Zdrada klerków

Page 1



Zdrada klerk贸w


*

Seria Idee * 50

Seria wprowadza w polski obieg idei najważniejsze prace z zakresu filozofii i socjologii politycznej, teorii kultury i sztuki. W serii publikowane są przekłady, a także prace polskich autorów oraz wznowienia. Jej głównym celem jest systematyczna budowa intelektualnej bazy dla ruchów lewicowych oraz aktywne włączanie w polskie debaty publiczne nowych dyskursów krytycznych. Chodzi o radykalną zmianę języka publicznego, a co za tym idzie sposobów myślenia o najistotniejszych kwestiach współczesności.


Julien Benda

Zdrada klerków przeł. Marek J. Mosakowski

Wydawnictwo Krytyki Politycznej warszawa 2014

*


Julien Benda, Zdrada klerków Warszawa 2014 Tytuł oryginału: La Trahison des clercs Copyright © by Grasset & Fasquelle, 1975 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2014 Wydanie pierwsze ISBN 978-83-64682-19-3 Cet ouvrage a bénéficié du soutien des Programmes d’aide à la publication de l’Institut français. Książkę wydano dzięki dofinansowaniu Institut Français w ramach programów wsparcia wydawniczego.

Wydawnictwo Krytyki Politycznej Seria Idee * 50




* André Lwoff Wprowadzenie

Autor niniejszego wprowadzenia nie jest pisarzem ani też filozofem, co czytelnik z łatwością dostrzeże. I długo się wahał, zanim wreszcie ustąpił przyjacielskim namowom żony Juliena Bendy, pragnącej ujrzeć nowe wydanie jego dzieła opatrzone wstępem naukowca. Naukowca, który co prawda zawsze dużo czytał, zaś w latach, jakie nastąpiły po I wojnie światowej, pozostawał wierny znajdującemu się wówczas w swym pełnym rozkwicie miesięcznikowi „Nouvelle Revue Française”. Czytał w szczególności, tuż po ich ukazaniu się, artykuły i książki Juliena Bendy, którego zawsze podziwiał. Międzywojnie było okresem oszałamiającym jeśli chodzi o liczbę i jakość tworzących wówczas pisarzy czy intensywność wywrotowych ruchów, takich jak surrealizm lub dadaizm, których fajerwerki rozświetlały na pewien czas literackie niebo. Ale w czasie trwania tego bogatego i różnorodnego okresu Julien Benda nauczał i głosił umysłowy rygor. Jednak nadmierny rygor niesie ze sobą ryzyko wyjałowienia myśli: dobrze jest więc, gdy pisarze przyzwalają na to, by kierowały nimi fantazja i natchnienie i by nie byli wobec siebie zbyt wymagający. Jednakże dziś, podobnie zresztą jak i wcześniej, pisarze i filozofowie odchodzą od rygorów rozumu oraz od swego właściwego powołania, siląc się na dzieła naukowe. Oni to właśnie stali się celem Juliena Bendy i jego ofiarami. Istnieje cała sztuka przedstawiania książek, której autor niniejszego wprowadzenia niestety nie opanował. Niniejszy wstęp osobliwie przypomina analizę, co nie powinno dziwić, gdyż w znacznym stopniu analizą właśnie jest: nie można było przecież zdradzać Juliena Bendy, bo to jego


8

* andré lwoff koncepcje są interesujące, a nie koncepcje przedstawiającej je osoby. Jeśli zatem moje wprowadzenie, chciałem rzec, analiza, ma jakąkolwiek wartość, to wypływa ona z koncepcji samego Juliena Bendy, przy czym często posiłkowałem się w niej fragmentami samych jego tekstów, tak trudnych do sparafrazowania. Niektóre z nich, choć nie wszystkie, zostały umieszczone w cudzysłowie. Proszę pozwolić mi w tym miejscu na pewne wyznanie. Uważam Zdradę klerków za książkę wybitną, Juliena Bendę natomiast za wielkiego myśliciela, toteż odczuwam pewien dyskomfort, widząc, że na okładce tego dzieła moje nazwisko figuruje obok jego − dla mnie jest to pewnego rodzaju świętokradztwo. ***

Świat nowoczesny bardzo potrzebuje klerków, ludzi oddających się czystym spekulacjom, którzy zachowują ideał w jego absolucie. Klerk ma obowiązek wydobyć ten ideał z chaosu, określić go i zdefiniować. Chaos bierze się częściowo z pomieszania wartości i z dziwnego przekonania, że zdefiniowanie danej wartości oznacza jej skostnienie, unicestwienie. Funkcją klerka jest głoszenie wartości uniwersalnych, toteż ci klerkowie, którzy gloryfikują realizm, stali się zdrajcami. Zdrada klerków to odrzucenie wartości uniwersalnych i podporządkowanie spraw ducha doczesności.

Klerk i wartości klerkowskie Julien Benda określił mianem klerków „owa klasę ludzi, których działania nie podążają za praktycznym celem i którzy znajdują przyjemność w uprawianiu sztuk, nauk albo też spekulacji metafizycznych, jednym słowem w posiadaniu dóbr innych niż doczesne”. Zasadnicze wartości, jakim hołdują klerkowie, to sprawiedliwość, prawda i rozum. Wartości te posiadają trzy cechy: są statyczne, bezinteresowne i racjonalne. I w istocie pozostają one podobne sobie samym ponad różnorodnością okoliczności, czasu i miejsca; istnieją bowiem poza rzeczywistością. Są to wartości abstrakcyjne, idealne, które ponadto są współistotne świadomości człowieka.


wprowadzenie

Sprawiedliwość, prawda i rozum są wartościami klerykalnymi wyłącznie w tym sensie, że nie mają żadnego praktycznego celu. Rozum jest zasadą krytyki i pojmowania, przestaje być jednak wartością klerykalną, jeśli zaczyna służyć doczesnym interesom. Prawda jest dobrem samym w sobie, niezależnie od wszelkich innych celów. Źródła, z których czerpał Benda, to pisma Platona, zawierające helleńską opozycję kontemplacji i czynu – a także Spinozy – mówiące, że prawda jest oznaką siebie samej, index sui, źródłem czysto intelektualnej radości. Prawdę winniśmy czcić bez względu na następstwa, jakie może wywoływać. Działalność artystyczna, istotowo bezinteresowna, obca ze swej natury, podobnie jak nauka, dążeniu do zdobycia materialnych lub moralnych dóbr, to też wartość klerkowska. Wyklucza się z tych wartości entuzjazm, odwagę i wiarę, ludzką miłość, które zasadzają się nie na rozumie, lecz uczuciu. „Chrześcijaństwo, które potępia «pychę życia»”, też mogłoby stanowić wartość klerkowską, gdyby nie to, że potępia ją, by obiecywać ją po stokroć w innym świecie”. Tu Benda spotyka się z Awerroesem: „Moralność ufundowana na nadziei nagrody i na strachu przed karą jest niegodna człowieka i Boga; jest niemoralna”. Wartości klerykalne, jak widać, to przymus i powściągliwość, klerykatura natomiast stanowi pewien ideał. Ideał, od czasów stoicyzmu po Spinozę, ze swej definicji jest tym, ku czemu zmierza mędrzec. Nigdy nie uda się osiągnąć stanu klerka, należy jednak starać się do niego przybliżać.

Wartości klerkowskie i naród Oczywiste wydaje się, że żaden naród nie może powstać ani też nie uda mu się przetrwać wyłącznie na podstawie wartości klerkowskich. „Kto pragnie prowadzić sprawy ludzkie w imię religii prawdziwego klerka, skazuje naród na istnienie w wymiarze boskim, co oznacza zanik jego wymiaru ludzkiego”. Państwo bowiem może przetrwać tylko dzięki realizmowi, realizmowi, który rządzący nim zawsze, co zrozumiałe, praktykowali. Ale dawniej nie darzyli go czcią i wcale nie dowodzili, że ich czyny są sprawiedliwe czy też moralne. Machiavelli głosił, że zło, nawet jeśli służy polityce, nie przestaje być złem – Machiavelli, teoretyk Realpolitik, który doradzał, by używać wartości klerkowskich jako pretekstu. Sztuką polityki jest przekonanie opinii publicznej, że zło jest klerkowskim dobrem.

*9


10

* andré lwoff Sztuką praktykowaną w każdej epoce, w swym pełnym rozkwicie w roku 1927, gdy ukazała się Zdrada klerków, sztuką, która stanowi hołd dla wartości uniwersalnych, a zarazem jest szyderstwem. Po głębszym rozważeniu wszystkich tych elementów należy stwierdzić, że klerykatura znalazła się w fazie schyłkowej. Dlaczego? Benda zauważa, że po upadku cesarstwa rzymskiego przez długie wieki nie istniały jeszcze narody, które by rozbudzały do siebie miłość, przez co przywiązanie klerka do spraw ducha było dużo łatwiejsze niż dziś. I w rzeczy samej, intelektualiście żyjącemu w naszej epoce jest szczególnie trudno uwolnić się od licznych problemów, którym musi stawiać czoło jego kraj, problemów politycznych, ekonomicznych, społecznych, konfliktów klasowych, konfliktów interesów i walk ideologicznych. Nowoczesny świat uczynił z klerka obywatela, który przyjął na siebie wszystkie zobowiązania, całą łączącą się z tym statusem odpowiedzialność. Wielu intelektualistów oddało się namiętnościom politycznym, „namiętnościom, przez które ludzie powstają przeciw innym ludziom, namiętnościom, z których najważniejszymi, właśnie z tego powodu, są namiętności klasowe i namiętności narodowe”. Wielu poświęciło kult wartości uniwersalnych na rzecz interesów własnego kraju lub ojczyzny. Być może po prostu wartości uniwersalnych nie znali lub o nich zapomnieli. Niektórzy z nich gardzili sprawiedliwością i moralnością lub przynajmniej postrzegali je wyłącznie z perspektywy państwa. Twierdzi się na przykład, że dobrem jest wszystko to, co jest dobre z politycznego punktu widzenia, a jakakolwiek forma narodowego ukształtowania człowieka staje się zasadą religijnej wiary. Gloryfikuje się wojnę, nawet jeśli nie służy ona żadnym celom politycznym, i broni się wojowniczego ducha. Wychwala się chrześcijaństwo jako „wybitną szkołę cnót praktycznych, założycielskich, dostosowanych do potwierdzania wielkich ludzkich ustanowień”. Dyktaturę proletariatu sławi się w imię ideału demokratycznego, gdy tymczasem jest ona tylko tyranią pewnej klasy lub partii. Maurice Barrès twierdzi, że „każdy człowiek, który się szanuje, potrafi rozumieć wyłącznie sprawiedliwość klasową”. Skrajna prawica i skrajna lewica mają w jednakowej pogardzie uniwersalne wartości, które rzeczywiście bardzo przeszkadzają człowiekowi czynu. Kult spraw uniwersalnych jest spuścizną pozostawioną ludzkiemu duchowi przez starożytnych Greków. Nauczanie nowoczesnego klerka to natomiast triumf tego, co Benda nazywa „wartościami germańskimi”,


wprowadzenie

które tak wielu intelektualistów przyjęło jako swoje i we Francji, i w wielu innych krajach. To nauczanie oznacza upadek hellenizmu i kładzie kres sprawom uniwersalnym. Jest ono bezpośrednią, nieuniknioną konsekwencją rozwoju narodów, które uważają się za odrębne, lepsze od innych i jako takie pragną podbijać, dominować, narzucać swą wolę. To również konsekwencja rozwinięcia się partii politycznych, którym wydaje się, że są jedynymi depozytariuszkami rozumu i prawdy. Powtórzmy raz jeszcze: naród, który szanuje ideał klerka, jest narodem skazanym na zniknięcie. I Benda doskonale zdawał sobie z tego sprawę. „Ale chociaż uważam, że opanowanie laickiego świata przez religię klerka byłoby niedobre, sądzę, że zaprzestanie jej głoszenia ludziom świeckim byłoby jeszcze bardziej przerażające: mogliby wtedy swobodnie się oddawać swoim praktycznym namiętnościom, bez żadnego wstydu i bez najmniejszego (nawet obłudnego) pragnienia, by wznieść się choć trochę ponad te namiętności”.

Klerkowie i państwo Klerka można wyobrazić sobie tylko w ramach państwa obyczajnego, cywilizowanego, które jako jedyne zezwala na rozwój wartości uniwersalnych. Często zarzucano Bendzie, że przypisał klerkom wyłącznie funkcję kontemplowania wiecznych wartości. Nic bardziej mylnego. Autor Zdrady napisał wszak, że „klerk może przecież, nie przestając być klerkiem, zejść na ten upadły świat, by tchnąć weń część swych boskich wartości”. „Klerk może przystać na to, co względne, by wydobyć coś dobrego z natury ludzkiej”. „Twierdzę jednak – dodaje Benda – że obok ludzi świeckich potrzeba ludzi zakonu, ludzi czysto spekulatywnych, którzy zachowują ideał w jego absolucie, wolny od umniejszających go zmian, jakim musi z konieczności ulec, by wejść w realność. Twierdzę, że obok kaznodziejów głoszących z ambony i kierowników sumienia potrzeba nam samotników piszących Imitację”. Ale świat doczesny nie lubi ludzi kontemplacji; ceni wyłącznie czyny. Jaka zatem może być pozycja klerka? Benda nie uchylił się od odpowiedzi na to pytanie. „Klerk powinien przystać na ideały lewicy, na lewicową metafizykę, niekoniecznie jednak na lewicową politykę. Funkcją intelektualisty w kwestii politycznej jest głoszenie szacunku dla sprawiedliwo-

* 11


12 * andré lwoff

ści i prawdy”. Rolą państwa – organizacji politycznej – jest promowanie swoich własnych wartości, swojej władzy, skuteczności, porządku, oraz podążanie za swymi państwowymi interesami, które różnią się od interesów Ducha. „Rolą Ducha jest służenie właściwym mu wartościom i pogodzenie się ze wszystkimi konsekwencjami tego stanowiska, co oznacza, że państwo zacznie go zwalczać, jeśli Duch swą praktyką rozumu stanie mu na przeszkodzie. Niesłychane, by Duch miał przystać na funkcję państwowego urzędnika”. Julien Benda wykazał się tu i logiką, i realizmem. Niezależnie od tego, co miałoby się wydarzyć, to właśnie kult wartości uniwersalnych, statycznych, bezinteresownych, racjonalnych stanowi o wielkości i sile klerka. „Klerk jest silny tylko pod warunkiem, że wyraźnie uświadomi sobie swoją naturę i właściwą sobie funkcję oraz pokaże ludziom, że ma tę świadomość. To znaczy, gdy ogłosi, że jego królestwo nie jest z tego świata”. Promieniowanie jego nauk wynika z braku ich praktycznej wartości. Funkcją klerka jest przypominać świeckim o niemiłych dla nich prawdach, płacąc za to ceną własnego spokoju. „Klerk jest ukrzyżowany, lecz jego słowo nawiedza ludzką pamięć”. Funkcją klerka jest głoszenie wartości uniwersalnych. Ci klerkowie, którzy wzgardzili tymi wartościami i którzy całą swoją mocą wychwalali realizm narodów, dokonali zdrady. Ci klerkowie, którzy podporządkowali sprawy ducha doczesności, zdradzili.

Nauka i etyka Nauka jest ufundowana na myśli, na ćwiczeniu rozumu i poszukiwaniu prawdy. To także wartość klerkowska, pod warunkiem że nie sprzeniewierzy się swemu przedmiotowi. „Myślą nazywam – powiedział Julien Benda (Du style d’idées, O sposobie pojęć) – wzbogacające spojrzenie ducha na rzeczywistość”. „Myśl jest potwierdzeniem, działaniem ducha. Duch, który myśli, reaguje na to, co mu jest dane […] Człowiek, który nie myśli, lub też myśli niewiele, ulega temu, co mu jest dane, nie przeciwstawiając temu stosownych reakcji”. Większość współczesnych ludzi właśnie w ten sposób ulega temu, z czym się styka. Nauka jest szkołą myśli. „Posiada ona wartość wychowawczą z racji swej metody, która zmusza do stałego badania, stałego kwestionowania, stałego wyrzekania się błędów, do ciągłej walki z porywami namiętności”. „Nauka, która funkcjonuje w ode-


wprowadzenie

rwaniu od wszelkich celów społecznych, jest szkołą bezinteresowności, i tym samym posiada wielką wartość moralną”. Metoda naukowa sprzyja rozwojowi i ćwiczeniu rozumu oraz poszukiwaniu prawdy, „ale nie posiada żadnej kompetencji do tego, by tworzyć w świecie sprawiedliwość, ponieważ takie tworzenie może być jedynie wynikiem woli moralnej”, to znaczy czegoś, co nie ma nic wspólnego z naukowością. „Naukowiec jako taki nie jest uprawniony do tego, by rozwiązywać problem dobra człowieka”. Poszukiwanie dobra – jak sądził Renouvier, którego Benda był uczniem − powinno być obce tak nauce, jak i sztuce. Etyka jest umiejętnością rozsądzania tego, co dobre, a co złe. Nauka, owoc konfrontacji doświadczenia i rozumu, to zbiór pojęć i zagadnień. To, co prawdziwe, nadaje wartość działalności naukowej, tak jak dobro nadaje wartość wymogom moralnym, a piękno –sztuce. Tego, co prawdziwe, nie powinno się mylić z tym, co dobre: nie może istnieć etyka nauki lub wiedzy, tak jak nie może istnieć moralizatorska sztuka. Jakkolwiek by było, Benda nie szczędził krytyki naukowcom, którzy uznali za zasadne oddać swą dziedzinę wiedzy w służbę takiej czy innej sprawie, choćby najbardziej szlachetnej, i tym samym zdradzili powołanie zarówno uczonego, jak i klerka. Praktyka umysłowego rygoru, nie wcielana w życie dla sukcesu lub materialnych korzyści, lecz by uświetnić i potwierdzić prawdę myślenia, stanowi jednak pewien wzór i punkt odniesienia. Rygor ten jest wzorcowy w tym sensie, że wytycza nieprzekraczalną granicę między rozumem a jego brakiem. I wyłącznie dlatego może posiadać pewne znaczenie moralne: tylko przez ćwiczenie umysłowego rygoru uczony może przyczynić się do pomnażania społecznego dobra.

Klerk i prawda Prawda jest wartością klerkowską. „Oblicze prawdy jest przerażające – powiada jedna z postaci Miguela de Unamuno – lud potrzebuje mitów, złudzeń, lud pragnie być oszukiwanym. Prawda to coś strasznego, nie do wytrzymania, śmiertelnego”. Ta surowa konstatacja odnosi się nie tylko do „ludu”, lecz do całej kategorii intelektualistów, którzy prawdę lub jej poszukiwanie zastępują mitem i celebracją mitu, myśl – dramaturgią, a logiczny rozwój idei rozproszonymi marzeniami, i którzy od racjonalizmu

* 13


14

* andré lwoff wolą ślepą wiarę w doktrynę, uznawaną za ścisłą, podczas gdy jest ona jedynie pustosłowiem. Intelektualny rygor jest najmniej rozpowszechnioną rzeczą w świecie, nawet w świecie tych, którzy twierdzą, że myślą. Kilka dobrych lat temu pewien wybitny angielski naukowiec opublikował w swoim kraju krytykę koncepcji Teilharda de Chardina. W świetle jego analizy wiele tez jezuity upadło. Jego rozumowanie było tak rygorystyczne, a krytyczne argumenty tak trafne, że żaden z francuskich periodyków, do których się zwróciłem, nie zgodził się opublikować tłumaczenia tego artykułu. Wierni potrzebują mitów, a bankructwo ich idola równałoby się upadkowi ich wiary i pociągnęłoby za sobą konieczność potępienia ich własnych błędów sądzenia. Étiemble przywołał, właśnie w związku z Julienem Bendą, „owe uzbrojone bandy, które tworzą zmowę milczenia”. Zmowa ta jest jedną z części składowych każdego społeczeństwa. A Benda stał się jej ofiarą bardziej niż ktokolwiek inny. Nie wybaczono mu, że wykazał i z całą mocą podważył błędy Bergsona, bo Bergson był nietykalny. Nie wybaczono mu, że potępił uchybienia wobec sprawiedliwości, prawdy i zdrowego rozsądku takiego czy innego myśliciela, takiego czy innego Kościoła, takiego czy innego totalitarnego państwa. Bo czy można uznać za wyraz życzliwości nazwanie pewnych wyśmienitych profesorów Sorbony „kręcącymi się w kółko derwiszami”? Czy wypada rozbierać na czynniki pierwsze pisma swych sławnych rówieśników i wydobywać z nich urągające rozumowi błędy? Julien Benda był surowy, twardy, nieprzejednany. Oskarżył romantyzm, zaślepienia, mody, podkopał fundamenty fałszywych sław, zniszczył mity. Czy może dziwić, że jego pisma wywołały burzę nienawiści, której echo rozbrzmiewa do dziś? Julien Benda nienawidził intelektualnych klik. Nie był absolwentem École normale supérieure ani też uniwersyteckim docentem, toteż odmówiono mu etykietki filozofa. Filozofia uniwersytecka uznała go za osobę pozbawioną znaczenia i spowiła go zasłoną milczenia. Ci, którzy zgodnie z etymologią swej nazwy powinni być miłośnikami mądrości, popisywali się ignorowaniem tego wzorcowego mędrca, którego zjadliwy intelektualny rygor, trzeba to przyznać, zakłócał innym spokój i przeszkadzał im w wydawaniu pomruków samozadowolenia. Był podziwiany przez nielicznych, lżony zaś przez wielu. Często zresztą źle go rozumiano. Jak ten anonimowy pedel, który w Wielkim Encyklopedycznym Słowniku Larousse’a określił Zdradę klerków mianem „pamfletu na intelektualistów”.


wprowadzenie

Rozum Prawda, sprawiedliwość i rozum to trzy wartości uniwersalne. Jedna z nich wznosi się jednak ponad dwie pozostałe. Jest to rozum, który jako jedyny pozwala oddzielić prawdę od błędu, to, co sprawiedliwe, od tego, co niesprawiedliwe. W roku 1781 Kant uznał, że krytyka rozumu jest koniecznym warunkiem wstępnym i podwaliną wszelkiego sądzenia, wszelkiego dowodzenia prawd, które na rozumie się opierają. Każdy naród oczywiście twierdzi, że służy prawdzie, sprawiedliwości i rozumowi, nawet wówczas, a nawet tym bardziej wtedy, kiedy z nich jawnie kpi. To właśnie hołd, który doczesność składa sprawom ducha. Jako że trudno w imię rozumu pomieścić w sztywnych ramach sprawiedliwości i prawdy działania naruszające zarówno jedną, jak i drugą, wymyślono nową logikę, logikę sprzeczności, i nowy rozum, dialektykę materialistyczną. Logika sprzeczności to przedziwna rzecz. Dialektyka heglowska, tkwiąca w życiu, a nie ponad życiem, zakłada „prawo do sprzeczności”. Niech to zrozumie ten, kto jest w stanie. Nie ma potrzeby się nad tym rozwodzić, więc zadowolimy się uwagą, że w swym Przemówieniu o planie pięcioletnim Stalin wychwalał sprzeczność jako „żywotną wartość i narzędzie walki”. I niech mu tak będzie. Jeśli chodzi o dialektykę materialistyczną, to wedle pewnego znakomitego naukowca, ortodoksyjnego marksisty, jest ona filozofią czynu. „To filozofia całego ludu, to najbardziej odpowiedni sposób myślenia, by stawiać czoło wydarzeniom społecznym. I tym samym nie rozchodzi się z nauką […] Ponieważ społeczeństwo ludzkie obejmuje wszystkie cechy biologiczne ludzkich istot wziętych z osobna, w każdej zaś z nich procesy fizjologiczne podlegają tym samym prawom fizyki i chemii, stąd też dialektyka materialistyczna nie stoi obok nauk przyrodniczych, lecz je w sobie zawiera”. Na podstawie tych i wielu innych fragmentów Julien Benda doszedł do wniosku, że marksizm nie zakłada istnienia prawdy stałej, lecz tylko i wyłącznie prawd uwarunkowanych chwilowym interesem, toteż wielokrotnie sprzeciwiał się logice sprzeczności i materialistycznej dialektyce, widząc w nich poważne zagrożenia zarówno dla rozumu, jak i dla wartości uniwersalnych. Można by dodać: i dla filozofii, bo czyż jeden z teoretyków marksizmu nie oświadczył, że „filozofia to walka klas na płaszczyźnie teorii”?

* 15


16

* andré lwoff Dziś kwestia ta jest bardziej istotna niż kiedykolwiek przedtem i zasługuje na to, by przyjrzeć się jej w świetle konkretnego przypadku: „W Związku Radzieckim właśnie, pisał przywołany już marksistowski naukowiec, można dostrzec pierwsze rezultaty zastosowania dialektyki materialistycznej w nauce”. Jakie to były rezultaty? W roku 1935 pewien oświecony głupiec, jakich niegdyś pełno było na Świętej Rusi, sformułował nowe zasady dziedziczności. Zaprzeczył teorii, że najistotniejszą rolę w dziedziczeniu odgrywają chromosomy i geny, i odrzucił hurtem całą klasyczną genetykę, określaną jako reakcyjna, idealistyczna, metafizyczna, burżuazyjna, kapitalistyczna, jałowa, której celem było ponadto głodzenie ludu. Klasyczna genetyka została odrzucona również dlatego, że odwołuje się do statystycznego determinizmu, niezgodnego z oficjalną doktryną. Zauważmy przy okazji, że marksiści często określają mianem „idealistycznych” – by je zdyskredytować – te koncepcje, które nie przypadły im do gustu, podczas gdy są one po prostu racjonalne. Tacy zaś nie są sami marksiści, twierdząc wszakże, że są, o czym świadczą tytuły takich czasopism jak „Dzisiejszy Rozum” oraz „Myśl”, której podtytuł głosi: „Organ nowoczesnego racjonalizmu”, jakby racjonalizm nie był ponadczasowy. Powróćmy do klasycznej genetyki: kiedy została uznana za herezję, potępiono ją. Podręczniki zniszczono, genetyków zaś deportowano lub dokonano na nich egzekucji. Nauczanie owej dziedziny zastąpiono mistyczną frazeologią. Bratnie narody spontanicznie przyjęły takie same rozwiązania. I trwało to przez czterdzieści lat. Po upływie tego czasu materialistyczna dialektyka przyniosła owoce: radziecka biologia została całkowicie unicestwiona i ośmieszona, rolnictwo zaś dotknęła bezprecedensowej katastrofa. Bo nawet jeśli naród może żyć bez pojęcia chromosomu, to nie może żyć bez chleba. Sama rzeczywistość narzuciła naukowcom konieczność zrewidowania poglądów. Dyskretnie, niemalże ze wstydem, mimo swej burżuazyjnej proweniencji i kapitalistycznego charakteru, klasyczna genetyka odzyskała należne jej prawa. Genetycy, którzy ocaleli, powrócili do laboratoriów i przywrócono im prawo do nauczania teorii dziedziczności. Ci, których unicestwiono, zostali zrehabilitowani. Proces przeciwko burżuazyjnej genetyce odbył się z wielkim hukiem i towarzyszyły mu gorące deklaracje, natomiast genetyka proletariacka zniknęła cicho jak zjawa. W kraju, gdzie tak często skazywano i poświęcano – komu i czemu? – niewinnych ludzi, w stosunku do odpowiedzialnych


wprowadzenie

za tę katastrofę naukowców i polityków nie zastosowano żadnych sankcji. Jednakże pewien radziecki genetyk opublikował dobrze udokumentowaną książkę, w której obiektywnie przedstawił całą sprawę. Zamknięto go w szpitalu psychiatrycznym. Istotnie, mieliśmy do czynienia z psychozą, ale choroba ta dotknęła wcale nie autora wspomnianej książki, lecz wynalazców i zwolenników genetyki proletariackiej. Wedle psychiatrów chroniczny, ujęty w system obłęd rozwija się w sposób uporządkowany, spójny i konsekwentny. Charakteryzuje go logiczna konstrukcja, której podstawami są fałszywe przesłanki. Obłędnym ideom towarzyszy cały szereg ideowo-afektywnych zjawisk, takich jak błędne interpretowanie faktów lub egzaltacja wyobraźni i namiętności. Osoba dotknięta chronicznym obłędem jest obłąkana, ponieważ jej myśli i zachowania wypływają z jej obłędnych koncepcji, nie zwraca ona natomiast uwagi na przesłanki prawdziwe, nie przyjmuje również do wiadomości prawdy czy też rzeczywistości, to znaczy tego, co podpowiada jej rozum. Wracając do tekstów, które pojawiły się w toku omawianej „sprawy”, w tamtej sytuacji można bez trudu zdiagnozować kryzys egzaltacji mistycznej. Wierzący zostali w sposób oczywisty dotknięci usystematyzowanym obłędem, u którego podstaw leżała materialistyczna dialektyka i proletariacka nauka. I postradali rozum. Zauważmy przy okazji, że również i naukowcy francuscy, w szczególności zaś biolodzy – w tym genetycy – złożyli tej chorobie ogromną daninę. W tym miejscu konieczne jest poczynienie pewnej uwagi. Wybraliśmy przypadek genetyki nie dlatego, że jest związany z ideologią marksistowską, lecz dlatego, że stanowi on najbardziej przekonujący przykład totalnej klęski rozumu, prawdy i sprawiedliwości. Rozważania te nie są w żaden sposób krytyką doktryn marksistowskich jako teorii społecznych – dotyczą wyłącznie negacji wartości uniwersalnych, negacji, która nie wydaje się zresztą warunkiem koniecznym dla zwycięstwa tych doktryn, lecz która, wręcz przeciwnie, opóźnia i stawia ich sukces pod znakiem zapytania. Należy bowiem pamiętać, że marksistowska analiza umożliwiła obalenie pewnej liczby dogmatów, rzucając światło na historyczne, ekonomiczne i społeczne mechanizmy, które dotychczas pozostawały w cieniu: wielu klerków spało bowiem w pełnym komforcie – i w konformizmie – współczesnych sobie społeczeństw. Ale nie zmienia to faktu, że zdrada ma miejsce wówczas, gdy metodę analizy i tłumaczenia historii usiłujemy zastosować w innych dziedzinach wiedzy, nawet jeśli dzieje się tak w imię racji stanu.

* 17


18

* andré lwoff Powróćmy do konfliktu klasycznej, naukowej genetyki z proletariacką wersją tej nauki. Trzeba bowiem stwierdzić, że chodziło tu nie tylko o prawdę naukową, lecz również, co wydaje się ważniejsze, o prawdę historyczną. Ale to nie ma znaczenia. Zauważmy również, że sytuacja, zarówno w tej dziedzinie, jak i wielu innych, wyglądała i nadal wygląda tak, że każda prawda staje się wirusem atakującym same fundamenty pewnego typu państwa, zaś rozum, który do poznania prawdy prowadzi, jest jeszcze bardziej niebezpieczny. Kłamstwo – które błędem nie jest – od dawna funkcjonuje jako polityczne narzędzie, lecz zmieniła się i jego skala, i charakter. Skala, ponieważ przybrało ono wymiary globalne, korzystając z nieznanych dotąd technik rozpowszechniania oraz środków perswazji. Charakter, ponieważ rości sobie prawo nie tylko do politycznej skuteczności, lecz także do przekształcania umysłów. Kłamstwo stało się koniecznością, racją stanu i środkiem sprawowania rządów. Wypada zadać sobie pytanie, w jaki sposób sprawy zaszły aż tak daleko. W Kościele – używam słowa Kościół w jego najszerszym znaczeniu, w znaczeniu społeczności, której członkowie dzielą tę samą filozoficzną, polityczną i religijną wiarę – władza to pojedynczy człowiek lub też niewielka grupa ludzi. By móc narzucić swoją wolę, władza musi posiadać autorytet i umieć go utrzymać. Nie może dopuścić do sytuacji, w których podważano by jej decyzje, więc ogłasza się nieomylną. Sprawowanie władzy absolutnej pociąga za sobą złudzenie wszechwiedzy. W ten oto sposób władza pozwala sobie na stanowienie praw w dziedzinach sztuki i nauki, które są jej obce i w których brakuje jej kompetencji. Ponadto władza ma przekonanie, że ludowi potrzebna jest religia. Tworzy mity, ogłasza dogmaty i podsyca wiarę. Nieustanne recytowanie credo usypia rozum. Nikt już krytycznie nie patrzy w przeszłość, zaś poszczególne jednostki na każdy bodziec reagują w sposób stereotypowy. Nikt nie wie, gdzie leży prawda, bo rozum wygnano! A skoro nie ma już prawdy, nikt nie wie, gdzie leży sprawiedliwość. Akceptuje się każde działanie czy też każdą propozycję władzy i na zasadzie odruchu recytuje się litanie na cześć reżimu, bez względu na to, czy jest on uosobiony, czy nie. Każda krytyka staje się świętokradztwem – przeciwników ustalonego porządku neutralizuje się. W większości państw totalitarnych rozprzestrzeniają się prawdziwe psychozy, między władzą a masami występują aberracje, których intensywność wciąż się wzmaga. Wiele tego rodzaju zachowań ujawniło się między innymi w faszystowskich Włoszech


wprowadzenie

i narodowosocjalistycznych Niemczech, zachowań, których naturalnie nie spotyka się w ludowych demokracjach. Stanowią one nieodłączny akompaniament totalitaryzmu, woli porządku i woli mocy. Dla polityka, psychosocjologa i historyka to ciekawe zjawisko, ale klerka, który myśli w kategoriach wartości uniwersalnych, niepokoi.

Integracja Nie ma nauki statycznej. Nauka jest z konieczności dynamiczna, ponieważ posuwa się naprzód tylko przez ciągłą rewizję pojęć. Jeśli rozum jest wartością stałą, rozwijająca się wiedza jest permanentną rewolucją. Może rozwijać się tylko w warunkach wolności i nie uznaje nad sobą żadnej władzy, z wyjątkiem, co oczywiste, władzy rozumu. Sztuka, podobnie jak nauka, jest również wytworem ludzkiego umysłu, lecz ewolucja obydwu wymienionych wytworów jest bardzo różna. W dziedzinie wiedzy teorie są nieustannie podważane i mamy prawo mówić o postępie, natomiast w zakresie sztuki sprawy wyglądają zupełnie inaczej: dzieło jest samowystarczalne i nie może się wznieść ponad pewien poziom doskonałości. W sztuce doskonałość wielokrotnie już osiągano, a jej następujące po sobie formy, w przeciwieństwie do form nauki, nie są postępem, są bowiem powtarzalne. Postęp w sztuce nie istnieje, sztuka bowiem ewoluuje i każda jej forma, każdy nowy styl zderza się z tradycjami, na których straży stoją akademie i totalitarne państwa. Kiedy wszechpotężny organizm decyduje o normach artystycznej twórczości, sztuka grzęźnie w powtarzalności i skazuje się na śmierć. A przecież świat potrzebuje sztuki bardziej niż kiedykolwiek przedtem, stanowi ona bowiem antidotum na uniformizację, mechanizację i zniewolenie człowieka przez maszyny. Instytucje funkcjonujące w krajach demokratycznych mimo swej zachowawczości nie przeszkadzają sztuce ewoluować. Ewolucja owa przebiega wbrew nim i poza nimi. W państwach totalitarnych sztuka, podobnie zresztą jak nauka, jest ciągle narażona na ryzyko, że zostanie zakneblowana przez politykę, stając się ofiarą nieodwołalnych, arbitralnych decyzji rządzących. W rzeczywistości sztuka jest w nich niewolnicą władzy. Zdolność sądzenia była dla Kanta fundamentalnym elementem zmysłu estetycznego, który ów filozof, z racji uniwersalnego charakteru jego refleksji, uznawał za spokrewniony z poczuciem moralnym. Wszystko

* 19


20

* andré lwoff mieści się bowiem w sferze wartości uniwersalnych, które można pojmować jako pewną całość, a nawet jako organizm, zintegrowany system struktur i uzależnionych wzajemnie od siebie funkcji. Bez rozumu nie ma prawdy. Bez rozumu i bez prawdy nie ma sprawiedliwości. Bez rozumu nie może też istnieć piękno. Klasycyzm jest integracją. Cywilizacja grecka zmierzała do uniwersalności, jednakże grecki cud się nie powtórzył, a ewolucja świata czyni to powtórzenie wysoce nieprawdopodobnym. Współczesna ludzkość jako całość ześlizguje się w stronę integralnego realizmu, stąd też mnożą się i rozwijają objawy obłędu. Toteż Julien Benda z niepokojem patrzył w przyszłość i przewidywał nawrót do barbarzyństwa. Ostatnia strona Zdrady klerków zawiera świadectwo jego pesymizmu. „Ludzkość – zjednoczona odtąd w jednej ogromnej armii, w jednej ogromnej fabryce, znająca już tylko heroizm, dyscyplinę i opracowująca wciąż nowe wynalazki, piętnująca każdą wolną i bezinteresowną działalność, ludzkość znużona umieszczaniem dobra ponad realnym światem i mająca za boga tylko siebie samą i swoje pragnienia – osiągnie rzeczy wielkie. Myślę tu o prawdziwie imponującej kontroli nad otaczającą materią i o prawdziwie radosnej świadomości swojej mocy i wielkości. A historia uśmiechnie się na myśl, że Sokrates i Jezus Chrystus umarli za taką ludzkość”. Narody, które dziś się budzą – oraz kilka innych – potwierdzają słuszność tej profetycznej wizji i uzasadniają pesymizm. ***

Podziwiamy u Juliena Bendy erudycję historyka, socjologa, polityka i filozofa. Podziwiamy również rygor i ostrość jego analiz, logiczny tok rozumowania i jasność wyrażonej za pomocą przepięknego języka myśli. Sądzę, że nie wyrządzę mu krzywdy, jeśli powiem, że jest on jednym z tych nielicznych filozofów, których naukowcy mogą uznać za swego. Bo naukowcem był. Rygor i jasność myślenia to rzadko spotykane przymioty w pewnych dyscyplinach, gdzie brak oryginalnych pojęć jest maskowany hermetyczną terminologią i ukrywany pod grubą warstwą ezoterycznego języka. Julien Benda był członkiem tej uprzywilejowanej rodziny wielkich umysłów, do której należeli również Sokrates, Platon, Montaigne, Spinoza oraz Kant, których darzył szacunkiem i podziwem. Jego dzieło przetrwa jako jeden z najlepiej skonstruowanych, solidnych i ważnych pomników


wprowadzenie

myśli, a Zdrada klerków stanowi jego główną część składową. Ów tekst ma w sobie coś z klasycznej tragedii, charakteryzuje go bowiem jedność akcji: opowiada o miotającej się w swych relacjach ze światem duszy klerka, relacjach opartych na konflikcie między praktyczną rzeczywistością a uniwersalnymi wartościami. Znajdujemy w nim również jedność czasu, ponieważ wartości uniwersalne są ponadczasowe. Wreszcie jest w nim obecna jedność miejsca, mówi bowiem o całym świecie, mimo jego ogromu. To prawda, że rygor Juliena Bendy i jego osobowość uwidaczniają się zawsze i wszędzie niejako między wierszami tego dzieła, ale zarówno nad jednym, jak i nad drugim jest jakby zawieszony główny temat tragedii. I właśnie to nadaje owemu dziełu wyjątkowej gęstości. Julien Benda był za życia autorem w znacznym stopniu zapoznanym. Cierpiał z tego powodu i pewnego dnia zwierzył się Étiemble’owi „ze swego ciężkiego losu człowieka nieznanego”. Nie przeszkodziło mu to jednak w wypełnianiu posłannictwa klerka. Wręcz przeciwnie, odosobnienie, na które sam się – przez narzucony sobie rygor i przez swą wojowniczość – skazał, sprzyjało jego refleksji i sprawiało, że była ona wysublimowana. Lecz nawet jeśli samotność sprzyja myśleniu, to intelekt musi jednak czymś się karmić, mieć jakieś bodźce. Marcel Proust bywał na salonach z zawodowej konieczności, ale trochę też i z upodobania. Na podobnej zasadzie Julien Benda żył sprawami aktualnymi, nieźle się nimi bawiąc. Śledził też na bieżąco swą epokę w jej różnych aspektach i, co oczywiste, przeglądał pisma współczesnych mu twórców. Sprawa Dreyfusa stała się dla niego pretekstem, by wyznaczył swemu talentowi cel, i nadała mu kierunek; paradoksalnie to właśnie aktualne wydarzenia dostarczyły mu w znacznej mierze materiału do przemyśleń i to one legły u podstaw jego dzieła. Autor Zdrady klerków miał niezależny umysł i był człowiekiem wolnym. Nienawidził mód, zaślepień, intelektualnych klik, ruchów, partii. Niesprawiedliwość, kłamstwo i szaleństwo wzbudzały w nim oburzenie. Ale jego dzieło, w takiej formie, w jakiej je znamy, nie mogłoby powstać w społeczeństwie idealnym, w którym egzystowałoby wielu klerków wiernych swojej misji, chciałem rzec – swemu kapłańskiemu powołaniu. Wszystkie rzeczy powstają bowiem ze swych przeciwieństw. Właśnie w kontakcie z tym, co przemijające, niesprawiedliwe, błędne i obłędne – i w tym, co stanowi przeciwieństwo wszystkich owych rzeczy – odnalazł Benda to, co nie jest związane z danym momentem, lecz wykracza poza aktualność, odnalazł

* 21


22 * andré lwoff

sprawiedliwość, prawdę i rozum. To właśnie za sprawą realizmu narodziło się w autorze niniejszej książki pojęcie wartości uniwersalnej, a ze zdrady klerków wykiełkowało w nim niewątpliwie samo pojęcie klerka. Ktoś powiedział, że żaden naród nie może przyjąć ideału klerykatury za swój, imperatywem kategorycznym każdej nacji jest bowiem realizm. Ale w nielicznych miejscach globu istnieje jeszcze kilka krajów zrównoważonych w swym rozwoju i prawodawstwie, kilka liberalnych demokracji, które dają ludziom bezinteresownym możliwość wypełniania swojego powołania. Działalność naukowa jest niewątpliwie elementem ich ekonomicznej i militarnej siły, a działalność artystyczna – elementem budowania narodowego prestiżu. Nie ulega też wątpliwości, że liberalizm nie jest całkowicie bezinteresowny. Ale to nie ma znaczenia; istotne jest bowiem to, że takie wolne narody jeszcze istnieją. Być może jest tak dzięki temu, że klerkowie złożyli realizmowi ofiarę, lecz była to ofiara, która pozwoliła przetrwać narodom, w których klerk może pozostać wierny swemu ideałowi i przede wszystkim go głosić. Ponieważ sprawiedliwość, prawda, rozum, sztuka i nauka mogą żyć i rozkwitać tylko tam, gdzie panuje porządek i wolność, które w pewnej mierze są niekompatybilne i nie mają zresztą prawa obywatelstwa pośród wartości klerkowskich. Między wartościami uniwersalnymi a wymogami praktycznymi zawsze istniały i zawsze będą istnieć opozycja i konflikt. Klerk, który żyje w królestwie ducha, wydaje się uprzywilejowany, jednakże rozum, prawda, sprawiedliwość, sztuka i nauka, niezależnie od tego, jak bardzo wysublimowane jawią się w swej istocie, wywodzą się koniec końców z interakcji człowieka z jego wytworami, z jego bliźnimi i ze światem. Ocean, po którym żegluje klerk, jest usiany podwodnymi skałami; utrzymanie na nim kursu jest trudnym zadaniem. Julien Benda nigdy nie zboczył z drogi, którą niegdyś sobie wyznaczył. „Kiedy byłeś młodszy, sam przewiązywałeś na sobie pas i szedłeś tam, gdzie chciałeś; lecz kiedy będziesz stary, wyciągniesz przed siebie ręce i ktoś inny pas na tobie przewiąże, i poprowadzi cię tam, gdzie nie będziesz chciał iść”. W swej młodości, w długim okresie swych lat dojrzałych, aż do ostatniej chwili życia, Julien Benda szedł zawsze tam, gdzie sam zadecydował, że pójdzie. A.L. grudzień 1974


spis treści

André Lwoff * Wprowadzenie 7 René Etiemble * Przedsłowie 23 Przedmowa do wydania z 1946 roku Przedmowa do pierwszego wydania

41 105

rozdział I Nowoczesne doskonalenie namiętności politycznych. Epoka polityki 107 rozdział II Znaczenie tego ruchu. Natura politycznych namiętności 123 129 rozdział III Klerkowie. Zdrada klerków 213 rozdział IV Widok całości. Przepowiednia przypisy 227 indeks 253

*


*

seria idee

W Serii Idee ukazały się: Slavoj Žižek, Rewolucja u bram. Pisma Lenina z roku 1917 Artur Żmijewski, Drżące ciała. Rozmowy z artystami Alain Badiou, Święty Paweł. Ustanowienie uniwersalizmu Slavoj Žižek, Lacrimae rerum. Kieślowski, Hitchcock, Tarkowski, Lynch Jacques Rancière, Estetyka jako polityka Paweł Mościcki (red.), Maurice Blanchot – literatura ekstremalna Stanisław Brzozowski, Głosy wśród nocy Thomas Frank, Co z tym Kansas? Elizabeth Dunn, Prywatyzując Polskę Todd McGowan, Realne spojrzenie. Teoria filmu po Lacanie CAMPania. Zjawisko campu we współczesnej kulturze Paweł Mościcki, Polityka teatru. Eseje o sztuce angażującej Judith Butler, Uwikłani w płeć Bruno Latour, Polityka natury Slavoj Žižek, Kruchy absolut Louis Althusser, W imię Marksa Manuel Castells, Pekka Himanen, Społeczeństwo informacyjne i państwo dobrobytu Igor Stokfiszewski, Zwrot polityczny Andrzej Mencwel, Etos lewicy Gilles Kepel, Zemsta Boga Max Horkheimer, Theodor W. Adorno, Dialektyka oświecenia Nicholas Stern, Globalny ład Harald Welzer, Wojny klimatyczne Judith Butler, Walczące słowa. Mowa nienawiści i polityka performatywu Zygmunt Bauman, Socjalizm. Utopia w działaniu Peter Sloterdijk, Kryształowy pałac Chantal Mouffe (red.), Carl Schmitt. Wyzwanie polityczności Gayatri Chakravorty Spivak, Strategie postkolonialne Gianni Vattimo, Nie być Bogiem. Autobiografia na cztery ręce


seria idee Boris Buden, Strefa przejścia. O końcu postkomunizmu Terry Eagleton, Koniec teorii Claus Leggewie, Harald Welzer, Koniec świata, jaki znaliśmy Marshall Berman, Przygody z marksizmem Michael Walzer, Moralne maksimum, moralne minimum Krzysztof Nawratek, Dziury w całym Carol Gilligan, Chodźcie z nami! Psychologia i opór bell hooks, Teoria feministyczna. Od marginesu do centrum Slavoj Žižek, Metastazy rozkoszy. Sześć esejów o kobietach i przyczynowości Agata Bielik-Robson, Maciej A. Sosnowski (red.), Deus otiosus Błażej Warkocki, Różowy język. Literatura i polityka kultury na początku wieku Iwan Krastew, Demokracja nieufnych. Eseje polityczne Susan Buck-Morss, Hegel, Haiti i historia uniwersalna Krystyna Duniec, Joanna Krakowska, Soc, sex i historia Terry Eagleton, Dlaczego Marks miał rację Judith Butler, Ernesto Laclau, Slavoj Žižek, Przygodność, hegemonia, uniwersalność Georges Sorel, Rozważania o przemocy Nancy Fraser, Drogi feminizmu Carol Gilligan, Innym głosem Carl Schmitt, Teoria partyzanta Julien Benda, Zdrada klerków Zapowiedzi: Maciej Gdula, Lech Nijakowski (red.), Oprogramowanie rzeczywistości społecznej Andriej Siniawski, Rosyjska inteligencja Joseph Vogl, Widmo kapitału Judith Butler, Na rozdrożu

* 263


Przekład: Marek J. Mosakowski Redakcja: Krzysztof Zadros Pomoc redakcyjna: Krzysztof Juruś Korekta: Danuta Sabała Projekt okładki: xdr Makieta, układ typograficzny: Skład i łamanie: Druk i oprawa:

www.opolgraf.com.pl

Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Foksal 16, II p 00-372 Warszawa redakcja@krytykapolityczna.pl www.krytykapolityczna.pl Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w siedzibie Krytyki Politycznej (ul. Foksal 16, Warszawa), Świetlicy KP w Łodzi (ul. Piotrkowska 101), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (ul. Zamkowa 1) oraz księgarni internetowej KP (krytykapolityczna.pl/wydawnictwo), oraz w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.