwalonych płciowych relacji, w których kobieta zawsze czuje się gorzej. Z historii wyłania się w efekcie dość oczywisty wniosek: Oni tego nie lubią. Takich zdecydowanych jak ty. Takich, które dobrze wiedzą, czego chcą, Zamiast nich. To im miesza. Oni nawet nie lubią wiedzieć, że kobiety mają problem. Nawet jak widzą, że coś za bardzo pod tym barem się wala, wolą udawać, że nie. Picie to też ich sprawa.
A.: Picie kobiece jest pokazane już nie jako jednostkowe zjawisko. Maria wspomina też o swoich erotyczno-alkoholowych ekscesach, opowiada o Dorocie, koleżance z czasów studenckich, która była na permanentnym odlocie, tak że nawet nie zauważyła, że została mianowana lesbijką i wykorzystana jak bufor w relacjach Marii z mężczyznami. I to jest ostatni temat, w którym znaczenie ma mężczyzna. M.: Inne tematy to wewnętrzne sprawy kobiet. Na przykład aborcja – mogła być wybuchem armatnim, ale autorka potraktowała ją przewrotnie. Bohaterki rozmawiają o aborcji, ale… kotki. Rozmowa zmienia się w przekomarzanie,
16
żartobliwe, niejednoznaczne przywoływanie argumentów „w sprawie” – katolików z radia Maryja i feministek. A.: Scena o aborcji napisana jest z przymrużeniem oka, ale scena o śmierci – już nie, choć tu też autorka „odciąża” temat. Rozmowa o śmierci przeplatana jest pytaniami o zupę pomidorową, kurczaka, kluski etc. Ważne jest to, o czyjej śmierci bohaterki rozmawiają – o śmierci babci Anny, odtwarzanej we wspomnieniu. To jest jak przypomnienie o zerwanej więzi kobiecej, ale to zerwanie doskwiera i odzywa się w snach obu kobiet. A.: Dlatego Anna poszukuje mocnego, wyraźnego znaku, zapowiedzi, fetyszu relacji bohaterek, które tę więź utrwalą, nie pozwolą jej zerwać. M.: A czy nie jest to po prostu poszukiwanie znaku relacji? Anna wspomina o kamizelce Wertera, szaliku Barthes’a. A.: To tylko przykłady zaczerpnięte z uniwersalnej kultury. A o kobiecej perspektywie świadczy odwołanie do Pestki Kowalskiej. W „Pestce” Kowalskiej jak bohaterka poznaje takiego faceta, ma na przegubach bransoletki, one wciąż dźwięczą, przy każdym poruszeniu. (…) A to jest ciekawe, że u Kowalskiej ten znak to też dźwięk, jakby się zastanowić, to może kobiety tak bardziej sensorycznie zapamiętują, zresztą opisuje ją, nie facet, ale ta
teatralia 61/2013
felieton przyjaciółka, co jest narratorką, to ona widzi, że tamta jest piękna i zmysłowa i analizuje cały ten podryw. No, właśnie ona jest voyerem, jeśli facetka może być voyerem.
Ponadto Anna szuka znaku w spotkaniu z Marią, w pierwszym oczarowaniu: MARIA: Nie, powinnam od razu. Pakować się w jakąś wariatkę z zamkniętymi oczami… ANNA: Miałaś tę sukienkę w magnolie… MARIA: Po prostu cudowna propozycja na życzenie. Jak ktoś chce sobie zmarnować życie… ANNA: … ramiączka opadały przy każdym ruchu reki w górę… MARIA. ... jakbym nie miała dość problemów… ANNA: … dotykałaś włosów, niby że przeszkadzają, niby przypadkiem… MARIA … taka, co ma zawsze po drodze… ANNA: … jak pierwszy raz zobaczyłam twoje obojczyki… MARIA … ..potem odejdzie, a ja zostanę z głową w poduszce… ANNA: … a jeszcze to światło za tobą... (przez żaluzje wsącza się smuga oświetlająca Marię) MARIA: (płacze) … i....i…
M.: Zauważ, że scena napisana jest symultanicznie. To częsty chwyt w dramatach lesbijskich. Tym razem ten dialog naprzemiennych monologów oznacza uzupełnianie się opowieści, ale jest też informacją o trudności porozumiewania się, o lękach. A.: I jeszcze. Te równoległe monologi są elementem sceny IV, która – podejrzewam – może być kluczowa dla sztuki. Tylko w tej scenie coś narusza porządek sytuacji dramatu, chociaż nie widać tego na pierwszy rzut oka. O zmianie świadczą szukanie znaku, bezpośrednie wyznanie miłosne, jedyne w tekście powstrzymywanie od snu. Jakby następowały - samookreślenie, samoświadomość. M.: Rzeczywiście, to coś w rodzaju „chwili trzeźwości”, bo w dramacie motyw snu jest rozbudowany: wszystko dzieje się w łóżku, bohaterki często usypiają po rozmowach, Anna i Maria mówią swoje jedyne monologi podczas snu. Anna mówi, kiedy Maria śpi i na odwrót. A w monologach sen to ostatnia komnata do otwarcia w duszy drugiej kobiety. ANNA Chciałabym nie usypiać, patrzeć na jej sen. Bo nigdy nie wiadomo, co ma w środku, co tam do niej przychodzi. Kiedy o tym myślę, nie mogę oddychać. Dokąd chodzi w snach?
MARIA W śnie wygląda na siebie, z tą przysłoniętą twarzą. (…) Jeśli chcę to sobie poukładać, muszę
teatralia 61/2013
17
felieton wypatrywać chwili, kiedy się jej nie śnię. Wiem kiedy. Czuję. Tylko wtedy mam ją – sama zostając na zewnątrz. Poza snem nie lubię odchodzić od niej za daleko. Boję się, że mogłaby przestać oddychać.
Sen to jedyna prawdziwa niedostępna rzeczywistość każdej bohaterki. Dlatego obie pragną wzajemnie zawładnąć tymi światami. Wtedy nastąpi prawdziwa jedność, kobiece królestwo. Sen jest bowiem kanałem kobiecej komunikacji, poza racjonalnością, poza męską kontrolą. We śnie Marii i Annie pokazują się przecież też ich babki. A.: To podsuwa mi myśl, że relacja i sytuacja w dramacie to fantazmat. Sam tekst to rzeczywistość potencjalna, która dopiero się tworzy, powstaje jak dziwna tkanina, którą tkają wszystkie wątki Pogadywania…, a jej wzory są splątane, rozchodzące się, równoległe, czasem niedokończone. To też obrazuje wielowątkowy sposób mówienia kobiet – poruszanie kilku tematów naraz. Tak prowadzą rozmowy dziewczynki i staruszki, tak tworzą swoją historię. Ta polifoniczność tematów jest zadziwiająca i paradoksalnie spójna. M.: W sztuce taka interpretacja jest uzasadniona. Anna opowiada historię ze szkoły o pleceniu gobelinu na lekcjach sztuki. Znaczące jest to, że bohaterka mówi o tym
18
na końcu dramatu. Sztuka zostaje skończona, tkanina utkana. Tekst idiomatyczny powstał. A.: I nie daje się uporządkować. Wymyka się. Konkretyzuje i porządkuje go jedynie – na jakimś poziomie – forma. Dramat podzielony jest na 8 scen, które nie muszą być – jak pisze autorka – potraktowane chronologiczne. Poszczególne sceny rozpoczynają inne wątki, potem dopiero zaczynają się plątać. Jednak plątanie nie dotyczy akcji – jest tak zredukowane, że trudno mówić o „dzianiu się”. Akcja się rozmywa. M.: Tak jak lesbijstwo, choć wynika to z autorskich założeń. Inga Iwasiów w liście do redakcji „Dialogu” wyraźnie pisze, jakie miała intencje, kiedy tworzyła ten dramat: (…) drażni mnie atmosfera skandalu, podglądactwa z jednej, nieszczęścia, wyjątkowości z drugiej. Mój tekst, mam nadzieje, przesuwa te akcenty
Akcenty zostały rzeczywiście przesunięte. Lesbijstwo jest drugorzędne, na pewno wobec kobiecości. Rozumiem, że celem jest pokazanie życia lesbijskiego jako życia zwykłego. Izabela Morska w dramacie Moje życie królicze też tak chce widzieć swoją opowieść. Taka powinna być „norma”, ale to przyszłość – miejmy nadzieję. Jednak dziś w Polsce „uzwyklanie” oznacza przede wszystkim niewidzialność problemu
teatralia 61/2013
felieton lesbijstwa, które i tak jest przezroczyste. Słowo lesbijka w dramacie Ingi Iwasiów rzucone jest jakby mimochodem: (…) Więc mu powiedziałam, że, nie pamiętam dokładnie, ale chyba, że jestem lesbijką (…). Myślałam, że się odpierdoli, jak usłyszy coś takiego. I faktycznie, całkiem odpadł, tylko wszystkim rozgadał, potem nie miałam spokoju. Całe miasto huczało – nie takie duże, żeby nie mogło całe – i stawiało na to, z kim sypiam. Najbardziej wyglądało na Dorotę, przez studia pomieszkiwałyśmy razem, różni z imprez nawet potem widzieli, niby, że my coś tam. No, ona w wannie, ja na dywaniku, z rzygami pod dywanikiem. Ale daliby głowę, że widzieli. Dorota nawet nie zauważyła, piła wtedy ostro, permanentny odlot, może byłoby jej wszystko jedno, gdyby wiedziała. Zdaje się zresztą, że plotka do niej nie dotarła.
A.: Myślę, że celem autorki jest pokazanie zjawiska niemartyrologicznie, z większym dystansem. W niby nic nieznaczącym epizodzie widzimy jednak mechanizm, jaki automatycznie się uruchamia, kiedy w publicznej przestrzeni pada słowo lesbijka. Choć wydaje się tu tylko straszakiem na mężczyzn. M.: Dzieje się tak dlatego, że relacja Marii i Anny budowana jest względem mężczyzny. Każda z bohaterek ma za sobą związki z mężczyznami – „dostarczycielami” orgazmu – które nie były satysfakcjonujące, ale trwały latami. Lesbijstwo wydaje się wytchnieniem od mężczyzn, zapewnia bliskość, ciepło, przyjemność, ale nie gwarantuje miejsca w sprawdzonym porządku społecznym. Jest więc efemeryczne. A.: Jednak w Pogadywaniu… bohaterki tworzą związek. To nie jest urlop od mężczyzn. Anna odlicza każdy dzień relacji z Marią: znam ją od trzech lat, siedmiu miesięcy i czterech dni. Poza tym w sztuce pada szalenie ważne sformułowanie – strefa bez fiuta – w feministycznym dyskursie to no man’s land, ziemia niczyja, ziemia bez mężczyzn, miejsce tylko dla kobiet, które się kochają, próbują się porozumieć i szukać języka. To przestrzeń w duchu postulatu Mary Dally, feministki i teolożki, która zachęcała do osadzania się tego, co kobiece, w „babskich” kręgach. Pogadywanie… zatem to sztuka ważna przede wszystkim z powodu feministycznego kontekstu. Feminizm to lekcja do odrobienia dla polskich lesbijek, które w większości powielają wzory heteropatriarchalne. To alternatywa wobec lesbijstwa postrzeganego i opisywanego jako zjawisko seksualne i polityczne. I dla mnie ilustracją takiego myślenia są monologi. Gdy czytamy je publicznie , zawsze ktoś się wzruszy. Słyszysz, jak to dobrze przeczytałaś. A zgodnie z tym, co ustaliłyśmy, prawie nie interpretujesz. Tekst daje sobie radę zupełnie sam.
teatralia 61/2013
19
felieton Zwłaszcza monolog Marii. M.: Tak… i tu musi paść to nazwisko – Sarah Kane. Obie mamy wrażenie, że monologi przypominają te z dramatu Łaknąć. Przede wszystkim zachłannością, która pragnie zawłaszczyć nawet sen drugiej kobiety. Nie będziemy ich opisywać, zacytujemy po prostu fragmenty, które są podsumowaniem naszej rozmowy. ANNA (…) Opowiada czasem o czymś, co się wydaje podobne do mojego. Ma też całkiem inną, niedostępną biografię. Nie mogę znieść myśli o tym, że mnie zdarzała właściwie od urodzenia. Kochała ojca, matkę, siostrę, koleżanki, panią od polskiego, mężów, przypadkowe kobiety, kogoś w pracy. Dotykała czule sznurówek, zawiązanych przez siebie butów. Maszyny do pisania, klawiatury komputera, książek, gazet. A przecież porzucała buty, komputery i gazety dla nowych. Wystawiała je za drzwi. Pakowała walizki. Więc i mnie może porzucić. Upchnąć do osiedlowego pojemnika. Oddać na przechowanie i nie odebrać. Meczę ją wiecznymi przesłuchaniami, bo chciałabym, żeby nie miała przeszłości, żeby nie trwoniła się na innych ludzi, przedmioty, żeby wszystko było dla mnie (…).
20
MARIA (…) Mój mały ptaszek, kruszynka. Obejmuje mnie z taką siłą, nikt by nie podejrzewał u niej takiej siły.
.
W ramionach i udach, jak maszyna do zgniatania na jakimś gigantycznym placu budowy, tak mnie ściska, żebym naprawdę czuła (…).
Nie chciałam tego wszystkiego. Wolałam trzymać się od niej z daleka. Nie chciałam jej zamyślenia, jej mięśni, jej niepicia, jej drobnych dłoni. Ale ona nie pytała mnie o zdanie, a teraz jest za późno. (…).
Inga Iwasiów – profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawca, krytyk literacki, poetka (Miłość), prozaiczka (Miasto-ja-miasto, Bambino), od 1999 redaktor naczelna dwumiesięcznika literackiego „Pogranicza”. Autorką monografii (Opowieść i milczenie. O prozie Leopolda Tyrmanda), rozpraw i esejów (Gender dla średniozaawansowanych), w których zajmuje się literaturą polską XX i XXI wieku ze stanowiska krytyki feministycznej. Publikowała m.in. na łamach: „Kresów”, „Nowych Książek”, „Tekstów Drugich”, „FA-artu”, „Borussii”, „Pamiętnika Literackiego”.
teatralia 61/2013
premiery
21
RODZINA, ACH RODZINA Katarzyna Smyczek „Burżuazja zdarła ze stosunków rodzinnych ich rzewnie sentymentalną zasłonę i sprowadziła je do nagiego stosunku pieniężnego” – pisał w Manifeście komunistycznym Karol Marks. O tym, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu – choć w przypadku Pephesa Shitza również nie jest to do końca możliwe – przekonują artyści łódzkiego Teatru Nowego.
teatralia 61/2013
premiery Hanoch Levin urodził się w 1943 roku
podatki na prywatnych przedsiębiorców,
w Tel Awiwie, w rodzinie polskich
w tym także wielu Żydów. Była to zatem
Żydów, którzy przybyli do Palestyny
emigracja ekonomiczna, niemająca
osiem lat wcześniej. Opuścili oni Łódź
związku z ruchem syjonistycznym.
wraz z tzw. „aliją Grabskiego ”, którego
Levin opisywał w swoich dramatach
reforma gospodarcza nałożyła wysokie
rzeczywistość zapamiętaną
z dzieciństwa – emigrantów z Europy
Spektakl rozpoczyna się Modlitwą
Wschodniej, którzy w nowym miejscu
dziewicy3. Szeprahci, „nienachalnie”
próbowali odtworzyć świat opuszczonej
piękna córka (dlaczego zatem
przez siebie diaspory2. Bawił się
powierzono tę rolę urodziwej Kamili
stereotypami. W okrutny sposób – mimo
Salwerowicz?) zamożnego Pephesa
że przez śmiech – ukazywał prawdę
Shitza, wypowiada słowa pieśni: „Boże,
o nas samych.
daj męża! Męża daj!”. Dodaje od siebie
1
22
teatralia 61/2013
premiery jeszcze małą prośbę o to, aby szybko
to kpina z obowiązującej w musicalach
przestała być panną, a stała się sierotą.
zasady: „kiedy emocje stają się zbyt silne,
Następnie widzimy scenę rodem ze
żeby je wypowiedzieć – zaśpiewaj”.
skeczu szmoncesowego (specjalność
Kompozytor Krzysztof Baranowski
polskich kabaretów przedwojennych):
(nagrodzony Złotą Maską za muzykę
ojciec
do monodramu Mariusza Ostrowskiego
i jego przyszły zięć dobijają interesu. Po
Toporem w serce łódzkiego Teatru im.
długich negocjacjach za kilka tysięcy
Stefana Jaracza) wykorzystał motywy
dolarów i udziały w koparce Czehres
tradycyjnej muzyki żydowskiej. Jest to
Peltz zgadza się na małżeństwo
jedna z niewielu aluzji (poza imionami
z Szeprahci. Wysłuchano jej modlitw,
bohaterów, co oczywiste) do miejsca
jednak „Pan Bóg nierychliwy,
akcji. Marek Pasieczny – jak sam
ale sprawiedliwy” – za prośbę
podkreśla – starał się nadać tej historii
o sieroctwo przyszło zapłacić…
jak najbardziej uniwersalny wymiar.
.
Fabuła przeplata się z piosenkami, których teksty są tak wyrafinowane jak ten Modlitwy dziewicy. Wzruszeni bohaterowie wyśpiewują, jak bardzo kochają kiełbasę i frytki – być może jest 1 Alija – hebr. ‘wstępowanie, wznoszenie, pielgrzymka’. W ideologii syjonistycznej „aliją” nazywano emigrację Żydów do Palestyny, a od czasu proklamowania niepodległości w 1948 roku – do Izraela. 2 zob. A. Olek, Śmieszna baśń przez łzy – o spotkaniu z teatrem i dramatem Hanocha Levina [w:] H. Levin, Ja i ty, i następna wojna. Teatr życia i śmierci, tłum. I. Amiel i in., Kraków 2009. 3 Miniatura muzyczna skomponowana przez Teklę Bądarzewską, bijąca rekordy wydawnicze na skalę światową pod koniec XIX wieku. Popularna w międzywojennej Polsce.
Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi w koprodukcji z fundacją Art-Eriae SHITZ Hanoch Levin przekład: Michał Sobelman reżyseria: Marek Pasieczny scenografia: Jagna Janicka kostiumy: Katarzyna Stochalska muzyka: Krzysztof Baranowski ruch sceniczny: Magdalena Paszkiewicz obsada: Mariusz Saniternik (Pephes Shitz), Beata Kolak (Cesia, żona Shitza), Kamila Salwerowicz (Szeprahci, ich córka), Bartosz Turzyński (Czerhes Peltz) teatralia 61/2013 premiera: 10 maja 2013
23
fotorelacja
24
teatralia 61/2013
fotorelacja
FOTORELACJA ZE SPEKTAKLU „PORWANIE SABINEK” W TEATRZE KAMIENICA Anna Wrotek
25
teatralia 61/2013
fotorelacja
26
teatralia 61/2013
fotorelacja
27
Teatr Kamienica w Warszawie PORWANIE SABINEK Franz i Paul Schonthan Przekład: Julian Tuwim Reżyseria: Emilian Kamiński Scenografia: Emilian Kamiński Kostiumy: Anna Waś Muzyka: Paweł Gawlik Aranżacja: Marta Grzywacz Obsada: Dorota Kamińska, Ewa Lorska, Michalina Sosna, Olga Sarzyńska, Wojciech Duryasz, Marek Frąckowiak, Emilian Kamiński, Mikołaj Krawczyk, Michał Rolnicki
teatralia 61/2013
ŚMIERTELNIE POWAŻNE UCZUCIE
fot. archiwum teatru
repertuar
Paulina Pomaska
Bartłomiej Wyszomirski – reżyser, zdobywca wielu nagród – rozpoczynał karierę jako sufler w teatrze lalek. Adaptacją utworu Śmiertelnie poważne uczucie amerykańskiego dramaturga Bruce’a Grahama udowodnił, że jest mistrzem w swojej dziedzinie.
28
Przed rozpoczęciem spektaklu
prawdziwą karierę aktorską.
czułam, jak emocje stopniowo
Rzadko sprząta, za to dużo mówi,
osiągają coraz wyższy poziom.
ma wielu przyjaciół oraz ogromne
Podobała mi się scenografia –
poczucie humoru, czym od razu
skromne mieszkanie z typowo
wzbudza sympatię. Richard jest
amerykańskimi elementami.
jej absolutnym przeciwieństwem.
Z głośników wydobywały się
Spokojny, opanowany, punktualny,
dźwięki przywodzące na myśl
porządnicki i szalenie tajemniczy
odgłosy miejskiej dżungli. To
– raczej przeraża niż wzbudza
wszystko, w połączeniu z duetem
zaufanie.
Darii Widawskiej oraz Piotra Grabowskiego, stanowiło zapowiedź
Kiedy Richard wraca z podróży,
naprawdę udanego wieczoru.
a Maddie wita go ogromną dawką czułości, szampanem i ciasteczkami
Śmiertelnie poważne uczucie
czekoladowymi, publiczność
to historia pary, która próbuje
wydaje westchnienie zazdrości.
stworzyć związek mimo wyraźnych
Mamy przed sobą piękną historię
różnic osobowościowych. Maddie,
z perspektywą uroczego „i żyli
kobieta o beztroskim (jak na
długo i szczęśliwie” na końcu.
swoje lata) podejściu do życia,
Ale już po chwili następuje
daje się poznać jako gwiazda
niespodziewany zwrot akcji i,
spotów reklamowych, która
uwierzcie mi, nikt już nie zazdrości
pożegnała się już z nadzieją na
ani Richardowi, ani tym bardziej
teatralia 61/2013
Teatr Capitol w Warsz ŚMIERTELNIE POW Bruce Graham przekład: Bogusława reżyseria: Bartłomiej kostiumy: Iza Toronie obsada: Daria Widaw przedpremiera: 10 ma
zawie WAŻNE UCZUCIE
Plisz-Góral Wyszomirski ewicz wska, Piotr Grabowski aja 2013
repertuar Maddie…
doświadczam stymulacji
Początek sztuki odrobinę
i mam o czym myśleć. I lubię
studzi entuzjazm. W mojej
momenty, w których aktorzy
głowie zaświeciła się czerwona
przełamują niewidzialną
lampka – czy to możliwe,
barierę dzielącą ich od
żeby historia była tak nudna
publiczności. To wszystko
i przewidywalna? Wielka
odnalazłam również tym
miłość, która – jak sugeruje
razem. Richard zszedł ze sceny
tytuł sztuki – musi skończyć
i naprzeciw publiczności,
się śmiercią jednej lub obydwu
pod lampą oświetlającą jego
postaci? Na szczęście lampka
twarz, opowiedział o traumie
szybko zgasła (to musiało być
przeżytej w dzieciństwie,
tylko jakieś małe zwarcie).
która odcisnęła piętno na całym jego życiu. Przedstawił
Historia ciekawa,
to w tak przejmujący sposób,
przedstawiona w genialny
że poczułam na plecach
sposób przez Darię Widawską
ciarki i rozgrzeszyłam go
i Piotra Grabowskiego. Nic
w myślach z bycia mordercą!
dziwnego – duet pracował
Historia może niekoniecznie
ze sobą nie po raz pierwszy
ma szczęśliwe zakończenie,
na scenie, a nawet w jednym
ale z pewnością pobudza do
z seriali. I sprawdza się
refleksji. Czy można ufać
świetnie, jak zimny napój
porywom serca i wierzyć w tak
w upalny dzień. Dawka
zwaną nieprzypadkowość
humoru zawarta w dialogach
przypadku? Czy można
wystarczy mi na długo.
uchronić się przed miłosnym
Z pewnością nie jestem
zaślepieniem? Ile jesteśmy
osamotniona, wystarczyło
w stanie zrobić w imię miłości?
spojrzeć na reakcje publiczność
Z czystym sumieniem polecam
i posłuchać komentarzy po
sztukę tym, którzy szukają
spektaklu.
odpowiedzi oraz tym, którzy
.
już je znaleźli. Co najbardziej lubię w sztukach? Lubię, kiedy coś mi po nich zostaje. Kiedy
teatralia 61/2013
29
repertuar
TWAIN WIECZNIE ŻYWY Kaja Podleszańska
„Ludzie nie dlatego przestają się bawić, że się starzeją, lecz starzeją się, bo przestają się bawić” – zatem w trosce o naszą żywotność, wbrew Markowi Twainowi, bawiliśmy się w Barakah. Rzeczywiście, bawiliśmy się i braliśmy udział w prawdziwym performansie. Ponieważ na cykliczne spotkaniaspektakle zwane „dramatoriami” udajemy się regularnie, wiemy, czego się
30
spodziewać. Tym razem twórcy nas jednak zaskakują – formuła wieczoru jest
Na wstępie teksty Twaina wręcz nam wciśnięto, co większość uczestników przyjęła z entuzjazmem. Staliśmy się, chcąc nie chcąc, aktorami, zmuszonymi do interpretacji słów autora niczym profesjonaliści. Tego wieczoru artyści posługiwali się bardzo oszczędnymi środkami. Muzykę odtwarzano z głośników, co akurat mogło rozczarować, bo zwykle wykonuje ją na żywo rewelacyjny zespół. Kostium natomiast wykorzystano tylko raz, w jednej krótkiej scenie. Niezwykły dowcip Marka Twaina, jego lekkie pióro oraz kunszt trojga aktorów wystarczyły, żeby ubarwić wieczór. Zwłaszcza że
teatralia 61/2013
na początek zaprezentowano czytanie Ludożerstwa w wagonach, w którym widzowie wzięli czynny udział. Co więcej, aktorzy słuchali nas z taką samą uwagą, z jaką my słuchaliśmy ich, i żywo reagowali na nasze słowa – gestem, ruchem, chrząknięciem. Na publiczność złożyło się tylko kilka osób, ale dzięki tej kameralności łatwiej było się otworzyć. Trwający nieco ponad godzinę performans tylko utwierdził nas w przekonaniu, że warto sięgać po Marka Twaina. Nie bez powodu do dziś jest on cytowany i rozpoznawalny.
.
repertuar
31
Teatr Barakah w Krakowie Dramatorium teksty: Mark Twain czytali: Lidia Bogaczówna, Franciszek Muła, Krzysztof Bochenek 13 maja 2013
teatralia 61/2013
repertuar
SZALONA FORMA LOKOMOTYWY Cecylia Pierzchała Szalona Lokomotywa Witkacego w reżyserii Michała Zadary jest reklamowana jako spektakl o technologii, która przytłacza współczesnego człowieka. Właściwym tematem sztuki jest forma teatru. Zadara łączy środki teatralne, filmowe i operowe, demontuje je i ponownie składa w swoją Szaloną Lokomotywę.
32
Mikołaj Wojtaszek (Maciej Pesta)
czego punktem kulminacyjnym okazuje
– przedstawiciel niższej kategorii
się odkrycie własnych kryminalnych
w ogólnej hierarchii kolei, palacz –
przeszłości. Mikołaj
podejrzewa Zygfryda Tengiera (Mateusz
z irokezem i pistoletem
Łasowski), przełożonego maszynistę,
przywodzi na myśl
o nieczyste zamiary wobec swojej
Travisa Bickle’a
narzeczonej, Julii (Karolina Adamczyk).
z Taksówkarza, a Tengier
Podział klasowy zaznaczono nawet
w czarnej czapeczce,
za pomocą kostiumów – Mikołaj to
okularach i białym
mięśniak w dresie, prężący bicepsy
podkoszulku pozuje
do kamery, Julia jest blondyneczką
na Leona Zawodowca.
w różowej kurteczce. Natomiast
W ramach zakładu
Tengier nosi mundur, jego żona Zofia
postanawiają
(Małgorzata Witkowska) – szpilki
doprowadzić pociąg
i futro, a oboje – ciemne okulary, symbol
do katastrofy. Kto
luksusu w opozycji do dresów. Pociąg
ocaleje, ten otrzyma
rusza, konflikt narasta. Jest i filozoficzna
Julię. Przedmiot
debata nad względnością ruchu
zakładu, razem
z odwołaniem do Einsteina, są także
z żoną i wspólniczką
dywagacje o kobietach. Obu bohaterów
w zbrodniach
coraz mniej dzieli, a coraz więcej łączy,
Tengiera, pojawia się
teatralia 61/2013
repertuar
nieoczekiwanie we własnej osobie. Ale
się po lewej stronie i z tyłu sceny.
to nie historyjka jest w spektaklu Zadary
Konstrukcja przypomina kanał orkiestry
najciekawsza.
w operze. Obsługą pociągu zajmuje się inspicjentka biorąca czynny udział
Kiedy widzowie zajmują miejsca, aktorzy
w spektaklu, przerywająca sceny
są już na scenie. Z głośników płyną
o charakterze przełomowym (m.in.
zapowiedzi, jak się można domyśleć,
anagnorisis dwóch kryminalistów,
pociągów. Polski miesza się
pojawienie się kobiet po podjęciu
z koreańskim, w końcu gdzie indziej
decyzji o spowodowaniu katastrofy,
mogłaby pędzić szalona lokomotywa,
uwięzienie Zofii) w związku z awarią
jeśli nie w Korei – właśnie tam pociągi są
kamer lub kolejki. Tym samym
najszybsze. Przed proscenium znajduje
zaburza paradoksalnie rytm spektaklu
się zabudowana białymi płytami
i jednocześnie mu go nadaje, podkreśla
makieta torowiska z kolejką poruszającą
zatem umowność tego, co dzieje się
się w kółko po miniaturowych torach
na scenie, czystą teatralność. Trzeba
i stacjach, powiększonych przez
przyznać, nie bez szczypty komizmu –
kamery na ekranach znajdujących
jej komenda „jedziemy”, powtarzająca
teatralia 61/2013
fot. Ireneusz Sanger
33
repertuar fragment przerwanej sceny, przywraca
i liczba (wspomnianych) wnętrzności
akcję i wywołuje uśmiech na twarzy
znajdujących się poza organizmem
widza.
nawiązują do najbardziej znanych filmów Tarantina. Postaci doktora
34
Po lewej, na podwyższeniu, dwa
i dróżnika to kwintesencje polskich
ustawione klawiaturami do siebie
bohaterów komediowych z filmów Barei.
pianina kojarzą się z ciasnotą niektórych
Ta całkowicie filmowa część spektaklu,
przedziałów PKP. Muzykę wykonują na
kręcona w pociągowym wagonie,
żywo dwie pianistki: Monika Sobolewska
kamerą z ręki, niefortunnie kojarzy się
i Marta Szymańska.
z katastrofą pociągu z marca zeszłego
W tle, jako akompaniament,
roku, kiedy doszło do czołowego
w zmiennym tempie dudnią głośniki,
zderzenia pociągów pod Szczekocinami.
sugerujące prędkość szalonej
Ten epizod ratuje tylko absurdalny
lokomotywy, która pojawia się na
humor, zwłaszcza scena z doktorem
ekranach, tak jak
Waśnickim (Jakub Ulewicz), który
i przesuwający się krajobraz makiety
ma szczególne podejście do kolejności
filmowany z poruszającej się kolejki
ratowania ofiar katastrofy i który
– plan przez który przewijają się nasi
po wykręceniu numeru w telefonie
skandująco-śpiewający bohaterowie.
komórkowym słyszy niekończący się koreański monolog (zapowiedzi
Gdyby ktoś miał wątpliwości, dlaczego
pociągów?).
tekst wypowiadany jest nie do końca naturalnie, podaje się widzowi na
Po wyjściu z kina ma się wrażenie, że
ekranie fragmenty partytury. Stąd
dużo tam teatru, a po wizycie w teatrze
też podtytuł Szalonej Lokomotywy:
– że dużo tam kina. Tak działa tzw.
opera dramatyczna. Ten operowy
mediatyzacja teatru1, która staje się
dramatyzm ujawnia się w ironicznie
bardziej agresywna proporcjonalnie do
potraktowanej scenie zbiorowej ze
rozmiarów i liczby ekranów oraz kamer
statystami (pasażerami) tuż przed
obecnych na scenie. Wraz z modą na
katastrofą kolejki. Po jednej stronie kłębi
vintage i retro w filmie (czego przykładem
się grupa wokół Julii i Minny, hrabianki
choćby Michel Hazanavicius, zdobywca
de Barnhelm (Magdalena Łaska),
Oscara) nastąpił wielki coming back
skonfliktowanych na tle miłosnym (o
teatru i teatralności rozumianych jako
Mikołaja) i ideowym (dopuścić
barwny entourage
do katastrofy czy też nie). Na koniec
oraz zespół chwytów determinujących
Zadara serwuje nam w ramach epilogu
formę, nadających rytm, przydających
film tuż po katastrofie – krwistość
lekkości i spójności obrazowi (dla
teatralia 61/2013
repertuar
przykładu: Anna Karenina Joego
głosie aktorów? Nasuwa się też pytanie,
Wrighta, do której scenariusz napisał nie
czy samej operze czegoś nie brakuje,
kto inny jak Tom Stoppard): metonimii,
zredukowano ją bowiem do opisanej
jedności miejsca (scena), repetycji.
formy, nakazującej nam widzieć
Znajdziemy i to w spektaklu Zadary,
krzyczące kłębowisko ludzkie na scenie.
jak również najprostsze dobrodziejstwa płynące z wykorzystania kamery jako
Szalona Lokomotywa Zadary to przykład
soczewki powiększającej, medium
syntezy – teatru, który czerpie
nadającego realność i dramatyzm
z filmu, ale jednocześnie pozostaje
(w zderzeniu z witkacowskim dramatem
teatrem (teatralnym kinem?), a do tego
i obnażoną teatralnością – komizm). Do
władzą reżysera i twórców nadaje sobie
tego jeszcze opera – gdyby nie rozpisano
przydomek opery. Wszystko to łączy się
witkacowskiego tekstu
i demonstruje się nawzajem; okraszone
na szesnastki, ósemki i półnuty, czy
absurdem, stanowi formę godną
dopatrywano by się rytmu i tempa poco
Witkacego.
a poco szybszego w modulowanym
.
1 Zainteresowanych odsyłam do książki Philipa Auslandera, Liveness. Performance in a Mediatized Culture, Wielka Brytania: Taylor and Francis, 2008.
Teatr Polski w Bydgoszczy SZALONA LOKOMOTYWA. OPERA DRAMATYCZNA Stanisław Ignacy Witkiewicz muzyka Jan Duszyński reżyseria: Michał Zadara instalacja scenograficzna: Robert Rumas, Artur Sienicki kostiumy: Julia Kornacka, Arek Ślesiński obsada: Karolina Adamczyk, Mirosław Guzowski, Artur Krajewski, Magdalena Łaska, Mateusz Łasowski, Alicja Mozga, Maciej Pesta, Jakub Ulewicz, Małgorzata Witkowska pianistki: Monika Sobolewska, Marta Szymańska chór statystów: Małgorzata Błaszczak, Patryk Hasek, Jolanta Królikowska, Halina Lewandowska, Patryk Ogórek, Marek Ojdowski, Krzysztof Pilch, Aleksandra Rogowska, Jacek Roszak, Sylwia Rubczak, Łukasz Rumiński, Joanna Słodkowska, Paweł Więczkowski, Agnieszka Winiatowska, Jakub Zimecki premiera: 13 kwietnia 2013
teatralia 61/2013
35
fot. Jastrzębski
repertuar
36
KOMUNIKAT O KRACHU KOMUNIKACYJNYM Krystyna Pawliszak Milcząca od jakiegoś czasu Łysa śpiewaczka Eugene’a Ionesca znów wraca do łask. Czy to za sprawą aktualności tego tekstu, czy to dzięki wybitnej obsadzie, od miesiąca kasjerzy ze Sceny przy Wierzbowej muszą odprawiać kolejnych chętnych z kwitkiem. Sztuka z pewnością zadowoli miłośników angielskiego humoru, ale – choć jest zrealizowana w niezwykle dokładny sposób– raczej nie zostanie okrzyknięta wydarzeniem teatralnym naszych czasów. Gdy Ionesco uczył się angielskiego,
I wszystko byłoby bardzo zabawne, jak
proponowane w podręczniku rozmówki
u Ionesca, z tym że Prus kazał swoim
rozbawiły go do tego stopnia, że napisał
postaciom podejmować ciągłe, nieudane
Łysą śpiewaczkę. Sztuka, której głównym
próby nawiązania realnego kontaktu.
bohaterem jest system językowy, właśnie
Niepokojące są również nieustanne
od nich się zaczyna.
wybuchy irytacji (między małżonkami)
teatralia 61/2013
repertuar lub smutku (u Kapitana Straży czy
angielski idiom. Co więcej, bezładne
u Służącej) na skutek niezrozumienia.
krążenie zegarowych godzin wnika w relacje postaci. Gdy nie można mówić
Twórcy spektaklu zaproponowali
o psychologii, trudno mówić o relacjach.
ciekawą scenografię – interlokutorzy
A jednak zachodzi tu coś interesującego.
umieszczeni są w umownej przestrzeni
Relacje między państwami Smithów
angielskiego salonu. Wnętrze urządzone
i Martinów (zarówno wewnętrznie,
przez Borisa Kudličkę nie jest zbyt
jak i względem innych) podlegają
zachęcające. Pseudomarmurowe, zimne
nieustannym przetasowaniom.
ściany w bieli złamanej szarością, tą
W trakcie jednej rozmowy potrafią
samą imitacją kamienia wyłożona
zmieniać „ugrupowania” kilkakrotnie
posadzka, duży stół i cztery ciemne
– raz stanowią obozy: małżeństwo
krzesła wyściełane miękką tapicerką
kontra małżeństwo, innym razem
– każą nam pamiętać, że jesteśmy
kobiety ścierają się z mężczyznami,
w teatrze dalekim od antycznej mimesis.
to znów następuje wzajemna adoracja
Ściany nie tworzą sceny pudełkowej,
osobników płci przeciwnych z drugiego
ale trzy potężne słupy, między
małżeństwa. Wszystko to w sposób
którymi rozmieszczona jest widownia.
naturalny, lekki i przeraźliwie chwilowy.
Publiczność, obserwując spektakl, patrzy sobie nawzajem w twarze i chcąc
A nad sceną krążą puste frazesy
nie chcąc bierze udział w ogólnym
wygłaszane z absolutnym przekonaniem
rytuale unicestwiania języka.
i pobrzmiewające tonem prawdziwości, ale nieskładające się de facto w żadną
Na jednym ze słupów widnieje zegarowy
całość. Choć konwersacja płynie,
ekran. Nie dość, że wskazywane
trudno ją nazwać dialogiem. Przerywa
przez niego godziny mają się nijak
ją drastycznie wystąpienie Mary,
do czasu scenicznego, to jeszcze
świetnie odegranej przez Beatę Fudalej.
co chwila słowa rozpadają się tam
Jej amarantowy kostium, czerwone,
na pojedyncze litery, te zaczynają
lakierowane, wysokie szpilki oraz burza
bezładnie krążyć, aż przekształcają
loków dają do zrozumienia, że mamy do
się w następne. To samo dzieje się
czynienia z osobą władczą i obdarzoną
z dialogami bohaterów. Począwszy od
niezwykłym seksapilem. Tymczasem
w miarę składnej gramatycznie rozmowy
to właśnie ona jest pozornie wyprana
o kolacji, doktorze, rodzinie Bobych itd.,
z osobowości. Fudalej porusza się bardzo
dochodzimy do skrajnie bezsensownej
mechaniczne, nie tyle marionetkowo,
wymiany zdań przypominającej
co w sposób kojarzący się z filmami
grę: kto idiotyczniej przetłumaczy
fantasy, grami komputerowymi lub
teatralia 61/2013
37
repertuar telewizyjnymi stacjami muzycznymi.
scenografia językowa. Atmosfera staje się
Tą stylistyką wtapia się w klimat
gęsta od wypowiedzianych słów, które
sztuki. Rozbija ją dopiero w scenie
nigdzie nie znajdują zaczepienia, krążą
z Kapitanem Straży, kiedy to okazuje
bezładnie nad sceną, zderzają się ze sobą
się czułą, wrażliwą, niewinną w swoim
i prowadzą do wielkiej kłótni.
uczuciu „oblubienicą”. Jej deklamacja wiersza o ogniu naprawdę przejmuje
Na ile wizja Prusa znajduje
dreszczem. Muzyczny podkład rodem
odzwierciedlenie w naszych czasach?
z sentymentalnej klasyki nadaje tej
Z pewnością są środowiska, których
scenie znamiona kiczu i śmieszności,
taka niemożność porozumienia
a jednak niesie ona w sobie pewien
dotyczy. Nie zgodzę się jednak
ładunek prawdy, którego trudno
z sugestią zawartą w ustawieniu
się doszukać w pozostałej części
widowni, że robak bezsensu toczy
przedstawienia.
całe społeczeństwo. Tym bardziej, że to właśnie widok publiczności
38
Po wystąpieniu Mary następuje
z naprzeciwka, podejmującej trud
całkowity rozpad komunikacji,
zrozumienia przekazu scenicznego,
a co za tym idzie – jakichkolwiek
burzy przekonanie o powszechnej
relacji. Jakby ten oścień prawdziwego
obojętności komunikacyjnej. Choć
uczucia rozsadził zmrożone serca
wydaje się, że współcześnie wszystko jest
małżonków. I tak jak rozszczepienie
anty-, także język stał się antyjęzykiem,
atomów w bombie jądrowej kończy
a relacje – antyrelacjami, ciągle można
się niekontrolowanym wybuchem, tak
znaleźć ludzi słuchających uważnie
tutaj to swoiste rozszczepienie języka
drugiego człowieka oraz własnych myśli.
prowadzi do kakofonii absolutnej.
Bohaterom Ionesca i Prusa ewidentnie
Scenografii materialnej towarzyszy jakby
tego brakuje.
.
Teatr Narodowy w Warszawie ŁYSA ŚPIEWACZKA Eugène Ionesco przekład: Jerzy Lisowski reżyseria: Maciej Prus scenografia: Boris Kudlička kostiumy: Jagna Janicka reżyseria światła: Maciej Igielski obsada: Andrzej Żmijewski (Pan Smith, gościnnie), Ewa Wiśniewska (Pani Smith), Jacek Mikołajczak (Pan Martin), Anna Seniuk (Pani Martin), Beata Fudalej (Służąca Mary), Grzegorz Kwiecień (Kapitan Strażaków) premiera: 13 kwietnia 2013
teatralia 61/2013
repertuar
ZDRADA?! TAK CZYNIĆ NIE WYPADA! Monika Szweda
Brunetki, blondynki – ja wszystkie was dziewczynki całować chcę – mógłby zaśpiewać Sam (w tej roli Wojciech Wysocki) za Janem Kiepurą, gdyby tylko znalazł czas na coś innego niż niewierność. Central Park West to obiekt westchnień tych, którzy marzą o ziszczeniu amerykańskiego snu – lokalizacja nad wyraz pożądana, uwielbiana przez wszystkich snobów tego świata.
Po luksusowo urządzonym wnętrzu miota się dobrze ubrana, choć nieco roztrzęsiona kobieta. To Phyllis Riggs (świetna kreacja Joanny Żółkowskiej), odnosząca sukcesy psychoanalityczka, znakomicie radząca sobie z problemami i lękami tych, którzy zasiadają na jej kozetce. Jest postacią władczą, inteligentną, błyskotliwą, która – choć cudze życiorysy porządkuje chaotycznie – z własnym życiem poradzić sobie nie potrafi. Alkohol wprawdzie nie rozwiązuje problemów, ale zawsze można podjąć próbę utopienia ich w kieliszku wytrawnego martini. Gdy to nie pomaga, warto zadzwonić
do najlepszej przyjaciółki, która pomoże, wesprze i zrozumie. Pojawienie się przyjaciółki poprzedza dźwięk dzwonka, nerwowy i irytujący jak sama Carol. Małgorzata Foremniak wciela się w postać neurotyczną, infantylną, fałszywą i głupiutką. Nie można jej wprawdzie odmówić pewnej dozy życiowego sprytu, lecz jest to tylko cwaniactwo wynikające ze snobizmu i zamiłowania do pieniędzy. Nie bez powodu słyszymy, że Carol zawsze chciała być taka jak Phyllis. Być może dlatego romansuje z jej mężem (o czym żona – jak to bywa najczęściej – dowiaduje się ostatnia).
teatralia 61/2013
39
fot. archiwum teatru
repertuar
40 Smutna, ale i komiczna jest scena, w której Phyllis opowiada Carol pewną sytuację: mąż informuje ją, że odchodzi, ona opowiada mu o domu, który zawsze chcieli kupić, on krzyczy, że już jej nie kocha, ona pyta, na jaki kolor pomalują swoje wymarzone gniazdko… Oboje mówią, ale nie słuchają siebie nawzajem. Niewierność Sama dotyka nie tylko panią Riggs, lecz także Howarda, męża Carol. Piotrowi Gąsowskiemu udało się stworzyć postać do cna niezdarną, która nie radzi sobie z życiem ani zdradą małżonki. To niedojrzały chłopiec, któremu bardziej niż żona przydałaby się mamusia, pocieszająca go
teatralia 61/2013
po kolejnych życiowych niepowodzeniach. Takim ludziom sukces (nawet przypadkowy) z pewnością nie grozi. Niech o jego sieroctwie świadczy fakt, że nawet zabić się nie potrafi (wymaga to odbezpieczenia pistoletu, co okazuje się zadaniem ponad jego siły). Tym większy jest kontrast pomiędzy nim a władczym i męskim Samem, który cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem płci niewieściej. Central Park West to druga część tryptyku „Miłość, Zdrada i Wybaczenie według Woody Allena”. To sztuka o kondycji współczesnych związków międzyludzkich – zabawna, ironiczna, niepozbawiona gorz-
repertuar kiej prawdy o nas samych. Zdrada w tym spektaklu występuje w nadmiarze, dotyka wszystkich i każdego z osobna. O tym, że może być nad wyraz bolesna, przekonuje się nawet Sam, bo z powodu niewierności, której się dopuścił (żeby to raz!), cierpią jego męskie ego i … siedzenie. Przedwczesna jest też radość Carol ze wspólnej przyszłości z Samem, bo ten wprawdzie od żony odchodzi, ale nie do niej. Jego kolejną miłością jest Juliet, dziewczyna młoda, niedoświadczona, stawiająca swoje pierwsze kroki w świecie skomplikowanych damsko-męskich relacji. Agnieszka Sienkiewicz w tej roli jest ujmująco bezbarwna, cicha,
pokorna, a swoją „myszowatością” podbija serca publiczności. To sztuka, w której każdy zdradza każdego i niczego nie można być pewnym. Wydaje się, że ten niemal wyjęty z Mody na sukces świat nie jest rzeczywistością przeciętnego Polaka. A jednak na Central Park West wszyscy świetnie się bawią. Wypełniona po brzegi sala, niesłabnąca popularność samej sztuki i gorące owacje składają się na najlepszą rekomendację.
.
41
Teatr 6.piętro w Warszawie CENTRAL PARK WEST Woody Allen inscenizacja i reżyseria: Eugeniusz Korin tłumaczenie: Eugeniusz Korin scenografia: Barbara Hanicka muzyka: Hans Zimmer obsada: Joanna Żółkowska, Małgorzata Foremniak, Wojciech Wysocki, Piotr Gąsowski, Julia Pietrucha, Agnieszka Sienkiewicz premiera: 31 marca 2012
teatralia 61/2013
repertuar
WYTAŃCZYĆ HOŁD DLA HISTORII ŁODZI Sandra Kmieciak Współczesna Łódź bardzo chciałaby uchodzić za ziemię obiecaną. Niestety, taką jest tylko w powieści Reymonta, filmie Wajdy albo balecie z choreografią Graya Veredona, wystawionym w łódzkim Teatrze Wielkim. Łódź początku XXI wieku nie ma opinii wymarzonego miejsca zamieszkania. Jest raczej zakompleksiona, resztką sił walczy o utrzymanie wysokiej pozycji w rankingu największych polskich miast, na siłę szuka sposobów na zmianę wizerunku. Jest też niebywale zaślepiona przeszłością – mit ziemi obiecanej jest w niej wciąż żywy i opłakiwany. Bo kiedyś było lepiej, kiedyś działały fabryki, była praca, były pieniądze, a dla dzieci – miejsca w żłobkach. Jeszcze wcześniejszych czasów, schyłku XIX wieku, nikt już nie wspomina, ich opis pozostał na kartach archiwalnych dokumentów, w fotografiach Reymonta. Powieści, która tak zachwyciła brytyjskiego choreografa Graya Veredona, że postanowił złożyć hołd miastu i jego historii. Tym, co zwraca uwagę w spektaklu, jest kurczowe trzymanie się fabuły dzieła młodopolskiego pisarza. Już pierwsze sceny, gdy trójka przyszłych fabrykantów – Karol Borowiecki, Maks Baum i Moryc Welt – szuka miejsca dla swojego interesu, wskazują na silne zakorzenienie w kartach powieści. Nie lada problem napotykają ci, którzy z lekturą nie zapoznali się bliżej.
teatralia 61/2013
fot. Ch. Zieliński
42
i powieści Władysława
repertuar Chociaż głównymi bohaterami Ziemi
choreografia, która w dyskretny sposób
obiecanej są rodzące się miasto, masa je
nawiązywała do niewidocznej dla oka
zamieszkująca oraz maszyna przemysłu,
aspektu tworzenia się społeczeństwa
bezlitosna i rządząca się swoim
skupionego wokół miasta, opierającego
prawem (pieniądza), to w przypadku
swoją potęgę na przemyśle: choreografia
baletu zdecydowanie trudniej to
naśladująca ruch maszyn. Powtarzalna,
zaakcentować. Na pierwszy plan mimo
automatyczna, pozbawiona
wszystko wysuwają się pojedyncze
indywidualizmu, który przebijałby przez
historie bohaterów, a sceny zbiorowe
ruch któregokolwiek z tancerzy,
z udziałem włókniarek i tkaczy wydają
a jednocześnie skontrastowana
się pełnić funkcję interludiów. Ciekawie
z klasycznym baletem, który dominuje
zaaranżowane, często z użyciem
w scenach z udziałem „wyższych sfer”.
projekcji archiwalnych materiałów
Ruchem pełnym harmonii, wdzięku,
filmowych, budują obraz miasta końca
gracji. Tańcem, który bez wątpienia
XIX stulecia, niewiele pomagają jednak
mógłby być (i był) popularny
w wyłuskaniu z widowiska fabuły.
na wytwornych balach, wystawianych
Moją uwagę zwróciła nowoczesna
przez bogatych fabrykantów. Niezwykle ciekawie prezentują się także solowe partie Nazara Botsiy’ego jako Podpalacza. Są one połączeniem tańca klasycznego i nowoczesnego, nacechowanego niebywałą ekspresją i pasją. Każdy ruch wydaje się naturalnym następstwem poprzedniego, a ten z kolei sprawia wrażenie zrodzonego z pierwotnej potrzeby wyrażania emocji przez taniec. Energia, która towarzyszy jego partiom, jest bardzo przyjemną odmianą od momentami monotonnego, spokojnego, gładkiego i miękkiego baletu. Podpalacz jest również najwyraźniej zarysowaną postacią, której towarzyszą lejtmotywy dookreślające ją w czytelny sposób. Odmienny ruch, światło czy projekcje pozwalają
teatralia 61/2013
43
repertuar na szybką identyfikację, a ponadto
przypomnieć, że miało premierę jeszcze
– poprzez zastosowanie utartych
w 1999 roku, a w 2009 roku je
kulturowo znaków – wymowa tej
wznowiono. Od tej pory dość regularnie
postaci staje się jasna nawet dla osób
pojawia się w repertuarach i ściąga
nieznających treści Ziemi obiecanej.
na widownię entuzjastów baletu. Spektakl jest hołdem dla historii miasta
Niewielkim mankamentem spektaklu
i tworzących je, zwykle anonimowych,
jest według mnie muzyka z taśmy.
ludzi.
Uwielbiam muzykę na żywo, chodzę na
44
koncerty czy to muzyki rozrywkowej,
Aż chciałoby się napisać: spektakl, który
czy klasycznej: by posłuchać brzmienia
każdy łodzianin musi zobaczyć,
żywych instrumentów, popatrzeć
ale ponieważ daleka jestem od
na muzyków, odczuwać świadomość
lokalnego patriotyzmu, poprzestanę
uczestniczenia w niepowtarzalnym
na stwierdzeniu, że jest to
widowisku. Tymczasem podczas Ziemi
wydarzenie kulturalne, w którym
obiecanej tylko to, co dzieje się
każdy zainteresowany historią Łodzi
na scenie, jest unikatowe i niemożliwe
powinien uczestniczyć. Veredon, dzięki
do odtworzenia. Muzyka wykonywana
przełożeniu języka powieści na język
na żywo byłaby dodatkową atrakcją
baletu, stworzył bardzo dobre
i przyciągnęłaby do teatru rzesze
i wciągające widowisko.
jej wiernych miłośników. Chociaż
.
i bez tego przedstawienie cieszy się sporą popularnością. Trzeba bowiem Teatr Wielki w Łodzi ZIEMIA OBIECANA kompozytor: Gray Veredon/Franz von Suppé i Michael Nyman libretto: Gray Veredon, inspirowany powieścią Władysława Reymonta i filmem Andrzeja Wajdy inscenizacja, choreografia, opracowanie muzyczne: Gray Veredon scenografia: Irena Biegańska autor wznowienia: Anna Krzyśków kierownictwo muzyczne: Tadeusz Kozłowski reżyseria filmu video: Jarosław Marszewski obsada: Gintautas Potockas (Karol Borowiecki), Wojciech Domagała (Moryc Welt), Krzysztof Pabjańczyk/Piotr Ratajewski (Maks Baum), Valentyna Batrak (Anka), Monika Maciejewska (Lucy Zucker), Nazar Botsiy (Podpalacz), Ewa Kowalska-Brodek/Izabela Barbacka (Zosia), Adam Grabarczyk/Jerzy Gęsikowski (Ojciec Zosi), Krzysztof Pabjańczyk (Kessler), Mariusz Caban (Zucker), Tomasz Jagodziński (Bucholc, fabrykant), Lucyna Wojnowska-Caban (Żona Bucholca, gościnnie), Adam Grabarczyk/Jerzy Gęsikowski (Mendelsohn, fabrykant), Beata Gęsikowska (Żona Mendelsohna, gościnnie), Agnieszka Białous/Jolanta Henke (Żona Edelmana), Jan Łukasiewicz (Muller, ojciec Mady), Aleksander Miedwiediew (Borowiecki, ojciec Karola), Witold Biegański (szpiedzy) premiera: 22 maja 1999
teatralia 61/2013
ZAKOCHANE W MARZENIACH
repertuar
fot. Bartek Warzecha
Natalia Marcinkiewicz
Dramat Susanne Schneider Noce sióstr Brontë stał się inspiracją dla aktorów z Akademii Teatralnej w Warszawie do przedstawienia losów trzech pisarek XIX – wiecznej Anglii: Anne, Charlotte oraz Emily – Jane. Dzięki temu mogliśmy przyjrzeć się codzienności sławnych sióstr, poznać ich problemy, marzenia, a także trudną drogę do realizacji własnej pasji. Początek sztuki wprowadza nas w stan
usilne dążenie do niezależności. Bohaterki
niepokoju. Trzy siostry szybkim krokiem
były wykształcone, pracowite i dobrze
przemierzają scenę. Widzimy, że ich ruch
zorganizowane - regularnie ćwiczyły swój
nie jest przypadkowy. Bohaterki nieustannie
warsztat pisarski. W chwilach wytchnienia
chodzą po kwadracie, wzdłuż jego boków
od obowiązków domowych kobiety
i przekątnych, jakby były w nim zamknięte.
wymyślały fantastyczne historie. Każda
Scena ta może stanowić symbol ograniczeń
z nich miała w sobie romantyczną duszę
narzuconych kobietom.
i marzyła o prawdziwej miłości.
Siostry Brontë bez wahania można określić
Bohaterki pragną razem założyć pensję,
emancypantkami, a dowodem na to jest ich
poświęcić się nauczaniu dzieci
teatralia 61/2013
45
repertuar a jednocześnie pracować na własnych
słowa. Enigmatyczny bohater nie mówi nic
zasadach. Wykazują się cierpliwością
o swoich myślach. W porównaniu do sióstr
i niestrudzenie dążą do celu. Jedyną
jest całkowicie zamknięty w sobie.
przeszkodą jest ich brat Branwell, alkoholik, notorycznie zaciągający długi. Przez
Aktorzy w sposób wiarygodny wcielili się
niego rodzina Brontë’ów ma coraz gorszą
w swoje role. Charakteryzacja znakomicie
opinię. Postać Branwella wzbudza w nas
odzwierciedlała ich osobowości. Trzy
ciekawość. Kiedy pojawia się na scenie, ma
siostry różnią się od siebie zasadniczo.
zwykle smutny wyraz twarzy, a każde jego
Nie można zapomnieć o żadnej postaci.
spotkanie z siostrami jest przypadkowe.
Emily – Jane występowała w czarnej sukni
Branwell, niczym nocna zmora, zakrada się
o oryginalnym kroju odróżniającym się
do domu, by znaleźć jakieś kosztowności.
od kreacji jej sióstr. Jej wygląd już
Przyłapany przez siostry, ucieka bez
świadczy o mrocznych cechach. a Postać przykuwa uwagę swoją spontanicznością, impulsywnością, wrażliwością. Aleksandra Radwan wcielająca się w tę rolę wykazała się
46
pomysłowością oraz dużym poczuciem humoru, dlatego wykreowana przez nią postać była tak barwna i intrygująca. Afrodyta Weselak odtwarza rolę Charlotte rozdartej między chęcią spontanicznego życia pełnego uniesień i przeżywania skrajnych
fot. Bartek Warzecha
emocji, a poczuciem
teatralia 61/2013
obowiązku wobec domu, podtrzymywania rodzinnych tradycji, co wiedzie ją do prowadzenia podwójnego życia w rzeczywistości
repertuar i w wyobraźni. Postać Charlotte jest
uwaga sióstr skupiała się na nim. Wtedy
trudna do odegrania właśnie ze względu
najmniejszy szczegół jego zachowania był
na tę dwoistość. Afrodyta Weselak
bardzo widoczny na scenie. Kiedy zakrada
z powodzeniem łączy obie sfery, dzięki
się do domu i w popłochu szuka czegoś
temu mogliśmy wczuć się w sytuację
wartościowego, poświęcamy mu całą naszą
jej bohaterki i spróbować zrozumieć jej
uwagę, niecierpliwie czekając aż przestanie
postrzeganie świata.
milczeć i może odkryje swoją tajemnicę.
Z kolei rola Pauliny Komedy wymagała
Siostrom udało się odnieść literacki sukces.
przemyślenia, by nie rozmyła się
Po opublikowaniu tomiku poezji pod
na tle dwóch tak wyrazistych bohaterek.
pseudonimami: Currer, Elis i Aston Bell,
Aktorka kreuje tę rolę z wielkim
zostały docenione. Jak pisze Charlotte
zaangażowaniem. Dzięki temu, nie
Brontë „Nie przypuszczałyśmy, że zarówno
widzimy w Anne jedynie osoby nieustannie
nasz sposób pisania, jak i myślenia nie
pogrążającej się w modlitwie i pracy, ale
mieści się bynajmniej w pojęciu «kobiecy»”.
możemy rozpoznać w niej dziewczynę,
Czy to, że kobieta nie pisze jak kobieta,
która dzięki odwadze i determinacji uparcie
a nawet nie myśli w taki sposób, można
dąży do celu.
nazwać komplementem? Już ta wypowiedź
.
wskazuje, że Charlotte dystansuje się wobec Najbardziej zagadkowy jest Branwell.
tego komentarza. Cóż, nie ukrywam, że jest
Pojawiał się rzadko, lecz każde jego
on dość pocieszny.
wejście na scenę zatrzymywało akcję. Bohater nie musiał nic mówić, a i tak cała
Akademia Teatralna w Warszawie NOCE SIÓSTR BRONTË Susanne Schneider przekład: Danuta Żmij-Zielińska reżyseria: Bożena Suchocka scenografia: Jan Kozikowski obsada: Paulina Komeda, Afrodyta Weselak, Aleksandra Radwan, Michał Poznański, Piotr Piksa premiera: 24 kwietnia 2013
teatralia 61/2013
47
taniec
NA ZDROWIE! Dominika Stańczyk Nie przepadam za przedstawieniami muzyczno-tanecznymi – na ogół wychodzę z teatru zła, znudzona i z poczuciem straty czasu. Tym razem było inaczej, przede wszystkim – śmiesznie i ciekawie. Żałowałam tylko tego, że spektakl dobiegł końca.
fot. archiwum teatru
48
Płacz przed Bogiem, śmiej się przed
Mazl Tov skrywał jeszcze dwie
ludźmi – zdaje się, że to przysłowie
niespodzianki. Po pierwsze, był
przyświecało spektaklowi Teatru
w całości odegrany w języku jidysz. Po
Żydowskiego. Poza dobrą zabawą
drugie, został przygotowany specjalnie
teatralia 61/2013
taniec dla meksykańskiej gminy żydowskiej.
kulturą. To temat bliski każdemu warszawiakowi, który chciałby choć
Oczywiście zespół teatru pamiętał
przez chwilę poczuć miasto z opowieści
również o widzach, którym język
pradziadów. Dla mnie to temat
jidysz jest obcy – przygotowano
szczególnie ważny – tu się wychowałam.
słuchawki, spektakl tłumaczono na bieżąco. I tu niestety pojawia się moje
Może właśnie to połączenie – muzyki
pierwsze i ostatnie zastrzeżenie –
i historii w jednym – sprawiło,
sprzęt był bardzo niewygodny, po
że oglądałam musical jak zaczarowana.
kwadransie zaczynały boleć uszy. Resztę
Gołdzie Tencer udało się pokazać
przedstawienia obejrzałam więc zdana
szerszemu gronu odbiorców to, co
na siebie.
znałam jedynie z opowieści, i dopełnić muzyczną werwą niczym z filmów Emira
Nie żałowałam. Pięknie skomponowana
Kusturicy. Jeśli zapytają Państwo, czy
muzyka, szybki rytm – to wszystko
warto Mazl Tov obejrzeć, to odpowiem
zapraszało do tańca! Nie sposób było nie
wprost: jeśli jesteście warszawiakami
wystukiwać taktu i nie klaskać razem
z dziada pradziada – musicie, jeśli nie –
z aktorami. I pomimo nieznajomości
powinniście, by poznać klimat miasta,
języka przedstawiony świat stał się
którego już nie ma.
nagle prosty i bliski (choć nie mogę
.
Państwu powiedzieć, czy dialogi
A na zakończenie coś, czego nauczyło
przesiąknięte były np. ironią): witamy
mnie Mazl Tov – Sholem Aleykhem!
w przedwojennej Warszawie, na Nalewkach. To tu handel miesza się z religią, zabawa z tradycją. Swoisty miszmasz przesiąknięty żydowska
Teatr Żydowski im. Estery Racheli i Idy Kamińskich w Warszawie MAZL TOV reżyseria i scenariusz: Gołda Tencer scenografia: Ewa Łaniecka choreografia: Mariusz Bach, Jan Szurmiej kierownictwo muzyczne: Teresa Wrońska obsada: Marcin Błaszak, Piotr Chomik, Mariusz Bach, Konrad Darocha, Ewa Dąbrowska, Genady Iskhakov, Małgorzata Majewska, Sylwia Najah, Joanna Przybyłowska, Henryk Rajfer, Izabella Rzeszowska, Monika Soszka, Jan Szurmiej, Alina Świdowska, Gołda Tencer, Jerzy Walczak, Marek Węglarski, Piotr Wiszniowski, Monika Chrząstowska premiera: 7 maja 2013
teatralia 61/2013
49
taniec
KIEDY TANIEC PRZENIKA DO TEATRU… Robert Borowski Saligia to barwne i zmysłowe widowisko z udziałem największych polskich gwiazd tanecznych. Reżyser – poprzez siedem grzechów głównych (reprezentowanych przez siedem różnych postaci) – ukazuje, jak łatwo zatracić się w świecie współczesnych pokus. Przedstawieniu towarzyszą znakomita oprawa wizualna i energetyczna muzyka. Fani klasycznej formy mogą poczuć się jednak nieco zawiedzeni. Nowatorstwo polega tu na tym, że wszystkie emocje wyrażają się w tańcu. Zdolności aktorskie nie wytrzymują jednak konfrontacji ze sceną, czego efektami są brak spójności i sceniczny chaos.
50
Początek jest naprawdę obiecujący.
Saligii. Efekty wizualne są świetnie
Najpierw scenę przesłaniają wizualne
zsynchronizowane z akcją na scenie.
ekrany z animacjami, które rozsuwają
Dopełnione wysublimowaną grą
się przy akompaniamencie muzyki, żeby
świateł i oszczędnymi kostiumami
ukazać głównego bohatera. Krąży wokół
tworzą niezapomniany klimat, są
niego siedem postaci. Po wykonaniu
ucztą dla oczu. Ciekawym pomysłem
kilku okrążeń postacie rozbiegają
okazało się również wykorzystanie
się, a w dalszej części spektaklu
współczesnej muzyki, znanej
próbują wciągnąć wspomnianego
z popularnych rozgłośni radiowych.
protagonistę do swojego świata, aż do
Evanescence, Selah Sue czy klimatyczny
jego całkowitego zatracenia. Niestety,
Damien Rice stanowią wyrafinowane
potem nie jest już tak różowo. Fabuły
tło dla toczących się wydarzeń. Ten
trzeba się domyślać z opisu dystrybutora
nowoczesny aranż (podobnie jak znane
– Paweł Michno najwidoczniej
nazwiska) to prawdopodobnie sposób
przecenił możliwości aktorskie swoich
na przyciągnięcie młodszych widzów
roztańczonych gwiazd. Konwencja
(chociaż średnia wieku na sali wcale na
spektaklu zakłada bowiem całkowity
to nie wskazywała).
brak słów, a w takiej sytuacji to ekspresja i emocje mają podwójne znaczenie, tylko
Największe wrażenie wywołuje
dzięki nim widzowie mogą zrozumieć
choreografia. Widać, że ruch sceniczny
przekaz. Następującym po sobie
jest dopracowany do perfekcji, a każdy
scenom brakuje jednak motywu, który
układ jest okupiony wielogodzinnymi
połączyłby je w zamkniętą historię.
próbami. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie tańca, aby docenić kunszt
Ale nie wszystko jest takie złe. Bardzo
wykonawców. Dopiero gdy zobaczymy
dobrze prezentuje się strona techniczna
na żywo płynność i synchronizację ich
teatralia 61/2013
repertuar
ruchów, przestajemy się dziwić, że taniec
Saligię ciężko ocenić jednoznacznie.
w naszym kraju zyskał tak ogromną
Z jednej strony jest zaaranżowana
popularność. Niestety, szyk i gracja
i odegrana (a raczej odtańczona)
nie zawsze idą w parze z wybitnym
na najwyższym poziomie, z drugiej
aktorstwem. Teatr w tym wypadku
natomiast – brakuje jej wyrazistości
okazał się okrutny i obnażył wszystkie
i spójności. Nie zawsze twarze
braki. Niemal każda postać jest
z pierwszych stron gazet gwarantują
bezpłciowa i nijaka, jakby jej zadaniem
wysoki poziom, ale Paweł Michno nie
było jedynie wtopić się we wspaniałą
musi pluć sobie w brodę. Przeciętny
aranżację. Jedyną wyróżniającą się
widz wyjdzie z teatru zadowolony,
wykonawczynią jest Edyta Herbuś,
usatysfakcjonowani powinni być
choć znając jej aktorską przeszłość,
zwłaszcza fani tańca. Imponuje
można by się spodziewać czegoś więcej
połączenie choreografii z muzyką
niż ciągłego epatowania seksualnością
i efektami specjalnymi – myślę, że w tym
i uwodzenia widza, balansujących na
tkwi recepta na sukces Saligii. Bardziej
cienkiej granicy między frywolnością
wymagającym widzom proponuję jednak
a wyuzdaniem.
udać się na inne przedstawienie.
.
Teatr Capitol w Warszawie SALIGIA scenariusz i reżyseria: PawełMichno scenografia: Dorota Banasik wizualizacje: Marcin Ebert choreografia: koncepcja zespołowa kostiumy: Alex Caprise i Ewa Szabatin obsada: Rafał Maserak, Edyta Herbuś, Małgorzata Soszyńska-Michno, Ewa Szabatin, Alesya Surova, Tomasz Barański, Łukasz Czarnecki, Tomasz Muller premiera: 22 marca 2013 teatralia 61/2013
51
repertuar