Bielik-Robson. Żyj i pozwól żyć. Rozmawia Michał Sutowski

Page 1

bie lik rob son


bie lik rob son

żyj i pozwól żyć rozmawia michał sutowski

wydaw n i c t w o k r y t y k i p o l i t y c z n e j


anglia

Gdy opowiadasz o swoim wyjeździe do Anglii, od razu nasu­ wa się pytanie o warunki emigracji. Bo ty w ogóle nie byłaś emigrantką w klasycznym polskim rozumieniu — nie było ani emigranckiego rytuału, ani tego wszystkiego, co stereotypowo łączymy z losem polskiego emigranta, który wyjeżdża na Zachód z 10 dolarami w kieszeni. Co do losu, to nie do końca jest prawda, bo w Anglii material‑ nie aż tak dobrze mi się nie wiodło. Natomiast rzeczywiście nie było całego rytuału, który przeszedł na przykład Cezary, wyjeż‑ dżając w 1988 roku do Francji. Nie przytłaczała mnie też świa‑ domość, że wyjeżdżam i już do Polski nie wrócę. Nie miałam te‑ go obciążenia, mogłam jeździć i wracać, i dwa pierwsze lata tak w gruncie rzeczy spędziłam, dwa miesiące tu, dwa miesiące tam, czasem jeździłam nawet częściej. Jeździło się wówczas autobu‑ sem, co było koszmarne, przebyłam tę drogę chyba ze 20 razy. 27 godzin, przez Kolonię? Tak, w Kolonii zawsze była przerwa, która trwała 20 minut, autobus stawał na dworcu, bardzo blisko katedry. Ponieważ jeź‑ dziłam bardzo systematycznie, miałam z góry zaplanowany gra‑ fik jej zwiedzania (śmiech). Rozpisany na kolejne postoje? Tak, biegłam tam i wiedziałam z góry, którym portalem wejść i który fragment obejrzeć, żeby w końcu mi się to wszystko zło‑

anglia

107


żyło w całość. Od prawej do lewej oglądałam całą katedrę i w koń‑ cu, chyba za piętnastym razem, udało mi się obejrzeć całość, ale za to dokładnie. To jest jedno z moich najdziwaczniejszych osią‑ gnięć turystycznych. Tak samo zwiedzałam Brukselę. Niesamowity rynek, prawda? Ostentacyjna mieszczańskość do kwadratu. Taki wycackany, ucukrowany mieszczański gotyk; koronko‑ wy i solidny jednocześnie. Spinoza, który moim zdaniem najle‑ piej uchwycił istotę mieszczaństwa, mówi, że jest nią autodelek­ tacja. Szlachta ma poczucie, że to Bóg ją namaścił, chłopstwo — że ciężki los, zaś mieszczaństwo, bez Boga i bez losu, kocha samo siebie. Na tym polega burżuazja, na autoasercji. U Spinozy jest bardzo wyraźnie powiedziane, że trzeci stan wziął się z takiego właśnie potrójnego aktu: autokonstytucji, autoasercji i autode‑ lektacji (uff ). To w Brukseli widać fantastycznie. To samoopie‑ wanie się burżuazji jako jedynej liczącej się siły świata nowoczesnego. Abstrahując od niewygód autokarowych, to raczej przyjemne przeżycia. To prawda, nie mają nic wspólnego z koszmarnym rytuałem, który musiał przejść Cezary, i o którym mi opowiedział dokład‑ nie. Nie mówiąc już o kolejnym strasznym elemencie życia emi‑ granckiego, który mnie na szczęście został oszczędzony, to zna‑ czy chodzeniu po znajomych, którym już się „powiodło”. To „po‑ wiodło” jest w cudzysłowie, bo każdemu emigrantowi powodzi się tylko relatywnie — w porównaniu z tymi ubogimi krewnymi, którzy nie mają nic i właśnie zwalają mu się w progi. Mnie się ni‑ gdy nic takiego nie zdarzyło. Może raz poprosiłam kogoś pracu‑ jącego w Instytucie Polskim w Londynie o pośrednictwo w po‑ szukiwaniu dla mnie pracy. Pomógł rodaczce na obczyźnie?

108

anglia


Spotkało się to z tak histeryczno‑alergiczną reakcją, że już ni‑ gdy więcej tego nie zrobiłam. Polskie wspólnoty na emigracji za‑ wsze były bardzo ciasne i spójne, może nawet jakoś sobie poma‑ gające, ale w dużej mierze również szkodzące sobie nawzajem. Ja zamieszkałam w zupełnie innej dzielnicy, po drugiej stronie Tamizy, a w Instytucie Polskim byłam raz. Miałam krótki epi‑ zod współpracy z PUNO — Polskim Uniwersytetem Na Obczyź‑ nie, opowiadałam tam przysypiającym studentom o Richardzie Rortym (śmiech). Raz też byłam, jako obserwatorka, na zebraniu londyńskiego PPS‑u i to akurat bardzo dobrze wspominam, bo wówczas żyła jeszcze Lidia Ciołkoszowa. Oni się wówczas spo‑ tykali w Domu Polskiego Lotnika w Kensington, w pobliżu któ‑ rego jest słynna restauracja Daquis, gdzie Polański kręcił Wstręt. Jeśli się było sympatykiem PPS‑u, można było przyjść, usiąść za balustradką i przyglądać się obradom. A ty byłaś sympatyczką PPS‑u? Moja koleżanka z Goldsmiths College, Ewa Sidorenko, jedy‑ na Polka, która tam pracowała, była członkinią PPS‑u, więc mnie wzięła raz na takie spotkanie. To był, powiem szczerze, jedy‑ ny wzruszający moment w moim kontakcie z Polonią brytyjską. Oczywiście poznałam bardzo dużo miłych i poczciwych ludzi, ale jak zobaczyłam Lidię Ciołkoszową, to naprawdę się wzruszy‑ łam. W domu o sympatiach PPS‑owskich to było coś, zawsze mi mówiono, że ten prawdziwy PPS jest w Londynie. Miałam moż‑ liwość zobaczyć tych ostatnich. A wspomniana polska koleżan‑ ka tym się różniła od prawie wszystkich Polaków, których pozna‑ łam w Londynie, że była radykalną socjalistką, a nawet komunist‑ ką. Przede mną się trochę do tego nie przyznawała (śmiech), ale nie kryła swoich lewicowych poglądów, co mnie jakoś nie draż‑ niło. A to posiedzenie PPS‑u było historyczne, dlatego że doty‑ czyło decyzji Ikonowicza, który chciał w tamtym czasie związać PPS z SdRP, poprzedniczką SLD. Lidia Ciołkoszowa była bardzo przeciw. Zobaczyłam na własne oczy tę kombinację, na której mi

anglia

109


przez całe życie zależało — pryncypialnego antykomunizmu i so‑ cjalizmu. Wyszłam zbudowana (śmiech). Zawsze wolałam to niż na przykład pozycję Niny Karsov, londyńskiej wydawczyni dzieł Józefa Mackiewicza, która była po prostu antykomunistką. Sam antykomunizm to było za mało — jeśli się zamieniał w doktrynę, to zwykle w radykalnie prawicową. Jak rozumiem, u ciebie emigracja pozbawiona jest całej trady­ cyjnej polskiej otoczki. Albo nawet — tradycyjnej otoczki krajów peryferyjnych, z których jest się wypychanym, politycznie lub ekonomicznie, gdzieś do lepszego świata. Mnie po prostu Anglia ciekawiła, chciałam tam pomieszkać. Jak trafiłaś do Anglii? Skończyłaś studia, był rok 1989 i…  …i zaczęłam pracować w PAN‑ie, w Zakładzie Filozofii Kul‑ tury u profesor Katarzyny Rosner, prywatnie mamy Agnieszki Graff. Miałam pisać doktorat u Siemka, ale nic z tego ostatecz‑ nie nie wyszło. Zresztą, koniec końców jestem mu wdzięczna, że mnie nie przyjął, wymawiając się jakimiś obiektywnymi trudno‑ ściami. Chyba nie pasowałabym do jego zakładu. W PAN‑ie, gdzie nie musieliśmy prowadzić dydaktyki, zostawało nam sporo cza‑ su na czytanie. Ale nie ukrywam, że od samego początku myśla‑ łam o wyjeździe. Pojawiły się stypendia fundowane przez Soro‑ sa, które przydzielała Fundacja Batorego. Fundowano je przyszłym liderom nowych „społeczeństw obywa­ telskich” czy był to po prostu drenaż mózgów? Ani jedno, ani drugie. Przy wyjeździe podpisywaliśmy umo‑ wę, że wrócimy do kraju. W przypadku Polaków nie było z tym większego problemu, ale już na przykład część Rosjan koniecz‑ nie chciała zostać, wielu się udało — trudno im się dziwić, bio‑ rąc pod uwagę sytuację w tym kraju na początku lat 90. Ale nie chodziło tylko o szkolenia przyszłych polityków czy działaczy społecznych — w mojej grupie były dwie osoby z socjologii, dwie

110

anglia


z filozofii i jedna z muzykologii. Wyjechaliśmy wszyscy na rok do Oksfordu. Gdzie studiowałaś filozofię analityczną… A co innego można studiować w Oksfordzie? Napisałam tam jakąś pracę o Donaldzie Davidsonie, ale nie ukrywam, że nie‑ szczególnie mnie to pasjonowało. Same studia to był raj. Jak do‑ stałam stypendium, to wreszcie mogłam żyć na jakimś normal‑ nym poziomie, wejść do księgarni, kupić sobie angielską książ‑ kę, kupić jakiś ciuch. Żadne cuda, w sieciowym sklepie — ale to i tak był szok po tych latach nędzy. Byłaś w Anglii, miałaś na ciuchy i książki. Było dobrze? Bardzo dobrze. Trzymaliśmy się razem, w grupie Polaków, mieszkaliśmy w akademikach Oksfordu, który był rajem na tle zapyziałej Polski. Kampus to taka enklawa, średniowieczne miasteczko odseparowane od samego miasta, które było wte‑ dy mocno podupadłe. Spotykaliśmy się raz czy dwa razy w tygo‑ dniu i graliśmy. ? Każde z nas grało na jakimś instrumencie, chłopcy mieli ze cztery gitary. Spotykaliśmy się więc i graliśmy razem, czasem w pubach, polskie i angielskie piosenki. Dołączył do nas Leszek Kołakowski… ?! Dwójka z nas, w tym ja, chodziła na jego seminarium o Spino‑ zie, w All Souls College. On z kolei odwiedzał nas w sytuacjach, powiedzmy, mniej formalnych. Uczestniczył w naszych spotka‑ niach towarzyskich, popijał wino i bardzo lubił z nami śpiewać, zwłaszcza po rosyjsku. Jeśli dobrze pamiętam, największy entu‑ zjazm budziła u niego legendarna pieśń Armii Czerwonej: Wsta­ waj, strana agromnaja…

anglia

111


k „Tata spełniał się raczej w pracy teoretycznej, był bardzo cenionym inżynierem w Instytucie Badań Jądrowych”. Tata, Mirosław Bielik, z kolegami z wydziału elektrotechnicznego, na studiach na Uniwersytecie Karola w Pradze, lata 50. j „Sporo odziedziczyłam po ojcu, który był bardzo różny od moich wujów, na tej linii było zawsze mnóstwo konfliktów. Na przykład w ogóle nie był przedsiębiorczy, miał w pogardzie wartości materialne, był totalnym abnegatem”. W Tatrach, wczesne lata 60.

na poprzednich stronach: „Ojciec pochodził z Łodzi, ze środowiska robotniczego, a mama z Warszawy, z otoczenia, które określiłabym jako mieszczańsko-cyganeryjne. On był inteligentem w pierwszym pokoleniu; rodzina mojej matki to była zdecydowanie inteligencja wielopokoleniowa”. Mama, Hanna Bielik (z domu Długokęcka), wczesne lata 60. „Był tak osobny i tak wyemigrowany wewnętrznie, że wszelkie zewnętrzne klasyfikacje za bardzo się go nie imają”. Tata, na tle „mondrianki” w salonie w Aninie, wczesne lata 60.


„Trzymaliśmy się razem, w grupie Polaków, mieszkaliśmy w akademikach Oksfordu, który był rajem na tle zapyziałej Polski”. Agata, Cezary Cieśliński i kolega Otto z Węgier w Oksfordzie, 1991.



„Dołączył do nas Leszek Kołakowski. Chodziłam na jego seminarium o Spinozie, w All Souls College. On z kolei odwiedzał nas w sytuacjach, powiedzmy, mniej formalnych. Uczestniczył w naszych spotkaniach towarzyskich, popijał wino i bardzo lubił z nami śpiewać, zwłaszcza po rosyjsku. Jeśli dobrze pamiętam, największy entuzjazm budziła u niego legendarna pieśń Armii Czerwonej: Wstawaj, strana agromnaja…”. Polski kontyngent w Oksfordzie, w środku profesor Leszek Kołakowski, 1991.


„— Krótko mówiąc, powinniśmy bronić fundamentów cywilizacji judeochrześcijańskiej? — Nie żartuj sobie: ja to w pewnym sensie robię!”. Z Michałem Sutowskim, Anin, sierpień 2012.


spis treści

anin — enklawa ___ 5 szkoła — przerwany karnawał ___ 35 lata 80. — jałowa kontestacja ___ 54 uniwersytet ___ 84 anglia ___ 107 lata 90. — salony i resentymenty ___ 148 cezary ___ 178 kondycja postkomunistyczna ___ 209 filozofia ___ 245 anglia raz jeszcze — koszmar klasy średniej i nieludzki kapitalizm ___ 288 wybrane prace ___ 315 indeks nazwisk ___ 317



Żyj i pozwól żyć z Agatą Bielik-Robson rozmawia Michał Sutowski Warszawa 2012

© Copyright by Agata Bielik-Robson, Michał Sutowski, 2012 © Copyright for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2012 Wydanie I Printed in Poland ISBN 978-83-62467-74-7

Redakcja Justyna Dąbrowska, Jakub Majmurek Współpraca redakcyjna Sylwia Goławska

Zdjęcia archiwum rodzinne, Marcin Kaliński Zdjęcia na okładce Marcin Kaliński, Sławomir Belina Dziękujemy autorom zdjęć za ich udostępnienie.

Korekta Monika Ples | tessera.org.pl Projekt graficzny i typograficzny, skład i łamanie Marcin Hernas | tessera.org.pl Opracowanie zdjęć Paweł Wójcik | tessera.org.pl Książkę złożono pismami Abril Veroniki Burian i Joségo Scaglione oraz Ohrada Františka Štorma


Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Foksal 16, II p., 00-372 Warszawa redakcja@krytykapolityczna.pl www.krytykapolityczna.pl Druk i oprawa

www.opolgraf.com.pl

Książka ukazuje się dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej są dostępne w promocyjnej cenie w sie‑ dzibie Krytyki Politycznej (ul. Foksal 16, II p., Warszawa), Świetlicy KP w Łodzi (ul. Piotrkowska 101), Świetlicy KP w Trójmieście (ul. Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (ul. Zamkowa 1, Cieszyn) oraz księgarni internetowej KP (www.sklep.krytykapolityczna.pl), a także w sieci Empik i dobrych księgarniach na terenie całej Polski.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.