KOFEINA07

Page 1

#07


rednacz

001


SPISTREŚCI 000_okładka 001_DanielKot_wstęp 002_SpisTreści 003_MichałCzaja_poezja 005_MaciejGierszewski_komiks 006_MarcinZembrzuski_komiks 007_TedBrandt_komiks 009_MałgosiaPiernik_teatr 010_MałgosiaPiernik_publicystyka 011_SphKula_moda|design 015_MichałKmiecik_teatr 019_IleanaSurducan_komiks 021_Dabus_muzyka 023_OllyStephen_grafika 026_BeataPatrycjaKlary_poezja 028_DanielKot_proza 029_IgaDrobisz_fotografia 033_OFFPRESS_poezja

035_LucyHowarth_grafika 041_PatrykChrzan_poezja 043_ Alexandru Cînean_malarstwo 047_MEI_komiks 049_GinaHendry_grafika 051_NIT_proza 054_LAGU_i_Lagu_komiks 055_185Studio_grafikk-design 059_LuizaDezor_proza 060_MartynkaWawrzyniak_wywiad_przeprowadzony przez Małgosię Piernik 063_MariaSurducan_komiks 065_AnnaKrztoń_interart 067_Mierzwa_Borowska_Grabarz_Włodarska-Lorek_ 069_Yadou_grafika|tatoo 073_Otu&Pszren_komiks 074_Redakcja

002


poezja

rysKtrznJnt

Michał Czaja (ur. 1983 w Warszawie) Teoretyk literatury i kultury, wykładowca, współpracuje z zespołem badawczym Literatura i Konteksty w IBL, redaktor kwartalnika literackiego Wakat on-line, od wielu lat związany z warszawskim środowiskiem literackim. W maju w serii “Debiuty” Staromiejskiego Domu Kultury ukazała się jego książka Bo to nowa krytyka będzie o miłości. Współorganizator Festiwalu Literackiego Manifestacje Poetyckie. Mieszka w Warszawie.

jak on pięknie do niej wracał nie wszystko uległo wyczerpaniu nie wszystko żeśmy zapili a ta poważna nadwyżka życia nie zmieściła się w magazynach aptek i powierzchniach psycho ankiet coś wyciekło ze szczelin słowników i uderzyło nas prosto w pysk po czymś takim musieliśmy uwierzyć bo jak zrozumieć szczególny moment tej banalnej historii rozstania gdy nawet najnowsza magia ani technologia nie są w stanie przemienić do jadalnych rozmiarów naszej rozpaczy i głębokiego jak gardła braku a neurony wciąż wyją w kurczowym uścisku o łaskę wystawioną w walizkach w jej mdłym smaku i włosach jest cały kryzys i wszystkie banki świata nie spłacą tego kredytu wpisanego w ich ciała jak w pęknięte zdania poza wszelką daną obietnicą zwiastującą krach ich intymnej ekonomi jak on pięknie z nią przegrał i chyba mu było z tym dobrze

003

z lewej strony naszego miasta lubisz te miejsca wspólne gdzie opowiada się książki i siedzi z laptopami znów ktoś próbował nauczyć mnie dobrego chowu z wysokich półek pospadałem aż mi się w dresie ugiął kark który jest przecież delikatny i wrażliwy na uciski represje i wszelkie lęki przed narzutem i wpływem staram się nie wyswabadzać i nie czuję napięcia na styku moich garów z polityką żebym chociaż wiedział jak nie głosować i ustawić się w perspektywie do reszty wydań nowej kultury i młodej polski która przecież jest nasza jak każdy inny przedmiot rozmowy w tej kawiarni masz może ochotę iść na manifę ja nie mam i chyba pójdę ale tak z boku stanie mi zdanie w gardle i wcale nie wykrzyczę swoich poglądów bo przecież ich nie rozumiem i nie są w żaden sposób przystosowane do warunków panujących w naszym planie zagospodarowania miasta być bliżej ulicy tylko jak i czym odznaczyć się na mapie różnic logo jest stanem duszy to wiem i zdaję z niego kolejny egzamin wiec zaloguję się do systemu z lewa bo to przecież oczywista konsekwencja i nie można inaczej w dzisiejszych strefach czasowych na naszej szerokości


poezja

użytek z przyjemności

mnoŚci zróbmy uzytek z przyje nad naszym sekretem tam gdzie jest władza jaąć nasze pragnienia gdzie inni próbuja prze

myślisz że w tym pokoju jest jakaś polityka ostatnio często nas w nim nie ma jakoś dziwnie obco się tu czuję i nie mogę do końca przywłaszczyć tych przedmiotów oglądam je dotykam przyklejam etykiety swoje moje swoje ale dziwna przepaść jest między tymi słowami poruszeni czy poruszani nie wydaje ci się że w tym pokoju jest jakaś polityka daleko nie trzeba szukać te eskapady w miasto w te środowiska w te miejsca wspólne obieralne ubrani we własne style szukamy alternatywnych postaw poza swoją szafą i sramy bursztynami bo w tych historiach jest zbyt dużo naszej powagi i wciąż mam wątpliwości bo gdy ty idziesz do pracy a ja nie idę do pracy tylko zostaję w domu to tak jakbym w nim nie pozostał tylko sterczał gdzieś na zewnątrz wystawiony na sekcję zwłok i widok własny w pasażu wiecha bo raczej nie beniamina bezczelny i sterczący zbyt mocno by nie irytować innych a może to wszystko odbywa się bez nas i stąd moje zakłopotanie gdy pytam jak dzielić się tobą i uniknąć kolejnych rozjazdów jak uniknąć ingerencji w to co kochamy jak robić swoje radosne nic i zapomnieć się w naszych rozmowach poza wszelką miłosną rozgrywką

004

pięć sekund p p p p

pięć sekund sam na sam pięć sekund w obliczu liczby nie kłamią ściany nie tulą nie dyktują podszeptów nie liczy się nic poza tym wpatrzeniem wyczekaniem przetrwać tylko tyle mam w sobie za dużo ciał przeciwko komórki są głośniejsze niż mój telewizor poczekam na reklamy one zawsze wyrywają się przed krzyczą jaskrawią są w sam raz na tę chwilę może wyłączą we mnie kiwanie może mnie wykupią kiwanie pozostało po babci babcia mnie wykiwała teraz już brak za duży jestem ona za mała

kiedyś potrafiłem bawić się kredką latałem nią przecinałem powietrze ciąłem przestrzeń kredką dzieci były tylko za oknem nie znałem ich imion teraz chciałbym je wszystkie zawołać otworzyć okna wpuścić ich trochę do środka niech krzyczą niech każdy ma taką kredkę niech tnie niech przecina jest zbyt gęsto wstrzymałem oddech może to było pięć sekund weszła i zrobiło się lżej czas przestał tyle ważyć

pow⇤rót proszę panią my się już chyba znamy tak jak teraz patrzyła pani na mnie jak na rozmazany obraz na niepodobieństwo społeczne w wycieńczonym znaczeniu widziała pani we mnie wroga miejscowych krawężników i sztuki i modliła się bym po drodze nie spotkał pani córki bo ona ma dopiero siedemnaście i świetlaną przyszłość ale pani córka już podarła swoją pończochę i inne psy ją dopadły nie wiem tylko czemu nie chciała mi pani zostawić tych ulic wszystko było tak ładnie uczesane i trawniki były puste od gówna nie wiem czy to możliwe w dyskursie miłosnym ale wracałem właśnie do żony do domu więc jednak mam jakąś komórkę zaszczepioną i to na abonament sam podpisywałem umowę w obecności świadków nie wszystko jest jeszcze stracone może wyjdą z nas ludzie tylko jest mały problem my nie lubimy się rozmnażać podobno mają za to karać z urzędu zgodnie ze wspólną polityką ale pyta pani czy coś się zmieniło właśnie nie i tu chyba się ze sobą zgadzamy każdy z nas jak stał tak leży i tylko bliżej nam nieba i wciąż nie mamy ochoty na uczestnictwo


s

ik kom

Gdzie jest ser?

Maciej Gierszewski ur. w 1975 roku, poeta, bloger, redaktor Kolorowych Zeszytów. Opublikował książki poetyckie: Profile (Olsztyn 2006), Luźne związki (Poznań 2010). W tym roku ukaże się jego debiut prozatorski Moje życie z Dżejmsem. Prowadzi bloga: http://dybuk.wordpress.com

Marcin Podolec urodzony w 1991 r. w Jarosławiu; laureat kilku ogólnopolskich konkursów. W 2010 roku, nakładem Kultury Gniewu, ukazał się jego albumowy debiut pt. Kapitan Sheer;od tegoż roku student animacji PWSFTviT w Łodzi. W 2011 roku narysował, do scenariusza Grzegorza Janusza, swój drugi album pt.: Czasem. Prowadzi bloga www.kolec.ownlog.com

Marcin Podolec (rys.) i Robert Wyrzykowski (scen.) Kultura Gniewu, Warszawa 2010.

005

✖ 1. Mam duże wątpliwości, czy powinienem zabierać się za pisanie recenzji z komiksu Kapitan Sheer autorstwa duetu – Marcin Podolec oraz Robert Wyrzykowski. Dlaczego? Ponieważ zostałem – ja, krytyk, przejrzany i zdemaskowany na kartach tego albumu. Jeśli napiszę tendencyjną odpowiedź na pytanie: Jak tam, kapitanie, lektura mego komiksu?, że niby komiks jest o szczurach, to …nie będzie więcej egzemplarzy gratisowych. Dodatkowo nie chciałbym urazić żadnego z autorów swoją gruboskórnością. Zresztą, niezależnie od tego, co bym napisał, to i tak Kapitan Sheer ma już gotową odpowiedź: Krytyka to nic takiego! Recenzent często się myli. Ba, prawie zawsze!. ✖ 2. Kapitan Sheer to obszerny zbiór jednoplanszówek, luźno powiązanych ze sobą, poprzez występowanie tych samych bohaterów: tytułowego Kapitana oraz wiernego kompana jego morskich przygód – Bosmana. Tych dwoje pływa po nieznanych, bliżej nieokreślonych morzach bądź oceanach. Właściwie przez cały album ich łódka, zrobiona z puszki po sardynkach lub szprotach w oleju, spokojnie dryfuje na falach. Dzięki czemu mają dużo wolnego czasu i mogą ze sobą swobodnie rozmawiać. ✖ 3. Tematy, które poruszają w czasie niespiesznych rozmów Kapitan i Bosman można podzielić na rozważania i spostrzeżenia z życia, czyli o piłce nożnej, o Bogu, o kobietach, o zwierzętach domowych, o prawdzie, pięknie i realizacji marzeń. Niektóre z nich są zabawne i trafne, oparte na poetyce celnej pointy, która przesuwa akcenty – z opowiadania, początkowo jedynie śmiesznego, na koniec otrzymujemy autorską prawdę o życiu, która wcale nie jest zabawna. W tej grupie są opowieści i dobre, i trafione, ale również kilka mniej celnych, spointowanych jakby na siłę. Zupełnie inny zestaw wątków przewijających się w rozmowach głównych bohaterów, to rozważania i spostrzeżenia o komiksie. Ta grupa jednoplanszówek dowodzi dużego dystansu do siebie oraz sporej dawki autoironii autorów. Czytelnik trzyma w rękach swoistą instrukcję obsługi kolorowych zeszytów, opowiadającą o radościach i trudach tworzenia historii obrazkowych od samego początku, czyli od powstania scenariusza, aż do powtórnej edycji albumu. Te metakomiksowe zabiegi powodują, że książka Marcina Podolca i Roberta Wyrzykowskiego jest opowieścią o komiksie jako takim. Osoby, które nie mają nic wspólnego ze światkiem komiksowym maja okazję zapoznać się z warsztatem, poznać zasady tworzenia, zajrzeć pod podszewkę. ✖ 4. Autorzy udowadniają, że komiks nie jest martwym medium, gdyż ich książka wymaga interaktywnej lektury. Czytelnik musi zagrać w grę, ułożyć puzzle, przejść labirynt, zmierzyć się z planszami, w których tekst został tak umieszczony, że aby go przeczytać, należy obracać całym albumem. Dzięki tym zabiegom lektura Kapitana Sheera nie jest nudna. Do przygód Kapitana i Bosmana się wraca, nie jest to komiks do jednorazowego przeczytania. Ja wracam po to, aby podziwiać subtelne i, w swej prostocie, piękne rysunki Marcina, aby powtórnie uczestniczyć w zabawach formą, aby jeszcze raz przysłuchać się rozmowom głównych bohaterów, ponieważ chcę wyłapać moment, w którym rodzi się między nimi przyjaźń.


s

ik kom

SCALPED Scalped to najlepsza amerykańska seria komiksowa ostatnich lat – zgodnym chórem mówią krytycy, czytelnicy oraz sami scenarzyści pracujący w światowej stolicy kolorowych zeszytów. Dzieło Jasona Aarona oraz R.M. Guerry wyróżnia się na tle konkurencji z kilku różnych powodów. Po pierwsze, stale balansuje gdzieś między czarnym kryminałem, a uwspółcześnionym westernem, nie popadając jednocześnie w żadną postmodernistyczną zabawę. Po drugie, gatunek jest tak naprawdę punktem wyjścia, gdyż podstawą jest nie sama fabuła, lecz charakterologia oraz niezwykle rozbudowana struktura narracyjna. Po trzecie, i co chyba stanowi największy powód sukcesu komiksu, akcja osadzona jest w środowisku współczesnych Indian. Dodaje to mu nie tylko ogromnej egzotyki, ale też nie lada powagi. Dzisiejsza sytuacja czerwonoskórych jest przecież dla amerykańskich władz kwestią dosyć kłopotliwą, media zaś wolą na ten temat milczeć. Tymczasem w Scalped kontekst społeczno-obyczajowy, polityczny i historyczny często odgrywa istotną rolę. Ale i do politycznej poprawności tu daleko. ▶ Akcja dzieje się w fikcyjnym rezerwacie Prairie Rose, wyraźnie jednak wzorowanym na autentycznych indiańskich siedliskach. Szczególnie zaś tych najbiedniejszych, charakteryzujących się niskim poziomem oświaty i opieki zdrowotnej, ogromnym bezrobociem, wreszcie wysokim wskaźnikiem alkoholizmu, narkomanii i przestępczości. Co ciekawe, właśnie w tych miejscach najbardziej pielęgnowane są dziś indiańskie tradycje. Najsłynniejszym z nich jest Pine Ridge, zamieszkany głównie przez Oglala Lakota, jedno z bardziej wojowniczych plemion Dakota, zaliczanych do legendarnej nacji Siuksów. To właśnie to plemię przewodziło największym buntom przeciwko białej ludności w drugiej połowie XIX wieku. Szczególnie zasłynęło druzgocącym zwycięstwem nad oddziałami armii amerykańskiej dowodzonymi przez nie mniej legendarnego płk. George’a Custera, co miało miejsce w bitwie nad Little Bighorn w 1876 roku. Ale, jak wiadomo, historia okazała się dla czerwonoskórych okrutna. Kolonizatorzy wszelkimi możliwymi sposobami zwalczali swoich nieproszonych gospodarzy i już 5 lat po słynnej bitwie znacznej redukcji uległy nie tylko indiańskie terytoria, ale też populacje. „Scalped” opowiada o potomkach tych upadłych wojowników. ▶ Głównym bohaterem jest niespełna 30-letni Dashiell Bad Horse, który po 15 latach nieobecności wraca do rodzinnego rezerwatu. Nie ma to jednak nic wspólnego z klasycznym powrotem na stare śmieci, gdyż gardzi on nie tylko swoimi korzeniami, ale też nielicznymi znajomymi z czasów dzieciństwa, ze znienawidzoną matką na czele. Poznajemy go, gdy wszczyna w lokalnym barze bójkę z przedstawicielami plemiennej policji. Starcie to przegrywa, choć okazuje się zaskakująco niebezpiecznym przeciwnikiem. Funkcjonariusze doprowadzają go przed oblicze Lincolna Red Crowa, szefa policji, lidera rady plemiennej, właściciela budowanego właśnie kasyna, wreszcie gangstera specjalizującego się w prostytucji i handlu narkotykami. Człowiek renesansu na miarę XXI wieku. Red Crow rozpoznaje w Dashiellu syna swojej ex-przyjaciółki, dziecko, które kiedyś nazywało go wujkiem. Będąc pod wrażeniem

006

Marcin Zembrzuski Rocznik ‘86, ale wygląda (i czuje się) na ‘90. Początkujący dziennikarz filmowy i komiksowy. O kinie pisze głównie dla portalu Stopklatka, zaś o komiksach dla serwisu Kolorowe Zeszyty. Prowadzi bloga poświęconego kinu szerzej w Polsce nieznanemu, niedocenianemu lub zwyczajnie zapomnianemu (ale nie bez wyjątków) - www.kinomisja.blogspot.com

jego odwagi i umiejętności oferuje mu pracę w swojej skorumpowanej policji. Nie zdaje so- miejscu wypadałoby przedstawić nieco bliżej postać scenarzysty komiksu, Jasona Aarona. bie sprawy, że Dashiell jest agentem FBI, którego zadaniem jest wpakowanie go do więzienia. Sztukę ma niejako we krwi – jego kuzynem jest Gustav Hasford, autor noweli The Short-Ti▶ Sensacyjna fabuła, choć stanowi trzon serii, szybko okazuje się całkiem pretekstowa, mers, którą rozsławił Stanley Kubrick, ekranizując ją jako Full Metal Jacket. Aaron studiował a przynajmniej do pewnego stopnia. Autorzy komiksu stopniowo odchodzą od efektowne- filologię angielską oraz historię, zaś tuż przed wkroczeniem do branży komiksowej pracogo gatunku, na rzecz opowieści o tożsamości i moralności. Nie znaczy to jednak, że całkiem wał m.in. jako krytyk filmowy. Już na początku swojej serii daje odbiorcy wyraźną wskazówz niego rezygnują, często zresztą wraca on choćby na chwilę, za to ze zdwojoną siłą. Przy kę odnośnie tego, czego ma się spodziewać. Oto przecież główny bohater komiksu nosi imię tym cały czas jest to rzecz mroczna, brutalna i wulgarna, bo mimo podjęcia poważnych te- po Dashiellu Hammecie, klasycznym pisarzu noir, znanym choćby z kultowego Sokoła maltańmatów, nie mogło przecież zabraknąć komiksowego przerysowania. Co nie znaczy, że są to skiego. Z kolei córka Red Crowa, której przyjdzie stać się kochanką bohatera, nazwisko nosi elementy wrzucone tu na siłę. Z czasem wszechobecna przemoc ustępuje miejsca konflik- po Jamesie Ellroyu, największym współczesnym twórcy powieści kryminalnej, autorze m.in. tom wewnętrznym, zaś opowieść zostaje wpisana w dekadencką poetykę noir, sięgaz „Czarnej Dahlii” oraz głośnych „Tajemnic Los Angeles”. Pierwsze wskazuje więc na tradyora cję noir, drugie zaś na jej zmodyfikowaną wariację. Sama wspomniana postać Carol Ellroy a jąc jednocześnie do korzeni egzystencjalnego westernu. ię on Aar żnia s u okazuje się być przewartościowanym archetypem – reinterpretacją klasycznej femme ▶ Dashiell Bad Horse to pozornie antybohater totalny – agresywny i brua son wyró z kilk fatale. Postaci takich jak ona, jest tu oczywiście więcej. a talny cwaniak wyzbyty wyrzutów sumienia. W rzeczywistości jest poJ ło erry cji pierw- ▶ Kolejne literackie inspiracje wskazują już na zgoła odmienne rejony, choć przedn stacią tragiczną, typem „udręczonej duszy”, która tłamsząc w so- Dzie e u G nkur . Po zieś stawiają równie pesymistyczną wizję świata. Cormac McCarthy to artysta, która zabie wszystkie uczucia oprócz gniewu, zmierza ku autodestrukcji. Za R.M. w o d e k owodó suje g ina- słynął z ukazania wyjątkowo brzydkiej wizji Dzikiego Zachodu, obdartego z chwały l t sprawą potężnej dawki empatii, jaka jest tu czytelnikowi zaserna ych p alan krym m wowana, nie sposób nie tylko mu nie współczuć, ale i nie kibicole b ym śniony c i aury romantyzmu. Tak jak u niego, tak i u Aarona bohaterami są przede wszystóżn wać. Podobna ambiwalencja cechuje niemal wszystkie postaci dra- r e, sta zarn c cze padają - kim ludzie przez ogół społeczeństwa postrzegani jako ci najgorsi. Nierzadko z ł s y ó matu. Tak jak w życiu, tak i tutaj nie ma ludzi tylko złych czy tylko iędz wsp nie po ą post zresztą słusznie, skoro wśród nich znajdują się socjopaci i psychopaci. O mordobrych. Nikt nie jest bez grzechu, za to każdy ma swoje racje, prze- m , a u m, w żadn awę. derczych zapędach oczywiście. Ale największy wpływ na kształt „Scalped” zdaje m e e n ł się mieć sam William Faulkner. To z jego twórczości komiksiarz zaczerpnął najwiękważnie zresztą dokładnie uargumentowane. r ste eśnie ną zab szy atut swojej serii – luźną, wielowątkową narrację, opierającą się na licznych skokach cza▶ Zostajemy oprowadzeni po niemal każdym zakamarku Prairie Rose, po- we z oc ycz sowych i retrospekcjach, regularnych zmianach punktów widzenia, płynnym przechodzeniu z opoznając życie współczesnych Indian ze skrajnie różnych punktów widzenia. jedn rnist de wiadania subiektywnego w obiektywne. Narracja ta tworzy zwartą kompozycyjnie całość. PoSzczególni istotnym jest konflikt między radykalnymi tradycjona mo listami, którym przewodzi matka bohatera, Gina Bad Horse, a zwolennikami skomer- przez nią nie tylko stale wzbogacana jest treść komiksu, lecz także ciągłym wzmocnieniom cjalizowania rezerwatu poprzez otwarcie wspomnianego kasyna, należącego do bezwzględ- ulega jego dramaturgia. nego Red Crowa. Tych dwoje łączy jednak dużo więcej, niż tylko ten spór. Powrót Dashiella ▶ Główny bohater, a także fabularny wątek rozpoczynający serię, zaczerpnięty został już jest doskonałym pretekstem do ciągu wspomnień, ale epizody z jego dzieciństwa to jedynie z kina, mianowicie z dramatu sensacyjnego Stan łaski, opowiadającego o agencie FBI infilrozgrzewka przed zaprezentowaniem czytelnikowi losów indiańskich aktywistów w latach trującym środowisko gangsterskie, które lata wcześniej opuścił. Z filmowych wpływów naj70. ubiegłego wieku, zamieszanych w morderstwo dokonane na dwóch agentach FBI. Wątek ważniejsze są jednak dokonania Davida Simona oraz Sama Peckinpaha, choć nie chodzi tu ten prowadzony jest równolegle do historii Dashiella, okazując się dla jej rozwoju niezwy- już o podobieństwa fabularne, a przynajmniej nie z reguły. Ten pierwszy kilka lat temu stwokle istotnym. Ta z kolei jest wbrew pozorom coraz trudniejsza do przewidzenia, gdyż kom- rzył arcydzieło współczesnej telewizji, serial The Wire (w Polsce znany jako Prawo ulicy). Pod przykrywką opowieści kryminalnej poruszył tam szereg istotnych tematów społecznych i poplikuje się tu niemal wszystko. ▶ Wspomniane morderstwo to odautorska interpretacja autentycznych wydarzeń, do jakich litycznych, sam gatunek czyniąc jedynie punktem wyjścia. Przede wszystkim jednak jest to doszło w jednym z rezerwatów indiańskich ok. 40 lat temu. Ale na tym historyczne wpły- serial, którego kolejne sezony nie stanowią zwykłych kontynuacji tych poprzednich, lecz wy wcale się nie kończą, choć najważniejsze inspiracje pochodzą z literatury i kina. W tym stale je rozbudowują.


s

ik m o k

My name’s Ted Brandt; on the internet, I go by the name Ten Bandits. I have done for about four years, ever since an Eastern European dental secretary graced me with the worst mispronunciation of my name I’ve ever heard, and it stuck. I am an art student in Wrexham, UK, currently studying Illustration for Graphic Novels. In other words, I’m taking a crack at being able to be a professional comics geek.

007

http://tenbandits.com


s

ik m o k

008


teatr

Dziady. Transformacje

Dziady. Transformacje. to pierwsza z premier przewidzianych na sezon 2011/2012 w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy. Na samym początku należy zaznaczyć, że jeśli artystom współpracującym z toruńską sceną uda się utrzymać wysoki poziom nadany przez Jacka Jabrzyka, może być to sezon najbardziej udany dla Teatru Horzycy od lat. Dziady bowiem ustawiły poprzeczkę naprawdę wysoko. ☢ Bez względu na to, jak wyświechtanym sloganem jest dekonstrukcja mitu narodowego, o tego rodzaju zjawisku mówić trzeba w kontekście spektaklu Jabrzyka. Reżyser rozbiera bowiem całą narodowo-powstańczą dumę na składowe elementy i ukazuje jej Jabrzyk do swojej Wielkiej Im- nieadekwatność, nieprzystawalność i pustotę w sposób świeży, bez irytującej prowizacji wykorzystuje klip u wielu współczesnych reżyserów maniery unowocześniania dramatów na wideo, rozwiązanie bardzo siłę. Mickiewicz w ustach jego aktorów, siedzących na scenie na prostych modne w dzisiejszym polskim siedziskach przypominających poczekalnię na dworcu autobusowym bądź teatrze, lecz często stanowiące ławkę przed wiejskim sklepem, nie brzmi śmiesznie ani sztucznie. Oryginalny tekst dramatu wraz z rozwojem akcji spektaklu zaczyna przypominać coraz jedynie coś w rodzaju scenicz- bardziej pijacki, podniosły bełkot, którym posługują się przecież Polacy, nego ozdobnika. W przypadku kłócąc się przy alkoholu o politykę i historię. Pięciu znajdujących się na spektaklu Jabrzyka jest inaczej, scenie aktorów pije ogromne ilości wody mineralnej z butelek, co przypomina gdyż wyświetlany film jest roz- spożywanie alkoholu przez pijaczków z polskich prowincji, którzy tak jak szerzeniem sytuacji scenicznej występujący w Dziadach aktorzy kiwają się bezwładnie, od czasu do czasu i zabiegiem dodającym całości wyrzucając z siebie potoczyste słowa. Niezwykłą siłę wyrazu mają w przedstawionej sytuacji słowa kolejnych warstw i znaczeń. ☢ z początku trzeciego aktu mickiewiczowskiego dramatu, pytanie Żegota Wy długo tu siedzicie? i padająca na nie odpowiedź Frejanda To gorsza, że nie wiemy, póki mamy siedzieć. Ujawnia się w nich bowiem nie tylko beznadzieja położenia mieszkańców drobnych, zamierających wioseczek, których przypominają aktorzy na scenie, uwięzionych między sklepem a przystankiem PKS-u. Mowa tu również o nietypowości sytuacji, w której znaleźliśmy się obecnie jako naród. Po latach zaborów i powstań, dwóch wojen oraz PRL-u nagle brakuje dla buntowniczego, polskiego ducha, a sile napędowej Polaków – chęć przetrwania mimo ucisków wroga – zabrano przyłożenie. ☢ O tym właśnie mówi Jabrzyk w swojej interpretacji trzeciej części dzieła Mickiewicza. Jego spektakl jednakże ma strukturę nieliniową, jest nieoczywisty i niezwykle intensywny. Sam reżyser w sposób interesujący mierzy się z całym tekstem, także Wielką Improwizacją, rozbijając ją na kwestie poszczególnych bohaterów granych przez Jarosława Felczykowskiego, Radosława Garncarka, Łukasza Ignasińskiego oraz Pawła Tchórzewskiego i Tomasza Mycana. Temu ostatniemu przypada rola zarówno Kordiana, jak i Nowosilcowa, co jest niezwykle ciekawym oraz frapującym posunięciem. Jabrzyk do swojej Wielkiej Improwizacji wykorzystuje klip wideo, rozwiązanie bardzo modne w dzisiejszym polskim teatrze, lecz często stanowiące jedynie coś w rodzaju scenicznego ozdobnika. W przypadku spektaklu Jabrzyka jest inaczej, gdyż wyświetlany film jest rozszerzeniem sytuacji scenicznej i zabiegiem dodającym całości kolejnych warstw i znaczeń. Spektakl Dziady. Transformacje trwa niewiele ponad godzinę. Pozostawia jednak po sobie wrażenie, które nie chce się zbyt szybko ulotnić. Stawia bowiem przed widzem trafne i niewygodne pytania o kondycję współczesnych Polaków, wytyka nam irracjonalność naszych

Jacka Jabrzyka w Teatrze im. Wilama Horzycy

009

działań wynikającą z braku pogodzenia się z najnowszą historią, a także każe zastanowić się, w jakich proporcjach łączą się w nas dzisiaj Kordian oraz Nowosilcow.

Małgorzata Piernik (ur. 1993), torunianka, bo nazwisko zobowiązuje. Zajmuje się literaturą, filozofią i historią sztuki, pisze i czyta, a zawodowo modelkuje. Laureatka Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Napisała powieść Gala, która nie ukazała się jeszcze drukiem. Dla Kofeiny przeprowadziła wywiad z Martynką Wawrzyniak, przygotowała zestawienie imprez kulturalnych tej jesieni, obejrzała Dziady. Transformacje i dała upust swojej fascynacji Heideggerem, przygotowując felieton o jego związkach z amerykańskimi wykonawcami muzyki popularnej.


cy styk i l b u p

a

Cywilizacyjny upadek w dyskotece, czyli o tym, ile wspólnego ma Snoop Dogg z Martinem Heideggerem

O tym, że cywilizacja Zachodu chyli się ku upadkowi, wiemy już nie od dziś i najprawdopodobniej wszyscy jesteśmy tą myślą znudzeni. Dekadentyzm dawno już przebrzmiał, a od minorowych nastrojów Przybyszewskiego potomni pamiętają lepiej jego ekscesy z Dagny, Marią Kasprowiczową i całym szeregiem mniej znanych, a równie powabnych niewiast i podlotków. Oswald Spengler, który w swoich najlepszych czasach elektryzował nie tylko niemieckich intelektualistów, ale i kury domowe, budzi obecnie raczej ziewnięcia niż fascynację i płomienie w oczach. Aż trudno uwierzyć, że całe szeregi gospodyń domowych zza Odry wolały dyskutować o jego Zmierzchu Zachodu niż o ówczesnych celebrytach. Podobny los spotkał innego niemieckiego myśliciela, Martina Heideggera, któremu wypomina się flirt z nazizmem, a zapomina o głębokim, profetycznym nihilizmie jego filozofii. ⇢ Co gorsza, nawet medialne newsy o nadchodzącym Armaggedonie nie robią na współczesnych ludziach Zachodu większego wrażenia. Zagłada milenijna jednak o nas zapomniała, jeźdźców Apokalipsy ani widu, ani słychu, a pogrom, który miał rzekomo odbyć się tego roku w maju, okazał się być równie prawdopodobny jak koronacja Janusza Korwina Mikke na króla Rzeczpospolitej Obojga Narodów. ⇢ Czy oznacza to, że zgodziliśmy się na losy owładniętej zakupoholizmem córy Babilonu, która chce tańczyć, śpiewać, konsumować i nie wychodzić z łóżka? Okazuje się, że owszem, lecz sytuacja wymknęła się nam, dzisiejszym leniom-nihilistom, spod kontroli. ⇢ Pierwszym niepokojącym sygnałem dotyczącym granicznego położenia współczesnego człowieka, który balansuje na krawędzi czeluści, było pojawienie się na wakacyjnych listach przebojów hitu Give me everything tonight Pitbulla we współpracy z Ne-Yo oraz Afrojack & Nayer. Pod płaszczykiem typowej wakacyjnej rozwiązłości (wokalista nie namawia bowiem adresatki tekstu, by dała mu everything, co ma w torebce), kryje się tam czarna rozpacz o apokaliptycznym zabarwieniu. Na początku piosenki zmęczony robotą podmiot liryczny nawo-

010

łuje do drobnego, przyjemnego cudzołóstwa (Tonight I will love love you tonight/Give me everything tonight), najprawdopodobniej celem rozładowania stresu generowanego przez ową robotę. Igraszki mają być niezobowiązujące (Grab somebody sexy tell ‘em hey), a natychmiastowe (I want you tonight). Podmiot liryczny jednakże wypija o parę drinów za dużo i wychodzi z jego machoskóry prawdziwy neurotyczny desperat – człowiek końca nowoczesności. Kusi bowiem panienkę niemal jak Szatan Jezusa hedonistycznymi dobrami tego świata (Reach for the stars/And if you don’t grab them, at least you’re on top of the world/Think about it czy But tonight, I can make you my queen oraz I make you feel right, baby), a następnie wypróbowuje niej cały szereg tricków psychologicznych, które mają na celu wzbudzenie w niej poczucia winy, a ostatniecznie – podróż taksówką do domu podmiotu lirycznego celem uprawiania cielesnych rozkoszy. Podmiot mówi, że it’s insane to wait i że ma przed sobą wyjątkową szansę na spędzenie z nim nocy na rozmaitych uciechach (take advantage of tonight). O postawie panienki trudno jest cokolwiek wnioskować, lecz biorąc pod uwagę fakt, że jest panienką z dyskoteki, a na dodatek podpitą, można przewidzieć jej pewne zachowania. Może jest nawalona jak Lindsay Lohan, która występuje w warstwie lirycznej tego utworu muzycznego, a może chce iść z koleżanką do łazienki przypudrować nosek. Nie wiadomo. Co bądź, na razie zmusza podmiot liryczny do wyciągnięcia ciężkich dział neurotyzmu i desperacji, gdyż ów podmiot zaczyna śpiewać refren naszej ballady o nieudolnym uwodzeniu: Tonight I will love, love you tonight Give me everything tonight For all we know we might not get tomorrow Let’s do it tonight. W samym zaśpiewie nie byłoby nic aż tak zdrożnego i zatrważającego, gdyby nie fakt, że wokalista śpiewa owe słowa z wyjątkowo ekspresyjną i dramatyczną manierą, którą można najprościej określić jako rozdzierające wycie. I właśnie w wyciu tym ujawnia się cała rozpacz współczesnego człowieka: przepełnia go strach, że dzisiejsza panienka może być ostatnią, gdyż koniec świata jest bliski i może zaraz spaść mu jak cegła na głowę. Epoka rave już minęła, a nasz przerażony podmiot liryczny nie lęka się już śmierci z przedawkowania heroiny ani AIDS. Zakończyć jego imprezowy, higieniczny żywot usłany prezerwatywami może tylko Apokalipsa. Co więcej, Apokalipsa nie zależy od niego (we might not get tomorrow), co nie mieści się w jego antropocentrycznym horyzoncie myślowym. Apokalipsę zsyła straszliwa i krwiożercza siła wyższa, zwana Bogiem, która podobno już dawno umarła, ale kto wie – może wstała z martwych? A może to Nietzsche był debilem? Na tym jednakże nie kończy się trwoga tego lata. Lęk bycia-w-świecie oraz bycia-ku-śmierci i ciążenie ku Wielkiemu Nic podmiotu lirycznego w utworze Pitbulla jest niczym w porównaniu z czarną dziurą nihilizmu ziejącą z kolejnego z tegorocznych wakacyjnych hitów – Sweat Snoop Dogga i Davida Guetty. Piosenka zaczyna się dość standardowo i wakacyjnie, podobnie jak teledysk, w którym niemal czterdziestoletnie ciało Snoop Dogga masują dwukrotnie od niego młodsze dłonie skąpo odzianych panienek. Fioletowe światło wprowadza do obrazu atmosferę rozpusty, a panienki wiją się niemal równie wyśmienicie jak nasze sąsiadki ze wschodu w klipie Sexualna, nebezpeczna. Przed odbiorcą otwierają się regiony wielkiej rozpusty i herezji, lecz kiedy Snoop Dogg otwiera usta, sytuacja staje się niejednoznaczna stylistycznie. Do panienek w dyskotekowych świątyniach Seta nie zasuwa się zwykle z tekstem Can you be my doctor?/Can you fix me up? Fantazja świata hip-hopu oraz dance nie zna jednak granic, zatem odbiorca śmiało może założyć, skonsternowany, że jest to jakiś ekscentryczny sposób zagajenia do wijącego się przy barze lachona. Nic bardziej mylnego! Już wkrótce okazuje się, że podmiot liryczny Sweat potrzebuje pilnej pomocy lekarskiej, najlepiej zdwojonej – ze strony psychiatry oraz seksuologa. Podryw idzie

mu wyjątkowo marnie, język mu się plącze, a na żadne igraszki nie ma specjalnej ochoty. Deklaruje bowiem wielokrotnie w refrenie: I just wanna make you sweat. Dodaje co prawda Holiday Inn/Come and meet me on my eighth floor, jednakże wycofuje się z pomysłu intensywnego uwodzenia i zaczyna nawijać nieskładnie na temat akwanautyki (I’m why her river flowin’/ To another lake/By the ocean by the ocean/On the beach on the beach/I’m bout’ to take a swim). Ostatecznie zaś macho zamienia się w bobasa i powtarza: Drip drip drip for me mommy can you drip drip drip. Z uwodzenia panienek nic, z nierządu nici, nie ma żadnej niewolnicy Izaury, o Sodomie z Gomorą nie wspominając. Podmiotowi wystarczy patrzenie na wijące się dziewczęta, lecz nie wchodzi z nimi w bliższe interakcje. Czy dlatego, że brakuje mu pewnej niebieskiej tabletki? Jedzie na xanaxie i ma zerowe libido? A może po prostu mu się nie chce? W tym momencie każdy badacz ludzkiej psychiki powinien złapać się za głowę i rwać z niej włosy pełnymi garściami. Skoro pierwotna siła życiowa, popęd seksualny, strajkuje nawet w obliczu wijących się na dyskotece nieletnich ciał, co mówi to o naszej cywilizacji? Freud z Jungiem przewracają się w głowie w rytm remixu Guetty, a sprzątaczki nie zbierają już zużytych prezerwatyw po klubowych toaletach. Podmiot liryczny utworu Snoop Dogga jest zdecydowanie bardziej świadomy otaczającej go rzeczywistości i kondycji człowieka niż pełen naiwności podmiot piosenki Pitbulla. Tonight czy nie tonight, uprawiać miłości nie ma sensu, skoro i tak wszyscy zginiemy. Zamiast trwonić nasz materiał genetyczny, lepiej popatrzeć na gibkie lachony i zapaść się w otchłań nihilistycznej bezczynności. O, jakże nieomylnym byłeś prorokiem, Gianni Vattimo, głosząc już 26 lat temu nadejście Końca nowoczesności i kolaps całej zachodniej cywilizacji! Pytanie tylko, kto z nas spodziewał się, że nowoczesność zakończy się jedną wielką impotencją.

Do poczytania w przerwach między rzucaniem dolarami w mokre od szampana cycate dziwki: Oswald Spengler, Zmierzch Zachodu Martin Heidegger, Bycie i czas Jean Paul Sartre, Mdłości Gianni Vattimo, Koniec nowoczesności Katarzyna Kasia, Apologia słabego myślenia http://www.laznia.pl/index.php?idDzial=152


n g i s e d

011


n g i s e d Urodzona w stolicy Śląska, pół Rosjanka, pół Polka, sercem w Paryżu gdzie wyemigrowała większość rodziny ojca. Od dziecka kształcona artystycznie, najpierw w zakresie tańca, później w szkole o profilu muzycznym ukończonej na stopniu I w klasie fletu poprzecznego. Jako nastolatka zafascynowana malarstwem i historią sztuki, (ciocia w latach 80 absolwentka Paris Fashion Institute pokazując swoje projekty z lat szkolnych zainspirowała ją do nauki rysunku żurnalowego, co przerodziło się w pierwsze projektowanie, próby szycia i fascynacją światem mody). Na etapie szkoły średniej, doświadczenie zbierała praktyką przy kostiumach i scenografiach w teatrze. Asystowania przy sesjach zdjęciowych czy pomocą w pracowni projektantów. W tych latach odbyła również letni kurs w krakowskiej szkole SAPU ,a od 2007 roku rozpoczęła naukę w Międzynarodowej Szkole Kostiumografii i Projektowania Ubioru której jest juz absolwentką. Dotychczas największe sukcesy odnosiła na polu stylizacji, pracując dla różnych magazynów modowych przy sesjach mody jak i ubierając polskie gwiazdy show biznesu. Jako projektantka, wykonywała indywidualne zlecenia dla klientów bądź firm. Jej projekty występowały niezależnie. sporadycznie w różnych publikacjach . Jest finalistką konkursów takich jak Off Fashion i Oskary Fashion, wyróżniona jako młody talent przez magazyn ELLE. Thumbelina/Patchwork Soup natomiast jest Jej pierwsza pełna autorska kolekcja. Poza projektowaniem i stylizacja, coraz bardziej próbuje działać też w zakresie rysunku modowego.

012


n g i s e d


n g i s e d

014


teatr

ZMIENIONO NIEPOPRAWNE FORMY JĘZYKOWE PSYCHOLOŻKA FILOZOFKA ITP NA WŁAŚCIWE MICHAŁ KMIECIK (ur. 1992) ⇢ dramatopisarz, reżyser, student filozofii, pracuje w wydawnictwie muzycznym Qulturap. Wyreżyserował spektakl Until Lions Have their Historians, Tales of the Hunt Shall Always Glorify the Hunter, oparty na operze szkolnej Bertolta Brechta i Kurta Weilla Ten, który mówi tak, pokazywany 19 czerwca 2011 roku podczas festiwalu Walka Czarnucha z Europą w Teatrze Dramatycznym m. st. Warszawy. Jego utwór Wesele został zakwalifikowany do półfinału IV edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Jego sztuka Śmierć pracownika zdobyła nagrodę główną i nagrodę publiczności podczas IV edycji konkursu poświęconego polskiej dramaturgii współczesnej Metafory Rzeczywistości 2011, organizowanego przez Teatr Polski w Poznaniu. Podczas Europejskiego Kongresu Kultury w ramach programu House of Change miał miejsce pokaz work-in-progress wyreżyserowanego przez niego spektaklu Karabiny Pana Youdego. Dobry człowiek z Hubei, według własnego tekstu (koprodukcja Teatru Polskiego we Wrocławiu i Krytyki Politycznej). Publikował na łamach Kofeiny, Notatnika Teatralnego i Kuriera Kultury.

Kar olinailustruje Dry ps▶ ohtakala. weebly.com/ 015

w stoczterdziestądrugą rocznicę urodzin towarzyszki krupskiej tekst to nie tekst tekst to wybuch kontekstu słowo to nie słowo słowo to decyzja polityczna 1. ucieczka z miasta mahagonny według brechta/weilla pokaż nam gdzie jest najbliższy whisky bar nie pytaj nas nie pytaj nas gdzie kolorowe drinki i gruby szmal i gruby szmal i gruby szmal znaleźć musimy właśnie taki taki bar gdzie gruby szmal gdzie gruby szmal bo jeśli nie trafimy tam gdzie taki bar gdzie taki bar gdzie taki bar to umrzeć to umrzeć to umrzeć przyjdzie nam księżycu oświęcimia żegnamy ciepło cię nie żyje burdelmama a my musimy najebać się pokaż nam gdzie jest największy w mieście bank pokaż nam bank pokaż nam bank bo my musimy znaleźć największy w mieście bank największy bank największy bank bo jeśli nie znajdziemy banku gdzie jest szmal gdzie jest ten bank gdzie jest ten bank to umrzeć to umrzeć to umrzeć przyjdzie nam księżycu znad treblinki żegnamy ciepło cię przejebałyśmy kasę nie mamy za co najebać się pokaż nam gdzie jest najwięcej dobrych dup najlepszych dup najlepszych dup bo nam brakuje dup tak zajebistych dup najlepszych dup najlepszych dup bo jeśli szybko nie znajdziemy dobrych dup tak dobrych dup dobrych jak bóg to każda z nas padnie trupem trupem tu zimnej jak trup trup padnie tu trup padnie trup padnie trup padnie padnie tu


teatr księżycu znad różanki żegnamy ciepło cię przyszli amerykanie naszym romansom przynieśli kres księżycu znad majdanka żegnamy ciepło cię w różowych cadillacach jedziemy w świat jedziemy na śmierć ☢ miasto mahagonny jest wieczór późny po przejściu huraganu i śmierci johna o którym już nikt nie pamięta i szczury jedzą jego członki po przejściu huraganu który rozpieprzył miasto na części zbieramy swoje walizki i idziemy dalej jak cyganie to znaczy miałam na myśli romowie idziemy dalej w świat bo w naszym zawodzie wszędzie można zarobić tylko czasem w niektórych krajach trzeba jeszcze zapłacić od tego podatek jesteśmy żeńskimi prostytutkami jesteśmy żeńskimi żigolakami ale dla niektórych jesteśmy tylko kurwami i mówią kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa

016

kurwa kurwa tak jak mówią w filmach taxi albo kelner to znaczy garçon co znaczy chłopiec i oczekują tego czego oczekują od kelnera to znaczy od garçon to znaczy od chłopca tacy też przychodzą co oczekują od chłopca oni mają swoją seksualność wyzwoloną z płciowego stereotypu z paradygmatu oni są subwersywni oni nie muszą się bawić w zdobywców jak konkwistadorzy jak odkrywcy lądów nowi kolumbowie jak ich starzy też kolumbowie stracone pokolenie w tym kraju nie było ani jednego niestraconego pokolenia wszyscy mieli przejebane wszyscy byli odwróceni wszystkich odwracano schylano i ruchano po kolei na tym bowiem polega tragizm duszy

bie różę luksemburg i dusić się z gorąca kiedy go nie zabierasz i wpadać w zachwyt kiedy się uśmiechasz i recytujesz majakowskiego i rozpływać się ze szczęścia gdy recytujesz broniewskiego i za nic nie rozumieć o czym mówisz i za nic nie rozumieć dlaczego myślisz że cię nie słucham i dziwić się jak coś takiego mogło ci przyjść do głowy i zastanawiać się kim jesteś naprawdę ale i tak cię akceptować bo zależy ci tylko na obaleniu krwiożerczego kapitalizmu i słuchać jak opowiadasz o towarzyszach z drugiej międzynarodówki którym nie udało się powstrzymać wykorzystania przez imperializm i monarchie klasy robotniczej i wybuchu pierwszej wojny światowej i wypisywać na murach jak bardzo cię kocham i jak bardzo nienawidzę kapitalistów i odczuwać uczucia tak wrogie pod ich adresem że brak słów żeby je wyrazić i chcieć kupić ci na giełdzie staroci starą przypinkę z czerwoną gwiazdą o którą będę zazdrosna bo będziesz poświęcał jej więcej uwagi niż mnie i zatrzyi składać ci samokrytykę kiedy mywać cię w łóżku kiedy musisz wyjść i płakać jak mała dziewczynka kiejestem współczesna polska nie mam racji i cieszyć się kiedy w końcu sobie pójdziesz by zajechać kobyłę historii raz na zawsze i tępić mam prącie i dwa jądra dy mi przebaczasz i oglądać two- karaluchy tłuste i obślizgłe jak kapitaliści i kraść dla ciebie prezenty których je fotografie i wycinać zdrajców z nie chcesz i oddawać je biednym jak każesz i wciąż na nowo prosić cię o to 2. rewolucja to mój chłopak twoich fotografii i żałować że nie byś zechciał mnie pojąć za żonę mimo że odmawiasz mi już któryś raz powedług labruce’a i kane znam cię od zawsze i że nie mo- nieważ uważasz i masz pełną rację że pomiędzy prawdziwym rewolucjonii chcę się z tobą bawić w obalanie rządów i dawać ci swój hełm i mówić ci głam cię od nich uchronić i mieć stą a prawdziwą rewolucją nie ma prawa nikt stanąć nawet kobieta której że podobają mi się twoje buty kiedy kopiesz nimi po twarzy kapitalistów w uszach twój głos gdy czytasz mi nawet nie kocha ponieważ mi się wydaje że mnie jednak kochasz a to niei siedzieć na schodach kiedy zmywasz z siebie ich krew i masować ci szyję kapitał i czuć dotyk twojej skóry i prawda bo mnie nie kochasz odkąd mnie spotkałeś kiedy włóczyłeś się po i całować ci stopy i trzymać za tę samą rękę którą walczyłeś z wyzyskiem wpadać w panikę kiedy jesteś zły mieście i pierwszy raz ukradłeś mi torebkę bez której wydawałam się poi wychodzić razem żeby coś ukraść do jedzenia i nie obrażać się kiedy mnie i jedno twoje oko staje się czer- tem sobie taka pusta i bezwartościowa i chciałam już tylko tego czego ty denuncjujesz i spotykać się w barze mlecznym i knuć tam przeciwko syste- wone a drugie czarne włosy opa- chciałeś i wiedziałam że zatraciłam się cała w czynie rewolucyjnym i nie mowi i rozmawiać o tym jak paląca jest potrzeba przewrotu i przepisywać dają ci na lewą stronę a twarz ma istniało już dla mnie nic bo wiedziałam że trzeba wciąż ścinać trawę żeby się zieleniła w mieście wrocław i w innych miastach i mimo to wiedziałam na komputerze twoje odezwy i przenosić twoje pudła z bibułą i śmiać się orientalne rysy że przy tobie jestem bezpieczna choć wcale nie jestem i opowiadać ci o soz tobą gdy rozjebujesz bankomat i dawać ci na usb moje ambienty i ogląbie najgorsze rzeczy wierząc że jestem przy tobie bezpieczna i dawać ci to co we mnie najdać filmy eisensteina i oglądać filmy moorea i narzekać na cejrowskiego w trójce i robić ci zdjęcia kiedy śpisz z rewolwerem pod poduszką i wstawać żeby przynieść ci fairtradeową lepsze wierząc że tym samym odkupię swoje błędy choć nie odkupię ich już niczym i oddakawę od zapatystów i bułeczki pełnoziarniste i drożdżówki i chodzić do lewackiej kawiarni jąc ci siebie bo twoja rewolucja która nigdy nie będzie moją rewolucją bo nigdy nie dopuścisz na kawę o dwudziestej drugiej chwilę przed zamknięciem i nic sobie nie robić kiedy podkra- mnie ani żadnej innej do swojej rewolucji oddając ci siebie bo twoja rewolucja jest tego wardasz mi tytoń i bibułki i nigdy nie masz zapałek i opowiadać ci žižka o leninie którego w koń- ta i odpowiadać na twoje pytania chociaż wolałabym tego nie robić i mówić ci prawdę kiecu skończyłam czytać i zabierać cię do okulisty i nie śmiać się z twoich dowcipów i pragnąć dy wcale tego nie chcę jednak mówić ci prawdę bo tego właśnie chce twoja rewolucja któcię wczesnym rankiem gdy wracasz cały mokry bo goniły cię suki ale nie przeszkadzać ci ra nigdy nie będzie moją rewolucją ani rewolucją żadnej innej w mieście wrocław i innych się wyspać żebyś mógł sobie jeszcze pospać i całować twoje posiniaczone plecy i głaskać miastach i zachowywać się uczciwie dlatego że wiem że sobie tego życzy twoja rewolucja twoją przypaloną skórę i mówić jak bardzo kocham twoje włosy twoje oczy twoje usta two- i gdy myślę że wszystko skończone czepiać się ciebie przez króciutkie dziesięć minut zają szyję twoją klatkę twoje pośladki twojego i siedzieć na schodkach paląc skręta dopóki nim na dobre wyrzucisz mnie ze swojego życia wiedząc że nie jestem godna ciebie i twojej twój sąsiad nie wróci do domu i siedzieć na schodkach paląc skręta do póki cię nie wypusz- rewolucji którzy nigdy nie będziecie moi ani żadnej innej i zapomnieć kim jestem bo kim ja czą i nie wrócisz do domu i martwić się kiedy cię nie ma dłużej niż zwykle i dziwić się kie- mogę być w zasadzie i próbować być bliżej twojej rewolucji bo pięknie jest uczyć się ciebie dy jesteś wcześniej i dawać ci słoneczniki z rolnictwa ekologicznego i chodzić na twoje od- i uczyć się twojej rewolucji choć żadne z was nigdy nie będzie moje ani żadnej innej i warczyty i tańczyć do upadłego gdy krzyczysz że jeśli nie możesz do tego tańczyć to pierdolisz to zrobić ten wysiłek bo taka jest dziejowa konieczność i mówić do ciebie źle po niemiecku taką rewolucję i odkrzykiwać ci że albo tańczą wszyscy albo nie tańczy nikt i składać ci sa- kiedy będziesz czytał marksa w oryginale i jeszcze gorzej po hebrajsku gdy będziesz czytał mokrytykę kiedy nie mam racji i cieszyć się kiedy mi przebaczasz i oglądać twoje fotografie chomskyego w oryginale i kochać się z tobą o trzeciej nad ranem i z historycznej konieczi wycinać zdrajców z twoich fotografii i żałować że nie znam cię od zawsze i że nie mogłam ności i z historycznej konieczności i z historycznej konieczności opowiedzieć ci chociaż trocię od nich uchronić i mieć w uszach twój głos gdy czytasz mi kapitał i czuć dotyk twojej chę o nieprzepartej dozgonnej przemożnej bezwarunkowej wszechogarniającej rozpierająskóry i wpadać w panikę kiedy jesteś zły i jedno twoje oko staje się czerwone a drugie czar- cej serce wzbogacającej umysł ciągłej wiecznotrwałej mi mi mi mi mi miiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii ne włosy opadają ci na lewą stronę a twarz ma orientalne rysy i mówić ci że jesteś wspa- iiiii jaką czuję do twojej rewolucji niały i tulić cię kiedy się boję i obejmować cię kiedy ktoś mnie zrani i chcieć cię kiedy czuję twój zapach i nie śmieć obrazić cię dotykiem i kwilić jak dziecko kiedy jestem obok i kiedy jestem daleko i ślinić twoje sutki i pieścić cię w nocy gdy bierzesz mnie ze sobą by walczyć z systemem i marznąć kiedy zdzierasz ze mnie sweter na którym wyhaftowałam sotego kraju dusza tego kraju jeździ na koniu i ma wąsy i skrzydła i najlepiej się ta dusza wyraża w filmach jerzego hoffmana czy aleksandra forda najlepiej na podstawie henryka sienkiewicza


teatr 3. śmierć pułkownika według mickiewicza staliśmy tam całkiem długo tam staliśmy zewsząd las zewsząd niemcy to znaczy sowieci to znaczy ruscy to znaczy moskale my byliśmy z armii andersa to znaczy z legionów piłsudskiego to znaczy myśmy byli powstańcy nie no nie warszawscy no kościuszkowscy wypożyczeni tylko naszemu pułkownikowi do momentu zmartwychwstania któregoś z naszych poprzednich dowódców staliśmy zewsząd niemcy to znaczy sowieci to znaczy ruscy to znaczy moskale no długo nam to zajmowało to stanie a oni też nie specjalnie się kwapili żeby to stanie przerwać naszą na przykład śmiercią zresztą jakby wiedzieli już że śmierć i tak przyjdzie tego wieczora nie po nas ale po naszego dowódcę nie zabija się matki bo matka jest jak ojciec a ojciec jest jak ojczyzna w imię której staliśmy tam staliśmy tam całkiem długo tam staliśmy zewsząd niemcy to znaczy sowieci to znaczy ruscy moskale

017

więc w takich właśnie okolicznościach umierał nasz dowódca pułkownik nie lubił takiej nudy umieranie okraszał spluwaniem krwią i wiązankami przekleństw pułkownik umiał się dopierdolić to znaczy czepiał się szczegółów często ale pułkownik był dla nas ojcem i ojczyzną też na wygnaniu głównie wszyscy przejęliśmy się że pułkownik umiera i że już więcej pułkownika nie będzie z nami i w ogóle tym bardziej zrobiło nam się przykro gdy okazało się że pułkownik nasz wódz nasz przewodnik nasz ojciec nasz przyjaciel nasz wierny druh był kobietą


teatr 4. pod twoją obronę we współczesnych mediach bardzo często pod pretekstem pozytywnie kojarzących się wartości takich jak np tolerancja czy równouprawnienie promuje się postawy które tak naprawdę są szkodliwe dla nas naszych rodzin całego kraju feminizm to jedna z najgroźniejszych postaw tego typu polskie kobiety nie zawdzięczają absolutnie niczego ruchom feminazi feministycznym gdyż wszelkie prawa jak np prawo wyborcze czy prawo do pracy zostały zagwarantowane w polsce obu płciom od razu po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku DZIŚ NATOMIAST RUCHY FEMINISTYCZNE FINANSOWANE GŁÓWNIE PRZEZ ZAGRANICZNE KONCERNY PRODUKUJĄCE ŚRODKI ANTYKONCEPCYJNE NISZCZĄ KOBIECOŚĆ TĘ WSPANIAŁĄ I PIĘKNĄ WARTOŚĆ DANĄ NAM PRZEZ SAMEGO STWÓRCĘ dlatego z okazji dnia kobiet proponujemy REALNĄ pomoc dla kobiet które dały się uwieść zwodniczym ideom ruchu feministycznego biernie bądź aktywnie go wspierają muszą się zmagać w swoim życiu ze złem jakie rodzi feminizm WIELKA MOC JAKA PŁYNIE Z MODLITWY DO NASZEGO OJCA JEST W STANIE ZDZIAŁAĆ NIESAMOWICIE WIELE proszę pomódlmy się wspólnie ZA KOBIETY KTÓRE ODUCZONO BYĆ DUMNYMI ZE SWOJEJ KOBIECOŚĆI ZA KOBIETY KTÓRYM WMÓWIONO BRAK ZAUFANIA DO MĘŻCZYZN ZA KOBIETY KTÓRE CHCIAŁYBY ŻYĆ ZGODNIE ZE SWOIM POWOŁANIEM DO MAŁŻEŃSTWA I MACIERZYŃSTWA ALE REALIA RYNKU PRACY IM NA TO NIE POZWALAJĄ ZA KOBIETY DEPRECJONOWANE I WYTYKANE PALCEM JAKO KURY DOMOWE ZA KOBIETY KTÓRYM WPOJONO IDEAŁ REALIZACJI SIEBIE ZAMIAST OBDAROWYWANIA SOBĄ INNYCH ZA KOBIETY KTÓRE NAUCZONO CIĄGŁEJ WALKI Z MĘŻCZYZNAMI O POZYCJĘ ZA KOBIETY FASZEROWANE ANTYKONCEPCJĄ W RAMACH ZŁUDNEGO PRZEJMOWANIA KONTROLI NAD WŁASNYM ŻYCIEM ZA KOBIETY UWIKŁANE W ZWIĄZKI POZAMAŁŻEŃSKIE ROMANSE KONKUBINATY ITP W IMIĘ BŁĘDNIE POJMOWANEJ WOLNOŚCI ZA KOBIETY KTÓRYM WMÓWIONO ATRAKCYJNOŚĆ BYCIA SINGLEM

018

ZA KOBIETY KTÓRE NIE MAJĄC RODIZNY UMIERAJĄ W SAMOTNOŚCI ZA MĘŻCZYZN KTÓRYM NIE DANO BYĆ GŁOWAMI RODIZN ZA MĘŻCZYZN KTÓRYM ODEBRANO SZANSĘ BYCIA RYCERZAMI I DŻENTELMENAMI ZA MĘŻCZYZN Z KTÓRYMI ŻONY KONKURUJĄ ZAMIAST WSPIERAĆ ZA MĘŻCZYZN KTÓRYCH WINI SIĘ ZA CAŁE ZŁO TEGO ŚWIATA ZA DZIECI KTÓRYM BRAKUJE W DOMU KONTAKTU Z MATKAMI ZA DZIECI KTÓRE ZMUSZA SIĘ DO ZASPOKAJANIA AMBICJI MATEK ZA DZIECI PORZUCONE KTÓRE UKAZAŁY SIĘ MNIEJ WAZNE OD KARIERY ICH WŁASNYCH MATEK ZA DZIECI KTÓRYM ZE WZGLĘDU NA PRAWO KOBIETY DO WYBORU NIE DANO SIĘ NARODZIĆ ZA LEKARZY KTÓRYCH ZMUSZONO DO WSPÓŁUDZIAŁU W MORDOWANIU NIENARODZONYCH ZA RODZINY ROZBITE BO MNIE TEŻ SIĘ COŚ OD ŻYCIA NALEŻY ZA RODZINY ROZBITE W IMIĘ PRAWA DO MIŁOŚCI ZA HOMOSEKSUALISTÓW KTÓRYM MATKI NIE POTRAFIŁY ZAPREZENTOWAĆ POZYTYWNEGO OBRAZU KOBIECOŚCI ZA PRACODWACÓW KTÓRYCH STERRORYZOWANO USTAWODAWSTWEM WSPIERAJĄCYM RÓWNOUPRAWNIENIE 5. stała matka według da todego i umińskiej-keff stałam ja matka obolała pod krzyżem do tego stania łupało mnie wszędzie i bolało mnie też wszędzie ale stałam bo co miałam robić skoro byłam matką taka jest dola matki stać jest to matka wystająca która stoi zresztą było już po wszystkim i mogłabym pewnie pójść do domu gdyby nie to że już nie miałam tego domu który miałam wcześniej tylko miałam inny ten co mi go mój jedyny rodzony z dziewicy to znaczy ze mnie zgotował i tak sobie stałam i stałam wszędzie trupy gdzie się nie spojrzeć zresztą do góry czy tam na boki

zresztą jakby się człowiek odwrócił spojrzał na miasto to tam też zbyt żywo prawda nie było specjalnie dlatego łatwo się stało nie powiem owszem można by sobie rozłożyć krzesełko składane i usiąść na nim jakby się je miało ja nie miałam jakoś no zapomniało mi się po prostu no ważniejsze miałam rzeczy na głowie żeby tak bezrefleksyjnie nieprzemyślanie wziąć ze sobą krzesełko i co może bym sobie jeszcze miała popcorn i picie jakieś tak społeczeństwo spektaklu psia was mać tutaj się rozgrywało coś znacznie poważniejszego od waszych wszystkich teatrzyków świata tutaj się rozgrywała śmiertelna walka dobra ze złem tutaj siły minas tirith wszystkich wolnych ludów śródziemna zderzyły się z całym tego świata mordorem i dały mu ostateczny wpierdol chociaż być może patrząc tak piętro wyżej na tego tu o tego nie widać no ale zwyciężyliśmy udało się jeszcze się zdziwicie jak wasze dzieci będą śpiewać że zmartwychwstał samowładnie jak przepowiedział dokładnie niedowiarki popychaliście go w szkole i zabieraliście mu kanapki ale to się skończyło w tym właśnie momencie kiedy ukonstytuuje się za dwie noce niebiańska rada ocalenia duchowego niebiańska rada rzucenia was na pożarcie diabłu za wasze teraźniejsze podśmiechujki z jego bolesnej męki ja wiem co ona sobie stara gada niech se gada ja to wiem że wy macie podejście lekceważąco się do mnie ustosunkowane i olewające bo ja jestem stara dewota co jej zabili bliską rodzinę i teraz świruje pod krzyżem i ma swoje religijne odjazdy i wcześnie chodzi wstać do kościoła ja wiem że wy tak myślicie


s

ik kom

Ileana

Surducan I was born in 1987 and I’ve studied Ceramics at the Art and Design University, in Cluj-Napoca, Romania. Currently I am a freelancer artist. I was always interested in comics and illustration. In 2007 I started drawing a comic a month for the 30jours de BD site. In 2009, together with my sister, Maria Surducan, I started a small fanzine: The Glorious Fanzine. My favourite technique is watercolour. My stories always have a humorous touch because I think we all need to smile once in a while. I believe art has the magical power to change reality. For me, comics are a wonderful way of telling stories. The right drawing gives consistency to a good story. It makes it come to life, without spoiling the magic. It helps the reader cross the bridge between reality and imagination. Also, images can also give a story meanings it never had before, sweeping us off our feet and taking our breath away. Between two frames, our mind weaves an entire new world, creating and exploring in the same time.

Published works: ✖ Edouardo le renardeau (scenario Shuky Medina), Makaka Éditions, 2009

✖ L’ami interdit texte Vincent Dumas, Éditions du Caïman, 2010

Sites: Le monde d’Ileana – ileanasurducan-fr.blogspot.com glorioasafanzina.blogspot.com www.behance.net/ileanasurducan 30joursdebd.com

019


s

ik m o k

020


muzyka

dabus Nagrania 01-03 zostały zarejestrowane w grudniu 2010 r. za pomocą mikrofonu wbudowanego w dyktafon Adiego Boro. Debiutancki koncert zespołu Dabus, istniejącego wówczas od tygodnia, odbył się w nieistniejącym już klubie Jaś&Małgosia, na scenie zbudowanej ze starych, drewnianych skrzynek. Głos słyszalny na początku nagrań 01/02 to fragment monologu aktorskiego wyreżyserowanego przez zespół. Nagranie 04 to ślad koncertu na Nocy Malarzy w starej fabryce Wedla w Warszawie przy ul. ??? ok. 2 w nocy. Utwór był improwizacją zagraną do animacji autorstwa Janka Libery&Kuby Mazurkiewicza. Przy obu występach muzyce towarzyszył set wizualizacji robionych na żywo przez Malarzy – materiał audiowizualny można znaleźć na youtube.

Zespół Dabus wystąpił w składzie: Maciej Szwarc – gitara Misza Mazurek – saksofon K. Pożaroski – bas A. Orlowski – perkusja J.I. Królik – pianino (01-03) Jędrek Owsinski – wizualizacje Mikołaj Chylak – wizualizacje Filip Kowalczyk – monolog facebook.com/DABUSdance?ref=ts myspace.com/dabus_ lastfm.pl/music/Dabus

021


muzyka


foto

a

grafik

mnstr

The Long Version (1st Person) mnstr is either just a pseudonym, nom de plume, alter-ego or just a slightly clever name I picked a few years back. It means something to me, but I don’t really like explaining it. In the real world I have an actual name, I’m 31 and just been blessed with a First with honours in Fine Art. ☣ I’ve been making art ever since I was a kid, and it’s always felt like the one thing I’ve been any good at. ☣ I make my work for myself, to either help me understand something about me, or just because I think something would be a good idea. My work comes from a spontaneous approach that is somewhere in the middle of being instinctive and something completely overthought and pretentious. I can’t say that I’m inspired by the works of the great masters or by the art world in general. I live in a bubble that consists of Steven Seagal films, transvestites, hiphop, videogames and comicbooks. I don’t see myself as an artist who works in a single discipline, as I think all disciplines come from the same place and really it’s a matter of the right tool for the job. Sometimes that’s screenprinting, sometimes drawing, sometimes filmmaking… yadda yadda, you get the idea. I make stuff. Sometimes you’ll like it. Sometimes you’ll hate it. I’m 10% talent and 90% bullshit. I’m everything a Fine Artist should be. Pretentious. Pompous. Arrogant. Dashing. Suave. Handsome. Pretty. Opinionated. Talentless. Mouthy. Swaggery. Sexy. Argumentative. Narcissistic. Misanthropic. And a whole host of other words.

023




poezja

rysKtrznJnt

nie jesteś wart nic więcej nad to, co napisałeś I Zawsze jest przesiadka w jakimś Krzyżu, a wtedy przychodzi wiersz o pociągu ⇢ tak mówi Zadura, a jemu poeci wierzą. No więc przedział, a w nim baba z kotami. Koty rzecz jasna w klatce. Cztery, bo trzy kolejne wtulone w swoją babę. Smród.

Zabawa w chowanego

Tylko tutaj jest miejsce. To wypchany po brzegi barbakan. Baba miło się uśmiecha. Nie kuście abyście nie narobili sobie kłopotu. Przysiadam. Koty białe, czarne, jeden nawet niepodobny do swojego gatunku, jak sąsiad z dałnem czy innym cholerstwem.

Zaczyna się dzień, w którym coś powinno się stać. Barometr w górnych rejestrach, a moje trzydzieści cztery jest inne niż twoje trzydzieści pięć. Nie żyje Czesław, nie żyje Zbychu, Rysiek i nie żyje wielu, wielu innych. Szalonego Fredka nikt z nas dawno nie widział. Pewnie nie żyje. Jesteśmy materią, dlatego lepiej jest malować latem, gdy płaszczyzny są rozgrzane i farby też, a umierać zimą. Kto kocha kobiety, Bóg jest w nim, więc na YouTube podglądam Bellucci. W moim scenariuszu spaceruje zaróżowiona w promieniach niewidzialnego jeszcze słońca. Pramatka i kochanka przyszłości. Nie wiem co wypada lub czego nie wypada pisać, ale im wolniej rozstawia nogi, tym szybciej oddycham. Wysysam jej miękkość, jak pasożyt skorupę ślimaka. Kończy się dzień, w którym coś powinno się stać. Dzwoni telefon: ojciec nie żyje.

Filolog polski, dziennikarz, recenzent. Rocznik 76’. Rodowita Gorzowianka ostatnio w poetyckich rozjazdach. Szczekanie głodnych psów i Zabawa w chowanego to jej najnowsze literackie dzieci. Dzieci, które zarobiły na siebie w wielu konkursach m.in.: OKP im. I. Kraszewskiego (Biała Podlaska 2010); OKP Milowy Słup (Konin 2010); Piórem Malowane 2010 (Kraków 2010), OKP im. Z. Morawskiego (Gorzów Wlkp. 2010), Połów Poetycki (Gdynia 2010), OKP Czerwona Róża (Gdańsk 2010), OKP O Strzałę Erosa (Nowa Sól 2011), OKP Granitowa Strzała (Strzelin 2011), O Laur Jabłoni (Grójec 2011). Prowadzi swoją stronę internetową.

Dwanaście łap wskakuje mi na kolana. Nie ma w tym nic nieprzyjemnego, ale przyjemności taż żadnej. Za oknem pada. Baba dyskretnie pociąga z piersiówki. Konduktor drze mordę. Od deszczu koty dostają kota, a od nich kota dostaję ja.

II

II

Czytanie wierszy powoduje, że natychmiast zaczynam pisać, więc wolę nie czytać, po to żeby wiersze przychodziły skądinąd tak mówi Świetlicki, a jemu poeci wierzą.

Zegar spada ze ściany. Oby tylko nikt nie umarł – mówi rodziny o dwudziestej pierwszej z minutami. Wszystko wraca na swoje miejsce. Dzwonek w telefonie. Potem krzyk, pogotowie, taksówka. Przekładają ciebie z linoleum na łóżko. Przykrywam kocem, choć mówią, że to bez sensu, ale światła nie pozwalają zgasić. Później już zawsze będziesz leżał w ciemnym.

Tylko do cholery skąd brać tematy. Przecież nie napiszę o młodej pracownicy banku, która przez okno zauważa, że jakaś kobieta (zupełnie nieznana) rodzi na trawniku.

Nie mam siły na świece. Jesteś tylko w swoim ulubionym podkoszulku. Najspokojniej z nas przyglądasz się zamieszaniu, a my nie wiemy dlaczego. Zgaszony telewizor, odłożone okulary, ślady walki z samym sobą. Przybliżony czas zgonu dwudziesta pierwsza z minutami. Czterysta kilometrów dalej niepobita szybka zastanawia. Niczego o tobie nie wiedzą. Zadzwonię rano. Niech śpią. I ja przecież jeszcze nie wiem o pożegnaniu.

026

Trawnik jest przy głównej ulicy w Łodzi. Pracownica banku wybiega i sprawdza tętno dziecka. A ono jeszcze nigdy nie zachłysnęło się tlenem, więc obraca je, klepie w plecy. I staje się życie.

http://beataklary.w.interia.

Nim przyjedzie karetka wszystko jest już takie jakie ma być. Młoda pracownica banku otrzepuje spódnicę. Śladów krwi nie da się sprać z delikatnego jedwabiu. Nawet zimną wodą.


poezja

masowe przelo ty wróżą

pożegn anie

Pieśń kruków, jak pieśń klawikordu odrywa nas od siebie. Zadzieramy głowy. Przed nami cynowy klucz. Zamka, do którego pasuje nie ma pośród babilońskich zigguratów, ani innych budowli. Idziemy ścieżką wymoszczoną paprociami, gdzie na brzegu spalone słońcem ostrężyny. Na pagórkach rosną najsmaczniejsze. Gdy je zjadasz, dopycham usta językiem. Krwawimy na czarno. Dwie twarze patrzą w dwie przeciwległe strony, a cztery ręce miłosierne podają cztery odsłonięte piersi. Dziwi cię ta rzeźba. Wolisz lipowy sen ludowego świątka, z oczami naszego syna.

rysKtrznJnt

Całymi dniami pozostaje bez ruchu. Wyobraża sobie, że jest bogiem. Wygląda na pięcioletniego chłopca, który nigdy nie spał. Cienie plamiste rozsiane w obu płucach, a on się uśmiecha. Słucha chóru zalotnych cykad. Im głośniejszych, tym bliższych śmierci. 027


a

proz

Joel próbuje się odnaleźć

danielkot

leworęcznie przeklęty, nietańczący, niegotujący, palący-już-nie, piszący, nienachalny, lubi koty

028

Ich miłość była naturalną koleją rzeczy i oboje zdawali sobie z tego sprawę. Ona miała piętnaście, a on trzydzieści lat. Poznali się przypadkiem, z tego, co wiem, na lotnisku albo na dworcu. Ona stała ze swoją matką w jakiejś kolejce, a on przyjechał zrobić kilka zdjęć do weekendowego wydania gazety o podróżach. Cała historia ich znajomości rozegrała się w ciągu pięciu minut i piętnastu sekund. On stał na środku hali dworca, tak, to był raczej dworzec, pamiętam gwizdki konduktorów i łomotliwe sprzęganych ze sobą wagonów. Rozglądał się, zupełnie zagubiony, zagubiony od dziesięciu z górą lat, stojąc lewą nogą w świecie zupełnie odwrotnym od tego, w którym stał prawą. Ta pierwsza niespokojnie ruszała się, obracała na pięcie wśród barw i halucynacji, przeciągłych bólów głowy i mgiełki samotności, ta druga stała, z lekko podkurczonymi palcami, w ciepławym roztworze przypominającym bagno i zapadała się z chwili na chwilę. Nie wiem tego na pewno, ale wydaje mi się, że on to czuł. Czuł, że w dźwiękach melancholijnego pianina, na którym grał od urodzenia, jak mu się zdawało, pozostanie już na zawsze, jeśli nie stanie wreszcie na styku linii rozdzielającej obie stopy, nie stanie prosto i pewnie, jak linoskoczek, życiowy akrobata. Cały problem ogniskował się wokół lęku; lęku przed społeczeństwem, w którym nie było dla niego miejsca, niezrozumieniem i szkodliwością życia jako takiego. Świat bez tabletek i proszków wydawał się oślizgły, łykowaty, zbudowany z rybich łusek, pozbawiony jakiegokolwiek piękna, poza muzyką i fotografią. Uważał, że nadmierne uczestniczenie w życiu może skończyć się katastrofą, której tak panicznie się bał. Nie wiedział, a raczej nie dopuszczał do rejonów mózgu odpowiedzialnych za logiczne myślenie faktu, że nieuczestniczenie w życiu ostatecznie kończy się tym samym. Moje ogólne wrażenie o nim jest takie, że chyba był dość specyficznie trudnym człowiekiem. Jeśli ustalimy, że to był dworzec, kolejka, w której ona stała, była kolejką po bilety. A skoro tam stała, musiała gdzieś jechać. Trudno powiedzieć, gdzie, zresztą to nieistotne ani dla historii świata, ani dla tej migawki. Jeśli powiedzieć o kimś, że jest smutny, można zamiast tego słowa użyć jej imienia. Była tak doskonale pięknie smutna, że każdy jej ruch, najdrobniejszy gest czy mina, drżenie delikatnie naszkicowanych warg, kiedy płakała, chłód cienkich, długich

palców i białych paznokci był smutkiem, w różnym natężeniu, ale zawsze smutkiem. Zupełną niesamowitość, nigdzie nie spotykaną, osiągała, kiedy utkwiona w tym zimnym jeziorze robiła coś, czego nikt się nigdy nie spodziewał, czyli uśmiechała się nagle. Najbardziej wrażliwi ludzie, z którymi od czasu do czasu się widywała, odczuwali wtedy istotny brak czegoś w nich samych, płytkie poczucie bezsensu. Ona, zatracona w długich, ciemnych włosach i muzyce, tej samej, w której każdego dnia gubił się on, zdawała się być tak nieświadoma, jakby jeszcze nie wykształciła w sobie jakiegokolwiek poczucia własnej egzystencji i związanych z tym integracji i wpływów z otoczeniem. Była dzieckiem, odważnym w swej nieświadomości, a jednocześnie płochliwym z instynktu, intuicyjnie. Dodatkowo to, jak formułowała wypowiedzi, mówiąc tak, jakby jej w ogóle nie było, jakby nieistniała, gubiąc orzeczenia, spokojnie przechodząc z tematu na temat niemal w środku zdania, pogłębiało wrażenie zupełnej nieprzystawalności do jakichkolwiek ram rzeczywistości, norm czy praw. Ona była z Polski, jeśli o kimś, kto bardziej przypomina ducha niż człowieka można mówić w kontekście narodowości, a on od urodzenia mieszkał w Singapurze. Nie jestem niestety pewien, gdzie się spotkali- ‘u niej’, u niego, a może gdzieś po środku? ale raczej wydaje mi się, że oboje byli daleko od swoich domów. Spojrzeli na siebie, po prostu. Ona weszła w niego, do niego, zapaliła światło i zamknęła okno. Potem usiadła przy stole na małym, ręcznie rzeźbionym krzesełku, podparła ręką głowę i wpatrywała się w niego od środka. On w tym samym czasie wszedł w nią, do niej, usiadł obok jej nóg, ona stała, objął jej udo, przykładając policzek do biodra. Zamknął oczy i oddychał, ale jakby bez udziału mięśni, powietrze po prostu przez niego przepływało. Oboje byli bardzo spokojni, nie odzywali się ani słowem. Po dwóch minutach on się odwrócił i poszedł w stronę wyjścia, a ona jeszcze chwilę stała i patrzyła w jego plecy, by po chwili odwrócić się powoli i zapłacić za bilet. I chyba czas się zatrzymał. Nie wydaje mi się, żeby to było możliwe, aczkolwiek coś głęboko we mnie ukrytego każe mi dopuścić taką ewentualność. Kiedy przekroczył próg dworca, minęło szesnaście sekund, odkąd skończyła się piąta minuta. Miłość totalna, której doznał, zupełnie go załamała i ostatecznie wytrąciła ze statusu quo, który sam ze sobą utrzymywał. Co stało się z nią, tego nie jestem pewien, ale coś mi mówi, że chyba nie żyje. Tak mówią, we mnie, oni.


foto grafika

(ur. w Białymstoku, 1991) Prowadzi koczowniczy tryb życia. Nieustannie toczy bój z krzywymi kręgosłupami komputerowego społeczeństwa, brzydko przezywa tych, co nie segregują śmieci.

029





oezja

ssp e r p f f

o

Joanna Mueller

współczesna polska poezja w tłumaczeniu

FREE OVER BLOOD dlaczego FREE OVER BLOOD? Francja ma liberté, égalité, fraternité. Ukraina niebieskie niebo nad złotymi polami. O Polsce ktoś kiedyś powiedział, że kolory jej flagi oznaczają wolność wznoszącą się nad morzem krwi. Całkiem fortunne określenie, biorąc pod uwagę zarówno historię kraju, jak i to, że w Polsce poeci byli zawsze uważani za głosicieli wolności i prawdy, albo wolności od skostniałej prawdy. O ile w przeszłości rozprawiali się z tematami związanymi z religią, historią czy polityką, dzisiaj wręcz przeciwnie, jeśli cokolwiek jest prawdą… Stąd tytuł. Antologia Free Over Blood zawiera utwory paru pokoleń polskich poetów, młode talenty mieszają się z dobrze znanymi nazwiskami – wszyscy zaś posiadają nie tylko liczne publikacje, ale i są laureatami najbardziej prestiżowych literackich nagród w Polsce. Książka zawiera po pięć wierszy każdego z autorów, zarówno polskie oryginały, jak i ich tłumaczenia na język angielski. Każdy z egzemplarzy natomiast jest ręcznie zszyty według japońskiej techniki Jamato (stylu szycia używanego przez tamtejszych mnichów). Co więcej dołączony jest do niego film na DVD pt. Wszystko jest poezją. Jest to dokument przedstawiający podróż po Polsce Marka Kazmierskiego, jednego z głównych tłumaczy wierszy z tej książki, w trakcie której przekładał utwory i odkrywał kraj, w którym zostały napisane...

redaktorzy Dawid Jung Marcin Orliński tłumacze Marek Kazmierski Karen Kovacik Benjamin Paloff Katarzyna Szuster

www.off-press.org www.zeszytypoetyckie.pl LISTA PUBLIKOWANYCH Justyna Bargielska Jacek Dehnel Dariusz Dziurzyński Mariusz Grzebalski Wioletta Grzegorzewska Roman Honet Dawid Jung Joanna Lech Dawid Majer Jakobe Mansztajn Joanna Mueller Marcin Orliński Marta Podgórnik Andrzej Sosnowski Dariusz Suska Krzysztof Szymoniak Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki Adam Wiedemann

033

Poetka, krytyczka, redaktorka. Wydała trzy tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007) i Wylinki (2010) oraz książkę eseistyczną Stratygrafie (2010). Nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia za tom Gniazdowniki. Redaktorka, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską, książki Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009). Mieszka w Warszawie.

Poet, critic, editor. She is the author of three volumes of poetry: Somnambóle fantomowe (Kraków 2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (Kraków 2007, nominated for the Gdynia Literary Prize) i Wylinki (Wrocław 2010), as well as a collection of essays Stratygrafie (Wrocław 2010). Editor (together with Maria Cyranowicz i Justyna Radczyńska) of the women’s poetry anthology Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009). She lives in Warsaw.

dyptyk. strona domowa.

najpierw wybiję sieroty i wdowy potem zobaczę co da się jeszcze zrobić dla ludności w kwestii zawieszeń przydomków przybytków a świat niech znika skoro go unikam izolacjonizm to właśnie zamieszki na pokuśliwy bestion zbirowości wytłumiam nie będę tłumaczyć nie umiem pisać wierszy od niemczyzny oddzielam muszę to robić inaczej ojczyznę w słowiańszczyźnie proroctwa zbyt retoryczne obcownik wnika w domownika z tego wyjść może wir albo ciemność albo i jeszcze coś gorszego chować nas będą sęki drewna te same domku z ostatnich desek ratunku które nas teraz pokryją przed wami przy tori amos tora naszej somy brzemienne kromki nieposkromki ciała niech zazłe nie wgryza się w dom tym gestem wyrządzam się tobie i nie wygryza nas z domu twój ruch niech będzie uspójnieniem póki epitalamium póty epitafium powieko trumny

*[z Zagniazdowników]

fot. Joanna Rogalanka


oezja

ssp e r p f f

o

diptych. home page

GRIN BARING BEFORE A MIRROR

DO LUSTRA SZCZERZĘ SIĘ

it would appear it is possible to grasp, or at least grow up to certain things (M. Podgórnik, one) first, I will kill off orphans and widows and then see what else can still be done for the populace regarding suspensions nicknames and nomenclatures and let the world vanish as I void it isolationism is indeed a riot against the tempting beastion of thuggenness deadening I will not explain I don’t know how to write poetry separating from the germanic have to do it otherwise motherland in mother tongue overly rhetorical prophecies the peripheral penetrates the domestic turmoil or darkness can come of this or something even worse than that we’ll be buried by the same tree rings house of the last of the planks mercy none will be left to box us in against you with tori amos the torah of our soma pregnant slices fleshes indomitables

To consciously compose your first poem, which does not succeed in stopping boys crying, and as, like them, I am trying to write (go on, baby, let’s do it without pity), I am one of them. To weep un-masculine tears – – feminine. And later perhaps exchange as well pretend (perfect ?) reluctance to arousal via frail shrugs, my own at long last, my dear. There perhaps one day build someone a house, other than parchment rustles, cast against winds. Turn alien your privacy. Re-turn your eyes elsewhere, which water when strange bodies hurt. And later maybe even shut behind you the page. Open the self inside to some You (tricky, seeking in language new words). To some You, which will come near as you reach out towards an envelope full of printed pages. Nearer than at a word which until now I have not wanted to give voice to. Closer than at a wisp of breath, which has never yet contained any of my self.

let thebad not sever our house and with this gesture I serve you and our house is not severed may your movement be the soothing as long epithalamium long as epitaph as coffin lids

*[from Zagniazdowniki]

034

okazuje się, że jednak można dojrzeć, a przynajmniej dojrzeć do pewnych rzeczy (M. Podgórnik, jeden) Napisać świadomie swój pierwszy wiersz, w którym nie udaje się, że chłopaki nie płaczą, a skoro tak jak oni pisać próbuję (dalej, maleńka, róbmy to bez wzruszeń), jestem jednym z nich. Zdobyć się na łzy niemęskie – – kobiece. A potem być może wymienić jeszcze udawaną (udaną ?) nieczułość na wzruszenie kruchych ramion, wreszcie swoich, przytulnych. Tam być może kiedyś zbudować komuś dom, inny niż szelest pergaminów, rzucanych na wiatr. Przełożyć na cudzą swoją prywatność. Zwrócić oczy w inną stronę, niech łzawią, gdy zaboli obce ciało. A potem może nawet zamknąć za sobą kartkę. Otworzyć się w sobie na jakieś Ty (trudno dotrzeć językiem do nowych słów). Na jakieś Ty, które podejdzie bliżej niż na wyciągnięcie z koperty zadrukowanych kartek. Bliżej niż na słowo, któremu dotąd nie chciałam udzielić głosu. Bliżej niż na obłoczek oddechu, któremu nigdy jeszcze nie udzieliłam siebie.

*[from Somnambóle fantomowe] *[z Somnambóli fantomowych]


oezja

ssp e r p f f

o

Radosław Wiśniewski (ur. 1974) – absolwent UJ w Krakowie, wydał zbory wierszy Nikt z przydomkiem (2003), Albedo (2006) oraz NeoNoe (2009), wspólnie z Dariuszem Pado tematyczne maxi-single poetyckie RAJ/JAR (2005) oraz Korzenie Drzewa (2008). Obecnie pracuje nad zbiorem rzeczy krytycznych Marszbatalion oraz Zawsze apokryf. Redaktor naczelny czasopisma literackiego Red. stały współpracownik Odry, prowadzi bloga http://jurodiwy-pietruch.blog.pl i wspólnie z Patrykiem Dolińskim mikro-serwis www.poecidlatybetu.pl. Gra w kilku zespołach, z których żaden nie jest znany. Mieszka w Brzegu, pracuje we Wrocławiu.

born 1974 in Warsaw, graduate of the Jagiellonian University in Krakow, lives in Brzeg, works in Wroclaw. Author of the following volumes of poetry: Nikt z przydomkiem (Undergrunt, Toruń 2003), Albedo (Zielona Sowa, Kraków 2006) and NeoNoe (Pogranicze, Sejny 2009), together with Dariusz Pado co-creator of the thematic poetry maxi-singles RAJ/JAR (Mamiko, Nowa Ruda 2005) and Korzenie Drzewa (Brzeg 2008); currently once again at work on a collection of critical essays Marszbatalion and Zawsze apokryf. Chief editor of the literary journal Red. and permanent member of the “Odra” editorial team, blogs at http:// jurodiwy-pietruch.blog.pl and together with Patryk Doliński on the micro-service www. poecidlatybetu.pl. Member of several bands, all of them obscure.

035

NEO/NOE try walking in my shoes Depeche Mode

szedłem brzegiem wody gdy bałtyk powstał w fale wysokie jak drabiny. zerwał się wiatr i wszedł między burty nieskończonego. kipiel wyrosła ponad wydmę i zostałem powieszony nad otchłanią. w niej rozwarły się nowe wody a wszystko co było pojedyncze, zostało rozdwojone i wchodziło przez rozpadlinę w boku. włosy wychodziły z głowy jak potwory pełzające i gadające. unosiłem się wśród nich niczym drapieżny pęcherz pławny szukający ryby aby ją połknąć i być z nią jedno ciało, jedna ciemność. teraz między brwiami rozpinam łuk na znak że pamiętam o każdej istocie która nie doczekała spełnienia obietnicy i teraz jest tak zupełnie martwa, że jej nie ma. nie obchodzi mnie jak to jest - chodzić w twoich butach, przymierzę nowe.

I was walking along water when the baltic rose in waves as tall as ladders. wind reared up and entered in between the unfinished walls of a hull. the churn grew above the dune and I was suspended over the abyss. within it opened new waters and all which had been singular became split in two, and entered through the chasm in the side. hair fell out of the scalp like monsters creeping and talking. I floated among them like a predatory swim bladder looking for a fish to swallow and become one flesh with it, one darkness. now, between brows, I arc the rain bow to signify that I recall each and every being which did not see the fulfilment of the promise and is now so utterly dead, that it does not exist. I don’t care how it is – to walk in your shoes, I’ll swear me in a new pair.


oezja

ssp e r p f f

o

PARUZJA OTTO VON KRETSCHMERA

nie zauważyłem zniknięcia załogi i nie widziałem w nagłej pustce nic dziwnego. w końcu zeszliśmy tak głęboko, że zanikły granice i nie zaznaliśmy pokoju ani wojny, połączenia ani rozdzielenia. było dla mnie jasne, że jest czas zanurzenia i jest czas dekompresji. zawróciłem do światła a peryskop wynurzył się z wód zatoki samotny niczym żerdź na szczycie góry. Widziałem jak wychodzisz boso w morze. dzieliła nas tylko cienka czerwona linia celownika. reszta jest głębią na której nieostrożnie stawiasz nagie stopy i sprawdzasz czy potrafisz spadać tak szybko, tak bezgłośnie jak wtedy.

036

OTTO VON KRETSCHMER’S PAROUSIA

I did not notice the crew vanishing and did not see anything strange in the sudden void. we had sunk low enough for all borders to vanish and knew neither peace nor war, neither connection nor separation. it was clear to me that there is a time for immersion and a time for decompression. I turned back to the light, while the periscope emerged from the bay waters as alone as a flagstaff on a mountaintop. I saw you walk barefoot into the sea. the only thing dividing us was the thin red line of the cross-hairs. the rest remains the depths you recklessly rest your naked feet against to check if you can fall as rapidly, as silently as then.


foto

a

grafik

rysKtrznJnt

http://theorangebin.wordpress.com/

035


foto

a

grafik

038


foto

a

grafik

039


foto

a

grafik


poezja

Femme illusoire

Wiersz wyboisty jak cera Wiktora Juszczenki

rysKtrznJnt

tylko Ukraińcy mogą tak po prostu wziąć i dać komuś po mordzie – myślą i się nie mylą (…) dzisiaj nikomu nie dam po mordzie(…) uśmiecham się jak nikt tutaj nie potrafi dobrze widzą moje zęby (…) tutaj takich nikt nie ma Andrij Bondar – Robbie Williams

By odczuwać rozkosz Matylda nie musi dochodzić do samego końca swoich wyobrażeń Bardzo długie zaręczyny – Jean Pierre Jeunet

Patryk Chrzan

opowiadam cię jak francuskie kino mówi o kobietach, wciąż ta sama historia odtwarzana na nowo, w dekoracjach Jeuneta grająca na tubie Audrey Tautou, jeden koniec jedyną stałą jest zmiana, wiesz o tym o ostatnim roku mówiąc jak o zeszłym wieku z nazistami zamykającymi wąski zaułek między twoją stopą a moim ramieniem

rocznik 77, urodzony w Sosnowcu, ukończona Politologia i Nauki Społeczne na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Od października 2010 r. słuchacz na Podyplomowych Studiach Dziennikarskich UŚ. Publikacje w Akancie, Nowym Zagłębiu, Protokole Kulturalnym, Kwartalniku Kulturalnym Prowincja oraz PKPZin, Megalopolis i sZAFa. Laureat II edycji konkursu Wiersz za 100$ PKPzin oraz XXXI i XXXIII Literackiego Hyde Parku – Dąbrowa Górnicza 2008, 2010 r. Wyróżnienia m.in.: XIII Ogólnopolski Konkurs Jednego Wiersza – Chojnice 2007 r., O Gałązkę Oliwną – Opole 2005 i 2006 r. Lubi wanilię, lody pistacjowe i barszcz czerwony z uszkami.

041

nie patrzymy na zagładę miasta skwery porosłe sztucznym tworzywem w letniej sukience na molo, kroisz rybę ciepłym mięsem wabiąc ptaki, za prawo odlotu na południe, przyjęcia karmiącej dłoni szczątki mewy na promenadzie w Nicei w powieści naturalistycznej, dobór naturalny jak wybór pozostania postacią literacką piszę księgę wyjścia ptaków

rążą sępem k y d o h c o am oszenko, s ozdrza narkomanów m y T i li u J z n w jak warkoc historię, tunele jak rce lakieró e ie n n s a ja p o w d i n ć k ro ty ut wa y bar wzię żna pozna we prostyt o jn o n le m o o k e k e n , s , h a a c ł zm nia iat białego św się w ustach i kiesze h c a k ż ie c ywś rozchodzą nasza krew asfalt, pięści uderz , Robbie Williams pyta: Czy anioł zastanawia się nad moim losem? drąży pojednania la d w ó ł g naszym jest wysadzić się na dworcu w Kamieńcu Podolskim ły do pędzą tam najlepszy samogon, a tak to, życie Polaka zaczyna się na odcinkach specjalnych albo nie zaczyna się wcale i żaden anioł się nad tym nie zastanawia, żaden anioł nie chce dostać w mordę


poezja

Księżyc nad M1

apostazja

Stypa wydeptując ścieżkę do rajskich jabłek odkryłem Amerykę kąpiącą się w jeziorze, o włosach skręconych jak pukle pięknej żydówki moszczące siennik żołnierza Wehrmachtu

świat niczego od ciebie nie potrzebuje, żyjesz jak linia odkreślająca wynik odejmowania, ubywająca i niebywająca, która obejmuje niewłaściwych mężczyzn

zbliżałem się do brzegów, poszarpanych zatoczkami jak odłamkami, a potem tylko karetka w białym obłoku jeden świadek i pielęgniarz o twarzy męża stanu z wystających stóp opadał schnący piasek krople spływając po udach zasilały coś, co śpi niespokojnie w trawie, pod śniegiem, asfaltem

życie będące przeżytkiem, przeżute i wyplute jak garstka tytoniu konsekwentnie niszcząca szkliwo tracisz uśmiech i zaczynasz się wstydzić, jak śmieszna jesteś dziewczynki rzucały płatki róż w procesji Bożego Ciała pamiętam to ciało, śmierć w czerwcu była młodą kobietą pod moim oknem, jaka przezabawna pod okiem dozorcy jabłkiem w czerwonej skórce ledwo draśniętym zębami widzi cię kotem na podwórku, muzykantem na harmoszce

Pasaż. Wije się nurt transakcji zasilany dopływami gotówki. Rączki wózków pachną wodą kwiatową, jaśminem wtartym w dłonie. Wędliny są umyte a kawa rozpuszczalna jak ślicznotka w żółtych kozakach. Za M1martwa panna młoda na zaśnieżonym ściernisku. Niebo zwisa nad nią w kolorze przekwitłej mandarynki, drażniąc biel. Nikt nie przerwie tego milczenia, jak przerwał krzyk. Nikt nie znał jej życia, nikt nie zna zguby. Wejdźmy głębiej w sen gubiąc drogę powrotną. Śnijmy o czymś pięknym. Najpiękniejszy widok na miasto jest z cmentarza na wzgórzu. Trzymamy się za małe palce z otwartymi ustami patrząc jak księżyc spada z nieba, toczy się, wpada do rzeki i płynie do morza. Wnikasz we mnie zimnem jak reumatyzm na stare lata, rozgryzam cię po kawałku, wypełniam kubki smakowe, przełykam jak małą ość. Zbiegnijmy w dół, rozbijając się o rozsuwane bramy ogrodu.

042

chciałem zejść i wywlec cię na drugą stronę, ulicy oddać w ręce kataryniarza albo ostrzyciela noży ale nie ma już takich ulic, nie masz drugiej strony i nie mam okna z widokiem na ciebie jesteś snem o kruchym cieście, a mnie ogrzewa ławica ryb twój cichy delfini płacz z głębin oddaje mi siły, drapie zimnym paznokciem za uchem, jestem tym światem i szkliwem przełykam ślinę, skłamałem

ślady piasku mrówki zbiorą po ziarenku, zalęgną się komary jadłem wtedy maliny obok jeziora, pocąc się jeszcze bardziej są bardzo nietrwałe a sezon krótki, z pestek jabłka wyrósł garb


foto

a

grafik

Alexandru Cînean

Articol revista polonia I begin by saying that I am at master at the University of Art and Design, Cluj Napoca painting specialisation, in Romania. Graduated University of Art and Design in 2010 and been with an Erasmus grant at the Accademia di Belle Arti di Torino, Italy in second year of BA 2008-2009, and now I will go with an artistic residence to Belgium from November 2011 to February 2012.

043

nt rznJ t K rys

From God , Panta rei (everything flows) To understand better the title, I note that this is a continuation of research that I developed for the thesis. The thesis ,,U-235:U-238= Pu- 239” had as a subject weapons of mass destruction, considering that the most effective weapon that was created by man is the atomic bomb. It causes very serious long-term consequences for both human and natural environment, making reference to artificial disasters. As a logical answer and a continuity of the project, the theme will make reference to natural disasters ‚‚God Particle“ The title is extracted from the famous experiment of physics particle ,,God Particle” ( Higgs boson or Higgs particle) where the physicists want to break the code of physical universe... They say that our existence, our entire cosmos was born out of things happened at the smallest scale imaginable. As a complement to the title I chose the second phrase the one of Heraclistus of Ephesus, Panta rei (everything flows), for him the universe changes, turns in every moment, the sun is new every day. Everything is animated by a dynamic and

eternal principle,the unique substance of the cosmos is in fact the power that manifests spontaneous change in motion, You can not bathe twice in the same river, it seems that he said it in an metaphorical sense, because you change both, you and the river. Thinking must exceed to pas the individual, wich says that everything that is fixed is an illusion. Immortality is to place yourself in this life yet universal flow. Since the beginning of its existentce, man was in the middle of nature, and using all the gifts she is offering. Not rarely, she opposed the blind manifestations, brutal in front of which she remained stunned and helpless... But his force was to fragile to resist or even be able to defend themselves in one form or another and especially to give a real explanation of how they arise. No wonder why, in such circumstances, not understanding their origin and mode of expression, people have fallen prey to mystical beliefs glorifying gods, divine characters and even fanatical practicing rituals that went up to commit human sacrifices. In such cases were cited and s ome cosmic causes, on the occurrence of comets or eclipses of the moon and the sequence of the Sun, bringing misfortune. With time, the human

mind began to decipher the many mysteries hidden, meaning that manifestations occur under the action of laws that govern it, because nothing in nature is chaotic and random placed, but only under the implacable momentum of the objective laws. Contemporary society has other relationships with nature than the ancient communities. We can not say that we come to fully discern the mechanisms and their interrelations, but during the progress of science, have created new links in order not to control or subdue it, something which we will never achieve, but to understand better, to use the gifts to prevent the consequences manifests that generates. But at the same time, man, acting wit hout limits and an adequate control in many parts of the planet causing ecological imbalances. There where are produced in poor countries can have heavy consequences, as people have neither the means materials resistant houses,opportunities for provision or food resources, to pas such bad circumstances. Man tries to create his one nature and to decorate as he please, where the animal is removed and forced to sit in cages and then being transformed into an object is devalued meant to decorate the ,,mans boxes“ producing many times irreversible damages, the real horrors that we have called it artificial destruction.





s

ik m o k

MEI Cześć, jestem Mei i nie umiem pisać takich tekstów o sobie. Lubię rysować różne rzeczy, w tym komiksy. Jeśli moje twory zainspirują choć jedną osobę do stworzenia czegoś własnego – będę wesoła. Tutaj można oglądać moje rzeczy: www.mei.art.pl www.mei-gotuje.blogspot.com Oprócz tego lubię szydełkować, robić batiki, grać na harmonijce; lubię ornamenty, stworki z kosmosu i karaoke. Usilnie próbuję pozostać dzieckiem. Jestem szczęśliwa, gdy rysuję.

047


s

ik m o k

048


a

grafik

Websites: gunmetaalandoxblood.daportfolio.com | gunmetaal.blogspot.com

ys

znJ Ktr

nt

foto

049


050


a

proz

Grzegorz Woźny (ur. 1975) Poeta, prozaik. Wielbiciel życia i obserwator ludzi. Mężczyzna. Autor: Każda godzina zdatna do picia (1999) Landszaft (2010).

(por. np.: http://virtualo.eu/niepokojace-wyniki-badan-czytelnictwa-w-polsce/statystyki http://wyborcza.pl/1,75475,9212534,Lista_bestsellerow__Gazety_Wyborczej____styczen_2011.html i inne)

051

nit ✖ Nit jest debiutem powieściowym, natomiast prozę publikowałem oczywiście w prasie i antologiach. Paradoksalnie nie jest to pierwsza, większa proza, którą napisałem. Dlaczego więc zdecydowałem się drukować właśnie Nit? Na odpowiedź składa się kilka elementów: Doświadczenia poetyckie – choć ulotne, oniryczne i stawiające piszącego w świetle jakiejś przedziwnej wrażliwości – pokazały, że pisanie poezji pozostaje sprawą wyłącznie osobistą; osób piszących jest więcej niż czytających, a kupujących tomiki poezji zaledwie garstka. Dodatkowym problemem jest odbiór moich tekstów. Niewątpliwie są to wiersze trudne (po doświadczeniach z Przybosiem, Białoszewskim, Karpowiczem), skondensowane, w których każdy wers jest nośnikiem treści dla kolejnego. ✖ Podobnie wygląda sprawa z prozą poetycką, konfesyjną, zbytnio refleksyjną itp. Niedawno robione badania czytelnictwa w Polsce pokazały, że Polacy czytają mało, raczej rzeczy lekkie, łatwe i przyjemne lub te, których reklamy znajdziemy w najbardziej poczytnych dziennikach, tygodnikach i – przede wszystkim – w kolorowych pismach dla kobiet. Tak więc prym wiodą romanse, opowieści z dreszczykiem, niesprawiedliwość ścigana przez CIA, relacje z podróży. Dobrze sprzedają się również książki dla dzieci. ✖ Nim jeszcze powstał Nit wiedziałem, że będzie to książka przede wszystkim prosta językowo – jakby na przekór poezji. Zależało mi na wypowiedzi codziennej, autentycznej, a nie wydumanej, w której zdania są tak krągłe i doskonałe, że zupełnie nienaturalne. Na co dzień nie wypowiadamy się kwieciście (poza menelami, których kwiecistość nieraz onieśmiela). Każdy z nas popełnia błędy językowe; mówimy skrótami myślowymi, kontekstem, emocjami. Przecież, gdy w pośpiechu przechodzę przez (powiedzmy) świdnicki rynek i wejdę w gówno, psioczę: Noż kurwa mać, z tymi cholernymi psami!!!, nie mówię natomiast: Cóż za niestosowność, by odchody piesków leżały na chodniku i narażały nasze obuwie!. W tym względzie książka jest autentyczna. ✖ Mniej więcej w połowie pisania (trzy lata) powieści, natrafiłem na książki Charlesa Bukowskiego. Lakoniczność, tematyka i dynamika wypowiedzi, uzmysłowiły mi jak olbrzymi potencjał drzemie w pozornie zwykłym gadaniu. I tak, rzecz już napisaną – a najbliższą w formie Dukli Stasiuka – przerobiłem na rzecz bliższą Bukowskiemu. ✖ Trop Bukowskiego pomógł mi również w tematyce. Długo zastanawiałem się w jaki sposób żyje mój bohater. Wolałem wyrwać jego wypowiedź czy reakcję na dialog, niż opowiadać całościowo jego historię. Przez to książka przypomina kształtem rodzaj jakiegoś dziennika. Przez to również uzyskuję lekkość, szybkość czytania, a przede wszystkim autentycznego bohatera. ✖ Tak napisana książka z konieczności musi budzić zainteresowanie. Chcemy porównać Bogdana do jakiegoś sąsiada czy znajomego, a Iwonę skarcić za naiwność. Pamiętajmy, że akcja książki rozgrywa się w 2008 roku, więc bohaterowie Nitu może siedzieli obok waszego stolika w Highlanderze, wybierali płytę z szafy grającej w Bunkrze, przyglądali Ci się w Da Grasso, tankowali ON na Shellu. Może ty jesteś tym facetem z którym pił Bogdan? A może ty jesteś tą kobietą, z którą zdradził żonę?

12 ● Z nową pracą zbiegły się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nowe, trwające prawie miesiąc, święto państwowe. Monotematyczne miasto przystrojone było jak pierwszego maja, ale po cywilnemu. Flagi z nadrukiem piłki i napisem POLSKA, powiewały się nawet w najbardziej obsikanych podwórkach, poprzyczepiane były do osiedlowych okien i szyb samochodów. Wysokie czapy i szaliki z orłem w koronie kusząco zdobiły sklepy odzieżowe. Miejska integracja brała swój początek już nie z pytań o pogodę. 13 ● Lokal zapełniony był do bezdechu. Osoby, które zarezerwowały stoliki i tak musiały wstać, by widzieć podwieszony pod sufitem duży, plazmowy telewizor. Pootwierane okna nie dawały rady ludzkiemu zaduchowi. Pijani mężczyźni pocili się wodami po goleniu, kremami i dezodorantami tak intensywnie, jakby sami byli na boisku. Ostatnie pół godziny meczu Polska — Niemcy zlało mi się w kleistą maź, z której wyskakiwały jak delfiny napisy, okrzyki, twarze. Nieprzytomnie patrzyłem w ekran. Chciałem tylko utrzymać się na barowym stołku. Rozśmieszały mnie własne usta. Wprawdzie siebie nie słyszałem, lecz z dynamiki mięśni i komiksowych chmurek wiedziałem, że był to bełkot. Z ulgą przyjąłem koniec meczu. Wytoczyłem się z Highlandera, podtrzymywany naturalnym ramieniem kolejki. Na zewnątrz poczułem się znacznie lepiej. Przysiadłem na łańcuchu odgradzającym chodnik od ulicy. Musiałem dobrze się skupić, żeby z niego nie spaść. — No, chuj jeden przyjebał! — powiedział przed chwilą poznany koleś. Objął mnie za szyję. Schylił się i zaproponował, ocierając swoją gębę o moją: — Chodź się napijemy na werandzie, bo tu niezdrowa atmosfera. — Na werandzie? Tak — zgodziłem się z przyjemnie brzmiącym słowem, choć nie miałem pojęcia, gdzie ono może się znajdować. Podniosłem się. Ruszyliśmy. — Moja piosenka, jest bardzo krótka..!!! Ej, kurwa, śpiewaj ze mną! — nakazał. — No. Moja piosenka, jest bardzo krótka, Podolski kurwa i prostytutka!!! Darliśmy się, w kółko powtarzając jedno zdanie. Co chwilę ktoś wtórował nam z daleka, jednocząc się w narodowej dumie. Z każdym krokiem odzyskiwałem siły. Podobało mi się zaciekawienie mijanych dziewczyn i szacun ich towarzyszy. Przeszliśmy Łukową i Rynek wokół. Potem w Długą i zakrętem w prawo na Trybunalską. Do-


a

proz

tarliśmy do numeru 7. Nad zielonymi, drewnianymi drzwiami wisiała ukwiecona winogronem tablica z napisem Siedem Pokus. Byłem już kiedyś w tej knajpie. Zupełnie nieświadomie zaszliśmy tam któregoś dnia ze znajomą, żeby chwilę pogadać. Myślałem, że napijemy się w spokoju piwka, zwłaszcza, że było dopiero po szesnastej. Ledwo weszliśmy, a ochroniarz wyprosił moją towarzyszkę, mówiąc, że lokal jest tylko dla mężczyzn. Tak więc nieco zniesmaczeni, piwka napiliśmy się nad zalewem w Elizie. 14

— Co ty kurwa robisz, chuju?! — Zerżnę cię. — Nie zerżniesz, spierdalaj! — Chodź tu! — Spierdalaj, kutasie! Zarzuciła na siebie szlafrok i wybiegła z pokoju. — Janusz!!! — krzyknęła w korytarz.

● Weszliśmy i usiedliśmy w wygodnych, skórzanych kanapach. Poprosiliśmy o pszenicznego Tuchera, a wraz z piwem dotarły dziewczyny. — Hej. Cześć dziewczyny. — Cześć. — Chcecie z nami posiedzieć? — Jasne. — Zamówić drinki? — Pewnie. — Co chcecie? — Dla mnie — powiedziała krótko ścięta szatynka z brokatem na włosach — Baccardi z mlekiem. — Z mlekiem? — zdziwiłem się. — Wiesz, jakie dobre? — Tak? — No, zobaczysz. Dam ci spróbować. — A ja Metaxę z pomarańczowym. — Ok. Już niosę — podniosłem się, żeby podejść do baru. — Siedź, nie trzeba nigdzie wstawać. Zaraz będzie — uspokoił klepnięciem w kolano kumpel. — O, jaka obsługa. Gites. Nawet nie trzeba zamawiać, a jest. Faktycznie za chwilę barmanka przyniosła drinki. — To, miłe panie, wasze zdrowie — podniosłem szklankę. Stuknęliśmy się. Łyknąłem prawie pół szklanki. Dziewczyny tylko zamoczyły usta. — Chciałbyś się pewnie przytulić? — szatynka przylgnęła i zaczęła głaskać mnie po kolanie. Spod jej luźnego, cekinowego dekoltu wyłaniały się gołe piersi. Wsparte tylko na koronkowym usztywnieniu, idealnie

052

nadawały się do zagarnięcia. Druga dziewczyna bardziej mi się podobała. Miała kruczo farbowane włosy z wąskimi, czerwonymi pasemkami. Przydługa grzywka przysłaniała jej prawe oko. Reszta cieniowanych włosów opadała na ramiona. Dziewczyna była bardzo szczupła i bardzo młoda. Teraz nie widziałem dokładnie, dopiero gdy poszliśmy na piętro zobaczyłem wszystkie ścięgna i żebra. Miała szczupłą dupę, prawie jak u faceta, ale za to olbrzymie cycki. — Idź. Umyj sobie ptaszka, kochanie. Tam masz ręcznik — poleciła. — Ja poczekam. Kolejno realizowałem polecenia dziewczyny. Notowane były w mojej świadomości jak ponaglające uderzenia ołówka o blat. Zupełnie jakbym trenował szybkie czytanie. Proszę do umywalki, stuk, rozpinamy rozporek, stuk, mydlimy fiuta, stuk, tu jest ręcznik papierowy, stuk, tu kondomy, stuk.. — Kutas mi zamarzł od tej zimnej wody! — zawołałem z maluśkiego kibelka. — Zaraz go ocieplimy, kochanie. Ciekawe, ile czekała, aż się ogarnę? Ja miałem wrażenie, że poruszam się błyskawicznie. Byłem super szybki. Nawet zdążyłem po myciu skłonić kutasa do powstania. — O, ślicznie. Chodź tu. Dziewczyna umiejętnie zaczęła pieścić go ręką. Cały czas stał, lecz niepewnie. Chyba nagle przestała mi się podobać. Nawet po pijaku zwróciłem uwagę na nienaturalnie namiętne usta i oczy obrysowane grubą konturówką. Penisa sprytnie włożyła w kondoma i ciągnęła go za sobą na łóżko. — Zrób mi loda. — Loda chcesz? — powtórzyła miękko. Zaczęła merdać go końcówką języka, sprawdzając, czy mnie to rusza. Gdy zduszony ogumieniem zaczął więdnąć, włożyła go do ust, jednocześnie ruszając ręką. Trochę popatrzyłem jak to sprytnie robi, po czym podniosłem jej twarz w dłoniach i odwróciłem. Nie protestowała. Odwróciła się i wypięła dupę. W takiej pozycji była o wiele większa. Przestałem więc mieć wrażenie, że będę ładował faceta. Jedną ręka odpięła stringi zabezpieczone metalową klamerką na cipce. Teraz wzdłuż rowka zwisał różowy sznurek. Cipkę miała wyfurkaną, całą na wierzchu, wyglądała jak rozgotowany pieróg wystający z dupy. Flaki zaczęły z niej wyłazić od ciągłego pie-

przenia. Taki obraz przynajmniej wbili mi do głowy kumple w podstawówce. Nie było, że jedna ma tak, a druga bardziej na zewnątrz. Teoria wywalonych piczek była niezmienna. Przeruchane na maksa miały flaki na wierzchu, a skrzydełka cnotek gnieździły się głęboko w bułce, schowane jak u niemowląt. Nie przepadałem więc za tym typem urody. Przed oczami przewijały mi się w mocno przyśpieszonym tempie kutasy przyłapane w najbardziej przez faceta pożądanym momencie. Byłem upojony do granic. Cipa zlewała się ze szparą w dupie; niesłyszalne słowa dziwki demonstrowały jej umiejętności krasomówcze, nieuchwytne kąty pokoju krążyły wstęgą Mobiusa. Oczekiwałem końca. — Tak, tak — zaczęła udawać jak w pornolu, mimo, że mój kutas wiądł i lada moment miał wypaść jak kluska. — Zamknij się. — Nie podoba ci się. — Nie mogę się skupić. Po kilku jałowych ruchach wyciągnąłem penisa i ruchem lewej ręki zrolowałem prezerwatywę. To go ocuciło. — Co jest? — spytała. — Nic. Nic. Teraz cię zerżnę. Nim zdążyłem jej włożyć, zauważyła brak gumki. — Co ty kurwa robisz, chuju?! — Zerżnę cię. — Nie zerżniesz, spierdalaj! — Chodź tu! — Spierdalaj, kutasie! Zarzuciła na siebie szlafrok i wybiegła z pokoju. — Janusz!!! — krzyknęła w korytarz. Złapałem penia i poruszałem. Gdy spuszczałem się na łóżko, wpadł Janusz, łysy drab z poharataną gębą. Złapał mnie za kark jak kukiełkę i wyprowadził tylnymi drzwiami na podwórko. Pamiętam tylko, że widziałem potem jak pięść dolatuje do mojej twarzy. 15 ● Na dobre ocknąłem się dopiero na sali szpitalnej. Przyklejony lewą półkulą do poduszki próbowałem skojarzyć fakty i rozkojarzyć wściekły ból głowy. Był późny ranek. Kątem oka widziałem promień słońca przechodzący przez fioletową pieczątkę na pościeli. Ktoś przerzucał strony gazet, ktoś chrapał. Spoza szpitalnej sali dobiegały stłumione rozmowy, stukot obcasów. Płyn mózgowo-rdzeniowy szukał ujścia na czubku czaszki i w oczodołach. Lada moment miał skorzystać z cierpliwie


a

proz

drążonego ujścia. Wówczas na mokrej poduszce zostałbym sam, z do cna odcedzoną myślą o człowieczeństwie. Kolory odbijały się promieniście od pulsującej w żyłach światłości. Czerwień, fiolet, granat rozpościerały ubogą, zapyloną tęczę na stojącej przy łóżku szafce. Nerwy sporadycznie potrząsały bezwładną ręką czy stopą. Pięćdziesiąt metrów za oknem płynęła Bystrzyca. Nie widziałem jej, ale sama świadomość, że tam nieustannie płynie obmywała mi lekko zaniepokojone sumienie. Po obiedzie przyszła Iwona z półlitrowym słoikiem rosołu, czekoladą i mandarynkami. — Co jest? — spytałem. — Nic. — To co się smucisz? — Dlaczego zdarzają ci się takie nieszczęścia? Patrzyła z politowaniem. Trzymała mnie za rękę i nerwowo głaskała kciukiem. — Dobrze, że ktoś zadzwonił na pogotowie, bo byś się chyba wykrwawił. Dlaczego oni cię zbili, co? — Oj, nie wiem, Iwonko. Pochlani byli, to im się zachciało nawalać. — I ciebie musieli? — Szedłem, to mnie wyhaczyli. Oczy jej się zaszkliły. — Boże, jak ty wyglądasz. Jak nieszczęście. Oczy popodbijane, nos na bok, warga zaszyta aż do brody. Bożesz ty mój. Wiesz co? Jak taki wielki wągier z ropą do wyciśnięcia. Do łóżka podeszła pielęgniarka, złapała z tyłu za głowę i podciągnęła w kierunku klatki piersiowej. W chwilę później dołączył lekarz. Przysiadł na łóżku. — Jak się pan czuje? Dotykał mojej twarzy, potem kazał ściągnąć górę od piżamy. — Pracuje pan gdzieś? — Tak. Ciężko było mi się ruszyć. Odczuwałem ból w żebrach, udach i czaszce. — Obrzygał pan całą izbę przyjęć. — Nosa jeszcze nie nastawimy. Na razie pourlopuje pan trochę. Przeglądał już się pan w lustrze, co? — Żona pokazywała. — Nie wygląda to najlepiej, ale za kilka dni, jak wszystko będzie dobrze, nastawimy. — Dobrze — przytaknął na koniec. — Tak, jak wcześniej i dalej poczekamy — zwrócił się do pielęgniarki.

053

16 ● Po trzech dniach pielęgniarka powiadomiła mnie, że o jedenastej będą nastawiać nos. Nie słysząc nigdy relacji z tego rodzaju obrządków, odczułem ulgę. Miałem już dość twarzy wyglądającej jak jakieś żyjątko porastające morskie dno. O wyznaczonym czasie kobieta zaprowadziła mnie do sali, w której stał fotel z dużą ilością skórzanych pasków. Był łudząco podobny do tych egzekucyjnych. Nie podejrzewając jeszcze niczego, położyłem się na nim i powierciłem, by było wygodnie. — Gotowe, pani Kasiu? — zapytał lekarz. — Jeszcze tylko zapiąć. — Dobrze, ja to zrobię. Obniżył nieco jedną część fotela, ustawił nad głową lampę, zaczął przypinać moje nogi i ręce skórzanymi pasami. — A to potrzebne? — spytałem, nagle uświadamiając sobie celowość owych pasków. — To żeby mi pan nosa nie złamał — odpowiedział lekarz i z metalowej miseczki wyjął kawałek stalowego pręta. Nim przełknąłem ślinę zagruchotało mi w głowie. Pręt włożony do nosa robił za łom gruchoczący kości. W jednej chwili łzy zalały mi policzki i uszy. Lekarz, napierając całym ciałem, usiłował skierować kość nosową na właściwe tory. Wreszcie zmęczył się. Przestał na chwilę. Przyglądał się. — Jeszcze trochę. Zobaczy pan, będzie ładniejszy niż wcześniej — zażartował. Nie było mi do śmiechu. Patrzyłem na niego błagalnie. — No dobra, bo widzę, że pan się tu trochę wymęczył. Włożył pręt ponownie, przysunął blisko swoją twarz i jeszcze dwa razy uważnie przycisnął. — No i będzie jak nowy. Słowa te sprawiły mi radość. Chociaż bardzo słaby, gotów byłem natychmiast wstać i pójść do domu. Gdy pielęgniarka wycierała moją zakrwawioną twarz, lekarz rozpakowywał z folii bandaże. Nim ich użył, wcisnął mi do nosa całą tubkę jakiejś maści. Wreszcie przyszła kolej na czynność ostatnią, równie bolesną, jak łamanie. Nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że rolka bandaża może cała pomieścić się w jednej dziurce od nosa. Bandaż wypychał mi oczy i zalepiał szczeliny w mózgu. Od tej pory nosiłem we własnej twarzy dwie rolki nowiutkiego bandaża, którego końcówki lekarz umiejętnie założył na wzór pani z cukierni, która opakowuje ciastka.

— Pani Kasiu. Dwa razydziennie przeciwbólowe. — Dobrze, panie doktorze.


s

ik m o k

LAGU I LAGU

Obecnie studiuje Malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi; umiejętności malarskie wykorzystuje w komiksie i ilustracji; autor licznych krótkich form komiksowych i współtwórca zina Deus ex Machina.

054


n g i s e d

185 C Studio 1

8 5 C

Marek Jagusiak Piotr Szencel Jako dziecko namiętnie kolekcjonowałem opakowania po papierosach, czekoladach oraz etykiety po piwie, nie znajdując do końca zrozumienia ze strony moich rówieśników, kolekcjonujących obrazki po gumach marki Turbo. To, w czym inni widzieli bezużyteczne, zużyte opakowanie, ja dostrzegałem piękne rzemiosło. Dziś, w pracy projektanta najbardziej fascynuje mnie proces, który wprawiamy w ruch. To kreacja, którą można porównać do pracy cierpliwego ogrodnika. Siejemy ziarno, wiedząc co powinno z niego wyrosnąć, ale często efekt końcowy wykracza poza nasze początkowe wyobrażenia. To przeważnie wtedy mówimy, że projekt rozwijał się sam i zazwyczaj dotyczy to najbardziej udanych realizacji. Punktem kulminacyjnym mojego formalnego wykształcenia była obrona dyplomu zrealizowanego pod okiem prof Sławomira Iwańskiego w Pracowni Projektowania Opakowań Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Oprócz projektu marki piwa, na który składały się formy strukturalne opakowań oraz kompleksowa identyfikacja wizualna, złożyłem pracę pisemną pod tytułem Opakowanie jako manifestacja marki. Praca ta pomogła mi zrozumieć rolę jaką pełni opakowanie w procesie kształtowania świadomości marki oraz usystematyzowała wiedzę z zakresu marketingu produktowego. Ważnym epizodem była dla mnie możliwość zaliczenia części studiów w National College of Art & Design w Dublinie, dokąd pojechałem w roku 2006 w ramach programu wymiany Erasmus. W NCAD realizowałem program dydaktyczny na kierunku Komunikacji Wizualnej, wydziału projektowego kierowanego przez Margareth Lonerghan. Praca zespołowa, publiczne prezentacje projektów, seminaria z udziałem ważnych postaci dizajnu, pomogły mi przyswoić sobie standardy jakie panują w zachodnich firmach zajmujących się wzornictwem.

055

Moja droga do fascynacji grafiką użytkową rozpoczęła się od Graffiti. Manifestowanie na miejskich murach moich zainteresowań typografią i obrazem, było moim ulubionym sposobem, spędzania wolnego czasu. Wybierając kierunek dalszej edukacji wiedziałem już, że jedyną drogą jaka mnie interesuje jest możliwość tworzenia. Studia na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach uświadomiły mi jak szeroki wachlarz możliwości oferuje projektowaniegraficzne. Bardzo szybko zostałem zarażony szwajcarskim stylem projektowania typografii oraz składu publikacji i komunikacji wizualnej. Finałem studiów licencjackich była obrona dyplomu zrealizowanego w pracowni Komunikacji Marketingowej prowadzoną przez pana prof. Mariana Słowickiego. Tematem pracy dyplomowej była Identyfikacja Wizualna Prywatnego Centrum Stomatologicznego. W zakresie projektu mieściły się: stworzenie nazwy, projekt logo, identyfikacja wewnętrzna i zewnętrzna oraz elementy kampani promocyjnej. Praca dyplomowa pozwoliła mi posiąść szczegółową wiedzę w zakresie budowania wizerunku marki oraz możliwości wprowadzania jej na rynek. W czasie studiów uczestniczyłem również w wielu inicjatywach studenckich. Byłem redaktorem naczelnym magazynu Akademii Sztuk Pięknych ASPirant. Jestem członkiem Koła Naukowego Projektowania Graficznego KILO, które jest głównym organizatorem śląskiego FestDesign. Doskonale zdaję sobię sprawę z tego, że praca projektanta wymaga nie tylko wiedzy ale i doświadczenia w pracy z klientem. W przeciągu ostatnich lat miałem okazję współpracować m.in z biurem Europejska Stolica Kultury Katowice, oraz projektem Design Silesia, przygotowując oprawę graficzną wydarzeń kulturalnych.


n g i s e d

056


n g i s e d


n g i s e d

058


a

proz

nas o

Krótki wykład o życiu Luiza Dezor urodzona w 1991 r. w Poznaniu. Małolatka. Lubi bawić się słowem i rozciągać granice. 059

Zuzanna uczyła się biologii, kiedy zadzwonił do niej czterdziestoletni mężczyzna i oznajmił, że życie jest chujowe. Później, gdy jechała tramwajem, trzyletni chłopiec pytał mamy co będzie, jeśli pewnego dnia to życie ustanie. Nie otrzymał odpowiedzi. Jego mama nigdy nie traktowała codzienności jak poczekalni do któregokolwiek z zagadkowych światów. Światów pęcznięjących piękniejszymi od rzeczywistych historiami.

Pan X ma trzydzieści pięć lat i jest wykładowcą. Opuścił właśnie po raz trzeci z rzędu własne zajęcia. Jako że czuje się z tym okropnie, biegnie do Zofii, która od czasu do czasu potrafi być lekarstwem na wszystko. Wtula się w jej miękkie ramiona i czeka na miłe słowo. Zofia jest zła. Zaglądając więc do środka jego myśli, wypowiada przymilnym tonem złośliwe: – Lubimy gonić własny ogon, prawda? Lubimy powtarzać błędy i płakać z tego powodu w jesienne wieczory? Lubimy się gubić? Lubimy, gdy na nas patrzą. popaplajmy sobie – Najtrudniej milczeć, gdy się nie ma nic do powiedzenia. Podróbki ciekawych myśli i myślinatemat jak ślina ciekną z języka. Po tej pesymistycznej wypowiedzi nieszczególnej dziewuszki dziwnie ucichło, speszyło się towarzystwo. Zestresowany jegomość, otwierając usta, upuścił talerzyk. Usta-ł słowotok.


cy styk i l b u p

a

ROZMOWA Z MARTYNKĄ WAWRZYNIAK | INTERVIEW WITH MARTYNKA WAWRZYNIAK Martynka Wawrzyniak is a visual artist spe cializing in photography, performance and video art. She was the co-founder and editor of the arts and culture publication Issue magazine during the period from 1999-2004. She was born in 1979, immigrated from Poland to New Zealand in 1987 and moved to New York in 1998, where she currently lives.

060

O czekoladzie i o tym, jak funkcjonują ziny w Nowym Jorku | On chocolate and how zines work in New York | Tekst i przekład z angielskiego na polski / text and English-to-Polish translation: Małgosia Piernik |


cy styk i l b u p

a

Malgosia: My first question is about your the most recent project which was exhibited in Poland. What I have in mind is 4 sale. You became recognizable as an artist due to your pieces devoted to the subject of childhood – photos from the project Kids and action Ketchup. Contrary, 4 sale touches completely different kind of expirience – womanity. Why did you decide to take up his theme? Martynka: At the end of 2009 a friend of mine, photographer Aneta Bartos, presented to me a project – four girls-photographers would cooperate using their own bodies as a subject of their work. Initially I wasn’t really interested as the topic was too close to what my husband, Richard Kern, does. But I eventually decided, that the challenge is interesting and I agreed to collaborate. The work turned out to be extremely inspiring, it forcet me to look deep inside of myself in order to understand the female nature. Malgosia: What exactly did you intend to say about the female nature in your pieces? Martynka: In Lipstick (four) we used lipstick to destroy our faces instead of beautifying them and in the process of this destruction we were able to let go of our vanity and inhibitions – unveiling our raw, emotional, authentic selves. Lipstick (two) was an improvised piece which happened spontaneously right after the shooting of Lipstick (four) – the metal music was playing and Elle (Muliarchyk; one of the four artists collaborating for 4 sale) and I channeled our inner animal instinct and began wrestling – subconsciously unveiling the competitive, explosive, bitchy dynamic of female relationships. Malgosia: How did the artists you worked with feel and act in a role – the role of models? Were their ways of behaving in front of a camera influenced by their experience as photographers? Martynka: The girls were all amazing models as they understand the process from being on the other side of the lens. As time went by we became very connected – during the shoots we could almost read each others minds. Elle and I had both been models and posed nude numerous times before, but Aneta (Bartos) and Yana (Toyber) were initially very shy, however they soon opened up as we all became very comfortable with each other. Ironically Aneta ended up being one of the most photographed out of the four of us! Malgosia: The collaboration of you four guys gave quite an interesting effect! What do you think – is collaboration with other artists something important? Are there any personalities from the art world who exceptionally inspire and support you? Martynka: The creative energy generated by the group was inspiring and pushed us to break new ground with our work. That been said, it was also not easy to collaborate, especially with a group of girls - there was a lot of tension and drama! The collaboration was an interesting exercise for me but I am not sure if I would want to do it again, I am a control freak and prefer to make art independently, without having to adhere to anyone else’s rules! Malgosia: Your husband, Richard Kern, is a photographer as well. How do you get onwith each other? Do you inspire one another or just stick to your own visions of art? Martynka: We work independently and each of our work is very much our own, but it is nice that we are both artists and we can discuss our projects and ideas with each

061

other. We do not collaborate in any capacity but do sometimes help each other, for example Richard helped me with my Chocolate video by pouring the chocolate syrup on my face and shooting the video footage. Malgosia: : I’d like to come back to the issue of the evolution of the subjects you undertake in your pieces. What happened that you’ve immersed into more matured and dark areas although you began with photographing children? Even Ketchup and Chocolate”actions can be regarded as some kind of fun and carefree though ghoulish game. And there is no game in Lipstick, there is something very initial, primordial in it, you release your quashed energies, which are not joyful at all, they are dark. Is this passage from the exploration of childhood to the penetration of womanity some kind of natural development or the effect of certain events in your life? Martynka: My ideas evolve very organically from one theme to the next. After I had a solo show of the Kids portraits, the same gallery gave me the opportunity to have another show a month later, the immediacy of the situation inspired me to experiment and do something totally different for this second show. This was a big turning point in my work, as I finally got the courage to express myself through other mediums than just photography and to step into my work as a subject.Ketchup was a natural progression from Kids, as the subject was also about children, I invited four of the boys who I had previously photographed for the Kids series, to attack me with water guns filled with ketchup against one of the gallery walls. In Lipstick, I again appeared as one of the subjects and picking up on the primal energy that had been expressed in Ketchup I explored what it means to be a woman. Chocolate followed as a further exploration of myself. I do not think that my work got progressively darker, all of my work has a dark side – the Kids series especially, these are not happy portraits. Malgosia: The darkest of your works, 4 sale, were exhibited in June and July in Poznań. It was your first exhibition in Poland. What do you think about this experience? Is there something that surprised you in the way that functions Polish artistic life? Martynka: I was thrilled to have a show in Poland. The Poznan show was a very positive experience, although I know that Poznan is not the art capital of Poland, I would love to have a show in Warsaw. I have great respect for Polish artists. I recently went to a show at The New Museum Ostalgia and all the best work in the show was by Polish artists. Malgosia: And now I’d like to come back to old times for a while. It’s not so widely know that you started your career in New York as a co-founder of Issue magazine. What did your learn creating an independent magazine from the scratch? Looking back at this period of your work, would you say that you managed to work out kind of a new quality? Martynka: I always say that working on Issue was my education. I started Issue at the age of 19 and quickly learned the ropes of publishing and gained access to an incredible community of dynamic creative individuals. The magazine was run by two people – myself and Jan-Willem Dikkers, we did everything from choosing the content to mailing the subscriptions at the post office, Issue was our life – we lived and breathed it! The magazine was an intimate portrait of what the two of us

found inspiring and chose to share with the world, this is what made the magazine so special and also what eventually led to its death – as we refused to sell out and become commercial…


cy styk i l b u p

a

Malgosia: Zacznę od pytania o Twój ostatni projekt, który został wystawiony w Polsce. Mam tu na myśli 4 sale. Rozpoznawalność przyniosły Ci prace poświęcone tematyce dzieciństwa – fotografie z serii „Kids” oraz performance i video Ketchup. 4 sale dotykają zupełnie innej sfery doświadczenia – kobiecości. Dlaczego zdecydowałaś się podjąć ten temat? Martynka: Pod koniec 2009 roku, koleżanka fotografka Aneta Bartos zaproponowała mi pomyśl na projekt, który polega na tym, że cztery dziewczyny fotografki/artystki pracują ze sobą, używając siebie samych za temat swoich prac. Z początku, nie bardzo mnie to interesowało, temat był za bliski tego co robi mój mąż (Richard Kern). Ale zdecydowałam, że to interesujący challenge i zgodziłam się uczestniczyć we współpracy. Praca nad projektem okazała się bardzo inspirująca, zmusiła mnie do zajrzenia głęboko w siebie, żeby zrozumieć naturę kobiety (the female nature). Malgosia: Co dokładniej chcesz powiedzieć o naturze kobiety w swoich pracach? Martynka: Przy pracy nad “Lipstick 4” użyłyśmy szminki do zniszczenia naszych twarzy, a nie upiększenia ich. W samym procesie niszczenia mogłyśmy pozbyć się naszej próżności oraz zahamowań, odkryć nasze surowe, emocjonalne, autentyczne wnętrza. „Lipstick 2” z kolei było improwizacją, która wydarzyła się spontanicznie po kręceniu „Lipstick 4”. Grała muzyka metalowa i Elle [Muliarchyk – M.P.] oraz ja dałyśmy upus naszym zwierzęcym instynktom, zaczynając się ze sobą mocować. Ujawniła się w tym podświadomie rywalizacyjna, wybuchowa, wredna i dynamiczna natura kobiecych relacji. Małgosia: Jak artystki, z którymi pracowałaś, czuły się po drugiej stronie obiektywu? Czy fakt, że na co dzień pracują z aparatem jako fotografki wpłynął na sposób, w jaki pozowały? Martynka: Dziewczyny świetnie się spisały jako modelki, gdyż doskonale rozumieją proces tworzenia fotografii od drugiej strony. Wraz z upływem czasu stałyśmy się sobie bardzo bliskie. Podczas zdjęć mogłyśmy niemal czytać sobie w myślać. Elle i ja byłyśmy w przeszłości modelkami i wielokrotnie już pozowałyśmy nago. Aneta [Bartos – M.P.] i Yana [Toyber – M.P.] początkowo były bardzo nieśmiałe, natomiast szybko otworzyły się i wszystkie cztery poczułyśmy się ze sobą bardzo komfortowo. Paradoksalnie, to Aneta okazała się najbardziej obfotografowaną z naszej czwórki! Malgosia: Efekt waszej współpracy okazał się być bardzo interesujący! Jak sądzisz – czy współpraca z innymi artystami jest czymś ważnym? Czy w świecie sztuki masz osoby, które wyjątkowo cię inspirują, wspierają? Martynka: Kreatywna energia generowana przez grupę była inspirująca I popchnęła nas do wejścia w nowe obszary w naszej pracy. Jak już wcześniej powiedziałam, nie było prosto nam ze sobą współpracować, zwłaszcza w grupie dziewczyn – było między nami mnóstwo napięcia oraz dramatyzmu! Współpraca była dla mnie ciekawym ćwiczeniem, ale nie jestem pewna, czy chciałabym je powtórzyć. Mam hopla na punkcie kontroli i wolę tworzyć sztukę niezależnie, bez dostosowywania się do niczyich zasad

Małgosia: Twój mąż, Richard Kern, również jest fotografem. W jaki sposób wpływa to na waszą relację? Czy inspirujecie się wzajemnie, czy każde z was zajmuje się swoją pracą? Martynka: Każde z nas pracuje osobno i bardzo niezależnie, ale to miłe, że oboje jesteśmy artystami, dzięki czemu możemy dyskutować o naszych projektach I pomysłach. Nie współpracujemy ze sobą w ząden sposób, lecz czasami pomagamy sobie w pracy, na przykład Richard pomagał mi podczas “Chocolate” przez polewanie mnie rozpuszczoną czekoladą I nagrywanie performance’u na taśmie wideo. Malgosia: Chciałabym powrócić do kwestii ewolucji tematycznej w twoich pracach. Co wpłynęło na to, że zaczęłaś zanurzać się w mroczniejszych i dojrzalszych strefach, choć zaczynałaś od fotografowania dzieci? Nawet „Ketchup” czy „Chocolate” mogą być uważane za coś w rodzaju beztroskiej, choć okrutnej gry. Lecz już w „Lipstick” nie ma śladu po tej grze, dzieje się tam coś bardzo pierwotnego, wyzwalasz jakieś ukryte energie, w które nie są już radosne, lecz ciemne. Czy to przejście od penetrowania tematu dzieciństwa do eksploracji kobiecości stanowi naturalną ewolucję, czy też wpłynęły na to jakieś Twoje osobiste doświadczenia? Martynka: Moje pomysły rozwijają sie bardzo organicznie od jednego do drugiego. Po indywidualnej wystawie portretów z serii „The Kids”, galeria, w której odbyła się wystawa, zaproponowała mi kolejną wystawę, na której przygotowanie miałabym tylko miesiąc. Nagłość tej sytuacji zainspirowała mnie do przeprowadzenia eksperymentu i zrobienia czegoś całkowicie innego. To był dla mnie punkt zwrotny, gdyż wreszcie znalazłam w sobie odwagę, by wyrażać siebie przez inne media niż po prostu fotografia, by pójść dalej w mojej pracy. „Ketchup” był naturalnym etapem przejściowym, następującym po „Kids”, gdyż temat również dotyczył dzieci. Zaprosiłam czterech chłopców, których poprzednio fotografowałam na potrzeby serii „Kids” i poprosiłam ich, żeby strzelali we mnie pod jedną ze ścian galerii z pistoletów na wodę wypełnionych keczupem. W „Lipstick” znów pojawiłam się sama jako przedmiot mojej pracy, w której używając pierwotnej energii, wyrażonej w „Ketchup”, eksplorowałam to, co znaczy być kobietą. „Chocolate” było rozwinięciem moich własnych poszukiwań siebie. Nie uważam, żeby moje prace stawały się z biegiem czasu coraz mroczniejsze, wszystkie mają w sobie swój ciemny pierwiastek. Zwłaszcza „Kids”, te portrety nie są radosne. Malgosia: Najbardziej mroczną z Twoich prac, “4 sale”, można było obejrzeć na wystawie w Poznaniu w czerwcu i lipcu tego roku. Była to twoja pierwsza polska wystawa. Jakim była ona doświadczeniem? Czy zaskoczyło cię coś w sposobie, w jaki funkcjonują polskie kręgi artystyczne? Martynka: Byłam podekscytowana tym, że będę mieć wystawę w Polsce. Wystawa w Poznaniu była dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem, mimo że wiem, iż Poznań nie jest stolicą sztuki w Polsce. Bardzo chciałabym mieć wystawę w Warszawie. Polskich artystów darzę ogromnym szacunkiem. Ostatnio byłam na wystawie w The New Museum „Ostalgia” i wszystkie najlepsze prace zostały wykonane przez artystów z Polski. Malgosia: Na koniec chciałabym, żebyśmy powróciły wspomnień ze starych dobrych

062

czasów. Nie wszyscy wiedzą, że zaczynałaś swoją karierę w Nowym Jorku jako współzałożycielka magazynu Issue. Czego nauczyłaś się podczas pracy od podstaw nad niezależnym wydawnictwem? Patrząc wstecz, czy powiedziałabyś, że udało się wam dzięki Issue wytworzyć jakąś nową jakość? Martynka: Zawsze powtarzam, że praca nad Issue jest moją edukacją. Wystartowałam z Issue mając 19 lat i jako że szybko zaczęłam poznawać sekrety branży wydawniczej, zyskałam dostęp do niezwykłej społeczności składającej się z kreatywnych, dynamicznych jednostek. Magazyn był prowadzony przez dwie osoby – mnie i Jana-Willema Dikkersa, robiliśmy wszystko od wybierania zawartości do wysyłania subskrypcji na poczcie. Issue było naszym życiem, żyliśmy, oddychaliśmy nim. Magazyn był intymnym dziennikiem naszych inspiracji, którymi chcieliśmy podzielić się ze światem. Właśnie z tego powodu ten magazyn był tak wyjątkowy i to do-


s

ik m o k

Maria Surducan

1985 – was born in Cluj-Napoca, a city with three names in three different languages in the heart of Transylvania (Romania). 24 years later she finished her studies at the local University of Art and Design. Asked So, what do you do for a living?, she gives a funny look and then answers, I draw comics with one hand, illustration with the other, graphic design with the other and in my last hand I hold a cup of coffee. Bliss. You can see her portfolio here: http://www.behance.net/MariaSurducan ...or you can check her blog: http://mariasurducan-eng.blogspot.com ...or just write a few words to mariasurducan@gmail.com

063


s k i m ko

064


inter -art

Studentka IV roku grafiki warsztatowej na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Zajmuje się grafiką wklęsłodrukową, plakatem, ilustracją książkową (m.in. tomik poezji Pchacze wózków Andrzeja Kanclerza, powieść Rolada Jana Drechslera) i rysunkiem satyrycznym (współpracuje z prasą lokalną), a także poezją. Za swoje wiersze była nagradzana w ogólnopolskich konkursach, publikowała w prasie (mn. in. Śląsk, Szafa) oraz licznych antologiach, jej twórczość była też prezentowana na antenie Polskiego Radia. Wystawy indywidualne: wystawa cyklu grafik w herbaciarni Fanaberia w Bytomiu (luty-marzec 2010), wystawa plakatów Rewers w witrynach sklepowych w ramach 4 Dnia Kultury Ulicznej w Tarnowskich Górach (czerwiec 2010). ur. 1988 w Tarnowskich Górach

065

Anna

K rz toń


inter -art

066


poezja rakowie Naukowej w K i rn ia aw K w na30 czerwca ki pod szumną yc et o p j ie rn tu i 1 KULodbył się I min wy” w ramach 2 fo p am rk u lt ku r TES. zwą “o lau AND CIGARET E E F F O C T S E waszej dzielTURKAMPF F po patronatem e ci iś w zy oc o rystian Wszystk Joanna Lech i K : ie dz ła sk w ry ytnej Kofeiny. Ju Pierwszą zaszcz : ać zn zy pr iło ow rodę ex Kajewski postan rzwy. Drugą nag ie M a tr io P la d barz, ną nagrodę ek, Jadwigi Gra or -L ej ki rs da ło equo dla Ewy W iej. Joanny Borowsk

Co Piotr Mierzwa

Ed., za opis weźmiemy ciszę, jej nieuleczalny puls, plusk mojej ulicy za oknem (a zgrabniej grałby szum szosy, but terribly shy as I am, I no longer fuck around with sounds), jej piosenkę, jej piosnkę, bo ma środek, koniec, początek, odtwarzacz jeszcze, recorder czy player, prosty flet ptaków, skrzek flaków, kiedy wyłONczam Winampa, to słychać tu, że nie chodzi o Ciebie, o mnie i także nietutejszej muzyce na dwie larwy lub cały Cocon, jak gram tańcem, gwarzysz, nie wszystkich mamy między nami, kiedy tak rozmawiasz, że mówię niewiele, pijani klubowo, niepijani, co ważne, ale to też ważne, tak i nie tak bardzo, aż tu naraz molekularne, nie skalarne, nieusuwalne ciało, rozkładamy się na marach?

Prolog: Do drzwi dworca prowadzą schody. Kobieta mówi mężowi: łatwiej się znosi. Dotykam go czubkiem palców, prawej ręki, i mówię, że

Mary had a little lamb, we’ve been done in by their crap, even our Lady G. is still deep in their shit, still in love with. Judasz, że wybrzuszył gościa, co raptem wspiął się na klatkę, zbulił za to słono, nie iżbym wypędzał, ale – Buli, Buli, nie zostań, teraz się mi stop – nie wymawiając, grzecznie tu namawiam,

owszem, ale ja już tego więcej nie zniosę.

żebyśmy według własnej definicji grzeszyli i woli (wynajduję sobie szatańskie pojęcie grzechu jako buzi krzywdy zadanej, z tym najcięższej sobie samym w problematycznej ucieczce,

Do drzwi dworca prowadzą schody. / Drzwi są ciężkie, dwuskrzydłowe / i wystaję butami 8 centymetrów nad chodnik, / i jestem spóźniona. / Staję przed prawym skrzydłem, bo wydaje się podłamane, więc łatwiejsze / do pokonania. A ono się porusza, a ono się przede mną odsłania. / Ma ciepłe wnętrze i ciekawskie spojrzenia / (ze środka: ciekawość też ma jedno źródło). Góruje / nade mną twarz zrośnięta z mężczyzną zarostem na oko / trzydniowym. / Ma usta, ma dwie nogi, / ma dłoń jedną, zaciśniętą, otwierającą drzwi ciężkie, dwuskrzydłowe. Otwiera / prawe, szerzej, teraz już złamane, i uśmiechem / pokazuje mi wolną drogę przy swoim boku. / Ma oczy, które mają kolor i potem już nic nie mogę powiedzieć, / bo to jest kolor pierwszorzędnych mordoklejek. / Tak staje / się sytuacja bez wyjścia obok miejsca, gdzie ja przestaję: / nie mogę, a on to widzi, bo spuszczam oczy / jak zdrajca kobiecości, która wynaturza się zaślepieniem. / Pcham lewe, przechodzę samodzielnie. // Od kiedy weszło jak krew w wodę małej zatoki, gdzie wysoki młodzieniec złamał sobie kark myśląc / o wodzie, że jest głęboka, nie pozwalam nikomu / mieć wyobrażeń, że bywam samotna / w obliczu dowolnego koloru albo ciężkich drzwi, / albo niedzielnego tłoku / przepychającego mnie przez dziurę do kina.

anielskiej etyce potwora, masakrującej ofiary, że J. Chrystus to obiekt seksualny niepogodnej żądzy stale czułego życia), abyśmy prosili, dziękowali, przepraszali, widziani, słuchani, żadne tam ale i nie tu ani ani, jestem, kto jestem, kim bądź, bądź kto, na noc, na zmianę, na wyłączność i zawsze razem na chwilę zawsze, z serca biję mocno dobrym słowem ojców, ich rzekomym brakiem, pisałoby się pysznie, żrąc przyszłość bez mężczyzn, którzy będą, byli, jesteśmy, dopiero teraz być ze sobą możemy, kiedy ojciec pochowany w serdeczniejszym tabernakulum wiersza, pomiędzy literami, w bieli, tym rytm, nasze miłowanie, grzeszenie, jakie nie pożąda łaski rozgłosu: snu, widowiska, ustawy, poetyki, nieruchomienia, miłości, siedząc, tańczy, śpiewa, pije, milczy, pali, bacznie oddycha, czujnie patrzy, uważnie słucha udami, obraca na baczność, nie igra, improwizuje, czule wyczuwając cudze zagubienia, mimo że łyso się robi, gdy sprawia człowiekowi przykrość, przytulam się do swojej przyjemności, składam wygłosem palców, tu ufność, bezmierna rozkosz, wysadzam mostek, przeżywam przez żebra, otrzewną, dyszenie, na piersiach, na brzuchu, jego klatkę piersiową, włoskami, im polecam ver (z dedykacją) N.N. alias John Doe

067

Joanna Borowska

Znosi za mnie. Żona znosi swoje. Stoję spokojnie.

Nie pozwalam nikomu udawać, że jestem jedyna jak szczęśliwy numerek na dziś, z dziewiętnastu milionów numerków możliwych. Należę do grona kobiet beznadziejnie szczęśliwych


poezja Jadwiga Grabarz

Co się stało z mózgiem Alberta Einsteina

po śmierci nikt się nie pofatygował czy zapytać pytania niosą niebezpieczeństwo klęski wyrażone w n i e nie pytano zatem nikogo otworzono mu czaszkę wyjęto zważono zmierzono policzono zakonserwowano pokrojono w plasterki okazało się że mózg geniusza odstaje od normy co mogło być przyczyną jegio autyzmu i wielu innych anomalii o skomplikowanych nazwach ciekawe czy poeci też tak mają a może t nie kwestia żyłek czy neuronów że ciągle roztrząsają ostateczność

29.06.2011

068

POWOJOWISKO Ewa Włodarska-Lorek

Z tego snu nie obudzę się wcześniej niż wrzosy. Przyjdzie dzień, gdy skruszeją zmysły w ciemnym domu. Nie wstanę, aż podłogę okadzą nad głową. Ucichnie szelest czarnych taśm na kilka godzin, zanim przyniosą nowe do mieszkania obok. Z tej drzemki nie obudzą mnie nawet neony. Błękitny mak sypany przez dziurkę od klucza kiełkował jak oliwne drzewo przez trzy doby. Teraz mija przeszkody i obrasta progi, szukając nowej ścieżki na skróty, do światła


foto

a

grafik

y a d o u

Location Posen, Poland Birthday 1988 About Absolwentka exASP Poznań i tatuażowy zapaleniec. Email yadou@op.pl Website http://www.yadou.blog.pl

069



foto

a k fi a r g

071



s

ik m o k

OTU

rysunek tuszeniem, kaligrafia wyrazu, styli, rękonalizacja do.i dzielnia. http://www.otusiunio.blogspot.com/

PSZREN Piotr “pszren” Szreniawski, eksperymentator komiksowy, scenarzysta, blogger i wydawca zinów.

073


s

ik kom

074


KOFEINA jest polskim zinem publikującym niezależnych autorów z całego świata. Jest jednocześnie polem artystycznym redaktorów, jak i miejscem wybranych twórców zajmujących się różnymi gatunkami sztuki (od prozy po inter-art), chcących pokazać swoje prace na łamach autonomicznego wydawnictwa. Jeśli masz więcej pytań napisz do nas! Zin funkcjonuje tylko w przestrzeni cybernetycznej realizując idee przenikania się mediów stanowiących synonim nieograniczonej wyobraźni i możliwości, Książki i Internetu.

We are a multinational, unofficial group and we create ART-LITERARY MAGAZINE which is a completely grass-roots and underground initiative. We publish alternative and off-mainstream prose, poems, photographs, graphics, journalism etc. Company Overview

Jeśli chcesz z nami współpracować, wyślij swoje prace do odpowiedniego działu (adresy podane poniżej); jeśli jest to materiał graficzny, musi mieć co najmniej 300dpi, jeśli zaś formy tekstowe- zapisane w starym formacie Word: .doc lub jako tekst sformatowany: .rtf.

Please email your submission to proper sections either as a 300 dpi JPEG for visual art (photos, graphics, etc.) or Word document for text pieces (.doc, .rtf):

KOFEINA ART ZIN is a Poland-based art publication made by independent artist from around the world. KOFEINA acts as both an extension of its creators’ individual skills, and an opportunity for selected artists of all disciplines (prose, poetry, design, graphics, pics, photos, comics, inter/art) to display and promote their work via an alternative outlet. Please let us know if you have any further ...questions and we look forward to receiving your submissions.

JOANNA LECH – poezja@kofeina-zin.pl | poetry section | MICHAŁ KMIECIK – proza@kofeina-zin.pl | teatr@kofeina-zin.pl | prose section/drama section ) IGA DROBISZ – art@kofeina-zin.pl | graphic section | KATARZYNA JANOTA – design@kofeina-zin.pl | fashion/design section| MICHAL MISZTAL – komiks@kofeina-zin.pl | comics | MALGOSIA PIERNIK – publicystyka@kofeina-zin.pl | journalism section | DANIEL KOT – danielkot@kofeina-zin.pl | editor-in-chief | w sprawach współpracy promocyjnej prosimy pisać na://with PR co-op: kofeina-zin@kofeina-zin.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.