Carol Gilligan "Chodźcie z nami! Psychologia i opór"

Page 1



Chod cie z nami!

Psychologia i op贸r


Seria Idee

36

Seria wprowadza w polski obieg idei najważniejsze prace z zakresu filozofii i socjologii politycznej, teorii kultury i sztuki. W serii publikowane są przekłady, a także prace polskich autorów oraz wznowienia. Jej głównym celem jest systematyczna budowa intelektualnej bazy dla ruchów lewicowych oraz aktywne włączanie w polskie debaty publiczne nowych dyskursów krytycznych. Chodzi o radykalną zmianę języka publicznego, a co za tym idzie – sposobów myślenia o najistotniejszych kwestiach współczesności.


Carol Gilligan

Chod cie z nami!

Psychologia i opór

przełożył Sergiusz Kowalski

Wydawnictwo Krytyki Politycznej WARSZAWA 2013


Carol Gilligan, Chodźcie z nami! Psychologia i opór Warszawa 2013 Tytuł oryginału: Joining the Resistance Copyright © by Carol Gilligan, 2011 First published in 2011 by Polity Press. Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2013 This edition is published by arrangement with Polity Press Ltd., Cambridge. Wydanie pierwsze ISBN 978-83-63855-43-7 Książka współfinansowana przez Open Society Foundations. Publication supported by Open Society Foundations. Wydawnictwo Krytyki Politycznej Seria Idee 36


Dianie Vegh poświęcam



[...] Czy uczciwość rzeczy nie leży w ich oporze, tam, gdzie tylko wiatr może je nagiąć z powrotem, prawdziwy klimat [...] Jorie Graham, z wiersza Epoka rozumu, przeł. Miłosz Biedrzycki i Ewa Chruściel



WSTĘP

Kiedy miałam dwa i pół roku, moja matka, kobieta myśląca o przyszłości, otwarta na nowinki i z zaangażowaniem wychowująca córkę, zawiozła mnie – pamiętam, że to było latem – do instytutu Clary Thompson w Vassar College, oferującego rodzicom małych dzieci psychoanalityczną mądrość. Przyświecały temu, jak wielu eksperymentom, jak najlepsze intencje. Dzieci uczęszczały do przedszkola, a rodzice na wykłady o psychofizycznym rozwoju dziecka. W środku Ameryki zorganizowano coś na kształt kibucu – dzieci zajmowały budynek z dormitorium, rodzice drugi. Mimo starannych przygotowań moje dwuipółletnie „ja” nie pojmowało tego rozwiązania. Kochałam przedszkole i moją przedszkolankę, pamiętam jej imię, ale kiedy szłam spać, chciałam, żeby do łóżka kładła mnie mama, a nie jakaś opiekunka, metapelet. Jako dziewczynka odkryłam potęgę głosu niosącego zmianę – jak Jozue pod Jerychem przekonałam się, że krzycząc głośno i długo, zdołam obalić mury. Reguły musiały ustąpić – zawezwano matkę, która odtąd w drodze wyjątku kładła mnie do łóżka i śpiewała dobranocki. Nie dowiedziałam się, co myślała Clara Thompson o łamaniu reguł, mogę się tylko domyślać, co jej o mnie opowiedziano na usprawiedliwienie. Jednak matka, niech ją Bóg ma w swojej opiece, zawsze ceniła wszelkie przejawy mojej niezależności, bez względu na koszty własne. Ale niewykluczone, że inne dzieci też lubiły jej śpiew. Po latach odkryłam przesłanki etyczne tego, co dla dwulatki było niezgodą na rezygnację. Pod koniec lat 60. ubiegłego wieku kończyłam


10

wstęp

doktorat z psychologii i jako matka trojga małych dzieci szukałam pracy na pół etatu. Na przyjęciu u znajomej przedstawiono mnie Lawrence’owi Kohlbergowi. Jego teoria rozwoju moralnego dobrze ujmowała pragnienie sprawiedliwości, które skłoniło mnie i wielu z mojego pokolenia do działań na rzecz praw obywatelskich i protestu przeciwko wojnie, którą uznaliśmy za niesprawiedliwą. Kohlberg zaoferował mi asystenturę – przyjęłam jego propozycję i tak trafiłam w sam środek żywej debaty, którą sprowokował, twierdząc za Sokratesem, że jest jedna cnota, a na imię jej sprawiedliwość. Jest jedna droga rozwoju moralnego, wiodąca od egoizmu i konwencji społecznych do sprawiedliwości pojmowanej jako idea moralna. Teoria ta oddawała ducha czasu, uzasadniając nieposłuszeństwo obywatelskie. Długo nie dostrzegałam związku moich doświadczeń z Vassar College z problematyką g ł o s u i o p o r u, która zainspirowała moje badania. Tłumaczy to mój optymizm co do możliwości oddziaływania na świat wbrew przeciwnościom. Szczególnie uderzające wydaje mi się to, że własną niezgodę na zakwestionowanie relacji, które uważałam za niepodważalne, dostrzegłam u cztero- i pięcioletnich chłopców i dorastających dziewcząt. Także w późniejszym wieku, kiedy nie chodzi już o bliskość matki, skłania je to do kontestowania głęboko na pozór zakorzenionych struktur instytucjonalnych. Od 40 lat nauki humanistyczne, między innymi psychologia rozwojowa, socjologia, neurobiologia i antropologia ewolucyjna, dowodzą zgodnie, że jesteśmy istotami z natury reaktywnymi, relacyjnymi, dysponującymi głosem i zdolnością nawiązywania relacji, wyposażonymi biologicznie do empatii i współpracy – że zdolność wzajemnego zrozumienia była i będzie warunkiem naszego przetrwania jako gatunku. Kiedy powiedziałam to na konferencji jesienią 2010 roku, sprzeciwiło mi się dwoje współpanelistów, uznani uczeni, którzy pouczyli mnie autorytatywnie, że jesteśmy z natury agresywni, skłonni do rywalizacji i ewolucyjnie przysposobieni do egoizmu. Jak wyjaśnić tę rozbieżność?


wstęp

W odautorskim komentarzu do wystawy Proud Flesh fotografka Sally Mann określa siebie jako „kobietę, która patrzy”. Kiedy fotografuje czterdziestoletniego męża, „pozwalając, by słońce oświetlało szczodrze jego nadal piękne ciało”, a oboje są „nadal zakochani i czynni zawodowo”, rozumie ryzyko, jakie podejmuje: W tradycyjnych narracjach kobiety, które patrzą – zwłaszcza te, które patrzą hardo na mężczyzn – muszą za to zapłacić. Biedna Psyche, ukarana po wieczne czasy za to, że pewnej nocy odważyła się zapalić kaganek, żeby rozpoznać kochanka [...]. Samooceniające spojrzenie na mężczyznę, kontakt wzrokowy na ulicy, poproszenie, by dał się sfotografować, obejrzenie jego ciała, było zawsze dla kobiety czymś bezwstydnym, a dla mężczyzny naturalnym, a nawet oczekiwanym.

Pamiętam deszczowe czwartkowe popołudnie w galerii Gagosiana przy Madison Avenue – jasne fotografie, jakby skąpane w świetle dalekich gwiazd. Nigdy dotąd nie widziałam, żeby ktoś tak fotografował mężczyznę, patrzył na niego z taką miłością i tak pragnął patrzenia. Stojąc samotnie w cichej galerii, zrozumiałam, że Mann naruszyła pewne tabu. Mitologiczna Psyche została ukarana za złamanie zakazu Erosa, który zabronił jej patrzeć na siebie i mówić o ich miłości. Zamierzała zabić kochanka, bo siostry uprzedziły ją, że to potwór, który chce pożreć ją i dziecko. Gdy ujrzała go w świetle kaganka, rękę Psyche wstrzymało jego piękno i bezbronne człowieczeństwo. Pogłoski okazały się fałszywe. Zobaczyła kogoś, kogo zdążyła poznać w ciemności i ciszy – czułego, wrażliwego mężczyznę. I chociaż Eros spełnia groźbę, że ją opuści, jeśli spróbuje go zobaczyć, a Psyche cierpi wszelkie udręki i katusze, historia kończy się happy endem. Psyche i Eros łączą się jako równi w wiecznotrwałym związku małżeńskim i mają córkę o imieniu Rozkosz. Łatwo zapomnieć o zakończeniu, bo droga do szczęścia wydaje się tak nieprawdopodobna. Jak Mann żyłam długo w związku małżeńskim, pogrążona w miłości i pracy. Wychowaliśmy z mężem trzech synów. Moja matka ko-

11


12

wstęp

chała mężczyzn, więc dorastałam, kochając dwóch ojców – własnego, ale też jego ojca, który mieszkał z nami przez większość mego dzieciństwa. Kiedy po studiach wróciłam na Harvard jako wykładowczyni na pół etatu, moją uwagę zwrócili Erik Erikson i wspomniany Lawrence Kohlberg – dostrzegłam w nich mężczyzn inteligentnych i wrażliwych, obdarzonych poczuciem humoru mego dziadka i moralną wrażliwością ojca. Osobista znajomość pozwoliła mi dostrzec biograficzne źródła ich myśli. Erik przyjął nazwisko Erikson, kiedy odkrył, że dorastał nieświadomy, że jest synem Duńczyka. Kohlberg przeżywał jako dziecko moralne rozterki, pogłębione rozwodem rodziców: czy matka ma zrezygnować z opieki nad nim, by zapewnić mu dziedziczenie po bogatym ojcu? Obaj mężczyźni stali się dla mnie ojcami w tym sensie, że wskazali mi drogę ku psychologii zgodnej z moimi zainteresowaniami, zachęcając własnym przykładem do poszukiwania odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Nie spodziewałam się, że idąc w ich ślady (jak swego czasu oni śladami Freuda i Piageta), wkroczę na zakazane terytoria. Wolno mi było budować historię z biografii mężczyzn i uogólniać ich doświadczenia, ale w przypadku kobiet oznaczało to złamanie zmowy milczenia. Parafrazując Mann, jestem kobietą, która słucha. Badania zaczęłam od głosu. Kto mówi i do kogo? W czyim ciele? Co mówi o relacjach? W jakim społeczno-kulturowym kontekście? Dwie kwestie zwróciły moją uwagę: milczenie mężczyzn i brak reakcji na wypowiedzi kobiet o tym, co naprawdę myślą i czują. Dowiadując się, czego mężczyźni nie powiedzieli, i reagując na słowa kobiet, usłyszałam wytłumiony dotąd głos. Jakbyśmy zmieniali częstotliwości i nagle usłyszeli zagłuszaną stację. Innym głosem1 napisałam po to, żeby zrozumieć rozdźwięk między głosami kobiet a głównym nurtem teorii psychologicznej. W trakcie pisania uprzytomniłam sobie, jak bardzo angażujemy się – mężczyźni i kobiety – w fałszywe narracje o nas samych. Tu i dalej tytuły książek podaję po polsku – jest to, jeśli istnieje, tytuł polskiego przekładu; por. też Bibliografia [przyp. tłum.]. Książka Innym głosem ukaże się niebawem nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej [dop. red.]. 1


wstęp

W baśni Nowe szaty cesarza o tym, że król jest nagi, mówi dziecko. W powieści Hawthorne’a Szkarłatna litera siedmioletnia Pearl widzi to, czego nie widzą panie domu ani purytanie – związek jej matki z pastorem. Kiedy podczas badań zapewniłam moją jedenastoletnią rozmówczynię, że nasza rozmowa pozostanie między nami, dziewczynka dodała: „I tym magnetofonem”. Zaczęłam tłumaczyć, że nagrania wysłuchają tylko członkowie zespołu badawczego, a ona spytała: „Dlaczego więc nie przyjdą tu wszyscy?”. To były trudne pytania. Chciałam, żeby wzięła moje słowa za dobrą monetę, żebym mogła kontynuować badania. Dziewczynka przystała na moje warunki, prosząc tylko, żebyśmy używały pseudonimu, który sobie wybrała. Jednak odtąd wydawała się przygnębiona. Ceną relacji ze mną było powstrzymanie się od mówienia tego, co widzi, i postępowanie, jakby moje słowa miały sens. Nie mogłam dłużej słuchać dzieci i pracować jak dotąd. Powstrzymywała mnie świadomość, że uczestniczę w przełamywaniu ich oporu przed niemówieniem tego, co widzą, i niemyśleniem tego, co wiedzą. Podczas Halloween obserwowałam, jak nauczycielka czyta kolejne opowieści o uduszonych i okaleczonych kobietach, a piątoklasistki patrzą w sufit. Lubiły swoją nauczycielkę, wiedziały, że nie chce, żeby to zauważyły. Opór, który przykuł moją uwagę, był oporem przed dysocjacją. Dojrzewające dziewczęta czuły, że każe im się porzucić szczery głos i buntowały się przeciwko temu. Badając ich bunt, zrozumiałam, że jest on zakwestionowaniem usankcjonowanej kulturowo i narzuconej przez społeczeństwo inicjacji. Chwalenie nowych szat cesarza było pod wieloma względami korzystne adaptacyjnie, a nawet nieodzowne, podobnie jak niedostrzeganie, że powieściowy pastor Hawthorne’a, który przyrzekał kochać prawdę, jak sam powiedział, „żył w kłamstwie”. Zapomniałam, że w Szkarłatnej literze raz po raz powraca słowo „patriarchat”. Czytałam tę powieść jak historię tragicznej miłości, opowieść ku przestrodze o odpłacie za grzech. A wszak mówi się w niej o „przywilejach patriarchy” czy „patriarchalnym diakonie”. Czytamy też:

13


14

wstęp

Obserwowałem i studiowałem ową patriarchalną postać z żywszym zainteresowaniem niż kogokolwiek z tych ludzi, pozostających wówczas w zasięgu mojej uwagi. Był to naprawdę rzadki fenomen: tak doskonały pod jednym jedynym względem, tak płytki, zwodniczy i nieuchwytny, takie zero! – pod każdym innym.

Patriarchat kojarzył mi się z antropologią, z badaniem starożytnych plemion, a także z feminizmem uznającym mężczyzn za potwory. Kiedy jednak pisaliśmy z synem Jonathanem sztukę na motywach Szkarłatnej litery, a potem oparte o nią libretto do opery Perła, raz po raz uderzała nas wnikliwość Hawthorne’a, który dostrzegł coś, czego zwykle nie uważa się za problem Ameryki – napięcie między radykalną protestancką wizją niezapośredniczonej relacji z Bogiem, którego czcić może każdy i wszędzie, równie dobrze w domu i w lesie, jak w kościele, a utrzymywaniem czysto męskiej hierarchii duchownej, między wyobrażeniem demokratycznego społeczeństwa jako „światłości świata, miasta na górze”, a trwaniem patriarchatu i patriarchalnych przywilejów. W naszej operowej arii pytamy: „Jeśli Bóg jest miłością, to jak miłość może być grzechem?”. Przeszłam miesięczny kurs aktorstwa w Shakespeare & Company, żeby od Tiny Packer i Kristiny Linklater dowiedzieć się wszystkiego, co ludzie teatru wiedzą o głosie. Zaczęłam doświadczać cielesności głosu, jego związków z fizycznym światem dźwięków i drgań, a także z językiem i kulturą. Dowiedziałam się, jak można odegrać ciałem dysocjację, i jak, według słów szesnastoletniej Tanyi, „głos upomina się o coś, co, jak wiem, zostało we mnie głęboko pogrzebane”. Pogrzebane, ale nie utracone. Obserwując opór dziewcząt przed samouciszeniem i wynikłe stąd konflikty – zarówno w nich samych, jak i u dorosłych z ich otoczenia – przekonałam się, że zrozumienie tego, co widzę, wymaga spytania: opór przed czym? Odtąd pracowałam dwutorowo. Chcąc badać dysocjację czy procesy dysocjacji, zrozumieć, w jaki sposób separujemy się od części siebie i nie


wstęp

wiemy tego, co wiemy, zajęłam się psychoanalizą, a zarazem weszłam w bardziej skojarzeniowy świat sztuki, znoszący bariery między emocjami a myśleniem. Skupiłam się na głosie fizycznym jako narzędziu ekspresji, a także wyobrażeniu czy metaforze jaźni. Kontynuując zajęcia teatralne, współkierowałam kobiecym zespołem szekspirowskim, napisałam też sztukę i powieść. Zaproszenie do katedry nauk społeczno-politycznych Uniwersytetu Cambridge, a potem do poprowadzenia wykładu na wydziale prawa Uniwersytetu Nowojorskiego, było okazją do przyjrzenia się politycznym uwarunkowaniom i psychologii sprzeciwu, a także do mocniejszego osadzenia moich badań w kontekście społeczno-politycznym. Wróciłam do punktu wyjścia, łącząc zainteresowania psychologiczne z bieżącymi zajęciami artystycznymi i działalnością polityczną, ale czasy się zmieniały. Radykalizowałam się, stawałam się bardziej prowokacyjna. W latach 90., po raz pierwszy od przyznania im prawa głosu, kobiety dwukrotnie zadecydowały o wyborze prezydenta, a w budzących wątpliwości wyborach 2000 roku odnotowano największą rozbieżność głosów mężczyzn i kobiet (mężczyźni częściej głosowali na Busha, kobiety częściej na Gore’a). W amerykańskich sporach o opiekę zdrowotną na etykę troski odpowiadano groźbami śmierci, a „patriarchat” zbywano wzruszeniem ramion jako przeżytek, mimo coraz wyraźniejszych jego przejawów w postaci religijnego fundamentalizmu i ataków na Hillary Clinton. Raz po raz ogłaszano śmierć feminizmu. W 2009 roku trzy wydarzenia zainspirowały powstanie tej książki. Francuski Flammarion wydał Innym głosem w nowym, poprawionym przekładzie, a japoński wydawca Fushoka zdecydował się na ponowny przekład. „The New Yorker” pytał na okładce: „Dlaczego feminizm nadal nas dzieli?”. I ziściło się wreszcie to, co w latach 60. mogło być tylko marzeniem – prezydentem Stanów Zjednoczonych został Barack Obama. Pisać zaczęłam w majową sobotę. Przyjechałam do Paryża na promocję francuskiego wydania w poprawionym przekładzie. Zatrzymaliśmy się z mężem na miesiąc w wynajętym mieszkaniu przy rue Monge.

15


16

wstęp

Poszłam na spacer, żeby ukoić nerwy przed wystąpieniem na otwartym panelu pod egidą znamienitej École des hautes études en sciences sociales, zorganizowanym przez uczonych, którzy domagali się nowego przekładu. Wracały echa dawnych akademickich wystąpień. Zaraz po ukazaniu się Innym głosem zaproszono mnie do Towarzystwa Badań nad Rozwojem Dzieci, bym stawiła czoło oponentom. Panel złożony z samych kobiet odbył się w hotelowej sali balowej, a zagajała wybitna uczona, znawczyni zróżnicowań płciowych Eleanor Maccoby. Zaczęła od zacytowania kolegi – „oczywiście mężczyzny”, dodała – który zaczepił ją, mówiąc: „Do zobaczenia na strzelaninie w O.K. Corral”. Zaraz jednak zaprzeczyła własnej sugestii o rzekomym związku strzelanin z męskością, twierdząc, że nie ma dowodów wskazujących na psychologiczne zróżnicowanie płci, choć później wycofała się po cichu z tego stanowiska. Pamiętam wdzięczność, jaką poczułam do ostatniej panelistki, badaczki rozwoju języka Catherine Snow, która zauważyła, że dla wykazania istnienia odrębnego głosu wystarczyło mi wskazać jeden przykład. Temat genderu odciągał uwagę, ale był też płodną perspektywą. Na paryskiej ulicy uszy wypełniła mi kakofonia głosów – jednych przyjaznych, innych zgrzytliwych. Wyniki moich badań uznano za przełomowe, ale w apogeum kampanii 2000 roku Gore kontra Bush padły też głosy, że dostarczam argumentów w „wojnie z chłopcami” (ponieważ moje wnioski mogą spowodować odbieranie im środków budżetowych na rzecz dziewcząt). Moje wyjaśnienia nie na wiele się zdały – ataki trwały. Z etyczką Sandrą Laugier i socjolożką Patricią Papperman, które zorganizowały panel, spotkałam się w kawiarni koło Ogrodów Luksemburskich. Rozmawiałyśmy o ich badaniach nad etyką troski i pracą opiekuńczą. Obie nie stroniły od polityki genderowej ani od słowa „feminizm”. Jak pisze Sandra, „teorie troski, jak wiele radykalnych teorii feministycznych, są niedoceniane [...], bo w przeciwieństwie do ogólnie «genderowego» podejścia, etyka troski z prawdziwego zdarzenia nie jest możliwa bez przemian społecznych”.


wstęp

Ich słowa, trafiające w moje najgłębsze intencje, a pewnie też radość z pobytu w Paryżu sprawiły, że zapragnęłam wrócić do debaty, która w sporze „sprawiedliwość czy troska” obrosła tyloma nieporozumieniami. Pierwotna nadzieja, że nowe francuskie koleżanki przemówią w mojej obronie, ustąpiła czemuś, co wtedy na paryskiej ulicy zdało mi się objawieniem – kto lepiej niż ja sama skomentuje nieporozumienia i błędy przekładu mojej pracy? Wróciłam do domu ze świeżym zapałem i klarownym zamiarem – opiszę błędne wyobrażenia, opowiem o moich obecnych niepokojach w kwestii jakże potrzebnej etyki troski, sytuacji kobiet i mężczyzn, a także transformacyjnego potencjału, jakim dysponujemy. Pisać zaczęłam jeszcze w Paryżu i kontynuowałam pracę przez rok. Krążąc wokół przeszłości, doszłam do obecnego spojrzenia na zasadnicze wątki mojej pracy. Pewne tematy i wątki powracają, gdy rozpatruję je z różnych punktów widzenia lub oglądam w nowym świetle, jako fragment szerszego schematu. Wracam na przykład wielokrotnie do moich badań z udziałem dziewcząt, bo to był punkt wyjścia, droga ku tajemnicy ukrytej w życiu dziewcząt i kobiet, ale też chłopców i mężczyzn. Głosy dziewcząt poruszyły dźwięczną strunę, a obserwowane zmiany rzucały się w oczy, jednak konsekwencje okazały się głębsze, kiedy dalsze badania ujawniły podobne wzorce rozwojowe u chłopców, a odkrycia antropologii ewolucyjnej i neurobiologii postawiły pod znakiem zapytania obowiązującą wizję ludzkiej natury. To, co uchodziło za odchylenie od normy lub dziewczęcą specyfikę, okazało się ogólniejszym przejawem sprzeciwu, jaki budzi perspektywa utraty fundamentu naszego człowieczeństwa. Tytuł tej książki zaczerpnęłam z wykładu „Joining the Resistance” w ramach programu Tanner Lecture on Human Values, który wygłosiłam w 1990 roku na Uniwersytecie Michigan. Po raz pierwszy mówiłam wtedy publicznie o psychologii i polityce oporu. Wykład w rozszerzonej wersji i pod nowym tytułem włączyłam do książki jako rozdział czwarty, by przypomnieć głosy dziewcząt i kobiet, które pozwoliły mi po raz pierwszy zrozumieć, że to, czego wymaga miłość i udział w demokra-

17


18

wstęp

tycznym społeczeństwie, jest jednym i tym samym. Zarówno głos, jak i potrzeba związków są wpisane w naszą ludzką naturę, podobnie jak zdolność sprzeciwienia się fałszywym autorytetom. Lato w Vassar College natchnęło mnie optymistyczną wiarą, że wbrew przeciwnościom można wiele zdziałać. Wiara ta i przekonanie, że etyka troski z prawdziwego zdarzenia „nie jest możliwa bez przemian społecznych”, pozwoliły mi dostrzec w nas samych zapowiedź przemian.


SPIS RZECZY

wstęp 1. Odwiedzam przeszłość, by zobaczyć przyszłość: Innym głosem raz jeszcze 2. Skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy? 3. Swobodne skojarzenia i wielki inkwizytor: dramat psychoanalityczny 4. Jak rozpoznać opór 5. Przeciw niesprawiedliwości: feministyczna etyka troski podziękowania nota o książce bibliografia

9

19 42 69 96 135 149 151 153


Tłumaczenie: Sergiusz Kowalski Redakcja: Maciej Kropiwnicki Korekta: Magdalena Jankowska Projekt okładki: Hanna Gill-Piątek na podstawie koncepcji graficznej grupy Twożywo Ilustracja na okładce: Yogy Ikhwanto / Getty Images / Flash Press Media Układ typograficzny, skład: Druk i oprawa: Sowa Druk, www.sowadruk.pl Wydawnictwo Krytyki Politycznej 00-372 Warszawa, ul. Foksal 16, II p. redakcja@krytykapolityczna.pl www.krytykapolityczna.pl Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej są dostępne w promocyjnej cenie w siedzibie Krytyki Politycznej (ul. Foksal 16, II p., Warszawa), Świetlicy KP w Łodzi (ul. Piotrkowska 101), Świetlicy KP w Trójmieście (ul. Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (ul. Zamkowa 1) oraz księgarni internetowej KP (krytykapolityczna.pl/wydawnictwo), a także w sieci Empik i dobrych księgarniach na terenie całej Polski.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.