AUTOR
David Graeber TYTUŁ
Utopia regulaminów PODTYTUŁ
O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji BLURB
P R O M O C YJ N Y
„Utopia regulaminów”, pęka w szwach od prowokacyjnych obserwacji i niekonwencjonalnej wiedzy. Błyskotliwe analizy komiksowych historii i przenikliwe omówienia przełomowych technologii, które jednakże nigdy się nie pojawiły, służą tutaj do demistyfikacji oczywistości obowiązujących w naszych czasach. — „The Guardian” BLURB
P R O M O C YJ N Y
Czy policjanci, naukowcy, nauczyciele i lekarze naprawdę powinni wypełniać formularze przez połowę czasu pracy? A może potrafimy sobie wyobrazić inny świat? — „Financial Times” W YDAWCA
Wydawnictwo Krytyki Politycznej MIASTO
I ROK
W YDANIA
David Graeber Utopia regulaminów O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji
autor
D avid Graeber t y t u ł
U topia regulaminów podtytuł
O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji tłumaczenie
Marek Jedliński w ydawca
Wydawnictwo Krytyki Politycznej miasto i rok w ydania
Warszawa 2016
David Graeber Utopia regulaminów. O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji Tytuł oryginału: The Utopia of Rules: On Technology, Stupidity and the Secret Joys of Bureaucracy Warszawa 2016 Copyright © by David Graeber, 2015 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2016 All rights reserved Wydanie pierwsze Printed in Poland ISBN 978‑83‑65369‑44‑4
Supported by a grant from the Open Society Foundations.
Książka ukazuje się przy wsparciu Open Society Foundations.
Spis rzeczy
wstęp Żelazne prawo liberalizmu
i era biurokratyzacji totalnej 7 rozdział 1 Martwe strefy wyobraźni.
Esej o strukturalnej tępocie 62 rozdział 2 Latające samochody i malejąca stopa zysku 134 rozdział 3 Utopia regulaminów, czyli dlaczego
mimo wszystko pragniemy biurokracji 187 dodatek Batman i problem władzy ustrojodawczej 257
Indeks 279
2 Latające samochody i malejąca stopa zysku
Rzeczywistość to sen science‑fiction w wersji beta. Richard Barbrook
Każdego, kto żyje w XXI wieku, prześladuje pewien utajony wstyd. Nikt nie chce się do niego jednak przyznać. Szczególnie dotkliwie odczuwają go dzisiejsi czterdziesto‑ i pięćdziesięciolatkowie, dla których obecne czasy powinny być najlepszym okresem ich życia, niemniej ten wstyd jest udziałem wszystkich ludzi. Bierze się z głębokiego rozczarowania światem, w którym żyjemy; z poczucia, że w dzieciństwie obiecano nam pew‑ ną wizję świata naszej dorosłości, a następnie złamano tę obiet‑ nicę. Nie mam na myśli typowych obietnic, jakie powszechnie składa się dzieciom z pełną świadomością ich fałszu: że świat jest uczciwy, że władza troszczy się o dobro wszystkich ludzi, a ciężką pracą można wiele osiągnąć. Chodzi o bardzo konkretną, poko‑ leniową obietnicę złożoną dzieciom lat 50., 60., 70., a nawet 80., artykułowaną nie tyle jako przyrzeczenie, co jako zbiór przekonań o tym, jak będzie wyglądać ich świat, gdy dorosną. A ponieważ nie złożono nam tej obietnicy wprost, to dziś, gdy tak spektakularnie ją złamano, nie wiemy, jak zareagować. Jesteśmy oburzeni, a jed‑ nocześnie tym oburzeniem zażenowani: jak mogliśmy dać się tak nabrać starszemu pokoleniu? Mam oczywiście na myśli rażącą nieobecność latających sa‑ mochodów w 2015 roku.
latające samochody i malejąca stopa zysku
Nie tylko ich, ma się rozumieć. Nie prowadzę samochodu, a i la‑ tający nie jest mi potrzebny. Mam na myśli wszystkie cuda tech‑ niki, które miały istnieć w 2015 roku, o czym doskonale wiedziało każde dziecko urodzone w drugiej połowie XX wieku. Pole siłowe. Teleportacja. Antygrawitacja. Holowizja. Replikatory. Medycy‑ na oferująca nieśmiertelność. Hibernacja. Androidy. Kolonie na Marsie. Gdzie się to wszystko podziało? Od czasu do czasu me‑ dia z fanfarami ogłaszają rychłe nadejście jakichś cudów techni‑ ki – klonów, kriogeniki, medykamentów wydłużających życie czy sposobów na niewidzialność – ale albo te doniesienia okazują się fałszywe, albo rzekome wynalazki są obarczone dyskwalifikują‑ cymi je wadami. W odpowiedzi na tak postawiony zarzut można zwykle usłyszeć rytualne przywoływanie cudu techniki, jakim jest komputer: po co ci antygrawitacja, skoro masz wirtualny świat „Second Life”? – tak jakby komputery miały być czymś w rodzaju niespodziewanej rekompensaty. Ale nawet w rozwoju technologii komputerowych nie zaszliśmy tak daleko, jak wyobrażano to so‑ bie w połowie XX wieku. Do dziś nie ma ani komputerów, z który‑ mi można ciekawie porozmawiać, ani robotów, które potrafiłyby wyprowadzić psa na spacer czy rozwiesić pranie. Miałem osiem lat, gdy Apollo pierwszy raz wylądował na Księ‑ życu. Doskonale pamiętam, jak obliczałem, że w magicznym ro‑ ku 2000 będę miał już trzydzieści dziewięć lat, i zastanawiałem się, jak świat będzie wtedy wyglądać. Czy naprawdę oczekiwałem wszystkich tych wspaniałości rodem z książek i filmów science ‑fiction? Oczywiście. Wszyscy ich oczekiwaliśmy. Czy czuję się z tego powodu oszukany? Jak najbardziej. Nie zakładałem, że do‑ żyję stworzenia ws z ys t k i ch wynalazków, o których czytało się wtedy w powieściach science‑fiction, i to nawet jeśli spodziewa‑ ne postępy medycyny miały znacznie przedłużyć mi życie. Gdyby mnie wówczas o to zapytać, odpowiedziałbym pewnie, że zobaczę
135
136
rozdział 2
za życia może połowę z nich. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że nie będzie mi dane zobaczyć ani j e dne go. Od dawna dziwi mnie i fascynuje niemal zupełne milczenie, jakim pomija się tę kwestię w dyskursie publicznym. Od czasu do czasu w Internecie można napotkać czyjeś utyskiwania na brak latających samochodów, ale to marginalne przypadki. Wydaje się, że cały ten temat okrywa jakieś tabu. Oczekiwałem na przy‑ kład, że na przełomie wieków pojawi się w mediach wysyp reflek‑ sji dzisiejszych czterdziestolatków na temat tego, jak wyobrażali‑ śmy sobie świat w roku 2000 i dlaczego tak głęboko się myliliśmy. Jednakże nie trafiłem na ani jedną taką wypowiedź. Przeciwnie: praktycznie wszystkie autorytety – z prawa i z lewa – wychodziły z założenia, że współczesny świat to właśnie ten świat cudów tech‑ niki, który nam obiecywano. Jeśli milczymy, to w znacznej mierze z obawy, by nie posądzo‑ no nas o dziecinną naiwność: „Marzy ci się świat z Jetsonów? Przecież to tylko kreskówka dla dzieci!”. Jako dorośli powinniśmy rozumieć, że przyszłość oglądana oczami rodziny Jetsonów była równie realistyczna co przeszłość państwa Flintstonów z serialu Między nami, jaskiniowcami. Ale przecież zapowiedź przyszłego świata nie kończyła się na Jetsonach. Wszystkie poważne, kiero‑ wane do młodych widzów przekazy naukowe od lat 50. do wczes‑ nych 80. – Scientific American, programy edukacyjne w telewizji, planetaria w muzeach techniki i tym podobne – wszystkie auto‑ rytety, które albo tłumaczyły nam, jak powstał wszechświat i dla‑ czego niebo jest niebieskie, albo wyjaśniały układ okresowy pier‑ wiastków, wszystkie te głosy zapewniały nas także, że przyszłość przyniesie kolonie na innych planetach, roboty, transformację materii w energię i odwrotnie, a świat będzie znacznie bliższy te‑ mu z serialu Star Trek niż temu, który znamy. Obecnie wiemy, że wszystkie te głosy myliły się co do jednego.
latające samochody i malejąca stopa zysku
Z tego faktu płynie nie tylko głębokie, choć trudne do wyrażenia poczucie zdrady, ale także wniosek, że dziś, gdy wydarzenia poto‑ czyły się zupełnie inaczej, niż się spodziewaliśmy, mamy trudno‑ ści z mówieniem o historii. Są konteksty, w których nie wystarczy machnąć ręką na tak olbrzymi rozziew między oczekiwaniami a rzeczywistością. Jednym z nich jest science‑fiction. W XX wieku twórcy filmów z tego gatunku osadzali swoje futurystyczne fantazje w konkretnych latach, często zaledwie o jedno pokolenie naprzód. I tak, w 1968 roku Stanley Kubrick uznał za coś zupełnie naturalne‑ go z punktu widzenia kinowej widowni, że zaledwie trzydzieści trzy lata później – w 2001 roku – na porządku dziennym będą komercyj‑ ne loty na Księżyc, stacje kosmiczne wielkości miast i obdarzone inteligencją komputery, pod których pieczą zahibernowani astro‑ nauci polecą na Jowisza 1. Tymczasem jedynym nowym wynalaz‑ kiem z filmu Odyseja kosmiczna 2001, jaki faktycznie się pojawił, są wideotelefony, ale te istniały już w 1968 roku, tyle że nie podbi‑ ły wówczas rynku, bo nie było na nie zapotrzebowania 2. Z podob‑ nymi sytuacjami mamy do czynienia zawsze, gdy pisarze lub inni twórcy próbują wykreować wielki mit. Według wizji wszechświata stworzonej przez Larry’ego Nivena, którego książki czytałem jako nastolatek, w bieżącej dekadzie (2010) ludzkość żyje pod panowa‑ niem światowego rządu ONZ, właśnie zakłada pierwszą kolonię na Księżycu i uczy się radzić sobie z konsekwencjami rozwoju medy‑ cyny, w wyniku których powstała klasa ludzi niezwykle bogatych i nieśmiertelnych. W świecie telewizyjnego serialu Star Trek, który powstawał w tym samym czasie, ludzkość miała właśnie odradzać
1 Podobnie Orwell w 1949 roku umieścił swoją futurystyczną dystopię, 1984, zale‑ dwie trzydzieści pięć lat w przyszłości. 2 Pierwszy wideotelefon pojawił się w latach 30. XX wieku w urzędach pocztowych nazistowskich Niemiec.
137
138
rozdział 2
się po krwawych „wojnach eugenicznych” lat 90., w trakcie których obalono rządy genetycznie modyfikowanych nadludzi (zahiberno‑ waliśmy ich wszystkich w kapsułach i wystrzeliliśmy w kosmos). Dla podtrzymania tej narracji w latach 90. scenarzyści Star Treka musieli wymyślać alternatywne chronologie i światy równoległe. Ale już w 1989 roku, kiedy twórcy Powrotu do przyszłości II z obowiązku umieścili w filmie latające samochody i lewitujące deskorolki (fabularny czas akcji: 2015 rok), nie było wiadomo, czy należy to rozumieć jako poważne przewidywanie, ukłon wobec fu‑ turystycznych tradycji science‑fiction, czy jako nieco gorzki żart. Tak czy inaczej, była to jedna z ostatnich tego rodzaju wizji. Póź‑ niejsze produkcje science ‑fiction są zazwyczaj dystopijne i oscy‑ lują między ponurymi wizjami technofaszyzmu a barbarzyństwa z epoki kamiennej, jak w filmie Atlas chmur. Inne obrazy są na‑ tomiast wieloznaczne; osadzone w bliżej nieznanej przyszłości, która z tej racji staje się strefą czystej fantazji, nieróżniącą się niczym od Śródziemia czy Cimmerii. Bywa nawet, jak w Gwiezd‑ nych wojnach, że przyszłość jest przenoszona do historii: „Dawno, dawno temu w odległej galaktyce”. Najczęściej przyszłość w ogóle nie jest już czasem, który dopiero nadejdzie, a czymś w rodzaju alternatywnej historii, innego wymiaru, snu albo odległej techno‑ logicznej Nibylandii, której nadejście jest równie prawdopodob‑ ne co historyczny byt elfów i pogromców smoków. Taka przyszłość to po prostu ekran, na którym twórcy wyświetlają współczesne moralne dylematy i mityczne fantazje. Literatura i kino science‑ ‑fiction stały się jedynie kostiumem – tak samo jak western, filmy wojenne, szpiegowskie, horrory czy baśnie.
Przekład Marek Jedliński Redakcja Katarzyna Pękacka‑Falkowska Korekta Paulina Bieniek Opieka redakcyjna Jakub Bożek Projekt okładki, układ typograficzny, skład i łamanie Marcin Hernas | tessera.org.pl Złożono pismami Harriet Text Jacksona Cavanaugh, Grot 12 Henrika Kubela oraz Work Sans Weia Huanga Druk i oprawa ReadMe, ul. Olechowska 83, Łódź www.readme.pl
Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Foksal 16, II p. 00‑372 Warszawa redakcja@krytykapolityczna.pl www.krytykapolityczna.pl Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Po‑ litycznej (ul. Foksal 16, Warszawa), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk) oraz księgarni interne‑ towej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl) i w dobrych księgarniach w ca‑ łej Polsce.