riviera 02 2010.indd

Page 1

O historii sopockiego samorządu opowiada Wieczesław Augustyniak >> S. 4-5

„Piękna ONA” w Rivierze Literackiej >> S. 12

M YŚ L G LO B A L N I E – C Z Y TA J LO KA L N I E

Rok V Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

Sopot. Ruszył wyścig do fotela prezydenckiego

Trzęsienie ziemi w Radzie Miasta Krzysztof M. Załuski

N

a ostatniej sesji radni klubu PO i Samorządności Sopot odwołali z funkcji wiceprzewodniczącego Rady Miasta Cezarego Jakubowskiego oraz przewodniczącego komisji finansów i strategii Jarosława Kempę – obaj są członkami rządzącej mia-

5 marca obradowała Rada Miasta Sopotu. Sesję nieoczekiwanie zdominowały kwestie personalne – sopoccy radni odwołali wiceprzewodniczącego Rady Miasta Cezarego Jakubowskiego. W głosowaniu poległ także przewodniczący komisji finansów i strategii Jarosław Kempa. Cezary Jakubowski, który w latach 1998–2006 był wiceprezydentem Sopotu, uważa jednak, że prawdziwą przyczyną decyzji radnych była różnica zdań po-

szefa klubu PO-Samorządność, a teraz również wiceprzewodniczącego Rady Miasta, twierdzi, że zasadą jest, iż to szef największego klubu pełni w Radzie funkcję

jest w rzeczywistości politycznym odwetem za to, że podporządkował się decyzji władz pomorskiej PO i premiera Donalda Tuska w sprawie sopockiego referendum prezydenckiego. Po zakończeniu sesji Rady Miasta Cezary Jakubowski zapowiedział start w jesiennych wyborach na stanowisko prezydenta Sopotu. Jarosław Kempa z ostateczną decyzją o kandydowaniu chce się wstrzymać do Regional-

Władze namawiają właścicieli nieruchomości, by zameldowali się w kurorcie

Bezprecedensowa akcja Urzędu Miasta Sopotu

W

Tegoroczne wybory prezydenckie zapowiadają się wyjątkowo gorąco, najprawdopodobniej staną do nich: Paweł Orłowski, Cezary Jakubowski, Jarosław Kempa i Wojciech Fułek.

stem Platformy Obywatelskiej. Kempa stracił stanowisko po tym, jak lokalna prasa zamieściła informację sugerującą, iż znał on treść rozmowy pomiędzy prezydentem miasta Jackiem Karnowskim, a biznesmenem Sławomirem Julke i nie poinformował o tym prokuratury. Z kolei powodem dymisji Jakubowskiego miała być jego wcześniejsza rezygnacja z szefowania klubowi radnych koalicji PO i Samorządności.

między nim, a resztą członków ugrupowania, jaka zaistniała podczas niedawnych wyborów szefa Platformy w Sopocie. Jakubowski wysunął kandydaturę Tomasza Tabeau, wiceprezesa zarządu Spółki Centrum Haffnera, jego oponenci optowali za dotychczasowym przewodniczącym koła prof. Michałem Woźniakiem. Lesław Orski, który rok temu zastąpił Jakubowskiego na stanowisku

wiceprzewodniczącego, dlatego też radni podjęli taką, a nie inną decyzję. Wątpliwości, co do faktycznych powodów swojej dymisji ma również Jarosław Kempa. Były przewodniczący komisji finansów zwrócił się do Regionalnego Sądu Koleżeńskiego PO z prośbą o zbadanie zasadności swojego odwołania. Jego zdaniem wynik głosowania Rady

nego Zjazdu PO. Nieoficjalnie wiadomo, że do wyborów szykują się również wiceprezydenci bezpartyjny Wojcich Fułek popierany przez Samorządność Sopot i Paweł Orłowski z PO. Obecny prezydent miasta, Jacek Karnowski już wcześniej deklarował, że nie ma zamiaru ubiegać się o reelekcję. PiS najprawdopodobniej wystawi Aleksandrę Jakubowską.

edług wyliczeń urzędników, „sopocianie bez meldunku” odprowadzają rocznie 10 mln złotych podatku do kas miast, w których są zameldowani, co jest jednoznaczne z faktem, że kasa Sopotu uszczuplana jest na taką właśnie kwotę. Aby zmienić ten stan prezydent Jacek Karnowski i radni kurortu postanowili zorganizować akcję pod hasłem: „Meldujemy się w Sopocie”. W jej ramach do niezameldowanych właścicieli sopockich nieruchomości zostaną wysłane listy z druczkami meldunkowymi oraz informacją o tym, co można zyskać będąc stałym mieszkańcem miasta. A jest tego całkiem sporo. Sopocianie mogą bezpłatnie chodzić do Opery Leśnej i Domu Zdrojowego na koncerty organizowane specjalnie dla nich przez miasto. Korzystają ze zniżek do Multikina, Muzeum Sopotu i Państwowej Galerii Sztuki. Miasto organizuje także programy profi-

1385 osób posiadających nieruchomości w Sopocie jest zameldowanych poza jego granicami. Najwięcej domów i apartamentów posiadają gdańszczanie. Jest ich 478. Na drugim miejscu znajdują się gdynianie, którzy mają 235 lokali, na trzecim miejscu są warszawiacy, posiadający 130 nieruchomości. laktyki onkologicznej i bezpłatne dzienne turnusy rehabilitacyjne w sanatorium „Leśnik”. Jak zapowiedział przewodniczący Rady Miasta Wieczesław Augustyniak rozważamy jest też projekt zwolnienia stałych mieszkańców z kupowania biletów wstępu na molo. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski przypomina, że w Urzędzie Miasta wszystkie sprawy administracyjne załatwiane są od ręki, bez stania w kolejkach. A przy tym wszystkim bycie mieszkańcem Sopotu, to swego rodzaju nobilitacja. (kmz)


2 Informacje Urzędu Miasta Sopotu

www.riviera24.pl

Już w maju Dworek Sierakowskich będzie jak nowy

Cykl filmowy o Fryderyku Chopinie – DKF Kurort, Multikino „O złote pióro Sopotu” – konkurs poetycki – MBP, Filia Nr 7 g. 17.00 – Spektakl kukiełkowy Teatrzyku Pacynka pt. „Słowik i cesarz”, zajęcia plastyczne – MBP, Biblioteka Główna 2.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie” – czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże, rysowanie i malowanie – MBP, Filia nr 7 2.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia Nr 5 2.03 g. 18.00 – Kampania jesienna 1939 r. – upadek II RP – wykład prof. UG, dr hab. B. Chrzanowskiego – Muzeum Sopotu 2.03 g. 20.30 – Cała zima bez ognia, reż. G. Zglinski, Belgia, Polska, Szwajcaria, 2004, 88 min. – DKF Kurort 5 – 7.03 Halowy Puchar Polski w Skokach Przez Przeszkody – Hipodrom 5-7.03 Davis Cup – Mecz Tenisowy Polska Finlandia – Hala 100-lecia Sopot ul. Goyki 7 5.03 g. 20.00 – Anita Lipnicka z zespołem, “Hard Land of Wonder” – Hotel Sheraton / Dom Zdrojowy – BART 6.03 g. 14.00 – Żetony sopockiego kasyna – Muzeum Sopotu 6.03 IV zawody narciarskie o Grand Prix Sopotu – MOSiR 6.03 Koncert Młode Talenty – Sala Koncertowa PFK na terenie Opery Leśnej 7.03 g. 19.00 – Chopin Meets The Blues – Koncert – Peter Beets Trio – pick&roll 8.03 g. 17.30 – „Słuchamy bajek i bawimy się” głośne czytanie dzieciom – MBP, Filia Nr 2 9.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie” czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże, rysowanie i malowanie – MBP, Filia Nr 7 9.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia Nr 5 9.03 g. 18.00 – Prelekcja A. Masłowskiego z cyklu Wędrówki Pomorskie pt. „Rozrywki dawnych Gdańszczan: podróże, kolekcjonerstwo, widowiska. Cz. 2 – XIX wiek” – MBP, Filia Nr 2 9.03 g. 18.00 – „Ziemie Zachodnie – eksterminacja i germanizacja” – wykład prof. B. Chrzanowskiego – Muzeum Sopotu 9.03 g. 20.30 – „Siekierezada”, reż. W. Leszczyński, Polska, 1985, 78 min. – DKF Kurort 10.03 g. 18.00 – Wystawa artystów z Grodna „Koła” – Silwanowicz, Szoba, Jakawienka – PGS 12.03 g. 17.00 – Finał konkursu plastycznego „Tropem kaszubskich baśni” – MBP, Biblioteka Główna 12.03 g. 19.00 – Wernisaż C. Łutowicza – cykl imprez związanych z targami Amberif – Galeria Ambermoda 15.03-30.04 Zwierzę nie jest zabawką – konkurs na projekt plakatu dla uczniów klas 4-6 szkół podstawowych i gimnazjum – MBP, Biblioteka Główna 16.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie” czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże, rysowanie, malowanie – MBP, Filia Nr 7 16.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia Nr 5 16.03 g. 18.00 – Generalne Gubernatorstwo, okupacja sowiecka i martyrologia ludności żydowskiej – wykład prof. B. Chrzanowskiego – Muzeum Sopotu 16.03 g. 20.30 – Ślepy los, reż. L. Walker, Wielka Brytania, 2006, 104 min. – DKF Kurort 17.03 g. 16.30 – Spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki, rozmowa o książce A. Janko pt. „Dziewczyna z zapałkami” – MBP, Biblioteka Główna 20.03 g. 14.00 – Na styku formy i rytuału. Wybrane postawy trójmiejskiej rzeźby lat 80. i 90. XX w. – dr D. Grubba – Muzeum Sopotu 20.03 g. 19.00 – Biesiada Literacka z M. Wojciechowską – Urząd Miasta Sopotu, MBP 22.03 g. 17.30 – „Słuchamy bajek i bawimy się” głośne czytanie dzieciom młodszym, zabawy – MBP, Filia Nr 2 23.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie”: czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże, rysowanie, malowanie – MBP, Filia Nr 7 23.03 „Senior Globtroter” wieczór Chiński w bibliotece: degustacja potraw, nauka jedzenia pałeczkami, spotkanie z Guo Ben Yan’em Chińczykiem, mieszkającym w Polsce, pokaz slajdów – MBP, Filia Nr 8 23.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci” – MBP, Filia Nr 5 23.03 g. 20.30 – „Antena”, E. Sapir, Argentyna, 2007, 90 min. – DKF Kurort 25 – 26.03 g. 9.00 i 12.00 – Lekcja Teatralna z Gombrowiczem „…Podszyty” na motywach „Ferdydurke” – Teatr na Plaży 27.03 g. 19.00 – „…Podszyty!” na motywach „Ferdydurke” W. Gombrowicza – Teatr na Plaży 30.03 g. 16.00 – „Wielkanoc tuż, tuż” czytanie tekstów literackich o tematyce wielkanocnej, wysiewanie rzeżuchy, przygotowanie koszyczka z pisankami – MBP, Filia Nr 7 30.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” – głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia Nr 5 30.03 g. 18.00 – Polska Podziemna i Polskie Państwo Podziemne – wykład prof. B. Chrzanowskiego – Muzeum Sopotu

Adres redakcji:

Wydawca:

Druk:

81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753 redakcja@riviera24.pl k63@gazeta.pl www.riviera24.pl

PPHU RIVIERA SOPOT Gabriela Łukaszuk 81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753

Polskapresse sp. z o.o. 80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Redaktor naczelny:

Adres do korespondencji:

Krzysztof M. Załuski tel. 600 394 861

Riviera Literacka ul. Mariacka 50/52 80-833 Gdańsk

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania. Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

E

lewacja Dworku nawiązuje do jego wyglądu z końca XVIII wieku. Są nowe jasnoniebieskie tynki, nieco ciemniejsze, o odcieniu stalowym okiennice, czerwone dachówki. – Przebudowaliśmy także wnętrze Dworku Sierakowskich – mówi wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek. – W dawnej kawiarni będzie teraz sala wystawienniczokoncertowa, zaś kawiarnia zostanie przeniesiona w drugi kraniec budynku. Powiększona została salka, w której stał fortepian, a toalety przeniesione do niewykorzystywanych do tej pory piwnic. Podczas remontu odsłonięto pierwotne fundamenty Dworku.

Sopot liderem W pozyskiwaniu funduszy z Unii Europejskiej pierwsze miejsce w Polsce w kategorii miast na prawach powiatu zajął Sopot, a w kategorii gmin miejskich i miejsko-wiejskich Hel. Tak wynika z rankingu przeprowadzonego przez dziennik „Rzeczpospolita”. Ogólna kwota, jaką w ciągu trzech lat Sopot pozyskał ze źródeł europejskich wynosi prawie 200 milionów złotych. W przeliczeniu na jednego miesz-

PFK Sopot w Toruniu W pierwszej połowie lutego w Toruniu odbywało się XVII Forum Gospodarcze. W ramach imprez kulturalnych, towarzyszących tej imprezie wystąpiła Polska Filharmonia Kameralna pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego, z udziałem solistki Beaty Bilińskiej. Sopoccy filharmonicy zagrali Koncert Fortepianowy e-moll Op. 11 Fryderyka Chopina, oraz Serenadę C-dur Op. 48 Piotra Czajkowskiego. Koncert

Nabór wokalistów Sopocka Scena Off de BICZ planuje zorganizowanie warsztatów wokalnych „Przestrzenie głosu”. Ich uczestnicy będą się uczyli pieśni archaicznych kilku narodów: łemkowskich, polskich, ukraińskich. W programie nauczania znajdą się także ćwiczenia fizyczne, oddechowo-rytmiczne, poprawna artykulacja. Sze-

Rewaloryzacja Parku Południowego Mimo mrozu i śniegu pod koniec stycznia br. ruszyły prace rewaloryzacyjne w Sopockim Parku Południowym. Ten niewielki park o powierzchni niecałych dwóch hektarów jest położony pomiędzy Łazienkami Południowymi, a Wojewódzkim Zespołem Reumatologicznym. Rewaloryzację, której koszt wyniesie około 5,5 milionów złotych, wykonuje firma MTM S.A. Przebudowane zostaną ścieżki i alejki, plac zabaw dla dzieci, remont obejmie nawierzchnię wokół grzybków inhalacyjnych. Przewiduje się budowę nowej fontanny, ukształtowanie ra-

Dworek zbudowany przed ponad 200 laty przez hrabiego Sierakowskiego to, obok Dworu Hiszpańskiego najstarszy zabytek Sopotu. Był on już w złym stanie technicznym i władze miasta zdecydowały się na jego kompleksowy remont. Prace rozpoczęły się w czerwcu ubiegłego roku, a ponowne otwarcie obiektu jest przewidziane z początkiem maja roku bieżącego. Będzie je można oglądać zarówno schodząc do piwnicy, jak i z zewnątrz budynku. – Zadbaliśmy o detale uznane za zabytkowe – kontynuuje wiceprezydent Fułek. – Odrestaurowane zostały kaflowe piece, pamiętające jeszcze czasy hrabiego Kajetana Sierakowskiego. Ułożono nowy parkiet, nowy blask uzyskały rozety i fasety na sufitach, metalowe okucia drzwi

i okien. Podczas rewitalizacji zabytku udało się ustalić, jakie kolory miały niegdyś ściany poszczególnych sal. Barwy te zostały pieczołowicie odtworzone.

Gala sportu młodzieżowego

kańca oznacza to sumę 5121 złotych. Największe unijne dotacje dotyczą uporządkowania gospodarki wodno-kanalizacyjnej – 32 miliony złotych, rewitalizacji Opery Leśnej – 28 milionów, budowy mariny, wraz z falochronem przy sopockim molo – 25 milionów. Zdaniem prezydenta miasta Jacka Karnowskiego środki, jakie Sopot uzyskał z Unii Europejskiej są dla miasta tym, czym dla zniszczonej po II wojnie światowej Europy był tzw. Plan Marshalla. (bs)

3 lutego br. w Warszawie odbyła się Gala Sportu Młodzieżowego, w której wyróżniono miasta stwarzające najlepsze warunki dla uprawiania sportu przez młodzież. W kategorii miast do 50 tysięcy i powiatów do 80 tysięcy Sopot zajął drugie miejsce za Zakopanem i powiatem tatrzańskim. Podkre-

Nowa siedziba Sopockiego Ośrodka Adaptacyjnego

odbył się 10 lutego br. w toruńskim Dworze Artusa. W następnych dniach w Baju Pomorskim dwa spektakle ze swego repertuaru zaprezentowała Sopocka Scena Off de BICZ. Były to: „Była Żydówka, nie ma Żydówki” według powieści Mariana Pankowskiego i „Umiłowani” na podstawie „Sibilii” Para Lagerkvista. Wydarzeniom tym towarzyszyła wystawa „Rybacy sopoccy w XIX i XX wieku” przygotowana przez Muzeum Sopotu. (bs)

Ideą Sopockiego Ośrodka Adaptacyjnego jest przystosowanie osób niepełnosprawnych umysłowo, oraz mających zaburzenia czynności ruchowej, wzroku, lub słuchu do normalnego życia. Pod okiem pracowników MOPS-u wykonują oni różne czynności domowe, uczą się nawet piec chleb, zbijać ramki do obrazów, czy lepić świece. Praca z niepełnosprawnymi przynosi rezultaty, wielu z nich znajduje potem zatrudnienie, odzyskując utraconą samodzielność. Aktualnie sopocki MOPS zajmuje się 30 osobami. Do tej pory zajęcia odbywały się w budynku przy ulicy Kolejowej. Obecnie Sopocki Dom Samopomo-

fem warsztatów będzie były aktor Stajni Pegaza, Jacek Ozimek. Warsztaty będą trwały dwa miesiące, dwa razy w ciągu tygodnia. Koszt uczestnictwa wyniesie 500 złotych (250 za miesiąc). Obecnie trwa nabór kandydatów. Zapisywać się można drogą elektroniczną pszalkowska@sopot. pl lub telefonicznie pod numerem 603-332-390. (bs)

Na kąpiel starczy złotówek W poprzednim numerze pisaliśmy o konflikcie pomiędzy władzami Sopotu, a firmą Saur Neptun Gdańsk. Saur chciał w tym roku podwyższyć cenę wody i odprowadzania ścieków o 37,40%. Po targach zeszedł do 33,60%. W grudniu ubiegłego roku Rada Miasta na wniosek prezydenta Jacka Karnowskiego odrzuciła ofertę Saura.

bat kwiatowych, zasadzenie wielu nowych roślin. Park otrzyma stylizowane ławki i kosze na śmieci, a także replikę zegara-barometru. Całość ma nawiązywać do historycznego wyglądu tego fragmentu Sopotu z lat dwudziestych ubiegłego wieku. Prace zakończą się do połowy czerwca br. (bs)

Artyści w tunelu

Kosztem 5,5 milionów złotych Park Południowy już w czerwcu br. odzyska dawny czar.

Po przebudowie rejonu sopockiego dworca kolejowego powstanie tam dość długi tunel, łączący ulicę Chopina z aleją Niepodległości. Władze miasta chciałyby go wykorzystać (jak i drugi istniejący w ciągu ulicy Marynarzy) do promocji sztuki. Pomysł zrodził się z inicjatywy dwóch plastyczek: Mai Dyakowskiej i Anny Strzelczyk, które na mniejszą skalę

Uporządkowane będzie także otoczenie Dworku. W ogrodzie, do którego wejście ma prowadzić wprost z kawiarni, stanie altana, a w niej w lecie będą organizowane kameralne koncerty. Restaurowana jest również stojąca w ogrodzie stara wozownia, dla której przeznaczono funkcję magazynu i zaplecza. Koszt remontu wyniósł nieco mniej niż dwa miliony złotych i był finansowany z budżetu miasta. (kmz) ślono znakomitą infrastrukturę i prężnie działające kluby. Kolejny już sukces odniósł Sopocki Klub Żeglarski, który został uznany za wicelidera wśród klubów działających na terenie gmin do 50 tysięcy mieszkańców. Nagrodę w imieniu władz Sopotu odebrał Lesław Orski przewodniczący Komisji do Spraw Sportu, Turystyki i Młodzieży Rady Miasta Sopotu. (bs) cy uzyskał nowy, większy i wygodniejszy lokal w Zespole Szkół Specjalnych przy ulicy Kazimierza Wielkiego 14. Pozwala to rozszerzyć działalność, a przede wszystkim dostęp do pracowni także dla osób poruszających się na wózkach. (bs)

fot. Krzysztof M. Załuski

1 – 31.03 do 30.04 1.03

fot. archiwum

Marzec 2010

Zabytek za dwa miliony

fot. Krzysztof M. Załuski

Kalendarium Imprez

Sopocki Dom Samopomocy mieści się od niedawna w Zespole Szkół Specjalnych przy ulicy Kazimierza Wielkiego 14.

Uchwały tej nie zakwestionował wojewoda pomorski, a prezydent Karnowski zagroził zerwaniem umowy z dostarczycielem wody. Determinacja sopockiego Ratusza odniosła sukces. Saur ustąpił. Z dniem 1 lutego obie strony ustaliły, że podwyżka wyniesie 25 % i ma obowiązywać od 1 kwietnia. Nowa cena wody wraz z odprowadzeniem ścieków będzie wynosiła 7,75 złotych za metr sześcienny. (bs) postanowiły w ten sposób ozdobić przystanek SKM Sopot Wyścigi. Na zmodernizowanym przystanku mają się znaleźć dwie ceramiki przedstawiające konie i ich wyścigi. Idea wzbogacenia tuneli akcentami plastycznymi zyskała aprobatę zarówno sopockiego Ratusza jak dyrekcji SKM i zostanie uwzględniona podczas budowy nowego przejścia pod torami kolejowymi. (bs)


Sopot 3

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

Sopot. Odsłonięcie lodowego Fryderyka na molo

Rok Chopinowski w kurorcie F

ryderyk Chopin przyszedł na świat w roku 1810 w Żelazowej Woli. Stało się to 22 lutego bądź… 1 marca. Nieścisłość wynika z faktu, iż pierwsza data widnieje wprawdzie w metryce Chopina, jednak to tą drugą rodzina artysty przyjęła za dzień urodzin Fryderyka. W Sopocie na uroczystą inaugurację obchodów Roku Chopinowskiego wyznaczono 27 lutego. Tego dnia prezydent Sopotu, Jacek Karnowski, złożył kwiaty pod sopockim pomnikiem wielkiego Polaka. Po zakończeniu ceremonii, sopocianie i ich goście przemaszerowali odświętnie udekorowaną ulicą Chopina na molo. Tam odbyło się odsłonięcie i iluminacja lodowej rzeźby przedstawiającej profil Fryderyka. Wart 15 tysięcy złotych monument wykonany został z 16 bloków lodu o wadze 130 kilogramów każdy. Jego autorkami były Ewa Kuźniar i Dą-

Klasycznie i interdyscyplinarnie Uroczystość na molo nie będzie bynajmniej jedyną imprezą w kurorcie, związaną z obchodami 200. rocznicy urodzin Chopina. – Już w kwietniu miłośników muzyki poważnej czeka nie lada gratka – mówi wiceprezydent Sopotu, Wojciech Fułek. – Będzie nią Festiwal Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot zatytułowany „Chopin – dialogi z orkiestrą”. Wydarzenie to w całości ma być poświęcone twórczości kompozytora. Złożą się na nie trzy koncerty w wykonaniu wybitnych pianistów, którym towarzyszyć będą sopoccy filharmonicy pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego. Kolejna wielka międzynarodowa impreza chopinowska będzie miała miejsce w maju. Złoży się na nią szereg akcji muzyczno-

teatralnych pod hasłem „Hommage pour Chopin”. – Wyjątkowości doda jej z pewnością interdyscyplinarny charakter tego wydarzenia – podkreśla prezydent Fułek. – Będzie to bowiem połączenie teatru, muzyki wykonywanej na żywo i tańca współczesnego. Do projektu zaproszeni zostali m.in. aktorzy Teatru Okazjonalnego i Armato Lingua, John Upperton, Rafał Dętkoś oraz Bartosz Cybowski.

Będzie jazz i Letnia Akademia Śpiewu Z kolei w lipcu rusza Letnia Akademia Śpiewu i Kurs Kameralistyki Wokalnej Chopin 2010. W tym roku jego głównym tematem będzie oczywiście muzyka Chopina. W ramach imprezy wystąpi tegoroczny reprezentant Polski na Międzynarodowy Konkurs Chopinowski. Z towarzyszeniem Śląskiej Orkiestry Kameralnej pod dyr. M. Caldi, wykona on jeden z koncertów fortepianowych polskiego mistrza. Imprezie towarzyszyć będzie także multimedialna wystawa, eksponowana

W tym roku mija dwusetna rocznica urodzin Fryderyka Chopina. Z tej okazji rok 2010 został ogłoszony Rokiem Chopinowskim – zresztą nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. 27 lutego również Sopot rozpoczął oficjalnie obchody jubileuszu tego genialnego polskiego kompozytora i pianisty. w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki. - Sopocki październik to tradycyjnie muzyka jazzowa – mówi prezydent Fułek. – Tym razem Sopot Jazz Festival zdominowany będzie przez projekty muzyczne poświęcone Chopinowi. Jeden z nich zaprezentuje wybitny sopocki muzyk Leszek Możdżer, który wraz z innymi artystami będzie próbował odczytać Chopina na nowo.

Muzeum Sopotu. Od maja do października na jego terenie oglądać będzie można wystawę plenerową zatytułowaną „Sopot w czasach Fryderyka Chopina”. W ra-

mach „Teatru przy stole” wystawiony zostanie także monodram Henryki Dobosz „Chopin w listach”, napisany na podstawie listów Mikołaja Chopina do syna.

Na muzyce nie koniec… Program Roku Chopinowskiego w Sopocie nie został bynajmniej ograniczony do muzyki. Już w marcu sopocki DKF Kurort zaprezentuje cykl filmowy o Fryderyku Chopinie – wylicza Wojciech Fułek. – Ciekawą propozycję przygotowało również

fot. Maciej Kosycarz / KFP

Konrad Franke

brówka Tyślewicz. Uroczystości towarzyszyły hejnał Sopotu odegrany z wieży Zakładu Balneologicznego oraz kompozycje Chopina w interpretacji sopockich muzyków.

Podczas inauguracji Roku Chopinowskiego w Sopocie odsłonięta została na molo rzeźba lodowa przedstawiająca profil największego polskiego kompozytora.

Na marginesie felietonu Wojciecha Fułka

Moja bardzo trudna polemika

Jacek Karnowski

W

ostatnim numerze sopockiej „Riviery” mój zastępca Wojtek Fułek

napisał: „…Odpowiedź na pytanie, dlaczego często małe stowarzyszenia i fundacje realizują różne idee lepiej, taniej i sprawniej niż wyspecjalizowane instytucje czy urzędy, jest stosunkowo prosta. Zawdzięczamy to bowiem przede wszystkim ludziom, którzy mają pasję i chcą coś bezinteresownie zrobić dla innych. Jeśli uwalniamy dodatkowo taką organizację od konieczności wypracowania zysku (bo działają przecież na zasadzie nonprofit), wszechobecnego w kategoriach gospodarki wolnorynkowej, to społeczną energię, innowacyjność i kreatywność można z pewnością wykorzystać z największą korzyścią dla lokalnej społeczności. Bo właśnie takie cechy jak społeczna wrażliwość, lokalny patriotyzm i przywiązanie do swojej małej ojczyzny lepiej kształtują

charaktery liderów i przywódców, niż partyjna przynależność i polityczne szkolenia. I jeśli nawet na poziomie krajowym trudno sobie wyobrazić inną drogę do parlamentarnej polityki niż przez aktywność stricte partyjną, to na poziomie lokalnym i samorządowym brak politycznego doświadczenia i zaplecza nie powinien być wcale wadą, a wręcz zaletą. Lokalni liderzy z wizją i pasją znacznie częściej rodzą się bowiem dziś właśnie w organizacjach obywatelskich, niż w politycznych partiach, gdzie najważniejsza staje się niemal wojskowa karność.” W odpowiedzi Wojtku ! W wolnej Polsce zawsze byłem partyjny. Mam teraz z oczywistych powodów małą przerwę. Ale już niedługo pewnie znów będę członkiem ugrupowania politycznego. Z tego powodu Drogi Wojtku nie czuje się ani mniej ani więcej wart niż Ty czy ktokolwiek inny. Czuję się natomiast lokalnym patriotą, sopockim patriotą! Zawsze byłem aktywnym członkiem dużej liczby organizacji pozarządowych. Ale nigdy tego nie wyliczałem i nie porównywałem się z kimkolwiek. Za czasów komuny walczyłem o wolność zrzeszania się, wolność działalności politycznej i to pragnienie działalności społecznej i politycznej teraz realizuję Dla mnie nie ma różnicy czy radny jest partyjny czy bezpartyjny, czy jest członkiem jakiegoś klubu w radzie miasta czy nie, aby

tylko dobrze służył swojemu miastu. Po prostu jedni mają bardziej zdecydowane poglądy polityczne i potrzebę działania w grupie, inni mniejsze. Bycie w partii to danie świadectwa swoim poglądom, ale także wypełnianie pewnych przyjętych przez tę partię standardów. To umiejętność działania w grupie dla Sopotu, Pomorza, Polski. Myślę, że moja i wielu radnych działalność w SKL-u, KLD, UW, a potem w PO zaowocowała poza skutecznym lobbingiem na rzecz Naszego Miasta, także wieloma dobrymi rozwiązaniami dla regionu i kraju. Nigdy, nawet w najcięższych dla mnie chwilach nie miałem problemu w dotarciu do wielu kluczowych ludzi w regionie i kraju, obojętnie czyj był rząd. A jeśli chodzi o partyjną uległość wobec centrali, to chyba nie chcesz obrazić sopockich radnych PO, chyba nie do nich to odnosisz! Kto jak nie oni pokazali, że umieją za wszelką cenę bronić swoich racji dobrych dla Sopotu i przekonać do nich tak dużą partię jak PO. Także proszę Wojtku, nie dziel ludzi na partyjnych i bezpartyjnych, bo obrażasz wielu swoich długoletnich przyjaciół, a wobec mnie po raz kolejny wykazujesz zwykłą ludzką nielojalność. Zwracam się do Ciebie po raz kolejny – tym razem publicznie – proszę Cię przestań! Autor jest prezydentem Sopotu

Szanowni Państwo, Mieszkańcy Sopotu! Rozwój, przedsiębiorczość, bezpieczeństwo mieszkańców, wysoki poziom edukacji to wyznaczniki współczesnego, nowoczesnego europejskiego miasta. W Sopocie nie zapominamy również, że miarą rozwoju cywilizacyjnego każdego środowiska jest także troska o osoby najsłabsze, często bezradne, niepełnosprawne dzieci, osoby w podeszłym wieku. Sopot to miasto otwarte na rozwiązywanie lokalnych problemów społecznych, gdzie podejmuje się różnorodne, niejednokrotnie innowacyjne działania, służące zapewnieniu mieszkańcom poczucia bezpieczeństwa oraz warunków do godnego życia i rozwoju. Dokumentem umożliwiającym systemowe rozwiązanie problemów jest strategia zaakceptowana w dialogu obywatelskim i społecznym. Przedstawiam Państwu projekt zaktualizowanej „Strategii Integracji i Polityki Społecznej Sopotu 2010–2015”. Dokument ten jest efektem pracy zespołu składającego się z przedstawicieli różnych środowisk, zarówno pracowników samorządowych jak i reprezentantów organizacji pozarządowych. W trakcie przygotowywania projektu strategii uwzględniono opinie mieszkańców o kierunkach działań, identyfikacji problemów i sposobów ich rozwiązywania zależy nam jednak na szerokiej konsultacji społecznej przedstawionego dokumentu i na pogłębionym dialogu społecznym. Władze samorządowe i autorzy projektu zainteresowani są propozycjami, opiniami i wnioskami mieszkańców Sopotu. Tekst projektu strategii zamieszczony jest w Biuletynie Informacji Publicznej na stronie: www.sopot.pl. E-maile z opiniami proszę kierować na adres: strategiamops@sopot.pl. Poza tym w punkcie informacyjnym na parterze Urzędu Miasta znajdują się egzemplarze Strategii i tam można na specjalnych formularzach wnieść pisemnie swoje uwagi. Oczekujemy opinii Państwa do 12.03.2010r. Planujemy również zorganizowanie spotkań z mieszkańcami Sopotu i organizacjami pozarządowymi. Zachęcamy gorąco do lektury Strategii i jesteśmy przekonani, że Państwa doświadczenie, wrażliwość i zaangażowanie umożliwią stworzenie programu, który będzie wyrazem harmonijnej współpracy naszej lokalnej wspólnoty. Z wyrazami szacunku Wiceprezydent Miasta Paweł Orłowski


4 Sopot

www.riviera24.pl

Dwadzieścia lat sopockiego samorządu

Kurort jak feniks z popiołów

fot. Krzysztof M. Załuski

Wieczesław Augustyniak – przewodniczący Rady Miasta Sopotu a zarazem jeden z liderów obywatelskiego ruchu Samorządność Sopot.

Wiele do życzenia pozostawiało również bezpieczeństwo stałych mieszkańców i turystów. Wieczorami na ulicy Monte Cassino niepodzielnie królowali drobni pijaczkowie, a złodzieje kieszonkowi już na peronie dworca kolejowego oczekiwali na przybyszów z głębi kraju… – 27 maja 1990 roku odbyły się pierwsze wolne wybory do Rady Miasta Sopotu – mówi obecny przewodniczący Wieczesław Augustyniak. – Wybrano 32 radnych, którzy bez wyjątku pochodzili z listy Komitetu Obywatelskiego. Prezydentem miasta został Henryk Ledóchowski, jego zastępcami Józef Kaczkowski i Jacek Karnowski, przewodniczącym Rady Miasta Jerzy Grzywacz.

Pierwsze reformy Nowe władze przeprowadziły pierwsze zasadnicze reformy. – Przede wszystkim dokonaliśmy inwentaryzacji państwowego mienia przejmowanego przez samorząd na własność Gminy – wspomina Wieczesław Augustyniak. – Następnie zaczęliśmy organizować przetargi, sprzedając mieszkania komunalne ich dotychczasowym użytkownikom, a sklepy MHD i PSS prywatnym przedsiębiorcom. W ten sposób udało nam się zaangażować mieszkańców w sprawy naszego

Obywatelskiej wraz z bezpartyjną Samorządnością Sopot (w jej składzie jest grupa bezpartyjna skupiona wokół Wojciecha Fułka i grupa środowisk katolickich skupiona wokół Wieczesława Augustyniaka). Do Rady Miasta wchodzi także Prawo i Sprawiedliwość oraz SLD. Prezydentem zostaje Jacek Karnowski a wiceprezydentami Wojciech Fułek i Cezary Jakubowski. Przewodniczącym Rady Wieczesław Augustyniak, a wice Barbara GierakPilarczyk. Po wyborach 2006 roku koalicja PO – Samorządność ma 15-radnych, PIS – 5, jeden radny jest niezależny. Prezydentem zostaje Jacek Karnowski a wiceprezydentami Wojciech Fułek i Paweł Orłowski. Przewodniczącym Rady ponownie jest Wieczesław Augustyniak, a wice Barbara Gierak Pilarczyk i Cezary Jakubowski.

Pięć wielkich przedsięwzięć

Struktura władz 23 kwietnia 1992 roku nastąpiła zmiana prezydenta Sopotu. Rada Miasta wybrała nowe władze. Nowym prezydentem został Jan Kozłowski. W II kadencji, w latach 1994–1998 zachował on swoje stanowisko, a wiceprezydentami zostali Jacek Karnowski i Barbara Gierak-Pilarczyk, przewodniczącym Rady Miasta Tomasz Tabeau, wiceprzewodniczącymi Wieczesław Augustyniak i Jerzy Grzywacz. Kolejne wybory w roku 1998 przyniosły zdecydowane zwycięstwo bloku AWS, który uzyskał łącznie 8484 głosy. Drugie miejsce zajęła Unia Wolności – 3321 głosów, a trzecie SLD – 2989. Władze Miasta ukształtowały się w następującym składzie: prezydent – Jacek Karnowski, wiceprezydenci Wojciech Fułek i Cezary Jakubowski oraz przewodniczący Rady Miasta – Wieczesław Augustyniak; wiceprzewodniczącymi zostali Barbara Gierak-Pilarczyk i Kazimierz Jeleński. – Od 2002 roku prezydent, wybierany jest w wyborach bezpośrednich przez wszystkich mieszkańców miasta, posiadających prawo wyborcze. Od tego roku wiodącą rolę w Radzie Miasta odgrywa koalicja Platformy

fot. Maciej Kosycarz / KFP

D

wadzieścia lat temu w Sopocie obowiązywał całkowity zakaz kąpieli w morzu, a nawet leżenia w pobliżu brzegu. Kanalizację burzową wypełniały gnijące substancje organiczne. Strumienie, których ujście znajdowało się na plażach, niosły do Zatoki Gdańskiej zanieczyszczenia z całego miasta. Ponad 400 węglowych kotłowni sprawiało, że powietrze było tu niewiele lepsze niż na Śląsku. Dla miejscowości pretendującej do miana kurortu była to katastrofa.

Gdy jesienią 1990 roku mieszkańcy Sopotu wybierali radnych pierwszej kadencji, miasto, podobnie jak cała Polska, znajdowało się w stanie zapaści. Dotyczyło to wszystkich dziedzin życia: handlu, gastronomii, hotelarstwa, gospodarki komunalnej, ochrony środowiska. Po dwóch dekadach trudno uwierzyć, że tamten Sopot i ten współczesny mają ze sobą coś wspólnego.

W roku 1999 miało miejsce największe wydarzenie w stuletniej historii miasta, na sopockim hipodromie papież Jan Paweł II odprawił mszę świętą dla 700 tysięcy wiernych. Sopot wspaniale wywiązał się z tego zaszczytnego zadania. Nz. Ołtarz papieski podczas mszy papieskiej w Sopocie (5 czerwca 1999 r.)

Aby Sopot znów miał stać się tym, czym był przed II wojną światową – znanym w całej Europie kurortem, nie na darmo nazywanym „Rivierą Północy”, samorządowe władze miasta postawiły przed sobą pięć wielkich zadań. – Pierwsze to uczynienie z Sopotu miasta kultury i nauki, miejsca, w którym organizowane byłyby zjazdy i kongresy – wylicza przewodniczący Rady Miasta. – Realizacja drugiego zadania miała uczynić miasto zdrowym, wolnym od zanieczyszczeń płynących z powietrza i wody. Trzecie dotyczyło bezpieczeństwa zarówno stałych mieszkańców, jak turystów i wczasowiczów. Czwarte miało uczynić Sopot atrakcyjnym miejscem dla przyjezdnych, nie tylko w ciągu trzech letnich miesięcy. Wreszcie ostatnie zadanie miało polegać na przywróceniu zabytkowej architekturze dawnego piękna, oraz odnowie zdewastowanej infrastruktury technicznej.

Jak realizowano poszczególne zadania?

fot. Wojtek Jakubowski /KFP

Krzysztof M. Załuski

miasta. Sopot przestał być sypialnią, do której wracało się wieczorem z Gdańska czy Gdyni, aby następnego ranka opuścić ją znów na cały dzień. W krótkim czasie ożył najsłynniejszy dziś w Polsce deptak – na Monciaku istniały wówczas dwie restauracje: „Ermitaż” i „Pod Strzechą”, dwie kawiarnie: ”Złoty Ul” i „Teatralna”, kombinat gastronomiczny „Alga”, oraz klub SPATiF. W krótkim czasie wyrosły dziesiątki lokali, w których można było posiedzieć, pożywić się lub napić kawy. Dolną część ulicy zapełniły pawilony z kebabem, pizzą, zapiekankami, smażonymi rybami, plackami ziemniaczanymi i lodami. Był to klasyczny przykład dobrego zarządzania miastem, połączonego z indywidualną inicjatywą mieszkańców, którym przestano kłaść kłody pod nogi. – W tym czasie nawiązaliśmy pierwsze partnerskie stosunki z miastami krajów ościennych: szwedzkim Karlshamn, duńskim Naestved i niemieckim Frankenthal – mówi przewodniczący Rady Miasta. – Pozwoliło to na wymianę doświadczeń w zakresie ochrony środowiska, gospodarki komunalnej, kontakty młodzieży szkolnej, artystów i sportowców, współpracę biznesową. Dla sopockich samorządowców były to z pewnością cenne doświadczenia. My przecież, w odróżnieniu od zachodnich partnerów dopiero uczyliśmy się, jak zarządzać miastem.

3 maja 2005 r. sopockie molo zostało nazwane im. Jana Pawla II. Przed wejściem zawieszona została tablica pamiątkowa. Uroczystego odsłonięcia tablicy pamiątkowej dokonali prezydent miasta Jacek Karnowski, przewodniczący Rady Miasta Wieczesław Augustyniak oraz abp Tadeusz Gocłowski.

– Na pewno konsekwentnie, krok za krokiem zbliżając się do wytyczonego celu, jakim było uczynienie Sopotu miejscem, w którym przyjemnie byłoby mieszkać i do którego chciałoby się wracać zarówno w lecie, jak w zimie. – mówi Wieczesław Augustyniak. – Zmiany jakie zaszły w ciągu dwudziestu lat istnienia sopockiego samorządu widoczne są na każdym kroku. W ciągu tego czasu znacząco wzrosły wydatki na kulturę. Rokrocznie wynoszą one 4 do 5 % budżetu miasta, a w roku obchodów stulecia nadania Sopotowi praw miejskich doszły do 8 %.


Sopot 5

Sopot przyjazny mieszkańcom – 10 października 1993 roku powołany został do życia Zakład Wodno-Kanalizacyjny – przypomina przewodniczący Rady Miasta. – Dzięki temu w ciągu paru lat można było zmodernizować sieć wodociągowo-kanalizacyjną. Zamiast chlorować wodę pitną, rozpoczęto naświetlanie jej promieniami ultrafioletowymi, doprowadzając do stanu spełniającego normy Unii Europejskiej. Uporządkowano przepływające przez miasto potoki, likwidując podłączoną do nich na dziko kanalizację deszczową. W roku 1998 wolno już było kąpać się na całej długości sopockich plaż. Budowa zbiorników retencyjnych uwolniła mieszkańców dolnej części miasta przed zalewaniem piwnic podczas gwałtownej ulewy. W roku 2009 wody potoków zostały ujęte w dwie rury i odprowadzone kilkaset metrów od brzegu. Modernizacja systemu grzewczego pozwoliła wyeliminować prawie wszystkie kotłownie węglowe. Zastąpiono je ogrzewaniem gazowym i elek-

trycznym, a w przypadku sanatorium „Leśnik” uzupełniono kolektorami słonecznymi. W roku 2002 rozpoczęto eksploatację wody solankowej ze Zdroju św. Wojciecha. – W ciągu roku przez Sopot przewija się około 2 milionów turystów – kontynuuje Wieczesław Augustyniak. – Aby zapewnić bezpieczeństwo tak ogromnej masie ludzi zainicjowaliśmy program pod nazwą „Bezpieczny Sopot”. Powołany został zintegrowany system ratownictwa. 13 grudnia 2002 roku powstało Centrum Powiadamiania Ratunkowego, nawiązana została ścisła współpraca pomiędzy policją i Strażą Miejską. Od roku 1998 systematycznie rozbudowywany jest monitoring najważniejszych miejsc w mieście. Założenie pierwszych ulicznych kamer stanowiło w tamtym czasie przedsięwzięcie pionierskie w skali kraju. Również pionierskie było utworzenie Centrum Koordynacji Ratownictwa Wodnego WOPR. Dzięki niemu już od wielu lat nie było w Sopocie przypadku utonięcia człowieka kąpiącego się w morzu. Ważnym wydarzeniem związanym z bezpieczeństwem mieszkańców i przyjezdnych stało się oddanie do użytku nowoczesnego budynku Komendy Miejskiej Policji przy ulicy Armii Krajowej, co miało miejsce w roku 2005.

W latach osiemdziesiątych, ze względu na zanieczyszczenia Zatoki Gdańskiej, również w Sopocie wprowadzono całkowity zakaz kąpieli i uprawiania sportów wodnych. (czerwiec 1981 r.)

fot. Krzysztof M. Załuski

W trosce o ciało i umysł Od roku 1998 działa w Sopocie Samodzielny Publiczny Zakład Opieki zdrowotnej, który w dwa lata później został sprywatyzowany. Wyremontowano i unowocześniono przychodnie zdrowia, powstał budynek Stacji Pogotowia Ratunkowego, dla którego zakupiono nowe karetki wypadkowo-reanimacyjne. W 2005 roku z inicjatywy i ze środków Fundacji Atlas powstał Sopocki Dom Hospicyjny Caritas – Sopot ma za co dziękować Fundacji – podkreśla przewodniczący Rady Miasta. Systematycznie, od 20 lat, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej pracuje na rzecz ludzi biednych, chorych i niepełnosprawnych. W ramach MOPS działa punkt konsultacyjno-informacyjny i punkt interwencji kryzysowej. Prowadzony jest dzienny ośrodek adaptacyjny, a już w roku bieżącym pierwszych pensjonariuszy przyjmie nowoczesny Dom Opieki Społecznej na Osiedlu Mickiewicza. – Ważną inicjatywą Rady Miasta było utworzenie w roku 2003 Uniwersytetu Trzeciego Wieku – mówi Wieczesław Augustyniak. – Konkretnie była to inicjatywa dwojga radnych, dr Małgorzaty Maj i prof. Michała Woźniaka. Pozwoliło to zaktywizować naszych seniorów. W mieście działa 240 stowarzyszeń, zaś samorząd dofinansowuje programy w takich dziedzinach jak oświata, edukacja, wychowanie, rekreacja i turystyka, ekologia i ochrona środowiska, ochrona zdrowia, pomoc społeczna, sztuka i kultura.

Nie sposób wymienić wszystkie inwestycje, które sprawiły, że Sopot tętni życiem już nie tylko w miesiącach wakacyjnych, ale przez cały rok. Sezon, który niegdyś rozpoczynał się w końcu czerwca, a kończył Festiwalem Piosenki w ostatnich dniach sierpnia, dziś zaczyna się z początkiem maja i trwa jeszcze w październiku. Aquapark, ośrodek Sopockiego Klubu Żeglarskiego Hestii, Hala Sportowa 100-lecia Sopotu, tor wyścigów konnych wraz z krytą ujeżdżalnią, kompleks sportowo-rekreacyjny na Łysej Górze, stadiony, boiska sportowe, pływalnie, korty tenisowe, sale gimnastyczne aktywizują uzdolnioną sportowo młodzież. Sam tylko SKŻ Hestia Sopot zrzesza ponad dwustu zawodników i zawodniczek, a surfingowcy i katamaraniarze nie mają sobie równych w kraju odnosząc cenne sukcesy na akwenach całego świata. Ilość imprez sportowych organizowanych w ciągu roku w Sopocie przekracza już setkę.

Przywrócony blask

W roku 2009 roku, dzięki budowie Centrum Haffnera i Hotelu Sheraton, linia brzegowa w kurorcie zyskała nowy wygląd.

fot. Krzysztof M. Załuski

Ze środków tych samorząd wspiera gospodarza Opery Leśnej – Bałtycką Agencję Artystyczną BART, Państwową Galerię Sztuki, Muzeum Sopotu, Miejską Bibliotekę Publiczną im. Józefa Wybickiego, Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej, Sopocką Scenę Alternatywną Off de Bicz”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu mieszczące się w Dworku Sierakowskich i wiele innych przedsięwzięć kulturalnych. W roku 1993 ustanowiona została nagroda Sopocka Muza, przyznawana ludziom kultury i instytucjom kulturalnym związanym z miastem. Od roku 2002 Sopockie Muzy przyznawane są także wyróżniającym się sopockim naukowcom. Każdego roku honorowane są sopockie firmy wspierające miejscowe przedsięwzięcia kulturalne. Firmy te otrzymują tytuł Mecenasa Kultury. Podlegająca organizacyjnie BART-owi Polska Filharmonia Kameralna Sopot pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego, czy Sopocki Chór Continuo znane są i cenione zarówno w Polsce, jak poza granicami kraju. Wydaje się, iż twórczym przełomem w sposobie myślenia o przeszłości i przyszłości miasta okazał się jubileusz 100-lecia nadania Sopotowi praw miejskich, obchodzony w latach 2000-2002. W tym czasie ukazał się szereg wydawnictw książkowych poświęconych Sopotowi. Najważniejsze z nich to: „Kronika Sopotu XX wieku” Józefa Golca, odnotowująca wszystkie ważniejsze wydarzenia jakie miasto i jego mieszkańcy przeżywali od początku minionego stulecia aż po rok 2001, „Molo do nieskończoności” i „Od Huzarów Śmierci do Eltona Johna”, Wojciecha Fułka, „Magiczny Sopot”, zmarłej niedawno prof. Hanny Domańskiej, czy też album „Dawny Sopot” pod redakcją Donalda Tuska przybliżają czytelnikom historię i piękno naszego miasta.

fot. Zbigniew Kosycarz / KFP

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

Sportowo-rekreacyjny kompleks na Łysej Górze od lat cieszy się powodzeniem wśród narciarzy i saneczkarzy z całego Trójmiasta.

Goście przez cały rok 19 lutego 1999 roku Sopot uzyskał status uzdrowiska. Rozbudowana została baza hotelowa. Powstały hotele o najwyższym standardzie od Rezydenta, Haffnera, Opery, Europy, aż po Sheratona i zmodernizowany Grand-Hotel. Mnożą się pensjonaty i zakłady gastronomiczne. Dzięki budowie tunelu u styku ulic Grunwaldzkiej i Powstańców Warszawy, oraz przesunięciu

bramek mola do linii plaży powstał ciąg spacerowy na całej długości ulicy Monte Cassino aż do placu Zdrojowego. Budowa Centrum Haffnera wraz z Domem Zdrojowym przydała deptakowi nowego blasku. Niepostrzeżenie pomiędzy pawilonem gastronomicznym Alga, a Multikinem powstaje jedno z ciekawszych w kraju rozwiązań urbanistycznych, jakim jest plac Przyjaciół Sopotu.

– Multikino, Krzywy Domek, nowa siedziba Teatru Kameralnego, Muzeum Miasta Sopotu, Teatr Atelier, dziesiątki klubów i ekskluzywnych restauracji sprawiają, że do Sopotu ciągną ludzie, którzy lubią się bawić i dobrze zjeść – wylicza przewodniczący Augustyniak. – Zarówno ci z grubymi, jak i z cieńszymi portfelami. Wkrótce kolejną atrakcją staną się Pijalnia Wód i Galeria Sztuki usytuowane w Domu Zdrojowym.

– Sopot zabudował się na przełomie XIX i XX wieku. – przypomina Wieczesław Augustyniak. – Z tego okresu pochodzi większość stylizowanych willi i kamieniczek. W okresie 45-lecia Polski Ludowej traciły one stopniowo swój unikalny charakter i popadały w ruinę. Wielki program architektonicznej rewitalizacji miasta powstał w roku 2000 z okazji przypadającej w roku następnym stuletniej rocznicy nadania kurortowi praw miejskich. Wtedy to rzuciliśmy hasło: „Sto elewacji na stulecie Miasta”. W ramach tej akcji zawiązało się partnerstwo pomiędzy władzami miasta, a właścicielami domów, którym na mocy uchwały Rady Miasta, częściowo dofinansowywaliśmy remonty elewacji ich siedzib. Akcja, o której wspomina przewodniczący Rady Miasta przeszła wszelkie oczekiwania. W krótkim czasie Sopot odzyskał dawny blask. Remont stu elewacji został wykonany i przekroczony. I jest nadal kontynuowany. Pospołu, za pieniądze właścicieli i użytkowników obiektów oraz dotacje z budżetu miasta, kolejne wille i kamienice lśnią nowymi tynkami. – Ogromną pomocą dla nas stały się fundusze unijne – podsumowuje przewodniczący Rady Miasta. – Dzięki nim możemy realizować wielkie inwestycje, takie jak hala widowiskowosportowa na granicy z Gdańskiem, jak rewitalizacja Opery Leśnej, budowa mariny przy molo, której falochron powinien raz na zawsze zabezpieczyć drewniany pomost przed sztormami. Wkrótce rozpocznie się także remont i rozbudowa hipodromu, a następnie prace przy wznoszeniu nowego dworca kolejowego i obiektów z nim sąsiadujących. Jestem przekonany, że jeśli w roku 2012 ktoś, kto nie odwiedzał Sopotu od ćwierćwiecza przybędzie do naszego kurortu, nie pozna miasta, które kiedyś znał.


6 Gdańsk Nowy marszałek województwa Ponieważ europoseł Janusz Lewandowski został komisarzem w Unii Europejskiej, jego mandat w strasburskim parlamencie przejął marszałek województwa pomorskiego Jan Kozłowski. Konieczny więc był wybór nowego marszałka dla Pomorza, oraz zarząd województwa. Marszałkiem został do-

www.riviera24.pl Najlepszy urząd w Polsce

tychczasowy zastępca Jana Kozłowskiego Mieczysław Struk. Do nowego zarządu wybrano Wiesława Byczkowskiego i Leszka Czarnobaja, którzy swe funkcje pełnili już przy Kozłowskim. Nowymi członkami zarządu zostali wiceburmistrz Bytowa Adam Leik i prezes Akcji Rybnej Wiesław Kamiński. Wszyscy oni są członkami Platformy Obywatelskiej. (as)

Firma konsultingowa K&K Selekt zwróciła się do 50 firm działających na terenie całej Polski o ocenę urzędów wojewódzkich w poszczególnych województwach. Chodziło o satysfakcję przedsiębiorców pod kątem ich kontaktów z urzędami, szybkość załatwiania spraw, wiedzę urzędników. W tym rankingu zwyciężył Pomorski Urząd Wo-

Stadion zgodnie z planem

Za kilka tygodni ruszy budowa najważniejszego węzła drogowego Gdańska – Karczemki. Ma on połączyć Trasę W-Z z Obwodnicą Trójmiasta. Będzie to jeden z największych węzłów drogowych w kraju. Powstanie na nim dziesięć wiaduktów, a 3,5-kilometrowy odcinek obwodnicy zostanie poszerzony do trzech pasów ruchu. Prace mają być zakończone tuż przed Mistrzostwami Europy w Piłce Nożnej –

trybun, a już wkrótce rozpocznie się montaż dachu. Zdaniem przedstawicieli firmy BIEG 2012 termin oddania stadionu do użytku w najmniejszym stopniu nie jest zagrożony. (as)

Szkoła przy Lastadii

fot. Maciej Kosycarz / KFP

Mimo ciężkiej zimy prace przy budowie stadionu w GdańskuLetnicy przebiegają planowo. Aktualnie wnoszone są górne piętra

Tani węzeł

jewódzki gromadząc 99 % pozytywnych ocen. Pomorze wyprzedziło Małopolskę (95 % pozytywnych ocen), Wielkopolskę (83 %) i województwo Kujawsko-Pomorskie (76 %). Te trzy województwa, mówiąc językiem sportowym, znokautowały swych konkurentów do medali. Bo np. województwo Mazowieckie otrzymało tylko 8 % ocen zadawalających, a Lubelskie zaledwie 5 %. (as)

22 lutego odbyła się pożegnalna sesja Sejmiku Województwa Pomorskiego. N/z ustępujący marszałek Jan Kozłowski i jego następca Mieczysław Struk.

Pomimo mrozów budowa stadionu PGE Arena w Gdańsku Letnicy przebiega zgodnie z planem.

Splendor Gedanensis przyznane

fot. Maciej Kosycarz / KFP

W kwietniu zostanie rozstrzygnięty przetarg na renowację Bramy Wyżynnej w Gdańsku. Jeśli wszystko będzie przebiegało pomyślnie, to do końca 2011 roku brama odzyska dawny blask. Przewiduje się, że jej remont, wraz z wyposażeniem wnętrz bę-

dzie kosztował około 14 milionów złotych. Prawie połowę tej kwoty wyłoży Muzeum Historyczne, reszta będzie pochodziła z Wieloletniego Planu Inwestycyjnego Gdańska, oraz z Urzędu Marszałkowskiego. Po remoncie w bramie zostanie ulokowane centrum informacji turystycznej.

fot. Maciej Kosycarz / KFP

Gdański klejnot odzyska blask

25 lutego troje gdańskich twórców otrzymało najważniejsze nagrody swego miasta. Kiedyś nosiły one nazwę Nagród Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury, od roku 2004 zwą się Splendor Gedanensis. W ciągu blisko 40 lat przyznano je ponad 170 osobom. W bieżącym roku Splendorem Gedanensis została obdarowana: Anna Podhajska, lansująca nową metodę nauczania gry na skrzypcach, której po-

W roku 1837 w budynku wzniesionym prze ulicy Lastadia 2 zostało otwarte Gimnazjum Miejskie w Gdańsku. W tym okazałym gmachu szkoła istniała ponad sto lat. Budynek szczęśliwie przetrwał tragiczny dla miasta marzec 1945 roku i po wojnie nadal pełnił funkcje edukacyjne. Ostatnio mieścił się w nim Zespół Szkół Przemysłu Spożywczego. Ze względu na zły stan techniczny szkoła została przeniesiona na Orunię i od roku budynek stoi pusty. Była koncepcja ulokowania tam CBA, ale potencjalni nabywcy przestraszyli się

Terminal powstanie w terminie W końcu lutego kierownictwo Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku podpisało umowę na budowę nowego terminalu pasażerskiego, a już w marcu ekipy wykonawcy, konsorcjum Budimex i Doraco przystąpią do robót ziemnych. Główny budynek lotniska będzie gotowy w ciągu 24 mie-

mysłodawcą jest Japończyk Sinichi Suzuki. Drugim nagrodzonym jest jeden z seniorów gdańskiego środowiska plastycznego, Hugon Lasecki. Splendor Gedanensis otrzymał on za wystawę w Oddziale Sztuki Nowoczesnej Muzeum Narodowego w Gdańsku, podsumowującą dorobek artysty. Jako trzeci uhonorowany został dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury Larry Okey Ugwu za zrealizowane przez NCK dwa festiwale: „Metropolia jest Okey” i „Okno na świat”. (as)

Euro 2012. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zakładała, że koszt Węzła Karczemki wyniesie 270 milionów złotych. Kwota ta została przeszacowana. W przetargu, do którego stanęło 7 firm, najdroższa oferta złożona przez Mostostal Warszawa opiewała na 241 milionów. Najtańsza – Budimexu tylko 186 milionów. I to właśnie Budimex ma być generalnym wykonawcą Węzła. (as)

wysokich kosztów remontu. Obecnie właściciel – Urząd Miasta – pertraktuje z konserwatorem zabytków. Konserwator odstąpiłby miastu XVIII wieczną wozownię, usytuowaną przy Parku Oliwskim, a sam zająłby dwie trzecie dawnego Gimnazjum. W pozostałej części budynku urzędowałby Rzecznik Praw Obywatelskich. Najpierw jednak trzeba by przeprowadzić generalny remont obiektu. Jego koszt będzie zapewne wysoki, ale ze względu na rangę zabytku istnieje szansa otrzymania dofinansowania z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (as)

sięcy, czyli oddanie go do użytku nastąpi w bezpiecznym czasie przed rozpoczęciem mistrzostw Europy w piłce nożnej. Równocześnie powstanie nowa droga kołowania i płyta postojowa dla samolotów. Ukończenie tych inwestycji pozwoli na dwukrotne zwiększenie przepustowości lotniska z 2,5 do 5 milionów pasażerów w ciągu roku. (as)

Generalny remont siedziby ASP Ponad 30 milionów złotych przeznaczył Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego na modernizację Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Dwie trzecie tej kwoty będzie pochodziło z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Resztę dorzuci MKiDzN. Renowacji zostanie poddana należąca do szkoły Baszta Słomiana, bibliotece uczelni przybędzie antresola, a w domu

fot. Mateusz Ochocki / KFP

Brama Wyżynna przy ul. Wały Jagiellońskie już wkrótce doczeka się remontu.

akademickim przy ulicy Chlebnickiej powstanie galeria, w której prezentowane będą osiągnięcia czołowych studentów ASP. Remontowi zostanie również poddany główny budynek Akademii, mieszczący się w Wielkiej Zbrojowni przy Targu Węglowym. Zagospodarowanie parteru Zbrojowni, wraz z otwarciem pasażu łączącego Targ Węglowy z ulicą Piwną ożywi tę część miasta. Gdańszczanie czekają na tę chwilę już od kilku lat. (as)

24 lutego br. w sopockim Hotelu Haffner, pomiędzy Portem Lotniczym im. Lecha Wałesy, a firmami Doraco i Budimex, doszło do podpisania umowy w sprawie budowy nowego terminalu T2. N/z prezes zarządu korporacji budowlanej Doraco Andżelika Cieślowska oraz prezes firmy Budimex Dariusz Blocher.

Inauguracja sezonu piłkarskiej Ekstraklasy

Lechia bez obaw

fot. Krzysztof M. Załuski

fot. Krzysztof M. Załuski

S

Zbrojownia i baszta Słomiana przy Targu Węglowym.

Jednym z tegorocznych laureatów nagrody Splendor Gedanensis został dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury Larry Okey Ugwu.

ezon wiosenny piłkarska Ekstraklasa rozpoczęła od trzeciej kolejki. Dwie pierwsze zostały rozegrane, awansem, jesienią 2009 roku. Ekstraklasa wystartowała 1 marca, a więc w śniegu i mrozie, mimo fatalnych warunków atmosferycznych wszystkie spotkania zostały rozegrane w terminie. Na inaugurację gdańska Lechia zremisowała w Wodzisławiu z tamtejszą Odrą 0:0. Następnie był remis 1:1 w meczu z warszawską Polonią i wreszcie zwycięstwo odniesione we Wrocławiu z zawsze

groźną u siebie drużyną Śląska. 5 punktów w trzech meczach to nie rewelacja, ale też żaden wstyd. Jak widać drużyna trenera Tomasza Kafarskiego jest dobrze przygotowana do sezonu i zajmując aktualnie szóste miejsce w tabeli nie musi drżeć o swój ligowy los. Gdyby tak jeszcze udało się poprawić skuteczność strzelecką gdańszczanie mogliby powalczyć o udział w rozgrywkach europejskich. Ale z tymi marzeniami trzeba chyba poczekać do następnego sezonu. (as)


Gdańsk 7

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

Gdańsk. Restauratorzy radzili jak ożywić Starówkę

Martwe Miasto Gdańsk G

astronomicy proponowali, aby piątek, podobnie jak sobota i niedziela, stał się dniem bezpłatnego parkowania na Głównym Mieście i aby stanęły tam tablice z napisami w kilku językach, informujące o wolnych miejscach postojowych. Tragiczną wręcz sytuację, ich zdaniem, mogła by poprawić świąteczna iluminacja tego fragmentu miasta, dodająca splendoru nie tylko Długiej i Długiemu Targowi. Chcieliby także by inwestorzy zadbali o wygląd ogrodzeń wokół prowadzonych budów, ponieważ głębokie wykopy i stojąca w nich cuchnąca latem woda skutecznie odstrasza potencjalnych klientów. Gości na Starówkę mogłyby przyciągnąć również plenerowe wystawy artystów plastyków, występy ulicznych teatrów i muzyków.

Życie na Głównym Mieście w Gdańsku zamiera razem ze zmierzchem. Puste ulice, puste kawiarnie, puby i restauracje. Czy można zmienić ten stan rzeczy, czy ulica Długa, Długie Pobrzeże, Mariacka i Piwna mogłyby być dla Gdańska tym, czym dla Sopotu jest najsłynniejszy polski deptak – ulica Monte Cassino? O tym 25 lutego br. radzili gdańscy restauratorzy na spotkaniu z wiceprezydentem Miasta Maciejem Lisickim. podpalają markizy – mówi z rozgoryczeniem jeden z gastronomików, pragnący zachować anonimowość. – A przecież nikt ich nie zmusza do mieszkania akurat nad restauracją. W jakim mieście rangi Gdańska, lokatorzy decydują, czy pub na parterze będzie czynny do godziny 22, czy całą noc? – pyta retorycznie. I trudno nie przyznać mu racji… Każda duża aglomeracja ma swoje dzielnice rozrywki i taką dzielnicą powinno być dla Gdańska Główne Miasto. Lokale na

Starówce są najdroższe w Gdańsku. Jeśli komuś nie podoba się tłum turystów przewalający się pod oknami, może bez trudu zamienić swoje dwa pokoje na trzy w innej dzielnicy, z dobrą komunikacją, gęstą siecią sklepów i na dodatek z zielenią, której brak w centrum. W Pradze, Zurychu, Berlinie czy Frankfurcie już dawno takie sprawy zostały załatwione. Najwyższy czas by również Gdańsk, pretendujący przecież do miana Europejskiej Stolicy Kultury uporał się raz na zawsze z tym problemem.

fot. Krzysztof M. Załuski

Krzysztof M. Załuski

Jednak najważniejszym problemem, zdaniem gastronomików, jest wzajemny stosunek właścicieli lokali i mieszkających na wyższych piętrach lokatorów. Restauratorzy uważają, a prezydent Lisicki zdaje się podzielać ich zdanie, że nie powinno się uzależniać otrzymania koncesji na sprzedaż alkoholu od widzimisię wspólnoty mieszkaniowej, bo jest to prosta droga do korupcji. W wielu wypadkach mieszkańcy wyrażą wprawdzie zgodę na wyszynk, ale właściciel restauracji czy pubu musi na swój koszt wyremontować klatkę schodową, wymalować elewację, wymienić drzwi i okna, a czasem wręcz wręczyć komu trzeba pieniądze. Mieszkańcy z kolei, głównie ludzie w podeszłym wieku, skarżą się na zakłócanie ciszy nocnej przez bywalców lokali gastronomicznych. – Zdarza się, że złośliwie napuszczają policję, wyzywają z okien personel, zrzucają na przedproża nieczystości, a nawet

Najpiękniejsza ulica w Gdańsku, podobnie jak cała Starówka, po zapadnięci zmroku świeci pustkami, władze miasta i restauratorzy próbują temu zaradzić, oby ze skutkiem.

Gdańsk. Ostatni etap Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie

Bezpieczne i przyjazne Pomorze po raz trzeci

O

limpiada adresowana jest do młodzieży szkolnej. Jej główny cel to rozwijanie w uczniach znajomości przepisów prawa i uprawnień instytucji stojących na straży tych praw. Konkurs realizowany jest w trzech etapach. Do 10 listopada dyrektorzy szkół średnich wszystkich typów mieli czas aby przeprowadzić rozmowy z uczniami i zgłosić kandydatów do uczestnictwa w konkursie. Chętnych było sporo, ponieważ na zwycięzcę Olimpiady czeka wiele atrakcyjnych nagród w tym indeks Gdańskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej. „Złoty medalista” będzie mógł wybrać dowolny wydział tej prywatnej uczelni i przez cały okres studiów nie będzie musiał płacić czesnego. 10 grudnia 2009 roku odbyły się pierwsze eliminacje. godzinę wcześniej funkcjonariusze Straży Miejskich rozwieźli do poszczególnych szkół koperty z tematami, a następnie wraz z nauczycielami czuwali nad przebiegiem egzaminu. Do pisemnego testu, składającego się z 20 pytań przystąpiło 557 dziewcząt i chłopców z 39 szkół. Prace oceniała komisja konkursowa pod przewodnictwem Agnieszki Soleckiej, kierownik referatu profilaktyki Straży Miejskiej

fot. materiały gdańskiej Straży Miejskiej

Etap I

sty finalistów, najwięcej pochodzi z Gdańska – 8 osób, oraz z Kwidzyna Słupska i Tczewa – po trzy osoby. Kościerzynę, Pruszcz Gdański, Sopot i Wejherowo – reprezentują po dwie osoby, a Puck – jedna. Płeć piękna zdecydowanie przeważa. W finale znalazło się 17 dziewcząt i tylko 9 chłopców.

Finał Decydujące „stracie” odbędzie się 25 marca br. w siedzibie

Gdańskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej. Jego zwycięzca, czy też zwyciężczyni, zostanie automatycznie studentem lub studentką GWSH. Gdyby jednak osoba ta zrezygnowała z „bezpłatnego indeksu”, wybierając inną uczelnię, nagroda przechodzi na „srebrnego medalistę”, a gdyby i on zrezygnował na „medalistę brązowego”. Warto dodać, że Olimpiada powstała w ramach programu rządowego „Razem bezpieczniej”. Program ten ma rozwijać wśród młodzieży poczucie odpowiedzialności za swoje postępowanie, a także przybliżyć przepisy prawa, oraz uprawnienia i obowiązki instytucji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego.

Finaliści III Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie: • • • • • • • • • • • • • • • • •

Komendant Straży Miejskiej w Gdańsku Leszek Walczak otwiera 2 etap III Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie.

w Gdańsku. W składzie komisji znaleźli się przedstawiciele Straży Miejskich i GWSH. Selekcja była ostra. Przez pierwszy etap konkursu przebrnęły tylko 174 osoby.

Etap II Ten etap również składał się z testu o 20 pytaniach wielorakiego wyboru, oraz z trzech pytań problemowych. Organizatorom Olimpiady chodziło przede wszystkim o przybliżenie młodym ludziom ustawy o Strażach Gminnych i trybu postępowania administracyjne-

go i sądowego wobec nieletnich. Lektury jakie uczestnicy konkursu musieli przestudiować mówiły o wychowaniu w trzeźwości, o zgubnych skutkach picia alkoholu, palenia papierosów i zażywania narkotyków, ale także o utrzymywaniu porządku i czystości w gminach, o ruchu drogowym, o samorządach: gminnym, powiatowym, wojewódzkim. Do zaliczenia testów niezbędna była znajomość Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Ten etap zaliczyło pomyślnie 26 osób. Jak widać z załączonej li-

fot. materiały gdańskiej Straży Miejskiej

Krzysztof M. Załuski

Straże miejskie ośmiu pomorskich miast: Gdańska, Sopotu, Kościerzyny, Kwidzyna, Pruszcza Gdańskiego, Pucka, Słupska, Tczewa i Wejherowa są organizatorami III już Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie, przeprowadzanej pod hasłem „Bezpieczne i przyjazne Pomorze”. Patronat honorowy nad Olimpiadą objęli prezydenci powyższych miast, a współpracę zapewniła Gdańska Wyższa Szkoła Humanistyczna. Jednym z patronów medialnych jest miesięcznik „Riviera”.

Uczestnicy olimpiady przystąpili do pracy pod czujnym okiem strażniczek.

• • • • • • • •

Agnieszka Borsich (Gdańsk) Katarzyna Ratajczyk (Gdańsk) Klaudia Brzózka (Gdańsk) Mateusz Mirzejewski (Gdańsk) Wojciech Gliwka (Gdańsk) Dawid Wilewski (Gdańsk) Anna Rzemieniuk (Gdańsk) Łukasz Łabędzki (Gdańsk) Dawid Kiełp (Sopot) Kamila Kullas (Sopot) Aleksandra Wysocka (Tczew) Kamila Niedziałkowska (Tczew) Joanna Zbrzeźna (Tczew) Anna Gwizdała (Wejherowo) Karolina Rost (Wejherowo) Beata Łęgowska (Puck) Katarzyna Moszczyńska (Pruszcz Gdański) Ludmiła Kołek (Pruszcz Gdański) Patrycja Kogut (Kwidzyn) Agata Pluskota (Kwidzyn) Robert Bulczak (Kwidzyn) Szymon Smentek (Słupsk) Arnold Nowak (Słupsk) Monika Grzeżułkowska (Słupsk) Daniel Gostkowski (Kościerzyna) Natalia Kotowska (Kościerzyna)


8 Biznes

www.riviera24.pl

Rozważania eksperta Hestii

Czy można ubezpieczyć miłość?

Kwestia czasu, zakresu, kwoty Aby to sobie lepiej uzmysłowić rozpatrzmy trzy przytoczone wcześniej parametry. Wykupując polisę ubezpieczeniową mamy ściśle określony czas jej ważności. A jak zamknąć w datach trwanie uczucia, jakim darzymy partnerkę lub partnera? Nie można przecież zakładać z góry, że w ciągu ośmiu miesięcy zostaniemy zdradzeni, lub, że

Pierwsza w Polsce elektroniczna platforma ubezpieczeniowa

Oferta Hestii dla młodych Konrad Franke

M

enadżerem projektu jest Mario Everardo Zamarripa Gonzalez. Jego zdaniem osoby te niechętnie się ubezpieczają, ale właśnie one stanowią znaczący potencjał klientów biur ubezpieczeniowych. Program nosi nazwę You Can Drive i proponuje młodym ludziom ubezpieczenia komunikacyjne (OC i AC wraz z opcjami dodatkowymi), podróżne (koszty leczenia, NNW, assistance), oraz mieszkaniowe (ubezpieczenie murów i wyposażenia wraz z opcjami dodatkowymi). Podstawowym kanałem sprzedaży tego programu jest platforma internetowa www. youcandrive.pl. Bez wychodzenia z domu pozwala ona zdobyć pełną informację o ofercie ubezpieczeniowej i taryfach, oraz płacić za polisy i przesyłać dokumenty drogą elektroniczną. Zakup polisy jest bardzo prosty. Klient wypełnia formularz i otrzymuje ofertę ubezpieczeniową wraz z ceną. Po założeniu kon-

Sopockie Towarzystwo Ubezpieczeń Ergo Hestia jako pierwsza w Polsce uruchamia nowoczesną platformę ubezpieczeniową skierowaną do osób, które nie ukończyły jeszcze 30. roku życia. ta podaje resztę danych i kupuje polisę. Potwierdzenie zakupu przesłane jest e-mailem. W ten sam sposób dostaje się link do serwisu eKonta Ergo Hestii, gdzie znajduje się polisa i ogólne warunki ubezpieczenia. Dzięki temu klient może swoje ubezpieczenie obsługiwać drogą elektroniczną. – Najważniejszymi zaletami You Can Drive jest z pewnością wygoda zakupu i przystępna cena – wyjaśnia dyrektor biura marketingu i PR Ergo Hestii – Katarzyna Śliwińska. – Nowy projekt to jedynie uzupełnienie dotychczasowej oferty Ergo Hestii. Nie będzie on konkurował z istniejącymi już produktami i stanowił zagrożenia dla naszej sieci doświadczonych pośredników – doradców.

za dwanaście miesięcy się odkochamy. Nie inaczej jest z zakresem ubezpieczenia. Zgodnie z regułami towarzystw ubezpieczeniowych należałoby podać wysokość szkody wynikłej z pechowego zakochania się (lub może z braku uczucia?). W umowie ubezpieczeniowej kwota przedmiotu ubezpieczenia musi być określona co do złotówki. Emocji wynikłych z poznania kogoś, kto nam przesłoni cały świat, a potem rozpaczy spowodowanej odejściem tej osoby nie da się przeliczyć na pieniądze. I chyba nie należy tego robić. Bo co warta byłaby miłość, przed którą mielibyśmy się zabezpie-

czać przy pomocy polisy i liczyć na odszkodowanie w razie niepowodzenia?

Nie można, a jednak… Związek dwojga ludzi to nie tylko miłość od pierwszego wejrzenia. Prócz uczuć osoby te łączy cały szereg wspólnych spraw, które, jak się okazuje, „podpadają” pod ubezpieczenie. I tak np. można ubezpieczyć przed zgubieniem czy też kradzieżą pierścionek zaręczynowy. Jednak tylko pod warunkiem, że jest trzymany w domu. Ubezpieczeniu może także podlegać uroczystość ślubna. W Polsce nikt jeszcze o takie

fot. archiwum

W

przypadku ubezpieczenia czegokolwiek podstawowymi parametrami są: przedmiot, czas trwania, zakres i kwota ubezpieczenia. Według powyższych kryteriów niepodobna zakwalifikować uczucia jako podmiotu ubezpieczeniowego. Naukowcy z różnych dziedzin próbowali opisać miłość jako chorobę, doszukiwali się przemian chemicznych w organizmie zakochanego, czy nawet usiłowali wyrazić uczucia w formie równania matematycznego. Wszystko na próżno. Do dziś miłość pozostała czymś absolutnie ulotnym i nieprzewidzialnym. Niepodobna zgadnąć, kiedy wybuchnie z nieprawdopodobną siłą, nie wiadomo także jak się od niej uchro-

Ekspert z Biura Ubezpieczeń Strategicznych Ergo Hestia Hubert Rutkowski pokusił się o rzecz trudną do wyobrażenia. Postanowił zbadać, czy poważne towarzystwo ubezpieczeniowe może wystawić polisę na coś tak nieprzewidywalnego jak miłość.

ubezpieczenie nie wystąpił, ale w krajach zachodniej Europy i w Ameryce jest ono bardzo popularne. Gwałtowna ulewa może rozpędzić orszak ślubny, nie-

ostrożny drużba może przydeptać i urwać welon panny młodej, roztargniona fryzjerka zepsuć fryzurę druhny. Tym i podobnym nieszczęściom, psującym dobry nastrój oblubieńców i ich gości, towarzystwo ubezpieczeniowe nie może oczywiście zapobiec, ale może dać im satysfakcję odszkodowawczą. Ubezpieczeniem może być oczywiście objęta również podróż poślubna. Czyli wszelkie nieprzewidziane przygody, jakie mogą czekać młodych podczas miodowego miesiąca. Wspólne, w jednym pakiecie, ubezpieczenie samochodu, oraz mieszkania pozwoli zaoszczędzić na składce. A gdy na świat przyjdzie dziecko tzw. polisa posagowa będzie najlepszą formą inwestycji w jego przyszłość, oraz gwarancją bezpieczeństwa gromadzonego kapitału. Może więc jednak warto pomyśleć o polisie zanim miłosny amok przesłoni nam cały świat…

Hestia proponuje bezpłatne próbki ubezpieczenia assistance

Nawet szklarz i hydraulik za darmo D

o marcowego numeru miesięcznika „Twój Styl” została dołączona bezpłatna 30-dniowa próbka ochrony ubezpieczeniowej assistance – domowego i medycznego. W przypadku nagłej choroby lub zepsucia się jednego z elementów instalacji domowej można nie tylko skorzystać z pomocy lekarza, lecz także wezwać hydraulika, ślusarza, szklarza, elektryka, a nawet elektronika czy informatyka. Aby zdobyć bezpłatne ubezpieczenie trzeba pozyskać „Twoją Darmową Próbkę Assistance” wklejoną do „Twojego Stylu”, zarejestrować się na stronie www.promocja.hestia.pl i odebrać e-maila potwierdzającego aktywizację usługi. Następnie należy zadzwonić na infolinię i czekać na sygnał od specjalisty. Tą nietypową usługę skomentowała Katarzyna Śliwińska, dyrektor biura marketingu i PR Ergo Hestii: „Ergo Hestia to firma, która kojarzy się z wysokim standardem obsługi klienta. Obok najbardziej docenianej likwidacji szkód, naszym wyróżnikiem jest ochrona assistance. Nasi klienci

Sopocka Grupa Ubezpieczeniowa Ergo Hestia, jako pierwsza tego typu firma w Polsce zdecydowała się na przygotowanie bezpłatnej próbki ubezpieczenia assistance. Jest ona dostępna dla wszystkich, bez ponoszenia żadnych kosztów.

fot. archiwum

Krzysztof M. Załuski

nić. Miłość to coś, co najpełniej wyrazić może fantazja poety w wierszu, reżysera w filmie, malarza na płótnie. A takiego zjawiska, wbrew nadziejom wszystkich nieszczęśliwie zakochanych, cierpiących z powodu odejścia partnera czy partnerki nie da się przeliczyć na pieniądze. W związku z tym żadna firma ubezpieczeniowa nie podejmie się przyjęcia miłości za rzecz możliwą do ubezpieczenia.

nie muszą się martwić, gdy nagle zachoruje dziecko, gdy mają awarię hydrauliczną, zatnie się im zamek, czy stłucze szyba w oknie – w takich wypadkach zapewniamy szybką, bezpłatną pomoc specjalisty. Co ważne, nie jest to traktowane jako szkoda ubezpieczeniowa, klient nie traci z tego powodu zniżek. Próbka rozdawana za pośrednictwem prasy ma pokazać klientom jak działa mechanizm assistance, udowodnić wysoką jakość naszych usług i zachęcić do zawarcia ubezpieczenia w Ergo Hestii. Akcja wymagała długotrwałych przygotowań i mamy świadomość, że ma pionierski charakter. Z tego też powodu nie dysponowaliśmy rzetelnymi odnośnikami statystycznymi dotyczącymi spodziewanej skali odzewu klientów na akcję. Jesteśmy jednak przygotowani na obsłużenie każdego klienta, który się zaloguje na stronie promocji”. (kf)


Felieton 9

Sport Davis Cup w Sopocie

Sopockie co nieco

A jednak Polacy przegrali

Dwie dekady

Andrzej Stanisławski

W

dniach 5 – 7 marca br. w hali 100-lecia w Sopocie odbył się mecz tenisowy pomiędzy Polską a Finlandią w ramach rozgrywek o Puchar Davisa strefy EuroAfrykańskiej. Zwycięzca tego meczu miał spotkać się z reprezentacją RPA i w razie kolejnego sukcesu awansować do Grupy Światowej. Polskę reprezentowali najlepsi nasi singliści: Łukasz Kubot (48 miejsce w rankingu ATP) i Michał Przysiężny (140 miejsce w rankingu), oraz jedna z najlepszych par deblowych świata: Mariusz Fyrstenberg i Michał Matkowski. Kapitanem drużyny był Radosław Szymanik. Polacy uważano za faworytów spotkania, choć w ekipie fińskiej groźny miał być Jarkko Nieminen, ongiś trzynasty singlista w rankingu ATP, ćwierćfinalista turniejów w Australian Open, Wimbledon i USA Open, obecnie jednak sklasyfikowany niżej od Kubota. Jego partner, Henri Kon-

tinen (295 miejsce w rankingu TP), nie wydawał się groźny. Warto dodać, że Polacy zwyciężali trzykrotnie w turniejach rozgrywanych w Sopocie. I nigdy nie ponieśli porażki. Niestety wszystkie rachuby wzięły w łeb. Wprawdzie Kubot wygrał z Kontinenem, a Fyrstenberg i Matkowski rozprawili się w czterech setach z parą Nieminen i Kontinen, ale to był koniec polskich sukcesów. Kubot przegrał po zaciętym meczu z Nieminenem, a Przysiężny uległ Kontinenowi. Finowie awansowali do II rundy, a Polacy we wrześniu zagrają z Łotwą. Stawką walka o utrzymanie się w I grupie strefy EuroAfrykańskiej. Nasi zawodnicy byli po meczu rozgoryczeni. Ich zdaniem polscy sędziowie w zdecydowany sposób faworyzowali gości. Podobnie twierdzi najwybitniejszy polski tenisista minionych lat, Wojciech Fibak. Prezes Polskiego Związku Tenisowego Jacek Kseń nie wyklucza, że w przyszłości zaprosi do sędziowania zagranicznych arbitrów, ponieważ polscy są zbyt „uprzejmi” w stosunku do gości.

Wojciech Fułek

O

bchodzimy w tym roku 20-lecie narodzin wolnego, demokratycznego samorządu. I moim zdaniem, to właśnie rok 1990, kiedy to mieszkańcy miast, miasteczek, wsi i gmin stali się prawdziwymi gospodarzami „małych ojczyzn” zapoczątkował największe zmiany w naszym kraju. Na początku dość nieśmiało nowi samorządowcy stąpali po nieznanym dla nich lądzie, ucząc się wszystkiego od podstaw, metodą prób i błędów. Tę pierwszą kadencję sopockiego samorządu wspominam jako nieustającą debatę i spór o kształt lokalnej demo-

kracji. Ten spór nie miał charakteru politycznego, ale raczej światopoglądowy i gospodarczy. To nie ja wymyśliłem powiedzenie, iż „rura kanalizacyjna nie ma przynależności partyjnej, ani określonych barw politycznych”, ale doskonale ono oddaje charakter naszych ówczesnych sporów na temat przyszłości miasta. Bo byliśmy wszyscy wtedy – chyba dość naiwnie jednak - przekonani, iż najważniejsze wybory dla Sopotu nie powinny być przedmiotem podziałów ani konfliktów, ale wyłącznie polem dyskusji, z której narodzi się najlepsze z możliwych rozwiązanie jakiegoś problemu. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem wydawała się nieustanna „burza mózgów” i wymiana opinii. Dziecięca choroba demokracji w społeczeństwie, któremu właśnie zdjęto knebel cenzury, i które próbowało odnaleźć w nowych warunkach własną drogę. Dyskusje, komentarze, polemiki i długie tyrady radnych. Jaki wybór będzie najlepszy dla przyszłości Naszego Miasta, jaki model prywatyzacji komunalnych mieszkań i lokali przyjąć, aby stworzyć i miastu i mieszkańcom jak najlepsze warunki do dalszego

rozwoju. Czym zająć się w pierwszej kolejności - czy ratowaniem niszczejących kamienic z przeciekającymi dachami, czy też raczej skupić się na zdegradowanej plaży i zanieczyszczonych strumieniach? Posiedzenia sesji i komisji rady bywały wtedy wyjątkowe długie i burzliwe, pełne gorących dyskusji i argumentów za różnymi rozwiązaniami. Ścierały się odmienne poglądy, opinie i postawy, ale cel pozostawał ten sam: Sopot jako „mała ojczyzna”. Z tej grupy 32 radnych, których na fali demokratycznych przemian wybrali w roku 1990 sopocianie, do dziś – oprócz mnie – aktywnie działają w sopockim samorządzie 3 osoby. Doceniam ich osiągnięcia oraz szanuję ich wybory, także i te polityczne. Mam też nadzieję, iż oni szanują moje decyzje i moje wybory. Dużo razem udało nam się osiągnąć. Co nie oznacza, że wszyscy mamy mieć takie same poglądy i w każdej sytuacji ze sobą się zgadzać. I nie każdy, kto wygłasza odmienne – od naszego – zdanie, automatycznie staje się naszym wrogiem. Jako człowiek kompromisu zawsze bardziej chciałem w związku z tym łączyć niż dzielić, nawet jeśli ktoś wykrzykiwał mi w twarz znajome hasło: „kto nie jest z nami jest przeciw nam”. Przez dwie dekady całkowicie zmienił się nasz kraj i wyrosło nowe pokolenie Polaków – bez PRLowskich doświadczeń i mrocznego cienia stanu wojennego. Tylko czy to pokolenie moich synów i ich rówieśników uważa dziś, że dobrze wykonaliśmy swoją misję przetarcia dla nich pierwszego szlaku wolności i nauki demokracji od pod-

staw? Czy te dwie dekady polskiej i sopockiej samorządności zostały spożytkowane najlepiej, jak potrafiliśmy? Na pewno pozostawimy naszym dzieciom Sopot w znacznie lepszym stanie, niż był w roku 1990. Po naszych poprzednikach odziedziczyliśmy, bowiem miasto w stanie zapaści – z zamkniętą plażą, z cieknącymi dachami, z zanieczyszczającymi środowisko kotłowniami węglowymi, z wielorodzinnymi mieszkaniami komunalnymi i tysiącami problemów. Dziś Sopot rozwija się i wciąż zmienia, wygrywając kolejne rankingi. Można narzekać na wiele rzeczy, ale nikt nie neguje kierunku tych zmian i ich sensu. Czasami mam tylko taki delikatny cień wątpliwości, czy na drodze do tych wielkich zmian nie zgubiliśmy czegoś istotnego, choć kruchego i ulotnego. Może to żal za utraconą wspólnotą pokolenia, dla którego stan wojenny stał się próbą wartości; może to tęsknota za jałowymi i bezsensownymi – jak mi się wtedy wydawało - wielogodzinnymi debatami i dyskusjami; a może to w końcu wędrówka „w poszukiwaniu straconego czasu” i własnego entuzjazmu? Prawdę mówiąc nie do końca wiem, co mnie tak uwiera, więc już na zakończenie proszę swoich wiernych czytelników o listy i maile z ich podsumowaniem plusów i minusów 20 lat sopockiej demokracji. Będę się je starał wykorzystać w kolejnych tekstach. (autor pełni funkcję Wiceprezydenta Sopotu, jego adres mailowy to: wfulek@sopot.pl)


10 Felieton

www.riviera24.pl

Strzał zza ucha

Aby Polska dotrwała do roku 2030

Krzysztof M. Załuski

Z

e dwie dekady temu wpadł mi w ręce esej pewnego ekonomisty. W tekście owym wielokrotnie padało pytanie: „Czy Polska dotrwa do roku dwa tysiące dziesiątego?”. Czytałem go w Zurychu, bodajże w tramwaju, i niestety nie zanotowałem ani nazwiska autora, ani tytułu pisma. Pamiętam jedynie, że naukowiec był amerykański, więc z pewnością wybitny, a pismo niemieckie, co oznaczało, że sprawę należy traktować poważnie. Autor bezwątpienia był erudytą, do tego erudytą szczerym aż do bólu. Jego odpowiedź była więc jednoznaczna: „Polska nie ma żadnych szans na przetrwanie”. Za takim scenariuszem przemawiać miały zarówno przesłanki historyczne, jak i społeczne.

Polską bowiem, już przed rozbiorami nie rządzili Polacy, a polski przemysł powstał wyłącznie w wyniku obcych inicjatyw i w oparciu o obcy kapitał. Dlatego też polską gospodarkę należy traktować jako sztuczny twór, zlepek trzech cząstek oderwanych od gospodarek Rosji, Prus i Austrii. Przemysł, który przypadł Polsce po zakończeniu pierwszej wojny światowej, był organicznie związany z gospodarkami mocarstw ościennych i tylko w takiej formie mógł prawidłowo funkcjonować. Skoro jednak Austria, jako mocarstwo, przestała istnieć, a Związek Radziecki zapadł się niczym purchawka, to na placu boju pozostały jedynie Niemcy. Dlatego właśnie w strukturach ich gospodarki, największej i najprężniejszej gospodarki Zjednoczonej Europy, powinna się znaleźć Polska. „Co to oznacza dla Polski jako państwa?” – pytał retorycznie profesor, i zaraz ze swadą odpowiadał. – „Same korzyści!” No cóż, nie trzeba chyba być ekonomistą, aby mieć co do tego pewne wątpliwości. Wystarczy przyjrzeć się „korzyściom”, jakie spotkały gospodarkę Niemiec Wschodnich po połączeniu z Republiką Federalną. W ciągu pierwszego jedynie roku wspólnego gospodarowania nastąpiła całkowita zapaść enerdowskiego

przemysłu, rolnictwa i usług. Padły tamtejsze gazety, teatry, wydawnictwa i wytwórnie filmowe. Z uczelni została usunięta większość wykładowców, z sądów wyrzucono prokuratorów i sędziów, ze szpitali lekarzy. Obywatele byłej NRD zostali sprowadzeni do roli obywateli drugiej kategorii, konsumentów zachodnich bubli. Na gruzach ich państwa koncerny Kruppa, Siemensa i Springera pobudowały za półdarmo nowe imperia. I to samo miało czekać Polskę, czego amerykański profesor wcale nie ukrywał. Jego zdaniem polskie fabryki już w chwili transformacji ustrojowej praktycznie przestały produkować. Tona zboża w skupie była tańsza niż leasing maszyny, umożliwiającej jej zebranie. Tym samym produkcja rolnicza w Polsce stała się kompletnie nieopłacalna. Podobnie było z produkcją przemysłową. Taniej było sprowadzać towary z państw Unii Europejskiej i USA… Aby zlikwidować ostatecznie zacofane polskie rolnictwo i ekstensywny przemysł, amerykański ekonomista sugerował, aby międzynarodowe korporacje finansowe zmusiły Polskę do zniesienia ceł na zachodnie produkty i zwolnienia z podatków zachodnich przedsiębiorców. Dzięki temu

w lukę po polskich towarach mogłyby wejść produkty zachodnie, na pewno atrakcyjniejsze, bo tańsze. Profesor przypominał również, że już za czasów pierwszej „Solidarności” przewidział wszystkie procesy dezintegracji wewnętrznej, które obejmą Polskę zaraz po jej wypadnięciu z orbity Moskwy. Jego zdaniem miałyby to być procesy ze wszech miar pożądane, ponieważ prowadzące do zastąpienia archaicznych metod produkcji nowoczesnymi formami gospodarowania typu zachodniego. Tylko takie bowiem formy, mogą zapewnić stabilność i powodzenie kraju nad Wisłą. Profesor dowodził również, że rozpad wewnętrzny Polski w takim samym stopniu jak gospodarki dotyczyć będzie życia społecznego i moralnego. Ostatecznie zaginie także kultura polska, która z kulturą światową niewiele ma cech wspólnych. Stanie się tak, ponieważ Polski nie będzie stać ani na promocję czynnych twórców, ani tym bardziej na kształcenie nowych. Żadnemu wydawnictwu nie będzie opłacało się inwestować w krajowych autorów i ich ksiązki, a rozsypujące się państwo nie będzie miało funduszy by zajmować się dotowaniem polskiego

teatru, polskiego filmu, polskiej prasy, sztuki, nauki, a nawet radia i telewizji. „Ale to żaden problem” – pisał Amerykanin. – „Wszystko to przecież istnieje, wystarczy podłożyć polską wersję językową”. Na koniec profesor obarczył jeszcze Polaków odpowiedzialnością za zanarchizowanie życia społecznego we wschodniej części Europy, o doprowadzenie do upadku wszelkich autorytetów, o pijaństwo, lenistwo, złodziejstwo, prostytucję i łapownictwo… Uff. Po tej lekturze poczułem się totalnie zdruzgotany. Co gorsza, jako emigrant, nie miałem nawet możliwości pełnego zweryfikowania rewelacji amerykańskiego ekonomisty… Pierwsza okazja nadarzyła się dopiero pięć lat temu, po powrocie na stałe do Polski. Już na lotnisku w Rębiechowie odetchnąłem z ulgą na widok polskich żołnierzy z polskimi orłami w koronie na czapkach. Równie budujący był widok napisów na murach, może nie do końca cenzuralnych, ale na pewno polskich. I tak samo bluzgi taksówkarza, który wiózł mnie dziurawymi ulicami do domu… A potem były jeszcze swojskie facjaty polskich polityków w telewizji i polskich dziwek w knajpach. I nawet polscy zło-

dzieje i policjanci wydawali mi się przesympatyczni, nie wspominając o polskich psach walących swoje psie klocki gdzie słowiańska dusza zapragnie. A jednak mój entuzjazm bardzo szybko zaczął topnieć. Po paru miesiącach widziałem to, czego wcześniej poprzez emigrancką lornetkę nie byłem w stanie dostrzec. Zobaczyłem wszechobecne chamstwo, arogancję i korupcję… Nie tylko z racji zawodu zacząłem bacznie przyglądać się polityce – i tej wielkiej, i tej całkiem małej: amatorskiej, pełnej afer, haków, układów, przekrętów, kłamstwa i wszelakiego łajdactwa, w której dobro Polski i Polaków nie liczy się zupełnie. I wtedy przypomniał mi się tekst owego amerykańskiego ekonomisty… I pomyślałem, że może rzeczywiście w Polsce chodzi jedynie o to, żeby się nakraść, okpić bliźniego i naciągać wyborcę. Może tak jest, ale ja w to nie wierzę, a przynajmniej bardzo chciałbym w to nie wierzyć. I dlatego idąc jesienią na wybory prezydenckie i samorządowe, zanim wrzucę swoją kartę do biało-czerwonej urny, dziesięć razy zastanowię się na kogo głosować. Bo chyba dobrze by było, aby Polska dotrwała do roku 2030…

wy w piaskownicach. Nigdy nie widziałem psa na placu zabaw. Trzeba mieć trochę zaufania do właścicieli czworonogów. Nikt odpowiedzialny nie wprowadzi zwierzęcia w miejsce, gdzie bawią się dzieci. Jeśli place zabaw są zagrożone, to raczej przez pijanych ludzi, którzy tam sikają, plują, rzucają pety. Kupa na trawniku na pewno nie dodaje mu urody, ale ma to do siebie, że szybko się rozkłada, wsiąka w ziemię. A przecież zwierzęcy kał, to znakomity nawóz, od wieków używany przez rolników w celu użyźniania pól – o tym, że psie kupy to problem estetyczny, a nie epidemiologiczny przekonywująco pisze w „Gazecie Wyborczej” z 6 marca br. lekarz weterynarii Marcin Krzemiński. Warto jeszcze wspomnieć, że akcja donosicielstwa na ludzi nie sprzątających po swoich psach może przynieść katastrofalne rezultaty. Zaszczuci właściciele czworonogów, zaczną się ich pozbywać. Zwiększy się liczba bezpańskich psów, które rzeczywiście mogą stanowić zagrożenie. Schroniska dla zwierząt już teraz

są przepełnione i borykają się z brakiem funduszy, po co więc dostarczać im nowych lokatorów… A przecież na każdym osiedlu są dozorcy odpowiedzialni za czystość ulic. Są też odpowiednie służby miejskie wyposażone w łopaty, kubły, grabie i inne tego rodzaju narzędzia, którymi można usunąć nieczystości, nie brudząc sobie rąk. W większości miast właściciele psów płacą za nie podatek. Tam gdzie nie płacą, podatek należałoby wprowadzić. Byle nie za wysoki, bo wtedy nastąpi to, o czym pisałem wyżej: ludzie będą psy oddawali do azylu. Część kwot, jakie miasta uzyskują z tego podatku można przeznaczyć na podwyżki pensji dozorców. I wtedy problem kup zniknie w ciągu jednego dnia, bez histerycznych wrzasków, wzajemnego napadania na siebie i wydawania pieniędzy na idiotyczne plakaty, jak to ma miejsce w jednym z sąsiadujących z Gdańskiem miast… No chyba, że tak naprawdę nie chodzi o psie kupy, tylko o coś zupełnie innego. O co? Sam chciałbym wiedzieć.

Na marginesie akcji „Psia Kupa”

Tajni agenci mile widziani K

oniec zimy to zły czas dla psów. Spod kurczących się pryzm śniegu wyłazi wszystko, co przez zimę skryła pod białym puchem ludzka niefrasobliwość. Domowe rupiecie, które nie trafiły do pojemników na śmieci, puszki po piwie, butelki po wódce, zgniłe skórki z bananów i pomarańczy, opakowania po fast-foodach, strzępy foliowych toreb, nie wspominając o potrzaskanych płytach chodnikowych. Okazuje się, że nie to spędza z powiek sen niektórym trzecioligowym dziennikarzom, którzy bojąc się pisać o tym, co istotne, płodzą tematy zastępcze. Takim tematem stały się ostatnio psy i ich kupy. Co proponują obrońcy czystości… trawników? Totalne donosicielstwo! I tak, jeśli pani X zauważy, że piesek pana Y załatwił się na trawniku, a pan Y nie zbierze kupy i nie wsadzi jej sobie do kieszeni, powinna natychmiast wezwać Staż Miejską, któ-

i chciałby go obszczekać), w drugiej szufelkę, a w trzeciej (?) pojemnik na kupę. Trzeba przy tym pamiętać, że najczęściej jest to człowiek starszy, a więc mniej sprawny, bo tak się składa, że większość właścicieli psów to ludzie wiekowi, którzy poza zwierzęciem nie mają nikogo bliskiego na świecie. Dziennikarze, mający obsesję na tle psich kup, piszą przy tym nieprawdę, bo jakoś trudno w to uwierzyć, że w Gdańsku jest sto tysięcy psów (ostatnio czytałem

nawet o 200 tysiącach). W każdej rodzinie pies? To absurd! W moim domu są 54 mieszkania, psów bodaj pięć. Lament nad pobrudzonymi butami to też bzdura. Dobrze wychowany pies nigdy nie robi kupy na chodnik. Nie wiem jaki instynkt dyktuje mu, aby wejść w tym celu na trawnik, albo w krzaki. Ale to fakt. Więc buty można sobie pobrudzić jedynie skracając sobie drogę przez trawnik. Podobnie ma się rzecz z dziećmi rzekomo umazanymi psim kałem podczas zaba-

fot. Krzysztof M. Załuski

Andrzej Stanisławski

ra wystawi panu Y taki mandat, żeby zabrakło mu pieniędzy do najbliższej emerytury, nie tylko na jedzenie dla psa, ale także dla niego samego i na lizaka dla wnuczka. Donosicielstwa w takiej formule nie było w Polsce nawet za komuny, przy czym wówczas profesja tzw. TW uważana była za niezbyt chwalebną. Ciekawe jak wysokie ma być teraz wynagrodzenie tajnych agentów, kto ma je wypłacać i czy pokwitowanie powinno się podpisywać pseudonimem? Mówi się, że ludzie, którzy nienawidzą zwierząt, to źli ludzie. I coś w tym chyba jest. Obrońcy czystości trawników wypisując elaboraty o psich kupach nie zastanawiają się nawet nad skutkami lansowanej przez siebie akcji. Ponieważ sami nigdy nie mieli w domu zwierzęcia, nie rozumieją mechanizmu psich spacerów. Proszę mi wierzyć, ale zbieranie odchodów naszego przyjaciela nie jest wcale łatwą rzeczą dla człowieka, który w jednej ręce trzyma smycz z szarpiącym się czworonogiem (właśnie ujrzał kota za płotem


Trójmiasto czyta… 11

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

Opowiadanie dla dorosłych

Ojciec z przypadku Krzysztof M. Załuski

Z

za ściany, z damskiej toalety dochodził szum wody. Tymoteusz słyszał także śpiew: cichy, ale wyraźny. Tamta kobieta nuciła melodię, którą już kiedyś słyszał. Myjąc ręce, próbował wyobrazić sobie jej twarz, jak przemywa ją tonikiem i kładzie na policzki róż, i jak potem cieniuje powieki, poprawia kredką kontur ust i jak na zakończenie przegląda się w lustrze – najpierw z przodu, a potem profilu. Zastanawiał się jakie ma włosy, oczy i ile może mieć lat. Zanim podstawił dłonie pod elektryczną suszarkę do rąk, usłyszał jeszcze jak kobieta kaszle, i jak klnie koślawą niemczyzną. „To jakaś ruska dziwka”, pomyślał, a potem pchnął drzwi toalety. Do baru wrócił wąskimi schodami. Przeszklona sala była pusta. Na zewnątrz, przy nieczynnych o tej porze kasach leżeli bezdomni. Tymoteusz spojrzał na zegarek. Do nadejścia intercity ze Stuttgartu miał jeszcze dwadzieścia minut. Dziewczyna z radio-taxi przekazała mu, że klientka dzwoniła z pociągu i prosiła, żeby wyjść po nią na peron. Potem miał jechać za miasto do jakiejś wsi w Wysokim Schwarzwaldzie, dokładny adres klientka miała mu podać osobi-

ście. Tymoteusz cieszył się, bo przy takich kursach pasażerowie dają wysokie napiwki, a on – zwłaszcza teraz, po urodzeniu Felixa – potrzebował pieniędzy. Spojrzał jeszcze raz na zegarek, a potem usiadł przy stole. Próbował pić herbatę, ale była zimna i obrzydliwie gorzka. Stara barmanka włączyła telewizor i bezmyślnie przerzucała kanały. Zatrzymała się na amerykańskim programie informacyjnym. Kiedy na ekranie pojawili się francuscy chłopi, protestujący przeciwko ubojowi szalonych krów, na salę weszła tamta dziewczyna. * Ciągnęła za sobą walizkę na kółkach. Ciężko oddychała i rozglądała się z jakimś dziwnym niepokojem po sali. Nie była brzydka, ale w jej twarzy było coś odpychającego, coś co sprawiało, że Tymoteusz nie potrafiłby poczuć do niej sympatii. Dopiero kiedy go minęła, i podeszła do automatu telefonicznego, zauważył, że jest w ciąży. Wtedy zrobiło mu się głupio. – To ja, Hania – powiedziała tak cicho, że Tymoteusz nie był pewien, czy mu się nie przesłyszało, że dziewczyna mówi po polsku. Nie znał jej i nigdy jej nie widział. Zapalił papierosa i patrzył na bezdomnych, którzy właśnie się obudzili i pili teraz z pękatej butelki lambrusco. Zaczął padać śnieg.

– Jestem w Singen, na dworcu kolejowym. No, uciekłam od niego, zlał mnie wczoraj. Tak, chlał całą noc, a potem mnie, ciul złamany, pobił. Nie, nie mocno, zdążyłam mu zwiać do kibla, a jak wyszłam to już spał. Ale dzisiaj znowu gdzieś polazł z kumplami, a ja mam już bóle. Nie wiem co robić… O Boże, to się zaraz zacznie. Dziewczyna odłożyła słuchawkę i podeszła do baru. Próbowała coś mówić, ale zaraz złapała się za brzuch i Tymoteusz zrozumiał tylko, że dziewczyna rodzi. Nie miał już nawet czasu, żeby zadzwonić do centrali radio-taxi. Pomyślał, że zrobi to po wszystkim… Czuł dygotanie łydek, i wiedział, że to strach, ten sam strach, który odczuwał zawsze, kiedy działo się coś, nad czym nie do końca potrafił zapanować. Spróbował wziąć się w garść. Zmusił się nawet do tego, aby powiedzieć dziewczynie coś czułego po polsku. – To pan wszystko rozumiał? – zapytała, kiedy skurcze na moment zelżały. – Błagam, pomóż mi, ja nie znam niemieckiego… Proszę! – Już dobrze, dobrze, proszę się uspokoić. To tylko kilka minut. Tymoteusz przejechał na czerwonym świetle przez skrzyżowanie. W lusterku widział, jak dziewczyna kładzie się na tylnym siedzeniu i, jak próbuje

zdjąć elastyczne spodnie. A potem słyszał już tylko jej skowyt i przypomniało mu się jak pół roku wcześniej skowytała jego własna żona. W tej samej chwili radar zrobił mu zdjęcie… Tymoteusz spojrzał odruchowo na licznik – wskaźnik szybkościomierza dotknął cyfry 100. Dwie minuty później zatrzymał się przed głównym wejściem do szpitala. * Wiózł ją na wózku wąskimi korytarzami i co chwilę pochylał się nad nią, a ona łapała go za szyję i krzyczała, że już dłużej nie wytrzyma. Wreszcie wjechał na salę porodową i chciał wyjść, ale pielęgniarka przytrzymała go prawie siłą. – Może pan zostać – mówiła, ale to brzmiało jak rozkaz. No więc został i patrzył jak dziewczyna wije się z bólu. I tłumaczył jej to, co mówiła położna i lekarka: że ma postarać się wyrównać oddech i przeć tylko wtedy, kiedy dadzą jej znak. Dziewczyna podniosła się na moment i Tymoteusz zobaczył, że dziewczyna się wypróżniła. Wtedy zrobiło mu się niedobrze. * Nawet nie wiedział ile czasu siedział na korytarzu. Wsłuchiwał się w krzyki kobiet i płacz dzieci, patrzył na jakieś infantyl-

ne rysunki poprzyklejane do ścian i szyb, potem zasnął i śniła mu się żona. – Gratuluję, ma pan syna – powiedziała lekarka i wyciągnęła do niego dłoń. Uścisnął ją i dopiero wtedy oprzytomniał: – Więc już po wszystkim? Cieszę się, ale… Ale to nie moje dziecko. – Nie rozumiem, przecież… Lekarka podsunęła mu jakiś dokument, w którym w rubryce „imię i nazwisko ojca” zobaczył swoje imię i nazwisko. – To nie możliwe – powiedział i przeczytał cały dokument jeszcze raz. – Dlaczego mnie tutaj wpisaliście? Przecież ja nie znam tej kobiety. Ja ją tylko przywiozłem. – Bardzo mi przykro, ale ta pani podała pana jako ojca dziecka. Zresztą skąd znałaby pańskie nazwisko, gdyby… – Nie wiem skąd – przerwał jej. – Może przeczytała wizytówkę, jestem taksówkarzem. Każdy wsiadając do mojego samochodu widzi jak się nazywam, nie wiem… * Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Patrzył na tego faceta, który przedstawił mu się jako adwokat, słyszał go, ale nie rozumiał ani słowa. Miał wrażenie, że trafił do kina, w którym operator odtwarza film z pomylonym dubbingiem.

– Jak to nie mamy szans wygrać? – zapytał Tymoteusz. – Przecież mnie z tą dziwką nic nie łączy, nie rozumie pan tego. – Rozumiem, ale nie wiem czy sąd będzie w to skłonny uwierzyć. Obdukcja potwierdziła, że dziewczyna była przez pana pobita… Przepraszam, ale ona tak twierdzi… Zgadzają się też grupy krwi. A pańska żona odchodząc od pana, też w pewnym sensie potwierdza, że mógł istnieć jakiś związek pomiędzy panem i tą dziewczyną. Proszę wybaczyć, ale gdyby żona miała do pana stuprocentowe zaufanie, to na pewno nie odeszłaby z powodu pomówienia… A na wykonanie badań genetycznych, nie mamy co liczyć, bo najwyraźniej dziewczyna się na to nie zgodzi. – No więc co mam robić? – Nie wiem. Nie mam pojęcia. W najgorszym razie trzeba będzie dziewczynie płacić alimenty. * Zobaczył ją po drugiej stronie ulicy; wysiadł z samochodu i próbował zatrzymać. Charlene wyrwała mu się i zanim uciekła, usłyszał jeszcze jak krzyczy: – Jak ty śmiesz jeszcze do mnie podchodzić… A potem odwróciła się i Tymoteusz zrozumiał, że już nigdy jej nie zobaczy. Ani jej, ani Felixa.

Bajki z Wyspy Umpli Tumpli

Rycząca jaszczurka Stanisław Załuski & Mirosław Stecewicz W ogrodzie zoologicznym w mieście Turmo mieszkał Tygrys. Potężny, z zębiskami jak dwa rzędy sztyletów i groźnymi wąsikami. Pewnego dnia tygrys postanowił zażyć trochę swobody. – Nie chcę wiecznie siedzieć w klatce – powiedział do swego opiekuna, dozorcy Zoo, Pana Flupa. – Chciałbym pobiegać po lesie Siekierowo-Piłowym, wleźć na górę Ptasie Ucho, wykąpać się w Zatoce Wulkanicznej. Wypuść mnie na wolność. Obiecuję, że nie zjem żadnego mieszkańca wyspy Umpli Tumpli, a gdy sprzykrzy mi się włóczęga, wrócę do Zoo. – Nie mogę cię wypuścić – odparł Pan Flup. – Wiem, że nikomu nie zrobiłbyś krzywdy, ale sam twój widok jest przerażający. Ludzie mdleliby ze strachu, gdybyś pokazał się na ulicy. Szkoda, że

nie jesteś jaszczurką. Wtedy – droga wolna. – W takim razie spróbuję być jaszczurką – oznajmił Tygrys. Natężył wszystkie siły i zmniejszył się do rozmiarów małej, pręgowanej jaszczurki. – Do widzenia – powiedział do Pana Flupa. Kiwnął na pożegnanie ogonem, prześliznął się pomiędzy kratami klatki i popędził prosto przed siebie. Przez trzy dni i trzy noce Tygrys zamieniony w jaszczurkę wędrował po wyspie. Wreszcie zmęczył się, zgłodniał i najchętniej byłby wrócił do Zoo. Nie wiedział jednak, jak stać się z powrotem Tygrysem. Wstyd mu było pokazać się kuzynce Panterze i całej rodzinie Lwów w postaci jaszczurki. Zmartwiony krążył wokół miasta Turmo i wreszcie spotkał Pana Dymka. Burmistrz, zarazem plantator dyń, przyglądał się swoim dyniom, które powoli nabierały żółtego koloru. Oznaczało to, że wkrótce będzie można przystąpić do ich zbioru.

Tygrys stanął i patrzył. Pan Dymek go zauważył. – A sio! – zawołał. – Ty pręgowana jaszczurko! Pewnie przyszłaś tu popróbować moich dyń. – Wprost przeciwnie – odparł Tygrys zamieniony w jaszczurkę. – Jeżeli pan zechce, to mogę popilnować plantacji przed złodziejami.

Na słowo „muchy” Tygrysowi ślinka napłynęła do pyszczka. Kiedyś chrupał potężne kawały mięsa, które Pan Flup przynosił mu na obiad, ale teraz był maleńki i garść much w zupełności zaspokoiłaby jego apetyt. – Jestem nieduży – odpowiedział Panu Dymkowi. – Ale głos mam potężny.

– Ty stróżem? – roześmiał się Pan Dymek. – Jaki złodziej przestraszyłby się jaszczureczki żywiącej się muchami?

Otworzył mały pyszczek i ryknął swoim dawnym, tygrysim głosem. Słysząc go Pan Dymek podskoczył do góry i rozejrzał się

niespokojnie, jakby się bał, że za jego plecami stoi prawdziwy król zwierząt. – Masz rację – przyznał. – Głos masz taki jakiś nie jaszczurczy. Więc może się nadasz. Zatrudniam cię za wynagrodzeniem pięćdziesięciu much dziennie. Od tej pory pręgowana jaszczurka dzielnie pilnowała dyń Pana Dymka. Znajomi Burmistrza przechodząc w pobliżu oglądali ją i śmiali się. – Co za pomysł, żeby takie mikre stworzonko, w dodatki w śmieszne paski, pilnowało dyń – mówili. – Jeżeli Pan Dymek boi się złodziei, to nie powinien żałować pieniędzy, tylko kupić ostrego psa. Albo wynająć stróża z tęgim kijem. Pan Dymek uśmiechał się słysząc te uwagi, a mała jaszczurka, karmiona muchami, zaczęła się powiększać z dnia na dzień. Wyrosły jej wąsy i sierść, a z pyska wyzierały coraz większe kły. Wkrótce znowu była potężnym Tygrysem. Wywołało to spore za-

mieszanie w mieście Turmo. Ludzie jedni drugim przekazywali wiadomość, że na plantacji Pana Dymka jaszczurka przemieniła się w Tygrysa. Bardziej bojaźliwi bali się odtąd wychodzić z domów. Na szczęście wieść o Tygrysie dotarła do Zoo. Wkrótce na polu z dyniami zjawił się Pan Flup i odprowadził uciekiniera do jego klatki. A Pan Dymek, gdy przyszli odwiedzić go znajomi, rzekł – No i jak, panowie? Radziliście mi zamiast Jaszczurki wynająć za duże pieniądze stróża. I co teraz powiecie? Myślę, że ten z was, który czuje się za mały i za wątły, gotów byłby dziś sporo zapłacić, bym tylko pozwolił mu popilnować mojej plantacji. Bo sami widzieliście, że na tej posadzie się rośnie i można nawet przybrać groźną postać. Kto chciałby spróbować pierwszy, niech mi od razu położy na stół pięć srebrnych pieniążków.


12 Sztuka

www.riviera24.pl

Gdańsk. Wystawa fotografii Olimpii Goździewicz – „Piękna ONA” w Rivierze Literackiej

Szkiełkiem w oko Izabela „Cardre” Nowak

P

rzygoda ze sztuką jest jak sprint, albo jak maraton. Na linii startu może stanąć każdy, kto choć w minimalnym stopniu czuje, że boski palec wycelowany jest właśnie w niego. Ci, którym to wystarcza, zaczynają i kończą w blokach startowych. Ambitniejsi na dźwięk wystrzału ruszają z miejsca, biegną i tworzą… Część z nich szybko traci oddech i zmienia dyscyplinę na

mniej dynamiczną, innych wiatry natchnienia spychają na wertepy komercji i kiczu. Na szczęście nie dotyczy to Olimpii Goździewicz, której fotografie z cyklu „Piękna ONA” zobaczyć można na ul. Mariackiej w Gdańsku, w Klubie Pisarza – Riviera Literacka. Wernisaż wystawy „Piękna ONA”, odbył się 8 marca, w Dniu Kobiet. Nic dziwnego, bo właśnie kobieta jest jej motywem przewodnim. Goździewicz prezentuje ponad dwadzieścia fotosów, zarówno czarno-białych, jak i kolorowych, wyselekcjonowanych z różnych sesji zdjęciowych. Bohaterkami młodej fotograficzki są m.in. kobieta ciężarna, z czułością obejmująca swój brzuch, zwiewny Feniks, spętana paskami rudowłosa piękność, i śląca pocałunki zalotna Madam. Delikatność, drapieżność, niezależność, siła, kokieteria i tajemniczość, to tylko niektóre atrybuty kobiecej natury, bezbłędnie utrwalone przez Olimpię Goździewicz.


Sztuka 13

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

„Piękna ONA” to wielowymiarowy zapis emocji i temperamentów ujętych w konwencji aktów, portretów i zdjęć plenerowych. Na uwagę zasługuje fakt, iż za obiektywem aparatu nie stoi, zawodowy fotograf, lecz studentka ostatniego roku biologii Uniwersytetu Gdańskiego… Goździe-

wicz rozpoczęła swoją przygodę z fotografią dwa lata temu, zainspirowana pracami stylistki Elżbiety Skoczeń, która wprowadziła ją w barwny świat wizażu. W grudniu 2007 roku Olimpia zajęła pierwsze miejsce w pomorskim konkursie makijażu fantazyjnego „Wróżki i elfy”, natomiast we wrześniu zeszłe-

go roku jedna z jej prac otrzymała wyróżnienie na międzynarodowym konkursie „Baby doll Look”.. Wystawa „Piękna ONA”, można oglądać do końca marca w Klubie Pisarza – Riviera Literacka, Gdańsk, ul. Mariacka 50/52, więcej fotosów na stronie Olimpii Goździewicz: www.paradiz.art.pl


14 Literatura

www.riviera24.pl

Recenzja. „Zdrada Kopernika” – gdański kryminał Artura Górskiego

Białoruscy artyści Aleksandr Silwanowicz, Walentyna Szoba, Jurij Jakawienka w Sopocie

Prawnuczka Kopernika w opałach

„Koła” w Państwowej Galerii Sztuki

Andrzej Stanisławski

P

odobno powieści sensacyjnych nie powinno się recenzować, ponieważ i tak sprzedają się same. „Zdrada Kopernika” Artura Górskiego zafrapowała mnie jednak miejscem, w którym toczy się akcja jego książki (przynajmniej część akcji). Jest to moja ukochana ulica Mariacka w Gdańsku, konkretnie pierwszy dom od strony Bazyliki Mariackiej, czyli hotel o nazwie Kamienica Gotyk. W domu tym, o czym przypomniał niedawno znakomity znawca Gdańska – profesor Andrzej Januszajtis, mieszkała

Anna Schilling, oficjalnie gospodyni, a nieoficjalnie domniemana kochanka Mikołaja Kopernika z okresu jego pobytu we Fromborku. „Zdrada Kopernika” nawiązuje do głośnej, choć z pewnością kontrowersyjnej książki Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”, któremu z kolei patronował sam wielki Umberto Eco ze swoim arcydziełem „Imię róży”. Chrystusa zastępuje tu nasz wielki astronom Kopernik, Marię Magdalenę – Anna Schilling. Wydawca Łukasz Dybowski, to Robert Langdnon z „Kodu Leonarda”, dziennikarka Anna Schiegl to Sophie Neveu i nawet profesor Heinz Schultz w jakiś sposób przypomina zamordowanego na pierwszych stronach

książki Browna kustosza Luwru Hacquesa Sauniere. Nie znaczy to, aby powieść Górskiego miała być plagiatem, czy chociażby pastiszem „Kodu”. Wszystko tu jest jakby w pomniejszeniu. Nawet objętość obu dzieł. Książka Browna to blisko 600 stron drobnego druku, „Zdrada Kopernika” nie ma nawet 300, a znaków na stronie też dwa razy mniej. Bohaterowie „Kodu” muszę zmierzyć się z demoniczną, wszechpotężną organizację Opus Dei, przeciwnikami Dybowskiego i Anny jest jakaś bliżej niesprecyzowana włoska mafia reprezentowana przez niebezpiecznego, ale nie tak znów bardzo groźnego Stefano Parezzio. I wreszcie tam Paryż, Rzym, Zurych, tutaj swojska Warszawa, Toruń, oraz Gdańsk. I właśnie Gdańsk jest najważniejszy, tu mieszka główny bohater powieści, tu zostaje wydana książka „Narratio prima”, wokół której zawiązuje się intryga opowiedziana przez Górskiego, tu rozgrywa się finałowa scena „Zdrady Kopernika”. Górski nie jest mieszkańcem Gdańska, mimo to znakomicie orientuje się w szczegółach, które umykają nawet rodowitym obywatelom grodu nad Motławą. O Gdańsku pisze ciepło, widać, iż jest pod urokiem jego zabytków i atmosfery. Chwała mu za to, bo każdy tego rodzaju opis, zamieszczony w poczytnej książce stanowi pewnego rodzaju promocję miasta. A jak się zdaje Artur Górski nie zamierza zaprzestać pisać o Gdańsku. Jego kolejna powieść, której bohaterami znów są Łukasz Dybowski i „czarny charakter” – Stefano Parezzo, nosi tytuł „Zemsta Fahrenheita”, urodzonego jak wiadomo w cieniu Bazyliki Mariackiej. Artur Górski – „Zdrada Kopernika”, Instytut Wydawniczy Erika, Warszawa 2010, s. 265, cena 29,90 zł.

„K

oła” to wystawa prac znanych grodzieńskich twórców: Walentyny Szoby, Jurija Jakawienki, Aleksandra Silwanowicza. Do ekspozycji wybrano obrazy i grafiki, w większości z lat 2008 i 2009 r. Artyści pochodzą z różnych zakątków Białorusi, ale wszyscy ukończyli Białoruską Akademię Sztuki w Mińsku pod koniec lat 80. i na początku 90. ubiegłego stulecia, po czym przyjechali tworzyć do Grodna. Ich działalność skupiła się w pracowniach, które znajdują się w osobliwych zabudowaniach – wieżach ciśnień, wzniesionych na przełomie XIX i XX wieku. Stanowiąc swego rodzaju dominantę grodzieńskiego krajobrazu, wieże te w pewien sposób wyrażają dominację tego koła artystów w całej białoruskiej sztuce. Twórcy „Koła” pracują w różnych dyscyplinach i technikach. Szoba tworzy arkusze graficzne w wynalezionej przez siebie technice autorskiej, Jakawienka – sztychy powstające przez połączenie różnych technik miedziorytu, a Silwanowicz – obrazy w różnych technikach malarstwa olejnego. Artyści w swoich pracach nie odzwierciedlają rzeczywistości realnej, lecz tworzą nowy, własny, niepowtarzalny świat. Łączą ich ambitne pomysły i bezkompromisowość w stosunku do sztuki. Prezentują dzieła na poziomie światowym, o czym świadczy ich uczestnictwo w licznych wystawach międzynarodowych, plenerach i festiwalach sztuki. „Grodzieńskie Koło rozprzestrzenia swój wpływ daleko poza granice Białorusi” – pisze w wstępie do katalogu wystawy Swietłana Janczałowska.

Jurih Jakawienka

Idea wystawy: Irina Silwanowicz, Zbigniew Buski, Kurator: Marek Gałązka Wystawa czynna od 10 marca do 5 kwietnia 2010, od wtorku do niedzieli w godz. 11.00 – 18.00.

XV Konkurs „O Złote Pióro Sopotu”

Poeci na start K

onkurs ma charakter otwarty, uczestniczyć w nim mogą zarówno poeci należący do SPP i ZLP, jak i niezrzeszeni. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest nadesłanie zestawu trzech niepublikowanych i nienagrodzonych wierszy. Prace opatrzone godłem należy przesyłać w pięciu egzemplarzach na adres: Sopocki Klub Pisarzy i Przyjaciół Książki im. Jerzego Tomaszkiewicza „Brodwino” 81881 Sopot, ul. Cieszyńskiego 22. Do wierszy należy dołączyć zaklejoną i opatrzoną godłem kopertę. Muszą się w niej znaleźć dane autora: imię, nazwisko, adres, numer telefonu, a także

Sopocki Klub Pisarzy i Przyjaciół Książki im. Jerzego Tomaszkiewicza „Brodwino”, oraz Miejska Biblioteka Publiczna im. Józefa Wybickiego w Sopocie ogłaszają XV konkurs poetycki „O Złote Pióro Sopotu”. wiek, wykształcenie i dotychczasowy dorobek twórczy. Nieprzekraczalny czas nadsyłania prac, to 30 kwiecień 2010 roku. Prace oceniać będzie jury, powołane przez organizatorów konkursu. Autorzy najlepszych tekstów zostaną uhonorowani nagrodami pieniężnymi i rzeczowymi. Pierwsza nagroda to pamiątkowe pióro ufundowane przez Prezydenta Miasta Sopotu,

oraz nagroda pieniężna. Nagrodzone i wyróżnione utwory zostaną opublikowane w kolejnym wydaniu antologii literackiej „Miejsce Obecności”. Ogłoszenie wyników konkursu i wręczenie nagród nastąpi 7 czerwca 2010 roku o godzinie 18.00 w Filii nr. 7 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sopocie przy ulicy Cieszyńskiego 22. (bs)


Literatura 15

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

Wypędzeni do raju

Krzysztof Maria Załuski

Introdukcja Krzysztof Maria Załuski

S

ingen leży na końcu mapy, na samym dole Niemiec – dalej nie ma już nic, jeśli nie liczyć willowej wsi Rielasingen i Szwajcarii. Miejscowi polskojęzyczni żartownisie twierdzą, że z tego właśnie powodu samochody tutaj rejestrowane otrzymują tablice z literami KN, co ponoć stanowi skrót od słów: Koniec Niemiec. Trudno powiedzieć ile w tym prawdy – faktem jest jednak, że czas i przestrzeń pomiędzy źródłami Dunaju a Górnym Renem uległy swoistej deformacji: język tutejszych Niemców jest

jakby śpiewniejszy, charaktery łagodniejsze, a i twarze bardziej egzotyczne, niż te z okolic Berlina, Dortmundu czy Hamburga. Singen znane jest światu z pięciu rzeczy: z komunikatów radiowych o korkach na autostradzie A-81, z położenia na szlaku przemytu narkotyków do pobliskiego Zurychu, z festiwalu jazzowego na wulkanie Hohentwiel, z fresku „Wojna i Pokój” autorstwa Ottona Dixa i przede wszystkim z fabryki kostek bulionowych „Maggi”. Trzydzieści trzy kilometry na wschód leży założone przez Rzymian miasto o nazwie Konstancja – to tutaj, w czerwcu 1999 roku, urodziła się moja córeczka, Natasza Konstancja; tutaj także, nad brzegiem jeziora zwanego przez Angloamerykanów Lake of Constance, ostatnią wojnę przesiedział w obo-

Urodzony w Gdańsku w 1963 r. Prozaik, publicysta, wydawca; absolwent politologii Uniwersytetu Gdańskiego; od 1987 do 2004 roku przebywał zagranicą, najpierw w Anglii, potem w Niemczech. Debiutował w Polskim Radio w 1980 roku. Wydał dwie książki: zbiór opowiadań „Tryptyk bodeński” (niemiecka edycja „Bodensee Triptychon”, Dr. Tibor Schäfer Verlag, Herne 2000, przekład Henryk Bereska i Agnieszka Grzybkowska) oraz powieść „Szpital Polonia”. Na motywach „Aussi” – jednego z opowiadań „Tryptyku bodeńskiego”, Telewizja Polska zrealizowała film dokumentalny (seria „Współczesna proza polska”). W latach 1992– 98 redaguje i wydaje kwartalnik literacko-artystyczny „b1”, współpracuje także z szeregiem pism w Niemczech i Polsce. Publikował w rozgłośniach radiowych i prasie w Polsce, Niemczech, Holandii, Szwajcarii i Kanadzie – m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Życiu”, „Twórczości”, „Przeglądzie politycznym”, „Czasie kultury”. Jego teksty zamieszczane były także w antologiach „Zwischen den Linien” i „Lekcja pisania”. Jest również współredaktorem i uczestnikiem dwóch antologii współczesnej polskiej literatury („Napisane w Niemczech – antologia / Geschrieben in Deutschland – Anthologie” oraz „Neue Geschichten aus der Pollakey – Anthologie zeitgenössischer polnischer Prosa”), które ukazały się latem 2000 r. w Niemczech. Załuski był także jednym z 50 pisarzy polskich zaproszonych w roku 2000 na Międzynarodowe Targi Książki we Frankfurcie n. Menem. Obecnie przygotowuje trzy książki: powieść „Ségolène”, zbiór opowiadań „Abecadło zła”, oraz powieść „Wypędzeni do raju”, która ukaże się w najbliższych miesiącach w języku niemieckim nakładem wydawnictwa Zarys. Z niej właśnie pochodzi publikowany fragment.

… W roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym, w maju, wysiadłem na lotnisku w Stuttgarcie z samolotu, który wystartował z Londynu. Miałem przy sobie osiemdziesiąt funtów; miałem dwadzieścia sześć lat; byłem autorem niewydanego tomu opowiadań. […] Wysiadając z samolotu, myślałem, że najpóźniej za rok będę z powrotem w Gdańsku. Dzisiaj wiem, że nie wrócę do Polski już nigdy; pisząc to, jednak wiem także, że chciałbym się omylić… luzowali, a przybysze – to znaczy Turcy, Włosi, Arabowie, Albańczycy, Hiszpanie, Portugalczycy i przesiedleńcy z Kazachstanu, Ukrainy, Siedmiogrodu, Sudetów, Górnego i Dolnego Śląska, Pomorza i Mazur – nie przejawiają poważniejszych cią-

wie budowali magistralę kolejową do Auschwitz. W obozie na Berliner Platz, gdzie w jednym z kilkupiętrowych bloków zainstalowany był mój nowy „niemiecki dach nad głową”, po raz pierwszy zobaczyłem kobiety płuczące ryby, ziem-

gotek do reformowania czegokolwiek. Kiedy nad ranem pierwszego maja 1989 roku, niemieccy pogranicznicy wyciągali mnie za kołnierz (rycząc przy tym: sznela, sznela – zupełnie tak samo jak w moim ulubionym filmie „Czterej pancerni i pies”) z przedziału ekspresu cisalpino, jadącego ze Stuttgartu do Mediolanu, domyśliłem się, że miejscowość Singen jest przystankiem granicznym – i to zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. No bo, wyobraźcie sobie, Drodzy Czytelnicy, dwudziestoparoletniego faceta, startującego z londyńskiego Piccadilly Circus – gdzie pod statuą Erosa, bez najmniejszego nawet ryzyka wybicia zęba za ojczyznę, można opowiadać, co się chce w dowolnym języku – i w parę godzin później lądu-

niaki i włosy w muszlach klozetowych. Zobaczyłem także ich mężów, braci i synów, którzy na widok walkmana czmychali, gdzie pieprz rośnie, węsząc stalinowską prowokację. Singen anno domini 1989 było jak lądowanie na innej planecie. Tu dopiero zacząłem pojmować, czym

lepek z literką „D”; w oknach rozwieszali szaliki FC Bayern i czarno-czerwono-złote proporce faszyzującej partyjki Deutsche Volksunion. Później wielokrotnie zastanawiałem się, czy takich ludzi należy potępiać? A może raczej trzeba im współczuć? W końcu przesiedleńcy, zwani Aussiedlerami, to ostatni już chyba relikt legislacyjny w niemieckim krajobrazie narodowościowym – „wypędzeni” to sztucznie skonstruowana w okresie „zimnej wojny” kategoria niemieckich obywateli, kil-

kumilionowa hybryda, której członków w każdym niemieckim podręczniku określa się jako Niemców, pomimo że tak naprawdę większość z nich należy do społeczności – zarówno kulturowo, jak i rasowo – bardzo od Niemiec odległych. Co najzabawniejsze, tylko nieliczni Aus-

siedlerzy domyślają się rzeczywistego powodu przesiedleń. Wierzą bowiem, że gospodin Kohl ściągnął ich tutaj jako echte Dojczów, którym działa się krzywda poza granicami Vaterlandu – tego, że Niemcy się starzeją, a ich liczba stale spada, jakoś nie chcą zauważyć. Niektórym wydaje się ponadto, że jeśli bardzo tego będą pragnąć, to sąsiedzi i koledzy z pracy uznają ich za swoich. I na pewno jest w tym trochę racji, wszak wiara czyni cuda, a miłość, nawet do ojczyzny, odbiera rozum. A z emigrantami jest dokładnie tak, jak z facetami po czterdziestce, którzy z wiosną odkrywają na nowo świat, zakochują się w pierwszej lepszej małolacie i nagle wszystko, co kojarzy im się ze starą żoną, staje się obce i odrażające. Dlatego właśnie patriotyzm, symbole narodowe, hymn, język, tradycja, historia, to rzeczy dobre dla dupków i mięczaków; prawdziwy Europejczyk, jeśli chce być naprawdę up to date musi patrzeć do przodu, bez względu na to, czy pada deszcz, czy ktoś pluje mu w oczy… I w tym właśnie tkwi sedno filozofii renegatów. Wkrótce po przyjeździe do Singen poznałem pewną przesympatyczną kobiecinę z Kwidzyna, która była wręcz wzorcową wyznawczynią tej doktryny. W kręgach aussiedlerskich kobie-

ta ta znana było jako Milka – z uwagi na tuszę i niepohamowany pociąg do szwajcarskiej czekolady. Milka w takim samym stopniu była osobą komiczną, jak i tragiczną. W obawie przed zdemaskowaniem, iż nie zna języka przodków, po powrocie do ojczyzny przez parę miesięcy udawała głuchoniemą. Poradziły jej to współlokatorki z pokoju kobiet – ślązaczki, którym dzięki tej właśnie umiejętności dramatycznej udało się przeżyć polsko-ruską okupację. Któregoś dnia pani Milka wybrała się z moją byłą żoną do kwiaciarni. Johanna, widząc co się święci, przezornie została na ulicy. Milka wtoczyła się do środka i poprosiła na migi o tulipany – na południu Niemiec jest taki zwyczaj, że dzieciom w okresie Wielkiejnocy ekspedientki w sklepach wręczają czekoladowe jajeczka, no i kwiaciarce zrobiło się żal babiny-kaleki, i dała jej takie jajeczko: śliczne, błyszczące, w kolorowym sreberku. Milka uśmiechnęła się i ze wzruszenia huknęła: – Danke schön! Johanna opisała mi to zdarzenie w jednym z ostatnich listów, jakie dostałem od niej przed wyjazdem z Londynu. Pamiętam, że następnego dnia zadzwonił do mnie urzędnik niemieckiej ambasady z wiadomością, że dostałem wreszcie wizę wjazdową do Rajchu, i że po jej wstemplowaniu do paszportu będę mógł polecieć do raju. Startując kilka dni później z londyńskiego lotniska Heathrow, zastanawiałem się, czym jeszcze zadziwią mnie mieszkańcy nadreńskiej krainy. ciąg dalszy w następnym numerze

zie jenieckim polski pisarz Stanisław Dygat. W XV wieku, w tejże Konstancji, dla uatrakcyjnienia soboru konstancjańskiego, spłonął na stosie czeski reformator Jan Hus. Naturalnie Dygat, pisząc swoje Jezioro Bodeńskie, mógł wiedzieć jedynie o tym ostatnim fakcie – i najprawdopodobniej dlatego stworzył to, co stworzył… Teraz nad Jeziorem Bodeńskim nie jest już tak patetycznie: miejscowi wyraźnie się wy-

jącego w samym środku Unii, jakby nie było, Europejskiej, w przytulisku zwanym „obozem dla wypędzonych”. Pomyślcie tylko, co mógł czuć taki człowiek, słysząc jak mieszkańcy owego Lagru straszą się wzajemnie, wydanym jeszcze za pana Hitlera zakazem mówienia w miejscach publicznych po polsku, rusku, jugolsku i cygańsku, albo jak się próbują przelicytować opowiadaniem anegdot o tym, jak ich dziadko-

może być strach i rozpacz, podłość i zawiść, cwaniactwo i bezdenna głupota i do czego prowadzi cała ta farsa i oportunizm, jakie towarzyszą wszystkim emigrantom na całym świecie – „spóźnieni” przesiedleńcy, aby nadrobić czas stracony za żelazną kurtyną, próbowali stać się bardziej niemieccy od rodowitych Niemców: aby ich mercedesy, fałweje, beemwuchy i audice były naprawdę cool, naklejali na maski i szyby po kilka czarnych orłów i na-

„Aby trafić z Gdańska nad Jezioro Bodeńskie, musiałem spaść z piątego piętra mojego wieżowca na samo dno emigracyjnego piekła” – wyznaje popularny pisarz i eseista, dokonując na półmetku życia bolesnego rozrachunku z przeszłością. Opuszczając Polskę w 1987 roku, nie przypuszczał nawet, że droga do zrozumienia, czym jest miłość, przyjaźń i pospolite ludzkie szczęście, wiedzie przez liczne upokorzenia i koszmar bezdomności. Daleka od martyrologicznego tonu książka Załuskiego jest z pewnością rodzajem autoterapii, zapisem zmagań młodego inteligenta z doświadczeniem emigracyjnym, ukształtowanym przez tradycję sięgającą epoki romantyzmu. Autor, choć demitologizuje legendę o ucieczce na Zachód w poszukiwaniu lepszego bytu bądź wolności słowa, składa jednocześnie hołd tym wszystkim, którzy dzielili z nim trudy wędrówki przez życie i wspólną pryczę w obozie dla uchodźców.” Wydawnictwo Słowo Obraz Terytoria


16 Reklama ALBUM „FOT. KOSYCARZ. NIEZWYKŁE ZWYKŁE ZDJĘCIA CZ. IV” Tramwaj z wagonem barowym, kursujący na trasie Gdańsk – Sopot. Urodzone w 1961 roku, pierwsze na

„FOT. KOSYCARZ. NIEZWYKŁE ZWYKŁE ZDJĘCIA CZĘŚĆ IV” 325 ZDJĘĆ Z LAT 1945 – 2009 autor: Maciej Kosycarz 160 stron, oprawa twarda, wymiary: 235 x 335 mm wydawca: Kosycarz Foto Press / KFP Ul. Podwale Staromiejskie 89/8, 80-844 Gdańsk tel. (0-58) 301 94 46 Gdańsk 2009 ISBN / EAN 978-83-913709-6-4 Cena detaliczna 59 zł

Pomorzu, ale już zapomniane czworaczki. Rajd Monte Carlo na Długim Targu. Zlikwidowana śluza ze statkiem bocznokołowcem, pływającym pomiędzy Wisłą Śmiałą i Martwą w Pleniewie. Pokazy mody, klimaty starych kawiarni i restauracji, życie codzienne, budowa kiedyś nowoczesnych, dzisiaj już podstarzałych domów i osiedli. To tylko niektóre z tematów pojawiających się na ponad 300 fotografiach Zbigniewa i Macieja Kosycarzy z lat 1945 -2009 w kolejnym albumie „Fot. Kosycarz. Niezwykłe Zwykłe Zdjęcia. Część IV”, czyli fotograficznej wędrówce przez historię i wspomnienia. Poprzednie edycje albumu przypadły czytelnikom do gustu. Tym bardziej, że większość z nich odnajduje w albumie kawałek swojego życia, a młodsi z ciekawością oglądają, jak żyło się kilkanaście i kilkadziesiąt lat temu. Wiele osób rozpoznało na nich samych siebie, czy to w kolejce do sklepu, czy na zabawie tanecznej, czy też zarabiających pierwsze pieniądze na Jarmarku Dominikańskim lub spacerujących na Długim Targu. Nowy album Kosycarzy, wzorem poprzednich będzie albumem, do którego będzie się często wracać, i który dostarczy każdemu wielu refleksji i miłych wspomnień.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.