Adam Zegadłowicz. NIECO SZERZEJ O STEFANIE ŻECHOWSKIM

Page 1

Adam Zegadłowicz. NIECO SZERZEJ O STEFANIE ŻECHOWSKIM Po lekturze szkicu Leopolda Dudkiewicza p.t. „O pornografii, ale nie tylko…”, postanowiłem trochę szerzej napisać o Stefanie Żechowskim.

Jest on bohaterem

wspomnianego wyżej szkicu, ale niewiele może się czytelnik o nim dowiedzieć, nawet po wnikliwym przestudiowaniu tego tekstu. Dodać trzeba, że Stefan Żechowski nie należy niestety do grona powszechnie znanych i popularnych artystów, o których można łatwo zdobyć rozliczne biograficzne informacje. Dlatego też godzi się udostępnić czytelnikom chociaż minimum wiedzy o artyście, o którym się pisze. Jako że p. Dudkiewicz tego nie zrobił spieszę uzupełnić te braki. Czuję się zresztą do tego z wielu względów zobowiązany. Jako wnuk poety, z którym Stefan Żechowski współpracował, jako kierownik muzeum gdzie są zbiory jego prac i wreszcie jako osobisty znajomy a nawet przyjaciel Stefana Żechowskiego. Również dlatego, że jestem szczerym entuzjastą jego twórczości. Stefan Żechowski to twórca o bardzo bogatym dorobku artystycznym. Urodzony w 1912 roku w Książu Wielkim koło Miechowa artysta, jest „czynny” twórczo już 54 lata. Jeżeli przyjmiemy za datę początkową rok 1930 kiedy to w listopadzie wziął udział w pierwszej zbiorowej wystawie. Oczywiście tworzył już wcześniej ale zwykło się wystawy uważać za debiut twórczy, dlatego też tutaj posłużyłem się tą datą. Wiem, że zamiłowanie plastyczne pojawiło się u Żechowskiego już we wczesnej młodości. Jeszcze w domu rodzinnym gdzie przy lampie naftowej tworzył swoje pierwsze kompozycje. Zauroczony twórczością Artura Grottgera prawie od zarania swojej własnej twórczości zainteresował się rysunkiem. W 1929 roku zaczął uczęszczać do Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie. W tym też roku związał się z nowo powstałą grupą artystyczną „Szczep Rogate Serce”. Grupę tę powołał do życia Stanisław Szukalski wybitny rzeźbiarz i rysownik. Brak miejsca nie pozwala mi na rozlegle scharakteryzowanie sylwetki artystycznej Stanisława Szukalskiego. Twórcy o niezwykłym temperamencie plastycznym i znakomitej umiejętności, wręcz perfekcji posługiwania się środkami warsztatowymi. Był Stanisław Szukalski bez wątpienia jedną z najbardziej oryginalnych postaci w naszej sztuce. Żaden też twórca, nawet skandalizujący Witkacy nie wywołał takich sporów i polemik jak Szukalski. Wystąpienia jego wywoływały prawie zawsze skandal artystyczny i towarzyski. Nikt też chyba nie posiadał tylu wrogów i zagorzałych, fanatycznych wielbicieli, jak właśnie on. Do grona tych ostatnich należeli Marian Konarski, Jerzy Markiewicz i Czesław Kiełbiński, uczniowie krakowskiej ASP. Oni to stanowili pierwszy człon „Szczepu Rogate Serce”. Z czasem do grupy dołączyli dalsi twórcy, a w tym gronie również Stefan Żechowski. Szczep prowadził ożywioną działalność wystawienniczą. Od listopada 1930 /pierwsza wystawa członków Szczepu/ do października 1931 roku, zorganizowano aż pięć wystaw w kilku dużych miastach ukazującą twórczość członków grupy. W tym czasie, aż do 1936 roku


Stanisław Szukalski przebywał poza krajem. Uczniom swoim przesyłał listy, w których dawał wskazówki. Twórca ten kładł niezwykle silny nacisk na rysunek, uważał go za podstawę sztuki, był przeciwny malarstwu olejnemu. Takie też przykazania, jako główne cele artystyczne narzucał swoim podopiecznym. Dało to w wyniku niezwykłe osiągnięcia właśnie w dziedzinie rysunku. Szukalszczycy, bo tak ich czasem nazywano, tworzyli rysunek - „w zasadzie realistyczny, schludny, tradycyjny” służył im jednak do konstruowania filozoficznych metafor i obrazów wizyjnych”.1/ Wystawy cieszyły się dużym zainteresowaniem. Sztuka członków Szczepu była czymś innym, oryginalnym na tle ówczesnych tendencji plastycznych. Fascynację wzbudzała również doprowadzona do niespotykanej perfekcji technika wykonania. Po wydaniu „Zmór” w 1935 roku otrzymywał Emil Zegadłowicz bardzo wiele listów od swoich czytelników. Jednym z korespondentów, który entuzjastycznie pisał o książce był artysta malarz Marian Ruzamski z Tarnobrzega. Luźna z początku korespondencja przerodziła się z czasem w żywiołową, częstą wymianę listów pomiędzy poetą a malarzem. Marian Ruzamski negatywnie ocenił ilustracje do „Zmór” wykonane przez Zbigniewa Pronaszkę. Z czasem gdy Emil Zegadłowicz doniósł mu, że pracuje nad nową powieścią pod tytułem „Motory” i zastanawia się nad doborem ilustratora, Marian Ruzamski zaproponował by ilustracje wykonał Stefan Żechowski. To był początek bliskiej współpracy obu twórców. Stefan Żechowski wykonał cykl ilustracji do „Motorów” obejmujący około 40 rysunków. Poeta był zachwycony. Będąc wybitnym znawcą sztuki z zamiłowania i wykształcenia, studiował przecież historię sztuki w Krakowie i w Wiedniu, uznał dokonania Stefana Żechowskiego za coś absolutnie wyjątkowego. W ulotce reklamującej „Motory” pisał: „Osobliwością tej, z wielu względów rewelacyjnej książki jest jej dwugłos, spotkanie

pisarza z rysownikiem. Ilustracje Motorów

to rezultat

wielomiesięcznej współpracy poety z artystą. Rezultat znakomity! Wielki talent Stefana Żechowskiego, precyzja jego rysunku, wizyjność, absolutne wczucie się w tekst - dały nam ilustracje jedyne w swoim rodzaju. Skala ich tematowości i napięcia uczuciowego olbrzymia! Bogactwo treści odurzające! Od prometejskiego heroizmu, poprzez koszmary senne /Sen Maury/, roześmianą młodością i zachwytem miłosnym „Karuzelę”, sceny miłosne, baśniowe zwidzenia, obrazy liryczne, aż po grozę i patos rewolucji /Towarzyszka Ursa i sceny epilogowe/ - cóż za wspaniały rozmach, cóż za bujność wizji, jakaż nieomylna siła realizacji! Rysunki jak <Karuzela>, <Marsylianka>, <Murzynka>, <Uścisk>, <Śmierć Marysi>, <Miting>, <Walka uliczna>, <Koniec Świata>, <Ostatnie dni Wyspiańskiego>, <Chmury> - należą bezsprzecznie do szczytów ilustratorstwa polskiego.” 2/ Cóż tu dodać? Nic bardziej entuzjastycznego nie da się na temat twórczości Stefana Żechowskiego w tak krótkim tekście napisać. Twórczość ta, jak już zaznaczyłem, zachwyciła Emila Zegadłowicza. Cenił ją bardzo. Temu właśnie zawdzięczamy, że cykl ilustracji do „Motorów” przetrwał wojnę i znajduje się aktualnie w muzeum poety. Bardzo bogate zbiory pisarza w 1941 roku częściowo wywieźli Niemcy. Zrabowano cenną bibliotekę, kolekcję sztuki


ludowej i zbiór grafiki francuskiej. Wiele wartościowych dzieł sztuki uległo zniszczeniu w czasie działań wojennych. Kolekcja rysunków Stefana Żechowskiego była zabezpieczona, ukryta ocalała prawie w całości. Stefan Żechowski jest w pewnym sensie kontynuatorem sztuki Artura Grottgera, jednak pogłębionej w technice o rezygnację z białej kredy i wzbogaconej w treści o już surrealistyczny temat. Żechowski posługuje się rysunkiem światłocieniowym wykonanym przy pomocy ołówka, właściwie ołówków różnej twardości, gumki, waty. Skromny warsztat rekompensuje doskonałą techniką, precyzją wykonania. Rezygnuje z rysunku linearnego, stosuje rysunek malarski i rzeźbiarski zarazem - niemal trójwymiarowy, dotykalny. Każdy jego utwór „powstaje z pomysłu, który można opowiedzieć słowami, a nie z problemu estetycznego .”3/ W przeciwieństwie do Artura Grottgera, który światłocień osiągał przez skontrastowanie czerni ołówka z bielą kredy, Stefan Żechowski wydobywa światło z papieru. Doprowadzona do niespotykanej perfekcji umiejętność posługiwania się światłem jest potęgą jego sztuki. Nie przypadkiem artysta pisał: „Światło duszą mojej sztuki.” Dzięki umiejętności oświetlania „modela” z różnych stron i pod różnym kątem osiąga złudzenie trzeciego wymiaru. Dlatego napisałem, że jego rysunek jest rzeźbiarski. Istotnie oglądając kompozycje Stefana Żechowskiego ma się wrażenie, że są to kompozycje przestrzenne. Ta charakterystyczna „bryłowatość” jego portretów jest zjawiskiem rzadko spotykanym. W naszej sztuce może jedynie niektóre portrety Jacka Malczewskiego posiadają również trzeci wymiar, co w sztuce przedstawionej na płaszczyźnie jaką jest rysunek czy obraz jest wyjątkowo trudne. Oczywiście głębię trzeciego wymiaru umiał wydobyć również Stanisław Szukalski. Pamiętam jego świetny „Portret Szweda Larssena”, który łudząco przypominał rzeźbę w brązie. Drugą odrębnością sztuki jaką proponuje nam Stefan Żechowski w stosunku do Artura Grottgera jest rodzaj tematyki jego prac. Stefan Żechowski przy całym pozornym realizmie wprowadza deformacje, przerysowania, wyolbrzymienia, pewnych cech portretowanych postaci w celu spotęgowania siły wyrazu, osiągnięcia większej ekspresji. Wprowadza też elementy fantastyki co zauważamy nie tylko w cyklu ilustracji do „Motorów” ale także w wielu innych jego pracach nie związanych z twórczością Emila Zegadłowicza. Deformacje, przerysowania stosowane przez artystę nigdy jednak nie wykraczają poza granice, które twórca sam sobie wyznaczył. Stefan Żechowski nie karykaturyzuje, on jedynie podkreśla, uwypukla to co charakterystyczne. Mówiąc o surrealiźmie w sztuce Żechowskiego musimy ostrożnie używać tego terminu. W latach siedemdziesiątych zdobył sobie znaczną popularność nowy kierunek - hiperrealizm. Z dużą satysfakcją zauważyłem, że niektóre z wykonanych pod koniec lat trzydziestych rysunków Stefana Żechowskiego można teraz, z dystansu czasu uznać za prekursorską zapowiedź powstałego w 40 lat później prądu artystycznego. Stefan Żechowski zawsze wykonuje rysunek pamięciowy. Nawet gdy portretuje to robi to również z pamięci. Idzie tutaj artyście o to by wyobraźnię i przeżycia psychiczne


jak najmocniej związać z rzemiosłem w jednolity proces twórczy. Stąd rezygnacja z modela. Osobiście uważam, chociaż rozumiem, że zdanie to może być odczytane jako subiektywne, że najlepszy cykl Stefana Żechowskiego to ilustracje do „Motorów”. Widzę dwa powody dla, których tak się stało. Proza Emila Zegadłowicza jest prozą bardzo plastyczną, posiada wiele z malarskich wizji. Nie przypadkiem pisarz we wczesnej młodości pragnął zostać malarzem, a w różnych okresach życia podejmował próby plastyczne. To po pierwsze, a po drugie Stefan Żechowski posiada wielką umiejętność wyczucia tekstu, o czym już Emil Zegadłowicz pisał. Z jednej więc strony artysta otrzymał ciekawą acz literacko przedstawioną wizję, z drugiej poprzez swoją wrażliwość i doskonały warsztat potrafił ją przetworzyć i ukazać językiem plastycznym. Dlatego widząc te ilustracje dostrzegamy, że oto mamy przed oczyma dwa rodzaje „Motorów”, te napisane literackim językiem i te, które stworzył na tej samej kanwie rysownik. Poeta doskonale zdawał sobie z tego sprawę. To też było przyczyną dla której w pierwodruku „Motorów” /1937 r./ są dwie strony tytułowe. Po lewej ręce z napisem Stefan Żechowski ilustracje, po prawej Emil Zegadłowicz powieść. Myli się R. Wójcik pisząc we wstępie do albumu „Na jawie” o dwóch obwolutach. 4/ Były to dwie strony tytułowe. Było to wyróżnienie niespotykane dotąd, a i teraz nigdzie nie występujące wobec autora ilustracji. Zwykle przecież ilustratora sygnalizuje się zaledwie drobnym drukiem obok stopki. Tutaj podniesiony został do rangi współautora dzieła. Stało się tak dlatego, że pisarz uważał ilustracje Stefana Żechowskiego za integralną część książki. To wielki błąd, że pominięto ilustracje Stefana Żechowskiego w łódzkim wydaniu „Motorów” /1982 i 1983/. Wydawca zobowiązany był do zachowania identycznego jak pierwodruk wystroju książki, lub przynajmniej zamieszczenia informacji jak wyglądała pierwsza edycja. Nie uczyniono tego jednak z dużą krzywdą dla Stefana Żechowskiego. Wiem oczywiście, że dobrze zreprodukować jego rysunki jest bardzo trudno. Dowodzi tego słaby poligraficznie album Stefana Żechowskiego „Na jawie” wydany przez tę samą oficynę. To dziwne, że dotychczas nie znalazł się w Polsce wydawca, który potrafiłby wykonać dobre reprodukcje jego dzieł i szerzej spopularyzować tego niesłusznie zapomnianego twórcę. A jest Stefan Żechowski z całą pewnością artystą wyjątkowym. Naprawdę wartym poznania. Jest zupełnym paradoksem, że pierwsza indywidualna wystawa jego rysunków miała miejsce w Brukseli w latach sześćdziesiątych. Dopiero w 1972 roku udało mi się razem z nieżyjącym już Stanisławem Gołubiewem zorganizować premierową w Polsce wystawę rysunków Stefana Żechowskiego w krakowskiej galerii ZPAP „Pryzmat”. Znowu myli się R. Wójcik pisząc, że Stefan Żechowski nie miał w Polsce indywidualnej wystawy. Była nią wspomniana wyżej wystawa. Eksponowano tam wszystkie rysunki z kolekcji Muzeum Emila Zegadłowicza i wiele prac udostępnionych przez autora. Nie była to jak pisze autor wstępu wystawa zbiorowa „wśród dzieł wielu innych rysowników” 5/, ale absolutnie indywidualna ekspozycja prac Stefana Żechowskiego. Wiem o tym doskonale bo


sam byłem jej organizatorem, a także autorem wstępu do katalogu, który przy tej okazji wydano. Muszę dodać, że wystawa Stefana Żechowskiego cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Termin jej zamknięcia był w związku z tym dwa razy przesuwany. Wystawa trwała od lutego 1972 do kwietnia. Osiągnęła jedną z najwyższych frekwencji odnotowanych w galerii. Niestety nie wzbudziła szerszego zainteresowania krytyki. W 1974 roku zaprezentował artysta swoją twórczość w Nowym Jorku, gdzie wystawiał w galerii Fundacji Kościuszkowskiej. Echa tej wystawy nie dotarły do kraju poza jedną informacją, którą zamieścił „Przekrój”. W roku ubiegłym odbyła się w Kielcach duża wystawa poświęcona twórczości Stefana Żechowskiego, właściwie też przeszła niezauważona. I to by było wszystko. Można zaryzykować stwierdzenie, że Stefan Żechowski jest bardziej znany za granicą. Tam bowiem odbył się jego samodzielny debiut ekspozycyjny. Tam też wiele o nim pisano. Z publikacji wydanych w Polsce jedynie album „Na jawie” odbity w skromnym nakładzie 20.000 z bardzo słabymi technicznie reprodukcjami jest szerzej dostępny. Trzeba też wspomnieć o edycjach Andrzeja Banacha w których poświęca on Stefanowi Żechowskiemu nieco uwagi. Są to: „O polskiej sztuce fantastycznej”, „Banach o kiczu” i „Erotyzm po polsku”. Niestety wszystkie te interesujące książki są fatalnie wydane pod względem graficznym i dlatego nie sposób ocenić wielkości Stefana Żechowskiego na podstawie zamieszczonych tam reprodukcji. Jedyną

placówką

muzealną,

która

umożliwiała

poznanie

twórczości

Stefana

Żechowskiego w oparciu o ekspozycje jego oryginalnych prac, było Muzeum Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym. Piszę było bo aktualnie w muzeum przeprowadzany jest remont i w ślad za tym ekspozycja nie jest czynna. Ekspozycję tę zorganizowałem w 1968 roku, kiedy to poświęciłem Stefanowi Żechowskiemu obszerną salę, gdzie prezentowaliśmy jego ilustracje do „Motorów”. W pokoju „balkonowym” znajdowała się wówczas jedyna stała ekspozycja w Polsce poświęcona twórczości tego artysty. Wśród zwiedzających muzeum sztuka Stefana Żechowskiego budziła żywe zainteresowanie. Jednocześnie większość z nich wyrażała zdumienie, że tak ciekawy artysta nie jest szerzej znany. Dla zwiedzających było zaskoczeniem, że to żyjący i cały czas aktywny artystycznie twórca. Podejrzewano, że żyje na emigracji, że względy natury politycznej uniemożliwiają jego szerszą popularyzację. Gdy wyjaśniałem uparcie i w nieskończoność, że mieszka w Polsce, że nadal tworzy, że nie jest wrogiem państwa - nie dawano mi wiary. Ludziom nie mieści się w głowach, że można być tak wybitnym, a jednak niezauważonym. To nie godzi się z elementarnym poczuciem sprawiedliwości. Jest głęboko niewychowawcze, podrywa wiarę w sens jakichkolwiek - nie tylko artystycznych - działań. Mnie również zastanawiało jak to się dzieje, że bardzo wielu, miernych twórców w porównaniu ze Stefanem Żechowskim, zyskuje rozgłos, ma wiele wystaw a ten, niewątpliwie jeden z najbardziej oryginalnych artystów współczesnych jest zapomniany, a raczej nigdy nie był znany szerokiemu odbiorcy. Tu trzeba


wymienić kilka przyczyn. Pierwszą jest to, że Stefan Żechowski to człowiek skromny, cichy nie narzucający się ze swoją sztuką, mieszkający na prowincji. Żechowski stoi na uboczu, niejako w cieniu, niechętny jest wszelkim artystycznym nowinkom. Nie walczy o swoją pozycję, o swoje miejsce we współczesnym życiu artystycznym. Obce mu są koterie i kumoterskie konszachty. Słowem nie ma Żechowski tego co nazywamy potocznie „siłą przebicia”. Czasem odnosi się wrażenie, że wstydzi się swojej „inności”. On nawet niechętnie pokazuje swoje rysunki. Można odnieść wrażenie, że ma do nich stosunek intymny, może za bardzo. Nie lubi obnosić się ze swoją sztuką bo ona ukazuje jego duszę. Wewnętrzny świat marzeń, baśni, nierzadko grozy. Stefan Żechowski lęka się wyjścia na zewnątrz ze swoim dziełem, boi się tego psychicznego ekshibicjonizmu. Chociaż niewątpliwie, jak każdy twórca pragnie z drugiej strony uznania, które słusznie mu się należy. Twórca o takich cechach, artysta, który nie umie lub nie chce sam o siebie walczyć musi mieć protektora, „kierownika od reklamy”. Dawniej tą rolę spełniali marszandzi – handlarze sztuki, którzy we własnym dobrze pojętym interesie odkrywali i popularyzowali artystów będąc równocześnie głównymi odbiorcami ich twórczości. Dzisiaj ich nie ma, natomiast jedynymi popularyzatorami są krytycy sztuki, którzy działają w dużych miastach związani na ogół towarzysko ze środowiskami artystycznymi wielkich ośrodków kulturalnych. Stefan Żechowski jest poza zasięgiem ich działalności. Nie jest on w kręgu ich zainteresowania. Może czasem przy sporadycznym zetknięciu się z jego sztuką darzą go uznaniem, sądzę jednak, że przede wszystkim ogarnia ich zdumienie, że jest ktoś taki, kto tworzy zupełnie inaczej, w sposób nie mieszczący się we współczesnych, obowiązujących kanonach sztuki, przez co jest zaskakującą ciekawostką. Jednak nie widzą oni potrzeby ani korzyści w tym by go popularyzować. To przecież ktoś obcy, ktoś z zewnątrz. Stefanowi Żechowskiemu potrzebny byłby taki entuzjasta, który bezinteresownie dla samego zachwytu jego dziełem zacząłby działać w kierunku rozbudzenia szerokiego zainteresowania tą sztuką. Musiałby to być nie tylko miłośnik twórczości Żechowskiego ale także człowiek o dużych możliwościach wydawniczych posiadający przy tym duży autorytet. Przed wojną mógł to zrobić Emil Zegadłowicz. Niestety - jak wiemy - „Motory”, które dzięki zamieszczonym tam reprodukcjom mogły uczynić Stefana Żechowskiego sławnym, zostały skonfiskowane. Poeta czynił wiele wysiłków by Żechowski zyskał należny mu rozgłos. Zresztą dzięki „Motorom” zyskał go istotnie. Co prawda w wąskiej niestety grupie czytelników, ale za to czytelników znaczących. Trzeba pamiętać, że „Motory” rozeszły się przede wszystkim w kręgu znajomych, zaprzyjaźnionych z poetą pisarzy. Nie można więc powiedzieć, że twórczość jego nigdy nie była zauważona. Jestem przekonany, że zdecydowanej większości ówczesnej elity kulturalnej nazwisko Żechowskiego nie było obce. Już choćby przez sam rozgłos i skandal jaki towarzyszył konfiskacie książki. Emil Zegadłowicz starał się też popularyzować Żechowskiego przez swoje osobiste kontakty i przyjaźnie. W liście do Juliana Tuwima pisał: „Julianie! Dopomóż mi do objawienia tego olbrzymiego talentu! Może


w chwili sposobnej zechciałoby w Tobie /to coś, daimońjon/ napisać np. do Wiadomości Literackich - o tych ilustracjach - to co Ty powiesz jest bilion razy ważniejsze niż mądrzenie się plastyków!”6/ Tuwim jednak oczekiwanego artykułu nie napisał. W liście do Emila Zegadłowicza w odpowiedzi czytamy między innymi: „O Żechowskim powtórzę, co poprzednio mówiłem, ale źle byłoby, gdybym, ulegając Twojej prośbie /rozkazowi/ teraz właśnie gdy sam tak małe mam zaufanie do swoich słów i zdań, pisał o nim. Muszę depresję przeczekać. Powiedz mu, że za tą dziewczyną, co sztandar niesie i tą za trumną kroczącą - pójdzie każdy, w kim wolne serce jeszcze uderza. /Wybacz mi ten banał./ ”7/ W jednym z listów do znajomej, napisanym parę miesięcy przed śmiercią Emil Zegadłowicz pisał: „Zbigniew Pronaszko jest znakomitym malarzem; ilustracje do Uśmiechu są nic niewarte; jeszcze gorsze do III wyd. Zmór. - Tak może być! – Żech /owski/ - - tworzył dla siebie Motory - /dlatego figuruje jako współautor. Pronasz /ko/ rysował na zamówienie; nie można nawet porównywać!”8/ Wszystkie te wysiłki przerwał wybuch wojny i wkrótce potem śmierć pisarza. To chyba druga przyczyna dla której o Stefanie Żechowskim wiemy tak niewiele. By wyczerpać ten temat muszę zwrócić jeszcze uwagę na jedną sprawę. Jest nią swoiste wygodnictwo. Krytycy zarówno literatury jak i sztuki nie lubią bałaganu. Pragną mieć świat uszeregowany, „zaszufladkowany”. W dążeniu do tego swoistego „porządku” odrzucają z niechęcią wszystko co nie mieści się w jakiejś konwencji, w określonych, w danym czasie obowiązujących ramach. Takich odrębnych, innych twórców jak Stefan Żechowski najlepiej, najwygodniej jest nie zauważać. „Udawać”, że ich po prostu nie ma. Istnienie takich artystów przysparza wiele kłopotu. Trzeba dla nich stworzyć osobną szufladę, trzeba się do ich twórczości ustosunkować. Kto podejmie ten trud, kto autorytatywnie stwierdzi: to jest dobre, bez narażania się na złośliwą krytykę kolegów po fachu. Na to trzeba nie tylko wiedzy ale i odwagi. Przy tym niezbędna jest też szczypta szlachetnej bezinteresowności. I to by była trzecia przyczyna „zmowy milczenia” wokół sztuki Stefana Żechowskiego. Chciałbym jeszcze powrócić do paru spraw poruszonych przez Leopolda Dudkiewicza. P. Dudkiewicz pisze: „Konfiskata książki Zegadłowicza i rysunków Żechowskiego olbrzymim ciężarem spadła przede wszystkim na artystę-plastyka. Była przyczyną dalszych niepowodzeń po zakończeniu II wojny światowej.” A dalej czytamy, że „Leon Kruczkowski nie przyjął do druku projektów ilustracji do powieści „Pawie pióra” a Wanda Wasilewska do utworu „Tęcza”. Cóż na Boga ma jedno do drugiego? Jakiż związek mogła mieć przedwojenna konfiskata z powojenną odmową. Zupełnie nie rozumiem tej wątpliwej, całkiem absurdalnej supozycji. Czyżby p. Dudkiewicz sugerował, że Leon Kruczkowski i Wanda Wasilewska solidaryzowali się z decyzjami przedwojennej cenzury i dlatego bojkotowali Stefana Żechowskiego po wojnie? Nie


pojmuję. Warto, a nawet trzeba tutaj podkreślić, że zarówno Leona Kruczkowskiego jak i Wandę Wasilewską poznał Stefan Żechowski w Gorzeniu i jeżeli miał z nimi jakieś późniejsze kontakty to poprzez Emila Zegadłowicza, ten bowiem wzajemnie ich zapoznał. Jeżeli jakiś złośliwy recenzent po wystawie w „Pryzmacie” zamiast rzetelnie pisać o eksponowanych tam rysunkach Stefana Żechowskiego krytykował warunki wystawiennicze Muzeum Emila Zegadłowicza, a R. Wójcik w przedmowie zacytował fragment tej wypowiedzi to nie powód by L. Dudkiewicz potwierdzał to autorytatywnie w swoim tekście bo to nie zupełnie prawda. Istotnie budynek muzeum był w złym stanie technicznym ale przede wszystkim w partiach parterowych. Piętro a zwłaszcza pokój „balkonowy” gdzie wystawialiśmy rysunki Stefana Żechowskiego w niczym nie uchybiał obowiązującym wymogom ekspozycyjnym. A już całkowitą bzdura jest pisać o toczącym rysunki robaczku. Przy tym każda taka krytyka winna wyjaśniać przyczyny takiego a nie innego stanu rzeczy. Bez tego informacja jest niepełna przeto nierzetelna. W tym wypadku przyczyną tą był zupełny brak zainteresowania władz losami zbiorów Emila Zegadłowicza przez przeszło 30 lat po wojnie. Żadne alarmujące listy i niezliczone interwencje rodziny nie dawały rezultatów. Również liczne artykuły prasowe, a także audycje telewizyjne i radiowe nie odniosły skutku. Bezduszność i inercja aparatu administracji były nie do pokonania. Do 1954 roku w budynku muzeum mieszkali wysiedleni, którzy dewastowali ten obiekt. W trudnych czasach powojennych rodzina pisarza dokonywała nadludzkich wysiłków by uratować zbiory a także utrzymać budynek w jakim takim stanie. Nie będę tu spisywał strasznych perypetii tamtych, minionych czasów. Muszę jednak przypomnieć że zamierzano w budynku zakwaterować Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej, później szkołę, wreszcie magazyn nawozów sztucznych. Szczęśliwie udało się przetrwać ten okres szykan i zupełnego braku zrozumienia rangi jaką ma dla kultury dom i kolekcja Emila Zegadłowicza. Niemniej jednak nadal nie było widoków na jakieś inwestycje. Dopiero po nowym podziale administracyjnym, gdy Gorzeń znalazł się na terenie województwa bielskiego, sytuacja uległa zmianie. Władzie i administracja nowego województwa wykazały troskę o dalszy los siedziby pisarza i tej części kolekcji, która dzięki usilnym staraniom rodziny przetrwała wojnę i zachowała się do naszych czasów. Po dopełnieniu wszystkich niezbędnych formalności Skarb Państwa wykupił nieruchomość w 1980 roku. A wojewoda bielski powołał Muzeum Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym jako Oddział Muzeum Okręgowego w Bielsku Białej. Zbiory Emila Zegadłowicza to sprawa odrębna. Rodzina poety postanowiła przekazać je jako dar dla społeczeństwa stawiając jednak pewne warunki. Głównie dotyczące remontu budynku muzeum, remontu i adaptacji na cele oświatowo-kulturalne budynków gospodarczych, restytucji parku i ogrodzenia całej zrewaloryzowanej posiadłości. Dopiero spełnienie tych warunków jest podstawą do przejęcia daru. Nie można więc pisać, że to „muzeum bez zbiorów”. Zbiory są, bogate i wartościowe, będą też przekazane w niedalekiej przyszłości w związku


z postępem prac remontowych i wyraźnie dobrą wolą władz zmierzających do przywrócenia Gorzeniowi dawnej świetności. Zmuszony byłem odbiec od zasadniczego tematu by nieco światła prawdy rzucić na tę sprawę. Pisałem tutaj, że Stefan Żechowski stoi na uboczu. Ale dla niego stać na uboczu, nie znaczy być hermetycznie zamkniętym. Artysta śledzi z głębokim zainteresowaniem nowe wydarzenia w sztuce i literaturze. Jeżeli nie znajduje to odbicia w jego twórczości, to jest to raczej dowodem oryginalności, może lepiej indywidualności Stefana Żechowskiego niż konserwatyzmu. I nie dlatego nie zauważamy w jego sztuce śladu nowych trendów pojawiających się stale w plastyce, że artysta za nimi nie nadąża. On po prostu świadomie z nich rezygnuje. A rezygnacja ta podyktowana jest troską o zachowanie swojej odrębności. Ta właśnie odrębność wyrosła z oryginalności jego artystycznych uzdolnień stanowi istotną, może najwyższą wartość tej sztuki. Czyni ją jedyną przez to niepowtarzalną. I właśnie dlatego Stefan Żechowski jest twórcą osobliwym, bardzo ciekawym, a nawet, nie waham się użyć tego słowa wyjątkowym. Dlatego zrobiło mi się smutno gdy po lekturze tekstu L. Dudkiewicza uzmysłowiłem sobie, że jego autor przeczytał „Na jawie” i streścił tak przedmowę jak i wspomnienia Stefana Żechowskiego i to była cała jego wiedza jaką o tym wybitnym artyście zdobył. Adam Zegadłowicz Przypisy: 1/ Tadeusz Dobrowolski - Malarstwo polskie 2/ Ulotka reklamująca Motory - archiwum muzeum 3/ Andrzej Banach - O polskiej sztuce fantastycznej 4/ Stefan Żechowski - Na jawie - wstęp R. Wójcik 5/ jak wyżej 6/ Julian Tuwim - Listy do przyjaciół pisarzy 7/ Julian Tuwim - list do Emila Zegadłowicza - archiwum muzeum 8/ Edward Kozikowski - Portret Zegadłowicza bez ramy


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.