Kraina Bugu 2/2012 zima

Page 1

numer 02, Zima 2011/2012 cena 14,90 zł (w tym 5% vat) ISSn 2083-912X, InDeKS 281034

moje

siedlisko

wywIaD/ jerzy zelnik „Od 30 lat przeprowadzam się nad Bug”

sztuka emocji zaInSPIrOwanI/ Bartosz Musiej

Liwiec

jeszcze płynie

rePOrtaż/ ekspedycja kajakowa rzeką

Tatarzy nadbużańscy Kiedyś były meczet, mułła i duża społeczność muzułmańs muzułmańsKa. dziś zostały nazwy i omszały mizar


Od 20 lat czynimy świat lepszym


Zima zbliża do ludzi

Ś

nieg przykrył dachy chatek, a mróz ściął wody Bugu. Nadbużańska kraina przeszła w stan permanentnej ciszy. Przerwie ją dopiero wiosna, ale nim nadejdzie, naszym oczom ukaże się wiele ciekawych zjawisk. Zanim wyruszymy w utrwalony śniegiem plener, pochylmy się nad zdjęciami Artura Tabora, który jak nikt potrafił uchwycić piękno tutejszej natury. Warto odwiedzić konstruktora drewnianych rowerów z Białej Podlaskiej, który swoją ostatnią wycieczkę w zeszłym roku odbył właśnie razem z nami. Kiedy przyroda zapada w zimowy sen, nasza uwaga zaczyna skupiać się na ludziach. Myślimy o nich z większą czułością. Zastanawiamy się, kim są, jaką rolę odgrywają i co ich łączy z tą niezwykłą krainą, ale przede wszystkim – co z nimi będzie. Tatarzy, a raczej ich potomkowie zechcieli się z nami podzielić swoją długą i zawiłą historią. Ugościli nas hojnie – po tatarsku – i wyjaśnili, dlaczego na Podlasiu tak niewiele zostało po ich przodkach. Z nastaniem chłodu także inspiracje i dzieła stają się zimowe. Artyści zamykają się z nimi w mniejszej przestrzeni pracowni lub galerii. Swoje przestrzenie ograniczają też znani ludzie, najczęściej do miejsc szczególnie im bliskich.

Tak jak Jerzy Zelnik, który w swoim nadbużańskim siedlisku, wśród szumu lasów, oddaje się pracy nad kolejnymi rolami. Trudniej zimą spacerować po lasach i polach, ale gościnne są wsie i miasteczka, które są w stanie nas zachwycać, a niejednokrotnie zatrzymać na smaczny posiłek z regionalnej kuchni. Dlatego zarówno dla niestrudzonych eksploratorów Krainy Bugu, jak i stawiających pierwsze kroki na tych ziemiach, przygotowaliśmy miniprzewodnik po miejscach ciekawych i mało znanych. Podczas takiej wędrówki zdarzyć się może osobliwe rendez-vous z przedstawicielem znikającego świata, na przykład kowalem. Niekiedy przed starą chatą możemy dostrzec dawno zapomniane narzędzia, które czasy swojej aktywności mają już za sobą. Spotkamy ludzi żyjących w tej rzeczywistości, nie świętych, chociaż uznających wyższość sacrum nad profanum, co pozwala im tworzyć sztukę codzienną, zaś wena przychodzi z góry, od Najwyższego. Zima nie sprzyja wyprawom po rzece, ale nasi reportażyści podjęli wyzwanie. Do końca nie wiem, gdzie ani kiedy. I pewnie do końca pozostanie to niespodzianką. Jak miłą, oceńcie Państwo sami.

Katarzyna Karczewska Redaktor Naczelna

3


KOLEKCJA KRAINY BUGU

4

kraina bugu 路 zima 2011/2012


Bug o świcie Autor: Robert Dejtrowski

5


SPIS TREŚCI

10

36

52

58

78

90

10 12

6

ludzie z klimatem Sławomir Weremkowicz. Drewniane rowery konstruktora z Białej Podlaskiej zdobywają świat. oblicza rzeki Studzianka odkrywa swoich Tatarów. Kiedyś były tu meczet, mułła i śpiew muezina. Dziś zostały tylko omszały mizar i potatarskie nazwy. Na szczęście Studzianka nie zapomina o przeszłości.

30

czas na weekend z przygodą Propozycje na weekend: Włodawa – Kodeń; W sercu puszczy mielnickiej; Z Małkini Górnej do Zuzeli.

36

miejsce na weekend Brańszczyk. Bezcenne zabytki w sercu Kurpi Białych.

44

punkt docelowy Hrubieszów. Miasto czterech kultur, religii i tradycji, któremu nadal bliżej na Wschód.

52

Moje przestrzenie Wywiad. Zanim wybrał siedlisko nad Bugiem, myślał o Mazurach. Przekonały go swojskie krajobrazy i spokój, jakiego brak w stolicy. Z Jerzym Zelnikiem rozmawiamy o okolicy, do której wraca od 30 lat.

58

brzegiem rzeki Reportaż. Męska wyprawa jesiennym Liwcem, czyli sam na sam z dziką przyrodą, ciszą i żywiołem, który potrafi dać się we znaki o każdej porze roku.

68

kulturalny kwartał Wystawa: Bogusław Skarus; Album: Siedlce w obiektywie Kordaczuka; Płyta: Pieśni Podlasia i Polesia.

70

zainspirowani Bartosz Musiej. Jego oryginalne pejzaże inspirowane są energią znad Bugu. Najlepiej tworzy mu się właśnie tutaj.

kraina bugu · zima 2011/2012


12 Oblicza Bugu 74 78

nie święci garnki lepią Robert Frączek. Ptaszek w glazurze. obrzędy przeszłości Maruna. Dziady, czyli pierwowzór Święta Zmarłych, zachwycają bogactwem obyczaju i radością, z jaką witało się dusze.

82

zapomniane narzędzia Grzebień do lnu i sieczkarnia.

84

znikający świat Kowal. Rozpoznam moją podkowę – Bogdan Ilczuk.

90

birdwatching Andrzej G. Kruszewicz. O ptakach nad rzeką.

92

przestrzeń natury Natura. Uroczysko Sterdyń zachwyci każdego. Spotkamy tu łabędzia czarnego, rycyka, bekasa i niezmiernie rzadkie gatunki roślin.

Kiedyś w Studziance nie wypadało przyznawać się do bycia Tatarem. Na wszelki wypadek. Dziś tatarskie korzenie to znów powód do dumy.

NUMER 02, ZIMA 2011/2012 CENA 14,90 ZŁ (W TYM 5% VAT) ISSN 2083-912X, INDEKS 281034

moje

siedlisko li k

WYWIAD/ JERZY ZELNIK „Od 30 lat przeprowadzam się nad Bug”

sztuka emocji ZAINSPIROWANI/ BARTOSZ MUSIEJ

Liwiec

jeszcze S Ą\QLH

REPORTAŻ/ EKSPEDYCJA KAJAKOWA RZEKĄ

96

obiektyw tabora Jastrząb gołębiarz i jeleń europejski.

98

w krainie smaku Maciej Wawryniuk. Zima w krainie ryb.

felietony 106 Leszek Stafiej: Asfalt czy białe niedźwiedzie. Paul Lasinski: Sama natura nie wystarczy.

Tatarzy T atarzy nadbużańscy KIE KKIEDY KIEDYŚ IED IEDY EDYŚ DYŚ DY YŚ BYŁY YŁŁY MECZET, YŁY MEECZET MECZE MECZET M CCZET ETT, MUŁŁA ET, MU MUŁ MUŁŁ M UŁŁŁA I DUŻA Ż SPOŁECZNOŚĆ ŚĆ MUZUŁMAŃSKA. ŚĆ Ń DZIŚ ZOSTAŁY NAZWY I OMSZAŁY MIZAR

FOTOGRAFIA NA OKŁADCE: Liwiec w okolicach Sowiej Góry autor: Arkadiusz Włodarczyk

7


ZDJĘCIE CZYTELNIKA

Masz ciekawe zdjęcie związane z regionem Krainy Bugu? Chcesz, abyśmy je opublikowali? Prześlij zdjęcie w formie cyfrowej na adres e-mail: magazyn@krainabugu.pl wraz z dopiskiem w tytule ZDJĘCIE CZYTELNIKA. Szczegółowe informacje znajdziesz na: www.krainabugu.pl/zdjecieczytelnika.

8

kraina bugu · zima 2011/2012


Nalewki nadbuşańskie Autor: Agata Fiedorczuk

9


10

kraina bugu 路 zima 2011/12


SYLWETKA / LUDZIE Z KLIMATEM

Leonardo z Białej

fot. M. Rząca (2)

B

Podlaskiej

ardziej niż rdzy moje rowery boją się korników – mówi o swoich dziełach Sławomir Weremkowicz z Białej Podlaskiej, emerytowany hydraulik, znany miłośnikom jednośladów z całego świata. Z drewna jest wszystko – szprychy, łańcuch, siodełko i pedały, nawet śrubki są wycięte z drewna bukowego, jesionowego i dębowego. Najnowszy, ósmy już, bicykl Weremkowicza nazwany „Sześcioszprychowcem” i ukończony, zgodnie z zapowiedzią, w 60. urodziny przednie koło ma dwa razy większe od tylnego. Niewielki, ma być wykorzystywany na dłuższych trasach. Ukończenie jednego roweru to około półtora roku precyzyjnej dłubaniny z wykorzystaniem najprostszych narzędzi stolarskich – dłuta, młota i drutów. Wyjściowy kawałek drewna sam podpowiada kształt roweru: – Wystarczy, że spojrzę i już wiem, co z tego powstanie – mówi Sławomir Weremkowicz, który od dziecka kochał drewno, cierpiąc z braku talentu do rzeźbiarstwa. – Chciałem być artystą, a że Stwórca poskąpił mi daru rzeźbiarskiego, zostałem konstruktorem – tłumaczy. Jego rowery, które spokojnie można określić najekologiczniejszymi pojazdami świata, nazywają się równie oryginalnie, jak wyglądają. „Weekend”, „Wehikuł”, „Gałęziak”, „Sześcioszprychowiec” i członkowie „Rodziny Dinozaurów” dzielą pomieszczenie z nieukończonym jeszcze „Żeglującym Sławomir Weremkowicz. Rocznik 1951. Z zawodu hydraulik, Słońcem”, który swoją premierę ma mieć w międzynarodowym środowisku cyklistów znany jest jako na Euro 2012. twórca oryginalnych drewnianych rowerów. Na podwórku, które jako Pasja, której poświęcił się dopiero na emeryturze, zapewniła pierwsze ogląda nietypowe bicykle, mu miejsce na najważniejszych stronach internetowych sześćdziesięciolatka nazywają poświęconych kolarstwu i zdjęcia w niemal każdym albumie „szalonym konstruktorem” albo o Lubelszczyźnie, Białej Podlaskiej i okolicach. Odwiedziny „Leonardem da Vinci z Białej”. Wzorem Weremkowicza to dla wielu turystów ważny punkt programu renesansowego geniusza stara się zwiedzania miasta. Sławomir Weremkowicz jednym tchem usprawniać wszystko, nie tylko rowery. wylicza nazwy i daty powstania wynalazków wielkich Na domowy użytek zbudował m.in. konstruktorów, przypominając, że drewniane rowery projektował maszynę, która porusza lustrem Leonardo da Vici, a w 1790 r. francuski hrabia William de Sivrac w sypialni, co pozwala zobaczyć skonstruował pierwszą drewnianą biegówkę. Pomysły odbicie całej sylwetki. Weremkowicz Weremkowicza rodzą się z ciągłej potrzeby ruchu. – Cały czas ma też na koncie stolik dla dzieci, muszę coś robić, a praca w drewnie jest moją pasją – tłumaczy. który za sprawą prowizorycznego Ekstrawagancko ubrany, z rozszerzanymi u dołu spodniami, żurawia podnosi mebel i w odpochustką piratką na głowie i w wielkim łańcuchu z drewna na szyi wiednim czasie go opuszcza. prezentuje się niczym ekologiczna wersja harleyowca.

11


OBLICZA RZEKI DOKUMENT / OBLICZA RZEKI

12


Studzianka

odkrywa

swoich Tatarów tekst: Karolina Kowalska

zdjęcia: Bartek Kosiński

Kiedyś mieli swój meczet, mułłę i uzdrowiciela. Dziś zostały im tylko nazwy i omszały mizar. Opowieść o Tatarach ze Studzianki koło Łomaz, którzy po latach milczenia na temat swojej tożsamości odkrywają swoje korzenie. I o młodym pokoleniu, które robi wszystko, by im pomóc.


OBLICZA RZEKI

C

zesław Remesz z dzieciństwa zapamiętał pogrzeb ciotki późną jesienią 1942 r. Matka kazała mu zostać w domu, ale zakradł się opłotkami. Widział, jak niosą nieboszczkę na mizar i chowają ją w pozycji siedzącej, a potem rzucają grudy ziemi. Tyle z całego obrządku, bo mama dopilnowała, by nie było go przy guślu – obrzędzie obmycia zwłok, i deurze, kiedy to modlący przyjmują na siebie grzechy zmarłego. Potem nigdy już takiego pogrzebu nie doświadczył. Ciotka była ostatnią Tatarką z krwi i kości – niezaślubioną katolikowi, niejedzącą wieprzowiny, przestrzegającą zasad Koranu. Dziś w Studziance się takich nie spotyka. Zofia Gajda też widziała, jak ciało owinięte w prześcieradło opuszczają do grobu, a potem jak przysypują otwór w ziemi i osadzają kamienie – większy u wezgłowia, przechylony lekko w przód, mniejszy przy nogach.

Barbara Józefa Kowieska nieraz ze szkoły wracała z płaczem. Dzieci wytykały ją palcami: „Tatarka! Tatarka!”. Ale i tak miała szczęście – znała swoją tożsamość. Wielu rówieśników wzrastało w zupełnej nieświadomości. Barbara Józefa Kowieska tatarskich pradziadków zna głównie z fotografii. Drzewo genealogiczne zaczęła odtwarzać jej córka Ewa.

14


15


Oba zwrócone równolegle do wschodu słońca i do Mekki. Płyt y nagrobne na mizarze w Studziance to najtrwalszy ślad obecności Tatarów. Dowód na to, że prócz tych podlaskich, do dziś zamieszkujących północ Podlasia, istniała również społeczność na Lubelszczyźnie, w gminie Łomazy. Mizar, przez lata zaniedbany, przeżywa dziś drugą młodość. Częściej niż potomkowie Tatarów zaglądają tu turyści, fotografowie, pasjonaci historii.

Tatar milczy o korzeniach Barbara Józefa Kowieska, po matce półkrwi Tatarka, mija mizar w drodze na swoją łąkę. Wśród omszałych, zapadniętych tablic z arabskimi napisami, odnajduje atmosferę domu dzieciństwa. Tę z dobrych wspomnień o sytych potrawach mącznych, jagnięcinie i opowieściach o wykształconych przodkach, którzy zjechali z Rosji. Woli nie pamiętać wytykania palcami, choć nieraz ze szkoły wracała z płaczem i skarżyła się, że dzieci przezywają ją „Tatarka”. Dziś myśli, że może miała szczęście, bo przynajmniej znała swoją tożsamość. Wiele dzieciaków – tych skośnookich, czarniawych i tych jasnych, z niebieskimi oczami i włosami koloru słomy – wzrastało w nieświadomości. Mama Zofii Gajdy, która prawdę o swoim pochodzeniu poznała dopiero w liceum, długo powtarzała, że do bycia Tatarem lepiej się nie przyznawać. Choć ta nacja cieszyła się w Polsce sympatią – bo pracowici, sprawiedliwi i otwarci – w PRL-u bezpieczniej było milczeć. System nie lubił odmienności. Tatarzy widzieli, co się działo z Żydami. Zresztą zawsze starali się wrosnąć w Polskę. Od nadania im ziem przez Jana III Sobieskiego była przecież ich ojczyzną. Może dlatego przed wojną w tradycyjnej bitwie na zakończenie roku Polacy mierzyli się z Żydami, a Tatarów traktowali jak swoich. Chociaż, jak pamięta Bolesław Panasiuk, chłopcy

16

Bajrulewiczów, Pierogowiczów, Azulewiczów, Buczaków i Sokołowskich instynktownie trzymali się razem. Przyjaźnili się ze wszystkimi – katolikami, prawosławnymi, Żydami, ale ze swoimi jakby bardziej. Zresztą, w przedwojennej Studziance każdy żył w zgodzie. Dzieci wszystkich czterech wyznań straszono więc obcymi – Cyganami. – Sam to przeżyłem, kiedy miałem kilka lat. Jak rodzice jechali kopać ziemniaki, to zamykali mnie w mieszkaniu. Zdarzało się, że Cyganie przejeżdżali, a ja miałem wrażenie, że stukają i zaglądają. Cały drżałem – wspomina Bolesław Panasiuk. Jego koledzy prawdopodobie też się bali. Może nawet opowiadali sobie o najeźdźcach w taborach? Wymieniali doświadczeniami? Bolesław Panasiuk wspomina, że nikt im nie zabraniał wspólnych zabaw. Rodzice, zajęci pracą na roli i walką o byt, nie zawracali sobie głowy sprawami tak nieistotnymi jak segregacja sąsiadów. Szczególnie że wrogość wobec bliźnich jest taka nietatarska.

Tatarzy przeszli na katolicyzm rach-ciach, bez ceregieli. Mieli choinkę, a jak ksiądz chodził po kolędzie, to zaglądał i do nich. Ale żeby byli bardzo wierzący, to raczej nie – mówi Bolesław Panasiuk.

Szanowali wszystkich na równi, tak jak ich religie. Wiedzieli, że olejarz nie pracuje w szabas, a karczmarz w piątkowy wieczór sam nie nalewa. Ostatni świadkowie islamskiej Studzianki nie pamiętają już muezina, który chodząc między domami, nawoływał do modlitwy, ani nabożeństw i zasłony oddzielającej kobiety od rozmodlonych mężczyzn. Meczet spalono w 1915 r. W tym czasie większości naszych rozmówców nie było jeszcze na świecie. Święta katolików i prawosławnych, często równoległe, z czasem przyjmowali jako swoje. Nawet w Boże Narodzenie mieli choinkę. Ale jak katolicy i prawosławni przekazywali im swoje zwyczaje, tak oni dzielili się tradycją z chrześcijanami. Częstowali sąsiadów barankiem lub wołem, zabijanym na Kurban Bajram, upamiętniającym ofiarę, jaką Abraham chciał złożyć z syna Izaaka. W Ramazan Bajram, święto zakończenia postu, cieszyli oczy mieszkańców wioski barwnymi strojami ludowymi. Tradycyjną jałmużnę uprościli do rozdawania słodyczy i sytych słodkich bułek, które najstarsi mieszkańcy Studzianki do dziś wspominają ze smakiem. Tak jak kołduny, bielusz, czyli zapieczone mięso w cieście drożdżowym, i cybulniki, pierożki z wołowiną, którymi częstowano ich w domach kolegów. Niektórzy do dziś, tatarskim zwyczajem, popijają wodę z miodem, czyli sytę. Tylko o modłach nie wiedzą za wiele. Sferę sacrum pomijano w opowieściach, nie dopuszczano do modlitw innowierców, ciekawych sąsiadów. Zresztą po drugiej wojnie światowej prawie wszyscy przechodzili na katolicyzm. Nie tylko ze względu na słabość do wyznającej chrześcijaństwo płci przeciwnej, ale dla wygody. W pewnym momencie tak było i praktyczniej, i bezpieczniej. – Oni na katolicyzm przeszli rach-ciach, bez ceregieli. Po prostu musieli – wspomina Bolesław Panasiuk. – Do kościoła nie chodzili, ale jak ksiądz chodził po kolędzie, to i do nich wstępował. Ale tak naprawdę nie świętowali tak jak my – zdradza. Czesław Remesz tylko się kraina bugu · zima 2011/2012

fot.: Archiwum Z. Gajdy (2), Ł. Węda (1), B. Kosiński

OBLICZA RZEKI


1

3

1. Studziański mizar przyciąga dziś turystów, fotografów i badaczy historii regionu. 2. Podczas letnich festynów w Studziance można poczuć się jak za tatarskich czasów. 3. Do dziś trwają spory, czy moc uzdrowicielską miał imam Maciej Bajrulewicz (na zdjęciu), czy jego brat Romuald. 4. Zdjęcie meczetu w Studziance spalonego w 1915 r.

2

4

żacha, kiedy słyszy opowieści o rzekomej niechęci Tatarów do katolicyzmu: – Młode panny wydawano za katolików, a Tatarzy żenili się z Polkami w kościele. I rodzice wcale nie grozili wydziedziczeniem – mówi. Sam ma przecież ojca Polaka. Uważa, że bycie Tataro-Polakiem to nie wyznanie, ale przede wszystkim wewnętrzny przymus pomocy, sprawiedliwości, zapobiegania cudzej krzywdzie. Powielanie wartości wyniesionych z domu. Wyznanie,

świąteczne tradycje, sposób chwalenia Boga są drugorzędne. Dziś, kiedy Tatarzy zaczynają mówić o swej tożsamości, często przychodzi im rozprawiać się z wizerunkiem dzikusa palącego miasteczka i wsie. I kolejnym – tym folklorystycznym – ciemnoskórego, uśmiechniętego wąsacza tańczącego na koniu. Że Tatar to nie tylko koń, podkowa i step, tłumaczą cierpliwie. Bo niby skąd ludzie mają cokolwiek wiedzieć?

17


O Czesławie Remeszu w Studziance mówią, że to prawdziwy Tatar, z uczciwości i charakteru.



OBLICZA RZEKI

1

Przecież przez lata o Tatarach milczano. W gazetach pisano o nich rzadko. Jeśli już, to w tonie patriotycznym. Jako o spłacających dług wobec Polski, która przygarnęła ich przed blisko 300 laty. Bezwyznaniowych, uformowanych ideologiczne przez jedyną słuszną partię. „Sztandar Ludu” z 1970 r. w artykule „Podlascy Tatarzy” tak opisuje Marię Pirogowiczową z domu Bajrulewicz: „Przez blisko pół wieku wykształciła wiele dzieci nawet nie wiedzących, że języka polskiego uczy ich Tatarka, ongiś prawowita mahometanka. Czy w ten sposób spłacała dług wdzięczności polskiej ziemi, swojej ojczyźnie? Boć przecież, choć z tatarską krwią w żyłach a z polską duszą myśli jej nierzadko uciekają do lat dzieciństwa, lat spędzonych w tatarskim obyczaju

20

2

i wśród Tatarów. Spłacała ten dług w inny sposób – choć wcale nie gorszy – niż jej wujkowie – Maciej Topolski i Maciej Okuniński. Obaj bili się mężnie w powstańczych oddziałach 1836, opierając się pokusie awansów i nadań nowych dóbr za przejście do obozu zaborców. Wybrali niepodległość Polski i w konsekwencji katorgę na dalekim Sybirze i konfiskatę majątków”. Obecność szlachetnie urodzonej Tatarki w polskiej wsi miała usprawiedliwiać praca nad kształtowaniem umysłów polskich dzieci. I zapomnienie o własnej tradycji, nieistotnej przecież w socjalistycznej Polsce. Autorowi tekstu nie wypadało wspomnieć, że Maria Pirogowiczowa była najlepiej wykształconą kobietą w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.

Test na Tatara Dziś dziennikarze zachwycają się mniejszością, szukają azjatyckich rysów, śniadej cery, symboli islamu. I łatwo je znajdują, bo teraz w Studziance tatarskość to duma. Młodzi doszukują się jej w kształcie oczu, śniadej cerze, kruczoczarnych włosach. Okrągła twarz i szerokie policzki są wyznacznikiem tatarskich korzeni. Ale jeszcze bardziej nazwisko zakończone na „-icz”. Ci płowowłosi, stuprocentowo słowiańscy, też się Tatarami interesują. Czesław Remesz oburza się, kiedy fotograf Bartek robi mu „test na tatarskość”, wypytując o przypisywane tej nacji: skłonność do koni, natury, tańca oraz tłustych i ostrych potraw z mięsa. Powtarza, że nie to czyni kraina bugu · zima 2011/2012


3

4

1. Przygotowanie do zawodów podczas Dni Kultury Tatarskiej to miesiące ćwiczeń i odpowiednia charakteryzacja. 2. Tylko dobry łucznik potrafi strzelać w dawnym rynsztunku. 3, 4. Ekwipunek tatarskiego strzelca był wykonany z najlepszych materiałów.

Tatara nie czyni skłonność do koni, tańca i jagnięciny. Chodzi o wartości wyniesione z domu: uczciwość, szczerość, pracowitość, docenianie cudzego wysiłku – uważa Czesław Remesz.

Tatara. – Mogę mówić tylko o pewnych wartościach wyniesionych z domu. O uczciwości, szczerości, pracowitości, docenianiu czyjegoś wysiłku – wylicza i opowiada, że podczas swojej 40-letniej kariery zawodowej nigdy nie dał nikogo skrzywdzić. – A mogłem się do tego przyczynić. Kiedy w latach 90. prywatyzowali Dom Książki, którego byłem dyrektorem, najłatwiej było pozwalniać załogę. Ja jednak przekazywałem zakłady załogom i robiłem tak, by nikt nie stracił pracy – wspomina. Dokładność, ale też zmysł biznesowy i przedsiębiorczość odziedziczył po swoich tatarskich przodkach. Nad oddziałami miał kontrolę jak jego dziadek, imam Maciej Bajrulewicz, nad wiernymi. U dyrektora Remesza w ewidencji wszystko musiało się

zgadzać, jak u imama w księgach parafialnych, w których odnotowywał cyrylicą przyjście na świat i odejście kolejnych wiernych. Do dziś zachowały się wpisy z początków ubiegłego wieku, kiedy to imam zapisywał w księdze kolejnych Osipów, Aleksandrów, Mustafów, Hassanów, Aminów czy Fatimy i Heleny. Staranna kaligrafia układała się w formułkę: „Miało to miejsce we wsi Studzianka w 8 dniu miesiąca lipca 1907 roku. O 5 po południu zjawili się Aleksander Mustafowicz Aleksandrowicz mający 46 lat wraz z świadkami: Aleksandrem Iwanowiczem Bogdanowiczem 46 lat i Romanem Osipowiczem Bajrulewiczem liczącym 36 lat mieszkańcami wsi Studzianka...”. Tego roku w powiecie bialskim urodziło się jeszcze

21


OBLICZA RZEKI

kilkanaście tatarskich noworodków. Imam Bajrulewicz zapisywał także dzieci z innych powiatów, o czym świadczy akt urodzenia dziecka z Szyc w powiecie kieleckim. Najmniej w zapiskach informacji o małżeństwach. Choć nie można było powiedzieć, że w wiek „żenny” weszło pokolenie niżu demograficznego, w latach 1907–1911 Maciej Bajrulewicz wystawił tylko dwa akty małżeństwa. Na brak ślubów nie mogli narzekać księża – masowo nie tylko zaślubiali, ale też chrzcili Tatarów i Tatarki, którzy przed ślubem z katolikiem czy prawosławnym nawracali się na chrześcijaństwo. Dziadek Bajrulewicz, jak kilkadziesiąt lat później Czesław Remesz, bilansował każdy rok, sumując zyski i straty, nie w książkach, ale w ludziach. I osobno dopisując te nieliczne tatarskie małżeństwa, których dzieci miały później zakochać się i ożenić po chrześcijańsku. Na ostatniej stronie, gwoli ścisłości, zapisywał liczbę ponumerowanych stron zszytych, a o powadze dokumentu zaświadczał

Imam Bajrulewicz bilansował każdy rok, sumując straty w wiernych. Osobno dopisywał coraz mniej liczne tatarskie małżeństwa, których dzieci miały i tak potem przejść na katolicyzm.

22


Łukasz Węda uważa, że pamięć o Tatarach ze Studzianki należy pielęgnować. Zabawy historyczne, w które angażuje się cała społeczność, pomagają zaszczepić ciekawość dawnego świata w młodych.

23


OBLICZA RZEKI podpis naczelnika powiatu bialskiego. Według badaczy regionu, zapisy imama dotyczące Parafii Muzułmańskiej w Studziance są bezcenne i stanowią punkt wyjścia do badań genealogicznych. Bez nich o rzeczywistej liczbie Tatarów na Podlasiu można by było wyłącznie gdybać, a historii, której większość świadków już poumierała, nie dałoby się odtworzyć w żaden sposób. Przecież nawet daty powstania pierwszego studziańskiego meczetu nie sposób podać nawet w przybliżeniu. Druga świątynia stanęła we wsi w 1817 r. Ale jej pierwowzór? Mógł powstać kilka lub nawet kilkadziesiąt lat po 1679 r., albo jeszcze za czasów panowania króla Jana III Sobieskiego (1674–1696), dzięki któremu Tatarzy pojawili się na Podlasiu. Kiedy w 1672 r. kilka chorągwi tatarskich w polskim wojsku, na wyraz buntu przeciwko biedzie i złej sytuacji prawnej, przeszło na stronę turecką, król postanowił przywrócić je siłom Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Tzw. bunt Lipków, czyli XVII-wiecznych Tatarów z Wołynia i Podola, złagodził, przywracając im dawne prawa i w zamian za zaległy żołd obdarowując ziemią. Lipkowie zyskali włości w północno–wschodniej Polsce. W Studziance osiadł ze swą kompanią rotmistrz Romanowski. Szybko okazało się, że do gospodarowania ziemią Tatarzy nie mają takich predyspozycji, jak do wojaczki. Utarło się przekonanie, że byli słabymi rolnikami. Często, by się utrzymać, swoją ziemię sprzedawali albo dzierżawili. Świetnie za to radzili sobie jako kurierzy, urzędnicy, bankierzy. Ciągle w ruchu, w podróży. Znawca tatarskości i prezes Stowarzyszenia Rozwoju Miejscowości Studzianka Łukasz Węda mówi nawet, że ich dzieci były pierwowzorem dzisiejszych eurosierot. – Mężczyźni przyjeżdżali i wyjeżdżali, tracili tożsamość, a kobiety i dzieci nawiązywały kontakt z otoczeniem – opowiada Węda. Za czasów ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego

24

Łukasz Węda i Sławomir Hordejuk wiedzą, że turystów przyciągnie do Studzianki nie tylko mizar, ale też historie tatarskie, takie jak legenda imama uzdrowiciela. Teraz trzeba tylko ustalić, czy znachorem był imam Maciej, czy jego brat Romuald Bajrulewicz.

Tatarzy brali udział w konfederacji barskiej. Walczyli też, pod przewodnictwem generała Józefa Bielaka, w wojnie w 1972 r. Brali udział w walkach powstania 1794 r. i u boku Napoleona oraz we wszystkich powstaniach za czasów zaborów. Tatarski Pułk Ułanów im. Mustafy Achmatowicza, nazywany jazdą tatarską, miał udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. A w 1939 r. szwadron tatarski 13. Pułku Ułanów Wileńskich pod dowództwem rotmistrza Aleksandra Jeljasiewicza toczył walki w kampanii wrześniowej. Schyłek świetności tatarskiej w okolicach Białej Podlaskiej datuje się na drugą połowę XIX w. W 1889 r. do tutejszej parafii muzułmańskiej należało już tylko 86 osób. Wiernych zdziesiątkowały zsyłki w głąb Rosji i carskie szykany, ale też rusyfikacja. Od początku XX w. mówi się wręcz o kresie tatarskiej społeczności w Bialskopodlaskiem. Studziański meczet, skupiający coraz mniejszą społeczność, spłonął w 1915 r. od ognia podłożonego przez wycofujące się

wojska kozackie. Ostatni imam, Maciej Bajrulewicz, zmarł w 1923 r. Od tego czasu Tatarom została świątynia w odległych Kruszynianach na Podlasiu. Islam, tradycja wyznawane były po domach, ale coraz mniej otwarcie. Odrodzenie się ludności tatarskiej w czasach II Rzeczypospolitej przyniosło mnóstwo przydatnych dziś publikacji i wielu uratowało od zapomnienia, chociaż było krótkotrwałe. Po II wojnie światowej na podobne pisma nie można było liczyć. Jeśli ktoś interesował się mniejszościami, to głównie profesorowie i etnografowie, na wyraźne zapotrzebowanie i przyzwolenie władzy.

Genealogia w drzewie Dzisiaj najmłodsze pokolenie tatarskie coraz chętniej wraca do korzeni, kopie w dokumentach, po adresach zakładów fotograficznych stara się odtworzyć rodzinną wędrówkę. Najstarsza córka Barbary Józefy Kowieskiej, Ewa, zapaliła się do poszukiwania przodków, kiedy w szkole na historii profesor Maj kazała zrobić drzewo genealogiczne. Wypytywała o bohaterów sepiowych fotografii, o braci pradziadków, tego z Nowego Jorku i tego z Leningradu. O dziewczyny ze zdjęcia z podpisem „Na pamiątkę siostrze”, wykonanego w Nowogródku. Ale później wciągnęła ją teraźniejszość. Może jak skończy studia w Warszawie, dorysuje drzewu nowe odnogi i gałęzie. Historią Tatarów zajmują się też lokalni działacze. Łukasz Węda i jego Stowarzyszenie Rozwoju Miejscowości Studzianka (SRMS) promuje mizar, meczecisko, gdzie stał kiedyś meczet, i historię, którą 440-osobowa wieś mogłaby sprawiedliwie obdzielić dużo większe osady w powiecie bialskim. Razem z podobnymi zapaleńcami, entuzjastami tatarskości, przypominają dzieje miejscowości na festynach, zjazdach, w gazetach i na stronach internetowych. Tłumaczą, że Tatarzy osiedlili się tu przed 330 laty, że walczyli w powstaniach, Polsce chcieli kraina bugu · zima 2011/2012


1. Zofia Gajda pamięta islamski pogrzeb ciotki. Prawdziwej Tatarki. 2. Podkowa na ścianie, forografie w sepii, barwne tkaniny po babkach. W wielu domach w Studziance można znaleźć tatarskie ślady. 1 2

dawać, nie zabierać. O tym, że polszczyzna przejęła od nich około 10 tys. słów, z których do dziś zachowały się na przykład: torba, kotara, kosz, dzida czy ułan. Dzięki SRMS wiedza na temat historii i zwyczajów Tatarów jest w modzie. W Studziance nie wypada nie znać ich legend, potraw, nazw świąt. – Czujemy się spadkobiercami tej kultury i powracamy do tradycji,

jednocześnie promując miejscowość - tłumaczy Sławomir Hordejuk, który razem z Łukaszem Wędą bada przeszłość studziańskich Tatarów. Sam nie ma korzeni tatarskich, ale na mizarze już jako dziecko próbował odgadnąć, co znaczą arabskie litery na mogiłach. Potem zainteresowania pogłębiał na UMCS-ie w Lublinie. Obaj wiedzą, że do Studzianki może przyciągnąć historia Tatara

uzdrowiciela. Jak ustalą, który z braci był znachorem – Maciej czy Romuald – będą się chwalić, że tatarski mędrzec uzdrowił carycę Katarzynę i leczył opętanych przez złe duchy. Że, jak mówi legenda, przed dom zajeżdżali do niego nawiedzeni, a wyjeżdżali już uzdrowieni w pełni świadomi i przytomni. I że to wszystko działo się właśnie tutaj. W Studziance. ■

25



tur turystyka KALENDARIUM/ STR. 28 PROPOZYCJA NA WEEKEND/ STR. 30

| ZIMOWY KALENDARZ IMPREZ | GÓRNY BUG ◻ WŁODAWA » HANNA » SŁAWATYCZE » JABŁECZNA » KODEŃ ◼ | ŚRODKOWY BUG ◻ MIELNIK » SUTNO » NIEMIRÓW » KOTERKA » TOKARY » WILANOWO » ADAMOWO-ZASTAWA » RADZIWIŁŁÓWKA (DĘBE) » MIELNIK ◼ | DOLNY BUG ◻ MAŁKINIA GÓRNA » TREBLINKA » KOSÓW LACKI » CERANÓW » ZUZELA ◼

MIEJSCE NA WEEKEND/ STR. 36 PUNKT DOCELOWY/ STR. 44

| BRAŃSZCZYK — ZABYTKI W SERCU SIELSKICH KURPI BIAŁYCH | HRUBIESZÓW — MIASTO NA SKRZYŻOWANIU TRZECH KULTUR

27


▶ polecamy

▶ polecamy

▶ polecamy

TURYSTYKA / KALENDARIUM

▶ Wystawa twórczości Henryka Musiałowicza 1 stycznia – 31 grudnia Ponad 60 prac podarowanych przez artystę gminie Mielnik można oglądać w nowo powstałym Ośrodku Dziejów Ziemi Mielnickiej jako ekspozycję stałą www.mielnik.com.pl

▶ Koncert Jazz Trio, 27 stycznia, godz. 20.00 Zespół JAZZ TRIO w składzie Jarek Michaluk – kontrabas, Bogdan Kutnik – klawisze, Radek Żyła – perkusja, zagra w Galerii Podlaskiej przy ul. Warszawskiej 12 www.bck.mokbp.nazwa.pl

/Styczeń/

/Styczeń/

/Luty/

▶ Monika Byszko – wystawa fotografii 4 stycznia – 1 lutego Biała Podlaska, Bialskie Centrum Kultury, Galeria Podlaska www.bck.mokbp.nazwa.pl

▶ Teatr Es – Symfonicznie 8 stycznia Siedlce, Centrum Kultury i Sztuki im. A. Meżeryckiego www.ckis.siedlce.pl

▶ Wystawa rzeźb Jana Pawłowskiego, wystawa stała, Włodawa, Muzeum Pojezierza, Łęczyńsko-Włodawskiego www.muzeumwlodawa.pl

▶ Wystawa „Rysunek” – Alicja i Dmitrij Buławka-Fankidejscy 5–31 stycznia Wyszków, Wyszkowski Ośrodek Kultury „Hutnik”, ul. Prosta 7 – Galeria www.wok-hutnik.pl

▶ Festiwal „Kolędy i Szczodrywki nad Bugiem” 21 stycznia Włodawa, Włodawski Dom Kultury www.wdk.wlodawa.pl

▶ Wystawa „Włodawa w fotoplastykonie” 1 lutego – 31 grudnia Włodawa, Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego www.muzeumwlodawa.pl

▶ Premiera musicalu „Początek” 6 stycznia, godz. 19.30 MDK, Kościół Wniebowzięcia NMP w Ostrowi Mazowieckiej www.mdk.ostrowmaz.com ▶ Wystawa „Hrubieszów 2011” 20 stycznia – 17 lutego Siedlce, Miejski Ośrodek Kultury www.mok.siedlce.pl

28

▶ Prezentacje zwyczajów ludowych „Kusaki” Przypomnienie tradycji zapustnych – a zwłaszcza ostatniego dnia przed Wielkim Postem. Spotkanie zespołów i prezenatcja potraw regionalnych. 19 lutego – Siedlce, Centrum Kultury i Sztuki

▶ „Droga na drugą stronę”, film rum., Dyskusyjny Klub Filmowy, 24 stycznia Sokołów Podlaski, Sokołowski Ośrodek Kultury www.sok.sokolowpodl.pl

▶ Wystawa „Skarby przyrody” 1 lutego – 31 grudnia Chełm, Muzeum Ziemi Chełmskiej im. Wiktora Ambroziewicza www.muzeum.chelm.pl

▶ XVII Międzynarodowy Festiwal Kolęd Wschodniosłowiańskich 28–29 stycznia Terespol, Miejski Ośrodek Kultury www.mok.terespol.pl

▶ Wystawa malarstwa i fotografii Eweliny Siemieniuk 2–29 lutego, Siemiatycze, Galeria Siemiatyckiego Ośrodka Kultury www.sok.net.pl ▶ „Moskwa – Odessa” – wieczór ballad i romansów rosyjskich, 10 lutego, Sokołów Podlaski, ▶ Sokołowski Ośrodek Kultury www.sok.sokolowpodl.pl kraina bugu · zima 2011/2012


▶ polecamy

▶ polecamy

▶ polecamy ▶ Spotkanie autorskie z Janem Leończukiem Jan Leończuk – poeta, prozaik, eseista, dyrektor Książnicy Podlaskiej im. Ł. Górnickiego w Białymstoku. 16 lutego – Siemiatycze, Sala Siemiatyckiego Ośrodka Kultury www.sok.net.pl

▶ Chór Aleksandra Pustovalova W wykonaniu chóru usłyszymy dynamiczne, marszowe pieśni wojskowe, pieśni rosyjskie i ukraińskie oraz ballady ludowe. 14 marca – Chełm, Chełmski Dom Kultury www.chdk.chelm.pl

▶ Wystawa Pawła Gajewskiego Prezentowane w hrubieszowskim muzeum prace artysty porównywane są z twórczością Tamary Lempickiej. Wystawa stała – Hrubieszów, Muzeum im. Księdza Stanisława Staszica www.muzeum-hrubieszow.com.pl

/Luty/

/Marzec/

/Marzec/

▶ „Ikony” – wystawa poplenerowa Przegląd napisanych na plenerze ikon, mistycznych potretów, wykonanych zgodnie z tradycyjnymi regułami. 18 lutego – Chełm, Galeria „Atelier”

▶ „Transformacje” – wystawa poplenerowa prac powstałych podczas warsztatów fotograficzno-malarskich Dolistowo 2011 1–31 marca, Siemiatycze, Galeria Siemiatyckiego Ośrodka Kultury www.sok.net.pl

▶ Obchody Międzynarodowego Dnia Teatru 22–23 marca, Siemiatycze, Sala Siemiatyckiego Ośrodka Kultury www.sok.net.pl

▶ „Ostatki na Podlasiu” – koncert Zespołu Pieśni i Tańca „Sokołowianie” 21 lutego, Sokołów Podlaski, Sokołowski Ośrodek Kultury www.sok.sokolowpodl.pl

fot.: materiały prasowe

▶ Recital Michała Bajora, „Od Piaf do Garou” 26 lutego, godz. 17.00 Chełm, Chełmski Dom Kultury www.chdk.chelm.pl

▶ Wystawa „Ikona – Święta Tajemnica” 6 marca – 31 grudnia Biała Podlaska, Muzeum Południowego Podlasia www.muzeumbiala.pl ▶ „Zamknięty świat” – spektakl teatralny z udziałem m.in.: Krystyny Sienkiewicz, Zofii Czerwińskiej, Anny Dereszowskiej 8 marca, Sokołów Podlaski, Sala widowiskowa Sokołowskiego Ośrodka Kultury www.sok.sokolowpodl.pl ▶ Spotkanie autorskie Anny Maruszeczko 8 marca, Siemiatycze, Sala Siemiatyckiego Ośrodka Kultury www.sok.net.pl

▶ „Krzyż – Drzewo kwitnące” – koncert pasyjny w wykonaniu Anny Seniuk i Kwartetu Opium 25 marca, Sokołów Podlaski, kościół pw. św. Jana Bosko ▶ Warsztaty pisania pisanek, haftu, tkactwa 26–30 marca, Siemiatycze, Sala Siemiatyckiego Ośrodka Kultury www.sok.net.pl ▶ Kiermasz wielkanocny 30 marca, Węgrów, Węgrowski Ośrodek Kultury www.wok.prosta.pl ▶ Kiermasz wielkanocny 31 marca Siemiatycki Ośrodek Kultury, Sala Siemiatyckiego Ośrodka Kultury www.sok.net.pl

29


TURYSTYKA / CZAS NA WEEKEND Z PRZYGODĄ

Lśniące

kopuły cerkiewne

W

e wrześniu przyjeżdżam do Włodawy na Festiwal Trzech Kultur. W chwili wybuchu II wojny światowej Żydzi stanowili ponad 60 proc. mieszkańców miasta. Żyli tu też Ukraińcy i Białorusini. Festiwal organizuje Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, działające w budynkach Wielkiej i Małej Synagogi z II poł. XVIII w. oraz w Domu Pokahalnym. Młodszy od synagogi jest kościół św. Ludwika ojców paulinów zbudowany w latach 1741–1752. Obie świątynie zaprojektował włoski architekt Paweł Fontana, jeden z głównych twórców późnego baroku w Polsce. Wnętrzu urody dodają rokokowe rzeźby Macieja Polejowskiego. Ulicę Kościelną, przy której znajdziemy te piękne zabytki, wieńczy XIX-wieczna cerkiew Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Najmłodsza świątynia we Włodawie przyciąga urodą złoto-srebrnych ikon. Na rynku zaglądam zawsze do XVIII-wiecznego czworoboku, czyli zespołu parterowych kramów i jatek, zbudowanego na planie kwadratu z dziedzińcem pośrodku. To właśnie tu Henryk Sienkiewicz umieścił pojedynek Wołodyjowskiego z Kmicicem. Z Włodawy szybko dojedziemy do Hanny. Nazwa miejscowości wiąże się z osobą Anny Jagiellonki, która

30

w podróży na Ruś zatrzymała się tu na nocleg. Ponieważ została tu dobrze przyjęta, pozwoliła mieszkańcom osady nazwać ją swoim imieniem. W 1739 r. wybudowano w miejscowości cerkiew. Obecnie to kościół parafialny pw. Piotra i Pawła. W Hannie warto zobaczyć też murowaną kapliczkę z 1791 r. z rokokowym krucyfiksem, a na lokalnym cmentarzu kaplicę św. Anny z 1880 r. Z Hanny udaję się do Sławatycz. Ta duża, staropolska wieś szlachecka wzmiankowana była już w XV w. We wsi znajdziemy renesansowy kościół parafialny pw. Matki Boskiej Różańcowej. Warto zwrócić uwagę na obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, zapewne z XVII w., przerobiony na styl barokowy. Przy południowej pierzei rynku stoi murowana prawosławna cerkiew pw. Wniebowstąpienia NMP. Ikonostas pochodzi jeszcze z czasów budowy cerkwii z XVI w. Niestety większość ikon wywieziono stąd w czasie II wojny światowej. 32 km od Terespola i niedaleko Sławatycz znajduje się Jabłeczna. Droga do miasteczka prowadzi przez pola i łąki. Staję pod murem XV-wiecznego męskiego klasztoru prawosławnego św. Onufrego. Przez bramę wchodzę na dziedziniec. W oczy rzuca się śliczny domek z drewnianych bali w stylu XIX-wiecznych chat syberyjskich. Na

fot.: Michał Rząca (4)

GÓRNY BUG ◻ WŁODAWA » HANNA » SŁAWATYCZE » JABŁECZNA » KODEŃ ◼

wewnętrznym dziedzińcu znajduję cerkiew. W środku otaczają mnie barwne freski. Według podania cerkiew stoi tuż obok miejsca, gdzie rzeka wyrzuciła na brzeg ikonę św. Onufrego. W 1990 r. ikonę skradziono. Wróciła do klasztoru po wypłacie okupu. Intrygująca jest też niewielka ikona przedstawiająca Chrystusa. Została napisana nietypowo, bo na korze. Kiedyś była ledwo widoczna. Ponoć cudownie sama się odnawia i jest coraz wyraźniejsza. Obok klasztoru znajduje się Muzeum Cerkiewne. W Jabłecznej odwiedzam też zabytkową cerkiew z 1750 r. Na północ od miejscowości warto zobaczyć dwa drewniane wiatraki koźlaki. Jeden pochodzi z 1889, a drugi z 1926 r. Stąd ruszam do Kodnia – centrum pielgrzymkowego. Za kolejną wioszczyną z przykusym gaikiem wyłania się widok jak z obrazka – miasteczko z białymi murami świątyni i lśniącymi złotem kopułami cerkwi. Wchodzę na teren dawnej rezydencji Sapiehów, z której został tylko piękny kościółek św. Ducha, czerwony, kraina bugu · zima 2011/2012


Erygowana w 1556 r. parafia pw. św. Ludwika we Włodawie. Kościół paulinów w swoim obecnym kształcie został wybudowany w 1717 r. w stylu późnobarokowym. Paulinów sprowadził do Włodawy dziedzic Ludwik Konstanty Pociej.

Dzisiejszy kościół rzymskokatolicki pw. św. Piotra i Pawła w Hannie pierwotnie był cerkwią unicką. Do dziś zachowało się jej barokowe wyposażenie. Na uwagę zasługuje unikatowa polichromia z pierwszej połowy XVIII w., malowana na płótnie.

Monastyr w Jabłecznej odegrał szczególną rolę pod koniec XVI w., kiedy nie przyjął postanowień unii brzeskiej i pozostał ostoją prawosławia.

Bokinka Królewska

Kodeń Miedna Rohoźna

Przechód

mapa: R. Piwowar

Ciekawa jest też kaplica cmentarna pod wezwaniem Świętego Wawrzyńca wybudowana w latach 1683–1685 staraniem Kazimierza Władysława Sapiehy. Wrażenie robi również droga krzyżowa z figuralnymi rzeźbami drewnianymi autorstwa Tadeusza Niewiadomskiego, który w konwencję drogi krzyżowej wplótł motywy z lat wojny i okupacji. Dla lubiących przyrodę obowiązkowym przystankiem jest Muzeum Misyjno-Ornitologiczne. ■

Pogorzelec

Jabłeczna Omszana Sławatycze Hanna

BIAŁORUŚ

Barysy Bug

gotycki, niegdyś zamkowa cerkiew. Wśród trawników stoją kapliczki kalwarii. Idę trochę dalej, żeby w późnorenesansowym, o klasycystycznej fasadzie kościele św. Anny posłuchać, jak pielgrzymi odmawiają koronkę. To ponoć cudowny obraz, ozdrowił Mikołaja Sapiehę, który pojechał się modlić do niego aż do Rzymu. Sapieha obraz wykradł papieżowi i przewiózł do Kodnia. W Kodniu warto zobaczyć wielokrotnie przebudowywany pałac Placencja – letnią rezydencję Sapiehów.

Czersk

Dołhobrody

Kaplonosy

Krasny Bór

Piszcza

Komarówka Adampol Włodawa

UKRAINA


CZAS NA WEEKEND Z PRZYGODĄ

W sercu puszczy mielnickiej W

ycieczkę rozpoczynam od Mielnika. W okolicach Siemiatycz, na rondzie, zjeżdżam drogą nr 640 na Adamowo. Kilometr za wiaduktem kolejowym pojawia się kierunkowskaz w prawo na Mielnik. Można tu dojechać z dworca autobusowego w Siemiatyczach. Mielnik jest najbardziej na południe wysuniętą gminą województwa podlaskiego. Jej osobliwością są skały górnokredowe wyłaniające się spod pokrywy osadów czwartorzędowych. Tworzą one rozległe wzniesienia. Jedno znajduje się na terenie Mielnika. To Góra Zamkowa (180 m n.p.m.). Góra wraz z grodziskiem z XI–XII w. i z pozostałościami późniejszego zamku – fosą, opadającą stromą 60-metrową skarpą – jest pierwszym punktem wycieczki. Ze szczytu rozciąga się wspaniały widok na wijący się szeroką wstęgą Bug. Na Górze Zamkowej znajdziemy też resztki murowanej kaplicy św. Aleksandra Newskiego, którą car wzniósł w 1863 r. na pamiątkę stłumienia powstania styczniowego. Niżej zobaczymy ruiny XV-wiecznego kościoła gotyckiego, zniszczonego w 1915 r. W samym Mielniku warto zwiedzićneobarokowy kościół parafialny z 1913 r. oraz klasycystyczną cerkiew prawosławną pw. Narodzenia NMP,

32

zbudowaną w 1825 r., z pięcioma kopułami. W Mielniku mieszały się różne kultury. Świadczą o tym pamiątki po Żydach, czyli dawna synagoga oraz stary cmentarz żydowski. Interesujący jest też kościół pw. Przemieniania Pańskiego. Początki tutejszej parafii sięgają XIII w. Budowę obecnego kościoła rozpoczęto dopiero w 1913 r. Prace budowlane przerwała I wojna światowa. Kościół ucierpiał ponownie w 1920 r. W Mielniku należy odwiedzić dwa rezerwaty przyrody: Górę Uszeście i Głogi. W Usześciu temperatura gleby osiąga czasem 78 st. C., co sprzyja rozwojowi rzadkich roślin, takich jak poziomka twardawa, goździk kartuzek lub dzwonek boloński. Na terenie objętego ochroną zespołu przyrodniczo-krajobrazowego Głogi znajdują się interesujące ślady gospodarki ludzkiej w postaci jednej z pierwszych kopalni kredy w Mielniku oraz umocnienia obronne z okresu II wojny światowej. Mielnik dostarczył nam sporo wrażeń, ale czas ruszać dalej, do wsi Sutno. Nazwa pochodzi od sutek, niewielkich pak drewna spuszczanych Bugiem do pobliskich miejscowości. Na skarpie sutnowskiej stał w XVI w. okazały dwór, zniszczony w 1939 r. Dziś zostały resztki alei dojazdowej i parku. We wsi znajdziemy przykłady zagród gospodarskich

fot.: Michał Rząca (4)

ŚRODKOWY BUG ◻ MIELNIK » SUTNO » NIEMIRÓW » KOTERKA » TOKARY » WILANOWO » ADAMOWO-ZASTAWA » RADZIWIŁŁÓWKA (DĘBE) » MIELNIK ◼

z początku XIX w. Sutno zostało spacyfikowane przez żołnierzy rosyjskich w 1951 r. W dziesiątą rocznicę tego wydarzenia zbudowano małą kapliczkę, rozbudowaną w latach 80. Z Sutna niedaleko do Niemirowa, gdzie warto zobaczyć kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. W 1620 r. w Janowie Podlaskim spisano akt fundacyjny kościoła. Zbudowany przez Stanisława Niemirę był początkowo drewniany, przetrwał w takiej postaci ponad wiek. W 1775 r. spłonął. kraina bugu · zima 2011/2012


Gmina Mielnik jest jedną z najpiękniejszych gmin województwa podlaskiego i najbardziej wysuniętą na południe. Zachwyca sielskim krajobrazem, oferuje także wypoczynek nad rzeką.

W Niemirowie zaczyna się szlak pereł architektury sakralnej. Tutejszy kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika, dzięki staraniom rodu Czartoryskich, którzy łożyli na jego renowację, wciąż zachwyca swoją bryłą.

Kaplica Matki Boskiej Opiekuńczej w Mielniku pochodzi z 1777 r. Miała powstać w miejscu, w którym zatrzymała się płynąca Bugiem Ikona Matki Boskiej Opiekuńczej. Kaplica została zbudowana specjalnie dla niej. Do dziś zachwyca kształtem i barwą.

Borysowszczyzna Litwinowicze Wilanowo Radziwiłłówka

Tokary

Zastawa

Koterka Mielnik mapa: R. Piwowar

Szlak naszej wycieczki biegnie dalej przez Adamowo-Zastawę, gdzie znajduje się przepompownia PERN na ropociągu „Przyjaźń”. Następnie drogą wojewódzką nr 640, dojedziemy do Radziwiłłówki. Trzy kilometry od tej wsi znajduje się rezerwat przyrody Grąd Radziwiłłowski, stworzony dla ochrony fragmentu Puszczy Nurzeckiej. Dominują tu dąb szypułkowy i brzoza brodawkowata. Z Radziwiłłówki wracam do Mielnika. Jeszcze szybki obiad i do domu. ■

Bug

Nowy, istniejący do dziś kościół został zbudowany w latach 1780–1790. W Niemirowie zaczyna się szlak pereł architektury sakralnej. Warto zobaczyć cerkiew prawosławną pw. Ikony Matki Boskiej Wszystkich Strapionych Radość w Koterce. Ponoć obmycie się wodą z tutejszego źródełka przynosi ulgę w cierpieniach. W pobliskiej wsi Tokary znajduje się kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego. Obecny drewniany kościół w stylu narodowym został wzniesiony w latach 1934–1935.

BIAŁORUŚ

Sutno Niemirów

Ponikwy

Serpelice Nowosiółki Bonin

Bubel


CZAS NA WEEKEND Z PRZYGODĄ

Kapliczki

w krainie„Misia”

T

u właśnie urodził się Stanisław Tym, odtwórca roli Ryszarda Ochódzkiego w „Misiu”. Gmina Małkinia Górna to nie tylko „Miś”, chociaż wspominana jest w filmie dwukrotnie, to także bogactwo zabytków. Znajdziemy tu m.in. Sanktuarium Trójcy Świętej. – Jeśli chcesz doznać łaski, jedź do Prostyni – mawiał kard. Stefan Wyszyński, związany z tym sanktuarium. Jego ojciec pracował tu jako organista. Prymas Tysiąclecia w jednym z prywatnych listów napisał, że jego duchowość trynitarna ma swe korzenie w prostyńskim sanktuarium. Prostyń jest jednym z dwóch miejsc w Polsce, gdzie objawiła się św. Anna. Objawienie z 1510 r. opisują archiwalne dokumenty biskupów diecezji łuckiej na Wołyniu z XVI w. oraz Księga Cudów. W Prostyni było sześć kościołów, cztery parafialne i dwa św. Anny. Po zburzeniu ostatniego podczas II wojny światowej nowy został wybudowany staraniem ks. Józefa Rucińskiego. W pobliżu kościoła znajduje się klasyczna dzwonnica z lat 1858–1860 oraz kaplica cmentarna z XVIII wieku. Z Prostyni zmierzam do Treblinki, do Muzeum Walki i Męczeństwa. Na terenie muzeum powstałego w 1964 r., są: były Obóz Zagłady, były Karny Obóz Pracy, kopalnia żwiru, Miejsce Straceń i tzw. Czarna

34

Droga. Zespół obiektów muzeum tworzą m.in. symboliczny cmentarz żydowski utworzony z 17 tys. głazów z centralnym pomnikiem oraz pomnik ofiar więźniów Karnego Obozu Pracy. W ciszy i zadumie opuszczam Treblinkę. Udaję się do Kosowa Lackiego. W 1964 r. na tutejszej plebanii znaleziono XV-wieczny obraz „Ekstaza świętego Franciszka” hiszpańskiego malarza El Greca. Obecnie znajduje się on w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach. W Kosowie Lackim warto odwiedzić kościół parafialny pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny, zbudowany w 1907 r. Interesująca jest kapliczka przydrożna z XVIII w. W środku znajduje się figura św. Jana Nepomucena. Druga kapliczka przydrożna robi jeszcze większe wrażenie. Pochodzi z pierwszej połowy XIX w. Czworoboczna, murowana, tynkowana, kryta dwuspadowym daszkiem. W środku ludowa figura Chrystusa Frasobliwego. Szlak wycieczki wiedzie mnie do Ceranowa. Tutejsza aleja lipowa prowadzi do XIX-wiecznego zespołu pałacowo-parkowego. Nieopodal stoi także XIX-wieczny neogotycki kościół. We wsi znajdziemy zabytkowy klasztor sióstr felicjanek. Warto również zwrócić uwagę na murowaną plebanię z 1927 r. Wzrok przyciąga neogotycka świątynia z 1875 r. z czerwonej cegły w stylu wiślano-gotyckim. W ołtarzu

fot.: Michał Rząca (4)

DOLNY BUG ◻ MAŁKINIA GÓRNA » TREBLINKA » KOSÓW LACKI » CERANÓW » ZUZELA ◼

głównym znajdują się relikwie Krzyża Świętego. Czas ruszyć do Zuzeli. Mała wieś, ale dzieciństwo wielkiego człowieka – jak mówią miejscowi. W 1901 r. urodził się tu Prymas Tysiąclecia, Stefan Wyszyński. W zrekonstruowanym budynku dawnej szkoły mieści się Muzeum Lat Dziecięcych Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Można tu zobaczyć, jak wyglądała wiejska klasa szkolna. Obok, w izbie mieszkalnej, zgromadzono pamiątki związane kraina bugu · zima 2011/2012


W Ceranowie zachwyca neogotycka świątynia z 1875 r. z czerwonej cegły w stylu wiślano-gotyckim. W ołtarzu głównym znajdują się relikwie Krzyża Świętego. W czasie II wojny światowej spłonęły budynki klasztorne oraz 400-letnia biblioteka.

W Zuzeli, w miejscu narodzin Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego, prócz sielskich widoków warto uwiecznić na fotografii wnętrze dawnej szkoły, w której uczył się duchowny.

Zespół obiektów Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince tworzą m.in. symboliczny cmentarz żydowski, utworzony z 17 tys. głazów, oraz pomnik ofiar więźniów Karnego Obozu Pracy. Wstęp tutaj mają wyłącznie osoby powyżej 14. roku życia.

POLECAMY

GOSPODARSTWO AGROTURYSTYCZNE DOROTA I JAROSŁAW IWANOWSCY Długie Kamieńskie 44 08-322 Ceranów (25) 787-19-15 info: 6 miejsc noclegowych

w latach 1908-1913. W Zuzeli zwracam też uwagę na dzwonnicę wybudowaną w latach 1992–1994. Zawieszone dzwony otrzymały imiona trzech wielkich polskich kapłanów: Jana Pawła II, Stefana Wyszyńskiego, Jerzego Popiełuszki. Przed wyruszeniem w drogę powrotną warto zobaczyć zabytkową nekropolię z końca XIX w. Znajdziemy na niej zabytkowe grobowce Tomasza Kaczorowskiego i Błażeja Godlewskiego z 1865 r. czy rodziny Jedlińskich z 1893 r. ■

Nieskórz Skłody

Szulborze

Gąsiorowo Zuzela

Małkinia Górna Bug

mapa: R. Piwowar

z rodziną Wyszyńskich. Naprzeciw muzeum stoi neogotycki kościół, wzniesiony w latach 1907–1913. Przyszły prymas zapewne obserwował, jak rosną jego czerwone mury. Przed kościołem znajduje się pomnik najsłynniejszego mieszkańca Zuzeli, a wewnątrz przeniesiona z sąsiedniego kościoła chrzcielnica, przy której udzielono mu pierwszego sakramentu. Ciekawym zabytkiem jest zespół sakralny kościoła parafialnego pw. Przemienienia Pańskiego, wzniesiony

Rytele-Olechny

Treblinka Ceranów

Wólka Okrąglik

Kosów Lacki Stara Maliszewa

Lebiedzie Telaki


TURYSTYKA / MIEJSCE NA WEEKEND


Brańszczyk Wsi spokojna, wsi zabytkowa tekst: Małgorzata Szerfer

Pośród dziewiczych przestrzeni Kurpi Białych i spokojnych wiosek z drewnianymi chatkami wznosi się dawny gród warowny z zabytkami, które zapierają dech w piersiach niejednemu historykowi. Brańszczyk to obowiązkowy przystanek na trasie Warszawa – Białystok. Gmina w Dolinie Dolnego Bugu kusi także sielankową atmosferą wsi i krajobrazami, wpływającymi kojąco na zmęczonego miastem ducha.


Dawny gród warowny na trasie Nadbużańskiego Szlaku Bursztynowego dzisiaj zaskakuje sielską atmosferą, ciszą i widokami, które w każdym rozbudzą pasję fotografa. Wielu turystów tutejsze krajobrazy skłoniły do dłuższego postoju i powrotu w te strony.

Z

aledwie 60 km od Warszawy, nieopodal Wyszkowa, można oderwać się od wielkomiejskiego gwaru, odetchnąć czystym powietrzem, spędzić czas w przyjemnym dla oka i ducha otoczeniu przyrody. Gmina Brańszczyk, usytuowana w samym centrum kraju, w Dolinie Dolnego Bugu, kusi lokalizacją, a zarazem urokami życia poza miastem, które wcale nie jest tak odległe, jak mogłoby się wydawać. Rozległe pola i łąki Niziny Mazowieckiej oraz lasy, pokrywające niemal

5

fot.: foto 360 K. Łaszczyński (3), M. Rząca (3)

MIEJSCE NA WEEKEND

1

połowę powierzchni gminy, zapraszają wszystkich spragnionych odpoczynku.

Kurpie Białe wczoraj i dziś Trafimy tu, kierując się trasą nr 8 z Warszawy w stronę Białegostoku. Warto po drodze zrobić sobie przystanek w ostępach Puszczy Białej, gdzie przy odrobinie szczęścia wyjdziemy ze zbiorami grzybów, jagód i innych darów lasu albo z pamiątkowym zdjęciem lub chociaż

miłym wspomnieniem spotkania z przedstawicielem miejscowej fauny. Wiosną nietrudno tu wypatrzyć bociany, których gniazda zdobią domy niemal każdej wsi. Wielu turystów gminne krajobrazy i małe przyjemności krótkiego postoju urzekły na tyle, że teraz wracają w te strony znacznie częściej, by wypocząć na własnej działce. Współczesna zabudowa domków letniskowych kontrastuje z nadal powszechnymi w tych stronach drewnianymi chatami z gankami i dekoracyjnymi gzymsami


Zabytkowy zespół Parafii pod wezwaniem św. Barbary w Porębie obejmuje: kościół pw. Matki Bożej Szkaplerznej oraz pochodzące z XIX w. dzwonnicę i kaplicę grobowom pułkownika Karola Frycze, który zginął w powstańczej bitwie pod Łączką w 1863 r.

Rzeźba Matki Bożej Tronującej z Dzieciątkiem, pochodząca najprawdopodobniej z Prus lub Pomorza, zaliczana jest do czołowych obiektów rzeźby gotyckiej drugiej połowy XIV w. Znajdziemy ją w podręcznikach historii sztuki i albumach o sztuce regionu.

Drewniana dzwonnica z XIX w. przy kościele w Brańszczyku to jeden z najchętniej fotografowanych zabytków. Zachwyca zarówno precyzyjną robotą ciesielską, jak i trwałością materiałów.

2

3

1. Kościół pod wezwaniem św. Barbary w Porębie. 2, 3. Zabytkowa dzwonnica w Brańszczyku zachwyca znawców architektury. 4. Figura Matki Boskiej przy stawach należących do Domu Pomocy Społecznej w Brańszczyku. 5. Panorama Bugu w okolicach Brańszczyka

4

wieńczącymi okna, tak typowymi dla architektury Kurpi Białych. Nad samym Bugiem, w odległości 8 km od Wyszkowa, leży siedziba gminy, a zarazem jedna z najstarszych jej miejscowości – Brańszczyk. Dawniej znany jako Brańsk, był warownym grodem na trasie Nadbużańskiego Szlaku Bursztynowego. Z czasem pozbawiony praw miejskich, przeszedł na własność rodziny Rudzkich, rezydującej w majątku, którego

pozostałości można skonfrontować z zapisami udokumentowanymi w archiwaliach. Dziś nie ma śladu po osadzie sprzed wieków ani po przedwojennej świetności posiadłości Rudzkich, za to nie trudno trafić na gościnne gospodarstwa agroturystyczne, które zapewniają przyjezdnym nie tylko miejsca noclegowe, lecz także szereg atrakcji, różnych w zależności od pory roku i upodobań turystów: przejażdżki

39


MIEJSCE NA WEEKEND

Najstarsi mieszkańcy Brańszczyka do dziś z rozrzewnieniem wspominają Rekonstruując historię przejażdżki, jakie Jedną z wycieczek po okolicy warto po- urządzała po wsi święcić właśnie odkryciu pozostałości dziedziczka Rudzka. po majątku Rudzkich, który znacznie odbiega od swego pierwowzoru, na- Jej włości wciąż dal zachowując elementy ówczesnej stanowią przedmiot zabudowy. W centrum należącego do włościańskiej rodziny XIX-wieczne- badań i zachwytów go parku, w którym kameralne alejki wiją się wokół stawów, wyrósł współ- historyków sztuki. czesny budynek Domu Pomocy Społecznej. Jest też dawny dworek, choć przebudowany tak bardzo, że dziś o jego pierwotnym kształcie przypominają jedynie cztery kolumny strzegące wejścia na ganek. Przeszłość posiadłości przybliża także stary młyn wodny pełniący dziś funkcję skansenu. Młyn, pochodzący z lat 80. XIX w., kryje wiele ciekawostek technicznych i zachowanych sprzętów, między innymi mlewniki walcowe, silniki, pasy młynarskie ze skóry wołowej, tzw. razówkę, czyli urządzenie do rozdrabniania ziarna, stempę, czyli jej pierwowzór, drewniane koła oraz żarna. Odwiedzający skansen mogą zapoznać się z etapami procesu wytwarzania mąki sprzed ponad wieku, oglądając służące temu oryginalne urządzenia i słuchając właściciela skansenu, który

chętnie dzieli się opowieściami i wiedzą z zakresu sztuki młynarskiej i historii młyna w Brańszczyku. Warto zrobić przystanek w kościele parafialnym pw. Wniebowzięcia NMP przy ulicy Jana Pawła II, skupiającej główne atrakcje Brańszczyka. Historia parafii św. Jana Chrzciciela, erygowanej w 1402 r., odnotowuje kilka drewnianych kościołów, z których ostatni wzniesiono w 1728 r. Dzisiejszy murowany kościół pw. Wniebowzięcia NMP został zbudowany w 1833 r., a po

fot.: foto 360 K. Łaszczyński (1), M. Rząca (3)

konne, kuligi, spływy kajakowe malowniczymi meandrami Bugu i rowery dla tych, którzy zwiedzanie na dwóch kołach stawiają ponad piesze wędrówki.

1

zniszczeniach wojennych wyremontowany w 1965 r. W pobliżu znajduje się cmentarz parafialny z zabytkową drewnianą kaplicą, na którym spoczywają ostatni dziedzic rodziny Rudzkich, Alfred, i jego córka. Najstarsi mieszkańcy Brańszczyka do dziś wspominają jej konne przejażdżki po wsi. Na tutejszym cmentarzu pochowano też profesor Marię Żywirską, znaną etnograf pochodzącą z Brańszczyka, która poświęciła się wieloletnim badaniom na temat tych terenów. 2

3


Monografia profesor, zatytułowana „Puszcza Biała. Jej dzieje i kultura”, jest cennym źródłem wiedzy o historii i tradycjach regionu. W domu rodzinnym Marii Żywirskiej mieści się dziś Dom Seniora, prowadzony przez ojców orionistów.

1. Wnętrze kościoła pw. św. Barbary w Porębie. 2. Stawy w Brańszczyku. 3. Białe Kurpie należą do ulubionych siedlisk bocianów. 4. Tradycyjne żniwa w okolicach miejscowości Budy Nowe.

Przeszłość warta pamięci Na cmentarzu w Brańszczyku odnajdziemy też miejsca pamięci, takie jak mogiła zbiorowa 40 żołnierzy Wojska 4

Gmina Brańszczyk usytuowana w samym centrum kraju, w Dolinie Dolnego Bugu, kusi lokalizacją, a zarazem urokami życia poza miastem, które wcale nie jest tak odległe, jak mogłoby się wydawać.

Wnętrze świątyni, zbudowanej w 1780 r., kryją takie perełki jak: późnogotycki krucyfiks na belce tęczowej w kaplicy, okazały drewniany tron biskupi z XVII w., późnorenesansową ambonę, wspartą na figurze św. Andrzeja, z datą 1652 r. wyrytą na plecach.

Po wyczerpującym zwiedzaniu można nacieszyć oczy krajobrazem Kurpi Białych – ich nieposkromioną przyrodą i ciszą. Nie przypadkiem tę krainę tak często wybierają bociany, korzystające z dobrodziejstw tutejszych stawów i łąk.


MIEJSCE NA WEEKEND

1. Przeprawa promowa w Brańszyku. 2. Kościół w Brańszczyku uległ zniszczeniom podczas wojny.

1

Parafia w Brańszczyku została erygowana w 1402 r. przez biskupa płockiego Jakuba. Pamięta kilka drewnianych kościołów. Obecny został zbudowany w 1833 r. i odbudowany po wojnie.

Czynna codziennie (oprócz środy) przeprawa promowa pomiędzy Brańszczykiem a Kamieńczykiem, to ciągle najszybszy sposób pokonania tej trasy.

W miejscu nieistniejącego już dworu w Brańszczyku znajduje się już dziś tylko jego kamień węgielny z datą 1779. Przypomina o poprzedniku dzisiejszego Domu Pomocy Społecznej.

fot.: foto 360 K. Łaszczyński (1), M. Rząca (2)

3. Kamień węgielny nieistniejącego dworu w Brańszczyku.

Polskiego, poległych na tych ziemiach we wrześniu 1939 r. W 1965 r. wzniesiono pomnik, którego tablica pamiątkowa głosi: „Przechodniu, idź i powiedz światu, że tu leżą Polski syny, rozkazom jej posłuszni do ostatniej godziny”. Jest również grób siedmiu żołnierzy 201. Pułku Piechoty, poległych w walce z bolszewikami w 1920 r. Warto na chwilę opuścić miasteczko i za cel obrać okoliczne miejscowości: Porębę i Porębę Średnią. Na terenie Parafii pw. św. Barbary w Porębie napotkamy ciekawy, zabytkowy zespół, obejmujący kościół pw. Matki Bożej Szkaplerznej – dziś murowany, leżący w miejscu drewnianej świątyni z XVII w., która w 1775 r. uległa całkowitemu zniszczeniu. Uwagę zwracają także pochodzące z XIX w. dzwonnica i kaplica grobową podpułkownika Karola Frycze, który zginął w powstańczej bitwie pod Łączką w 1863 r. O jego oddaniu sprawie może świadczyć cytat z pamiętników Bronisława Deskura: „Jeżeli grzeszył czem Frycze, to tylko brawurą swoją, bo nadzwyczajnej był to odwagi człowiek”. 2

42

3

Kościół okala stary mur z przełomu XVIII i XIX w., a nieopodal mieści się cmentarz. Sama świątynia została zbudowana w 1780 r., a poważne zniszczenia z 1944 r. naprawiono w latach 1946–1948. Wnętrza kryją takie perełki jak: późnogotycki krucyfiks na belce tęczowej, który można podziwiać w kaplicy, okazały drewniany tron biskupi z XVII w., późnorenesansową ambonę, wspartą na figurze św. Andrzeja, która na plecach ma wyrytą datę: 1652. W bocznym ołtarzu uwagę zwraca gotycka rzeźba Matki Bożej Tronującej z Dzieciątkiem, najprawdopodobniej przywieziona z Prus lub Pomorza i zaliczana do czołowych obiektów rzeźby gotyckiej II poł. XIV wieku. W Porębie Średniej dobrze zatrzymać się, by utrwalić ujęte w rejestrze zabytków domy drewniane z końca XIX i początków XX wieku. Obiekty te reprezentują zaledwie niewielki wycinek bogatej historii gminy, lecz warto poświęcić im nieco uwagi, nacieszyć oczy niespotykanym dziś stylem i detalami, a najlepiej uwiecznić na zdjęciu i w pamięci, zanim i one staną się tylko wspomnieniem. Nie zmarnujmy tej niepowtarzalnej szansy. ■


Przyjmy

GMINA BRAŃSZCZYK

Białebłoto-Kobyla

Sieczychy

Białebłoto-Stara Wieś

Jaszczułty

Porządzie

Nowa Wieś

Poręba-Kocęby

Białebłoto-Kurza

Dalekie-Tartak

Poręba

Budykierz Knurowiec

Dudowizna

11 Poręba Średnia

6 7 8 9 10

Udrzyn

Trzcianka Przyjmy

Leszczydół-Nowiny Leszczydół-Pustki

Ojcowizna

1 2 3 4 5 Bu

mapa: R. Piwowar

Wyszków

Nowe Budy

Brańszczyk

Natalin

1. Parafialny kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Brańszczyku. Piękny murowany kościół z 1833 roku, w otoczeniu którego znajduje się zabytkowa drewniana dzwonnica. 2. Kaplica grobowa Karola Frycze przy kościele pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Porębie Średniej. Kaplica z 1880 roku w której spoczywa podpułkownik K. Frycze poległy podczas walk powstańczych. 3. Kościół parafialny MB Szkaplerznej w Porębie. Wewnątrz kościoła znajdują się XVII-wieczny drewniany tron biskupi, poźnogotycki krucyfiks oraz poźnorenesansowa ambona. 4. Cmentarz z przełomu XVIII/XIX w. znajdujący się na placu należącym do parafii w Porębie Średniej.

Raźny

Tuchlin

Sare Budy

g Szynkarzyzna Szumin

Kamieńczyk

NAJWAŻNIEJSZE ATRAKCJE

Udrzynek

WYDARZENIA 1. Gminny konkurs kolęd i pastorałek– impreza skierowana głównie do lokalnej społeczności. Zazwyczaj odbywa się na początku stycznia. 2. „Mały Alpinista” – wyprawa plenerowa. Festyn sportowo-rekreacyjny przy promie. Zawody kajakowe oraz łódką pychówką. Impreza coroczna odbywająca się w sierpniu. 3. Gminne dożynki odbywajace się we wrześniu, są okazją do spotkania członków i sympatyków Bractwa Ligi Morskiej i Rzecznej. Impreza upamiętniająca pobyt mjr. H. Dobrzańskiego „Hubala” w Porębie. 4. Listopadowa impreza pod nazwą „Biwak z ziemniakiem”, skupiająca co roku osoby zainteresowane dziennikarstwem, muzyką, a także wędkarstwem.

Brzóza

INFORMACJE 1. Lokalizacja: województwo mazowieckie, powiat wyszkowski 2. Odległości: Warszawa (67 km, 1 godz. 4 min), Białystok (135 km, 2 godz. 18 min), Lublin (222 km, 3 godz. 20 min) 3. Przeprawy promowe: Brańszczyk – Kamieńczyk. Prom czynny codziennie z wyjątkiem środy. Informacja telefoniczna: tel.662 838 815 4. Wypożyczalnia kajaków: Brańszczyk, ul.Bielińska 52, tel. (29) 679 41 71, 608 872 531 5. Informacja turystyczna: Urząd Gminy Brańszczyk, ul.Jana Pawła II 45, tel. (29) 679 40 40 6. Linki: www.branszczyk.pl

43


TURYSTYKA / PUNKT DOCELOWY

Położenie Hrubieszowa – najdalej wysuniętego na wschód miasta Polski – wiąże się z bogatymi wpływami transgranicznymi i wielokulturowym dziedzictwem. Tu koegzystowali przedstawiciele czterech wyznań. Wiele miejsc pozwala zobaczyć miasto takim, jakim było kiedyś – z jego kolorytem i niezwykłą różnorodnością.


Hrubieszów Śladami sacrum i profanum pogranicza tekst: Małgorzata Szerfer


PUNKT DOCELOWY

H

rubieszów – główny ośrodek administracyjny i kulturalny powiatu hrubieszowskiego, leży zaledwie 5 km od granicy polsko-ukraińskiej, nad rzeką Huczwą. Przygraniczna lokalizacja nie pozostała bez wpływu na rozwój miasta. Jego kresowy charakter i bogactwo przyrodnicze do dziś przyciągają spragnionych wypoczynku w otoczeniu przesyconym historią. Odnajdujemy ją w świątyniach różnych wyznań czy zespołach dworskich i pałacowych.

fot.: I Iwon (1), P. Maciuk (5)

W Hrubieszowie spotkamy się z prawdziwą kumulacją obiektów sakralnych i świeckich, które pamiętają burzliwą historię terenów przygranicznych. Kościoły, cerkwie i dworki znajdziemy w całej okolicy, ale w samym mieście stanowią crème de la crème.

1

Historyczne bogactwo jak na dłoni Wśród pięknych krajobrazów można nie tylko obcować z naturą, lecz także poznać miejscowe tradycje i materialne ślady przeszłości, które najlepiej upamiętniają historyczne bogactwo ziemi hrubieszowskiej. Warto połączyć wycieczki po okolicznych lasach i parkach krajobrazowych z postojem w Hrubieszowie. I to dłuższym, bo jest co zwiedzać. W mieście znajdziemy bowiem prawdziwą kumulację obiektów

sakralnych i świeckich, które pamiętają burzliwą historię tych terenów i zapraszają do jej zgłębienia. Choć kościołów, cerkwi, kapliczek, dworków, pałaców oraz ruin nie brakuje w całej okolicy, to w Hrubieszowie ich reprezentację śmiało można określić jako crème de la crème. Przeszłość Hrubieszowa sięga 1255 r., kiedy odnotowano pierwszą informację o osadzie z dworem myśliwskim, założonej w miejscu dzisiejszego miasta. W 1400 r. Hrubieszów otrzymał prawa miejskie od króla Władysława 5


Najstarsza część dworku du Chateau, z czterokolumnowym portykiem i łamanym blaszanym dachem, powstała na miejscu dawnego zamku królewskiego. W 1850 r. właścicielem dworu został oficer napoleoński Aleksander Piotr du Chateau.

Trzynastokopułowa cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny została wzniesiona w 1873 r., na miejscu rozebranego niemal wiek wcześniej kościoła parafialnego. Ikony wchodzące w skład ikonostasu i wizerunki świętych napisał Siłajew z Petersburga.

Sanktuarium Matki Bożej Sokalskiej opiekują się ojcowie bernardyni. Sprawują pieczę nad cudownym obrazem tutejszej Matki Boskiej, do którego zjeżdżają pielgrzymki. To czwarty obraz koronowany na prawach papieskich na ziemiach Rzeczypospolitej.

2

1. Dworek du Chateau stanął na miejscu dawnego zamku. 2. Trzynastokopułowa cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny z 1873 r. 3. Dziedziniec dworku du Chateau. 4. Sanktuarium Matki Bożej Sokalskiej to cel pielgrzymek wiernych z całej Polski. 5. Pomnik Bolesława Prusa usytuowany w parku miejskim.

3

4

Jagiełły. Kazimierzowi Jagiellończykowi miasto zawdzięcza trakt handlowy, nakazujący zmierzającym z Rusi na Mazowsze, Śląsk i Wielkopolskę wybieranie drogi przez Hrubieszów. W dziejach miasta nie brakowało też wydarzeń tragicznych dla miejscowej ludności i dorobku pokoleń, niszczonego przez najazdy tatarskie, grabieże, pożary i działania wojenne. Początek XIX stulecia to dla Hrubieszowa czas wykupienia wsi dawnego starostwa przez

Stanisława Staszica, który w 1816 r. zniósł pańszczyznę i uwłaszczył miejscowych chłopów, a także utworzył Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie – pierwszą w Europie organizację przedspółdzielczą. W 1866 r. Hrubieszów przestał być miastem prywatnym, a rok później został stolicą powiatu. Jego historia ściśle wiąże się z wpływami różnych narodów i kultur, które pozostawiały po sobie ślad w zabudowie i zachowanych do dziś przykładach

47


PUNKT DOCELOWY

Hrubieszowski rynek przecinają jedyne w Polsce sutki. Te murowane kramy po obu stronach wąskiej uliczki były wzorowane na swoich bliskowschodnich odpowiednikach. Do dziś kwitnie w nich handel. fot.: P. Maciuk (1), M. Kotiuk (2)

architektury typowej dla miast kresowych. Jedną z grup związanych z dziejami Hrubieszowa byli Żydzi, którzy w XV w. zaopatrywali dwory, a od XVI w. zaczęli osiedlać się w mieście. Na przestrzeni wieków stanowili, obok Polaków i Rusinów, znaczącą część miejscowej ludności. Po wojnie niewiele pozostało miejsc związanych z kulturą żydowską. Do dziś o dawnej obecności tej narodowości na terenie Hrubieszowa przypominają cmentarze żydowskie – stary, założony w XVI w. i nowy z końca XIX w. Nekropolia, znacznie mniejsza niż przed laty, należy obecnie do zabytków objętych ochroną państwa, a o jej znaczeniu przypomina symboliczny napis przed bramą: „Miejsce pamięci narodowej, pomnik, ściana pamięci, symbol pięciuset lat życia i współdziałania Polaków i Żydów w okresie 1440–1942, tj. momentu likwidacji getta w Hrubieszowie. Aby zachować wieczną pamięć

3

1

o zmarłych i pomordowanych Żydach miasta Hrubieszowa”. W samym centrum Hrubieszowa zachowały się przecinające rynek sutki, zwane też jatkami – jedyne w Polsce oryginalne murowane kramy po obu stronach wąskiej uliczki. Owe kupieckie lokale, wzorowane na swoich wschodnich odpowiednikach, w których do dziś kwitnie handel, reprezentują wielokrotnie przebudowywany zespół zabytkowy z I ćwierćwiecza XIX w., zniszczony pożarem w 1909 r. Mimo że szyldy już nie te i towar inny niż dwieście lat temu, nadal można tu poczuć kresową atmosferę, przywołującą na myśl bazary miasteczek Bliskiego Wschodu. Jeśli mowa o unikatowych miejscach i obiektach, trzeba wspomnieć o imponującej rozmiarami cerkwi pw. Zaśnięcia NMP, której nie może zabraknąć na trasie wycieczki po Hrubieszowie. To jedna z piękniejszych historycznych wizytówek miasta. Okazała budowla z 1873 r. jest nie tylko jedyną w Polsce i jedną kraina bugu · zima 2011/2012


z dwóch w Europie świątyń z trzynastoma kopułami, lecz także jedną z nielicznych czynnych cerkwi w regionie. Wybudowana w stylu rosyjsko-bizantyjskim na polecenie władz carskich, już z oddali przyciąga wzrok kopułami – pięcioma, które wieńczą centralną część nawy głównej w tradycyjnym układzie, trzema nad każdym z dwóch bocznych skrzydeł, jedną nad ośmiokątną dzwonnicą i jedną nad prezbiterium. Uwagę zwraca też ikonostas wykonany z drzewa dębowego z pozłacanymi rzeźbami, dzieło artysty z Petersburga – Siłajewa. Do wartych uwagi śladów historycznego dziedzictwa Hrubieszowa należy diecezjalne Sanktuarium Matki Bożej Sokalskiej. Usytuowana na skarpie nad Huczwą i otoczona starodrzewem dawna cerkiew grekokatolicka została zbudowana na przełomie XVIII i XIX w. W 1875 r. przekształcono ją w cerkiew prawosławną, a w 1918 rekoncyliowano na kościół rzymskokatolicki pw. św. Stanisława Kostki. Dziś jest siedzibą zakonu bernardynów, którzy od 2002 r. sprawują pieczę nad cudownym obrazem Matki Bożej Sokalskiej

1. Sutki, czyli jatki, to murowane kramy, w których nadal kwitnie handel. 2. Hrubieszów upamiętnił swoich najwybitniejszych obywateli. 3. Trzynastokopułowa cerkiew zachwyca nie tylko z zewnątrz.

2

Zakupy w hrubieszowskich jatkach robili katolicy, prawosławni, Ormianie i Żydzi, którzy napłynęli tu w drugiej połowie XVI w. i wyraźnie podzielili miasto na dzielnice. Kupcy żydowscy, którym król pozwolił pobudować szkoły i dom dla rabina, zajęli śródmieście.

Aleksander Głowacki herbu Prus, pseudonim Bolesław Prus, przyszedł na świat 20 sierpnia 1847 r. właśnie w Hrubieszowie. Jego ojciec umieścił jego matkę na czas porodu u kuzyna Feliksa Troszczyńskiego, ówczesnego proboszcza tutejszej parafii.

Cerkiew z trzynastoma kopułami to siedziba prawosławnej Parafii pod wezwaniem Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny.

49


PUNKT DOCELOWY

Z Hrubieszowem związanych było wiele wybitnych postaci. Tu przyszli na świat Bolesław Prus, Abraham Stern, wynalazca maszyny do liczenia, stając w jednym szeregu z Pascalem i Leibnizem. Przed wojną służył tu major „Hubal”, a Bolesław Leśmian pracował jako notariusz.

zabudowań składają się: dawna cerkiew unicka pw. św. Mikołaja, murowana dzwonnica z 1868 r. i plebania drewniana z początku XX w. Kościół św. Stanisława Kostki utrzymany jest w stylu barokowo-klasycystycznym, z elementami dekoracyjnymi przedstawiającymi głównie motywy roślinne i geometryczne, oknami witrażowymi oraz drzwiami ze starymi okuciami. We wnętrzach znajdują się trzy drewniane ołtarze i główny ołtarz soborowy w stylu neoklasycystycznym, w którego niszy umiejscowiono przyciągający pielgrzymów cudowny obraz. Miłośnicy architektury sakralnej powinni udać się do zespołu klasztornego dominikanów, który tworzą: murowany kościół pw. św. Mikołaja Biskupa, z I poł. XVIII w. z dzwonnicą dobudowaną w XIX w., i klasztor, wybudowany w latach 1736–1766, będący dziś siedzibą liceum. Nieduży kościół trójnawowy kryje skromne wnętrze w stylu rokoko z obrazem Matki Boskiej (to czwarty obraz koronowany na z Dzieciątkiem w metalowej sukienprawie papieskim na ziemiach Rze- ce, w XVIII w. uważany za cudowny. czypospolitej, po obrazach Matki W budynku plebanii rzymskokaBożej Częstochowskiej, Matki Bo- tolickiej z 1746 r. sto lat później żej Trockiej i Matki Bożej Kodeń- przyszedł na świat Bolesław Prus. skiej). Jej wizerunek przez wieki był Towarzystwo Regionalne Hrubieprzedmiotem kultu w sanktuarium szowskie upamiętniło go pomnikiem. w Sokalu nad Bugiem na terenie Pisarz to nie jedyna znana postać, Ukrainy. Dziś na zabytkowy zespół w której biografii pojawia się Hrubie-

fot.: P. Maciuk (1)

Stara plebania rzymskokatolicka, miejsce narodzin Bolesława Prusa.

szów. Przed wojną służył tu Henryk Dobrzański ps. Hubal, a jako notariusz i rejent w dwudziestoleciu międzywojennym pracował tu Bolesław Leśmian. Z Hrubieszowa pochodzili też: znany rysownik Wiktor Zin i Abraham Stern – samouk, który zwrócił uwagę właściciela miasta Stanisława Staszica i dzięki jego pomocy wsławił się jako wynalazca młocarni, żniwiarki i maszyny do liczenia, stając w jednym szeregu z Pascalem czy Leibnizem.

Tropem znanych nazwisk Sam Staszic doczekał się nazwania jego imieniem liceum w Hrubieszowie i muzeum, utworzonego w 1965 r. z inicjatywy Towarzystwa Regionalnego Hrubieszowskiego. Od 1972 r. siedzibą muzeum jest barokowo-klasycystyczny dworek rodziny du Chateau z 1791 r., uważany za jedną z najbardziej reprezentacyjnych budowli. Zbiory muzealne obejmują pradzieje regionu, historię miasta i okolic oraz Towarzystwa Rolniczego Hrubieszowskiego i osobę jego założyciela, a zarazem patrona muzeum, jak również przybliżają hrubieszowską sztukę ludową. Obok parterowego dworu z czterokolumnowym portykiem, otoczonego XIX-wiecznym ogrodem, stoi dawny Syndykat Rolniczy z 1920 r., będący siedzibą Fundacji Kultury i Przyjaźni Polsko-Francuskiej imienia Stefana i Krystyny du Chateau. To stylowa budowla reprezentująca późną secesję – jedyna tego typu na Zamojszczyźnie, z której historią wiąże się osoba majora Dobrzańskiego, słynnego „Hubala”, zamieszkującego posiadłość w latach 1934–1936. Warto odwiedzić także murowane dworki klasycystyczne przy ulicy 3 Maja: Gołakowskich z drugiej połowy XIX wieku, a także Kiesewetterów z początku tego samego stulecia, przebudowany w XX wieku, zwracający uwagę wachlarzowymi schodami. ■ kraina bugu · zima 2011/2012


3

Kościuszki

ła dy s Wła wa ino Rub

Przemysłowa

ego nicki

Dwer

Jana III Sobieskiego

Osie dl e

łły

HRUBIESZÓW

Wesoła

Szewska

a Marszałk

WYDARZENIA 1. Nadbużańskie Spotkania Artystyczne – Międzynarodowy Festiwal Sztuk Wszelakich Jarmark Hrubieszowski. Coroczna impreza o zasięgu międzynarodowym odbywająca się w czerwcu, prezentuje dorobek obszarów Polski i Ukrainy. 2. Plener malarski co roku w lipcu ściąga do Hrubieszowa artystów nie tylko z Polski, ale również z Ukrainy i Białorusi. 3. Europa na Ludowo. Międzynarodowy koncert zespołów folklorystycznych odbywający się w lipcu. To prawdziwa gratka dla miłośników muzyki regionalnej. 4. Międzynarodowy Festiwal Kultury Antycznej Gotania. Cykl imprez na przełomie lipca i sierpnia, promujących region lubelski.

Ceglana

Kościelna

ńsk ieg o

K il i

4. Kościół pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, pierwotnie funkcjonował jako cerkiew prawosławna. Obecnie stanowi jedną z największych parafii w regionie, w której aktywnie działa wiele organizacji katolickich.

nego Krzyża

Czerwo

Pił su d sk

Kolejowa

3. Wzorowane na wschodnich bazarach, murowane sutki z XIX w. są prawdziwą atrakcją turystyczną, ponieważ jest to jedyny tego typu zabytek w kraju.

a

2. Barokowo-klasycystyczny dwór de Chateau jest prawdziwą wizytówką miasta. Budynek znakomicie zachowany, obecnie stanowi siedzibę Muzeum im. St. Staszica.

z Kruc

1. Okazała cerkiew pw. Zaśnięcia NMP z rzadko spotykanymi 13 kopułami, zachwyca również pięknie zdobionym ikonostasem znajdującym się we wnętrzu świątyni.

Prosta wa Jat k o

a

NAJWAŻNIEJSZE ATRAKCJE

Podz

ze amc

9 n Lud

wa

4

5

sia Gę

Działk o

7

8

2

Targowa

Staszica

6

k Ciesi elczu a

10

Prusa

3 Maja

Pogodna

Dobrzańskiego

Ciesielczuka

Ludna

Górna

za Narutowic

1

wa Bolesła

Partyzantów

Lube lska

Huczwa

Sutki

go Słowackie

o skieg Cicha

Bartłomieja

Wodna

mapa: R. Piwowar

Litewska

agie

Długosza

wa J

go

kie

ic ern

Dw

Żerom

e

Now

Matejki

ieg o

INFORMACJE 1. Lokalizacja: województwo lubelskie, powiat hrubieszowski 2. Odległości: Warszawa (287 km, 4 godz. 36 min), Białystok (325 km, 4 godz. 46 min), Lublin (122 km, 2 godz. 5 min) 3. Wypożyczalnia rowerów: Ślipcze k.Hrubieszowa, tel. 665 120 774, 661 387 002 4. Informacja turystyczna: Transgraniczne Centrum Informacji Turystycznej, ul. 3 Maja 15, tel. (84) 696 23 80 wew. 42, pon. – pt. 7.30–15.30 5. Gminne Centrum Informacji Turystycznej, ul. B. Prusa 8, tel. (84) 696 21 90, pon-pt 6. Linki: www.miasto.hrubieszow.pl, www.hrubieszow.info, www.starostwo.hrubieszow.pl

51



WYWIAD / MOJE PRZESTRZENIE

Inspiracjanad Bugiem rozmawiali: Daniel Parol i Katarzyna Karczewska

zdjęcia: Bartek Kosiński

O nadbużańskim siedlisku, w którym powietrze nie jest nerwowe, ekologicznym oddaleniu od spraw przyziemnych i boskiej reżyserii opowiada wybitny aktor Jerzy Zelnik. › Rozmawiamy w Pana podlaskim mówił mój teść, który zmarł w wie- › Czy siedlisko w jakikolwiek sposiedlisku. Jak to się stało, że kra- ku 98 lat: „Byle do setki, a potem się sób Pana inspiruje? kus z urodzenia, warszawiak zobaczy”. Odnajduję w nim oddalenie od spraw z wyboru i obywatel świata nagle przyziemnych. Jest tu coś, co każe znalazł się w tym miejscu? I to nie › Z „Relaksu” dość szybko przeniósł się skoncentrować. Zresztą najwię10, 15 lat temu, jak większość sta- się Pan na swoje. cej czerpię z natury. Naturą jest też wiających tu domy, ale aż 30? człowiek, i w wakacje na przykład, Dom powstał w 1992 r., po 10 latach obserwowałem bardzo bogatych Przypadkiem. Jeździłem z pro- odwiedzin, bo jeździmy tu już od 20 gramem „Uwiedziony” Jeremiego lat. Ale wakacje w takim siedlisku ludzi na potrzeby serialu „RezydenPrzybory, w którym grałem księcia mają inny wymiar niż w ośrodku. cja”. Zastanawiam się, czym oni się w PGR-ze. Kierowniczka domu kultu- Wiążą się nie tylko z wypoczynkiem różnią od nas, przeciętnych zjadary w Białej Podlaskiej zaproponowała – trzeba się koło tego domu krzątać. czy chleba. Aktor żywi się również wycieczkę do „Relaksu”. Zachwyci- Ale to i tak lepsze od wynajmowa- tym, co spotyka w życiu. Z natury łem się tak, że następne siedem lat nia czegoś w nie wiadomo jakich rzeczy koncentruję się na tematach, które wpisane są w graną właśnie z rzędu, razem z Władkiem Kowal- warunkach. rolę. Jak grałem głuchoniemego, to skim, spędzałem tu po dwa miesiące w roku. W międzyczasie wypatrzy- › Tak naprawdę odpoczywa Pan dwa tygodnie spędziłem wśród głułem działeczkę i ją kupiłem. Po trzech więc w Warszawie? choniemych, oni mnie zaakceptowalatach były fundamenty, a po trzech Dom warszawski jest obszerniejszy, li, polubili. kolejnych – dom. Zaczęliśmy prze- więc nieco wygodniejszy, ale w pokwalifikowywać go z letniskowego wietrzu wisi niedostrzegalne napię- › Tu bogatych można spotkać główna całoroczny i tak stał się domem cie, które nie wynika z tego że są- nie w niedzielę. A z biedniejszych, stałym. Być może wkrótce konieczne siedzi się kłócą, tylko że życie tętni zwykłych ludzi, też Pan czerpie? będzie zameldowanie się. Gdy będę i sprawia, że powietrze jest gęstsze. Ze wszystkich, z was też. Nigdy nie miał 80 lat, z pewnością zamienię Tutaj jest ono bardziej rozrzedzone, wiadomo, jakie pliki wejdą na twardom w Warszawie na tutejszy. Jak niezakłócone, ekologiczne. dy dysk. To niesamowite, jak czasami,

53


MOJE PRZESTRZENIE

po wielu latach, nagle coś się tam przypomina. Wydarzenie, które wydawało się błahe, nagle olśniewa. W pamięci jest nie tylko to, co się usłyszało, ale są też zapachy, emocje, które nie zostały nazwane. ›W ostatnim numerze rozmawialiśmy z Bogusławem Kaczyńskim o pobliskich Serpelicach. Przyjeżdżał tu ponad 40 lat temu i teraz krytykował zmiany, jakie nastąpiły w ciągu ostatnich lat. Dla mnie Serpelice są zbyt głośne. Nad Bug uciekam, żeby się wyciszyć po Warszawie. Okolice, w których mieszkam, cenię właśnie za to, że są na uboczu i mogę się zrelaksować. Na co dzień cały czas jestem wśród ludzi, hałasu, w napięciu i naturalna jest ucieczka w głąb natury, z książką w ręku albo na grzyby. › Kontakt z tubylcami też Pana wyczerpuje? Od blisko 30 lat jesteśmy w układzie koleżeńskim. Niektórych znam, innych nie, z jeszcze innymi tylko się kłaniamy. Ciągle jestem przyjezdny i nie do końca żyję troskami tych ludzi. Najbardziej zaprzyjaźniłem się z byłym leśniczym panem Świciem oraz z poetą ludowym, panem… zapomniałem nazwiska, byłym dyrektorem szkoły w Serpelicach. Z państwem Świciami znamy się od początku, mieszkaliśmy u nich przez pewien czas, kiedy jeszcze nie było domu. Nadal całe lato stołujemy się u pani Świciowej. W przyjaźni jesteśmy też z Marianem Rostolskim, który od 20 lat buduje nam dom. Nie jestem jednak bardzo towarzyski. Wystarczy raz na pół roku jakieś ognisko. Preferuję spotkania z przyrodą, z książką. Tu także mam dużo pracy, np. czytam scenariusze. › W swoich wypowiedziach odwołuje się Pan bardzo często do

54

Nad Bug uciekam, żeby się wyciszyć. Okolice, w których mieszkam, cenię właśnie za to, że są na uboczu. Zastanawialiśmy się z żoną nad Mazurami, ale coś w krajobrazie nadbużańskim nas ujęło.

oceanach. Ale Bug jest wyjątkowy. To rzeczywiście coś mało spotykanego w świecie czy choćby w Europie.

› Gdyby miał Pan zamienić siedlisko na jakiekolwiek inne miejsce na świecie… Zastanawialiśmy się z żoną, czy nie zamieszkać na Mazurach. Mazury mają ogromny urok – te chateczki gdzieś tam w oddali, a nam rzeczywiście tylko na takich zależało Jednak coś tutaj, w krajobrazie nadbużańskim, nas ujęło. Jest przyjemniejszy, jaśniejszy, bardziej suchy… Trudno to wyjaśnić, ale poczuliśmy się tu bardziej swojsko i zdrowo. Tam jest ogromna liczba turystów i chrześcijaństwa, katolicyzmu. wszędzie te lasy i lasy, a mniej pól. Tymczasem nadbużańskie Podla- A my jednak lubimy przestrzeń. sie to tygiel religijny i kulturowy. Czuje Pan tutaj klimat pogranicza? › Przestrzeń twórczą... Dwa lata temu wspomniał Pan w wywiaI tak, i nie. Zawsze miałem bardzo dzie, że jest już tak naprawdę ekumeniczne podejście do tych rzeczy. Wielokulturowość i wielo- emerytem, tymczasem co chwila narodowość są dla mnie niezwykle pracuje Pan nad nową rolą. inspirujące, pod warunkiem że nie Formalnie popieram emeryturę, ma wzajemnej agresji. Trzeba być bo mnie się ona po prostu opłaca. otwartym, bo jak człowiek okopuje To lepsze niż etat w teatrze, gdzie się we własnej wierze i filozofii, nic jest się niewolnikiem i cały rok gra. dobrego z tego nie wynika. Jak wcho- Tymczasem mam równowartość dzę miedzy wrony, to kraczę jak i one. pensji teatralnej i jestem wolnym Szanuję różne ścieżki do Pana Boga, człowiekiem. Od młodych lat mianie tracąc własnej. U mahometan łem w naturze niechęć do podpozaciekawia mnie sposób modlitwy, rządkowywania się. Przez 40 lat koncentracji. Trzeba umieć w sposób wiązałem się z różnymi zespołami chrześcijański odnosić się do innych, i utożsamiałem z nimi, ale przyz zaciekawieniem i miłością. szedł moment, w którym zadałem sobie pytanie: kiedy żyć?, samemu › Idea Kapuścińskiego i jego obcego napisać scenariusz, a potem zrealilub innego, tak? zować go dla siebie samego. Teraz Może. Nie chciałbym tutaj powo- uprawiam sztukę, którą nazywa się ływać się na jakikolwiek przykład. „teatrem jednego aktora”. Moim punktem odniesienia jest postawa Jana Pawła II. › A „Rezydencja”? Czasem bywa tak, że artysta podej› Ma Pan nad Bugiem swoje miejsca, muje się czegoś mimo sytuacji nieplaże? sprzyjającej jego twórczości. Mam Jeździłem nad Bug, kiedy był czyst- nadzieję, że nie będę się wstydził szy. Teraz pływam raczej w morzach i roli w serialu. Dla mnie, przyznam kraina bugu · zima 2011/2012


szczerze, słowo „serial” brzmi niesympatycznie, mniej jednak niż telenowela. Telenowela nie daje szansy na zaplanowanie roli. W telenoweli dowiaduję się z tygodnia na tydzień, co będę grał. Serial to właściwie film wieloczęściowy. Artystyczną przewagą filmu nad serialem jest luksus skupienia się na szczególe, pojedynczych scenach, w większym wymiarze czasowym. Obciążające jest, że mamy zagrać np. osiem scen i każda z nich ma dwie strony. I często nad tą jedną sceną pracuje się cały dzień. › Które role wybiera Pan najchętniej: filmowe, serialowe czy teatralne? Wszystkie są ciekawe. Całe lata byłem związany z teatrem i nie wyobrażałem sobie, żeby teatr zszedł na drugi plan. Ale zaczynałem od filmu. Pracuję prawie 50 lat i rozdziałów w moim życiu było co niemiara. Pracuje się w filmie, bo się go kocha, albo się go nienawidzi i idzie do teatru, ale i tam czasem następuje przesyt. › Tyle że role w teatrze są bardziej wymagające? To po prostu inna technika. Praca w teatrze wymaga warsztatu aktorskiego, ale jednocześnie, jeśli człowiek podpiera się warsztatem i nie ma emocjonalności, tego „tu i teraz”, może bardzo dużo umieć, a być złym aktorem. A złym aktorem jest dlatego, że powtarza to, czego się nauczył. Tymczasem sztukę powinno się grać każdego wieczoru od nowa. Rzemiosło, niestety, nie porywa. Rzemieślnik to człowiek, który potrafi sobie poradzić w zawodzie, nawet jeśli na chwilę opuści go koncentracja, ale cała tajemnica polega na tym, żeby mieć oczy i uszy otwarte, być skupionym i korzystać z każdej sekundy.

55


MOJE PRZESTRZENIE

W dzieciństwie byłem nieoczytanym łobuziakiem, choć poprzeczka intelektualna była podniesiona wysoko. Mama Halina była jednym z najlepszych redaktorów na świecie. Redagowała Kołakowskiego i Tatarkiewicza.

› To znaczy? Nie jestem w stanie panu powiedzieć, jak zagrać. Sam próbowałem sztukę trzy miesiące i nie mam żadnego planu na dziś. Wychodzę i gram. Tak to jest w tym zawodzie: jak ktoś ma odwagę, a nie każdy ma, to wychodzi i improwizuje. Można przestudiować cały scenariusz, wyuczyć się go doskonale, ale jest też duży margines tego „tu i teraz”, które rodzi się danego wieczoru. Dla wielu aktorów trudnością jest, żeby odzyskać samego siebie z dorobku dnia poprzedniego. Mnie w zawodzie interesuje właśnie ta odmienność. Choćbym wczoraj osiągnął wielki sukces, być może największy, jutro zaryzykuję od nowa.

pieniądze i film nie doszedł do skutku. › Pan też w pewnym momencie naleAle już byłem bliski płacenia składek żał do polskich młodych gniewnych. do Związku Aktorów Amerykańskich. Bycie w młodości twardym facetem Człowiek całe życie ociera się o różne pomogło Panu w życiu? szanse. Nigdy jednak nie wiadomo, któ- Czy ja byłem twardy? Więcej w tym było ra jest największą. Bo być może gdybym tych wszystkich używek, poza tymi najtam wyjechał… twardszymi, czy łobuzowania, a wcześniej opuszczania szkoły. Do ósmej klasy byłem bardzo dobrym uczniem, potem › Po „Faraonie” wydawało się, że dla ›...zagubiłby się Pan? Na szczęście reżyseria Pana Boga było różnie. Ale przyszedł moment, że teatru jest Pan stracony i już nigdy była inna. Miałem grać kiedyś w fil- trzeba było się skupić. Zwłaszcza gdy po nie wyjdzie z kina... Po „Faraonie” otarłem się o Hollywood. mie Wajdy z Montgomerym Twistem, „Faraonie” wróciłem na drugi rok. To był który przedawkował w wieku 42 lat. czas lektury i ciężkiej pracy nad sobą, Gdybym dostał Oscara, dziś pewnie miałbym trudności z językiem polskim. Był z pokolenia Garyʼego Coopera, co zostało mi do dziś. Kiedy sam uczyGregoryʼego Pecka. Już mieliśmy grać łem na akademii, moim konikiem staRaz podpisałem umowę z człowiekiem u Wajdy, on się oczywiście zgodził, ale ła się emisja. Efekty można podziwiać hiszpańskiego pochodzenia, ale nic z wstrzyknął sobie za dużo i... koniec. tego nie wyszło. Musiał spłacać jakieś

56

kraina bugu · zima 2011/2012


u moich uczniów – Borysa Szyca czy Agnieszki Grochowskiej. › Pan od początku miał wysoko postawioną poprzeczkę. W takim domu nie sposób się nie rozwijać. Tata pracował w radio, do którego usiłował mnie wciągnąć przez blisko 50 lat. Mama, dziś 87-letnia, niestety już na wózku, była redaktorem – największym w Polsce i jednym z najlepszych na świecie. Redagowała Tatarkiewicza, Kołakowskiego, całą światową czołówkę. Teksty napływają do dziś, więc jak zobaczycie: redakcja Halina Zelnikowa, to będzie ona. Tak więc poprzeczka intelektualna

podniesiona była już w domu. Nigdy nie mogłem za bardzo się zbłaźnić, chociaż byłem raczej takim nieoczytanym łobuziakiem. › Mama redagowała, a tata działał w radio. Dziś jest Pan tam często zapraszany. Jest wiele miejsc, w których aktor musi się odnaleźć, spróbować, np. estrada, nie przez wszystkich jest lubiana. Ale ja działam na wielu polach. Mój ojciec przez wiele lat namawiał mnie do pracy w radiu, zresztą nie tylko on. Z mikrofonem jestem oczywiście zaprzyjaźniony. Zrealizowałem wiele nagrań,

audiobooków, szczególnie dla dzieci. Ogromną popularnością cieszą się przecież nasze „Opowieści z Narii”, przetłumaczone na wiele języków. › Prywatnie czyta Pan Franiowi? Franio bardzo lubi słuchać. To moja największa inwestycja. Jedyny wnuk, będzie naszym spadkobiercą. Już mu obiecałem, że będzie miał tutaj swój dom. Marzę, żeby była jeszcze dziewczynka, taka siostrzyczka. › Franek, Ty wolisz brata? Franek odpowiada, że woli być sam. ■

57


REPORTAŻ / BRZEGIEM RZEKI

Liwiec

jeszcze płynie tekst: Daniel Parol

zdjęcia: Bartek Kosiński

Cztery wiosła, dwa kajaki, a w nich śpiwory owinięte w grube foliowe worki. Do tego konserwy, chińskie zupki, chleb i oczywiście nieodzowna przy takich wyprawach odpowiednia ilość rozgrzewających płynów. Przemierzając królestwo bobra, płyniemy pod mostami i kładkami, mijając zamki, dwory i przydrożne kapliczki. Z kominów niskich drewnianych domów wydobywa się siwy dym, a w oknach pojawiają się dzieci, z niedowierzaniem patrzące na rzekę, po której płyną dwa kajaki. Tylko w grudniu lub styczniu takie zjawisko mogłoby wywołać większe zdziwienie.


W

listopadzie to se co najwyżej w ciepłej wannie można popływać, a nie kajakiem – skwitował pan Mietek, który w swoim życiu widział wiele, ale pukał się jednoznacznie w czoło, gdy dwa kajaki lądowały na dachu samochodu. Pomysł na pływanie w listopadzie jest jednym z tych, na które zwykli ludzie reagują identycznie jak pan Mietek. Wszak rozsądni ludzie siedzą w ciepłych domach, z rozleniwieniem spoglądając na przelatujące w telewizji obrazki. Takie pomysły rodzą się w ciągu sekundy i najczęściej w kolejnej umierają. Czasem jednak zdarzy się, iż z pozoru absurdalna myśl przeradza się w konkretne działanie.

Listopadowa noc Alarmujący budzik wskazuje godzinę trzecią. Za oknem ciemna i głucha noc. Termometr wyświetla stopnie Celsjusza poprzedzone znakiem minus. Nie jest to dobry prognostyk rozpoczynającej się właśnie wyprawy. Z niechęcią biorę nocny prysznic, szoruję zęby i szybko wstawiam wodę na mocną czarną kawę. Na miejscu wszyscy jesteśmy punktualnie. Solidarnie przeklinamy godzinę, w której ów pomysł zaświtał nam w głowie. Gasimy papierosy, pociągając pierwsze łyki z piersiówki wypełnionej pierwszorzędną wiśniówką na pestce. Przed nami 90 km do miejsca, w którym zaplanowaliśmy start naszej wyprawy. Docieramy tam po niespełna 1,5 godz. Jest ciągle ciemno i wokół nie widać żywej duszy. Mam wrażenie, że nawet psy są zszokowane naszą obecnością, bo żaden z nich nie ma śmiałości podbiec do płotu, nie wspominając już o szczekaniu. Za jakieś 40 minut zacznie wschodzić słońce, a do tego czasu musimy być już spakowani i gotowi do startu. Dwa, trzy ruchy ramieniem przesuwają kajak o kilka metrów do przodu. Silny nurt Liwca to obietnica przyjemnego wiosłowania, mimo późnej

59


Wyszków nad Liwcem. Stelaże na narty zyskały nową funkcję.

pory roku. Za nami na moście zostaje kierowca, z którym spotkamy się za trzy dni w Wyszkowie nad Bugiem. Razem z nim zostawiamy uspany w półmroku Wyszków nad Liwcem, którego mieszkańcy nawet nie domyślają się, co wydarzyło się w ten sobotni poranek na ich rzecznym moście. W oddali już tylko widać blednące światła odjeżdżającego samochodu i słychać głuchy pomruk silnika, zanikający w pobliskim zagajniku. Słońce powoli zaczyna strzelać mocniejszymi promieniami, przecinając unoszące się nad rzeką mgły. Oddalamy się od osady, wpływając do krainy bobra.

W królestwie bobrów Już za pierwszym zakrętem nie mamy wątpliwości, do kogo należy terytorium, na które wpłynęliśmy. Nieważne, czy to lipa, jabłoń, osika, wierzba, czy topola. Wszystkie drzewa mają taką samą szansę, aby zmierzyć się z twardymi zębami bobrów. Część

60

z nich ludzie jeszcze próbują ratować, montując prowizoryczne zabezpieczenia w postaci drucianej siatki albo kawałka blachy przytwierdzonego do pnia drzewa. Niezliczone kanały, ścieżki i ślizgawki wskazują, iż bobry stworzyły sobie tutaj prawdziwe królestwo, z którego ciężko byłoby je przepędzić. Gdy patrzy się na nie z perspektywy rzeki, wyglądają jak imponujące budowle z licznymi połączeniami, zbudowane z inżynieryjną wręcz precyzją. Podczas całej wyprawy co chwila natykamy się na znaki bytności tego brązoworudego futrzaka z łuskowatym ogonem. Niekiedy były one tak zdumiewające, że aż ciężko było nam uwierzyć, że patrzymy na dzieło gryzonia. Może także i z tego względu jest to gatunek objęty ochroną na terenie całej Polski. Kto wie?

Magia Sowiej Góry Po kilkunastu minutach wiosłowania naszym oczom ukazuje się Sowia Góra,

zwana także Lisią. Prawdopodobnie jest to najwyższy szczyt w Dolinie Liwca. Mimo oczywistych walorów krajobrazowych, skrywa także liczne tajemnice. Legendy głoszą, że z jej wzgórz podczas wszelkich okolicznych bitew i potyczek miał być ostrzeliwany zamek w Liwie, a nawet Węgrów. Inna legenda głosi, że na szczycie góry ludy pogańskie oddawały kult swoim bogom. W wyniku badań archeologicznych u stóp wzniesienia odkryto pozostałości dawnego grodziska, którego historia sięga kilku tysięcy lat wstecz. Dzisiaj Sowia Góra jest nie tylko popularnym miejscem spotkań, ale także doskonałym punktem sportowo-rekreacyjnym. Na dowód tego ogromny czerwony spadochron unosi się nagle na szczycie góry, aby już po chwili, w pełnej krasie zataczać kręgi nad meandrującym Liwcem. Niewątpliwie Sowia Góra to jeden z ważniejszych punktów w okolicy, którego nie sposób pominąć, zwłaszcza wiosną, kiedy to soczysta zieleń zdobi pobliskie łąki i pastwiska. kraina bugu · zima 2011/2012


BRZEGIEM RZEKI

Na Zamku w Liwie Mija już czwarta godzina naszego wiosłowania, gdy na horyzoncie pojawiąją się strzeliste wieże kościoła. Dopływamy do Liwu. Wieże, które widzimy, to najwyższe punkty neogotyckiego kościoła św. Leonarda, zbudowanego w latach 1905–1907. W Liwie mieści się także siedziba Muzeum Zamku-Zbrojowni, położonego na lewym brzegu rzeki. Obiekt posadowiony jest na sztucznej wyspie, wśród bagien i rozlewisk Liwca. Gdy podpływamy bliżej, ukazuje się nam potężna budowla z czerwonej cegły. Jest to wieża bramna, jedyna oprócz murów obronnych pozostałość gotyckiego zamku obronnego książąt mazowieckich, wzniesionego w okolicach roku 1429. Do wieży ,,przyklejony” został dwór kancelarii starostwa z 1792 r., który obecnie stanowi siedzibę muzeum. Jego zbiory to

Drewniana zabudowa Węgrowa.

W listopadzie to se co najwyżej w ciepłej wannie można popływać, a nie kajakiem – skwitował pan Mietek, który w swoim życiu widział wiele, ale pukał się jednoznacznie w czoło, gdy dwa kajaki lądowały na dachu samochodu.

nie lada gratka dla miłośników białej broni. Zgromadzone tu eksponaty pochodzą nawet z XV w. Muzeum dysponuje także wieloma dziełami malarstwa batalistycznego oraz unikalną kolekcją portretów sarmackich.

Lustro Twardowskiego Opuściliśmy historyczny Liw. Przed nami wiadukt na drodze 637, prowadzącej z Węgrowa do Warszawy. To niemal symboliczna brama wodna, wprowadzająca do jednego z ciekawszych miast wschodniego Mazowsza. Przepływamy wzdłuż zachodniej granicy miasta i docieramy do pierwszej na naszym szlaku zapory wodnej. Ogromny plac w centrum miasta, zwany Rynkiem Mariackim, promienieje w słońcu. Jeszcze w ubiegłym roku jego połowę zajmował parking, a drugą połowę skwer. Dziś pięknie


BRZEGIEM RZEKI

Postać Mistrza Twardowskiego jest równie tajemnicza jak jego lustro. Był alchemikiem i czarnoksiężnikem, który zaprzedał duszę diabłu.

odrestaurowany, pokryty solidnymi płatami granitu, skrywa tajemniczy obiekt odkryty podczas prac ziemnych. Prawdopodobnie to mury dawnego ratusza miejskiego, który spłonął w XVIII w. Nikt nie jest jednak w stanie potwierdzić tej hipotezy. Początkowo mury miały być wkomponowane w płytę rynku, ostatecznie szczelnie przykryto je granitowymi płytami. W takim otoczeniu nawet bazylika Mniejsza, znajdująca się na końcu rynku, gubi swój barokowy blask i wygląda dość archaicznie. Bazylika datowana na początek XVI w., jest najstarszym zabytkiem w mieście. Z pewnością stanowi obowiązkowy punkt zwiedzania miasta nie tylko ze względu na datę jej powstania czy piękne barokowe kształty, ale też ze względu na legendę, z której znany jest Węgrów. Wszystko to za sprawą Mistrza Twardowskiego i jego magicznego lustra, z którego można przewidzieć przyszłość. Owo lustro nadal znajduje się w zakrystii wspomnianej bazyliki. Mimo iż niezbyt okazałe, posiada magiczną moc, czego dowodem jest inskrypcja łacińska umieszczona na ramie. Tłumaczy się ją tak: ,,Tym lustrem Twardowski czynił magiczne sztuki, ale obrócone to zostało na służbę Bogu”. Postać Mistrza Twardowskiego jest równie tajemnicza jak jego lustro. Alchemik

62

Panorama doliny Liwca ze szczytu Sowiej Góry.

Sowia Góra to doskonały punkt rekreacyjny.


Wnętrze zamku w Liwie.

63


Nocne ognisko – istota męskich wypraw.

i czarnoksiężnik, korzystający z pozaziemskich mocy, ponoć zaprzedał duszę diabłu, który w końcu się o niego upomniał. Uzdrawiał i przywracał do życia zmarłych, wzywał i rozmawiał z duchami. O jego pochodzenie upomina się kilka polskich miast. Obok bazyliki znajduje się Dom Gdański. Budynek z połowy XVIII w. związany z działalnością kupców gdańskich, którzy utrzymywali w Węgrowie swoją placówkę handlową w czasach, gdy miasto było węzłem handlowym łączącym wszystkie krańce Rzeczypospolitej. Nieopodal rynku mieści się klasztor i kościół Świętych Piotra z Alkantary i Antoniego z Padwy, całość stanowi zespół poreformacki. Kościół w stylu barokowym, w którego ołtarzu głównym uwagę zwraca okazały krucyfiks Chrystusa Ukrzyżowanego, autorstwa niemieckiego rzeźbiarza i architekta Andreasa Schlütera Młodszego. Opuszczamy Węgrów, który nie odkrył przed nami jeszcze wszystkich

64

tajemnic. Gdy tu wrócimy, na pewno odwiedzimy: kościół ewangelicko-augsburski z jednymi z najcenniejszych organów w Polsce, cmentarz ewangelicki w dawnej dzielnicy protestanckiej, z zabytkowymi nagrobkami Szkotów sprowadzonych do Węgrowa na przełomie XVII i XVIII w. przez Bogusława Radziwiłła, a także drukarnię ariańską, usytuowaną na północno-zachodnim skraju rynku, w której drukowano księgi i manifesty teologiczne. Dzisiaj, niestety, musimy już wracać nad rzekę.

Namiot na brzegu rzeki Jest już późne popołudnie i zaczyna się ściemniać. Nawet nie wiemy, gdzie jesteśmy, bo meandrująca rzeka płynie teraz wąwozami tworzącymi korytarz wysoki niemal na metr. Po chwili dopływamy do miejsca, które zdaje się być najlepszą miejscówką na nocleg. Dobijamy do brzegu i wyładowujemy

Polskie Loretto. Duchowe centrum loretanek.

zawartość kajaków. W powietrzu czuć delikatny chłód, co nie wróży zbyt dobrze na nadchodzącą noc. Miejsce, które wybraliśmy, okazało się idealne z dwóch względów. Po pierwsze, miało płaską i odizolowaną trawą powierzchnię, na której mogliśmy rozbić namiot. Po drugie, na samym środku łąki znajdowały się dwa suche drzewa. To one miały nam podgrzać wodę, a w nocy dać przynajmniej trochę ciepła. Po kwadransie na łące pojawił się czteroosobowy, niebiesko-żółty namiot. Po rozpakowaniu całości naszego wyposażenia i umoszczeniu sobie legowiska mogliśmy zasiąść do męskiej kolacji przy ognisku. W ruch poszły chińskie zupki i wszelkiej maści mielonki oraz pasztety w puszce. Zakupiona w ostatniej chwili kiełbasa już po chwili skwierczała na patyku i rumieniła się w buchających płomieniach ogniska. Po osuszeniu piersiówek rozpoczęliśmy dyskusję o istocie męskich wypadów. kraina bugu · zima 2011/2012


BRZEGIEM RZEKI

Henryk Słowikowski i jego prywatne muzeum etnograficzne.

Cumowanie przy dworze w Paplinie.

Po osuszeniu piersiówek rozpoczęliśmy dyskusję o istocie męskich wypadów. Dzień dobiegał końca. Już po kilkunastu minutach z namiotu rozlegało się chrapanie przeszywające chyba całą dolinę.

Dzień dobiegał końca. Już po kilkunastu minutach z namiotu dobywało się na przemian potężne chrapanie i świszczenie, przeszywające chyba całą dolinę.

Po nocy przychodzi dzień Drugi dzień wyprawy rozpoczął się o brzasku dnia. Noc, niestety, nie należała do najcieplejszych i absolutnie nie pomogło okrywanie się dodatkowym kocem, kurtką czy wełnianym swetrem. Pięć po szóstej cała ekipa już krząta się wokół ogniska, starając się choć na chwilę ogrzać zmarznięte kości. Na kijach pojawia się niedojedzona wczorajszego wieczoru kiełbasa, a po chwili zaczął też gwizdać czajnik

z wrzątkiem. Przeżuwając pierwsze kęsy, odkrywamy, że noc spędziliśmy w okolicy Starej Wsi. Dopiero teraz dostrzegamy wieżę kościoła św. Michała, najwyższy punkt w okolicy. Niebawem zobaczymy ją z bliska. Póki co musimy posprzątać obozowisko i przygotować kajaki do drogi. Chwilę przed ósmą jesteśmy gotowi. Jeszcze tylko mycie w piachu okopconych manerek oraz przypięcie karimat do kajaków i możemy ruszać w dalszą drogę.

Stara Wieś i dwór w Paplinie Po niespełna 20 minutach podpływamy w okolice Starej Wsi. Drogą przez łąki docieramy do asfaltu i od zachodu

65


BRZEGIEM RZEKI wchodzimy do osady. Gdy dochodzimy do centralnego punktu miejscowości, naszym oczom ukazuje się fasada neogotyckiego pałacu. Otoczony pięknym i zadbanym parkiem robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza jego kolorystyka, w której dominuje biel z elementami różu. Wszystko to składa się na bajkową scenerię, dodatkowo usytuowaną w magicznym ogrodzie. Jedynym mankamentem obiektu jest jego niedostępność. Jeszcze kilka lat temu był on udostępniany zwiedzającym. Dziś stanowi własność Narodowego Banku Polskiego i pełni funkcje szkoleniowe. Zwykły śmiertelnik nie ma możliwości przekroczenia nawet bramy ogrodu, nie wspominając już o zwiedzaniu zamku. Tuż obok pałacu, po drugiej stronie drogi ciągnącej się wzdłuż Liwca, znajduje się neogotycki kościół św. Michała Archanioła. To właśnie jego wieżę widzieliśmy z obozowiska. Po zrobieniu drobnych zakupów w miejscowym sklepie udajemy się z powrotem nad rzekę. W Paplinie jesteśmy po godzinie wiosłowania. Wzdłuż wodnej alei rosną piękne lipy i dęby, które tworzą osobliwy szpaler. Zatrzymujemy się przy prawym brzegu niemal na wysokości dworu. Dwoma wielkimi susami pokonujemy siatkę otaczającą park i znajdujemy się na jego terenie. Przed nami otwiera się ogromny zabytkowy park ze sztucznym stawem i beztrosko hasającymi końmi w ogrodzie. W głębi, ukryty wśród starych drzew, wyłania się modrzewiowy dwór z murowanym czterokolumnowym portykiem. Historia dworu – tak jak historia licznych obiektów w okolicy – jest niezwykle ciekawa i zawiła. Zbudowany w połowie XVIII w., po wojnie znacjonalizowany i przekształcony początkowo w szkołę, później przedszkole, a na końcu w bibliotekę. Jeszcze kilkanaście lat temu kompletnie zrujnowany trafił w ręce prywatne. Od tego momentu wraca do swojej świetności. Niestety, nie byliśmy umówieni na zwiedzanie, więc czym prędzej opuszczamy posiadłość, kierując się do kajaków przycumowanych do brzegu.

66

W dolnej części Liwiec jest już zupełnie inną rzeką. Coraz częściej w miejscu żeremi i powalonych drzew spotykamy wysoki i piaszczysty brzeg.

trafił na podobną pułapkę na drugim brzegu i sytuacja się powtórzyła. Tym oto sposobem, dobijając ostatecznie do brzegu, mieliśmy dwa kajaki, które nie nadawały się do dalszej drogi. Gdy już jesteśmy na brzegu, a kajaki stoją bezpiecznie zacumowane na piaszczystej łacie, stwierdzamy, że płynięcie dalej nie ma sensu. Zapada decyzja, wracamy do domu.

Epilog

Most w Łochowie W dolnej części Liwiec jest już zupełnie inną rzeką. Coraz częściej w miejscu żeremi i powalonych drzew spotykamy wysoki i piaszczysty brzeg. Pod koniec dnia dopływamy do Łochowa. Zaczyna już zmierzchać, a my nie mamy pomysłu na miejsce, w którym możemy się ulokować na noc. Dopływamy do mostu przed Łochowem, pod którym postanawiamy na chwilę przystanąć, aby zastanowić się, co robić dalej. Gdy jesteśmy już w pobliżu, nurt nagle się zmienia i zaczyna nas znosić na prawy brzeg. Nerwowo manewrując kajakami, dostrzegamy, że na lewym brzegu znajduje się dość przyjemna piaszczysta łata, na której spokojnie i bezpiecznie możemy przycumować. Niestety, nie jest to proste, bo nurt w pewnym momencie znosi nas za most. Teraz dodatkowo musimy wiosłować pod prąd. Po kilku minutach sytuacja wygląda na opanowaną, zważywszy, że powoli zbliżamy się do upatrzonego brzegu. Okazuje się jednak, że jest to początek końca naszej wyprawy. Pierwszy z płynących kajaków nagle otarł się o kamień. Następnie, gdy wiosła przestały pracować, nurt ściągnął go na kolejne kamienie, tym razem wraz z otarciem pojawiło się także pęknięcie w kadłubie. Drugi z kajaków, chcąc ominąć przeszkodę odkrytą przez poprzedników,

W zasadzie cała przygoda powinna zakończyć się już w tym miejscu, jednak nieoczekiwanie miała swój ciąg dalszy. W nocy zapakowaliśmy kajaki na dach samochodu i wróciliśmy do domu. Bladym świtem wskoczyliśmy do samochodu i dokończyliśmy wyprawę w nieco bardziej komfortowych warunkach. Odwiedziliśmy Urle, miejscowość oddaloną o kilka kilometrów od Łochowa, która latem jest mekką turystów wypoczywających nad Liwcem. Następnie udaliśmy się do polskiego Loretto, ukrytego w sosnowym lesie duchowego centrum loretanek. Dalej pojechaliśmy do Kamieńczyka – dawnej flisackiej osady, o czym przypomina posadowiony w centralnym punkcie parku pomnik flisaka. Tuż obok znajduje się prywatne muzeum historyczno-etnograficzne. W zbiorach muzeum są: bogata kolekcja siodeł ułańskich, starych motocykli, narzędzi rolniczych i przede wszystkim wizualizacja osady flisackiej. Kamieńczyk to także symboliczna meta naszej wyprawy, gdyż to w tej okolicy wody Liwca łączą się z wodami Bugu. W drodze powrotnej odwiedziliśmy także Wyszków oraz jedyne w Polsce Muzeum Gwizdka w Gwizdałach. Znajduje się tam ponad dwa tysiące gwizdków nie tylko z Polski, ale i całego świata, a jego kolekcja systematycznie rośnie. PS Serdeczne podziękowania dla uczestników wyprawy: Tomka ,,Mixera” Wawryniuka, Wiesława Domańskiego, Łukasza Ostapiuka oraz Bartka Kosińskigo. ■ kraina bugu · zima 2011/2012


kul

kultura i sztuka KULTURALNY KWARTAŁ / STR. 68 ZAINSPIROWANI / STR. 70

| ALBUM, PŁYTA, KSIĄŻKA, KONCERT, WYSTAWA | BARTOSZ MUSIEJ — MALARZ Z SIEDLEC NAJCHĘTNIEJ TWORZY NAD BUGIEM, GDZIE NAJŁATWIEJ O INSPIRACJE. W JEGO PEJZAŻACH NAJWAŻNIEJSZE SĄ EMOCJE. OBRAZY NIE MUSZĄ SIĘ PODOBAĆ. NIE MOGĄ JEDNAK POZOSTAWIAĆ OBOJĘTNYM.

NIE ŚWIĘCI GARNKI LEPIĄ / STR. 74

| ROBERT FRĄCZEK — DZBANKI PTASZKI ROBERTA FRĄCZKA Z KOŁODZIĄŻA W POWIECIE WĘGROWSKIM ROBIĄ MIĘDZYNARODOWĄ KARIERĘ. WYRABIANE Z NIEMIECKIEJ GLINY, MOGĄ SŁUŻYĆ JAKO PRZYRZĄDY DO REHABILITACJI... PŁUC.

67


KULTURA I SZTUKA / KULTURALNY KWARTAŁ ALBUM

Siedlce w obiektywie Kordaczuka Album Sławomira Kordaczuka „Siedlce moich ścieżek” to zbiór około 200 fotografii z lat 1984–2009, stanowiących świadectwo przemian, jakie dokonały się na terenie Siedlec przez ostatnie ćwierć wieku. Znajdziemy tu zdjęcia dokumentujące charakter miasta, ale i te ukazujące jego mniej znane zakątki. Fotografie, wykonane techniką analogową na negatywach czarno-białych i kolorowych, a następnie sfotografowane aparatami cyfrowymi, prezentują doskonałą jakość ujęć. W ostatnim rozdziale

P ŁY TA autor poświęca wiele miejsca walorom przyrodniczym miasta i jego okolic. Unikalne zdjęcia zabytków, pejzaży i cudów przyrody zachęcają do zapuszczenia się w mniej znane rejony pogranicza Podlasia, Mazowsza i Lubelszczyzny. Siedlce moich ścieżek Sławomir Kordaczuk, Siedlce, 2009

fot. Materiały prasowe (6)

Album „Pieśni i muzyka Podlasia i Polesia” podsumowuje dwa lata pracy studia śpiewu tradycyjnego, działającego przy Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach. To zwieńczenie folklorystycznych zainteresowań pograniczem podlasko-poleskim. Pierwsza część płyty poświęcona jest cyklowi obrzędowemu w śpiewie oraz muzyce podlaskich i poleskich Białorusinów. Studziwodzka Żemerwa, zrzeszająca dziewczęta i chłopców w wieku 15–30 lat, wyśpiewuje repertuar z Białostocczyzny. Słyszymy wiosenne ohulki, pieśni żniwne i przyśpiewki weselne. Instrumentalna część płyty ma wartość dokumentalną, jest zapisem dźwięków

KONCERT

KSIĄŻKA

68

Tradycja zapisana w dźwięku

Ossendowski w dżungli

Marek Dyjak we Włodawie

Wydana w 1935 r., a ostatnio wznowiona przez Wydawnictwo LTW powieść wybitnego polskiego pisarza, dziennikarza i podróżnika Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego opowiada o przygodach czwórki turystów. Akcja powieści toczy się w okresie międzywojennym na terenie Polesia. Historia z przyrodą w tle przeplata się z trudnymi czasami wojny i okupacji. Czytelnik jest obserwatorem rozwoju cywilizacyjnego na obszarze dotąd uważanym za zaginiony skrawek świata. Pośród bagien, dzikich zwierząt i roślin przybyszy z zewnątrz czeka wiele interesujących przygód. Sposób narracji, jaki prezentuje

20 stycznia we Włodawskim Domu Kultur y odbędzie się koncert Marka Dyjaka promujący nowy album „Moje Fado”. Marek Dyjak nazy wany polskim Tomem Waitsem, jest uwielbiany za swój głos, ale także za nietuzinkową osobowość. Najbardziej prawdziw y głos polskiej sceny muzycznej, jak zwykła nazywać artystę Elżbieta Zapendowska, śpiewa to, co czuje i myśli, choć taki ekshibicjonizm wiele go kosztuje. W 2008 r. przeżył próbę samobójczą i stan śmierci klinicznej. Obudził się po kilku dniach w śpiączce. Polski Tom Waits wystąpi 20 stycznia o godzinie 19 w sali

Ferdynand Antoni Ossendowski, jest jak zwykle barwny, obrazowy i nader fascynujący. Poleskie lasy pretendują tutaj rzeczywiście do rangi puszczy, i to wielkiego formatu... W Polskiej dżungli – Ferdynand Antoni Ossendowski Wydawnictwo LTW, 2011

kraina bugu · zima 2011/2012


W YS TAWA

ostatnich tradycyjnych muzyków regionu. Podlaski fragment wykracza w okolice Brześcia oraz Pińska. Na drugą część albumu zapraszają trzy siostry Łukianowicz z zachodniego Polesia, dzięki którym udało się zachować elementy ustnej tradycji wsi Leśniki i jej okolic, uzupełnione o nowe lub zapomniane motywy. Stowarzyszenie Małej Ojczyzny w Studziwodach, 2010

kina WDK we Włodawie. Bilety można nabyć w redakcji Twojego Radia Włodawa w piwnicy WDK (wejście od ul. Trębackiej) oraz w kasie kina i sekretariacie WDK. Cena biletu to 30 zł, w dniu koncertu: 35 zł. Włodawski Dom Kultury www.wdk.wlodawa.pl

Bug tak piękny jak Kambodża › Na Pana jubileuszowej wystawie obok zdjęć z Indii, Kambodży i pustyni Atakama znalazły się pejzaże znad Bugu. › Bogusław Skarus: Tak, i w dodatku zachwycają tak samo jak stada flamingów w Patagonii, dziewicze indyjskie wyspy Andamany czy kambodżańska dżungla. Zwiedzający często się śmieją, że to dobrze, że nie muszą jeździć tak daleko, żeby zobaczyć cuda świata. › Pan, animator kultury, zwiedził już cały świat. Mimo to nadal ciągnie Pana nad Bug. › Nad Bugiem, w Kózkach niedaleko Sarnak, mam letni domek, który odwiedzam niemal przez cały rok. Moją pasją jest turystyka rowerowa i w sezonie kursuję między Kózkami a Drohiczynem z jednej strony, i Janowem Podlaskim z drugiej. Zawsze towarzyszy mi aparat i uwieczniam na zdjęciach piękno tych terenów.

› Wiele chat z Pana fotografii dziś już nie istnieje. › Z przykrością obserwuję znikanie starych nadbużańskich domów, wycinkę drzew, które pamiętają czasy naszych dziadków, tak jak te z Zabuża, gdzie wierzbowa aleja musiała ustąpić miejsca parkingowi i dojazdowi do przeprawy przez rzekę. Tym chętniej utrwalam na zdjęciach wiatraki, starodrzewy i chaty. › W siedleckim MOK-u, w którym Pan pracuje, działa prężne Koło Fotograficzne, które co roku wyjeżdża nad Bug. ›Wokół MOK-u skupia się prawdziwa społeczność fotografów zainspirowanych Bugiem. Obecnie można oglądać ich wystawę z pleneru w Hrubieszowie. Członkowie koła fotografują każdy metr Bugu, podobnie jak ja. ›Wystawa jubileuszowa Bogusława Skarusa, Hrubieszów 2011 –wystawa fotografii G.T. Fotogram: Miejski Ośrodek Kultury w Siedlcach, ul. Pułaskiego 6

69


KULTURA I SZTUKA / ZAINSPIROWANI

Energia znad

Bugu

tekst: Katarzyna Karczewska i Karolina Kowalska

zdjęcia: Michał Rząca


1

2

Oleje na płótnie: 1. „Jałowce” 2. „O świcie”

3

3. „Odbicie”

M

aluje w sposób poruszający, nie fotograficzny. Dosłowność należy się zdjęciom, nie obrazom. Pejzaż przefiltrowuje przez siebie i aktualny stan ducha, choć barwy zwykle wybiera ciemne. Bartosz Musiej, uczeń malarza ziemią Antoniego Wróblewskiego, znawców zachwyca kreską, a amatorów głebią, o której mówi, że inspirowana jest energią znad Bugu. Jego twórczość jest nienazywalna, a przynajmniej sam nie zabrał się jeszcze za szukanie dla niej defini-

że robi nam się od niego smutno, ale to dobrze. To znaczy, że coś w nas porusza. Przecież człowiek czasami sam nie rozumie, co dla niego znaczy „smutno” – dowodzi. Barwy wybiera instynktownie. Dziwnie by się czuł, gdyby nagle kazano mu malować w pomarańczach, czerwieniach, żółciach. Choć ostatnio ma ochotę na eksperyment. – Jeśli miałbym malować w kolorze, wybrałbym pewnie barwy wyjątkowo soczyste, wręcz jaskrawe. Ostatnio coraz wyraźniej widzę siebie w takim repertuarze – żartuje.

mógł malować bez względu na aktuane położenie Ziemi wobec Słońca. Dzisiaj wena przychodzi wieczorem, kiedy dzieci już śpią, albo w ciągu dnia, gdy są w szkole. Tylko nad Bugiem, podczas pleneru w Platerowie czy w letnim domu, natchnienie nie trzyma się planu lekcji. To czas powrotu do korzeni, praca z mistrzem Antonim Wróblewskim, dzięki któremu nastoletni Musiej odkrył swoje powołanie. Wspomnienia, żarty, ale i bezcenne pochwały ze strony mistrza. Kolejną, po malarstwie i grafice, dziedziną, w której się realizuje, jest fo-

Dla Bartosza Musieja w sztuce najważniejsze są emocje. Wyzwala je w nim energia znad Bugu. Tu najlepiej mu się mieszka i tworzy. cji. Wie tylko, że w jego sztuce ważne są emocje. Odbiorca ma je czuć. – W sztuce chodzi o to, żeby komuś zabiło serce – tłumaczy. Nie może nadziwić się uwagom, że jego obrazy są smutne ze względu na stonowane barwy. Krytykom odpowiada przewrotnie: – Obraz może się nie podobać, można powiedzieć,

Maluje nad Bugiem, bo tam najłatwiej o energię. W domu w Mierzwicach, w którym przebywa niemal równie często, jak w tym siedleckim, czuje się najlepiej. Życie biegnie tu inaczej niż w mieście i nastraja do szukania inspiracji. Jak każdy artysta, Bartosz Musiej ma swoje ulubione pory. Kiedyś

tografia. I tutaj nie wystarczają mu proste funkcje automatu. Fotografią przemiawia do odbiorcy podobnie jak obrazem. Na zamówienie projektował strony internetowe, grafikę użytkową. Przyjmował zlecenia od wielu firm. Teraz jednak stara się poświęcić głównie sztuce, bez rozmieniania się na komercję.

71


ZAINSPIROWANI

1 3

4

1. Z cyklu „Ziemia – Woda – Niebo” . 2. „Rzeka” – olej na płótnie. 3. „O świcie”– olej na płótnie. 4. Bartosz Musiej. 5. Czasami dopiero w pracowni dociera, co tak naprawdę wydarzyło się w plenerze.

72

kraina bugu · zima 2011/2012


Bartosz Musiej

/rocznik 1972/ /malarz, grafik warsztatowy/ /grafik użytkowy/ /artysta fotograf/ /mieszka w Siedlcach/ Wystawy w Polsce: Warszawa, Galeria na Emporach, Siedlce, Galeria Akademicka, wystawa grafiki – Chlewiska, Poplenerowa wystawa w Domu Pracy Twórczej Reymontówka Sztum, Galeria na Zamku Malbork, Galeria Malbork, Siemiatycze, Miejski Ośrodek Kultury Wystawy zagraniczne: Szwecja, Francja, Stany Zjednoczone, Ukraina

2 5

73


KULTURA I SZTUKA / NIE ŚWIĘCI GARNKI LEPIĄ

PTASZEK D

w glazurze

fot. B. Kosiński (5)

zbanki ptaszki Roberta Frączka znają bywalcy lokalnych jarmarków, entuzjaści Muzeum Gwizdka w Gwizdałach i amatorzy rękodzieła z całego świata. Ceramiczne kogutki z Kołodziąża w powiecie węgrowskim zawędrowały z wystawami do Niemiec, a z turystami, w formie prezentów, przekroczyły oceany i zasiedliły półki i kominki na wszystkich kontynentach. Obecnie, gdy rękodzieło wraca do łask, są prawdziwym hitem jarmarków węgrowskich. Robert Frączek, artysta samouk, tworzy je od 15 lat ze specjalnej, zamawianej w Niemczech gliny, która wypala się w 1200 stopniach Celsjusza, mającej specjalną glazurę odporną na wysokie temperatury. Polska wytrzymuje do 1100 stopni, powyżej rozlewa się w piecu i po prostu przecieka. Dlatego do Kołodziąża regularnie przychodzą ciężkie zamówienia z Zachodu. Tajemnice garncarskiej kuchni Robert Frączek poznał u niemieckiego gospodarza, u którego pracował w latach 90. Nie wiadomo, czym dzisiaj zajmowałby się artysta, gdyby znajomy nie powiedział mu o Niemcu, szukającym kogoś z fantazją do pomocy przy wyrobie gwizdków. Frączek trafił do domu Wystawy w Polsce: lokalnych animatorów kultury, którzy w przerwach od Poznań, Targi EXPO; gwizdków grali na puzonie i urządzali festyny dla lokalnej Węgrów; Kurpie; społeczności. Po dwóch latach Niemiec uznał, że wyuczył Podlasie; mistrza, i pozwolił mu wrócić do domu. – Po co masz Mazowsze; tutaj siedzieć, skoro już wszystko potrafisz. Będziesz Wysokie Mazowieckie; u mnie robił na zamówienie – powiedział ceramik, a Robert Góra Kalwaria; Frączek wrócił do żony i syna. Kołodziąż, rodzinne strony żony Złotów; Drohiczyn. Grażyny, są dla niego bardziej swojskie niż Wrocław, gdzie się urodził. Trudno o miejsce bardziej sprzyjające rękodziełu Wystawy zagraniczne: czy tkactwu artystycznemu, któremu oddaje się pani 1984 – Grenoble, Francja – Targi sztuki; Frączek. Obok słynnych, acz niedochodowych kogutków, Hannower – Belgia; małżeństwo wyrabia też niekapiące świece. I snuje Berlin – Niemcy artystyczne plany na przyszłość.

74

kraina bugu · zima 2011/2012


75


NIE ŚWIĘCI GARNKI LEPIĄ

Robert Frączek

Mieszkaniec Kołodziąża koło Sadownego w powiecie węgrowskim, z urodzenia wrocławianin, trudną sztukę rzemiosła podpatrywał u niemieckiego ceramika, ale tak naprawdę jest samoukiem. Od ponad ośmiu lat zajmuje się artystycznym rękodziełem. Swoje wyroby wypala w temperaturze 1200°C, przez co ceramika staje się odporna na wilgoć, a tym samym nabiera właściwości użytkowych. Zdobywca certyfikatu cepeliowskiego, laureat nagród m.in., dyplomu Urzędu Marszałkowskiego oraz Wyróżnienia Dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego. Popisowe dzbanki ptaszki Roberta Frączka cieszą się popularnością na całym świecie, głównie dzięki licznym wystawom.

76

fot. B. Kosiński (5)

/artysta ceramik/ /samouk/ /zajmuje się wyrobem świec/

kraina bugu · zima 2011/2012


etn

etnografia OBRZĘDY PRZESZŁOŚCI / STR. 78

| DZIADY — NASI POGAŃSCY PRZODKOWIE CZTERY RAZY DO ROKU PALILI OGNISKA, BY OŚWIETLIĆ DUCHOM ZMARŁYCH DROGĘ DO DOMU. DZISIAJ W NOC Z 1 NA 2 LISTOPADA DZIADY ODPRAWIAJĄ JUŻ TYLKO NIELICZNI.

ZAPOMNIANE NARZĘDZIA / STR. 82 ZNIKAJĄCY ŚWIAT / STR. 84

| SIECZKARNIA I GRZEBIEŃ DO LNU. | KOWAL — DAWNIEJ NAJWAŻNIEJSZA INSTYTUCJA WE WSI. ODPOWIEDZIALNY ZA WYRABIANIE I NAPRAWĘ NARZĘDZI ROLNICZYCH, PODKUWANIE KONI, WYRYWANIE ZĘBÓW, A NAWET... PSYCHOTERAPIĘ. DZIŚ OSTATNI KOWALE NIE MAJĄ ZLECEŃ.

77


ETNOGRAFIA / OBRZĘDY PRZESZŁOŚCI

T

en ludowy zwyczaj, wywodzący się z przedchrześcijańskich obrzędów słowiańskich, opisał w pierwszym wydaniu „Dziadów” Adam Mickiewicz. Wieszcz przedstawił uroczystość obchodzoną ku czci dziadów, czyli zmarłych przodków, która swymi początkami sięga czasów pogańskich. Wtedy kult zmarłych był istotny dla podtrzymywania i zacieśniania więzów między plemionami. Co prawda samo oddawanie czci zmarłym ma tradycję starą jak świat, ale cel, jaki temu przyświecał, niczym nie różnił się od istoty współczesnego Święta Zmarłych. W tym dniu otwierały się wrota Nawii – czyli zaświatów, odgrodzonych

od świata żywych morzem lub rzeką – i dusze zmarłych przodków mogły powrócić na ziemię, aby odwiedzić swoich żyjących bliskich. Żeby pozyskać przychylność dusz, należało je godnie ugościć. Udawano się więc na miejsce pochówku, któremu przypisywano magiczną moc, i na rozstaje dróg. Wierzono, że w takich miejscach dusze przekraczają granicę pomiędzy światem żywych i umarłych. Drogę do domu miały im oświetlić ogniska. Dusze mogły zatrzymać się tu na chwilę, ogrzać i odpocząć po długiej wędrówce. Ogień był znakiem czci dla zmarłego, a dym niósł ku niebu modły i wdzięczność za opiekę. W tę magiczną noc nie zamykano okien i drzwi, ułatwiając


Dziady lub maruna tekst: Katarzyna Karczewska


OBRZĘDY PRZESZŁOŚCI

duszom wejście do domów. W centralnym miejscu izby, które stanowił piec, pozostawiano gorącą strawę. Posiłek miał się składać z siedmiu dań, bogatych w pożywne miód, jajka i kaszę. Przodkom okazywano w ten sposób wdzięczność za możliwość zachowania ich w pamięci, ale przede wszystkim za powołanie do życia potomnych. Według wierzeń niektóre duchy pozostawały w domach, by sprawować opiekę nad domownikami. Ci zaś śpiewem, strawą i zabawą nieśli ulgę duchom pokutującym w czyśćcu. Dziady były dniem na tyle niezwykłym, że nawet drobne niecodzienne zdarzenia odczytywano jako znak od umarłych, najczęściej wyrażający przychylność przodków. Każdy taki sygnał przyjmowano więc z wielką radością. Dziady u Słowian w ogóle były świętem biesiadnym i pełnym radości, chociaż związanym z czasem żałoby. Wezwanie przodków do wspólnego bytowania jak i symboliczne dzielenie się z nimi pokarmem, dawało poczucie dobrze

80

wypełnionej misji i stanowiło rodzaj dziękczynienia za cud życia. Obrzęd ten obchodził zazwyczaj lud wiejski, który mocniej wierzył w życie po śmierci i z większym oddaniem zachowywał tradycje swoich przodków. 2 listopada do dziś jest na wsiach dniem świątecznym, ważniejszyn nawet niż 1 listopada. Wynika to z przekonia, że dochodzi wówczas do spotkania ze światem zmarłych. Niegdyś obrzęd dziadów był zakazany przez Kościół katolicki ze względu na jego pogańskie pochodzenie. Dzisiaj możemy odnaleźć wspólne punkty tego święta zarówno w tradycji chrześcijańskiej, jak i pogańskiej. Wspominamy naszych bliskich w tzw. wypominkach – modlitwie imiennej za zmarłych. Ksiądz pobiera za nią opłatę „co łaska”, tak jak pogański gęślarz, który przywoływał duchy zmarłych. Dziś we Wszystkich Świętych, tak jak i kiedyś, pamięta się o wszystkich zmarłych, również o tych, którzy zginęli śmiercią tragiczną lub samobójczą. Dzisiejsi katolicy w Polsce obchodzą to święto w sposób bardziej

pragmatyczny niż przodkowie. Pozbawiwszy je słowiańskiej duszy, skłaniamy się raczej ku smutkowi. Teorii o początkach dziadów na ziemiach polskich jest wiele. Niektórzy datują je na epokę średniowiecza, inni twierdzą, że pierwsi Słowianie obchodzili je już na przełomie VI i VII w. Na przestrzeni dziejów zwyczaj ten przeszedł wiele modyfikacji od pogańskiego rytuału, mającego wymiar religijny i magiczny, do obrzędu, na który składają się wierzenia, wyobrażenia, czynności i zachowania przekazywane z pokolenia na pokolenie oraz ściśle przestrzegane. Duchy miały przybywać na ziemię z krainy zmarłych, Nawii, dwa razy do roku – w okolicach 2 maja i jesienią, w nocy z 31 października na 1 listopada. Pierwotne Dziady pogańskie obchodzone były aż cztery razy do roku – w czasie tzw. Przesilenia, Równonocy, czyli między 20 a 26 dniem marca, czerwca, września oraz grudnia. Przesunięcie dzisiejszych Zaduszek na 2 listopada jest zasługą chrześcijańskich misjonarzy. ■


Żeby ułatwić duszom zmarłych drogę do domu, na skrajach dróg rozpalano ogniska. To w takich miejscach dusze miały przekraczać granicę między krainą umarłych Nawią a światem żywych.

81


ETNOGRAFIA / ZAPOMNIANE NARZĘDZIA

grzebień to prymitywne narzędzie służyło do wyczesywania włókien lnu. Jego podstawą była długa deska, która w górnej części miała kształt okręgu. To na nim umieszczone były mocne i ostro zakończone zęby. Grzebień służył do oddzielania główek wysuszonego lnu od słomy, co było kluczowe w procesie obróbki tej rośliny.

82

kraina bugu · zima 2011/2012


sieczkarnia

rys. A. Grabek (2)

maszyna służąca do cięcia słomy, trawy, kukurydzy i innych roślin pastewnych na sieczkę. Mogła być samojezdna lub polowa, napędzana silnikiem lub stacjonarna. Sieczkarnia stacjonarna mogła być napędzana korbą, kieratem, a dziś także silnikiem elektrycznym. Stanowiła element kombajnu. Maszyna składała się z koryta, zespołów: podającego, tnącego i napędzającego, oraz z koła zamachowego.

83



ETNOGRAFIA / ZNIKAJĄCY ŚWIAT

Bogdan Ilczuk z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy podkuwał nawet pół tysiąca koni rocznie. Dziś z rzadka przyjmuje zamówienia na wyklepanie lemiesza czy siekiery. Nie ma uczniów, bo miejscowa młodzież do kowalstwa się nie garnie.

Rozpoznam

moją podkowę

tekst: Daniel Parol

zdjęcia: Sylwia Garucka

D

awniej od stycznia do listopada kowal Bogdan Ilczuk okuwał od 400 do 480 koni. – Jak tylko grunt przymarzał, to do Mężenina przyjeżdżali nawet z Drohiczyna. Zjeżdżali też do Kisielewa, gdzie kowalów było dwóch – Józio Gajdak i Franek Musiejuk – wspomina Ilczuk. – Ale i tak była kolejka. Do dziś pozna swoją podkowę po odpowiednim ścięciu. Takim, żeby jak lód się pod koniem załamie, zwierzę nie musiało podkowy z kopytem wyrywać. Podkowy Ilczuka były dobre, jak dziś najlepsze opony – inne na lato, inne zimowe, dostosowane do warunków. W podkuwaniu też był dobry. Choć wiele razy dostał kopytem, tylko raz koń go połamał. – Tylną nogą wziął mnie pod siebie. Zmiażdżył całe biodro, pół roku w gipsie – wspomina. Ale wlicza to w ryzyko zawodowe. Bo choć gospodarz trzymał kopyta, a zwierzę, dla uspokojenia, brało się kleszczami za nos, kopniaka można było zarobić.

85


W

czasach gdy w każdym gospodarstwie był przynajmniej jeden koń i masa ciągle psującego się sprzętu rolniczego, kowal był najważniejszym rzemieślnikiem we wsi. – Naszą rzeczą był remont pługów konnych, bron, sprężyn, a potem kosiarek i kombajnów – wyjaśnia Bogdan Ilczuk. I wzdycha, że odkąd na wsi nie ma kombajnów, zawód ginie prędzej niż ostatni jego adepci. Sam Ilczuk na palcach jednej ręki może policzyć kowali, którzy dożyli jego wieku. Kolegów z cechu zabrały zawały, choroby zawodowe, starość. On sam trzyma się mocno. Nie dał się ani dwóm przebytym zawałom, ani ciężkiej fizycznej pracy, którą para się nadal, choć z mniejszą intensywnością. – Dziś już nie kuje się lemieszy, ale siekierę, a i owszem, się ostrzy. Kiedyś całe siekiery się robiło, dla drwali. Teraz przynoszą, by tylko poklepać i zahartować. Większość kupuje nowe – macha ręką kowal. Dawniej nowe narzędzia przetapiało się ze starych. Tylko po śruby jechało się do sklepu. Kiedy we wsiach nie znano jeszcze istniejących od 1921 r. spawarek, kowale nitowali swoje wyroby ręcznie. Kowal Ilczuk, który uczył się na spawacza, wprowadzał do swojego warsztatu nowe techniki. Ale u majstra, u którego się szkolił, obowiązywały metody tradycyjne. – Brudny zawód – mówi dziś o kowalstwie, ale w jego głosie słychać nutkę nostalgii. Dziś nie ma komu przejąć warsztatu. Konie zastąpiono samochodami, coraz mniej gospodarzy w okolicy uprawia rolę. Kiedyś z kowalstwa dało się wyżyć. Za podkucie dwóch nóg konia brało się 120 zł, podczas gdy metr żyta kosztował 50. I jeszcze materiały dostarczał gospodarz. Teraz robota kowala dewaluuje się z roku na rok, a w kryzysie nawet z miesiąca na miesiąc. – Ostatnio za klepanie lemiesza, godzinę roboty, wziąłem 25 zł. Teraz nie wiem, czy z 10 zł bym dostał – mówi Ilczuk. Uczniów nie ma, bo młodzież z okolic woli pod sklepem postać i piwo popić. A przecież w warsztacie w ciągu roboty nigdy nie było żadnego pijaństwa. – Bo niby jak? Jak

86


ZNIKAJĄCY ŚWIAT

ZAWÓD kowal

Od kiedy z rud zaczęto wytapiać metal, kowalstwo stało się jednym z najważniejszych zawodów. Obok podkuwania koni i naprawy sprzętu gospodarskiego, kowale trudnili się wytwarzaniem przedmiotów codziennego użytku, takich jak podkowy, kociołki i gwoździe. Wytwarzali również broń białą, czyli szable, miecze, maczugi i halabardy. Kuźnia, usytuowana zazwyczaj na skraju wsi lub u zbiegu dróg wytaczających ważne szlaki komunikacyjne, stanowiła towarzysko-społeczne centrum wsi. Tutaj przyjeżdżało się po najnowsze wieści i wskazówkę, jak poradzić sobie z gospodarskim problemem. Kowale, od lat obcujący ze zwierzętami, pełnili też rolę wiejskich weterynarzy, a nawet lekarzy. To do nich przychodziło się na wyrwanie zęba czy nastawienie kości. Często widziano w nich wróży, odpowiadających raczej dzisiejszym psychologom. O porady sercowe panny prosiły właśnie kowali jako najmądrzejszych i najbardziej uczonych we wsi. Obserwując pracę kowali, ciemny lud przypisywał im nawet zdolności magiczne.


ZNIKAJĄCY ŚWIAT okuł konia, to wokół ustwiała się kolejka następnych dwunastu. Flaszki się trafiały pod koniec dużej roboty. Jak się komuś zrobiło bramę, to dopiero coś stawiał – opowiada. Dwudziestowieczni kowale kultywowali tradycje poprzedników, którzy, jako najmądrzejsi we wsi, musieli nie tylko służyć radą i dawać przykład, ale też być gotowi na niespodziewane wezwanie o każdej porze dnia i nocy. Bywało, że kowala ściągano jako ostatnią deskę ratunku do skomplikowanego porodu, nie tylko krowy. Że powierzano mu nastawienie kości przygniecionego przez drzewo albo przekucie wrzodu czy nacięcie bolesnego pęcherza. Kowale rozsądzali również spory, a także wyrokowali w konfliktach sąsiedzkich. Ich autorytet zmalał,

kiedy na wsi nastała powszechna edukacja, a w wiejskie rejony zaczęli zapuszczać się lekarze i weterynarze. Dziś kuźnię z rozgrzanym do 1500 stopni Celsjusza paleniskiem, miechem, kowadłem, kleszczami i całą kolekcją młotków najłatwiej zobaczyć w skansenie lub na kartach encyklopedii. Pochowane po wsiach warsztaty rzadko reklamują się choćby drewnianą belką z napisem „kowal” czy „kuźnia”. Pozostali przy życiu adepci tego zawodu liczą na miejscowych, klientów z kilkudziesięcioletnim stażem. Dlaczego nie wezmą się za popularne ostatnio kowalstwo artystyczne? Prawdziwi kowale znad Bugu tylko się krzywią. Do takich zabaw nie mają serca ani ochoty. To dla nich niepoważne. ■


nat natura BIRDWATCHING / STR. 90

PRZESTRZEŃ NATURY / STR. 92 OBIEKTYW TABORA / STR. 94

| ANDRZEJ G. KRUSZEWICZ — DZIŚ TYLKO PTAKI W SPOSÓB NIEOGRANICZONY KORZYSTAJĄC DOBRODZIEJSTW POLSKICH RZEK. DLATEGO WARTO W ZIMOWY MROŹNY DZIEŃ WYBRAĆ SIĘ NAD BUG Z LORNETKĄ. | UROCZYSKO STERDYŃ — W ŚRODKU NADBUŻAŃSKIEJ PUSZCZY. | ARTUR TABOR — JELEŃ EUROPEJSKI I JASTRZĄB GOŁĘBIARZ.

89


NATURA / BIRDWATCHING

O ptakach

nad rzeką

Dziś tylko ptaki w sposób nieograniczony korzystają z dużych rzek. Ba, wydaje się, że robią to coraz intensywniej, także zimą. Dlatego warto w słoneczny mroźny dzień wybrać się nad Bug z lornetką.

D

uże rzeki zawsze były szlakami wędrówek ryb i ptaków, a potem także ludzi. Ludzie pobudowali drogi i teraz przemieszczają się rzekami głównie dla rozrywki. Na rzekach zbudowano tamy, zbiorniki zaporowe i kaskady, co zaburza wędrowanie ryb. Dziś w pełni z dużych rzek korzystają już tylko ptaki. Dolina dużej rzeki to często miejsce nieco zapomniane. Wiosenne wylewy sprawiają, że nikt nic tutaj nie uprawia ani niczego nie buduje. W efekcie przyroda rządzi się nad rzeką swoimi prawami, a zimą nie zagląda tutaj nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą.


bielikowi, doświadczonemu łowcy, który czasem zostawia głodnym młodzikom jakieś resztki. Ich posiłek nie jest jednak tak spokojny jak dorosłego orła. Przepychają się, straszą, kraczą na siebie i wyrywają kęsy. Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedyś wyrosną z nich dostojne, charyzmatyczne ptaki.

młode przychodzą na świat w norkach wykopywanych przez rodziców w stromych nadrzecznych skarpach. Kto ma szczęście, zobaczy go z bliska i na długo zapamięta jaskrawy kolor i metaliczny połysk turkusowej barwy kuperka. Ptaki na wodzie to jednak nie wszystko, co oferuje obserwatorowi zimowa wycieczka. Rozległe nieużytki w strefie zalewowej są porośnięte wieloma gatunkami dzikich roślin, nazywanych chwastami, jeśli pojawią się w uprawach. Dla wielu gatunków ptaków to jednak nie są chwasty, ale bogactwo najodpowiedniejszego dla nich pokarmu. Nic więc dziwnego, że na nadbużańskich pustaciach zimą spotkamy stada szczygłów i dzwońców, makolągw i czeczotek, rzepołuchów, gili, jerów, czyży, trznadli,

W miejscach zasobnych w ryby można nawet w środku zimy spotkać czaple i kormorany. Jeszcze przed ćwierćwieczem byłaby to ornitologiczna sensacja, gdyż na wschodzie kraju te ptaki nie zimowały. Tam, gdzie do Bugu wpadają mniejsze rzeki, można zimą spotkać zimorodka, cud natury, latający klejnot. To nieprawda, że rozmnaża się on zimą, co sugeruje jego polska nazwa. Zimorodka pierwotnie nazywano ziemiorodkiem, gdyż jego

a nawet śnieguł. Te ostatnie najliczniej występują nad morzem, ale spotkanie ich w dolinie Bugu wcale nie jest rzadkością. A więc warto wyjść z domu na spotkanie z ornitologicznymi, niby-zimowymi, a jednak egzotycznymi atrakcjami. Obserwacje warto notować, bo może przytrafić się naukowa sensacja, a po kilku latach systematycznie zbierane notatki staną się wartościowym dokumentem. ■

ANDRZEJ G. KRUSZEWICZ Wybitny polski ornitolog, doktor nauk weterynaryjnych. Od 2009 r. dyrektor zoo w Warszawie. Twórca tamtejszego Ptasiego Azylu, w którym od 13 lat leczone są ranne dzikie ptaki. Autor blisko 20 książek.

fot. Grzegorz Leśniewski

To wystarczający powód, by tam pójść! Ale po lodzie chodzić nie wolno! W środku zimy, w środku lądu, na Bugu i tuż przy rzece można zobaczyć ptaki, jakie widuje się o tej porze roku tylko nad morzem, a nawet takie, jakich o innej porze roku zobaczyć tutaj nie można. Dość wymienić nurogęsi czy bielaczki. Tylko nurogęsi, i to bardzo nielicznie, przystępują do lęgów. Bielaczki, cudowne małe tracze z północy, przylatują tutaj na zimę, jak do podręcznikowego „ciepłego kraju”. Inny gość z północy to gągoł. Przystępuje do lęgów w dziuplach wysokich drzew, co nie jest typowym zachowaniem europejskich kaczek. Młode gągoły skaczą z wysokości kilku pięter i lecą z rozpostartymi łapkami, by wylądować na wodzie lub mchu. O ile mają szczęście. A potem, gdy dorosną, przylecą do nas na zimę. Te z Białorusi osiądą na Bugu. Bywają płochliwe, ale warto się do nich zbliżyć, by je obejrzeć. Są piękne. Skradanie się do rzadkich ptaków mogą utrudniać wszędobylskie krzyżówki, których wielkie stada na Bugu nocują nawet podczas siarczystych mrozów. Są bardzo ostrożne i mogą zepsuć próbę zbliżenia się do wypatrzonej na wodzie cyraneczki, kokoszki czy perkozka, które nielicznie tutaj zimują. Bug jest też bardzo ważną zimową ostoją dla stad łabędzi niemych i – ostatnio coraz liczniejszych – łabędzi krzykliwych. Wspaniałe białe ptaki mają dość żeru na podwodnych łąkach, a jak pogoda sprzyja, mogą nawet pojawić się na brzegu, by popaść się na łące, jak owce. Towarzyszą im czasem dzikie gęsi. W tym regionie głównie zbożówki, nieco mniejsze i ciemniejsze od rodzimych gęgaw. Pochodzą z Rosji. Obecność kaczek i gęsi nie ujdzie uwadze drapieżników. Zimą polują na nie głównie bieliki, których w całym kraju szybko przybywa. Mówi się już nawet o tysiącu par lęgowych w Polsce. Nad Bugiem jest ich kilkanaście, a zimą zdarzają się grupki składające się z kilku młodych, które często towarzyszą dorosłemu

91


NATURA / PRZESTRZEŃ NATURY EDYTORIAL

Uroczysko

Sterdyń

Edukacyjna ścieżka leśna, prowadząca przez uroczysko w gmnie Ceranów, wiedze przez najpiękniejsze zakątki Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. Uroczysko Sterdyń zachwyca bogatą szatą roślinną.

92

1


NATURA / PRZESTRZEŃ NATURY

2

E

dukacyjna ścieżka leśna „Uroczysko Sterdyń” prowadzi nas przez kompleks leśny położony w Nadleśnictwie Sokołów w gminie Ceranów. Trasa umożliwia poznanie bogactwa przyrodniczego tego terenu. Zróżnicowane pod względem gatunkowym i wiekowym drzewostany, z bogatą warstwą runa i zamieszkującymi je zwierzętami czynią ścieżkę ekscytującą dla miłośników fauny i flory. Ścieżka prowadzi zarówno przez suche bory sosnowe, jak i podmokłe olsy, wśród których można ujrzeć płochliwego m. in. bociana czarnego. Nad przepływającą przez Sterdyń Czarną Strugą dostrzeżemy obecność bobrów. Ciekawostką jest rezerwat leśny „Sterdyń” o powierzchni 11,91 ha z bardzo bogatą szatą roślinną. Utworzono go dla zachowania fragmentu wielogatunkowego lasu mieszanego z wieloma gatunkami roślin rzadkich i chronionych. Rezerwat został powołany 19 kwietnia 1979 r. w celu ochrony starodrzewu sosnowego i miejsca lęgowego czapli

1 3

siwej. Akt powołujący stanowi też, że celem ochrony jest zachowanie fragmentu wielogatunkowego lasu mieszanego z chronionymi i rzadkimi gatunkami roślin, a przedmiotem ochrony są wielogatunkowe zbiorowiska grądów Tilio-Carpinetum. Charakterystyczną cechą rezerwatu jest aspekt wiosenny, czyli kwitnąca roślinność zielna, pojawiająca się jeszcze przed rozwojem liści na drzewach. Są to przede wszystkim zawilce gajowe Anemone nemorosa, które masowo zakwitając podczas przedwiośnia ozdabiają lasy liściaste i mieszane rezerwatu. Obok dywanów zawilców spotkamy przylaszczki Hepatica nobilis, również należących do rodziny jaskrowatych z charakterystycznymi liśćmi przypominającymi kształtem wątrobę. Nieprzypadkiem, ponieważ dzięki swym właściwościom przeczyszczającym i detoksyfikującym, stosowana była niegdyś w leczeniu schorzeń wątroby i woreczka żółciowego. Niewielkimi różowymi kwiatami kwitnie też wawrzynek wilczełyko Daphne mezereum,

2

1. Uroczysko zachwyca tak latem, jak i zimą. 2. Wielogatunkowy las mieszany z wieloma gatunkami roślin rzadkich i chronionych to prawdziwy raj dla botaników.

93


PRZESTRZEŃ NATURY

który w Polsce jest niezwykle rzadki. Silnie trujący, może stanowić zagrożenie dla ludzkiego życia. Na przechadzce w lesie warto więc pilnować małych dzieci i w żadnym wypadku nie pozwalać im na jedzenie pięknych czerwonych „jagódek” wawrzynka, zawierających trujące glikozydy, mezereinę i dafninę. 10 – 12 owoców może spowodować śmierć osoby dorosłej, a już jeden lub dwa jest w stanie zabić dziecko. Największą ciekawostką florystyczną rezerwatu jest jednak stanowisko chronionego gatunku o charakterze górskim – parzydła leśnego Aruncus dioicus, występującego głównie w Sudetach. Piękne, osiągające 2 m wysokości, z białym pióropuszem na czubku, również jest rośliną trującą. W jego nasionach zawarte są toksyczne saponiny, a w liściach pochodne cyjanowodoru. Z gatunków chronionych dość licznie występuje również lilia złotogłów Lilium martagon, również niezwykle rzadka w naszym kraju i typowa dla

Sudetów i Karpat. Choć dawniej jej cebulki uchodziły za przysmak, w formie gotowanej, surowej i suszonej, dzisiaj na szczęście nie trafia już na stoły. Nieco rzadsze są storczyki: dość pospolite w innych miejscach Polski kruszczyk szerokolistny Epipactis helleborine i listera jajowata Listera ovata. Na terenie rezerwatu rośnie także kilka rzadkich w tej części kraju gatunków roślin. Położenie dużego kompleksu leśnego, jakim jest „Uroczysko Sterdyń”, w pobliżu doliny Bugu, sprzyja występowaniu wielu rzadkich gatunków zwierząt, m.in.: bociana czarnego. Bocian czarny, który wygląda jak negatyw swojego tradycyjnego odpowiednika bociana białego, którego wielkość europejskiej populacji lęgowej ocenia się na 6300-9600 par, w tym najliczniej (powyżej 1000 par) gniazduje w Turcji, na Białorusi, na Łotwie i w Polsce. Ten duży ptak brodzący gniazduje w siedliskach ze znacznym udziałem trudno dostępnych terenów podmokłych i zabagnionych, obfitujących w śródleśne

rzeki i rowy melioracyjne, stwarzające dogodne warunki żerowania. Zadowala się tez uboższymi lasami, w sąsiedztwie których posiada atrakcyjne żerowiska – doliny rzeczne, wilgotne łąki. W Uroczysku Sterdyń licznie występują też sarny, dziki i jelenie. Tutejsza fauna ma jednak głównie charakter przejściowy, ze względu na niewielką powierzchnię rezerwatu. Podczas wizyty w uroczysku warto zboczyć ze ścieżki, by odwiedzić szkółkę leśną z kącikiem dydaktycznym i miejscem na ognisko. Dzięki temu dowiemy się więcej o tutejszych roślinach, poszyciu i warunkach ekologicznych. Poznamy też zamieszkujące je zwierzęta. Trasa ścieżki wynosi blisko 10 km, wzdłuż których ulokowano dziewięć tablic dydaktycznych, przedstawiających kolejno: przebieg ścieżki, biologię bobra, zabiegi gospodarcze w lesie, i żyjące w nim gatunki zwierząt, rozwój drzewostanu, charakterystykę rezerwatu Sterdyń, środowisko wodne oraz poradnik leśnego wędrowca.


NATURA / PRZESTRZEŃ NATURY

Wędrówkę po ścieżce polecamy rozpocząć przy leśniczówce Holendernia, leżącej na trasie Sterdyń – Kiełpiniec, bądź też zacząć od jej końca czyli od leśnego parkingu na trasie Ceranów – Nur. Dojechać można własnym środkiem lokomocji lub też autobusem PKS linii Sokołów Podlaski – Kiełpiniec. Na noc można zatrzymać się w kwaterach agroturystycznych w pobliskim Kiełpińcu czy Chądzyniu. Znajdą tutaj cos dla siebie miłośnicy wędrówek pieszych, rowerowych jak również zwolennicy nordic walking- -u oraz w okresie zimowym miłośnicy nart biegowych. Śpiew leśnego ptactwa, zapach żywicy i świeżość wilgotnych fragmentów drzewostanu powodują, że łatwo zapomnieć tu o codzienności i zjednoczyć się z przyrodą. Na trasie trzymajmy się zielonego oznakowania. Kończąc wędrówkę po ścieżce pamiętajmy, by jej nie zaśmiecać. ■

1

2 3

1. Ze ścieżek Uroczyska Sterdyń warto zboczyć na chwilę w leśną gęstwinę i przyjrzeć się dokładnie wspaniałym, rzadkim okazom roślin i zwierząt. 2. W tej dzikiej okolicy zabudowania występują z rzadka. Najłatwiej o stare drewniane chaty kryte strzechą. 3. Zdaniem wielu, Uroczysko najpiękniesze jest jesienią, kiedy drzewa mienią się wszystkimi odcieniami żółci, czerwieni i brązu.

www.mazovia.pl

95


NATURA / OBIEKTYW TABORA

Jastrząb gołębiarz (Accipiter gentilis) Ptak drapieżny o szarobrunatnym upierzeniu, krótkich i szerokich skrzydłach, długim, haczykowatym dziobie i mocnych szponach. Obdarzony wyjątkowo bystrym wzrokiem, poluje na drobne ssaki i średniej wielkości ptaki. W Polsce występuje niezwykle rzadko. Samiec jastrzębia waży 1 kg, samica – do 1,5 kg.

96

kraina bugu · zima 2011/2012


Jeleń europejski (Cervus elaphus) ARTUR TABOR 19682010 Jeden z najwybitniejszych polskich fotografików przyrody. Specjalizował się w zdjęciach ptaków i zwierząt w ich naturalnym środowisku. www.arturtabor.pl

Ssak roślinożerny o płowobrązowej barwie i rozłożystym porożu, występujący w lasach Europy. Osiąga do 2,5 m długości i 1,5 m wysokości w kłębie, wagę nawet do pół tony. W połowie zimy zrzuca poroże, które odrasta wiosną, osiągając największe rozmiary na początku lata u osobników 10-letnich. Lękliwy ssak, prowadzi głównie nocny tryb życia, za dnia kryjąc się w gęstwinie. Żywi się trawami, pędami, liśćmi, korą i owocami drzew i krzewów. Czasem daje się skusić na buraki i ziemniaki na polach.

97


MACIEJ WAWRYNIUK Przygodę z gastronomią rozpoczął już w dzieciństwie – jego mama była szefem kuchni w jednej ze znanych restauracji na Podlasiu. W 1995 r., po skończeniu Technikum Gastronomicznego w Siedlcach, przeszedł wszystkie szczeble kariery w warszawskich restauracjach. Obecnie pracuje w firmie KAMIS, gdzie prowadzi szkolenia, warsztaty i pokazy kulinarne dla kucharzy i szefów kuchni.

www.kamis.pl

Zima w krainie zdjęcia: Michał Rząca stylizacja: Weronika Kobylińska


W KRAINIE SMAKU

W

szystkie święta nad Bugiem mają wyjątkowe znaczenie i obchodzone są w szczególny sposób. Te uroczyste dni są celebrowane również w kuchni. Ale najbardziej wyczekiwaną ucztą jest z całą pewnością wigilijna wieczerza. Po ciemnej, długiej jesieni i postnym okresie adwentu wszyscy z niecierpliwością oczekują na tę wyjątkową ucztę. Poprzedzający ją dzień, który jest tutaj okresem ścisłego postu, jeszcze bardziej wzmaga kulinarne pożądanie okolicznych mieszkańców oraz przybyłych gości. Tego dnia najważniejsza jest tradycja, nie ma miejsca na żadne kompromisy. Wszystko musi odbywać się jak zawsze, od wielu lat tak samo. Przez cały dzień w kuchni panuje gorąca atmosfera, aby wszystko udało się bezbłędnie. Gospodynie uwijają się jak w ukropie, by zdążyć przed pierwszą gwiazdką, i często muszą odpędzać się od domowników, którzy nie mogą oprzeć się woni unoszącej się w całym domu i zniecierpliwieni rzucają się do próbowania. Zapach siana pod obrusem

to znak, że stół jest gotowy i czeka już na potrawy i uczestników wieczerzy. Po opłatku, od którego wszyscy zaczynają ten wieczór, czas na śledzie w różnej postaci oraz karpia faszerowanego lub tradycyjnie w galarecie. Następnie kapusta i pierogi: złociste, zarówno te z kapustą, jak i nadziewane soczewicą. Gdy wigilijna kolacja jest na dobre rozpoczęta, na stole pojawiają się smażone ryby, których w samym Bugu, jak i starorzeczach, czyli tzw. bużyskach, nie brakuje. Karp, sum, lin, usmażone przed samym podaniem, chrupiące, sprawiają, że nikt nie jest w stanie im się oprzeć, a także przypominają, że jesteśmy właśnie w krainie Bugu – krainie ryb. Na deser kutia, prawdziwa, z pszenicą, która na wschodzie zastępuje kluski z makiem oraz bardzo esencjonalny kompot z suszonych owoców. Inne łakocie dopiero po pasterce, ponieważ tutaj wieczerza, pomimo że obfita, musi być postna. Kolejne świąteczne dni, jak i następnie cały karnawał, to już biesiada mięsna, obfita i bogata.

Kutia wschodnia z pszenicą

ryb

Składniki: ▶ 1 kg pszenicy, 1/2 kg maku ▶ miód (według uznania) ▶ 30–50 dag bakalii (rodzynki, migdały figi, daktyle, orzechy, włoskie i laskowe, suszone śliwki) Przygotowanie: Gotować pszenicę na małym ogniu przez 3–4 godziny. Mak natomiast należy gotować tak długo, aż będzie go można rozetrzeć palcami. Kiedy pszenica i mak będą już ugotowane,

należy je odcedzić. Mak utrzeć w makutrze lub trzykrotnie zmielić w maszynce o najdrobniejszych oczkach (dzisiaj ułatwiając sobie pracę, możemy kupić gotowy przemielony mak). Tak przygotowane mak i pszenicę wymieszać ze sobą, dodając całkiem sporo miodu rozpuszczonego w wodzie oraz bakalie. Kutię należy przechowywać w chłodnym miejscu, a jej konsystencja ma być półpłynna.

99


W KRAINIE SMAKU

Karp królewski w szarym sosie Składniki: ▶ karp królewski ok. 1 kg ▶ cytryna ▶ sól ▶ 1/2 litra wywaru (1 średni seler, cebula, białe wytrawne wino, skórka z cytryny, ziarna pieprzu, zmielony imbir, sok z cytryny) ▶ krew z karpia ▶ 1 szklanka ciemnego piwa ▶ 2–3 kostki cukru ▶ łyżka powideł ze śliwek ▶ 5 dag ususzonego i utartego piernika ▶ 5 dag migdałów ▶ 5 dag rodzynek ▶ 1 łyżka masła ▶ pieprz

100

Przygotowanie: Zabić karpia w sposób humanitarny i zebrać krew do naczynia, w którym jest sok wyciśnięty z 1/2 cytryny. Rybę oczyścić i pokroić poprzecznie na porcje, posolić i odstawić w chłodne miejsce na 20 minut. Następnie włożyć karpia do garnka i zalać wcześniej przygotowanym wywarem (1/2 litra). Ugotować. Ugotowaną rybę przełożyć na półmisek, trzymając ją w cieple. Wywar z ryby przetrzeć przez sito, dodać krew z karpia, szklankę ciemnego piwa, 2–3 kostki cukru, łyżkę powideł ze śliwek, ususzony i starty piernik, posiekane migdały,

rodzynki, łyżkę masła i gotować sos na małym ogniu przez 10–15 minut. Gdy nieco ostygnie, doprawić do smaku solą i polać ułożoną na półmisku rybę. Wywar: Zagotować średniego selera pokrojonego w paseczki, dużą cebulę, kieliszek białego wytrawnego wina, kawałeczek cienko obranej skórki cytrynowej, kilka ziarenek pieprzu, 1/3 łyżeczki zmielonego imbiru oraz sok z 1/2 cytryny. Następnie całość posypać obficie koperkiem i zalać białym wytrawnym winem, schłodzonym do 14–16°C. kraina bugu · zima 2011/2012


Postna kapusta z suszonymi grzybami Składniki: ▶ 1 kg kiszonej kapusty ▶ 5-8 dag suszonych grzybów ▶ 2 łyżki masła ▶ 1 łyżka mąki ▶ 1 cebula ▶ sól ▶ pieprz

Przygotowanie: Kapustę kiszoną, jeśli jest bardzo kwaśna, należy dokładnie przepłukać pod wodą, a następnie zalać dwoma szklankami wody i ugotować do miękkości. Suszone grzyby należy namoczyć w wodzie już dzień wcześniej, pozostawiając je na całą noc w chłodnym miejscu. Nazajutrz ugotować namoczone grzyby, aż będą miękkie, a kiedy ostygną, pokroić je w cienkie paseczki. Tak przygotowane, wraz z wywarem z grzybów, należy dodać do kapusty.

Zasmażkę przygotować z dwóch łyżek masła i jednej łyżki mąki. Dodać do niej jedną dużą drobno posiekaną cebulę, wcześniej podsmażoną na maśle. Tak przygotowaną zasmażkę należy doprawić do smaku solą i pieprzem, gotując jeszcze przez chwilę. Nasza kapusta powinna być gęsta. W zależności od regionu, kapusta może być doprawiona suszonymi śliwkami, pokrojonymi w drobne kawałeczki, lub przyprawami. Traci wtedy jednak swój postny charakter.

101


W KRAINIE SMAKU

Pierogi z soczewicą Składniki: ▶ 30 dag zielonej soczewicy ▶ 3 cebule, 3 ząbki czosnku ▶ 2 jajka ▶ masło lub olej ▶ sól, pieprz, majeranek, tymianek Ciasto: ▶ 60 dag mąki ▶ 1 jajko ▶ 1/2 szklanki wody ▶ sól

102

Przygotowanie ciasta: Z mąki, jaja, soli i wody zagnieść ciasto, podzielić je na części i każdą z nich cienko rozwałkować. Szklanką wykrawać koła, na każde z nich nakładać łyżeczkę farszu i dokładnie zaklejać, tak by pierogi nie otworzyły się w czasie gotowania. Gotować 5 minut w osolonym wrzątku aż do wypłynięcia pierogów na powierzchnię. Podawać na ciepło lub podsmażane.

Przygotowanie farszu: Soczewicę gotować w osolonej wodzie około pół godziny, po ugotowaniu odcedzić i lekko zmiksować, ale można tego nie robić. Cebulę pokroić w kostkę i zeszklić na maśle lub oleju, a następnie dodać do ugotowanej soczewicy razem z wyciśniętym czosnkiem, ziołami i przyprawami. Wymieszać wszystko dokładnie razem z dodanym do farszu jajkiem. kraina bugu · zima 2011/2012


Śledzie korzenne Składniki: ▶ 450 dag śledzi ▶ 10 dag rodzynek ▶ 10 dag śliwek suszonych ▶ 2 cebule ▶ cynamon, imbir, goździki ▶ gałka muszkatołowa ▶ kolendra ▶ ziele angielskie

▶ pieprz czarny ▶ kardamon ▶ cukier ▶ lub 2 łyżeczki przyprawy do piernika ▶ olej Przygotowanie: Śledzie pokroić na małe kawałki, cebulę zaś w drobną kostkę. Śledzie

wymieszać z cebulą, rodzynkami, suszonymi śliwkami pokrojonymi w drobne paski, wszystkimi przyprawami (zamiast wymienionych przypraw można użyć przyprawę do piernika). Zalać olejem i odstawić na co najmniej pół godziny, a nawet dłużej, po to, aby smaki się wymieszały.

103


KUCHNIA NADBUŻAŃSKA

Jesień, niosąca ze sobą bogactwo owoców, jest krótka. A witaminy i substancje odżywcze w nich zgromadzone, są równie nietrwałe. Chęć zatrzymania ich na dłużej skłoniła ludzi do eksperymentów. Owoce zaczęto suszyć. Co prawda ich smak nieco się zmieniał, ale zachowywały część walorów zdrowotnych. Możemy je wykorzystywać w kuchni aż do następnych zbiorów.

S

Kartoflanka

yta, kusząca zapachami i kolorami. Zimowa kuchnia znad Bugu to połączenie prostoty i wyrafinowanego smaku, jaki znajdziemy tylko tutaj. Rozgrzewająca kartoflanka, popita jarzębiakiem, nigdzie nie smakuje tak, jak po spacerze wzdłuż skutego lodem Bugu. A suszone owoce nigdzie nie pachną tak wybornie.

Gęsta i wysokokaloryczna kartoflanka dostarczała energii podczas mroźnych zim nad Bugiem. Gęsta zupa, której podstawowymi składnikami są ziemniaki i wędzonka, dodawała sił do całodziennej pracy i przywracała przemarzniętym moc. Gotowana na wędzonce, z dodatkiem podsmażanej na maśle cebuli i zasmażki, do dziś jest jednym z największych przysmaków.

Jarzębiak

Kompot z suszu

Makowiec

Nalewki wytwarzano przede wszystkim w domach. Eksperymentom nie było końca. Swoistym wynalazkiem był jarzębiak – nalewka na owocach jarzębiny, która znalazła zastosowanie w lecznictwie ludowym. Jarzębiak stosowano przy nieżytach jelit i schorzeniach wątroby. Do dziś mawia się, że po obfitym posiłku kieliszeczek jarzębiaku działa kojąco i leczniczo.

Suszone owoce, gromadzone i przygotowywane jesienią z myślą o wigilijnym kompocie, zwykle w cudowny sposób znikały ze spiżarek, podjadane przez dzieci. Gdy brakowało słodyczy i świeżych owoców stanowiły nie lada przysmak. Aby mogły przetrwać do świąt, gospodynie chowały je w lnianych białych workach na strychu koło komina. Potem robiono z nich kompot.

„Siała baba mak...”. Gospodynie najpierw siały, potem zbierały, by na końcu ucierać mak – najczęściej na świąteczne makowce. W tradycji chrześcijańskiej jest symbolem urodzaju, płodności i spokojnego snu. Spożywany w wigilię, zapewniał szczęście, zaś panny ucierały go, by rychło wyjść za mąż. Makowców nie mogło zabraknąć na stołach Polski Wschodniej.

104

kraina bugu · zima 2011/2012

fot.: Fotolia (1), M. Rząca (4)

Susz z owoców

kuchnia nadbużańska /zimą/



FELIETON

LESZEK STAFIEJ

Asfalt czy białe niedźwiedzie

G

oście – dwaj biznesmeni z Warszawy oraz ich żony – siedzieli w jadalni. Przed chwilą skończono obfitą kolację. Na stole zostało wino i sery. Gospodarz dorzucił do kominka kilka dębowych polan. Ogień najpierw przygasł spłoszony, liznął je nieufnie, w końcu rzucił się na nie łapczywie. Fala ciepła rozlała się po pokoju. Za oknem ustał wreszcie drobny, gęsty śnieg, który padał od rana i zasypał wszystkie zaparkowane na dziedzińcu luksusowe marki samochodów tak, że wszystkie wyglądały jednakowo. Świecił jasny księżyc i ściskał ostry mróz. Podobno w taką pogodę zwierzęta z pobliskich łęgów i starego lasu podchodzą blisko, prawie pod same okna. Goście żartowali, że chętnie zaproszą je do środka. Tymczasem zabawiali się rozmową. Gospodarz – w średnim wieku i pogodnego usposobienia – też był kiedyś miejskim biznesmenem. Ale oszukał go wspólnik, więc przeprowadził się w Dolinę Bugu. Wziął kredyt, zbudował duży dom i teraz prowadzą tu z żoną pensjonat. Rozmowa dotyczyła zalet i wad wiejskiego życia. Goście perorowali, gospodarz słuchał. – Polska Wschodnia, jej dziewicza natura i egzotyka kulturalna to nasz unikatowy polski klejnot. Jeździłem sporo po Europie i wiem, że oni tam

106

nic takiego nie mają – przekonywał starszy z biznesmenów. – Ale zachodni turyści jakoś się tu nie pchają – zauważył młodszy. – Polscy też się nie pchają – wtrąciła jego żona. – Bo tu nie ma kiełbasek, gofrów i piwa – wyjaśniła druga. – I kebabów – dorzucił młodszy. – Zachodzi pytanie – ciągnął ten starszy – czy tu ma być skansen, czy prężnie rozwijający się region Europy. – A może prężnie rozwijający się skansen? – zażartował młodszy. – Jak pan sądzi? – żona młodszego zwróciła się do gospodarza. – Miastowi chcieliby – powiedział gospodarz – żeby Polesie czy Roztocze zachowały te wszystkie zalety, które są ważne dla miastowych: weekendowa odległość do 200 km, piękna, bujna, dzika przyroda, lasy pełne grzybów i zwierzyny, ludzie prości, usłużni, zajmujący się uprawą roli, krówki, kurki, świnki, wesela, dożynki i prawdziwe wiejskie jadło. Koniecznie ze wszystkimi wygodami, czyli dobry dojazd i łatwy powrót, czyściutka łazienka, ciepła woda i Internet. – Oni mają w stosunku do tego regionu takie swoiste poczucie własności – zauważyła jedna z żon, jakby nie mówiła o sobie, lecz o respondentach jakiegoś badania. – To jest moje, nie notarialnie, lecz emocjonalnie,

Dziennikarz, wydawca, niezależny doradca medialny, tłumacz i krytyk literacki. Znawca mediów i kultury. Wykładowca uniwersytecki, twórca i scenarzysta programów radiowych i telewizyjnych.

bo ja to znalazłem i z tego korzystam, zapraszam tu znajomych, chwalę się tym. – Czyli cepelia – podsumowała druga. – A co na to miejscowi? – zapytała gospodarza z uprzejmym uśmiechem. – Miejscowi – wyręczył gospodarza starszy biznesmen – mają gdzieś pracę na roli i zwierzęta domowe. Mam rację? – spojrzał na gospodarza, ale nie czekał na odpowiedź – Też chcieliby mieć wszystkie wygody, z Internetem włącznie, jak w mieście. Ale przede wszystkim chcieliby, żeby wszędzie było bliżej. Blisko do pracy od ósmej do czwartej, dobra stała pensja, mieszkanie w bloku z garażem, plazma, sklep na rogu, do tego supermarket, galeria handlowa, kino, asfalt i plac zabaw dla dzieci. – No i jak to pogodzić? – zatroskała się jedna z pań. – Wystarczy na chwilę zamienić się miejscami – powiedział gospodarz. – Wtedy każdy szybko będzie chciał wracać do siebie. Zapadło milczenie. Gospodarz dolał wina. Nagle za oknem zaskrzypiał śnieg. Panie podniosły wzrok jak spłoszone sarny. – To tylko dziki – uspokoił gospodarz. – Albo białe niedźwiedzie – dodał, dorzucając nowe polano do ognia. ■ kraina bugu · zima 2011/2012


PAUL LASINSKI

Sama nienatura wystarczy turyście

R

ozmawiałem ostatnio w jednym z warszawskich hoteli z dwoma parami turystów. Pięćdziesięcioletni Francuzi pochodzący z okolic miasta Bordeaux, stolicy regionu słynnego z produkcji win, po weekendzie w Warszawie odwiedzili Mazury i… Podlasie. Zaintrygowany zapytałem, co sprawiło, że postanowili spędzić urlop właśnie tutaj. Umiłowanie natury? Polskie korzenie? Umiejętna promocja? Nie. Przyjechali do Polski „z powodu wysokich cen ofert bardziej egzotycznych”. O, proszę… Z jednej strony pomyślałem, że to trochę przykre, a z drugiej… Co tam powód! Ważne, że przyjechali. Spytałem o wrażenia. Pomijając kapryśną pogodę, byli zachwyceni widokami, tak różnymi od tych w Bordeaux. Opisywali piękne jeziora mazurskie, wyprawę statkiem między wyspami, wędrówki po szlakach leśnych i zapierający dech w piersiach Park Krajobrazowy Podlaski Przełomu Bugu. – Dlaczego akurat te regiony Polski? – zagaiłem, przyzwyczajony, że przeciętny zagraniczny turysta ogranicza się zwykle do trójkątów Warszawa – Kraków – Wrocław lub Warszawa – Gdańsk – Poznań. – Pomyśleliśmy, że wyjdzie taniej niż w dużych miastach turystycznych

– odpowiedzieli. Z podróży wrócili z poczuciem dobrze zainwestowanych pieniędzy. Nawet nie zdołali przekroczyć budżetu! Ale nie ze względu na niskie ceny, lecz z braku ofert dla turystów, co zresztą położyło się cieniem na ich nieoczekiwane zadowolenie z pobytu… Mimo że ich głównym celem było zwiedzanie regionów, to nasi turyści oczekiwali również troszkę rozrywki. W podlaskich miastach i miasteczkach regularnie błądzili w poszukiwaniu miłego miejsca, w którym mogliby wieczorem wypić lampkę wina, lub sklepiku z pamiątkami, w którym za dnia zaopatrzyliby się w prezenty dla rodziny i znajomych. Przeważnie poszukiwania spełzały na niczym. Powiem szczerze, że ich obserwacje wcale mnie nie zaskoczyły. Sam redagując przewodnik po Polsce i zwiedzając mniejsze miasta mieniące się „turystycznymi”, nie mogłem znaleźć ani restauracyjki, ani kramiku z pamiątkami z regionu, a jedyną dostępną rozrywką był… hotelowy bar. Turystom odwiedzającym nadbużańską krainę nie zawsze wystarczą zapierające dech w piersiach widoki. Oczekiwaliby odrobiny rozrywki. Niestety, miejsca, w którychmożna by było się rozerwać, wypić

Urodzony w Warszawie. Przez 25 lat mieszkał w Paryżu, gdzie był finansistą w międzynarodowych korporacjach. Dziennikarz, fotoreporter, scenarzysta, pisarz, autor francuskiego przewodnika po Polsce.

szklankę wina czy choćby filiżankę dobrej kawy, z roku na rok znikają. Tendencję tę potwierdzają zarówno mieszkańcy, jak i taksówkarze, którzy stanowią często główne źródło informacji dla przyjezdnych. Czy to normalne, że miasto liczące 50 tys. mieszkańców i zwane turystycznym oferuje zaledwie dwa bary lub kawiarnie czynne do pierwszej w nocy? Że sklepy w sobotę czynne są tu do 15, a w niedzielę nie pracują w ogóle? I to w samym środku turystycznego sezonu? Według właścicieli lokali i sprzedawców, wina leży po stronie polskich przepisów. A te nie biorą pod uwagę ani sezonu, ani potencjalnych klientów. To fenomen, który udowadnia jedynie, że turyści nie zawsze są mile widziani i oczekiwani. Kwestia mogłaby być anegdotyczna, gdyby nie konkluzja poznanych przeze mnie zagranicznych turystów. Twierdzą oni, że choć nasze krajobrazy warte są zachodu, to brak rozrywki bywa bardzo bolesny. Na tyle, że raczej nie poleciliby naszych stron znajomym. Jednym słowem, warto się zastanowić nad wpływem niektórych przepisów i obyczajów na oczekiwania turystów. Wpływem, który może stanowić hamulec w promocji naszych pięknych i wartościowych regionów… ■

107



NASZE REKOMENDACJE

HOTEL ARCHE W SIEDLCACH

Materiał Promocyjny

109






W NASTĘPNYM NUMERZE

Wciąż odkrywa świat, ale coraz częściej wraca w rodzinne strony. Słynna podróżniczka Elżbieta Dzikowska opowiada o swoim Podlasiu Niewielu wie, że urodziła się w Międzyrzecu Podlaskim, a wakacje spędzała na nadbużańskiej wsi. Dziś jest dumą miasta i jego honorową obywatelką. Nam opowiada o tym, jak w wieku 16 lat wyjechała do Warszawy na studia sinologiczne i jak spełniła marzenia o dalekich podróżach. Elżbieta Dzikowska – sinolog, historyk sztuki, dziennikarka, operatorka i pisarka, nadal inspiruje młodych międzyrzeczan. Swoim przykładem udowodniła, że dziewczyna z małego miasta na Podlasiu może zdobyć świat.

fot. B. Kosiński (3)

Kapele ludowe znad Bugu Kiedyś bez akordeonu, bębenka, trąbki nie było zabawy, wesela czy dożynek. Potem harmonistów i wiejskie kapele zastąpiły keyboardy i muzyka z laptopa. Nie na długo. Dziś ludzie znów chcą, by weselnego marsza zagrali im na akordeonie, młodzi odkurzają trzyrzędówki po dziadkach i grają ludowe pieśni, a kapele są rozrywane.

Nikt nie rzeźbi koni tak sugestywnie, jak Anna Dębska, artystka totalna. Nabierają się same zwierzęta.

Redaktor naczelna: Katarzyna Karczewska Sekretarz redakcji: Justyna Franczuk Zastępca sekretarza redakcji: Sylwia Dziuban Redaktor prowadząca: Karolina Kowalska

On-line: Cezary Rudaś Współpraca: Grzegorz Miecznikowski, Maciej Omelaniuk, Małgorzata Szerfer Korekta: Agata Rękawek

Wydawnictwo: Dyrektor Wydawniczy: Daniel Parol Agencja Reklamowo-Wydawnicza Kraina Bugu

Dyrektor artystyczny: Michał Trusz Grafik: Beata Podwojska, Fotografie: Bartek Kosiński, Sylwia Garucka, Michał Rząca, Artur Tabor Ilustracje: Arkadiusz Grabek Mapy: Ryszard Piwowar Felietoniści: Andrzej Kruszewicz, Paul Lasinski,Leszek Stafiej, Maciej Wawryniuk

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam oraz materiałów promocyjnych. Przedruk tylko za zgodą redakcji. Zabroniona jest sprzedaż numerów bieżących i archiwalnych „Krainy Bugu” po cenie niższej od ceny detalicznej ustalonej przez wydawcę.

Reklama: Edyta Gregorczuk, Krzysztof Sobota, Anna Kozłowska e-mail: reklama@krainabugu.pl

Adres redakcji: ul. Rynek 12, o8-2oo Łosice e-mail: redakcja@krainabugu.pl

Nakład: 6000 egz. Druk: TEAM – Serwis Poligraficzny



AMERCOM S.A. ORAZ BARRAKUDA FILM STUDIO i EM STUDIO 35=('67$:,$-â ),/0 3$75<.$ 9(*, e+$16 ./266 67$:.$ :,ö.6=$ 1,Ő IJ0,(5är :<67ö38-â 67$1,6Ğ$: 0,.8/6., (0,/ .$5(:,&= 720$6= .27 3,275 $'$0&=<. -(5=< %2Ġ&=$. 0,&+$Ğ %5(,17(1:$/'7 -$186= &+$%,25 0$&,(- )(5/$. 3,275 *$5/,&., 3,275 *Ğ2:$&., '$5,86= -8=<6=<1 *5=(*25= .2:$/&=<. :2-&,(&+ 0(&:$/'2:6., 0$5&,1 3(5&+8ä %$5726= 325&=<. $11$ 6=$5(. $'$0 :25212:,&= 0$57$ Ő08'$ 75=(%,$72:6.$ ORAZ DANIEL OLBRYCHSKI PRODUKCJA AMERCOM PRODUKCJA WYKONAWCZA BARRAKUDA FILM STUDIO i EM STUDIO CHARAKTERYZACJA EWA JAROSZ 'Ŏ:,ö. 1$ 3/$1,( PIOTR KRZANOWSKI 'Ŏ:,ö. 0$&,(- 3$:Ğ2:6., KIEROWNICTWO PRODUKCJI ARTUR ZGADZAJ KOSTIUMY ANDRZEJ SZENAJCH 0217$Ő TOMASZ OSTROWSKI PSM MUZYKA Ğ8.$6= 7$5*26= SCENOGRAFIA $*$7$ 675°Ő<Ġ6.$ ='-ö&,$ 0,526Ğ$: .8%$ %52Ő(. SCENARIUSZ :Ğ$'<6Ğ$: 3$6,.2:6., 35=(0<6Ğ$: :2IJ PRODUCENT 35=(0<6Ğ$: :2IJ PRODUCENCI WYKONAWCZY -2/$17$ '2%26= .5=<6=72) '2%26= :2-&,(&+ 602&=<Ġ6., 720$6= 0$75$6=(. 5(Ő<6(5,$ PATRYK VEGA

www.kloss.pl

W KINACH OD 16 MARCA


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.