JEDNODNIÓWKA NA 112. ROCZNICĘ ŁÓDŹ 2017
POWSTANIA ŁÓDZKIEGO
GAZETA BEZPŁATNA
Fot. Milena Moździerz
OD REDAKCJI
MASZ PRAWO DO BUNTU Sto dwanaście lat temu ulice Łodzi były niemymi świadkami demonstracji, wieców i strajków, gromadzących dziesiątki tysięcy mieszkańców i mieszkanek. Miasto stało się jednym z ważniejszych ośrodków buntu w czasie wydarzenia, które przeszło do historii pod nazwą Rewolucji 1905 roku. Całe Królestwo Polskie pod władaniem rosyjskim opanował zryw społeczny i narodowy, któremu przewodzili robotnicy i robotnice. Walczono o wolność polityczną, demokrację oraz godne warunki życia i pracy, a było o co się bić: większość mieszkańców Łodzi żyła w przeludnionych, wilgotnych lokalach, ciasnych i nieskanalizowanych suterenach, zadymionych
przez sąsiadujące kominy fabryczne. „Szeregi robotnicze” pracowały za głodowe stawki w szkodliwych warunkach – w miejscach bez wentylacji, w zaduchu szwalni, w toksycznych oparach farbiarni. Zależnie od zakładu, dzień pracy trwał po 12, a czasem nawet 15 godzin. Pracownicy nie mieli prawa do zrzeszania się w związki zawodowe, nie było urlopów ani emerytur czy ubezpieczeń od wypadków, a pełnię władzy dzierżyli surowi majstrzy i kierownicy. W szczególnie trudnej sytuacji były kobiety, które na przełomie XIX i XX wieku stanowiły połowę kadry robotniczej. Oprócz kilkunastogodzinnej pracy w fabrykach
miały na głowie dom i dzieci. Dyrekcje zakładów chętnie decydowały się na zatrudnianie kobiet, bo przyjęło się im płacić pensję nawet o połowę niższą od zarobków mężczyzn.
Mieszanka nadziei i frustracji spowodowała, że do tej pory milcząca większość sięgnęła po prawo do buntu. Nie było urlopów macierzyńskich i nie istniały instytucje zapewniające opiekę nad dzieckiem, takie jak żłobki czy przedszkola. Szkoły przyfabryczne czy ochronki powstawały rzadko, z łaski fabrykan-
ta, ale nie zajmowano się tam dziećmi w pełnym wymiarze czasu pracy. Fatalne warunki powodowały, że co czwarte dziecko nie dożywało dorosłości, a śmiertelność niemowląt wynosiła ponad 40%. Zwykle po osiągnięciu 10. roku życia szło się pracować do fabryki, bo pozwalała na to ustawa o pracy małoletnich. Typowym przykładem jest los Aleksego Rżewskiego, pierwszego prezydenta Łodzi w II RP i rewolucjonisty, który w wieku 12 lat trafił do jednej z łódzkich przędzalni. Jak wspominał po latach: Na własnej skórze poznałem dolegliwości ustroju kapitalistycznego, a więc: niska płaca, 12 godzinny dzień roboczy, praca ponad siły, niedostatek w domu,
ciasne mieszkanie, w którym musiało się pomieścić osiem osób, słowem, życie zwykłe proletariusza łódzkiego, wytwarzającego miliony dla krezusów bawełnianych. Na przełomie XIX i XX wieku osoby poniżej 20. roku życia stanowiły około jednej trzeciej ogółu robotników przemysłowych. Dla większości mieszkańców i mieszkanek Łodzi życie stało się nie do wytrzymania. Ciasno było, duszno, i człowiek tylko wyglądał skądkolwiek choć iskry, która by wszystkie nagromadzone prochy zapaliła. W końcu mieszanka nadziei i frustracji spowodowała, że do tej pory milcząca większość sięgnęła po prawo do buntu. (dokończenie na str. 2.)